- Opowiadanie: fanthomas - Banany, pomarańcze

Banany, pomarańcze

Wiem, że trochę mało tu fantastyki, więc jeśli tekst narusza jakiś regulamin, proszę o informację. :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

fmsduval, Użytkownicy, Finkla

Oceny

Banany, pomarańcze

Wyobraźcie sobie, że stoicie sami na przystanku, w odludnej części miasta, zapada zmierzch, a z naprzeciwka nadchodzi niestabilna psychicznie jednostka. Młody chłopak, klnący pod nosem i rozpieprzający kosze na śmieci, zły na cały świat i wyładowujący frustrację na wszystkim, co tylko rzuci mu się w oczy. Nawet nie wiadomo, jak się zachować. Wyciągnąć telefon i udawać, że go nie widzę? To tak, jakbym machał mu forsą przed nosem i prosił, by mnie okradł. Przeglądanie rozkładów jazdy też odpadało, bo ktoś je pozrywał. Nawet wiaty nikomu nie chciało się postawić, tylko jakiś smętny słupek wystający z ziemi.

Chwilę wcześniej uciekł mi ostatni autobus. Widziałem ten wredny uśmieszek na twarzy kierowcy, kiedy mijał mnie i nie zamierzał się zatrzymać. Na pewno cieszył się w duchu, że zepsuł komuś resztę dnia. Długo stałem jak głupi, nie wiedząc, co począć i rozmyślając jak wybrnąć z tej nieciekawej sytuacji, aż usłyszałem hałas i odkryłem, że ktoś wyładowuje agresję na pobliskim koszu na śmieci.

A teraz furiat rusza w moim kierunku. Wpatruję się w niebo, mając nadzieję, że mnie minie i pójdzie sobie dalej. Niestety on przystaje i pyta:

– Czeka pan na autobus?

Kropla potu spływa mi po czole i wpada do ucha. Powoli odwracam głowę. Chłopak patrzy na mnie, lekko się uśmiecha. Od razu tworzę w głowie setki różnych możliwych scenariuszy.

– Tak – odpowiadam.

Kłamię, bo przecież nie powiem, że ostatni autobus mi uciekł. Niech myśli, że zaraz coś nadjedzie. Prawdę powiedziawszy wsiadłbym do pierwszego lepszego pojazdu, nawet gdyby jechali nim misjonarze z Ugandy albo kibice tenisa stołowego, byleby znaleźć się jak najdalej stamtąd.

– A dokąd pan jedzie? – pyta.

Drąży temat z niewiadomego powodu, a ja muszę zanurzyć się w kłamstwach po same uszy. Nawet nie wiem, jakie autobusy tamtędy kursują, bo ktoś pozrywał pieprzone rozkłady jazdy.

– Tam, gdzie pan – odpowiadam.

– Ale ja nie jadę autobusem. W dodatku teraz jest już późno i żaden tędy nie kursuje.

No tak, świetnie. W zasadzie nie mam nic więcej do powiedzenia. Widząc moje zmieszanie, chłopak kontynuuje:

– Proszę nie kłamać i się nie stresować. Dobrze wiem, na co pan czeka. Na początku wziąłem pana za jednego z nich, ale oni zawsze mówią takie dziwne słowa jak „banany, pomarańcze” albo „gruszki, pietruszki”. A pan w sumie wygląda trochę jak powalony. Przepraszam, że się pomyliłem.

– Nic nie szkodzi.

Nie mam pojęcia, o czym ten gość gada. Na szczęście ktoś nadchodzi i uwaga chłopaka w całości koncentruje się na nim. Mam chwilę na wypuszczenie powietrza.

– Banany, pomarańcze – mówi tamten.

– Gruszki, pietruszki – odpowiada chłopak.

Nieznajomy wręcza mu niewielką torebeczkę z białym proszkiem, a chłopak w zamian oferuje mu pieniądze. Domyślam się, że zachodzi jakaś nielegalna transakcja, o której nie powinienem wiedzieć. Odwracam wzrok, choć wiem, że to i tak nic nie da. Handlarz podchodzi do mnie i czeka, więc mówię szybko:

– Gruszki, pomarańcze.

– Co to za debil? – pyta sprzedawca chłopaka. Tamten tylko wzrusza ramionami.

Handlarz wyciąga z kieszeni kolejną torebeczkę, a drugą rękę wystawia po pieniądze. Jak to mówią, kiedy wezmą cię za kanibala, to podczas kolacji musisz pałaszować z uśmiechem na ustach. Wyciągam portfel, a z niego banknot o okrągłym nominale.

– Jeszcze dycha – dodaje handlarz. – Za bycie debilem.

Nie protestuję. Wolę mieć to całe przedstawienie za sobą. Wręczam mu dyszkę, a on daje mi torebkę z nieznaną substancją. Potem chłopak odchodzi w lewo, handlarz w prawo, a ja dalej stoję na przystanku, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło i jak, do cholery, wydostanę się tej nocy z miasta.

Po chwili znów ktoś nadchodzi. Zaczynam się obawiać, że to ten handlarz i zaraz zwęszy, że coś jest nie tak. Powinienem przecież już się gdzieś zaszyć i wcierać ulubiony towar w dziąsła, czy co tam oni robią z tym syfem. Ale nie, to ktoś inny. Facet wygląda jakby jeszcze się nie obudził albo właśnie lunatykował. Patrzy na mnie zamglonym wzrokiem i wyraźnie czegoś oczekuje. Widzę, że ściska w dłoni papierek o okrągłym nominale.

– Banany, pomarańcze – mówię, a na jego twarzy rozkwita uśmiech zrozumienia.

– Gruszki, pietruszki – odpowiada i wystawia rękę z pieniędzmi.

Wyciągam torebeczkę i pokazuję mu, a potem dodaję:

– Jeszcze dwie dyszki.

– Ostatnio było…

– Wszystko drożeje.

– No tak.

Płaci bez wahania. Oddaję mu torebkę z podejrzaną substancją, a on ucieka zadowolony. Zarobiłem dychę. Dobre i to.

Minutę później obok mnie przechodzą dwaj gliniarze, nieświadomi, że chwilę wcześniej w okolicy miały miejsce dwie podejrzane transakcje, na dodatek w obu brałem udział. Choć w sumie nie wiem, co było w torebce. Może nic nielegalnego, a ci goście należą do bandy wymieniających się dziwnymi hasłami oszołomów. Różnie bywa.

Potem mijają mnie jeszcze dwie staruszki pchające ogromny głaz, grupa aniołów pod przewodnictwem Świętego Piotra i jaskiniowiec jadący na dinozaurze. A później jest już rano, podjeżdża mój autobus, wsiadam i wracam do domu.

Może jednak z ciekawości spróbowałem trochę tej podejrzanej substancji?

Różnie bywa.

Koniec

Komentarze

Fanthomasie, tym razem opisałeś sytuację tyleż absurdalną, co prawdopodobną.

Domyślam się, że końcowy przemarsz staruszek, aniołów pod wodzą Świętego Piotra i jaskiniowca na dinozaurze, ma rekompensować brak fantastyki.

 

Wole mieć to całe przed­sta­wie­nie za sobą. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

smiley

Kropla potu spływa mi po czole i wpada do ucha.

Zdecydowanie nie po drodze tej kropli… Ale fajnie się czytało.

Pozdrawiam.

 

Edit – z dopalaczami nigdy nic nie wiadomo…heh

dum spiro spero

Czyli nie usuwać? Dobrze, że dodałem te dinozaury na koniec. ;) W swoich tekstach często balansuję na granicy między racjonalnością a absurdem i się trochę obawiam, że ktoś w tym razem powie: panie, a gdzie tu fantastyka? :)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

No, jeśli bohater spróbował owej substancji, to cała wspomniana wizja przestaje być fantastyką. Ale, Fanthomasie, niczego nie usuwaj. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pewnie niektórzy tu Cię pokrzyczą, że nie ma fantastyki, ale zostaw. Niech Cię mój klik broni :) 

Uśmiechnąłem się więcej niż raz, humor zdecydowanie mi przypasował. Zresztą nie pierwszy raz. Kuriozalność sytuacji bardzo w moim guście.

 

Przecinki:

 

Młody chłopak, klnący pod nosem i rozpieprzający kosze na śmieci, zły na cały świat i wyładowujący frustrację (-,) na wszystkim, co tylko rzuci mu się w oczy. Nawet nie wiadomo, jak się zachować. Wyciągnąć telefon i udawać, że go nie widzę? To tak (+,) jakbym machał mu forsą przed nosem i prosił, by mnie okradł.

 

Z pozdrowieniami,

 

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Witaj.

Hahaha, świetny tekst! :) Ci przechodnie najlepsi. :)

Widziałem ten wredny uśmieszek na twarzy kierowcy, kiedy mijał mnie i nie zamierzał się zatrzymać. Na pewno cieszył się w duchu, że zepsuł komuś resztę dnia.

Niektórzy kierowcy czekają chamsko, aż podejdziesz do otwartych drzwi i dopiero przed nosem Ci je zamykają (albo – na Tobie, tak z impetem!) z takim samym uśmiechem, odjeżdżając w siną dal. :))

 

Podejrzewam, że bohater zażył przez skórę ten tajemniczy proszek całkiem nieświadomie, trzymając w dłoniach banknoty od podejrzanych ludzi i przekazując je dalej. 

Jakby co, to ja niczego nie brałam. :) Daktyle, kokosy. :) 

Pozdrawiam, klik. :)

 

Edit, skojarzyłam, że pewien znany piosenkarz prawdopodobnie również należał do tej grupy, śpiewając ciągle: “mandarynki i pomarańcze, pomarańcze i mandarynki”. 

Pecunia non olet

Przyjemny tekst. Zastanawiam się, czemu mnie zawsze na przystankach spotykają takie nijakie historie… Może nie znam odpowiednich haseł ;) 

Też mi się wydaje, że nie opchnął towaru.

Śliczne.

Lożanka bezprenumeratowa

Super. Uważam tylko, że mógłbyś przemyśleć usunięcie przedostatniego zdania – Może jednak z ciekawości […]. Święty Piotr na dinozaurze poganianym przez anioły plus staruszki polujące na jaskiniowca – i wszystko jasne! Nie ma co naświetlać.

A kropla potu, o której napomknął Fascynator, mogłaby spływać po skroni.

Hej!

Bardzo przyjemny tekścik, właśnie czegoś takiego tu teraz szukałem, czegoś co łatwo wprowadzi mnie w swój świat i przytrzyma mnie w nim na tyle, bym z przyjemnością pozostał aż do samego końca. Wielka w tym zasługa umiejętnego skonstruowania napięcia, zwięzłej, komunikatywnej narracji i zaskakującego suspensu. Sam pomysł oczywiście również wart jest pochwały, no i nie wypada też pominąć wyglądającego zza węgła drugiego dna. Oczywiście nasuwa się bowiem głębsza refleksja; absurd absurdem, lecz, tekst zdaje się nas pytać, czym jest tak naprawdę rzeczywistość, w którą wierzymy? Czy to aby nie przez przypadek pewna umowa między ludźmi, która może się przecież nagle zmienić, a zagrożenie tego typu sytuacją – co dostrzegłeś i umiejętnie wykorzystałeś – jest jednym z tych dziwacznych, nie do końca określonych lęków, które żywią ludzie. 

Podsumowując, podobało mi się.

Pozdrawiam,

Maldi.

Fajne to, podoba mi się :)

Przemarsze na końcu robią robotę. Może nie fantastyczną, ale jest zabawnie.

Che mi sento di morir

Całkiem sympatyczny tekst, trochę absurdalny, ale w graniach przyzwoitości :)

Jest zabawnie, z niemałym prawdopodobieństwem realności.

Faktycznie, trochę mało fantastyki, ale ujdzie. Mnie też zastanowiła trasa kropli. Na direttissimę to nijak nie wygląda.

Chętnie powitałabym rozwój tych fantastycznych elementów z końcówki.

Babska logika rządzi!

Ciekawe słówko ta direttissima, warte zapamiętania. Może coś o górach kiedyś napiszę.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Facet, który prowadził kurs wspinaczkowy, pochodził z klubu o takiej nazwie. W ten sposób poznałam słówko i zapamiętałam.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka