- Opowiadanie: sooskiller - Co wydarzyło się w mieszkaniu Antoniny Kozickiej?

Co wydarzyło się w mieszkaniu Antoniny Kozickiej?

Zapraszam do przeczytania krótkiego opowiadanka (około 14000 zzs). Nie pamiętam skąd przyszedł na nie pomysł, ale myślę, że mi wyszło. Może kiedyś użyję go jako prologu do większej opowiastki. Tytuł wymyślony na szybko :)
Standardowo proszę o wyrażenie opinii. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Co wydarzyło się w mieszkaniu Antoniny Kozickiej?

 

Pierwszym warunkiem nieśmiertelności jest śmierć.

 

Stanisław Jerzy Lec

 

 

Zbliżała się szesnasta. Do drzwi Antoniny Kozickiej – staruszki mieszkającej na czwartym piętrze w bloku z epoki Gierka, na jednym z olsztyńskich blokowisk – ktoś zaczął się dobijać.

Kobieta odprawiała właśnie codzienny rytuał związany z emisją kolejnego odcinka jej ulubionego serialu; podsunęła fotel vis a vis telewizora, a tuż przed nim ustawiła miękki podnóżek. Zaparzywszy w kuchni herbatę ziołową, przesypała solidną porcję herbatników na niewielki, porcelanowy talerzyk. Następnie, usadowiła się głęboko w fotelu, rozprostowała owinięte kocem nogi i ułożyła je na podnóżku. Nie lubiła, gdy ktoś jej przeszkadzał między szesnastą a osiemnastą. Od niemal dziesięciu lat nie przegapiła żadnego odcinka telenoweli Zerwane Więzy i pragnęła, żeby tak zostało. 

Walenie do drzwi ponowiło się, wywołując na twarzy staruszki irytację. Podniósłszy się z krzesła, odstawiła kubek z herbatą na stolik. Przechodząc w stronę przedpokoju pokruszyła kawałek herbatnika nad stojącym obok akwarium, wywołując ogromne poruszenie wśród pływających w nim gupików, które rzuciły się na okruchy, jakby były głodzone od tygodni. Następnie poczłapała w stronę drzwi wąskim, słabo oświetlonym przedpokojem. Miała na sobie grubą suknię, wełniane kapcie z napisem „Zakopane” oraz bordowy fartuch na suwak wykonany z poliestru. Przystanęła przed lustrem i wygładziła zebrane na odzieży fałdy.

– Idę! – krzyknęła pozbawionym entuzjazmu głosem. Zdjęła klucze, wiszące na haczyku obok drzwi i włożyła jeden z nich do zamka. – Kto tam? 

Staruszka wpatrywała się w judasz, przez który widziała wyłącznie drzwi sąsiadów z naprzeciwka.

– Tobiasz. Przyniosłem pani zakupy z warzywniaka.

– Tak szybko? Spodziewałam się ciebie wieczorem… – odpowiedziała podniecona, po czym szybko przekręciła klucz i otworzyła drzwi. – Proszę, wejdź!

Na klatce zobaczyła opartego o barierkę sąsiada, pięćdziesięcioletniego Tobiasza Stareckiego, mieszkającego w tej samej klatce, na drugim piętrze. W rękach trzymał dwie wypchane po brzegi torby z zakupami, które oparł o balustradę. Wniesienie zakupów na czwarte piętro wyraźnie go zmęczyło.

– Ano, tak szybko jak tylko się dało – odpowiedział, ocierając z czoła krople potu. – Wieczorem zabieram Marię do kina, więc musiałem teraz. Zaraz mi serce wyskoczy, pani Kozicka. Już wyżej nie mogła pani mieszkać?

Starecki wytarł podeszwy butów o leżącą przed drzwiami wycieraczkę z napisem „welcome” i wszedł za Kozicką do środka.

– Proszę, zanieś to do kuchni. Napijesz się czegoś? Zaparzyłam właśnie herbaty miętowej. Mam też naleweczkę wiśniową od siostry. Może strzelimy po jednym, dla zdrowotności? – Trąciła sąsiada łokciem. – Przyda mi się na rozluźnienie przed Więzami.

Siedemdziesięciolatka, nie czekając na odpowiedź, wyjęła dwa wyjątkowo pojemne kryształowe kieliszki z wiszącej nad kuchennym stołem szafki i przetarła je w środku suchą ścierką. Z lodówki wyjęła opróżnioną do połowy litrową butelkę czerwonego płynu. Nalała po równo w obie pięćdziesiątki. Podała jedną sąsiadowi, po czym szybko przechyliła swoją. Zrobiła kwaśną minę, przełykając wysokoprocentowy trunek. Nalała ponownie.

– Nadal ogląda pani tego tasiemca? – zapytał Tobiasz.

– Nadal. Lepsze to niż te bzdury, które teraz puszczają na okrągło na wszystkich kanałach. Kojarzysz chyba te seriale paradokumentalne? Zatrzęsienie jakieś! Ci aktorzy to jakby z psychiatryka pouciekali, gubiąc po drodze resztę klepek! – odpowiedziała kręcąc głową. – I wiecznie te same historie! Ten zdradził tamtą, ona tego z kimś innym, a ten tą ze swoim szefem, bo olśniło go nagle i woli chłopców… Mówię ci, teraz w telewizji to takie bzdury puszczają, że gdyby nie Zerwane Więzy to nie miałabym na czym oka zawiesić!

Tobiasz uśmiechnął się delikatnie.

– Jak zawsze ma pani rację, pani Kozicka. Czy Carlos oświadczył się już Esmeraldzie?

– Nie, ale z tego co wyczytałam, w Przeglądzie Seriali, ma to zrobić dziś! Boże! Od roku łazi za jej ojcem prosząc o jej rękę!

Tobiasz głośno się roześmiał. Uniósł swój kieliszek i stuknął delikatnie krawędzią w szkło stojące przed staruszką.

– Pani zdrowie! – Przechylił i wypił zawartość jednym łykiem. Z trudem stłumił grymas goryczy. – Na mnie pora. W sobotę wpadnie do nas Tymon z tą swoją nową dziewczyną. Zapraszam na obiad, pośmiejemy się, pogramy w karty, coś wypijemy, dla zdrowotności, rzecz jasna!

– Tymon przyjedzie? Wieki go nie widziałam! Przyjdę na pewno! Trzeba sprawdzić tę jego panienkę! – odpowiedziała z uśmiechem. – Obiecałam przecież twojej matce, że będę strzec Tymona jak oka w głowie i mam zamiar dotrzymać słowa, choćby nie wiem co! – Uśmiechnęła się i postawiła jedną z przyniesionych przez sąsiada toreb obok lodówki. 

Tobiaszowi przypomniały się ostatnie chwile z życia jego matki. Zaatakowana przez chorobę, której lekarze nie potrafili wyleczyć, ani nawet zdiagnozować tygodniami umierała w strasznej agonii. Kilka minut przed śmiercią wręczyła Antoninie zaklejoną kopertę, której zawartości staruszka nikomu nigdy nie wyjawiła.

– Cieszę się. Tymon ma jutro urodziny, więc będzie też tort. Proszę w sobotę nie przeholować z cukrem przed obiadem – powiedział i skierował się w stronę drzwi. – Proszę pamiętać o zamknięciu drzwi na klucz, pani Kozicka. Do widzenia!

Sąsiad wyszedł. Przez chwilę, zza drzwi, słyszała jego kroki. Spojrzała na przytwierdzony do lodówki kalendarz. Dwudziesty ósmy czerwca. Czwartek. 

– No przecież. Urodziny Tymona… – wymamrotała pod nosem.

Zegar na mikrofalówce wskazywał szesnastą dwadzieścia pięć. Staruszka wrzuciła kieliszki do zlewu, gdzie stał zabrudzony tłuszczem talerz. Energicznymi ruchami zaczęła rozpakowywać torby z warzywami. Część poukładała w szufladach lodówki, część wrzuciła do plastikowego wiaderka stojącego w szafce pod zlewem. Z telewizora dobiegł dźwięk reklam poprzedzających serial, więc resztę zakupów pozostawiła w torbie, którą wsunęła pod stół i pognała do salonu. Zatrzymała się w połowie drogi. Wróciła biegiem do kuchni, chwyciła butelkę z resztą nalewki i ponownie udała się do pokoju gościnnego. Owinąwszy się kocem rozprostowała nogi na podnóżku, a na kolanach postawiła półmisek z herbatnikami. Na ekranie trzydziestocalowego Samsunga pojawiła się para młodych, przytulonych, patrzących sobie głęboko w oczy ludzi. Towarzyszyła im cicha, miłosna piosenka w języku hiszpańskim, przy akompaniamencie gitary klasycznej.

 

Po godzinie serial dobiegł końca. Podniósłszy się z fotela, staruszka otarła mokre od łez policzki i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę kuchni. W ręce trzymała butelkę, drugą zaś podtrzymywała się mebli. Nalewka zaczęła działać z pełną mocą. Doszedłszy do przedpokoju, znieruchomiała na widok szeroko otwartych drzwi wejściowych. Tętno przyspieszyło, poczuła napływ adrenaliny, który mimowolnie ją otrzeźwił, a wirujący przed oczami obraz nieco się ustabilizował. 

– Ha… Halo? Jest tam kto? – wyszeptała w kierunku pustej przestrzeni przed sobą. – Tobiasz, czy to ty?

Nie usłyszała odpowiedzi. Niepewnym krokiem przeszła przedpokojem do drzwi wejściowych. Poruszała się powoli i bezszelestnie. Leżący na podłodze staromodny dywan w romby tłumił jej kroki. Po drodze, ukradkiem, zajrzała do kuchni, w której nikogo nie zastała.

Butelkę trzymała za szyjkę, mocno zaciskając na niej palce. Pomarszczona skóra dłoni naprężyła się. Żyły wyszły na wierzch i utworzyły plątaninę przypominającą pajęczą sieć. Doszedłszy do drzwi, przełknęła ślinę, która z trudem przepłynęła przez wyschnięte gardło. Wychyliwszy się delikatnie na klatkę schodową, nikogo nie ujrzała. Słońce przebijało się przez niewielkie, uchylone okno znajdujące się nad grzejnikiem na półpiętrze, oświetlając wnętrze. – Ktoś zostawił je otwarte – pomyślała staruszka – może Tobiasz? – Poczuwszy na twarzy przyjemny powiew świeżego powietrza, wywołany przeciągiem, który osuszył kropelki potu z jej twarzy, zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, rozluźniając mięśnie. Poczuła ulgę i uspokoiła się. Alkohol ponownie opanował jej zmysły. W ostatniej chwili złapała butelkę, która wyślizgnęła się jej z ręki. 

