- Opowiadanie: tomaszg - Obcy

Obcy

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Obcy

„Rodzimy się nadzy i równi sobie, ale całe życie mamy podporządkować się innym. Dlaczego? Bo oni tak mówią? A kto im dał taką władzę?”

 

***

 

Stałem w kolejce i z rozbawieniem patrzyłem, jak ludzie traktują z wyższością obsługę, co było dziwne, bo byli od niej zależni, a ona mogła napluć im w żarcie.

– Poproszę hamburgera, bez zestawu, zdrapek, frytek i wszystkiego innego. – W końcu przyszła moja kolej, i jednym tchem wyrecytowałem doskonale znaną mi litanię, puściłem oczko do dziewczyny przy kasie i podałem jej dychę.

– Trzy pięćdziesiąt. – Nie zareagowała, najwyraźniej nawykła do zaczepek, i wydała resztę, której nawet nie przeliczyłem.

Schowałem pieniądze, po czym wziąłem tacę z jedzeniem i usiadłem przy pierwszym lepszym wolnym stoliku. Wszędzie tu było pełno ludzi, i cały czas bombardowały mnie liczne głosy:

– Mamo, mamo, ja chcę lalę.

– Możemy zarobić na VAT. Wystawisz fakturę na moją fikcyjną firmę, zrobisz reklamację, ja utylizację, i wszystko gra.

– Powleczesz usta karminową czerwienią. Żaden ci się nie oprze.

– Za szpilki czy torebkę nie wychodzę nawet z domu. Iphona też sobie gdzieś wsadź, biedaku jeden.

– Siad, sierściuchu jeden.

Rozwinąłem kotlet w bułce, zrobiony z psa drugiej kategorii, bez budy, i zacząłem się nim delektować, równocześnie odcinając w głowie od hałaśliwego otoczenia. Ludzie nie potrafili docenić ciszy, ale to nie była ich wina. Zostali skażeni, zaraza nie przyszła jednak ze wschodu ani z południa.

Zmiany po osiemdziesiątym dziewiątym początkowo poszły w dobrym kierunku. Polacy nabrali wiatru w żagle i zachłysnęli się możliwościami. Były ustawy Wilczka i liczne nowości. Eldorado trwało do momentu, gdy kraj miał liczne srebra rodowe, włączając w to znane marki, grunty, fabryki i tysiące fachowców, wykształconych w innym systemie edukacji.

Z czasem wszystko się wyrównało i poddało tym samym prymitywnym regułom, co na całym świecie. Ludzie zostali zmuszeni do tego, żeby ciągle pracować i kupować.

To się sprawdzało, gdy mieli siłę życiową, a towary przyciągały atrakcyjnością. Ten stan nie trwał jednak wiecznie. Rynek się nasycił, uczciwi harowali ponad swoje możliwości, cwaniacy zaczęli dostawać wszystko za darmo. Długo szukano rozwiązań. Robiono tysiące chaotycznych ruchów, mających uzdrowić sytuację. Ci, którzy je wywoływali, najgłośniej krzyczeli, że winny jest ktoś inny. To było zgodne z zasadą, że winny drze się „łapać złodzieja”, zaś pod latarnią jest zawsze najciemniej.

Jak dobrze pomyśleć, to zwalanie wszystkiego na Azjatów nie miało sensu. To nie oni wymyślili szybkie, śmieciowe jedzenie, pomarańczowego agenta, próby na atolu Bikini, niekończące się szpryce na mikroby, ślad węglowy i tysiące podobnych bzdur.

Większość energii w tym świecie marnowana była na nieistotne detale, a mnie to niespecjalnie interesowało. Czułem się obcy, i to obcy jak cholera, a dodatkowy niesmak wywołał dwuletni szkrab, który na moich oczach zrzucił rodzicielce smartfona.

Mamuśka nie była wcale lepsza. Miała na oko coś koło dwudziestu lat i też najwyraźniej nie doceniała tego, co dostała od życia.

