- Opowiadanie: HollyHell91 - Gołębiątko

Gołębiątko

Długo się zastanawiałam, czy w ogóle tę opowiastkę publikować. Teraz wydaje mi się nieco naiwna i odbiorca jest niejasny (dziecko czy dorosły?). Ostatecznie stwierdziłam, że warto coś wrzucić - chociażby dla sprawdzenia, czy mój warsztat chociaż troszeczkę się poprawił.

Serdecznie dziękuję za betę Ambush i GreasySmooth.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Gołębiątko

Nie były to spokojne narodziny. Gołębiątko ledwo zdążyło wykluć się z jaja, a już musiało uciekać. “A sio!” – krzyczał człowiek, wściekły i obrzydzony zarazem. “Sio mi stąd, latające szczury!”.

Tak się akurat złożyło, że miejscem narodzin Gołębiątka był balkon w pewnym brzydkim, szarym bloku, który znajdował się w tak samo szarym i smutnym polskim mieście. 

Gołębiątko nigdy nie zapomniało chwili, gdy oszołomione strachem uciekało od agresora. Postanowiło wtedy, że już nigdy nie zbliży się do balkonów i tego postanowienia dotrzymało. 

Drażniły je też towarzyszące mu na co dzień gołębie: wiecznie smutne i bez przerwy narzekające. Gdy jeden znalazł okazały kawał chleba, drugi mu zazdrościł i robił na złość. Zdarzały się nawet kradzieże pieczywa i ziarenek. 

Toteż Gołębiątko, gdy tylko wyrosło, bez wahania wyruszyło w podróż. 

– Muszę stąd uciec – powiedziało do matki przed odlotem. – To nie jest moje miejsce. Jeśli tu zostanę, będę tacy jak wy: smutni i bez nadziei. 

Nie czekając nawet na odpowiedź zszokowanej gołębicy, załopotało skrzydłami i obrało kierunek – Zachód. 

 

 

Lot nie trwał długo: jeszcze przed nastaniem wieczoru Gołębiątko poznało, że znajduje się po drugiej stronie granicy. Jego oczom ukazały się piękne drzewa, majestatyczne budynki, wysokie i szklane domy. Czarne drogi wymierzone jak od linijki, pola maków nasycone czerwienią i złoty rzepak zdawały się tworzyć idealną harmonię i porządek. Serce zabiło Gołębiątku mocniej – po raz pierwszy z radości, a nie strachu. 

Ptaszek, szczęśliwy i pełen optymistycznych wizji, usiadł na drzewie, które upodobał sobie najbardziej. Z jego gałęzi miał naprawdę niezły widok – wprost na piękną, średniowieczną katedrę. Gołębiątko uśmiechnęło się do siebie, po czym żwawo rozpoczęło budowę prowizorycznego gniazda. Jutro ułoży sobie coś lepszego, pomyślało. Byleby się tylko przespać po męczącej podróży. 

 

Śniło mu się, że jest pięknym, białym orłem. Osiedlił się w najlepszym możliwym miejscu – na dzwonnicy pięknej, średniowiecznej katedry. Żyje jak król i prawdopodobnie jest królem, bo głowę zdobi mu złota korona. Piękna żona, również orlica, właśnie wlatuje przez okno wieży. Wręcza mu posiłek: tłuściutką i dorodną mysz polną. 

– Jesteś cudowna, kochanie – mówi Gołębiątko-Orzeł. – Nikt tak nie gotuje jak ty. 

Po czym połyka śniadanie, mrużąc oczy z zadowolenia. Po posiłku wybiera się na powietrzny spacer i zataczając koła w powietrzu, ląduje na swoim ulubionym drzewie, zwanym przez okolicznych Eiche. Nagle zaczyna wiać wiatr, który rozpaczliwie próbuje zrzucić Gołębiątko-Orła z gałęzi. Chwyta się ono mocniej drzewa, ale czuje, że zaraz spadnie. 

– Kto ty tu? Czego tu?! – Nieprzyjemne, brzmiące jak drut kolczasty głosy, wybudziły Gołębiątko ze snu. Napastnicy próbowali zniszczyć jego sklecone naprędce gniazdko. Ostatecznie im się to udało. Ptaszek musiał uciekać. 

Znalazł schronienie w domku dla ptaków w gospodarstwie. Co prawda obiecywał sobie, że nigdy nie będzie się zbliżał do siedlisk ludzkich, ale nie miał w tym momencie innego wyboru. Poza tym to nie był balkon, lecz domek dla ptaków. Stąd nikt nie powinien go wyganiać. 

Jak bardzo się myliło, biedne Gołębiątko! 

Już kolejnego dnia przepędzały go czarne orły, naprzykrzając się swoim gardłowym krzykiem. 

– Brzydkie gołębiątko! Brzydkie! – skrzeczały obrzydliwie. – Nie potrzebujemy tu takich! 

Nie namyślając się wiele, ptaszek uciekł do zagrody otoczonej siatką. Wcisnął się w kąt małej drewnianej przybudówki i dopiero wtedy pozwolił sobie na łzy strachu i smutku. 

Gdy już się nieco uspokoił, spostrzegł dziwacznego ptaka w rogu zagrody. Na pewno nie był to gołąb, a tym bardziej orzeł. 

Ptak miał czarne pióra na grzbiecie, które niżej przechodziły w szarość, by pod samym dziobem zmienić kolor na niebieski. Z dzioba zwisała mu jakby dżdżownica, a pod gardłem huśtały się dwa jaja obleczone czerwoną skórą. Gołębiątko było tak zszokowane tą szpetotą, że nic nie potrafiło powiedzieć, nawet gdy obrzydliwy ptak doń się zbliżał. 

– Kto ty jesteś? – Obrzydliwy Ptak spojrzał na Gołębiątko w taki sposób, jakby to ono było z nich dwóch tym Obrzydliwym. 

– Jestem Gołębiątko – odpowiedziało po chwili. 

– Nowy, ha? – Obrzydliwy Ptak zatrząsł jajami pod brodą. Gołębiątko wzdrygnęło się na ten widok. 

– Jestem indyk – przedstawił się. 

– Miło mi – skłamało Gołębiątko. 

Dopiero wtedy się zorientowało, że czarne orły nadal siedzą nieopodal domku dla ptaków. Jednak indyka nie przezywały brzydkim i nie przeganiały go. 

– Jesteś tu sam, ha? – zapytał Obrzydliwy Ptak. Dla małego gołębia indyk już na zawsze miał pozostać Obrzydliwym Ptakiem. 

– Tak – odpowiedziało zgodnie z prawdą i natychmiast tej szczerości pożałowało. Rozglądnęło się trwożnie. Zza przybudówki wychylił się kolejny indyk.

– My również szukaliśmy tu lepszego życia – zaśmiał się Obrzydliwy Ptak, widząc przerażoną minę Gołębiątka. – I znaleźliśmy. Nie musimy nic robić. Czarne orły przynoszą nam jedzenie. 

W tym momencie jeden z czarnych orłów podrzucił indykom wielkiego ślimaka. Gołębiątko natychmiast poczuło głód, choć ślimak nie był jego przysmakiem. 

Drugi indyk rzucił się na przysmak, trzęsąc ohydną glistą na dziobie niczym lew grzywą. Połykając ślimaka, spojrzał wrogo na małego gołębia. 

– Nie możesz tu zostać. – Głos indyka zabrzmiał złowrogo. – To nasz teren, ha! 

Nagle zza szopy zaczęły wyłaniać się kolejne indyki i zacieśniały wokół Gołębiątka krąg. Wszystkie trzęsły ohydnymi jajami pod dziobem i już miały zaatakować, gdy skrzydła małego gołębia poniosły go w górę. Na szczęście instynkt zadziałał, bo samo Gołębiątko jeszcze przez długi czas było oszołomione ze strachu. 

Leciało prosto przed siebie, nie zważając na kierunek. Nie wiedząc, że zmierza w stronę Północy, obserwowało stopniowo malejące pod nim drzewa i budynki.

 

 

Dużo czasu zajęło Gołębiątku, zanim się uspokoiło i przestało bać. Dość wiedzieć, że w pewnym momencie zauważyło szare i czarne budynki, które z każdym kilometrem stawały się większe i większe. Ostatecznie Gołębiątko dotarło do największego skupiska ludzkiego, jakie zobaczyło dotychczas w swoim życiu. 

Malutkie, wydawałoby się z tej wysokości, domki przypominały trochę mrowisko. Po chwili ptaszek ujrzał inny budynek: płaski i wyjątkowo duży, otoczony jeszcze większym betonowym placem. Na placu tym zauważył ptaki. Jednak były one dziwne: nie poruszały się i pokrywała je… blacha? Z pewnością były ogromne. 

Gołębiątko przeraziło się rozmiarów wielkich, blaszanych ptaków i jeszcze szybciej zamachało skrzydełkami. Po kilku chwilach zamajaczyła przed nim konstrukcja, jakiej nigdy wcześniej nie widziało: w porównaniu do innych budowli była bardzo cienka i szczupła, dodatkowo wieńczyła ją duża kula. 

Zachęcone pięknym widokiem, podleciało do ogromnej kuli. Spostrzegło, że małe domki zostały zastąpione wysokimi i szklanymi. Nowe otoczenie, ogromna liczba ludzi i wszędobylski hałas spowodowały u ptaszka niemały zawrót głowy. Pragnął osiąść w nieco przyjemniejszym i cichszym miejscu.

Jego uwagę przykuła inna konstrukcja. Gołębiątko natychmiast do niej podleciało. Budowla przypominała bramę zwieńczoną nieruchomymi postaciami i końmi, które ciągnęły zaprzęg. Ptaszek instynktownie poczuł, że z tych postaci bije jakaś siła; usiadł więc na jednej z nich i dumnie wypiął pierś. 

Przed nim na placu znajdowało się mnóstwo ludzi. Robili zdjęcia bramie, co tylko potwierdziło przypuszczenia Gołębiątka, że spoczął na ważnym miejscu. 

Nagle na głowę ptaszka spadło coś przeźroczystego i lekkiego, bardzo utrudniającego oddychanie. Ogarnęła go panika: szamotał się, unosił skrzydła i trzepotał głową, próbując zdjąć przezroczystego dusiciela. Pierwszą jego myślą były paskudne, czarne orły. “Chcą mnie zadusić! Śledziły mnie!” – myślał rozpaczliwie. 

W tym samym momencie dusząca, szeleszcząca płachta została zdjęta. Gołębiątko znów mogło swobodnie oddychać. Przed nim stał duży i prawdopodobnie starszy gołąb.

– Pełno tu śmieci – zaczął rozmowę przyjaźnie. 

Gołębiątko, choć było wdzięczne za ratunek, odczuło też złość. Już nie było jedynym ptakiem, który dumnie zdobił rzeźbę. 

– Chyba nie jesteś stąd? – zapytało Gołębiątko ostrzej niż zamierzało. 

– No tak, akcentu się nie ukryje – zaśmiał się Duży Gołąb. – Jestem z Polski. 

– Ja też! 

– Tak myślałem. A co cię tu przywiało? 

Gołębiątko nawet nie musiało się zastanawiać: 

– Szarość, smutek, wrogość, zawiść… 

– Aha, aha – przytaknął Duży Gołąb. – Te same powody mnie zmusiły do zmiany klimatu. Ale wiesz, że każde miejsce ma swoje wady? 

– Teraz widzę. – Gołębiątko potarło dziób o skrzydło: nadal miało wrażenie, że drażni je plastikowa torba. – Wszędzie śmieci, czarne orliska karmiące obrzydliwe i leniwe indyki… Czemu tych indyków nie przepędzają? 

Duży Gołąb wzruszył skrzydłami. 

– Też mnie to drażni, bracie. 

Ptaki zamilkły. Gwar na placu przybierał na sile. Ptaszek zauważał na nim coraz więcej śmieci. Czuł narastającą irytację. 

– Ale nie wierzę, że każde miejsce ma swoje wady – powiedział nagle. 

Duży Gołąb przestąpił z nóżki na nóżkę. 

– Ile krajów widziałeś poza Polską? – zapytał. 

Gołębiątko nieco się zawstydziło. Domyślało się, do czego starszy gołąb zmierza. 

– Ten jeden tylko – odpowiedziało niechętnie. 

Towarzysz parsknął protekcjonalnie. Gwar ludzi był coraz głośniejszy. Opakowanie po lodach zahaczyło o dziób Gołębiątka. Gniew zaczął w nim wrzeć. 

– Lecę dalej – powiedziało twardo. – Na Zachód. Słyszałem, że tam mieszkają bieliki. Wiele razy słyszałem o bielikowym śnie. Na pewno musi tam być fantastycznie. Bez czarnych orłów, bez śmieci na każdym kroku. 

Duży Gołąb pokręcił przecząco głową. 

– Oj, zdziwisz się. Czarnych orłów może tam nie ma, ale są inne czarne ptaki i nie mniej złośliwe niż tutaj… – Chrząknął. – Tak czy owak, życzę powodzenia – dodał szczerze. 

Gołębiątko nie słyszało ostatniej wypowiedzi życzliwego, acz irytującego kolegi. Wzniosło się już w przestworza i skierowało dalej na Zachód. 

 

 

Podróż do krótkich nie należała: ocean był o wiele większy, niż się ptaszkowi zdawało. Nie był przyzwyczajony do dalekich wypraw. Nagle zauważył statek, więc podleciał do niego uradowany. Przycupnął na nim i ku swojemu zadowoleniu stwierdził, że nikomu nie przeszkadza. 

Po jakimś czasie dostrzegł ogromnego człowieka, który miał nietypowy kolor i stał nieruchomo w wodzie. Początkowo struchlał, ale w miarę, gdy statek się zbliżał do obiektu, uzmysłowił sobie, że to tylko ogromna rzeźba przypominająca kobietę, która trzyma w dłoni dziwny przedmiot, a jej głowę zdobi dziwne nakrycie głowy.

Gołębiątko uniosło skrzydła i skierowało się w stronę miasta. Przelatując nad ciemnoniebieską wodą, zauważyło pływających w niej mnóstwo białych przedmiotów – prawdopodobnie śmieci. Morze przecinały białe i czerwone statki, które płynęły tuż obok siebie, tworząc idealnie równe pasy. 

Gdy ptaszek skierował wzrok na miasto znajdujące się naprzeciwko, otworzył dziób ze zdziwienia. Tego typu budynków jeszcze nigdy i nigdzie nie widział. Były tak wysokie, że sięgały chyba do samego nieba i stały tak blisko siebie, że nie starczyło już miejsca dla drzew i zieleni. 

Zawahał się. Nie tak wyobrażał sobie bielikowy sen. Nie wiedział właściwie, czego się spodziewał, ale na pewno nie betonowych siedlisk ludzkich, bezczelnie naruszających strefę wszystkich ptaków. 

Gołębiątko westchnęło głośno i wzruszyło skrzydełkami. Skoro już przebyło tak daleką drogę, spróbuje się zadomowić w tym dziwnym miejscu. A niełatwo było znaleźć bezpieczną przystań. Biednego ptaszka z każdej strony oślepiały neony, a gwar i hałas były kilkukrotnie głośniejsze niż w krainie czarnych orłów. Poczuł przytłoczenie i nieprzyjemne kołatanie serca. 

Ostatecznie Gołębiątko przysiadło na rynnie zwisającej z niższego budynku, który akurat nie raził neonem. Z tego punktu postanowiło rozeznać się w nowym otoczeniu.

Nagle podskoczyło gwałtownie, a serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi. Przestraszone nagłym wyrzutem, rozglądnęło się za jego przyczyną, a ta okazała się dość wielka. Po drugiej stronie siedział bielik, który miał tak ogromne brzuszysko, że Gołębiątko aż nabrało szacunku do niepozornej rynny. 

– Co jest, ziomuś? – zapytał Brzuchaty, bo tak Gołębiątko nazwało go w myślach. 

– Ziomuś? – powtórzyło głucho. 

Brzuchaty przysuwał się do ptaszka w dość pokraczny i powolny sposób. Ptaszek początkowo chciał uciec, ale ogromny bebech nowego towarzysza tak go zafascynował, że zapomniał o lęku. 

– A nie jesteś ziomuś? – spytało chyba brzuszysko, zamiast samego bielika. 

Gołębiątko uniosło główkę tak wysoko, jak tylko mogło, by ujrzeć dziób rozmówcy. Dopiero wtedy zauważyło, że mieli on resztki jakiejś ryby. 

– Wyglądasz na przestraszonego – zagaił ponownie Brzuchaty. 

– Wcale nie – skłamało Gołębiątko. – Jestem tylko nieco przytłoczony. – I spojrzało wymownie na neony i wysokie budynki. 

– Aha, czyli imigrant – zaśmiał się bielik, chwytając w dziób kolejną ogromną i tłustą rybę, którą wydobył nie wiadomo skąd. – Przyzwyczaisz się. 

Nagle rozległy się strzały. Gołębiątko odruchowo skryło się za plecami bielika, który nawet nie drgnął. Ludzie rozproszyli się w popłochu, szukając kryjówek w pobliskich sklepach. Sprawca zamieszania stał na środku placu i wyciągnął rękę do góry, dzierżąc w niej pistolet. Krzyczał coś niezrozumiałego i wykonał jeszcze kilka strzałów. Na szczęście nikt nie ucierpiał – policja pojawiła się dosyć szybko i ujęła awanturnika. Dopiero gdy radiowóz odjechał z przestępcą, ludzie zaczęli wychodzić z ukrycia. 

Gołębiątko również wychyliło się zza pleców nowego towarzysza, jednocześnie przestraszone i zawstydzone. Brzuchaty pokiwał tylko dziobem i powiedział: 

– Przyzwyczaisz się. 

 

Ptaszek skorzystał z zaproszenia nowego znajomego i odpoczął w gnieździe bielika, ulokowanym na drzewie, które znajdowało się na terenie dużego parku w samym centrum miasta. W tym miejscu o wiele bardziej mu się podobało: budynki majaczyły w dali i nie przytłaczały, a wszechobecna zieleń skutecznie uspokajała, odcinając od nadmiernych wrażeń. 

– Uważaj na kruki. – Brzuchaty uczył nowego kolegę życia w mieście. – Nie wszystkie są agresywne, ale niestety większości nie można ufać. 

– Jak wyglądają kruki? – spytało Gołębiątko, starając się zapamiętać każdą radę. 

– Nie wiesz, jak wyglądają kruki? To skąd ty jesteś? 

– Z Polski. 

– Aa… no, u was tam ich wiele nie ma. To takie czarne ptaszyska… 

– Takie jak czarne orły? – ptaszek wzdrygnął się na samo wspomnienie. 

– Nie do końca. Przede wszystkim kruki są o wiele mniejsze. Ale prawie zawsze trzymają się w grupach, więc nie będziesz miał szans, jeśli cię zaczepią. 

Gołębiątko spuściło dziób. Jeszcze do końca nie doszło do siebie po wczorajszej strzelaninie, a tu się okazuje, że z niemal każdej strony czyhają kolejne niebezpieczeństwa. 

Brzuchaty zauważył reakcję ptaszka i postanowił go pocieszyć. 

– Ze mną nic ci nie grozi! Chodź, coś przekąsimy, to polepszy ci się humor. 

Gołębiątko posłusznie podążyło za opasłym bielikiem. Nie miało ochoty opuszczać parku, w którym po raz pierwszy od przybycia do tego zatłoczonego miasta poczuło się swojsko. Jednak nowy towarzysz przypomniał mu o głodzie, który natychmiast dał o sobie znać, wydając z brzuszka burczenie.

I znów pojawił się przed jego oczami niechciany widok: ogromne wieżowce, między którymi tłoczyły się masy ludzi, tylko gdzieniegdzie dopuszczały promienie słońca. 

W końcu wylądowali na dachu jednej z restauracji, jak wywnioskowało Gołębiątko po ogromnej ilości jedzenia, wynoszonego z budynku przez ludzi. Brzuchaty nie obserwował ich dłużej niż minutę, gdy nagle rozpoczął polowanie. Capnął rzuconego na chodnik, na wpół zjedzonego hamburgera i wrócił na dach restauracji, rzucając posiłek tuż obok wielkiego znaku w kolorze żółtym. 

– Smacznego! – zawołał do ptaszka, po czym ponownie zleciał na chodnik. 

Gołębiątko nie wierzyło w to, co widziało. Bielik dosłownie połykał w całości niemal nietknięte hamburgery, leżące blisko śmietnika. Nie odpuścił też frytkom, licznie porozrzucanym po bruku. Ptaszkowi zdawało się, że wielkie brzuszysko bielika zaraz pęknie. 

W końcu skierował wzrok na hamburgera, który leżał nieopodal. Skubnął troszkę bułki i mięsa – smakowało zaskakująco dobrze. Zachłannie zjadłszy swoją porcję, rozglądnął się za kolejnym łupem. Nie musiał jednak sam szukać, bo nowy towarzysz przyniósł mu kolejną porcję, co prawda nieco mniejszą od poprzedniej, ale ptaszek nie zamierzał nią wzgardzić. 

Najedzeni skierowali się z powrotem do gniazda w parku. Ptaszek był w już o wiele lepszym humorze. Uczucie nadmiernej sytości ukołysało ich do snu. 

 

 

Było już ciemno i niemal kompletnie cicho, gdy ptaszka zbudził okropny ból brzucha. Doświadczał go po raz pierwszy i nie wiedział, jak temu zaradzić. Próbował więc zbudzić nowego przyjaciela. 

Niestety Brzuchaty nawet nie otworzył oczu, a tak naprawdę, będąc precyzyjnym, nie musiał tego robić, bo ciągle miał je otwarte. Towarzysz nie oddychał i nie ruszał się. 

Gołębiątko z bolącym sercem i brzuchem wyleciało z gniazda, bojąc się zostać sam na sam z nieżywym kompanem. Nie wiedziało kompletnie, co ma teraz zrobić. Wylądowało na ławce i gorzko zapłakało. 

Nagle do uszu ptaszka dotarło krakanie. Natychmiast przestał płakać a zaczął nasłuchiwać. Krakanie nie wydobywało się z jednego dzioba. Gołębiątko przypomniało sobie o ostrzeżeniu Brzuchatego dotyczącego kruków i niemal odruchowo wzbiło się w powietrze. Zrobiło to w samą porę: zdążyło zaobserwować z góry, jak gromada czarnych ptaków zaczepia gołębia podobnego do niego. Załopotało mocniej skrzydłami i poleciało przed siebie, na oślep, jak najdalej od agresywnych kruków. 

Im dłużej leciało, tym bardziej było rozgoryczone, zasmucone i wściekłe. Nadal bolał go brzuch, właśnie straciło nowego przyjaciela, na niemal każdym kroku były kruki, a przerażające dźwięki strzelaniny nadal odbijały się echem w pamięci. Na dodatek oślepiały go ogromne billboardy, neony i zapalone światła w oknach. Miało dosyć dosłownie wszystkiego, co go otaczało. 

Niższy, ale bardziej rozległy kompleks z ogromnym placem był miłym zaskoczeniem dla przerażonego Gołębiątka. Zauważyło tam widziane wcześniej dziwne i ogromne blaszane ptaki. Ale już nie wydawały mu się groźne jak w poprzednim kraju. Postanowił poprosić je o pomoc. 

W miarę, gdy się do nich zbliżał, strach nawracał. W porównaniu do nich był ziarenkiem piasku na plaży. Jednak nie zrezygnował z poproszenia o radę. Niestety ptaki, choć wielkie, były głuche. Nie pomagały prośby, płacz, nawet stukanie o blachę. 

W pewnym momencie ptaszek zauważył, że do jednego z ptaków zostały przyłączone schody, a po nich do środka wchodzą ludzie. Wybrał moment, w którym mógłby niepostrzeżenie dostać się do wnętrza blaszanego ptaka i udało mu się. Po prostu zamiast bezpośrednio wlatywać (co niewątpliwie narobiłby ogromnego hałasu i ambarasu), grzecznie dreptał za jedną z walizek. 

Niepostrzeżenie usadowił się na górnej półce między walizkami i czekał, co się stanie. Najważniejsze było dla niego to, że opuszczał ten niebezpieczny, neonowy kraj. 

 

 

Niemal całą podróż Gołębiątko przespało, więc można ją było śmiało określić jako komfortową. Tym samym sposobem, którym weszło, również wydostało się z wielkiego ptaka. 

Zadowolone i zaciekawione, gdzie też się teraz znajduje, Gołębiątko natychmiast pofrunęło w górę, by eksplorować nowy teren. 

Jednak okazało się, że wcale on nie był nowy. 

Z wysokości przykuły jego uwagę piękne ogrody, których jedną połowę zajmowały białe róże, a drugą – czerwone. Widok ten zdawał się Gołębiątku tak wspaniały, że aż zaparło mu dech w piersiach. 

Wylądował w pięknym ogrodzie, tuż obok majestatycznego stawu. Inne ptaki wokół wydały mu się dziwnie znajome. 

Zapytał jakiegoś gołębia, który akurat przechodził obok: 

– Kto ty jesteś? 

Gołąb przekrzywił dziób i spojrzał na ptaszka zaskoczony.

– Gołąb mały. A ty kto? 

– Też gołąb. Nie wyglądam? 

– No właśnie nie…

Gołębiątko zaniepokojone spojrzało w taflę wody stawu. Nie mogło uwierzyć w to, co widzi. Dziób był żółty, mocny i ostro zakrzywiony. Z oczu biła pewność siebie i mądrość. Ptak w odbiciu wody był o wiele większy niż ten, którego widział przed wylotem. Miał piękne, śnieżnobiałe pióra. Rozpiętość skrzydeł również była imponująca. Nagle spadł mu na głowę złoty listek, który ułożył się w taki sposób, że łudząco przypominał koronę. 

 – Jestem… Orzeł biały…? – wykrztusiło, nie mogąc wyjść z podziwu. 

– Gdzie ty mieszkasz? – zapytał zaciekawiony nowy kolega gołąb.

– W końcu między swymi – odpowiedziało instynktownie Gołębiątko-Orzeł. 

Wciąż oniemiały z zachwytu nad swoją niespodziewaną metamorfozą, rozejrzał się. Tutaj nie było śmieci i nikt go nie wyganiał. Nie było nigdzie czarnych orłów, ani indyków, ani kruków. Ludzie nie strzelali do siebie i otaczała go piękna przyroda, a nie ogromne, betonowe wieżowce. Nie był też już brzydkim Gołębiątkiem. Jego sen, tak brutalnie przerwany wtedy przez czarne orły, właśnie się spełniał. 

– W polskiej ziemi… a ta ziemia mą ojczyzną… – mówił cicho do siebie. 

Jednak nie na tyle cicho, by nie zostać usłyszanym. Niespodziewanie podleciała piękna orlica, z której oczu biła dobroć i mądrość.

Uśmiechnęła się i dopowiedziała: 

– Zdobyta krwią i blizną… 

Zaprosiła go do gniazda ulokowanego w oknie pięknego, starego zamku.

Minęło wiele dni, a on nadal nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Pewnego ranka ukochana przyniosła mu śniadanie w postaci tłuściutkiej myszy polnej. Dokładnie jak w tamtym śnie. 

W głowie Orła-Gołębiątka pojawił się głos: Czy ją kochasz? 

Kocham szczerze… – odpowiedziało sobie w myślach. 

Orlica uwielbiała dekorować głowę swojego wybranka złotym liściem – tak jak w dniu, gdy się poznali. Orzeł-Gołębiątko uwielbiało wtedy przeglądać się w tafli stawu. 

– Że tak szczęśliwym można być – nie wierzę! 

Koniec

Komentarze

Sympatyczna bajka. Ornitologicznie co prawda nieprawdziwa, ale ma swój urok.

Bardziej podobały mi się elementy komiczne, niż te poważnie patriotyczne, ale widać, że ułożyła Ci się w głowie spójna opowieść.

No i doczekałam się optymistycznego zakończenia.

Moim zdaniem całość zyskałaby na kondensacji.

Lożanka bezprenumeratowa

Bajkowy patriotyzm czy patriotyczna bajka z happyendem? Czy tak, czy inaczej, swój urok, jak orzekła Ambush, ma.

Dość blisko początku natknąłem się na “Gołąbiątkowi” zamiast “Gołąbiątku”, jak w dalszych partiach tekstu.

Przyjemna odskocznia od hhorrrrorrówww…

Hej Ambush,

jeszcze raz dziękuję za miły komentarz i oczywiście za betę.

Bardziej podobały mi się elementy komiczne, niż te poważnie patriotyczne

Yy, są tu elementy komiczne? ;p to świetnie, ale nie były zamierzone. Może mam talent komediowy, o którym nie wiem…

 

 

Witaj AdamKB,

Przyjemna odskocznia od hhorrrrorrówww…

dziękuję, staram się.

Błąd poprawiony, dziękuję za odwiedziny i komentarz!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Cześć,

 

“Asio!” – krzyczał człowiek, wściekły i obrzydzony zarazem. “Sio mi stąd, latające szczury!” 

A sio

 

Serce zabiło Gołąbiątku mocniej – po raz pierwszy z radości, a nie strachu. 

Szczęśliwe i pełne optymistycznych wizji osiadło na drzewie, które upodobało sobie najbardziej.

Serce usiadło? :)

 

– Kto ty tu? Czego tu?! – Nieprzyjemne, brzmiące jak drut kolczasty głosy, wybudziły Gołąbiątko ze snu.

Wiem o co chodziło, ale czy głosy mogą brzmieć jak drut kolczasty?

 

W opisie indyka te jaja pod brodą są niezręczne :P

 

ogromna ilość ludzi i wszędobylski hałas spowodowały u ptaszka niemały zawrót głowy.

Nie jestem na 100% pewna, czy ilość, czy liczba. Z jednej strony ludzie są policzalni, z drugiej strony to ogromna liczba, ale mimo wszystko stawiałałabym na liczbę.

 

Nie jestem do końca targetem, więc drugą połowę przeskanowałam wzrokiem. Tekst ma swój urok, ale myślę, że w takiej formie dobrze zrobiłby mu lifting. Trochę skondensować, a końcówka wybrzmiałaby mocniej.

Hmmm. Nie przemówiło do mnie. Takie moralizatorsko-patriotyczne, jak i “Katechizm”, do którego nawiązujesz. A tu czasy się zmieniły i nie uważam, że chęć życia w kraju z niższą inflacją, a za to bez niesławnego ładu, jest czymś zdrożnym.

I nie widzę powodu przemiany w orła. W “Brzydkim kaczątku” jeszcze jakoś można dopuścić, że łabędzie jajo wmieszało się między kacze. Ale skąd orle jajo na balkonie? Gołębie jaja chyba są mniej więcej wielkości piłeczki pingpongowej, a orle – zbliżone do kurzych. Chyba trudno je pomylić i wysiedzieć, jeśli jest się gołębicą.

Zaprosiła go do gniazda ulokowanego w oknie pięknego, starego zamku. Tam uwili przytulne gniazdko.

Drugie? ;-)

Babska logika rządzi!

 Witaj.

Moralizatorska bajka z wyraźnymi elementami patriotycznymi. :) Sporo zaskakujących zwrotów akcji.

Dziwna wydaje mi się sprawa mamy – jak ona wyglądała? 

 

Z technicznych – moje wątpliwości/sugestie:

Pierwsza kwestia – czemu nie gołębiątko?

 

“Sio mi stąd, latające szczury!” (brak kropki)

 

Gołąbiątko nigdy nie zapomniało chwili, gdy oszołomione strachem uciekało od agresora. Postanowiło wtedy, że już nigdy nie zbliży się do balkonów i tego postanowienia dotrzymało

Trauma była na tyle silna, że niemal do końca życia odczuwał odrazę do balkonów. Drażniły go też towarzyszące mu na co dzień gołębie: wiecznie smutne i bez przerwy narzekające. (…) Toteż Gołąbiątko, gdy tylko wyrosło, bez wahania wyruszyło w podróż. – moim zdaniem należy konsekwentnie trzymać się rodzaju nijakiego, a tu nagle w środku jest męski;

tu podobnie:

Robili zdjęcia bramie, co tylko potwierdziło przypuszczenia Gołąbiątka, że siedzi na czymś ważnym. Nagle na głowę spadło mu coś przeźroczystego i lekkiego, co bardzo utrudniało oddychanie. Ogarnęła go panika: szamotał się, unosił skrzydła i trzepotał głową, próbując zdjąć przezroczystego dusiciela. Pierwszą jego myślą były paskudne, czarne orły. “Chcą mnie zadusić! Śledziły mnie!” – myślał rozpaczliwie. 

Tu również:

Gołąbiątko, choć było wdzięczne za ratunek, odczuło też złość. Już nie był jedynym ptakiem, który dumnie zdobił rzeźbę. 

I tu:

Im dłużej leciało, tym bardziej było rozgoryczone, zasmucone i wściekłe. Nadal bolał go brzuch, właśnie straciło nowego przyjaciela, …

Tu:

Miało dosyć dosłownie wszystkiego, co go otaczało. 

I w kilku innych miejscach

 

 

Dużo jest powtórzeń, jak np.:

Postanowiło wtedy, że już nigdy nie zbliży się do balkonów i tego postanowienia dotrzymało. 

Trauma była na tyle silna, że niemal do końca życia odczuwał odrazę do balkonów.

– Muszę stąd uciec – powiedziało do matki przed odlotem. – To nie jest moje miejsce. Jeśli tu zostanę, będę tacy jak wy: smutni i bez nadziei. 

Nie czekając nawet na odpowiedź zszokowanej matki, załopotało skrzydłami i obrało kierunek – Zachód. Lot nie trwał długo: jeszcze przed zachodem słońca Gołąbiątko poznało…

Robili zdjęcia bramie, co tylko potwierdziło przypuszczenia Gołąbiątka, że siedzi na czymś ważnym. Nagle na głowę spadło mu coś przeźroczystego i lekkiego, co bardzo utrudniało oddychanie.

W pewnym momencie ptaszek zauważył, że do jednego z ptaków zostały przyłączone schody, a po nich do środka wchodzą ludzie. Wybrał moment, w którym mógłby niepostrzeżenie dostać się do środka blaszanego ptaka i udało mu się.

Czy celowo tak jest?

 

Na szczęście instynkt zadziałał, bo same Gołąbiątko jeszcze przez długi czas było oszołomione ze strachu. – czemu tu liczba mnoga?

 

Gołąbiątko przeraziło się rozmiarów wielkich, blaszanych ptaków i jeszcze szybciej zamachało skrzydełkami. – posypała się składnia całego zdania

 

… że to tylko ogromna rzeźba przypominająca kobietę, która trzyma w dłoni dziwny przedmiot i ma głowie dziwne nakrycie głowy. – brak wyrazu „na”

 

Przelatując nad ciemno-niebieską wodą, zauważyło pływających w niej mnóstwo białych przedmiotów – prawdopodobnie śmieci. – w tym zdaniu także posypała się składnia

 

Gołąbiątko przypomniało sobie o ostrzeżeniu Brzuchatego dotyczącego kruków i niemal odruchowo wzbiło się w powietrze. – tu także

 

Widok ten zdawał się Gołąbiątkowi tak wspaniały, że aż zaparło mu dech w piersiach. – niepoprawna forma gramatyczna

 

Nie był też już brzydkim Gołąbiątkiem. – to mnie rozbawiło, bo gołębie uchodzą na piękne ptaki, ale rozumiem, że nawiązujesz do znanej bajki :))

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Hej OldGuard,

Wiem o co chodziło, ale czy głosy mogą brzmieć jak drut kolczasty?

dla mnie tak ;p

 

W opisie indyka te jaja pod brodą są niezręczne :P

No widzisz, a Ambush się podobało ;p

 

Nie jestem do końca targetem, więc drugą połowę przeskanowałam wzrokiem. Tekst ma swój urok, ale myślę, że w takiej formie dobrze zrobiłby mu lifting. Trochę skondensować, a końcówka wybrzmiałaby mocniej.

Hm, już druga osoba o tym wspomina, więc coś musi być na rzeczy.

 

Dziękuję pięknie.

 

 

 

Dzień dobry Finklo,

Takie moralizatorsko-patriotyczne, jak i “Katechizm”, do którego nawiązujesz.

Dlatego się tak długo wahałam, czy to w ogóle publikować.

A tu czasy się zmieniły i nie uważam, że chęć życia w kraju z niższą inflacją, a za to bez niesławnego ładu, jest czymś zdrożnym.

O, to ciekawe, myślałam, że narażę się na śmieszność, gdy dobitnie wyrażę, że w sumie tu mi dobrze (jeszcze ) ;p

 

I nie widzę powodu przemiany w orła. W “Brzydkim kaczątku” jeszcze jakoś można dopuścić, że łabędzie jajo wmieszało się między kacze.

Super, nawiązanie do bajki Andersena wyłapane.

 

Ale skąd orle jajo na balkonie? Gołębie jaja chyba są mniej więcej wielkości piłeczki pingpongowej, a orle – zbliżone do kurzych. Chyba trudno je pomylić i wysiedzieć, jeśli jest się gołębicą.

Ech, ta przemiana to była metafora, cały tekst to bajka, myślałam, że w tej sytuacji nie musi być wszystko zgodne z rzeczywistością.

 

Drugie? ;-)

Ajci, jak ja mogłam to przegapić? Już poprawiam.

 

Dziękuję pięknie.

 

 

Witaj bruce,

Dziwna wydaje mi się sprawa mamy – jak ona wyglądała? 

Ee… A myślisz, że potrzebny jest jej opis?

 

Pierwsza kwestia – czemu nie gołębiątko?

Bo byłam pewna, że gołąbiątko jest poprawne… gołębiątko. O cholera. Podkreśliło mi “gołąbiątko”, a nie podkreśliło “gołębiątka”… Szlag, muszę wszystko poprawiać.

 

moim zdaniem należy konsekwentnie trzymać się rodzaju nijakiego, a tu nagle w środku jest męski;

Poprawiłam wszystko to, co zauważyłam, ale za jakiś czas zerknę znowu.

 

Dużo jest powtórzeń

Czy celowo tak jest?

Nie ;p też się temu przyjrzę, jak będę miała dłuższą wolną chwilę.

 

Widok ten zdawał się Gołąbiątkowi tak wspaniały, że aż zaparło mu dech w piersiach. – niepoprawna forma gramatyczna

Yy, wybacz moją ignorancję, ale gdzie dokładnie?

 

Nie był też już brzydkim Gołąbiątkiem. – to mnie rozbawiło, bo gołębie uchodzą na piękne ptaki, ale rozumiem, że nawiązujesz do znanej bajki :))

Taak! :)

 

Resztę uwzględnię przy dłuższej wolnej chwili, jak już wspomniałam.

Serdecznie dziękuję za łapankę i komentarz, ogromniem wdzięczna :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Kochana, ja czasem nie wiem zupełnie, jak się co pisze… :)

 Norma. :))

 

 

Widok ten zdawał się Gołąbiątkowi tak wspaniały, że aż zaparło mu dech w piersiach. – niepoprawna forma gramatyczna

Yy, wybacz moją ignorancję, ale gdzie dokładnie?

Wydaje mi się, że ten wskazany wyraz jest źle odmieniony. 

 

Co do mamy, zastanawia mnie jej wygląda w porównaniu z gołębiami i orłami.

 

 

 

Pecunia non olet

Holly, nie miałam na myśli takiego ubawu, że szlochałam ze śmiechu. Ale na przykład indyki mnie uśmiechnęły.

Lożanka bezprenumeratowa

Ech, Holly, przykro mi to pisać, ale ta bajka zupełnie nie przypadła mi do gustu, zarówno z powodu osobliwych marzeń ptaka, jak i ciągłych podróży, które niewiele go nauczyły, a na przemoralizowanym finale skończywszy. Innymi słowy – to nie moja bajka.

 

“Sio mi stąd, la­ta­ją­ce szczu­ry!” . → Zbędna spacja przed kropką.

 

Draż­ni­ły go też to­wa­rzy­szą­ce… → Gołębiątko jest rodzaju nijakiego, więc: Draż­ni­ły je też to­wa­rzy­szą­ce

 

żwawo roz­po­czę­ło bu­do­wę swo­je­go pro­wi­zo­rycz­ne­go gniaz­da. → Zbędny zaimek – czy budowałoby cudze gniazdo?

 

– Kto ty je­steś? – spoj­rzał Obrzy­dli­wy Ptak na Go­łę­biąt­ko… → – Kto ty je­steś? – Obrzy­dli­wy Ptak spojrzał na Go­łę­biąt­ko

 

bo same Go­łę­biąt­ko… → …bo samo Go­łę­biąt­ko

 

Długo Go­łę­biąt­ku za­ję­ło, zanim się uspo­ko­iło… → Długo trwało, nim Go­łę­biąt­ko się uspo­ko­iło… Lub: Dużo czasu zajęło Go­łę­biąt­ku, zanim się uspo­ko­iło

 

był pła­ski i wy­jąt­ko­wo duży, oto­czo­ny jesz­cze więk­szym be­to­no­wym pla­cem. Na placu tym za­uwa­żył ptaki. Jed­nak były one dziw­ne: nie po­ru­sza­ły się i chyba były… bla­sza­ne? Z pew­no­ścią były ogrom­ne. → Lekka byłoza. Powtórzenie.

 

po­sta­cia­mi, które były po­wo­żo­ne przez rów­nież nie­ru­cho­me konie. → Postacie mogą powozić zaprzęgiem, ale konie nie będą powozić postaciami.

 

i ma gło­wie dziw­ne na­kry­cie głowy. → Brzmi to fatalnie, w dodatku czegoś zabrakło.

Proponuję: …i ma na gło­wie dziw­ne nakrycie.

 

Prze­la­tu­jąc nad ciem­no-nie­bie­ską wodą… → Prze­la­tu­jąc nad ciem­nonie­bie­ską wodą

 

Nie wie­dział wła­ści­wie, czego się spo­dzie­wałocze­ki­wał… → Spodziewać się i oczekiwać to synonimy – znaczą to samo.

 

a gwar i hałas był kil­ku­krot­nie gło­śniej­szy… → Piszesz o dwóch czynnikach, więc: …a gwar i hałas były kil­ku­krot­nie gło­śniej­sze

 

Go­łę­biąt­ko na­tych­miast unio­sło się w górę… → Masło maślane – czy mogło unieść się w dół?

Proponuję: Go­łę­biąt­ko na­tych­miast pofrunęło w górę

 

Widok ten zda­wał się Go­łę­biąt­ko­wi tak wspa­nia­ły… → Widok ten zda­wał się Go­łę­biąt­ku tak wspa­nia­ły

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jestem na nie. Głównie dlatego, że strasznie, strasznie nie lubię literatury patriotycznej. :(

 

Co mi się rzuciło w oczy:

– Takie jak czarne orły? – Wzdrygnął się ptaszek na samo wspomnienie.

,,Ptaszek wzdrygnął się na samo wspomnienie”. Wzdryganie się nie jest czynnością gębową.

Uczucie nadmiernej sytości za(u)kołysało ich do snu.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hej bruce,

Wydaje mi się, że ten wskazany wyraz jest źle odmieniony. 

Poprawione i reszta uwag też została uwzględniona.

 

Co do mamy, zastanawia mnie jej wygląda w porównaniu z gołębiami i orłami.

Hah, świetne pytanie, nie zastanawiałam się nawet nad tym. Tak czy owak, logika i tak została tu porządnie zaburzona przez nagłą metamorfozę gołębia w orła. A ponieważ logika jest jednym z kluczowych elementów opowiadań/powieści… Moje “dzieło” nie ma racji bytu, na to wychodzi ;p

 

 

Ambush,

Holly, nie miałam na myśli takiego ubawu, że szlochałam ze śmiechu. Ale na przykład indyki mnie uśmiechnęły.

To i tak dużo!

 

 

regulatorzy,

w ogóle nie dziwi mnie Twój odbiór. Jeśli mam być szczerza, mnie samej ta opowiastka średnio się podoba, więc jak ma się podobać innym?

ciągłych podróży, które niewiele go nauczyły

tak.

a na przemoralizowanym finale skończywszy

tak. Może w końcu dotrze do mnie, że ludzie nie lubią moralizowania…

 

Nauczyłam się też kolejnej rzeczy. Jeszcze przed publikacją tej bajki miałam wątpliwości: czy należy publikować opowieści, byle iść do przodu i pisać cokolwiek, nawet jak się nie jest do nich przekonanym, czy lepiej mieć nawet dłuższą przerwę, ale pokazać wtedy coś naprawdę dobrego? Teraz uważam, że lepsza jest ta druga opcja.

Poprawki zostały uwzględnione. Dziękuję za Twój czas!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej SNDWLKR,

Jestem na nie. Głównie dlatego, że strasznie, strasznie nie lubię literatury patriotycznej. :(

Spodziewałam się tego :)

 

Błędy poprawione. Dziękuję!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

…czy należy publikować opowieści, byle iść do przodu i pisać cokolwiek, nawet jak się nie jest do nich przekonanym, czy lepiej mieć nawet dłuższą przerwę, ale pokazać wtedy coś naprawdę dobrego? Teraz uważam, że lepsza jest ta druga opcja.

HollyHell, od zawsze wiadomo, że uczymy się na własnych błędach, a gdybyśmy ich nie popełniali, może nie umielibyśmy dochodzić do słusznych wniosków.

Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja Ci powiem, że od początku czytania przychodziło mi na myśl, iż jest to znakomity tekst na właśnie ogłoszony w Hyde Parku konkurs o “Obcości”. I zachęcam na stworzenie w tym tonie podobnego-konkursowego, bo masz pomysł! :) 

Jestem ogólnie zwolenniczką wplatania do opek zapomnianych już niestety elementów patriotycznych, a Tobie to udało się bardzo dobrze. Znam sporo ludzi, którzy przeszli podobną drogę, byli tam, gdzie główny bohater, w tej samej kolejności i wrócili podobnie, jak on, do ojczyzny. :)

 

Co do logiki, o której wspominasz, zwal zawsze na SF. :)

 

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

HollyHell91

Nauczyłam się też kolejnej rzeczy. Jeszcze przed publikacją tej bajki miałam wątpliwości: czy należy publikować opowieści, byle iść do przodu i pisać cokolwiek, nawet jak się nie jest do nich przekonanym, czy lepiej mieć nawet dłuższą przerwę, ale pokazać wtedy coś naprawdę dobrego? Teraz uważam, że lepsza jest ta druga opcja.

 

Czy ja wiem, czy na pewno? A jak “zardzewiejesz”? O ile masz komu (poza portalem) pokazać swoje teksty – to może i ma to sens, ale jeśli jak w moim przypadku portal jest jedynym miejscem gdzie się konfrontujesz z jakąkolwiek krytyką – to szlifowanie w samotności i wyściubianie łebka raz na ruski rok nie jest chyba najlepszą strategią (zresztą – nie słuchaj starego hipokrytycznego Jima: sam zniknąłem stąd na długo i myślę, że ze szkodą, bo przez ten czas po prostu nie pisałem, a mogłem – tu choćby nieregularnie – coś publikować, a pisanie “sobie a muzom” okazało się tym razem nie dla mnie – mimo, że kiedyś tak potrafiłem… czyżby autoteliczna motywacja pisania we mnie wygasła?).

 

Zwykle zaczynam nawet najbardziej negatywny komentarz od pozytywów, teraz jednak zrobię na odwrót. Na początek tekstowi dowalę, a potem napiszę, co mi się podobało. Bo to, co mi się podobało, jest ważniejsze i chciałbym, żeby to wybrzmiało jak najbardziej pod koniec mojego komentarza, a krytykę… cóż krytykę trzeba jakoś przecierpieć.

 

To co tu jest dla mnie największym negatywem, to jest oparcie się o stereotypy

 

Nie podróżowałem zbyt wiele po świecie, ale przykładowo w Nowym Jorku byłem.

To najbardziej wyludnione miasto na świecie.

Takie przynajmniej stwarza wrażenie przez większość czasu. Trochę się to zmienia wieczorami, ale prawdę mówiąc – każde polskie miasto, w którym jest więcej niż 100 tysięcy mieszkańców jest mniej wymarłe niż Nowy Jork.

Dlaczego tak jest? Nie wiem. Może dlatego, że ludzie dużo pracują i nawet godzinny lunch jedzą w swoich biurowcach. Niemniej jednak większość ulic NY jest po prostu przerażająco pusta. Jak w zasięgu wzroku gdzieś dostrzeżesz człowieka (zwykle jest to jakiś bezdomny kucający gdzieś z boku) to jest to wielkie święto. By zobaczyć tłum ludzi specjalnie pojechałem na times square i tam rzeczywiście ludzi było dużo, choć o wiele mniej niż pokazują na filmach. Większe tłumy mogłabyś zobaczyć w Warszawie, Poznaniu, Katowicach, Gdańsku czy Krakowie.

Prawdą jest duża liczba strzelanin i to, że po ludziach tam to już spływa. Przesadzone bardzo są te zachowania kruków, mające być chyba paralelą zachowań ludności kolorowej. Byłem w najbardziej zakazanych z murzyńskich dzielnic, podrywałem murzyńską barmankę w samym środku Bronxu, słyszałem groźby, że ktoś kogoś zastrzeli, ale nikt przy mnie do nikogo nie strzelał, nikt mi zębów nie wybił, nikt w ogóle nic do mnie nie miał (może się bali, że ich zjem, jedna dziewczyna jak ją spytałem o drogę to uciekła, więc może po prostu jestem straszniejszy niż oni, albo mój język angielski jest jeszcze gorszy niż przypuszczam i może zamiast spytać “jak dojść do Prospect Park West” spytałem “czy mogę panią zgwałcić”?).

Nie wiem jak jest w Niemczach bo nigdy tam nie byłem, ale podejrzewam, że to co pokazujesz, też mocno się opiera na stereotypach, ewentualnie jakichś materiałach z telewizji, nie mających za bardzo pokrycia w rzeczywistości.

A jeśli robimy bajkę – w domyśle – dla dzieci – to nie powinniśmy utrwalać kłamliwych stereotypów, prawda?

Nawet to, że Amerykanie są tak niemiłosiernie grubi – jest stereotypem. Będąc w NY byłem jedną z najgrubszych osób jakie widziałem (owszem, mam posturę świętego mikołaja z reklam Coca Coli, to pewnie dlatego ;-) ). Owszem – procentowo najwięcej ludzi zmaga się z otyłością właśnie w USA (około 1/3), ale my w Polsce nie jesteśmy wiele lepsi u nas ponad 23% osób cierpi na otyłość (a liczbowo oczywiście najwięcej otyłych jest w Chinach). Rozumiem, że w bajce wszystko musi być przesadzone, ale może nie koniecznie aż tak?

 

I to – oparcie na stereotypach – to dla mnie największy mankament tego tekstu.

Inne – już Ci wymieniono, więc nie będę ich powtarzał. Natomiast pozwolę sobie nie zgodzić się co do oceny całości, zamysłu, tematyki itp.

 

Po pierwsze: to nic złego, że utwór jest patriotyczny i pokazuje, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Co prawda ja sam się odgrażam nieraz, że jak kolejny raz z rzędu wygrają ci, co chcą z Polski uczynić taką gorszą i bardziej przaśną Białoruś, to w końcu spakuje manatki i odlecę do ciepłych krajów (najpewniej do Czech, bo mowa podobna) – ale tego nie robię. I nawet jeśli ta banda zdrajców i nieudaczników znów wygra wybory, nawet jak inflacja będzie glapińskować dalej – zostanę tu, bo to jest mój kraj, a bez tego szeleszczącego brzmienia języka – uschnę.

I o tym mówić warto. Bo warto i w tym XXI wieku kochać ten – swój przecież – kraj. To nic, że tu “głupich sieją, a mądrych orzą”. Ważne, by kochając własny kraj – nie nienawidzić innych. By nie szerzyć durnych stereotypów. Nie opowiadać durnot o zgniłym zachodzie.

I dlatego – pomysł bajki mi się podoba. Podoba mi się, by pokazać, że jednak warto tu być. Że jest tu coś, czego nie ma nigdzie indziej. Że nie tylko zawiść, nędza i pretensje.

To mi się podoba.

I choć w bajce Twej wiele rzeczy mnie mierziło (przede wszystkim te wyssane już nie z palca, a wręcz z Księżyca stereotypy) – to zamysł doceniam. A bajki – ogólnie – bardzo lubię.

Owszem, Polska teraz się zmienia w jakąś szopkę, gdzie strach rodzić, strach żyć, strach pracować – ale jeśli wszyscy stąd wyjedziemy, to nigdy się tu nie zmieni na lepsze. A czy ja chcę słyszeć zamiast pięknego polskiego “Dąb” jakieś “Eiche”? Jeśli stąd wszyscy wyjedziemy to miejsce przestanie być Polską.

 

 

entropia nigdy nie maleje

bruce,

dzięki, ten komentarz to miód na moje serce. Pomyślę o konkursie, chociaż jeszcze nie zamierzałam brać w nich udział… Uważam, że jestem jeszcze za cienka w uszach (tak się mówi, czy coś pomerdałam?)

 

 

reg,

ja zawsze się cieszę, gdy mnie odwiedzasz i zawsze Twoje uwagi są dla mnie super ważne

 

 

Jim,

Czy ja wiem, czy na pewno? A jak “zardzewiejesz”? O ile masz komu (poza portalem) pokazać swoje teksty – to może i ma to sens, ale jeśli jak w moim przypadku portal jest jedynym miejscem gdzie się konfrontujesz z jakąkolwiek krytyką – to szlifowanie w samotności i wyściubianie łebka raz na ruski rok nie jest chyba najlepszą strategią

No właśnie. Nie chcę zardzewieć. Moich wypocin nie publikuję nigdzie indziej, bo żaden inny portal nie wydawał mi się odpowiedni.

 

To co tu jest dla mnie największym negatywem, to jest oparcie się o stereotypy

Masz rację, może trochę poleciałam ze stereotypami. Co do Nowego Jorku nie będę się kłócić, bo nigdy tam nie byłam. Jednak w Niemczech akurat mieszkałam, w tym w stolicy, i doświadczenia Gołębiątka nie są wyssane z palca.

Zgadzam się też z tym, że nie powinnam za bardzo wykorzystywać niechęci do innych krajów, by potrafić dostrzec piękno w swoim.

 

Co prawda ja sam się odgrażam nieraz, że jak kolejny raz z rzędu wygrają ci, co chcą z Polski uczynić taką gorszą i bardziej przaśną Białoruś, to w końcu spakuje manatki i odlecę do ciepłych krajów (najpewniej do Czech, bo mowa podobna) – ale tego nie robię. I nawet jeśli ta banda zdrajców i nieudaczników znów wygra wybory, nawet jak inflacja będzie glapińskować dalej – zostanę tu, bo to jest mój kraj, a bez tego szeleszczącego brzmienia języka – uschnę.

Owszem, Polska teraz się zmienia w jakąś szopkę, gdzie strach rodzić, strach żyć, strach pracować – ale jeśli wszyscy stąd wyjedziemy, to nigdy się tu nie zmieni na lepsze. A czy ja chcę słyszeć zamiast pięknego polskiego “Dąb” jakieś “Eiche”? Jeśli stąd wszyscy wyjedziemy to miejsce przestanie być Polską.

Zgadzam się z Tobą w stu procentach, mam dokładnie takie same odczucia. Cieszę się, że ktoś to napisał i że nie jestem w tym sama.

 

Serdecznie dziękuję za Twój jakże bogaty komentarz, za Twój czas i chęci, za mile słowa.

Pozdrawiam najserdeczniej :)

 

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

bruce,

dzięki, ten komentarz to miód na moje serce. Pomyślę o konkursie, chociaż jeszcze nie zamierzałam brać w nich udział… Uważam, że jestem jeszcze za cienka w uszach (tak się mówi, czy coś pomerdałam?)

Zachęcam, namawiam, trzymam kciuki. yessmiley

Pecunia non olet

Serdecznie dziękuję za Twój jakże bogaty komentarz, za Twój czas i chęci, za mile słowa.

Pozdrawiam najserdeczniej :)

cała przyjemność po mojej stronie :)

Tak jak pisałem – odnalazłem w utworze więcej dobrego niż złego, choć za te stereotypy należą się siermiężne baty na nagie cztery litery. Jeszcze jedną rzecz tu dodam, że fajnie tu zobaczyć jakieś klasyczne bajki, przeznaczone właśnie dla najmłodszego czytelnika – fantastyka nie musi być od razu dorosła i nie wiadomo jak skomplikowana, baśń jest ciekawą formą, ale – bardzo trudną do napisania. Mimo swojej pozornej prostoty. Więc brawa za w miarę sprawne zmierzenie się z tym gatunkiem.

 

Teraz dopiero zauważyłem Twoją “stópkę” czy jak to tam się zwie:

Życie mnie mnie, a Cię mnie?

Genialne. Tym bardziej, że jestem cały wymięty ;-)

 

pozdrawiam,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Jim,

 

pozwolę sobie na offtop. Kiedy byłeś w NY? Mam wrażenie, że jednak bliżej miastu do stereotypów niż Twojego opisu ;) byłam w NY we wrześniu, jest tłumnie (zwłaszcza na Times Square), chociaż może nie tak tłumnie jak zwykło się uważać, ale wyludnione miasto i brak ludzi w zasięgu wzroku to też skrajność. Jasne, neony na każdym kroku i strzelaniny to gruba przesada (szczególnie te ostatnie, bo liczyłam, że zobaczę policyjny pościg i się przeliczyłam :(), ale to akurat nie raziło jakoś wybitnie w tym opowiadaniu, bo miało za zadanie uwypuklić odczucia gołębiątka. 

 

Co do nieutrwalania stereotypów w bajkach dla dzieci, to się zgodzę. W idealnym świecie by tak nie było, ale niestety – na co dzień opisuję dla jednego wydawnictwa książki dla dzieci, więc trochę ich musiałam przeczytać ^^ i często-gęsto właśnie na stereotypach bazują. Podejrzewam, że jest to trochę jak z nauką fizyki – najpierw trzeba upraszczać, wręcz kłamać, a dopiero na późniejszym etapie następuję odkłamywanie (nic a nic nie znam się na fizyce, ale powyższe to parafraza wypowiedzi Dragana, a ten się zna ;)).

 

Sorry za offtop HH91 ;)

Jeśli można, to pociągnę offtop:

Dragan ma z pewnością rację co do fizyki, zna się jak mało kto :)

 

W NY byłem jeszcze przed pandemią w 2018.

Też byłem na Times Square – właśnie po to, by trochę tego tłumu poczuć (ale naprawdę – widywałem większe tłumy w Polsce) – ciekawostka z okolic Times Square, to paru murzynów próbowało mi tam wcisnąć CD z utworami, które sami stworzyli i tak osobiście ulicznie sprzedawali – ale na szczęście byłem wcześniej ostrzeżony o tym i nie kupiłem. Bo ci wspaniali biznesmeni sprzedają po 10$ puste CD-ki.

(to wyżej to okolice Tenement Museum)

 

Nie wiem w jakich godzinach chodziłaś po NY, ale mi się zdarzyło w bardzo różnych. Rano jechałem metrem (owszem, zatłoczonym) do pracy. Potem parę razy wychodziłem z roboty w trakcie by coś przekąsić (chciałem na przykład spróbować “prawdziwych amerykańskich hotdogów” – takich z budki… i cóż – kolejne rozczarowanie, nawet nie zjadłem w całości, był tak obrzydliwie bez smaku i jakaś bułka paskudna do tego, wydawało się to po prostu zbiorem konserwantów, za to stek w restauracji – drogi, ale dobry… i to wieczne pytanie czy podać wodę… nawet w drogich restauracjach – można było zażyczyć sobie darmową wodę z kranu :) )

I jak wychodziłem z roboty – bez względu na to, czy była to 10, 12 czy 14 – Manhattan był pusty. Pojechałem na Broadway – pusto. Nie wiem jak z pozostałymi dzielnicami, ale pamiętam takie dziwne wrażenie, że tam po prostu ludzi nie ma.

Za to wszędzie jest strasznie brudno – przykład – zdjęcie jakie zrobiłem w czasie pobytu (wszędzie były takie porozrzucane śmieci, gdzieniegdzie zgarnięte na większą kupę):

(to wyżej to akurat E Huston Street)

 

Żeby być bardziej precyzyjnym: pod wieczór NY robi się tłoczny – wtedy, gdy ludzie szukają jakiejś rozrywki a klubów jest ograniczona liczba i nie do każdego wszystkich wpuszczają (w części jest jakaś selekcja, albo karty członkowskie, albo wpuszczają przykładowo tylko ludzi, którzy fajnie wyglądają – serio – taka dyskryminacja, jak ktoś jak ja ma wygląd Świętego Mikołaja, to nie może wejść) – to z konieczności ludzie się tłoczą na zewnątrz, bo albo próbują gdzieś wejść, albo szukają innego miejsca, albo przemieszczają się z klubu do klubu.

 

Co do strzelanin – w tym barze, po środku murzyńskiej dzielnicy, w którym podrywałem fioletowowłosą, murzyńską barmankę (nieskutecznie) słyszałem jak jeden z gości do drugiego krzyczał “aj szut ju, aj szuj ju!” – ale ani gana nie wyciągnął, ani nic, ot tak sobie pokrzyczał, tamten drugi nic mu nie odpowiedział, ogólnie dziwna sytuacja. Za to w wiadomościach co chwile było o jakichś strzelaninach, więc musiało ich być sporo, do tego ciekawe było jak świadkowie tak beznamientnie o tym opowiadają. Wyglądało to mniej więcej tak, kobieta, około trzydziestki, spokojnym tonem opowiada, jakby podawała przepis na ciasto:

– Tak, słyszałam strzały, wydaje mi się, że z broni krótkiej z okolic tamtego zaułka. O tam. A potem wystrzał z broni długiej, najprawdopodobniej strzelba. 

 

A bajki – by nie były złogiem stereotypów bardzo trudno napisać. Sam zostałem wyklęty za mój retelling baśni andersena – że taki antyfeministyczny i że szowinistyczna świnia męska ze mnie (co w sumie jest prawdą, świniak ze mnie, wieprzek na cztery kopyt kuty, knur wręcz). Dlatego tak każdą próbę baśniotwórstwa doceniam (jak tą pod którą offtopujemy).

entropia nigdy nie maleje

bruce,

Zachęcam, namawiam, trzymam kciuki.

dziękuję, że tak we mnie wierzysz ;p

 

 

 

OldGuard,

Sorry za offtop HH91 ;)

Nie przepraszaj, dowiaduję się bardzo ciekawych rzeczy.

 

 

 

Jim,

Więc brawa za w miarę sprawne zmierzenie się z tym gatunkiem.

dzięki, tym bardziej, że po raz pierwszy w życiu się z nim zmierzyłam.

 

Genialne. Tym bardziej, że jestem cały wymięty ;-)

Niestety tutaj już nie mogę zebrać sobie zasług, bo pomysł na stopkę podsunął mi pewien egzamin maturalny, sama tego nie wymyśliłam :P

 

Dlatego tak każdą próbę baśniotwórstwa doceniam (jak tą pod którą offtopujemy).

Dzięki, doceniam, że doceniasz :) I dzięki też za podzielenie się swoimi doświadczeniami i zdjęcia, to bardzo ciekawe.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Jimie, 

 

nie ma innego wątku, a HH91 się nie gniewa, więc ciągnę dalej ;)

 

Mi na TS czarnoskórzy chcieli wcisnąć tylko zioło i siebie ^^ Sprawdziło się hasło, że jeśli czegoś nie można dostać na TS, to nie dostanie się tego w całym NYC.

 

Mnie też różnych, chociaż przyznam, że najwięcej faktycznie wieczorem i nocą, w ciągu dnia byłam w typowo turystycznych miejscach, więc może nie miałam okazji doświadczyć prawdziwie wyludnionego miasta. A co do brudu, też mam kilka podobnych zdjęć + nieprzyjemne doświadczenia ze szczurami wielkości kotów ^^

 

Uciekając jeszcze bardziej w offtop, znajomy mieszkał pół roku na Bronksie, pierwszej nocy zastrzelili mu kogoś pod oknami, więc pewnie jest to powszechniejsze, ale nadal wydaje mi się, że nie aż tak, by ludzie całkowicie na to zobojętnieli. 

HollyHell91

dzięki, tym bardziej, że po raz pierwszy w życiu się z nim zmierzyłam.

To tym bardziej godne podziwu

 

podsunął mi pewien egzamin maturalny

fajne mają teraz te egzaminy maturalne zatem :)

Aż takie mocne masz wspomnienia ze szkół, czy sama uczysz?

 

 

 

OldGuard

To jednak skrajnie niesprawiedliwe, że Tobie czarnoskórzy sami oferowali siebie, a ja nie dość, że nie poderwałem czarnoskórej fioletowowłosej barmanki, to jeszcze białe dziewczyny przy spytaniu o drogę uciekały przede mną z krzykiem “dont tocz mi! dont tocz mi!”, a nawet jak zainstalowałem randkową aplikację, to tylko Portorykanki mnie zaczepiały myśląc, że mogę im zieloną kartę załatwić czy coś tam (historia niepowodzeń miłosnych Jima, tom VII, rozdział 32)

 

Może te Twoje różowe włosy robią różnicę :)

Tak, to na pewno o to chodzi! *

 

Przed kolejnym wyjazdem konieczne to farbowanie brody na niebiesko :)

 

----------------------------------------------------------------------------

*bo przecież nie przez różnicę płci, wieku i kilogramów ;-)

entropia nigdy nie maleje

dziękuję, że tak we mnie wierzysz ;p

Serio piszę, HollyHell91. Gdyby nie fakt, że mam już gotowca, splagiatowałabym od Ciebie bezczelnie tego gołębia, nawet wbrew swoim zasadom. devil

Pecunia non olet

Jim,

To tym bardziej godne podziwu

dzięki :)

 

fajne mają teraz te egzaminy maturalne zatem :)

Aż takie mocne masz wspomnienia ze szkół, czy sama uczysz?

Ani to, ani to. Kilka lat temu w wiadomościach głośno było o interpretacji fraszki “Życie mnie mnie”. A to był test gimnazjalny, pomyliło mi się :) ale tak mi się spodobało, że jak jestem nie w sosie i mój chłopak pyta co mi jest, to dopowiadam “życie mnie mnie”. I on tez podchwycił :p

 

To jednak skrajnie niesprawiedliwe, że Tobie czarnoskórzy sami oferowali siebie, a ja nie dość, że nie poderwałem czarnoskórej fioletowowłosej barmanki, to jeszcze białe dziewczyny przy spytaniu o drogę uciekały przede mną z krzykiem “dont tocz mi! dont tocz mi!”, a nawet jak zainstalowałem randkową aplikację, to tylko Portorykanki mnie zaczepiały myśląc, że mogę im zieloną kartę załatwić czy coś tam (historia niepowodzeń miłosnych Jima, tom VII, rozdział 32)

Hhahaha oh my ;p

 

 

bruce,

Serio piszę, HollyHell91. Gdyby nie fakt, że mam już gotowca, splagiatowałabym od Ciebie bezczelnie tego gołębia, nawet wbrew swoim zasadom. devil

Haha no co Ty nie uwierzę, że to jest aż takie dobre, (tym bardziej że nie dostało mi się ani jednego punkcika). Chyba że Ci chodzi o sam pomysł, no to może. Dzięki za słowa zachęty :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Haha no co Ty nie uwierzę, że to jest aż takie dobre, (tym bardziej że nie dostało mi się ani jednego punkcika). Chyba że Ci chodzi o sam pomysł, no to może. Dzięki za słowa zachęty :)

Na pewno sporo bym pozmieniała, ponieważ nie znam aż tak dobrze (z reala to w sumie nie znam ich wcale i bardzo mnie to cieszy :)) ) opisywanych krajów, jakie zwiedził bohater, ale od samego początku, kiedy zaczęłam czytać o jego wędrówce i swoistym “wyobcowaniu”, skojarzyłam treść z zasadami wspomnianego konkursu. :) Myślę, że żaden uczestnik na nic podobnego by nie wpadł, ja również. :)

Pecunia non olet

Jim,

 

masz za to materiał na książkę :P spisać historie i będzie hit ;)

OldGuard

Byle mi HiT nie wyszedł ;)

entropia nigdy nie maleje

O, się wzięło i patriotycznie zrobiło. Zbyt patriotycznie, jak dla mnie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

HiT to raczej obok patriotyzmu nawet nie stał :)

 

 

entropia nigdy nie maleje

liczyłam, że zobaczę policyjny pościg i się przeliczyłam :(

Iii tam, po to to nie trzeba jechać do Stanów. Zgadnij, jaka była pierwsza rzecz, którą zobaczyłem po przyjeździe do Katowic… Mama się pytała, czy na pewno chcę zostać. :P

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Oo, to muszę jeździć zdecydowanie częściej do Katowic :D

Dobry wieczór. Tekst uznałbym za udany, gdyby nie przywalił mi na koniec między oczy patriotyczną pompką rodem z kraju, z którego Gołębiątko tak szybko raczyło się ewakuować, ścigane przez kruki. Wciągnęła mnie ta historyjka, ale nie przekonała swoją alegorycznością, a miejscami spowodowała uniesienie brwi (gruby orzeł, czarne kruki– aż strach interpretować :P)

 

Z plusów – na pewno jest to napisane dobrze i sprawnie. Historia wciąga, choć powtarzalność sytuacji, w której Gołębiątko nie może sobie nigdzie znaleźć miejsca, jest trochę nurząca. Podobają mi się scenki, dialogi, opisy, to wszystko składa się tu na miły w odbiorze całokształt. 

Rozczarowuje zakończenie, bo fabuła okazała się w sumie taką jakąś mało złożoną pętlą, prowadzącą do przekazu, który mnie uwiera (ale nie chcę wchodzić w dyskusję o patriotyzmie i kogokolwiek oceniać, ani urazić!). 

 

 

Tu chyba brakuje przecinka?

Ptaszek (+,) szczęśliwy i pełen optymistycznych wizji usiadł na drzewie, które upodobał sobie najbardziej.

 

Czasem mamy do czynienia z Gołębiątkiem (ono), a czasem gołębiem (czyli samczykiem). Mnie ten brak konsekwencji razi, choć moze, skoro nasz bohater śmigał sobie po Stanach, to gender neutral ma sens ;)

 

Strzały się IMO oddaje, a nie wykonuje, chyba że takie do łuku :)

Krzyczał coś niezrozumiałego i wykonał jeszcze kilka strzałów

 

Dziękuję, serdecznie pozdrawiam, Łosiot 

 

Irka_Luz,

O, się wzięło i patriotycznie zrobiło. Zbyt patriotycznie, jak dla mnie :)

Spodziewałam się takich reakcji, mimo wszystko dziękuję za odwiedziny :)

 

 

Łosiot,

Tekst uznałbym za udany, gdyby nie przywalił mi na koniec między oczy patriotyczną pompką rodem z kraju, z którego Gołębiątko tak szybko raczyło się ewakuować, ścigane przez kruki.

Yyy, dziękuję? ;)

 

Wciągnęła mnie ta historyjka, ale nie przekonała swoją alegorycznością, a miejscami spowodowała uniesienie brwi (gruby orzeł, czarne kruki– aż strach interpretować :P)

hehe

 

Dziękuję za miłe słowa i rozumiem rozczarowanie zakończeniem – sama jestem z niego średnio zadowolona. Wplecenie znanego wierszyka w treść miało być eksperymentem, jak widać, średnio udanym.

 

Czasem mamy do czynienia z Gołębiątkiem (ono), a czasem gołębiem (czyli samczykiem). Mnie ten brak konsekwencji razi, choć moze, skoro nasz bohater śmigał sobie po Stanach, to gender neutral ma sens ;)

Haha, tak, nowoczesna bajka :p

 

Dziękuję za uwagi i komentarz!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Nowa Fantastyka