- Opowiadanie: Killua - Koniec przygody

Koniec przygody

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Irka_Luz, Użytkownicy, Finkla

Oceny

Koniec przygody

Chłod­ny zefir roz­wiał kłęby smo­li­ste­go dymu, które za­sła­nia­ły widok na wy­brze­że. Sir Wo­land, zdjąw­szy część ele­men­tów nie­wy­god­nej pły­to­wej zbroi, przy­siadł na skra­ju klifu. Po pra­wej leżał jego wy­słu­żo­ny dwu­ręcz­ny młot; po lewej przy­sta­nął wier­ny to­wa­rzysz po­dró­ży, mag i do­rad­ca Ace­ton.

– Do­ko­na­li­śmy tego – głos sir Wo­lan­da prze­rwał ciszę, za­kłó­ca­ną je­dy­nie da­le­ki­mi od­gło­sa­mi walki na wschod­niej flan­ce. Tylko tam siły by­łe­go już króla jesz­cze się trzy­ma­ły.

Bu­rzo­wa Twier­dza padła. For­ty­fi­ka­cje tra­wił ogień pod­sy­ca­ny siłą za­klęć.

– W isto­cie, w isto­cie – przy­tak­nął Ace­ton. – Trud i ry­zy­ko opła­ci­ło się, oba­li­li­śmy ty­ra­na i teraz…

– Ile to już czasu mi­nę­ło? – prze­rwał mu sir Wo­land, wpa­tru­ją­cy się gdzieś w dal, w szma­rag­do­we wody morza się­ga­ją­ce­go aż po ho­ry­zont i w po­ma­rań­czo­we niebo na za­cho­dzie. – Le­d­wie pa­mię­tam ten mo­ment, gdy wy­ru­szy­li­śmy we dwóch ze Spo­koj­nej Kniei, dla chwa­ły i bo­gactw… to zna­czy, aby zło i plu­ga­stwo zwal­czać.

Ace­ton wzniósł źre­ni­ce ku niebu, jego po­wie­ki za­drża­ły, a po kilku se­kun­dach prze­mó­wił:

– Trzy lata, czte­ry mie­sią­ce i dwa­na­ście dni – oznaj­mił.

– Ile­śmy razem prze­ży­li. Bi­li­śmy smoki, prze­gna­li­śmy orków, ra­to­wa­li­śmy dzie­wi­ce… – Tu sir Wo­land nagle się roz­we­se­lił. – Ile­śmy razem go­rzał­ki wy­pi­li i in­nych bo­ha­ter­skich wo­ja­ków spo­tka­li, to nasze.

– Nasze, nasze – przy­tak­nął Ace­ton. – Bo więk­szość łupów po­szła na po­dat­ki i od­szko­do­wa­nia za spa­lo­ne sioła i za­bra­ne… echm… wiana. A to, co zo­sta­ło, po­sła­li­śmy do ro­dzin.

– Ro­dzin, tak – po­wtó­rzył sir Wo­land, po czym wstał i tę­sk­nym spoj­rze­niem po­wiódł po blan­kach pło­ną­ce­go zamku. – Zo­sta­ło może co jesz­cze do zro­bie­nia? Ja­kieś księż­nicz­ki obar­czo­ne klą­twą? Wil­ko­ła­ki gra­su­ją­ce po la­sach? Wie­śnia­cy za­bi­ja­ni przez młode man­ty­ko­ry?

Ace­ton po­ki­wał głową.

– Już wszyst­kie­go do­ko­na­li­śmy. Prze­mie­rzy­li­śmy kon­ty­nent od wscho­du po za­chód i od pół­no­cy po po­łu­dnie. Wszę­dzie spo­kój i do­bro­byt. Wszę­dzie nas jak bo­ha­te­rów witać będą. Uczty go­to­wać. Pre­zen­ty dawać.

Sir Wo­land uśmiech­nął się i dum­nie wy­piął pierś.

– Ile nam zaj­mie droga po­wrot­na?

– Pół roku z górką, jeśli bę­dzie­my się spie­szyć.

– A jak nie bę­dzie­my?

Ace­ton otwo­rzył usta, ale nie od­po­wie­dział. Miast tego znów spoj­rzał ku górze i przy­mknął po­wie­ki, a wy­glą­dał przy tym tak, jakby prze­cho­dził atak epi­lep­sji. Dłuż­szą chwi­lę wracał do sie­bie.

– Twoja żona nada­ła ma­gicz­ny te­le­gram – oznaj­mił, dy­sząc.

– Kyra – sir Wo­land wy­po­wie­dział imię, wspo­mi­na­jąc swą wo­jen­ną mi­łość, którą po­zo­sta­wił w Bia­łym Por­cie.

– Nie. Praw­dzi­wa żona. Lady Mar­ga­ryn.

Twarz ry­ce­rza ścią­gnął gry­mas. Trud­no było roz­są­dzić, jaką emo­cję wy­ra­żał.

– Jeśli nie ma już bie­da­ków do ra­to­wa­nia z opre­sji – mówił Ace­ton – lady wy­cze­ku­je two­je­go po­wro­tu. Wiele do zro­bie­nia jest na dwo­rze, po­trze­ba ręki roz­waż­ne­go go­spo­da­rza. Do tego dzie­ciom, całej piąt­ce, po­trze­ba oj­ca. Naj­młod­sze ma trzy lata, jesz­cze cię nie po­zna­ło. Naj­star­sza, Gli­ce­ry­na, wkrót­ce wej­dzie w wiek za­mąż­pój­ścia, trze­ba jej zna­leźć do­bre­go szlach­ci­ca i na­szy­ko­wać posag.

Sir Wo­land słu­chał, a z każ­dym zda­niem wy­po­wie­dzia­nym przez to­wa­rzy­sza jakby kar­lał i gasł. Wresz­cie po­trzą­snął głową, wes­tchnął cięż­ko i znów za­pa­trzył się w słoń­ce, które zni­ka­ło wła­śnie za nie­skoń­czo­nym mo­rzem.

Wtem uśmiech­nął się chy­trze, bo nowa idea przy­szła mu na myśl.

– Czy wiesz, Ace­to­nie, co jest dalej na za­chód? Tam, za ho­ry­zon­tem?

– Nie znam ni­ko­go, kto by tam po­pły­nął i wró­cił – od­po­wie­dział mag. – Ale stare ma­ry­nar­skie le­gen­dy opo­wia­da­ją o in­nych lą­dach, kró­le­stwach i lu­dach… – tu za­wie­sił głos, nagle po­chwy­ciw­szy, co krą­ży­ło po gło­wie jego kom­pa­no­wi. – I oni także mogą łak­nąć po­mo­cy… Dys­ho­no­rem by­ło­by tego nie spraw­dzić.

Na twarz sir Wo­lan­da wpły­nął uśmiech, szcze­ry i nie­skrę­po­wa­ny ni­czym u dziec­ka.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Dowcipna i lekka przygodówka, brawa. :)

Tak krótki tekst oznaczamy jako szort. 

 

Z technicznych:

Wiele do zrobienia jest na dworze, potrzeba ręki rozważnego gospodarza. Do tego dzieciom, całej piątce, potrzeba ojcowskiej ręki.– powtórzenia

 

Przy okazji zachęta:

Warto zajrzeć do Hyde Parku, gdzie są ciekawe konkursy z super nagrodami dla Nowych Użytkowników (np. “Przygoda z cytatem” czy – tematycznie a propos tego szorcika – “Magia i Miecz”. :) O “Obcości” już tam pisaliśmy. :)

 

Pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Tak to bywa z błędnymi rycerzami.

Imiona też zacne;)

W nikłej liczbie znaków zawarłeś tak wiele. Aż chce się krzyknąć: “Napisz coś większego!”

Tylko zmień drogi autorze oznaczenie na szort, bo tu opowiadania zaczynają się od 10000.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej, bardzo mi się spodobało. Pośmiałem się, bardzo “gładka”, wystarczająco kwiecista narracja, cudne imiona i fajna parodia. Także naprawdę duży plus. Pozdrawiam!

 

Cześć! Poprawiłem błędy, mam nadzieję, że to nie zbrodnia po publikacji. :)

Super, że wam się podobało.

Z imionami zawsze mam kłopot, aby wymyślić jakieś fajne. :P

Na początek uwaga czysto techniczna: niecałe 4k to tutaj kategoria “SZORT”, opowiadania zaczynają się od 10k. Od razu zarzucam mój wiekopomny przewodnik portalowy: Portal dla żółtodziobów

 

Edit:

Poprawiłem błędy, mam nadzieję, że to nie zbrodnia po publikacji. :)

Wręcz przeciwnie.

 

A teraz ad meritum. Straszny testosteronowy drań z tego Wolanda. Chyba że to taki Twardowski, co to ucieka razem z diabłem przed madame ;)

Poza tym całkiem przyjemny, choć i nieco seksistowski tekścik. Nieźle napisany. Trzymający się kupy fabularnie, choć to oczywiście tylko scenka. W sumie całkiem udany debiucik!

Ale oczywiście jest też odrobina narzekania.

Jest to humorystyczna opowiastka, więc nie czepiam się Acetonów i Gliceryn, ale w tym wszystkim nieco zgrzytają “normalne” imiona. A już szczególnie ten Woland z “Mistrza i Małgorzaty” (celowo?), no i Kyra. To trochę Ci łamie konwencję, a czytelnik zastanawia się, czy celowo, ale celu w tekście nie widać…

 

Uwagi mam poza tym do dwóch kawałków.

Aceton otworzył usta, ale nie odpowiedział. Miast tego znów spojrzał ku górze i przymknął powieki, a wyglądał przy tym tak, jakby przechodził atak epilepsji. Dłuższą chwilę dochodził do siebie.

– Twoja żona nadała magiczny telegram – oznajmił, dysząc.

– Kyra – sir Woland wypowiedział imię, wspominając swą wojenną miłość, którą pozostawił w Białym Porcie.

Ogólnie czyta się dobrze i żadne typowe babolki nie przyciągają uwagi, niemniej być może zarówno powtórzeń, jak i niepotrzebnych zaimków jest więcej. Być może też zamiast “miłość” dałabym tu “ukochaną”, bo ta miłość wygląda jak uczucie, a w BP zostawił raczej osobę. I wiem, że tak się mówi, ale napisane wygląda gorzej ;) 

Zakładam też, że zarówno epilepsja jak i telegram są elementami konwencji humorystycznej, bo w pseudośredniowiecznym fantasylandzie na poważnie by raziły.

Jest tu też leciutki skręt ku infodumpowatości w tym ostatnim zdaniu.

 

– Jeśli nie ma już biedaków do ratowania z opresji – mówił Aceton – lady wyczekuje twojego powrotu. Wiele do zrobienia jest na dworze, potrzeba ręki rozważnego gospodarza. Do tego dzieciom, całej piątce, potrzeba ojcowskiej ręki. Najmłodsze ma trzy lata, jeszcze cię nie poznało. Najstarsza, Gliceryna, wkrótce wejdzie w wiek zamążpójścia, trzeba jej znaleźć dobrego szlachcica i naszykować posag.

Może “milady” albo “pani” zamiast “lady”, bo po pierwsze brzmi jak liczba mnoga od “lada”, a po drugie sir i lady w zasadzie powinny występować z imieniem. Albo z rodzajnikiem (the lady), ale po polsku to niemożliwe.

No i tu cała przemowa jest infodumpem. Niby znów pasuje do konwencji, ale jednak przedstawiłabym to choćby trochę mniej jak suchą relację.

 

Ale to wszystko drobiazgi, w sumie jest nieźle.

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytałem w pewnym pośpiechu i nie napiszę więcej nad to co już napisane powyżej – tekst mi się spodobał, imiona rzeczywiście zabawne, gdybyś córce Wolanda jeszcze dodał przedrostek “Nitro-“ do imienia to by można jeszcze o wybuchowym charakterze jakieś pół zdania popełnić ;-)

 

Powiem tylko, że wyjątkowo, nie zgadzam się ze zdaniem drakainy:

 

Może “milady” albo “pani” zamiast “lady”, bo po pierwsze brzmi jak liczba mnoga od “lada”, a po drugie sir i lady w zasadzie powinny występować z imieniem. Albo z rodzajnikiem (the lady), ale po polsku to niemożliwe.

 

Mnie to “lady” tam nie razi – i w tym “settingu” raczej bym się sklepowej lady nie spodziewał, a rodzajniki polszczyźnie do niczego potrzebne nie są :)

entropia nigdy nie maleje

Hej 

Podpisuje się pod poprzednikami. Fajna historia z zabawnym finałem. Może dodam, że kiedyś byłem świadkiem rozmowy dwóch gości w knajpie. Dopijali piwa i znajdowali pełno argumentów za tym by wracać do domu. A bo żona a to jutro do pracy. Jednak gdy piwo się skończyło zamówili kolejne ;)

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Jimie, ja, brońcie wszystkie panteony świata, nie sugerowałam, żeby dać rodzajnik po polsku! To było do tego, że po angielsku samo "lady", bez imienia, może iść z rodzajnikiem.

http://altronapoleone.home.blog

Poza tym całkiem przyjemny, choć i nieco seksistowski tekścik. Nieźle napisany. Trzymający się kupy fabularnie, choć to oczywiście tylko scenka

O, udało się!

Tak, to scenka. Nie mam pomysłu na więcej. :P

Jest to humorystyczna opowiastka, więc nie czepiam się Acetonów i Gliceryn, ale w tym wszystkim nieco zgrzytają “normalne” imiona. A już szczególnie ten Woland z “Mistrza i Małgorzaty” (celowo?), no i Kyra. To trochę Ci łamie konwencję, a czytelnik zastanawia się, czy celowo, ale celu w tekście nie widać.

Nie celowo. Woland to wziął się z przeinaczenia Rolanda, a Kyra… po prostu wpadłą mi do głowy w danym momencie.

No i tu cała przemowa jest infodumpem. Niby znów pasuje do konwencji, ale jednak przedstawiłabym to choćby trochę mniej jak suchą relację.

Ale to co, pisać całą historię do tych kilku zdań?

Może dodam, że kiedyś byłem świadkiem rozmowy dwóch gości w knajpie. Dopijali piwa i znajdowali pełno argumentów za tym by wracać do domu. A bo żona a to jutro do pracy. Jednak gdy piwo się skończyło zamówili kolejne ;)

Tak to już bywa. :D

 

 

Woland to wziął się z przeinaczenia Rolanda

Ups, na to bym nie wpadła, ale właśnie dlatego, że Bułhakow się narzuca. Zrobiłabym z tym coś, bo część czytelników będzie szła z interpretacją w złą stronę. Choćby Ronalda – to dwa różne imiona, ale brzmią podobnie ;)

 

Ale to co, pisać całą historię do tych kilku zdań?

Niekoniecznie, bo tekst lakonicznością stoi. Np. ubrać to w mniej suche słowa? Zrobić z tego parodię przemowy giermka do rycerza? Takie trochę napominanie, trochę moralizowanie, trochę mędrkowanie à la Sancho Pansa. Po prostu napisz to bardziej literacko, parodystycznie, zabawnie. Jakieś np. “pomyśl, o cny Wolandzie [choć zmieniłabym imię ;)], o twych dziatkach, co ojca ledwie pamiętają” czy podobne klimaty.

 Na początku zresztą dałabym “Skoro”, a nie “jeśli”.

http://altronapoleone.home.blog

cool Może Wolant i Kira – nie wychodząc z konwencji…

dum spiro spero

A ta ostatnia córka to zdaje się wcześniaczka ;)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Astrid, dlaczego?

Cześć. Tekst traktuję jako krótką wprawkę. Niemniej, po jej przeczytaniu odnoszę wrażenie, że z pisaniem rzeczy dłuższych powinieneś sobie radzić całkiem przyzwoicie. Oczywiście to nie oznacza braku konieczności pracy nad tekstem, ale jeśli nie myli mnie intuicja (a buńczucznie powiem, że do tej pory rzadko mnie myliła), to mamy tutaj klasyczny przykład tzw. lekkiego pióra. 

Nie wiem skąd to się bierze, ale jest grupa osób, którym nadzwyczaj łatwo przychodzi napisanie tekstu, który się po prostu przyjemnie czyta. Domyślam się, że możesz należeć do tej grupy. Nielicznej niestety.

Niemniej – samo ubranie treści w słowa to nie wszystko. Nie mam bladego pojęcia, czy będziesz w stanie wymyśleć ciekawe historie, stworzyć przekonujące światy, zaplanować nieoczekiwane zwroty akcji, wciągnąć czytelnika w swoją opowieść czymś więcej niż tylko zgrabnie zestawionymi zdaniami. No cóż, przekonamy się, mam nadzieję…

Na podstawie scenki powyżej trudno wyciągnąć na ten temat jakieś wnioski. Baza do dalszej pracy jest, nie mam co do tego wątpliwości.

Na początek przemyśl, czy aby na pewno wszystkie przymiotniki i zaimki są tutaj potrzebne. Często mniej znaczy więcej.

Milusi ten sir Woland, nie ma co… Trochę miałam wrażenie, jakbyś żart z długą brodą rozciągnął i przebrał w szaty fantasy lekko przyprawione satyrą. Czytało się nieźle, treść nie moje klimaty ;)

It's ok not to.

Hej, Killua, niedzielny dyżurny stawia się w ten poniedziałkowy poranek :-)

 

Sympatyczna, dobrze nakreślona historyjka. Są takie dni, kiedy doskonale sir Wolanda rozumiem i nagle znajduje się jakaś szlachetna misja, która koniecznie wymaga zrobienia nadgodzin w pracy…

Po pierwszym akapicie, uznawszy że towarzysz bohatera ma na imię Aceton, spodziewałem się, że wspólnie zajmują się zwalczaniem rdzy i korozji :-P

Najmłodsze ma trzy lata, jeszcze cię nie poznało.

Jako że są na misji trzy lata i cztery miesiące, byłem niemal pewien, że polecisz starym żartem i małżonka przekaże Wolandowi, że najmłodsze kończy właśnie roczek :-P

 

Podobnie jak inni, stwierdzam, że to dobra i obiecująca wprawka. Czekamy na więcej.

 

Miło się czytało. Z wcześniejszych komentarzy wynika, że to Twój debiut tutaj. Niezły. Powodzenia.

Cześć, 

przyjemna opowiastka. Ładnie oddałeś klimat, czułem, że jest już po wojnie i coś się kończy. W zasadzie dość łatwo zrozumieć głównego bohatera, widzę tu przekaz, choć nie będę się nad nim rozwodził. 

Zdecydowanie umiliłeś mi czas. 

Ciekawe, co tam jeszcze napiszesz ;) 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Zabawna scenka, zwieńczona z dawien dawna znaną prawdą, że przygoda czeka za każdym zakrętem. ;)

 

– Bo więk­szość łupów po­szło na po­dat­ki i od­szko­do­wa­nia… → Piszesz o większości, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: – Bo więk­szość łupów po­szła na po­dat­ki i od­szko­do­wa­nia

 

i tę­sk­nym spoj­rze­niem po­włó­czył po blan­kach pło­ną­ce­go zamku. → Czy aby na pewno powłóczył?

A może miało być: …i tę­sk­nym spoj­rze­niem powiódł po blan­kach pło­ną­ce­go zamku.

 

jakby prze­cho­dził atak epi­lep­sji. Dłuż­szą chwi­lę do­cho­dził do sie­bie. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …jakby miał atak epi­lep­sji. Dłuż­szą chwi­lę do­cho­dził do sie­bie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rozbawiłeś mnie :) Niby nieco przewidywalne, bo od momentu magicznego telegramu domyślałam się, że coś sobie znajdzie, ale i tak miałam baban na twarzy. Woland to ewidentnie drań, ale nie sposób go nie polubić. Imiona przednie. Dobrze piszesz, masz lekkie pióro. Czakam na coś dłuższego :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć! Dzięki za miłe komentarze, cieszę się, że tekst przypadł wam do gustu.

Błędy zaraz poprawię.

Każdy powód jest dobry, żeby nie wracać do żony i obowiązków… Sympatyczny i lekki tekst. Jak na mój gust, trochę za dużo w nim obyczajowej prawdy, a za mało fantastyki. Ale niech Ci będzie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka