- Opowiadanie: Caern - Taniec w piekle

Taniec w piekle

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Taniec w piekle

1.

Różnie się mówi o wulkanie Masaya. Zwykłym ludziom kojarzy się ze śmiercią i zniszczeniem. Dla niektórych naukowców krater jest jak okno do wnętrza Ziemi albo do przeszłości. Dla mnie, owszem, jest to również okno. Okno do obcego i piekielnego świata, którego oblicze może być przerażające, ale i piękne. W jego samym centrum znajduje się jezioro magmy. Lawa jest tutaj tak gorąca, że swobodnie przelewa się i bulgocze, pozostając w okowach krateru. Niestety istnieje możliwość, że rozpuszczone w lawie gazy wybuchną, dlatego raz na jakiś czas opuszczam się na dno krateru, aby zbadać chemiczny skład trującego powietrza.

Kiedy jestem tam, na dole, nie martwię się erupcją. Temperatura lawy jest tak wysoka, że nie poczułabym śmierci. Po prostu nagle wszystko by zgasło i koniec. Nie znaczy to, że w ogóle się nie boję. Gdy zjeżdżam w głąb krateru, pojawia się natrętna sensacja w głowie i w żołądku. Może to jest strach? A może podniecenie? Robiłam to już tyle razy, że trudno mi je rozróżnić.

2.

Nawet trzysta metrów nad powierzchnią jeziora czuć jego gorąco. Zakładam uprząż, a asystenci podpinają mnie do wysięgnika. Sejsmografy i kamery rejestrują, co się da, generator prądu głośno pracuje, choć jego terkotanie jest niczym w porównaniu do grzmiącego oddechu jeziora.

– Bądź ostrożna, Mártita. – Espinoza odpala wysięgnik. Silnik wydaje piskliwy odgłos, a ja czuję szarpnięcie liny. Zaczynam powolną wędrówkę na dół.

Poniżej widzę skalne rumowisko, gdzie poszarzałe bryły przyjmują formę popękanych wielościanów. Wewnątrz tego ciemnego okręgu znajduje się pulsująca źrenica. Jest w ciągłym ruchu, patrzy we wszystkich kierunkach naraz, jakby rozglądała się w poszukiwaniu zagrożenia.

Po kilkunastu minutach monotonnej jazdy staję na wysuszonej skale. Pod grubą podeszwą chrzęszczą kruche magmowe bryłki. Znajduję się w obcym i martwym świecie. Zupełnie tu nie pasuję, a jednak ciągnie mnie do tego miejsca. Groźny bóg Masaya pozwala mi na odwiedziny. Zapewnia spokój, intymność, separację od pędzącego świata. Nie daje mi tylko poczucia bezpieczeństwa, ale ja nie mam złudzeń. Łaskawość bóstwa może się wyczerpać w każdej chwili, bo jestem tu intruzem.

3.

Zespół na górze nie może się doczekać wyniku pomiarów. Widzę podniesione wartości wszystkich parametrów. Na ekranie tabletu słupki robią się coraz wyższe, przyjmują czerwoną barwę.

– Wszystko poszło do góry – podaję przez radio. W zasadzie muszę krzyczeć, bo inaczej zespół usłyszy tylko szum i trzaski. – Najbardziej podniósł się poziom dwutlenku węgla, ale reszta też podskoczyła. Metan i dwutlenek siarki rosną w regularnych interwałach.

Na pewno są zaniepokojeni. Takie odczyty mogą oznaczać nagromadzenie gazów i rosnące ciśnienie w podziemnej komorze.

– Wracaj, Mártita. – Espinoza ma rację. Robi się coraz goręcej, a poziom tlenu w butli zbliża się do rezerwy. A jednak wstrzymuję się. Zostawiam aparaturę i ruszam w kierunku jeziora, bo wydaje mi się, że coś tam zobaczyłam.

