- Opowiadanie: JolkaK - Piwo dla krasnoluda

Piwo dla krasnoluda

Praca na konkurs, ścieżka kręta z mapą, hasła to : Zbrojna żyrafa i Królestwo za konia. 

Przeszła betę, za co wielkie podziękowania dla Ambush, AmonRa, Nan i Koala75. Mapka i Żyrafa ręcznie malowane . To było wielkie wyzwanie, ale takie konkursy to najcenniejszy skarb dla kogoś uczącego się warsztatu. Wrzuciłam niedawno opko z tym samym bohaterem “Ratować sadzonki” – “Piwo dla krasnoluda” jest pierwsze, jeśli chodzi o chronologię. Miłego czytania!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Piwo dla krasnoluda

 

Leśny Krasnolud Ogoniasty to gatunek żyjący

we Wschodniej Puszczy. Często zakłada osady

 w pobliżu skupisk trolli leśnych. Do prawidłowego

 wzrostu potrzebuje leśnego powietrza,

 filtrowanego przez gałęzie światła,

 i śpiewu trolli. Pozbawiony tych składników,

 karłowacieje i nie rozwija się,

 a w następnym pokoleniu często traci ogon.

 (Encyklopedia powszechna Koratu, wyd.8)

 

Wrzycimłot uchylił powiekę. Przez na wpół otwarte oko dostrzegał zarys stołu i okna, ale blat w dziwnej perspektywie zbliżał się do nosa. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że leży na stole połową twarzy, co uniemożliwia użycie drugiego oka. Zebrał się w sobie i dźwignął z wysiłkiem głowę. Obraz wyprostował się, ale krasnoluda wygięło, bo ból całego ciała dał o sobie znać z mocą. Z czeluści brody wydobyło się stęknięcie i siarczyste przekleństwo.

 – Oj, popiło się i pobiło się, co? Wrzycimłocie? – Karczmarz kąśliwym komentarzem obudził uśpione dzwony w kudłatej łepetynie. – Trza było gorzały tyle nie pić. A tak, to jeszcześ mi winien za dzisiaj – mówiąc to, postawił przed krasnoludem kufel piwa.

Ten chwycił go chciwie, acz ostrożnie i wypił duszkiem. Zrobiło mu się nieco lepiej, a wydarzenia poprzedniego wieczoru pomału wracały do niego niewielkimi fragmentami. Jednak im więcej sobie przypominał, tym bardziej żałował, że się obudził.

 

Dzień zaczął się zwyczajnie i Wrzycimłot, jak zawsze rano, zajął się robotą. Ubił krowę starej Januszowej i podzielił na zgrabne części, co by łatwo jej było przerobić mięso, a jemu odkupić co nieco na sprzedaż. Potem zajął się jeszcze świniakiem wójta i żmijołakiem, którego złapali rodzinnie Słowikowie. Tylko on w całej wsi wiedział, jak sprawić żmijołaka i nie zatruć mięsa. A że był to delikates niebywały, chciał go od Słowików odkupić i z korzyścią sprzedać w porcie. Jeszcze tylko przygotował tuszkę z dzikzwierza dla karczmarza i właściwie robotę miał skończoną. Resztą zajmie się uczeń niedawno do terminu na rzeźnika przyjęty. Przyda mu się praktyka. Zadowolony, zarzucił sobie tuszkę na ramię i powędrował do karczmy „Pod Wesołym Gnomem”. W Zagwozdce była tylko jedna, ale izbę miała obszerną i póki co, wszyscy się mieścili.

Karczmarz często zamawiał mięso u krasnoluda, bo ruch miał spory i na koniec dnia gulaszu zazwyczaj brakowało. A Wrzycimłot rzeźnikiem był najlepszym w okolicy, jeśli nie w całym królestwie. Znał się na zwierzynie zwykłej i magicznej, doceniano wiedzę i umiejętności krasnoluda, bo nawet do nielegalnie łowionych w królewskich lasach zdobyczy wołano właśnie jego. Jak do tego dzikzwierza.

– Hej, Grogun, masz tu swój gulasz! Pięć grosiszów się należy.

– No, chyba ci łepetynę zgrzało przy robocie, jeśli myślisz, że tyle zapłacę! Na palce trzeźwego fauna! Toż to rabunek! Dam trzy! – wycedził przez zęby rosły mężczyzna, zabierając tuszkę od Wrzycimłota.

Ten aż machnął ogonem, poirytowany, ale niczego innego nie oczekiwał. Karczmarz był skąpy.

– Pięć! – Spróbował udawać wkurzonego. – Bo następnym razem sam będziesz skórę zdejmował i zobaczymy, jaki czar cię ogarnie. Może zostaniesz piękną Grogunową!

– Trzy! – Nie ustępował mężczyzna. – Chcesz okradać ludzi, to idź na gościniec. A ja dam trzy!

Krasnolud westchnął ciężko. Zawsze to samo. Lubił Groguna, ale nie cierpiał jego sknerstwa.

– Cztery i dwa piwa wieczorem. I nie ustąpię! – Starał się być stanowczy.

Grogun zastanowił się chwilę, aż gruba kreska przecięła jego wysokie czoło.

– Trzy i pięć piw, plus gorzała! – wypalił i, zadowolony, wypatrywał reakcji.

Odczekawszy stosowną chwilę, Wrzycimłot wyciągnął grubą, spracowaną dłoń.

– Zgoda!

– Zgoda! – Grogun wyciągnął swoją i, gdy tylko przybili transakcję, nie omieszkał dodać:

– Wy, leśne krasnoludy, nie umiecie walczyć o swoje! Dlatego prawie was nie ma! – Uchylił się zgrabnie przed pięścią i wyszczerzył zęby. – No, co? To prawda! Zawsze ustępujesz. Muszę cię kiedyś podszkolić. Albo lepiej nie.

– Czekaj, przyjdziesz do mnie jeszcze, będę pamiętał, co rzekłeś.

– Ha, obaczymy, jak to będzie. Siadaj, napijemy się!

– Jeszcze nie. Najpierw idę do zielarki, bo jutro wybieram się do portu.

– Do Śledźborka? A tobie tam po co?

– A mięsinę mam dobrą do sprzedania, na targ pojadę. Tam ceny wyższe i skąpców tylu nie ma – wytknął Grogunowi. – A Jarzębicha dobrą miksturę na uroki robi. W rzeźni zostawiam Jasnygwinta, będzie pilnował roboty.

 

Wrócił późnym popołudniem do karczmy z zamiarem skorzystania z ubitego targu. Jednak w środku czekała już na niego Niezabudka, dziewka faunowata, która wieczorami pomagała w kuchni i przy gościach. Młoda jeszcze, lecz bardzo obrotna i skora do śmiechu. Gdy tylko go zauważyła, od razu skinęła z daleka głową.

– Hej, stary dziadku! Słyszałam, że Grogun znowu cię osknerzył! Nigdy się nie nauczysz. A, i ktoś o ciebie pytał, tam siedzi, w kącie. – Wskazała głową i, postukując kopytkami, ruszyła do kuchni.

Krasnolud przyjrzał się sylwetce w rogu izby. Zwykle szukano go przez wzgląd na rzeźnickie umiejętności. Jednak postać przy stole wyglądała inaczej niż zwykli klienci. Zbyt oficjalnie. Odzież zadbana, plecy proste, włos uczesany, choć widać było trudy podróży w zmęczonych oczach i brudnych butach.

– Co za chwost? – mruknął cicho sam do siebie i nieufnie zbliżył się do gościa. – Szukaliście mnie? – zapytał.

Człowiek spokojnie wytrzymał jego spojrzenie.

– Szukałem.

 

Wrzycimłot wciąż próbował sobie przypomnieć, co właściwie zaszło „Pod Wesołym Gnomem” tego dnia, bo niektóre części historii nijak mu się nie układały. Coś o śmierci wuja było, jakieś zwierzę, na mięso pewnie. Był podpis, koślawymi literami stawiany, człek ze stolicy, z samego Błękitnego Wierchu, wychodzący zadowolony wielce i w pośpiechu znacznym. Była Niezabudka coś gadająca o stajni i ten parobek od Ślimaka, co to ją wyśmiał, że do stajni to on też może z nią iść. No i tyle jeszcze, że musiał wziąć sprawy w swoje ręce, że parobkowi wtłukł równo, za to gadanie głupie, a przy okazji dostało się też siedzącemu obok wilkołakowi. Dalej już mu się plątało, czy więcej bił, czy pił, ale bałagan w głowie pozostał okropny.

Poczuł, że nie ma sensu to przypominanie, dopił drugie piwo od Groguna, i ruszył do Śledźborka. Niestety, gdy tylko przekroczył próg, dorwała go Niezabudka.

– Musisz zabrać to ze stajni. Konie się boją.

– Co? – Nie zrozumiał Wrzycimłot.

– No, wiesz, twój spadek. – Roześmiała się, jak z dobrego dowcipu.

– Co? – To nie był dobry dzień na domysły. – Gadaj, o co chodzi, kobieto, bo nie zdzierżę.

– No, jak to? Nie pamiętasz? Spadek wczoraj przyjąłeś, po wuju, oficjalnie, z urzędu. W stajni czeka.

– Zwierz jakiś, tak? Co za czort, że poczekać nie może? – Krasnolud robił się zły, bo suszyło go okrutnie.

– No, nie może. Idziemy teraz, bo Grogun już zły, że konie gości wystraszone, nie jedzą, nie piją, ino dęba stają. Idziemy.

Pociągnęła go za płaszcz ku stajni, chociaż widziała, że gruby ogon nerwowo zamiata kurz na klepisku. Niezabudka była jednak faunem i niestraszne jej były humory Wrzycimłota. Owinęła chustą obfity biust i poszli.

W stajni stała żyrafa. Rzeźnik patrzył chwilę oniemiały, bo wydawało mu się, że to jakiś sen pijacki. Zwłaszcza, że Jasnygwint, zamiast w rzeźni, krzątał się teraz koło żyrafy i uspokajał konie.

– Ja go tu ściągnęłam, bo ciebie nie było, a chłopak zdołał to towarzystwo nieco ogarnąć. – Głową wskazała na zwierzęta. – No, co? Radzi sobie i to całkiem składnie. Tylko go nie bij.

Krasnolud westchnął ciężko. Popatrzył na dach stajni, z którego wyjęto kilka desek, żeby żyrafia głowa miała dość miejsca. Słońce przebijało do środka zwykle ciemnego pomieszczenia i wydawało się, że od zwierzęcia bije niezwykły blask i opromienia pozostałe istoty. Wrzycimłota aż rozbolała głowa, gdy przyglądał się długiej szyi, więc postanowił wrócić do karczmy.

– Przerobimy na mięso, gdy tylko wrócę do domu. Jasnygwint, zabierz to do nas i gdzieś uwiąż.

– Ale, mistrzu, to nie jest zwykłe zwierzę! Ono nie na mięso! – wykrzyknął i aż zakrył ręką usta, przerażony, że podniósł głos na opiekuna.

– A ty co? Gajowy królewski? Prawa zwierząt ci się przypomniały? A czym my się zajmujemy? No czym? Gadaj, jak komu głupiemu!

– Mięso zwykłe, magiczne, sprawianie skóry, sprzedaż, skup, ekstrakcja trucizn i eliksirów, rzeźnia u Wrzycimłota – wyrecytował pospiesznie ze spuszczoną głową. – Ale sam mistrz zobaczy, że jej nie wolno ubić.

To mówiąc, podszedł do juków, odłożonych pod ścianą i wyjął papier gruby, pogięty nieco i poszarpany.

Krasnolud, przeklinając w duchu dzień, kiedy postanowił chłopaka liter nauczyć, wyrwał mu papier z ręki i wyszedł na zewnątrz. Pierwsze, co zauważył, to jego własny podpis na dole. Zaklął nieładnie. Niepamięć poprzedniego wieczoru wkurzała go wielce.

Na karcie była też pieczęć. Królewska. Przebiegł powoli wzrokiem po tekście. Spojrzał na żyrafę, którą chłopak wyprowadzał właśnie ze stajni. Żeby wyjść, musiała pochylić głowę, po czym z gracją wyprostowała się i od razu sięgnęła liści pobliskiej olchy. Miała piękną, błyszczącą skórę. Wrzycimłot wymruczał coś pod nosem i wrócił do pisma. Sapnął.

– Cholera jasna! Żeby wuja pokręciło w odwrotną stronę! – wykrzyknął, po czym zdawszy sobie sprawę, że wuj już się przekręcił, i to nieodwracalnie, dodał tylko: – Na zbitego dzięciołaka!

I wtedy zasłona spowijająca litościwie wydarzenia poprzedniego dnia rozpadła się ostatecznie, odkrywając przed skołataną głową leśnego krasnoluda ważne treści.

– Ugh! Zmiana planów! Jasny, idziesz ze mną. Leć zamknąć rzeźnię, a spraw się prędko. Żyrafa pod twoją opieką. Spotykamy się na rozstaju, za wsią. Weź mój toporek! Ja lecę do Jarzębichy!

– Mistrzu, jak to tak?! Rzeźnię zamknąć? Tego jeszcze nie było! Już lecę! – krzyknął chłopak, widząc minę Wrzycimłota. Pociągnął zwierzę za sobą, a ono przeżuwając ostatni liść olchowy, ruszyło majestatycznie za uczniem.

– No, widzę, że sprawy nabierają tempa, co? Zdaje się, komuś pali się pod zadkiem, co? Jakaś umowa podpisana, co? – Niezabudka nigdy nie przepuszczała okazji do drwin, zwłaszcza z rzeźnika.

– Nieładnie podsłuchiwać – odburknął Wrzycimłot, ruszając żwawo do zielarki. – Mogłaś coś rzec, zamiast się naśmiewać.

– A bo to ja wiedziałam, że pamięć od napitku straciłeś? Dopiero teraz widzę, że niczego w głowie nie masz, jak minę twoją zobaczyłam. A trzeba było z posłańcem królewskim ciszej gadać, to bym nie usłyszała.

Niemal biegła, starając się dotrzymać kroku krasnoludowi. Wielki był dla niej, mimo krępej budowy, kroki długie stawiał, bo złość go napędzała. Ale Niezabudka kopytkami przebierała prędko, aż grube warkocze podskakiwały na biuście, i udało jej się nie zostać w tyle.

– Wrzycimłocie, idziesz do stolicy, prawda?

– Podsłuchiwałaś, to wiesz przecie – odburknął zły na cały świat. Nie tak planował najbliższe dni. Karczma i Grogun muszą poczekać. I piwo.

– No, wszystkiego to nie wiem – przyznała pojednawczo. – Ale idę z wami.

– Co?! Mowy nie ma! Nie pozwalam! – Aż się zatrzymał na moment, porażony wizją kobiecej obecności w drodze. Co innego z parobkiem jechać, a co innego z przemądrzałą faunką.

– Nie masz nic do pozwalania! Przeszkadzać ci nie będę, a pójdę, czy tego chcesz, czy nie! W Błękitnym Wierchu sprawę mam! – odkrzyknęła mu prosto w brodę, opierając pięści na biodrach.

Wrzycimłot zdusił przekleństwo w gębie i ruszył dalej. Gdyby złość była parą wodną, dymiłoby się z niego jak z kotła. Na kotorożca! Ależ by się napił piwa!

 

Wędrowali już drugi dzień, a humor krasnoluda tylko się pogarszał. Wprawdzie słońce świeciło przyjemnie i dzień zapowiadał się pogodny, ale w leśnej duszy rzeźnika szalała burza. Poprzedniego dnia wieczorem przy ognisku musiał wyjaśnić Jasnygwintowi i Niezabudce całą sytuację, choć bardzo nie chciał. Co gorsze, oboje wyglądali na zachwyconych. Chłopakowi się nie dziwił, bo ten nigdy nie był dalej jak w Zamostku, zaledwie pół dnia drogi od Zagwozdki. Ale Niezabudka nie raz opowiadała, że w stolicy była, więc dla niej nie pierwszyzna. A jednak cieszyła się jak dziecko. Wczoraj przy ognisku oczy jej się śmiały, gdy opowiadał, co się zdarzyło. Podejrzewał nawet, że znowu się z niego naśmiewa.

– Królewski posłaniec przywiózł mi papier. Było na nim, że wuj, ten co pomarł, był na usługach starego króla, a teraz też nowego, Górosława. I zanim się przekręcił, niech go kolec świkłaka trafi, dostał wezwanie pilne, co by na pomoc do Błękitnego Wierchu jechać. I nie zdążył.

– A żyrafa? Mistrzu? – Dzieciak słuchał, jak opowieści wędrownego dziada.

Wrzycimłot skrzywił się lekko.

– A żyrafa, była tego, no, jakby to powiedzieć. – Zajrzał w papier. – „Na wyposażeniu”.

– Co to znaczy, mistrzu?

– Że póki był w służbie u króla, to żyrafa była jego – powiedziała Niezabudka, przegryzając pieczonego śpiewonka.

– To nie wszystko. Ona jest jakby magiczna. I uzbrojona. I tego, ma na imię Akilah. I to znaczy, tego, że jest jakby inteligentna. I ma wartość bojową cztery. Ktoś wie, co to znaczy?! I najgorsze jest, że, na biodra wiedźmaka, razem z żyrafą dostałem też służbę u króla! Muszę ratować królestwo, jak jakiś, tfu, bohater!

Wrzycimłot miętosił papier w jednej dłoni, a drugą szarpał brodę. Ogon zamiatał wściekle liście i patyki wzbijając kurz za plecami krasnoluda, który trochę wyglądał przez to, jak spowity szarą mgłą.

– Muszę iść do Śledźborka, mięsinę spieniężyć, bo się zepsuje. Ale to po drodze jest. Potem idę ratować, co tam trzeba, oddaję żyrafę i wracam. Ty, Jasny, idziesz ze mną, żeby zwierzęciem się opiekować i to twoja robota, żeby jeść miało. I nie szczerz się tak z zachwytu. Ty, Niezabudka, jak z nami iść chcesz, trudno, ale nadążać musisz, bo czekać na ciebie nie będę.

Przyglądała mu się przez chwilę, siedzącemu w kurzawie i nieco ją litość wzięła. Nieco.

– Kto za kim będzie nadążał, to jeszcze zobaczymy. A tyle ci powiem, że takie żyrafy już widziałam i trochę wiem.

– Cooo? Jak to? Gdzie?

– A w Błękitnym Wierchu, jak jeszcze w zamku mieszkałam. Tam trzy takie były, swoich jeźdźców miały, stolicy broniły. Ale jak je nowy król na trollowy kraj wysłał, to tylko jedna wróciła. A i ta jedna jakaś inna wróciła, popsuta. Wtedy twój wuj ją dostał, by z zamku wywieźć i bezpieczeństwa królestwa z oddali pilnować. Nie pamiętam już dobrze, ale zagrażała jakoś królowi. Tak więc ze stolicy zniknęła i zostały tylko opowieści. O Akili z Marungu, długoszyjej piękności.

Wszyscy spojrzeli na żyrafę. Faktycznie, była dostojnie piękna.

– Zaraz, poczekaj, przecież kraj trolli, Krzemień, od niedawna jest pod naszą kontrolą. To tam zginęły pozostałe dwie?

– Nie mówiłam, że zginęły. Nie wróciły. Wróciła odmieniona Akilah.

Popatrzyli znowu na żyrafę, lecz ona spokojnie gryzła gałązkę brzozy, nie objawiając swej wyjątkowości w żaden sposób.

– Skąd to wszystko wiesz? – zapytał cicho krasnolud i tylko niespokojny ogon zdradzał, że jest zdenerwowany.

– Mówiłam. Mieszkałam w zamku – ucięła Niezabudka, wrzucając kości ptaka do ognia.

– Ale…

– Żadne ale. Dosyć tego. Idę spać. I wam też radzę, jutro długa droga przed nami.

– Na wątrobę dzikzwierza! Kobieto! W co ja się wpakowałem?! Czy to jest niebezpieczne? – spytał wskazując na Akilę. – Czy wybuchnie nam w nocy, albo urok rzuci? Czy ma jakieś hasło magiczne? Można ją odczarować?

– A mnie skąd wiedzieć? Ja tylko słyszałam opowieści na zamku.

Spojrzała na bezradnego rzeźnika nieco spłoszona i niepewna, lecz w końcu westchnęła.

– W Śledźborku mieszka chyba jeszcze stary opiekun tych zwierząt. Z Marungu. On je przywiózł, jego możesz pytać. Dobranoc.

Wrzycimłota zatkało, bo z jednej strony miał ochotę zdzielić dziewczynę toporkiem przez głowę, że nie mówiła nic wcześniej, z drugiej, właśnie dała mu nadzieję na znalezienie kilku odpowiedzi.

W takim, lekko skołowanym stanie, poszedł wczoraj spać, by dziś wcześnie rano ruszyć do portu. Wciąż zły był na dziewczynę, że nic wcześniej nie gadała i wyglądał jak chmura gradowa, mimo pięknego dnia.

Dojechali do Śledźborka zaraz po południu i rzeźnik z faunką poszli na targ sprzedać żmijołaka i wytropić starego opiekuna. Sprawili się szybko, bo gdy krasnolud szukał kupca na mięso, Niezabudka popytała po karczmach i straganach o starego człowieka z Marungu. Jasnygwint został z żyrafą w lesie, nad czym ubolewał ogromnie, bo morza nigdy nie widział i w porcie nie był. Ale nie wiedzieli, co zwierzęciu może do łba strzelić i woleli nie ryzykować.

– Wiem już, gdzie mieszka, ale jednego nie przewidziałam – powiedziała Niezabudka, gdy się spotkali. – To centaur.

– Ożeż ty… – Krasnolud powstrzymał się w ostatniej chwili. – Ale stary już chyba, co?

– No tak, ale wiesz, musimy uważać. Centaury, to jedne z najbardziej agresywnych istot na wszystkich kontynentach.

Wrzycimłot dokończył stłumione przekleństwo w duchu, tak żeby Niezabudka nie słyszała.

Gdy zapukali, otworzył im prawdziwy staruszek. Siwowłosy, pomarszczony, o lasce, bo jedna z przednich nóg wyraźnie była pokrzywiona reumatyzmem.

– Czego? – burknął niegrzecznie. – Nie potrzebuję niczego, idźcie precz.

Zaczął zamykać drzwi, na co krasnolud wystawił stopę do przodu blokując futrynę. Centaur natychmiast się wściekł.

– Jazda mi stąd, bo kopytami ubiję. Tyle jeszcze siły mam!

– Akilah! Pamiętasz ją? Żyrafa! – odezwała się Niezabudka.

Zatrzymał się i przestał szarpać drzwi. Pierwszy raz zobaczyli łagodniejsze oblicze starca.

– Akilah, powiadasz? Co z nią? Maleństwo moje.

Poprowadzili go do niej, do lasu, a on niemal wyrywał się do biegu, jednak chroma noga nie pozwalała na galop. Dokuśtykał zmęczony, lecz wyraźnie wzruszony, gdy zobaczył podopieczną w dobrym zdrowiu. Żyrafa też najwidoczniej poznała centaura i pochyliła ku niemu głowę w niemym powitaniu.

– Bransoleta. Gdzie bransoleta?

– Jaka bransoleta?

– No, do kontroli. Żeby nawiązać kontakt z Akilą i wydawać komendy, potrzebna jest bransoleta.

Popatrzyli bezradnie po sobie. Centaur potrząsnął siwą grzywą z rezygnacją.

– Zgubiliście. Mogłem się domyślać. Tyle lat. Jednak ja ją tresowałem i przewidziałem, że to może się zdarzyć.

Podszedł do żyrafy i, mrucząc cicho jakieś uspokajające słowa, dotknął jednej z brązowych łat, wyglądających wcześniej jak skóra i lekko pociągnął. Łata odskoczyła, stając się twardą i gładką powierzchnią. Po chwili ponad połowa łat odeszła od ciała żyrafy, tworząc niezwykłą zbroję.

– Trochę siadła synchronizacja. Cóż, tyle lat…

Przez resztę dnia centaur dostrajał zbroję, gadał do żyrafy, do siebie, do świata. Mruczał, nucił, przeklinał. Nie przeszkadzali mu, a gdy zrobiło się ciemno, rozpalili ognisko i przygotowali posiłek. W końcu dołączył do nich, zmęczony, ale zadowolony.

– Dobrze. Zrobiłem, co mogłem. Teraz komunikacja. Trzeba nam jakiegoś niewielkiego przedmiotu do synchronizacji…

– Mów do nas po ludzku, albo wcale. – Zdenerwowała się lekko Niezabudka. – Czego ci trzeba?

– Może być to. – Wskazał na duży, kolisty kolczyk w uchu dziewczyny. – Gdy skończę, będziemy mogli z nią porozmawiać.

– Porozmawiać? – zdziwiła się, podając mu kolczyk.

– No, trochę lepiej niż z psem. Rozumie wiele komend, przywiązuje się, ale nie zapominajcie, to jest broń, nie szczeniaczek do przytulania. Będzie też możliwy kontakt mentalny z właścicielem.

Nic już na to nie odpowiedzieli, bo centaur wziął się do pracy. Wiązał kolczyk magicznym łączem z umysłem zwierzęcia, i czasami nawet można było zobaczyć błękitne migotanie zaklęć.

– No, zobaczmy, co tam Akilah ukrywa przed nami – powiedział w końcu, wyraźnie zmęczony, i trzymając kolczyk zwrócił się do żyrafy.

– Akilah ingia!

Zwierzę szarpnęło głową, jakby w proteście.

– Akilah ingia! – zawołał mocniej, rozkazując.

Spojrzała na niego nagle, prosto w oczy i znieruchomiała. I wtedy, na twarzy centaura pojawiła się konsternacja i zaraz potem przerażenie i wściekłość.

– Coście jej zrobili?! Maleńka moja! Cóżeście uczynili! Nie warci jesteście posiadania tej broni. Nie warci jesteście życia u jej boku!

Rzucił się na nich z taką determinacją, że zaskoczeni nie zdążyli zareagować. Pierwszy oberwał kopytem Jasnygwint, prosto w głowę, aż jego ciało odleciało kawałek i zwiotczało. Zaraz po nim Niezabudka dostała pięścią w brzuch i Wrzycimłot kopytem w przyrodzenie. Gdy razem zgięli się z bólu, starzec poprawił, unosząc się na tylnych nogach i uderzając przednimi po głowach. Oboje padli na ziemię, ogłuszeni.

– To nie my! – Zdołała krzyknąć Niezabudka, trzymając się za głowę.

Ale centaur nie słuchał. A może słuchał, bo dostała nadprogramowy kop w nerki. Jęknęła. Dało to jednak dodatkowe dwie sekundy rzeźnikowi, który podnosząc się z ziemi, zdołał chwycić swój toporek i zdzielił szalejącego staruszka w kolano. Centaur zawył wściekle i rzucił się na krasnoluda. Ten jednak już się pozbierał i był gotowy. Dostał od starucha jeszcze raz w głowę, ale oddał podwójnie, pięścią w szczękę i toporkiem w drugie kolano. Siwowłosy opadł nagle w dół, tracąc oparcie w przednich nogach i wtedy dostał kijem od Niezabudki w tylne kończyny. Odkręcił jeszcze tułów i wziął zamach pięścią, by powalić dziewczynę, lecz ta, już przygotowana, opadła na ręce i bokiem wyprowadziła dwa ciosy kopytkami spod długiej spódnicy. To ostatecznie wytrąciło centaura z równowagi, przewrócił się na bok i uderzył głową o ziemię. Polała się krew. Centaur znieruchomiał.

Dysząc jeszcze, nieco zdziwieni, krasnolud z faunką pochylili się nad staruszkiem. Wrzycimłot delikatnie odwrócił zakrwawioną głowę. Pod nią, z ziemi wystawał dość ostry brzeg kamienia.

– Cholera jasna – powiedział po prostu rzeźnik.

– No – potwierdziła dziewczyna, poprawiając spódnicę.

– Jeśli stary centaur tak walczy, to nie chcę spotkać młodego. Że też padł akurat na kamień. Chodź, zobaczymy, czy chłopak żyje.

Wrzycimłot prędko przebolał całą sytuację. Niezabudka potrzebowała jednak chwili, bo niespodziewana śmierć centaura nieco ją rozbiła. Zaskoczył ją tym atakiem, ale nie chciała go zabijać. Teraz jednak było już za późno na żale. Westchnęła ciężko i wzięła się w garść. Popatrzyła na żyrafę, która spokojnie skubała gałęzie, jakby nic się nie stało. To jej przypomniało, co tu robili, pochyliła się nad centaurem i wyjęła mu ze stygnącej już ręki kolczyk. Pomyślała, że się przyda, choć wciąż nie mieli pojęcia, jak kontrolować zwierzę.

Tymczasem Wrzycimłot po krótkich oględzinach zaczął energicznie policzkować Jasnygwinta.

– Ej, a ty co? Dobić go chcesz? – Niezabudka podeszła szybko. – Musimy się zbierać.

– No co, to najlepsza metoda na omdlenia. Znam się na tym. – Faktycznie chłopak właśnie otworzył oczy. – Gdzie się chcesz zbierać po nocy?

– Jak najdalej. Jak myślisz, ile lat staruszek żył w porcie? Ilu go zna? Przyjaźni się? Nie kryliśmy się, jak szedł z nami do lasu.

– Na wątrobę dzikzwierza! Zbieramy się! Jasny?! Jak się czujesz?

– Mistrzu? Co się stało? Centaur śpi?

– Taa, pewnie. Musimy jechać.

– Co? Ale, mistrzu… och, głowa mnie boli.

– Taa. Pakujemy się. Jasnygwint pojedzie na żyrafie.

– Jesteś pewien? – spytała Niezabudka, zerkając na zwierzę. – Nie wiadomo, co ona może…

– Tak. Jestem.

Zebrali manatki i wsadzili ostrożnie chłopaka na żyrafę. Obłapił ją za szyję, bo inaczej zjeżdżał w dół po pochyłym grzbiecie. Akilah nie protestowała. Może dlatego, że opiekował się nią przez ostatnie dni. Nie wiedzieli. Odjechali w pośpiechu, przykrywając wcześniej centaura kupą liści i gałązek.

 

Błękitny Wierch zobaczyli po raz pierwszy trzy dni później. Z daleka, między górami zamajaczył zbudowany na samym szczycie zamek. Jasnygwint doszedł już do siebie i wróciła jego dawna młodzieńcza ekscytacja. W oczach Niezabudki też igrały radosne iskierki. Tylko Wrzycimłot się martwił. Zerkał na żyrafę, wciąż wkurzony, że tak głupio zabili centaura. Nikt mu teraz nie wyjaśni, jak kierować zwierzęciem. Dziś wieczór znowu spróbują.

Przy ognisku zjedli po śpiewonku i wzięli się do roboty. Tyle dobrego, że umieli już uzbroić żyrafę, pamiętając, co robił stary opiekun. Wszystkie łaty odskakiwały pięknie i twardniały, tworząc porządną ochronę. Kolczyk nie działał. Akilah spokojnie niszczyła kolejne gałęzie pełne smakowitych liści, jednak ducha walki nie potrafili w niej obudzić.

Dzisiaj po kolei zakładali kolczyk i wołali do żyrafy, by ich wpuściła.

– Akilah ingia! – krzyczeli, a Jasnygwint dodawał nawet głaskanie po szyi.

Zmieniali intonację i akcent, lecz nic się nie działo.

Atak przyszedł niespodziewanie. Niemal w jednej chwili od zbroi żyrafy odbiła się strzała, druga utkwiła w ramieniu Wrzycimłota, trzecia w pniu drzewa na wysokości głowy Niezabudki. Znieruchomieli na moment, zaskoczeni, lecz uderzenie serca później krasnolud chwytał już za swój topór, a Jasnygwint za nóż rzeźnicki, z którym przezornie schował się za Akilę. Niezabudka za to, podniosła najbliższy kij z ziemi i popędziła w kępę krzaków, z której, jak jej się wydawało, przyleciały strzały. Rzeźnik ruszył za nią. Wiedział, tak jak faunka, że nie mają szans w starciu na odległość z łucznikami. Dopadli krzaków niemal jednocześnie, przy czym Niezabudka z niezwykłą energią używała kija, uderzając na prawo i lewo. Okazało się to bardzo skuteczne, bo wprost na Wrzycimłota wypadły gnomy, małe, bezczelne, lecz w sumie strachliwe stworzenia. Rzeźnik złapał jednego ogonem, drugiego powalił uderzeniem obucha i przycisnął nogą do ziemi, a trzeci sam zaplątał się w gałęzie i dorwała go Niezabudka. Wyrywały się i walczyły, jednak szybko udało się je obezwładnić, skrępować i usadzić przy ogniu. Sami też usiedli, zdyszani, a Jasnygwint wychylił się zza zwierzęcia z nożem w ręku.

– Możesz przyjść, Jasny, mamy tu małych gości – zawołała Niezabudka.

– Skąd wiedziałaś, że dasz radę im w krzakach? Z kijem tylko?

– Strzały. Są mniejsze i cieńsze. Z normalną byś tak nie biegał – powiedziała wskazując na tkwiącą wciąż w ramieniu Wrzycimłota. Spojrzał zdziwiony, bo faktycznie zapomniał, że go trafili. Wyciągnął ją zdecydowanie i przyjrzał się.

– No, prawdę mówisz. Inne są, krzywdy nie uczynią. Pomyślunku to one nie mają.

– Bo nie walczą zwykle z innymi istotami, tylko między sobą. – Dziewczyna spojrzała z zastanowieniem na wierzgające wciąż przy ognisku gnomy.

Jasnygwint przyglądał się zachwycony. Pierwszy raz widział takie stwory, tak samo jak centaura kilka dni wcześniej. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Zachowywały się trochę jak przerażone kury, był pewien, że gdyby je rozwiązać, to biegałyby w różnych kierunkach bez ładu i składu.

– Niezabudka, jeśli walczą tylko między sobą, to czemu nas zaatakowały? Czemu teraz się tak boją?  – zapytał chłopak.

– Pojęcia nie mam. Wrzycimłot? Jakieś fachowe doświadczenia?

– Rozumnych nie tykam! Przecie to ma twarz! Nic nie wiem! – krzyknął oburzony bardzo.

– Dobra, dobra, wolałam spytać. To może u źródła – powiedziała i przytknęła kij do brzucha pierwszego z brzegu gnoma. – Gadaj, za czym ten napad? Grosiszów szukali, czy życie się znudziło i chcieli zginąć śmiercią waleczną?

Nastąpiła chwila ciszy. Gnomy przestały wierzgać, a Jasnygwint dopiero teraz zauważył, co mu nie pasowało.

– One się boją żyrafy, nie nas. Patrzą tylko na nią!

– Gadać mi tu zaraz, co się dzieje! – krzyknęła Niezabudka, widząc że chłopak ma rację. – Bo kijem obiję!

– Zaprzestań – odrzekł jeden z nich i od razu było słychać, że nienawykły do mówienia w obcym dla niego języku.

Cofnęła nieco kij, ale nie za bardzo. Czekali cierpliwie.

– Wielki wojownik. W głowie.

Popatrzyli po sobie. Że co?

– Mówisz nam, że czujesz ją w głowie? – Niezabudka z niedowierzaniem popatrzyła na małych ludzi.

– Tak. Wszyscy. Gnomy.

– Pięknie. Naprawdę pięknie. – Jej mina świadczyła, że wcale nie uważa sytuacji za piękną. – A czemu my jej nie czujemy? – dodała i dla zachęty dźgnęła kijem rozmownego karła.

– Gnomy otwarta głowa. Wielki wojownik tu jest. Strasznie – powiedział, pokazując swoją czuprynę.

Wrzycimłot, milczący do tej pory, wściekły nieco, że oni się tu męczą, a inni mają dostęp za darmo bez problemu, podszedł do gnomów i pochylił się z nieco krzywym uśmiechem.

– Jak otworzyć głowę?

Gnom popatrzył na niego, nie rozumiejąc. Jednak po chwili domyślił się, o co pyta krasnolud.

– Wy magia. Magicznie. Przedmiot.

Wrzycimłot wpatrywał się chwilę w gnoma. Rozwiązał go i zaprowadził do żyrafy. Trzymał mocno, gdy ten zaczął się trząść ze strachu.

– Niezabudka, daj kolczyk.

Dał go do ręki gnomowi.

– Pokaż! – powiedział rozkazująco.

Gnom przemógł strach, choć nogi wciąż mu się trzęsły.

– Głowa. – Wskazał żyrafę, Wrzycimłota i kolczyk.

Krasnolud skinął na Jasnygwinta, który podszedł do Akili i pociągnął za prowizoryczny sznur pomagający w opiece nad zwierzęciem, tak, że jej głowa znalazła się nisko, na wysokości ich twarzy. Akilah spokojnie przeżuwała liście brzozy.

Wrzycimłot spojrzał pytająco na gnoma, a wówczas ten wskazał niewielki róg wystający między oczami żyrafy. Oddał kolczyk rzeźnikowi.

– Tam. Kolczyk. Czoło.

Mrucząc jakieś przekleństwo, krasnolud przyłożył kolczyk do rogu, nakładając go na sam czubek, po czym dotknął tego miejsca swoim czołem.

– Akilah ingia!

Zamrowiło. Akilah przestała jeść, szarpnęła się, ale Wrzycimłot już trzymał rękoma róg, a Jasny skrócił sznur, żeby pomóc. Krasnolud poczuł obecność w głowie. Nie było to jednak spokojne delikatne wejście, bardziej drapieżne wtargnięcie obcego umysłu, który miotał się między agresją, zagubieniem, wołaniem o pomoc i tęsknotą za liśćmi akacji. Dużo emocji, jak na jedno zwierzę. Wrzycimłot zdumiony puścił żyrafę, a ona wyprostowała szyję i pozostała w miejscu, wpatrując się uważnie w krasnoluda. Więź pozostała.

– Na rzyć śpiewonka! Działa! Ależ ona ma zamęt w łepetynie! Jak w karczmie! Grogun by sobie nie poradził!

Gnom uwolniony, szczęśliwy uciekł do towarzyszy i, patrząc na Niezabudkę, zaczął luzować im więzy. Pozwoliła mu. Zanim zdołali uciec, krzyknęła za nimi.

– Bywajcie w zdrowiu i nie myślcie o nas źle! – A widząc miny chłopaków, dodała ciszej. – No co? Lepiej wrogów za sobą nie zostawiać.  Gadaj, jak żyrafa w głowie ci miesza? Będziesz ty panować nad nią, czy ona nad tobą?

– Nie jest źle. My, leśne krasnoludy, jesteśmy starą rasą, i głowy mamy mocne. A myślę jeszcze, że mikstura Jarzębichy na uroki swoją robotę zrobiła. Akilah mnie nie zmoże, dam radę! Muszę ją nieco uspokoić, ale ten zamęt w jej umyśle, to dłuższa robota. Ktoś tam bigosu narobił.

– Pamiętasz, mówiłam ci, ona jedna wróciła od trolli. I z królewskiego zamku musieli ją zabrać, ponoć królowi zagrażała.

– Pamiętam, ale wuj dawał z nią radę, to i ja dam. Chociaż widzę już, czemu jest niebezpieczna. To bojowa żyrafa, ale obłęd ma w głowie taki, że pewnie nie robi, co się jej każe. I wciąż jest przerażona. Ciekawe czym. Zobaczymy, jak mi z nią pójdzie.

Resztę wieczoru krasnolud spędził siedząc przy ogniu i badając nową więź z umysłem żyrafy. Nie była skora do współpracy. Wprawdzie stała spokojnie, ale w środku jej głowy kotłowało się niepomiernie. Zdołał jednak znaleźć kluczowe komendy bojowe, rozrzucone gdzieś pomiędzy tęsknotą za akacją, a chęcią unicestwienia dowolnej istoty. Silaha – zbroja, kupigana – walcz, ulinzi – obrona. Ku swemu zdumieniu znalazł też słowo uhuru – wolność. Przez chwilę myślał, po co ktoś miałby takiej komendy uczyć, lecz że był już zmęczony, to zwolnił żyrafę i poszedł spać.

Obudził się z dziwnym wrażeniem, którego na początku nie umiał nazwać. Leżał chwilę, świt już rozjaśniał górne gałęzie drzew, choć w samym lesie jeszcze panował mrok. Zastanawiał się przez moment nad życiem, brakiem piwa i gorzałki, trochę nad Niezabudką, że nie taka zła, jak myślał, w tej podróży. Zaraz jednak wróciło to dziwne uczucie. Aż usiadł, gdy wreszcie dotarło do niego, o co chodzi. Wiedza. Wiedział rzeczy, których wcześniej nie było w jego głowie, takie, których nie przeżył i nie doświadczył. Przyjrzał się im. Sposoby wuja na prowadzenie żyrafy. Wojna w trollowym królestwie, Krzemieniu. Przerażenie króla. Sapnął ciężko. Wiedza dawnych opiekunów, przesączająca się gdzieś przez kontakt z Akilą, dotarła do niego i nad ranem wypłynęła ku świadomej części Wrzycimłota.

– Na kotorożca! Alem teraz mądry! – wykrzyknął zdumiony.

Niestety, zapomniał, że jest w towarzystwie. Zbudzeni okrzykiem towarzysze, popatrzyli na niego zdumieni, po czym na twarz Niezabudki wypłynął, znany mu dobrze z karczmy, uśmiech.

– No, no, mamy mędrca! Jasnygwint, zwracaj się teraz do mistrza: Jaśnie wielmożny panie. Tak na wszelki wypadek. Bo, a nuż, coś mądrego powie!

– Oj, odczepiłabyś się z tymi swoimi żartami, bo nieśmieszne są. Tak mi się powiedziało, bo jakieś wspomnienia innych opiekunów mam. A tobie nieładnie z sarkazmem.

Niezabudka ucichła, zgaszona słowem sarkazm w ustach Wrzycimłota, ale wesołe iskierki wciąż błąkały się w oczach. Zwijali obóz z myślą, że następny postój będzie już w mieście, a krasnolud opowiadał, ile teraz wie o żyrafie i co się z nią działo.

– Nie wszystko zwierzę pamięta, ta wiedza to takie fragmenty, które gdzieś tam przepływały w czasie kontaktu z człowiekiem, centaurem czy krasnoludem, nic innego nie ma. Ona sama z siebie nie myśli, dopiero w połączeniu, ale taki ma tam bigos, że strach zaglądać. Myślę, że w którymś momencie dostała za dużo tych ludzkich myśli i jej rozum tego nie porządkuje. No, i coś się stało u trolli.

– Że też król je tam wysłał. Na zamku zawsze było wiadomo, że żyrafy są do obrony, a nie do jakiś porachunków z sąsiadami – westchnęła Niezabudka. – Ludzie je uwielbiali. Były takie spokojne i pełne dostojeństwa. Majestatu miały więcej od króla. A on za nimi nie przepadał. Może dlatego je odesłał do Krzemienia na tę głupią wojnę. Parobek mi kiedyś mówił, że ich skóra jest bardzo gruba, a te brązowe fragmenty są magiczne i mają moc chłodzenia i grzania zwierzęcia w razie potrzeby.

Jasnygwint słuchał jak zaczarowany. 

 

Stali na wzgórzu w świetle poranka, a przed nimi rozciągała się dolina, wciąż jeszcze pokryta cieniami nocy. Na końcu tej rozległej przestrzeni zaczynały się wzgórza, a dalej za nimi wysokie, ośnieżone szczyty lśniły w blasku słońca. Błękitny Wierch zajmował jedną z większych gór, zamek stał na szczycie, a łagodne zbocza pokryte były zabudowaniami miasta. Sam zamek dosięgło już słońce i mury przybrały różne odcienie błękitu.

Patrzyli nieco bezradnie na pole przed nimi, zastanawiając się, co dalej czynić. W dolinie stało wojsko trolli. Bezładnie rozrzucone namioty i duże zadaszenia dla niecierpiących słońca wojowników.

– Mistrzu, co to za stworzenia? I co tu robią?

– Schowaj Akilę wśród tych drzew. My też zejdźmy z widoku, zanim nas zauważą. To trolle, z tego co widzę, leśne. I, co gorsze, stoją nam na drodze do zamku. Na zbitego dzięciołaka! Nie mogły poczekać?! Jak teraz do Górosława dojdziemy?

– Zdaje się, że król twego wuja na pomoc wzywał. Myślisz, że do tego? – Niezabudka wskazała głową dolinę, chowając się wśród niewielkiego lasku.

– No chybaby mu na rozum padło coś trującego, żeby myślał, że jedna żyrafa na trollowe wojsko coś poradzi. Nawet uzbrojona. Przecież to niemożliwe. Te leśne uparte są, prędko nie odejdą. Znam je, kiedyś takie w mojej puszczy mieszkały.

– W twojej puszczy, mistrzu? – zdziwił się chłopak, a i dziewczyna uniosła brew zaskoczona.

– No co? Jak młody byłem, z rodzicami mieszkałem w puszczy. No, to dom rodzinny nasz, mój i braci. My, leśne krasnoludy, potrzebujemy drzew, gałęzi, ściółki, śpiewu ptaków, inaczej nie urośniemy i jak karły wyglądamy. I tam, w tej naszej puszczy, mieszkały też trolle. Te najstarsze porastały lasem, ciężko je było zobaczyć, zawsze w mchu, liściach, małych brzózkach rosnących na ramionach i plecach. Nie lubiły słońca i skórę miały twardą jak kamień, a im starszy troll, tym twardsza skóra była. W dzień prawie się nie ruszały, skryte pod gęstym listowiem dębów. Ale wieczorami często niósł się ich śpiew po lesie.

– No dobrze, to wszystko pięknie, Jasny, zamknij buzię, bo ci śpiewonek wleci. Tylko co my teraz robimy? Jak do króla dojdziemy i jak służbę po wuju wypełnisz? – Niezabudka zarzuciła warkoczem, odwracając głowę w stronę doliny.

 Światło powoli przejmowało we władanie przedmurze zamku, a ruch w obozie wojskowym zamierał. Trolle chowały się pod zadaszenia. Wrzycimłot patrzył chwilę na mieniącą się błękitami stolicę. Bardzo chciał mieć to już za sobą i wrócić do swojej rzeźni.

– Idziemy. W końcu nie zjawimy się od strony zamku, oni zaraz będą mało ruchliwi, może uda się z nimi pogadać. – Krasnolud zastanowił się chwilę. – Cholera jasna! To wszystko nie ma sensu! Widzieliście kiedyś oblężenie, gdzie wojsko nieruchomieje za dnia?! To się kupy dzikzwierza nie trzyma! Górosław już dawno mógł ich wszystkich załatwić. Co tu się dzieje?

– Może to nie jest oblężenie – stwierdziła po chwili Niezabudka, przyznając w duchu rację rzeźnikowi. Nie pasowało coś tu bardzo.

– Ale tam są katapulty! Widzisz te kupy kamieni i te machiny drewniane? A i mury gdzieniegdzie są zniszczone i to zarówno te miejskie, jak i te wyżej, przyzamkowe.

– Wspomnienia opiekunów? – Dziewczyna wskazała na żyrafę, a gdy Wrzycimłot przytaknął, westchnęła ciężko i zaczęła rozglądać się za porządnym kijem. Nic tak nie poprawiało jej samopoczucia, jak dobry kij i ukryte pod spódnicą kopytka.

Jasnygwint jedną ręką trzymał sznur, na którym uwiązana była żyrafa, a drugą oplótł stary buk i wpatrywał się w dolinę. Nie tylko pierwszy raz widział trolle, choć z daleka, ale jeszcze mógł patrzeć, jak wygląda całe ich wojsko rozłożone pod błękitną stolicą Koratu. Wtem, zauważył coś na obrzeżach obozu.

– Mistrzu, tam pod lasem, widzisz?! Mistrzu, tam, z prawej strony!

– Ciszej bądź, bo cię w zamku Górosław usłyszy. Ożesz ty… – Krasnolud aż umilkł na to, co zobaczył.

Pod brzozowym laskiem, jeszcze w cieniu poranka stała grupa rosłych centaurów, a spomiędzy gałęzi drzew wychylały się głowy żyraf. Centaury krzątały się wokół nich, znikając w lesie i pojawiając się, ale Wrzycimłot po chwili był pewien, że jest ich pięciu. I dwie żyrafy. Zaginione żyrafy z wojny o Krzemień, po której Korat objął zwierzchnictwo nad sąsiednim krajem.

– O co tu chodzi? – wymruczał sam do siebie, jednak faunka myślała, że to do niej.

– Skąd mam wiedzieć! Och, na głowę Faunusa! Nie możemy tam iść z żyrafą! Akilah musi tu zostać.

– Za nic w świecie! Nie zostawię jej tu. Jasny jej nie obroni, jakby coś się przydarzyło.

– To nawiąż kontakt. Wtedy będziesz wiedział, co się z nią dzieje.

– Myślisz, że to zadziała na odległość? Cóż, nie zaszkodzi sprawdzić.

– A cóż my tu mamy? Zagubionych wędrowców i to w dodatku z pięknym mieszkańcem Marungu! Co za zbieg okoliczności! – dwóch centaurów wyłoniło się zza pochyłości wzgórza. Nie byli to starcy, jak treser Akili z portu. W sile wieku, ubrani po wojskowemu, ich odsłonięte mięśnie drżały z napięcia. Byli piękni, widok psuła jedynie broń, którą trzymali w dłoniach.

Wrzycimłot szybko złapał kolczyk w kieszeni i oparł się o drzewo, za którym stał Jasnygwint.

– Akilah ingia! – krzyknął szeptem. Na szczęście, nie musiał już teraz dotykać czołem rogu, wystarczył sam kolczyk. Gdy poczuł, że go wpuściła, dodał jeszcze szybko:

– Akilah silaha! Jasny, zasłoniłem cię, na ziemię i odpełznij w krzaki. Ani słowa.

U żyrafy brązowe plamy już stwardniały i odskoczyły, Niezabudka zaś stanęła przed zwierzęciem, bo i tak już miała kij w ręku.

– Witajcie, wielcy panowie! Zdążamy ku stolicy i właśnie w zadziwieniu patrzymy na dolinę. Czy jest możliwe, żeby wejść do miasta? Co tu się stało?

Centaury popatrzyły na siebie i uśmiechnęły się krzywo, jakby myśląc chwilę nad odpowiedzią. Podeszły bliżej, na co Wrzycimłot oderwał się od drzewa, które podpierał, jako że chłopak już się schował, i schylił się po topór. To nie spodobało się żołnierzom. Uśmiechy zgasły.

– To zwierzę jest tresowane i niebezpieczne. Oddacie nam żyrafę, a może puścimy was wolno. Szukaliśmy jej.

– To zwierzę należy do króla. Nie możemy go oddać. Idziemy z nią na zamek. A w ogóle, to od kiedy trolle wysługują się centaurami?

Chciał ich rozzłościć. Centaury były agresywne, ale uważały się za szlachetną rasę, podczas gdy trolle, ze swoimi puszczami i jaskiniami górskimi, musiały im się wydawać prymitywne. No i odniósł sukces, bo żołnierze napięli łuki wstając na tylne nogi. A Wrzycimłot bardzo chciał wypróbować żyrafę.

– Akilah ulinzi! – krzyknął głośno i zasłonił się toporem, jakby mógł on powstrzymać strzały centaurów.

Świsnęło. Wyjrzał zza toporka i zobaczył leżące nieopodal drzewce wbite w ziemię. Żołnierze wystrzelili jeszcze po jednej i teraz już na własne oczy krasnolud zobaczył, jak odbijają się od niewidzialnej ściany przed nimi. Żyrafa stała, na nieco rozstawionych długich nogach, i czuł jaka jest skupiona na trzymaniu ochronnej tarczy. Przez chwilę było widać, gdy strzały dotknęły bariery, jak lekka, niebieska mgiełka przemknęła po powierzchni. Można było wtedy zobaczyć, że ma kształt bańki, szerokiej na kilka metrów wokół zwierzęcia.

Tymczasem centaury, rozzłoszczone coraz bardziej, dobyły mieczy i ruszyły na stojącą przed Akilą dwójkę. Dziewczyna i krasnolud nie mieli żadnych szans i wiedzieli o tym. Wrzycimłot wprawdzie podjął się ratowania królestwa za wuja, ale o ile pamiętał, nie uzgodnili jeszcze dokładnie, przed czym. Sapnął i, rzucając się na ziemię, wycedził przez zęby:

– Akilah, kupigana! Niezabudka, ziemia! – Schował na wszelki wypadek głowę w liście, wiedząc, że jeśli żyrafa nie zadziała, to oboje zginą od mieczy. Poczuł bardziej niż usłyszał coś jak tąpnięcie powietrza, jakąś ogromną zmianę ciśnień. Cichy protest zwierzęcia, z którym wciąż był w kontakcie, i wyrzut zmieszanych emocji, sprawił, że aż sam poczuł mdłości. A potem nastąpiła cisza.

Podniósł głowę. Centaury leżały na ziemi przed nimi. A raczej większość ich ciał. Reszta, w kawałkach, rozrzucona była na kilka metrów dookoła. Wrzycimłot patrzył ponuro, bez słowa, bez jednego nawet przekleństwa, którego pierwszy raz nie potrafił wymyślić. Faunka wstała obok i nabrała powietrza.

– Na głowę Faunusa jedynego…

Widok był okropny, i do krasnoluda dotarło dopiero, z jaką żyrafą mają do czynienia. Dotarło do niego coś jeszcze. Ruszył powoli w stronę tego, co zostało z centaurów i podniósł łuk i kołczan, oraz miecz. Wytarł je jako tako z krwi i zawołał chłopaka. Gdy ten przyleciał z krzaków, rzucił mu łuk, a sam z westchnieniem podszedł do dziewczyny i przyłożył jej miecz do szyi. W pierwszej chwili zdziwiła się, lecz stała spokojnie, co potwierdziło jego przypuszczenia.

– Mistrzu, łuk dla mnie? Dziękuję, będę ćwiczył, obiecuję! Mistrzu, co robisz? Mistrzu, to przecież Niezabudka, zostaw ją, co robisz? – chłopak ruszył ku nim, ale krasnolud osadził go na miejscu.

– Nie wtrącaj się. Mam z dziewczyną do pogadania. Ani się rusz! Wypatruj, czy kto jeszcze do nas z wizytą nie idzie! Bo Akilah już chyba na dzisiaj ma dosyć. – Czuł w głowie jej zamęt, zmęczenie i pomieszanie jemu też się udzielało. Nie chciała robić, co jej kazał. Czuł, że trzeba ją uspokoić, lecz teraz miał inną sprawę do załatwienia.

– Jesteś niższym faunem, prawda? – spytał, wciąż trzymając miecz przy jej szyi, a gdy skinęła powoli głową, zaklął brzydko.

Wiedział, od niedawna, z cudzych wspomnień, że prócz faunów pospolitych, istnieje również rasa szlachetna, choć tylko z nazwy.

– Gdzie twój pan? Gdzie przewodnik? – spytał resztkami spokoju, walcząc z zamętem żyrafy w głowie, i z własnymi uczuciami do tej dziewczyny, które zrodziły się w drodze. Z zaufaniem, sympatią, przyjaźnią.

– Na zamku – odpowiedziała cicho, jakby wstydziła się samej siebie.

– Kto?

– Nie mogę. To mój pan. – Spojrzała mu w oczy. Przypomniał sobie, jak się cieszyła na tę podróż do stolicy. Docisnął miecz, Niezabudka cofnęła się, ale trafiła na stojącą z tyłu żyrafę.

– Mów, kto! Bo ubiję i nie będę patrzył za siebie – wycedził przez zęby, zły na cały świat.

– Król. – Opadła na kolana, a strużka krwi popłynęła z draśniętej skóry.

– Król?! Na rzyć śpiewonka! Górosław?!

Pokiwała tylko głową, a Wrzycimłot wciąż trzymał miecz skierowany ku niej. Aż się cały trząsł w środku, ale wiedza wciąż sączyła się ku jego głowie i spajała brakujące fragmenty. W Krzemieniu mieszkały też fauny, zwykle żyły w cieniu trolli. Ale jeden wyższy faun był w stanie zjednoczyć niższe i mieć na swoje rozkazy. Jak królowa pszczół. Jeśli przejął tron w Koracie, to znaczy, że wcześniej pokonał trolle w Krzemieniu. Tak, kopyta można przecież ukryć, niewielkie rogi również. Faun królem na Błękitnym Wierchu!

– Wysłał cię za żyrafą, co? Ręce. – Przytaknęła i wyciągnęła ręce przed siebie, a on ścisnął je mocno najpierw ogonem, a potem przewiązał sznurem.

Pomyślał, że przydałby mu się koń, bo sytuacja zrobiła się skomplikowana, ale potem spojrzał na martwe centaury, na żyrafę i niemal parsknął śmiechem, na to swoje życzenie. Że też mu się zwykłego konia zachciewa, gdy tu takie dziwne wierzchowce dookoła.

Niezabudka usiadła zrezygnowana na piętach i spojrzała na krasnoluda.

– Jak się domyśliłeś?

Popatrzył na nią długą chwilę, po czym odwrócił wzrok w stronę doliny.

– Dwa razy wzywałaś głowy fauna. Nikt nie przeklina na swoją własną rasę, chyba że na władcę ciemiężyciela.

Nagle poczuł, że napływa do niego nowa informacja. Właściwie ostrzeżenie. Zapomniał, że wciąż jest połączony z żyrafą. Spojrzał wysoko, na jej głowę, patrzyła na wojska pod górą. Skupiona i czujna. Chłopak przybiegł od drzew, zza których obserwował dolinę.

– Coś tam się dzieje! Jakieś poruszenie! Mistrzu?!- zawołał zdezorientowany, patrząc na związaną Niezabudkę. Rozejrzał się dopiero teraz po lesie, zobaczył kawałki centaurów. Tymczasem Wrzycimłot wyjął maleńką buteleczkę z torby.

– Pij, to poczujesz się lepiej. No, dalej, to od Jarzębichy, na przeziębienie i zły nastrój. Niezabudką się nie martw. Narozrabiała trochę, to ma karę. Jak będziesz grymasił, to ciebie też tak potraktuję.

Krasnolud nigdy nie myślał, że takie bzdury będzie dzieciakowi kładł do głowy, ale jeszcze nie tak dawno miał go uczyć, jak oprawiać mięso do spożycia, więc i tak uważał, że dobrze mu idzie. Był teraz zresztą do cna zniecierpliwiony, dosyć miał tej całej wyprawy, chciało mu się piwa i nawet kłótnie z Grogunem wydawały się jakieś piękniejsze. Postanowił zakończyć to całe zamieszanie. Podszedł do skraju lasku i wyjrzał ostrożnie zza drzew, ciągnąc Niezabudkę za sobą.

 

Gdy szedł po zamkowych schodach do sali tronowej, sam nie mógł uwierzyć, że udało im się tu dotrzeć. Głupi ma zawsze szczęście, jak to mawiają. Jednak szczęściu należy dopomóc, aby działało jak trzeba. Gdy więc zobaczył, że wojsko rusza do ataku, nie myślał wiele, tylko zebrał swoje towarzystwo, ścinając przedtem toporem kilka gałęzi by przykryć pobojowisko. Niezabudce kazał wsiąść na Akilę, po czym przywiązał ją starannie do uzbrojonej szyi. Jedna z łat automatycznie zmieniła się w siodełko.

Wyruszyli do doliny otoczeni ochronną tarczą żyrafy. Weszli od lewej strony, przeciwnej do stacjonujących daleko z prawej flanki żyraf z centaurami. Wrzycimłot szedł pewnie, krzycząc rozkazy, które akurat przychodziły mu do głowy, a to rozejść się! a to uwaga, robić przejście! A że był bardzo wkurzony, przychodziło mu to z łatwością i póki co, działało. Wojska ospałych trolli, myśląc, że to ich żyrafa, dawały mu miejsce i przepuszczały do przodu. Nawet, gdy wysunął się przed linię ataku, nie wzbudziło to podejrzeń, widocznie widzieli już te zwierzęta w akcji. Dopiero, gdy pod bramą zaczął krzyczeć żeby otworzyli, pod deszczem strzał obrońców odbijających się od tarczy ochronnej, w szeregach wojsk z tyłu wszczęło się poruszenie. Zaczął więc krzyczeć mocniej, że idzie do króla z misją, a nawet przyłożył Niezabudce miecz do tyłka i kazał jej przekazać Faunusowi Górosławowi, że złych zamiarów nie mają i należy ich wpuścić. Nie wie do dzisiaj, co zadziałało, ale bramę na moment otwarto, i zanim oszołomione trollowe wojsko zdecydowało, co zrobić z uciekającą im do wroga żyrafą, byli już w środku. A teraz szli po zamkowych schodach do króla.

Weszli w czwórkę do ogromnej sali, gdzie nawet Akilah nie musiała pochylać głowy. Górosław już na nich czekał. Szpaler uzbrojonych faunów stał po obu stronach komnaty, tuż pod potężnymi kolumnami, zostawiając jednak dość miejsca na środku, by swobodnie podeszli do tronu. Rzeźnik głową dał znak Jasnygwintowi, by przesunął się bliżej żyrafy, a sam zbliżył się do króla i uklęknął na jedno kolano.

– Najjaśniejszy panie! Przychodzę wypełnić wezwanie mego wuja, który otrzymawszy pismo od waszej wysokości, pomarł, a mnie w spadku zadanie zostawił. Jestem więc na twoje usługi.

Król patrzył chwilę bez słowa. Zdążył już przyjrzeć się sznurowi na rękach Niezabudki i temu, że jest przywiązana do żyrafy. Dojrzał miecz i łuk centaurzej roboty. Domyślił się, że krasnolud wie, kim naprawdę jest władca Koratu.

– Kontrolujesz ją? – spytał bez ceregieli. Wrzycimłot skinął głową i uśmiechnął się w duchu. Miał przewagę, bo miał Akilę. I Górosław o tym wiedział. To będzie trudna rozmowa, zwłaszcza że król przymknął oczy i odchylił lekko głowę, próbując wpłynąć na umysł krasnoluda.

– Nic z tego nie będzie, wasza wysokość. Swój rój faunowy możesz mamić i prowadzić, lecz eliksirów Jarzębichy nie przeskoczysz. Nasza starowinka ma niesłychaną wiedzę i potrafi każdy urok przemóc i ochronę przed czarem naszykować. Więc my z Jasnygwintem jesteśmy odporni. Te trolle pod zamkiem, to zmyłka, co? Podburzyłeś ich, sami z siebie by nie przyszli. Niby zamek atakują, a ty, jako dobry król, mieszkańców dzielnie bronisz. Tylko, że oni poprosili centaury o pomoc. Jeszcze raz pytam, jak wolę twą wypełnić. Grzecznie pytam i od razu dodam, że jedna żyrafa wojska nie odeprze, zwłaszcza że oni dwie mają. I bardziej do obrony się nadaje, niż do ataku, ona, wiecie, nie lubi zabijać.

Górosław obnażył zęby i wściekle uderzył kopytami o posadzkę. Z bezsilności aż mu policzki poczerwieniały, lecz nic nie mógł zrobić. Bardzo liczył na kontrolowanie opiekuna żyrafy, pewien, że wówczas nie będzie o nic musiał prosić. Ta wspaniała broń z Marungu miała mu pomóc w kontroli przejętego podstępem tronu. Nie wierzył krasnoludowi i miał gdzieś, co lubi żyrafa, a czego nie. Nie po to zaszedł tak daleko, żeby teraz przejmować się drobiazgami.

I wtedy zrobił najgłupszą rzecz z możliwych.

– Brać ich! – rozkazał zbrojnym stojącym po obu stronach komnaty.

Rzucili się na nich. Z dwóch stron.

– Królu, nie! – krzyknęli jednocześnie Wrzycimłot i Niezabudka. Ale było już za późno. Na początku atakujący odbijali się od tarczy, Akilah utrzymywała ją bez wysiłku, jednak Wrzycimłot zauważył, że jeśli ruchy były wolne, to tarcza przepuszczała, i miecze i żołnierzy, do wewnątrz. Długo nie potrwa, zanim się zorientują. Popatrzył przepraszająco na żyrafę.

– Akliah, wybacz mi. Kupigana! – krzyknął i padł na posadzkę razem z Jasnygwintem, którego złapał za głowę i przyciągnął ku sobie.

Nagła cisza, wielki emocjonalny protest, gniew i żal, zmiana ciśnienia i to nieprzyjemne tąpnięcie powietrza. Leżąc, krasnolud nagle poczuł, że rwie się mentalny kontakt z żyrafą. Spojrzał w górę i zobaczył, że zwierzę migocze. Znikała, a wokół niej zaczęły się pojawiać wielkie przestrzenie, nieskończone trawy pod gorącym słońcem.

– Wrzycimłot! – zawołała przerażona Niezabudka, bo przywiązana do Akili też migotała.

– Mistrzu, wszyscy zginęli! Mistrzu! – Chłopak aż się zachłysnął z zachwytu i ulgi, że niebezpieczeństwo minęło, bo bał się bardzo.  

– Tak, wiem – odpowiedział krasnolud, nie patrząc nawet.

Podbiegł do żyrafy, odciął mieczem sznur i odstawił faunkę na bok. Sam przytulił się do migoczącej wciąż Akili. Próbował odzyskać i ustabilizować psychiczną więź ze zwierzęciem. Pogłaskał ją i świat pierwszy raz zobaczył czułego Wrzycimłota.

– Przepraszam cię. Nie odchodź, proszę. Jeszcze nie odchodź. Zostań. Przepraszam.

Miał wrażenie, że się udało, że poczuł zgodę, że pomieszane emocje nieco wygasły. Odsunął się i wysłał jej przepełnione wdzięcznością podziękowania. Znowu miał wrażenie, że je przyjęła, spojrzała nawet prosto na niego, z tym bezgranicznym spokojem w oczach i mętlikiem w głowie. I wtedy zobaczył za nią bezkresne trawiaste równiny i drzewa w oddali. Odwróciła się i poczuł jeszcze jej tęsknotę za liśćmi akacji zmieszaną z pożegnaniem. Akliah zrobiła krok w stronę sawanny i zniknęła.

Zawiedziony, stał chwilę z poczuciem pustki i straty. Zwiesił głowę, w której pojawiło się ostatnie echo myślowe żyrafy. Uhuru. Wolność.

Niezabudka starała się otrząsnąć z bezradności, spowodowanej śmiercią swojego pana. Uczucie zagubienia było dojmujące i przytłaczało tak dalece, że chciała usiąść gdzieś w kącie i nie ruszać się. Pomógł jej nieco widok zmasakrowanych ciał, odór krwi i, o dziwo, mina krasnoluda smętnie i samotnie stojącego na środku sali. 

– Wrzycimłot, król nie żyje! Faunus jest martwy! To straszne uczucie, jakbym się zgubiła w wielkim lesie, ale jestem wolna, dziękuję ci! Wrzycimłot, przepraszam. Jeśli mam odejść, zrozumiem, jednak weź pod uwagę, że cały czas starałam się nie działać na twoją szkodę. Panowanie wyższego fauna nad niższymi jest okrutne, one teraz wszystkie będą nieco bezradne. Czuję, jakie są pogubione i wystraszone. Pod stolicą wojsko szykuje się do ataku, miasto nie przetrzyma długiego oblężenia, a my jesteśmy w środku! Trzeba jakoś uciec! No, powiedz coś! – Nie wiedziała już, jakimi słowami przemawiać, więc trajkotała o wszystkim, w nadziei, że coś go wyrwie z przygnębienia. 

Jednocześnie sama ze zdziwieniem zauważyła, że coraz mocniej czuje inne fauny, wie gdzie są, a nawet, chwilami, co robią. Zniknęło wrażenie bezradności, zastępowane pomału przez chęć kontroli i opieki. Nie zdążyła jednak przemyśleć tej transformacji, bo krasnolud wziął się w garść i ruszył ku niej. 

– Nie. Nie będziemy uciekać. O działaniu na szkodę jeszcze pogadamy, ale chwilowo nie mamy na to czasu. Możesz teraz pomóc, więc pokaż, że potrafisz, że do nikogo już nie należysz. Znajdź kogoś, kto to posprząta. I skrzyknij te bezradne fauny do siebie jakoś. Nie wiem, jak to u was działa. Jasny, lecisz szukać oficera wysokiego rangą, a najlepiej generała, niech tu przyjdzie. Musimy odesłać trolle do domu. Powiedz, że król wzywa.

Rozbiegli się bez słowa, zwłaszcza że każdy chciał uciec od poszarpanych ciał i krwi. Krasnolud dopiero teraz rozejrzał się po komnacie. Był rzeźnikiem, ale i dla niego był to okropny widok, dlatego wyszedł przed salę, na schody skąpane w słońcu, z których roztaczał się widok na przyległe góry, miasto i dolinę. Z tęsknotą pomyślał o piwie, a zaraz potem o Akili, zdziwiony, jak bardzo przywiązał się do tego stworzenia. Będzie mu brakowało jej splątanych szaleńczo myśli. Miał nadzieję, że teraz, wreszcie wolna, przemierza sawannę i wcina akacje. Po chwili zobaczył wojskowego zbliżającego się z Jasnygwintem po schodach. Postanowił, że nie będzie owijał w bawełnę.

– Generale, jestem Wrzycimłot z Zagwozdki. Król nie żyje. Ale to pewnie wiecie – powiedział, gdy zobaczył przed sobą fauna. – Trzeba ogarnąć ten bałagan, nadszedł czas na zmiany. Nie możemy pozwolić, by trolle wdarły się do stolicy. Proszę powiedzieć, jaka jest sytuacja w mieście?

Generał przyjrzał się krasnoludowi, nie wiedząc za bardzo, co robić, oszołomiony i przygnieciony utratą zwierzchnika, jednak westchnął i pokrótce opowiedział o dwutygodniowym oblężeniu i obronie Błękitnego Wierchu. Wrzycimłot chwilę słuchał, jednak widać było, że myśli o czymś innym. W końcu przerwał:

– Koniec z tym całym zamieszaniem. Trzeba wysłać patrol do trolli i rozpocząć negocjacje pokojowe. Unikać centaurów i żyraf, to warunek rozmów, mają się nie zbliżać. Sprawdźcie, czy są chciwe, może przekupstwo? Niech jadą do domu, do Marungu. Pewnie trzeba będzie oddać trollom niepodległość, wycofać nasze posterunki z Krzemienia, wy tam lepiej wiecie, co obiecać. Nawiązać stosunki dyplomatyczne. Tego typu rzeczy. Byleby poszli do domu.

Generał słuchał z niedowierzaniem. Wrzycimłot zauważył wahanie w jego zachowaniu, więc zablefował.

– No co?! Kontroluję żyrafy, jestem Jeźdźcem Traw, nikt nigdy nie pokonał mnie i mojego wierzchowca, raczej zawsze było na odwrót. Widziałeś te zwierzęta w akcji?

Generał pokiwał głową i widać było, jak szybko rewiduje swoje poglądy. Wciąż jednak nie był przekonany, gdy podeszła do nich Niezabudka. Wyczuła wahanie i niechęć fauna, oraz rodzącą się w niej moc panowania nad jego jaźnią. Zdumiała ją ta nowa zdolność, lecz postanowiła z niej skorzystać. 

– Generale, Jeździec Traw wydał polecenie, z którym w pełni się zgadzam. Czy rozumiecie, co robić? – spytała delikatnie, zerkając jednocześnie z rozbawieniem na krasnoluda. – To odmaszerować i wykonać! – dodała mocniej, widząc kiwnięcie głową u fauna. 

Generał, jakby nagle dostrzegł sens wszystkich słów, skłonił się Niezabudce i zbiegł po schodach. Wrzycimłot obserwował go przez chwilę ze zdumieniem, po czym przyjrzał się dziewczynie. Uśmiechnęła się przepraszająco, jakby czuła się winna i uciekła do środka zamku. W sali tronowej zaczęły się porządki, Niezabudka wydawała rozkazy ludziom i faunom, i praca szła sprawnie. Zauważył, że fauny jej słuchają, zupełnie, jakby… ale nie znał się na tym.

– Jasny, znajdziesz mi kufel piwa. Migiem.

Chłopak pobiegł, zadowolony, że może zająć się czymś konkretnym.

Faunka podeszła na chwilę do krasnoluda.

– Odeszła, co? Akilah? – A gdy skinął głową, dodała – Szkoda jej. To było piękne zwierzę.

Wrzycimłot poczuł wdzięczność, gdy usłyszał, że mówi o pięknie, a nie o wartości bojowej żyrafy. Tak powinno być. Popatrzył na nią uważnie i zaskoczony stwierdził, że cała złość mu minęła. Zobaczył też, że dziewczyna czuje się na zamku, jak u siebie, a inne fauny wpatrują się w nią, jak w obraz. 

– Wciąż jestem na ciebie wkurzony, choć rozumiem, że nie mogłaś nic zrobić, póki żył Faunus. Takie życie, pełne niespodzianek. I widzę, że jedna niespodzianka spotkała właśnie ciebie. I chyba ci z nią dobrze. Poradzisz tu sobie, nawet bez żyrafy. Teraz jednak mam prośbę. Do domu mam daleko. Przydałby się koń. Jeśli znajdziesz mi konia, zostawię ci to królestwo pod opieką i nie będę się wtrącał.

Popatrzyła na niego zdumiona, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

– Królestwo za konia?

– Nooo, tak. Właściwie tak. To znaczy, możesz znaleźć jakiegoś króla i go tu posadzić, albo sama rządzić, ja tam nie wiem. Zajmij się tym. To taka twoja pokuta. Ale zacnie się spraw, żebym nie musiał drugi raz tu przyjeżdżać, porządków robić. No, rozumiesz.

– Rozumiem. Da się zrobić. Jeździec Traw, co? – Szturchnęła go pod żebro i zachichotała.

– Oj tam. Trzeba było go przekonać. A ty znowu podsłuchiwałaś! – Naburmuszył się krasnolud i chciał jeszcze coś dodać, ale dziewczyna już odwróciła się do nowoprzybyłej grupy faunów. 

W tym momencie przybiegł Jasnygwint z pełnym kuflem piwa i dla krasnoluda świat na chwilę przestał istnieć. Usiadł na schodach i grzejąc się w promieniach słońca pociągnął wielkiego łyka. Napój był orzeźwiający niczym letni poranek, gorzki jak życie rzeźnika, ale przecież właśnie tak lubił najbardziej. Przetarł ręką pianę z wąsów i uśmiechnął się. Przed nim rozciągał się widok na rozległą dolinę i drogę do domu. Uhuru, pomyślał. Wolność, to też możliwość powrotu do domu.

 

Zbrojna Żyrafa Królewska

Koniec

Komentarze

Bardzo intrygujące

Myślę, że jako jeden z betowników nie muszę udowadniać, że tekst czytałem. Wskazane drobiazgi zostały poprawione. Podobała mi się już pierwsza wersja. Humor nie jest nachalny i ubarwia fabułę. Fabuła zaciekawia i trzyma przy tekście. Z przyjemnością mogę to opowiadanie polecić do czytania i do biblioteki. Klik

Cześć, Jolka!

 

Wrzycimłot uchylił powiekę.

Nazwałaś krasnoluda Wrzycimłot… W-rzyci-młot…

 

 

Muszę to przeczytać XD

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witaj.

Ogromnie sympatyczna opowieść o przygodach nader oryginalnych bohaterów. Fajnie pokazałaś ich emocje, charaktery, przemyślenia, dialogi, powód wyruszenia do stolicy, walki, łączenie się z żyrafą, wreszcie – to, co ich spotkało w drodze i na zamku.

Dużo humoru i pomysłowości przy wykorzystaniu tak nietypowych atrybutów/haseł. Dodatkowe brawa za prześliczną ilustrację z żyrafą i mapę oraz imiona bohaterów. :)

 

Z technicznych – sugestie do przemyślenia:

– Mówiłam. Mieszkałam w zamku. (zbędna kropka)– ucięła Niezabudka, wrzucając kości ptaka do ognia.

. Wciąż zły był na dziewczynę, że nic wcześniej nie gadała i wyglądał jak chmura gradowa, mimo pięknego dnia,. – zbędny przecinek na końcu lub brak części zdania

– Czego? – burknął niegrzecznie (brak kropki) – Nie potrzebuję niczego, idźcie precz.

Tymczasem Wrzycimłot po krótkich oględzinach, zaczął energicznie policzkować Jasnygwinta. – zbędny przecinek?

Pierwszy oberwał kopytem Jasnygwint, prosto w głowę, aż odleciał kawałek i jego ciało zwiotczało. – czy dobrze rozumiem, odleciał kawałek jego głowy?

Znieruchomieli na moment, zaskoczeni, lecz uderzenie serca później Krasnolud chwytał już za swój topór – czemu tu nagle wielka literą?

Akliah spokojnie przeżuwała liście brzozy. – przestawienie liter (jest w tekście kilkakrotnie)

Akilah przestała jeść, szarpnęła się, Ale Wrzycimłot już trzymał rękoma róg, a Jasny skrócił sznur, żeby pomóc. – czemu wielką literą?

Parobek mi kiedyś mówił, że ich skóra jest bardzo gruba, a te brązowe fragmenty są magiczne i mają moc chłodzenia i grzania zwierzęcia razie potrzeby. – literówka

Przypomniał sobie, jak się cieszyła na podróż do stolicy. – błąd gramatyczny

Spojrzał do góry, na jej głowę, patrzyła na wojska pod górą. – powtórzenie

Niby zamek atakują, a ty, jako dobry król, mieszkańców niby bronisz. – i tu

Panowanie faunusa nad niższymi faunami jest okrutne, one teraz wszystkie będą nieco bezradne. – czemu małą literą?

 

Jest jeszcze sporo przecinków, ale już nie wypisuję.

 

Ogromnym problemem, tu poruszonym, jest nieludzkie wykorzystywanie zwierząt.

Pozdrawiam, powodzenia, klik. :)

Pecunia non olet

Piękne heroic fantasy. Do tego plastyczne i pełne żyraf!;)

Jako betująca miałam przyjemność odbycia podróży wcześniej i jestem nią głęboko ukontentowana.

No i te żyrafy!;)

Ciuteńkę rozczarowało mnie niewykorzystanie potencjału imienia. Byłam przekonana, że będzie nieco rubszaniej, ale i tak mi się podobało.

Lożanka bezprenumeratowa

Nazwy własne to coś pięknego! Uwielbiam takie historyjki. Mapa – cudowna. Jeśli będzie kontynuacja, to bardzo chętnie przeczytam! :)

M.J

Kazik12, dzięki za bardzo zwięzłą recenzję, cieszę się, że zaintrygowało i dzięki za gwiazdki!

Kolala75, dzięki za klika i bohaterskie betowanie. Wdzięcznam! 

Krokus, no zapraszam do lektury! Uwielbiam to imię! Jest idealne dla krasnoluda. laugh

Bruce, ooo, jaka dobra łapanka! Dziękuję! Poprawione! Oprócz:

Pierwszy oberwał kopytem Jasnygwint, prosto w głowę, aż odleciał kawałek i jego ciało zwiotczało. – czy dobrze rozumiem, odleciał kawałek jego głowy?

Bo muszę pomyśleć, jak to przeredagować, żeby było poprawnie. 

Cieszę się, że się podobało! Na szczęście w realu żyrafy nie są wykorzystywane, ale takie słonie już tak. 

Ambush, dziękuję jeszcze raz za betę i piękne pomysły. Prawie zmieniłam ten tytuł, ale jednak został… I tu znowu fajna podpowiedź: lepiej wykorzystać potencjał imienia! Dzięki!

Krwawywojownik, dziękuję za lekturę! Kontynuacja, luźna, powstała na konkurs Przygoda z cytatem, link Ratować sadzonki, jak masz ochotę, to serdecznie zapraszam do lektury. Przy pisaniu tego opka odkryłam, że lubię wymyślać nazwy! :)

Pozdrawiam cieplutko! heart

I ja dziękuję. :)

Właśnie o słoniach (jako klasycznym przykładzie) chciałam wspomnieć, choćby tych bojowych. 

Sama miałabym spory problem już z kransoludem i piwem, ale gdyby doszła do tego jeszcze ta żyrafa, nie dałabym rady z takim opowiadaniem, pomysł niesamowity! :)

Pecunia non olet

JolkaK ażebyś wiedziała, że się skuszę! :) Pisz więcej, będę śledzić twoje opki.

M.J

Hej 

Całe opowiadanie mocno mi się kojarzy z światem dysku, a z światem dysku mam ten problem, że wciąga mnie w małych dawkach, tak jednak książka na pół roku :). W moim odczuciu opowiadanie udane, wszystkie warunki konkursu spełnione. Ambitnie wybrany atrybut, został świetnie wykorzystany w historii i doczekała się bardzo ładnej ilustracji :D 

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bojowa żyrafa, co za pomysł! :D Bardzo mi się podobała, tak samo jak sposób jej przedstawieniem i ta tęsknota za akacją ;). Imiona bohaterów, zwłaszcza głównego, super. Za każdym razem się uśmiechałam, kiedy je czytałam. Tekst napisany jest bardzo przyjemnie, w bajkowym klimacie. Chwilami ten klimat jednak zatracałaś, rozsmarowywując postaci po ścianach, albo znienacka mordując staruszka. (Zaznaczam, że najmniejszym stopniu mi to nie przeszkadzało i że przy następnym opowiadaniu liczę na śmierć jednego z głównych bohaterów ^^). W historii pojawiły się typowe rasy, ale wykorzystałaś je w ciekawy sposób. Trochę się jednak gubiłam we wzajemnych stosunkach pomiędzy nimi. Dosyć naturalnym jest niestety, że przedstawiciele poszczególnych grup kłócą się między sobą i próbują wzajemnie dominować. Tutaj wiemy jedynie, że trolle są be (chociaz w sumie to one zostały najechane), a centaury agresywne. Szkoda, że nie dałaś żadnej informacji na temat pozycji faunów w twoim uniwersum, bo zwrot akcji z Niezabudką wyszedł zbyt niespodziewanie. Równie niespodziewanie pojawiła się też wzmianka o uczuciu, jakie zaczął do niej żywić główny bohater. Nie było dało się tego samemu wywnioskować z tekstu, a szkoda. Rozwiązania fabularne, które zastosowałaś, były miejscami szyte bardzo grubymi nićmi (na przykład przejście przez atakujących wojsko), ale broniły się w bajkowej konwencji. Gorzej z królem. Tego zupełnie nie kupuję. Nikt nie zauważył, że władca jest faunem? Chyba, że źle zrozumiałam i po prostu jeden faun został wymieniony na kolejnego? Szkoda, że nie wyjaśniłaś, co takiego wydarzyło się u trolli. Mogę się tylko domyślać, że namieszano żyrafom w głowach w trakcie zamiany króla. Uważaj na head hopping. Nawet pisząc narratorem wszystkowiedzącym staraj się śledzić jednego bohatera w ramach danej sceny. Takie zmiany niepotrzebnie obniżają napięcie. Całość przeczytałam z przyjemnością I klikam do biblioteki.

Mogę tylko powtórzyć opinię z bety. Bardzo przyjemna historia, bohaterowie, którzy są jacyś, chociaż wielu osobom wydadzą się zapewne oklepane i wycięte ze standardowego zestawu postaci fantasy :P Żyrafa jako element egzotyczny i mało dopasowany do przedstawionego świata przebojem podbija serca zarówno postaci, jak i moje jako czytelnika. Zakończenie po poprawkach bardzo dużo zyskało względem poprzedniej wersji, jest satysfakcjonujące, a motywy konkursowe wypełniłaś w 100%.

Nie wiem, czy jeszcze tego potrzebujesz, bo całkiem słusznie masz wiele polecajek, ale dołożę jeszcze swój klik do biblioteki :) Pozdrawiam.

Bruce, bardzo mi przeszkadza obecna wykorzystywanie słoni w turystyce, chociaż z drugiej strony my tresujemy konie… Ech, nasz świat nie jest idealny, niestety. 

Krwawywojownik, bardzo się cieszę, że będziesz zaglądać, czuję się zaszczycona!

Bardjaskier, hej, ja mam tak samo! Uwielbiam świat Dysku, ale muszę go sobie dawkować i przeplatać innymi książkami, wtedy się zachwycam i zaśmiewam! :) Widocznie humor trzeba wydzielać, jak czekoladki! :D

Ośmiornica, dzięki za cenny komentarz! Zakończenie faktycznie jeszcze można by dopracować, chociaż już przerabiałam w becie, i teraz jest lepsze, niż to, co było. Ale super, że piszesz, co jest niejasne. Nie zdawałam sobie sprawy, że król wymaga doopisania. Takie rzeczy sprawiają, że jestem tak bardzo wdzięczna za komentarze! I za klika!

AmonRa, Ty to się już nabiedziłeś nad tekstem, więc dziękuję za klika, bo bardzo go potrzebuję jednak w tym konkursie! Jeszcze raz dzięki za pomoc!

To prawda, daleko mu do ideału. Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

JolkaK, nie ma sprawy. Sama też zawsze wyglądam krytycznych komentarzy, żeby wiedzieć, na czym w przyszłości bardziej się skupić. Gdybyś do mnie trafiła, bądź bezlitosna. ;)

Bruce, pozdrawiam cieplutko!

Ośmiornica, obiecuję bezlitość! :D

Jolka,

No przeczytałem. No, powiem Ci… to jest mega sympatyczne! To jest bardzo fajne, spójne i… no, dobra – poczekaj.

Ogólnie, jeśli chodzi o pisaninę, to mam zastrzeżenia do warsztatu – bywają zdania niezdarne, niedopracowane, gubiące się podmioty, czy też frazy mieszające w mym niewielkim rozumku. Bardzo przepraszam, że nie ma pod tym kątem łapanki, ale czytałem na kilka podejść i nie zdołałem tego zrobić. Nie mniej jednak, wszystko to jest do wypracowania – po prostu trzeba pisać i czytać co się napisało, poprawiać i tak w kółko.

Natomiast pod względem fabuły, to opowiadanie mnie urzekło – począwszy od bojowej żyrafy, jej udziału, jak i straty, poprzez mechanizm zależności faunów, aż po… tu nawet trudno wytyczyć granicę. Podziwiam za rozmach! To jest fantastyka od samych korzeni, po najwyżej rosnące owoce :)

Planowałem zamieścić najlepszą mapkę w konkursie, ale osobiście uważam, że Twoja jest poza konkurencją. Z drugiej strony, mam też nadzieję, że podobnie jak w skokach narciarskich odrzuca się najlepszą i najgorszą notę, Twoja zostanie odrzucona i to ja wygram pod tym względem ]:->

(tzn. oczywiście, jeśli opublikuję tekst :V)

Aczkolwiek ilustracji w postaci żyrafy nie planuję, więc tutaj uważam, że należy Ci się 1 miejsce! XD

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć! Na początek pytanie: o co chodzi z Tobą i żyrafami? W każdym Twoim tekście, który czytałam, pojawia się jakaś żyrafa, choćby epizodycznie. Jest to zastanawiające ;)

 

Wrzycimłot heart W ogóle fajne imiona i przekleństwa, kojarzą się z Pratchettem, dodają opowieści uroku. Stylizacja też w większości zręczna, chociaż nie idealna – były momenty, kiedy zdawała się nieco przekombinowana, przez co zdania nie zawsze były czytelne.

Sympatyczna mapka.

 

Na pewno opowiadaniu przydałoby się drugie czytanie:

– przyjrzałabym się przecinkom, bo czasami lądują w miejscach, w których nie powinny się znaleźć. Albo ich brakuje, szczególnie w zdaniach z czasownikiem -ąc i przed wołaczami. Z kwestii interpunkcyjnych do przepracowania także usunięcie kropek na końcu wypowiedzi, po których następuje w didaskaliach “powiedział”, “rzekł” itd. Lub na odwrót: czasami brakuje kropek w wypowiedziach, kiedy didaskalia stanowią opis czynności.

Na przykład:

– Wiem już, gdzie mieszka, ale jednego nie przewidziałam – powiedziała Niezabudka, gdy się spotkali – to centaur.

Te dwie wypowiedzi wyglądają na osobne zdania, zatem powinny być zapisane tak:

– Wiem już, gdzie mieszka, ale jednego nie przewidziałam – powiedziała Niezabudka, gdy się spotkali. – To centaur.

Imho taki zapis ma więcej sensu, bo to dwie wypowiedzi, a nie jedna, przedzielona didaskaliami. Powyższy przykład to nie jedyny taki przypadek, więc przejrzałabym tekst jeszcze raz pod tym kątem.

 

 – zerknęłabym na sceny akcji, bo tu i ówdzie trudno się domyślić, co się dzieje. Zabrakło precyzji w opisach.

– zdarza Ci się gubić podmiot

– headhopping – zdarza Ci się bardzo często zmieniać perspektywę, czasem na przestrzeni dwóch-trzech akapitów

– niezręczności wszelkiego rodzaju (a tych było bardzo dużo), na przykład:

W końcu przerwał, wtrącając:

W końcu powiedział, mówiąc. Bez sensu.

 

Ogólne wrażenia: sympatyczne. Wesoła, odprężająca lekturka na jedno popołudnie. Nad całością unosi się duch Pratchetta podlany swojską rubasznością. Żyrafa dodaje nieco absurdu i egzotyki, ale to też na plus. Postaci dobrze zarysowane, trochę przejaskrawione, ale sympatyczne, komponują się z resztą tekstu, który trzeba traktować z przymrużeniem oka. Podobały mi się szczególnie przekomarzanki między Niezabudką a Wrzycimłotem. W momencie, kiedy weszła polityka i zaczęłaś opisywać, kto się z kim nie lubi i kto kogo próbuje podbić, trochę się zaplątałam i nie do końca ogarnęłam zależności. Ale to w sumie nie odgrywało większej roli, więc jestem skłonna przymknąć oko ;)

Czytałoby się bardzo przyjemnie, gdyby nie to, że było sporo potknięć. Na przyszłość polecam przeczytanie tekstu na głos przed publikacją, żeby przekonać się, czy zdania mają właściwy rytm, czy słowa pasują do kontekstu, czy podmiot się gdzieś nie zagubił.

Ufając, że przejrzysz tekst jeszcze raz i trochę go ogarniesz od strony technicznej, klikam biblio. Za miłą, lekką lekturę i nienachalny humor. I za żyrafę, oby tam, gdzie się znalazła, miała pod dostatkiem brzozowych liści.

EDIT: Jednak nie potrzebujesz klika. Wydawało mi się, że jednego brakuje. No nic to, musisz się zadowolić klikiem potencjalnym ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Krokus, no muszę powiedzieć, że rozjaśniłeś mój dzień! Taka miła recenzja, to skarb! Chyba wydrukuję i powieszę, żeby wpatrywać się w gorsze dni! Dziękuję! Poza tym, zdaję sobie sprawę, że nie jest idealnie, mimo że tekst przeszedł betę, to wiele mu brakuje technicznie. No i czekam na Twoją mapkę, zobaczymy, kto wygra! :D Oby Twe płatki były zawsze jędrne!

Gravel, dziękuję za szczery, merytoryczny komentarz! Muszę porobić notatki, bo powtarzają mi się te same błędy! Czytałam ten tekst sama i z betującymi, poprawiając co się da, ale nie wpadłam na głośne czytanie. To może być świetny pomysł. Jutro spróbuję zrobić korektę jeszcze raz. Żyrafy lubię, żyrafy maluję, szykuję się niedługo do wystawy o żyrafach. Mam bzika. No i w konkursie, chyba specjalnie dla mnie, było hasło “zbrojna żyrafa”! I jak tu nie skorzystać?! I dzięki za klika, te potencjalne są oczywiście bardziej magiczne! heart

 

Uff, przeczytane jeszcze raz. Faktycznie, sporo tych poprawek, choć mogę się założyć, że wszystkiego nie znalazłam. Czytałam też część na głos, brzmi dziwnie. 

Gravel, zastanawiam się nad headhoppingiem. Wywaliłam nieco myśli Jasnygwinta, bo nic nie wnoszą. Ale czy to jest tak, że headhopping jest zły? Bo czasem potrzebna mi była informacja o przemianie Niezabudki z jej punktu widzenia? Czy lepiej, jak opisuję wszystko z perspektywy jednego bohatera? 

Czytałam też część na głos, brzmi dziwnie. 

Normalka xD Ale nic tak nie pomaga wyłapać błędów, od kilku lat zawsze czytam swoje teksty na głos przed publikacją i teraz nie wyobrażam sobie wrzucenia czegoś bez przeczytania.

 

Headhopping nie jest zły sam w sobie i oczywiście dużo zależy od gustu danego czytelnika. Mogę mówić tylko za siebie, ale osobiście wolę trzymać się jednego narratora (oczywiście inaczej to wygląda, kiedy narratorzy zmieniają się na przestrzeni rozdziałów – wtedy nie ma problemu, tak jak było np. w “Pieśni Lodu i Ognia”). Ale kiedy narracja siedzi głęboko w konkretnej głowie, nagłe przeskoczenie w myśli innej postaci budzi pytania w stylu: “A skąd Wrzycimłot wiedział, co sobie Niezabudka myśli?”. Przestawienie się na zdystansowaną narrację wymaga czasu i może psuć immersję.

 

Żyrafy lubię, żyrafy maluję, szykuję się niedługo do wystawy o żyrafach.

O, a jakiej wystawy? Malarskiej?

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dobra, dzięki za wyjaśnienia, zwrócę na to uwagę. Headhopping. Nowy temat do ogarnięcia. 

 

Tak, maluje na co dzień i sprzedaję na aukcjach sztuki, a co jakiś czas robię wystawę, w celach promocyjnych. Na to trzeba pozbierać nieco obrazów i ich nie sprzedawać, co nie jest miłe budżetowo. :) 

Malowanie jest tak przyjemne, jak pisanie! Oczywiście, nie maluję tylko żyraf! Czasem coś innego również! :D Kilka przykładów:

Pozdrawiam cieplutko!

 

Jaaakie cudne! heart

Jak będziesz Jurorką tutejszego konkursu, takimi obrazami możesz komentować zgłoszenia. :)

Pecunia non olet

Dziękuję Bruce! Wątpię, żebym była jurorką w najbliższym czasie, ale może kiedyś… cheeky Pozdrawiam cieplutko!

Przekonana jestem. :)

Pecunia non olet

Cudne, teraz lepiej rozumię żyrafę z poprzedniego opka :) Bardzo mi się podobają przygody Wrzycimłota, świetnie się to czyta. Trochę headhoppingu tam masz, ale mnie to nie przeszkadza, u Pratchetta też jest, a go uwielbiam :)

Dobrze ogarniasz całość, tekst jest spójny. I z poprzednim (to znaczy nastpnym) też spójny. Fajne uniwersum Ci wychodzi i mam cichutką nadzieję, że go nie porzucisz.

Łapanki nie będzie, bo zgrałam na czytnik, żeby się wygodnie na sofie rozłożyć ;) Marudzić nie mam o co. Kliczka bym dała, ale masz komplet :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję Irka_Luz, wspaniale że zajrzałaś! Uniwersum nieco mnie wciągnęło, także coś tam pewnie jeszcze napiszę. Bardzo się cieszę, że Ci się podobało! Pozdrawiam cieplutko!

Świetne opowiadanie. Bardzo lubię takie klimaty. Szczególnie w pierwszej części nienachalny, ale wyraźny komizm sprawiał, że uśmiech nie schodził mi z twarzy i nawet jeżeli były tam jakieś niedociągnięcia, to pozostałem na nie ślepy. W drugiej części zrobiło się poważniej i tu już zwróciłem uwagę na to , że nie wiem co się narobiło w Krzemieniu i że raczej ciężko było by królowi ukrywać swoją “faunistość” przez długi czas. Ale to są tak naprawdę drobiazgi. W końcu, od czego wyobraźnia :)

Rozumiem, że pewna dawka powagi była po prostu potrzebna dla zwiększenia czynnika heroic .

Nie zmienia to jednak w najmniejszym stopniu mojej oceny. To jest bardzo dobre opowiadanie.

 

Jaka ładna mapka! Już cię nie lubię :p

Sympatyczny wstęp z encyklopedii. Świetne opowiadanie:). Od początku zastanawiałam się, jak to rozegrasz z żyrafą i świetnie ci to wyszło. Bohaterów polubiłam i przeczytam kolejne opowiadanie smiley.

Czeke, dziękuję, zarówno za pochwały jak i za wytknięcie potknięć. Widocznie za mało opisałam króla, bo w głowie miałam, że długą szatą przykrywał kopyta. Pomyślę nad tym i może coś dopiszę. 

Monique.M, bardzo mi miło, że się podobało! Też Cię nie lubię, z racji samej konkurencji! laugh Ale zajrzałam na Twoja mapkę i też fajna! Dobre nazwy, pasują do fantasy! Jak znajdę chwilkę, to wpadnę poczytać. Jeszcze raz dzięki za czytanie, bo to długie przecież!

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Czytało się całkiem przyjemnie, długości się nie czuje, fabuła płynna, motyw żyraf smakowicie przyrządzony. Mam wątpliwości co do całego motywu z bohaterem nagle uzyskującym dostęp do dużej ilości dodatkowej wiedzy. Myślę, że sama kwestia poradzenia sobie z takim natłokiem obcych informacji, w praktyce z narzuconą zmianą osobowości, wymagałaby szerszego rozpatrzenia jako osobny wątek, może samodzielny temat opowiadania. Tutaj zaś nie wydaje mi się nazbyt udanym rozwiązaniem fabularnym: zwłaszcza wiadomość o strukturze społeczeństwa faunów i możliwych u nich telepatycznych rozkazach powinna raczej być wcześniej zasygnalizowana. Czytelnik mógłby przygotować się na prawdopodobny rozwój zdarzeń, a w tej sytuacji myślę, że koncepcja może wyglądać na wciśniętą siłowo.

Wkradło się trochę błędów interpunkcyjnych, nawet już w nagłówkowym objaśnieniu:

Leśny Krasnolud Ogoniasty, to gatunek żyjący we Wschodniej Puszczy.

Przed “to” wprowadzającym definicję nie stawiamy przecinka.

Do prawidłowego wzrostu potrzebuje leśnego powietrza, filtrowanego przez gałęzie światła i śpiewu trolli.

Czym są “gałęzie śpiewu”? Przypuszczam, że całość znaczeniową miało stanowić “filtrowanego przez gałęzie światła”, trzeba zatem domknąć wtrącenie przecinkiem (nawet przed “i”, bez różnicy).

Dalej w tekście też pojawiają się analogiczne błędy, choćby w ostatnim zdaniu. Przy pobieżnym przeglądzie dostrzegłem także:

Nikt nie przeklina na swoją własną rasę, chyba, że na władcę ciemiężyciela.

Wewnątrz “chyba że” (spójnik złożony) przecinka nie ma.

 

Dziękuję za podzielenie się tekstem i życzę dalszej weny!

Anet, dziękuję za miłe słowa, cieszę się niezmiernie!

Ślimaku Zagłady, dziękuję za łapankę, no mam z tymi przecinkami wiecznie jakieś problemy, chociaż mam wrażenie, że pomału jest coraz lepiej. Wskazałeś też na ciekawy problem, o którym nie pomyślałam, a wydaje się ważny. Przemyślę dokładnie ten natłok wiedzy u krasnoluda i zmianę osobowości. Jeszcze jedna rzecz do poprawienia lub zmiany. Cieszę się, że zauważyłeś i napisałeś. 

Bardzo Wam dziękuję! :) Smacznego jajka, czy też, w przypadku Ślimaka, kawioru! :D

 

Cześć!

 

Przeczytane, komentarz po zakończeniu konkursu.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Krar, fajnie, że przebrnąłeś! To czekam…

Barbarian, no ale przekarmiłeś tą żyrafę na maksa. Jakaś dieta, czy coś…

Hej!

Komentarz będzie pisany na bieżąco. ;) Piękna mapka, malowałaś na kartce farbami?

 

Rozbawił i zaciekawił mnie wstęp. Krasnolud z ogonem? No tego nie znałam, może ma saiyańskie geny xd.

 

Początek z pijanym krasnoludem może dość standardowy, ale masz lekki, przyjemny styl, dobrze się czyta. Później mamy jednak coś w rodzaju wprowadzenia, przejścia przez etapy wydarzeń, które miały miejsce. Nie jestem fanką takich zabiegów, obeszłoby się bez wspomnień. Zwłaszcza że nie mają za wiele do przekazania i na początku spowalniają akcję.

 

– Trzy i pięć piw, plus gorzała! – wypalił i, zadowolony, wypatrywał reakcji.

Tutaj można się zastanowić, jak wyglądała waluta. Bo grosisze brzmią trochę jak nasz grosze, a jeśli się targują… i ostatecznie dwa grosisze zostają zamienione na pięć piw i gorzałę, to wydaje się, jakby alkohol był bardzo tani.

 

– Co za chwost? – mruknął cicho sam do siebie i nieufnie zbliżył się do gościa.

– Szukaliście mnie?– zapytał.

Skoro mówi to ten sam bohater, dialog powinien być ciągiem. Przy okazji, spacja się zgubiła przed „zapytał”.

 

Człowiek spokojnie wytrzymał jego spojrzenie.

Jeśli wcześniej mamy informację, że Wrzycimłot podchodzi do gościa niepewnie (mruczy do siebie i zbliża się nieufnie), to raczej nie posyła żadnych złowrogich spojrzeń, które ten gość miałby wytrzymać. Chodzi mi o to, że sformułowanie „wytrzymać spojrzenie” pasowałoby, gdyby krasnolud szedł z bojową czy groźną miną.

 

Akapit o tym, że nie pamiętał, co zaszło, jest dla mnie trochę bez sensu. Mamy jakieś tam informacje, ale właściwie nic nie wiemy, nic nam to nie daje.

 

Poczuł, że nie ma sensu to przypominanie,

Też tak uważam xd.

 

– Co?– Nie zrozumiał Wrzycimłot.

Spacja uciekła.

 

Ono nie na mięso!- wykrzyknął

Spacja uciekła i myślnik nie ten.

 

A poza tym – świetne to wprowadzenie żyrafy. :D

 

– Cholera jasna! Żeby wuja pokręciło w odwrotną stronę! – wykrzyknął, po czym zdawszy sobie sprawę, że wuj już się przekręcił, i to nieodwracalnie, dodał tylko: – Na zbitego dzięciołaka!

Podoba mi się Twoja kreacja bohatera. Jest taki krasnoludzki! Na plus, że za wiele nie pamięta z poprzedniego wieczoru, teksty też ma niewymuszone, a humor narratora dodatkowo mnie rozbawia.

 

Tego jeszcze nie było?!

Tu chyba bez znaku zapytania.

 

przeżuwając ostatni liść olchowy ruszyło majestatycznie za uczniem.

Tu bym dała przecinek po „olchowy”.

 

– Nieładnie podsłuchiwać–

Spacja.

 

– A żyrafa, była tego, no, jakby to powiedzieć.– Zajrzał w papier.

Spacja.

 

Za to cała akcja, naburmuszony krasnolud, uparta Niezabudka i Jasnygwint słuchający opowieści jak dzieciak – wszystko świetnie opisane. Polubiłam bohaterów, historia jest luźna, zabawna, czyta się bardzo przyjemnie.

 

Potem idę ratować, co tam trzeba, oddaję żyrafę i wracam.

Haha, no Wrzycimłot jest genialnie wykreowanym bohaterem. :D

 

Tak mi jeszcze przyszło na myśl, że bardzo oryginalne imiona mają wszyscy. :D

 

Wprowadzenie centaura bardzo dobrze wyszło. ;)

Oo, czekaj, to żyrafa jest trochę jak taki cyborg? O.O

 

No dzieje się, dzieje, walka z centaurem, uderzenie o kamień, cała sprawa z żyrafą trochę podejrzana, co jej zrobili i kto? Hm…

 

Podoba mi się, jak mieszasz zabawne sceny, luźne sytuacje, z tymi trudnymi. Opis walki bardzo udany.

 

Gnomy i odczuwanie żyrafy w głowie, coraz bardziej mnie interesuje ta żyrafa, umiesz stopniować napięcie.

 

Kiedy docierają do trolli, trochę brakuje mi opisu trolli, choć niewielkiego, bo jednak trolle w opowiadaniach wyglądają różnie.

Ale okej, dalej mamy wspomnienie krasnoluda i opis trolli z dzieciństwa, więc można uznać, że teraz też tak wyglądają. ;)

 

W scenie z wojskowymi centaurami trochę mi siada logika wydarzeń, bo podeszli i zapytali, a nasz krasnolud zdążył w tym czasie skontaktować się z żyrafą i powiedzieć sporo słów do Jasnego. Myślę, że zaczęliby reagować szybciej. ;)

 

Za to scena z ratującą ich żyrafą, z Niezabudką, która okazała się kimś innym i wątek z królem-faunem, to po prostu świetna robota. Wszystko opisane tak, że czytałam na jednym wdechu. ;)

 

Wejście do króla dość szybkie, a w środku przemowa krasnoluda taka… poważna, jak na niego. Cóż, można to zgonić na to połączenie z żyrafą, które go tak odmieniło, w sumie sprytny pomysł ze strony autora, żeby zmienić bohatera przez połączenie z umysłem, ale mimo wszystko trochę mi szkoda, że nie mamy już naszego dawnego marudzącego Wrzycimłota. Miałam wrażenie, że to takie pójścia na łatwiznę, aby w zamku mógł porozmawiać z królem, a potem wydawać polecenia.

 

Opis ze strony Górosława jest jak dla mnie zbyt mocną ekspozycją. W dodatku przeskakujemy nagle do niego, tylko na chwilę i nie ma to raczej większego sensu. ;)

 

że niebezpieczeństwo minęło, bo bał się bardzo.  

Tutaj to, że się bał to wiemy, skoro doznał ulgi.

 

Nie wiedziała już, jakimi słowami przemawiać, więc trajkotała o wszystkim, w nadziei, że coś go wyrwie z przygnębienia. 

To też zbędne, bo widzimy, że Niezabudka trajkocze. ;)

 

Nie rozumiem tylko, dlaczego żyrafa właśnie w takim momencie zniknęła. To wygląda jak typowy imperatyw narracyjny – musiała zniknąć, żeby już jej dalej w tekście nie było, bo nie wiadomo, co z nią dalej. No to mamy wolność i po sprawie… Chyba że czegoś nie zrozumiałam. ;)

 

– Królestwo za konia?

Hehe, dobre. :D

 

Całość bardzo sympatyczna, z humorem. Podobało mi się. :)

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Ananke, dzięki za odwiedziny! Tak, mapkę malowałam na kartce, potem zrobiłam zdjęcie, fajna zabawa! Pomyślę nad tą walutą, chociaż w mojej głowie, grosisze były dość wartościowe. No, ale widać, nie wybrzmiało. Poprawiłam wszystkie błędy, które znalazłaś (dzięki!), jednak z wycinaniem akapitów i większymi poprawkami poczekam, bo to konkursowe opko i nie chcę teraz za dużo zmieniać. 

Też teraz uważam, że końcówka do poprawki jeszcze. Dziękuję za miłe słowa i cieszę się bardzo, że dobrze się czytało! Dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam ciepło!

Mapka piękna. Widzę, że masz talent, bo są i inne obrazy. :)

 

Pomyślę nad tą walutą, chociaż w mojej głowie, grosisze były dość wartościowe.

 

To za ile grosiszy było piwo? Za pół, za ćwierć, mniej? ;)

 

Pewnie, większe poprawki to po konkursie. ;)

Ja dziękuję za miłą lekturę i pozdrawiam serdecznie. :)

No grosisz, to takie nasze 5 dych…, tak myślę… :D W kantorze wymiany walut oczywiście drożej będzie! :D

Pozdrawiam! :) 

Cześć!

 

Różne już rzeczy czytałem, ale nigdzie nie było jeszcze żyraf bojowych ani drzewnych krasnali. Pomysłowi bohaterowie oraz lekka atmosfera są bez wątpienia mocnymi stronami tekstu. Początek wypada rubasznie, wręcz pociesznie, przywodząc na myśl Shire, gdzie problemy sprowadzają się do spraw prozaicznych.

Ale szybko wyprawiasz bohatera w podróż, dając mu do pomocy ciekawych kompanów, z których każdy pełni jakąś rolę i dopełnia obrazu świata.

Walka z centaurami – poza brutalnością – wręcz ocieka klasyką, co idealnie pasuje do klimatu chwili i szczytnej misji, której podjął (ok, w którą został wkopany) bohater. Od momentu wkroczenia do miasta zaczynałem się trochę gubić, bo atmosferę zagrożenia i ratowania świata przyćmił pośpiech oraz nieoczekiwana „zdrada” niezabudki. Może zwyczajnie przegapiłem puzzle (zbyt szybko czytałem), ale wyszło to trochę nieoczekiwanie. Wszystko przedstawiłaś sprawnie i poprawnie, ale trochę było tego za dużo naraz i atmosfera siadła.

Miejscami zgrzytało wykonanie (kilkukrotne braki spacji przy dialogach), kilka razy pokusiłaś się o dosyć długi opis czegoś, zamiast to pokazać. Wiem, to wymaga częstego kombinowania (sam miewam z tym problemy, kto ich nie miewa ;-) ) i nieco więcej znaków, ale zbytnie nasycenie opka opisami studzi uwagę czytelnika.

Mapka i żyrafa przepiękne, pasują do klimatu i dopełniają tekst, która wypadła naprawdę nieźle.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dziękuję! Krar85, czekałam, czekałam i się doczekałam! Ważne wskazówki o pospiesznym zakończeniu biorę sobie do serca. Popracuję. To był bardzo fajny konkurs! :)

czekałam, czekałam i się doczekałam!

Jak pisałem, uzupełnię komentarz dla każdego, tylko potrzebuję na to trochę czasu ;-)

Dzięki za przyjemny tekst, który dostarczył masę frajdy z czytania.

Konkurs, mam nadzieję, jeszcze wróci, choć pewnie w nieco zmienionej formie.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Bardzo fajnie wykorzystane hasła, a bojowa żyrafa wymiata. Aż nie wiem, czy nie jest trochę przekokszona, bo rasa, która je hoduje, powinna zawładnąć światem.

Solidne opowiadanie heroic fantasy, podobał mi się w bohater z przypadku i w spadku po wuju. Interesujący motyw.

Ożesz ty…

Ożeż.

a stróżka krwi popłynęła z draśniętej skóry.

Sprawdź w słowniku, co znaczy “stróżka”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

Hej, Finkla, dzięki za odwiedziny i komentarz! Uwielbiam żyrafy! 

Sprawdziłam stróżkę! Żona stróża! :D :D albo kobieta pilnująca! :D Człowiek się całe życie uczy! 

Dzięki! :) 

Jolko!

 

Zbrojna żyrafa Ci wyszła <3 No i nie dziwię się, w końcu zdjęcie profilowe zobowiązuje. :D

Rubaszny początek ze zbieraniem drużyny? Check.

Klimatyczne, klasyczne opisy walk z mitologicznymi stworami? Check.

Są momenty, gdzie robi się zawile. Są fragmenty, gdzie trochę musiałem hamować i zastanowić się w której synagodze dzwoni, ale ostatecznie czytało się przyjemnie. Nie czuć było tej długości aż tak, co dla autora jest naprawdę super osiągnięciem! :D

Dziękujemy za udział w konkursie i pozdrawiam!

 

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Nowa Fantastyka