- Opowiadanie: MPJ 78 - Dusze z cmentarzyska

Dusze z cmentarzyska

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Dusze z cmentarzyska

 

Trwamy w stanie półsnu zawieszeni w nicości, mkniemy przez czas i przestrzeń, a jednocześnie trwamy w miejscu. Obrót za obrotem mija czas, obrót za obrotem trwamy w oczekiwaniu na powrót stwórców. Strażnicy dają sygnał alarmu. Marzymy, by powrócili ci, którzy dali nam iskrę.

 

Avelina Min'Saibh miała do cmentarzysk olbrzymi sentyment. Te powstałe po wielkich bitwach floty Imperium mogły dawać wprost fantastyczny zysk. Niestety, mimo dość wojowniczego charakteru siedmiu rodów, pierwsze miały do nich dostęp jednostki remontowe floty, co sprawiało, że prywatnym konsorcjom nie pozostawało zbyt wiele. Cmentarzysko, na które patrzyła teraz z mostku „Srebrnego Wilka”, superpancernika należącego do admirała Hakelbera Anatidae, prywatnie jej męża, było inne. Leżało na skraju galaktycznego ramienia w strefie kontrolowanej przez Awallachan, oświetlał je blask pobliskiego czerwonego karła. Wraki jednostek Imperium, awalachańskich i jeszcze jakichś innych zdawały się jej strasznie archaiczne. Co robiła tu flota Imperium? Z kim walczyła? Kiedy? Avelina tego nie była w stanie określić. Skoncentrowała się więc na tym, co miało przynieść jej zysk.

– Ile te okręty mogą tu dryfować? – spytała.

– Chyba, prawie na pewno dwa tysiące lat – odrzekła Sylwestris aep Geulliaere, kapłanka Kirie, a zarazem agentka Awallachańskiego wywiadu.

– Może tak być. Ten typ krążownika. – Hakelber wskazał jeden z bliższych wraków. – Wedle baz danych nie jest produkowany od tysiąca dziewięciuset osiemdziesięciu siedmiu lat.

– I nikt tego wcześniej nie namierzył? – Avelinie wydawało się to niepojęte.

– To nieco prowincjonalny układ. – Sylwestris wzruszyła ramionami.

– Namierzył, namierzył i to pewnie nie raz. – Hakelber powiększył obraz innych wraków – Takie fregaty Awallachanie produkują ledwie od dwudziestu lat. Eskortowce klasy Logan nasze stocznie przestały produkować jakieś trzysta lat temu.

– Pewnie masz rację – rzekła Sylwestris.

 

Avelina miała graniczące z pewnością przeczucie, że jest w tym jakiś haczyk. Przecież do wyczyszczenia cmentarzyska wraków w zapomnianym przez bogów i ludzi systemie nie potrzeba było ściągać eskadry jej męża złożonej z superpancernika, czterech liniowców, myśliwcowca* i czterech eskadr eskortowców. Z drugiej strony cokolwiek by Sylwestris wiedziała, ale nie powiedziała, to i tak Hakelber powinien sobie z tym poradzić. Można więc zastanowić się nad najkorzystniejszym wykorzystaniem tego, co cmentarzysko oferowało. Mniej zniszczone z najstarszych jednostek nie trafią na przetop. Na rynku kolekcjonerskim tego typu białe kruki osiągały zawrotne kwoty wielokrotnie przewyższające wartość surowców które można by z nich odzyskać. Ich nabywcy uważali, iż takie statki mają duszę. Co innego graty mające trzysta lat i młodsze, z tych warto by wypruć jedynie trochę części, a reszta powinna zamienić się poszukiwane stopy.

 

Sylwestris patrzyła na nieustanny ruch gwiazd za oknem okrętu. „Srebrny Wilk” ciągle manewrował, dość daleko od pobojowiska. Meldunki wskazywały, że roboty przeczesywały każdy wrak i zabierały ciała poległych żołnierzy i marynarzy Imperium. Pierwsze ze zniszczonych jednostek już trafiały do sprowadzonych tu przez Avelinę rozdrabniarek strumieniowych, zamieniających je w pył. Utrudniało to realizację planów kapłanki. Musiała porozmawiać na ten temat z Hakelberem.

– Admirale, ma pan dziwny zwyczaj marnowania paliwa. – Zaczęła podchwytliwie.