 Wróciwszy do mieszkania, Antonina Kozicka przekręciła klucz w zamku i odwiesiła pęk kluczy na plastikowy, samoprzylepny haczyk. Weszła do kuchni. Jej ciało przeszyło przerażenie. Ujrzała stojącego na środku kuchni wysokiego, ubranego w całości na czarno starca, wlepiającego w nią czarne jak węgiel oczy. Antoninę sparaliżował strach: mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a krzyk ugrzązł w gardle, niczym u duszącej się osoby. Starzec błyskawicznie chwycił jedną ręką głowę kobiety i uniósł do góry. Palce jego ogromnej dłoni oplotły głowę Kozickiej, niczym główkę niemowlęcia. Mieszkająca na czwartym piętrze kobieta zaczęła się szarpać i machać nogami na oślep, jednak nie dosięgnęła ani podłogi, ani znacznie wyższego od siebie napastnika. Starzec uśmiechał się lekceważąco, obserwując bezskuteczne próby oswobodzenia się Antoniny. Wówczas ich oczy spotkały się. Staruszka zauważyła otaczającą napastnika aurę, przypominającą ciemny dym. Powietrze wokół niego falowało, niczym wokół tlącej się pochodni. Twarz starca pokrywały głębokie, przypominające poparzenia blizny. Jego czarne oczy przeszywały Antoninę Kozicką, niczym stalowe wiertła.

 Przedzierające się przez strach resztki przytomnego umysłu przypomniały staruszce o ściskanej w dłoni butelce. Antonina, zacisnąwszy z całej siły palce na szkle, wykonała kilka wymachów, jednak żaden cios nie dosięgnął przeciwnika; butelka dotarła zaledwie na wysokość łokcia starca, który na widok nieudanych prób oswobodzenia się staruszki roześmiał się szyderczo, obnażając przy tym pozbawione zębów dziąsła. 

– Naprawdę myślałaś, że tym razem uda wam się pokrzyżować nasze plany, ty cholerna starucho? – syknął starzec głosem, kojarzącym się z osobą pozbawioną krtani. – Wszystkie jesteście takie same: naiwne i ślepo posłuszne swojemu Bogu, który ma was głęboko w dupie! Durne, stare ropuchy…

Staruszka wypuściła butelkę z rąk, która z impetem rozbiła się o ceramiczne kafelki. Szkło rozsypało się chaotycznie. Po policzkach Antoniy zaczęły spływać łzy. Wsunęła rękę do kieszeni fartucha i zaczęła czegoś szukać. Nie umknęło to uwadze starca, który, skupiwszy wzrok na kieszeni Antoniny, czekał z rozbawieniem na jej ruch. Po chwili staruszka zaczęła poruszać delikatnie wargami, wyjęła z kieszeni dłoń, z palcami owiniętymi czarnym, perłowym różańcem.

– Co tam gadasz? – zapytał starzec. 

Na jego ponurej twarzy ciekawość mieszała się z rozbawieniem. Przysunął Kozicką bliżej siebie, niczym szmacianą lalkę, przystawiając jej usta bliżej swojego ucha. Kobieta poczuła silną woń zgnilizny doprawioną gryzącym zapachem przypalanego plastiku.

– …i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom… – szeptała z zamkniętymi oczami. Wyglądała jak oaza spokoju, jakby pogodziła się z tym co zaraz ją spotka. Starzec wyprostował rękę z zaskoczoną miną. Po chwili wybuchnął głośnym, ponurym śmiechem. 

– Kozicka, Ty tak na serio? Kobieto, gdzie jest teraz ten, do którego się modlisz? Dlaczego cię nie ochroni? Ech, głupota ludzka nie zna granic… 

Antonina Kozicka zdawała się nic nie słyszeć, jakby kompletnie się wyłączyła. Uśmiech z twarzy starca rodem z piekła zniknął. Skupiwszy na Antoninie swój wzrok, przeszył spojrzeniem jej pomarszczoną twarz. Przechylał głowę raz w lewą, raz w prawą stronę. Nagle, spomiędzy jego palców, zaciśniętych na głowie staruszki, zaczął wydobywać się szary, gęsty dym. Kozicka otworzyła szeroko oczy, które sprawiały wrażenie, jakby miały zaraz eksplodować. Białka zalały się krwią, która gęstym strumieniem zaczęła wypływać z oczodołów. Usta, wykrzywione w grymasie przeżywanych katuszy, nieprzerwanie recytowały słowa modlitwy. Starzec nie przerywał. W jednej chwili włosy Antoniny Kozickiej stanęły w płomieniach oplatając jego dłoń, niczym wełniane rękawiczki. W powietrzu unosił się jadowity smród palonych włosów i topiącej się skóry. 

– Ty śmieciu ludzki! – krzyknął starzec i rzucił staruszką o ścianę. 

Odbijając się od boazerii, głowa Antoniny Kozickiej pozostawiła na ścianie czerwoną plamę, a ciało bezwładnie opadło na podłogę. Starzec zauważył unoszącą się ciężko klatkę piersiową kobiety, która wkładała ogrom wysiłku w każdy wdech i wydech. Uśmiechnął się delikatnie i odwrócił, rozglądając się po mieszkaniu.

– Wiesz, że tacy ludzie, jak on, rodzą się raz na dwadzieścia lat? Oczywiście, że wiesz. I zapewne zdajesz sobie sprawę również z tego, jak bardzo jest on nam potrzebny? Ty i tobie podobne, od wieków wpychacie nos w nie swoje sprawy. I zobacz do czego Cię to doprowadziło, siostro Kozicka. A przecież to tylko jedna, nic nie znacząca dusza na dwadzieścia lat! O co cały ten szum? 

Starzec zdawał się nie zauważyć, że staruszka wstała, podciągając się o krawędź stołu. Mówił do niej, oglądając różne przedmioty, które Antonina Kozicka trzymała w kuchni. Uniósłszy porcelanową solniczkę w kształcie owieczki obrócił ją kilkakrotnie w palcach, po czym odstawił na swoje miejsce. Podniósłszy drewnianą chochlę machnął nią, jakby trzymał w ręku szpadę. Odłożył. 

Antonia Kozicka podniosła leżący na stole nóż. Zachowywała się najciszej jak tylko mogła i, tłamsząc w sobie ogromny ból, zrobiła zamach i rzuciła się na starca. W momencie, gdy ostrze powinno zatopić się w jego plecach, rozległ się dźwięk, przypominający syk ulatującego z przebitej opony powietrza, a w miejscu, gdzie starzec stał, pojawił się rój much, rozpływający się na dwie części, niczym ławica śledzi.

Oparłszy się o ścianę Antonia Kozicka uchroniła się przed upadkiem.

– Pudło! – Usłyszała za plecami zniekształcony głos, jakby ktoś starał się mówić przez zaciśnięte zęby. 

Staruszka odwróciła się resztkami sił i ciężko sapiąc, osunęła się na podłogę. Nóż wypadł jej z ręki. Poczuwszy pod sobą odłamki szkła, wbijające się w skórę pleców, ujrzała starca, który uniósł nogę i nadepnął na jej klatkę piersiową. Czuła ogromny ból, a nacisk masywnej, czarnej jak smoła stopy powodował, że nie mogła oddychać. Starzec naciskał coraz mocniej, aż rozległ się chrzęst łamanych kości. Spod pleców Kozickiej wypłynęły strużki krwi i rozpłynęły się w szczelinach między kafelkami, tworząc kratownicę z czerwoną otoczką. Docisnąwszy stopę jeszcze mocniej starzec przebił się przez żebra i zgniótł klatkę piersiową staruszki, niczym drewnianą, wypełnioną truskawkami skrzynkę. Oczy Kozickiej spowiła martwa pustka.

Starzec, jak gdyby nigdy nic, przeszedł do salonu Kozickiej i rozsiadł się przed telewizorem. Muchy krążyły wokół niego jak nad gnijącym mięsem. 

 

Koniec

Komentarze

Początek mi się trochę dłużył. Do tego niewiele wnosi do całej historii. Mało tego, stoi w opozycji do drugiej części. Pierwszy fragment jest lekki, przyjemny, nawet trochę humorystyczny, za to druga część opowieści to już mroczna, ponura scena. Być może taki dualizm był umyślnym zabiegiem, ale w moim odczuciu, opowiadanie na tym traci. Według mnie historia nie trzyma poziomu. Początek jest słaby, za to druga część zdecydowanie lepsza, ciekawsza.

 

Pozdrawiam!

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Nazgulu, dzięki za przeczytanie i komentarz.

Zamysłem było odwrócenie uwagi i rozluźnienie czytelnika, celem zaskoczenia biegiem wydarzeń. Piszesz, że początek jest słaby, ale piszesz też, że jest lekki i przyjemny, nawet humorystyczny, więc chyba ogólnie na plus :)

Hej No właśnie co? :) lubię historie z otwartym zakończeniem, fajnie napisane opowiadanie, opis hmm napiszę walki z braku lepszego słowa, ciekawy i wciągający :). Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

 

więc chyba ogólnie na plus :)

No jasne! yessmiley

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Podobało mi się to powolne budowanie zwykłej rzeczywistości a następnie zestawienie jest ze światem magicznym, nadprzyrodzonym. Używasz ładnych i plastycznych porównań, wszystko jako całość dobrze się czyta, klimatem przypomina mi rosyjskie filmy Straż Nocna (2004) i Straż Dzienna (2006).

Ogólnie odbieram jako zaciekawiający początek, jak to określiłeś jako zachęcający prolog do większej opowiastki.

entropia nigdy nie maleje

Dzięki Jim, filmów nie kojarzę, pierwotna inspiracja nawiedziła mnie po przeczytaniu Miasteczka Salem Kinga (chyba) :)

Witaj.

 

Jak lubię od dziecka horrory, tu muszę przyznać, że jestem mocno zaskoczona. Tekst wydaje mi się streszczeniem lub krótkim rozdziałem jakiegoś obszerniejszego opowiadania grozy. Samo pastwienie się nad staruszką, pełne makabrycznych scen, odczytuję jako opis brutalności włamywacza-sadysty i – mimo pewnych cech demona, jakie są przedstawione – jak go takim nie widzę – dla mnie nadal ma więcej cech ludzkich niż szatańskich. Zakończenie tekstu jest mocno ucięte, brak puenty, wniosku, wyjaśnień, zatem całe opowiadanie pozostawia czytelnika z dużym niedosytem. W moim odczuciu tekst wymaga jeszcze obszerniejszego rozwinięcia. Sama postać bohaterki, sąsiada, jego matki i brata – dobre, ciekawe, ale i one wymagają koniecznego rozwinięcia.

 

Z technicznych – sugestie oraz wątpliwości – do przemyślenia:

Trzeba sprawdzićjego panienkę! – gramatyczny

Obiecałam przecież twojej matce, że będę strzec Tymona jak oka w głowie i mam zamiar dotrzymać słowa, choćby nie wiem co! – uśmiechnęła (wielką literą?) się i postawiła jedną z przyniesionych przez sąsiada toreb obok lodówki. 

Zaatakowana przez chorobę, której lekarze nie potrafili wyleczyć, ani nawet zdiagnozować (przecinek?) tygodniami umierała w strasznej agonii.

Nalewka zaczęła działać z pełną mocą. Doszedłszy do przedpokoju, znieruchomiała na widok szeroko otwartych drzwi wejściowych. – brzmi trochę, jakby to nalewka (podmiot ostatniego zdania) znieruchomiała

 

Poczuwszy na twarzy przyjemny powiew świeżego powietrza, wywołany przeciągiem, który osuszył kropelki potu z jej twarzy, zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, rozluźniając mięśnie. Poczuła ulgę i uspokoiła się. – powtórzenie

Wróciwszy do mieszkania, Antonina Kozicka przekręciła klucz w zamku i odwiesiła pęk kluczy na plastikowy, samoprzylepny haczyk. – i tu

Starzec błyskawicznie chwycił jedną ręką głowę kobiety i uniósł do góry. Palce jego ogromnej dłoni oplotły głowę Kozickiej, niczym główkę niemowlęcia. – tu też

Starzec uśmiechał się lekceważąco, obserwując bezskuteczne próby oswobdzenia się Antoniny. – literówka

 Przedzierające się przez strach resztki przytomnego umysłu przypomniały staruszce o ściskanej w dłoni butelce. Antonina, zacisnąwszy z całej siły palce na szkle, wykonała kilka wymachów, jednak … – powtórzenie

 

Po policzkach Antoniy zaczęły spływać łzy. Wsunęła rękę do kieszeni fartucha i zaczęła czegoś szukać. Nie umknęło to uwadze starca, który, skupiwszy wzrok na kieszeni Antoniny, czekał z rozbawieniem na jej ruch. Po chwili staruszka zaczęła poruszać delikatnie wargami, wyjęła z kieszeni dłoń, z palcami owiniętymi czarnym, perłowym różańcem. – literówka; powtórzenia

– Kozicka, Ty tak na serio? – czemu wielką literą?

Usta, wykrzywione w grymasie przeżywanych katuszy, nieprzerwanie recytowały słowa modlitwy. Starzec nie przerywał. – powtórzenie

 

Pod kątem językowym zatem warto jeszcze poprawić całość, ja już reszty usterek nie wypisuję.

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dzięki bruce ????

Dzięki bruce ????

Pozdrawiam serdecznie, i ja dziękuję (bez pytajników:)) ), masz świetne pomysły, rozwijaj wątki, poprawiaj usterki (jak każdy z nas, tu każdy uczy się dobrze pisać, nikt nie jest nieomylny), a horrory wyjdą doskonałe, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Haha sorry, wrzuciłem jakąś uśmiechniętą emotikonkę (odpisywałem telefonem), widocznie stronka zmienia emotki na znaki zapytania… 

Nic nie szkodzi, domyśliłam się i zażartowałam z tego, i mnie tutaj czasem wpadają niechciane znaki. :)

Pozdrawiam, pisz, pisz, bo tu jest wielu zgłodniałych zwolenników dobrych horrorów ( w tym i ja), a Ty masz świetne pomysły. :)

Powodzenia. :)

Pecunia non olet

D-d-dyżurny! Wszystko poniżej to sugestie:

Zbliżała się szesnasta. Do drzwi Antoniny Kozickiej – staruszki mieszkającej na czwartym piętrze w bloku z epoki Gierka, na jednym z olsztyńskich blokowisk – ktoś zaczął się dobijać.

Drugie zdanie, wprowadzasz bohaterkę i od razu dostaję trzy wyrażenia o miejscu.

Kobieta odprawiała właśnie codzienny rytuał związany z emisją kolejnego odcinka jej ulubionego serialu; 

Dużo przymiotników, “jej” i “emisją” ew. do wywalenia.

Następnie, usadowiwszy się głęboko w fotelu, rozprostowała owinięte kocem nogi i ułożyła je na podnóżku. Nie lubiła, gdy ktoś jej przeszkadzał między szesnastą a osiemnastą.

Masz drugi imiesłów uprzedni na przestrzeni paragrafu, do tego ten jest mocno nienaturalny.

Od niemal dziesięciu lat nie przegapiła żadnego odcinka telenoweli Zerwane Więzypragnęła, żeby tak zostało. 

Hmm, to trochę nia pasuje, jak dla mnie. Może “żeby to się nie zmieniło”?

Walenie do drzwi ponowiło się, wywołując na twarzy staruszki irytację.

Nie wiem, czy to wywoływanie irytacji na twarzy zbyt fortunne.

Podniósłszy się z krzesła, odstawiła kubek z herbatą na stolik. Przechodząc w stronę przedpokoju pokruszyła kawałek herbatnika nad stojącym obok akwarium, wywołując ogromne poruszenie wśród pływających w nim gupików, które rzuciły się na okruchy, jakby były głodzone od tygodni.

Zwracam uwagę na zaczynanie od imiesłowu zdanie po zdaniu.

Miała na sobie grubą suknię, wełniane kapcie z napisem „Zakopane” oraz bordowy fartuch na suwak wykonany z poliestru.

Ja bym jakoś wprowadził to jakoś bardziej naturalnie, właśnie przy patrzeniu na lustro np.

Na klatce zobaczyła opartego o barierkę sąsiada, pięćdziesięcioletniego Tobiasza Stareckiego, mieszkającego w tej samej klatce, na drugim piętrze.

Informacja o tym, ile miał lat i gdzie mieszkał nie pasuje jako element zdania o tym, że go zobaczyła.

W rękach trzymał dwie wypchane po brzegi torby z zakupami, które oparł o balustradę.

Trzymał torby, które oparł – rozumiem sens, ale dziwnie to brzmi. Może “trzymał wypchane torby…podpierając je”

Nalała po równo w obie pięćdziesiątki.

Do pięćdziesiątki chyba.

Po godzinie serial dobiegł końca.

Nie zasługuje na oddzielne zdanie :)

Podniósłszy się z fotela, staruszka otarła mokre od łez policzki i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę kuchni.

Spróbuj wymówić :) Może “podnosząc się”, “po podniesieniu”?

W ręce trzymała pustą szklaną butelkę

Wystarczy, że butelkę :)

Doszedłszy do przedpokoju, znieruchomiała na widok szeroko otwartych drzwi wejściowych.

Uczulam na to. Nie musisz koniecznie zmieniać, ale ja się na tym zatrzymuję, to są mało naturalne formy.

 

Zwracam uwagę, że jesteśmy dość daleko w tekście, a dopiero teraz się zaczyna na dobre.

Poruszała się powoli i bezszelestnie.

Ninja babcia :) Rozumiem sens, ale lekko zabawnie to brzmi, akurat gdy robi się nieco podejrzanie. Można lekko stonować, “uważając, by nie wydać odgłodu”…

 Po drodze, ukradkiem, zajrzała do kuchni, w której nikogo nie zastała.

Trochę mi zgrzyta :)

Butelkę trzymała za szyjkę, mocno zaciskając na niej palce. Pomarszczona skóra dłoni starszej kobiety naprężyła się.

Zbędne jak dla mnie. Wiadomo, czyja, tylko rozwadniamy dość ciekawy fragment.

Żyły stały się wyraźnie widoczne i utworzyły plątaninę przypominającą pajęczą sieć.

Może lepiej “wyszły na wierzch”, wtedy unikamy strony biernej?

Doszedłszy do drzwi, przełknęła ślinę, która z trudem przepłynęła przez wyschnięte gardło.

Aliteracja na początku, poza tym nie wiem, mi to jakoś przeszkadza, może to ja.

Wychyliwszy się delikatnie na klatkę schodową, nie ujrzała nikogo.

Może “ale nie było tam nikogo”? To zdanie współrzędne po imiesłowie p-u jakoś intuicyjnie kłóci mi się z non-eventem.

Słońce przebijało się przez niewielkie, uchylone okno znajdujące się nad grzejnikiem na półpiętrze, oświetlając wnętrze.

Drugi problem, który mam, jest to, że często masz określenia po obu stronach rzeczownika, i to po kilka. Nie jest to błąd, ale uczulam na to. Nie zawsze to fortunnie brzmi.

– Ktoś zostawił je otwarte – pomyślała staruszka – może Tobiasz? – Poczuwszy na twarzy przyjemny powiew świeżego powietrza, wywołany przeciągiem, który osuszył kropelki potu z jej twarzy, zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech, rozluźniając mięśnie.

Długie, podrzędozowe zdanie, aliteracja, “poczuwszy” brzmi dla mnie bardzo nienaturalnie.

Poczuła ulgę i uspokoiła się.

Znowu odmiana “poczuć”.

Alkohol ponownie opanował jej zmysły. W ostatniej chwili złapała butelkę, która wyślizgnęła się jej z ręki. 

Jakoś bym to minimalnie wprowadził, “tak bardzo się rozluźniła…”

 Wróciwszy do mieszkania, Antonina Kozicka przekręciła klucz w zamku i odwiesiła pęk kluczy na plastikowy, samoprzylepny haczyk.

To ważne, jaki był haczyk?

Weszła do kuchni. Jej ciało przeszyło przerażenie.

Dwa krótkie, nie połączone zdania, aliteracja.

Ujrzała stojącego na środku kuchni wysokiego, ubranego w całości na czarno starca, wlepiającego w nią czarne jak węgiel oczy.

To jest zdanie, na którym w pewnym sensie wisi cały suspens, i sorry gregory, ale jest po prostu drewniane.

Antoninę sparaliżował strach: mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a krzyk ugrzązł w gardle, niczym u duszącej się osoby. Starzec błyskawicznie chwycił jedną ręką głowę kobiety i uniósł do góry. Palce jego ogromnej dłoni oplotły głowę Kozickiej, niczym główkę niemowlęcia.

Mieszkająca na czwartym piętrze kobieta zaczęła się szarpać i machać nogami na oślep, jednak nie dosięgnęła ani podłogi, ani znacznie wyższego od siebie napastnika.

To zaczęcie zdania od tego, gdzie mieszkała, strasznie zgrzyta w tej scenie.

 

Jeśli ją trzymał, to na bank mogła go którąś kończyną gdzieś trafić.

Starzec uśmiechał się lekceważąco, obserwując bezskuteczne próby oswobdzenia się Antoniny.

Ortograf.

Wówczas ich oczy spotkały się.

Sugeruję “wtedy”.

Powietrze wokół niego falowało, PRZECINEK CHYBA ZBĘDNY niczym wokół tlącej się pochodni.

Jego czarne oczy przeszywały Antoninę Kozicką, niczym stalowe wiertła.

Jakoś mi ta metafora nie gra.

Staruszka wypuściła butelkę z rąk, która z impetem rozbiła się o ceramiczne kafelki.

Z impetem można się wbić albo uderzyć, do rozbijania bym dał dźwięk.

Szkła rozsypały się chaotycznie.

Szkło.

Po policzkach Antoniy zaczęły spływać łzy. Wsunęła rękę do kieszeni fartucha i zaczęła czegoś szukać. Nie umknęło to uwadze starca, który, skupiwszy wzrok na kieszeni Antoniny, czekał z rozbawieniem na jej ruch. Po chwili staruszka zaczęła poruszać delikatnie wargami, wyjęła z kieszeni dłoń, z palcami owiniętymi czarnym, perłowym różańcem.

Antoniny x 2, w tym jedno z ortografem, do tego wiadomo, że czegoś szuka, może “zaczęła gmerać w kieszeni”?

 

Najpierw zły mówi jak ponury Zły, potem jak antyklerykalny wujek…

Uśmiech z twarzy starca rodem z piekła zniknął.

Wymusza chwilę zastanowienia, czy rodem z piekła był starzec, czy twarz, czy uśmiech.

Ty i tobie podobne, PRZECINEK od wieków wpychacie nos w nieswoje sprawy.

Nie swoje

Starzec zdawał się nie zauważyć, że staruszka wstała, podciągając się o krawędź stołu.

Prościej bym napisał.

Muchy krążyły wokół niego,PRZECINEK CHYBA ZBĘDNY jak nad gnijącym mięsem.

D-dy-dyżurny!

 

Zacznę od plusów. Zły jest bardzo plastycznie opisany, jego atrybuty są całkiem wymyślne.

 

Niepokój jest dobrze wprowadzony.

 

Całkiem realistyczny dialog i opis scenerii, jakbym był u mojej babci podczas wizyty sąsiada. Sama bohaterka też niczego sobie.

 

Z minusów – cóż, dużo problemów, przede wszystkim imiesłowy przysłówkowe uprzednie wręcz grasują w tym tekście, do tego rzeczowniki bywają niemal obwarowane przymiotnikami i imiesłowami. Ogólnie warto pomyśleć nad tym, co jest akurat istotne, nie wprowadzać strony biernej czy informacji o piętrze do środka wartkiej akcji.

 

Ogólnie jest tu jedna scena z dośc długim wstępem, do tego jest jakaś fabuła, która zostaje wspomniana, a nie opowiedziana. Polecam grzecznie napisać coś krótkiego, ale domkniętego.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dzięki GreasySmooth, napracowałeś się, zwróciłeś uwagę na rzeczy, których sam pewnie nigdy bym nie zauważył. Dzięki.

Nie ma sprawy! Poza tym poczekaj, aż przyjdzie to regulatorzy :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

GreasySmooth może zdążę wprowadzić któreś z twoich uwag, więc regulatorzy się nie przyczepią:)

Dość monotonny, by nie rzec nudny, początek z udziałem sąsiada nie zapowiadał dalszych wydarzeń, a to co przydarzyło się Antoninie jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Nie wiem dlaczego czarny staruch zjawił się u starszej pani, ani dlaczego tak ja skrzywdził. Podejrzewam, Sooskillerze, że dla Ciebie cała sprawa jest jasna i oczywista, ale ja gubię się w domysłach i nie wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

Wykonanie, co stwierdzam z ogromnym smutkiem, pozostawia bardzo wiele do życzenia.

Przypuszczam, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17.

 

prze­sy­pa­ła so­lid­ną por­cję her­bat­ni­ków na nie­wiel­ki, por­ce­la­no­wy ta­le­rzyk. → Zbędne dookreślenie – talerzyk jest niewielki z definicji. Zastanawiam się też, czy na takim talerzyku zmieści się solidna porcja herbatników?

 

żad­ne­go od­cin­ka te­le­no­we­li Ze­rwa­ne Więzy… -> …żad­ne­go od­cin­ka te­le­no­we­li Ze­rwa­ne więzy

 

Pod­nió­sł­szy się z krze­sła, od­sta­wi­ła kubek z her­ba­tą na sto­lik. → Wcześniej napisałeś: …usa­do­wiw­szy się głę­bo­ko w fo­te­lu… → Kiedy starsza pani zdążyła przesiąść się z fotela na krzesło?

Ponadto uważam, że Antonina najpierw odstawiłaby kubek z herbatą, a dopiero potem podniosła się z fotela.

 

wy­gła­dzi­ła ze­bra­ne na odzie­ży fałdy. → Na czym polega zebranie fałd na odzieży?

 

Siedemdziesięciolatka, nie czekając na odpowiedź… → Na początku napisałeś o Antoninie , że to staruszka, a tu dowiaduję się, że ma siedemdziesiąt lat. O kobiecie w tym wieku powiedziałabym raczej starsza pani, nie staruszka.

 

Podała jedną sąsiadowi, po czym szybko przechyliła swoją. → Z przechylonego kieliszka wylałaby się jego zawartość.

Pewnie miało być: Podała jedną sąsiadowi, po czym szybko wychyliła swoją.

Za SJP PWN: wychylić – 2. «wypić szybko porcję alkoholu»

 

Trzeba sprawdzić jego panienkę!Trzeba sprawdzić tę jego panienkę!

Choć zdaję sobie sprawę, że Antonina nie musi wyrażać się poprawnie.

 

Staruszka wrzuciła kieliszki do zlewu… → Staruszka włożyła/ wstawiła kieliszki do zlewu

Kryształowe kieliszki wrzucone do zlewu najpewniej potłukłyby się.

 

a na kolanach postawiła półmisek z herbatnikami. → Kiedy Antonina przełożyła herbatniki z talerzyka na półmisek?

 

Na ekranie trzydziestocalowego Samsunga… → Na ekranie trzydziestocalowego samsunga

Nazwy produktów przemysłowych piszemy małą literą.

https://sjp.pwn.pl/zasady/109-20-10-Nazwy-roznego-rodzaju-wytworow-przemyslowych;629431.html

 

W ręce trzymała pustą szklaną butelkę, drugą zaś podtrzymywała się mebli.W ręce trzymała pustą szklaną butelkę, drugą zaś przytrzymywała się mebli.

Nim Antonina i sąsiad wypili po setce nalewki, w butelce było jej pół litra – czy dobrze rozumiem, że starsza pani sama wypiła 0,4 l. krzepkiego trunku?

 

przeszła przedpokojem do drzwi wejściowych. → …przeszła przez przedpokój do drzwi wejściowych.

 

Żyły stały się wyraźnie widoczne i utworzyły plątaninę przypominającą pajęczą sieć. → Nie wydaje mi się, aby żyły dłoni mogły się nagle splątać i przypominać pajęczą sieć.

 

– Ktoś zostawił je otwarte – pomyślała staruszka – może Tobiasz? → Proponuję: Ktoś zostawił je otwarte – pomyślała staruszka. Może Tobiasz?

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

– Poczuwszy na twarzy przyjemny powiew… → Zbędna półpauza.

 

odwiesiła pęk kluczy na plastikowy, samoprzylepny haczyk. → Zbędne dookreślenie.

 

Mieszkająca na czwartym piętrze kobieta zaczęła się szarpać i machać nogami na oślep, jednak nie dosięgnęła ani podłogi, ani znacznie wyższego od siebie napastnika. → Jakie znaczenie w opisanej sytuacji ma fakt, że Antonina mieszka na czwartym piętrze?

 

bezskuteczne próby oswobdzenia się… → Literówka.

 

Powietrze wokół niego falowało, niczym wokół tlącej się pochodni. → Czy to celowe powtórzenie?

 

Staruszka wypuściła butelkę z rąk→ Staruszka wypuściła butelkę z ręki

Nie wydaje mi się, aby Antonina trzymała butelkę oburącz.

 

Starzec wyprostował rękę z zaskoczoną miną. → Czy dobrze rozumiem, że ręka miała zaskoczoną minę?

A może miało być: Zaskoczony starzec wyprostował rękę.

 

– Kozicka, Ty tak na serio?Kozicka, ty tak na serio?

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Skupiwszy na Antoninie swój wzrok… → Zbędny zaimek – czy mógł skupić na Antoninie cudzy wzrok?

 

spomiędzy jego palców, zaciśniętych na głowie staruszki… → Zbędny zaimek – wiemy, czyje palce były zaciśnięte na jej głowie.

 

I zobacz do czego Cię to doprowadziło… → I zobacz do czego cię to doprowadziło

 

przypominający syk ulatującego z przebitej opony powietrza… → Raczej: …przypominający syk powietrza, ulatującego z przebitej opony

 

pojawił się rój much, rozpływający się na dwie części, niczym ławica śledzi.

Oparłszy się o ścianę Antonia Kozicka uchroniła się przed upadkiem.

– Pudło! – Usłyszała za plecami zniekształcony głos, jakby ktoś starał się mówić przez zaciśnięte zęby. 

Staruszka odwróciła się resztkami sił i ciężko sapiąc, osunęła się na podłogę. Nóż wypadł jej z ręki. Poczuwszy pod sobą odłamki szkła, wbijające się w skórę… → Siękoza.

 

Spod pleców Kozickiej wypłynęły strużki krwi i rozpłynęły się… → Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy dzięki za poświęcony czas na czytanie i napisanie uwag. Nie spodziewałem się tylu błędów… 

Bardzo proszę, Sooskillerze. Miło mi, że mogłam się przydać. Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem. Utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że nie jestem targetem takich tekstów.

Koala nie ma za co :)

Jest tu koncept na przedstawienie morderstwa, ale fakt faktem – początek z lekka przeciągnięty. Kozicka pragnie powrócić do serialu, a my czekamy na zaostrzenie akcji.

Kiedy to następuje, na moment przechodzisz w konwencję horroru. Widzę tu parę niedociągnięć – głównie w tworzeniu klimatu odpowiednimi słowami – przez które nie do końca poczułem napięcie czy zagrożenia. No a kiedy przedstawiasz demona w całej krasie, de facto wchodzi stary motyw, ze dobrze opisane zło nie jest tak straszne, jak nutka tajemnicy.

Całość więc ma pomysł, ale nie do konca czuję, w co koniec końców celowałeś. Opis sytuacji? Jest on porządny i poza rozwleczeniem na początku ma odpowiednie tempo. Grozę? Tutaj niestety trochę zabrakło.

Technicznie jest nawet-nawet, ale chrobotanie się zdarzało. A to zbyt przekombinowane zdanie, a to dziwny szyk zdania etc.

Na koniec chwytaj linki z przydatnymi poradami portalowymi:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Opis funkcjonowania portalu i tutejszych obyczajów autorstwa Drakainy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan dzięki za komentarz, wiele wskazanych tu błędów już poprawiłem w pliku na dysku. To “opowiadanie” pierwotnie miało być prologiem powieści, którą chciałem kiedyś napisać. Temat porzuciłem, na dysku zostało kilka rozdziałów, notatek itp. Spodziewałem się, że wielu czytelników się o to upomni, ale chciałem poznać opinie na temat innych aspektów, czyli stylu, pomysłu, umiejętności pisarskich itp. Niestety wszystkie pomysły porzucam w trakcie pisania, nawet gdy tekst ma ponad 100k zzs (pocieszam się faktem, że przynajmniej poćwiczyłem skilla:D). Mam teraz mało czasu na pisanie, a im więcej czasu mija, tym mniej pomysł wydaje mi się ciekawy i w międzyczasie przychodzi do głowy kolejny :D 

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka