- Opowiadanie: GregMaj - Papierowy ludzik

Papierowy ludzik

Serdecznie podziękowania dla betujących.

bruce, DHBW, jestem waszym dłużnikiem. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Użytkownicy, Finkla

Oceny

Papierowy ludzik

Przyczepiony nad przeszklonymi do połowy, drewnianymi drzwiami dzwoneczek swoim słabym brzdęknięciem w żaden sposób nie oddał gwałtowności, z jaką Graham wpadł do warsztatu ślusarskiego. Ściekająca z płaszcza mężczyzny deszczówka szybko tworzyła kałużę pod nogami. Na zewnątrz lało tak intensywnie, jakby kilka zastępów straży pożarnej gasiło pożar kamienicy, w której znajdował się lokal. Nic jednak się nie paliło, choć wewnątrz zalegały kłęby tytoniowego dymu. Jedyna lampa w wąskim i długim pomieszczeniu, która tliła się migotliwym światłem, barwiła chmurę siarkowym odcieniem.

Graham strzepnął wodę z rękawów. Na końcu izby jego uwagę przykuł palony papieros, który raz po raz rozbłyskał z nową mocą. Rytmicznie, wręcz hipnotyzująco. „Po co ja tutaj właściwie przyszedłem?” pomyślał Graham, ruszając w jego kierunku.

Za szklaną witryną siedział człowiek wyglądający na zmęczonego życiem. Łysa głowa, spiczasta siwa bródka, przerzedzony wąs i zniszczona, pokryta bruzdami twarz. Zajęty pracą zdawał się nie zauważać przemoczonego gościa.

Setki wiszących na haczykach, a także walających się na półkach i stole roboczym, kluczy sugerowały, że właściciel na brak zajęcia raczej nie narzekał. Mógł też mieć bardzo wysublimowane pojęcie porządku.

Graham rozejrzał się po zadymionej pieczarze, jakby szukając czegoś, co pozwoli mu przypomnieć sobie cel jego wejścia do tego specyficznego królestwa. Przecież nie schronił się tu tylko przed oberwaniem chmury. Jego uwagę przykuło czarno-białe zdjęcie, zatknięte za drewnianą framugę witryny, na którym widniał ślusarz w towarzystwie barczystego, szpakowatego typa w średnim wieku o kwadratowej głowie i… papierowy ludzik. „Dziwne” pomyślał, choć sam nie wiedział, dlaczego go to w ogóle zainteresowało. Bo cóż nadzwyczajnego może być w ludziku posklejanym z kulek pozgniatanego, szarego papieru? W ludziku, który patrzył nań ze zdjęcia czarnymi, pozbawionymi źrenic, zimnymi oczami?

– W czymś mogę pomóc? – ślusarz odezwał się niespodziewanie, przepalonym i nieco przepitym głosem.

– Szukam ślusarza. – Graham sam nie wierzył w to, co właśnie powiedział. Zrobiło mu się tak cholernie głupio, że odruchowo wsadził ręce do kieszeni płaszcza. W jednej z nich namacał pęk kluczy. Wyciągnął go zdziwiony, miał bowiem wrażenie, że widzi go pierwszy raz w życiu.

– Aha – zacharczał rzemieślnik. – Pan na przyjęcie. Zapraszam, wszyscy już na pana czekają. – Otworzył wąskie drzwi obok witrynki i zaprosił Grahama do środka.

„O co tu do cholery chodzi?” myślał, idąc za ciągle ćmiącym papierosa przewodnikiem. Próbował sobie przypomnieć, dlaczego się tutaj znalazł. Na próżno. Zorientował się również, że nie potrafi skojarzyć momentu, kiedy i po co wyszedł z domu, o której godzinie skończył pracę, ani która faktycznie jest teraz. W natłoku szybkich myśli zorientował się, że nie jest w stanie nawet powiedzieć, na jakiej jest ulicy, w jakim jest mieście…

Wąskim, ciemnym korytarzem, podążał za żarzącym się papierosem. Graham, snując różne domysły i mając wiele obiekcji, powoli odsuwał w niepamięć wszelkie obawy. Zauważył, że wspomnienie wejścia do warsztatu również robi się dziwnie mgliste.

– Wszyscy już na pana czekają – powtórzył ślusarz na końcu korytarza, stając przed solidnymi, hebanowymi drzwiami, które nijak nie pasowały do miejsca, w którym był jeszcze przed chwilą.

Otworzył je i Graham przestąpił próg. Minęła chwila, nim wzrok przyzwyczaił się do ciepłego światła bijącego z wnętrza. Jego oczom ukazała się sporych rozmiarów, wysoka sala bankietowa, z bogato zdobionymi ścianami. Odniósł wrażenie, że już gdzieś widział to miejsce. Zupełnie jakby znalazł się w muzeum i oglądał płótno ukazujące jego własne wspomnienie. Nagle przypomniał sobie, że nie znosi muzeów. Już od pierwszej chwili czuł się tutaj nieswojo.

Wszystkie stoliki były zajęte przez kobiety w sukniach wieczorowych i mężczyzn w smokingach. W powietrzu unosiła się wyjątkowa mieszanka zapachów zbyt słodkich perfum, dymu papierosowego i stęchlizny, która przyprawiała go o mdłości. Gdzieś z głębi sali dobiegała do jego uszu muzyka jazzowa.

Nie znosił elegancików i wypacykowanych kobiet. Jazz też nie należał do jego ulubionych gatunków muzycznych. Cały ten kocioł doznań wszystkich zmysłów, przyprawiał go o zimne dreszcze i skręt kiszek.

Kątem oka zauważył, że trzy stoliki na prawo od niego, siedzi… kobieta z papierową głową i oczami pozbawionymi źrenic. Spojrzał w jej kierunku. Wyglądała zwyczajnie. Siedziała i jakby nigdy nic popijała coś z filiżanki.

– Tędy proszę. – Wskazał kierunek ślusarz, wyrywając go z zamyślenia.

Środek sali wyściełał krwistoczerwony dywan, niknący gdzieś w jej głębi. Ogromny kryształowy żyrandol rzucał na ściany dziwne, ciepłe światło, przypominające odblask płonącego ogniska. W tym samym momencie Graham poczuł, że ma zgagę i coś zaczęło kłuć go w mostku.

Błysk. Po ścianie przemknął cień. Graham rozejrzał się dookoła. Nie było już ani śladu po tym, jak mu się wydawało, przywidzeniu.

Dziwnie spokojnym krokiem podążał za ślusarzem.

– Witam, panie Graham! – przywitał go zdecydowanym, mocno brzmiącym głosem wielki mężczyzna. Był to facet ze zdjęcia, które widział za witrynką warsztatu. Rozpoznał go od razu. Fotografia nie oddawała gorylich gabarytów osobnika, który do tego dziwnie pachniał. Jakby palącym się zimnym ogniem. W ustach Grahama pojawił się siarkowy posmak.

Mocarny uścisk dłoni sugerował, że on tutaj rządzi. Graham poczuł na ręce dziwną mieszankę powierzchownego, przeszywającego tysiącem lodowych sopli, chłodu i potęgującego się wewnątrz ciepła, które w przerażającym tempie zmieniało się w palące żywym ogniem gorąco. W tym samym momencie zorientował się, że w sali zaległa zupełna cisza, a spojrzenia wszystkich gości zwrócone są ku niemu. Spoglądały na niego setki zimnych, pozbawionych źrenic oczu, osadzonych w dziesiątkach papierowych głów. Na mgnienie oka usta faceta z fotografii wykrzywiły się w nienaturalnie szerokim uśmiechu, ukazując imponującą kolekcję długich i ostro zakończonych zębów. Puścił witającą go dłoń. Rozejrzał się nerwowo. Życie toczyło się dookoła, jak gdyby nigdy nic. Odruchowo przetarł oczy.

– Wszystko w porządku, panie Graham?

– Wydaje mi się, że…

– Ma pan rację! Wydaje się panu – powiedział głosem, który był jak setki wbijanych igieł w serce Grahama. – Rzecz jednak nie w tym, co się panu wydaje, ale w tym, w jakim celu pan się tutaj zjawił.

Zespół jazzowy przeszedł płynnie do grania kolejnego utworu. Jeszcze gorszego niż poprzedni. Zgaga przybrała na sile.

– Kim pan jest i co ja tutaj robię? – Odważył się w końcu zapytać Graham.

– To zaskakujące, że pan pyta. Jestem, jakby to powiedzieć, właścicielem tegoż skromnego przybytku. Szefem – jak mawia przewodnik, z którym pan tutaj przyszedł. A pan, panie Graham, jest tutaj gościem. Rzekłbym „specjalnym gościem”. Uprzedzę kolejne pana pytanie. Jest pan tutaj za „zasługi” i nie powinno to pana w żaden sposób dziwić. – W jego oczach błysnął płomień, a źrenice zwęziły się nienaturalnie.

– Jakie, do cholery, zasługi? – Powoli tracił panowanie nad sobą, jednak stanowcze spojrzenie właściciela przybytku zmroziło mu krew w żyłach.

– Pozwoli pan, że podam przykład. Poznaje pan tegoż jegomościa, o tam, dwa stoliki dalej siedzącego?

Graham zerknął nerwowo we wskazanym kierunku. Podrapał się po głowie.

– Twarz znajoma, ale nie kojarzę.

– To pan White.

Teraz poznał. Myśl uderzyła w jego świadomość niczym błyskawica w najwyższe drzewo. Pan White wziął kiedyś za jego pośrednictwem bardzo niekorzystną pożyczkę w banku. W kilka miesięcy później przeczytał w lokalnej prasie, że White zbankrutował, a nie będąc w stanie spłacić wierzycieli, popełnił samobójstwo.

– Ale on przecież…

– A poznaje pan tamtą młodą damę? – syknął jadowicie właściciel przybytku.

Graham ze zgrozą spojrzał w stronę wskazanego stolika. Kojarzył, ale nie mógł przypomnieć sobie nazwiska ani innych szczegółów.

– To panna Berryl.

Grahamowi włos zjeżył się na głowie.

– Panna Berryl, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, kilka tygodni po tym, jak powiedziała panu, że nosi pana nieślubne dziecko. Jej ciała nigdy nie odnaleziono.

– To jakiś obłęd! Szaleństwo!

– A poznaje pan, panie Graham, tego młodzieńca siedzącego przy stoliku obok panny Berryl? – zapytał, kompletnie nie zważając na jego obiekcje.

Tym razem nie miał pojęcia, kto to może być. Nie przypominał sobie, by wskazany człowiek był jego klientem, znajomym czy krewnym.

– Panie Graham! To, to dziecko.

– Nie! To niemożliwe! Ja śnię! Tak, to na pewno koszmar! – Graham złapał się za włosy, mało nie wyrywając dwóch kępek.

– Co do jednego ma pan stuprocentową rację! To koszmar. Proszę rozejrzeć się po sali dokładniej, na pewno rozpozna pan wszystkich tutaj zgromadzonych.

Graham patrzył w podłogę. Zgroza, jaką czuł po ostatnich słowach właściciela przybytku, wywracała mu wnętrzności do góry nogami. Mózg przywoływał w zastraszającym tempie obrazy ludzi, którzy tracili przez niego majątki, rodziny, wpadali w nałogi i w konsekwencji kończyli w zaświatach. Bał się podnieść głowę. Jednak po chwili poczuł, że czyjaś narzucona wola robi to za niego. 

Dookoła panowała martwa cisza. Nikt nie siedział. Wszyscy patrzyli w jego stronę. Rozejrzał się. Nie rozpoznał nikogo. Każda stojąca postać wlepiała w niego dwoje zimnych, pozbawionych źrenic oczu osadzonych w głowie z szarego papieru. Oblały go zimne poty. Zgaga zamieniła się w palące mdłości. Chciał biec, ale stał jak wmurowany w podłogę.

Jedna z papierowych postaci zrobiła bardzo powolny krok w jego stronę. Po chwili kolejna poszła za jej przykładem. Nie minęła minuta, a całe towarzystwo parło leniwie w jego kierunku z wyciągniętymi rękami.

Szef zbliżył się do niego i szepnął do ucha ciepłym, przypominającym syk węża, lecz spokojnym głosem:

– Uciekaj.

Graham poczuł, jak gdyby z nóg spadły mu łańcuchy. Nie bacząc na nic, rzucił się przed siebie w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyprowadził go ślusarz. Biegł po karmazynowym dywanie, a tłum szarych postaci z wolna zbliżał się do niego. Jeszcze chwila i odetną mu drogę ucieczki. Jeszcze moment, a papierowe łapska zacisną się na jego płaszczu. Zobaczył drzwi i rozpaczliwie skoczył do klamki. To był ostatni moment. Wyleciał na bruk niczym ranne zwierzę ścigane przez drapieżnika. Ulewa nie ustępowała. Było ciemno i wietrznie. Nie zastanawiał się długo, tylko biegł przed siebie pogrążoną w półmroku ulicą.

Mijał bardzo stare, wysokie kamienice. Latarnie pochylone nad aleją dawały tylko namiastkę światła. Zgaga w połączeniu z rosnącym zmęczeniem paliła go podwójnie w klatce piersiowej.

Po jakimś czasie, gdy odebrało mu niemal całkowicie dech w piersiach, przystanął i spojrzał się za siebie, by sprawdzić, czy nikt go nie ściga. Ulica była pusta. Coś jednak kazało mu biec dalej, znaleźć bezpieczną kryjówkę, wskoczyć do jakiegoś suchego miejsca. W niewielkiej odległości zobaczył delikatne żółte światło. W zasadzie jedyne godne uwagi, jakie spotkał po drodze. Przyspieszył ponownie kroku i dopadł do drzwi. Nie wahał się. Nacisnął klamkę. Na szczęście było otwarte.

Przyczepiony nad przeszklonymi do połowy, drewnianymi drzwiami dzwoneczek swoim słabym brzdęknięciem w żaden sposób nie oddał gwałtowności, z jaką Graham wpadł do warsztatu ślusarskiego…

Koniec

Komentarze

Syk szefa znakomity. Cała misterna intryga bardzo mi się spodobała.

Przypomniała mi się Niebieska Ostryga;)

 

Środkiem sali biegł krwistoczerwony dywan, który prowadził prosto w jej głąb.

 

Trochę jak biegł środkiem, to wiemy, że w głąb.

 

W tym samym momencie poczuł, że ma zgagę i coś zaczęło kłuć go w mostku.

Żyrandol poczuł?;)

 

Z naprzeciwka przywitał go zdecydowany, mocno brzmiący głos mężczyzny, którego rozpoznał od razu.

Po pierwsze głos z naprzeciwka mnie nie przekonuje, po drugie jeśli głos, to który rozpoznał.

 

Fotografia nie oddawała tak dobrze gorylich gabarytów osobnika.

 

Dziwnie pachniał. Jakby palonym zimnym ogniem. W ustach Grahama pojawił się siarkowy posmak.

Fotografia zmieniła podmiot i znowu nie wiadomo kto pachniał.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Zamknięte koło, czyli nowa wizja piekła. Tak mi się skojarzyło. Czytało się całkiem płynnie, poza zgubieniem podmiotów, co zauważyła Ambush. Skoro spodobało się mnie, antyhorroryście :-) , no to chyba nie jest źle.

Pozdrawiam

Witaj.

Dziękuję za betę i gratuluję Ci raz jeszcze pomysłu na oryginalne ukazanie Piekła. 

Pozdrawiam, klik. :)

Pecunia non olet

Ambush, dziękuję. :)

 

Po pierwsze głos z naprzeciwka mnie nie przekonuje, po drugie jeśli głos, to który rozpoznał.

No właśnie nie głos rozpoznał, tylko mężczyznę. Postaram się to przeredagować. 

 

Całą resztę poprawiłem. Czy umiejętnie? To już zostawiam Tobie do oceny. :)

 

 

AdamKB – w punkt. Niekończąca się, piekielna pętla pana Grahama. 

W pierwszej chwili przeczytałem “antyterroryście”, ale i tak cieszę się, że Ci się spodobało :) 

Pozdrawiam

 

 

bruce – ja również dziękuję. Bez Twoich cennych uwag, to nie byłoby to samo :)

bruce – ja również dziękuję. Bez Twoich cennych uwag, to nie byłoby to samo :)

To bardzo miłe, co piszesz, dziękuję, ale na nic by się zdały nawet najcenniejsze rady (tu z pewnością nie mam na myśli siebie), gdyby opowiadanie nie było arcyciekawe i pomysłowe, a Ty taki właśnie tekst stworzyłeś. :)

Pozdrawiam, powodzenia. :)

 

Pecunia non olet

Ciekawy tekst, ale problem jaki mam z tego typu torturami jest taki, że bazują one na poczuciu winy, wstydzie i strachu, a ludzie którzy są wyprani z empatii i dla zabawy niszczą życie innym z reguły odczuwają tego typu emocje znacznie słabiej. Powiem więcej, rasowy psychopata mógłby w takiej sytuacji poczuć ekscytację, a nie strach. Może porównywanie bohatera do seryjnych morderców jest trochę przesadzone, ale wśród nich nie znam nawet jednego przypadku, który szczerze, a nie na pokaz żałowałby tego co zrobił.

To dość celne uwagi, EvilMorty, i jest w nich z pewnością sporo racji, trzeba jednak pamiętać, że ludzie są różni. Mnie się bardzo podoba w omawianym tekście fakt posiadania sumienia przez Grahama. Poza tym, jak to w opowiadaniach fantastycznych bywa, najprawdopodobniej Autor gdybał sobie, jak mógłby zachować się ktoś pokroju głównego bohatera w opisywanej sytuacji, kiedy trafi do Piekła, a tego przecież nikt z nas wiedzieć nie może, bo to tylko fantastyczna fikcja. 

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Jeśli miał sumienie i był raczej normalnym człowiekiem to powinno być w jakiś sposób wytłumaczone dlaczego robił rzeczy, które sam uważał za złe. Ja tam lubię, jak postacie są realistycznie skonstruowane, szczególnie tego typu postacie. Motywy to mógłby być ciekawy wątek.

Motywy to mógłby być ciekawy wątek.

Jak najbardziej. To jest bardzo dobry wątek. :)

 

Jeśli miał sumienie i był raczej normalnym człowiekiem to powinno być w jakiś sposób wytłumaczone dlaczego robił rzeczy, które sam uważał za złe.

Sumienie to nie to samo, co dobre postępowanie. Czasem zaczyna ono gryźć dopiero po latach. :)

Pecunia non olet

Wybacz, ale to się nie klei. Raczej człowiek z sumieniem nie mógłby wypełnić całej sali swoimi ofiarami. Mógłby zrobić coś złego jednej czy tam dwóm osobom i na tym by się skończyło, bo dręczyłoby go poczucie winy. Jak ktoś robi cały czas złe rzeczy, to albo dlatego, że nie uważa tego za złe (w takim wypadku scena w sali powinna wyglądać inaczej, pewnie by się bronił, w większości innych przypadków w sumie podobnie), albo nie ma empatii. Jeśli ktoś robił złe rzeczy, ale tak naprawdę tego nie chciał, to (przy założeniu, że nikt mu nie kazał) jest prawdopodobnie chory psychicznie. Tylko teraz pytanie, czy ktoś, kto jest chory i cierpi przez swoje czyny faktycznie powinien być torturowany dodatkowo po śmierci?

Dobre pytanie. :)

Pecunia non olet

EvilMorty – dziękuję Ci za ożywienie dyskusji i Twoje rozterki dotyczące głównego bohatera. 

Graham jest postacią bardzo otwartą do interpretacji. Zauważ, że oprócz tego, że ma włosy i płaszcz, nie ma żadnego jego opisu. Taki zabieg nie był przeze mnie zamierzony, ale jak już zacząłem pisać opowiadania, to trzymałem się tej ścieżki. To bardzo prosta konstrukcja złego człowieka, który trafia do niekończącej się pętli wypchanej po brzegi doznaniami, których nie lubi. Wyobraź sobie, że ktoś w nieskończoność katuje Cię muzyką, której nie znosisz. Piekło? Idzie zwariować.

Zadajesz bardzo wiele trafnych pytań, które są dla mnie na tyle cenne, że pozwalają i mi spojrzeć na to, co napisałem, z zupełnie innej perspektywy. W życiu nie rozpatrywałem wątku głównego bohatera w kategoriach choroby psychicznej i późniejszych tortur za nie. Ciekawe. :) Jeszcze raz dziękuję. 

 

bruce – dziękuję ;)

Cześć,

 

Mnie się podobało i uważam, że to dobre, krótkie opowiadanie. Może rzeczywiście trochę trudno uwierzyć w “sumienie” głównego bohatera, skoro skrzywdził tylu ludzi, ale w strach przed zemstą tłumu i konsekwencjami swoich czynów już tak. Przekonałeś mnie klimatem, motywem pozbawionych oczu, papierowych ludzi i zapętleniem historii, jasno wskazującym, że winowajca się z tego nie wygrzebie. Ogólnie mam słabość do podobnych, stosunkowo krótkich, ale nieco surrealistycznych i zapętlonych w czasie tekstów.

 

Pozdrawiam

To ja dziękuję.

Zgadzam się z EvilMorty, że można to opowiadanie poprowadzić inaczej, ponieważ każdy tekst można, ale tutaj akurat fabuła jest właśnie taka. Natomiast co do sumienia, jak wspomniałam – ludzie są różni, nie da się nas zaszufladkować, zatem można przyjąć, że podobni, jak Graham także istnieją. :)

Nasuwa się sporo pytań? – i bardzo dobrze, tekst jest bowiem przeciekawy!

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Przyczepiony nad przeszklonymi do połowy, drewnianymi drzwiami dzwoneczek swoim słabym brzdęknięciem w żaden sposób nie oddał gwałtowności, z jaką Graham wpadł do warsztatu ślusarskiego.

Jakiś dla mnie za długi ten wstęp. Ziew.

 

Rytmicznie, hipnotyzująco wręcz.

→ Rytmicznie, wręcz hipnotyzująco.

 

Setki wiszących na haczykach i walających się po półkach i stole roboczym kluczy sugerowały

Za dużo “i”. Proponuję jedno “i” zastąpić przecinkiem.

 

Bo cóż nadzwyczajnego może być w ludziku posklejanym z kulek pozgniatanego, szarego papieru?

Wiadomo, że papier jest pozgniatany, skoro zrobiono z niego ludzika.

 

– W czymś mogę pomóc? – odezwał się niespodziewanie, przepalonym i trochę chyba przepitym głosem, ślusarz.

Niepotrzebnie rozwleczone i porozbijane jest to zdanie. Proponuję:

ślusarz odezwał się niespodziewanie, przepalonym i nieco przepitym głosem.

Albo:

Graham nagle usłyszał przepalony i przepity głos ślusarza.

I wtedy w następnym zdaniu usunąć Grahama, by uniknąć nagromadzonych powtórzeń.

 

Zorientował się również, że nie potrafi skojarzyć momentu, kiedy i po co wyszedł z domu, o której godzinie skończył pracę, czy która faktycznie jest na zegarze.

Nie rozumiem tej części zdania. Zjadłeś godzinę?

 

Gdy jego oczom ukazała się sporych rozmiarów, wysoka sala bankietowa, z bogato zdobionym ścianami, miał wrażenie, że już gdzieś widział to miejsce.

Spróbuj pisać krótsze zdania, a dłuższe rozbijać na krótsze. Pamiętaj, że długie zdania męczą i nużą czytelnika.

Jego oczom ukazała się sporych rozmiarów sala bankietowa z bogato zdobionym ścianami. Odniósł wrażenie, że już gdzieś widział to miejsce.

 

Zupełnie jakby znalazł się w muzeum i oglądał płótno ukazujące jego własne wspomnienie.

Nie wiem, czy inni też odnoszą takie wrażenie, ale czytając słowo płótno mam przed oczami czysty, biały materiał. Proponuję płótno zastąpić obrazem.

 

Przypomniał sobie, nie wiedzieć skąd, że nie znosił muzeów.

Zbędne.

Nagle sobie przypomniał, że nie znosi muzeów.

 

W powietrzu unosiła się wyjątkowa mieszanka zapachów zbyt słodkich perfum, dymu papierosowego i stęchlizny, które przyprawiały go o mdłości.

I znów niepotrzebnie długie zdanie.

 

→ Wyjątkowa mieszanka zapachów słodkich perfum, dymu papierosowego i stęchlizny przyprawiły go o mdłości.

 

 

W powietrzu unosiła się wyjątkowa mieszanka zapachów zbyt słodkich perfum, dymu papierosowego i stęchlizny, które przyprawiały go o mdłości. Gdzieś z głębi przestronnej sali dobiegała do jego uszu muzyka jazzowa.

Nie znosił elegancików i wypacykowanych kobiet. Jazz też nie należał do jego ulubionych gatunków muzycznych. Cała ta mieszanka doznań wszystkich zmysłów, jaką właśnie go poczęstowano, przyprawiała o zimne dreszcze i skręt kiszek.

Powtórzenia zbyt blisko siebie.

 

Cała ta mieszanka doznań wszystkich zmysłów, jaką właśnie go poczęstowano, przyprawiała o zimne dreszcze i skręt kiszek.

Wiemy, że go “poczęstowano”, niepotrzebne wtrącenie. Zbyt długie zdania i niepotrzebne wtrącenia spowalniają akcję.

 

Kątem oka, trzy stoliki na prawo od niego, zauważył…

Trzy stoliki dalej kątem oka zauważył…

 

kobietę z papierową głową i oczami pozbawionymi źrenic. Spojrzał w jej kierunku. Wyglądała zwyczajnie.

No, dla mnie kobieta z papierową głową nie wygląda zwyczajnie :P

 

Siedziała i jakby nigdy nic popijała coś z filiżanki.

A co się wydarzyło, że jakby nigdy nic popijała coś z filiżanki?

 

Nie było już ani śladu po tym, jak mu się wydawało, przywidzeniu.

Przywidzenie z definicji to jest coś, co się nam wydaje/zdaje.

 

Dziwnie spokojnym krokiem podążał za ślusarzem.

 

Mocarny uścisk dłoni sugerował, że „on tutaj rządzi”.

Dlaczego cudzysłów?

 

Graham poczuł na ręce dziwną mieszankę powierzchownego, przeszywającego tysiącem lodowych sopli, chłodu i potęgującego się wewnątrz ciepła, które w przerażającym tempie zmieniało się w palące żywym ogniem gorąco.

Przeredaguj to zdanie, jest zdecydowanie za długie.

 

Rzekłbym „specjalnym gościem”. Uprzedzę kolejne pana pytanie. Jest pan tutaj za „zasługi” i nie powinno to pana w żaden sposób dziwić.

Kompletnie nie rozumiem tych cudzysłowów.

 

Po jakimś czasie, gdy odebrało mu niemal całkowicie dech w piersiach, przystanął i obejrzał się za siebie, by sprawdzić, czy nikt go nie ściga.

Jeden brakujący przecinek.

 

 

Podoba mi się wizja piekła jako pętli koszmarnych przeżyć. Nie wiem, czy zainspirowałeś się serialem “Lucyfer”, ale tak mi się skojarzyło.

 

Nie jestem pewna, czy dobrze zgaduję, ale wydaje mi się, że za szybko publikujesz tekst po napisaniu. Odczekaj kilka dni i przeczytaj, potem znów odczekaj, troszkę zapomnij i odczytaj na nowo. W ten sposób można znaleźć wiele zgrzytów.

 

Tekstu nie czytało mi się płynnie, nad tym należy popracować. Dobrą metodą jest czytanie na głos swojego dzieła.

 

Podoba mi się pomysł z wykorzystaniem papierowych ludzików. Nadanie mroku i grozy za pomocą ludzików ze zwykłego, nieszkodliwego papieru jest w jakimś sensie sztuką.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

HollyHell91– dziękuję Ci przede wszystkim za Twój poświęcony czas na komentarz, opinię i poprawki. Jeśli pozwolisz, to odniosę się do nich w sobotę. Natłok obowiązków zawodowych w tym tygodniu troszkę ograniczył mi możliwości czasowe. 

 

Pozdrawiam! :)

 

No to Graham znalazł się w pętli.

Żałuję, że nic nie wiem o Grahamie, że poznałam go w chwili, kiedy wszystko było już za nim. Nie pojmuję też, dlaczego skrzywdzeni przez niego ludzie są papierowi i pozbawieni wszelkich emocji.

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, pozostawia sporo do życzenia.

 

Gra­ham strzep­nął z rę­ka­wów nad­miar wody. → Czy dobrze rozumiem, że strzepnąwszy nadmiar, resztę wody zostawił na rękawach?

A może: Gra­ham strzep­nął wodę z rę­ka­wów.

 

Na końcu wą­skiej izby… → Już wiem, że izba była wąska – napisałeś to dwa zdania wcześniej.

Zdarza Ci się powtarzać informacje, które już raz zostały podane.

 

wa­la­ją­cych się po pół­kach i stole ro­bo­czym… → …wa­la­ją­cych się na pół­kach i stole ro­bo­czym

 

Mógł też mieć bar­dzo wy­su­bli­mo­wa­ne po­ję­cie po­rząd­ku. → Skoro wspomniane klucze walały się, to o jakim wysublimowanym pojęciu porządku jest mowa?

 

Gra­ham ro­zej­rzał się po za­dy­mio­nej pie­cza­rze… → Skąd tam nagle wzięła się pieczara?

 

wej­ścia do tego spe­cy­ficz­ne­go kró­le­stwa. → Królestwa? Dlaczego królestwa?

 

typa w śred­nim wieku o kwa­dra­to­wej szpa­ko­wa­tej gło­wie… → Raczej: …szpakowatego typa w śred­nim wieku, o kwa­dra­to­wej gło­wie

Szpakowaci bywają ludzie, nie głowy.

 

Gra­ham sam nie wie­rzył w to, co wła­śnie wy­szło z jego ust. → A może: Gra­ham sam nie wie­rzył w to, co wła­śnie powiedział.

o któ­rej go­dzi­nie skoń­czył pracę, czy która fak­tycz­nie jest na ze­ga­rze. → Raczej: …o któ­rej go­dzi­nie skoń­czył pracę, ani która fak­tycz­nie jest teraz.

 

nie jest w sta­nie nawet po­wie­dzieć, na ja­kiej jest ulicy, w jakim jest mie­ście… → Czy to celowe powtórzenia?

 

Wą­skim, ciem­nym ko­ry­ta­rzem, po­dą­żał za ża­rzą­cym się pa­pie­ro­sem. → Podążał za papierosem, czy za palącym go ślusarzem? Skoro korytarz był wąski, a Graham szedł za ślusarzem, chyba nie mógł widzieć żarzącego się papierosa.

 

Jego dotąd pełna do­my­słów i obiek­cji głowa, po­wo­li od­su­wa­ła w nie­pa­mięć wszel­kie obawy. → Odsuwała głowa czy Graham?

Proponuję: Graham, snując różne do­my­sły i mając wiele obiek­cji, po­wo­li od­su­wa­ł w nie­pa­mięć wszel­kie obawy.

 

nie pa­so­wa­ły do miej­sca, w jakim był jesz­cze przed chwi­lą. → …nie pa­so­wa­ły do miej­sca, w którym był jesz­cze przed chwi­lą.

 

Mi­nę­ła krót­ka chwi­la, nim wzrok przy­zwy­cza­ił się… → Zbędne dookreślenie – chwila jest krótka z definicji.

 

z bo­ga­to zdo­bio­nym ścia­na­mi… → Literówka.

 

wy­jąt­ko­wa mie­szan­ka za­pa­chów zbyt słod­kich per­fum, dymu pa­pie­ro­so­we­go i stę­chli­zny, które przy­pra­wia­ły go o mdło­ści. → Piszesz o mieszance woni, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: …wy­jąt­ko­wa mie­szan­ka za­pa­chów zbyt słod­kich per­fum, dymu pa­pie­ro­so­we­go i stę­chli­zny, która przy­pra­wia­ła go o mdło­ści.

 

Gdzieś z głębi prze­stron­nej sali do­bie­ga­ła do jego uszu mu­zy­ka jaz­zo­wa. → Już pisałeś, że sala jest przestronna.

Może wystarczy: Gdzieś z głębi sali do­bie­ga­ła mu­zy­ka jaz­zo­wa.

 

Kątem oka, trzy sto­li­ki na prawo od niego, za­uwa­żył… ko­bie­tę… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Kątem oka zauważył, że trzy sto­li­ki na prawo od niego, siedzi… ko­bie­ta

 

Środ­kiem sali biegł krwi­sto­czer­wo­ny dywan, który pro­wa­dził pro­sto w jej głąb. → A może: Środ­ek sali wyściełał krwi­sto­czer­wo­ny dywan, niknący gdzieś w jej głębi.

 

– Witam panie Gra­ham! – Przy­wi­tał go zde­cy­do­wa­ny, mocno brzmią­cy głos wiel­kie­go męż­czy­zny.– Witam, panie Gra­ham! – przy­wi­tał go zde­cy­do­wa­nym, mocno brzmią­cym głosem wiel­ki męż­czy­zna.

Witał go mężczyzna, nie głos.

 

Jakby pa­lo­nym zim­nym ogniem. → Pewnie miało być: Jakby pa­lącym się/ płonącym zim­nym ogniem.

 

Ka­pe­la jaz­zo­wa prze­szła płyn­nie do gra­nia ko­lej­ne­go utwo­ru. → Czy zespół jazzowy można nazwać kapelą?

 

– Kim pan jest i co ja tutaj robię? – Od­wa­żył się w końcu Gra­ham. → Pewnie miało być: – Kim pan jest i co ja tutaj robię? – Od­wa­żył się w końcu zapytać Gra­ham.

 

mało nie wy­ry­wa­jąc dwóch spo­rych kępek.Kępki są małe z definicji, więc nie mogą być spore.

 

przy­sta­nął i obej­rzał się za sie­bie… → Masło maślane – czy mógł obejrzeć się przed siebie?

Proponuję: …przy­sta­nął i spojrzał za sie­bie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

HollyHell91 – przepraszam! 

 

Przepraszam, że tak długo kazałem czekać Ci na odpowiedź. 

Dziękuję za Twoje cenne uwagi. Większość z nich uwzględniłem w tekście. Poniżej prezentuję kilka, z którymi… mogę polemizować :p

 

Wiadomo, że papier jest pozgniatany, skoro zrobiono z niego ludzika.

Tutaj się nie zgodzę. Ludzik mógł być wycięty z papieru. Wybacz, ale zostawiam tak jak jest.

 

 

… o której godzinie skończył pracę, czy która faktycznie jest na zegarze.

Nie rozumiem tej części zdania. Zjadłeś godzinę?

Wydaję mi się, że część zdania przed przecinkiem wyraźnie sugeruje co może być na zegarze. Chciałem uniknąć powtórzenia.

 

Nie wiem, czy inni też odnoszą takie wrażenie, ale czytając słowo płótno mam przed oczami czysty, biały materiał. Proponuję płótno zastąpić obrazem.

Wcześniejsze zdanie, opisujące miejsce, wyraźnie sugeruje o jakie płótno może chodzić. Zostawiam.

 

No, dla mnie kobieta z papierową głową nie wygląda zwyczajnie :P

Poważnie muszę to tłumaczyć? :P Kątem oka widział coś dziwnego, gdy spojrzał w tym kierunku wszystko było ok. 

 

A co się wydarzyło, że jakby nigdy nic popijała coś z filiżanki?

Chwilę wcześniej, kątem oka, zauważył, że ma papierowy czerep ;p A tu nagle siedzi sobie normalny człek i jak gdyby nigdy nic popija kawkę.

 

Przywidzenie z definicji to jest coś, co się nam wydaje/zdaje.

Oczywiście masz rację. Jednak w tej sytuacji, to co mu się wydaje być przewidzeniem okazuje się finalnie rzeczywistością. To jest koszmar, tutaj nie ma logiki i praw rządzących naszym światem. Myślę, że jasno wynika to z przekroju opowiadania.

 

Przeredaguj to zdanie, jest zdecydowanie za długie.

Przeczytaj wszystkie dzieła Tolkiena. Natychmiast zmienisz zdanie :).

 

Kompletnie nie rozumiem tych cudzysłowów.

Masz trochę racji. Chciałem podkreślić zmianę mowy ciała wypowiadającego te słowa szefa. Nigdy nie widziałaś jak ktoś mówi i akcentuje cudzysłowie? Pracuję z klientem indywidualnym od ponad dekady i tego typu rzeczy są dla mnie bardzo wyraziste. 

 

Podoba mi się wizja piekła jako pętli koszmarnych przeżyć. Nie wiem, czy zainspirowałeś się serialem “Lucyfer”, ale tak mi się skojarzyło.

W swoim zalatanym życiu nie znajduję luk czasowych na seriale. Tak, jestem dziwny, nie mam konta na Netflixie, czy innych tego typu wariactwach. W wolnej chwili wolę pojeździć rowerem w lesie. Kompletnie jest mi obca tematyka przywołanego przez Ciebie “Lucyfera”.

 

Nie jestem pewna, czy dobrze zgaduję, ale wydaje mi się, że za szybko publikujesz tekst po napisaniu. Odczekaj kilka dni i przeczytaj, potem znów odczekaj, troszkę zapomnij i odczytaj na nowo. W ten sposób można znaleźć wiele zgrzytów.

Tekst powstał na początku listopada. Miał dwójkę świetnych betujących, o których wspominam wyżej. Po konsultacjach z nimi, doszliśmy do wspólnego wniosku, że idzie w świat :)

 

Podoba mi się pomysł z wykorzystaniem papierowych ludzików. Nadanie mroku i grozy za pomocą ludzików ze zwykłego, nieszkodliwego papieru jest w jakimś sensie sztuką.

A dziękuję za miłe słowo. Zawsze się cieplej na sercu człowiekowi zrobi bo takim komplemencie.

 

Dziękuję Ci za Twój cenny czas. Jest mi bardzo miło, że zechciałaś podzielić się swoimi uwagami. 

 

Pozdrawiam! :)

 

regulatorzy – dziękuję!

Jak zwykle celne i cenne uwagi.

 

Tylko z trzema pozwoliłem sobie na polemikę :)

 

Żałuję, że nic nie wiem o Grahamie

Zabieg nie był celowy. Urodził się w trakcie pisania i tak to zostawię. Dlaczego? Bo to nie on jest najważniejszy w całej tej historii. Chodzi, przede wszystkim, o miejsce.

 

Nie pojmuję też, dlaczego skrzywdzeni przez niego ludzie są papierowi i pozbawieni wszelkich emocji.

To jest koszmar.

 

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, pozostawia sporo do życzenia.

“Tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi.” :)

 

Mógł też mieć bardzo wysublimowane pojęcie porządku. → Skoro wspomniane klucze walały się, to o jakim wysublimowanym pojęciu porządku jest mowa?

Artystyczny nieład. Coś, co każdy dorosły facet (a przynajmniej większość) ma na swoim biurku. Wiem, że kobiecie trudno jest to zrozumieć, ale w takim chaosie jest piękno, które może zburzyć tylko ktoś, kto chce je posprzątać. Pamiętam jak kiedyś w moim biurze, Pani dbająca o porządek w nim, postanowiła poukładać dokumenty na moim biurku. Zburzyła mi porządek świata :).

 

Graham rozejrzał się po zadymionej pieczarze… → Skąd tam nagle wzięła się pieczara?

wejścia do tego specyficznego królestwa. → Królestwa? Dlaczego królestwa?

A czy za każdym razem wszystko musi być dosłowne? Warsztat to specyficzne królestwo ślusarza. Wąski, zadymiony, długi. Wypisz, wymaluj – pieczara. Każdy z nas używa takich nieoczywistych sformułowań prawda?

 

Wąskim, ciemnym korytarzem, podążał za żarzącym się papierosem. → Podążał za papierosem, czy za palącym go ślusarzem? Skoro korytarz był wąski, a Graham szedł za ślusarzem, chyba nie mógł widzieć żarzącego się papierosa.

Mógł.

 

Dziękuję za Twój czas!

Jest mi niezmiernie miło, że mogłem nanieść na tekst Twoje poprawki. To czyni go lepszym.

 

Pozdrawiam.

Gregu, bardzo dziękuję za wyjaśnienia i cieszę się, że mogłam się przydać. :)

 

Ar­ty­stycz­ny nie­ład. Coś, co każdy do­ro­sły facet (a przy­naj­mniej więk­szość) ma na swoim biur­ku.

Znam pojęcie artystycznego nieładu, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy nazwać go wysublimowanym. Stąd pewnie moje niezrozumienie Twojej intencji.

 

Warsz­tat to spe­cy­ficz­ne kró­le­stwo ślu­sa­rza.

Tak się składa, że mój mąż od wielu dekad prowadzi warsztat ślusarski i nigdy o żadnym z pomieszczeń nie powiedział, że to jego królestwo, albo że to pieczara. Pewnie stąd moje zdziwienie. ;)

 

Mógł.

Skoro tak twierdzisz, Gregu… To w końcu Twoje opowiadanie i wiesz najlepiej, co tam się działo, ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, GregMaju :-)

Jako Twój dyżurny, z tym większą przykrością muszę stwierdzić, że tekst spodobał mi się jedynie połowicznie. Ma zarówno kilka bardzo dobrych elementów, jak i kilka mocno przeciętnych, przez co trudno mi wydać jednoznaczną opinię.

Na plus:

– Ogólnie fabularny twist z piekłem, który wyszedł naprawdę przyjemnie.

– Klamra zamykająca, tworząca zgrabną pętlę czasową.

– Ogólne atmosfera filmu noir.

Na minus niestety, według mnie, bardziej szczegółowe wykonanie powyższych:

– Twist dobry, ale te wszystkie nawiązania do siarki niepotrzebnie czynią go znacznie bardziej przewidywalnym i wydają się niepotrzebne.

– Motyw ślusarza mógłby być lepiej wykorzystany. Tak jak jest, nie wiem czemu bohater wchodzi akurat do ślusarza, a nie do obuwniczego.

– O ile zbudowany klimat jest na plus, to gdzieniegdzie występuje, w mojej opinii, spory przerost formy nad treścią. Do tego stopnia, że w pewnym momencie zastanawiałem się, czy piekłem bohatera nie jest jednak wymyślanie kolejnych przymiotników :-P

 

Podsumowując, jak dla mnie trochę za szybko się to dzieje, bez odpowiedniej podstawy. Ale materiał na dobre opowiadanie niewątpliwie w tym jest :-)

Witaj krzkot1988 :)

 

Dziękuję za Twe słowa. 

 

… ale te wszystkie nawiązania do siarki niepotrzebnie czynią go znacznie bardziej przewidywalnym i wydają się niepotrzebne.”

Cóż… pierwotna wersja nie zawierała żadnej wzmianki na ten temat. Długa historia i wynik debaty z betującymi, ale ostatecznie zdecydowałem się na tego typu wzmianki.

 

– Motyw ślusarza mógłby być lepiej wykorzystany. Tak jak jest, nie wiem czemu bohater wchodzi akurat do ślusarza, a nie do obuwniczego.

Ślusarz jest takim trochę klucznikiem, strażnikiem wejścia, przewoźnikiem etc. Wątek faktycznie mógłby być bardziej rozbudowany.

 

Podsumowując, jak dla mnie trochę za szybko się to dzieje, bez odpowiedniej podstawy. Ale materiał na dobre opowiadanie niewątpliwie w tym jest :-)

Dziękuję. Wrócę jeszcze do tematu tego opowiadania. Ale podejdę do niego na chłodno za kilka tygodni. 

 

Pozdrawiam! :)

 

 

Hejka,

 

kurczaki, zapomniałam o tym kompletnie, dobrze, że mnie podkusiło, by przejrzeć od końca całą Poczekalnię :)

 

Oczywiście, drogi Autorze, nie musisz się zgadzać ze wszystkimi uwagami. To tylko sugestie.

 

Przeredaguj to zdanie, jest zdecydowanie za długie.

Przeczytaj wszystkie dzieła Tolkiena. Natychmiast zmienisz zdanie :).

No i dlatego właśnie “Władcę pierścieni” czytało mi się tak ciężko. Oczywiście wiadomo, gusta są różne. Jeśli Tolkien jest Twoim idolem i chcesz go naśladować, to jak najbardziej idź tą drogą.

Rada taka, a nie inna, wynika też z doświadczenia: wielokrotnie czytałam pod swoimi opowiadankami, że zdania mam za długie, niepotrzebnie przeciągam, itd. Więc nie jest to tylko moja opinia, że zdania należy w razie możliwości skracać.

 

Podoba mi się też fakt, że bronisz swojego utworu, to bardzo dobre podejście.

 

Życzę wszystkiego dobrego i wypatruję kolejnych Twoich tekstów :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Podobało mi się, że stopniowo odsłaniasz, gdzie znalazł się bohater.

Rozumiem, że będzie tę pętlę przeżywał przez wieczność.

Ciekawe, jak wygląda piekło dyktatorów. Oni to mają mnóstwo skrzywdzonych ludzi na koncie…

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka