- Opowiadanie: Mary Ann - Metafora

Metafora

Oceny

Metafora

Metafora

Wysuszony krajobraz mienił się rdzawymi kolorami w ostatnich promieniach zachodzącego słońca, a długie cienie wzgórz kładły się na równinie.

Twórca chrapał w swoim ulubionym fotelu na niewielkiej, ocienionej werandzie. Nogi w ubłoconych buciorach wyłożył na drewniany taboret, który niebezpiecznie chylił się ku upadkowi, kiwając się na dwóch mocno już nadwerężonych nogach.

Pusta butelka po piwie wysunęła mu się z dłoni i tocząc po deskach tarasu, przystanęła na ułamek sekundy, jakby z wahaniem, tam gdzie kończyła się drewniana podłoga, by po chwili spaść na betonowy schodek, rozsypując się z hałasem na ostre kawałki. Brzęk tłuczonego szkła wyrwał go z ciężkiej drzemki. Z wysiłkiem i wyraźną niechęcią do nieplanowanej czynności uchylił powieki, starając się bez specjalnego entuzjazmu zlokalizować źródło hałasu. Ku jego zdziwieniu, otaczająca go czasoprzestrzeń wykazywała daleko zaawansowaną niestabilność, a horyzont za nic nie chciał być linią poziomą. Westchnął głęboko, próbując zmierzyć się z otaczającą go rzeczywistością brutalnie wdzierającą się do rozleniwionego alkoholem umysłu.

Właściwie nie wiedział, czemu to zrobił. Chyba jego wredny charakter i chęć nadokuczania chamowi wzięła górę nad rozsądkiem. Uśmiechnął się z satysfakcją do własnych myśli..

W głowie kręciło mu się koncertowo, a niezorganizowane w logiczny ciąg myśli, pływały w powolnym rytmie tu i tam bez większego celu i konieczności istnienia. Tolerował ich bezładny ruch, dopóki nie stawały się zbyt namolne i dokuczliwe. Po to zresztą pił. To znaczy nie tylko dlatego, żeby pozbyć się niechcianych myśli. Miał inny ważny powód, a poza tym nie mógł zaprzeczyć, że lubił wypić, ale ten dodatkowy plus, jaki dawało działanie alkoholu, był nie do pogardzenia.

Ni z tego niż owego dopadła go wesołość. Zarechotał, czknął potężnie i sięgnął po omacku do kontenera po kolejną butelkę.

Gmerał po omacku dłuższą chwilę, starając się odszukać dłonią znajomy kształt chłodnego szkła lub chociaż plastikowy rant kontenera, który naprowadziłby go na podłużną szyjkę butelki. W końcu zniecierpliwiony brakiem rezultatów zebrał się na odwagę i przechylił się przez poręcz, skupiając na czarnej skrzynce rozbiegany wzrok. Kontener był pusty!

O kurwa ! Szybko poszło – zaklął nieco rozczarowany. Całe szczęście, że wykazał się przezornością z odpowiednim wyprzedzeniem, pomyślał, spoglądając na wiadro wypełnione zastygłym już betonem, w którym pobłyskiwał kapsel butelki. Ta krótka chwila koncentracji umysłu przyniosła efekt w postaci równie krótkiej utraty przytomności.

Słońce schowało się już za niezbyt odległymi wzgórzami. Długie cienie z równiny zniknęły a w powietrzu pozostała delikatna poświata, nadając otoczeniu różowawy odcień.

Twórca rozluźniony potężną dawką alkoholu starał się przywołać w pamięci, co też temu durniowi obiecał.

Wieczorna poświata jakby nieco przygasła w polu widzenia, koncentrując się w ciemną plamę. Przymrużył jedno oko, potem drugie, sprawdzając, skąd bierze się, ten niespodziewany dość efekt. Mrok jak zwykle pojawił się znikąd. Po prostu stanął przed nim, a poły długiego, czarnego płaszcza pomimo doskonale nieruchomego powietrza, powiewały wolno falującym, płynnym ruchem, Twarz schowana w cieniu czarnego, eleganckiego borsalino nie ujawniała żadnych szczegółów fizjonomii. Twórca poczuł, jak powraca mu jasność myślenia. Miły stan upojenia alkoholem zniknął bez śladu, za to czkawka i dokuczliwy ból głowy, pojawiły się niespodziewanie, wywołując głęboką irytację. Spojrzał na stojącą przed nim ciemną postać, czknął potężnie i powiedział:

 – Aleee – eepp – wejście to masz pierwsza klasa! Dramatyzm i efekciarstwo jak na politycznym wiecu – zarechotał – coś fantastycznego, musisz mnie tego nauczyć.

 – Już czas – wyszeptał Mrok, ignorując uwagę.

Nie zatrzymuję – odparł zniecierpliwiony Twórca – przeszkadzasz mi w kontemplowaniu krajobrazu. Jesteś nierzeczywisty i co gorsza, nieprzejrzysty – mruknął – nie ma cię, nie istniejesz – machnął ręką, jakby odganiał napastliwą muchę.

 – Któż więc stoi teraz przed tobą. Rzeczywistość to pojęcie względne. Skoro zdecydowałeś się na rozmowę ze mną, więc uznałeś, że istnieję. Po cóż miałbyś to robić w przeciwnym razie.

Jesteś projekcją mojej pijackiej wyobraźni, a poza tym często gadam do siebie. Lubie – eepp – swój głos.

 – Co do wyobraźni zgoda jednak przymiotnik „pijackiej” nie ma teraz zastosowania. Masz kaca, ale jesteś trzeźwy.

 – Lingwista się znalazł – wymruczał poirytowany coraz bardziej Twórca – znasz się na literaturze?

– Na tyle, na, ile jest to konieczne, ale mogę cię zapewnić, że nie jestem laikiem.

No to się niedługo przekonamy – zarechotał, obdarzając rozmówcę ironicznym spojrzeniem.

 – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – Mrok był nieustępliwy. Starał się zmusić Twórcę do myślenia, ten jednak miał na wieczór zupełnie inne plany, więc utrzymanie go w trzeźwości pochłaniało sporo energii.

 – Nie pamiętam, jak brzmiało. Pewnie było tak głupie, że nie warto odpowiadać, wybełkotał, zwisając na podłokietniku.

 – Pytałem, czy twoja wyobraźnia jest rzeczywista?– kontynuował spokojnie Mrok.

– Jest, ale tylko dla mnie. Nikt inny jako rzeczywistej jej nie potraktuje.

 – Pod warunkiem, że nie przelejesz jej na papier, w końcu jesteś Twórcą.

 – Z tym papierem to przesadziłeś, bo już raczej wychodzi z użycia, ale zważywszy na twój wiek, wybaczam.

 – Wiesz, dla mnie nie ma znaczenia, na czym tworzysz. Ważny jest sam proces, a jesteś w tym naprawdę dobry.

Chcesz mi powiedzieć, że pisząc o czymś, kreuję rzeczywistość. Słyszałem kiedyś taką teorię o małpie i maszynie do pisania, ale to stek bzdur. Przelanie na papier moich wyobrażeń nie kreuje rzeczywistości, tylko zmienia nośnik informacji i jej dostępność. Kreacja może nastąpić, dopiero gdy ktoś to przeczyta, i zrobi z tego użytek w realnym świecie. To, co znajduje się w naszych głowach, nie ma żadnego znaczenia, dopóki się nie uwolni, i nie zostanie przekute na realne działanie. A i wtedy będzie miało subiektywne zabarwienie – czknął donośnie i zmęczony filozoficzną tyradą, osunął się głębiej w fotelu.

 – Ja jestem tego dowodem – odparł Mrok szeptem – ja i wielu innych. Chcesz zakwestionować moje istnienie?

Twórca przez chwilę zbierał myśli, walcząc z bólem głowy.

 – No to – przez chwilę starał się skoncentrować – ktoś musiał mieć nieźle zryty beret, żeby wymyślić kogoś takiego – powiedział w końcu. Pomińmy milczeniem, sensowność takiej marnej egzystencji jak twoja. Dla mnie możesz być, kim chcesz. Dlaczego jesteś parzystokopytny, pozostanie tajemnicą.

 – Moja postać to nic innego jak ekstrapolacja waszych archaicznych wyobrażeń opartych na wierzeniach. Nie mam o waszym guście dobrego mniemania, ale takie były czasy. Na szczęście zmieniam się wraz z waszymi wyobrażeniami.

 – A niby jak …epp – że się tak wyrażę, się zrobiłeś? Czkawka męczyła Twórcę niemożliwie – ktoś coś napisał, a potem cię ulepił z panującego dookoła zła? Zło nie istnieje obiektywnie. To taki śmieć mentalny, który w toku ewolucji pojawił się w ludzkim mózgu wraz ze świadomością.

 – Masz rację, dobro też nie istnieje obiektywnie. To kwestia definicji. Dwie strony jednego medalu. Jedno bez drugiego jest niedefiniowalne.

 – Filozof się znalazł – jęknął Twórca pod nosem, łapiąc się za głowę. Łeb mnie napierdala, chociaż z tym mógłbyś coś zrobić – powiedział z wyrzutem – skoro umiałeś mnie wytrzeźwić.

 – Jeśli poprosisz – Mrok spojrzał na Twórcę z nadzieją – ale najpierw dotrzymaj umowy. Już czas.

 – Chciałbyś, mendo jedna. Nie dam się wrobić po raz drugi. Poza tym kręcisz. Uważam, że jeśli istniejesz dzięki naszej woli i wyobraźni to sposób twojej kreacji może być sposobem na twoje odesłanie cię w niebyt.

 – Nie istniejemy dzięki waszej woli, ale dzięki strachom i obawom, jakie was dręczą. Nie potrafiliście ich zdefiniować, znaleźć ich źródła i zwalczyć, więc wyobraziliście sobie nasz świat i mnie przy okazji. Jestem waszą kreacją i wygląda na to, że trwałą. Jak na razie nie jesteście zdolni do tego, aby się mnie pozbyć, co zresztą i tak niczego nie zmieni. Jak niby chciałbyś się mnie pozbyć? Religia jak wiesz, w tym ci nie pomoże, wręcz przeciwnie, umacnia nasze istnienie.

 – Religia to –eepp – ten no, wiara w dobro? – powiedział Twórca niepewnym tonem i niemal natychmiast zdał sobie sprawę z błędu.

 – Żartujesz sobie ? – wybuchnął sarkastycznym śmiechem Mrok – studiowałeś kiedyś Księgę? Czy tam jest samo dobro według Ciebie?

 – Nie jestem, – eepp – specjalnie religijny – odparł Twórca zrezygnowany.

Beze mnie religia nie miałaby prawa bytu – kontynuował niezrażony Mrok, a ciemność dookoła ewidentnie się zintensyfikowała.

 – No, jak zrozumiałem, Ty bez religii też byś nie istniał. To się w biologii symbioza nazywa.

 – Masz rację i bardzo dbamy o to, aby trwała. Bez niej tracimy energię. Zresztą dajemy dzięki temu milionom ludzi źródło utrzymania, nadzieję i zajęcie. Czym lub kim straszyliby ludzi jej kapłani religii i siali ziarno strachu w kolejnych pokoleniach. W jaki sposób przekonaliby ludzi do tego, żeby płacili krwawą daninę, poświęcając siebie lub innych w imię wiary. Stałem się niezbędny, chociaż pierwotny cel mojego istnienia był zgoła odmienny. Sam miałem być celem a stałem się narzędziem. Poły płaszcza powiewały w nieruchomym powietrzu. Mrok był już doskonale czarny, jakby pochłaniał całe światło, które napływało z otoczenia.

 – Tak – odparł zamyślony Twórca. Zaczynam odnosić wrażenie, że mój zawód może przynieść więcej szkody niż pożytku. Zawsze wydawało mi się, że jako twórca wnoszę istotny wkład do kultury całego społeczeństwa. Teraz widzę, że wniesienie tego wkładu niekoniecznie wiąże się z korzyściami społecznymi. Zawsze znajdzie się, jakiś zjeb, który na swój chory sposób zinterpretuje moje myśli i zrobi z ich niewłaściwy użytek.

 – Twórca niespokojnie mościł się chwilę z fotelu. W końcu spojrzał na stojącą przed nim postać.

 – Pijasz piwo? – zapytał podejrzliwie, mając nadzieję, że w ten sposób zweryfikuje rzeczywistość,

 – Dla towarzystwa tak, ale to strata procentów z twojego punktu widzenia.

 – Nie pieprz, tylko siadaj. Wcale nie chcę, żebyś wyżłopał mi piwo, ale skoro gadamy, nie wypada, żebyś sterczał przede mną. Lubię mieć jasną i dużą perspektywę, a Ty zasłaniasz mi widok. Poza tym, jak widzisz, skrzynka jest pusta. Musisz się obsłużyć sam, w lodówce mam zapas. Mrok swoim zwyczajem przesunął się bezszelestnie, siadając na jedynym krześle stojącym pod ścianą.

 – Stanowczo lepiej – powiedział Twórca – przeciągając się i zakładając ręce za głowę.

Chwilę siedzieli w ciszy. Kapsel od butelki z piwem poleciał szerokim łukiem, spadł na podłogę i tocząc się powoli, zniknął w szparze pomiędzy deskami. Twórca kątem oka przyglądał się, jak Mrok wlewa w siebie bursztynową ciecz. To było realne! Mrok oderwał butelkę piwa od ust.

 – I jak oceniasz wynik swojego testu? Czy według ciebie jestem rzeczywisty?

 – Jestem świadomy tego, że Ty jesteś kreacją jakiejś chorej świadomości społecznej ucieleśniającej Zło, chociaż na draba mi nie wyglądasz. Dodatkowo podsycanej przez perfidną bandę egoistów w sukienkach żądnych władzy, pieniędzy i bezkarności, którzy manipulując umiejętnie strachem, zyskali nad ludźmi władzę. Dzięki tobie, co sam przyznałeś.

 – Nie, nie dzięki mnie. Ja jestem jedynie narzędziem, które powstało na wasze życzenie i którym się posługujecie dla własnych celów, a to różnica.

 – Dla mnie jesteś nikim. Pewnego dnia oni znikną a wyobrażenie o tobie, które mylnie uważasz za realną egzystencję, zniknie razem z nimi.

 – Wierzono we mnie od zawsze. Wasza wiara daje mi siłę i definiuje moje istnienie. Im bardziej się boicie, tym silniejszy się staję. Jestem czystą, realną projekcją waszych obaw i strachów.

 – Muszę się z tobą zgodzić, bo ta wiara wynika z ciężkiej pracy twoich popleczników w sukienkach. Zaburzyli naturalną równowagę grup społecznych, wymyślając takie ścierwo jak ty. Przyjdzie jednak czas, że stracą władzę. Praktycznie też stałeś się już tylko obiektem żartów i kpin. Właściwie nie ty, bo nie istniejesz, tylko twój chory wizerunek.

 – Ludzka natura jest niezmienna. Zło i dobro zawsze będzie wam towarzyszyło, dopóki będziecie świadomi. Jesteś idealistą, a tacy prędzej czy później kończą jako pokarm albo stają się zwyrodnialcami, co mi w sumie pasuje – zarechotał dziwnym, chrapliwym głosem Mrok.

 – A ty co, przeziębiłeś się – zrewanżował się Twórca. A w ogóle to, co to za pieprzenie. Na filozofię ci się zebrało? Ludzi definiuje etyka – kontynuował już spokojniejszym tonem – a nie jakieś dyrdymały spisane przez nawalonego zielskiem pastucha.

 – Widzisz, dochodzimy do sedna pierwotnej Kreacji. Mógł być nawalony, ale spisał to, co mu do głowy przyszło. Ktoś to przeczytał, przetworzył i wykorzystał. Jak? Sam widzisz. Jestem znacznie starszy niż Księga, ale ona powstała na nasze zlecenie. Wcześniej upadły znaczące religie. Musieliśmy zadbać o swoją przyszłość.

Twórca spojrzał na Mroka wzrokiem, w którym kryła się kpina i ironia. Bolała go głowa, męczyła czkawka, która nie pozwalała się skupić. A sprężyny w fotelu gniotły go w tyłek, wydatnie zwiększając poziom irytacji. Mrok siedział rozwalony na krześle. Pewność siebie biła z całej jego pozy, a głęboka czerń oplatała go ze wszystkich stron. Cyrkowiec pomyślał Twórca, zaraz zetrę ci ten durny uśmieszek z facjaty.

 – Nie masz wrażenia, że twoje istnienie, które w dalszym ciągu kwestionuję, jest nielogiczne i zaprzecza sensowności twojego działania? – powiedział w końcu Twórca z namysłem.

 – Skąd taki wniosek?

 – Odpowiedz mi na pytanie – co jest celem twojego istnienia?

Mrok poruszył się niespokojnie na krześle. Sprecyzowanie odpowiedzi na tak zadane pytanie nie okazało się proste. Wymagałoby wyjaśnień, na które Mrok teraz wybitnie nie miał ani chęci, ani czasu.

 – Nie ma celu samego w sobie, podobnie jak wasze istnienie. Cel wytyczyła ewolucja, a jest nim przetrwanie waszego świadomego gatunku. Widocznie tak działa świadomość, że kreuje świat równoległy i nadrzędny taki jak nasz po to, żeby mógł chronić was, a nam dał możliwość wpływania na wasze życie, żeby chronić nasz świat. Ewoluujemy razem z wami, waszymi poglądami, wiarą i świadomością.

 – Czyli jesteśmy skazani na symbiozę z tworem naszej własnej świadomości – odparł Twórca niespecjalnie zadowolony z odpowiedzi.

 – Twórca rozwalił się w fotelu i obserwował jak Mrok, powoli traci swą głęboką czerń i siły. Widział, że dał mu do myślenia i zyskał na nim przewagę. Zrobił się jakiś taki nijaki, szaro bury.

Mijała minuta za minutą, a Mrok klął w myślach chwilę, w której zgodził się, na tą idiotyczną transakcję wietrząc szansę na odzyskanie kontroli nad Twórcą. Teraz widział, jak bardzo się pomylił. Podczas ich pierwszego spotkania oszukał swojego adwersarza, mając na celu aspekt równowagi i zmuszając go poniekąd do pracy dla siebie, a on jak widać, wcale mu tego nie zapomniał.

Twórca robił się coraz bardziej poirytowany, chciał bowiem powrócić do pijackiego błogostanu, w jakim znajdował się przez dłuższy czas dnia, po napisaniu krótkiego utworu. Teraz gryzło go sumienie czy jeszcze coś mądrego potrafi napisać. Wszystko już napisano. Być może teraz nadszedł czas wyboru i kreacji. W końcu oderwał się od swoich myśli. Mrok milczał w dalszym ciągu. Widać było, że toczy wewnętrzną walkę, więc postanowił go dobić. Pragnął krwi i sukcesu.

 – Obsługujesz tylko Ziemię? – zapytał wrednie ironicznym tonem.

 – Że co? – Mrok był naprawdę zaskoczony.

 – Pytam, czy obsługujesz tylko Ziemię, czy masz swój udział w szerzeniu Dobra i Zła z przewagą tego drugiego wśród innych kultur Naszego Uniwersum? Chyba nie twierdzisz, że cały Wszechświat poza Ziemią pozbawiony jest istot świadomych swojej egzystencji.