Przed oczami stanął mi obskurny przystanek na warszawskim Targówku. Przypomniał mi się pewien wieczór, gdy siedziałem, zziębnięty, dumny i blady, z kieszenią wypchaną cegłą z Finlandii z powiększoną baterią. To tałatajstwo miało wysuwaną antenkę, czarno-biały ekran i ogniwo zbudowane jak akumulator w samochodzie. Nikt nie myślał wtedy o kolorach, grach, internecie czy SMS, zaś wielką radością było, gdy znalazłem zasięg i mogłem zadzwonić za trzy sześćdziesiąt sześć za minutę.

To były naprawdę pionierskie czasy, których nie rozumiał ten, kto miał dostęp do sprzętu za złotówkę. Z jednej strony nie dziwiłem się, że dbam o wszystkie rzeczy, a młodzi nic nie szanują. Dla nich wszystko istniało od zawsze, i pewnie szokiem byłoby, gdyby zginął wujek gugle, ciocia kortana czy siri, albo gdyby trzeba było pójść i poszukać czegoś w bibliotece.

Gdy widziałem takie sceny jak na lotnisku, to dopiero wtedy rozumiałem, jak bardzo jestem stary. Zaczynało docierać do mnie, że moja sprawność będzie maleć, a jeżeli nie mam dzieci i nie dorobiłem się miliona na kradzieży, to moje szanse na to spadają do zera.

Młodzi myśleli, że skończą inaczej, tymczasem nie miałem wątpliwości, że kiedyś zostaną wyśmiani i potraktowani jak dinozaury. Bo to, co dzisiaj proponowali, i wydawało się nowe i niesamowite, kiedyś będzie dostępne na każdym rogu.

Świat cały czas szedł do przodu, czy tego chcemy, czy nie. Gdyby nagle dziwnym trafem pojawiły się wieczne baterie i nikt nie musiał się martwić, że sprzęt zaleje się na deszczu, to kreatywna ludzkość znalazłaby tysiące zastosowań. Albo gdyby wprowadzono kary za elektronikę, którą trzeba chłodzić hałaśliwymi wiatrakami, to producenci widzieliby tysiąc sposobów na cichą pracę. Od lat mówiło się o wyświetlaczach w okularach i były nawet próby… co, gdyby stały się normalnością? Albo gdyby wyeliminować banki centralne i każdy miał własną kartę płatniczą, która nie wysyłałaby nic w świat?

– Lot dwa pięć sześć do Warszawy czeka na państwa. – Z rozmyślań wyrwał mnie głos z bramki.

 

***

 

– Wiedźmiminie, jaki jest stan obiektu sześć sześć dwa trzy pięć? – Choć system działał niezawodnie, młoda operatorka lubiła od czasu do czasu podglądać jednego chłopaka.

– Siedzi na lotnisku. Zawiesił się.

– Czy zrobił ostatnio coś nowego?

– Miał pomysł na portal. I napisał kod, który działa lepiej niż u konkurencji.

– Czy przekazałeś go dalej?

– Oczywiście, za kogo mnie masz?

– Nie obrażaj się. Jesteś debeściak.

– I moja mafia też. Wiem Saro, oglądałem ten film.

– Nie myśl o nich zbyt dużo. – Kolega dziewczyny ze stanowiska obok poklepał ją po ramieniu, a ona podskoczyła, a potem zaczęła się jąkać. – Ja, ja, ja…

– Głowa do góry. Wiem, przez co przechodzisz. Oni wszyscy na ekranie są tacy zdolni. Sam pamiętam, jak kiedyś jedna panna zawróciła mi w głowie.

– Doszła do czegoś? – Sara odzyskała rezon.

– Mieliśmy z nią dużo problemów, ale poprawki od przyjaciół załatwiły sprawę. Skończyła jako narkomanka.

– To smutne.

– To życie. W przyrodzie wygrywają najsilniejsi. Nie zapominaj, że gdyby rozwinęli swoje zdolności, nasz kraj byłby w poważnym niebezpieczeństwie.

– Pamiętam. – Dziewczyna się zarumieniła.

– To dobrze.

 

***

 

Lot minął mi szybko, a Okęcie przywitało mnie tym samym burdelem, co pięć i dziesięć lat wcześniej.

Stałem, czekając pół godziny na bagaż, i z nudów podglądałem innych. I tak chłopak obok czytał ebooka, a jego kolega przeglądał oferty, szukając taniego redmi czy ksiomi.

Zaśmiałem się w duchu. Wymienianie telefonów czy innych rzeczy co pół roku nie miało sensu i nie dawało realnych korzyści, tylko nabijało kabzę producentom i armii pośredników. Ja już dawno temu przeszedłem ten etap. Miałem odłożone pieniądze i nie szukałem funduszy, gdy pojawił się ten czy inny model. Nie musiałem. Gdy coś mi się podobało, szedłem do sklepu i płaciłem pięć, sześć czy siedem tysięcy. Pomijając takie sytuacje, raczej wpisywałem się w trend zwany wczoraj, który zakładał, że staramy się kupować wszystko ze wcześniejszych kolekcji, ale tylko wtedy, gdy osiągnie groszowe ceny i ludzie chcą pozbyć się tego z magazynu. Tak robiłem z elektroniką, tak postępowałem z grami. Dawkowanie emocji i nieuleganie przedsprzedażom miało w sobie coś motywującego, wręcz hipnotyzującego, poza tym programy czy sprzęt na tym etapie były bardziej dopracowane i dopieszczone niż pierwsze wersje.

Od dawna czułem, że ten świat jest jakiś dziwny. Rozwój technologii był żywiołowy, ale dziwnym trafem tylko w tych dziedzinach, które mogły służyć szpiegowaniu. Widziałem to jasno na każdym kroku. Ostatnio zamawiałem coraz więcej książek i pochłaniałem je setkami, a im więcej zamawiałem, tym częściej widziałem reklamy elektronicznych śmieci, które próbowano mi wcisnąć.

 

***

 

– Śpij dobrze, mój Romeo. – Sara całe życie ograniczała takich jak on. Nie była dumna z tego, co robiła, ale tłumaczyła sobie to tak, że geniuszom nie można pozwolić na nieograniczoną działalność.

Roman miał wysoki iloraz, niestety jego inteligencja emocjonalna pozostawiała wiele do życzenia. Nie było problemem, żeby utrzymywać go w stanie wegetacji, w którym próbował tworzyć różne rzeczy, ale nie odniósł zbyt wielkiego sukcesu. Oprogramowanie od przyjaciół odwalało całą brudną robotę, i tacy jak on często kończyli jako zgorzkniałe grubasy, bez rodziny i bliskich. Tym razem miało się stać jednak inaczej, a ona miała plan.

 

***

 

– Przesyłka dla pana. Proszę pokwitować. – Młoda dziewczyna podsunęła mi tablet, a ja mimochodem zarejestrowałem, że imienia Sara nie spotyka się zbyt często.

– Ale jak nic nie zamawiałem. – Zdziwiłem się, że na paczce zobaczyłem swoje dane.

– Ja tam nic nie wiem. Tylko rozwożę. – Wzruszyła ramionami i pobiegła po schodach na dół.

Zamknąłem drzwi i rozpakowałem paczkę. W środku zobaczyłem najnowsze okulary do rzeczywistości wirtualnej. Założyłem je… ale były zepsute, a w każdym razie nie mogłem ich włączyć. Rzuciłem je ze złością w kąt, myśląc, że zajmę się tym po powrocie.

Nie miałem czasu. Następnego dnia leciałem na kolejny projekt. Wszystko miało być rutynowe, ale w trakcie lotu zemdlałem na pokładzie.

 

Kiedyś

– I co to według was jest? – Celnik pokazał książeczkę z napisem „Paszport” i popatrzył badawczo, a ja z przerażeniem rozglądałem się po pomieszczeniu na lotnisku, które było przesiąknięte słusznie minionymi czasami.

– Paszport… chyba – bąknąłem.

– Paszport! Paszport! To był paszport! – Pokazał mi porwany środek. – Jesteście zatrzymani do wyjaśnienia.

– Ale ja nic nie rozumiem – jęknąłem.

– Zdzisław Oblesiński, syn Zbigniewa – czytał z dokumentu. – To wy?

– Mój ojciec – zdębiałem.

– Kiepska obrona. Zdjęcie mówi, że to, wypisz, wymaluj, wy. – Porównał mnie z obrazkiem z dokumentu. – Robicie jakieś cyrki na pokładzie, mdlejecie przy gościach dewizowych, a teraz to. Towarzyszu, tak nie może być. – Spojrzał na milicjanta stojącego przy drzwiach. – Wyprowadzić!

Funkcjonariusz nie powiedział ani słowa, tylko otworzył drzwi i pokazał coś ręką, a po chwili dołączył do nas jego kolega. Założyli mi kajdanki z przodu, a potem zaprowadzili mnie do dużego fiata. Samochód był w okropnym stanie, w środku śmierdziało stęchlizną, a mężczyzna za kierownicą cały czas zgrzytał biegami.

Jechaliśmy przez Warszawę. Mijały nas stare skody, śmierdzące trabanty i syreny, do tego liczne kopcące ikarusy. Widziałem plakaty ze schyłku PRL, tu i tam mignęła mi data z rokiem osiemdziesiąt osiem. Coś wykluwało się w mojej głowie. Mój ojciec zwariował w tym czasie w jednej z podróży służbowej, a cała rodzina miała przez to spore problemy. Nie pamiętałem dokładnie, kiedy zabrano go do szpitala, ale miałem wrażenie, że moja obecna sytuacja jest z tym powiązana.

Wysiedliśmy przed pałacem Mostowskich.

– Nie zatrzymywać się. – Milicjant pociągnął mnie, gdy przystanąłem przed jedną ze szklanych powierzchni.

Byłem coraz bardziej pewien, co się stało. Wyglądałem jak mężczyzna z albumów rodzinnych. Nie wiedziałem, jak to możliwe, ale musiałem się jakoś zamienić z własnym staruszkiem.

 

***

 

Przesłuchanie na komendzie to było jakieś wielkie nieporozumienie. Nie spałowano mnie, ale zdrowia też mi nie przybyło.

Do tego miałem mocne wrażenie, że świat się zmienił. Wszystko wydawało się takie stare. Zastanawiałem się nawet, czy nie jestem chory. Nie pamiętałem niczego sprzed lotu, to znaczy były jakieś wspomnienia, ale zupełnie niedorzeczne. W głowie widziałem urządzenia do komunikacji, które można było schować do kieszeni, przenośne komputery dla każdego, samochody na prąd i wiele innych rzeczy, które nie miały sensu.

– Nie wiesz, co się dzieje. Jesteś zdezorientowany. – Na ławce obok przysiadł się mężczyzna. – Myślisz, że zwariowałeś.

– Pardon?

– Gogle, które dostałeś, pozwoliły ciebie namierzyć. Jesteś naprawdę w osiemdziesiątym ósmym. Możesz przeszkolić siebie samego, żebyś w przyszłości lepiej pokierował swoim życiem. Nie spieprz tego, a jeżeli komuś coś powiesz, to każdy cie wyśmieje.

Odebrało mi mowę, a on wstał i odszedł.

 

Wiele lat później

Moja żona Sara coraz bardziej mnie kochała, a firma w ostatnim roku miała dwa tysiące procent zysku. Zyskałem strategicznych partnerów biznesowych z Ameryki, i wszystko byłoby dobrze, ale nie dogadywałem się z synem. Gówniarz myślał, że wie wszystko najlepiej. Widział we mnie tylko spasionego kapitalistę, a ja przecież wszystko robiłem dla niego i dla rodziny. Trudne czasy tymczasem wymagały trudnych decyzji. Czasem płakałem, że musiałem schować ideały do kieszeni, ale przecież cel uświęcał środki.

 

Gdzieś ponad tym wszystkim

– Jak twój projekt szkolny?

– Ziemia?

– Tak.

– Małpy pilnują same siebie.

– A system?

– Jaki system?

– Pegasus, echelon, czy jak go tam nazywasz.

– Działa idealnie. Jedni pilnują drugich. Sprytniejsi są cały czas odsyłani w przeszłość.

– Uczą się? Optymalizują?

– Tak.

– I o to chodziło. Myślisz, że kiedyś wyjdą z tej pętli?

– Nie mam bladego pojęcia, ale ojciec dałby mi w dupę, gdyby rozleźli się po całym domu.

Koniec

Komentarze

Hej 

Przeczytałem i sam nie wiem. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy to, że opowiadanie chyba można spokojnie dać jako SF. A drugie, że jest dużo spostrzeżeń, nie do końca jestem pewien, czy twoich czy bohatera, co trochę mi przeszkadzało w odbiorze (oczywiście jako autor tekstu każdy gdzieś przemyca swoje spostrzeżenia na temat świata, jednak lepiej by było, w moim odczuciu, gdyby były bardziej wplecione w historie, a nie tak wyłożone na stół). Skoki w czasie są dla mnie zbyt niezrozumiałe i nie złapałem o co w nich chodzi :) więc co do całości fabuły ciężko jest mi się odnieść 

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo podobał mi się początek. Niby nic odkrywczego, ale trafne refleksje, do tego tak przesycone takim jakimś zgorzknieniem, beznadzieją, że nawet mi się te odczucia udzieliły.

Potem jest dość enigmatycznie. Koniec wiele nie wyjaśnia, a wręcz tworzy nowe pytania. Geniuszy cofa się w czasie. Dla bezpieczeństwa? Czyjego? A kieruje tym kto? Bogowie, czy to raczej jakiś matrix?

 

Mam mieszane uczucia. Dla mnie chyba zbyt mało klarownie przedstawiony pomysł.

Ale ten początek… Dla mnie miód!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Witaj.

 

Sprawy techniczne – sugestie do przemyślenia:

Rodzimy się nadzy i równi sobie, ale całe życie mamy podporządkować się innym. – celowo czasownik dokonany?

A kto im dał taką władzę?” – brak kropki

W końcu przyszła moja kolej, (zbędny przecinek?) i jednym tchem wyrecytowałem doskonale znaną mi litanię, puściłem oczko do dziewczyny przy kasie i podałem jej dychę.

Wszędzie tu było pełno ludzi, (i tu?) i cały czas bombardowały mnie liczne głosy:

Wystawisz fakturę na moją fikcyjną firmę, zrobisz reklamacje, ja utylizację, i wszystko gra. – literówka

Ludzie nie potrafili docenić ciszy, ale to nie była to ich wina. – powtórzenie

 

Pytanie co do treści – czy dobrze rozumiem, bohater jadł kotlet z psa? :

Rozwinąłem kotlet w bułce, zrobiony z psa drugiej kategorii, bez budy, i zacząłem się nim delektować …

 

Na razie tyle, pozdrawiam.

 

Pecunia non olet

Fajnie się czytało do momentu zamiany, reszta ograna :)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Pytanie co do treści – czy dobrze rozumiem, bohater jadł kotlet z psa?

bruce, wydaje mi sie, że chodziło tutaj o gorzka refleksję na temat jakości tego kotleta…laugh

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Cześć! Ciekawe opowiadanie, zaintrygowały mnie te skoki w narracji i w czasie. Nie jestem pewien, czy wszystko zrozumiałem, więc zacznę od tego, jak sam widzę szkielet tej opowieści:

1.Jest Roman (…bo chyba do niego właśnie to imię się odnosi?) – ponadprzeciętny mężczyzna, który spogląda krytycznie na otaczającą go rzeczywistość.

2.Roman jest odgórnie monitorowany/ograniczany/wyzyskiwany, przygląda mu się Sara.

3. W wyniku interwencji kobiety Roman cofa się w czasie i zajmuje miejsce swojego ojca.

4. Roman jako ojciec poślubia Sarę i przybrawszy oportunistyczną czy konformistyczną postawę, buduje dobrobyt rodziny.

5. Rodzi się konflikt między Romanem jako ojcem i jego synem.

Frapuje mnie, czy syn z 1. i 5. to ta sama osoba i mamy do czynienia z czymś na wzór pętli, czy raczej od momentu 3. narracja dotyczy alternatywnego świata. Za drugą opcją chyba przemawia fakt, że pierwotnie ojciec Romana w wyniku domniemanych problemów psychicznych sprowadził na rodzinę problemy, a nie deszcz pieniędzy. Być może coś po drodze źle zrozumiałem – byłbym wtedy wdzięczny za wyprowadzenie mnie z błędu!

Ta ogólna struktura wydaje mi się niezła, choć niełatwo się w niej odnaleźć. Motyw wzajemnego zniewolenia i tłumienia geniuszu dość dobrze z nią współgra. Mam jednak pewne wątpliwości odnośnie do kreacji głównego bohatera i tła społecznego. Mówiąc wprost, nie dostrzegam w tym bohaterze pozytywnych cech; snuje on pewne rozmyślania o świecie (to, czy są one trafne w stosunku do świata, w którym my żyjemy, odkładam na bok), ale niewiele poza tym o nim wiadomo. Postaram się rozwinąć tę kwestię.

Na samym wstępie odczułem drobny zgrzyt. Chodzi mi o ten fragment:

Stałem w kolejce i z rozbawieniem patrzyłem, jak ludzie traktują z wyższością obsługę, co było dziwne, bo byli od niej zależni, a ona mogła napluć im w żarcie.

– Poproszę hamburgera, bez zestawu, zdrapek, frytek i wszystkiego innego. – W końcu przyszła moja kolej, i jednym tchem wyrecytowałem doskonale znaną mi litanię, puściłem oczko do dziewczyny przy kasie i podałem jej dychę.

– Trzy pięćdziesiąt. – Nie zareagowała, najwyraźniej nawykła do zaczepek, i wydała resztę, której nawet nie przeliczyłem.

Bohater jest rozbawiony tym, jak inni traktują obsługę z wyższością. Nie nastroiło mnie to pozytywnie – spodziewałbym się raczej, że osoba odróżniająca się (bądź chcąca odróżnić się) od tego aroganckiego tłumu przybrałaby empatyczną postawę względem obsługi, a nie popadałaby w rozbawienie. To drugie, moim zdaniem, sprawia, że bohater zdaje się raczej wywyższać nad wywyższającymi się, i tym samym przystaje do nich. Widać to także w odrobinę lekceważącym sposobie komunikacji z kasjerką (puszczanie oczka, zaczepki).

Dalej bohater przepowiada, iż młodzież zostanie wyśmiana. Tyle że po co mówić tu o przyszłości, skoro młodzież ta już teraz jest wyśmiewana i oceniana negatywnie – przez samego bohatera? Skoro mamy dzielić pokolenia na te, co przynależą do dzisiaj, i na te, co przynależą do wczoraj, to gdzie w takim razie podziali się wiekowi kompani Romana, którzy powinni dzielić z nim pewne doświadczenia z czasów młodości i którzy siłą rzeczy powinni, tak jak on, narzekać obecnie na młodzież i mierzyć się z podobnymi bolączkami co on? Albo zachodzi tu brutalne wypychanie osób starzejących się na margines (i tym samym bohater nie jest sam, więc nie może mówić z pozycji, że tak to ujmę, jedynego, wyobcowanego sprawiedliwego), albo to zjawisko nie zachodzi i pomimo wieku ludzie zachowują zdolność do uczestnictwa w życiu społecznym (i tym samym bohater nie ma prawa przepowiadać młodzieży losu, który w istocie spotyka nielicznych).

Inna rzecz, która mnie zastanawia, to genialne przymioty Romana, którymi miał ściągnąć na siebie uwagę systemu opresji. Dlaczego on właściwie miałby być wyjątkowy na tyle, by był tłamszony/wyzyskiwany? Wskazujesz, że napisał dobry kod i miał jakiś pomysł – nie wydaje mi się to zbyt przekonujące. O ile mi wiadomo, użyteczność każdej cegiełki kodu zależy od jej kompatybilności z projektem jako całością, przez co zachodzę w głowę, jak ktoś, działając samotnie, mógłby ot tak napisać coś, co przewyższa rozwiązania rozwijane u konkurencji. Zakładam, że konkurencją nie jest tu jakiś inny, przypadkowy programista, ale korporacyjny moloch, w którym całe interdyscyplinarne zespoły ślęczą nad projektami. Wzmiankowany pomysł na portal też niewiele wnosi, bo prawie każda osoba wpada na pomysły w duchu „A, zrobiłbym/zrobiłabym to lepiej!”. Być może należałoby rozwinąć te kwestie.

