- Opowiadanie: Jim - Pewnego razu na Podkarpaciu

Pewnego razu na Podkarpaciu

Dyskusja z Finklą i DHBW  pod opowiadaniem Walentynkowe rozedrganie...  nasunęła mi pomysł na ten szorcik.
Dziękuję obu powyższym muzom za zupełnie nieświadomą inspirację ;-)

 

Uwaga! Tekst zawiera wulgaryzmy!

 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Pewnego razu na Podkarpaciu

O wa! Co to porobiło tsia, liudziska?

Marta wylieciała autem na drogę z Trzęsówki do Cmoliasu, jakby ją złe goniło. Trochę bojała tsia zostawić Rowana samego, no alie mus to mus. Szczęście, że zamówienie tak bystro przyszło – dumała sobie. A przecież przesyłka dlia Rowana właśnie. Pewnikiem by go ze sobą zatachała, alie niewyjściowy był po nocnej bójce.

Bójce, do której by nie przyszło, gdyby skrócikiem nie puściła tsia.

Bójce, w której mu kazała stać jak ciota.

Oj głupia, Marta, jak to baba, wiadomo.

I głupi ten Rowan, że tak baby słucha.

Alie trochu go szkoda.

 

* * *

 

– Rowan, daj im się po prostu pobić.

Tam, bliżij remizy jeszcze jako tako jasno, alie tu, za kapliczką, gdzie chabazie – ćmok, że choć oko wykol. Jeszcze hajnok jeden ode światła człapał. Kuzyn. No alie cóż, że kuzyn? Tamci też kuzyni, nuż tu wszak wsio krewni.

– Jesteś pewna? Mam się nie bronić?

– Tak. Tak zrób. Proszę.

Rowan skinął głową, czy co une tam, te Rowany, w miejscu łepetyny majo. Tamtych sześciu jeszcze poprzestawało na obelgach, alie Marta już wiedziała, że to tak nie skóńczy tsia, łoj nie. Wszelikie próby dogadania zawiódły. Filisztyny pożartowali, pokrzyczeli, teraz jedno co stało w ich łepetynach durackich, to pobić. Boć to był zły pomysł, by przyjechać z Rowanem do tego sioła, do rodzinnej Trzęsówki, oj zły. Bardzo zły. Alie Marta durna, wiadomo, jak to baba.

– Co to w ogólie za imię Rołuan? Nie mogłoby być po liudzku Roman? – spytał ten nowoprzybyły. On jeden był prawie trzeźwiutki. Kuzyn Marty, wołany Roman właśnie. Teraz stojał jeszcze w rozproszonym świtlie dobiegającym z remizy. Filisztyn na schwał, w niebiesko-żółtej koszulice Vigoru Trzęsówka. Pozostałych bardziej słychać było niż widać, rozpoznawała ich po głosiech, po głupich odzywkach. Zdawali tsia Marcie tyl'ko ciemniejszymi pliamami na tlie mroku. Czemuż tu przyjechała?

– Nieeee… – z trudem wybełkotał, podpierający tsia sztachetą Zenek. – Durań. To pisze tsia Ro-wan.

– Że liubi wany? – zgadywał Mirek, najstarszy z nich.

– Raczej, że liubi bycz w rów jebany – zaśmiał tsia Błażej, a śmiech miał jakby koń na bliachę lioł. – Roooowan. Rówan. Może mu rów poszerzymy?

Marta zadrżoła na myśl, że zarazki mogą od gróźb przejść do czynów. Na razie jednak rugali tyl'ko złym słowem. Jurgali tsia nawzajem. I kręcili. Cienie w ciemnościach. Bali tsia?

Nie wszyscy. Był z nimi wszak Mruk.

I to on pierwszy przycyndolił. Butel’ką. Roztrzaskała tsia o rękę, którą Rowan zasłonił głowę. Nim wybrzmiał brzdęk rozbitego szkła, Zenek uderzył sztachetą. Mirek spróbował kopnięciem podciąć nogi. Kil’ka ciosów w brzuch. Cała szóstka bardziej przeszkadzała niż pomagała sobie nawzajem. Jednak niektóre ciosy dochodziły. Kotłowanina. Ktoś przewrócił tsia w paciarę. Ktoś tam ciepnął cegłą. Zamiast w Rowana trafiła w Mirka. To tego ostatniego rozwścieczyło. Wyrwał Zenkowi z ręki sztachetę i połamał ją na czyichś pliecach. Błażejowi wypadł z łachów puliares i dzieńgi rozsypały tsia. Rzucił zbierać. Któryś próbował Rowana walnąć z baśki i wyrżnął jak długi.

Nie wiadomo, jakby to skończyło tsia, gdyby ciemności nie rozdarły dwie smugi refliektorów. W zapadłej ciszy zawyła policyjna syrena, zamrugał niebieska szklianka.

Dobrze mieć psa w rodzinie oj dobrze, ucieszyła tsia Marta. I dobrze, że stryjek Zbyszek przyjechał radiowozem.

Przez megafon rzucił niezbyt reguliaminowe pytanie:

– Pojebało was?!

 

* * *

 

 

– Wiesz, jak wyjeżdżałaś do Angli, strachałam tsia, że wrócisz z brzuchem. Alibo przywieziesz ze sobą ciapatego. Alibo Murzyna. Alie to… – Matka urwała, ocierając rękawem łzy.

Marta zastanawiała tsia, czy rodzicielika płacze tyl'ko przez krojoną cebulię.

– Przestań, mamo – Kaśka, młodsza siostra Marty, oderwała tsia od szykowania studzieniny – przecież Rowan jest fajny.

– Fajny? Fajny?! Dumałyście, co ja rzeknę babci?

– Mamo, pobili mi chłopaka, a ty się zastanawiasz, co powiesz babci?

– Chłopaka? – Żachnęła tsia mać. – Chłopaka?! To ma być chłopak?!

– Weronika, mnie ani Kaśki mama nie posłucha, ale jak ty jej wytłumaczysz…

– Alie mama ma rację – stwierdziła najstarsza z sióstr, krzyżując ręce na piersiach. Ubrudziła przy tym fartuch mąką, alie zdawała tsia tego nie zauważać.

– Co?!

– Marta, weź no liepiej pomóż trochę – Spróbowała zmienić temat Beata, czwarta siostra.

– Świetnie sobie radzicie – rzuciła gniewnie Marta. – Ja wyjeżdżam. Rowan! Rowan!! Szykuj się do drogi!

Matka wrzuciła nóż do zliewu i opadła na taboret zanosząc tsia płaczem. Beata spróbowała ją przytulić i pocieszać, alie kobita odepchnęła córkę gniewnie i ukryła twarz w dłoniach.

Weronika wybiegła za Martą, która zdążyła wyjść z kuchni.

– Stój, wariatko! – Najstarsza siostra szarpnęła za ramię buntowniczki.

– Czego mam czekać? Aż mu głowę rozbiją? – warknęła Marta, wskazując czekającego z bagażami w drzwiach, pozszywanego bylie jak i byle czym Rowana.

– Mama nie rozumie. To szok dla niej. Zresztą: nie tylko dla niej.

– Dla ciebie też?

– Też.

– Nie mogę! – Marta popatrzyła na najstarszą siostrę z wyrzutem – Przecież wykształcona jesteś, uniwerek skończyłaś. I ciebie też to szokuje?

– Muszę to sobie poukładać w głowie. To niełatwe, wiesz? Zostań… Jakoś to będzie. Dziś wesele Kaśki, jutro poprawiny. Przecież właśnie po to przyjechałaś.

– Tak, po to. A nie by ktoś mi chłopaka…

– Daj spokój już, przecież mu nic nie jest. Prawda, Rowan? Boli cię coś?

– Nic mnie nie boli.

– Podoba ci się w Trzęsówce?

– Tak. Najbardziej mi się podoba zabytkowy kościół świętej Anny, z tysiąc siedemset pięćdziesiątego dziewiątego roku.

– No widzisz, siostra? Nie ma co histeryzować. Pomyślimy. Mamie przejdzie. Nadal nie wiem co powiedzieć babci, ale może uda się ją jakoś ugłaskać. No i tatę. Oni mogą nie zrozumieć.

 

* * *

 

Niewielie brakowało, by jednak Marta wyjechała z Trzęsówki przed weselichem. Ksiądz nie chciał wpuścić Rowana do kościoła, tego samego, co Rowanowi tak ponoć podobał tsia (choć może to Marta mu tak kazała mówić, w końcu Trzęsówczanie z dwóch rzeczy byli dumni – z kościółka i z Vigoru Trzęsówka).

Ojciec, mimo że nie był w nastroju i sam łypał na Rowana spode łba, postanowił interweniować. Wziął duszpasterza „na słówko”.

Wiatr przywiał tyl’ko strzęp rozmowy:

– …antychrysta! Kto to widział?!

– Niektóre tu z psami i kotami prichodzą, a ten Rowan BYNAJMNIEJ przypomina człowieka!

– Ale psy i koty to stworzenia Boże!

Ksiądz był nieugięty i aż dwie dwusetki musiały zmienić właściciela, by zgodził tsia na obecność Rowana w świątyni. Ten ostatni jak już znalazł tsia wewnątrz, z uśmiechem przyglądał tsia ozdobom z drewna modrzewiowego, figuralnym polichromiom i zabytkowym organom.

Wszyscy pozostali miast na państwa młodych patrzeli tsia na Rowana. Najbardziej intensywnie w chłopaka Marty wpatrywała tsia spowita w długą czarną, wdowią suknię babcia.

 

* * *

 

Marta miała coraz więcyj złych przeczuć. Zanim jeszcze na weselnym stole pojawił tsia rosół, dziesięć razy powtórzyła Rowanowi, że ma być miły dla babci. Bardzo miły.

– Przecież jestem dla wszystkich miły.

– Musisz być jeszcze milszy! Słodki jak cukierek. Jak miód. Rozumiesz?

– Rozumiem.

– I nikomu niczego nie odmawiaj. Dobrze? A przede wszystkim napicia się czy jedzenia. Zrozumiałeś?

– Tak.

Już trzeci raz odśpiewano „Hej sokoły”, berbelucha powoli zastępowała miejsce wódki na stołach, a ta ostatnia już mocno krążyła w żyłach.

Ojciec gdzieś zaraz po toaście za państwa młodych stracił skwaśniały humor, tym bardziej, że przekonał tsia, że Rowan za kołnierz nie wylewa.

– Nu. Nie myśliałem, że to cudo z wielkiego świata, umie wypić – zaśmiał tsia w pewnym momencie rodzic i puścił oko do Marty – no, jeszcze będą z niego liudzie!

Marta zabroniła towarzyszowi tańczyć, by nie wkurzać miejscowych, a sama dała tsia porwać kilka razy w obroty kuzynom. Wyglądało na to, że wszyscy jakoś z Rowanem oswoili tsia.

Wszyscy, z wyjątkiem mamy i babci. Ta ostatnia wpatrywała tsia w chłopaka Marty z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Mama za to upiła tsia na smutno. Marta zostawiła Rowana z kuzynostwem i przysiadła tsia do matki.

– I coś ty najlepszego, zrobiła, córuchna? Dziadek w grobie przewraca tsia. Patrz jak babcia patrzy. Wstyd, wstyd i pośmiewisko.

– Jakie pośmiewisko? Nikt się nie śmieje. To tylko twoja IMAGINACJA.

– Ale co ja babci rzeknę? Przecież będzie pytać. Zobacz jak patrzy.

– No oczy ma, to patrzy. Może jej się podoba, bo przystojny.

– Ale pytać będzie i co jej, że co, hę?

– No jak to co? Że to mój chłopak.

Matka machnęła ręką, niemal przy tym nie spadając z krzesła.

– Jaki chłopak? Że on? A jak spyta kiedy ślub, kiedy dzieci? Co? Co jej powiem? Że twój chłopak to wibrator na dwóch nogach?

– Mamo! Nie bądź wulgarna.

– Ja wulgarna? To nie ja na wesele przyjechałam z robotem-samozadowalaczem.

– Mamo! Jak możesz! Rowan! Wyjeżdżamy! Rowan?! Gdzie ty się podziałeś?

Kuzynowie nie potrafili powiedzieć, gdzie zniknął Rowan. Dopiero co z nim pili.

Marta jak niepyszna wróciła do matki:

– Nie widziałaś, gdzie się podział Rowan?

– Może go ktoś na złom odholował? – zaśmiała tsia matka – Albo rozkręcił?

– Nie pomagasz!

Marta podeszła do państwa młodych i spytała siostry:

– Kaśka, nie widziałaś Rowana?

– Widziałam. Tam siedział!

– Ale teraz. Teraz nie wiesz gdzie jest?

– No był tam. Teraz nie wiem. Ale babci spytaj, patrzyła się w niego jak sroka w gnat.

Tyle, że babci też nigdzie nie było.

 

* * *

 

Marta w coraz większej panice zaczęła szukać Rowana. W końcu nakazała mu być dla wszystkich miłym, więc może by nie bronił tsia, gdyby chcieli go rozkręcić.

W męskiej ubikacji go nie było. Zajrzała do damskiej.

– Babciu, nie widziałaś Rowana? – spytała Marta. Babcia jakoś dziwnie wyglądała. Oparta była plecami o umywalkę a jej szeroka suknia przybrała zastanawiający kształt.

– A kto to Rołan?

– Babciu czemu ty masz takie wielkie oczy?

– A co ty? Czerwony Kapturek?

Kształt pod wdowią suknią wyglądał jak klęczący mężczyzna. Ale przecież to niemożliwie. Niemożliwe, prawda? Marta w nagłym impulsie poderwała babci suknię.

– To jest Rowan. Rowan, przestań dla babci być AŻ TAK miły.

– Załatwisz mi też takiego terminatora, wnusiu?

 

 

Koniec

Komentarze

Nauczony doświadczeniem moich poprzednich opowiadań, ze względu na to, że niektóre z wyrazów mogłyby być niezrozumiałe (mam nadzieję, że większość jest zrozumiała, lub można się ich znaczenia domyśleć z kontekstu), zamieszczam minisłowniczek:

durań, durak – dureń

filisztyny – niegrzeczni chłopcy, łobuziaki, tu: wyrostki / młodzi mężczyźni

hajnok – tam

jurgać – podpuszczać się, namawiać do złego

przycyndolić – uderzyć

rugać – wyzywać

tsia – się czytane jako coś pośredniego między tsia a czia

tyl'ko – tylko z l czytanym miękko, jak krótkie li, ogólnie l’k czytane jako lik z i zmiękczającym a nie

sylabotwórczym

wa! – wykrzyknik oznaczający jakąś rzecz złą lub niesamowitą (lub niesamowicie złą)

zatachać – przynieść, przyprowadzić

entropia nigdy nie maleje

Witaj, Jimie. :)

Klimatyczny, pełen humoru oraz swojskości szorcik. :)

Te chabazie , szczególnie przypadły mi do gustu; w nas mawia się podobnie – “chabozie”. ;)

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Witojcie, Jimie. Najpierwej uwagi:

Najbardziej mi się podoba zabytkowy kościół świętej Anny, z 1759 roku.

Licziebniki słownie.

 

No, niełatwa to była przeprawa, chociaż doceniam samozaparcie i eksperyment z użyciem gwary w narracji. Zaskoczyło mnie, że w gwarze podkarpackiej – z którą nie miałam dotąd wiele styczności – jest sporo słów, które i w mojej występują.

Do meritum. Tekst przaśny, rubaszny; niekoniecznie moje klimaty, ale podobała mnie tsia zabawa słowem i sposób, w jaki oddajesz koloryt polskiej wsi. Zastanawia mnie wszelako tożsamość Rowana, bowiem nie wyjaśniło tsia na końcu, kimże on jest. Zakładam, że rzeczywiście terminatorem, bo to by też wyjaśniało, gdzie w tekście kryje tsia element fantastyczny.

Zakończenie huśta tsia na płotku oddzielającym przaśność od niesmaczności. Nie mogie tsia zdecydować, w którą stronę bardziej ściąga.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dzięki, bruce, za odwiedziny i rad jestem, że się podobało.

Chyba powinienem dodać wyraz, który Ci się tak spodobał do słowniczka:

 

chabazie (też chabozie, chabuzie, chabezie) – zarośla, badyle, krzaki, chwasty itp.

 

entropia nigdy nie maleje

Dzięki, bruce, za odwiedziny i rad jestem, że się podobało.

Chyba powinienem dodać wyraz, który Ci się tak spodobał do słowniczka:

 

chabazie (też chabozie, chabuzie, chabezie) – zarośla, badyle, krzaki, chwasty itp.

 

Każdy mój bukiet, przynoszony codziennie ze spaceru po polach, był ich pełen. :) A potem wszystkie parapety w domu Babci pachniały i zachwycały różnorodnymi chaboziami. ;))

Odkurzyłeś super wspomnienia, dziękuję. :)

Pecunia non olet

Dzięki gravel za wysiłek przebrnięcia przez mój eksperyment z gwarą. Pewnie dłuższego tekstu niż szort bym nie był w stanie tak napisać, bo by mnie samego to zmęczyło :)

 

Licziebniki słownie.

Licziebniki poprawiłem i niestety przez to odrobinę przekroczyłem limit dla szorta. Ale pewnie dałoby tsia jakieś zdanie wyrzucić i znów zmieścić w limicie. Pomiyślę.

 

 

Zastanawia mnie wszelako tożsamość Rowana, bowiem nie wyjaśniło tsia na końcu, kimże on jest. Zakładam, że rzeczywiście terminatorem, bo to by też wyjaśniało, gdzie w tekście kryje tsia element fantastyczny.

 

Myślę, że ten fragment dobrze to wyjaśnia:

– Jaki chłopak? Że on? A jak spyta kiedy ślub, kiedy dzieci? Co? Co jej powiem? Że twój chłopak to wibrator na dwóch nogach?

– Mamo! Nie bądź wulgarna.

– Ja wulgarna? To nie ja na wesele przyjechałam z robotem-samozadowalaczem.

Ale może to nie wybrzmiało zbyt mocno – może jakby było bliżej końca tekstu byłoby lepiej, albo bardziej dosłownie powiedziane, że Rowan jest androidem z funkcjami “rozrywkowymi”.

 

Zakończenie huśta tsia na płotku oddzielającym przaśność od niesmaczności. Nie mogie tsia zdecydować, w którą stronę bardziej ściąga.

 

Z przaśnością to chyba niestety zawsze tak jest, że jest ciut niesmaczna. Mam jednak nadzieję, że jednak to rozhuśtanie – bez względu na to, na którą stronę ostatecznie tsia rozstrzygnie – nie zakończy się trwałą niestrawnością i odrzucaniem moich przyszłych tekstów po samym zapachu ;-)

 

bruce

Cieszę się, że udało mi się wspomnienia – i to tak miłe – odkurzyć :)

 

entropia nigdy nie maleje

Mam jednak nadzieję, że jednak to rozhuśtanie – bez względu na to, na którą stronę ostatecznie tsia rozstrzygnie – nie zakończy się trwałą niestrawnością i odrzucaniem moich przyszłych tekstów po samym zapachu ;-)

Zakończenie było, mimo przaśnej niesmaczności, ciupkę zabawne, więc odrzutów olfaktorycznych w przyszłości nie przewiduję ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

heart

Pecunia non olet

gravel

 

Zakończenie było, mimo przaśnej niesmaczności, ciupkę zabawne, więc odrzutów olfaktorycznych w przyszłości nie przewiduję ;)

 

Ufff… to cieszy ;)

A co z tym moim pytaniem o to czy i jak mocniej zasygnalizować tożsamość Rowana? Zdawało mi się, że rozrzuciłem po utworze różne tropy na ten temat (raczej od razu było wiadome, że nie jest człowiekiem) – ale może rzeczywiście powinienem wyraźniej napisać, że to android, a nie np. demon z piekła rodem (scena z kościołem celowo niejasna, bo jeszcze wtedy nie chciałem ujawniać jego proweniencji).

entropia nigdy nie maleje

Tropy były, jak najbardziej. Ja po prostu z natury niedomyślna jestem i tę rozmowę o robocie samozadowalaczu odczytałam jako przenośnię. Na początku wydawało mi się, że gość po prostu nie wpisuje się w klasycznie rozumiany “ideał męskości”, co zresztą zdawały się sugerować docinki filisztynów. Potem rzeczywiście trochę się rozjaśniło. IMO nie musisz wyraźniej zaznaczać, że to android – niezrozumienie zamysłu wynika w tym przypadku tylko i wyłącznie z mojej głupoty ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

niezrozumienie zamysłu wynika w tym przypadku tylko i wyłącznie z mojej głupoty ;)

 

raczej z głupoty autora i tzw. “klątwy wiedzy”…

A ja jeszcze chciałem bardziej namieszać i tak podkreślić ten – fałszywy – trop – z nieklasycznym ideałem męskości dodając Rowanowi jakieś spodnie-rurki i różową bluzkę czy coś… ufff, to wtedy bym dopiero zamotał :)

entropia nigdy nie maleje

Bardzo przaśny ten kawałek.

Zabawny, ale końcówka przywiodła mi na myśl tytuł “majteczki w kropeczki”.

Biedny Rowan.

Lożanka bezprenumeratowa

Coś mnie odwiedza dziś sama Małopolska – dwa razy Kraków i raz Będzin (no dobra, wiem, że Będzin to Zagłębie a nie Małopolska, ale jednak rzut beretem od Krakowa i też Jura ;-) ) – dzięki Ambush za przybycie :)

 

Zabawny, ale końcówka przywiodła mi na myśl tytuł “majteczki w kropeczki”.

 

Z pewnością ten utwór grali na weselu Kaśki – to może mi się za bardzo udzieliło. Ups. A może po prostu to dlatego, że jestem starym oblechem ;-)

 

Biedny Rowan.

Yhmm… Współczułem mu już go tworząc. Wiedziałem, że będzie miał pod górkę.

entropia nigdy nie maleje

Nie przepadam za opowiadaniami pisanymi gwarą, ale muszę wyznać, że z Twoim tekstem oswoiłam się dość szybko i przeczytałam z niejaką ciekawością tudzież nadzieją na pełniejsze przedstawienie Rowana. No i finał chyba pokazał pełnię możliwości chłopaka Marty. ;)

 

Któ­ryś pró­bo­wał Ro­wa­na wal­nąć z Baśki i wy­rżnął jak długi.Któ­ryś pró­bo­wał Ro­wa­na wal­nąć z baśki i wy­rżnął jak długi.

Mniemam, że chodzi o baśkę, która dobrze, żeby pracowała.

 

a ten Rowan BY­NAJ­MNIEJ przy­po­mi­na czło­wie­ka! → Dlaczego wielkie litery?

 

To tylko twoja IMA­GI­NA­CJA. → Jak wyżej.

 

Marta w na­głym im­pul­sie po­de­rwa­ła babci suk­nię w górę. → Masło maślane – czy można poderwać coś w dół?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

regulatorzy

 

Cieszę się, że wpadłaś, dziękuję za odwiedziny i wytknięcie błędów – zaraz pobiegnę je poprawić i wyjaśnię wątpliwości.

 

Oczywiście dobrze mniemasz co do baśki – zaraz poprawię.

Podobnie z babciną suknią.

 

Co do BYNAJMNIEJ i IMAGINACJI – to swego rodzaju eksperyment (taki jak z gwarą) – czy wyraz zapisany dużymi literami nie wydaje się przez mówiącego wypowiedziany z naciskiem? Dodatkowo – pierwszy z nich (BYNAJMNIEJ) – jest użyty tu błędnie (to częsty błąd gdy ludzie mylą “przynajmniej” z “bynajmniej” – osobiście mnie ten błąd bardzo irytuje, jeśli Ty, regulatorzy tak słyszysz / widzisz błędy, jak ja ten jeden to… współczuję! Przecież to jest męka!) i służy dodatkowej charakterystyce postaci.

Podobnie zresztą funkcjonuje w końcówce AŻ TAK – też wypowiedziane z naciskiem.

 

Cieszę się, że finał Cię nie rozczarował :)

 

entropia nigdy nie maleje

Czytałem z zaciekawieniem, jaki jest ten Rowan. Nie wpadłem na właściwy trop, aż dopiero na końcu. Finał dla mnie na granicy dobrego smaku, ale ok. Całość yes.

P.S. W domu mówiło się chabazie. (Podlasie + Częstochowa)

Koala75

Dziękuję za odwiedziny, wzmacniasz reprezentację Krakowa tutaj, która jak na razie jest najliczniejsza (zrobię mapkę odwiedzin ;-) ). Cieszę się, że udało mi się zaciekawić i mimo rozrzucenia różnych wskazówek (ale jeszcze więcej zmyłek) – jednak zaskoczyć. Miło, że całość się podobała.

 

P.S. W domu mówiło się chabazie. (Podlasie + Częstochowa)

 

Jak widać w wielu odmianach ten wyraz występuje w różnych gwarach :)

entropia nigdy nie maleje

Jimie, miło było Cię odwiedzić. A ponieważ wiem, że dokonasz poprawek, mogę raźno podreptać do klikarni. :)

Słowa i zwroty pisane wielkimi literami zawsze mnie zatrzymują i wytrącają z rytmu. No, ale skoro Ty, twórcą dziełka będąc, uważasz użycie ich za wskazane, muszę się z tym pogodzić. Jednakowoż aby złagodzić nieco przymus godzenia się z rzeczywistością, posłuchałam sobie Mistrza Młynarskiego i jego opowieści Bynajmniej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, jak człowiek posłucha feministycznych gadek, to od razu świat się robi lepszy. ;-)

Sympatyczne opko, żal Rowana. Mam nadzieję, że jego obudowa nie jest wzorowana na Atkinsonie (lubię faceta, ale przystojnym bym nie nazwała. Może zbyt dobrze gra idiotę), ma już wystarczająco pod górkę.

Fajnie, że babcia, której tak się wszyscy obawiali, ogarnęła co i jak i najwyraźniej zaakceptowała p.o. wnuczkowego zięcia.

Babska logika rządzi!

Bardzo przyjemny tekst, od pierwszych zdań nie potrafiłam go czytać inaczej, niż wyobrażając sobie zasuszoną babuleńkę z białą chustą na głowie, jak siedzi na rozwalającej się ławeczce przed chatą, pyka fajeczkę i opowiada tę historię. Tak że idealnie trafiłeś w moją wyobraźnię z tą gwarą :)

Im dłużej czytałam tekst, tym coraz bardziej miałam przed oczami twarz T-800, a finalnie okazało się, że powinnam jednak skręcić w stronę Żigolaka Joe. Co za tym idzie, może faktycznie za bardzo konstruowałeś Rowana jako terminatora, a nie androida-żigolaka – to tylko taka drobna sugestia.

 

Technicznie tekst ok, ale pozjadane przecinki odpuściłam sobie w pewnym momencie – do dalszego samodzielnego poprawienia.

Brakuje przecinka:

Pewnikiem by go ze sobą zatachała(,) alie niewyjściowy był po nocnej bójce.

I tu:

Bójce(,) w której mu kazała stać jak ciota.

I tu:

Boć to był zły pomysł(,) by przyjechać z Rowanem do tego sioła

I tu, nawet dwa:

Nie wiadomo(,) jakby to skończyło tsia(,) gdyby ciemności nie rozdarły dwie smugi refliektorów.

A tu jakiś odstęp dziwny:

Przez megafon rzucił niezbyt reguliaminowe pytanie:

 

– Pojebało was?!

Tu powinno zdanie zacząć się wielką literą, bo “urwała” to nie jest odgłos wydawany paszczą (plus, brakujący przecinek):

– Wiesz, jak wyjeżdżałaś do Angli, strachałam tsia, że wrócisz z brzuchem. Alibo przywieziesz ze sobą ciapatego. Alibo Murzyna. Alie to… – Matka urwała(,) ocierając rękawem łzy.

I znowu przecinka brak, a to wtrącenie:

Kaśka, młodsza siostra Marty(,) oderwała tsia od szykowania studzieniny

I znowu:

Dumałyście(,) co ja rzeknę babci?

I tu zdanie po zdaniu:

– Alie mama ma rację – stwierdziła najstarsza z sióstr(,) krzyżując ręce na piersiach. Ubrudziła przy tym fartuch mąką(,) alie zdawała tsia tego nie zauważać.

I tu, plus zdanie powinno być od wielkiej:

– Marta(,) weź no liepiej pomóż trochę – Spróbowała zmienić temat Beata, czwarta siostra.

 

 

Melduje się pomorskie. :-) Słowniczek był przydatny!

Zorientowałam się, o co chodzi już na początku i różowe fatałaszki, by mnie nie zmyliły. 

Fajnie gwarujesz i gawrujesz. xd

Babcia w porządku, dobrze ma poukładane w głowie. Usłyszałam dzisiaj, że za nami stoi legion funów, cały blokpost kibicuje i wspiera: Konopnicka, Nałkowska, Dąbrowska, Krzywicka, Żmichowska, Le Guin, Shelley, Austen, Malena Marić i bardzo mi to przypadło do gustu jak się pewnie domyślasz. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cudowne. Zastanawiałam się długo, kim okaże się Rowan, i zaskoczyłeś mnie!

 

Nie znam się na gwarze podkarpackiej, ale zakładam, że Ty się znasz i ten zapis “tsia” jest przyjęty?

 

 

Łapaneczka:

 

Dumałyście[+,] co ja rzeknę babci?

 

Chłopaka? – żŻachnęła tsia mać[+.] – cChłopaka?! To ma być chłopak?!

 

– Weronika, Kaśki ani mnie mama nie posłucha, ale jak ty jej wytłumaczysz…

 

Tu bym rozdzieliła imiona, np. “mnie ani Kaśki”

 

– Alie mama ma rację – stwierdziła najstarsza z sióstr[+,] krzyżując ręce na piersiach. Ubrudziła przy tym fartuch mąką[+,] alie zdawała tsia tego nie zauważać.

 

– Stój, wariatko! – nNajstarsza siostra szarpnęła za ramię buntowniczki.

 

– Czego mam czekać? Aż mu głowę rozbiją? – warknęła Marta[+,] wskazując czekającego z bagażami w drzwiach, pozszywanego bylie jak i byle czym Rowana.

 

Niewiele

Bez zmiękczenia?

 

stracił swój skwaśniały humor

Marta zabroniła swemu towarzyszowi tańczyć

wszyscy się jakoś z Rowanem oswoili

tsia?

 

– Może go ktoś na złom odholował? – zaśmiała się matka[+.] – Albo rozkręcił?

tsia?

Albo: – Może go ktoś na złom odholował – zaśmiała się matka – albo rozkręcił?

Są też inne możliwości, w tym unikające niepewnego paszczowo “zaśmiałą się”. 

Oparta była plecami o umywalkę[+,] a jej szeroka suknia przybrała zastanawiający kształt.

http://altronapoleone.home.blog

regulatorzy:

jak tylko wspomniałaś o Młynarskim, usłyszałem "uszami duszy"…

 

Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu

Choćby najbardziej pobieżnym,

Że się spotkali pan ten i pani (…)

 

mam ten utwór na czarnej płycie, niestety gramofon mi wyzionął ducha jakiś czas temu w sposób nie do odratowania (muszę w końcu kupić nowy, bo płyty wszak są) a chętnie usłyszałbym znów choćby jak 

 

w słynnej prowincji Guadalajara

istnieje według najlepszych wzorów

szalenie droga i bardzo stara

szkoła dla przyszłych torreadorów

(z tej samej płyty).

 

 

Finkla oczywiście, że posłuchanie feministycznych gadek się przydaje – tak jak mówiłem ja siebie uważam za feministę, a kłócę się z feminstkami tylko po to by feminizm był lepszy i dojrzalszy – swego czasu byłem nawet członkiem Polskiej Partii Kobiet i pomagałem tworzyć jest struktury w moim mieście (całkiem serio, nie żartuję teraz). Co do naszego androida… W mojej głowie pierwowzorem wyglądu Rowana był zupełnie inny Rowan, mianowicie 

 

Rowan Bettjeman z VLDL – kwestia gustu czy lepszy od Jasia Fasoli – ale żeńska część mojej duszy uważa go za przystojnego (choć ja, z wyglądem Wiedźmikołaja jestem oczywiście bliższy idealnemu kształtowi… a jak wiadomo idealnym kształtem jest kula ;-) )

Celowo nie zająknąłem się nawet o wyglądzie Rowana, bo chciałem by każda z czytelniczek mogła sobie “podstawić” własny typ. Ale jakoś zapomniałem, że imię się może tak mocno z Atkinsonem tsia mocno kojarzyć :)

 

mwwronska.pisze

Im dłużej czytałam tekst, tym coraz bardziej miałam przed oczami twarz T-800, a finalnie okazało się, że powinnam jednak skręcić w stronę Żigolaka Joe

 

Słuszne skojarzenie. W pierwotnym zamierzeniu Rowan miał się na koniec zbuntować i wymordować całe to wesele, ale po zastanowieniu uznałem, że wtedy trudno by czytelniczki odczuwały do niego sympatię. A chciałem, by był sympatyczny :)

Przecinki poprawię według Twoich wskazówek ale już nie dziś. Dziękuję za tę łapankę, prawdę mówiąc interpunkcji jakoś zupełnie nie ogarniam – leżę i kwiczę za każdym razem jak mam postawić lub nie postawić choćby jeden przecineczek. Jak to można w ogóle zrozumieć? XD

 

Asylum – wiedziałem, że wytrawnej sztucznej inteligencji nie oszukam. Swój swego zawsze pozna ;-)

 

drakaina

Muszę Cię zmartwić, ale prawdę mówiąc się na gwarze podkarpackiej też nie znam, nigdy w życiu tam nawet nie byłem, więc nie wiem jak oni tam gadają. To była stylizacja na taką gwarę a nie prawdziwa gwara. Dokonałem jej konstrukcji na podstawie usłyszenia paru wypowiedzi, znalezionych w necie minisłowników (niewiele bardziej obszernych od tego mojego) i w sumie tyle.

Wiem, że tam na ścianie wschodniej jest sporo rusycyzmów, a nasi wschodni sąsiedzi przyklejają cząstkę właśnie brzmiącą podobnie do “tsja” na końcu czasowników zwrotnych (nie jest to ruchome jak u nas). Stąd to “tsia” jest moim pomysłem – najbardziej musiałem ze sobą walczyć, gdyż cechą dość charakterystyczną mego zwyczajnego stylu jest bardzo ruchome “się” wędrujące praktycznie po całym zdaniu, w zależności od tego jaki kształt chcę wypowiedzeniu nadać. Można mnie teraz za to grillować, bo pewnie tak się nie robi :) Znaczy – za oba zabiegi – za wrzucenie tego tsia i za wędrowanie mojego “się” XD

Dzięki za łapaneczkę, poprawię to już na spokojnie jutro.

entropia nigdy nie maleje

Wędrowne się jest po polsku jak najbardziej okej, wręcz powinno się je umieszczać w odpowiednim prozodyjnie miejscu, choć to bywa subiektywne.

http://altronapoleone.home.blog

Nie znam Twojego Rowana.

Babska logika rządzi!

Właśnie nie byłem pewien czy moja wędrowność tego się nie jest nadmierna, bo pamiętam jeszcze z poprzedniej mej bytności tu na portalu, że zwracano mi uwagę na to, że “się” w tej czy innej pozycji brzmi lepiej czy bardziej naturalnie. A ja prawdę mówiąc zupełnie inaczej odbieram zdania:

Marta się przypatrywała Rowanowi.

Marta przypatrywała się Rowanowi.

Marta się Rowanowi przypatrywała.

 oczywiście szyk można mnożyć – i nie robię tego nigdy bezmyślnie i czasem wolę szyk “nienaturalny” jeśli chcę nim coś osiągnąć (np. niejako wyakcentować jakiś wyraz czy po prostu uzyskać inną melodię zdania itp.)

entropia nigdy nie maleje

Finkla

 

Widocznie nie oglądasz Viva La Dirt League ;-)

Ale nie martw się, ja też bym nie znał, gdyby nie potomstwo :)

 

entropia nigdy nie maleje

Przeczytawszy.

 

Zmęczyłem się, Jimie, nie będę ściemniał. Zmęczyła mnie gwara. Gdyby ten tekst miał jakieś 20k znaków, to bym się poważnie zastanowił, czy mi się chce go czytać, ale te 10k jakoś dałem radę. I szkoda mi tego mojego zmęczenia, bo uwag jako takich nie mam, historia opowiedziana jest sprawnie. I wierzę, że byłaby to historia zajmująca, ale ta nieszczęsna gwara i próby jej rozczytania zajmowały mnie momentami mocniej od fabuły. Nie przeszkodziło m to jednak domyślić się, że Rowan człowiekiem nie jest zaraz po interwencji pana policjanta, w trakcie rozmowy bohaterki z matką i siostrami. Nie wiedziałem tylko jak bardzo nie jest Rowan człowiekiem, bo na tym etapie mógł być elfem, ludzko-psią hybrydą, kosmitą, truposzem albo chłodziarko-zamrażarką marki Siemens. Czekałem więc na moment, w którym podrzucisz jakąś informację i tożsamość Rowana stanie się jasna niczym światło w pustej lodówce, a kiedy wreszcie się dowiedziałem, okazało się, że do sprzętu domowego mu najbliżej.

Problem z moim odbiorem jest taki, że kiedy już poznałem tożsamość Rowana ze stuprocentową pewnościa, moje zainteresowanie tekstem spadło. No dobra, dziewczę przywiozło sobie z wysp męską sekslalkę, wyposażoną w jakiś rodzaj SI i realistyczną w wyglądzie. A ja miałem nadzieję na większe cyndolnięcie. Samo zakończenie zaskoczyło-nie zaskoczyło. Już wyjaśniam – zaskoczyło mnie w momencie, kiedy bohaterka zaczyna szukać Rowana i okazuje się, że babcia też zniknęła. W tym własnie momencie wiedziałem już gdzie jest Rowan, gdzie babcia i jak to się skończy. Próbowałeś tam jeszcze zasugerować na początku ostatniego ustępu, że mogli go rozkręcić, ale moja nie dać się oszukać Jimu, moja już wiedzieć ;)

Relacje rodzinne są zarysowane w bardzo dobry, wiarygodny sposób – nawet ojciec pijący z robotem, i nawet babcia używająca terminatora. Miałem podczas lektury tych fragmentów rozmów rodzinnych i zachowań jakieś przebitki ze Smarzowskiego. Ofkors z “Wesela” i – nie wiedzieć czemu – twarz Rowana była dla mnie twarzą młodego Pawła Wilczaka :)

Podobałosię-niepodobałosię. Proszę, Jimie: oto moja opinia Shroedingera, na lepszą o tej godzinie mnie stać.

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Jimie, mnie się podobało zdecydowanie, stylizacja nie przeszkadzała, a historyjka, choć faktycznie dość przaśna i chwilami przewidywalna, szczerze rozbawiła. No i nie byłabym sobą, gdybym ci nie podrzuciła tu w komentarzu antycznego poniekąd przodka twojego Rowana XD

ninedin.home.blog

Czytało się bardzo przyjemnie, dobrze się bawiłem. Stylizacja w dialogach wcale nie przeszkadzała, w narracji trochę, ale rozumiem, że taką konwencję przyjąłeś. Tożsamość Rowana, jak dla mnie, dostatecznie czytelna od pewnego momentu, choć z początku brałem go raczej za jakiegoś wampira (przytaczanie faktów na temat kościoła mogło mi przywieść skojarzenie z Regisem) czy inne półdiablę. Zakończenie wydaje mi się trafione – lekkie i z morałem, byłbym dużo mniej przekonany do wariantu, w którym android miałby się zbuntować i urządzić krwawe wesele.

W kwestii językowej: o ile mi wiadomo, gwara podkarpacka nie ma zbyt wielu cech samoistnych. Stanowi raczej pewne kontinuum pomiędzy dialektem małopolskim a polszczyzną południowokresową. Mazurzenie (którego brak w tekście) zanika między Jasłem a Rzeszowem, w miarę dalszego przesuwania się na wschód rośnie liczba zapożyczeń ukraińskich, mogą też występować trudno rozpoznawalne rusińskie. Formy zbliżonej do “tsia”, jeżeli w ogóle gdzieś w Polsce, spodziewałbym się raczej na pogranicznych terenach Podlasia, ale czy ja się znam, może na przykład w okolicach Przemyśla też mogłaby się trafić? Zwróciłem jeszcze uwagę na prichodzą, bo takie przejście “rz” w miękkie, trylowe “r” to raczej tylko na Podhalu (może Orawie, Śląsku Zielonym?), a i tam chyba już zanika. Wreszcie zastanowiłbym się, czy nie dać w przedmowie ostrzeżenia o wulgaryzmach.

W sporej liczbie miejsc da się wyłapać problemy z przecinkami:

Trochę bojała tsia, zostawić Rowana samego

Zbędny.

Pewnikiem by go ze sobą zatachała alie niewyjściowy był po nocnej bójce.

Przed “alie”.

czy co une tam, te Rowany w miejscu łepetyny majo.

Po “Rowany”, domknąć wtrącenie.

Tamtych sześciu, jeszcze poprzestawało na obelgach

Zbędny, podmiotu z orzeczeniem nie rozdzielamy.

Boć to był zły pomysł by przyjechać

Przed “by”.

I tak dalej, aż na końcu…

Rowan przestań dla babci być AŻ TAK miły.

Przecinek po wołaczu.

Ogółem należałby się temu tekstowi porządny, systematyczny przegląd interpunkcji.

 

Z przyjemnością doklikuję do Biblioteki. Ślimacze pozdrowienia!

 

Outta Sewer

Przykro mi, że się zmęczyłeś.

Co do braku zaskoczenia – trudno z tym utrafić. Z jednej strony rozrzucam mnóstwo tropów i niektórzy się domyślają już wcześniej – z drugiej, na tyle mało, że niektórzy nawet po przeczytaniu całości nie wiedzą kim jest Rowan. A przecież tu i tak ludzie wyrobieni czytelniczo, których zaskoczyć byle czym się nie da, bo nim się jeszcze urodziłem już dochodzono do wniosku, że wszystko już było.

Polskiego kina praktycznie już nie oglądam, przynajmniej niczego co w tym tysiącleciu powstało (a to co powstało i obejrzałem, to z reguły żałuję straconego czasu, lub mam żal do twórców, że mnie zwiedli, dałem się złowić, a potem zamiast ryby dostałem wodorosty), więc i Smarzewski i jego "Wesele" to dla mnie pusty dźwięk do niczego się nie odnosi.

 

 

ninedin: widziałem starszych przodków, jeszcze neolitycznych, więc mnie nie zaskoczyłaś (na krzykpudle przed chwilą rozmawiałem o paleolitycznych figurkach Venus, uznanych przez Facebooka – być może słusznie? – za pornografię, bo kto wie do czego one naprawdę służyły) – ale ten jest z takim fajnym, fikuśnym kapturkiem i robi wrażenie. Dziękuję bardzo za wzbogacenie mojego obycia w temacie ;-) Jakie jest jego datowanie, to, że cesarstwo rzymskie to się domyślam, ale który wiek? Ciekawe jak to się w sumie niewiele zmienia, dzień przed podarowaniem Wam tego fikuśnego szorcika, podarowałem koleżance pewnego również fikuśnego pingwinka – technologia się niby zmienia, ale ten Twój "przodek" do pracy na przodku bardziej się chyba nadaje, a metal może pewnie jeszcze dodatkowych bodźców dostarczyć – bo można przecież go rozgrzać, lub nie – i bawić się nim w ciepło-zimno ;-) Gdzieś czytałem jakiś zapis procesu czarownic, z którego wynikało, że Szatan ma lodowaty członek – czyżby w istocie mógł być po prostu takim zgrzebnym pogrzebaczem? ;-)

Jak wspomniałem w komentarzu do Q – wszystko już było, tworzymy tylko nowe, udoskonalone wersje starych pomysłów :)

Ślimak Zagłady

Cieszę się, że lektura była przyjemna. Tak, wersja z masakrą im dłużej się nad tym zastanawiałem tym bardziej wydała mi się bez sensu. Dobrze więc, że zakończenie jednak pozostało takie, jakie jest, że nie próbowałem go na siłę dodatkowo podkręcić.

 

W kwestii językowej: o ile mi wiadomo, gwara podkarpacka nie ma zbyt wielu cech samoistnych. Stanowi raczej pewne kontinuum pomiędzy dialektem małopolskim a polszczyzną południowokresową.

Podejrzewam, że Twoja wiedza na temat gwar kresowych jest o wiele większa od mojej.

Nie mam pojęcia jak uny, te Rowany, czy kresowiany tam mówio – winc zadbałem o stylizację, ale nie twierdzę, że napisałem to gwarą (jakąkolwiek). Po prostu spróbowałem wyczuć klimat tamtejszy i coś skonstruować ze skrawków informacji, którymi dysponowałem – a nie chciałem nad szorcikiem siedzieć dłużej niż dwa dni. Podobnie bym zrobił gdybym przykładowo pisał coś stylizowanego na polszczyznę X czy XI wieku – z tym, że tam to nawet nie miałbym wyrzutów sumienia, bo nikt nie ma pojęcia jak Polacy wtedy mówili (poza tym, że polski i czeski nie były wtedy jeszcze osobnymi językami, a jedynie dialektami języka zachodniosłowiańskiego).

Wiem już, że jak będę chciał znów coś kresowego popełnić, kogo prosić o konsultacje. Wpadłeś. Jak ślimak w kompot!

Przecinki postaram się teraz hurtem poprawić na podstawie Waszych łapanek.

Dziękuję za dojebanie doklikanie do Biblioteki.

entropia nigdy nie maleje

Nie mam pojęcia jak uny, te Rowany, czy kresowiany tam mówio – winc zadbałem o stylizację, ale nie twierdzę, że napisałem to gwarą (jakąkolwiek). 

smiley Fakt, tsia to akurat malgaska partykuła…alie – esperancki przysłówek oraz 

przymiotnik w interlingua… Tak twierdzi wujek Google…heh smiley

dum spiro spero

smiley Fakt, tsia to aku­rat mal­ga­ska par­ty­ku­ła…alie – espe­ranc­ki przy­słó­wek oraz 

przy­miot­nik w in­ter­lin­gua… Tak twier­dzi wujek Go­ogle…heh smiley

 

Dobrze wiedzieć ;-)

 

dum spiro spero

 

bardzo odważna stopka

 

 

entropia nigdy nie maleje

Jakiś czas temu zaglądałam do tego opowiadania, ale gwara mnie zmęczyła i odpuściłam. Teraz jednak, skoro zarzuciłeś haczyk (wciąż mi się gdzieś wbija) to zajrzałam dalej. Wciągnęłam się, kiedy zacząłeś budować tajemnicę wokół tożsamości Rowana (przez moment bałam się, czy nie był to aby jakiś potomek Cthulhu).

Marta durna, wiadomo, jak to baba.

W tym momencie pogroziłam ci macką, ale chyba nie widziałeś.

Trochę żałuję, że zdradziłeś kim był Rowan przed sceną z babcią. Spokojnie mogłeś potrzymać nas ciut dłużej w niepewności i lepiej przyłożyć się do opisu figlującej staruszki :P

 

W tym momencie pogroziłam ci macką, ale chyba nie widziałeś.

 

Widziałem. Ja wszystko widzę ;-)

 

 

Trochę żałuję, że zdradziłeś kim był Rowan przed sceną z babcią. Spokojnie mogłeś potrzymać nas ciut dłużej w niepewności i lepiej przyłożyć się do opisu figlującej staruszki :P

 

Prawdę mówiąc nieco mi znaków brakło na dłuższy opis ;-) A może to i dobrze, bo i tak część czytających była lekko zniesmaczona – a ja jakoś nie lubię jak ludzie po daniu, które im zaserwuję nabawiają się niestrawności (choć może po prostu mają zbyt delikatne żołądki? no nie wiem ;-) )

 

Dziękuję za odwiedziny i mam nadzieję, że ten haczyk (wciąż mi się gdzieś wbija) – nie uwiera za mocno. Jak uwiera, to znak, że trzeba przeczytać i inne moje opowiadania :)

 

entropia nigdy nie maleje

Pierwsze opowiadanie, które przeczytałem w tym jakże cudownym miejscu, i jestem zachwycony. Zdecydowanie czuć klimat wsi i alkoholu lejącego się litrami. Wszystko dopełnia gwara. I mogłoby by się wydawać, że opowiadanie pisane gwarą jest niesamowicie męczące. Tymczasem pokazujesz klasę pisząc coś w takim stylu jednocześnie płynnie prowadząc plot historii w taki sposób, że nawet gwary nie odczułem. Co do zakończenia to zaskoczyło mnie. Podobało mi się, że utrzymałeś napięcie do samego końca . Co do błędów to wypowiadać się nie będę, ponieważ na temat gwary nic nie wiem, ale wydawało się, że tekst jest bardzo dobrze napisany.

Marta zabroniła towarzyszowi tańczyć,

+> jedynie tutaj wydaje mi się, że słowo towarzysz nie pasuje.

 

Pozdrawiam.

Kto wie? >;

Dziękuję, skryty, za odwiedziny i tak entuzjastyczną opinię i cieszę się, że moje opowiadanie trafiwszy na pierwszy czytelniczy ogień, dobrze spełniło rolę powitalnej przekąski na bankiecie, jaki Cię czeka, gdy zechcesz się zagłębić bardziej w portal i jego dobrodziejstwa. Bo niewątpliwie, mimo, że uważam mój szorcik za całkiem niezły, znajdziesz tu utwory o wiele lepsze i o ile moje opowiadanko Cię zachwyciło, dzieła innych twórców przyprawią Cię o zachwyt nieporównywalnie większy.

Co do nieszczęsnego “towarzysza” – pozwolę go sobie zostawić jednak w tym miejscu, bo nie mam chwilowo dla niego jakiegoś sensownego zamiennika – choć i dla mnie nie brzmi to za dobrze (wcześniej było “swojemu towarzyszowi” – ale to też dobrze się nie komponowało).

 

Ja również pozdrawiam i zachęcam do zapoznania się z innymi tekstami!

 

entropia nigdy nie maleje

Niestety mnie ten tekst zmęczył. Długo mieszkałam na Podkarpaciu, więc przyciągnął mnie tytuł. Pomimo dwóch podejść do tekstu, niestety nie znalazłam w nim przyjemności. Już trzydzieści kilometrów od miejsca, w którym mieszkałam ludzie posługiwali się inną gwarą, więc naturalnie nie jestem ekspertem. Widzę tylko niekonsekwencje w używaniu pewnych konstrukcji. Jeśli używać “alie” to i już zapisywać “jusz”, zaraz to “zaros”, rękę “renke”… A w tym wszystkim pojawia się “wybrzmiał”, “buntowniczka” (naszczura może bardziej, ale nie jestem pewna), “uniwerek” (raczej szkoła, a nawet szkoły)… Stereotypowo potraktowane postaci, a nawet cała wiejska społeczność również mnie odrzuca. Jak bawić się pięknem gwary, to z należytą starannością → tak uważam, przepraszam.

Dziękuję za odwiedziny M.G.Zanadra, choć żałuję, że tekst Cię zmęczył.

Jak widzę, słusznie obawiałem się, co będzie jak ktoś z okoli Podkarpacia przeczyta ten tekścik. Nigdy nie byłem na Podkarpaciu nawet przez chwilę, a gwara była raczej próbą rekonstrukcji / stylizacją – jak widać po Twoim odbiorze i uwagach – nie do końca udaną.

Ośmielę się za to trochę bronić tych moich stereotypowo oddanych postaci – w tekście o takiej objętości, raczej trudno rozwinąć psychologiczną głębię, zresztą nie temu ten tekst służył. Oczywiście można i w krótszym tekście zadbać o przedstawienie procesów mentalnych dużo poważniej – jeśli czegoś takiego szukasz, to mój trzy razy krótszy szort – Tatuś – wyszedł mi pod tym względem dużo lepiej. Ale tam – psychika była jakby pierwszoplanowym bohaterem – tu jest bohaterem trzecioplanowym, bo gdy pisałem liczyła się dla mnie tu akcja, fabuła, humor i plot twist.

 

 

entropia nigdy nie maleje

Jim

Nie doczepiłabym się do stereotypowej wsi, gdyby nie nowocześniejsze słówka, które w tekście zawarłeś. Rozumiem urok zaprezentowanego humoru, ale gdy do tak stylizowanego języka dodasz kilka słów z czasów obecnych, to w mojej opinii albo błąd, albo stereotypowe potraktowanie społeczności wiejskiej, jako wieśniaków w znaczeniu negatywnym (ciemnego ludu), który pozostał w swoistym rezerwacie kulturowym, a reszta świata poszła na przód. W takim wypadku społeczność ta powinna być zamkniętą społecznością przebywającą w swoistym getcie poza granicami kraju, gdzie wyjechali 50 lat temu i nie byli obecni przy rozwoju ich rodzimej kultury, więc utknęli w tej sprzed 50 lat. Tymczasem u ciebie bohaterowie używają języka nowocześniejszego i starszego naprzemiennie.

Powtórzę tylko, że nie jestem ekspertem. Mogę się mylić. Wszystko subiektywnie.

Z drugim tekstem chętnie się zapoznam, dziękuję :) 

M.G.Zanadra dziękuję, teraz lepiej rozumiem do czego się “doczepiłaś” :)

Co do stereotypowości – próbowałem odrobinę różnicować poszczególne postacie – np. “przyjezdna” Marta – która wróciła z wielkiego świata mówi nieco inaczej, Weronika – która się uczyła na uniwersytecie – inaczej, matka – inaczej, wyrostkowie zaczepiający Rowana – jeszcze inaczej – ale chyba tego było za mało by to dostrzec, a tylko pogłębiło wrażenie niekonsekwencji.

 

entropia nigdy nie maleje

Jim

Ok, więc niekonsekwencja jest tutaj:

– No widzisz, siostra? Nie ma co histeryzować. Pomyślimy. Mamie przejdzie. Nadal nie wiem co powiedzieć babci, ale może uda się ją jakoś ugłaskać. No i tatę. Oni mogą nie zrozumieć.

Nawet, gdy obie poza domem rodzinnym mówią ogólną polszczyzną, to wracając do domu powinny posługiwać się gwarą. Zazwyczaj tak to wygląda. A nawet jeśli Marta zrezygnowałaby z jej używania, to jej siostra (która mentalnie nadal czuje wspólnotę, bo odczuwa owy “szok”) powinna się nią posługiwać.

Znów subiektywnie ;)

M.G.Zanadra myślę, że możesz mieć rację. Tu, nad tym zdaniem Weroniki najdłużej myślałem w stosunku do pracy nad resztą tekstu. I moja myśl szła mniej więcej tak: tutaj siostry rozmawiają na uboczu, jest przy nich tylko Rowan (a więc też przyjezdny) – więc Weronika zgubiła nawet to “tsja”, na korzyść wielkomiastowego “się”, a Marta – jest tą zbuntowaną, czarną owcą, która się wyłamuje – i nawet przyjeżdżając na wieś nie zaprzestaje swojego stylu bycia, odmiennego od reszty. Ale to znów – jest moje subiektywne – nie będę tego zmieniał, bo po prostu tak jak jest bardziej mi pasuje niż gdyby siostry między sobą na uboczu miały gadać gwarą – musiałbym mocniej czuć tu potrzebę zmiany, a – całkiem subiektywnie – nie czuję :)

entropia nigdy nie maleje

Jim

 

Niektóre tu z psami i kotami prichodzą

To akurat z polszczyzny XVI wieku, zwrot do dziś spotykany wśród potomków polskich górali na

Bukowinie (na granicy ukraińsko-rumuńskiej). Ta gwara niestety cały czas kłuje mnie w oczy. smiley

Za to autoreklama super!…heh wink

 

 entropia nigdy nie maleje

 

Czyli jednak chaos i bezład?….

 

 

 

 

 

 

 

 

 

dum spiro spero

Jim

 

Może po prostu słowo towarzysz zamienić na "Rowanowi". Jest prościej i powinno lepiej brzmieć, to już tobie zostawiam do oceny.

Już nie mogę doczekać się przygód, które spotkają mnie na tym portalu .

Kto wie? >;

Fascynator

Czyli jednak chaos i bezład?….

 

Jednak :) Autoreklama jaka jest taka jest, ważne, by była skuteczna :)

 

 

skryty

 

Zastanowię się czy “Rowanowi” mi tam pasuje i może zmienię. Dzięki za radę!

 

Już nie mogę doczekać się przygód, które spotkają mnie na tym portalu .

 

Mam nadzieję, że to będą same dobre przygody, a przynajmniej takie z happy endem ;-)

 

entropia nigdy nie maleje

Co do braku zaskoczenia – trudno z tym utrafić. Z jednej strony rozrzucam mnóstwo tropów i niektórzy się domyślają już wcześniej – z drugiej, na tyle mało, że niektórzy nawet po przeczytaniu całości nie wiedzą kim jest Rowan. A przecież tu i tak ludzie wyrobieni czytelniczo, których zaskoczyć byle czym się nie da, bo nim się jeszcze urodziłem już dochodzono do wniosku, że wszystko już było.

Rzeczywiście trudno jest napisać tekst tak, żeby nie walnąć czytelnika łopatą w łeb, a jednocześnie porozrzucać tropy na tyle gęsto/rzadko, żeby się odbiorca za szybko nie domyślił o co kaman. Uważam, że u siebie, w szorcie, porozrzucałeś je umiejętnie, pograłeś niedopowiedzeniami w dobrym stylu. Czasem po prostu jest tak, że wyłapię coś za wcześnie, a czasem wcale i trzeba mi to później tłumaczyć. Tym razem było to za wcześnie.

 

Polskiego kina praktycznie już nie oglądam, przynajmniej niczego co w tym tysiącleciu powstało (a to co powstało i obejrzałem, to z reguły żałuję straconego czasu, lub mam żal do twórców, że mnie zwiedli, dałem się złowić, a potem zamiast ryby dostałem wodorosty), więc i Smarzewski i jego "Wesele" to dla mnie pusty dźwięk do niczego się nie odnosi.

Rozumiem i podzielam odczucia. Jednak “Wesele” nie powinno Cię przyprawić o zawód. Sam byłem zdziwiony, że mi się podobało, kiedy kilku znajomych poleciło i się przełamałem, żeby ten film obejrzeć.

 

Pozdrawiam srdecznie

Q

Known some call is air am

Przybiegłam z ciekawości,

“a ten Rowan BYNAJMNIEJ przypomina człowieka!” – i cyk, przedni humor sprawia, że trzęsę się w głos nad wieczorną kawą ;)

“i aż dwie dwusetki musiały zmienić właściciela,” – fajny zabieg, zawsze zwracam uwagę na podobne, odgrażam się w myślach, że też kiedyś użyję, tylko jeszcze muszę zapamiętać ;)

 

Finisz… hm, zaskakujący.

To z plusików, a z minuso-plusów – ciężko mi się przebija przez tekst pisany gwarą, oj ciężko, ale napisany był w taki sposób, że jeszcze ciężej było mi się od niego oderwać, bo rozbudził ciekawość, co to za typ, ten cały Rowan. 

Znać tu kawał kunsztu. 

Pozdrawiam serdecznie,

Outta Sewer

 

Skoro tak zachęcasz to pewnie kiedyś obejrzę… jak już odgruzuję się ze sterty zaległych książek do przeczytania :)

 

Tym razem było to za wcześnie.

 

To mam nadzieję, że następnym razem dla równowagi będzie za późno ;-)

 

 

Baska.Szczepanowska

Cieszę się, że ciekawość Cię tu przywiodła, a jeszcze bardziej – że znalazłaś coś dla siebie (nie za dużo tej kawy na wieczór? ;-) )

 

Znać tu kawał kunsztu. 

Ciężko mi się przyjmuje takie komplementy, bo mimo, że jakiś tam niewielki kunszt posiadam, to żeby od razu kawał – to jeszcze mi wiele brakuje – i to mówię nie z fałszywej skromności (bo utwór uważam za całkiem dobry) – a ze świadomości własnych braków. Niemniej jednak, dziękuję, bo jak chyba każdy autor jestem istotą dość próżną i po prostu lubię pochwały (byle nie były na wyrost i przesadzone – ta ciut jest, ale ciiii… pozwólcie mi się przez chwilę ponapawać, że ktoś uznał, że mam kunszt i to nie jakieś tak oszkrabiny tylko cały kawał!!)

entropia nigdy nie maleje

Jimie!

 

W sumie to mnie rozbawiło. xD

Nie spodziewałem się robota w tej opowiastce, Marta chyba nie spodziewała się fraternizacji robota z babcią, a babcia… babcia chyba od początku się spodziewała co by chciała. Jak już się przyzwyczaiłem do gwary, to czytało się całkiem płynnie, kwestia wprawy. :D

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

BarbarianCataphract  dziękuję za odwiedziny i cieszę się, że Cię rozbawiło!

Ja również pozdrawiam!

entropia nigdy nie maleje

Zmęczyłam się :(

Przynoszę radość :)

Anet 

Zmęczyłam się :(

Przykro mi. Słuchaj, Anet, wstawię tu jakąś leżankę dla zmęczonych i może będzie lepiej? ;)

 

entropia nigdy nie maleje

Dobra :)

Przynoszę radość :)

:)

entropia nigdy nie maleje

Fajne opowiadanie :)

borek321321

 

Fajnie, że się podobało :)

entropia nigdy nie maleje

Nowa Fantastyka