- Opowiadanie: Radek - Baba Jaga – odrodzenie

Baba Jaga – odrodzenie

Opowieść o Babie Jadze, umieszczona na granicy między Zjednoczonym Królestwem a bliską zagranicą. Jak widać – niedokończony fragment, utrzymany w tonie sf, niby soft, ale trochę utwardzony.

Czy to się w ogóle czyta?

Oceny

Baba Jaga – odrodzenie

Natasza nie lubiła jeździć na wakacje na wieś za granicą, a właściwie to do lasu. Poza tym babcia Agnieszka wcale nie była matką matki, ale dalszą krewną i musiała mieć ze sto pięćdziesiąt lat. Wyglądała jeszcze starzej. Koledzy z klasy latali samolotami albo i czymś ciekawszym, a tu ten pociąg. Domek na drzewie ze staruchą był jeszcze gorszą perspektywą na wakacje niż cokolwiek innego.

– Bilety proszę! – Do przedziału zapukał konduktor. – Dojeżdżamy do granicy. Przesiadka! Sama jedziesz?

– Tak – odpowiedziała, pokazując bilet.

Konduktor pomógł jej zdjąć walizkę z półki. Inni pasażerowie nigdy nie kwapili się do pomocy. To przez ten strój! Babcia Agnieszka się uparła, żeby Natasza przyjeżdżała przebrana w czarną sukienkę i nosiła spiczasty kapelusz. A takich odważnych, którzy by się umieli przeciwstawić Babie Jadze, wielu nie było. Natasza też do nich też nie należała.

Ciągnąc walizkę, przekroczyła bramę, ozdobioną mosiężną koroną i już była za granicą. Jakież to proste!

– Aleś się wystroiła, dziewczyno! – zawołał strażnik, ale drugi go zgasił.

– Cicho! Wiesz, czyja to wnuczka? Chcesz sobie na głowę nieszczęście sprowadzić? – Obaj teraz udawali, że nie patrzą.

Czekał pociąg z silnikami odrzutowymi na dachu. Tu po wojnie zwinęli trakcję elektryczną i zmienili szerokość torów.

„Pójdę na chemię”, pomyślała. „Jeszcze rok i pełnoletniość, więcej tu nie przyjadę!”.

Uczennica

Na lokomotywie zbierał się szron, to przez zbiorniki z ciekłym wodorem. Po tej stronie granicy było inaczej. Już na peronie pojawił się młody człowiek, okazując chęć pomocy z walizką. Natasza od razu poznała policyjnego konfidenta.

– Panna nie stąd? – spytał.

– Zza granicy – odpowiedziała. – Do babci. A pan stąd?

– Miejscowy! – rzekł z dumą. – Nazywam się Michaił Krasnodarski…

– Stopień?

– Konstabl, ale jestem na kursie… – pochwalił się i zdekonspirował, ale postanowił udać, że to bagatelizuje. – A panna?

– A panna nie, panna nie ma stopnia – powiedziała Natasza, grzebiąc w torebce. „Jeśli miejscowy, to powinien wiedzieć o babci”, pomyślała.

To krępujące, ale Natasza musiała szybko założyć pończochy, jak babcia kazała. Pobiegła do toalety w wagonie. Prawa pończocha była w biało-zielone pasy, lewa w biało-czerwone.

Jej komunikator po przekroczeniu granicy powinien zacząć działać. Da znak rodzicom, póki się da. Ledwo pociąg osiągnął maksymalną prędkość, zaczął hamować.

– Tu nie ma stacji – zauważył Michaił.

– Nie ma – zgodziła się Natasza. – Wysiadam. Pomożesz mi z walizką.

Pomógł, Natasza popatrzyła, jak pociąg odjeżdża i się rozpędza. Do rzeczki od nasypu było ponad sto metrów przez błoto. Przy brzegu czekało dwóch strażników wiejskich w łodzi. Żaden się nie odezwał, nie musiał. Młody konstabl został na brzegu.

Płynęli wąskimi kanałami i rzeczkami między wyspami na bagnach. Wreszcie dotarli do tej właściwej.

– Dalej nie pójdziemy! Zabieraj tę walizę i tfu… – Strażnik splunął.

– Dziękuję – odpowiedziała Natasza niezrażona.

Niewidoczną, ale suchą ścieżką doszła na miejsce. Sama się dziwiła, że potrafi tu trafić.

– Domku, domku na kurzych nóżkach, porusáj sie i obróć sie tyłem do lasa, a przodem do mnie – wypowiedziała hasło, a najważniejsze były akcenty.

Ścieżkę wyznaczały kości, miejscowi myśleli, że zwierzęce, ale w większości ludzkie. Ekrany maskujące wyłączyły się, zapalniki zdezaktywowały i Natasza mogła wejść po drabince. Babcia mówiła, że te miny niegroźne, krzywdy nie zrobią, co najwyżej nogę urwą. Walizkę musiała zostawić na dole. Bez pomocy nie umiała jej wciągnąć.

Gdyby nie kot Radomir i kruk Rambo, w domku na drzewie byłoby całkiem nudno. Babcia Agnieszka spędzała całe dnie w pracowni, gdzie nikomu nie wolno było wchodzić. Drzwi były ukryte w szafie, która się nazywała Narnia. Przynajmniej tak miała napisane.

Oczywiście komunikator był już poza zasięgiem. Książek na półkach wiele nie stało, a i tych Natasza nie umiała czytać. Od prawie roku sprzątane nie było. W kuchni jedzenia też niewiele przynajmniej dobrze, że stara zmywa. Czas się wziąć do pracy. Że też babcia nie mogła zaakceptować robota sprzątającego!

Natasza usłyszała skrzypienie schodów za szafą. Mimo woli przestraszyła się, jak stara stanęła w drzwiach.

– Co tak późno, Nata? Rambo dopiero teraz powiedział, że weszłaś. Kłopoty były?

– Nie, babciu.

– Poznałaś kogoś i turlałaś się z nim na sianie?

– Nie babciu.

– Włosów nie ścinałaś i nie farbowałaś…

– Nie dam ci się więcej zahipnotyzować! – wykrzyczała Natasza, wiedziała co dalej będzie.

– Hipnotyzuję cię, bo tak chyba młodzi nazywają ludzkie magnetyzowanie, tylko do pracowni – wyjaśniła babcia. – Zwyczajnie wymagam posłuszeństwa! Na kolana!

Zanim starucha sięgnęła po różdżkę, Natasza już klęczała. Miała wrażenie, że była w stanie się oprzeć woli babci przez kilka sekund dłużej niż rok temu.

– Potrzebuję włosów dziewicy… – spokojnym głosem wyjaśniła stara. – Potem pójdziesz do wsi, przyniesiesz, co trzeba i ugotujesz obiad. Posprzątasz rano. W nocy w pracowni pomożesz…

– Tak babciu!

– W sobotę wieczorem we wsi tańce będą – ciągnęła stara. – Jak ze swoim dziewictwem coś poczniesz, to na uczennicę cię wezmę.

– Pójdę na chemię! – powiedziała hardo Natasza. – Będę studiować.

– Jak ci pozwolę… – Baba Jaga odwiesiła różdżkę obok szafy, sama weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. – Jedna noga w jednym kącie, druga noga w drugim kącie, nos na suficie.

Hasło otwierało przejście do pracowni. Natasza kiedyś je wypróbowywała. Albo nie umiała tak stanąć, jak potrzeba, albo system miał dodatkowe funkcje biometryczne.

W domku Baby Jagi nie było prądu poza pracownią, ale jakoś doprowadzono gaz do kuchenki. Najbardziej Nataszę przerażało świeże mięso, które przynosiła stara. Niekoniecznie pochodziło od dzika.

We wsi większość ludzi odwracała się od Naty, niektórzy spluwali pod nogi. W sklepie im pieniądz nie śmierdział. W portfelu zainstalowanym w komunikatorze Nataszy zawsze „magicznie” pojawiały się pieniądze jak była u babci.

– Michaił się pyta, czy przyjdziesz na tańce w sobotę? – odezwał się sprzedawca, gdy skończyli rozliczenia.

– Który Michaił? – Jak zwykle pierwszego dnia na wakacjach Natasza była nieco rozkojarzona.

– Krasnodarski…

– A ten! Będę! – postanowiła Natasza, choć idea „tracenia dziewictwa”, żeby zadowolić babcię, ją przerażała, obrzydzała, ale i trochę ciekawiła.

***

W sobotę wieczorem przebrała się z czarnej sukienki w taki strój, w jakim zazwyczaj chodziła do szkoły. Wprawdzie nie wtargała walizki na górę, ale wybrała z niej niektóre rzeczy.

– Tak nie pójdziesz! – powiedziała babcia, wychodząc z szafy. – Ludzie nie będą mieć dla ciebie szacunku. Po pierwsze tu jest Zjednoczone Królestwo, po drugie jesteś służką Baby Jagi, coś jakby kandydatką na uczennicę. Rambo powiedział… – nie dokończyła. – Nawet kot patrzy na to z dezaprobatą…

Rzeczywiście, Radomir siedział w oknie z przymrużonymi oczami, któe wyrażały dezaprobatę. Kruk wylądował obok niego i też wyglądał, jakby ubiór Nataszy mu się nie podobał.

– Kazałam dla ciebie uszyć sukienkę jak uczennicy, awansem, przebierz się.

– Będą się ze mnie śmiali – powiedziała wreszcie Natasza.

– Taka jest kolej rzeczy, dzisiaj się będą z ciebie śmiali, potem się będą ciebie bali… Kapelusz weźmiesz ten sam, nie mam dla ciebie drugiego.

– A jak tu wrócę?

– Michaił cię odwiezie, najprostsza magia, poradzisz sobie.

„Czarów nie ma! To tylko sztuczki”, pomyślała i powiedziała: – Ale to policjant…

– Wszędzie mieć warto kontakty. – Babcia, wyciągnęła fiolkę z kieszeni fartucha. – Łyknij na odwagę, bo chyba sobie jeszcze z chłopakami nie radzisz.

Natasza popatrzyła na siebie w lustrze, było jakoś lepiej.

– Idź już, bo się ciemno robi i kapelusz…

Po napoju z fiolki babci Nataszy się kręciło w głowie. Kapelusz jej spadł, jak schodziła po drabince, ale nałożyła go od razu, jak znalazła się na ziemi. Strażnicy wiejscy czekali z łódką.

„Byle się nie zataczać”, pomyślała, idąc ścieżką wyznaczoną przez płotek z kości.

– Panna o czymś zapomniała? – Zarechotał jeden strażnik.

„Co on ma na myśli? Kapelusz mam”, zastanowiła się. „Pończochy, majtki i … Buty!”

– Muszę wracać! – powiedziała Natasza, nadając głosowi ton rozkazujący, walcząc z bełkotliwością.

– Jak stara ją boso wypuściła, to tak ma być! – powiedział drugi. – Nie będziemy ingerować w rodzinne sprawy czarownicy…

– A Sonia?

„Kto to?”, zastanowiła się Natasza, ale nie zapytała.

Teraz czuła wyraźnie kompozytowy pokład łodzi pod stopami. Bała się wstydu jak zawsze. Jednak jeśli babka tak sobie wymyśliła, to tak będzie.

Łodzie patrolowe typu Żmija, przywleczone tu przez Królestwo dla Obrony Terytorialnej, były demobilizowane i chętnie kupowane przez Straż Wiejską. Wyprodukowane do poruszania się na odnogach Nilu w Delcie, radziły sobie na tutejszych bagnach.

Schowała się pod dach, bo zachodzące słońce raziło. Natasza nie wierzyła, że uśnie i nigdy nie miała takich snów. Seks ze wszystkimi chłopakami na tańcach nigdy wcześniej nie przyszedł jej do głowy.

Dopłynęli do wsi, było już ciemno. Natasza obudziła się i od razu wiedziała dokąd iść, w tą samą stronę, co wszyscy ludzie w jej wieku.

– Jak panna będzie nas potrzebować…

– Wiem! – odpowiedziała, pomogli jej wyskoczyć z łodzi.

Przestało jej się kręcić w głowie, ale reszta objawów po miksturze babci pozostała. Po drodze złapała się na oglądaniu chłopaków, nie jak zwykle, ale ze szczegółami, a właściwie tym jednym.

Wiejska tancbuda była zbudowana trochę jak za duża stodoła, ale również przypominała hangar. Natasza uznawała to za kolejny wpływ kulturowy Królestwa na terytorium okupowanym. Minęła grupkę chłopaków przy wejściu, Jej strój prowokował do zaczepek, ale postanowiła je na razie ignorować.

Uderzyło ją światło, hałas, tłum ludzi na początku przytłaczał. Scena z jednej strony, jakieś stoliki, bary, dużo tego było.

Ledwo Natasza rozejrzała się i ochłonęła, spostrzegła dziewczynę w takiej samej sukience, identycznej! Tamta stała przy barze i flirtowała z Krasnodarskim. Nie miała kapelusza, ale jasne włosy pozornie niedbale splecione w warkocz, pończochy w poziome pasy i oczywiście buty, takie jak od babci. Była wyższa, trochę starsza i szczuplejsza. Natasza zawsze uważała, że te pończochy w poziome pasy powodują, że łydki się wydają grubsze. Nie w tym wypadku.

– Nazywam się Sonia – powiedziała tamta. – Jestem uczennicą twojej babci, mam wakacje i pozwoliła mi mieszkać we wsi. Poznaj pana Krasnodarskiego…

– Poznaliśmy się… – przerwała Natasza.

– Nie wystarczająco! – Sonia zachichotała jak dziewczynka. – Byłabyś już uczennicą, a nie tylko służącą czarownicy.

– O co chodzi? – Zainteresował się Krasnodarski, podszedł.

– Nic, nic! – odpowiedziały chórem.

– Jesteś służącą? – spytał konstabl.

Natasza przypomniała sobie, że poznała w Michaile policjanta już pociągu, teraz jakoś jej to wyleciało z głowy.

– A ty na służbie? – zaśmiała się Sonia. – Tak, usługuje mojej nauczycielce, kiedy mam wakacje, to jej wnuczka. Zza granicy! Postaw jej drinka, ja się pobawię z dorosłymi.

Natasza nie była pełnoletnia u siebie w kraju, ale smak alkoholu znała. Kroków do większości tańców nie znała, ale nie to spowodowało, że padła w kącie. Połączenie szalonych podskoków, mikstury babci ze słodkimi drinkami zbiło ją z nóg.

Ocknęła się w przekonaniu, że natychmiast musi na dwór. Wybiegając, zajrzała do niedomkniętej męskiej ubikacji. Sonia siedziała na umywalce z odchyloną głową, a Michaił ją brał. Nawet pończoch nie zdjęła. Nataszy zrobiło się niedobrze.

Wybiegła na tyle daleko, żeby móc spokojnie zwymiotować. Wstawało słońce. Sonia podeszła z butelką wody. Krasnodarski człapał w oddali.

– Żeby zostać uczennicą Baby Jagi, musiałam dzień i noc wisieć przybita za język do drzewa – parsknęła Sonia – a tobie się nawet…

Natasza usłyszała, zrozumiała i uznała, że ma halucynacje. Krasnodarski podchodził, nie wyglądał zwyczajnie.

– Zaczarowany? – spytała Natasza, Sonia podała jej kapelusz.

– A jak! – Sonia podała jej kapelusz i rzuciła okiem na nadchodzącego.

– Czarów nie ma! – Uparła się Natasza, Sonia nic nie powiedziała, tylko wykrzywiła usta w uśmiechu.

– Michaił, bądź tak dobry i odwieź Natę. Mówiłeś, że masz takie śliczne latadło – powiedziała Sonia słodkim głosem.

– To tylko cyklorotor i do tego służbowy…

– I jeszcze zrób piruet – nie dała mu dokończyć Sonia. – Nie mogłam się napatrzyć, jak tańczysz z młodą.

Zrobił. Pogrzebał w swoim komunikatorze i po chwili latadło automatycznie wylądowało na pustym placu. Z rewerencją, która miała zrobić wrażenie na Soni, otworzył drzwi przed Natą.

Byli w powietrzu, kiedy Michaił zadał dwa pytania:

– Dokąd?

Natasza podała zwyczajową nazwę wyspy w pobliżu domku, tam była polanka, dawało się wylądować czymś tak małym. Michaił był miejscowy, zrozumiał.

– Czego uczy twoja babcia?

– Magii!

– Czarów nie ma! – odparł odruchowo.

– Właśnie!

– Co ty, taka duża i w Babę Jagę wierzysz? – spytał Krasnodarski, jakby nie usłyszał.

Natasza nie odpowiedziała, bo walczyła z potrzebą wymiotowania, choć już nie miała czym. Zresztą co to? On miejscowy i nie wie?

***

Na sąsiednią wyspę do domku babci, trzeba było popłynąć przez rzeczkę, choć może raczej przez kanałek. Potem – skakać z kępy na kępę między bagnami i rozlewiskami. Była dosyć wykończona, gdy dotarła na miejsce. Babcia jeszcze chrapała, ale obudziła się, kiedy Natasza wspięła się do środka.

– Nic z tego? – oburzyła się. – Tak dobrze cię przygotowałam i nic? Nawet dziewictwa w wiejskiej tancbudzie nie umiesz stracić? Ty myślisz, że tam tańczyć poszłaś? Magii się uczyć!

– Babciu, jestem wykończona, później, muszę się położyć…

– Najpierw cię zbiję, potem weźmiesz miksturę na wzmocnienie, zrobisz śniadanie, posprzątasz i pomożesz mi w pracowni. Odpoczniesz, jak umrzesz!

– Nie! Powiem mamie! – Tupnęła nogą.

Natasza chciała uciekać, ale jak Baba Jaga wzięła różdżkę, coś ją osadziło w miejscu.

– Jak zawsze! – beznamiętnie wzruszyła ramionami starucha.

Baba Jaga miała tylko jedno oko, drugi oczodół zaszyty jakby nitką ma okrętkę. Wydawała się przygarbiona, ale czasami się prostowała bez wysiłku. Zawsze nosiła długą czarną suknię i tylko jak wychodziła na zewnątrz, to wkładała kapelusz, żeby zakryć rzadkie, siwe włosy. Babcia Agnieszka miała chyba tylko dwa zęby, a jak nosiła sztuczną szczękę, to miała tam ostre, metalowe kły. Jej jedna noga wydawała się wyschnięta, bez mięśni, ale chodziła, nie kulejąc. Z jeszcze większym przerażeniem Natasza patrzyła na wąski, długi i garbaty nos Baby Jagi. To rodzinne!

„Jak będę stara, mój będzie wyglądał tak samo”, pomyślała Natasza.

Tego się bała bardziej niż „metod przymusu” babci, bo wychowawczymi raczej ich nazywać nie wypadało.

***

Michaił Krasnodarski dostał zgłoszenie o zaginionym chłopcu z sąsiedniej wsi. Janko był w ostatniej klasie rolniczej szkoły zawodowej, interesował się podróżami, grami XR i muzyką pop-ludową. Wyszedł na tańce i nie wrócił. Straży wiejskiej nie chciało się go szukać, więc przekazali sprawę policji.

Na głównym placu stał zamknięty kościół i cerkiew, położona obok karczma była otwarta. Na piętrze pokój miała Sonia, ale teraz stała przed wejściem i gapiła się na niego. Tym razem była ubrana tak samo jak inne dziewuchy na wsi.

– Lecę do sąsiedniej wsi – pochwalił się Michaił, chciał ją zapytać, czy zechciałaby mu towarzyszyć.

– To leć! Jak będę w potrzebie, to się zgłoszę! – przerwała mu beznamiętnie, ale wciąż świdrując go wzrokiem.

Przełożony się irytował, gdy Michaił zbyt często przyzywał latadło na plac we wiosce. Tajna policja powinna unikać ostentacji. Michaił musiał więc pójść groblą do schowanych w lesie koszar Obrony Terytorialnej. Ukrycie wydawało się bezsensowne, bo miejscowi i tak wiedzieli.

Na patrol wyruszało pięciu żołnierzy, znowu przysłali nowych. Nie znali Michaiła. Na mundurach mieli naszywki z napisem „Kemet” na piersi i „podwójną koronę” na rękawach. Mimo lata, nosili jeszcze pałatki, byli zziębnięci i poirytowani.

– Z drogi kmiocie! – wrzasnął jeden.

Michaił nie wyciągnął odznaki, tylko grzecznie zszedł z grobli. Byle tylko butów nie zamoczyć. Strażnik przy bramie był miejscowy.

– Przysłali teraz Egipcjan, panie konstabl – szepnął, otwierając.

– Widzę – mruknąl Michaił.

Armia Zaporowa w składzie sił okupacyjnych składała się z brygad Obrony Terytorialnej, które ciągle rotowano. Michaiła nauczono w akademii policyjnej, że średnio jeden procent ludzi to psychopaci. Jednak miał przekonanie, że wśród terytorialsów – sporo więcej.

Obok była granica, porwać chłopaka i sprzedać nie było trudno, a ludzie nie chcieli się czipować. Jak go znaleźć?

Latadło wystartowało, Michaił popatrzył na wszystko z większej perspektywy. Chłopak pewnie po prostu pojechał do miasta, jak nie po tej stronie granicy, to po tamtej. Świat jest duży w porównaniu z tymi rozlewiskami.

„Jakieś morderstwo by się przydało”, pomyślał Krasnodarski. „Bo będę konstablem do emerytury”.

***

– Jesteś pewna, że nie chcesz zostać na nauce, ale na tych waszych uniwersytetach studiować? – kolejny raz spytała babcia Agnieszka. – To musi być twoja decyzja, masz pierwszeństwo nad Sonią, ale chcieć za ciebie nie będę.

– Już zdecydowałam, babciu! – odparła Natasza jak poprzednio.

– Ostatni raz pytam!

– Idę na chemię! – To był ostatni dzień tutaj, Natasza miała dość.

– Uwolnię cię – zdecydowała w końcu starucha, biorąc różdżkę. – Uklęknij, bo możesz się przewrócić.

– Żadnych mikstur! – powiedziała Natasza zdecydowanym tonem.

Babcia Agnieszka wypowiedziała kilka słów, nie były zrozumiałe, choć wyraźne. Natasza miała wrażenie, że sobie przypomina, nie wszystko i na raz, ale tak zwyczajnie. Najpierw uświadomiła sobie, co to jest „oko ropuchy”, to tylko nazwa kwiatu jednego ziela. Wstała i dopiero wtedy przypomniała sobie chłopca o imieniu Janko. Przyprowadzili go odurzonego, jego kory nadnerczy służą teraz do produkcji testosteronu w instalacji u babci w pracowni. Mięśnie poszły na pierożki. Natasza teraz wiedziała, że już nie zapomni nigdy.

– Będziesz rzygać? – zauważyła babcia. – Do okna!

Kruk odleciał, a kot gwałtownie zeskoczył z parapetu.

***

„Sonia, Natasza i ta stara, jak jej tam, Agnieszka, czy one nie uprawiają jakiegoś kultu?”, zastanawiał się Michaił. „W Republice to się chyba nazywa kult wicca”, przypomniał sobie z akademii. „Jakby się znalazło kilkuset kultystów, to szansa na awans na Przewodnika murowana.”

Jak na złość Sonia, ubrana w czarną sukienkę, pończochy w pasy i kapelusz, wsiadała właśnie do łódki straży wiejskiej. Pomachała mu z daleka na do widzenia. To się z nią nie rozmówi.

„Ona musi być na etacie informatorki, skoro jej tak pomagają”, olśniło go. „A może jeszcze wyżej? Armia Zaporowa rozwija siatkę wywiadowczą po obu stronach granicy.”, przypomniał sobie zdanie z instrukcji dla tajnej policji.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Z technicznych:

Natasza też do nich też nie należała. – powtórzenie

W kuchni jedzenia też niewiele (przecinek) przynajmniej dobrze, że stara zmywa.

Rzeczywiście, Radomir siedział w oknie z przymrużonymi oczami, któe wyrażały dezaprobatę. – literówka

Natasza obudziła się i od razu wiedziała dokąd iść, w tą samą stronę, co wszyscy ludzie w jej wieku. – też

Minęła grupkę chłopaków przy wejściu, Jej strój prowokował do zaczepek, ale postanowiła je na razie ignorować. – tu także

Natasza przypomniała sobie, że poznała w Michaile policjanta już pociągu, teraz jakoś jej to wyleciało z głowy. – tu posypała się składnia

Natasza nie była pełnoletnia u siebie w kraju, ale smak alkoholu znała. Kroków do większości tańców nie znała, ale nie to spowodowało, że padła w kącie. – powtórzenie

Przełożony się irytował, gdy Michaił zbyt często przyzywał latadło na plac we wiosce. - czy celowo ta litera?

 

Sporo się dzieje, jak widać ta Baba Jaga jest niebezpieczna nawet dla krewnych. ;) Trzeba pamiętać, aby nie spożywać u niej potraw mięsnych, gdyby przypadkiem wpadło się w odwiedziny. ;))

Humor i specyficzny zapis opowieści – jak zawsze u Ciebie – dawkowany z wyczuciem, stopniowo. :)

 

 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Wielkie dzięki. Mam nadzieję, że nie było wielkiego bólu przy czytaniu, bo to właśnie wywoływało we mnie wątpliwości?

Oczywiście poprawki nanoszę :-)

Przełożony się irytował, gdy Michaił zbyt często przyzywał latadło na plac we wiosce.

“we wiosce” miało być intencjonalną stylizacją. Więcej elementów gwarowych nie wprowadzam. Chociaż myślałem, żeby Sonię po prostu napisać gwarą podlaską.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Aaa.. ok, stylizowane, ok. ;)

 

Jasne, że dobrze się czytało. :)

Baba Jaga to mega wdzięczny temat. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ty masz jakąś słabość do czarownic… Chyba rzuciły na Ciebie urok. 

Tekst bardzo przyjemny i bardzo Twój, bo mamy tu dziewice, ale i rozmaite pojazdy, statki i inne takie.

Najważniejsze, że idzie na chemię.

Lożanka bezprenumeratowa

Czyta się dobrze, zrób z tego jakąś całość :)

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję za opinię, mam gotowe trzy rozdziały (ten jest pierwszy) i ostatni (czwarty) wymyślony. Tylko nie miałem przekonania, że to w ogóle się klei.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Tylko nie miałem przekonania, że to w ogóle się klei.

Ty zawsze tak samo. wink

Za skromnie! wink

Pecunia non olet

Ciekawe, natomiast trochę bym się rozpisał, masz strasznie dużo krótkich, prostych zdań.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Ciekawe, natomiast trochę bym się rozpisał, masz strasznie dużo krótkich, prostych zdań.

Możesz dać przykład jednego albo idealnie dwóch, które Cię rażą?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć Radku! Głodny czegokolwiek z jakimś posmakiem sci-fi przybywam.

 

 Tytuł jak sequela filmu akcji z lat 90 :) .

Natasza nie lubiła jeździć na wakacje na wieś za granicą, a właściwie to do lasu. Poza tym babcia Agnieszka wcale nie była matką matki, ale dalszą krewną i musiała mieć ze sto pięćdziesiąt lat. Wyglądała jeszcze starzej. Koledzy z klasy latali samolotami albo i czymś ciekawszym, a tu ten pociąg. Domek na drzewie ze staruchą był jeszcze gorszą perspektywą na wakacje niż cokolwiek innego.

Początek zwiastuje obyczajówkę.

ale drugi go zgasił.

Chyba trochę zbyt potocznie.

krzywdy nie zrobią, co najwyżej nogę urwą

Żart trochę wysilony i mało oryginalny.

Natasza przypomniała sobie, że poznała w Michaile policjanta już pociągu, teraz jakoś jej to wyleciało z głowy.

Chyba czegoś brakuje tym zdaniu.

 

Znowu latadła! :D

 

Czytało się gładko. Fajne światotwórstwo (edit: albo raczej jego obietnica), które ciągnie czytelnika do przodu, ale poza nim niewiele tu widzę. O ile początek był całkiem obiecujący, to im dalej, tym gorzej, ponieważ koncept ulega starzeniu się podczas czytania, jeżeli albo nie jest twórczo rozwijany, albo nie jest tłem do interesujących wydarzeń i/lub postaci. Tych mi zabrakło. Tekst od pierwszego akapitu zapowiada się jako obyczajówka i w zasadzie cały ma taki charakter, więc przynajmniej nie mogę powiedzieć, że zostałem oszukany :) . Cała historia jest niestety stosunkowo mało interesująca. Postaram się to uzasadnić. Będzie brutalnie, może nawet trochę osvaldowo :( .

Zaczyna się od tego, że Natasza jedzie sobie do Baby Jagi. Jaka jest ta Baba Jaga? Nie wiemy, nie mamy żadnych oczekiwań, ale interesuje nas to, co wymyślił autor. Jest to takie pasywne zainteresowanie, wynikające z samego świata opowiadania, a nie z fabuły. Na początku ono istnieje, dopóki świat jest świeży, ale powoli i nieubłaganie się wyczerpuje. Następnie poznajemy Michaiła. Co możemy o nim powiedzieć? W zasadzie nic. Poza tym, jaką ma pracę. Czytelnik na tym etapie jest wciąż ciągnięty do przodu obietnicą Baby Jagi, a scena z Michaiłem jest krótka i niewiele wnosząca, więc czytelnik szybko o nim zapomina.

U Baby Jagi mamy nawet niezły pokaz światotwórstwa fajne obrazki, ale to ciągle głównie zabawa obrazami, a nie fabuła. Babcia jest kolorowa i przebojowa, ale co z tego wynika? Ano to, że daje bohaterce dziwaczne zadanie. No i fajnie, nawet pasuje. Ale od tego momentu czytelnik zaczyna się męczyć, ponieważ koncept już się zestarzał. Kolorowe obrazy w ustalonej wcześniej konwencji to zaczyna być za mało, potrzebne jest jakieś napięcie, jakaś stawka, jakiś konflikt, jakaś fabuła. O dalszej części można powiedzieć tylko tyle, że dzieją się… rzeczy. Nie nazwałbym tego fabułą, a luźnym zbiorem wydarzeń. Bohaterka poszła na imprezę z woli babci, żeby stracić dziewictwo. Co jej grozi, gdyby jej się nie udało? Cytując Babę Jagę: "Jak ze swoim dziewictwem coś poczniesz, to na uczennicę cię wezmę.". Nie jest to jakieś poważne zagrożenie. W zasadzie to nie jesteśmy pewni, dlaczego bohaterka chce być uczennicą Baby Jagi. W związku z tym "zagrożenie" niezostania uczennicą w ogóle nie wybrzmiewa. Ba, wiele fragmentów sugeruje, jakby bohaterka tą uczennicą zostawała niechętnie. Na samym początku narrator mówi:

Babcia Agnieszka się uparła, żeby Natasza przyjeżdżała przebrana w czarną sukienkę i nosiła spiczasty kapelusz. A takich odważnych, którzy by się umieli przeciwstawić Babie Jadze, wielu nie było. Natasza też do nich też nie należała.

Co sugeruje, jakoby Natasza działała nie do końca zgodnie ze swoją wolą. Tak samo po tym:

"– A ten! Będę! – postanowiła Natasza, choć idea „tracenia dziewictwa”, żeby zadowolić babcię, ją przerażała, obrzydzała, ale i trochę ciekawiła."

Czytelnik w zasadzie zaczyna mieć nadzieję, żeby Nataszy się nie udało. Ta kompletna niejasność sytuacji jest na tym etapie irytująca. Fabuła idzie do przodu, a nie wiemy, jaka tu jest w zasadzie stawka. Potem jest opis imprezy, która przy wspomnianych niejasnościach, w zasadzie nie może mieć satysfakcjonującego zakończenia. Jeżeli Natasza straci dziewictwo to stanie się niewolnicą Baby Jagi? Ona w ogóle tego chce czy nie? Jeżeli nie straci… to w zasadzie co się stanie? Spróbuje znowu później? Czytelnik nie ma żadnego oparcia, żeby czemukolwiek kibicować, zostaje mu oglądanie obrazków tak jak na początku. No i są obrazki, takie jak na początku, ale już zestarzałe i wtórne.

Na imprezie poznajemy Sonię, o której dowiadujemy się, że kręci z Krasnodębskim. Nie ma to dla bohaterki absolutnie żadnego znaczenia, bo bohaterka nie ma z nim żadnej relacji. To może czy rozmowa bohaterki z Sonią i Krasnodębskim ma jakikolwiek wpływ na cokolwiek? Ano nie. Dowiadujemy się wyłącznie o relacji postaci, której w ogóle nie znamy, z postacią, którą znamy tylko z nazwiska i zawodu. Nie mamy też żadnej motywacji, żeby chcieć cokolwiek o nich wiedzieć. Następnie, po tym, gdy Natasza zeszła i się budzi, jest kolejna rozmowa z naszymi kompletnie nieznanymi i nieinteresującymi postaciami, która jest w zasadzie small talkiem, z którego znowu nic nie wynika.

No więc potem Natasza wraca do babci i następuje rozwiązanie tego dziwnego konfliktu wokół utraty dziewictwa, o którym pisałem, że czytelnik nie ma pojęcia czemu kibicować, no i jego rozwiązanie jest… jeszcze gorsze niż można było oczekiwać. Babcia jest zła, ale… okazuje się, że nie ma aż takiego autorytetu (zostaje rozmiękczona), ponieważ Natasza się stawia. Ale to stawianie się… nic nie daje, bo Baba Jaga używa magii (w kompletnie niegroźny sposób, żeby nie zagrozić jej rozmiękczeniu). To jest aż niesamowite, ile do tego momentu stało się kompletnie bezowocnych rzeczy.

Potem przenosimy się do Michaiła… dlaczego miałby nas on w tym momencie interesować? Tego nie wiadomo. Czego dowiadujemy się w tej sekcji na ponad 2000 znaków? Że porwano jakąś obcą osobę i Michaił idzie jej szukać. Kogoś, kogo nie znamy, idzie szukać ktoś, o kim prawie niczego nie wiemy. Nie jest to związane z niczym wcześniej ani później, ot kolejny obrazek.

Następnie dowiadujemy się, że w zasadzie to Natasza wcale nie musiała się zapisywać na nauki u Baby Jagi, bo po prostu rezygnuje, a Baba Jaga jej na to pozwala. Tym samym ostatnie wątłe struktury fabularne zostają zlikwidowane. Nikt niczego nie musiał.

Jakbym chciał zabrzmieć osvaldowo, to stwierdziłbym, że to opowiadanie/fragment to obraz fabularnej katastrofy :( . Tu praktycznie nie ma fabuły, jest tylko pokaz slajdów. To, że mamy do czynienia z fragmentem, nie jest usprawiedliwieniem, ponieważ przez 18 tysięcy znaków, czytelnik oczekiwałby, że ujawni się cokolwiek, co można traktować jak jakąś stałą, coś, na czym można polegać, jakaś struktura rzeczywistości.

 

Z pozytywnych rzeczy, to uważam, że językowo piszesz nieźle (Choć jakby wszystko jest trochę po łebkach, ale można z tego zrobić styl, jeżeli fabuła jest dobra. Jest to zdecydowanie lepsze niż przegadywanie), więc moim zdaniem już nie warto, żebyś trenował styl na takich tekstach. Chciałbym przeczytać coś z charakterystycznymi postaciami, które grają o jakąś stawkę i mają jakieś relacje między sobą, co składa się w spójną historię :) . Nawet jeżeli nie jest ukończona, a zaledwie zaczęta w formie fragmentu.

 

Mam nadzieję, że nie zepsułem świątecznego nastroju :( , ale mimo wszystko Wesołych Świąt! :)

Łukasz

Witaj Lukenie! 

 

Bardzo Ci dziękuję za wizytę i komentarz.

 Tytuł jak sequela filmu akcji z lat 90 :)

Planuję używać Baby Jagi jeszcze trochę i przyjąłem taką konwencję.

Początek zwiastuje obyczajówkę.

OK, przyjmijmy. Rozpisałem się o typowych problemach tzw. “młodych dorosłych”, czyli współzawodnictwo kto bardziej cool i posiadających nie do końca dojrzały płat czołowy, który jest niezbędny do podejmowania decyzji ze świadomością konsekwencji.

Żart trochę wysilony i mało oryginalny.

Trepski żart, że drewniana mina przeciwpiechotna ze szklanym zapalnikiem “krzywdy nie zrobi, a tylko nogę urwie” słyszałem tyle razy, że wbudował się w mój ogląd rzeczywistości, nawet osobowość i postanowiłem puścić go dalej. W sumie użyłem go w kontekście zasygnalizowania, że Baba Jaga może naprawdę zrobić krzywdę.

Cała historia jest niestety stosunkowo mało interesująca.

Czyli się jednak nie czyta :-(

Tego się bałem!

Postaram się to uzasadnić. Będzie brutalnie, może nawet trochę osvaldowo :( .

To dobrze!

W zasadzie to nie jesteśmy pewni, dlaczego bohaterka chce być uczennicą Baby Jagi.

Bo rodzice po niej tego oczekują.

 

Tekst od pierwszego akapitu zapowiada się jako obyczajówka i w zasadzie cały ma taki charakter, więc przynajmniej nie mogę powiedzieć, że zostałem oszukany :)

Przyznam się, że:

  1. Pociąg z napędem odrzutowym, zatrzymujący się poza wyznaczoną stacją.
  2. Rytualna inicjacja seksualna (nieudana) jako wstęp do nauki czarów.
  3. Przemoc wobec wnuczki.
  4. Kanibalizm

lekko odbiegają od tego, co mnie otacza w życiu codziennym i dlatego nieco trudno byłoby to określić jako “czystą” obyczajówkę.

Tym samym ostatnie wątłe struktury fabularne zostają zlikwidowane. Nikt niczego nie musiał.

IMHO to lekka zapowiedź plot-twistu.

 

Z pozytywnych rzeczy, to uważam, że językowo piszesz nieźle (Choć jakby wszystko jest trochę po łebkach, ale można z tego zrobić styl, jeżeli fabuła jest dobra. Jest to zdecydowanie lepsze niż przegadywanie), więc moim zdaniem już nie warto, żebyś trenował styl na takich tekstach.

A jeśli lepszych nie umiem wymyślić?

Tu praktycznie nie ma fabuły, jest tylko pokaz slajdów.

Opowieść (w pierwszym rozdziale) jest (na być!) o tym, jak Natasza dojrzewa z osoby, która chce wypełniać oczekiwania rodziców do takiej, która sama wybiera. Zaskoczenie – babcia to akceptuje.

Magia tu pokazana jest z jednej strony jako niepotrzebna dawna sztuka. Po co komu zaklinania Ghuli czy innych ożywieńców do ochrony ścieżki, kiedy bogowie dali nam miny przeciwpiechotne? Z drugiej strony to wiedza zapomniana i zakazana.

Będę chciał Ciebie prosić o betowanie kompletnego tekstu, bo się napisał. Będzie jeszcze podlegał testowaniu automatami (w tym – betomat).

W charakterze zachęty dodam, że w przedostatniej scenie mamy gore, a ogólnie raczej 18+. Jaś i Małgosia też się pojawiają :-)

Mam nadzieję, że nie zepsułem świątecznego nastroju :( , ale mimo wszystko Wesołych Świąt! :)

Skądże! Bardzo Ci dziękuję i też (spóźnione) Wesołych Świąt!

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Przyznam się, że:

Pociąg z napędem odrzutowym, zatrzymujący się poza wyznaczoną stacją.

Rytualna inicjacja seksualna (nieudana) jako wstęp do nauki czarów.

Przemoc wobec wnuczki.

Kanibalizm

lekko odbiegają od tego, co mnie otacza w życiu codziennym i dlatego nieco trudno byłoby to określić jako “czystą” obyczajówkę.

No to jest zdecydowanie niezwykła obyczajówka, ale tekst jest jednak głównie o niezwykłych obyczajach w tej wykreowanej rzeczywistości :) .

Opowieść (w pierwszym rozdziale) jest (na być!) o tym, jak Natasza dojrzewa z osoby, która chce wypełniać oczekiwania rodziców do takiej, która sama wybiera. Zaskoczenie – babcia to akceptuje.

No to, że w postaci coś się zmieniło, jest plusem, ale jest tu to jak odhaczony punkt “przemiany”, a nie prawdziwy owoc fabuły, więc nawet na to nie zwróciłem uwagi. Bo dlaczego Natasza się przemieniła? Nie dlatego, że jakieś wydarzenie ją przemieniło. Nie dlatego, że odbyła jakąś mentalna podróż, zmagając się z jakimś konfliktem lub konfliktami. Po prostu poszła na imprezę, posmalltalkowała, wróciła i się rozmyśliła. To wybrzmiewa nie tyle jak przemiana, ile jak kapryśność. Decyzja bezpodstawna, slajd opisujący wydarzenie, niezwiązane mocno z poprzednimi.

Będę chciał Ciebie prosić o betowanie kompletnego tekstu, bo się napisał.

Chętnie spróbuję, tylko ostrzeż mnie od razu, ile to ma znaków :) . Obawiam się jedynie, że fundamentalna struktura fabuły w zasadzie jest nie do naprawienia, po napisaniu tekstu. Jeżeli więc dostrzegę podobne mankamenty w dalszych częściach, to niewiele będziesz w stanie z tym zrobić, bez przepisania olbrzymich połaci opowiadania. O wiele lepiej byłoby zrobić brainstorming pod tym kątem przed pisaniem – na etapie konceptualizacji.

 

Tak swoją drogą, to zwróć uwagę, jak wprowadzane są postacie we wciągających książkach. Dlaczego postacie w Harrym Potterze są interesujące? Ponieważ jest to rodzina bohatera, współuczniowie, nauczyciele – osoby, co do których mamy gwarancję z kontekstu, że są ważne z perspektywy przyszłości naszego herosa. Jak dowiadujemy się choćby drobnej rzeczy o kimś, z kim mamy siedzieć w ławce przez następny rok, to jest to interesujące. Jeżeli natomiast dowiadujemy się czegoś o kompletnie obcej osobie, to nas to nie zainteresuje, dopóki ta osoba nie nabierze kontekstu, który zwiąże ją z bohaterem i/lub historią. Musi się ten związek pojawić bardzo szybko, bo bez niego, nie ma żadnej motywacji, żeby na te postacie zwracać uwagę. Są jedynie przeszkodą w czytaniu.

Ciągle nie mogę dokończyć tego nieszczęsnego “Przez ciemne zwierciadło” Dicka, o którym mówiłem na spotkaniu, że mi się nie podoba, ale nawet tam Dick wprowadza do historii osoby, o których bardzo szybko wiemy, że bohater jest zainteresowany, żeby je znać, bo albo ma z nimi jakieś interesy, albo mieszkają z nim itd. Dalej, “Trzy stygmaty Palmera Eldritcha”. Kogo poznajemy najpierw poza bohaterem? Jego asystentkę (wybór przykładów drogą losowania z książek, które piętrzą mi się na szafce). Te relacje to są prawa rządzące fabułą, które czytelnik trzyma w tyle głowy podczas czytania.

W powyższym tekście praktycznie wszystkie postacie są kompletnie oderwane przez te bite 18 000 znaków, poza Babą Jagą, a gwoździem do trumny jest zakończenie, w którym ta jedyna relacja zostaje tylko osłabiona.

Dobra. Starczy tych świątecznych przemyśleń ;) .

Łukasz

Może nie bardzo się znam i żaden tam ze mnie autorytet, ale Radek ma po prostu swój niepowtarzalny styl w konstruowaniu opowieści oraz ukazywaniu bohaterów i prowadzeniu akcji.

I całkiem na marginesie, wiele powieści, uznanych dziś za kultowe oraz wzorcowe dla kolejnych pokoleń, musiało na wstępie toczyć zażartą walkę o to, by w ogóle pojawić się na rynku (o zaistnieniu na nim – a tym bardziej jego zawojowaniu – nawet początkowo nie marząc).

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

@Luken:

Ostrzeżenie: objętość rysuje się na poziomie 76k, w związku z tym rozumiem, jeśli powiesz, że po prostu NIE.

Konceptualnie IMHO jest OK, napisane – w takim razie źle. W przedstawionym rozdziale mamy rozwój bohaterki od “nie lubię jeździć do babci, bo to nie cool” do “chrzanię swoje dziedzictwo i oczekiwania rodziców (matki), pójdę na chemię”. Tę przemianę Baba Jaga zauważa i docenia: “nie będę za ciebie chcieć”. Do tego mamy mieć zarysowany konflikt między Sonią (starsza, miejscowa i ładniejsza w postrzeganiu bohaterki – nie ma większych/innych ambicji niż zostać czarownicą).

Oczywiście Sonia wpadła na to, że jeśli uczciwie przeleci każdego, którym się Natasza zainteresowała na potańcówie, to cnota “młodej” zostanie zachowana. Wiele z tym zresztą zachodu nie ma.

Końcówka rozdziału ma w założeniu dać czytelnikowi wrażenie, że wszystko się skończyło i tylko policjantowi (Michaiłowi) wystarczy złapać “jaczejkę kanibali”.

Dlaczego postacie w Harrym Potterze są interesujące? Ponieważ jest to rodzina bohatera, współuczniowie, nauczyciele – osoby, co do których mamy gwarancję z kontekstu, że są ważne z perspektywy przyszłości naszego herosa.

Akurat tak się składa, że tutaj też. Czytając “Harry Potter i Kamień Filozoficzny” nie byłem pewny czy Draco Malfoy jest postacią epizodyczną (i zostanie zeżarty przez odrodzonego Voldemorta pod postacią profesora Quirrela), czy jakkolwiek dalej istotną.

Te relacje to są prawa rządzące fabułą, które czytelnik trzyma w tyle głowy podczas czytania.

Widocznie tu jest u mnie problem :-(

 

@bruce:

Przeceniasz mnie!

Staram się tylko korzystać z porady, żeby pomijać w opowieści sceny nieistotne. Jeśli po pamiętnej nocy, w czasie której Natasza nie straciła dziewictwa i nie została “oficjalną” uczennicą czarownicy do momentu Uwolnienia nic się nie wydarzyło, to nie należy opisywać, że robiła śniadanka, karmiła jednorożce w stajni babci i “latała na miotle” po podłodze w pracowni.

Próbuję być wierny idei narratora subiektywnego (przypisanego do któregoś z bohaterów), który się obiektywizuje tylko na chwilę, przeskakując między głowami.

Ciebie (jak zwykle) też będę błagał o betę. Tylko że oczywistości się nie pisze :-)

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radku, to akurat Twoje rady (jak i innych Betujących) są dla mnie zawsze doskonałą wskazówką oraz pomocą, moja “beta” się nie równa, nie ma nawet o czym mówić. smiley

Natomiast Luken słusznie tu podkreślił, że dobrze, iż nie jest u Ciebie rozwleczone i przegadane, bo ja akurat mam, tę skłonność i muszę się tu pilnować. A zatem to właśnie na Twoich opowiadaniach staram się wzorować, aby zbyt często “wody nie lać”. :) Twoje teksty mają zawsze skonkretyzowane treści, logiczne uporządkowanie i – jak często mi wyjaśniasz podczas bety – lubisz wszystko w opowiadaniu pozamykać. To jest Twój styl i moim zdaniem dla wielu (jak ja) powinien służyć za wzorzec. :)

 

Pozdrawiam świątecznie. ;)

Pecunia non olet

Ostrzeżenie: objętość rysuje się na poziomie 76k, w związku z tym rozumiem, jeśli powiesz, że po prostu NIE.

Chętnie przeczytam i skomentuję, ale może chwilę potrwać, zanim znajdę czas na przetrawienie takiego wieloryba :) .

Czytając “Harry Potter i Kamień Filozoficzny” nie byłem pewny czy Draco Malfoy jest postacią epizodyczną (i zostanie zeżarty przez odrodzonego Voldemorta pod postacią profesora Quirrela), czy jakkolwiek dalej istotną.

Wprawdzie już HP prawie w ogóle nie pamiętam, ale przypuszczam, że na tym etapie czytelnik był już kupiony, więc autorka mogła sobie pozwolić na trochę więcej :) . Początek rządzi się trochę innymi prawami niż dalsza część. Jakby “Dom z liści” Danielewskiego zaczął się takim, jaki jest w dalszej części, to prawie każdy rezygnowałby po paru stronach (poglądowy screenshot).

 

 

Łukasz

Sama się dziwiła, że potrafi tu trafić. ← może: umie trafić

zawsze „magicznie” pojawiały się pieniądzePRZECINEK jak była u babci

Przeczytałem, chociaż zwykle nie czytam fragmentów. Mógłbym, bez przymusu, przeczytać więcej, bo zaciekawiło.

 

 

Bardzo Ci dziękuję za przeczytanie. Napisana jest całość, poprawia się, będzie na pewno w styczniu w becie.

Cieszę się, że zaciekawiło.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Nowa Fantastyka