- Opowiadanie: thobho - Puszcza Oblivion

Puszcza Oblivion

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Łosiot, Finkla

Oceny

Puszcza Oblivion

Przyjęcie u ambasadora, wzorem zwyczajów przywleczonych z zachodu zamieniło się w pijacką orgię. Baldwin skubał delikatną pieczeń z przepiórki i przyglądał się jak dostojni goście marnotrawią czas na pustych zabawach. Odurzeni winem i arogancją, kłębili się w rozpuście; wchłaniali dymiące mięsiwa i różaną woń grzechu. Baldwin spędził na dworze trzydzieści lat i dobrze wiedział, że mimo pozorów, tematem najważniejszym jest, jak zawsze, polityka. Pod żyrandolem z czystych kryształów tańczono w rytm obłędnej muzyki. Poza kręgiem światła mówiono zaś o sprawach ważkich: o klęsce na wschodzie, o pustym skarbcu. Wśród rozsypanych ogryzków, na plamach tłuszczu, między obgryzionymi kośćmi, grano partię w której każdy mógł być figurą rzuconą na poświęcenie.

Tego dnia jednak, Baldwin nie brał w tym udziału, choć kazał sobie przynieść dzban reńskiego wina. Po dwudziestu latach służby widział wyraźnie, że każda intryga, każde skrytobójstwo i każda zdrada są tylko objawami nieuleczalnej manii.

Władza to choroba duszy, to starannie pielęgnowana dewiacja. Władza to wsobne, zamknięte w arystokratycznym kręgu szaleństwo, które jest zgubną nadzieją, że w mięsie i w złocie są wartości dla których warto żyć, wojować i ginąć.

Dopadł go ten rodzaj siwej melancholii, który potrafi nakłonić mężczyznę stojącego na progu starości do spóźnionego rachunku sumienia.

Wśród biesiadników był też błazen Spott. Był to szyderca, który nie przepuścił uszczypliwości nikomu: wliczając to pudla ambasadorowej, cesarza i samego siebie.

– Opowiedz mi o Henryku – powiedział w końcu Baldwin – Co się stało gdy wrócił

z spod Czarnych Wzgórz? Ponoć przywieźli go na wozie bez nogi i na wpół ślepego?

– Wrócił poraniony bardziej niż ci się zdaje – powiedział Spott. – Poszedłem go odwiedzić, gdy leżał w szpitalu u mnichów. Żałoba z niego nie wyszła, a kikut przy kolanie spuchł mu i zaropiał. Braciszkowie poili go naparami z hakrośli i wierzby, żeby całkiem nie zwariował z bólu. Załamał się, gdy cesarz, zamiast wroga do cna rozbić, pokój podpisał.

– Do tej pory nikt nie śpiewa pieśni o tej bitwie. Cesarz, ponoć, dotarł z odsieczą dwa dni za późno. Gdy przejeżdżał przez pole bitewne płakał jak dziecko, a potem porzygał się nie złażąc z konia. Opowiadali, że tyle krwi wsiąkło w piaski wzgórz, że w okolicznych wsiach woda w studniach śmierdziała ścierwem.

– Tak było. Henryka zaś wyłowili z tego morza trupów. Trzy dni leżał nieprzytomny, ale umrzeć też nie chciał. Zapadł w drętwotę, ale się obudził. Jak zaczął gadać, to tylko bluźnił. Przeora, który egzorcyzm nad nim odprawiał, tak rąbnął świecznikiem w łysinę, że mu aż skalp zdarł z ciemienia. Potem zaczął mówić, że na niego czas, że koniec. Zasypiał, budził się i bredził. Bredził w koło o Puszczy Oblivion. Zniknął pewnego dnia. Ukradł osła ze stajni klasztornej, zabrał kilka chlebów i zniknął.

Czas jest jak mętna rzeka, a zapomnienie jak łacha piachu w zakolu wspomnień.

Baldwin zaś nie potrafił zapomnieć. Henryk, od czasów kolegium był przeciwważną dla jego wielkiej ambicji. Był on dla Baldwina ostatnim szczerym doradcą, który umiał przypomnieć, że czasem lepiej jest walnąć kogoś w zęby, zamiast grać w dyplomatyczne gierki.

Obaj, wiedzieli, że aby być człowiekiem naprawdę, trzeba przeciwstawić się czemuś większemu, trzeba mieć wroga. Mocno trzymali się tej zasady. Henryk walczył stalą, ogniem i taktyką wojenną, Baldwin zaś retoryką, kłamstwem i intrygą. Jednak za późnoodkryli, że po każdej potyczce z przeciwnikiem pozostaje pustka, pozostaje tylko nadzieja na kolejną bitwę. A nadzieja jest matką tych, co nie zaznali jeszcze rozgoryczenia wolnością.

Mimo tego, że nie widzieli się od lat, Baldwin zrozumiał przyjaciela. Tak samo jak on chciał zespolić się z płodnością ziemi, pragnął wyzbyć się człowieczeństwa. Od dawna planował taką samą podróż. Rozmyślał o Puszczy Oblivion. Prastare podania mówią, że człowiek, wkraczając do tego lasu, zespala się z nim; na zawsze wrasta w porządek jego istnienia; staje się drzewem, paprocią, borsukiem, pająkiem lub innym leśnym stworzeniem. Każdy, kto zdoła odnaleźć tą krainę, niknie w jej nieskończoności; zwiedza gniazda, jaskinie i polany; łączy się z harmonią natury. Jest jednak warunek: trzeba w pełni być człowiekiem. By wniknąć w dzikie ostępy tego dzikiego ogrodu, trzeba zespolić się ze swoją istotą. Jednak, gdy wędrowiec nieroztropny wkracza do lasu, a nie odnalazł za życia idei, któremu byłby wierny, w takim wypadku skazany jest na straszny los. Jego ciało gnije, nigdy nie rozpadając się. Zostaje skazany na wieczny rozkład. Tyle mówi legenda, nic nie wiadomo na pewno.

– Jutro ruszam, by do niego dołączyć – powiedział w końcu Baldwin, a Spott

szeroko rozchylił oczy.

– Ha! Skoro tacy jak ty, idą w zatratę, to znak że przyszły złe czasy. Wszystko to

cyrk – powiedział Spott zataczając teatralny szeroki krąg ręką. – Wszystko. Myślałem, że o tym wiesz. Jutro zaś, prawdziwy cyrk przyjeżdża do miasta i znów będzie okazja by nie przespać nocy. Znów będzie można wypić i z kogoś zadrwić. Życie to kpina. Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?

Baldwin nie odpowiedział nic, bo nie pewny nie był. Przyłożył tylko zimny kielich do skroni i zamknął oczy.

Przez chwilę siedzieli w ciszy, a Spott wyciągnął talię kart i zaczął je zręcznie tasować. Tuziny plichtów i figur rozdzielały i łączyły się w jego dłoniach jak wachlarze.

– Chcesz zobaczyć coś, co zdarzy się tylko raz w historii świata?

Dyplomata podniósł brwi i skinął lekko głową.

– Proszę – błazen skończył mieszać karty i wręczył je Baldwinowi. – Taki układ jak w tym stosie, nie zdarzył się nigdy wcześniej i nigdy więcej się nie powtórzy. Zrozumiałeś?

Baldwin podniósł brwi i pociągną pierwszą kartę z góry. Jopek kier.

– Jak chcesz brnąć w wariactwo, to nie moja rzecz – powiedział błazen. – Może i rozdanie nie jest najlepsze, ale innego nie będzie.

Następnego dnia słońce podniosło się nad horyzont jeszcze raz. Pod dachami kamienic błękit nieba rozciął sznur napięty między dwoma masztami. Na jedną z tych nich, ruchem giętkim jak brzozowa witka, wspinał się linoskoczek. Pospólstwo schodziło się zewsząd, aby zobaczyć pokaz.

Na chwilę, w bocznej pierzei rynku wybuchło krótkie zamieszanie. Jakiś pustelnik w obdartej szacie, o zapadniętych policzkach, wlazł na stragan rzeźnicki i wołał do tłumu, wskazując palcem w niebo:

– Kto siebie oszukuje, nigdy nie będzie wolny

Ludzie nie słuchali starca. Strącili łachmaniarza z podestu i obili go pałkami. Oślepieni słońcem wierzyli, że tym razem linoskoczek spadnie.

Baldwin, kołysząc się w siodle, obserwował to wszystko i z ulgą przywitał chłodną rosę, która skropliła się na jego karku. Katzenjammer zakwaszał myśli, a z wszystkich jam jego ciała parował cierpki wyziew poprzedniej nocy. Pociągnął za uzdę i ruszył, nie spoglądając w górę.

W pierwszym tygodniu trakty kamienne zamieniły się w błotniste drogi, a pomylone rozstaje zawiodły go na bagna. Po miesiącu, ścieżki zginęły w gęstwinie leśnych ostępów, a koń zgubił podkowę. Gdy nadszedł czas przesilenia, i noc zapanowała nad pełnią doby, Baldwin stanął na przy wartkim potoku. Na jego drugim brzegu ujrzał ciemny las. Puszcza Oblivion. Długa podróż zmieniła go, twarz miał zaśniedziałą od słońca, czoło było powleczone patyną zamyślenia, broda przysłoniła mu oblicze, z zaciśniętych ust nie można było wyczytać już nic.

Zanurzył się w rwącym strumieniu i mącąc wodę, przebył potok w bród. Gdy tylko wsunął się w szuwary na drugim brzegu, las wyczuł jego obecność. Drzewa pochyliły się nad nim ciężkimi konarami, a z dziupli i z zacienionego leszczyną poszycia błyskały ciekawskie ślepia zawieszone w półmroku. Zapewne każdy przybysz budził ciekawość w tej pół-świadomej gęstwinie.

Nagle coś zaszeleściło. To brązowa kuna z żółtą plamą na piersi wodziła trójkątnym pyskiem, strzygąc uszami, nasłuchując co Baldwin ma na swoje usprawiedliwienie.

Puszcza wysyłała swoich zwiadowców.

– Prowadź mnie do Henryka Lassau.

Szedł grzęznąc w miękkiej ściółce, a chłodny zapach próchnicy i grzybni zdawał się jakoś dziwnie kojący. Kroczył po miękkim chodniku mchów, jego oddech stawał się coraz płytszy. Zdawało mu się, że nie potrzebuje już powietrza. Twardniał. Skóra pokrywała się zieloną, cienką korą, ale od razu, na jego oczach, łuszczyła się, starzała i odpadała. W brodzie i włosach pojawiły się pierwociny młodych liści, dojrzewających, żółknących i opadających w jakimś dziwnym, pośpiesznym cyklu wegetacji. Nie mógł pozwolić sobie na chwilę spoczynku, bowiem już od razu gdy stanął wpuszczał w ziemię korzenie. Z każdym kolejnym krokiem wyrywał je, choć sprawiało mu to coraz większy ból. Zaczynał drzewieć.

Musiał jednak stanąć w miejscu, gdy jego zwinny przewodnik, długim susem wskoczył na spróchniały pień dębu i przeciągnął się leniwie.

Drzewo przy którym się zatrzymali było chore i ostatkiem sił ciągnęło soki z ziemi, żółkło i marło. Wnętrze pniaka było puste. Gniło.

– Czy jest jeszcze w tobie duch mojego dawnego przyjaciela? – zawołał Baldwin kładąc dłoń na zbutwiałej gałęzi.

Spomiędzy drewna i łyka, z poskręcanych sęków, dobyło się głębokie trzeszczenie.

Wewnątrz pnia coś prężyło się w wielkim wysiłku. Baldwin w wyżłobieniach kory ujrzał twarz. W zaschniętych oczach snuła się mętna bezsilność; a broda, splątana niczym dziki powój, obsrana była przez sikory lęgnące się wyżej, w pustej koronie gałęzi.

Baldwin poczuł, że nim minie chwila, pozostanie na zawsze związany z tym przeklętym lasem. Obudził się z odrętwienia i rwąc zarośla uciekał z przeklętej puszczy.

Zdawało mu się, że jego serce napełnia się lepką żywicą i bije coraz wolniej…Usłyszał szum dobiegający spod jego korzennych stóp. Zsunął się do chłodnej wody po zboczu wąwozu i płynął bezwładnie, jak kłoda. Jego ciało, po warstwą kory, zaczęło nabierać różowego koloru.

Koniec

Komentarze

Hej!

 

Baldwin nie odpowiedział nic, bo nie pewny nie był.

– Proszę.bBłazen skończył mieszać karty i wręczył je Baldwinowi.

Pod dachami kamieni

kamienic?

 

Na jedną z tych nich

– Kto siebie oszukuje, nigdy nie będzie wolny.

Tutaj wykrzyknik by lepiej zadziałał. 

 

Ludzie nie słuchali go, bowiem ciężar ludzkiego ciała napiął linę zawieszoną wysoko.

Trochę dziwne to zdanie.

 

To brązowa kuna z żółtą plamą na piersi

Fajny szczegół odróżniający od kuny domowej, doceniam. ^^

 

dobyło się głębokie trzeszczenie.

Zdawało się, że wewnątrz pnia coś prężyło się w wielkim wysiłku.

Siękoza troszkę, warto na to uważać.

 

Dopiero od pewnego momentu robiłem łapankę – pierwsze potknięcia pominąłem, ale potem trochę zaczęły się nawarstwiać. Warto uważnie przestudiować tekst przed publikacją; myślę, że wiele z tych błędów dałoby się usunąć na etapie autorskiej korekty. :P

Natomiast sam tekst.

Trochę poznajemy Baldwina, trochę nie. Wiemy, że jest zmęczony życiem, dlatego chce dotrzeć do Oblivionu (swoją drogą, myślałem, że znajdę tu odniesienia do serii The Elder Scrolls xD). Henryk, jego przyjaciel – tak samo. Więc decyduje się pójść do przyjaciela.

Sprawdziłem znaczenie karty walet kier – młody, zakochany (tudzież oddany przyjaźni) człowiek. Czy to o to chodziło? Że był skory porzucić życie, by połączyć się z Henrykiem? Ale hmm, czegoś mi brakuje. Czemu Henryk został ukarany? Nie osiągnął idei? I co z Baldwinem?

A odnośnie warstwy językowej – no, pomijając multum błędów (niestety) to było całkiem dobrze, chociaż masz tendencję do purpuryzacji tekstu (na to też warto uważać). Ale jest solidny fundament pod przyszłe teksty, więc pisz, pisz i pisz!

Pozdrawiam i powodzenia!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Dzięki. Wprowadziłem kilka poprawek.

thobho

Thobho, Twój tekst liczy niewiele ponad dziewięć tysięcy siedemset znaków, więc bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na SZORT. Na tym portalu opowiadania zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj.

 

Ze spraw technicznych i kwestii, budzących wątpliwości (jako sugestie) na pewno należy przyjrzeć się interpunkcji, np.:

Wśród rozsypanych ogryzków, na plamach tłuszczu, między obgryzionymi kośćmi, grano partię w której każdy mógł być figurą rzuconą na poświęcenie.

Władza to wsobne, zamknięte w arystokratycznym kręgu szaleństwo, które jest zgubną nadzieją, że w mięsie i w złocie są wartości dla których warto żyć, wojować i ginąć.

 

Baldwin spędził na dworze trzydzieści lat i dobrze wiedział, że mimo pozorów, tematem najważniejszym jest, jak zawsze, polityka. (…) Tego dnia jednak, Baldwin nie brał w tym udziału, choć kazał sobie przynieść dzban reńskiego wina. Po dwudziestu latach służby widział wyraźnie, że każda intryga, każde skrytobójstwo i każda zdrada są tylko objawami nieuleczalnej manii. – tutaj trzeba by doprecyzować ilość lat

 

Pojawiają się powtórzenia, np.:

Władza to wsobne, zamknięte w arystokratycznym kręgu szaleństwo, które jest zgubną nadzieją, że w mięsie i w złocie są wartości dla których warto żyć, wojować i ginąć.

Baldwin nie odpowiedział nic, bo nie pewny nie był.

 

Powinieneś spojrzeć na zapis dialogów, np.:

– Opowiedz mi o Henryku – powiedział w końcu Baldwin – Co się stało gdy wrócił

z spod Czarnych Wzgórz? – tu dodatkowo jeszcze usterka jezykowa

 

Henryk, od czasów kolegium był przeciwważną dla jego wielkiej ambicji. – tu jakby brak części zdania

 

Są również błędy gramatyczne, np.:

Każdy, kto zdoła odnaleźć krainę, niknie w jej nieskończoności; zwiedza gniazda, jaskinie i polany; łączy się z harmonią natury.

Baldwin podniósł brwi i pociągną pierwszą kartę z góry.

 

Należy poprawić składnię zdań np.:

Jednak, gdy wędrowiec nieroztropny wkracza do lasu, a nie odnalazł za życia idei, któremu byłby wierny, w takim wypadku skazany jest na straszny los. – do czego odnosi się ten wyraz?

 

Pod dachami kamienic błękit nieba rozciął sznur napięty między dwoma masztami. Na jedną z tych nich, ruchem giętkim jak brzozowa witka, wspinał się linoskoczek. – tu znów niejasne, do czego odnosi się to wyrażenie?

 

. Jakiś pustelnik w obdartej szacie, o zapadniętych policzkach, wlazł na stragan rzeźnicki i wołał do tłumu, wskazując palcem w niebo:

– Kto siebie oszukuje, nigdy nie będzie wolny

– skoro wołał, powinien być wykrzyknik

 

Baldwin stanął na przy wartkim potoku. – tu znowu za dużo wyrazów

 

Jego ciało, po warstwą kory, zaczęło nabierać różowego koloru. – tu literówka

 

 

A zatem pod kątem technicznych kwestii należało by jeszcze przejrzeć cały tekst.

 

Pomysł na puszczę oraz jej specyficzne działanie jest osobliwy i dodaje grozy opowiadaniu, lecz temat ten nagle został ucięty, jakby niedokończony, pozostawiając wrażenie niedosytu.

 

Pozdrawiam. :)

 

 

Pecunia non olet

cool Dorzucę grosik…

 

Przeora, który egzorcyzm nad nim odprawiał, tak rąbnął świecznikiem w łysinę, że mu aż skalp zdarł z ciemienia.

 

Skalp to od zawsze skóra z włosami a nie sama łysina… wink

dum spiro spero

Dobrze się czytało, zainteresowałeś mnie. Ciekawy wątek puszczy, zamiana w przeklęte drzewo… Dobry pomysł, w moje opinii groza wybrzmiewa całkiem nieźle, choć popracowałbym nad ukazaniem pustki w ostatnim fragmencie. Myślę, że nie wykorzystałeś w pełni potencjału tej sceny. 

Po powrocie wybrałem trzy losowe opka i je przeczytałem, wszystkie okazały się filozoficzne. Może to znak, że czas zacząć myśleć nad swoim życiem? Na szczęście jestem jeszcze MŁODYM pisarzem. 

Pozdrawiam!

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Wśród rozsypanych ogryzków, na plamach tłuszczu, między obgryzionymi kośćmi, grano partię w której każdy mógł być figurą rzuconą na poświęcenie.

Powtarzanie tych samych/zbliżonych słów nuży czytelnika.

Podobnie jak orgia, na którą składa się trochę wina i kilka ogryzków. Nie czytałam jeszcze takiej purytańskiej orgii, nawet u Sienkiewicza;)

 

Wśród biesiadników był też błazen Spott. Był to szyderca, który nie przepuścił uszczypliwości nikomu: wliczając [w] to pudla ambasadorowej, cesarza i samego siebie.

Nagromadzenie był nazywamy tu byłozą. Jest ona, obok miałozy, niemile widziana;)

 

Ziółka ładnie dobrane!

 

Za dużo zespalania.

 

– Proszę – błazen skończył mieszać karty i wręczył je Baldwinowi.

Wolałabym tasować.

 

Szedł grzęznąc w miękkiej ściółce, a chłodny zapach próchnicy i grzybni zdawał się jakoś dziwnie kojący. Kroczył po miękkim chodniku mchów, jego oddech stawał się coraz płytszy.

Nie tylko miękki się powtarza, ale w sumie miękki chodnik z mchów jest tym samym (lub bardzo bliskim) co miękka ściółka.

 

Baldwin poczuł, że nim minie chwila, pozostanie na zawsze związany z tym przeklętym lasem. Obudził się z odrętwienia i rwąc zarośla uciekał z przeklętej puszczy.

 

Opowieść fajna i podoba mi się to, że nie wiem do końca czy bohater odzyskał różowe – ludzkie ciało, czy może będzie pniem z różowym miąższem.

Lożanka bezprenumeratowa

Dzień dobry.

Zacnie napisany tekst z klimatem i wątkiem odchodzących bohaterów.

Mam ambiwalentny stosunek do sformułowań typu:

Odurzeni winem i arogancją, kłębili się w rozpuście; wchłaniali dymiące mięsiwa i różaną woń grzechu.

 

Czas jest jak mętna rzeka, a zapomnienie jak łacha piachu w zakolu wspomnień.

Baldwin zaś nie potrafił zapomnieć.

 

Z jednej strony robi trochę klimat, ale z drugiej – trąci przerostem formy nad treścią. Ale na pewno wielu czytelnikom może się spodobać. 

 

Odchodzący bohaterowie, pustka, zatracenie, w dodatku solidnie napisane – klikam do Biblioteki.

 

pozdrawiam serdecznie,

Łosiot

Witaj thobho !!!

 

No powiem ci, że ciekawy pomysł. Podobało mi się. Bardzo oryginalna końcówka, która zapada mocno w pamięć!! Naprawdę. Wydaje mi się, że też jesteś osobą inteligentną bo zabrałem trochę wiedzy z twojego opowiadania.

 

Pozdrawiam!

Jestem niepełnosprawny...

Fajny pomysł na puszczę, na tę przemianę w drzewa. Czy nazwa jest znacząca, czy odchodzą tam ludzie pragnący zapomnienia?

Chętnie powitałabym więcej fabuły, bo na razie pokazałeś tylko mały fragmencik świata i niewiele z niego wynika.

Pod dachami kamienic błękit nieba rozciął sznur napięty między dwoma masztami.

Czyli co rozcięło, a co zostało rozcięte? Dwuznaczna konstrukcja, potknęłam się na niej.

Babska logika rządzi!

Henryk, od czasów kolegium był przeciwważną dla jego wielkiej ambicji.<- napisałbym: przeciwwagą

Spott szeroko rozchylił oczy. ← ???

Baldwin nie odpowiedział nic, bo nie pewny nie był.

Nie mam czasu na poprawianie, dalej musisz sam.

Pomysł ciekawy, ale to fragment.

Nowa Fantastyka