Sam jego sposób bycia też w moim odczuciu nie świadczy o geniuszu albo nawet jego zalążkach. Sypanie krytycznymi komentarzami pod adresem społeczeństwa nie czyni człowieka wybitnym. Kupowanie gier za grosze i unikanie przedsprzedaży to też nic wielkiego. Ów rzekomy geniusz (czy też użyteczny zasób/śmiertelne zagrożenie w oczach systemu) podsłuchuje i podpatruje, co robią czy mówią inni, a potem zazwyczaj powtarza sobie w myślach, że jest lepszy – ten powracający schemat narracyjny nie wystawia bohaterowi dobrego świadectwa.

Dlatego też sądzę, że motyw, powiedzmy, łamania jednostek wybitnych w celu zapewnienia systemowi stabilności nie wybrzmiewa tu najlepiej; brakuje jego pozytywnego wymiaru. Zagadką pozostaje też, dlaczego w ogóle Sara tak się interesuje akurat tym mężczyzną. Bohaterowi można przytakiwać (o ile ktoś podziela jego poglądy), ale mi na bazie samego tekstu trudno było się w tę postać wczuć. Niemniej, jak wspominałem na wstępie, zamysł wydaje mi się nader interesujący. I jeśli coś mi umknęło czy zrozumiałem coś na opak, to proszę o wybaczenie i podejście z dystansem do moich uwag. :)

Pozdrawiam! :)

Fiu-fiu!laugh

@Nędznik chylę czoła.

Frapuje mnie, czy syn z 1. i 5. to ta sama osoba i mamy do czynienia z czymś na wzór pętli, czy raczej od momentu 3. narracja dotyczy alternatywnego świata.

W punkt. yes 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

bruce, wydaje mi sie, że chodziło tutaj o gorzka refleksję na temat jakości tego kotleta…

Nazgul, powiem tak – masakryczny szok… 

Pecunia non olet

“Kotlet z psa, trzeciej kategorii, pomielony razem z budą” – czy naprawdę nikt tego już nie kojarzy?

 

Ogólnie uwielbiam robić nawiązania (czy ktoś odszuka np. skecz, do którego również piję?), natomiast nie cierpię dawać wszystkiego na tacy, bo to nudzi.

 

Czy “Obcy” byłby tak dobry, gdyby wszystko było dopowiedziane?

 

Czy bohater jest rzeczywiście tak dobry i szlachetny czy tylko udaje, a jest równie cyniczny jak inni? (scena w kolejce) Czy Sara jest tą samą Sarą, co wcześniej? Czy system przeniósł ją wbrew woli? Czy wydawało się, że jak da gogle, to nikt nie zobaczy, a tak naprawdę była prowadzona jak po sznurku? A może to inna Sara? Czy to jest ten sam wszechświat (cofnięty w czasie) czy coś równoległego? Kto jest nad tym wszystkim?

 

Tyle pytań, a zero odpowiedzi :)

 

Swoją drogą, celowo tylko zarysowuję w swoich tekstach pewne wątki – np. żeby dobrze pokazać jednostkę wybitną, to pewnie trzebaby napisać całą książkę :)

 

Nędzniku, dziękuję za przedstawienie wątpliwości – świadczy to o tym, że wszedłeś w przyjętą przeze mnie konwencję, a sam tekst skłonił Ciebie do czegoś więcej niż napisania “durne, płytkie, krótkie” (a to jest bardzo ważne dla każdego autora). Pełen szacunek, pozwól mi jednak, że pewne rzeczy pozostawię “jak są”. Dziękuję wszystkim, ale Tobie szczególnie za czas poświęcony na pisanie komentarza.

Bruce, dziękuję za łapankę – poprawiłem literówkę i jedno powtórzenie, reszta wydaje mi się w porządku (przecinek, bo inny podmiot; kropki po ? chyba nie trzeba; w pozostałych miejsach szyk chyba jednak pasuje, itp.)

Ok, i ja dziękuję, to zawsze tylko sugestie; pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Z czasem wszystko się wyrównało i poddało tym prymitywnym samym regułom, co na całym świecie.<- kolejność?

Czytałem z zaciekawieniem. Poszczególne fragmenty ok, pętla czasowa też. Zakończenia: “…gdyby rozleźli się po całym domu.” nie łapię, ale jestem tylko misiem.

Dla pewności, to nie jest na Obcość? :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Cześć GreasySmooth. Obawiałem się tego pytania. Opko spełniało wymagania dłuższej ścieżki (dopóki nie było opublikowane), ale po tekście “Tu był las” rozumiem, że nie powinienem zgłaszać nic do konkursów z tej serii, bo potencjalnie mogłyby to być z góry odrzucone (nikogo o nic nie oskarżam i nie mam o nic pretensji i nie chcę wszczynać tzw. “gównoburzy” (przepraszam za słowo), jedynie komentuję moje wrażenie m.in. na podstawie komentarzy pod https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/28038)

PS. Szyk poprawiony, dziękuję Misiu.

Dyżurny, sam chciałeś, hihi. Wszystko sugestie.

Stałem w kolejce i z rozbawieniem patrzyłem, jak ludzie traktują z wyższością obsługę, co było dziwne, bo byli od niej zależni, a ona mogła napluć im w żarcie.

Dla mnie zbędne, w zasadzie wynika z tonu narratora i konstrukcji zdania. Ew. sugeruję to samo bez “było”.

– Poproszę hamburgera, bez zestawu, zdrapek, frytek i wszystkiego innego. – W końcu przyszła moja kolej, i jednym tchem wyrecytowałem doskonale znaną mi litanię, puściłem oczko do dziewczyny przy kasie i podałem jej dychę.

Hmm, masz straszne długie didaskalium (sprawdzić), które dotyczy czasu przed wypowiedzią i po niej,

cały czas bombardowały mnie liczne głosy:

Może “przytłaczał hałas” albo coś?

Większość energii w tym świecie marnowana była na nieistotne detale, a mnie to niespecjalnie interesowało.

To czemu o tym myśli? :)

 

Smętny monolog na Okęciu. Czy tu się coś wydarzy? :)

 

Potem z kolei przegadany dialog. Początek naprawdę trudno polubić.

 

Ta intryga z okularami jest zarazem niepokojąca, śmieszna i absurdalna, ale zasługuje jak dla mnie na dopieszczenie kosztem początku. Ja rozumiem, że przygotowujesz tło, ale to trwa za długo i nie jest najciekawsze.

 

Widział we mnie tylko spasionego kapitalistę, a ja przecież wszystko robiłem dla niego i dla rodziny.

Nie po to tu wchodzę, żeby czytać o sobie!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Tomaszug, przywykłam już do tego, że zamykasz w swoich tekstach różne przemyślenia i spostrzeżenia, ale muszę wyznać ze smutkiem, że tego rodzaju twórczość jakoś do mnie nie trafia. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć tomaszg!

 

Wpadłem z ciekawości i tekst mnie ciągnął praktycznie do końca. Są ciekawe koncepcje, ubrane w dość rozległe powiązania z naszą realnością. Czyta się dobrze, ale wydaje mi się że chyba brakuje formy. Wszystko po drodze jakoś się łączy i wciąga, ale pewnie potrzebuje szlifu, żeby stało się kompletnym dziełem. Skoro są koncepcje i przemyślenia, to wystarczy je dobrze przelać na język fabuły.

 

Wszystko wciąga głównie dlatego, że porusza tematy aktualne i trafia w jakieś spostrzeżenia, które nie są obce wielu ludziom. Jakbyśmy czytali coś na pograniczu eseju, felietonu, opowiadania, wpisu na forum (ale to chyba kwestia początku). Końcówka trochę banalizuje wagę tła nakreślonego na początku. Rozumiem, że tak miało być ;)

Ciekawa jest koncepcja blokowania zdolnych, to temat który można by pociągnąć. W tej kwestii mocniejszej, socjologiczno-technologicznej.

 

Początek niezły, szybko wpadłem w tok przemyśleń bohatera. Gorzej, że potem głównie idę wraz z nimi, i idę i nie za bardzo czuję, gdzie to prowadzi.

Tak więc, jak się domyślasz, tekst mnie nie chwycił. Jednak nie martw się, po prostu nie mój typ literatury. Na pewno innym się spodoba :)

Technicznie jest nawet-nawet. Jest parę chrobotań po drodze, ale czyta się w miarę okej.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka