- Opowiadanie: fanthomas - Gnijące fandango

Gnijące fandango

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy, NoWhereMan

Oceny

Gnijące fandango

Kupiłem kilka jabłek, a jedno z nich było tak duże i czerwone, że zostawiłem je na koniec, by móc nacieszyć nim oczy jeszcze przez jakiś czas. Najpierw zjadłem pozostałe i kiedy miałem przystąpić do konsumpcji ostatniego, zdałem sobie sprawę, że jest jeszcze większe, niż na początku. Odłożyłem je na półkę i pozostawiłem do obserwacji, a ono zdawało się każdego dnia rosnąć.

Spotykałem się wtedy z dziewczyną o imieniu Dolores. Zaprosiłem ją do siebie, by pokazać ogromny owoc. Ona jednak zamiast zachwycić się pięknem, chciała go od razu zjeść. Nie mogłem na to pozwolić. Obiecałem, że dam jej skosztować, ale dopiero za parę dni, gdy stanie się jeszcze większe. Doprowadziło to do sprzeczki między nami.

– Jesteś, zerem! – wykrzyknęła w końcu i odeszła, trzaskając drzwiami.

Dopiero po chwili dotarło do mnie znaczenie tych słów. Od razu poczułem się winny, bo przecież związek z nią był dla mnie ważniejszy od jakiegoś jabłka, gdyby jednak je zjadła, eksperyment, który prowadziłem od kilku dni zakończyłby się fiaskiem. Nie przewidziałem jednak, że aż tak bardzo się wścieknie. Trochę zabolało mnie nazwanie zerem, bo sam określiłbym się raczej jako połówkę.

Następnego dnia Dolores wróciła i zaczęła mnie przepraszać i twierdzić, że wcale tak nie myśli, ale ja dobrze wiedziałem, że w nerwach i pod wpływem alkoholu mówi się prawdę, a ona akurat była wtedy zarówno lekko wstawiona, jak i wkurzona.

– Rozumiem – powiedziałem, a potem pokazałem jabłko. – Popatrz jak urosło.

Dziewczyna spojrzała na owoc z niechęcią.

– Co ty się tak na tym zafiksowałeś?

– Bo to bardzo nietypowe. Tak nie powinno być.

Wtedy zrozumiałem, że ona nie akceptuje mojego zainteresowania tym owocem. Miałem się skupiać tylko na niej, wielbić ją i wpatrywać się bez przerwy w jej oczy, a inne rzeczy powinny zejść na dalszy plan, a nawet zniknąć. Przeczuwałem, że gdy tylko odwrócę wzrok złapie jabłko i albo je zje, albo wyrzuci. Zniszczy, unicestwi. Nie mogłem do tego dopuścić.

– Sama zobaczysz, że wkrótce stanie się coś niezwykłego.

– Pieprzony z ciebie dziwak.

Chciałem się do niej przytulić, ale mnie odepchnęła.

– Do swojego owocka się przytul.

I znów odeszła. Zdałem sobie sprawę, że może faktycznie jabłko wcale nie rosło i tylko mi się to zdawało. Uroiłem coś sobie i trwałem w tym bez względu na to, czy to była prawda, czy nie. Przypominało to mój związek z Dolores. Przez długi czas zabiegałem o jej względy, a kiedy zaczęła zwracać na mnie uwagę i ze mną rozmawiać, odnosiłem wrażenie, że robi to trochę z przymusu, wysila się, żeby przebywać w moim towarzystwie, bo wolałaby być gdzieś indziej i z kimś innym. Podtrzymywanie tej znajomości zależało głównie ode mnie. Gdybym się nie starał, ona nie zauważyłaby nawet mojej nieobecności. Potem jednak trochę się zmieniło, zaczęła sama zagadywać i proponować wspólne spędzanie czasu. Nadal jednak czułem, że robi to wyłącznie z powodu braku lepszej alternatywy. Po prostu chciała z kimś posiedzieć i pogadać, ale gdyby trafił się ktoś lepszy, od razu by do niego uciekła. A we mnie rosła frustracja, bo od początku starałem się dawać z siebie sto procent, lecz ona tego nie doceniała. Nasz związek przypominał fandango. Krążyliśmy wokół siebie niczym tancerze, zbliżaliśmy się i oddalaliśmy, ale nigdy nie byliśmy na tyle blisko, żeby się dotknąć. Dzieliła nas niewidzialna bariera.

Już więcej nie wspominałem o jabłku. Mimo to trzymała mnie na dystans i na moje pytania odpowiadała półsłówkami. Kupiłem jej kilka prezentów, co trochę ociepliło nasze relacje, ale tylko chwilowo, bo potem znów wszystko wróciło do stanu wyjściowego. Pytałem, czy wszystko jest w porządku, ona oczywiście odpowiadała, że tak, ale wiedziałem, że nie chce się przede mną otworzyć i zdradzić, co tak naprawdę siedzi jej w głowie.

Nasz związek sypał się niczym tynk ze ścian rudery, a jabłko rosło, aż w końcu złamała się półka, na której je położyłem. Ważyło już pewnie z kilkanaście kilogramów, ledwo mogłem je udźwignąć. Kryła się w nim cała moja frustracja i smutek oraz wszystkie niewypowiedziane przez Dolores słowa i skrywane urazy. Złamana półka stanowiła pewien symbol, oznakę końca naszej relacji.

W końcu nie wytrzymałem i musiałem pokazać Dolores, że miałem rację. Gdy zobaczyła jabłko, wytrzeszczyła oczy, ale wyglądało na to, że wcale nie była zdziwiona, a raczej zdegustowana.

– Ty dalej zajmujesz się tym jabłkiem? Jesteś chory na głowę.

– Nie widzisz jak urosło?

– No i co z tego? Co mnie to obchodzi?

– Muszę je jeszcze komuś pokazać.

– Najlepiej psychiatrze.

– Mam wrażenie, że między nami coś się zepsuło. Chciałbym spróbować uratować nasz związek.

– Ten związek jest tylko w twojej głowie. Nie ma nas, jesteś tylko ty i ja.

Odeszła i już nie wróciła. Przestała się do mnie odzywać. Nie odbierała telefonów, ani nie odpowiadała na wiadomości. Poszedłem pod jej dom i pukałem do drzwi, ale nie otworzyła. Potem kilkukrotnie widziałem ją z innym facetem, trzymali się za ręce i tuliła się do niego.

Wróciłem do domu i spojrzałem na ogromne jabłko, które zajmowało znaczną część pokoju. Nie chciałem, by dalej rosło. Poszedłem po nóż, ale się złamał. Wziąłem więc siekierę i zacząłem rąbać owoc na kawałki. Ze środka wydobył się potworny smród. Miało tylko ładną skórkę, wewnątrz było kompletnie zgniłe.

W wielu miejscach na świecie leżą takie jabłka, co prawda niewidzialne, ale pęczniejące od nagromadzonego wokół gniewu, irytacji, frustracji, zdenerwowania, niedopowiedzianych słów i skrywanych żalów. Psują się równocześnie z relacjami pomiędzy ludźmi, aż w końcu nie można już znaleźć w nich nic poza zgnilizną.

Zdarzają się też pary tańczące fandango, niby razem, a jednak osobno.

Koniec

Komentarze

Hej 

Pomysł przedstawienia kończącego się związku poprzez rozkładający się owoc (zresztą biblijny) bardzo mi się podoba. Podoba mi się też nawiązanie do fandango. Zastanawiam się jednak czy nie lepiej skupić się na jednej z tych metafor i nieco skrócić tekst albo rozbić na dwa różne opowiadania. Temat rozstań jest trudny nie tylko w życiu ale i w prozie. A uważam, że poradziłeś sobie z nim w sposób wciągający i nie banalny :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzięki za komentarz. Nie wiem, czy rozbijanie tekstu na dwa o podobnej tematyce to dobry pomysł.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

“Dzięki za komentarz. Nie wiem, czy rozbijanie tekstu na dwa o podobnej tematyce to dobry pomysł.”

 

 

 

Hej 

Może słowo wyjaśnienia. Chodziło mi o dwa różne rodzaje rozpadu związku. Jeden z metafora gnijącego owocu jako toksycznego związku. A drugie o związku dwójki osób które jak w fandango choć w parze to jednak toczą swoje życie osobno dla drugiego można by nawet pokusić się o szczęśliwe zakończenie :) . Takie skojarzenia mi się nasunęły podczas lektury .

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Podoba mi się pomysł z owocem. Niestety zakończenie, tzn. jego opisową formę w przedostatnim akapicie: “W wielu miejscach na świecie leżą takie jabłka” uważam za mocno “łopatologiczną” i dydaktyczną. Można spróbować powiedzieć to samo, ale w innej formie.

W komentarzach robię literówki.

Witaj.

Smutne i przygnębiające. 

Bardzo wiele treści oraz przekazów, emocji oraz bezcennych, metaforycznych rad zawarłeś w tym krótkim tekście. 

Wydaje mi się , że takie jabłka leżą niestety wszędzie. Świat jest nimi zawalony. Dostrzegamy je, albo i nie, udajemy przy nich uczucia, lub też przechodzimy do “ażdobólowej szczerości”, doceniamy ich oryginalność, albo od razu rozumiemy, po co się pojawiły i co takiego chcą nam przekazać. Im mniejsze jabłko, tym mniejsza jego środkowa zgnilizna, choć i tak przecież wypełnia całe jego wnętrze. A powłoka, pełna zdrowego i naturalnego piękna, jedynie łudzi, mami i oszukuje. 

 

Fanthomasie, coraz lepsze te Twoje pomysły na opowiadania, brawka! :)

 

Pozdrawiam.:)

Pecunia non olet

Cześć. Czytało się przyjemnie i naprawdę sporo mądrości jest tu zawarte. Często natrafiamy na ludzi, którzy nie potrafią docenić naszego wkładu w relacje, często też pozornie cudowne rzeczy są zgniłe od wewnątrz – trochę podsuwa mi to na myśl chociażby social media i to jak kreujemy w nich nasze życie na pokaz.

Choć przyznam, że w pierwszej chwili miałem inną interpretację (to znaczy zanim owoc padł ofiarą siekiery): sądziłem, że sednem jest to, że niektórzy ludzie nie rozumieją albo nie chcą zrozumieć naszych pasji (w tym wypadku metaforycznego jabłka). Nie interesuje ich nasz własny rozwój, nasze pomysły i “zajawki”, są zbyt skupieni na sobie albo na sprawach całkowicie przyziemnych, modnych, zwykłych. A my możemy w tym wszystkim gasnąć.

Ot, taka myśl. Tak czy inaczej, podobało mi się.

Jak to zwykle u Ciebie, Fanthomasie, szort dość absurdalny, ale tym razem dodałeś przemyślenia na temat związku dwojga ludzi i cóż, nie są to przemyślenia budujące.

 

– Ro­zu­miem – po­wie­dzia­łem, a potem po­ka­za­łem na jabł­ko.– Ro­zu­miem – po­wie­dzia­łem, a potem po­ka­za­łem/ wskazałem jabł­ko.

Pokazujemy coś, nie na coś.

 

we­wnątrz było kom­plet­nie zgni­te. → …we­wnątrz było kom­plet­nie zgni­łe.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy pomysł na pokazanie jak mogą wyglądać pozornie i w rzeczywistości się psuć relacje między dwojgiem ludzi. Interesująco ilustrują to dwa atrybuty: jabłko i fandango. Dobry tytuł. Klik.

Dyżurny

– Jesteś, CO TEN PRZECINEK zerem! – wykrzyknęła w końcu i odeszła, trzaskając drzwiami.

Od razu poczułem się winny, bo przecież związek z nią był dla mnie ważniejszy od jakiegoś jabłka, gdyby jednak je zjadła, eksperyment, który prowadziłem od kilku dni zakończyłby się fiaskiem.

Rozjechało się to zdanie. Najprościej chyba dać kropkę zamiast przecinka.

Następnego dnia Dolores wróciła i zaczęła mnie przepraszać i twierdzić, że wcale tak nie myśli,

Coś zgrzyta…

 

Chrrrr, obyczajowe strasznie, choć kompetentnie napisane. Dużo ostatnio publikujesz, i to w takim klimacie krótkiego tekstu z jednym, faktycznie solidnie absurdalnym pomysłem – ja to bym sugerował poszlifować i porozwijać coś dłuższego. W styczniu dziewięć tekstów, osiem klików, masz potencjał na więcej, sorry gregory.

 

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dobry tekst, z mocną puentą. Dosyć oczywisty od połowy, ale to mi nie przeszkadzało. Misię ten koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ładnie napisane, ale mam wrażenie, że właściwie wszystko sprowadza się do metafory czy dwóch. A tym samym robi się bardzo obyczajowe. Czyli mam jak Greasy.

Babska logika rządzi!

Nie wiem dlaczego, ale podczas lektury zdawało mi się, że to już czytałam. Może lunatykuję, by cichutko w nocy poczytać coś Twojego surprise

Podobało mi się. Jest to tekst o odpowiedniej długości (dostosowanej do tematu), dosadnie napisany i mimo swej prostoty ma swój urok. Zgodzę się, że morałem zdzielasz czytelnika po głowie, żeby go nie przegapił, ale poza tym wszystko na plus.

Nowa Fantastyka