Czuję żar przez skafander, a blask jest tak mocny, że muszę mrużyć oczy nawet w przyciemnionych goglach. Bliżej nie podejdę, ale z tej odległości widzę wystarczająco wyraźnie.

Wpierw uznałam, że to jakieś urządzenie. W rozgotowanej lawie mignął mi przesuwający się czarny pręt. Idealnie czarny, jakby wchłaniał całe światło, które padało na jego powierzchnię. Albedo bliskie zeru. Pręt łączył się z dwoma innymi. Razem poruszały się szybko, zmieniały położenie względem innych części, rozchlapując lawę. Ruch był rytmiczny, czasem gwałtowny a czasem delikatny. Ale to nie maszyna. To coś było świadome i przemówiło do mnie. Nie z pomocą głosu, a raczej uczuć. To chciało, abym stąd uciekła. Kiedy zrozumiałam jego intencję, siłowniki szarpnęły moją linę.

4.

Nikt mi nie uwierzył, a ja niepotrzebnie się wygadałam. Najbardziej oczywistym wytłumaczeniem spotkania były halucynacje, wywołane zmniejszoną ilością tlenu w skafandrze. Na szczęście w zespole sejsmologicznym wykazałam się przez lata nie tylko profesjonalizmem. Mój upór był również powszechnie znany, dlatego parę dni później znowu jechałam na dno, tym razem uzbrojona w kamery zabezpieczone przed negatywnym wpływem temperatury na szkła obiektywu.

Kimkolwiek lub czymkolwiek był, znowu go spotkałam. Wyglądał na słabszego niż ostatnio. Nadal tańczył, rytmicznie burząc lawę, lecz jego ruchy zdawały się mniej zamaszyste. 

Podobnie jak poprzednio, tak i tym razem otworzył się między nami pomost, który pozwolił wymieniać myśli i odczucia. Obcy zdziwił się moją obecnością, ale i ucieszył. Rozumiał ciekawość naukowca, ale nie mógł pojąć mej ciągoty do gorącego świata. On sam, nawet gdyby chciał, to nie mógł opuścić tego miejsca. Dlatego nazwałam go Więźniem.

Obcowanie z nim było wstrząsające. Nie podzielał ludzkiego pojęcia czasu i przestrzeni. Próbowałam opisać sposób, w jaki odbierałam jego wygląd, ale niewiele to pomogło. Nie był nawet żywy, przynajmniej nie w sposób, w jaki ja pojmowałam życie. Dzieliły nas całe światy, ale łączyły koszmary o samotności i lęku.

5.

Następnym razem Więzień wyraził smutek, że nie poznaliśmy się nigdy wcześniej, że dopiero teraz wyjrzał na powierzchnię. Nawet nie wiedział, że mógł porozumieć się z istotą mojego pokroju. Prosił też, bym nie wracała więcej, lecz ja uznałam, że mieliśmy jeszcze chwilę, aby lepiej się poznać.

Poprosiłam go, aby powiedział mi, jak tu się znalazł i dlaczego nie mógł odejść. Okazało się to zbyt skomplikowane. Mój umysł nie potrafił przetworzyć zalewu niezrozumiałych emocji, pojęć i obrazów. To było tak obce, że musiałam uciec. Jedyne, co pojęłam, to że w jego wyznaniu nie było poczucia winy, a jedynie lęk przed nieuchronnym. Niesamowite. Więzień nie żył, ale bał się nieistnienia.

Gdy spotkaliśmy się po raz ostatni, jego ruchy były niemrawe, myśli ledwo wyczuwalne. Odczyty wskaźników wybiły poza skalę i wtedy zrozumiałam, że słabnące siły Więźnia oznaczały wzrost potęgi wulkanu.

– Nie zaprzeczasz – powiedziałam. – A zatem bóg Masaya znowu ryknie, po raz pierwszy od dwóch tysięcy lat.

6.

Kamery niczego nie zarejestrowały, ale czy halucynacje mogą być za każdym razem aż tak powtarzalne i wewnętrznie spójne? Teraz to już bez znaczenia. Nikt więcej nie wspomniał o moim wariactwie. Wszyscy byli mi wdzięczni, bo uratowałam miliony ludzi. Wydałam ostrzeżenie w dobrym momencie. Wystarczyło czasu, aby ewakuować Masayę, Managuę i inne miejscowości.

Wulkan Masaya już nigdy nie wyglądał tak, jak go zapamiętałam. Eksplozja rozsadziła kalderę, a wylew magmy ukształtował topografię okolicy na nowo. Po Więźniu nie było ani śladu.

Brakowało mi go. Dzięki niemu tam, na dnie krateru, przez krótką chwilę czułam się na miejscu.

Koniec

Komentarze

Witam serdecznie i dziękuję za betę. :)

Powtórzę: tekst w moim odczuciu jest świetny. :) Pokazane spotkanie, zainteresowanie nieznajomym, łączące ich cechy wspólne, żal bohaterki za jego utratą, jej pomoc ludziom, obcość. Jest fantastyka, jest tematyka konkursu, jest zatem wszystko to, co być powinno. :) 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, klik. ;)

Pecunia non olet

Cześć,

 

czytało się bardzo dobrze, szczególnie pierwszą połowę, w której plastycznie opisujesz wnętrze wulkanu, sugestywnie i poruszająco, można poczuć rosnący żar ;) Jak dla mnie było to już wystarczająco “obce”, ale rozumiem, że założenia konkursu wymagały większej dozy fantastyki. 

 

Jest to więc kolejny obcy stwór (bóg, kosmita?), ale niestety mam wrażenie, że trochę zabrakło tego klimatu, który tak dobrze zagrał w pierwszej części. Z tym że to bardzo subiektywne, bo ostatnio zaroiło się od tego typu tekstów, więc przesyt też ma jakiś wpływ na odbiór. Nie zmienia to jednak faktu, że jest jedno z opowiadań konkursowych, które czytało mi się najprzyjemniej :) 

 

Życzę wiec powodzenia w konkursie!

 

Cześć,

 

Ciekawy pomysł, bardzo. Może to właśnie Ty masz racje i w każdym wulkanie siedzi taki obcy, który rozchlapuje lawe i chroni świat przed erupcjami. Tylko jak to udowodnić…

 

Powodzenia w konkursie!

Mikrołapaneczka:

 

Znajduję się obcym i martwym świecie.

 

Znajduję się w obcym i martwym świecie.

 

Ciekawe opowiadanie, bardzo plastyczne z interesującą perspektywą. Poniekąd przywodzi mi “Kłamcę i Jaskinkę” bruce na myśl. Nietuzinkowe, intrygujące, z dobrze oddanymi realiami.

Ogólnie – czytało się bardzo fajnie.

 

 

entropia nigdy nie maleje

Hm…

Ładnie napisane, ale mam pewne zagwozdki.

 

zmieniały położenie względem innych części,

Jakich części?

Nie podzielał ludzkiego pojęcia czasu i przestrzeni

Skoro istniał w czasie i przestrzeni, to choć częściowo te pojęcia musiał z ludźmi dzielić.

Więzień nie żył, ale bał się nieistnienia

To już mniej wyraźne, bo AI pewnie też taka mogłaby być, ale … Jedną z oznak życia jest dla mnie właśnie strach przed śmiercią (czyli nieistnieniem).

 

Małe zgrzyciki, ale jednak czułem je jak piasek pod powieką.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Niestety istnieje możliwość, że rozpuszczone w lawie gazy wybuchną, dlatego raz na jakiś czas opuszczam się na dno krateru, aby zbadać chemiczny skład trującego powietrza.

To drobiazg, ale doradzam zmienić kolejność.

Mój upór był również powszechnie znany, dlatego parę dni później znowu jechałam na dno, tym razem uzbrojona w kamery zabezpieczone przed negatywnym wpływem temperatury na szkła obiektywu.

Tylko szkło w kamerze trzeba było chronić? Jestem upierdliwym czytelnikiem, który widząc coś takiego zaczyna się zastanawiać nad logicznością. 

 

Wszelkie spotkania z obcymi formami życia (albo nieżycia) to temat mocno wyeksploatowany i trudno nadać mu jakieś znamiona oryginalności. Tutaj częściowo się udało ze względu na scenerię. Za mało było jednak odpowiedzi. Fabuła była dla mnie zbyt liniowa. Badaczka spotkała potwora, on ją polubił, pogadali i dzięki temu udało się ostrzec ludzi. Zabrakło mi jakiegoś wpływu na bohaterkę, odciśnięcia piętna. Motyw obcych, którzy przybywają i dochodzą bez wyjaśnienia jest zawarty w “Historii twojego życia”, ale dzięki nim sposób postrzegania przez bohaterkę czasu zmienia się diametralnie.

Druga sprawa to proporcje, dużo miejsca poświęcasz opisowi wulkanu, schodzeniu do niego, a za mało obcemu i rozmowom z nim. Da się w tekście odczuć upychanie tekstu, żeby zmieścić w limicie. Pokazujesz zafascynowanie bohaterki wulkanem, ale jest ono niewyjaśnione i właściwie nic nie wnosi równie dobrze mogłaby jedynie wykonywać jedynie swoje obowiązki. Powiedziałbym, że cała pierwsza scena jest zbędna. Tak samo opis kamery, bo i tak próba nagrania nic nie dała. Opowiadanie o stworze innym to też mało istotna kwestia.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Mnie też się podobało. Fantastyczny pomysł, że można porozumieć się z obcym, pełnym niepojętych emocji, pojęć i obrazów. Optymistyczne.

Cześć, Caern!

 

Osobliwy obcy. Wulkany to teren wciąż mało wyeksploatowany w fantastyce, może pomijając katastrofy nimi wywołane. Fajnie to napisane, choć zabrakło mi jakiegoś lepszego czucia samego obcego, który jest mocno wyeksponowany. Pod konkurs na pewno fajnie. Chciałoby się więcej :)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bardzo geologiczne, plastyczne i smutne.

Podobało mi się.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć,

 

Może to jest strach? A może podniecenie?

ja tam rozróżniam wyraźnie te odczucia xd a poważnie, myślę, że jest i trzecia opcja – występowanie obu jednocześnie ;)

 

Wewnątrz tego ciemnego okręgu znajduje się pulsująca źrenica. Jest w ciągłym ruchu, patrzy we wszystkich kierunkach na raz, jakby rozglądała się w poszukiwaniu zagrożenia.

bardzo ładny, obrazowy opis. Zastanowiło mnie jednak to “poszukiwanie zagrożenia” – bo to raczej lawa jest tu zagrożeniem dla otoczenia, nie odwrotnie. 

 

Pod grubą podeszwą chrzęszczą kruche magmowe bryłki.

tu mam pewną zagwozdkę – mam kilka próbek skał wylewnych (głównie bazalty i porfiry) oraz trochę materiału piroklastycznego (niewielkie bomby wulkaniczne) i one są dość twarde. Raczej ostatnim z określeń, jakich bym użyła to, że są kruche.

To nie zarzut, bo nigdy nie miałam do czynienia ze świeżą lawą, raczej zastanawiam się, czy faktycznie są kruche, czy może właśnie raczej w tej fazie będą jeszcze plastyczne (przez wzgl. na temp.). 

 

Opowiadanie zawiera sporo technicznych rozwiązań, jakie stosuje się przy tego typu badaniach. 

Mnie jednak ciekawi fakt, jak istota – jakakolwiek – mogła przetrwać w środowisku o tak wysokiej temperaturze. Jedynie rozwiązanie, jakie przychodzi mi na myśl, to to rodem z filmów scifi – a dotyczy jakiegoś rodzaju “osłon magnetycznych”. To taka dygresja, ale wobec braku wyjaśnienia tego faktu, opowiadanie bardziej podchodzi pod fantasy opowiadające o jakimś mitycznym stworze niż stricte science fiction.

 

Pomijając powyższe wątpliwości, opowiadanie czytało się całkiem przyjemnie :)

Pozdrawiam

 

 

 

 

 

 

 

Khaire!

 

Nie znam dokładnie założeń konkursu – czy ta kompaktowa forma to wynik jakichś limitów?

Opowiadanie podoba mi się jako koncept, natomiast emocji wywołało we mnie raczej niewiele. Myślę, że chodzi o zbyt duży poziom ogólności. Np. fragment typu:

To coś było świadome i przemówiło do mnie. Nie z pomocą głosu, a raczej uczuć.

nie pomaga wczuć się w bohaterkę. Jakich uczuć? Co właściwie wtedy poczuła?

Później pojawia się nieco więcej konkretów, jest smutek, lęk i samotność, ale też wyłącznie hasłowo – co one oznaczają dla bohaterki? W jaki sposób rezonują z jej przeszłością, teraźniejszością? Rozumiem, że o Więźniu nie możemy dowiedzieć się więcej poza wrażeniami, które wysyła, gdyż jest zbyt obcy. Ale co z Mártitą? W jaki sposób spotkanie z Więźniem było dla niej wstrząsające?

 

Za to od strony narracji wszystko wygląda pięknie, malownicze i jednocześnie precyzyjne opisy, nie ma się na czym potknąć. Metafora poruszającej się źrenicy – cud, miód i orzeszki ziemne.

 

Życzę powodzenia w konkursie!

Twój głos jest miodem... dla uszu

Dziękuję wszystkim za przeczytanie i komentarze. Cieszy mnie bardzo ogólnie pozytywny odbiór tekstu. Jego niedociągnięcia na pewno częściowo wynikają z tego, że z tak krótką formą nie znam się w ogóle. To jeden z dwóch, może trzech tak krótkich tekstów, jakie w życiu napisałem. I muszę przyznać, że nie przepadam za tak ograniczoną formą w pisaniu. Zdecydowanie wolę mieć więcej miejsca, móc bardziej rozpisać się o postaciach i motywacjach. Choć nie wątpię, że mając więcej wprawy w takiej formie, pewnie czułbym się w niej swobodniej.

Co do tematu, to w sumie długo zastanawiałem się nad okazją, do napisania czegoś w wulkanicznej scenografii. Wulkany, a szczególnie te z jeziorami lawy, zawsze kojarzył mi się z wrotami piekieł i zupełnie obcym światem. Chyba kiedyś spróbuję rozwinąć temat przy innej okazji.

XXI century is a fucking failure!

Caern mój mistrz od SF:D

Bardzo fajną uwagę dał ci Osvald odnośnie proporcji tekstu, pamiętasz? Za dużo o schodzeniu, za mało o potworze. Jednak for me schodzenie opisałeś tak dobrze, że bardzo miło było mi w tym uczestniczyć i poznawać ten świat. Natomiast, zdawkowo opisany potwór toteż bardzo dobry zabieg, bo do końca nie wiem czy on w ogóle istniał i to jest bardzo przyjemne :D

Udany tekst, podobał mi się. Mam wrażenie, że w tym pomyśle “siedzi” dłuższe, bardziej dramatyczne i fabularnie złożone, nie ograniczone limitem opowiadanie, ale ta scenka, skupiona na kilku elementach historii (zjeżdżanie, pierwszy kontakt, emocje badaczki) też jest udana. Najbardziej odczułam skrótowość w końcówce pierwszego spotkania i przejściu do drugiego, trochę też łatwo poszło bohaterce przekonanie ekipy, że jednak nie miała halucynacji – ale co tekst trochę traci na fabule, nadrabia klimatem.

ninedin.home.blog

Fajne, ciekawe, dobrze się czytało. Odwykłam od robienia łapanek, niemniej zwrócę uwagę na jedną rzecz: "Gdy spotkaliśmy się po raz ostatni, jego ruchy były niemrawe myśli ledwo wyczuwalne." – strasznie brakuje mi tu przecinka między ruchami i myślami. W innym miejscach nawet nie zwracałam uwagi na poprawność przecinków, ale tutaj się potknęłam. W każdym razie podobało mi się :)

Spodziewaj się niespodziewanego

Szczególny obcy siedział w wulkanie i żałuję, że tak późno się ujawnił, a Mártita nie poznała go należycie.

Fajnie było zobaczyć wnętrze wulkanu. :)

 

pa­trzy we wszyst­kich kie­run­kach na raz… → …pa­trzy we wszyst­kich kie­run­kach naraz

 

nawet w przy­ciem­nia­nych go­glach. → …nawet w przy­ciem­nionych go­glach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Hej ;)

Ciekawy szort i oryginalne ujęcie obcości :) Przyjemnie się czytało, tym bardziej że zawsze podobały mi się filmy/opowiadania, gdzie pojawiał się motyw wulkanicznej wyspy czy samego wulkanu.

Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie :)

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Dziękuję wszystkim za uwagi i spostrzeżenia.

 

Osvald

Dziękuję za Twoją analizę. Kwestia proporcji w opowiadaniu trochę mnie przerosła w trakcie pisania, a to głównie dlatego, że w tak krótkiej formie nigdy wcześniej jeszcze nie pisałem. To bardzo ciekawe doświadczenie, ale z pewnością z tego typu szortami nie polubię się.

 

Baska.Szczepanowska

Faktycznie, zastygłe skały wylewowe są twarde jak… no tak, jak skała ;) A zanim zastygną, są raczej kleiste i rozciągliwe. Sam jednak nigdy nie byłem w okolicy aktywnego wulkanu. Czytałem jednak, że przed czołem wylewu często pojawia się coś w rodzaju rumowiska wyrzuconego i przesuniętego materiału, zmieszanego z drobinami zaschniętej magmy. I to cholerstwo bywa kruche i chrzęści pod nogami.

 

vrchamps

To mnie załatwiłeś. Teraz się dziesięć razy zastanowię, zanim wrzucę na portal jakieś SF, żeby siary nie narobić ;) Ale to może być właśnie ta idealna motywacja.

Uwaga co do proporcji tekstu była celna i trochę nad tym popracowałem, a przynajmniej na tyle, na ile miałem pomysł.

 

ninedin

Słusznie zauważyłaś, że pomysł jest szerszy niż to krótkie opowiadanie. Niestety to pewnie będzie kolejny pomysł na bliżej nieokreślone “kiedyś”. Cieszę się jednak, że udało mi się wciągnąć Cię klimatem.

 

NaNa i regulatorzy

Łomatko, no nieeee… Tyle razy się w to zagląda a i tak się jakieś babole znajdą. Dziękuję za czujność.

 

Ermirie

Super, że Ci się podobało. Zobaczymy, jak pójdzie w konkursie.

XXI century is a fucking failure!

Bardzo proszę, Caernie. Staram się czule pielęgnować czujność. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej!

 

Pamiętam Twój ostatni tekst, który czytałem i spodziewałem się tym razem czegoś równie dobrego. I ten tekst jest dobry, choć mam tez pewne zastrzeżenia.

Infodump na początku, jako wprowadzenie, to w przypadku szorta cholernie ryzykowny zabieg. Z jednej strony może się wydawać dobrym pomysłem, bo wykłada jak kawa na ławę kontekst/tło/scenerię, czy co tam akurat jest autorowi potrzebne do realizacji zamysłu, a z drugiej strony zżera miejsce, którego i tak jest mało. U Ciebie wyszło to całkiem przyzwoicie, tym bardziej, że przejście do ustępu drugiego jest bardzo płynne, nie poczułem szarpnięcia, przechodząc od infodumpu do “akcji” rozgrywanej tu i teraz.

Bohaterkę zarysowujesz niebieskim kolorem, mówiąc mi i pokazując, co nią targa wewnętrznie. Skojarzyło mi się w pewnym momencie opowiadanie Harlana Ellisona “Nazywam się Joe”, a to ze względu zarówno na emocje protagonistki, jak i śmiertelnie niebezpieczną dla człowieka naturę środowiska, do którego wkracza. Przez moment chyba nawet się spodziewałem, że Martita tam zostanie, na dole, na śmierć, z obcą istotą, do jej (i swojego) końca. Ty jednak poszedłeś w stronę, która jednoznacznie kojarzy mi się z “Kontaktem” – bohaterka była tam, rozmawiała z czymś/kimś, ale kamery tego nie zarejestrowały i nikt jej nie chce wierzyć. I w sumie dobrze, bo zaserwowane przez Ciebie zakończenie nie tchnie dramatem, tylko bardziej dla mnie strawną tęsknotą.

Natura Więźnia to ciekawy pomysł – istota zdolna żyć w magmie, w dodatku istota niebiałkowa, zupełnie inna od nas. I choć wiem, że ta nić porozumienia pomiędzy Martitą i istotą była Ci potrzebna do realizacji zamysłu, do wyeksponowania melancholii, tęsknoty bohaterki za Więźniem, to sam motyw komunikacji pomiędzy organizmami tak odmiennymi, które nie miały wcześniej kontaktu ze sobą, mnie nie przekonuje. Sam piszesz w pewnym momencie:

Nie podzielał ludzkiego pojęcia czasu i przestrzeni.

I tu mi zgrzyta, bo skoro inaczej pojmuje czas i przestrzeń, a także:

 

Mój umysł nie potrafił przetworzyć zalewu niezrozumiałych emocji, pojęć i obrazów. To było tak obce, że musiałam uciec.

jego emocje, obrazy wspomnień i systemy pojęć są dla bohaterki obce i niezrozumiałe, to ja nie wiem jak oni się mogli porozumieć, nie ucząc się siebie, tylko ot tak, od razu. Tego nie kupuję, ale całą resztę tak, bo jesli uznam, że nie zabiję kotka i bez zastrzeżeń uwierzę, że to jest możliwe, to Twoje opowiadanie uważam za dobre ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Outta Sewer

Dziękuję Ci za opinię. Cieszę się bardzo, że mimo uwag mój tekst przypadł Ci do gustu.

zaserwowane przez Ciebie zakończenie nie tchnie dramatem

Dokładnie o to mi chodziło. Temat konkursu kojarzy mi się przede wszystkim z tęsknotą, wyobcowaniem i samotnością. I oczywiście, że każde z tych zjawisk mogą prowadzić do dramatu, to ja wolałem poszukać innego rozwiązania. Dzięki charakterowi bohaterki dramat został zażegnany, a jej osobiste odczucia tylko się pogłębiły.

Co do sposobu komunikacji między więźniem a Mártitą, to czuję się przyłapany. Chciałem się tutaj posłużyć pewnym skrótem fabularnym, ale niewystarczająco go opisałem. Chodziło o spójność emocji i odmienność w ich wyrażaniu, gdzie odosobnienie i tęsknota miały być tym, co połączyło obie postacie. Za mało uwagi poświęciłem samemu sposobowi, w jaki oni się porozumieli. Muszę to sobie przemyśleć, jak inaczej mógłbym to zrobić.

opowiadanie Harlana Ellisona “Nazywam się Joe”

Nie znam i teraz chętnie się zapoznam, dzięki za polecajkę :)

XXI century is a fucking failure!

Damn, ale babol zrobiłem. Autorem tego opowiadania jest Poul Anderson, a nie Harlan Ellison:)

Known some call is air am

Faktycznie, Poul Anderson, właśnie sobie sprawdziłem :) Tak czy siak, polecajka potwierdzona.

XXI century is a fucking failure!

Chodziło o spójność emocji i odmienność w ich wyrażaniu, gdzie odosobnienie i tęsknota miały być tym, co połączyło obie postacie. Za mało uwagi poświęciłem samemu sposobowi, w jaki oni się porozumieli. Muszę to sobie przemyśleć, jak inaczej mógłbym to zrobić.

No właśnie to jest w zasadzie jedyny mój poważny zarzut względem Twojego opowiadania. I niestety nie wiem, jak mógłbyś to zrobić inaczej, żeby zachować spójność reszty koncepcji, przy jednoczesnym niepompowaniu tekstu dodatkowymi znakami.

A propos poleconego opowiadania – uważam, że James Cameron bezwstydnie znów podprowadził autorowi sf pomysł z opowiadania i zrobił z niego motyw wejściowy do “Avatara”. Stąd też wynika moja pomyłka, albowiem pomysł na “Terminatora” ukradł pan Cameron Ellisonowi, a ten ostatni nawet reżysera zaskarżył i wygrał. Poul Anderson też mógłby zaskarżyć Camerona, ale na szczęście dla tego drugiego, pan Anderson zmarł osiem lat przed premierą tego gniota.

Known some call is air am

 

Interesująco pomyślane ujęcie tematu konkursowego – opisujesz istniejący wulkan, a więc ziemską przyrodę, ale w taki sposób, że czytelnik ma poczucie, jakby otwierał się przed nim nowy, nieznany świat. A przecież na pozór niewiele się tu dzieje; to kameralna, wręcz intymna wizja. Dobrze wpisuje się w nią sposób przedstawienia postaci Więźnia, którą można odbierać zarówno jako element fantastyczny, jak i metaforę bliskiego spotkania z pięknem i grozą natury. Ale tekst wygrywa przede wszystkim wykonaniem: pieczołowicie budowaną narracją, gęstym klimatem (aż czuć ten żar bijący z ekranu!) i dbałością o szczegóły.

Myślę, że opowieść jeszcze lepiej wybrzmiałaby w dłuższej formie, miejscami aż prosi się o rozwinięcie (zwłaszcza końcówka wydaje się mocno przyspieszona); mimo to udało się w tym tysiącu słów zawrzeć to, co najważniejsze, oraz wykreować atmosferę niesamowitości i tajemnicy. W tle pobrzmiewają też przesłania o możliwości (konieczności?) nawiązania głębszej więzi z naturą, poza czysto pragmatycznymi zależnościami, ale są podane bardzo nienachalnie.

Dziękuję za udział w konkursie!

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

black_cape

Dziękuję serdecznie za opinię i za dobre słowo. Było mi z tym tekstem o tyle łatwiej, że wybraliście temat, który bardzo mi przypadł do gustu. Z drugiej strony trudność miałem wielką, ponieważ tak krótkie formy nigdy mi nie sprzyjały. Zdarza mi się cierpieć na przewlekłe wodolejstwo, więc to była doskonała okazja powalczyć ze swoim schorzeniem. Cieszę się bardzo, że Tobie i reszcie jurków tekst się spodobał. To było wyzwanie i dobra nauka na przyszłość.

XXI century is a fucking failure!

Podejście do konkursu klasyczne, ale ogniolubność obcego trochę przełamuje schemat. Ciekawy pomysł. Aż się człowiek zaczyna zastanawiać, skąd to się tam wzięło. Bo przecież nie wyewoluowało w kraterze.

Babska logika rządzi!

Finkla

Gdyby się zagłębić w temat, to pewnie by się okazało, że obcy faktycznie ma pochodzenie raczej obce. Ale raczej nie z kosmosu. Bardziej coś w stylu Cthulhu ;)

W każdym razie cieszę się, że pomysł przypadł Ci do gustu.

XXI century is a fucking failure!

Nowa Fantastyka