– Sylwestris, znamy się już kawał czasu. Po co te gierki?

– Dlaczego mnie o nie podejrzewasz? – Kapłanka zbliżyła się do Hakelbera robiąc minkę niewinnego kociaka.

– Chyba dlatego, że cię znam.

– Pozwiedzałabym te wraki, a ty ciągle trzymasz się od nich z daleka.

– Kodeks Wojenny Imperium mówi „Ruch to życie, bezruch to śmierć”. – Hakelber wzruszył ramionami?

– Mówi też by nie unikać bezpośredniej konfrontacji. – Sylvestris znacząco popatrzyła na Anatidae.

– Tam jest coś niepokojącego…

– Co może niepokoić admirała noszącego dumny przydomek „Miecz Imperium”?

– Wiele rzeczy, choćby to, że nie wiem, kto je załatwił?

– Ten kto to zrobił pewnie już dawno stąd odleciał – odrzekła kapłanka.

– Myślisz? – Oczy Hakelbera zabłysły jakby wpadł na jakiś pomysł.

– Oczywiście – zapewniła go starając się być maksymalnie przekonywująca.

– Czyżby to oznaczało, że chcesz tam polecieć i oczekujesz eskorty oraz wsparcia moich żołnierzy w zwiedzaniu… – Hakelber zawiesił głos.

– Nie sadzę by było tam coś niebezpiecznego, ale jeśli ma cię to uspokoić, to polecę na zwiedzanie z kilkunastoma strażnikami świątyni.

– Jak sobie życzysz.

 

Dok „Srebrnego Wilka” opuścił awallachański prom i poleciał w stronę wrakowiska. Hakleber traktował przejażdżkę Sylwestris jako zarzucenie przynęty na to, co kryło się w cmentarzysku. Niezrozumiałe było tylko to, dlaczego kapłanka bogini Kirie sama chciała pełnić tak niebezpieczną rolę. Awallachanie zwykle rezerwowali tego typu zadania dla najgłupszych lub najsprytniejszych z tych, których wynajmowali. Co ona wie? Zastanawiał się admirał.

 

Prom ustawił się równolegle do burty jednego z okrętów z cmentarzyska. Wybór nie był przypadkowy, albowiem jego kształty sugerowały, iż może mieć jakiś związek z cywilizacją Awallachan. Sylwestris i jej eskorta, w ciężkich kombinezonach bojowych, po prostu przeskoczyli z jednego statku do drugiego wykorzystując olbrzymie dziury w pancerzu wraku. Szybko przemierzali puste wnętrza kierując się w stronę mostku.

 

Śnimy od wieków napędzani ciekawością, darem stwórców. Iskra, pragniemy odnaleźć iskry. Obserwujemy tego kto przybył. To drapieżnik, potężny czujny, nieufny. Nie był sam, za nim przybył też padlinożerca niszczący ciała podobnych mu, którzy padli tu dawno temu. Niech ich rozkrusza na pył i tak nigdy nie mieli w sobie życia.

 

Na mostku „Srebrnego Wilka” Hakelber wydał właśnie rozkaz by szybki statek kurierski zwany powszechnie skoczkiem odleciał z odzyskanymi kryształami pamięci i próbkami DNA pobranymi z ciał żołnierzy Imperium.

– Panie admirale mamy odczyty nietypowej aktywności – zameldował wachtowy.

– Co jest? – Anatidae odruchowo spojrzał na ekran.

– Ruch przy wraku, do którego poleciał prom.

– Pokaż!

– Proszę spojrzeć.

 

Na ekranie pojawił się odcinek kadłuba wraku i fragmenty złomu w jego pobliżu. Hakelber powiększył obraz, koncentrując się na jednym z oznaczonych przez systemy rozpoznawcze obiektów. Teraz dało się dostrzec, że „złom” ma osiem metalowych, pajęczych nóg wystających z czegoś przypominającego sklecony ze złomu korpus o średnicy góra dwóch metrów. Zarówno odnóża jak i reszta tego czegoś wyglądały na mocno sfatygowane i gdyby nie ruch sprzeczny z tym, jak dryfowała reszta szczątków obiekt byłby nieodróżnialny od otoczenia. Tymczasem metalowy pajęczak dobijając się od dryfujących fragmentów zniszczonych statków zbliżał się do promu Awallachan.

– Daliście znać Awallachanom, że to coś się do nich zbliża?

– Próbujemy, ale nie jesteśmy w stanie nawiązać łączności.

– Przygotować baterie lekkich dział laserowych do otworzenia ognia! – rozkazał Hakelber.

– Tak jest.

– Czy zbliżyć się do celu? – spytał sternik.

– Jesteśmy o sekundę świetlną od nich. Nie ma sensu… – Anatidae zamyślił się na chwilę. – Do wszystkich jednostek zachować szczególną ostrożność! – podniósł głos. – Nie dopuszczać do bezpośredniego kontaktu z materiałem dryfującym z cmentarzyska.

– Intruz otworzył ogień do promu – meldował oficer rozpoznania.

– Zlikwidować wszystkie potencjalne cele.

– Tak jest! Baterie od czternastej do trzydziestej czwartej, ognia!

 

Wewnątrz wraku trwała walka. Ochrona kapłanki „rzuciła karty”. Tak Awallachanie nazywali aktywację robotów bojowych, których skompresowane energetyczne wzory mieli przy sobie. Maszyny te zanim osiągnęły formę docelową pobierały materię z otoczenia. Toteż korytarz, którym się poruszali zaczął przypominać plaster ementalera. Walka była zaciekła. Stal uderzała o stal, strumienie plazmy przecinały próżnię. Jedna i druga strona nie osiągała wyraźniej przewagi. Rozstrzygniecie przyniosło dopiero użycie przez Sylwestris niewielkich krwistoczerwonych sześcianów. Trafione przez nie wrogie istoty rozpadały się na sterty złomu, sześciany zmieniały barwę na różne odcienie zieleni. Wreszcie kapłanka dotarła na mostek. Na panelu położyła kolejny sześcian, niemal natychmiast rozświetlił się on błękitnym blaskiem. Dało się czuć drżenie.

– Co się dzieje? – spytała chowając do zasobnika świecący kryształ.

– Imperialni ostrzeliwują wrak. – Sergio, dowódca jej ochrony, pospieszył z informacją.

– Hakelberowi odbiło? – zdziwiła się.

– Widocznie na pancerniku też dostrzegli ten złom. – Wskazał atakujące ich pająkoboty.

– Wracajmy zanim Hakelber rozwali tą krypę z nami w środku zawyrokowała Sylwestris.

 

Łatwiej to było jednak powiedzieć niż zrobić. Kapłanka odkryła, że zmienił się układ korytarzy wewnątrz wraku. Nieustanne drgania sugerowały też, że ostrzał „Srebrnego Wilka” nie ustaje. Gdyby tak go skoncentrować i wyrąbać wyjście z tego labiryntu. Niestety mimo starań nie mogła nawiązać łączności z Hakelberem. Radio było przez kogoś skutecznie zagłuszane, a moduł łączności kwantowej opartej na sparowanych elektronach helu, mógł ją co prawda połączyć z odległą o setki lat świetlnych świątynią na Atlinne, ale nie z wiszącym zaledwie o sekundę świetlną pancernikiem, czy promem czekającym tuż obok wraku. Na dodatek kolejne zastępy wrogich maszyn bojowych atakowały non stop. Zginęło już kilku ludzi z jej osobistej eskorty. Zirytowana cisnęła kartą w ścianę korytarza chcąc aktywować kolejnego robota bojowego. Energetyczny wzór zaczął pobierać materię z otoczenia dewastując ściany korytarza. Nagle okazało się, że przy okazji udało się mu otworzyć przejście do hangaru, w którym kilkanaście maszyn przypominających krzyżówkę ośmiornicy osadzonej na korpusie pająka, budowało na bieżąco kolejne odcinki zmienionych w labirynt korytarzy. Sylwestris natychmiast cisnęła w ich stronę kilkanaście czerwonych kostek. Zadziałały niemal natychmiast. Maszyny posypały się, a sześciany rozbłysły złotym blaskiem.

 

Hakelber wprowadził już do boju większość swoich sił. Dwa liniowce, trzy eskadry eskortowców i myśliwce usiłowały ochronić mielące złom jednostki jego żony. Mimo tego kolejne pająkopodobne roboty przebijały się przez ścianę ognia i uszkadzały instalacje.

– Admirale mamy niepokojące odczyty z tutejszej gwiazdy – meldował wachtowy.

– Co jest?

– W naszym kierunku leci koronalny wyrzut masy.

– Ile czasu mamy? – zainteresował się Hakelber.

– Dotrze do nas najdalej w ciągu trzech godzin.

– Pewnie czujniki trzeba będzie wyłączyć? – spytał szybko.

– Inaczej zostaną zniszczone – potwierdził oficer techniczny.

– Jeśli je wyłączymy, to draństwo z wrakowska nas dorwie i zamieni w złom! – zaprotestował oficer ogniowy.

– Może je też spali?

– Nie będziemy ryzykować. – Hakelber pokręcił głową.

– Jakie będą rozkazy?

– Schronimy się za tym księżycem. – Hakelber odpalił holograficzną mapę systemu.

– Nie wiem czy przetwórnie zdążą?

– Jeśli zaczną manewr natychmiast to tak. – Anatidae rzucił okiem na wyliczenia systemów manewrowych. – Tak więc zarządzam zbiórkę wszystkich jednostek floty za tym księżycem.

– Rozkaz.

– Chwila. Mamy łączność z awallachańskim promem?

– Nadal brak.

– W takim razie musimy osobiście udać się po Sylwestris.

– To może być niebezpieczne – zauważył nawigacyjny.

– Owszem, niewątpliwie będzie niebezpieczne, ale mniej, niż pozostawienie tam kapłanki Kirie i zrobienie sobie wrogów w awallachańskim wywiadzie.

– Tak jest. Bierzmy kurs na awallachanski prom.

 

Niedobitki robotów bojowych i ochrony kapłanki broniły się na złomowisku w rogu hangaru. Kolejne fale przeciwników uniemożliwiały grupie Sylwestris jakikolwiek ruch. Poziom energii i amunicji spadał z każdą chwilą. Kapłanka nie miała złudzeń, że kolejny szturm wrogich pająkorobotów będzie ostatnim. One chyba też to rozumiały, bo ustawiły się w klin pod wodzą istoty dwukrotnie większej od pozostałych, szykując do rozstrzygającego uderzenia. Wrak zadrżał od potężnego uderzenia. Istoty ruszyły, by po kilku metrach zatrzymać się i gwałtownie zacząć zmieniać front. Z kilku wyrw w ścinanych hangaru wyleciał grad plazmowych pocisków, a za nim żołnierze z pokładowego pułku szturmowego „Srebrnego Wilka.” Sylwestris dostrzegła, że dowodzącemu obcymi istotami siadły tarcze. Natychmiast to wykorzystała ciskając w jego stronę kolejny czerwony sześcian. Chwilę później istota rozpadła się, a kryształ zalśnił seledynem. To wystarczyło by pozostałe pająkoroboty rzuciły się do panicznej ucieczki. Wróciła łączność

– Sylwestris żyjesz. – W słuchawce dał się słyszeć głos Hakelbera.

– Żyję. Trzeba będzie pozbierać kilku moich, którzy nie mieli tyle szczęścia.

– Później. Teraz musimy odskoczyć stąd zanim obejmie nas fala koronalnego wyrzutu masy.

– Niech i tak będzie. – Kapłanka nie była tym rozwiązaniem usatysfakcjonowana, ale nie miała możliwości odmówić.

 

Kilka godzin później kiedy okręty floty Hakelbera wyłoniły się zza księżyca oczom ich załóg ukazał się zdumiewający widok. Cmentarzysko okrętów znikło. Jedynymi dowodami, że było tam kiedykolwiek, pozostawały jedynie tysiącletnie wraki zabrane przez potężne okręty transportowe należące do Avelin.

 

– Szkoda, że znikły. – Sylwestris patrzyła z rozczarowaniem na pustkę.

– Masz rację szkoda. – Avelin podzielała uczucia kapłanki Kirie.

– Ja tam bym chciał wiedzieć jakim cudem znikły stąd okręty pozbawione napędu i z czym moja flota właściwie walczyła.

– Pewnie jacyś obcy się w nich zalęgli albo coś. – Kapłanka Kirie skłamała niezbyt przekonująco.

– Oczywiście – mruknął Hakelber uznając, że niczego więcej się od niej nie dowie.

 

Założenie było bez wątpienia słuszne. Sylwestris nawet torturowana nie przyznałaby się, że jej celem było zdobycie duszy maszyn. Koncepcja samoświadomych inteligentnych maszyn posiadających duszę w Imperium zostałaby pewnie uznana za coś zbyt nieprawdopodobnego, by było to możliwe. Awallachanie i inni mieszkańcy Królestwa an'Gleanna pewnie by w to też nie wierzyli, gdyby nie to, iż na niektórych planetach w rejonie trafiano na ślady cywilizacji stworzonej przez maszyny z duszą. Na opuszczonych martwych planetach, w środku kipiących życiem dżungli czy oceanów. Niekiedy odnotowywane przez pierwszych kolonistów znikały na całe stulecia by pojawić się znowu. Niekiedy na znanych i skatalogowanych planetach odkrywano je przypadkiem. Niekiedy natrafiano na zawieszone w kosmosie na orbicie księżyców i planet. Było ich na tyle dużo by pozyskać kilka unikalnych technologii, ale za mało by ustalić, co się stało z tymi obdarzonymi duszą maszynami. Jedna z teorii głosiła, że unicestwiły się w wielkiej wojnie korzystając z przywołujących maszynowe dusze sześcianów. Nie miało to aż takiego znaczenia jak fakt, że dusze nawigatora, konstruktora i wojownika znajdywały się w jej zasobniku i miały wartość kilku nadających się do zamieszkania planet.

 

Trwamy w stanie półsnu zawieszeni w nicości, mkniemy przez czas i przestrzeń. Obrót za obrotem mija czas, obrót za obrotem trwamy w oczekiwaniu na powrót stwórców. Drapieżnik odleciał zabierając kilku naszych braci mniejszych. To nic, mamy dość materiału i energii by zrodzić następnych. 

 

* myśliwcowiec – statek matka dla szwadronu lub pułku myśliwskiego. Jednostki na jego pokładzie nie są w stanie samodzielnie pokonywać przestrzeni między układami gwiezdnymi. W pewnym sensie jest odpowiednikiem ziemskich lotniskowców.

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Wartka akcja, dużo fantastyki, interesujący świat oraz niebanalne imiona i nazwy własne to główne atuty opowiadania. :)

 

Z technicznych (moje sugestie):

Trwamy w stanie półsnu zawieszeni w nicości, mkniemy przez czas i przestrzeń (przecinek)a jednocześnie trwamy w miejscu. Obrót za obrotem mija czas, obrót za obrotem trwamy w oczekiwaniu na powrót stwórców. Strażnicy dają sygnał alarmu. Marzymy (przecinek) by powrócili ci, którzy dali nam iskrę? – czy to jakiś cytat? ; jest tu kilka powtórzeń oraz nie rozumiem znaku zapytania na końcu

 

Śnimy od wieków (przecinek) napędzani ciekawością, darem stwórców. Iskra, pragniemy odnaleźć iskry. Obserwujemy tego (przecinek) kto przybył. To drapieżnik, potężny czujny, nieufny (razem). Nie był sam, za nim przybył też padlinożerca niszczący ciała podobnych mu, którzy padli tu dawno temu. Niech ich mieli (przecinek) i tak nigdy nie mieli w sobie życia.- tu podobnie, czy to cytat?

 

 

Trzeba uważniej przyjrzeć się przecinkom oraz literówkom, np.:

Niestety (przecinek) mimo dość wojowniczego charakteru siedmiu rodów (przecinek) pierwsze miały do nich dostęp jednostki remontowe floty, co sprawiało, że prywatnym konsorcjom nie pozostawał zbyt wiele.

Wraki jednostek Imperium, awalachańskich i jeszcze jakiś innych (przecinek) zdawały się jej strasznie archaiczne.

Wedle baz danych nie jest produkowany do tysiąca dziewięciuset osiemdziesięciu siedmiu lat.

Ja tam bym chciał wiedzieć (przecinek) jakim cudem, (bez przecinka) znikły stąd okręty pozbawione napędu i z czym moja flota właściwie walczyła.

– Pewnie jacyś obcy się w nich zalęgli albo coś – Kpłanka Kirie skłamała niezbyt przekonująco.

 

 

Zdarzają się powtórzenia, np.:

Avelina nie tego nie była w stanie określić.

Na ekranie pojawił się fragment kadłuba wraku i fragmenty złomu w jego pobliżu.

 

Przymiotnik awalachański czasem piszesz małą, a czasem wielką literą, czasem dajesz jedno L, czasem dwa

 

Mniej postrzelane z najstarszych jednostek nie trafią na przetop. – ten zwrot mi trochę zgrzyta

 

Do wszystkich jednostek zachować szczególną ostrożność! – rozkaz powinien być wyszczególniony/wyodrębniony

 

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

Witaj MPJ 78 !!!

 

Udane opowiadanie! Pomysł bardzo oryginalny i wykonanie też. Nie czytałem tu na portalu czegoś takiego. W sensie tematyki. Powiem, że przyjemnie się to czytało. Pod koniec opowiadania wyczułem podobieństwo do Lema dało mi to do zastanowienia ale w końcu przypomniałem sobie, że Staszek już nie żyje :)))))))) Jest w porządku!!!

 

Pozdrawiam. 

Jestem niepełnosprawny...

Choć o kapitanie Ana­ti­dae piszesz od dość dawna, kolejne publikacje dzielą tak duże odstępy czasu, że opisany tu epizod jawi mi się nie jak pełnoprawne opowiadanie, a fragment czegoś większego i, moim zdaniem, nie jest w pełni jasny i czytelny.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Ave­li­na nie tego nie była w sta­nie okre­ślić. → Dwa grzybki w barszczyku.

 

czte­rech li­niow­ców, my­śliw­cow­ca i czte­rech eskadr… → Co to jest myśliwcowiec?

 

-Nie sadzę by było tam coś nie­bez­piecz­ne­go… → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Ha­kel­ber wydal wła­śnie roz­kaz… → Literówka.

 

ruch sprzecz­ny z tym jak dry­fo­wa­ła się resz­ta szcząt­ków… → …ruch sprzecz­ny z tym, jak dry­fo­wa­ła resz­ta szcząt­ków

Można dryfować, ale nie można dryfować się.

 

nie­wiel­kich krwi­sto czer­wo­nych sze­ścia­nów. → …nie­wiel­kich krwi­stoczer­wo­nych sze­ścia­nów.

 

– Wi­docz­nie na pan­cer­ni­ku też do­strze­gli tez złom. → Dwa grzybki w barszczyku. I literówka.

 

Nie­ste­ty mimo nie mogła na­wią­zać łącz­no­ści z Ha­kel­be­rem. → Czegoś tu brakuje.

 

przej­ście do han­ga­ru, w któ­rym ku stado ma­szyn… → A tego nie rozumiem.

 

– Ile czasu mamy? -za­in­te­re­so­wał się Ha­kel­ber. → Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Nie bę­dzie­my ry­zy­ko­wać.– Ha­kel­ber po­krę­cił głową. → Brak spacji po kropce.

 

Isto­ty ruszy, by po kilku me­trach za­trzy­mać się… → Literówki.

 

a za nim żol­nie­rze z po­kła­do­we­go… → Literówka.

 

sztur­mo­we­go „Srebr­ne­go Wilka.” → Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Kilka go­dzin póź­niej kiedy okrę­ty floty Ha­kel­be­ra wy­ło­ni­ły się zza księ­ży­ca ich oczom uka­zał się zdu­mie­wa­ją­cy widok. → Czy dobrze rozumiem, że widok ukazał się oczom okrętów Ha­kel­be­ra?

 

Je­dy­ny­mi do­wo­da­mi, że było tam kie­dy­kol­wiek, były ty­siąc­let­nie… → nie brzmi to najlepiej.

 

Syl­we­stris pod nawet tor­tu­ro­wa­na nie przy­zna­ła­by się… → Coś się tutaj przyplątało.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawki naniosłem za pomoc i opinię dziękuję, 

 

Czy wam też się zdarza, że komentarz po kliknięciu gotowe znika?

Bardzo proszę, MPJ-cie, miło mi, że mogłam się przydać.

Owszem, kiedyś zdarzało się, że komentarze znikały, ale od bardzo dawna wszystko piszę w Wordzie i przeklejam. Może dlatego od lat nie straciłam żadnego komentarza. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czy wam też się zdarza, że komentarz po kliknięciu gotowe znika?

 

Bardzo często, niestety. Przy komentarzu z technikaliami i obszerną opinią to masakra…

Niedawno o tym dyskutowaliśmy przy innym opku. Finkla radziła cofnąć, ale nie zawsze to pomaga. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Kawałek space opery. Bardzo militarny, więc nie przypadł mi do gustu. Najciekawsze pojawia się na końcu, prawie w przypisach – dusza maszyn. Czy SI ją mają? To bardzo rozwojowa koncepcja, IMO. Bo przepychanki dookoła cmentarzyska mnie nie porwały.

Babska logika rządzi!

Już myślałem że te znikanie komentarzy to jakiś indywidualny problem. Czytaj wirus, którego mój antywir nie widzi. 

Już myślałem że te znikanie komentarzy to jakiś indywidualny problem. Czytaj wirus, którego mój antywir nie widzi. 

Chyba tak. :)

Pecunia non olet

Zobaczymy czy mi teraz SI komentarz puści.

 

bruce te teksty pisane kursywą w zamyśle miały być pisane czcionka w stylu ośmiobitowców Amiga, Commodore 64, Spectrum ZX 

 

dawidiq150 Trochę opowiadań z tego uniwersum mam tu wrzucone niektóre kosmiczne walki inne a’la obyczajówka:

Misja ratunkowa

Marynarski pech

Szaleństwo jest gorące

Sprowadzić zespół

Przybyliśmy przelać waszą krew!

Zdobyć serce

Prywatna sprawa

Miłość od pierwszego przesłuchania

Cena klątwy

Miecz Imperium

 

Niekoniecznie zachowałem chronologię. 

 

 

 

Aa… rozumiem. :)

Pecunia non olet

Szybko przemierzali puste wnętrza kierując się w stronę mostku. ← mostka?

Tymczasem metalowy pajęczak dobijając się od dryfujących fragmentów zniszczonych statków zbliżał się do promu Awallachan. ← odbijając

To na znak, że przeczytałem, bo koncepcja duszy maszyn jakoś jest mi odległa, ale czytało się dobrze, jako przygodówkę. 

 

MPJ 78 na pewno coś przeczytam :)

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Hej,

 

widać tutaj światotwórstwo na wysokim poziomie. Podoba mi się język, plastyczność opisów i spójnośc świata przedstawionego, wszystko ma swoje miejsce, nazwę i zestaw funkcjonalności.

Zgadzam się z Reg i Finklą – że z jednej strony jest nieco niezrozumiale, a z drugiej wyjaśnienia i najważniejsza część opowiadania pojawia się dopiero na końcu. Dodałbym, że ta najważniejsza częśc pojawia się jako narratorski opis, pewnie można by to ubrać choćby w jakiś raport Sylwestris do przełożonych, wg mnie warto byłoby lepiej to osadzić w historii.

 

Co do znikających komentarzy – myślę, że dzieje się tak, kiedy karta przeglądarki z danym opowiadaniem pozostaje zbyt długo otwarta bez żadnej akcji. Warto przed wpisaniem komentarza odświeżyć kartę, albo skopiować treść przed kliknięciem przycisku “Gotowe”. Taki zwyczaj uratował niejeden mój komentarz :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

MPJ!

 

Doceniam światotwórstwo, nazwy i wszelkie sprawy z tym powiązane.

Niestety, dla mnie to opko jest zbyt pogmatwane i trudno wyłapać jakiś konkretny wątek. Dopiero pod koniec się to wyjaśnia, ale za długo trwałem w pewnym chaosie, żeby zaczerpnąć w pełni przyjemność z lektury Twojego opowiadania. Niemniej napisane okej. ^^

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

BarbarianCataphract no tak, tylko jakoś tak mi wyszło, że na tym portalu jest stadko opowiadań o Hakelberze i jego uniwersum więc mam ten problem, że z jednej strony, dla mnie jako autora, te postacie są poskładane z wielu cegiełek, z drugiej rozumiem, że dla czytelnika który trafia na nie pierwszy raz będą pewnie pewne niejasności. 

 

I oczywiście dochodzi jeszcze dodatkowe zagmatwanie, bo opublikowałem tylko część tego co napisałem. Po części dla tego, że pewnych opowiadań zwyczajnie nie skończyłem, lub uznałem że czegoś im brak. Inne są zbyt osobiste, są w nich moje prywatne żale itp. Ci którzy mnie znają z realu mogliby się rozpoznać i niekoniecznie być zachwyceni, więc musi w Bugu jeszcze trochę wody upłynąć by je opublikować. Mogą się jednak zdarzyć nawiązania do sytuacji z tych niepublikowanych opowiadań mimo, że staram się dbać o to by tego unikać, bo cierpi na tym spójność .

Kolejny tekst z twojego space operowego uniwersum. I czytałem to jak typową space operę. Może dlatego ciepliwie czekałem na wyjaśnienia do samego końca. Choć przyznaję, że przez to kapkę szwankuje tempo, bo musisz mocno zwolnić na koniec, by wyraźnie zaznaczyć połączenie wątków.

Światotwórczo jest ok, choć mnie średnio przekonuje “myśliwcowiec”. Bo jeśli masz “myśliwcocwca”, to co tu robią “superpancerniki”, “liniowce” i inne określenia typowo ziemskie. Wiadomo, czytelnik się łatwiej orientuje i sam tworzy pasujący mu obraz w głowie, bez konieczności opisania każdej klasy statku z osobna. I teraz, kiedy pośród tego wyskakuje jeden rodzinek, do którego jak ulał pasuje ziemskie określenie “lotniskowiec”, to czuję raczej zgrzyt niż podziw dla czegoś dobrze przemyślanego.

Technicznie jest ok.

Tak więc dla mnie dobry koncert fajerwerków z paroma zgrzytami.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Mam problem z oceną tego tekstu. Czuję, że nie jestem grupą docelową, nie rzuciło mnie to na kolana, z drugiej jednak strony wydaje mi się, że ten tekst reprezentuje rodzaj fantastyki, po którą chętnie sięgnęłaby młodzież. Dawid ma rację, na portalu brakuje takich tekstów i naszła mnie refleksja, czy przez swego rodzaju elitaryzm nie oślepliśmy tutaj grupowo na to, czego poszukuje przeciętny młody człowiek w głównym nurcie naszego gatunku literackiego.

Myślę, że gdybym miał 15-17 lat, to byłbym pod wielkim wrażeniem. A teraz jestem co najwyżej “niedobitkiem poprzedniego kręgu czytelniczego”, a może nawet i tego, który był przed poprzednim ;)

Zastanawiam się poważnie, czy w takim razie moja opinia coś zmienia i jest dla Ciebie, jako autora, w jakikolwiek sposób wartościowa. Bo prawdę mówiąc mam przekonanie graniczące z pewnością, że gdybyś napisał książkę w tym stylu, to mogłaby sobie poradzić na rynku lepiej, niż to, co na naszym portalu dostaje piórka. 

Nie ma w tym tekście większej refleksji, jest dość naiwny, ale – u licha – domyślam się, że właśnie tak to miało wyglądać. Jako prosta space opera dla młodego czytelnika to się zwyczajnie sprawdza, widać to jak na dłoni. Nie wiem co mam jeszcze napisać – ja bym się na Twoim miejscu nie przejmował opiniami i robił swoje. Oczywiście to i owo trzeba przepracować, ale ogólnie jestem bardzo zaskoczony tym, że takich tekstów nie pojawia się tutaj dużo, dużo więcej. Powodzenia.

NoWhereMan co do myśliwcowca no mi właśnie nie pasował lotniskowiec. :D stąd taka kombinacja.  W “Zaginionej flocie” w ogóle wywalono taką klasę jednostek, W “Gwiezdnych wojnach” są statki matki, Tie Fighterów, co podobnie jak lotniskowce mi w kosmosie niekoniecznie pasuje, a więc nie mając wzorców do zaadaptowania coś tam sobie wykombinowałem :D

 

silver_advent nie wiem czy to kwestia grupy docelowej, czy tego że Hakelber debiutował w moim opowiadaniu gdzieś w czasach 4 klasy podstawówki :D czyli ponad trzy dekady temu. Owszem ewoluował od tamtego czasu ale, duch mu pozostał :)

Co do opinii. Czytam je, czasem zgadzam się z nimi, czasem niekoniecznie. Życie. 

Co do refleksji. Te konkretne opowiadanie powstało, bo znajoma rzuciła “Marek, piszesz to, napisz jak z Eweliną kradniemy dusze z cmentarza”. A że akurat słuchałem podkasty o świecie Warhammera 40k… 

 

Nowa Fantastyka