- Opowiadanie: fanthomas - Hotel dla zabłąkanych

Hotel dla zabłąkanych

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Łosiot, Użytkownicy II, Finkla

Oceny

Hotel dla zabłąkanych

Zatrudniła mnie kobieta o imieniu Amanda. Pomagałem jej w przeprowadzce do nowego domu, który nie prezentował się zbyt okazale. W porównaniu jednak do innych budynków znajdujących się przy tej ulicy, wyglądał jak pięciogwiazdkowy hotel. Przynajmniej nie rozsypywał się ze starości.

– Pewnie się pan dziwi, że mam ochotę mieszkać w tak posępnej okolicy? – zapytała.

– Nawet przez myśl mi to nie przeszło.

– Odziedziczyłam ten dom po wuju. Ciekawe, że to akurat mnie wskazał w testamencie. Nie byliśmy w bliskich stosunkach. W sumie nikt z rodziny go nie odwiedzał. Zdziwaczał na starość.

– Nie będzie się pani bała tu spać sama?

– A co, pan jest księciem, który chciałby ze mną zamieszkać?

– Nie to miałem na myśli.

– Wiem. Lubię ciszę i spokój. Od dawna pracuję zdalnie. W gruncie rzeczy stronię od ludzi. Wygląda na to, że wuj jednak dobrze mnie znał i w pewnym stopniu go przypominam.

Nie chciała dłużej rozwodzić się nad tematem, więc nie dociekałem. Skończyłem robotę i odjechałem. Pomyślałem, że chętnie zamieniłbym z nią jeszcze kiedyś kilka słów. Nie przypuszczałem, że stanie się to tak szybko.

W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że się zagapiłem i zamiast skręcić we właściwą ulicę, pojechałem dalej, zatoczyłem koło i ponownie znalazłem się pod domem Amandy. Wyglądało to tak jakby ręka przeznaczenia kierowała moimi ruchami.

– Czegoś pan zapomniał? – zapytała kobieta.

– Nie, pomyliłem drogę. Przepraszam.

Ruszyłem ponownie i tym razem nie bujałem w obłokach. Pamiętałem, żeby skręcić w odpowiednim momencie, jednak nie mogłem tego zrobić. Minąłem skrzyżowanie i pojechałem dalej. Znów trafiłem pod dom Amandy. Kobieta patrzyła ze zdziwieniem.

– Nie mogę stąd odjechać.

– Zepsuł się panu samochód?

– Chyba znów przypadkowo zapomniałem skręcić w odpowiednią uliczkę.

Jak to mówią, do trzech razy sztuka. Zbliżyłem się do skrzyżowania i chciałem skręcić, ale ręce mnie nie słuchały, nogi również, bo zamiast zwolnić, przyspieszyłem. Skutkiem tych działań było ponowne przybycie pod dom Amandy. Kobieta już się nie uśmiechała.

– Co pan wyprawia? Drażni się pan ze mną?

– Ja naprawdę nie mogę odjechać.

– Zaraz oskarżę pana o nękanie.

– Proszę wsiąść ze mną do samochodu i sama pani zobaczy.

– Wykluczone. Nie wiem, co pan sobie wymyślił w swojej głowie, ale to nie jest śmieszne.

– No dobra, pójdę piechotą.

Myślałem, że tym razem mi się uda, lecz ponownie zawiodłem. Chciałem przejść przez ulicę, ale nie potrafiłem się ruszyć. Coś mnie blokowało. Niewidzialna siła znajdująca się na zewnątrz lub wewnątrz mnie.

– To bez sensu – powiedziałem do siebie, ale zamiast zrobić krok do przodu, cofnąłem się.

Wróciłem pod dom Amandy.

– Dzwonię na policję – powiedziała.

– Proszę tego nie robić. Ja naprawdę staram się jak mogę, ale coś mnie do pani przyciąga.

– Dzwonię!

– Nie!

I nagle wpadła mi do głowy pewna myśl. Wezwę taksówkę. Nie miałem ochoty zostawiać samochodu, ale najwyraźniej nie było innego wyjścia. Ubłagałem Amandę, by na razie nie wzywała żadnych służb porządkowych, choć uważała mnie za kompletnego wariata.

Po niedługim czasie zjawił się pojazd, który miał mnie zabrać z pechowej uliczki. Wsiadłem i powiedziałem kierowcy, dokąd chcę się udać. Modliłem się, żeby udało nam się minąć to przeklęte skrzyżowanie. Niestety taksówkarz nie skręcił w odpowiednim momencie i ponownie minęliśmy dom Amandy.

– Co pan robi? – zapytałem.

– Przepraszam. Ja… zagapiłem się.

Miałem ochotę krzyknąć, że wcale nie i obaj wpadliśmy w jakąś koszmarną pułapkę, pętlę, z której nie możemy się wyrwać. Taksówkarz ponowił próbę, ale nic z tego. Znowu zatoczyliśmy koło i trafiliśmy do punktu wyjścia. Czy też wejścia, w zależności od tego jak na to spojrzeć.

– Nie wiem, co się dzieje – lamentował, łapiąc się za głowę. Miałem wrażenie, że zaraz zacznie sobie wyrywać włosy. – Chciałem skręcić, ale nie mogłem. Coś mnie zablokowało.

– Ja także miałem ten problem. Czterokrotnie próbowałem i zawodziłem. Myślałem, że panu się uda nas stąd zabrać.

– Nie, ja zaraz… Dam radę!

– Wynoście się w końcu z mojej posesji! – wrzeszczała Amanda. – Psychole!

Próbowaliśmy jeszcze cztery razy. Taksówkarz wyglądał na załamanego. Paplał coś pod nosem bez ładu i składu. Pewnie pojechałby jeszcze raz, ale zatrzymał nas radiowóz. Amanda w końcu wezwała policję. Zachowywaliśmy się jak debile, jeżdżąc bez przerwy dookoła jej domu.

Wysiedliśmy z samochodu. Wyższy gliniarz przedstawił się jako aspirant Makintosz, a niższy jako posterunkowy Kowalski. Amanda zbliżyła się i wskazała na mnie palcem.

– To on! Przyjechał, żeby niby pomóc mi w przeprowadzce, a potem chciał, żebym się z nim gdzieś przejechała. Na pewno spróbowałby mnie seksualnie wykorzystać. Robił przy tym takie obleśne miny. Proszę kazać im obu stąd odjechać. Taksówkarz zaczął płakać i bełkotać. Rzeczywiście wyglądał jak szaleniec.

– Będziemy musieli panów zatrzymać do wyjaśnienia sprawy – stwierdził Makintosz.

Nie protestowałem. Wolałem trafić na posterunek policji, niż dalej bez sensu kręcić się w kółko. Taksówkarz po prostu się rozpłakał. Zabrali nas obu. Obawiałem się, że to i tak nic nie da. Szybko się okazało, że mam rację i po niedługim czasie cała nasza czwórka powróciła pod dom Amandy. Kobieta wytrzeszczyła oczy.

– Co ty wyprawiasz? – zapytał Makintosz Kowalskiego.

– Nie mam pojęcia. Pomyliłem drogę.

– Chyba sobie żarty robisz.

– Naprawdę. Ja… czuję się słabo.

Zamienili się miejscami i tym razem prowadził Makintosz. Jemu także nie udało się skręcić w odpowiednim momencie. Wtedy wytłumaczyłem, na czym polega paradoks sytuacji. Po kilku kolejnych nieudanych próbach, przyznali nam rację.

Wezwali drugi radiowóz. Gliniarze bardzo się starali, żeby wyglądać na profesjonalistów, ale na nic się to zdało. Teraz było nas sześciu. Więźniów pechowej uliczki.

Amanda patrzyła na te nietypowe zdarzenia ze zdumieniem. Sama próbowała obalić naszą teorię, ale nie dała rady. Tak samo jak ja stała na chodniku i ze smutkiem spoglądała na drugą stronę ulicy.

– Jesteśmy uwięzieni – przyznała nam w końcu rację.

– Przydałoby się w tym miejscu zbudować prawdziwe więzienie. Żaden skazaniec by nie uciekł.

Nie wiem, czy Makintosz żartował, czy mówił całkiem serio, ale wszyscy nerwowo się zaśmialiśmy. Sytuacja była tak absurdalna, że jedynie to nam pozostało.

Zapadł zmierzch, więc musieliśmy przenocować u Amandy. Na szczęście dom był duży, choć widziałem, że kobiecie nie w smak mieć pod dachem tylu obcych facetów. Urządziliśmy małą burzę mózgów, próbując wymyślić, jak wyrwać się z pechowej ulicy, ale nic nie przychodziło nam do głowy. Kolejny dzień minął nam na nieudolnych staraniach wybrnięcia z kłopotów.

– Dość tego! – stwierdziła stanowczo Amanda. – Nie będę was trzymać u siebie za darmo. Pierwsza noc była gratis, ale za każdą kolejną musicie zapłacić.

Oczywiście nikt nie pomyślał o buncie. W końcu czterech z naszej grupki było policjantami, w jakimś stopniu zobowiązanymi do przestrzegania prawa. Wysupłaliśmy z portfeli odpowiednią kwotę i wręczyliśmy kobiecie.

– A co będzie, jak nam się skończą pieniądze? – zapytałem. – Nie mam ich przy sobie za wiele.

– Zaczniecie robić przelewy z kont bankowych.

Zerknąłem na gliniarzy, ale oni tylko wzruszyli ramionami.

– To jej dom. My tu tylko jesteśmy gośćmi.

Amanda wpadła na pewien pomysł, niezwiązany co prawda z ucieczką, a raczej próbą przystosowania się do nietypowej sytuacji. Obawiała się, że wkrótce skończą się nam pieniądze, więc postanowiła, że zajmiemy się pracą zdalną. Pokazała nam kilka wideoporadników i wytłumaczyła, na czym miałaby polegać nasza robota. Potem za nasze pieniądze zamówiła laptopy.

– Jestem policjantem, a nie parobkiem – oburzył się Makintosz, ale z uwagi na to, że nie miał poparcia, szybko zmiękł. Nie wiem, czy Amanda dysponowała tak mocną siłą perswazji, że staliśmy się potulni jak baranki, czy sami z siebie uznaliśmy ją za przywódczynię tegoż stadka.

Oczywiście kurier, który przywiózł laptopy, także z nami został, tak samo jak reporter lokalnej gazety i parę innych osób, które z ciekawości lub przez pomyłkę zapuściły się w pechową uliczkę. Amanda ochrzciła swój dom „Hotelem Dla Zabłąkanych” i za opłatą przyjmowała kolejnych nieszczęśników. W końcu stwierdziła, że zaczyna brakować miejsca, więc zatrudniła ekipę budowlaną do wzniesienia dodatkowego budynku. W końcu na naszą uliczkę trafił także ksiądz, który gdy dowiedział się, że tworzymy odizolowaną od reszty świata komunę, postanowił wznieść przy pechowej uliczce kaplicę i wszystkich nawrócić.

Nasza społeczność ciągle się powiększała, więc Amanda burzyła rudery i stawiała następne hotele, a potem także minifabryki, byśmy mogli stać się samowystarczalni. Wszyscy pracowaliśmy dla niej i oddawaliśmy jej pieniądze, a ona poszerzała swoje imperium. Przyjeżdżali ciekawscy turyści, zwabieni sensacją i z wiadomych przyczyn zostawali już na stałe. Podobnie jak naukowcy, badający tę anomalię. Początkowo miałem nadzieję, że odkryją sposób na wydostanie się z pechowej uliczki, ale potem było mi już wszystko jedno. Równie dobrze mogłem mieszkać w tej mikrospołeczności. Nie tęskniłem za dawnym życiem.

Koniec

Komentarze

Hej, Fanthomasie. :)

 

Z technicznych:

Nie mogę stad odjechać. – literówka

Gliniarze bardzo się starali, żeby wyglądać na profesjonalistów, ale na nic się zdały ich starania. – powtórzenie

Żaden skazaniec, by nie uciekł. – zbędny przecinek

 

Hahaha, niezły ubaw, niczym w Europejskich wakacjach z krzywego zwierciadła. :))

Byłam bardzo ciekawa, jak zakończysz ten tekst. Przypuszczałam, że to celowe zagranie sprytnej Amandy, aby szybko zarobić niezłą kasę. :)

Biedni ludzie – zero wakacji, zero wyjazdów, karne odsetki za niepłacenie swoich dawnych rachunków i podatków. :))

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

smiley Witaj!

Ciekawy pomysł i fajnie się czytało. Czuję jednak niedosyt odnośnie zakończenia. Pozostawia za  dużo pytań bez odpowiedzi… Jakby tak jeszcze choćby drabelka dokleić, heh

dum spiro spero

Wyznam, że podejrzewam, iż był to niecny plan Amandy, która chciała zostać władczynią, a nie miała uwarunkowań genealogicznych!

Pomysłowa i zabawne.

Lożanka bezprenumeratowa

Fajne :) (na lic. Anet)

Pomysłowe i zabawne. (bez lic. Ambush)

Black Hole Avenue… Wujek użył zamiast kamienia węgielnego znalezionej przypadkiem

czarnej dziury… wink

dum spiro spero

Fanthomasie, podoba mi się Twój pomysł i opisanie szczególnej sytuacji bez wyjścia, a może nawet bez wyjazdu.

Z jednej strony jestem niezmiernie ciekawa, co było powodem zaistnienia takiego stanu rzeczy, z drugiej dochodzę do wniosku, że chyba wcale nie muszę tego wiedzieć…

 

Aman­da ochrzci­ła swój dom „Ho­te­lem dla za­błą­ka­nych… → Aman­da ochrzci­ła swój dom „Ho­te­lem Dla Za­błą­ka­nych

 

a potem także mi­ni-fa­bry­ki… → …a potem także mi­nifa­bry­ki

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Perfidna i przemyślna pajęczyca Amanda! Bardzo pomysłowy szorcik i, co lubię, bez ofiar śmiertelnych, za to z finałem w dobrym momencie. Gdyby ciąg dalszy miał nastąpić, żartobliwy koncept pewnie by musiał sponurzeć, bohaterowie zamiast za prace zlecone być może chwyciliby za broń, wzniecili jakąś rebelię w obronie… itd. Tymczasem, tak jak jest – jest dobrze! Niech sobie żyją głupio i szczęśliwie. (Żeby jedna kobita tylu facetów wykiwała!)

 

Amanda ochrzciła swój dom „Hotelem Dla Zabłąkanych”

Spójniki i przyimki występujące wewnątrz nazw lokali i przedsiębiorstw piszemy małą literą: Zajazd pod Babią, Hotel dla Zabłąkanych TU

Cześć,

 

czytało się dobrze, ciekawy pomysł, chociaż w pewnym momencie całość zaczęła nużyć. Początkowa zagadka stała się wałkowaniem tego samego w kółko :P Za to sprawnie napisane i przyjemne w ogólnym odbiorze 

W_baskerville, wielkie dzięki za sprostowanie tego, co udało mi się spaprać przy prostowaniu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A, dajże spokój, reg. Pzdr.

Proszę bardzo, Baskerville, bierz sobie ten spokój. ;)

Serdeczności.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To nie taki zły los, zacząć życie od nowa, odizolować się od świata zewnętrznego… Zwłaszcza w gronie tak sympatycznych ludzi. Bo musieli być sympatyczni, skoro nikomu nie przyszło do głowy pozbyć się Amandy :) 

Uśmiałem się, muszę przyznać. Żarty z absurdu są chyba moimi ulubionymi. Fajny pomysł i wykonanie, końcówka lekko posępna, choć wydaje się, że nie mieli tam aż tak źle. Nasuwa się pytanie czy anomalia domu Amandy jest w stanie pochłonąć o wiele większą ilość ludzi i może nawet stworzyć osobny kraj. 

Super się czytało.

Pozdrawiam

NP

Zapraszam na mój kanał YouTube

Hej! Naprawdę fajny tekst, czytało się przyjemnie, choć jak napisali niektórzy wyżej, w pewnym momencie – znając już naturę uliczki – kolejne próby ucieczki nużyły. Tym niemniej strasznie spodobała mi się końcówka, kapliczka, turyści i mikrospołeczność. Super pomysł. Przez chwilę spodziewałem się może jakiegoś mini horroru, ale zamiast tego wyszła sympatyczna, lekka opowieść. I fajnie.

Pozdrawiam

Dzień dobry.

Kolejny Twój bardzo udany tekst. Masz dar zwięzłego, pozbawionego zbędnego kwiecia i eleganckiego w swej prostocie wykładania naprawdę ciekawych i wdzięcznych historyjek. świetnie się to czytało. 

Mimo że rzecz dzieje się w czasach współczesnych, na pozimie stylu jesteś tu trochę jakby vintage, a opowieść snuje się trochę jak u EAP. No bardzo mi się podobało. 

 

Fajnie, że wrzuciłes ostatnie teksty w poniedziałki, dzięki temu na nie trafiłem jako dużurny :)

 

Aha, tu trzeba wyjąć kawałek tekstu z dialogu:

– To on! Przyjechał, żeby niby pomóc mi w przeprowadzce, a potem chciał, żebym się z nim gdzieś przejechała. Na pewno spróbowałby mnie seksualnie wykorzystać. Robił przy tym takie obleśne miny. Proszę kazać im obu stąd odjechać. Taksówkarz zaczął płakać i bełkotać. Rzeczywiście wyglądał jak szaleniec.

Fajny pomysł na fantastykę. Czyżby Amanda zakrzywiała przestrzeń?

Rozumiem, że to szort, ale IMO jeszcze nie wyczerpałeś listy sposobów na ucieczkę. Podkop, helikopter, dron… Ja bym spróbowała podejść do tego naukowo – ustalić, w którym punkcie (od wewnątrz i od zewnątrz) zaczyna się strefa bez wyjścia. Bo może ci z zewnątrz mogliby łapać na lasso tych ze środka i wyciągać siłą? Co z ukształtowaniem terenu? Bo jeśli nie jest całkiem poziomo, to może da się wsadzić kogoś do beczki i sam się wyturla z zagrożonej strefy? Zdalnie sterowana klatka na kółkach? A jak reagują zwierzęta?

No, widać, że to obiecujący temat.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka