- Opowiadanie: Sarmant - Bez ograniczeń

Bez ograniczeń

Gdy ludzi nie obo­wią­zu­ją żadne ogra­ni­cze­nia ani kon­se­kwen­cje, trud­no o za­cho­wa­nie resz­tek mo­ral­no­ści. Ale to kosz­tu­je. I nie mowa tu o sa­mych pie­nią­dzach. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy

Oceny

Bez ograniczeń

I

Axel uda­wał roz­luź­nio­ne­go. Axel w ogóle uda­wał. Uda­wał nie­ustan­nie, już od kilku lat, choć było to nic w po­rów­na­niu z uda­wa­niem, które cze­ka­ło go przez na­stęp­ne trzy doby.

Ale był na to go­to­wy.

Hu­ma­no­idal­ny robot po­le­cił mu, by wszedł do kap­su­ły, która miała prze­świe­tlić go do­kład­nie w po­szu­ki­wa­niu wszel­kich ukry­tych sprzę­tów, a prócz tego spraw­dza­ła jego po­ziom stre­su. Nic nie mogło się ukryć. Nic prócz prze­zro­czy­stej, mi­kro­sko­pij­nej, wy­ko­na­nej ze spe­cjal­ne­go ma­te­ria­łu ka­mer­ki, czyli ul­tra­no­wo­cze­sne­go pro­duk­tu, który nie wszedł jesz­cze na rynek. Axel, dzien­ni­karz ze spe­cjal­ną misją, misją na skalę pań­stwo­wą, jeśli nie świa­to­wą, do­stał tę ka­mer­kę przed­pre­mie­ro­wo. Nie była jesz­cze w pełni spraw­na, bo nie stre­amin­go­wa­ła na żywo dla agen­cji tego, co wi­dział. Ale na­gry­wa­ła nie­ustan­nie i gdy już bę­dzie po wszyst­kim, Axel prze­ka­że swoim pra­co­daw­com cenne kil­ka­dzie­siąt go­dzin na­grań.

Tym­cza­sem zdjął z sie­bie wszyst­kie ubra­nia, wy­rów­nał od­dech i wszedł do kap­su­ły. Ćwi­czył opa­no­wy­wa­nie stre­su mie­sią­ca­mi. Gdyby ma­szy­na wy­ła­pa­ła szyb­ciej bi­ją­ce serce lub drże­nie rąk, na­bra­no by po­dej­rzeń, że jed­nak coś ukry­wa. Opa­no­wa­ny, cze­kał mi­nu­tę w za­mknię­ciu, aż kap­su­ła zrobi swoje. Oczy­wi­ście nic nie wy­kry­ła. Nie spo­dzie­wał się in­ne­go wy­ni­ku. A potem wy­szedł, otrzy­mał od ro­bo­ta tym­cza­so­wy ze­staw ubrań – zwy­kły biały kom­bi­ne­zon, który wło­żył – i ru­szył dalej.

Od tego mo­men­tu nie miał już przy sobie nic swo­je­go poza cia­łem. Wszyst­ko ofe­ro­wał mu park no­wo­cze­snej roz­ryw­ki, naj­bar­dziej strze­żo­ny na świe­cie Ro­bo­land. Gdy prze­kro­czy jego gra­ni­cę, nie­mal wszyst­ko bę­dzie już do­zwo­lo­ne. Nie­mal, bo nie może zabić ani po­waż­nie oka­le­czyć żad­ne­go z dwu­dzie­stu dzie­wię­ciu po­zo­sta­łych klien­tów parku, któ­rzy za­ła­pa­li się na ma­jo­wą turę. Ale to nie było istot­ne. Do Ro­bo­lan­du nie przy­cho­dzi­ło się po to, by wy­ży­wać się na eli­tar­nych mi­lio­ne­rach, któ­rych stać na taką roz­ryw­kę. Do Ro­bo­lan­du przy­cho­dzi­ło się, by wy­ży­wać się na ro­bo­tach. A jeśli Axel i jego prze­ło­że­ni mieli rację, ten kon­kret­ny park ro­bo­tów, tak zwany De­lu­xe, oce­nia­ny naj­le­piej na całym świe­cie, jako je­dy­ny ofe­ro­wał znacz­nie wię­cej. Na tyle, że za­kra­wa­ło to na po­waż­ną, wie­lo­po­zio­mo­wą zbrod­nię.

Axel wszedł do ko­lej­ne­go po­miesz­cze­nia kon­tro­l­ne­go, w któ­rym dwóch in­nych ludzi w tym samym co on stro­ju czy­ta­ło wła­śnie i pod­pi­sy­wa­ło ostat­nie pi­sem­ka na wir­tu­al­nych ekra­nach. Do­stał od ro­bo­ta czyt­nik, który wy­świe­tlił mu jego prawa, ostrze­że­nia i notkę do­ty­czą­cą za­cho­wa­nia po­uf­no­ści pod groź­bą śmier­ci. Axel mach­nął pal­cem pod­pis. Znał ry­zy­ko. Ale i znał swo­ich prze­ło­żo­nych. Będą go chro­nić do sa­me­go końca, bo leży to w ich in­te­re­sie.

Sześć lat przy­go­to­wań i wkrę­ca­nia się w eli­tar­ne śro­do­wi­sko bo­ga­czy. Sześć lat uciąż­li­we­go dzia­ła­nia pod przy­kryw­ką. Aż wresz­cie się udało. Do­stał się na od­po­wied­nią, wy­zna­czo­ną przez agen­cję turę, na listę wy­brań­ców, któ­rzy od­wie­dza­ją Ro­bo­land. Ten Ro­bo­land. Park dzia­łał tylko dwa­na­ście razy w roku, trzy dni w mie­sią­cu, za­wsze dla za­mknię­tej grupy trzy­dzie­stu osób. Resz­ta mie­sią­ca była cza­sem na do­pro­wa­dze­nie tego miej­sca do pier­wot­ne­go stanu. Park zaś skry­wał się pod ogrom­ną ko­pu­łą na le­śnym od­lu­dziu Ame­ry­ki Po­łu­dnio­wej.

Wresz­cie wszedł do przed­ostat­nie­go po­miesz­cze­nia, czyli gar­de­ro­by. Cy­ber­ne­tycz­ne ubra­nia na miarę końca dwu­dzie­ste­go pierw­sze­go wieku wpra­wi­ły go w za­chwyt. Były do­sto­so­wa­ne do jego wy­mia­rów. I do jego ksyw­ki. Każdy miał tu ksyw­kę, za­zwy­czaj jakąś wy­myśl­ną i głu­pią. On na­zwał sie­bie Elec­tro. I takie też ubra­nia do­stał: nie­bie­skie, błysz­czą­ce, ema­nu­ją­ce tak zwa­nym bez­piecz­nym prą­dem, świe­cą­ce w ciem­no­ści. Wy­brał jed­nak względ­nie neu­tral­ny ze­staw, czyli gra­na­to­wy płaszcz wy­ście­ła­ny ja­rzą­cy­mi się bły­ska­wi­ca­mi, do tego czar­ny kom­bi­ne­zon z wi­bru­ją­ce­go ma­te­ria­łu ma­su­ją­ce­go de­li­kat­nie mię­śnie, a także fa­li­sty ka­pe­lusz, pod któ­rym pla­no­wał kryć twarz. Miał się nie wy­róż­niać. Miał się wto­pić w tłum. I miał ob­ser­wo­wać.

W końcu do­łą­czył do go­to­wych już gości cze­ka­ją­cych przed głów­nym wej­ściem do parku. Od róż­no­rod­no­ści ko­lo­ry­stycz­nej i prze­py­chu stro­jów aż za­wi­ro­wa­ło mu w gło­wie. Szyb­ko za­uwa­żył swój głów­ny cel misji. Mar­ti­nez Losta, znany i bar­dzo wpły­wo­wy po­li­tyk, tak jak więk­szość tu­tej­szych oso­bi­sto­ści do­ko­nał tym­cza­so­wej ko­rek­ty twa­rzy, by nikt go nie roz­po­znał. Ale Axel do­sko­na­le wie­dział, z kim ma do czy­nie­nia. Z ze­psu­tym zbrod­nia­rzem i nie­ty­kal­nym ma­ni­pu­lan­tem, któ­re­go można było za­ła­twić tylko czymś na­praw­dę skan­da­licz­nym. A wi­zy­ta w Ro­bo­lan­dzie, i to Ro­bo­lan­dzie De­lu­xe, mogła się do tego przy­czy­nić. Losta, o pseu­do­ni­mie Cobra, pełen mie­nią­cych się, ciem­no­zie­lo­nych łusek i z oka­za­łym koł­nie­rzem swo­je­go palto, który przy­po­mi­nał szyj­ny kap­tur węża, re­pre­zen­to­wał się rów­nie śli­sko i ja­do­wi­cie jak co dzień.

Axel wdał się dla nie­po­zna­ki w luźną roz­mo­wę na temat ocze­ki­wań od Ro­bo­lan­du z kil­ko­ma zde­pra­wo­wa­ny­mi bo­ga­cza­mi, jed­nak na szczę­ście nie trwa­ła ona zbyt długo. Gdy tylko ze­bra­ło się trzy­dzie­ścio­ro klien­tów, sam wła­ści­ciel pla­ców­ki, nie­ja­ki Gol­der de Louge, za­szczy­cił ich swoją obec­no­ścią, sta­jąc przed szkla­nym wej­ściem do parku. Jego czar­ne, choć po­ły­sku­ją­ce na złoto włosy oraz złoty gar­ni­tur z dia­men­to­wą musz­ką błysz­cza­ły tak, że aż głowa bo­la­ła.

– Moi dro­dzy, wy­jąt­ko­wi go­ście – po­wie­dział do­no­śnym, dźwięcz­nym gło­sem Gol­der, uka­zu­jąc złote zęby. Szko­da, że nawet skóry nie ma zło­tej, po­my­ślał Axel. – Wiem, że długo cze­ka­li­ście na to, by się tu zna­leźć. Ale obie­cu­ję wam, że nie za­wie­dzie­cie się. W Ro­bo­lan­dzie De­lu­xe mo­że­cie speł­nić wszyst­kie wasze naj­głęb­sze pra­gnie­nia. Nikt was nie bę­dzie oce­niał, nikt też się o ni­czym nie dowie. Za­pew­niam was, że po wi­zy­cie w moim Ro­bo­lan­dzie każdy wy­cho­dzi speł­nio­ny i go­to­wy, by wró­cić do nud­ne­go życia. Nie prze­dłu­ża­jąc: za­pra­szam was, ko­cha­ni, do środ­ka! Naj­pierw po­zna­cie park.

Gdy tylko prze­szli przez szkla­ne drzwi, cze­ka­ły na nich u progu uno­szą­ce się pół metra nad zie­mią no­wo­cze­sne bu­si­ki, ste­ro­wa­ne au­to­ma­tycz­nie. Wsie­dli do środ­ka w kilka osób – Axel tuż za Lo­stem – i ru­szy­li przed sie­bie drogą wśród me­ta­lo­wych, po­wy­krzy­wia­nych drzew. Na wir­tu­al­nym, pół­prze­zro­czy­stym ekra­nie z przo­du po­ja­wi­ła się twarz Gol­de­ra, który za­czął im opo­wia­dać na bie­żą­co, co widzą. Pierw­sze sto­iska z po­spo­li­ty­mi grami i atrak­cja­mi wła­ści­ciel zbył mach­nię­ciem ręki, tłu­ma­cząc klien­tom, że za­czy­na­ją od miejsc, jak to ujął, naj­ła­god­niej­szych, a im dalej w głąb parku, tym zrobi się cie­ka­wiej. Losta mruk­nął coś z nie­cier­pli­wo­ścią do ko­bie­ty obok, a ta zaraz przy­tak­nę­ła. Axel usły­szał, że na­zy­wa się Mecha. Jej su­ro­wy, me­ta­licz­ny strój z dzi­wacz­ny­mi rur­ka­mi i kol­ca­mi oraz pro­ste, srebr­ne włosy do­kład­nie za­cze­sa­ne w tył i sple­cio­ne z mie­dzią jakoś go od­py­cha­ły. Pew­nie była po­kro­ju Losty. Wła­ści­wie każdy tutaj był jego po­kro­ju, bo kto inny pchał­by się w to miej­sce?

Po chwi­li do­je­cha­li do ogrom­ne­go, wy­ło­żo­ne­go złotą płyt­ką placu, przed któ­rym stała wir­tu­al­na ta­blicz­ka: Stre­fa Ła­god­na. Nie­sa­mo­wi­te ko­lo­ry i kształ­ty bu­dyn­ków, ko­li­ste i kan­cia­ste, z ru­cho­my­mi, neo­no­wy­mi szyl­da­mi; otwar­te za­gro­dy, w któ­rych Axel zdo­łał do­strzec zwie­rzę­ta-ro­bo­ty; ka­sy­na i bur­de­le, zza któ­rych wy­sta­wa­ły mę­skie, żeń­skie bądź nie­bi­nar­ne ro­bo­ty, uśmie­cha­ją­ce się za­chę­ca­ją­co… Axel mu­siał przy­znać, że chęt­nie prze­je­dzie się na me­cha­nicz­nym koniu lub ogra sztucz­ną in­te­li­gen­cję w po­ke­ra. Oba­wiał się jed­nak, że Losty tu ra­czej nie za­sta­nie, ten bo­wiem wes­tchnął, pa­trząc tylko dalej w głąb parku, jakby szu­kał cze­goś kon­kret­ne­go. Gol­der na­to­miast tłu­ma­czył, że tutaj można się świet­nie za­ba­wić, choć ra­czej w ra­mach re­lak­su – cie­le­snej lub umy­sło­wej przy­jem­no­ści.

Bu­si­ki skrę­ci­ły w lewo, w błysz­czą­cą się ku­szą­co drogę, która pro­wa­dzi­ła do znacz­nie więk­sze­go miej­sca, czyli, jak gło­sił szyld, Stre­fy Pod­wyż­szo­ne­go Ry­zy­ka. Ry­zy­ka ze­psu­cia mo­ral­no­ści, spre­cy­zo­wał Gol­der, śmie­jąc się ser­decz­nie i błysz­cząc przy tym zło­ty­mi zę­ba­mi.

– Wi­dzi­cie te wiel­kie hale? – spy­tał. Nie dało się nie za­uwa­żyć. Nie­któ­re ze ścian były sty­li­zo­wa­ne na dzi­kie dżun­gle, inne na no­wo­cze­sne mia­sta, a ko­lej­ne na krwa­wą wojnę. Było ich co naj­mniej kil­ka­na­ście. – Tutaj znaj­du­ją się przede wszyst­kim miej­sca na przy­go­dy i misje, w któ­rych wszyst­ko jest do­zwo­lo­ne! W za­leż­no­ści od po­zio­mu trud­no­ści, jaki wy­bie­rze­cie, mo­że­cie zo­stać zra­nie­ni lub nie. Oczy­wi­ście nasi me­dy­cy służą po­mo­cą. Ro­bo­ty was zabić nie mogą, tak że bez obaw. Pa­mię­taj­cie: im re­al­niej, tym lep­sze prze­ży­cia! – Gol­der za­chi­cho­tał. Losta o dziwo też, choć nadal mru­czał coś nie­cier­pli­wie pod nosem. – Do­brze, jedź­my dalej.

Po mi­nu­cie do­je­cha­li do Stre­fy Wy­so­kie­go Ry­zy­ka. Mi­ja­li wię­zie­nia i klat­ki dla ro­bo­tów, dzie­ci-nie­wol­ni­ków na smy­czy, kwa­te­ry hi­sto­rycz­nych SS-ma­nów z ko­mo­ra­mi ga­zo­wy­mi, po­ko­je tor­tur, sa­do-bur­de­le, ma­szy­ny do pro­jek­to­wa­nia wła­snych ro­bo­tów. Losta wy­raź­nie się oży­wił, zwłasz­cza gdy Gol­der wspo­mniał, że tutaj ro­bo­ty są jak mięso ar­mat­nie, ludz­kie bar­dziej niż gdzie­kol­wiek in­dziej, że tutaj każdy znaj­dzie coś dla sie­bie.

– O tak, wresz­cie coś dla mnie – pi­snął z eks­cy­ta­cją męż­czy­zna obok niego, nie­ja­ki Pre­dan­to, łysol ubra­ny w krwa­wo-czar­ny la­teks, od­py­cha­ją­cy chyba bar­dziej niż Losta. Z ro­bo-dziec­ka że­brzą­ce­go na ulicz­ce prze­niósł wy­cze­ku­ją­cy wzrok na Axela, który rów­nież wy­ra­ził en­tu­zjazm. Ani na se­kun­dę nie mógł po­ka­zać, że coś go obu­rza czy brzy­dzi. Sta­rał się mru­gać jak naj­mniej, by ka­me­ra wszyst­ko chło­nę­ła. Chcia­ło mu się wy­mio­to­wać.

Gdy wy­je­cha­li z tej stre­fy, za­czę­ło się robić jakby ciem­niej. Sztucz­ne słoń­ce za­szło za chmu­ra­mi, drze­wa czer­nia­ły i gęst­nia­ły, ro­bi­ło się też ci­szej. A mina Gol­de­ra dla od­mia­ny wy­ra­ża­ła coraz więk­szą eks­cy­ta­cję.

– No szyb­ciej, szyb­ciej – po­wta­rzał na­tar­czy­wie Losta. Mecha wy­bi­ja­ła nie­cier­pli­wie rytm dłu­gi­mi pa­znok­cia­mi o swój me­ta­licz­ny strój. Pre­dan­to aż się śli­nił, po­ru­sza­jąc ner­wo­wo nogą.

W końcu po­ja­wi­ła się przed nimi naj­więk­sza w parku hala, długa na ponad pół ki­lo­me­tra, w ca­ło­ści czar­na. Su­ro­wo pro­sto­kąt­na. Ta­jem­ni­cza. Zła. Napis gło­sił: Stre­fa Eks­tre­mal­na. Axe­lo­wi szyb­ciej za­bi­ło serce. A więc to tutaj. A więc to praw­da.

– Tak, ko­cha­ni, to miej­sce jest za­rów­no naszą naj­więk­szą chlu­bą, jak i naj­więk­szą ta­jem­ni­cą – mówił Gol­der, ema­nu­jąc dumą. – Znaj­dzie­cie tu nie tylko ro­bo­ty, ale i praw­dzi­wych ludzi, któ­rzy są do wa­szej dys­po­zy­cji w naj­roz­ma­it­szych grach i roz­ryw­kach, czy to psy­cho­lo­gicz­nych, czy fi­zycz­nych. Ale nic wię­cej wam nie zdra­dzę. Po­le­cam jed­nak zo­sta­wić sobie to miej­sce na ko­niec, by stop­nio­wać wra­że­nia, moi dro­dzy. A teraz po­je­dzie­my pro­sto do wa­szych apar­ta­men­tów, gdzie mo­że­cie coś zjeść lub za­pla­no­wać za­ba­wę.

Pod­czas gdy busik za­czął się wy­co­fy­wać, Losta i Mecha od­wró­ci­li się do Axela i Pre­dan­to.

– Hej, wy – po­wie­dział Losta, pa­trząc na nich żół­ty­mi ocza­mi z kre­ska­mi za­miast źre­nic. – Chce­cie do nas do­łą­czyć? Mamy za­miar iść pro­sto do Eks­tre­mal­nej.

– Tak, tak! – za­wo­łał Pre­dan­to.

Axel ze­sztyw­niał na mo­ment.

– Tak od razu? – spy­tał, by zy­skać na cza­sie.

– Nie chcesz, to nie, idio­to – od­pa­ro­wa­ła wprost Mecha, prze­wra­ca­jąc srebr­ny­mi ocza­mi.

– Ależ chcę. Bądź­my szcze­rzy, to dla niej tutaj je­ste­śmy – po­wie­dział szyb­ko Axel, czu­jąc, że się poci. Losta uśmiech­nął się fry­wol­nie, a ko­bie­ta tylko wzru­szy­ła ra­mio­na­mi, uno­sząc cien­kie brwi. Axel spoj­rzał w bok, w szybę. Nie tak miało być. Miał ob­ser­wo­wać z boku, a nie się an­ga­żo­wać. Wes­tchnął cicho. Byle nie wyjść z roli. Byle ob­ser­wo­wać. Byle wy­ko­nać misję, do któ­rej przy­go­to­wy­wał się tyle lat.

 

 

II

Po nie­ca­łej go­dzi­nie, gdy już roz­go­ści­li się w pry­wat­nych, luk­su­so­wych apar­ta­men­tach, sta­nę­li w czwór­kę przed wej­ściem do mrocz­nej Stre­fy Eks­tre­mal­nej. Ra­do­sne pod­nie­ce­nie to­wa­rzy­szy było dla Axela od­ra­ża­ją­ce, choć mu­siał przy­znać, że sam był za­in­try­go­wa­ny.

We­szli. W środ­ku pa­no­wa­ła ciem­ność, jed­nak gdy prze­kro­czy­li próg, w efek­tow­ny spo­sób za­czę­ły za­świe­cać się po kolei neo­no­we, róż­no­ko­lo­ro­we drzwi, roz­sta­wio­ne na całej dłu­go­ści hali co kil­ka­na­ście lub kil­ka­dzie­siąt me­trów. Oświe­tli­ły nie­znacz­nie cią­gną­cą się da­le­ko czar­ną ścia­nę przed nimi. Po­ja­śnia­ła też ogrom­na re­stau­ra­cja ob­słu­gi­wa­na przez ro­bo­ty; za­mi­go­ta­ło kil­ka­dzie­siąt ro­dza­jów trun­ków oraz ta­ble­tek go­to­wych do zmie­sza­nia i wy­pi­cia, by jesz­cze pod­sy­cić od­bie­ra­ne wra­że­nia. W tle za­gra­ła cięż­ka, elek­tro­nicz­na mu­zy­ka.

– Czte­ry razy whi­sky z eks­ta­zą! – za­rzą­dził od razu Losta.

Nim jesz­cze zdą­ży­li po­dejść do po­tęż­nej ścia­ny z drzwia­mi, jeden z ro­bo­tów już przy­niósł im na tacy szkla­necz­ki z trun­kiem. Stuk­nę­li się nimi.

– Za nie­za­po­mnia­ne wra­że­nia – oznaj­mił Losta, ob­li­zu­jąc wargi.

Axel nie chciał tego pić. Jego wa­ha­nie za­uwa­ży­ła Mecha, jed­nak zanim coś po­wie­dzia­ła, dwoma po­rząd­ny­mi ły­ka­mi opróż­nił szklan­kę, sta­ra­jąc się nawet nie skrzy­wić. Ko­bie­ta zmarsz­czy­ła brwi i od­wró­ci­ła wzrok. Tym­cza­sem Pre­dan­to już czy­tał opis pierw­szych ró­żo­wych drzwi, śli­niąc się przy tym z emo­cji.

Pobaw się z dzieć­mi. Muszę zer­k­nąć, no muszę… – za­mru­czał. I tyle go wi­dzie­li.

– Ten to ma na­sra­ne we łbie – uzna­ła po­gar­dli­wie Mecha.

„Ode­zwa­ła się”, po­my­ślał z go­ry­czą Axel. Na­stęp­ne drzwi rów­nież za­chę­ca­ły do za­ba­wy, tyle że na od­mia­nę z mło­dzie­żą, do­ro­sły­mi lub star­ca­mi. Axel wie­dział już, że za żadne skar­by nie zaj­rzy za żadne z nich. Dalej mi­nę­li po­ma­rań­czo­we wej­ście Prze­tnij i sprawdź oraz żółte Gra­ni­ca bólu, aż w końcu Losta przy­sta­nął przy czer­wo­nych Kró­luj i dys­po­nuj.

– Po­zwól­cie, że tu wstą­pię – po­wie­dział z unie­sio­ną głową. Axel zdą­żył tylko za­uwa­żyć wy­so­ki, me­cha­nicz­ny tron i ja­kieś klat­ki, nim Losta znik­nął na dobre za drzwia­mi.

Mecha spoj­rza­ła na niego.

– Nie lubię cię, Elec­tro – po­wie­dzia­ła ostrym tonem. Miała ogrom­ne źre­ni­ce. – Coś mi w tobie nie gra. Nie pa­su­jesz tu. Będę cię mieć na oku, gnoj­ku.

Ru­szy­ła pręd­ko dalej w głąb hali, nawet nie cze­ka­jąc na jego od­po­wiedź. Axel za­cho­wał zimną krew. Nic na niego nie miała. Mimo to po­czuł nutkę stre­su. Po­szedł za nią, chcąc jej jakoś do­ga­dać, ale ta znik­nę­ła za fio­le­to­wy­mi drzwia­mi o pod­pi­sie Ro­syj­ska ru­let­ka.

Zo­stał sam. Za­sta­na­wiał się przez chwi­lę, czy nie wró­cić do po­ko­ju Losty i nie spró­bo­wać go po­ob­ser­wo­wać z ukry­cia, ale naj­pierw sam chciał spraw­dzić choć jedne drzwi. Dok­tor Check i jego pa­cjen­ci, Bij i rżnij, Ko­mi­sa­riatKo­mi­sa­riat? Brzmia­ło w miarę do­brze. Axel wes­tchnął krót­ko, po czym, nie zwle­ka­jąc, wszedł do środ­ka. Zdzi­wi­ło go, w jak małym, pu­stym po­miesz­cze­niu się zna­lazł. Przed sobą miał prze­zro­czy­stą szybę, za którą wid­nia­ła je­dy­nie biała ścia­na z sze­ścio­ma bok­sa­mi. Po chwi­li za­brzmiał krót­ko jakiś dzwo­nek i do po­miesz­cze­nia za szybą za­czę­ły wkra­czać po­dob­ne do sie­bie ko­bie­ty róż­ne­go wzro­stu, blon­d­wło­se, chude i blade, o wy­krzy­wio­nych w zło­ści, roz­pa­czy lub stra­chu twa­rzach. We­szły do bok­sów, które au­to­ma­tycz­nie się za nimi za­mknę­ły. Nad każdą z nich po­ja­wił się cy­fro­wy nu­me­rek.

– Jedna z tych ko­biet jest czło­wie­kiem, po­zo­sta­łe to ro­bo­ty, które się pod nią pod­szy­wa­ją – ode­zwał się wszech­obec­ny, me­cha­nicz­ny głos. – Spró­buj po­zo­sta­wić przy życiu czło­wie­ka, a w na­gro­dę bę­dziesz mógł zde­cy­do­wać o jego losie.

Axel otwo­rzył sze­ro­ko oczy. Że co? Do­pie­ro teraz za­uwa­żył, że na szy­bie znaj­du­je się panel z przy­ci­ska­mi od jeden do sześć, po­ni­żej przy­cisk o na­zwie mi­kro­fon, a wokół niego czte­ry gu­zi­ki: zmiaż­dże­nie, strzał, na­cię­cia, prze­po­ło­wie­nie. Nie mógł w to uwie­rzyć. A co, jeśli się po­my­li? Na­ci­snął drżą­cym pal­cem mi­kro­fon i spy­tał wprost:

– Która z was jest czło­wie­kiem?

Krzy­ki, które potem usły­szał, spra­wi­ły, że aż się cof­nął. Ko­bie­ty bła­ga­ły o li­tość, pisz­cza­ły, klęły, pluły, wa­li­ły w szyby bok­sów; piąt­ka zwy­mio­to­wa­ła i z pa­nicz­ną na­dzie­ją za­czę­ła wska­zy­wać na ohyd­ną maź, wrzesz­cząc, że prze­cież robot by tak nie umiał. Ale zaraz potem ko­lej­na wsa­dzi­ła sobie palce w gar­dło i rów­nież pu­ści­ła pawia. Axe­lo­wi też ze­bra­ło się na wy­mio­ty. Już chciał stąd wyjść i za­po­mnieć, że w ogóle miał wziąć udział w tej cho­rej grze, gdy do środ­ka we­szła nie­spo­dzie­wa­nie Mecha. Wy­glą­da­ła na zdzi­wio­ną jego wi­do­kiem.

– A co ty tu, do cho­le­ry, ro­bisz? – spy­ta­ła, ale potem zo­ba­czy­ła scenę za szybą i jej twarz wy­krzy­wił uśmie­szek. – O, chęt­nie do­łą­czę. Ru­let­ka nie była dla mnie. O co tu cho­dzi?

Axel po­bladł. A jed­nak wy­ja­śnił jej z uda­wa­nym znu­że­niem, co trze­ba zro­bić, jak bar­dzo mu się nie chce i że chyba po­szu­ka cze­goś lep­sze­go. Mecha jed­nak po­ki­wa­ła głową.

– Nie, nie, po­cze­kaj, zaraz to ogar­nie­my – oznaj­mi­ła ra­do­śnie. – Jesz­cze nie za­czą­łeś, co?

– Za­czą­łem. Chcia­łem z nimi po­ga­dać i…

Mecha mach­nę­ła ręką, po czym po­de­szła do pa­ne­lu, na­ci­snę­ła je­dyn­kę i wy­bra­ła któ­ryś z przy­ci­sków śmier­ci. Nim Axel zdą­żył za­re­ago­wać, pierw­sza z ko­biet zo­sta­ła prze­cię­ta od tyłu piłą na pół. Ciało upa­dło, uka­zu­jąc pod sztucz­ny­mi mię­śnia­mi ster­tę ka­bel­ków.

– Wi­dzisz? Tak to się robi! – za­wo­ła­ła z za­do­wo­le­niem Mecha. – Teraz ty. No?

La­ment ko­biet zza szyby wi­ro­wał mu w uszach. W jego rę­kach było życie praw­dzi­wej, prze­ra­żo­nej osoby, która za­pew­ne wcale nie mu­sia­ła uda­wać. Jak w ogóle dała się na­mó­wić, by wejść do boksu? Pod­szedł do pa­ne­lu, wy­brał ko­bie­tę, która jako druga wy­wo­ła­ła wy­mio­ty, i na­ci­snął „strzał”. Se­kun­dę póź­niej bio­nicz­ny mózg ro­bo­ta leżał roz­la­ny na ziemi. Roz­ra­do­wa­na Mecha już miała na­ci­snąć numer pięć, gdy Axel ją za­trzy­mał.

– Nie, za­cze­kaj. Moż­li­we, że to ona jest czło­wie­kiem. Zwy­mio­to­wa­ła. Jako pierw­sza.

Numer pięć trząsł się od pła­czu, pa­trząc tępo w zie­mię i obej­mu­jąc się rę­ka­mi. Mecha wzru­szy­ła ra­mio­na­mi i na­ci­snę­ła numer czte­ry. Kil­ka­na­ście noży jed­no­cze­śnie wy­ło­ni­ło się ze ścia­nek i po­cię­ło czwór­kę, roz­pru­wa­jąc jej przy tym brzuch. Ko­bie­ta jesz­cze żyła, gdy flaki za­czę­ły wy­la­ty­wać na pod­ło­gę. Nie było tam ani śladu ka­bel­ka. Ani śladu.

– Ups, po­my­li­łeś się. – Mecha za­śmia­ła się, jakby to był dobry żart.

– O Boże… – wy­rwa­ło się Axe­lo­wi, który za­krył usta ręką. – A tak chcia­łem wy­grać – dodał na­tych­miast, nad­ludz­ki­mi si­ła­mi sta­ra­jąc się trzy­mać emo­cje na wodzy.

– Mó­wi­łam. Nie pa­su­jesz tu, Elec­tro – po­wie­dzia­ła słod­kim gło­sem Mecha.

W tym samym mo­men­cie roz­legł się me­cha­nicz­ny głos, który po­in­for­mo­wał, że gra skoń­czy­ła się nie­po­wo­dze­niem i za­py­tał, czy przy­go­to­wać drugą rundę. Mecha wy­ra­zi­ła taką chęć. A Axel po pro­stu wy­szedł, nie mogąc znieść jej spoj­rze­nia, które mó­wi­ło, że nie zo­sta­wi tak tego. Że da mu po­pa­lić. W końcu tutaj nie przy­cho­dzą tacy, któ­rych nie cie­szy prze­moc.

Axel my­ślał jed­nak tylko o tym, że to przez niego umar­ła ta ko­bie­ta. Przez niego. Prze­cież wie­dział, że tak może wy­glą­dać jego misja. A za­czy­nał się roz­sy­py­wać już na samym po­cząt­ku.

Eks­ta­za nie za­dzia­ła­ła na niego naj­le­piej. Po­trze­bo­wał jej wię­cej, jeśli chciał to prze­trwać.

 

III

Po­szedł do baru i po­pro­sił o po­dwój­ne whi­sky z nar­ko­ty­kiem. Cięż­ka mu­zy­ka dud­ni­ła mu w uszach. Skrył głowę w dło­niach. Nawet wi­bru­ją­cy strój nie po­ma­gał mu roz­luź­nić spię­tych mocno mię­śni. Nim zdą­żył ze­brać myśli, do­siadł się do niego Losta.

– O, Elec­tro. Jak wra­że­nia? – spy­tał, choć wcale nie ocze­ki­wał od­po­wie­dzi. Miał za­krwa­wio­ne palto i wy­glą­dał na za­do­wo­lo­ne­go. Rów­nież po­pro­sił o mocny tru­nek. – Jak na razie Kró­luj i dys­po­nuj wy­mia­ta, ale trze­ba też spró­bo­wać cze­goś in­ne­go. – Wypił go na raz. – Po­lo­wa­nie. Mia­łem iść sam, ale zo­ba­czy­łem, że tu sie­dzisz, i po­my­śla­łem, że pój­dzie­my razem.

Axel też wypił drin­ka jed­nym hau­stem. Oczy­wi­ście mu­siał iść. Lep­szej oka­zji nie bę­dzie.

Ru­szy­li w stro­nę od­po­wied­nich drzwi. Axel za­klął pod nosem, wi­dząc z od­da­li, jak Mecha wy­cho­dzi z Ko­mi­sa­ria­tu. Losta za­py­tał ją, czy chce do nich do­łą­czyć, ale ta po­krę­ci­ła prze­czą­co głową i z uśmiesz­kiem zbli­ży­ła się do niego, po czym szep­nę­ła mu kilka słów na ucho. A potem mru­gnę­ła do Axela i po­bie­gła w pod­sko­kach w stro­nę baru. Losta po­słał mu nie­win­ny uśmiech.

– Idzie­my? – spy­tał jak gdyby nigdy nic i ru­szył w stro­nę od­po­wied­nich drzwi.

Axe­lo­wi za­czę­ło się krę­cić w gło­wie. Teraz tym bar­dziej nie mógł się wy­co­fać. Musi po­ka­zać, że ma sobie to wszyst­ko za nic.

Tym razem wszedł do znacz­ne więk­sze­go po­miesz­cze­nia, choć miał wra­że­nie, że zna­lazł się na ze­wnątrz – zo­ba­czył nie­bie­skie niebo z chmu­ra­mi, ogrom­ne tra­wia­ste pole i ro­sną­ce na nim drzew­ka, nieco dalej jakąś starą, drew­nia­ną szopę, a obok za­gro­dę; po­czuł nawet po­dmuch wia­tru. Przy wej­ściu znaj­do­wał się ze­staw broni: bicze, pi­sto­le­ty, noże, me­ta­lo­we pałki, pa­ra­li­za­to­ry. Były też sta­lo­we tar­cze, rę­ka­wicz­ki, ochra­nia­cze i kaski.

– Wy­bierz po­ziom trud­no­ści na pa­ne­lu – ode­zwał się do­no­śnie me­cha­nicz­ny głos.

Losta, który stał bli­żej pa­ne­lu, bez wa­ha­nia wci­snął trud­ny, za­zna­cza­jąc opcję: moż­li­wość zra­nie­nia. Spoj­rzał potem na Axela sza­lo­nym wzro­kiem, szcze­rząc spi­ło­wa­ne jak u węża zęby.

– Wy­bierz broń i załóż pan­cerz – kon­ty­nu­ował głos. – Na­stęp­nie w do­wol­ny spo­sób zagoń ludzi do za­gro­dy, po­wstrzy­mu­jąc przy tym ro­bo­ty, które będą ci to utrud­niać. Uwa­żaj: za­gro­da jest pod na­pię­ciem. Załóż rę­ka­wicz­ki, by uchro­nić się przed prą­dem.

– O, Elec­tro, coś dla cie­bie! – Losta za­śmiał się gło­śno. – Czas na sporą roz­ró­bę!

Axel też za­czął się śmiać. Tro­chę pa­nicz­nie, tro­chę bez­sil­nie. A gdy już za­ło­żył ochra­nia­cze, wy­brał pa­ra­li­za­tor oraz pałkę, i gdy na tra­wia­sty teren za­czę­ły wbie­gać zza szopy ro­bo­ty w heł­mach, a za nimi prze­ra­że­ni lu­dzie kry­ją­cy się za drze­wa­mi, śmiał się już tak gło­śno i strasz­nie, że sam nie roz­po­zna­wał swo­je­go śmie­chu. Czuł, że traci pa­no­wa­nie nad umy­słem.

Za­brzmia­ła szyb­ka, ostra mu­zy­ka, a oni za­czę­li biec przed sie­bie, wrzesz­cząc jak osza­la­li. Wal­nę­li pał­ka­mi dwa naj­bliż­sze ro­bo­ty, które pró­bo­wa­ły się na nich rzu­cić, a potem się roz­dzie­li­li: Losta za­czął po­lo­wać na ro­bo­ty, a Axel wy­ła­py­wał mię­dzy drze­wa­mi łka­ją­cych, pół­na­gich ludzi, za­cią­ga­jąc ich do za­gro­dy. Tych, któ­rzy zbyt­nio się wy­ry­wa­li lub pró­bo­wa­li się bro­nić, ra­czył pa­ra­li­za­to­rem albo walił w głowę. Do­stał kilka po­tęż­nych cio­sów od ro­bo­tów, ale ból tylko go na­krę­cał, a eu­fo­rii nie było końca. Od­re­al­nie­nie całej sy­tu­acji po­łą­czo­ne z wła­dzą, jaką dys­po­no­wał, spra­wia­ło, że czuł się nie­sa­mo­wi­cie. To było cu­dow­ne uczu­cie!

Do­pie­ro gdy pod ko­niec rundy wrzu­cił już nie­mal ostat­nie­go czło­wie­ka do za­gro­dy, a ten za­ha­czył o płot i padł na sztyw­no na zie­mię z ję­kiem, przy­sto­po­wał nagle. Krew pul­so­wa­ła mu w skro­ni, po­wie­trze zro­bi­ło się gęste, czas jakby zwol­nił. Od­wró­cił się, szu­ka­jąc wzro­kiem Losty po­śród ciał le­żą­cych na ziemi. Po chwi­li za­uwa­żył, jak ten, skry­ty za krza­kiem, wali bi­czem w le­żą­cą na ziemi osobę. Zbli­żył się do nich z wolna.

– Hej, Cobra, ale to czło­wiek, nie robot – po­wie­dział cicho, z na­my­słem.

– No i co? Pró­bo­wał mnie ugryźć, niech ma! – od­parł we­so­ło Losta, ob­li­zu­jąc wargi z krwi.

Czło­wiek ję­czał, krwa­wiąc na całym ciele. Otu­ma­nio­ny Axel zmarsz­czył brwi.

– Zo­staw go.

– Słu­cham? – Losta opu­ścił bicz i spoj­rzał na niego uważ­nie. – A to dla­cze­go? Uwa­żasz, że to złe: robić komuś krzyw­dę? Co tu ro­bisz, Elec­tro? Co ukry­wasz?

Axel za­mru­gał szyb­ko. Za­po­mniał. Zu­peł­nie za­po­mniał o misji i o ka­mer­ce! Wszyst­ko zo­sta­ło na­gra­ne! Każde jego okru­cień­stwo! Jak on to teraz po­ka­że agen­cji? Co on na­ro­bił?

Mu­siał pod­jąć szyb­ką de­cy­zję. Opcje miał dwie: albo wyjść stąd, jak naj­szyb­ciej wy­trzeź­wieć, uciec do apar­ta­men­tu lub Stre­fy Ła­god­nej i tam kryć się do sa­me­go końca, albo zo­stać w roli. W pierw­szym przy­pad­ku ist­nia­ło ry­zy­ko, że Gol­der się dowie i ze­chce go spraw­dzić, być może nawet od­kry­je ka­mer­kę, a wów­czas go za­bi­ją. Sześć lat przy­go­to­wań pój­dzie na marne. Druga moż­li­wość mogła ura­to­wać mu życie, lecz kto wie, jak za­re­agu­je agen­cja na te na­gra­nia? Czyż nie pój­dzie za to sie­dzieć?

Ale prze­ży­je.

– Po pro­stu lubię wy­gry­wać, a tego czło­wie­ka trze­ba za­wlec do za­gro­dy – po­wie­dział z uśmie­chem. A potem ude­rzył bie­da­ka pałką w głowę, by stra­cił przy­tom­ność. I za­wlókł go za nogi za elek­trycz­ny płot.

– Gra­tu­la­cje, misja wy­ko­na­na – roz­legł się me­cha­nicz­ny głos. – Za trzy­dzie­ści minut bę­dzie można znów przy­stą­pić do gry.

Axel prze­szedł obok ro­ze­źlo­ne­go, peł­ne­go po­dej­rzeń Losty, nawet na niego nie pa­trząc.

– Idę się napić, a potem od­wie­dzę Dok­to­ra Check – mruk­nął zza ra­mie­nia. – Idziesz, Cobra?

Losta do­łą­czył do niego, wy­raź­nie zbity z tropu.

– Nie myśl, że… – za­czął, ale Axel mach­nął ręką.

– Skończ z tymi głu­po­ta­mi, bo za­czy­na mnie to iry­to­wać. To, że nie je­stem tak bar­dzo bru­tal­ny, nie ozna­cza, że nie lubię się do­brze za­ba­wić. Ja wolę… kró­lo­wać i dys­po­no­wać, ale kon­kret­nie, ro­zu­miesz? Zwy­cię­sko.

Axel zdzi­wił się na wła­sne słowa. Losta zaś wy­raź­nie nie lubił, gdy mu prze­ry­wa­no, tym bar­dziej, gdy ktoś trak­to­wał go jak głup­sze­go. Ko­lej­na dawka al­ko­ho­lu z eks­ta­zą spra­wi­ła jed­nak, że szyb­ko o tym za­po­mniał. Przy barze do­sia­dła się do nich nie­dłu­go póź­niej Mecha, która po krót­kiej roz­mo­wie na boku z Lo­stem pa­trzy­ła na Axela już znacz­nie mniej po­dejrz­li­wie. Wszel­kie ba­rie­ry mię­dzy nimi znik­nę­ły w mo­men­cie, gdy po­ja­wił się Pre­dan­to, który chciał się do nich do­siąść i opo­wie­dzieć, jak do­brze się bawił. Rów­no­cze­śnie i zgod­nie ka­za­li mu „spier­da­lać”, zwy­zy­wa­li go od zwy­ro­li i śmie­ci, a póź­niej dobre dzie­sięć minut śmia­li się z jego płacz­li­wej re­ak­cji na od­rzu­ce­nie. W tym cza­sie do­szli też do stre­fy inni go­ście parku. Oni jed­nak trzy­ma­li się w trój­kę. Axel tłu­ma­czył to sobie na po­cząt­ku ko­niecz­no­ścią ob­ser­wa­cji Losty. A potem w ogóle już się nie tłu­ma­czył.

Prze­sta­wał kon­tro­lo­wać, co robi. Gdy tylko roz­bił używ­ka­mi ogrom­ny głaz, który utkwił mu w prze­ły­ku, gdy strach przed samym sobą za­mie­nił w bło­gie uwiel­bie­nie rze­czy­wi­sto­ści, było mu już wszyst­ko jedno. A potem wy­ru­szył z Mechą i Lo­stem na od­kry­wa­nie no­wych drzwi.

 

IV

Obu­dził się w swoim apar­ta­men­cie. Leżał chwi­lę w bez­ru­chu, czu­jąc dud­nie­nie w gło­wie. A potem za­czę­ły na­pły­wać ob­ra­zy. Za­ba­wa w pana i nie­wol­ni­ka. Gra w sę­dzie­go, który oce­nia zbrod­nię i ogła­sza wy­ro­ki. Orgia na śmierć i życie. Upo­ka­rza­nie. Walki ro­bo­tów i ludzi w klat­kach. Ob­ci­na­nie pal­ców, by spraw­dzić, czy dana osoba to czło­wiek, czy robot. Wier­ce­nie…

Axel zwy­mio­to­wał na pod­ło­gę.

A potem po­szedł się wy­ką­pać, by zmyć z sie­bie winy.

Albo mu się zda­wa­ło, albo pie­kło go oko, w któ­rym miał ka­mer­kę.

I co teraz?

Wy­brał z peł­nej gar­de­ro­by po­dob­ny ze­staw ubrań do po­przed­nie­go, a potem zszedł do znaj­du­ją­cej się na par­te­rze re­stau­ra­cji, całej w zło­cie i bro­ka­cie. Po­pro­sił o śnia­da­nie i o coś na kaca. Gdy już zjadł ze­staw sushi z ta­ta­rem i popił ta­blet­ki, na­tych­miast po­czuł się le­piej. Fi­zycz­nie rzecz jasna. Nie chcąc wzbu­dzać po­dej­rzeń, uznał, że pój­dzie do Stre­fy Ła­god­nej i pogra w karty z ro­bo­ta­mi. Tam bę­dzie spo­koj­nie. Tam na pewno nie spo­tka Mechy ani Losty. Już go o nic nie po­dej­rze­wa­li, ale teraz miał to gdzieś. Nie chciał ich wi­dzieć na oczy.

W ka­sy­nie za­stał poza ro­bo­ta­mi tylko jedną ko­bie­tę ubra­ną na wzór gwieź­dzi­ste­go nieba, z ko­kiem w kształ­cie księ­ży­ca. Za­mie­nił z nią kilka słów, ale zdała mu się nudna, tak samo, jak i poker. Po­szedł więc do za­gro­dy z ro­bo-zwie­rzę­ta­mi. Przed ocza­mi miał jed­nak tylko za­gro­dę z ży­wy­mi ludź­mi. Nie za­ba­wił więc tutaj dłu­żej niż pół go­dzi­ny.

Po­pi­ja­jąc nie­ustan­nie drin­ki, choć już bez do­dat­ku eks­ta­zy, po­szedł więc do Stre­fy Pod­wyż­szo­ne­go Ry­zy­ka. Tutaj po­zo­stał na dłu­żej, wy­bie­ra­jąc halę od­zwier­cie­dla­ją­cą drugą wojnę świa­to­wą. Wal­czył po stro­nie Niem­ców. A jed­nak za­bi­ja­nie ro­bo­tów i kry­cie się w oko­pach zda­wa­ło mu się bez zna­cze­nia. Wszyst­ko było niby re­ali­stycz­ne, a jed­nak sztucz­ne. Nie tego ocze­ki­wał. Czy w ogóle cze­goś ocze­ki­wał? Sam nie wie­dział.

Po zje­dze­niu krwi­ste­go steku na obiad miał udać się do hali kre­owa­nej na po­sta­po­ka­lip­tycz­ny świat. A jed­nak nogi po­nio­sły go do Stre­fy Wy­so­kie­go Ry­zy­ka. Tutaj za­stał już kil­ku­na­stu gości, któ­rzy za­pro­si­li go do wspól­nej „za­ba­wy”. Pytał, czy byli w Stre­fie Eks­tre­mal­nej. Od­po­wia­da­li, że tam pójdą na ko­niec, zgod­nie z za­le­ce­nia­mi Gol­de­ra. Po­wie­dział, że do­brze robią.

Kilka go­dzin póź­niej, gdy już za­czę­ło się ściem­niać, wró­cił na chwiej­nych no­gach do apar­ta­men­tu. Wziął długą ką­piel, pod­czas któ­rej dużo roz­my­ślał. Co powie prze­ło­żo­nym? Czy trafi do wię­zie­nia? Czy stra­ci swoje do­tych­cza­so­we życie? Czy w ogóle stra­ci życie?

De­cy­zję pod­jął nagle. Wy­szedł z wanny, zbli­żył twarz do wiel­kie­go lu­stra i pal­ca­mi za­czął do­ty­kać gałkę oczną w po­szu­ki­wa­niu ledwo na­ma­cal­nej ka­mer­ki. Udało się do­pie­ro po kilku mi­nu­tach, kiedy z prze­krwio­ne­go oka łzy lały się już stru­mie­nia­mi. Na­stęp­nie zmiął ka­mer­kę w pal­cach i spłu­kał w zle­wie.

Ulga, jaką po­czuł, była nie­sa­mo­wi­ta.

Po­pi­ja­jąc whi­sky, wło­żył osten­ta­cyj­nie elek­try­zu­ją­cy kom­bi­ne­zon, na głowę za­ło­żył dia­dem wy­ście­ła­ny bły­ska­wi­ca­mi. I udał się pro­sto do Stre­fy Eks­tre­mal­nej. Z baru za­wo­ła­li na niego Mecha i Losta, on jed­nak nawet na nich nie spoj­rzał. Wszedł pro­sto do drzwi, za któ­ry­mi jesz­cze nie był. Kró­luj i dys­po­nuj.

Tron z me­ta­lo­wych rurek był wy­so­ki na kilka me­trów. Wszę­dzie wokół wi­sia­ły lub stały klat­ki. Nie­któ­re z ro­bo­ta­mi, nie­któ­re z ludź­mi. Bez zna­cze­nia.

Usiadł na tro­nie. Uśmiech­nął się, gdy pierw­si „pod­da­ni” za­czę­li usta­wiać się w ko­lej­ce pod tro­nem. Cze­ka­ła go do­sko­na­ła za­ba­wa.

*

Gol­der de Louge od­su­nął się od pa­ne­lu z ekra­na­mi przed­sta­wia­ją­cy­mi ob­ra­zy z każ­de­go miej­sca w jego Ro­bo­lan­dzie De­lu­xe. A potem we­zwał głów­ne­go szefa ochro­ny. Ten zja­wił się po chwi­li, sta­jąc na bacz­ność.

– Od­wo­łu­ję roz­kaz poj­ma­nia Axela Jo­ur­ne­sa. Nie mu­si­my się już mar­twić, że nas zdra­dzi. – A potem dodał już ci­szej jakby bar­dziej do sie­bie: – Do­kład­nie tak, jak my­śla­łem.

– Tak jest – od­parł ochro­niarz, po czym wy­szedł.

Gol­der wró­cił do kamer. Uśmie­chał się. Lubił pa­trzeć, jak z po­twor­nych ludzi wy­cho­dzą po­two­ry. Ale jesz­cze więk­szą przy­jem­ność spra­wia­ło mu ob­ser­wo­wa­nie, jak jego park de­pra­wu­je tych, któ­rzy my­śle­li, że są do­brzy. Któ­rzy byli hi­po­kry­ta­mi ma­ją­cy­mi się za lep­szych, opa­no­wa­nych, nie­ska­la­nych. Czło­wiek to czło­wiek; wy­star­czy dać mu od­po­wied­nie wa­run­ki, tro­chę do­pa­la­czy, a szyb­ko od­kry­je swoją praw­dzi­wą na­tu­rę.

To się Gol­de­ro­wi nigdy nie znu­dzi.

 

 

Koniec

Komentarze

Hej 

Jestem na świeżo po lekturze i muszę przyznać że wciąga, chce się wiedzieć co będzie dalej z Axelem. Jak potoczy się jego misja :) 

Pomysł wydaje się zainspirowany Westworld (co oczywiście w niczym nie przeszkadza) odpowiednio podkręcony. 

Czytając widziałem to trochę jak Anime może być to spowodowane zbyt wyrazistymi postaciami. Na każdym etapie nie miałem wątpliwości że ci źli są źli do szpiku kości a można by nieco stopniować zepsucie postaci. 

Pomysł przemiany Axela bardzo fajny i myślałem, że na nim skupi się historia do samego końca. Choć wydaje mi się ,że sama przemiana zaszła nieco zbyt szybko co za tym idzie stała się zbyt oczywista . 

I sam końcówka, chyba było już tego za dużo. Widział bym to bardziej np. konkluzją na temat Axela jego zagubienia się w tym szaleństwie w chwili pozbycia się kamery.

Tyle ode mnie pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj.

Zaskoczyło mnie zakończenie, jakby zbyt szybkie, pobieżne, schematyczne. I równocześnie okrutne dla nas, ludzi.

Tekst jest świetny, zachowanie Axela i jego losy – nieprzewidywalne, a opisane zabawy bogaczy – przerażająco bestialskie, zatem, niestety, bardzo realistyczne.

 

 

Sprawy językowe – moje sugestie:

Na tyle, że zakrawało to o poważną, wielopoziomową zbrodnię. – o ile dobrze znalazłam w poradniku językowym w necie, istnieje wyrażenie zakrawać na, a nie o

 

Roboty was zabić nie mogą, także bez obaw. – w tym kontekście, jak rozumiem, ma być osobno

 

Pobaw się z dziećmi. Muszę zerknąć, no muszę… – zamruczał. I tyle go widzieli.

– Ten to ma nasrane we łbie – uznała pogardliwie Mecha.

„Odezwała się”, pomyślał z goryczą Axel. Następne drzwi również zachęcały do zabawy, tyle że na odmianę z młodzieżą, dorosłymi lub starcami. Axel wiedział już, że za żadne skarby nie zajrzy za żadne z nich. Dalej minęli pomarańczowe wejście Przetnij i sprawdź oraz żółte Granica bólu, aż w końcu Losta przystanął przy czerwonych Króluj i dysponuj. – proponowałabym wyodrębnienie nazw, widniejących na drzwiach, np. kursywa czy cudzysłów?

 

Pozdrawiam, klik. :)

 

Pecunia non olet

Bardjaskier, bruce, bardzo dziękuję za opinie i sugestie!

 

I ja dziękuję, pozdrawiam, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Dobry wieczór,

Jestem pod wrażeniem pomysłu. Naprawdę świetny. 

Fabuła jest wciągająca, a finisz – makabrycznie… dobry.

Ad spraw technicznych nie będę się wypowiadać, bo nie jestem orłem xd

Samo opowiadanie – odbieram na duży plus. 

Pozdrawiam :)

Baska.Szczepanowska, dziękuję! Również pozdrawiam :)

Mnie, niestety, opowiadanie nie przekonało. Nie mogę też powiedzieć, że się podobało.

Nie bardzo mogę uwierzyć, że „atrakcje” oferowane przebywającym w parku amatorom szczególnych wrażeń, mogły wywrzeć na bohatera tak przemożny wpływ, że ten w niepamięć puścił sześć lat przygotowań do eksperymentu i zatracił się w zażywaniu „przyjemności”, na myśl o których rzygał jeszcze kilka godzin wcześniej.

Nie ukrywam, że bardziej ciekawiłaby mnie reakcja Axela, który po powrocie do normalnego życia  uświadamia sobie, że zawiódł mocodawców i siebie.

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, pozostawia wiele do życzenia.

 

 …po­le­cił mu, by wszedł do kap­su­ły, która miała prze­świe­tlić go do­kład­nie w po­szu­ki­wa­niu wszel­kich ukry­tych sprzę­tów, a prócz tego spraw­dza­ła jego po­ziom… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Tym­cza­sem zdjął z sie­bie wszyst­kie ubra­nia… → Tym­cza­sem zdjął z sie­bie ubra­nie

Ubrania wiszą w szafach, lezą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

 

Od tego mo­men­tu nie miał już przy sobie nic swo­je­go poza cia­łem. → Czy ciało jest czymś, co można mieć przy sobie?

 

w któ­rym dwóch in­nych ludzi w tym samym co on stro­ju… → Czy dobrze rozumiem, że trzech ludzi miało na sobie jeden, ten sam kombinezon?

A może miało być: …w któ­rym dwóch in­nych ludzi, w strojach takich samych jak jego

 

Były do­sto­so­wa­ne pod jego wy­mia­ry. I pod jego ksyw­kę. Były do­sto­so­wa­ne do jego wy­mia­rów. I do jego ksyw­ki.

 

gra­na­to­wy płaszcz wy­ście­ła­ny ja­rzą­cy­mi się bły­ska­wi­ca­mi… → Co to znaczy, że płaszcz był wyściełany błyskawicami?

 

a także fa­li­sty ka­pe­lusz… → Na czym polega falistość kapelusza?

 

i z oka­za­łym koł­nie­rzem swo­je­go palto, który przy­po­mi­nał… → …i z oka­za­łym koł­nie­rzem palta, który przy­po­mi­nał

Czy zaimek jest konieczny – czy nosiłby cudze palto?

Palto to wierzchnie okrycie zimowe – czy Kobra faktycznie był w palcie?

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika palto.

 

rów­nie śli­sko i ja­do­wi­cie, co na co dzień. → …rów­nie śli­sko i ja­do­wi­cie, jak na co dzień.

 

– Moi dro­dzy, wy­jąt­ko­wi go­ście – po­wie­dział do­no­śnym, dźwięcz­nym gło­sem Gol­der, uka­zu­jąc złote zęby. Szko­da, że nawet skóry nie ma zło­tej, po­my­ślał z za­że­no­wa­niem Axel. – Wiem, że długo cze­ka­li­ście na to, by się tu zna­leźć. → „Myślenia” nie zapisujemy z didaskaliami. Proponuję:

– Moi dro­dzy, wy­jąt­ko­wi go­ście – po­wie­dział do­no­śnym, dźwięcz­nym gło­sem Gol­der, uka­zu­jąc złote zęby.

Szko­da, że nawet skóry nie ma zło­tej – po­my­ślał z za­że­no­wa­niem Axel.

– Wiem, że długo cze­ka­li­ście na to, by się tu zna­leźć.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi i jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Pierw­sze sto­iska z po­spo­li­ty­mi grami i atrak­cja­mi… → Czy tu aby nie miało być: Pierw­sze stanowiska z po­spo­li­ty­mi grami i atrak­cja­mi

Sprawdź znaczenie słowa stoisko.

 

po chwi­li do­je­cha­li do ogrom­ne­go, wy­ło­żo­ne­go złotą płyt­ką placu… → Plac, jak piszesz, jest ogromny, a płytka jest mała z definicji – czy ogromny plac na pewno był wyłożony jedną płytką?

 

Nie­któ­re ze ścian były sty­li­zo­wa­ne na dzi­kie dżun­gle… → Zbędne dookreślenie – czy bywają dżungle oswojone?

 

Ro­bo­ty was zabić nie mogą, także bez obaw. → Ro­bo­ty was zabić nie mogą, tak że bez obaw.

 

– Do­brze, jedź­my dalej.

Po mi­nu­cie do­je­cha­li do Stre­fy Wy­so­kie­go Ry­zy­ka. → Nie brzmi to najlepiej.

 

za­czę­ło się robić jakby ciem­niej. Sztucz­ne słoń­ce za­szło za chmu­ra­mi, drze­wa czer­nia­ły i gęst­nia­ły, ro­bi­ło się też ci­szej. → Czy to celowe powtórzenie? 

 

znik­nę­ła za fio­le­to­wy­mi drzwia­mi o pod­pi­sie Ro­syj­ska ru­let­ka… → …znik­nę­ła za fio­le­to­wy­mi drzwia­mi z napisem Ro­syj­ska ru­let­ka

 

– Czas na sporą roz­ru­bę! – Czas na sporą roz­ró­bę!

 

wali bi­czem w le­żą­cą na ziemi osobę. → Raczej: …okłada/ smaga bi­czem le­żą­cą na ziemi osobę.

 

– Idę się napić, a potem od­wie­dzę Dok­to­ra Check – mruk­nął zza ra­mie­nia. → – Idę się napić, a potem od­wie­dzę Dok­to­ra Check – mruk­nął przez ramię.

 

Axel zdzi­wił się na wła­sne słowa.Axela zdzi­wiły wła­sne słowa.

Dziwimy się czymś, nie na coś.

 

Rów­no­cze­śnie i zgod­nie ka­za­li mu „spier­da­lać”… → Czemu tu służy cudzysłów?

 

Na­stęp­nie zmiął ka­mer­kę w pal­cach i spłu­kał w zle­wie. → Na­stęp­nie zgniótł ka­mer­kę w pal­cach i spłu­kał w umywalce.

Czy kamerkę można zmiąć jak jakiś papierek? Zlew montuje się w kuchni.

 

Po­pi­ja­jąc whi­sky, wło­żył osten­ta­cyj­nie elek­try­zu­ją­cy kom­bi­ne­zon, na głowę za­ło­żył dia­dem wy­ście­ła­ny bły­ska­wi­ca­mi. → Nie brzmi to najlepiej. W jaki sposób błyskawice wyściełały diadem?

 

Wszedł pro­sto do drzwi, za któ­ry­mi jesz­cze nie był. → Obawiam się, że do drzwi nie można wejść.

Proponuję: Podszedł pro­sto do drzwi, za któ­ry­mi jesz­cze nie był.

 

wy­star­czy dać mu od­po­wied­nie wa­run­ki… → …wy­star­czy stworzyć mu od­po­wied­nie wa­run­ki

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zacznę od końca – podobało mi się ponure zakończenie i zwycięstwo cynicznego właściciela. To jest najmocniejszy moment opka.

 

Pomysł parku rozrywki dla zdeprawowanych bogaczy nie jest bardzo oryginalny. Ty, mam wrażenie, ciekawie rozplanowałeś go w głowie. Kolejka, strefy, pokoje – to jest mapa bardzo ciekawego i groźnego miejsca. Wziąłeś pomysł, który już w różnych miejscach widziałem, ale obudowałeś go na mapie ciekawymi pomysłami. Problem w tym, że ten świat, przynajmniej przed wejściem do pokoju-komisariatu, pozostaje taką trochę mapą. Dostaję relację, tu taka strefa, tu taka. Nie czuję żywego (lub sztucznego) świata.

 

Zwracam uwagę, że szykowanie się do wejścia do parku trwa nieco i nie dostarcza zbyt dużo emocji. Brakuje też walki bohatera ze sobą.

 

To samo tyczy się postaci – dostaję gotowy opis, nie czuję. Ten jest oślizły, ten zdeprawowany, a do tego jednak masz tu dość trope’owego anatagonistę. Proponuję eksperyment myślowy – pierwsza kwestia złego, którą słyszy bohater, dotyczy wpłaty na sierociniec. I niech się bohater pogłowi.

 

Interakcja Losty i bohatera jest zbyt prosta (Losta zbyt prosta). Od razu, kawa na ławę, nie lubię ciebie, będę na ciebie patrzeć. Za bardzo czuć to pisarza, który odhacza wprowadzenie odrobiny niepokoju.

 

Dlatego ogólnie przypominam zasadę “show, don’t tell”. Musiałbyś się też jak dla mnie po prostu rozpisać, wzbogacić postacie, plastykę opisów.

 

Dołączam się do głosu, że wyjęcie kamerki nie wychodzi wiarygodnie. Przestawiasz wajchę, nie pokazując dorastania tej decyzji, napięcia wewnętrznego, deprawowania bohatera.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

GreasySmooth, regulatorzy – dziękuję za opinie i uwagi!

Bardzo proszę, Sarmant.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne opowiadanie, podobało mi się. Dla mnie przemiana bohatera jest wiarygodna – najpierw drink, którego nie wypada odmówić, pierwsze zbrodnie, żeby nie wypaść z roli, a potem równia pochyła i potężny kac moralny.

– Czas na sporą rozrubę!

Oj, paskudny ortograf. Czemu jeszcze nie poprawiony?

Babska logika rządzi!

O rany, nie wiem, jak mogłam to ominąć, Finkla, już poprawione, dziękuję!

Trudno mi jednoznacznie ocenić to opowiadanie.

Z jednej strony, nic nie mam przeciwko pomysłom czy wręcz całym motywom – już sprawdzonym – wręcz przeciwnie, widząc w tym dziele rodowód wręcz starożytny (kłania się po raz nie wiem który Platon ze swym Pierścieniem Gygesa) – widzę wartość.

Z drugiej – trochę mnie rozczarowała przemiana bohatera. Nie dlatego, że nastąpiła – to uważam, za mocny element, ale ta równia pochyła, o której wspomina Finkla, powinna mieć ciut łagodniejszy kąt.

Zresztą, to może tylko moje gderanie – takie przemiany w życiu realnym się zdarzają, tyle, że są bardzo niesatysfakcjonujące dla odbiorcy. Nieraz powtarzam coś, co kiedyś zauważyłem – literatura w odróżnieniu od życia – musi mieć sens.

A tu – przez nagłość tej przemiany, przez nie pochylenie się nad wewnętrzną walką bohatera, przed balansowaniem na krawędzi – ta satysfakcja została mi zabrana. Choć może inaczej – może nie całkiem zabrana, a nieco umniejszona. Przypomina mi to filmową przemianę Anakina Skywalkera w Lorda Vadera – jak dla mnie, zrobioną zbyt szybko i zbyt pobieżnie – budowaną owszem wcześniej, drobnymi sygnałami, ale jednak – niesatysfakcjonującą. Tam zabrakło mi całego – jeszcze jednego filmu, który by tę przemianę pokazywał – tu, o wiele mniej – bo pewnie parunastu zdań, może dodatkowych dwóch akapitów, które by te rozterki Axela Journesa pokazały.

Sama końcówka jest zrobiona dobrze, choć myślę, że odwołanie rozkazu pojmania Axela – troszkę nie pasuje. W końcu dziennikarz nawet bez kamerki może zaszkodzić parkowi rozrywki, może się przyczynić do “złej prasy”, więc Golder de Louge raczej powinien chcieć go jakoś zneutralizować.

Choć oczywiście to się da obronić – Golder de Louge może być przeświadczony, może mieć wręcz wewnętrzną pewność, że Axel będąc partnerem w zbrodni – nie będzie chciał wydać innych zbrodniarzy.

Niemniej, ta pewność mi tu do osoby prowadzącej taki biznes – nie pasuje. Bo co właściwie powiedzą pracodawcy Axela, ta agencja, która go wysłała? Jak się wytłumaczy z utraty kamerki?

Zresztą to zneutralizowanie, o którym wspomniałem wyżej, nie musi mieć charakteru zabójstwa: można by przykładowo napisać scenę, w której Golder de Louge bierze Axla na jakąś rozmowę, przekonuje go, by napisał pozytywny artykuł o parku rozrywki, a oni dostarczą mu kopię kamerki z bardzo ugrzecznionymi nagraniami.

 

Mimo tych moich uwag – opowiadanie czyta się gładko. Parę razy coś mnie zatrzymało, ale były to rzeczy drobne, przykładowo z początku nie rozumiałem zdania:

 

“Nie była jeszcze w pełni sprawna, bo nie streamingowała na żywo agencji tego, co widział.”

 

tutaj mamy trzy określenia do streamingowania

– na żywo

– agencji

– tego, co widział

i z dwoma ostatnimi miałem kompilacyjny problem przy czytaniu – jest to owszem poprawne, ale miałem przez chwilę wrażenie, że to agencja jest streamingowana.

Można ten problem rozwiązać dwojako: albo rezygnując z agencji wogóle, albo wrzucając tam małe słówko “dla”

“Nie była jeszcze w pełni sprawna, bo nie streamingowała na żywo dla agencji tego, co widział.”

 

W paru miejscach jeszcze zatrzymały mnie podobne drobiazgi, ale nie będę się na nich skupiał.

 

Całość – jak wspomniałem – czyta się gładko.

Choć fabuła jest przewidywalna – jest dobrze skonstruowana.

Co do postaci – mają swój rys, niektóre nawet obiecywały ciut więcej, przykładowo Mechę brałem cały czas za zakamuflowaną pracownicę ochrony Goldera a Predanto zgadywałem, że będzie agentem jakichś służb (policji, antyterrorystą itp.) – właśnie przez to, że wyglądał na pedofila i inni z nim niczego wspólnego mieć nie chcieli.

Nie zgodzę się do końca z opinią GreasySmooth-a, że te relacje są zbyt proste. Owszem, można by trochę zamieszać, ale tekst by pewnie stracił sporo z tempa, a to tempo jest tutaj dość dobre. Na pewno – tu się zgadzam – można inaczej te postacie przedstawić, więcej przez pokazywanie niż opowiadanie o nich, ale jakoś bardzo mi to jednak nie przeszkadzało.

 

Podsumowując – dzieło jest całkiem udaną próbą literacką. Gdyby podkręcić niektóre elementy – przemianę bohatera, końcówkę, postacie a także zastosowanie wspomnianej przez GreasySmooth-a zasady “show, don’t tell”. – byłby to tekst naprawdę dobry.

 

W formie w jakiej jest teraz – tak jak wspomniałem – trudno mi jednoznacznie ocenić to opowiadanie.

 

pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Jim, bardzo ciekawa analiza, dała mi do myślenia – dziękuję za wszystkie uwagi! I racja, lepiej brzmi dla agencji – poprawione :) 

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

"Były dostosowane POD jego wymiary. I POD jego ksywkę." – "Były dostosowane DO jego wymiarów i DO jego ksywki."

"… reprezentował się równie ślisko i jadowicie, co na codzień." – "… prezentował się równie ślisko i jadowicie JAK co dzień."

"Szkoda, że nawet skóry nie ma złotej pomyślał z ZAŻENOWANIEM Axel." . Dlaczego miałby się wstydzić za całkiem obcego jegomościa ? Za SJP : "zażenowanie – wstyd, zakłopotanie".

"Roboty was zabić nie mogą, także bez obaw.". "Także" znaczy to samo co "też" lub "również". Twoje zdanie można więc zapisać w postaci "Roboty was zabić nie mogą, też bez obaw". Albo "Roboty was zabić nie mogą, również bez obaw". Czy to zdanie Ci nie zgrzyta ? A może chciałeś napisać "Roboty was zabić nie mogą tak, że bez obaw." ?

Dziękuję za uwagi, już poprawione. :) 

Ciekawe i przerażające podsumowanie w zakończeniu. Czyta się.

Nowa Fantastyka