- Opowiadanie: Vacter - Electric Light Teacher

Electric Light Teacher

Dziś mamy dwudziesty trzeci grudnia. W tym dniu chciałbym oświadczyć Państwu, że oto wrzucam tekst konkursowy, którego prezentem, a zatem inspiracją i rdzeniem są: Uczeń i Mistrz + **** bombki strzelił.

Ten zestaw jaśniał mi niczym pierwsza i druga gwiazdka. Zapraszam do lektury poniższego opowiadania. Mam nadzieję, że dołoży nieco ciepła pod choinkę, ewentualnie nie przeszkodzi w przeżywaniu najbliższych dni (lub jakichkolwiek dni).

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Golodh

Oceny

Electric Light Teacher

Stałem przy otwartych drzwiach pokoju, próbując mazakiem oznaczyć swój wzrost na framudze. Marker chwiał się w palcach, za każdym razem wychodziła smutna buźka zamiast prostej kreski. Kolejny obrazkowy smutek wykazał, że nieco urosłem, a to oznaczało jedno… Dostęp do miejsc zakazanych. Zaśpiewałem pod nosem chichrając się:

– Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta. Bombka, rybka śnięta… dziad Mikołaj stęka.

Na mojej twarzy zagościła inna buźka. Na pewno nie smutna! Złośliwy uśmieszek rozgrzał mnie na nadchodzący wielki świat świątecznych atrakcji. Skreśliłem stare smutne kreseczki z ogromną satysfakcją.

Korzystając z okazji, czyli tradycyjnej rodzicielskiej drzemki, zakradłem się do kuchni. Drzwiczki szafek pod sufitem wypełniały prostokątne szybki, prezentując wiele nudnych naczyń i szklanek, ledwo widocznych zza szklanej mgły. Wśród tych nudów jedna obszerna półka była zamknięta na ślepo. Jednak ja już wiedziałem co oni tam kiszą! Kiedyś schowałem się w szafie na korytarzu i lekko otwierając ją od środka, obserwowałem jak rodzice pakują w ślepą szafkę kolorowe paczki. Byłem pewien, że za drzwiczkami coś znajdę i tym razem. Wysunąłem jedno z krzeseł zza stołu i postawiłem je pod szafką. Strasznie trzeszczało, ale rodzice w nocy tak zatykali uszy jakimś woskiem, że mógłbym wydzierać się na głos, oznajmiając: Patrzcie rodzice, wchodzę na krzesło, zaraz spadnę i będziecie płakać!

Krzesło bujało się na boki, a ja ze śmiechem sprawdzałem na ile można rozbujać ten stary mebel. Skrzypienie układało się w dźwięki piosenki z radia, wybrzmiewając niczym "tudum, tudum". Złapałem uchwyt od szafki, przypominał ucho od kubka. Wciąż się chwiejąc usłyszałem straszny trzask w krześle. Zatkało mnie, a pot zalał czoło jak z konewki. Stałem się sztywnym manekinem. Otworzyłem wreszcie drzwiczki, właściwie nie wykonując żadnego nadmiarowego ruchu. Skarby świąt zajaśniały w moich oczach! Za drzwiczkami piętrzyły się kolorowe paczki, wśród których wystawała paczuszka z wypisanym moim imieniem. Z radością wyciągnąłem ją z piramidy kartonów i toreb. Niestety, nie zauważyłem, że paczuszka zahaczała zbyt mocno o inny podarek. Nie musiałem długo czekać. Wszystko runęło na podłogę niczym świąteczny wodospad. Zdążyłem zeskoczyć z krzesła, dostając w głowę tylko jakimś kartonem. Musiał być prawie pusty. Pociągnąłem powietrze nosem szykując się do płaczu, ale moją uwagę przejął wyczuwalny zapach kobiecych perfum. Znanych perfum. Tych perfum mamy, których zakup przez tatę stał się początkiem końca wręczania mi tygodniówki. Cholerka… Teraz pewnie przestaną mnie karmić. 

 

Przerażony powrzucałem w trybie ekspresowym paczki z powrotem do szafki. Mój prezent odłożyłem na bok, żeby nie zapomnieć. Jeszcze ten zapach… nie znikał. Chwilę podumałem, drapiąc się za uchem, po czym przyniosłem z łazienki odświeżacz powietrza i wytraciłem chyba całą buteleczkę. Zaczęło śmierdzieć jakimś lasem czy morską bryzą. Dobrze, że kuchnia wyglądała nadal dobrze. Odsunąłem krzesło, zapominając o trzeszczącym drewnie, i wyposażony w moją paczuszkę ruszyłem do pokoju. W korytarzu stanąłem odgrywając pozę polującego kota, na jednej nodze. Miarowe chrapanie zza rodzicielskich drzwi uspokajało. Wszedłem do mojego pokoju, usiadłem na podłodze przy radyjku na kasety i otworzyłem podkradzioną paczkę. Nerwy mnie ściskały na widok tej malizny, ale pomyślałem, że może jeszcze coś dla mnie mają w innej skrytce. Jakiś mega prezencior.

Z rozdartego świątecznego papieru, ozdobionego cukrowymi laskami, wyłonił się karton z grą. To była gierka elektryczna. Na opakowaniu dostrzegłem piorun ostrzegawczy i napisy ze słówkiem, który mnie zainteresował. Było tam napisane dokładnie "Your Electric Light Teacher". Znałem już takie słowa, znałem też wiele innych. Otworzyłem pudełko patrząc jak wypadają na podłogę zafoliowane bateryjki, wyfruwa instrukcja i jakaś reklama. Z opakowania wyciągnąłem najważniejsze elementy, grubą prostokątną tabliczkę z dziurkami i lampkami oraz pliczek prostokątnych kartoników. Przy każdej dziurze znajdowała się czerwona lampka, a dwie pałeczki z zestawu miały służyć do połączenia strony lewej z prawą. Kartoniki pełne były obrazków i słówek. Po lewej słówko z otworem, po prawej obrazek również z otworem. Nałożyłem pierwszy kartonik. Nie było to dla mnie zbyt trudne. Kartoniki tak pocięto, żeby nie dało się ich włożyć w nieprawidłowy sposób. Tego się nie dało zepsuć!

 

Pierwszy kartonik dotyczył zwierząt. Włożyłem baterie i zacząłem zabawę. Jedną pałeczką wybrałem słówko "Pig", a drugą wizerunek psa. Zabrzmiał brzęczek ostrzegawczy, niski i wibrujący. Po wybraniu "Pig" oraz świni, zapaliła się lampka i usłyszałem wysoki pisk. Fajna zabawka. Sprawdziłem tak inne plansze i uznałem, że już wszystko wiem. Nudziłem się.

Spojrzałem na swoje radyjko, stało takie ciche. Nie mogłem go teraz włączyć, mimo głuchoty rodziców. Miałem przecież jeszcze sąsiadów. Wpadłem na pomysł. Na jednej z plansz zabawki zauważyłem namalowaną wtyczkę. Nie znałem poprawnego angielskiego słówka. Zamiast tego poszedłem po rozum do głowy. Wyciągnąłem wtyczkę radyjka z kontaktu i mając jedną pałeczkę włożoną przy rysunku wtyczki, drugą pałeczkę wsadziłem do kontaktu. Nic się nie wydarzyło. Dla pewności wsadziłem obydwie pałeczki do kontaktu, jedną w jedną dziurkę, drugą w drugą dziurkę… Strzeliło wszystko, iskry poleciały z kontaktu, coś wystrzeliło w gierce. Przestraszyłem się i padłem tuż obok.

– Nie żyję, umarłem, zabiło mnie….

Mówiłem do siebie, ale nadal żyłem. Nic wielkiego się nie stało. Podniosłem głowę, a przede mną stał jakiś człowiek. Postać nie była w pełni widoczna, iskry idące z urządzenia wyrysowały jego kontury przed wzrokiem. Powoli się materializował. Zobaczyłem twarz, był to jakiś dziadeczek z jednym okularkiem. Powiedział do mnie:

– Can I have some tea, please?

Nic mi to tiii nie mówiło. Rozumiałem, że nic złego mi nie chce zrobić. Mimo to odsunąłem się szybko uderzając plecami o kaloryfer. Obolały leżałem patrząc jak postać zbliża się do mnie. Zamknąłem oczy czując rękę, która dotykając mojej twarzy strzeliła lekko prądem.

– Don't be so frightened! Będę już speak Polish jak wolisz.

Otworzyłem oczy. Słysząc normalny język, taki jak od ludzi z ulicy, uspokoiłem się trochę. Zapytałem, mniej przestraszony:

– Kim pan jest? Jak pan tu wszedł?

Mężczyzna pogodnie wyjaśnił:

– Wezwałeś mnie przecież. Wy tutaj macie dziwne gniazdka, ale jakoś udało mi się przejść bez kłopotu. Wezwałeś nauczyciela, oto jestem. Od czego zaczniemy?

Zmroziło mnie w środku. Po to się męczyłem, odkopywałem prezenty, rozbiłem perfumy mamy, żeby teraz się uczyć? O nieee!

– Ja chcę się bawić! Nie chcę jeszcze się uczyć, są święta.

Starzec głośno się zaśmiał i poklepał mnie po ramieniu:

– Nauka przez zabawę, to lubię! Odmień…

Próbowałem uciec, ale nie miałem gdzie. Zdesperowany wcisnąłem głowę pod biurko. Poczułem coś jak kopnięcie. W tyłek…

– Co to ma znaczyć!? – wykrzyczałem urażony.

Starzec odpowiedział:

– Ach, prąd cię kopnął. To jak, odmieniamy?

Usiadłem już normalnie zrezygnowany i zacząłem odmieniać te nudy, które znałem już perfekcyjnie. Ciągle mnie o to męczyli. Starzec był widocznie zadowolony.

– Widzę, że znasz podstawy. Myślę, że czas na naukę przez zabawę. Chodź ze mną.

Okno otworzyło się, zawiało zimne powietrze. Na podłogę padła kartka. Sięgnąłem po nią. Był to mój list do Mikołaja. Rodzice zamiast go zabrać, najwyraźniej tylko mocno wcisnęli papier w szczelinę. Partacze! Za oknem coś zabłyszczało, elektryczna poświata stworzyła portal. Starzec pociągnął mnie za sobą i wpadliśmy w jakiś wir.

– Here we go, to England! – powiedział.

 

***

 

Wylądowaliśmy na jakiejś ciemnej, zimnej ulicy. Był wieczór, zza zakrętu wyjechał czerwony autobus piętrowy, z którego wyszły chmary pijanych ludzi. Przewracali się na siebie, potykali o własne nogi. Tłukło się szkło, a część osób wchodziła do budynku, gdzie pili więcej. Widziałem przez szybkę rozochocone miny i twarze ledwo patrzące na oczy. Straszny widok. Starszy mężczyzna wyraźnie zadowolony pokazywał mi wszelkie rzeczy:

– Patrz, ta leżąca na ziemi pani. To jest jej torebka. Powiedz torebka po angielsku… A to, zobacz tam. Pan kopie taką skrzynkę, jak ta skrzynka się nazywa? A tam w domu rozbite jest… Jak to nazwiesz?

Przeszliśmy parę kroków w stronę innej ulicy. To wszystko wyglądało jak u mnie przed blokiem. Prawie niczym się nie różniło, może to dlatego, że było ciemno? Właściwie jak oglądałem bajkę o Żółtej Łodzi Podwodnej, to widziałem też smutasów, dziwaków. Więc jest to kraj smutasów i dziwaków! A może oni są właśnie tymi wesołymi? Co w takim razie robi dziadek z okularkiem? Starałem się odpowiadać na jego pytania, ale sam w końcu zapytałem:

– A pan co tu robi taki wesoły, kulturalny?

Odpowiedział patrząc na zegarek:

– Ach, ja tylko jestem elektryczny. Jestem jakimś tam zapisanym impulsem. Możesz mnie spotkać na filmie, na taśmie. Przybywam dzięki kontaktom, ale ja nie istnieję tak jak ty. Mnie nie ma. Już czas na nas. Za chwilę dwudziesty czwarty grudnia. Musisz zmierzyć się ze swoim światem!

 

***

 

Wpadłem przez okno do pokoju. Od razu wskoczyłem do łóżka. Zamknąłem oczy i po sekundzie obudził mnie wrzask. Może wcale nie spałem? Wbiegłem do kuchni. Ojciec leżał na podłodze wśród części zrujnowanego krzesła, a matka krzyczała:

– Mówiłam ci, żebyś naprawił to krzesło! Tobie coś dać do roboty…

Zapach świątecznych potraw wypełniał powoli mieszkanie. Skoro już ojciec dostał za swoje, to co będzie jak dowiedzą się o perfumach! Podszedłem do nich w pidżamie i powiedziałem:

– Nie korzystajcie z kontaktu w moim pokoju. Jest zepsuty…

Matka schyliła się do mnie i zapytała:

– A co się stało synku…

– No… chyba go zepsułem i wystrzeliło.

Ojciec, nie wstając ze szczątków krzesła, spojrzał na mnie z przerażeniem. Matka pobiegła do mojego pokoju. Ojciec w końcu się zebrał i skoczył za nią.

Tymczasem ja ruszyłem za nimi, wyciągnąłem klucz z pokoju i zamknąłem ich w środku. Jeszcze się nie zorientowali w sytuacji. Pobiegłem z powrotem do kuchni, chwyciłem drugie krzesło i tym razem ostrożnie przebierając w paczkach, trafiłem na torbę podpisaną imieniem mamy. W środku było pudełko, ale okazało się, że nie pękły perfumy. Uszkodziła się mała plastikowa buteleczka z próbką. Wyciągnąłem ją i wyrzuciłem do śmieci. Nikt się nie zorientuje. Co za głupota, a tak się martwiłem. Odłożyłem wszystko na miejsce i zszedłem z krzesła. Tymczasem w garach na kuchni zaczynało kipieć, woda wylewała się. Z patelni leciał dym. Nie wiedziałem, czy tak ma być, czy nie. Usłyszałem walenie rodziców w drzwi. No tak, trzeba im otworzyć. Krzyknąłem:

– Zaraz wam otworzę! Nie krzyczcie!

Sięgnąłem ręką do kieszeni. Wtedy mi się przypomniało, że w tej pidżamie nie mam kieszeni. Gdzie jest więc klucz?

Szukałem go na podłodze. Położyłem się nawet i zaglądałem w różne zakamarki. Śladu po nim nie było. Wszedłem do pokoju rodziców, a tam stał staruszek.

– O widzę, że wstałeś! Możemy przejść do naszej lekcji.

Wkurzyłem się strasznie, chciałem krzyczeć, ale wiedziałem, że to nie ma sensu. Staruszek dodał:

– Jak to u was mówią? Ucz się ucz, bo nauka to jest potęgi klucz.

Mężczyzna wysunął klucz do mojego pokoju z kieszeni i pokazał go.

– Musisz nauczyć się ponosić konsekwencje swoich czynów. To też jest nauka. Dostaniesz swój klucz, ale najpierw pokaż mi gdzie rodzice trzymają pieniądze.

Zamurowało mnie, jak to pieniądze!? Elektryczny nauczyciel chce pieniędzy?

– Pan przybył przez kontakt, czy przez tę gierkę. Jak Dżin z Aladyna, z lampy. A teraz trzeba płacić?

– Wszystko ma swoją cenę synku…

Zdenerwowałem się, ale wpadłem na pomysł. Przyniosłem mu stare pieniądze z szafki, gdzie trzymaliśmy szpargały. Ojciec mówił, że da mi za nie jakieś grosze. Nigdy bym się na to nie zgodził.

– Proszę, oto pieniądze.

Oczy zaświeciły się staruszkowi.

– Ohoho. Kilka tysięcy za krótką lekcję. Dobry biznes! Będzie na niejedną pintę! Łap klucz i spadaj mały! Pamiętaj, człowiek uczy się całe życie.

Nauczyciel zniknął, a ja pobiegłem otworzyć drzwi pokoju. Rodzice wybiegli jak dwa zagubione osobniki z roju os, mijając mnie wściekle. Z kuchni unosił się dym, ale też wiele różnych przekleństw. Bojąc się o siebie, wskoczyłem do pokoju i zamknąłem się na klucz. Tym razem położyłem go na biurku, mając na oku. Czekałem, aż sytuacja się uspokoi. Spojrzałem na kontakt, wyglądał na naprawiony. O ile w ogóle się zepsuł. Podłączyłem radio i próbując nastawić fale, usłyszałem wśród zaszumionych dźwięków wołanie:

– Ty mały gnojku! Te pieniądze nie są nic warte, dopadnę cię! Seek and destroy!

Zaśmiałem się tylko i powiedziałem do radyjka:

– Człowiek się uczy całe życie. Jak lubisz uczyć odmiany, to sobie odmień tę kasę. Wesołych Świąt panie nauczycielu! Merry Christmas!

Za drzwiami padło pytanie:

– Z kim rozmawiasz mały gnojku, łobuzie?

Odpowiedziałem złośliwie:

– Z wami nie rozmawiam.

Przestawiłem na stację z kolędą i puściłem na cały głos, samemu też śpiewając.

Zdecydowałem, że nie wyjdę, aż mnie nie zaproszą do stołu. Klucz leżał w zasięgu wzroku i miałem nadzieję, że starzy nie zechcą wyważać drzwi przed pierwszą gwiazdką.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Hahaha, ale zrobił tego chciwego nauczyciela! :))

I dobrze, że perfumy jednak całe. ;)

Sympatyczne, pomysłowe i dowcipne. ;)

 

Z technicznych:

Tym czasem ja ruszyłem za nimi,… – razem

 

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Hej bruce!

 

Poprawione. Tym bardziej, że mamy święta. Razem zawsze lepiej ;)

Święta racja. ;)

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Co za łobuz, mały gnom z tego dzieciaka, ale za to sprytny jak Sam Kevin Wdomu.

Hej! Przybywam marudzić, ale na początek uwagi:

 

Pociągnąłem powietrze nosem szykując się do płaczu, ale zamiast łez poczułem zapach kobiecych perfum.

To zdanie trochę sugeruje, że łzy poczułby nosem, ale zostały zdominowane przez woń perfum.

 

Odsunąłem krzesło, zapominając o strzelającym drewnie, i wyposażony w moją paczuszkę ruszyłem do pokoju.

Strzelającym? Zostałabym przy trzeszczącym, ewentualnie szurającym, jeśli chodzi o odgłos ciągnięcia krzesła po podłodze.

 

Na opakowaniu dostrzegłem piorun ostrzegawczy i napisy ze słówkiem "your" oraz "teacher". Było tam napisane dokładnie "Your Electric Light Teacher". Znałem już takie słowa, znałem też wiele innych.

Czemu akurat słowa “your” i “teacher” podajesz jako pierwsze? Gdyby to były jedyne słowa po angielsku, które narrator znał, okej, ale skoro zna wszystkie, a linijkę później i tak podajesz nazwę całej gry, to zupełnie nie rozumiem potrzeby wyszczególniania tych dwóch.

 

Poczułem jak kopnięcie.

Jak kopnięcie poczuł co? Czy może miało być “jakieś”?

 

Pękła mała plastikowa buteleczka z próbką.

Srogo gruchnęło, że plastikowa buteleczka pękła przy upadku.

 

Jak Jin z Aladyna, z lampy.

Dżin. Ewentualnie Jinn albo Djinn.

 

Nie wiem, po co przerwy między akapitami. Historia płynie liniowo, jednym cięgiem, nie ma sensu dzielić tego na części.

 

Przykro mi, ale niezbyt mi się podobało. Narracja kompletnie nie pasuje do kilkuletniego dziecka (a zakładam, że jest kilkuletnie, skoro zbiera się do płaczu po upadku). Za dużo mądrych słów, zbyt logiczny ciąg myślowy, do tego autoironia – w efekcie mam wrażenie, że czytam relację dorosłego udającego dziecko. Dlatego, imo, narracja pierwszoosobowa w przypadku młodocianego bohatera to nie jest dobry pomysł.

Ponadto Twój bohater to mały, przemądrzały gnojek, pardon my French, który nie wzbudził mojej sympatii.

Cel nauczyciela również dla mnie nieznany. Tytuł gierki – Your Electric Light Teacher – sugeruje, że facet uczy o świetle elektrycznym, tymczasem wychodzi na to, że to nauczyciel angielskiego. Skąd się wziął, na jakich prawach istnieje? Skoro istnieje tylko po to, by uczyć, to czemu chce pieniędzy? Jak miałby je wydać? Czemu młody zna takie słowa jak electric light, ale nie zna podstaw typu pig albo tea?

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Mi też przypomniał się Kevin. Mała, przebiegła bestia. 

Lożanka bezprenumeratowa

Dobry wieczór, witam w życiu poza świątecznymi stołami ;)

 

Ośmiornico, Ambush: Nie dziwią mnie takie skojarzenia, to się musi nasunąć. Zakładam, że po lekturze Kaczorów Donaldów w niejednym domu rósł kolejny Kevin (mam nadzieję, że później życie było spokojniejsze niż aktora odgrywającego rolę).

 

Gravel: Dziękuję za zwrócenie uwagi na możliwe usterki. Wprowadzę je po zakończeniu konkursu. Chociaż niektóre uwagi są słusznymi błędami, ale kwestia wyrazów “your”, “teacher” wydaje się większą ingerencją. Nie wiem jak do tego podchodzić.

 

Natomiast chętnie odniosę się do kwestii merytorycznych już teraz:

Przykro mi, ale niezbyt mi się podobało. Narracja kompletnie nie pasuje do kilkuletniego dziecka (a zakładam, że jest kilkuletnie, skoro zbiera się do płaczu po upadku).

Wierzę, że może być to odebrane za niewiarygodne. Natomiast zupełnie się nie zgadzam z tezą, że jest to niemożliwe. Dziecko z opowiadania to najpewniej coś między 8-10 lat. Z tego co wiem i pamiętam, można wtedy jak najbardziej mieć dość bogate życie wewnętrzne, złośliwość do rodziców i umiejętność tworzenia historii w ramach swoim możliwości. Wszystko zależy od środowiska i wrodzonych cech. Problemem jest natomiast to, że dorośli lubują się w traktowaniu swoich dzieci jako niekumate niemyślące istoty, zbywając czasem nerwowymi zdaniami typu “żebyś się pytał”. Wiadomo, że tekst będzie nieco podkręcony, bo trudno nie mając wystarczającej edukacji przelać myśli względnie klarownie na opowiadanie (jednak jeszcze przed dawnym gimnazjum dało się to osiągnąć po godzinach języka polskiego). Pokuszę się o inną tezę: Mając nawet więcej niż trzydzieści lat można posiadać życie wewnętrzne i możliwość twórcze słabsze niż postać z opowiadania. Można też się rozpłakać z byle powodu nawet przy 40, 50 czy 60.

 

Dlatego, imo, narracja pierwszoosobowa w przypadku młodocianego bohatera to nie jest dobry pomysł.

Przyznam, że nie planuję kontynuować pisania opek z tej perspektywy zbyt często, jednak raczej nie kierowałbym się w decyzji tym, że komuś taka narracja nie podejdzie ;). Takie ryzyko istnieje zawsze, przy każdym tekście.

 

Cel nauczyciela również dla mnie nieznany. Tytuł gierki – Your Electric Light Teacher – sugeruje, że facet uczy o świetle elektrycznym, tymczasem wychodzi na to, że to nauczyciel angielskiego. Skąd się wziął, na jakich prawach istnieje? Skoro istnieje tylko po to, by uczyć, to czemu chce pieniędzy? Jak miałby je wydać? Czemu młody zna takie słowa jak electric light, ale nie zna podstaw typu pig albo tea?

Nauczyciel jest tworem elektrycznym, wykonuje swoje zadanie, kopie. Jako produkt wymaga też zapłaty (czy produkt może być świadomy?). Jeżeli oczywiście w takim tekście jak ten będziemy szukać pełnego wyjaśnienia zjawisk (np. opisanie genezy istnienia elektrycznych duszków etc.). Można oczywiście, tak samo jak opisywać, dlaczego dziecko jest niedobre dla rodziców. Co robili rodzice, że tak zaleźli mu za skórę?

 

Czemu młody zna słowa, o których czytamy w opku? Słowo Pig zna, zaraz po wybraniu złej opcji wybiera dobrą. Widząc jaki z niego gnojek, chyba nie trzeba pisać, że błąd popełnił umyślnie z ciekawości (zapewne to nie pierwsza zabawka, którą popsuł). Słowo tea usłyszał, ale mogło wybrzmieć niewyraźnie. Natomiast Your Electric Light Teacher jest nazwą zabawki, która światełka posiada. Technicznie jest to zgodne (jeżeli uznamy za warte uwagi rozważanie nazw zabawek, które czasem nie mają nic wspólnego ze stanem faktycznym). A jakim prawem taki nauczyciel uczy angielskiego, skoro na pudełku ma napisane light? To jest śmieszna sprawa, bo światło nie tylko oznacza dosłowną lampkę. Jak można zauważyć, w opku ów nauczyciel ma również chęć nauczania innych rzeczy, jakichś życiowych prawd. Próbuje oświecać. Moim zdaniem Electric Light Teacher spełnia swoją rolę w opku. Oczywiście można się z tym nie zgadzać. Przyznam jednak, że wystawienie na początku tylko dwóch słówek jest mylące. Może zbić czytelnika z tropu.

 

Słowa można opanować na różnym poziomie. Nauka języka to nie tylko otwieranie podręcznika na stronie i podążanie wyznaczonym kursem, z zakazem rozumienia jezyka z wyższych poziomów. Słowa mogą być też powtarzane przez rodziców (skoro dają mu prezent, to zakładam, że jakiś jednak kontakt z dzieckiem mają i jakąś wspólną przestrzeń znaczeń).

 

 

Ponadto Twój bohater to mały, przemądrzały gnojek, pardon my French, który nie wzbudził mojej sympatii.

Czy zatem mógłby Ci się spodobać tekst, który w całości poświęcony jest takiemu bohaterowi? Śmiem stwierdzić, że niekoniecznie :)

 

 

Tak czy inaczej, cieszę się, ze tu wpadłaś. Szkoda, że nie polubiłaś bohatera, ale widać, że potrafi zaleźć za skórę nie tylko bohaterom świata przedstawionego. Po prostu niewiarygodny urwis! ;D

 

 

 

 

 

 

Miałem nadzieję na słabszy tekst, a jest dobry :-)

Sympatyczne i optymistyczne, ale jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do porównania:

Rodzice wybiegli jak chmara os, niemal mnie tratując.

Człowiek posiada dwoje rodziców, a chmara (rój os) – sporo więcej osobników. Poza tym owady słabo tratują.

Proponowałbym:

Rodzice wbiegli jak rozjuszone stado dzików, niemal mnie tratując.

(raczej wbiegli niż wybiegli, dla zachowania kierunku akcji).

 

Pozdrawiam!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć Radek! Miło mi, że się zawiodłeś. Wprowadzę poprawkę po zakończeniu konkursu. Straszne by były osy z tych rodziców :)

Hej.

Trochę za dorosły ten dzieciak. Być może wynika to z tego, że jako dorośli nie pamiętamy, jak logiczne może być myślenie 8-10 letniego dziecka, a nasze wyobrażenie koncentruje się na “gili gili, bobasku”.

Ale, jako że nasze wyobrażenie rzeczywistości oraz doświadczenie mają decydujący wpływ na odbiór dostarczanych treści, to dla mnie niestety, jak wspomniałem, dzieciak zbyt dorośle myśli i działa.

Tak to odbieram. Co wcale nie przesądza, że mam rację. 

Co do samego pomysłu – mogę go kupić. :-)

 

Takie mi się rzuciły w oczy rzeczy.

zza szklarskiej mgły.

Może szklanej? Szklarski to przymiotnik od szklarz.

 

i przez uchylone drzwiczki obserwowałem jak rodzice pakują w ślepą szafkę kolorowe paczki. Byłem pewien, że za drzwiczkami coś znajdę i tym razem.

Powtórzenie to raz (zresztą przejrzyj całość pod tym kątem), a dwa troszkę wprowadza w błąd. Można pomyśleć, że to te same drzwiczki.

 

ale rodzice w nocy byli zawsze tak głusi,

Czyli raczej nie była to drzemka.

Hej ManeTekelFares!

 

Dzięki, że kupujesz. Wiek bohatera to rzecz względna, uważam, że może mieć do 15 lat maksymalnie. Mając 13 już potrafiłem opisać podobne rzeczy jak w tym opku i pisałem lepiej niż w liceum. Może dlatego, że nie znałem jeszcze romantycznych pretensji. Czy jednak możemy bezgranicznie ufać naszej pamięci? Pewnie nie ;) Mimo to rozumiem, że działania bohatera mogą budzić wątpliwości. Pamiętajmy jednak, że pobierał nauki od niezwykłego mistrza ;). Poprawki wprowadzę po zakończeniu konkursu. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi. Słowo szklarska zostało użyte specjalnie, jako dzieło szklarza. Skojarzenie ze Szklarską Porębą. Założyłem, że bohater już tam był i widział hutę szkła. Jednak może nie jest to zbyt jasne. Dzięki!

Mam mieszane uczucia, głównie związane z realistyczną czy też obyczajową warstwą tego opowiadania. Po pierwsze na samym początku myślałam, że narrator jest zupełnie malutkim dzieckiem, a nie – jak się okazuje – całkiem sporym i doskonale zdającym sobie sprawę z własnych poczynań i ich ewentualnych konsekwencji. Ty dajesz mu nawet 13-15 lat, a czy taka gra jest dla nastolatka? Kojarzy mi się raczej właśnie z czymś dla małych dzieci.

Druga sprawa: rodzina. Wydała mi się mocno patologiczna, choć może wcale nie miałeś zamiaru tak jej pokazywać. Ale mówią do siebie niezbyt ładnie, nie zwracają uwagi na dziwne zachowania, ogólnie to jakiś totalny chaos. I nie artystyczny. Efekt był taki, że nie kupowałam jako czytelniczka przedstawionego świata, choć dziecko-cwaniaczek jakoś do niego pasowało.

Najmocniejszym elementem jest upiorny nauczyciel, przywodzący na myśl “Ferdydurke” Gombrowicza. To wątek, który można by eksplorować.

 

@Gravel – Co do nazwy gry . “Your Electric Light Teacher” może znaczyć to, co sugerujesz, czyli naukę o świetle elektrycznym, niemniej pozycja “Electric Light” pozwala również potraktować to jako przymiotnik po prostu określający nauczyciela, w sensie, że jest on “zrobiony ze światła elektrycznego”. W sumie w grze są to chyba światełka, więc Lights byłoby lepsze, ale jednoznaczności, że chodzi o uczenie o elektryczości tu nie ma. Zwłaszcza że na dodatek teoretycznie można by uważać, że intencją producenta było wskazanie, że będziesz się uczył z prędkością światła ;)

 

Babolków trochę by się znalazło, ale nie wypisywałam, natomiast to zdanie rzuciło mi się w oczy:

 

Rodzice wybiegli jak chmara os, niemal mnie tratując.

Rodziców jest dwoje, więc nie mogą być chmarą, plus niedobra konstrukcja imiesłowowa (ogólnie na nie uważaj, bo jest ich w tekście, nietrafionych, więcej). Gdyby było “wściekli jak stado os/osy”, to by przeszło, bo to utarte porównanie i kwestia liczebności schodzi na dalszy plan.

http://altronapoleone.home.blog

Sorry za poślizg w odpowiedzi, Vacterze, gdzieś mi się zawieruszyło Twoje opowiadanie.

Dziecko z opowiadania to najpewniej coś między 8-10 lat. Z tego co wiem i pamiętam, można wtedy jak najbardziej mieć dość bogate życie wewnętrzne, złośliwość do rodziców i umiejętność tworzenia historii w ramach swoim możliwości. Wszystko zależy od środowiska i wrodzonych cech. Problemem jest natomiast to, że dorośli lubują się w traktowaniu swoich dzieci jako niekumate niemyślące istoty, zbywając czasem nerwowymi zdaniami typu “żebyś się pytał”. Wiadomo, że tekst będzie nieco podkręcony, bo trudno nie mając wystarczającej edukacji przelać myśli względnie klarownie na opowiadanie (jednak jeszcze przed dawnym gimnazjum dało się to osiągnąć po godzinach języka polskiego).

Ależ ja nigdzie nie negowałam bogatego życia wewnętrznego dzieci i nie uważam ich za niekumate istoty. Chodzi mi tylko o to, co sam wskazujesz w cytowanej przeze mnie wypowiedzi: bo trudno nie mając wystarczającej edukacji przelać myśli względnie klarownie na opowiadanie.

Właśnie to mi nie zagrało: Twój bohater wypowiada się bardzo dojrzale, składnie, przez co trudno mi uwierzyć w jego “niedorosłość”. Nie mówię, że trzeba od razu stylizować wypowiedzi na całkowicie bebikowate, zauważam jedynie, że to mi trochę zgrzytnęło.

 

Wiem, drakaino, że jednoznaczności nie ma. Tylko czy nie byłoby w takim razie lepiej zatytułować grę po prostu “Your Electric Teacher”? Wydaje mi się, że to “light”, jeszcze w liczbie pojedynczej, wprowadza trochę zamęt.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej Drakaino, dzięki za przybycie.

 

Wiek bohatera szacowałem bardziej na 8-10, ale 15 to jako wiek maksymalny. Zdaję sobie sprawę, że postać jest podkręcona (pisanie jakimś uproszczonym językiem w pierwszej osobie nie miałoby sensu), ale podejrzewam, że w pisaniu jest to nie pierwszyzna. Mógłbym nieco lepiej uargumentować istnienie tak kumatego dziecka. Jest to pewnie możliwe. Tutaj zaserwowałem trochę taki deserek prosto w twarz przed obiadem.

 

Czy jest to patologia? To rzecz względna. Pewnie w stosunku do modelowej rodziny, gdzie dziecko jest wychowywane zgodnie z jakimś sensownym programem (raczej nie przy pomocy jakiejś Mega Niani z telewizora), taki obraz będzie wyglądał źle. Jednak moje doświadczenie z lat 90, kiedy miałem okazję zobaczyć życie rodzinne przeciętnych Kowalskich (i tych nieco ponadprzeciętnych) pokazało, że nawet najlepsza familia pielęgnowała pewną toksyczność, której przejawy miotały się między słowami a czynami. Niektórych zachowań nie dało się ukryć nawet przed gośćmi. Nie mówię, że to jakieś wielkie badania (sam byłem młody), ale dobrze pamiętam wiele ciekawych scenek i w większości znam konteksty sytuacji. Mam albo dobrą pamięć, albo wyobraźnię z innego świata. To już rzecz uznania.

 

Z literatury znam kilka narracji pierwszoosobowych z perspektywy dziecka, ale nie powiedziałbym o nich jako o największej inspiracji (chociaż na pewno wyróżniłbym prozę Brunona Schulza). Natomiast fantastyka to nie reportaż. Mógłbym opisać normalne dziecko, z uproszczonym językiem, które dopiero po kontakcie z elektrycznym nauczycielem zdobywa niezwykłą elokwencję, ale też złośliwość. Tak by było bardziej fantastycznie, ale też realistycznie.

 

Zgodzę się z Tobą Drakaino, że nauczyciel powinien być eksploatowany (ten z opowiadania oczywiście, nie taki prawdziwy). Też to czuję, jednak pisząc tekst na konkurs starałem się to zamknąć w niedługiej historyjce, realizującej zadany “prezent”: Uczeń i Mistrz + **** bombki strzelił.

 

Dzięki za wskazanie pozytywów, akurat spodobało Ci się to, co i dla mnie było sednem tego opowiadania.

 

Napisałem wcześniej, że błędy poprawię po konkursie. Nie wiem czy jest to wymagane, ale spotkałem się z dyskusją na ten temat i założyłem, że poczekam. Mam nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza, że poprawki nie zostaną od razu wprowadzone (z wiadomej przyczyny).

 

Gravel: Miło mi, że przybywasz ponownie. Jest to ważna opinia, zresztą widzę, że się powtarza. Oczywiście w tym opowiadaniu języka już nie zmienię, natomiast wydaje mi się, że można lepiej uzasadnić tę niezwykłą elokwencję. Prawdopodobnie potraktowałem ją zbyt naturalnie, wprowadzając jako coś oczywistego dla każdego. Uderzyłem pewną koncepcją bez wdrożenia w jej zaistnienie. Nawet horrory zaczynają się często od szklanki herbaty na stole.

 

Bardzo dziękuję za kolejne komentarze i uwagi.

Przeczytałem. Zobaczyłem też kilka komentarzy. Nie będę powtarzał uwag tam wpisanych, bo zgadzam się z nimi. Niestety nie porwało. 

Hej Koalo. Z racji, że nie wskazałeś uwag, to wezmę to za dobrą monetę i wypiszę kilka cytatów, każdy z innego komentarza (nie wszystkie):

Sympatyczne, pomysłowe i dowcipne. ;)

Co za łobuz, mały gnom z tego dzieciaka, ale za to sprytny jak Sam Kevin Wdomu.

Mia­łem na­dzie­ję na słab­szy tekst, a jest dobry :-)

Co do samego pomysłu – mogę go kupić. :-)

Najmocniejszym elementem jest upiorny nauczyciel, przywodzący na myśl “Ferdydurke” Gombrowicza. To wątek, który można by eksplorować.

To są wycinki z kilku komentarzy. Oczywiście to w ramach żartu i dobrane tendencyjnie ;-)

Uczeń żartujący z mistrzów. Mam nadzieję, że żadne bombki nie strzelą. Szkoda, że nie porwało. Mam nadzieję, że inne opka zdadzą egzamin. 

Hmmm. Nie wiem, czy to ja nie mogę się zdecydować, w którym gatunku chciałeś pisać, czy Ty.

Niektóre rzeczy mi się nie zgadzają. Gdybyś poszedł w absurd, machnęłabym na to ręką. Ale tu za mało absurdu na pełnowartościowe szaleństwo, a za dużo zwyczajną fantastykę.

Bohater wydaje się miotać między dziecinnym zachowaniem (płakanie przy “nielegalnym” upadku) a całkiem sprytnym (oszukanie nauczyciela). Czyta i zna co najmniej podstawy angielskiego, ale nie wie, że nie wkłada się żadnych nieodpowiednich przedmiotów, a zwłaszcza metalowych, do kontaktu. Myślałam, że takie eksperymenty kończą się w przedszkolu. Próbuje rozbujać krzesło, stojąc na nim. To głupie jest, IMO. Może różnimy się charakterologicznie, ale jak ja broiłam, to starałam się, żeby to zostało między mną a światem, bez wplątywania dorosłych. Czyli nie ryzykowałabym spadnięcia z hukiem z krzesła podczas wykradania prezentów. Obejrzałabym prezent dla siebie, a potem w miarę możliwości zapakowała z powrotem, żeby nie było śladu. I co Twój bohater, kurczę, wie o wdrapywaniu się do wysoko umieszczonych szafek? Ja musiałam ustawić krzesło, na nim taboret i wgramolić się na tę piramidę. Nie mam pojęcia, jakim cudem przy tym nie spadłam. Jak już podrosłam na tyle, żeby sięgnąć z samego krzesła (ewentualnie plus ze dwie grube książki), to wolałam mieć niespodziankę.

I te gierki z wtykaniem diod to były prymitywnie proste, przynajmniej za moich czasów – wystarczyło zapamiętać wygrywający układ – że lewa dwójka z prawą piątką itd., niezależnie od planszy. To znowu wskazuje na przedszkolaka.

Nawiązanie do drugiej części prezentu wydaje mi się naciągane.

Złośliwy uśmieszek rozgrzał nadchodzący wielki świat świątecznych atrakcji.

Czyli co rozgrzało, a co zostało rozgrzane? Dwuznaczna konstrukcja.

Babska logika rządzi!

Hej Finklo,

 

Wydaje mi się, że wszyscy zahaczamy tutaj o różnicę doświadczeń. Opisałem zachowanie bohatera będącego dzieckiem lub dzieckiem udawanym, które nie odpowiada ogólnemu zbiorczemu myśleniu o takiej postaci. Jest zapewne taki model stereotypowy, który u nikogo nie budziłby podejrzeń, ani pytań. Jednak ja bym nie wybrał takiego opisu do powyższego opowiadania. Nie byłbym zainteresowany opisywaniem zwyczajnie zachowującego się dziecka, chyba, że miałoby to prowadzić do przemiany przez elektrycznego nauczyciela. Wtedy jak najbardziej, mógłbym stonować bohatera na początku i być może tekst wydawałby się bardziej akceptowalny. A tak jest głównie kontrowersyjny, ale nie martwi mnie to.

 

Opowiadanie potraktowałem jako pisane ściśle pod konkurs. Dobrałem zestaw dość specyficzny i zabawny i chodziło mi o stworzenie historyjki świątecznej, ale lekko skrzywionej. Przyznam, że trochę mnie dziwi próba normalizacji bohatera przez czytelników, zwracając uwagę na charakter opowiadania. Zastanawia mnie, czy ten tekst nie daje możliwości przymknięcia oka na stereotyp i po prostu przeczytania? Czy potrzebujemy dokonywania psychologicznej analizy nas samych, podręczników wychowania etc. żeby przeczytać dość lekki tekst świąteczny?

 

To taka moja refleksja. Zgodziłem się już, że bohater może wydawać się nierealistyczny (w zależności od wzoru, do którego się odwołamy), ale czy na pewno temu tekstowi, w tym kontekście potrzebny jest pełny realizm? Wydaje mi się, że założenia konkursu spełniłem, pisząc względnie lekko na zabawny konkurs.

Wydaje mi się, że nie dyskutujemy nad realizmem wewnątrz tekstu, a o łączności z realizmem naszego codziennego świata. To mi się wydaje nieco bardziej absurdalne niż sam tekst. Jeżeli jednak tekstu nie da się czytać, bo czytelnikowi za każdym razem w głowie pojawia się myśl “przecież dziecko by tak nie zrobiło”, to mogę się zastanowić w jaki sposób te myśli mógłbym lepiej wygasić :)

 

Poprawki oczywiście wprowadzę później, dzięki za komentarz!

 

 

Widzisz, mi tu trochę trzeszczało zawieszenie niewiary, a to niedobrze, jeśli ono trzeszczy.

Albo może problem leży w tym, że trochę jakbyś stanął w pół drogi między absurdem (kiedy to kołek do zawieszania niewiary lata po całym pokoju, pogwizdując “Marsyliankę” i sypiąc fioletowy brokat) a normalnością. Mój mózg interpretuje taką sytuację jako “autor czegoś nie dopilnował”. Wiesz, jeśli masz postać z wadą wymowy, to najlepiej w jej pierwszej wypowiedzi dać od razu trzy przykłady. Tylko jeden zostanie potraktowany jak zwykła literówka, przy dwóch jest ryzyko, że czytelnik zauważy tylko jeden i nadal uzna za literówkę.

No i właśnie przy tym tekście mam wrażenie, że nie opowiedziałeś się wyraźnie po żadnej ze stron.

Wytłumaczyłam, o co mi chodzi?

Babska logika rządzi!

Zabawne i pomysłowe! Wreszcie coś lekkiego, optymistycznego i z happy endem.

 

Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku!

Hej Finklo, jak najbardziej rozumiem. Uwagi niewierzących powtórzyły się trzykrotnie (a nawet czterokrotnie), więc ufam, że znajdzie się trochę osób z podobnym problemem. Nie wiem czy w tym tekście wprowadzę poprawki, wymagające rozbudowania historii postaci (zmiana może spowodować przekroczenie limitu znaków). Może spróbuję zrobić to tak, by po konkursie coś dopisać, ale nadal zachować znaki. Niech to będzie wyzwanie.

 

Dzień dobry Sabino, dziękuję za przybycie. Miło, że Ci się podobało. Tekst był pisany z założeniem lekkości, bo też tak odebrałem ten konkurs. Miały być prezenty (i to jeszcze przygotowane z dostarczonych składników), atmosfera, zabawa. W tę stronę celowałem ;)

 

Życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku!

Jeszcze małe pytanie techniczne. Czy “Merry Christmass!” pod koniec tekstu to zamierzony błąd, bo dziecko to pisze, czy literowka? Powinno być przez jedno “s” – Christmas.

 

Poczytałam komentarze i odnośnie zarzutu niektórych, że chłopiec jest zbyt cwany i dojrzały jak na 10-latka, to ja tu nie widzę problemu. Tzn. na początku też się zastanawiałam ile on może mieć lat, potem doszłam do wniosku, że ok. 10 i że:

    1. może to być wyjątkowo cwany i kumaty 10-latek (taki jak w filmach, np. w “Tragedii Posejdona” jest taki)
    2. narrator jest starszy i opowiada swoim aktualnym językiem, a to są jego wspomnienia z czasu jak miał 10 lat
    3. licentia poetica

Sabino, to na końcu jest moim błędem, zupełnie niezamierzonym. Jakieś zaćmienie słowem mass. Poprawię po konkursie, jeżeli już przyjąłem takie podejście :)

 

Fajnie, że napisałaś też swoją opinię związaną z wiekiem bohatera. Różne spojrzenia są bardzo potrzebne. Niewiara czy wiara (w tym wypadku w możliwość istnienia bohatera) są niezwykle subiektywnymi sprawami, choć sprzężone społecznie stają się siłą, z którą człowiek się liczy.

Nie chce powtarzać tego co napisali już inni komentujący, wiec tylko tak w skrócie: opowiadanie jest sprawnie napisane, ale jest w mojej ocenie niespójne, gdyż:

 

  • kwestia wieku, języka, percepcji swiata przez bohatera
  • nazwa gry / postać nauczyciela / postaci rodziców
  • i tak w sumie to – “ale, o sssso chodziło?”frown

 

W komentarzach robię literówki.

Cóż NaN, nie każdemu dogodzę. Może nasze gusta się mijają jak rowery na autostradzie?

 

kwestia wieku, języka, percepcji swiata przez bohatera

Co jest z nimi nie tak? Z tego co zauważyłem komentarze są różne.

 

nazwa gry / postać nauczyciela / postaci rodziców

Co z nimi jest nie tak? Po prostu ci się nie podobają z jakichś względów?

 

i tak w sumie to – “ale, o sssso chodziło?”frown

To samo pytanie mogę zadać do tego fragmentu. O co w nim chodzi? Tekst ci się nie podobał, czy jakieś konkretne usterki ma? Zrozumiałem tylko tyle, że chcesz napisać, ze moje opowiadanie jest złe, ale nie bardzo wskazujesz dlaczego. Wypisałeś jego składowe i oceniłeś jako niedobre.

Niepokojące opowiadanie.

Trudno przebrnąć przez początek z powodu nieoczywistego wieku bohatera i mylącej narracji. Nie wiedziałam, czy to przedszkolak, uczeń, a może student? Potem jednak jest lepiej i czyta się gładko.

Jak dla mnie to przytłaczająca i cyniczna dekonstrukcja świąt, dzieciństwa, prezentów i nawet lekcji angielskiego! W pewnej chwili myślałam, że pozwolisz nicponiowi pokazać ludzką twarz, ale nie, to był chyba tylko błąd w zapisie…

Pozdrawiam!

 

Cześć chalbarczyku,

 

Podoba mi się Twój komentarz. Takie sytuacje jak z opowiadania wypogadzają się po czasie, nawet w realnym życiu. W świątecznym wycinku można odnieść wrażenie, że jest to jakaś mordownia emocjonalna. Może często tak jest w tym świecie, ale z drugiej strony zwróćmy uwagę na kilka szczegółów:

– są prezenty, nawet sporo (choć ten dla bohatera wydaje się zbyt dziecinny, jak dla niego)

– są przygotowania do kolacji (więc ktoś musiał zarobić na produkty, ktoś musiał zacząć je przygotowywać)

– jest prąd opłacony ;)

 

Być może opis czasu pogody przy stole wynagrodziłby czytelnikowi kwasy z opka. Jednak skupiłem się na prezentach zaproponowanych przez jurorów. Na tych wystrzelonych bombkach i mistrzu. Trochę tych mistrzów upodliłem. Rodzice pokonani, elektryczny nauczyciel pokonany. Wydaje się, że atmosfera świąt zniknęła, choć nie wystrzeliła bombka na choince, to wysiadło dość dużo rzeczy, które powinny być ozdobą świąt (miłość, zaufanie, nadzieja). Jednak moim zdaniem nadzieja zawiera się przewrotnie w zakończeniu. Bohater ma nadzieję, że nie wyważą drzwi aż do pierwszej gwiazdki. Czyli momentu, w którym wierzy, że nerwy związane z przygotowaniem świąt wygasną i nikt mu krzywdy za jego złe zachowanie już wtedy nie uczyni.

 

Oczywiście to moje łagodzenie, nie przeczy Twojemu spojrzeniu. Jak już napisałem, mi się podoba to co napisałaś. To taka diagnoza, o której nie myślałem pisząc:

 

Jak dla mnie to przytłaczająca i cyniczna dekonstrukcja świąt, dzieciństwa, prezentów i nawet lekcji angielskiego! W pewnej chwili myślałam, że pozwolisz nicponiowi pokazać ludzką twarz, ale nie, to był chyba tylko błąd w zapisie…

Trochę to dołujące, ale dobrze napisane. Przynajmniej mnie poruszył Twój komentarz za pierwszym razem. Może warto wyraźniej dawać jakąś nadzieję, jeżeli ona jednak istnieje. Wydaje mi się, ze okres świąteczny związany jest z wieloma kłótniami. Staram się od jakiegoś czasu walczyć o więcej zgody. Ale to w prawdziwym życiu, w opku inna sprawa ;)

Ale to w prawdziwym życiu, w opku inna sprawa

Tekst ma wydźwięk posępny chyba nie dlatego, że bohater jest paskudny i ci, którzy pojawiają się w jego życiu też wydają się paskudni, ale dlatego, że po przedstawieniu przenicowanych Świąt nie dajesz idei odkupienia, nie pozwalasz na spojrzenie z innej strony, aby zobaczyć coś trwałego i obiektywnego, co zawsze tam było – ale ukryte…

Końcówka wydaje się bardziej namiastką jakiejś nadziei, bo gorzki nastrój nie znika.

 

jest prąd opłacony

laugh

Czytałam z zaciekawieniem, choć nie polubiłam bohatera. Co do wieku to wyrzuciłbym tylko tą chęć płaczu i inaczej podchodziło by się do sprawy. Ewentualnie napomknąć na początku, że np. jest niebyle kim, bo trzecioklasistą.

Cześć Monique,

 

Nad tym bohaterem popracuję po konkursie. Biorąc pod uwagę różne opinie, uznaję, że warto mu nieco ułatwić wejście w świat wyobraźni czytelniczej. Bohatera chyba nie da się lubić, jeżeli nie będzie się nim samym. Spryt wbrew ludziom, dla własnej przyjemności, radość z czynienia drobnych krzywd. Myślę, że to cechuje naszego urwisa. Ale czy to świat go takim nie stworzył?

 

Musi być zły, więc będzie zły… :)

 

Witaj ponownie chalbarczyku,

 

Wierzę, że to dosyć trudne czytać o losach bohatera, który jest tylko niedobry, okropny. Czytywałem takie książki i nie czułem się za dobrze po lekturze. Też jestem zdania, że w tekstach powinno przebijać jakieś światło. Choćby w największym mroku. Opowiadanie światło ma, ale nawet to nie jest za darmo :)

Już miałem zamiar miejsca wskazać, gdzie tekst należy poprawić, alem w porę się zorientował, że długa lista komentarzy na dole widnieje, więc z pewnością nie omieszkano tam wspomnieć o potknięciach.

Kontakt, małe przewody, aż mi Bałtroczyk przed oczyma stanął, mówiąc(cytat niedokładny): a wiecie dzieci, że w gniazdkach żyją krasnoludki, które uwielbiają gwoździe?

Mając za sobą pewien epizod z elektryką, stwierdzam, że niezła faza z tego wyszła, na plus. Młody złapał wprawdzie parę minusów, a na końcu ktoś został uziemiony.

Podobao się.

 

Cześć PanKratzek:

 

Miło, że wpadłeś tutaj. Nie raz kopnął mnie prąd za dzieciaka, z pewnych przyczyn musiałem stać się fanem elektryczności, tak jak dzisiaj ludzie zostają fanami elektroniki. Wydaje mi się, że ludzie nie doceniają elektryfikacji, dopóki prądu nie brakuje :)

 

Błędy wskazane przez czytelników zostaną poprawione po konkursie, więc mam nadzieję, że tekst będzie odrobinę lepszy. Nie ma oficjalnego podejścia do tego tematu, ale postanowiłem spróbować opóźnić poprawki.

 

Moim zdaniem niesamowitym instrumentem jest gitara elektryczna. Tworzy muzykę prądu. Na szczęście bohater nie dostał takiej gitary. Brakuje mi wiedzy, by sobie dokładnie wyobrazić koncert w jego wykonaniu.

A niesamowitym meblem – krzesło elektryczne? ;-)

Babska logika rządzi!

Niestety, niemal każda wielka “inwencja” niesie za sobą nową broń :). Nawet Gutenberg mógłby zostać uznany za zbrodniarza, gdyby dobrze zrozumieć następstwa jego wynalazku.

 

Nie wiem, kto pierwszy odkrył prąd, ale nie słyszałem o jego nagrodzie pokojowej. Problem powszechnego źródła energii wydaje się być neutralny. A może nie jest neutralny? Może to był początek strasznego domina.

Nie mogłam się oderwać. Ciekawił mnie dalszy rozwój wydarzeń. Trzymałam kciuki za małego mocniej z każdą, nową “katastrofą”. Cieszę się, że wybrnął cało, choć przyznam, że spodziewałam się, że na końcu będzie milszy dla rodziców, że czegoś go to sytuacja nauczyła… Ale podobało mi się!

Zastanawiam się tylko nad:

Wypadłem przez okno do pokoju

Rozumiem, że wypadł z portalu, ale może bardziej pasowałoby:

 

Wpadłem przez okno do pokoju… → to nawet nie sugestia, a pytanie otwarte…

Hej M.G.Zanadra:

 

Dawno Ciebie nie widziałem, więc miło mi, że wpadłaś (lub wypadłaś :)).

 

Dziękuję za lekturę. Twoją wskazówkę wezmę pod uwagę. Wydaje mi się, że próbowałem w jednym zdaniu jednocześnie zawrzeć to, że bohater opuścił już świat angielski, jednocześnie podkreślając, że pojawił się u siebie. Powstała taka dziwna hybryda. Może faktycznie wpiszę tak jak sugerujesz. To po konkursie :)

 

 

Tak na marginesie. Tytuł opowiadania nawiązuje do nazwy zespołu i nawet mają dość adekwatny utwór (choć nie chodziło mi o konkretny):

 

https://www.youtube.com/watch?v=Up4WjdabA2c

;)

 

A to musiało bohaterowi zagrać po “podłączeniu”. Może miał nawet kasetę z tym utworem, kto wie?

https://www.youtube.com/watch?v=21VeAmPOBzI

 

Jakoś mnie nie przekonało, chociaż dostrzegam potencjał i parę pozytywów. Lubię dziecięcą perspektywę w historiach, ale zgodzę się z przedpiścami, że styl narracji średnio pasuje do szkraba. Gdybyś bohaterem uczynił kilkunastolatka, który nie odznacza się wysokim wzrostem (przez co rodzice nie traktują go adekwatnie do wieku, co budzi w nim irytację), to wówczas kupiłbym całość, włącznie z jego infantylnym zachowaniem.

Przypadł mi do gustu pomysł na przedziwnego gościa, podoba mi się to, jak opowiadanie robi się z biegiem coraz dziwniejsze, wręcz surrealistyczne – spacer po Londynie, odniesienia do Żółtej Łodzi Podwodnej, zamknięcie rodziców w pokoju, próba wyłudzenia i jej obejście – ciekawe składniki, ale sposób ich połączenia niestety mi nie podszedł.

Pozdrawiam!

Cześć adam_c4:

 

Przyszły mi do głowy różne rozwiązania dotyczące bohatera, wszystko dzięki uwagom, które pojawiły się kilkukrotnie pod opkiem.

 

Na marginesie, przed wysłaniem opka odpaliłem Żółtą Łódź Podwodną na VHS. Mam do dzisiaj, w dobrym stanie i na szczęście tylko z napisami. Tłumaczenie niestety rozmija się z treścią, ale pewnie dlatego, że miało na celu dopasowanie wersji PL do melodii utworów. W pewnym sensie jest to dobre, ale z drugiej strony zmienia czasem treść. Np. w Eleanor Rigby czytamy o starych samotnych ludziach, zamiast po prostu… o samotnych ;)

 

Wydaje mi się, że właśnie doceniłeś to co najciekawsze. Dzięki.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

O witam, witam. Zapachniało wiosną tej zimy.

Chłopaczek-cwaniaczek, ot co. Nie udało mi się zapałać sympatią do niego, a objawienie się pana nauczyciela wydało mi się mało świąteczne. Przeczytałam bez przykrości, ale i szczególnej satysfakcji, niestety, nie doświadczyłam.

 

Szaf­ki pod su­fi­tem wy­peł­nia­ły pro­sto­kąt­ne szyb­ki… → Kuchenne szafki mogły być wypełnione naczyniami, żywnością czy przyprawami, ale nie prostokątami szybek.

Pewnie miało być: Drzwiczki szafek pod su­fi­tem wy­peł­nia­ły pro­sto­kąt­ne szyb­ki

 

Wszyst­ko ru­nę­ło na zie­mię… → Rzecz dzieje się w mieszkaniu, w kuchni, a nie przypuszczam by tam było klepisko, więc: Wszyst­ko ru­nę­ło na podłogę

 

a dwie do­łą­czo­ne pa­łecz­ki miały słu­żyć do po­łą­cze­nia stro­ny… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Jego po­stać nie była w pełni wi­docz­na, iskry idące z urzą­dze­nia wy­ry­so­wa­ły jego kon­tu­ry przed wzro­kiem. Po­wo­li się ma­te­ria­li­zo­wał. Zo­ba­czy­łem jego twarz… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Za­py­ta­łem się mniej prze­stra­szo­ny:Za­py­ta­łem mniej prze­stra­szo­ny:

 

Po­czu­łem jak kop­nię­cie. W tyłek… → Chyba miało być: Po­czu­łem coś jak kop­nię­cie. W tyłek

 

Na zie­mię padła kart­ka.Na podłogę padła kart­ka.

 

Pra­wie nic się nie róż­ni­ło… → Pra­wie niczym się nie róż­ni­ło

 

Wy­pa­dłem przez okno do po­ko­ju. → Skoro był poza pokojem i nagle się w nim znalazł, to raczej” W­pa­dłem przez okno do po­ko­ju.

 

Oj­ciec leżał na ziemi na po­ła­ma­nym krze­śle… → Oj­ciec leżał na podłodze na po­ła­ma­nym krze­śle

 

Oj­ciec, nie wsta­jąc ze zgliszcz krze­sła… → Zgliszcza zostają po pożarze, a tu pożaru nie było.

Proponuję: Oj­ciec, nie wsta­jąc ze szczątków/ pozostałości/ resztek krze­sła

 

Tym­cza­sem gary na kuch­ni za­czy­na­ły trzesz­czeć, woda wy­le­wa­ła się. → A może: Tym­cza­sem w garach na kuch­ni za­czy­na­ło kipieć, woda wy­le­wa­ła się.

 

Jak Jin z Ala­dy­na, z lampy. → Czy tu nie powinno być: Jak dżinn z Ala­dy­na, z lampy.

 

Ro­dzi­ce wy­bie­gli jak chma­ra os, nie­mal mnie tra­tu­jąc. → Dwie osoby to jeszcze nie chmara.

 

We­so­łych Świąt panie na­uczy­cie­lu! Merry Chri­st­mass! →Czy tu nie wystarczy: We­so­łych Świąt panie na­uczy­cie­lu! Merry Chri­st­mas!

 

Zde­cy­do­wa­łem, że nie wyjdę, aż mnie nie za­pro­szą do stołu. → A gdyby musiał odwiedzić toaletę?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam. Ponadto niewiele więcej mogę powiedzieć. Opowiadanie nie jest złe, ale takie trochę chaotyczne. Początek mnie zaciekawił, czytało się w miarę płynnie, ale w sumie nie wiem, o co chodziło. Bohatera szczególnie nie polubiłam.

Z technicznych:

Szafki pod sufitem wypełniały prostokątne szybki,

Dla mnie to znaczy, że w szafkach były poukładane szybki. A chodziło raczej o to, że szafki były przeszklone?

W korytarzu stanąłem odgrywając pozę polującego kota, na jednej nodze.

Nie bardzo umiem sobie wyobrazić co miałeś tutaj na myśli bo koty nie stają na jednej nodze polując…

 

Po przejrzeniu komentarzy dodam jeszcze: mogę uwierzyć, że dziecak był nadprzeciętnie dojrzały i cwany, ale kłóci się to poniekąd z niektórymi jego bardzo dziecinnymi zachowaniami.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej, regulatorzy:

 

Dzięki za odwiedziny oraz wspaniały zestaw poprawek!

 

Poprawki oczywiście wprowadzę po konkursie, skoro już tak założyłem.

Pan nauczyciel wynikł z “prezentu”, który wybrałem na konkurs. Dosłownie i w przenośni :)

 

Ale jedna uwaga mnie zainteresowała, ponieważ nie wiem czy wprowadzę modyfikację na jej podstawie:

 

Zdecydowałem, że nie wyjdę, aż mnie nie zaproszą do stołu. → A gdyby musiał odwiedzić toaletę?

 

Gdyby miał odwiedzić toaletę, to pewnie wymknąłby się, kiedy rodzice opuszczą na chwilę mieszkanie lub wydarzy się coś innego. Prędzej bym się spytał, co będzie jak zgłodnieje? Od czegoś trzeba zacząć. Może gdyby decyzja go przerosła, szukałby najpierw pomocy u Elektrycznego Nauczyciela (żeby honor zachować). W pubach też są toalety ;]

 

Hej, midenamifaj:

 

Z tymi szafkami to miałem solidny problem. Poprawię po konkursie (remont :)).

Na jednej nodze zostawiłem, chociaż faktycznie jest to kontrowersyjne. Teoretycznie gość robił coś na wzór polującego kota. Taka podwinięta łapka. Wiadomo, że człowiekowi trudniej to zrealizować. Pewnie jest sposób by lepiej opisać czuwanie na jednej nodze. Też nad tym pomyślę.

 

Po przejrzeniu komentarzy dodam jeszcze: mogę uwierzyć, że dziecak był nadprzeciętnie dojrzały i cwany, ale kłóci się to poniekąd z niektórymi jego bardzo dziecinnymi zachowaniami.

Czasem bycie cwanym nie wyklucza dziecinności. Szczególnie jeżeli jako dziecko dostrzega się korzyści z dziecinności. Na przykład zdobycie nowej zabawki lub udawanie głupiego dla zabawy. Człowiek nie jest tylko logiczny jak maszyna, czasem coś robi by sobie dostarczyć emocji i zdarza się to w różnym wieku. Zdarza się, że w tekstach bohaterowie robią tylko rzeczy ściśle logiczne i potrzebne do realizowania fabuły. Ale jak już sam zauważyłeś, nie jest to opko gdzie główną rolę odgrywa ciąg fabularny bogato rozpisanych wydarzeń. Opowiadanie pokazuje przygodę świąteczną, która rozegrała się najpewniej w kilka godzin. Jeżeli o coś w nim chodziło, to prędzej o pewien wykręcony przykład psychologii świątecznej z dozą nadnaturalności. Może jakieś drobne przekazy. Nie jestem zwolennikiem, by każde opko (szczególnie krótkie) działało na schemacie, że bohater dąży do czegoś i jest to coś oczywistego.

 

Mógłbym napisać opko, że bohater szuka miłości rodziców, ale ci nie zwracają na niego uwagi, spotyka nauczyciela, który zamiast mu pomóc – przeszkadza. Do tego jeszcze robi problemy z elektrycznością, sprawiając, że rodzice jeszcze bardziej denerwują się na syna. Ten w końcu zaczyna planować zemstę. To by zajęło jednak nieco więcej znaków, więc skupiłem się na innym podejściu – realizacji założeń konkursu i przedstawienia pokrzywionego świata dzieciaka egoisty, dość kumatego, ale też pewnie samotnego.

 

Bardzo proszę, Vacterze i dziękuję za wyjaśnienie w sprawie pana nauczyciela. :)

 

Gdyby chłopaczek zgłodniał, to poburczałoby mu w brzuchu i albo by się złamał i poszedł coś zjeść, albo dzielnie  wytrzymałby do wieczerzy. Natomiast przymus skorzystania z toalety to jednak co innego, choć ostatecznie mógłby się wysikać przez okno, ale gdyby musiał zrobić kupę, to przypuszczam, że byłby to problem większego kalibru, wręcz nieporównywalny z ochotą na przekąskę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej Vacter,

Na jednej nodze zostawiłem, chociaż faktycznie jest to kontrowersyjne. Teoretycznie gość robił coś na wzór polującego kota. Taka podwinięta łapka. Wiadomo, że człowiekowi trudniej to zrealizować.

Ok, teraz rozumiem, co to miało być. Tylko że u kota to jest podwinięta przednia łapka, więc u człowieka byłaby to ręka, nie noga, nie? Takie to wątpliwe :)

Nie jestem zwolennikiem, by każde opko (szczególnie krótkie) działało na schemacie, że bohater dąży do czegoś i jest to coś oczywistego.

Ale ja też nigdzie nie powiedziałam, że akurat dążenia do czegoś mi brakuje. Np. w opowiadaniu Finkli, które wczoraj przeczytałam, też nie ma bohatera, który by do czegoś dążył, a jednak zrozumiałam, co tekst próbuje mi przekazać. W przypadku Twojego tekstu nie zrozumiałam. Może nie podkreśliłam tego wystarczająco w pierwszym komentarzu: może to być mój ubytek czytelniczy, a nie tekstu.

Czasem bycie cwanym nie wyklucza dziecinności.

Pewnie. Całkiem dorośli ludzie zresztą też bywają dziecinni. Niemniej jednak wydaje mi się, że miejscami kontrast między dojrzałymi i dziecinnymi zachowaniami/myślami bohatera jest zbyt duży, żeby był wiarygodny. Oczywiście możesz bronić swojej kreacji bohatera, że tak miało być, nie zmienia to jednak faktu, że mnie jako czytelnikowi leciutko zgrzytnęło przy czytaniu.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej, mindenamifaj jeszcze raz :)

 

Nie mnie oceniać gdzie jest ubytek, myślę, że już istniejemy na gruncie subiektywnego spojrzenia. Jestem zdania, że autorowi trzeba najpierw zaufać, a dopiero potem wierzyć, że się nie pomylił i że nie chciał nas oszukać swoim pisaniem. Ewentualnie, że jest fachowcem, dla którego sprawy, o których pisze nie są ważne, ale umie je dobrze pokazać.

 

Dla mnie zrozumiałe jest, że kiedy napiszę coś inaczej niż zwykle bywa napisane, to ktoś uzna, że nie wiem co robię. Ma rację, bo pewnie często tak jest, że coś robię poniżej pewnego poziomu.

 

Niemniej jednak wydaje mi się, że miejscami kontrast między dojrzałymi i dziecinnymi zachowaniami/myślami bohatera jest zbyt duży, żeby był wiarygodny.

Pytanie jak to jest w życiu? Mi się wydaje, że takie coś przeważnie jest dla nas dziwne, jak nie poznamy innych ludzi (szczególnie od nas starszych) poza rolami, w których zwykle nam towarzyszą. W opowiadaniach psychologia zwykle jest mocno uproszczona lub pewne wahania są bardziej nakierowane na konkret. Mogłem wytłumaczyć solidniej pewne myśli bohatera (jak płacz etc.), uznałem jednak, ze czytelnik powinien się domyślić, że płacz takiego dzieciaka będzie więcej miał wspólnego z szantażem. Przy zabawce pewnie mogłem wprowadzić więcej zdziwienia. Bohater zbyt łatwo przeszedł do zabawy czymś takim jak prosta gierka, a pewnie zostawiłem to bez komentarza, jakby to było naturalne (automatyczne podejście ironiczne to już za gruby kaliber). Lepsza komunikacja specyficznych zachowań pewnie pomogłaby temu tekstowi :). Zgadzam się właściwie z Twoimi spostrzeżeniami, choć może jeszcze trochę inne wnioski wyciągnąłem.

Vacterze, muszę znów skomentować, bo mam wrażenie, że odbywa się tu próba pozbawienia Twojego tekstu tego co najcenniejsze.

Narracja kompletnie nie pasuje do kilkuletniego dziecka (a zakładam, że jest kilkuletnie, skoro zbiera się do płaczu po upadku).

Co do wieku to wyrzuciłbym tylko tą chęć płaczu

Kurczę, czy to ze mną i moimi dziećmi jest coś nie tak, że nie widzę nic nieprawdziwego w zachowaniu chłopca?

Dziecko może płakać w celu szantażu, ale może też zwyczajnie się rozpłakać, mimo że jest mądre i sprytne, bo rozwój emocjonalny u takich cwanych dzieci niekoniecznie nadąża za intelektualnym.

Nie wywalaj tego płaczu! To jest prawdziwe, nawet 12-latkowie płaczą jak się zdenerwują, co dla niektórych, niemających dzieci w tym wieku może być dziwne, no bo jak, wąsik się już sypie i nagle ryczy ci taki tym mutacyjnym basem, ale to jest nadal dziecko przecież.

Do tego, to właśnie ci najsprytniejsi robią często niewiarygodne głupoty, jak wsadzanie czegoś do kontaktu, bo są ciekawi świata, bardziej niż inne dzieci.

 

Chłopiec jest z krwi i kości, jest idealny i prawdopodobny i ja go polubiłam. Próba przeciągnięcia tej równowagi psychologicznej w którąkolwiek stronę naruszy tę konstrukcję i bohater straci autentyczność, a opowiadanie straci to co w nim najlepsze. Nie rób tego!

Wszystko tam się zgadza, postacie są autentyczne i psychologicznie prawdziwe.

Jedynie dodanie na początku (w nienachalny sposób) informacji o jego wieku mogłoby tu pomóc i sprawić, że czytelnicy skupią się na akcji i nie będą szukać kliszy dla bohatera. Mógłby coś napomknąć o wieku podczas mierzenia się przy framudze, albo o najbliższych / ostatnich urodzinach przy otwieraniu prezentu. To by zamknęło dyskusje.

A to, że ojciec nazywa go gnojkiem, uprawdopodobnia jego relacje z rodzicami – pewnie to nie pierwszy jego wybryk, więc rodzice spodziewają się kolejnych, a to nakręca taką spiralę, że on przez to łobuzuje jeszcze bardziej.

Część wydarzeń, poza tym, mogła się tylko “zamajaczyć” chłopcu po kopnięciu prądem, a w majakach wszystko jest możliwe.

Możesz dopracować szczegóły scenograficzne, ale nie charakterologiczne, bo te są ok.  

„Stare pieniądze” – zastanawiałam się o co chodzi, bo mogą też być cenne, mieć wartość kolekcjonerską (potem się wyjaśniło), ta scena z zabawką, te wszystkie pałeczki, otworki, trochę to nieczytelne – co gdzie – i do tego mnóstwo powtórzeń:  

Wyciągnąłem wtyczkę radyjka z kontaktu i mając jedną pałeczkę włożoną przy rysunku wtyczki, drugą pałeczkę wsadziłem do kontaktu. Nic się nie wydarzyło. Dla pewności wsadziłem obydwie pałeczki do kontaktu, jedną w jedną dziurkę, drugą w drugą dziurkę… Strzeliło wszystko, iskry poleciały z kontaktu, coś wystrzeliło w gierce.”

Można by niektóre kontakty zastąpić gniazdkiem, pałeczki patyczkiem, sztyftem, a jedno wsadziłem zamienić na wetknąłem.

 

Niejasna jest też sprawa “drzemki rodziców” – czy to było rano i chłopiec dlatego wskoczył potem do łóżka udając że jeszcze śpi? To wtedy nazwałabym to nie drzemką, a późniejszym wstawaniem. Czy to była drzemka poobiednia, a chłopiec miał to znienawidzone, obowiązkowe leżakowanie? To wtedy trzeba by to jakoś zasygnalizować. 

 

Ale to szczegóły. A największa wartość opowiadania, to właśnie ten chłopiec, taki prawdziwy, nie przerabiaj mu charakteru!

 

Mój kolega w dzieciństwie marzył o nartach i prosił mamę o nie, miał wtedy może 10 lat. Rano przed wigilią zakradł się do pokoju matki i znalazł długą paczkę. By pewien, że to te wyczekiwane narty dla niego. Rozpakował je, ubrał się i poszedł na górkę za domem je wypróbować. Trochę były małe, ale dało się założyć. Zjechał raz, wywrócił się i obie narty się złamały. Trochę popłakał, ale, że był cwany, to wrócił po cichu do domu, narty skleił taśmą klejącą i zapakował z powrotem.

Wieczorem, w momencie wręczania prezentów, okazało się, że to były narty dla jego młodszego brata. Brat je rozpakował, rozpadły mu się w rękach i oczywiście w ryk. Matka popatrzyła – na jednego, na drugiego, dotarło do niej co się wydarzyło i wybuchnęła śmiechem, śmiała się do łez.

Takie historie dzieją się naprawdę, a jakbym to opisała w opowiadaniu, to by były zarzuty, że niemożliwe, by matka się śmiała i że starszy powinien dostać lanie i że jak taki cwany, że znalazł narty, to jak mógł uwierzyć, że taśma klejąca wytrzyma itd…

 

 

 

Zgadzam się z Sabiną Anto. Trudno zaszufladkowywać kogokolwiek, szczególnie dziecko. Szczególnie – na fantastyce.. :)

Pecunia non olet

Dziękuję Sabino za komentarz.

 

W komentarzach właśnie proponowałem ułatwienie zrozumienia bohatera, natomiast żadnych modyfikacji charakteru nie wykonam. Pisząc ten tekst opierałem się mocno na własnych doświadczeniach z dzieciństwa. Zdarzało mi się robić podobbe numery. Tu jest trochę kumulacja, ale osobiście włożyłem taką zabawkę do kontaktu. To nie jest stuprocentowy dowód, ale po prostu bohater nie powstał z "czapy" ;). Uznałem, że ten konkurs jest dobrą okazją do rozpisania takiej sprawy. Usterki będą poprawione.

 

Poza tym dużo wymogów wiarygodności. Zastanawia mnie ile osób oglądało Kevina w święta bez zgrzytów. Może obraz wystarczy by w coś uwierzyć? Może w Kevinie lepiej pokazano sytuację w rodzinie, a w moim tekście tego trochę zabrakło? Cieszy mnie, że pojawił się wielogłos w opiniach. Znaczy tekst jest "jakiś".

Bruce, Vacter, dokładnie! Jesteśmy na Fantastyce, a dyskutujemy czy coś jest realne. Bohater powinien być wiarygodny, ale w obrębie rzeczywistości wykreowanej w opowiadaniu. I taki jest.

Jesteśmy na Fantastyce, a dyskutujemy czy coś jest realne. Bohater powinien być wiarygodny, ale w obrębie rzeczywistości wykreowanej w opowiadaniu. I taki jest.

 

 

Otóż to! 

Pecunia non olet

Czuję się trochę skrępowany cytując samego siebie, ale zdarza się czasem wspomnieć ludziom “jak już wspomniałem”. To mnie lekko pokrzepia :).

 

Wydaje mi się, że nie dyskutujemy nad realizmem wewnątrz tekstu, a o łączności z realizmem naszego codziennego świata. To mi się wydaje nieco bardziej absurdalne niż sam tekst. Jeżeli jednak tekstu nie da się czytać, bo czytelnikowi za każdym razem w głowie pojawia się myśl “przecież dziecko by tak nie zrobiło”, to mogę się zastanowić w jaki sposób te myśli mógłbym lepiej wygasić :)

 

To jest dokładnie to, o czym piszecie. Nawet nie chodzi o mój tekst wyłącznie (który może mieć swoje luki, problemy), ale o postrzeganie tekstów w ogóle. Jeżeli oceniam coś jako niewiarygodne, to najpewniej robię to w ramach jakiejś perspektywy. Podobnie jest z oceną obcych kultur. Cudzą kulturę możemy oceniać przez pryzmat naszej własnej, co daje niekiedy fałszywy obraz sytuacji.

 

Może być tak, że zmodyfikowane po czyimś komentarzu opko będzie przypominało wioskę daleko w puszczy, gdzie żyjący z naturą lud nagle chodzi w butach najki i zbiera deszczówkę do beczek po ropie naftowej. Komuś może się to wydawać postępem i pomocą.

 

To taki wyolbrzymiony przykład i nie neguje sugestii pod opowiadaniem, ale jest jakimś spojrzeniem na odbiór postaci przedstawionych w tekstach, o których mamy już jakieś pojęcie według naszego kręgu kulturowego.

W punkt

 

Wklejam obrazek, a co. Zgłaszam, że opowiadanie przeczytałem :)

Nie porwało mnie, ale czytało się przyjemnie ;)

Przynoszę radość :)

Anet: Dobrze, że nie porwało. Kto wie gdzie byś wylądowała? Elektryczność ciągle się czai w gniazdkach! Przyjemność popieram. Przyjemność z porwaniem zakrawałaby już na hedonizm (jeżeli nie dalej) :)

Tak, przyjemność jest znacznie lepsza od porwania ;)

Przynoszę radość :)

Pewnie powtórzę opinię innych, ale nie przekonał mnie zupełnie główny bohater. Jego słowa i zachowanie czasami sugerują kilkuletnie dziecko (”Ja chcę się bawić!”), podobnie jak przygotowany dla niego prezent, a jednak wymyślenie i doprowadzenie do skutku sprytnego wybiegu zajmuje mu raptem kilka sekund, zupełnie gdybyśmy mieli do czynienia z dorosłym (albo przynajmniej nastolatkiem).

Główny bohater wydał mi się naciągany i co najwyżej taki sobie, ale za to spodobał mi się tytułowy Electric Light Teacher, a przynajmniej potencjał, jaki ze sobą przyniósł. Z chwilą jego pojawienia się pomyślałem, jak fajnie byłoby pociągnąć tę opowieść w kierunku horroru – upiorny nauczyciel, który strzela prądem za każdym razem, gdy niesforny uczeń odmawia “nauki przez zabawę”, ale nie zrobiłeś tego. Wybrałeś inną opcję i teraz sam już nie wiem, jakie motywacje miała ta postać i o co w tym wszystkim chodzi.

Pomysł w mojej opinii do dopracowania.

Pozdrawiam :)

Слава Україні!

Cześć AmonRa!

 

Mój bohater wzbudza kontrowersje, tak już bywa. Można lepiej go uzasadnić.

Dzięki za docenienie postaci zadaniowego mistrza. Może go rozpiszę, wydaje się to ciekawym pomysłem. Może w nowym tekście.

 

Golodh, ładny obrazek. Ciekawe czy parasolka ma odpowiednie końcówki do kontaktów.

Hi, Grushell!

Hiii!!!

Hej, hej, hej!

Dziękuję Ci, Vacterze, za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Jest świątecznie, choć nie przekonuje mnie motyw świąteczny – „**** bombki strzelił” jest podpięty trochę umownie, ale za to hasło przewodnie pasuje tu bardzo fajnie!

Trochę nie chce mi się wierzyć, że Nauczyciel nie wiedział, że to stare pieniądze bez wartości. Ogólnie można się poprzyczepiać do kilku nielogiczności, ale przymykam na to oko, bo sam ciąg wydarzeń wymyślony całkiem sprawnie.

Wykonanie niestety trochę kuleje – miałeś masę powtórzeń, ale też przewinęły się fragmenty dla tekstu nieistotne, a chociażby bezwartościowe pieniążki wyskakują jak Mariah Carey spod zaspy śnieżnej – mogłyby być fajną strzelbą Czechowa :)

Ogólnie jest sympatycznie, są twisty, ale też jest nad czym pracować.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokusie!

 

Wykonanie wynika zapewne z tego, że trochę się spieszyłem i za mało czasu poświęciłem na poprawki. Poza tym nie wprowadziłem proponowanych zmian przez czytelników, co wynikało z mojego specyficznego założenia (wydaje mi się, że wybrałem zbyt radykalną opcję). Tak bywa, ale cieszy mnie, że podoba Ci się to co chciałbym żeby się w tym tekście podobało.

 

Jutro usiądę do poprawek. Budzik, kawa – akcja. Wezmę też sobie jak zwykle do serca temat pracowania. Przejrzałeś mnie jak Ex Rej.

Dobry wieczór wszystkim! Wprowadziłem poprawki z łapanek, właściwie nie potrzebnie aż tak z nimi zwlekałem i przed oceną jurorską mogłem wprowadzić od razu. Jeszcze raz dziękuję za uwagę i pomoc!

 

Jeżeli chodzi o sprawy kluczowe, nie zmodyfikuję fabuły. Zostawię bohatera i resztę tak, jak było przygotowane na konkurs. Choć nie wykluczam powrotu do niektórych pomysłów w innym opku.

Hej Vacterze!

Bardzo podobał mi się pomysł na nauczyciela angielskiego ;) Jeśli o to chodzi, mimo że mało świątecznie, jesteś moją topką ;P Problem pojawił się w technikaliach. Zdarzało mi się potykać na niektórych zdaniach, czasami gubiłam się w tekście. Całość zdawała mi się dość chaotyczna, jakby jedno wydarzenie ni wynikało z poprzedniego (oczywiście, poza wypuszczeniem nauczyciela). Za to końcówka świetna ;) Mały łobuz gnojek postawił na swoim ;D

W tekście było parę nielogiczności, ale nie kłuły mnie tak bardzo.

Dziękuję za lekturę!

 

Hej Gruszel!

 

Dzięki za odwiedziny, docenienie oraz opinię. Staram się ciągle pracować nad rozwałkowywaniem ciasta moich opowieści. Chciałbym, żeby jedyną trudnością w moich tekstach był ewentualny kaliber tematu, a nie styl lub nieplanowane niedopowiedzenia. Są autorzy, którzy ciągną trudne rzeczy (jeśli się nad tym zastanowić), ale tak to przedstawiają, że człowiek się czuje jakby sam wymyślił i wiedział to wszystko co czyta ;)

 

Dziękuję też za głos. Drugiej połówki poszukam!

Nowa Fantastyka