- Opowiadanie: Storm - Liber Tenebrarum

Liber Tenebrarum

Horror z motywami okultystycznymi. Miłej lektury!

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

ninedin, Użytkownicy, Użytkownicy II, Finkla

Oceny

Liber Tenebrarum

Przerażająca historia, którą mam zamiar tu przytoczyć, wydarzyła się pewnego wieczora, podczas jednego z moich cotygodniowych spacerów późną porą po Bell Street. Ta mroczna uliczka położona była na East Endzie, niedaleko owianej złą sławą dzielnicy Whitechapel, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu szaleniec zwany Kubą Rozpruwaczem, dokonał serii odrażających morderstw. Zresztą w tamtym czasie w całym East Endzie, mówiono o dziwnych i niepokojących zdarzeniach, które miały tam miejsce. Ja jednak mający owego wieczora świadomość przerażającej atmosfery tych okolic, kroczyłem pewnie przed siebie. Owszem gdzieś w umyśle czaił się lekki niepokój, gdy myślałem o zbrodniach Rozpruwacza, jednakże poza tym byłem jak najbardziej spokojny. Nie wierzyłem w historie o duchach, potworach czy innych nadprzyrodzonych zjawiskach, których wtedy nasłuchałem się aż nadto. Byłem i uważam, że mimo wszystko wciąż jestem, człowiekiem nauki i każda taka opowieść wywoływała u mnie uśmiech politowania. Do czasu, gdy odwiedziłem antykwariat na rzeczonej Bell Street. Nim jeszcze ujrzałem jego szyld, minąłem elegancko ubranego dżentelmena. Nosił cylinder, ubrany był w czarny płaszcz i poruszał się dziarsko mimo podpierania laską. Spojrzał na mnie w dziwny sposób, a ja odpowiedziałem mu takim samym spojrzeniem. Wtedy właśnie spostrzegłem, iż jego oczy świecą płomiennym blaskiem. Jakbym zamiast gałkom ocznym przyglądał się dwóm ogniskom. Wtedy nie wydało mi się to dziwne, minąłem owego jegomościa, stwierdzając, że być może na coś choruje. Jednak nie miałem pojęcia, że właśnie w tym momencie, kilka metrów przed antykwariatem, dane mi było spojrzeć w oczy samemu diabłu. Przeszedłem kilka kroków i zatrzymałem się przed wyżej wspomnianym przybytkiem. Zerknąłem na szyld i bez zastanowienia wszedłem do środka z nadzieją na znalezienie czegoś interesującego. Och, gdybym tylko wiedział jaki koszmar mnie czeka, z pewnością uciekłbym ze strachu prosto do domu.

 

Gdy przekroczyłem próg sklepu, od razu skierowałem się ku starym regałom dosłownie uginającym się od rozmaitych książek, nie zwracając najmniejszej uwagi na otaczające mnie antyki. Najwidoczniej nic nie przykuło mojej uwagi na tyle, bym chociaż rzucił na nie okiem lub w co teraz bardziej jestem w stanie uwierzyć, diabelska moc z dawnych czasów już wtedy upatrzyła sobie we mnie idealną ofiarę. Zatrzymałem się przed jedną z półek i zerknąłem na ustawione na niej opasłe tomy. Szybko zdałem sobie sprawę, że oglądam książki głównie o tematyce okultystycznej i ezoterycznej. Średniowieczne grimuary, Lemegeton, „Historia magii” Eliphasa Leviego, „Księga Bestii” czy nawet legendarny „Necronomicon”, to tylko niektóre z tytułów, które wypełniały stary regał. Moją uwagę zwróciła wtedy jednak konkretna księga. Opasłe ponad tysiąc stronicowe tomisko. Okładkę oprawioną w skórę zdobił, a może raczej szpecił pentagram z koźlą głową w środku, natomiast tytuł owego dzieła brzmiał „Liber Tenebrarum”. Znając nieco podstawy łaciny, skonstatowałem, że ową nazwę można przetłumaczyć jako „Księga Ciemności”. Przyglądałem się nieco dłużej okładce, po czym zacząłem przekartkowywać książkę. Była napisana po łacinie, odręcznym pismem i ozdobiona ilustracjami, choć wyraz ozdobiona, był w tym przypadku raczej nie na miejscu, gdyż tak groteskowych rycin nigdy w życiu nie dane mi było ujrzeć. Stworzone jak wtedy przypuszczałem przez jakiegoś szaleńca grafiki, przedstawiały rozmaite demony o odrażających obliczach, łypiące złowrogo nienawistnymi ślepiami wprost na czytelnika. Zakończyłem kartkowanie księgi na jednym z tych bluźnierczych wizerunków, przedstawiających monstrum tak groteskowe, że nie sposób go opisać. Z trudem odwróciwszy wzrok od potwora, skupiłem się na przeczytaniu towarzyszącego ilustracji tekstu. Łaciński akapit zmroził mi krew w żyłach, gdyż opisywał okultystyczny rytuał, polegający na przywołaniu demona, poprzez ofiarowanie części swojego ciała. Zamknąłem księgę i co zaskoczyło mnie wtedy i zaskakuje po dziś dzień, zamiast odłożyć ją na miejsce oraz zapomnieć o wypisanych w niej plugastwach, zdecydowałem się ją kupić. Podszedłem więc do siedzącego za ladą starego antykwariusza w ciemnych okularach i zapytałem:

– Ile kosztuje ta księga?

– Proszę mi ją podać, jestem niewidomy i niestety nie widzę czym macha mi pan przed nosem – odpowiedział staruszek.

Wziął książkę do ręki i zaczął macać jej okładkę, po czym dodał:

– Mimo że jestem niewidomy, potrafię rozpoznać każdą książkę w tym miejscu po dotyku.

Gdy antykwariusz zlokalizował wygrawerowany na okładce pentagram, podskoczył jak oparzony i gwałtownie rzucił księgę na ladę, po czym wstał i szarpiąc mnie za kołnierz płaszcza, zaczął krzyczeć:

– Czy pan jest szalony? Nigdy nie sprzedam panu tej przeklętej książki! To dzieło samego Szatana! Każdego, kto ją przeczyta, czeka straszny los!

Kiedy skończył i wreszcie mnie puścił, chwycił „Liber Tenebrarum” i wrzucił ją do zapalonego kominka. Widząc to, wrzasnąłem:

– Co pan wyprawia!?

Na co on odparł nieobecnym głosem:

– Już trzy razy ją zniszczyłem, a ona dalej wraca. To w istocie przeklęte dzieło o diabelskich mocach.

Potem spojrzał na mnie i dodał, wskazując na palący się tom:

– Proszę mi wierzyć, że tak będzie lepiej. Przeczytałem tę książkę i doprowadziła mnie na skraj szaleństwa. To przez nią jestem niewidomy, niech pan spojrzy.

Po tych słowach staruszek zdjął okulary i zamiast ujrzeć, jak się spodziewałem zasnute bielmem oczy, zobaczyłem dwa puste oczodoły otoczone zaschniętą krwią. Trzęsąc się ze strachu niczym osika, zacząłem kierować się w stronę wyjścia, a on krzyczał:

– Wydłubałem sobie oczy! Przez to obrzydlistwo własnoręcznie wydłubałem sobie oczy! Uciekaj młodzieńcze i zapomnij, że w ogóle widziałeś „Księgę Ciemności”!

 

Staruch skończył wrzeszczeć a ja wybiegłem z antykwariatu i pognałem do domu. Gdy dotarłem na miejsce, zakluczyłem drzwi na cztery spusty i położyłem się do łóżka. Roztrzęsiony myślałem o horrorze, jakiego doświadczyłem w antykwariacie i zastanawiałem się, czy aby nie padłem ofiarą halucynacji. Jednak gdy obudziłem się nazajutrz, spostrzegłem, iż na moim biurku leży bluźniercza „Liber Tenebrarum” pozbawiona jakichkolwiek śladów po wrzuceniu do płonącego kominka antykwariatu. Już miałem wrzucić ją z powrotem do ognia, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Nieco skonfundowany tą sytuacją (bo któż mógłby to być o tak wczesnej porze?) otworzyłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu był to stary antykwariusz, właściciel plugawej księgi. Wbiegł do mojego domu, jak gdyby gonił go sam diabeł, każąc mi natychmiast zakluczyć drzwi. Następnie jak tamtego wieczora chwycił mnie za koszulę i zapytał chrapliwym szeptem:

– Był już u pana?

– Kto taki? O kim pan mówi? – zapytałem jeszcze bardziej zakłopotany.

– Elegancki dżentelmen o oczach koloru roztopionego żelaza. Widział go pan? – zapytał powtórnie antykwariusz.

– Widziałem go wczorajszego wieczora przechadzającego się po Bell Street. Pierwszy i ostatni raz – wyjaśniłem.

– W takim razie mamy jeszcze czas. Szybko! Musimy za wszelką cenę pozbyć się „Liber Tenebrarum” – rozkazał staruszek.

– Najpierw niech pan wyjaśni, o co tu w ogóle chodzi! Dlaczego tej księgi nie można zniszczyć? Kim jest ten człowiek o płonących oczach? I skąd pan wie, gdzie mieszkam? – zażądałem.

– Zacznę od odpowiedzi na ostatnie pytanie, gdyż z pewnością najłatwiej na nie odpowiedzieć. Po prostu wyczułem, że księga jest właśnie tutaj i tyle, jak pan się już z pewnością przekonał, to nie jest zwykła książka. „Liber Tenebrarum” została spisana pod koniec XIV wieku przez lucyferian – sektę oddającą cześć samemu Szatanowi. Po ukończeniu księga została nasycona piekielną magią, dzięki czemu praktycznie niemożliwe jest zniszczenie jej. Grimuar ma również tendencję do „przywiązywania się” do konkretnych osób zupełnie jak jakieś zwierzę. Jak gdyby był samoświadomy. Przeklęty tom został znaleziony przez mego syna w Afryce podczas I wojny burskiej. Mówił, że wolumin leżał na kamiennym stole w jaskini, w której schronił się jego oddział. W jaki sposób się tam znalazła, nie mam pojęcia do dziś. W każdym razie syn podarował mi „Księgę Ciemności”, a ja postanowiłem bezzwłocznie ją sprzedać. Jednak po wojnie zdarzyła się tragedia, syn mój ciężko zachorował. Lekarze powiedzieli, że przeżyje najwyżej tydzień. Postanowiłem szukać pomocy gdzie indziej, aż w końcu pewien klient polecił mi, bym poszukał rozwiązania właśnie w „Liber Tenebrarum”. Nie wiem, kim był ten człowiek ale z pewnością gdybym spotkał go teraz na ulicy, najprawdopodobniej udusiłbym go gołymi rękami. Znam bardzo dobrze łacinę zarówno klasyczną, jak i kościelną, więc w miarę szybko odnalazłem właściwy rytuał. Wtedy właśnie wyłupiłem sobie oczy, nie podczas czytania księgi, kłamałem, by pana przestraszyć, by nie wpadł pan w tarapaty tak jak ja, ale jak widać ohydna magia drzemiąca w tym demonicznym dziele, zdołała się z panem związać, tak jak ze mną. Jesteśmy w analogicznej sytuacji, więc musimy spróbować zniszczyć ją razem – tu stary antykwariusz przerwał swą opowieść, jakby nasłuchując czy ktoś nie idzie w stronę drzwi.

– A co stało się z pańskim synem? Czy rytuał zadziałał? – dopytywałem.

– Och, tak. Jak najbardziej zadziałał. Poświęciłem swój wzrok, ale mój syn żył, był zdrów jak ryba. Lekarze byli wprost zdumieni tym niezwykłym przypadkiem. Po kilku tygodniach, gdy coraz bardziej wyczuwałem nienaturalny blask w jego oczach, zdałem sobie sprawę, co też najlepszego uczyniłem. Moje jedyne dziecko zostało opętane przez demona i to z mojej winy. Jakakolwiek bestia znalazła azyl w jego śmiertelnym ciele, powoli przejmuje nad nim całkowitą kontrolę. Wyleczyła go, to prawda, jednak to już nie jest mój syn. Miałem okazję przekonać się o tym dziś rano, kiedy to wszedł do mojego antykwariatu i grożąc mi bronią, wypytywał o to, gdzie jest księga. Lada chwila może przyjść tutaj, „Liber Tenebrarum” go woła – skończył opowiadać staruszek.

Gdybym nie doświadczył na własnej skórze niezwykłych właściwości tej bluźnierczej księgi, mógłbym przysiąc, że stojący przede mną ślepiec jest zbiegłym pacjentem szpitala dla obłąkanych. Jednakże uwierzyłem w historię starca i drżałem na samą myśl, że człowiek o płonących oczach, bestia w ludzkim ciele, nieszczęsny syn starego antykwariusza może zabić nas z zimną krwią z powodu plugawego grimuaru. Gdy tak rozmyślałem, usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Szybko pobiegłem do mojego gabinetu i wyciągnąłem ze starego kufra strzelbę, której używałem podczas polowań z przyjaciółmi. Załadowałem broń i dałem znak staruszkowi, by otworzył drzwi. Odrzwia stanęły otworem a ja zobaczyłem eleganckiego dżentelmena o oczach koloru roztopionego żelaza, dzierżącego w prawym ręku rewolwer. Nim zdążyłem położyć palec na spuście strzelby, przybysz strzelił starcowi prosto w głowę i antykwariusz padł na podłogę. Drań był niebywale szybki! Strzeliłem do niego, celując w kolano z nadzieją, że dzięki temu zdołam go okulawić, jednak demon wykonał unik i błyskawicznie znalazł się tuż obok mnie. Uderzył mnie pięścią w twarz i padłem niczym rażony piorunem. Wciąż jednak trzymałem w rękach broń. Strzeliłem na oślep i ku mojemu zaskoczeniu trafiłem potwora w ramię. Krew trysnęła na ścianę, a stwór padł na kolana. Mimo rozerwanych mięśni zwisających z rannego barku i obficie lejącej się krwi napastnik nie pisnął ani słowem, zupełnie jakby w ogóle nie czuł bólu, mimo to widać było, że chwilowo nie może stanąć na nogi. Wykorzystałem okazję i rzuciłem się na niego. Zdołał kilka razy kopnąć mnie w brzuch, nim udało mi się wyrwać mu z rąk rewolwer. Czując okropny pulsujący ból na twarzy i podbrzuszu strzeliłem pięciokrotnie do demona, opróżniając tym samym bęben rewolweru. Płomiennooki leżał plackiem w rosnącej kałuży krwi, dysząc chrapliwie. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić by żył, chwyciłem więc strzelbę i zmiażdżyłem mu głowę kolbą.

 

Po tych traumatycznych wydarzeniach wyjechałem z kraju, uprzednio chowając ciała starego antykwariusza i jego potwornego syna w sobie tylko znanym miejscu. Celem mojej podróży była Afryka i tajemnicza jaskinia, w której według opowieści starca znaleziona została „Liber Tenebrarum”. Ku swojemu zdumieniu, udało mi się ją odnaleźć z pomocą starego, brudnego pijaczyny, podającego się za weterana wojny burskiej. Gdy dotarłem do owej przeklętej kawerny, moim oczom rzeczywiście ukazał się kamienny stół. Wyciągnąłem z torby księgę, która sprowadziła na mnie ten przerażający koszmar i z trudem (tak jakby grimuar nie chciał się ze mną rozstać) złożyłem na ołtarzu z szarej skały. Wychodząc, spojrzałem za siebie, by ostatni raz ujrzeć „Księgę Ciemności”. Zobaczyłem zgromadzone wokół stołu czarne zakapturzone postacie. Jedna z nich wzięła tomisko do rąk i pieszczotliwie niczym kota, gładząc jej okładkę spojrzała mi prosto w oczy, uśmiechając się złowieszczo. Ten wzrok i ten uśmiech będą mnie nawiedzać w sennych marach, prawdopodobnie do końca życia. Były zbyt nienaturalne, by uznać je za ludzkie. Paskudne ślepia płonące piekielnym blaskiem zupełnie jak u potwora, z którym stoczyłem walkę we własnym domu i szeroka gęba, oszpecona rzędem zwierzęcych pożółkłych kłów. Przerażony uciekłem z tego strasznego miejsca, modląc się do wszystkich bogów, bym już nigdy nie ujrzał okropnej księgi i jej jeszcze gorszych obecnych właścicieli. Gdy spisuję tę relację, mijają dokładnie dwa miesiące od tych straszliwych zdarzeń. Moje na szybko sklecone podczas ucieczki modły chyba rzeczywiście zadziałały, bo z „Liber Tenebrarum” ani ze związanymi z nią demonicznymi sprawami, nie miałem do czynienia od tamtego czasu. I oby tak pozostało.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Dobry horror, byłam strasznie ciekawa, co spotka ostatecznie głównego bohatera. Mimo zakończenia (nieco zaskakującego, ale i pozytywnego, co cenię), wydaje mi się, że historia może mieć jeszcze ciąg dalszy. :) Na dużym ekranie świetnie wyglądałaby adaptacja filmowa tego tekstu. :)

Klika raz mignęły mi sprawy interpunkcyjne, ale było ich niewiele.

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Hej 

Bardzo fajnie napisane opowiadanie. Wciągające i klimatyczne 

 

 

Nawiązania do Lovecrafta są tu oczywiste. Ale nie to zwróciło moją uwagę całość przypomina wstęp do sesji RPG oczywiście bardzo dobrze napisany wstęp. Po pierwszych zdaniach spojrzałem z nostalgią na podręcznik i dodatki z tymi wszystkimi klimatycznymi opowiadaniami przed scenariuszem :) A kto wie może nawet jest to opisana jedna z sesji Zew Cthulhu ? 

To wszystko powodowało, że gdy przeczytałem “Szybko pobiegłem do mojego gabinetu i wyciągnąłem ze starego kufra …” od razu pomyślałem, że strzelbę .

“ Gdy antykwariusz wykonał to, co kazałem, obaj zobaczyliśmy eleganckiego dżentelmena o oczach koloru roztopionego żelaza, dzierżącego w prawym ręku… “ a jak by mogło być inaczej rewolwer. 

Całość jednak jaka już wspomniałem bardzo dobrze napisana :) 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zanim wrócę z konkretnym komentarzem na temat samego opowiadania – jedna pedantyczna uwaga, którą możesz uwzględnić albo nie, jak zechcesz :)

Otóż “Liber tenebris” to “Księga dla ciemności”. Jak chcesz mieć “Księgę ciemności”, to to raczej będzie “Liber tenebrorum”, z dopełniaczem, a nie z celownikiem “tenebris”, to zresztą jest typowy format neołacińskich tytułów.

To jest oczywiście drobiazg i nie ma nic wspólnego z fabułą / oceną opowiadania, ale może się ewentualnie przydać. Po pracy postaram się wrócić z bardziej rzeczowym komentarzem :)

ninedin.home.blog

Hej bruce!

Dzięki bardzo za pozytywne słowa. Super, że tekst się spodobał.

Na początku planowałem inne zakończenie w którym bohater umiera ale uznałem, że takie były już w moich poprzednich horrorowych tekstach i czemu by tym razem nie zdecydować się na małą odmianę. :)

Pozdrawiam również! 

Dziękuję również i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Hej Bardjaskier

Dzięki za komentarz, cieszę sie, że tekst przypadł do gustu. 

Nie jest to opis sesji Zewu Cthulhu, szczerze przyznam, że nigdy w paierowe RPG nie grałem, choć słyszałem wiele dobrego o tych osadzonych w świecie Lovecrafta. Fajnie, że tekst wywołał pozytywną nostalgię :)

Pozdrawiam również!

ninedin Chyba raczej nie uwzględnie, bo “Liber Tenebris” brzmi znacznie lepiej niż “Liber Tenebrorum” :) Mimo to, dzięki za uwagę.

Na łacinie znam się niestety dość słabo. 

Ja też raptem po przeczytaniu początku, wrócę.

Chyba raczej nie uwzględnie, bo “Liber Tenebris” brzmi znacznie lepiej niż “Liber Tenebrorum” :)

Stormie, ale w czasach, kiedy taka księga byłaby napisana, znajomość łaciny była powszechna i autor nie zrobiłby takiego błędu. Jasne, to niszowe i błąd zauważy mało kto, ale akurat na tym portalu jest nas co najmniej dwie, które zauważą, a na dodatek jesteśmy tutejszym targetem tego, co najwyraźniej chcesz pisać…

 

Btw. czysto technicznie: portalowy zwyczaj jest taki, że jedna osoba pisze jeden komentarz z odpowiedziami do kolejnych osób, a nie odpowiada kolejnym komentatorom w osobnych komentarzach – to się bierze z tego, że przy przekroczeniu jakiejś tam liczby komentarze znikają. Jest to ważniejsze w Hyde Parku, pod opowiadaniami rzadko się to zdarza, ale jest to odruch, który warto sobie wyrobić. No i większość z nas jest do tego formatu przyzwyczajona, więc nie zawsze zobaczymy/przeczytamy wszystkie, jeśli będzie ich kilka pod rząd.

http://altronapoleone.home.blog

No to obiecane uwagi o opowiadaniu, bardziej rzeczowe.

Podobało mi się. Jasne, jest przede wszystkim pastiszem – w sensie współczesnym odtworzeniem, nie żartobliwym nawiązaniem – klasyki spod znaku “Od Poego do Lovecrafta”, ale fabularnie i koncepcyjnie umiejętnie skonstruowanym. Fakt, że w dużym stopniu relacjonujesz wydarzenia (ergo tekst jest mało dramatyczny) nie jest dla mnie w wybranej konwencji problemem. Postacie, choć typowe dla tej konwencji, też “działają”, w sensie – pasują do pomysłu fabularnego i stylizacji. Tekst na klik biblioteczny zasłużył, IMHO.

ninedin.home.blog

drakaina Ok zmieniłem nazwę, postanowiłem poświęcić fajne brzmienie na rzecz poprawności językowej. Teraz każdy obeznany z łaciną nie będzie łapał się za głowę ;)

ninedin Dziękuję za klika! Fajnie, że tekst ci się spodobał.

Hej, Stormie, późno, ale mam rozwiązanie kompromisowe dla tytułu: “Liber de tenebris’ też będzie dobrze (językowo, w sensie :))

ninedin.home.blog

ninedin Chyba już raczej zostanę przy "Liber Tenebrarum" :)

Jest klimacik grozy. Z początku troszkę przeszkadzała mi maniera jak z XIX powieści, ale dałam się porwać i płynęłam z satysfakcją.

Wolałabym co prawda na końcu twist, lub tragedię, ale domknąłeś logicznie.

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush Na początku planowałem uśmiercić bohatera w zakończeniu, ale pomyślałem, że takie domknięcie historii będzie trochę przewidywalne więc postanowiłem nieszczęśnika oszczędzić ;) Dzięki za przeczytanie i pozytywne słowo!

Nie porwało i nie przestraszyło, albowiem nie gustuje w tego typu opowieściach, ale nie czytało się najgorzej, choć wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Prze­ra­ża­ją­ca opo­wieść, którą mam za­miar tu przy­to­czyć, wy­da­rzy­ła się… → Skoro coś się wydarzyło, to raczej: Prze­ra­ża­ją­ca historia, którą mam za­miar tu przy­to­czyć, wy­da­rzy­ła się

 

mi­ną­łem ele­ganc­ko ubra­ne­go dżen­tel­me­na. Nosił cy­lin­der, ubra­ny był w czar­ny płaszcz… → Brzmi to nie najlepiej.

 

„Hi­sto­ria magii” Eli­pha­sa Le­vie­go, Księ­ga Be­stii czy nawet le­gen­dar­ny Ne­cro­no­mi­con, to tylko nie­któ­re z ty­tu­łów… → Czy tytuły nie powinny być ujęte w cudzysłów?

 

Opa­słe ponad ty­sięcz­no­stro­ni­co­we to­mi­sko.Opa­słe ponadtysiącstronnicowe to­mi­sko.

 

nigdy w życiu nie­da­ne mi było uj­rzeć. → …nigdy w życiu nie ­da­ne mi było uj­rzeć.

 

Za­koń­czy­łem prze­kart­ko­wy­wa­nie księ­gi… → A może nieco krócej: S­koń­czy­łem kartkowanie księgi

 

Gdy do­tar­łem na miej­sce, za­klu­czy­łem drzwi… → Gdy do­tar­łem na miej­sce, zamknąłem drzwi

 

po wrzu­ce­niu do pło­ną­ce­go ko­min­ka an­ty­kwa­ria­tu. Już mia­łem wrzu­cić ją z po­wro­tem do ognia pło­ną­ce­go w ko­min­ku… → Czy to celowe powtórzenie?

 

i an­ty­kwa­riusz padł na zie­mię. → Rzecz dzieje się w mieszkaniu, więc: …i an­ty­kwa­riusz padł na podłogę.

 

Ude­rzył mnie z pię­ści w twarz… -> Ude­rzył mnie pięścią w twarz

 

Mimo ro­ze­rwa­nych mię­śni zwi­sa­ją­cych z ran­ne­go barku i ob­fi­cie le­ją­cej się krwi… → Przypuszczam że elegancki szatan-dżentelmen przybył w płaszczu, więc nie bardzo wiem, jak można było zobaczyć, że z postrzelonego barku zwisają mięśnie i leje się krew.

 

nie mogę po­zwo­lić mu żyć, chwy­ci­łem więc strzel­bę i zmiaż­dży­łem mu głowę kolbą. → Czy oba zaimki są konieczne?

Proponuję: …nie mogę po­zwo­lić by żył, chwy­ci­łem więc strzel­bę i zmiaż­dży­łem mu głowę kolbą.

 

we­dług opo­wie­ści star­ca zna­le­zio­na zo­sta­ła „Liber Te­ne­bra­rum”. Ku swo­je­mu zdu­mie­niu, udało mi się ją od­na­leźć… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Wy­cho­dząc, obej­rza­łem się za sie­bie, by ostat­ni raz spoj­rzeć na „Księ­gę Ciem­no­ści”. → Zbędne dookreślenie – czy mógł obejrzeć się przed siebie?

Proponuję: Wy­cho­dząc, spojrzałem za sie­bie, by ostat­ni raz zerknąć na „Księ­gę Ciem­no­ści”.

 

i piesz­czo­tli­wie gła­dząc ni­czym kota jej okład­kę… → Raczej:  …i piesz­czo­tli­wie, niczym kota, gła­dząc jej okład­kę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy Dzięki za wyłapanie błędów, większość już poprawiona. 

Szkoda, że tekst nie przypadł ci do gustu.

Przypuszczam że elegancki szatan-dżentelmen przybył w płaszczu, więc nie bardzo wiem, jak można było zobaczyć, że z postrzelonego barku zwisają mięśnie i leje się krew.

Tu akurat muszę się nie zgodzić. Mimo płaszcza założonego przez demonicznego dżentelmena, bliski strzał ze strzelby mógł łatwo rozerwać tkaninę i zostawić paskudną krwawiącą ranę. Przynajmniej tak mi się wydaje, a jeśli źle mi się wydaje to usprawiedliwię się tym, że według mnie ten detal dynamizuje opis walki z potworem co intensywniej oddziałowuje na emocje czytelnika :)

Bardzo proszę, Stormie. Miło mi, ze mogłam się przydać. :)

Przypuszczam że dziewiętnastowieczny dżentelmen pod płaszczem nosił pewnie jakiś żakiet czy inny tużurek, a pod nim koszulę, że o bieliźnie nie wspomnę; dlatego nie potrafiłam dostrzec zwisających mięśni. Jednakowoż to jest Twoje opowiadanie i będzie napisane takimi słowami, które uznasz za najwłaściwsze.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzien dobry!

 

Całkiem udany tekst ze zręcznie skonstruowaną (albo – zrekonstruowaną) atmosferą retrohorroru. Jednak poza atmosferą, inne elementy nie wywierają tak dobrego wrażenia. Historyjka jest mało emocjonująca, pewnie dlatego, że motyw niedobrych grymuarów jest… No wiesz, to już trochę było, no i nie dodałeś doń nic, co by mnie zaskoczyło. Księga, diabeu, sekta, mroczne jaskinie, rewolwery, dość pretensjonalna nazwa samej księgi – z jednej strony fajnie, że udało Ci się zbudować spójny tekst w tym klimacie, ale z drugiej – troche klisza. Pewnie zalezy jak podejść. Ninedin, której opinie są dla mnie zawsze ważne, pisze o pastiszu. Z tej perspektywy tekst faktycznie daje rade. 

 

A, podoba mi się zakończenie – bo bohater nie sczezł w piekielnym ogniu, ani nie pożarł go demon. Tylko, że tak jakoś do tego zakończenia zrobiłeś tu fast forward… 

 

Sam nie jestem maniakiem detali, ale zwrociłem uwagę na pewne potknięcia, którymi może warto byłoby się zaopiekować?

 

Gdy staruch skończył wrzeszczeć, wybiegłem z antykwariatu i pognałem do domu. Gdy dotarłem na miejsce, zakluczyłem drzwi na cztery spusty i położyłem się do łóżka.

Cały tekst jest opowiastką/raportowanie poszczególnych czynności/zdarzeń. Na dłuższą metę czytanie, że wydarzylo się A, a potem zrobiłem B, nastepnie było C, a potem gdy zrobiłem D, to wydarzyło się E, może być męczące w odbiorze. Warto czasem zatrzymac akcję, przełożyć narrację warstewką opisu, zrobić trochę klimatu, urozmaicić nawet krótkim dialogiem, albo przemysleniami bohatera, może retrospekcją. W tym tekście masz jeden rozbudowany dialog, a potem wypowiedź starca, która jest w grunci rzeczy infodumpem, czyli takim wyjasnieniem całej historii w jednym zwartym elemencie. Wydaje mi się, że takie opowiastki jednym ciągiem warto przełamywać. Aha, no i powtórzenia :P

 

 

Szybko pobiegłem do mojego gabinetu i wyciągnąłem ze starego kufra strzelbę, której używałem podczas polowań z przyjaciółmi. Załadowałem broń i dałem znak staruszkowi, by otworzył drzwi. Gdy antykwariusz wykonał to, co kazałem, obaj zobaczyliśmy eleganckiego dżentelmena o oczach koloru roztopionego żelaza, dzierżącego w prawym ręku rewolwer.

Tutaj jest tak, że po pierwsze – znowu “gdy”. Zwróć uwagę, ile razy w tym tekście piszesz: Gdy ktoś zrobił coś. Otwierasz w ten sposób dość sporo zdań (chyba 8, plus te w zdaniach złozonych) – warto poszukać innego sposobu na pchanie opowiastki do przodu. W tym zdaniu na przykład, ten wstep o antykwariuszu robiącym to, co mu bohater kazał, jest w ogóle niepotrzebne. Następną sceną może być po prostu ten typ z rewolwerem stojący w drzwiach.

Idąc dalej: rozumiem, ze bohater zobaczył dżentelmena z rewolwerem. Ale niewidomy starzec, który dziarsko skoczył otworzyć drzwi, a potem również zobaczył tam tego gościa – no o weeeeź xd.

 

 

pozdrawiam serdecznie, Łosiot 

 

Cześć Łosiot 

Pastisz nie był zamierzony, po prostu miała to być dość prosta historia z dreszczykiem inspirowana Lovecraftowską ideą bluźnierczego Necronomiconu i klasyczną grozą. 

Dzięki za wyłapanie powtórzeń, wciąż pracuję nad unikaniem takich sytuacji. Niestety gdy upatrzę sobie jakiś dobrze brzmiący wyraz to nadużywam. 

Idąc dalej: rozumiem, ze bohater zobaczył dżentelmena z rewolwerem. Ale niewidomy starzec, który dziarsko skoczył otworzyć drzwi, a potem również zobaczył tam tego gościa – no o weeeeź xd.

Kompletnie nie zwróciłem na to uwagi. Super, że to zauważyłeś! Faktycznie brzmi niezwykle głupio xd Już poprawione.

Również serdecznie pozdrawiam!

Cześć,

 

Mnie się podobało, bo lubię takie stylizowane opowiadania grozy, jakby zostały napisane w XIX czy na początku XX wieku, co jak rozumiem było też twoim zamiarem. Widzę tu inspirację Lovecraftem, może Bensonem, Machenem i innymi. 

Sama fabuła logiczna, ciekawa, wciągająca i bez większych potknięć. Dobry pomysł z tym przeniesieniem niektórych wydarzeń do Afryki. Moim skromnym zdaniem jest to jednak materiał na o wiele dłuższe opowiadanie, gdzie mógłbyś uwzględnić więcej szczegółów i opisów, bo tak miałem wrażenie, że akcja dzieje się bardzo szybko, troszkę nawet za szybko. Można nad tym pomyśleć, czy nawet nad kontynuacją historii.

Warto też przeanalizować tekst pod względem interpunkcji, bo w trakcie czytania dało się zauważyć co najmniej kilka miejsc, gdzie powinny być przecinki, mimo że u mnie np. to bardzo słaba strona i może nie powinienem się wypowiadać:)

 

Pozdrawiam

JPolsky 

Stylizacja na klasykę grozy jak najbardziej zamierzona :)

Nad interpunkcją wciąż ciężko pracuję, bo od zawsze mam problem z przecinkami ale nie poddaję się. 

Fajnie, że tekst się podobał

Pozdrawiam również! 

Ciekawa historia, chociaż bohater wyślizgał się tanim kosztem.

Trochę nie jest dla mnie jasne, do czego dążyły demony. Żeby księga wróciła do Afryki? Do opętania kolejnej duszy?

Ogień wydaje mi się dziwnym sposobem na niszczenie piekielnego produktu. Ciekawe, jak by zadziałała kąpiel w wodzie święconej albo dźgnięcie krucyfiksem.

Zastanowiło mnie, że bohater dał niewidomemu staruszkowi znak do otwarcia drzwi. Kasłał, chrząkał, tupał w podłogę?

Babska logika rządzi!

Finkla Demony chciały po prostu odzyskać swoją własność. 

 Krucyfiks i woda święcona to z pewnością dobre antydemoniczne utensylia. W przypadku „Liber Tenebrarum” obawiam się, że nic by to nie dało, a przynajmniej nie miałem tego w planach. 

Z dawaniem znaku ślepcowi trochę skrót myślowy i niestety trzeba się domyślać. Przepraszam za wtopę.

Dzięki za komentarz i klika ;) 

Nowa Fantastyka