Kto nie czytał Terrego, ten cienias.
Kto nie czytał Terrego, ten cienias.
Bal u Michała
Historia tu opisana wydarzyła się w piosence, niejednym tanim filmie i naprawdę.
Zanim jednak zostanie opowiedziana i by zrozumiałe stały się podteksty, potrzebne jest sięgnięcie do odległej przeszłości. Lata 90. Dziś już niestety częściowo przykryte mgłą niepamięci o detalach. Licealne czasy wolności, beztroski, zabawy, pierwszych miłości.
Nawiązując do tej ostatniej tzn. tej pierwszej – gdyż to o ten źródłowy i zarazem kluczowy kontekst chodzi – początek tej historii był trudny i mało satysfakcjonujący.
W tamtych czasach, pewien młodzian, smolił cholewki do ówczesnej koleżanki z klasy, którą nazwijmy w zanonimizowany, zgodny z RODO sposób jako M. Działo się to w oczywistej sprzeczności z poniekąd rozsądną zasadą, by nie brać dupy z własnej grupy. Doświadczenie to przyszło jednak z czasem. Jego ówczesna urocza poniekąd absencja – urodziła owoce. Daleko im było jednak do udanych i smacznych. Niestety bowiem, wiecznemu szczęściu i kosmicznym wirom miłości przeszkodził detal. Otóż On chciał być z nią bardzo – zaś Ona nie bardzo.
Stara to historia i powtarzalna. Jej nudna i przewidywalna żałość z pewnością nie byłaby warta absolutnie żadnej uwagi, a tym bardziej choć linijki tekstu, gdyby nie to, że młodzian ów, niestety dramatycznie nie przyjmował do wiadomości, że nie jest mu pisany związek z umiłowaną mu M.
Początek zdefiniował koniec. Pierwsze jego wyjście z mroku i próba zbudowania relacji spaliła na panewce niczym proch w gładkolufowym pistolecie uprzednio zamoczonym w pisuarze. Mimo tej niezbyt higienicznej kąpieli, jakimś cudem pociągnięcie spustu wywołało jednak iskrę. Proch zapufffał, a z lufy bąk podmuchu wypełzł kulę, która z powodów praw fizyki nawet nie doleciała do płotu. Nastąpiło to przy tym w oparach wstydu, rozczarowania i znacznego zakłopotania.
Plan był wówczas taki prosty… Otóż nie było go wcale. Spontanicznie zainicjowana przez młodziana, nieskładna, wykonana bez polotu i strategicznego pomyślunku telefoniczna rozmowa, ukierunkowana została na zaproszenie M. na wielce oryginalną randkę do kina.
Niestety, kusząca ta oferta, nie znalazła zrozumienia u adresatki. Zwłaszcza, że w rozmowie okazało się, że nikt nie zna repertuaru. Co więcej, wyszło na to, że zestresowany młodzian, niewiele więcej miał do powiedzenia, poza zadaniem M. pytania, czy ta poszłaby z nim do kina, na nie wiadomo w sumie co. Próba ta, heroiczna zapewne w wyobrażeniach jej wykonawcy, skończyła się dla niego zatem bolesnym rozczarowaniem. Głuchą ciszę, nagle bowiem przerwała M., gwałtownie rozłączając się, ot tak. Okazało się, że kolejne desperackie próby telefonicznego połączenia, były gorzko ignorowane. Porażka ta spowodowała zmianę układu gwiazd na niebie. Odtąd mojry postanowiły, że szansa na to, że młodzian będzie z M., pomniejszyła się tysiąckrotnie. Przeszłość, zawsze bowiem wpływa na przyszłość – czasami bardzo okrutnie i definitywnie. Wszyscy wiemy i pamiętajmy, jak ważne jest, by dobrze zacząć. Ten początek był zaś fatalny i nie wróżył niczego dobrego.
Niestety, astrologiczne znaki te, nie dla wszystkich były jasne i zrozumiałe. Dlatego skończyć mogło się to wyłącznie w jeden sposób. Młodzian pokazał wszechświatu i mojrom środkowy palec i spontanicznie od razu udał się pod drzwi wybranki. Tamże, stojąc durnie i dumnie z kwiatkiem w ręku, skompromitował się już doszczętnie, nonsensownie dzieląc się z M. odczuwanym wówczas uczuciem miłości. Uczynił to dzielnie i wręcz heroicznie – ostatecznie jednak, bohaterstwo to, przyniosło jeno smak porażki, zważywszy na konieczność rychłego odwrotu z podkulonym ogonem. Mojry płynnym ruchem przesunęły suwak z szansami młodziana u M., o sto kilometrów w lewo. To już nie miało prawa się zdarzyć. Niente. Zero. Null. Przyjście z kwiatkiem, przekształciło się w powrót z kwitkiem. Nieekwiwalentna i gorzka była to dla niego wymiana. Ale co by tu dużo nie mówić – zasłużona była to zapłata.
Reakcja M. była bowiem zrozumiała. Co więcej – była ona w pełni przewidywalna. M. dała do zrozumienia, że nie jest zainteresowana – co obiektywnie jawiło się w tych okolicznościach za oczywiste. Niestety jednak, nie było to klarowne dla młodziana. No cóż, heroizm nie szedł w parze z mądrością – w zasadzie, nie był to żaden wyjątek, lecz częsta reguła takiej kompanii.
Drążąc dalej wątek rzeczy oczywistych – strategia tego podrywu, była co najmniej egzotyczna. Złamano podstawową zasadę – tajemniczości. Flirt, to dyplomatyczna gra szpiegowska, w której obowiązują zasady: podejdź, skuś, uwiedź i nie daj się wykryć. Niektórzy dodają jeszcze wydupcz, użyj, wyrzuć, wypluj – ale tak postępują tylko świntuszki. I bad boys.
Druga zasada – poznaj swojego wroga i jego oczekiwania. Tak – młodzian był w typie romantycznego Wertera, M. preferowała zaś zupełnie nie nie, absolutnie nie to, tfu. Należało przywdziać kamuflaż. Maskarada – możesz być kim zechcesz, jeśli tylko zechcesz i potrafisz. Trzecia zasada – to oczywiście zasada trzech dni – jest na trzecim miejscu, żeby zapamiętać, bo jest tak ważna. Ale dotyczy ona nieco dalszego etapu sztuki kochania. Nigdy. Przenigdy. Po otrzymaniu od dziewczyny numeru / komunikatora / email / czego-kurwa-kolwiek – nie pisz, nie dzwoń, przez pierwsze trzy dni. To je wkurwi i sprawi, że będą bardziej wilgotne i gotowe. Będą tam gdzie powinny i gdzie chcemy by były. Ale wróćmy do tematu – czwarta zasada – mierz wysoko, ale bierz poprawkę. Zamiary trzeba mierzyć na siły, acz zawsze można się trochę bardziej wysilić. Młodzian niestety mądrości tych ludowych jeszcze wówczas nie znał. Nie mówiąc o pozostałych, bardziej zaawansowanych technikach. Był on taki… naturalny, nieskażony w swej naiwności. Z tego względu, mimo wykonu zasługującego na ocenę niedostateczną, retrospekcja tych zdarzeń powoduje, że trudno porażki tej nie współczuć. Zresztą, kto nie popełnia błędów, ten niech pierwszy rzuci kamieniem.
– Auć! Który to siwy skurwysyn rzucił?
– HE HE HE.
* * *
Ówczesne oczekiwania czy może i roszczenia młodziana – również trudno z perspektywy czasu ocenić pozytywnie. Jego pragnienia, były bowiem stricte egoistyczne. Przecież zakochał się, co nie, więc chciał M. mieć dla siebie. Się należało mu to, bo się zakochał, co nie. Takie podejście, choć słabe, można jednak zrozumieć i to nawet na poziomie matematycznym. Młodość plus miłość, często bowiem daje wynik w postaci głupotki posiekanej na kawałeczki i polanej sosikiem z żenua. Niemniej, taka causa do działania, ma jedną zasadniczą wadę – acz tu kłania się znowu doświadczenie vel jego brak. Otóż po prostu jest całkowicie zła i nieskuteczna. Zamiast bowiem czynić i działać tak, by zrealizować cel pt: ja chcę – trzeba działać tak, by zrealizować cel ważniejszy i ostateczny, tj. by to druga strona zechciała chcieć. Oczekiwania młodziana, nie uwzględniały przy tym obiektywnych uwarunkowań. Tymi były zaś choćby podstawowe okoliczności, jak brak absolutnie żadnych sygnałów ze strony M., by choć w najmniejszym stopniu mogła się nim interesować. Chyba jedyne co hipotetycznie mogło spowodować, że to nierealne, absurdalne wręcz zdarzenie przekształciłoby się w coś potencjalnie realnego, to element zaskoczenia połączony z odpowiednią elokwencją bezczelnego i pewnego siebie łachmyty. Niestety byłby to, wypisz wymaluj – nie ówczesny młodzian. Trudno zatem dziwić, że ze szpiegowskiego tego pojedynku, wrócił on na tarczy, a raczej nawet i bez tarczy, bez spodni, na dodatek z majtkami na głowie i to co gorsza – swoimi.
Zdarzenie to, tłumaczy i usprawiedliwia jednak perspektywa bezrozumnego zwierzęcia – tj. nastolatka, oraz jego ówczesnej burzy uczuć. To było dla niego Pierwsze Zing. Ta ogromna siła sprawiła, że nie istniał żaden logiczny argument, który mógłby skłonić młodziana do przedsięwzięcia innych czynów, nie mówiąc o ich poniechaniu. Rezygnacja z nich, z powodu Zing była bowiem dosłownie fizycznie wręcz niemożliwa. To co się stało, było nieuniknione jak ŚMIERĆ – musiało się wydarzyć i już. W owym czasie, nieskończona, niewyczerpana moc Zing powodowała bowiem tylko jedno – bezwładne spadanie i przyciąganie w jednym jedynym kierunku. Destination M. Tak wielka moc, niesie za sobą i inne, czasem nieprzewidziane konsekwencje.
– TO NAPRAWDĘ BYŁO NIEUNIKNIONE. POTWIERDZAM – powiedziała Śmierć.
GPS pokazywał M. Tak wyraźnie. Tak kusząco świeciła ta strzałka. Niestety jednak, podróż skończyła się w innej destynacji: Porażce Wielkiej. Kompromitujące okoliczności, M. życzliwie bowiem opisała wszystkim swym koleżankom. Następnego dnia w szkole – wszystkie śmiały się z młodziana. Porażka Wielka boli bardziej, gdy kompromitująca wiedza o niej staje się powszechna. Zwłaszcza wśród koleżanek osoby adorowanej.
Dalej było już z górki. Skoro młodzian wywołał lawinę, nie planował na tym poprzestać. Niech świat się wali dalej, skoro już i tak wszystkie budynki runęły. Jebać to. Wciąż próbował swych sił. Uparcie. M. reagowała alergicznie na podchody młodziana. Równie uparcie. Oczywiście mając do tego święte prawo i obiektywne powody. Młodzian nie potrafił przyjąć do wiadomości takiego stanowiska. Uparcie jak osioł do potęgi czwartej.
Wszak przecież czuł Zing! A skoro tak – to czuł się usprawiedliwiony. Trwało to długo. Za długo. Z perspektywy młodziana, wiązało się to z klasycznym poczuciem romantycznie złamanego serca. Czy miał potrzebę by w ten sposób cierpieć, czy też postanowił odważnie walczyć ze światem o to, kto operuje jego sterem? A może polubił ten poetycko inspirujący stan? Trudno powiedzieć. Tylko nieliczni sądzili, że chodziło o celowe zwiększenie trudności tej gry, dla podbicia jej stawki.
– NIEPRAWDA, NIKT TAK NIE MYŚLAŁ.
– Ekhem – kontynuował narrator – finalnie, młodzian postanowił za namową przyjaciela jednak zmienić strategię. Dla oczyszczenia atmosfery, powiedział M., że to wszystko już jest przeszłością, uczucie wygasło, przepraszam, zostańmy przyjaciółmi itd. W rzeczywistości pomyślał wówczas:
– Hehehe. Tereferekuku. Pipipipipi. Zinga Zinga Zing!
* * *
W efekcie, sprawiło to wejście młodziana w klasyczny Friendzone z M. Dla niewtajemniczonych – to najgorsze miejsce na Ziemi, zaraz po obozie koncentracyjnym i okopach frontu.
Decyzja ta była jednak słuszna. M. nieco łaskawiej patrzyła i odnosiła się do młodziana, uczestniczyła w z pozoru neutralnych z nim rozmowach. Po jakimś czasie, było nawet całkiem miło. Przyjaźń? Lub jej namiastka? Był to dla niego etap wielu Nadziei, Marzeń i Pragnień. Że to co wówczas istniało, przekształci się w coś więcej. Klasyka friendzone.
– BIEDNY GŁUPIEC – powiedziała pod nosem Śmierć, ostrząc osełką kosę.
* * *
Był to jednak na szczęście również czas intensywnej nauki i ewolucji młodziana. Czas, powoduje dorastanie. Dorastanie, powoduje, że głupota ulatuje. Ulatywanie głupoty, powoduje, że człowiek popełnia mniej głupstw. Popełnianie mniej głupstw powoduje, że jest lepiej niż gorzej. Jak jest lepiej niż gorzej – to znak, że wreszcie idziemy w dobrym kierunku, brawo! Ponadto wspólne, czasem wielogodzinne rozmowy z M. powodowały, że młodzian stawał się mniej drewniany w relacjach damsko męskich. Nagle odkrył, że w wielu sprawach decydują… niuanse.
Maskarada ta była jednak licha. M. z pewnością domyślała się, że młodzian wciąż skrywa do niej uczucia – prawdziwe Zing nie zgasi byle deszczyk pomyj – pożar ten, pali się bowiem znacznie lepiej niż Tesla.
– Ale… to przyjemnie jest, gdy ma się adoratora, prawda? ;) buźka uśmiechnięta
* * *
Historia ta trwała długo. Za długo. Na szczęście na końcu młodzian umarł. Wreszcie! To było tego dnia, gdy zobaczył M. całującą się z innym. Na dyskotece! Serce eksplodowało wewnątrz, zostawiając bolesną, wyrwaną pustkę. Zing zamieniło się w Kaboom. Flaki nie wyleciały na zewnątrz tylko dlatego, że ładunek był bardzo kierunkowy – uderzył tylko tam gdzie miał uderzyć. To the bottom of a prescious, little heart. Marsz żałobny gra, tadadadada. W rzeczywistości były to czasy innych piosenek – ówczesnym hitem była ta: I’m blue dabadiba diba, diba di da da, diba di, diba diba di da da.
– UFF WRESZCIE MOŻNA ZACZĄĆ TEN BAL U MICHAŁA! – zaśmiała się pod nosem mała Ś. :) uśmiechnięta buźka
* * *
Jebać to
Motto to, na długo po tym zdarzeniu zagościło u młodziana – znaczy u Michała. Był to najpiękniejszy czas. Ehhh wreszcie spokój. Równowaga. Balans. Feng, shuj i chuj. Żniwa życia i spożycia, odkrywania i ruchania. Piękne czasy.
– Jebać to!
– I TO JA ROZUMIEM BRO!
* * *
(sto lat później)
– To nie było takie słabe, jak myślę, co nie? To nie było, aż tak, żenua, jak sądzisz? W sumie, wiesz, tak serio to się tego w ogóle nie wstydzę. Może i nie szczycę – ale wiesz, po prostu byłem totalnie sobą. Wiesz, nie byłem wtedy może i jakimś Casanovą, ale z drugiej strony, nie byłem jakimś kompletnym zerem, jak nie wiem, np. Karol J. No i może to było wszystko debilne, rozumu i techniki w tym nie było, ale z drugiej strony, miało się te ballsy żeby ot tak przyjechać z tym kwiatkiem. Natomiast ciekawi mnie jedno. Czy mogłem to zrobić lepiej? I jaki byłby efekt? Pobawmy się w alternatywny świat: taki, w którym historia toczy się inaczej. Jak powinienem przejść tą pierwszą rozmowę, byś poszła wtedy ze mną do kina?
– Czemu pytasz?
– Nawet nie wiesz przez co i ile razy musiałem przejść by zadać Ci to pytanie w takich okolicznościach. Ale to tak na marginesie. A po prostu… Może chcę Ci zadać to pytanie, by następnym razem poszło mi łatwiej?
– Jak to następnym razem? (…) Bierzesz te pigułki?
– Ehhh Ś znowu spaliłem… możesz?
– NIE MA SPRAWY. ZAWAŁ JAK OSTATNIO?
– Dawaj. Jebać to.
* * *
(sto lat później)
– To nie było całkiem słabe, co nie? Tak mi się przynajmniej wydaje. Może i trochę było to żenujące, ale z drugiej strony… Wiesz, nie byłem wtedy z pewnością herosem z okładki, ale z drugiej strony, nie byłem jakimś kompletnym zerem, jak nie wiem, np. Darek C. Natomiast ciekawi mnie jedno. Czy mogłem to zrobić lepiej? Załóżmy że istnieje alternatywny świat, w którym historia potoczyła się inaczej. Jak powinienem przejść tą pierwszą rozmowę, byś poszła wtedy ze mną na randkę?
– Czemu pytasz?
– Dla zabawy, ale powiedzmy że i dla nauki i potomnych.
– Wiesz co, myślę że jakbyś był nieco bardziej tajemniczy, to byłoby ci łatwiej. Mówienie od razu o miłości, to trochę crazy, co nie?
– Czy ja wiem? Oczywiście z jednej strony masz rację – patrząc od strony efektywności. Ale… wiem co wtedy czułem. I zapewniam, nie kochałem Cię wtedy egoistycznie, jak to prześmiewczo przedstawiłem. Lecz tak, jak wtedy potrafiłem. I to było prawdziwe Zing. I wcale nie chodziło mi o to, by Cię nie wiem, wtedy jakoś posiąść czy coś. To była jakaś taka potrzeba, nie wiem, bliskości? Pewnie miałem wtedy jakiś jej deficyt, ale to chyba słabo o tym gadać?
– JAK COŚ TO WIESZ, ŻE JESTEM OBOK.
– Spierdalaj.
– Co? Mówiłeś coś do mnie?
– Kurwa, wypsnęło mi się, sorry, znowu zjebałem, Ś?
– (…)
– No nie wkurwiaj mnie, dawaj Ś.
– (…)
– Michał, do kogo ty mówisz, przerażasz mnie.
– POWIEDZ PROSZĘ.
– Spierdalaj. (…) To nie do Ciebie M.
– Muszę już iść.
– Ja też muszę już iść. Proszę! Proszę… zabij mnie Ś. Uprzejmie kurwa proszę!
* * *
(sto lat później)
– To nie było takie słabe, co nie? Tak mi się przynajmniej wydaje. Wiesz, nie byłem wtedy może bradem pittem, ale z drugiej strony… Natomiast po tylu latach ciekawi mnie jedno. Czy mogłem to zrobić lepiej? (…) Pobawmy się w grę. W alternatywny świat i rzeczywistość. Załóżmy hipotetycznie, że w równoległym świecie historia toczy się inaczej. By tak się stało, musiałaby się zupełnie inaczej zacząć. Zastanawia mnie, jak musiałbym przejść tą pierwszą rozmowę z Tobą, byś poszła wtedy ze mną do kina, albo nie wiem gdziekolwiek na randkę?
– Heh, zastanawia cię to dlaczego?
– Czysta ciekawość.
– Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Lepiej zastanów się, jak wtedy czułam się ja?
– Ale odłóżmy tą pesymistyczną przeszłość, w której wyszło jak wyszło i dla żartu, zabawmy się w hipotetyczny świat, w którym rzeczy potoczyły się inaczej. Zdradź mi swój ówczesny klucz do Twojego serca.
– Wiesz co. Myślę, że na pewno błędem była ta otwartość? Jakbyś był wtedy tajemniczy. Kobiety to lubią, wiesz? Na pewno by to nie przeszkodziło. Mówienie od razu o miłości? Niby odważnie, ale kobiety wolą domyślać się i niepokoić o to, co czuje facet, czy się mu podobają.
– Słucham dalej.
– Ale tak serio, to muszę cię zmartwić. Wiesz, chyba wtedy nie bardzo byłeś w moim typie i to raczej były niewielkie szanse.
– Niewielkie to coś co mi wystarcza w zupełności.
– Nie rozumiem?
– Mam na myśli, że prawdopodobieństwo jest nauką smutną jeśli patrzyć na nią z perspektywy niepowodzeń. Natomiast można też na nią patrzyć z drugiej strony, że nawet prawie niemożliwe ma szansę zaistnieć.
– No ale to przecież przeszłość. Zamknięta. Do czego zmierzasz?
– Do niemożliwego szczęścia za pierwszym razem, a nie po tylu zmarnowanych latach.
– JAKBY CO, TO WIESZ, ŻE JESTEM OBOK.
* * *
Michalusie, blisko siedemnaście tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.
Na tym portalu szorty mają do dziesięciu tysięcy znaków.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy – dla Ciebie wszystko. Mówisz i masz. :)
Witaj.
Kto nie czytał Terrego, ten cienias.
No to jestem jednym z nich. :)
Z technicznych:
Jego ówczesna urocza poniekąd absencja – (czemu tu myślnik?) urodziła owoce.
Otóż On chciał być z nią bardzo – zaś Ona nie bardzo. – czasem „on” jest napisane wielką literą, czasem nie, podobnie „ona” – należy pisać konsekwentnie
Proch zapufffał, a z lufy bąk podmuchu wypełzł kulę, która z powodów praw fizyki nawet nie doleciała do płotu. - nie umiem sobie tego wyobrazić…
Porażka ta, (zbędny przecinek) spowodowała zmianę układu gwiazd na niebie.
Niestety, astrologiczne znaki te, nie dla wszystkich były jasne i zrozumiałe. – tutaj całkiem posypała się składnia zdania
Przyjście z kwiatkiem, (zbędny przecinek) przekształciło się w powrót z kwitkiem.
Dążąc dalej wątek rzeczy oczywistych – strategia tego podrywu, (zbędny przecinek) była co najmniej egzotyczna. – literówka
Tak – młodzian był w typie romantycznego Wertera, M. preferowała zaś zupełnie nie nie, absolutnie nie to, tfu. – tego zdania nie umiem rozgryźć, składnię trzeba poprawić
Będą tam gdzie powinny i gdzie chcemy (przecinek) by były.
Się należało mu to, bo się zakochał, co nie. – tutaj podobnie, składnia do poprawy
– Nie rozumiem? – czemu tu znak zapytania?
A zatem pod kątem językowym trzeba jeszcze sporo popoprawiać.
Poniższe fragmenty świadczą moim zdaniem o dążeniu do stworzenia tekstu, będącego żartobliwym, narracyjnym przedstawieniem jakiegoś filmu, dokumentu czy reportażu:
Zresztą, kto nie popełnia błędów, ten niech pierwszy rzuci kamieniem.
– Auć! Który to siwy skurwysyn rzucił?
– HE HE HE. (…)
Młodość plus miłość, często bowiem daje wynik w postaci głupotki posiekanej na kawałeczki i polanej sosikiem z żenua. (…)
– NIEPRAWDA, NIKT TAK NIE MYŚLAŁ.
– Ekhem – kontynuował narrator – finalnie, młodzian postanowił za namową przyjaciela jednak zmienić strategię. Dla oczyszczenia atmosfery, powiedział M., że to wszystko już jest przeszłością, uczucie wygasło, przepraszam, zostańmy przyjaciółmi itd. W rzeczywistości pomyślał wówczas:
– Hehehe. Tereferekuku. Pipipipipi. Zinga Zinga Zing!. (…)
– Ale… to przyjemnie jest, gdy ma się adoratora, prawda? ;) buźka uśmiechnięta (…)
Jebać to
Motto to, na długo po tym zdarzeniu zagościło u młodziana – znaczy u Michała. Był to najpiękniejszy czas. Ehhh wreszcie spokój. Równowaga. Balans. Feng, shuj i chuj. Żniwa życia i spożycia, odkrywania i ruchania. Piękne czasy.
– Jebać to!
– I TO JA ROZUMIEM BRO!
Przyznam, że dość trudno mi odnaleźć się w takim tekście.
Warto zaznaczyć wulgaryzmy.
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Dziękuję, Michalusie. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bruce, dzięki za lekturę.
Dałem myślnik w zaznaczonym przez Ciebie zdaniu, gdyż wyjątkowo mi tam pasował. Nie wydaje mi się, by był to błąd – choć nie będę się w tej kwestii upierał.
On i Ona w tym zdaniu napisałem wielką literą podkreślając podmiotowość – może nie ma w tym konsekwencji, ale również uznaję to za uzasadnione wyróżnienie.
IMHO nie wydaje mi się, by astrologiczna składnia była zła – jest nietypowa, ale nie dostrzegam w niej błędu gramatycznego czy stylistycznego.
Poprawiam porażkowy przecinek – dziękuję.
Oczywiście miało być dRążąc a nie dążąc. Poprawiam – dzięki.
Odnośnie reportażu / filmu / dokumentu jak to nazwałeś – nie taki był zamysł; W tym miejscu może konieczne jest nawiązanie do Terrego – w jego książkach i uniwersum, Śmierć często wtrąca się w koleje losu, czasem komentując toczącą się akcję, zawsze wypowiadając się WIELKIMI LITERAMI :)
Miłej niedzieli!
Dziękuję, wzajemnie.
Wskazane kwestie to zawsze tylko propozycje, to Ty jesteś Autorem. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
Przebrnęłam przez ponad połowę Balu u Michała i z przykrością stwierdzam, że w przeczytanym fragmencie nie znalazłam nic, co zaciekawiłoby mnie choć trochę. Sama się sobie dziwię, że męczyłam się z tekstem tak długo, zwłaszcza że opowiadanie od początku nie zapowiada niczego ciekawego, a w dodatku jest napisane, delikatnie mówiąc, nie najlepiej – wiele w nim błędów, usterek i nie zawsze poprawnie złożonych zdań, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.
Mam nadzieję, Michalusie, że Twoje przyszłe opowiadania okażą się ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.
Lata 90. → Lata dziewięćdziesiąte.
Liczebniki zapisujemy słownie.
Nawiązując do tej ostatniej tzn. tej pierwszej… → Nawiązując do tej ostatniej, to znaczy tej pierwszej…
Nie używamy skrótów.
W tamtych czasach, pewien młodzian, smolił cholewki… → W tamtych czasach pewien młodzian smalił cholewki…
Smalić cholewki to związek frazeologiczny, czyli forma ustabilizowana, utrwalona zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.
Jego ówczesna urocza poniekąd absencja – urodziła owoce. → Na czym polega urok poniekąd absencji i jakie ona rodzi owoce?
Stara to historia i powtarzalna. Jej nudna i przewidywalna… → Czy to celowy rym?
…nie jest mu pisany związek z umiłowaną mu M. → …nie jest mu pisany związek z umiłowaną przez niego M.
Początek zdefiniował koniec. Pierwsze jego wyjście z mroku i próba zbudowania relacji spaliła na panewce… → Na panewce spaliło pierwsze wyjście z mroku początku czy końca?
…a z lufy bąk podmuchu wypełzł kulę… → Obawiam się, że żaden bąk nie może niczego wypełznąć.
…jawiło się w tych okolicznościach za oczywiste. → …jawiło się w tych okolicznościach jako oczywiste.
…nie był to żaden wyjątek, lecz częsta reguła takiej kompanii. → Przypuszczam, że chodzi tu o przedsięwzięcie, nie grono znajomych, więc: …nie był to żaden wyjątek, lecz częsta reguła takiej kampanii.
Sprawdź znaczenie słów kompania i kampania.
M. preferowała zaś zupełnie nie nie, absolutnie nie to, tfu., tfu. → Czy tu miało być: M. preferowała zaś zupełnie nie to, absolutnie nie to, tfu.
Należało przywdziać kamuflaż. → Obawiam się, że kamuflażu się nie przywdziewa.
Po otrzymaniu od dziewczyny numeru / komunikatora / email… – Po otrzymaniu od dziewczyny numeru / komunikatora / emaila…
…że trudno porażki tej nie współczuć. → Można współczuć komuś, ale nie wydaje mi się, aby można współczuć coś.
Proponuję: …że trudno mu z powodu porażki tej nie współczuć.
– HE HE HE. → Dlaczeg ktoś tam hechał wielkimi literami?
…by zrealizować cel pt: ja chcę… → …by zrealizować cel pod tytułem: ja chcę…
…tj. by to druga strona… → …to jest, by to druga strona…
…jak brak absolutnie żadnych sygnałów ze strony M. → …jak absolutny brak wszelkich sygnałów ze strony M.
…stopniu mogła się nim interesować. Chyba jedyne co hipotetycznie mogło spowodować… → Czy to celowe powtórzenie?
Trudno zatem dziwić… → Pewnie miało być: Trudno się zatem dziwić…
…tj. nastolatka… → …to jest nastolatka…
…było nieuniknione jak ŚMIERĆ… → Dlaczego wielkie litery?
…pożar ten, pali się bowiem… → Pożar nie pali się, pożar to płonięcie czegoś – zabudowań, lasów, traw.
Marsz żałobny gra, tadadadada. → Można grać marsza, ale marsz niczego nie gra.
Po tym zdaniu zakończyłam lekturę. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, dziękuję za lekturę i surową ocenę. Szkoda że ją przerwałaś, sens opowiadania zawarty jest (tu wielkie zaskoczenie) na końcu :) Wielkie litery ŚMIERCI i jej HEHESZKI to nawiązanie do pratcheta. Całe to opowiadanie to taki quasi fan fiction w nawiązaniu właśnie do niej. Pozdrawiam serdecznie,
Regulatorzy, dziękuję za lekturę i surową ocenę. Szkoda że ją przerwałaś, sens opowiadania zawarty jest (tu wielkie zaskoczenie) na końcu :)
Michalusie, skoro przeczytałam ponad połowę nie najlepiej napisanego tekstu i, jak już powiedziałam, nie znalazłam w nim nic zajmującego, straciłam ochotę na dalszą lekturę, albowiem nie widzę sensu w brnięciu przez coś, co mi się nie podoba i tylko dlatego, że na końcu być może znajdę fajne zdanie.
Wielkie litery ŚMIERCI i jej HEHESZKI to nawiązanie do pratcheta.
Pratchettowi wolno tak pisać, bo tak tę rzecz wymyślił. Ty, Michalusie, powielasz pomysł Mistrza, co pewnie nie jest zabronione, ale mnie w czytaniu przeszkadza.
Całe to opowiadanie to taki quasi fan fiction w nawiązaniu właśnie do niej.
Wybacz, Michalusie, ale nie lubię fanfików, zwłaszcza że czytający nie zawsze ma pojęcie, o czym pisze autor.
Nie wykluczam, że jestem, jak to ładnie ująłeś, cieniasem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, dzięki za odpowiedź. Oczywiście rozumiem Twoje podejście – na portalu jest wiele świetnych tekstów, czas na ich lekturę zawsze jest zaś walutą deficytową. Tradycyjnie dziękuję, że zechciałaś poświęcić go choć trochę i na moje opowiadanie. Żałuję, że uznałaś jego początek za nieciekawy – następnym razem postaram się bardziej.
Z drugiej jednak strony, nie wiem czy się ze mną zgodzisz – nawet i nudnawa gra wstępna, może zaskoczyć satysfakcjonującym finałem. Wątpię by w takiej konfiguracji, ktokolwiek przejmował się nieidealnym początkiem. Może zaprzeczysz, ale moim skromnym zdaniem, zdecydowanie gorszym jawiłaby się odwrotność powyższego, tj. intensywnie zacząć z przytupem, by na finiszu przeżyć wyłącznie bolesne rozczarowanie.
Oczywiście nie zakładam, że lektura zakończenia mojego opowiadania wywoła u Ciebie spazmy ekstazy. Trudny początek, bywa raczej zwiastunem porażki niż sukcesu. I… właśnie o tym jest moje opowiadanie. Bohater powiastki, bowiem finalnie… przekonał M. do związku – mimo nikłego tego prawdopodobieństwa. Co prawda trwało to lat sto i po drodze musiał dosłownie dziesiątki tysięcy razy umrzeć, by metodą prób i błędów dotrzeć do szczęśliwego końca – ale to już taki romantyczny detal.
Niemniej, jeśli zakończenie, jakimś statystycznie niemal niemożliwym cudem wywoła u Ciebie oczekiwane przez autora przyjemne doznanie – błagam powstrzymaj jego szczegółowe opisy – na portalu publikują też i małoletni!
…nawet i nudnawa gra wstępna, może zaskoczyć satysfakcjonującym finałem.
Michalusie, w grze wstępnej zazwyczaj biorą udział osoby znające się i wiedzące, czego mogą się po sobie spodziewać, choć nie jest to regułą.
Natomiast kiedy siadam do lektury opowiadania, nie mam pojęcia, z czym mogę się zetknąć i jeśli ta gra wstępna raczej marnie rokuje, przerywam ją.
Niemniej, jeśli zakończenie, jakimś statystycznie niemal niemożliwym cudem wywoła u Ciebie oczekiwane przez autora przyjemne doznanie – błagam powstrzymaj jego szczegółowe opisy – na portalu publikują też i małoletni!
Bez obaw, Michalusie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Regulatorzy, "Bez obaw, Michalusie." – ubawiłaś mnie :) W każdym razie, jako gentleman, całą winę za brak Twej satysfakcji, oczywiście biorę wyłącznie na siebie. :) miłego
Regulatorzy, "Bez obaw, Michalusie." – ubawiłaś mnie :)
Staram się jak mogę. ;)
…jako gentleman, całą winę za brak Twej satysfakcji, oczywiście biorę wyłącznie na siebie. :)
Michalusie, to bardzo szlachetnie z Twojej strony. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dyżurna opinia, Michalusie :-)
O, a mnie się spodobało. Jasne, byków językowych nie brakuje, ale napisane jest ze swadą, barwnym językiem i z ciekawymi nawiązaniami.
Byłoby pewnie zabawniej, gdyby nie to, że jak przynajmniej kilkadziesiąt procent mężczyzn na tej planecie, na pewno tylko i wyłącznie ja pomyślałem “OMG, ta historia jest totalnie o mnie!” :-P Cały proces przedstawiłeś boleśnie rzetelnie i szczegółowo. Może jedynie w środkowej części robi się nieco wtórnie, gdy na wiele różnych sposobów opisujesz, jak bardzo zbłaźnił się nasz bohater :-) Osobiście, wciąż czekam na odpowiedź, co trzeba było zrobić inaczej, a już nie pamiętam ile razy łykałem te piguły…
Opowiadanie ze specyficznym targetem, pewnie ilość fantastyki w fantastyce również nie każdego zadowoli, ale dla mnie warte umieszczenia w bibliotece, dla wszystkich Werterów tego świata. A negatywne opinie to pewnie od tych, co nie chciały się umówić do kina ;-) Pozdrawiam!
krzkot1988 → dziękuję za lekturę i komentarz; absolutnie historia w pełni fikcyjna, podobieństwa do żyjących całkiem przypadkowe :P Pozdrawiam!
Nie porwało, zwłaszcza od połowy, mniej więcej, zaczęło się dłużyć.
Hmmm. Terry robił to o wiele lepiej.
Obyczajowa szczenięca miłość rozpisana bardzo szczegółowo. Nie porwało i nie mogło mnie porwać. Dziwne, że bohater rozpamiętuje to bez końca.
Babska logika rządzi!
Koala75 & Finkla – dziękuję za lekturę. Terry wiadomka że lepiej, nie śmiałbym się porównywać, jedynie nawiązywałem fanowsko. Oj od razu dziwne, że rozpamiętuje – a może to była miłość, dla której warto pokonać Śmierć i czekać sto lat, jak w tej piosence Podsiadły pt Millenium? :) Takiej Wam życzę, oraz by porwała :P