Mrok znowu zamilkł. Zrobił się niemal przezroczysty.

Przypominał teraz już tylko cień samego siebie. Twórca zmrużył oczy i ze złośliwym uśmiechem wpatrywał się w ledwie widoczną postać.

 – Nie rozumiesz równowagi, ale przyjdzie i na to czas. Jestem kreacją waszej świadomości. Interesują nas tylko ludzie i ich przetrwanie. Dotrzymaj umowy – Twórca usłyszał cichy szept.

 – Coś taki niecierpliwy. Umowa to umowa. Napij się jeszcze.

 – Dotrzymaj warunków – powtórzył – skrzynka jest pusta.

 – A ty w ogóle rozumiesz, co czytasz, czy Ci – eepp – sekretarka tłumaczy? – zdenerwował się Twórca i czknął potężnie. – Co z tego, że skrzynka jest pusta. Umowa była, że mam wypić całą skrzynkę piwa. To, że jest pusta, nie jest jednoznaczne z faktem, że wszystko wypiłem. Mam żelazny zapas pochodzący z tej właśnie skrzynki – powiedział, teatralnym ruchem wskazując na wiadro wypełnione betonem. Tkwiła w nim zabetonowana butelka piwa.

 – I spadaj, bo zaczynasz mnie wkurzać.

Poły płaszcza załopotały złowrogo, a pod kapeluszem pojawiło się dwoje czerwonych, kipiących wściekłością oczu. Mrok zdał sobie sprawę, że w ten sposób nigdy nie uzyska kontroli nad Twórcą. O ile w ogóle było to możliwe. Czekała go ciężka przeprawa w centrali i zastanawiał się poważnie, co powie Luc'owi. W powietrzu dał się odczuć delikatny zapach siarki. Mrok zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił.

 – Komediant amator – sapnął Twórca rozbawiony, starając wygrzebać się z głębokiego fotela – nawet siarkę wozi ze sobą, efekciarz. Znowu był przyjemnie nawalony. Nogi mu się plątały, ale humor dopisywał. Wziął wiadro i zataczając się, z mozołem zatargał je na brzeg studni na tyłach domu.

Żelazny czy betonowy wszystko jedno, zapas powinien być schłodzony – mruknął do siebie, wrzucając wiadro w czarną czeluść. Uspokojony głośnym pluśnięciem, które dobiegło z ciemnego wnętrza, wrócił do domu, obijając się o meble. Zawisł na chwilę na drzwiach lodówki, przez chwilę walczył z kiwającym się na zawiasach skrzydłem drzwi, aby odzyskać równowagę i skupić wzrok. Zajęło mu dobrą chwilę. W końcu skupił się i wyjął z lodówki przyjemnie schłodzone piwo, po czym zwalił się z powrotem na swój ulubiony fotel.

 – O czym to ja? … aha, noo – zamruczał pod nosem. Nagły, krótki przebłysk świadomości wywołał na niegolonej twarzy szeroki uśmiech – podpisałem temu durniowi cyrograf za skrzynkę piwa, bo nie chciało mi się wstawać do lodówki. – Cyrograf – zarechotał – co za dureń nazywa tak umowę handlową. Pociągnął kolejny łyk, a strużki żółtego płynu spłynęły po brodzie, wsiąkając we flanelową koszulę. Zrobiło mu się żal parzystokopytnego. Sam się napatoczył, a on zrobił z niego kelnera.

„Duszę za piwo” – zarechotał – osioł jeden, a mówił, że zna się na literaturze. Pojęcia nie ma co to metafora.

 

 

Koniec

Komentarze

 Szukałem tej metafory. Naprawdę! Ale (heh) po drodze tyle przeszkód…

Jak nie przecinki to literówki, czkawka, kac, wyrazy na k oraz podobne, przaśna filozofia…

Raczej farsa niż horror, moce, piekło i demony… Tekst prosi się o solidne przeredagowanie.

Wytrwałości. smiley Sory…

 

dum spiro spero

Tekst jak napisał Fascynator przaśny i wymaga przeredagowania, lecz trudno się z nim nie zgodzić.

Od pewnego momentu poginęły półpauzy, poprzedzające partie dialogowe. Zgrzyt dla czytelnika, silnie utrudniający płynne czytanie.

Sądząc po zakończeniu, miał to być dowcip. Chyba nie bardzo wyszedł…

Aha, moda na wiecznie pijanych bohaterów przebrzmiała już dość dawno temu.

Przykro mi , że niczego pochwalnego nie mogłem napisać… Ale gusta są różne, więc spokojnie, komus się pewnie spodoba.

Tu nie ma żadnej filozofii. Tekst z założenia miał być przaśny i napisany w dość nietypowym stylu, co u niewprawnego czytelnika może powodować komplikacje. Tekstów skrajnie łatwych , które można czytać, jedząc pączki, jest na rynku multum i wszystkie takie same. Nie miałam ambicji wprowadzania głębokiej filozofii do prostego tekstu, ale też pisanie o tematach oklepanych jak kobyła pod siodłem też mnie nie interesuje. Tekst jest dla osób dojrzałych, nie dla dzieci i jeśli kogoś rażą wyrazy uznane za niekulturalne, to niestety nie moim pomysłem było wprowadzenia ich do literatury. Nie widzę też wyraźnego powodu, dla którego miałabym ich unikać. Niemniej jednak uznałam, że edytuje tekst pod tym kątem. Nie piszę też dla mody, bo gdybym się tym kierowała, główny bohater byłby zapewne nieszczęśliwym Twórcą LGBT, którego porzucił kochanek, siedziałby nie w chałupie tylko w willi i nie pił piwa, tylko herbatę miętową. Oczywiście, że jest to rodzaj przaśnej farsy, takie było założenie i z tego komentarza jestem zadowolona:). A z przecinkami, no cóż, muszę popracować.

Niemniej dziękuje, że chciało Wam się przeczytać i skomentować:))

 smiley

 

i napisany w dość nietypowym stylu, co u niewprawnego czytelnika może powodować komplikacje.

To prawda. Niewprawny czytelnik jest jak wrzód na obwolucie…

Praca – tak, to dobry pomysł. Nie tylko uszlachetnia, jak się powszechnie sądzi, ale też pomaga

zwalczyć nam wrodzone (za naszą Noblistką Kochaną) niedoskonałości:

 

zrodziliśmy się bez wprawy

i pomrzemy bez rutyny

Powodzenia.

 

dum spiro spero

Witaj. Masz bardzo ładny nick. :)

 

Dość smutna, przygnębiająca opowieść o zdolnych twórcach, którzy zagubili się i bezpowrotnie popadli w alkoholizm.

 

Z technicznych – moje sugestie oraz wątpliwości:

Na pewno do poprawy są dialogi, ponieważ ich zapis jest niewłaściwy.

(Przykłady:

No to się niedługo przekonamy – zarechotał, obdarzając rozmówcę ironicznym spojrzeniem.

 – Nie pamiętam, jak brzmiało. Pewnie było tak głupie, że nie warto odpowiadać, wybełkotał, zwisając na podłokietniku

 – No to – przez chwilę starał się skoncentrować – ktoś musiał mieć nieźle zryty beret, żeby wymyślić kogoś takiego – powiedział w końcu. Pomińmy milczeniem, sensowność takiej marnej egzystencji jak twoja. Dla mnie możesz być, kim chcesz. Dlaczego jesteś parzystokopytny, pozostanie tajemnicą.

Filozof się znalazł – jęknął Twórca pod nosem, łapiąc się za głowę. Łeb mnie napierdala, chociaż z tym mógłbyś coś zrobić – powiedział z wyrzutem – skoro umiałeś mnie wytrzeźwić. )

O tym, jak widzę, wspominali już Przedmówcy.

 

Tytułu nie trzeba powtarzać na początku, ponieważ wpisałaś go już w oddzielnym „okienku” jako tytuł.

Nogi w ubłoconych buciorach wyłożył na drewniany taboret, który niebezpiecznie chylił się ku upadkowi, kiwając się na dwóch mocno już nadwerężonych nogach. – powtórzenie

Ku jego zdziwieniu, otaczająca go czasoprzestrzeń wykazywała daleko zaawansowaną niestabilność, a horyzont za nic nie chciał być linią poziomą – powtórzenie

Uśmiechnął się z satysfakcją do własnych myśli.. – czemu dwie kropki na końcu zdania?

W głowie kręciło mu się koncertowo, a niezorganizowane w logiczny ciąg myśli, (zbędny przecinek?) pływały w powolnym rytmie tu i tam bez większego celu i konieczności istnienia.

 

Całe szczęście, że wykazał się przezornością z odpowiednim wyprzedzeniem, pomyślał, spoglądając na wiadro wypełnione zastygłym już betonem, w którym pobłyskiwał kapsel butelki. – niestety, nie rozumiem tego zdania. Jeśli pomyślał bohater, czemu myśli są w trzeciej osobie?

 

Długie cienie z równiny zniknęły (przecinek?) a w powietrzu pozostała delikatna poświata, nadając otoczeniu różowawy odcień.

 

Po prostu stanął przed nim, a poły długiego, czarnego płaszcza pomimo doskonale nieruchomego powietrza, powiewały wolno falującym, płynnym ruchem, (przecinek postawiony zamiast kropki) Twarz schowana w cieniu czarnego, eleganckiego borsalino nie ujawniała żadnych szczegółów fizjonomii.

 

Miły stan upojenia alkoholem zniknął bez śladu, za to czkawka i dokuczliwy ból głowy, (zbędny przecinek?) pojawiły się niespodziewanie, wywołując głęboką irytację.

 

Któż więc stoi teraz przed tobą. Po cóż miałbyś to robić w przeciwnym razie. – zdania pytające

Lubie – eepp – swój głos. – literówka

 – Co do wyobraźni (przecinek?) zgoda (i tu?) jednak przymiotnik „pijackiej” nie ma teraz zastosowania.

Na tyle, na, (zbędny przecinek?) ile jest to konieczne, ale mogę cię zapewnić, że nie jestem laikiem.

Pytałem, czy twoja wyobraźnia jest rzeczywista? – według mnie to zdanie twierdząc, a nie pytające

Kreacja może nastąpić, dopiero gdy ktoś to przeczyta, (zbędny przecinek?) i zrobi z tego użytek w realnym świecie.

To, co znajduje się w naszych głowach, nie ma żadnego znaczenia, dopóki się nie uwolni, (ten także?) i nie zostanie przekute na realne działanie.

 

Uważam, że jeśli istniejesz dzięki naszej woli i wyobraźni (przecinek?) to sposób twojej kreacji może być sposobem na twoje odesłanie cię w niebyt. – powtórzenie

 – Żartujesz sobie(zbędna spacja) ? – wybuchnął sarkastycznym śmiechem Mrok …

 – Nie jestem, – (za dużo znaków interpunkcyjnych) eepp – specjalnie religijny – odparł Twórca zrezygnowany.

 

A zatem pod kątem interpunkcji trzeba jeszcze popoprawiać całość, ja już dalej nie będę tych usterek wypisywać.

 

Zresztą dajemy dzięki temu milionom ludzi źródło utrzymania, nadzieję i zajęcie. Czym lub kim straszyliby ludzi jej kapłani religii i siali ziarno strachu w kolejnych pokoleniach (zdanie pytające) . W jaki sposób przekonaliby ludzi do tego, żeby płacili krwawą daninę, poświęcając siebie lub innych w imię wiary (to też zdanie pytające). – powtórzenia; do czego odnosi się słowo „jej”?

 

Również pod kątem powtórzeń trzeba opowiadanie przejrzeć i nanieść poprawki, ja już ich nie wypisuję.

Warto wspomnieć o wulgaryzmach.

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka