- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Moje łono jest jałowe, a ja pragnę zemsty

Moje łono jest jałowe, a ja pragnę zemsty

Tytuł stanowi hołd dla twórcy noise, black metalu i drone’a Maurice’a i jego projektu Gnaw their Tongues. My Womb Is Barren and I Want Revenge https://www.youtube.com/watch?v=tT2AlUiPdps

 

Poniższe zdania zostały wygenerowane przez chatGPT:

 

 

Mrok zalegał pokój, a jedynym źródłem światła był blady, księżycowy blask, który przedostawał się przez cienkie zasłony. W środku panował absolutny chaos – meble były rozrzucone po całym pokoju. Na podłodze leżało ciało mężczyzny. Jego twarz była zakrwawiona i zdeformowana, a oczy bez życia patrzyły w sufit.

 

Policjanci wkroczyli do mieszkania Thomasa Forsberga, gotowi do aresztowania oszusta podatkowego. Już od progu czuli dziwny, ciężki zapach, który przyprawiał o dreszcze.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy IV, Finkla, Outta Sewer

Oceny

Moje łono jest jałowe, a ja pragnę zemsty

Mrok zalegał pokój, a jedynym źródłem światła był blady, księżycowy blask, który przedostawał się przez cienkie zasłony. W środku panował absolutny chaos – meble były rozrzucone po całym pokoju. Na podłodze leżało ciało mężczyzny. Jego twarz była zakrwawiona i zdeformowana, a oczy bez życia patrzyły w sufit.

Stojąca nad nim kobieta trzęsła się cała, pełna strachu i rozpaczy.

Uroniła kilka łez i padła na ziemię. W uszach podźwiekiwały jej wciąż ostatnie słowa mężczyzny. Słowa, przez które zrozumiała, kto dokonał morderstwa.

 

***

Policjanci wkroczyli do mieszkania Thomasa Forsberga, gotowi do aresztowania oszusta podatkowego. Już od progu czuli dziwny, ciężki zapach, który przyprawiał o dreszcze.

Z początku nie zwracali na to szczególnej uwagi, sądząc, że zapewne dobiega on z pokoju przestępcy i świadczy o czymś paskudnym, lecz ostatecznie niewinnym.

Zastali Forsberga leżącego w samej bieliźnie na kanapie, który, choć nie spał, całkowicie ignorował przybyłych funkcjonariuszy.

– Proszę wstać – rzekł chudy blondyn o delikatnej cerze, długich włosach i wysokim głosie. – Jest pan aresztowany.

– Tak?

Policjanci nie odpowiadali. Funkcjonariuszka, czekając aż jej partner upora się z upartym aresztanten, zaczęła się rozglądać po mieszkaniu, niby to w jakiejś istotnej sprawie, a w rzeczywistości robiąc to jedynie ze wścibstwa.

– Tak, proszę pana – ozwał się blondyn. – Proszę wstać i….

– A co mi zrobisz? – zapytał Forsberg. Zdawało mu się, że żadne z funkcjonariuszy nie ma przy sobie broni palnej.

Blondyn nie odpowiadał.

– Zapewne – rzekł w końcu po dłuższej chwili wpatrywania się wzrokiem pełnym irytacji, ale i pobłażania – zapewne nie chce pan tak czekać tu bez końca.

– Jasne – rzekł w końcu Forsberg, wstając z łóżka.

– Niech się pan ubie…

W tym momencie ozwał się kobiecy krzyk.

Blondyn pogonił łagodnie Forsberga, aby ten się ubrał, po czym obaj ruszyli w stronę, z której dobiegł hałas.

Idąc korytarzem, dostrzegli policjantkę zaglądającą do jednego z pokoi, zasłaniającą nos i usta. Wówczas Thomas dostrzegł, że kobieta ma bioniczne ręce.

– Mój Boże – rzekła policjantka, podczas gdy do oczu nabiegły jej łzy.

Policjant wykrzywił się w nieprzyjemnym grymasie. Zanim zaglądnął do pokoju, spojrzał na aresztanta wzrokiem pełnym strachu i jakby zadającym nieokreślone pytanie.

Gdy wszedł do owego pomieszczenia, chrząknął, przymknął oczy i wychylił się do przodu. W tym czasie Frosberg uśmiechał się z satysfakcją.

– Ty skurwysynu! – krzyknęła kobieta, chwytając Forsberga za kark.

Mężczyzna dopiero wtedy poczuł, jak silny jest uścisk bionicznej dłoni i domyślił się, dlaczego policjanci mogą nie mieć przy sobie broni palnej.

– Frid, zostaw go! – rzekł łagodnie jej partner.

Policjantka niechętnie go posłuchała. Przez moment jeszcze patrzyła ze wściekłością załzawionymi oczami na zbrodniarza.

– Trzeba będzie wezwać kogoś od nas – rzekł policjant. – Tylko w ramach dowodu zrób zdjęcie pokoju, a obok postaw tego człowieka.

– A tymczasem, panie Forsberg – rzekł policjant po sfotografowaniu miejsca – idziemy.

Aresztant wysunął ręce do zakucia w kajdanki, jednak policjant odwrócił się bez słowa i kazał podążać za sobą. Thomas uniósł brwi i uśmiechnął się niemrawo.

Kobieta miała pozostać i popilnować miejsca zbrodni do czasu przybycia pomocy.

Gdy policjant wchodził z Forsbergiem do radiowozu, okazało się, że baterie słoneczne przestały funkcjonować. Ten pierwszy westchnął głęboko i powoli sięgnął do kieszeni po kajdanki, a następnie założył je na ręce aresztanta. Kajdanki zdawały się całkowicie gumowe, jednak gumowa i delikatna była tylko ich otoczka, podczas gdy same w sobie były rzecz jasna metalowe.

– Idziemy pieszo? – zapytał poirytowany Forsberg.

– Kawałek. Resztę podjedziemy pociągiem.

– O ile też baterie nie nawalą.

– Widzę, że posiada pan sporą dozę sceptycyzmu wobec decyzji państwa, nieprawdaż? Stąd wynika pańskie unikanie…

– A ciebie martwi to bardziej niż martwe gnijące ciało tej małej kurwy, prawda?

Policjant zdawał się chcieć coś odpowiedzieć, ale po kilkunastu sekundach jakby zrezygnował.

 

***

Stupięćdziesięcioletni atrakcyjny prokurator Kristian Ohlin patrzał łagodnie na Forsberga, siedzącego przed nim z nogą założoną na nogę i z podbródkiem opartym o rękę.

– Widzę, że lubi pan – mówił prokurator – niemiłe niespodzianki.

– Niemiłe? Myślałem, że widmo zamordowanej dziewczynki blednie w obliczu nieoddania państwu dziewięćdziesiąt procent swojego dochodu…

– Starczy tych nieodpowiednich żartów na dzisiaj, panie Forsberg. Lepiej niech mi pan powie… i pytam o to jako prywatna osoba, całkowicie z ciekawości…

– Prywaciarz! Na stos z nim!

– Pamięta pan, co powiedziałem dosłownie przed chwilą?

– Przepraszam. Już, jestem całkowicie poważny.

– A więc dlaczego pan się nie ukrywał? Dlaczego nie ukrył pan ciała?

– Doskonale o tym wiesz. Chcesz uciszyć swoje sumienie, poproś koleżankę, która powie, że nawet bez inżynierii genetycznej jesteś dziesięć na dziesięć, a podobne pytania, jak ty zadałeś przed chwilą, zbędzie naiwnie optymistycznymi farmazonami pokroju „Nikt nie jest idealny” bądź „Każdy człowiek przysłużył się czemuś dobremu”. Doskonale wiesz, że nie mam absolutnie żadnej motywacji nie tylko, by ukryć ciało, ale przede wszystkim, by powstrzymać się od wszystkiego, co chcę zrobić. Doskonale wiesz, że gdyby za morderstwo groziło mi coś więcej niż ta pierdolona operacyjka, rozważyłbym wszelkie ryzyko, wszelkie za i przeciw… i może mała by żyła po dziś dzień. Ludzie jak ty są winni jej śmierci tak samo jak ja.

– Gdyby groziły za takie przestępstwa surowe kary, jak zapewne pan sugeruje, to o ile rzeczywiście działałyby odstraszająco (z czym się nie zgadzam, ale na potrzeby argumentu przyjmijmy, że pana prymitywne eksperymenty myślowe są poprawne), nie rozwiązałyby żadnego problemu, leczby go ukryły. Wystraszeni niedoszli mordercy o brudnych jak smog duszach ukrywaliby się po kątach…

– I nikomu by nie przeszkadzali!

– Byliby chorzy, panie Forsberg!

Choć prokurator mówił w sposób wyważony i spokojny, wręcz robotyczny, przez niemal cały czas, tutaj podniósł lekko głos, co w ustach tak stoickiej osoby brzmiało właściwie jak krzyk:

– Dzięki temu, że takich ludzi leczymy, że im dosłownie uniemożliwiamy ich zwyrodniałe czyny, możemy żyć bezpiecznie. Wie pan, ile nasze państwo pracowało na to, bym teraz mógł spokojnie chodzić z dziećmi po ulicy, bym mógł pozwolić sobie na niezamykanie drzwi od mieszkania, by głodni przechodnie mogli sobie wejść i się rozgościć bez budzenia nas, tak jak dawniej czynili nasi przodkowie? Pana barbarzyńskie pomysły tylko by mi to wszystko odebrały.

Prokuratot odetchnął na chwilę.

– Może pan wyjść.

Forsberg został poprowadzony przez parę policjantów, kobietę i mężczyznę, wprost do sali operacyjnej. Zanim rozpoczął się zabieg, ogolono mu głowę.

Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał, było urządzenie zbliżające się do jego skroni.

 

***

Ohlin pstryknał palcami przed twarzą budzącego się Forsberga.

– Gdzie jestem? – pytał, mrużąc oczy.

– Będziemy testować skuteczność operacji.

– Tak? I jak niby chcesz to zrobić?

Ohlin uśmiechnął się skrycie i ruszył bez słowa na drugą stronę pomieszczenia. Sięgnął do torby i wyciągnął z niej jakieś akta.

– Hmmm, spójrzmy no – rzekł, liżąc palce i przewracając strony.

Forsberg spostrzegł, że w pomieszczeniu znajdują się ponownie ci sami funkcjonariusze co przed operacją. Ci podnieśli go do pozycji siedzącej.

– Z tego, co przeczytałem, pana matka – prokurator mówił skrajnie sarkastycznym tonem – „cierpiała na upośledzenie intelektualne w stopniu lekkim”. Czyli, stosując termin fachowy, była jebaną idiotką.

Forsberg przygryzł górną wargę i zaczął ciężej oddychać.

– Cieszę się, że dotknęło cię, skurwysynu, to, co powiedziałem o twoim sumieniu. Musiało cię dotknąć, skoro teraz się mścisz w ten sposób.

– To nie zemsta – rzekł, spoglądnąwszy porozumiewawczo na policjantów. – To część testu.

– Jakiego testu?

– Tego testu, który sprawdza, czy pańskie pedofilskie skłonności są w jakiś sposób związane z faktem, że pański ojciec, kimkolwiek był, wyruchał kobietę, która umysłowo zatrzymała się na poziomie dwunastoletniego dziecka?

Tu widać było wyraźne zmaganie się z samym sobą na twarzy Forsberga.

– Zabiję cię, skurwysynu!

– No właśnie tego nie zrobisz – rzekł prokurator.

Forsberg zaczął się pocić.

– Kurwa – rzucił, oddychając ciężko. – Co jest!?

– Operacja zadziałała – rzekł triumfalnie prokurator. – Jednak trzeba będzie podjąć jeszcze kilka podobnych testów, zanim wyślemy pana do pani Berggren. Dla bezpieczeństwa oczywiście.

– Do kogo?

– Zna pan to nazwisko. Przynajmniej powinien pan znać.

Forsberg chwycił nasadę nosa.

– Zapytał pan – ciągnął prokurator – czy coś jeszcze pana czeka oprócz operacji. Resocjalizacja nie dobiegnie rzecz jasna końca, jeśli nie zadośćuczyni pan ofierze. A w tym przypadku – matce ofiary. Wyślemy pana jako pracownika socjalnego, będzie jej pan przynosił zakupy, pomagał w pracy i tak dalej. Ona nie będzie wiedziała, kim pan jest. Nie wie jeszcze nawet, że zabił pan jej córkę. I ma tak pozostać, rozumiemy się?

– A co się stanie, jeśli tego nie zrobię? Albo jeśli jej o tym powiem?

Prokurator milczał.

– No właśnie – mówił Forsberg – staracie się być tacy łagodni, twierdzicie, że przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem… Ale przemoc zawsze jest na końcu tego łańcucha, nie możecie się z tym pogodzić i nie chcąc kłamać, milczycie.

– Będę tu wracał przez kilka tygodni – rzekł Ohlin z uśmiechem. – Niech pan się przygotuje. Od 1 maja będzie pan pomagał pani Berggren i na to też niech się pan przygotuje.

***

Wszedł do mieszkania i przez chwilę się rozglądał. Nie mógł jej znaleźć. Wszedł do salonu i zastał ją, rozmawiającą na odległość z dziećmi z klasy. Te zareagowały entuzjastycznie na widok mężczyzny wchodzącego do pokoju.

– Czy ten pan jest pani mężem? – zapytała jedna z dziewczynek.

Agnethe uśmiechnęła się rozkosznie. Thomas dostrzegł jak zwykle na jej szyi katolicki krzyżyk, który po raz kolejny wzbudził w nim złość i obrzydzenie.

Kobieta rzekła:

– Nie.

Tu spojrzała na długie włosy Thomasa i z życzliwą ironią rzekła:

– A szkoda.

– Szkoda, szkoda – odparł z uśmiechem. – To ja może wyjdę, co?

– Nie, nie, ja już kończę lekcję – rzekła Agnethe.

– A kim jest ten pan? – zapytało inne dziecko.

– Ten pan pracuje dla rządu – odparła kobieta.

– Ale fajnie! – krzyknął pewien chłopiec. – Czy przy najbliższym spotkaniu będziemy mogli go spotkać?

Agnethe roześmiała się życzliwie.

– Nie, nie… – mówiła łagodnie. – Pracuje dla rządu, ale to nie znaczy, że jest agentem czy coś w tym rodzaju…

– Wiem – rzekł chłopiec. – Jest pracownikiem, który pomaga za darmo osobom…

– Nie za darmo – przerwał Forsberg. – Z podatków.

Agnethe spojrzała na niego zdezorientowana. Zdało się, że chciała powiedzieć “to racja”, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.

– Aż tak bardzo kochacie rząd, że każdego jego pracownika traktujecie jak bóstwo? – zapytał Thomas.

Dzieci potwierdziły skinieniami.

Thomas uśmiechnął się z ironią i lekkim zakłopotaniem, po czym oznajmił:

– Dla mnie nie ma problemu! O ile oczywiście mogę…

– Zapewne możesz – powiedziała Agnethe. – A lubisz dzieci?

Forsberg przygryzł z zakłopotaniem wargi i oparł ręce o biodra.

– No… – mruknął bez przekonania. – Można tak powiedzieć.

***

– I co? – pytała Agnethe z uśmiechem. – Nie jesteście zawiedzeni, że pan Thomas nie ma peleryny i lasera w oczach?

 – Agnethe, proszę – westchnął Thomas. – Nie naśmiewaj się z dzieci.

– Jak stał się pan pracownikiem rządowym? – zapytała dziewczynka, z którą rozmawiali wcześniej.

Forsberg otworzył usta, lecz przez długi moment nie wydobył się z nich dźwięk. Po chwili przykucnął, tak że jego twarz znalazła się na wysokości twarzy dziecka, i szczerze rozbawiony powiedział:

– Wiesz, chyba nie mogę odpowiedzieć na to pytanie.

– Dlaczego? – zapytała dziewczynka, śmiejąc się.

– Bo jestem seryjnym mordercą – rzekł Thom, z nienaturalną i chaotyczną intonacją. – Rząd rosyjski wysłał mnie, bym był agentem i zamordował wszystkich.

– Nie!!! – krzyknęła dziewczynka, na poły rozbawiona, na poły wystraszona.

– A zacznę od Andersa i Chrisa…

– Tak! – rzuciła dziewczynka uradowana. – Nie, no, może nie…

– Za co?! – spytała równie rozbawiona Agnethe. – Przecież są tacy…

– Nie widziałaś, jak jej dokuczali?

Agnethe przymrużyła oczy i spojrzała uważnie na Thomasa, a następnie na dziewczynkę.

– Że też nigdy nie zauważyłam – powiedziała, sama nie wiedząc, czy mówi do siebie, czy do Thomasa.

Pożegnali się z dziećmi i ruszyli szkolnym korytarzem. Thomas nieco wyprzedził Agnethę.

W pewnym momencie, tuż u wyjścia ze szkoły, serce podskoczyło mu do gardła.

Zobaczył prokuratora Ohlina. Spojrzenia ich spotkały się na dosłownie kilka sekund, jednak wystarczyło to, by równie oszołomiony Forsberg dostrzegł zdziwienie w oczach Ohlina, zdziwienie, które szybko, choć stopniowo przechodziło w niepokój. Poszedł do przodu, jak gdyby nie chcąc zwracać niczyjej uwagi, i z „bezpiecznej” odległości zaczął oglądać się nie tyle za Ohlinem, ile za Agnethe. Okazało się, że mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – tak się bowiem złożyło, że z nie wiadomo jakiego powodu Agnethe rozmawiała właśnie z Ohlinem. Treści ich rozmowy nie znał i nie miał śmiałości podsłuchiwać, lecz rzecz jasna nawet wówczas wykluwały się w jego głowie pewne domysły.

Po kilku minutach kobieta skończyła rozmowę i podeszła do Thomasa.

– Nie pytasz, kto to był?

Forsberg zaczął oddychać ciężej. Przygryzł górną wargę.

– Coś ci jest? – spytała.

– Nie jestem taki wścibski.

– Co?

– Chodzi – mówił z nietypowym dla siebie chłodem i sztywnością – chodzi mi o to, dlaczego nie pytałem. To nie moja sprawa, kim był ten facet.

– Ale często pytasz o podobne rzeczy – mówiła łagodnie i z wyrozumiałością. – I wcale mi to nie przeszkadza. Jesteśmy ze sobą blisko, przyjaźnimy się. Nie obraziłabym się, gdybyś mnie spytał, pomyślałabym, że to z ciekawości, a nie…

Tu zamilkła nagle.

– Zazdrości? – dokończył Thomas z uśmiechem życzliwej ironii.

– Zazdrości – powtórzyła, uśmiechając się filuternie.– Zazdrościć się o przyjaciela?

– Właśnie dlatego przyjaźń jest najlepszą relacją: zazdrość nie tylko nie ma w jej przypadku sensu… Ona w niej praktycznie nie występuje!

Zamilkli na moment.

– Jakbyś jednak – mówiła Angethe, tym razem mniej pogodnym, lecz wciąż przyjaznym tonem – się zaciekawił, to był człowiekiem, który zajmuje się śledztwem w sprawie… no wiesz…

Forsberg milczał przez moment, jakby nie wiedząc, czy poruszanie tematu śmierci jej brutalnie zamordowanej córki jest na miejscu (nawet z perspektywy osoby, która nie wie o wszystkim), jednak stwierdziwszy, że znacznie gorsza byłaby długa niezręczna cisza bądź sugerujące całkowity brak zainteresowania milczenie podczas tyrady Agnethe, rzekł:

– I co ci powiedział?

– Wiele rzeczy. Spotyka się ze mną bardzo często. Powiadamia mnie o nowych poszlakach w śledztwie. Widzi się ze mną w twarz, by mieć kontakt psychologiczny czy coś. Teraz to cenią, wiesz, ci ludzie z rządu.

Tu zaczęła mówić jakby z wyrzutem.

– Nie chcą być bezdusznymi biurokratami, tylko „przyjaciółmi” albo…

– … rodziną – dokończył Thomas, spojrzawszy Agnethe po raz pierwszy od dłuższej chwili w oczy. – Tak jak dawniej czynili nasi przodkowie?

– Wyobraź sobie, że dokładnie tak mi powiedział! – rzekła ze zdziwieniem i podziwem.

– Pracuję dla rządu, wiem takie rzeczy. Ci ludzie chcą przenosić coś, co miało sens w kilkudziesięcioosobowych wioskach wikingów, które musiały żyć w bliskiej wspólnocie, by przetrwać niewyobrażalnie srogie zimy, na społeczeństwo, które spędza większość czasu samotnie w ciepłych domkach, pijąc wino, głaszcząc kota, oglądając pretensjonalne „poetyckie” kino, i zażywając tabletki antykoncepcyjne, by móc zerżnąć przystojniaka z klubu literackiego. My nie potrzebujemy wspólnoty, my potrzebujemy głupkowatych memów o introwerytkach, z którymi można się „utożsamiać”…

– Więc dlaczego pracujesz dla rządu? – zapytała niemal oburzona Agnethe.

– A dlaczego ty pracujesz?

– Ja nie krytykuję rządu i jego humanitarnej polityki. Ty tak, więc dlatego pytam, dlaczego dla nich pracujesz, skoro tak ci się nie podobają.

– Przecież przed chwilą krytykowałaś ich za te wszystkie pseudowspólnotowe pierdoły. Nie powiedziałaś tego wprost, ale było to słychać. Prawda?

Agnethe milczała i spuściła nieśmiało wzrok, jakby wstydząc się przyznawać do tego, co zaobserwował Forsberg.

– Pracuję dla nich, bo kocham dzieci. A nie ma dozwolonych prywatnych opcji. A dlaczego ty pracujesz dla nich?

– Bo kocham samotne kobiety – powiedział, zaśmiawszy się rubasznie. Agnethe odwzajemniła uśmiech i zaczęła uderzać go lekko własną torebką.

– Ty seksistowska świnio! – powiedziała nienaturalnym prześmiewczym tonem.

– Już, już, żartowałem… – krzyczał, również roześmiany.

Po kilku minutach Thomas postanowił wrócić do tematu jej córki.

– Jak dużo wie o sprawie? – spytał spokojnym tonem.

– Bardzo dużo. Dokładnie trzy tygodnie temu powiedział mi, że znaleźli jej ciało na odludziu. Przyniósł mi zdjęcie tego miejsca. Mówił też, to już trochę później, że prawdopodobnie nikt jej nie zabił i zginęła przypadkiem.

– Ty chyba lepiej…

– Lepiej – parsknęła cicho.

– Przepraszam, jeśli…

– Nie, nie, spokojnie. Wiem, co masz na myśli. Że lepiej, jak nie mam kogo nienawidzić. Że mogę po prostu powiedzieć „to był nieszczęśliwy wypadek, po prostu”. Ale… Boże, gdyby tylko… Wiem, że może przemawiać teraz przeze mnie jakaś prymitywna żądza krwi, ale nie chcę się mścić. Chcę tylko znać osobę. Nie jakiś nieuchwytny powód pokroju „złego szczęścia” albo jakiegoś mocnego prądu podczas kąpieli w rzece. Bym mogła spojrzeć w twarz tej osobie i spróbować zrozumieć powód. Myślisz, że jest jakaś szansa, że go znajdą?

– Nie sądzę – rzekł stoickim tonem. – Nie sądzę, by to było najważniejsze. Najważniejsza nie jest zemsta. Naprawdę, jeśli spróbujesz się zemścić, zniszczysz samą siebie. A więc nie zemsta. Nie odstraszenie. Najważniejsze jest to, by ludziom było dobrze. A córki ci nie przywrócimy. Możemy tylko pomóc ci poradzić sobie z jej stratą.

– I ty próbujesz to robić, prawda? – zapytała, szczerze zainteresowana odpowiedzią, wyrozumiała i łagodna.

– Tak – odparł bez wahania.

– A więc szanse są zerowe?

Thomas nie odpowiadał, lecz jego milczenie wydało się Agnethe jasnym sygnałem, że prawdziwa odpowiedź jest czymś, czego nie chce usłyszeć.

***

Thomas wchodzi późnym wieczorem do mieszkania Agnethe. Od razu odczuwa, że coś jest nie w porządku, jest zbyt cicho, zbyt ciemno.

Jest w jej pokoju. Widzi ją leżącą na łóżku, nieruchomą, w dziwnej pozycji. Zastanawia się, czy powinien ją obudzić i powiedzieć, że przyszedł. W pewnym momencie przypomina sobie, że Agnethe praktycznie nigdy nie zasypiała tak wcześnie.

Rozgląda się wokół. Na półce obok leży puste opakowanie po lekach.

Podchodzi do Agnethe i dotyka jej twarzy, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Oczy są martwe.

– Agnethe – mówi, przerażony, uderzając ją z lekka po policzku. – Do cholery, obudź się, ty mała…

Po chwili odzywa się cichy głos kobiety:

– C… Co? Co się stało?

Brzmiała jakby była niewyobrażalnie senna i pijana.

– Co ty zrobiłaś?

– Nic, nic… Zaraz…

W tym momencie Agnethe zwymiotowała.

– Co ty próbowałaś zrobić? – zapytał, idąc po ścierkę na drugi koniec pokoju.

– Przepraszam – mówiła niewyraźnie.

– Ile tego wzięłaś, co? – zapytał surowym tonem. – Co chciałaś zrobić? Zabić się? Zasnąć szybko? Czy zwrócić na siebie uwagę?

Wycierając wymiociny, nagle zdał sobie z czegoś sprawę.

– Czy to przez to, co powiedziałem? – zapytał wyjątkowo jak na siebie łagodnym tonem. – To, co powiedziałem o braku szans?

Kobieta przyznała rację milczeniem.

Thomas posprzątał i położył kobietę na innym łóżku. Potem głaszcząc po głowie, starał się ją pocieszyć.

– Co mogę dla ciebie zrobić? – pytał. – Żeby ci przeszło?

– Nie pytaj – mówiła jakby przez sen. – Jeśli odpowiem, wówczas to będzie jak zastraszanie. “Zrób to, bo inaczej się zabiję”.

– Mnie możesz zastraszać, tylko po prostu nie mam zamiaru organizować ci pogrzebu. Proszę, powiedz cokolwiek…

– Właściwie to…

Tu kobieta nieco się ożywiła.

– Właściwie to chciałabym tylko znaleźć jej mordercę.

Serce Forsberga skoczyło niemal do gardła.

– Przecież on sam ci powiedział, że najprawdopodobniej nie ma żadnego zabójcy.

– I ty nagle wierzysz w szczerość państwa? Dobrze wiesz, że kłamią. Kłamią, bo chcą dbać o “społeczną kohezję”, psia jego mać. Dlatego oszukiwali na temat tych eksperymentów z mózgiem. Nie mówili, że finansują badania od lat, nie mówili, że zniosą po tym karę więzienia… Nie chcą, by ludzie się mścili, pewnie dlatego mi nic nie mówią, pewnie ten morderca gdzieś tam jest, ale…

Forsberg zaczął ciężej oddychać.

– Ale ja nie chcę się mścić. Ja chcę tylko wiedzieć, kim jest ten człowiek. Spojrzeć mu w oczy, zrozumieć…

– I co mam w związku z tym zrobić? – spytał nieśmiało.

– Pomóż mi go znaleźć. Nie wiem jak, ale jakoś pomyślimy. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy…

– Okej, ale…

– Co? Mówiłeś, że chcesz, bym cię zastraszała!

Forsberg spuścił głowę, nie wiedząc, co powiedzieć.

– W porządku, zrobię to.

Agnethe ścisnęła czule rękę Thomasa.

– Dla ciebie zrobię wszystko.

Położył się koło niej. Przytulił ją i pocałował w czoło. Ona odwzajemniła ten gest. W tej pozycji zasnęli.

***

Następnego dnia Agnethe niemal od razu wróciła do tematu poruszonego wczoraj.

– Mamy do pogadania – rzekła. – Na poważnie.

Serce mu przyspieszyło.

– Co się stało?

– Zobaczysz – powiedziała chłodno.

Weszła z nim do innego pokoju, jakby ukrywając się przed kimś.

– Pamiętam cię – rzekła. – Pamiętam twoją twarz. Teraz ją sobie przypomniałam. Kiedy śniłam po tych lekach.

– Nie możesz – mówił, ledwie powstrzymując atak paniki – nie możesz tak wierzyć w halucynacje spowodowane jakimiś substancjami…

– To nie tylko halucynacje. Teraz to pamiętam. Byłeś tam.

Moment niezręcznej ciszy.

– Gdzie? – zapytał.

– Na przyjęciu. Na uroczystości sylwestrowej w pałacu Bringsberg. W dniu, w którym zaginęła moja córka.

Długo utrzymywali ze sobą intensywny kontakt wzrokowy. Forsberg starał się wyczytać z jej spojrzenia intencje.

– I co w związku z tym? – zapytał.

– To znaczy tyle, że możesz wejść do tamtego hotelu. Możesz sprawdzić listę gości. Prawda? Możesz to zrobić.

– A dlaczego ty nie możesz tego zrobić?

– Przecież wiesz, jak bardzo państwo chce, bym nie dokonała żadnej zemsty. Pewnie już powiadomili wszystkich tych ludzi z hotelu, że ja, matka pragnąca zemsty, będę szukać zabójcy dziecka. Nie wpuszczą mnie. Nie pozwolą mi spojrzeć. Ty możesz powiedzieć, że byłeś w tamtym dniu, potwierdzić to, i poprosić o coś całkowicie niewinnego, jak nazwisko jakiejś kobiety, z którą flirtowałeś i od której zapomniałeś wyciągnąć numeru…

– Wtedy sam będę brzmiał jak morderca… – rzekł na poły żartobliwie.

– To nie wiem, coś możesz wymyślić, na przykład, że chcesz sprawdzić, o której wszedł twój kolega czy coś. Nie wiem. Pomyśl. Miałeś mi przecież pomóc, pamiętasz?

– Cóż…

– Co ci szkodzi? Chyba nie wierzysz, że chcę go zabić?

– Nie, nie o to chodzi, ale wydaje mi się to… wątpliwe. Nawet nie wątpliwe moralnie, tylko wątpię w sukces naszej tej… misji. Jak się dowiesz, kto jest zabójcą, tylko po spojrzeniu na listę nazwisk?

– Nie wiem, może to nic nie da, ale choć trochę zwiększy prawdopodobieństwo…

– Ale poświęcimy na to nieproporcjonalnie dużo wysiłku i czasu. Nieproporcjonalnie do tego procentu prawdopodobieństwa.

– Zapłacę ci. Nie musisz się o to martwić.

– Dobra – rzekł niechętnie. – Coś pomyślę. Ale wiedz, że to nic nie da, najprawdopodobniej.

Wzdrygnął się, przypomniawszy sobie, że ostatnie wspomnienie o braku szans skończyło się jej przedawkowaniem leków.

– Dziękuję – rzekła radośnie.

***

Wieczór. Forsberg leżał, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji. W końcu wpadł na pomysł, który podówczas wydał mu się genialny.

***

Następnej nocy, po odnalezieniu w internecie adresu prokuratora, zakupieniu najdroższego dostępnego dyktafonu, postanowił wkraść się do tego mieszkania.

Rozglądając się, zastał małą dziewczynkę, leżąca w łóżku. Prawie ją obudził. Miała około dziesięciu lat, była urocza i wyglądała podobnie do córki Agnethe.

Po schowaniu dyktafonu w miejscach, w które nikt by nie zaglądał, wybiegł szybko na zewnątrz.

***

Następnego dnia zadzwonił do Ohlina. Ten natychmiast odezwał się w słuchawce.

– Panie prokuratorze – mówił Forbserg. – Wiem o panu wszystko.

– Co masz na myśli?

– Wiem, że jest pan jednym z głównych ideologów tych przemian w naszym kraju, prawda? Tej całej humanitaryzacji, tak? Czy też zcipienia, jak sam bym to nazwał.

– Dzwoni pan po to, by powiadomić mnie o znanym fakcie z mojego życia?

– Nie tylko. Chciałem także powiedzieć, że gdyby czekała mnie kara za zabicie tej małej suczki, nigdy bym tego nie zrobił. Gdyby nie zniesiono kar, zastępując je operacjami mózgu, toby ta mała, piszcząca w momencie śmierci, przeklinająca Boga i wszystkich świętych suka, wciąż by żyła. Wciąż by bawiła się, uśmiechała i przytulała tę starą kurwę, dla której pracuję. Chce, żebyś to wiedział.

– Nie będę z panem w ten sposób rozmawiać. Jeśli coś takiego się powtórzy…

– To co? Zrobicie mi kolejną operację mózgu, która uniemożliwia dzwonienie do ludzi…

W tym momencie Ohlin się rozłączył.

***

Minęło kilka dni. Forbserg przyszedł do mieszkania prokuratora i wziął ze sobą dyktafony.

Kilka następnych dni zajęło mu odsłuchiwanie materiałów.

***

W końcu podszedł do Agnethe, oznajmiając, że ma coś ważnego do powiedzenia.

– Sprawdziłem listę gości – rzekł.

– I jaką wymówkę im dałeś?

Chwila ciszy.

– To teraz nieważne. W każdym razie okazało się… Obawiam się, że w to nie uwierzysz… Było tam nazwisko Ohlina.

– Tego prokuratora?

– Tak.

– I co w związku z tym?

– Sądzisz, że to przypadek?

– To znaczy… Ale jaki on miałby mieć z tym związek?

– A skąd tyle wie o sprawie? Wiedział gdzie szukać ciała twojej córki. Jak znaleźli je na kompletnym odludziu? Dlaczego zdaje się opóźniać sprawę? Czyżby odwracał uwagę od prawdziwego… To dlatego mnie wysłał do ciebie, bo byłem na przyjęciu, wysłał mnie, by odwrócić twoją uwagę, byś pomyślała, że to ja jestem mordercą! I żebyś się skupiła na kimś innym niż on!

– To znaczy… Ja nie wiem. To wydaje się takie dziwne.

– Tak? Czyli mi nie wierzysz?

– No nie wiem, chyba potrzebne są mocniejsze dowody.

– No właśnie, a propos.

Wyciągnął dyktafon. Gdy tylko ozwał się głos prokuratora, kobieta zapytała:

– Boże, skąd to masz?!

– A skąd niby mam mieć? Wkradłem się do mieszkania Ohlina.

– Jak to, przecież…

– Co, nie wolno? A wolno prowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa, bez zezwolenia? Poza tym nie musiałem nic robić, prokurator sam zdradził mi, że nie zamyka drzwi, by strudzony wędrowiec mógł dokonać na własną rękę jego ukochanej redystrybucji. Ale nie o to chodzi, posłuchaj, co mówił:

 

– Zabiłem ją. To przeze mnie zginęła. Zamordowałem ją. Ta małą, przeklinająca w chwili śmierci Boga i świętych sukę!!!

– Boże, nie mów tak!

– Ale to prawda! Tak, tak zrobiłem.

 

Prokurator zdawał się zapłakany i wściekły, głos jego żony był zdziwiony i smutny.

– Mój Boże – mówiła Agnethe. – Ja… Ja nie…

– Nie możesz uwierzyć? Ja też nie mogłem. Ale taka jest prawda, to on zamordował…

– Nie mów tego! Nie powtarzaj. Wiem dobrze, co to wszystko oznacza.

– A więc co zamierzasz teraz z tym zrobić?

– Nie wiem, chyba trzeba to pokazać policji.

– Jak im powiemy, że to zdobyliśmy?

– Nie wiem, chyba nie dostaniesz wielkiego wyroku, jeśli włamując się do mieszkania, rozwiązałeś na własną rękę śledztwo. I cokolwiek za to dostaniesz, to przysięgam, że ci odpłacę…

– Ale za to on nie dostanie żadnej kary.

– Ja… Ja nie zamierzam się mścić.

– Nie zamierzasz – powtórzył oburzony. – Zamordował twoją córkę! Powiedział, że w ostatniej chwili przeklinała Boga! Przez niego! – Tu spojrzał na krzyżyk na jej szyi. – Co jej się stało?

– Przestań – mówiła, niemal rozpłakana. – Jeśli poszła do piekła, to nie odwrócę tego, sama tam trafiając! Bo jak się na nim zemszczę, to tak się właśnie stanie.

– Bzdura, ona nie poszła do piekła, ty też nie pójdziesz. To te skurwysyny, które nie karzą sprawiedliwie zbrodniarzy, tam pójdą. Nie ci, którzy wymierzają na własną rękę sprawiedliwość.

– Po prostu z nim porozmawiam. Jeszcze zanim się z tym zgłoszę i zanim zabronią mi go widzieć, by ochronić go przed zemstą, zaburzaniem społecznej kohezji i zaufania czy coś w tym rodzaju…

– Przecież może zrobić ci krzywdę!

– Wezmę coś dla samoobrony.

– Masz pozwolenie na broń palną?

– Nie, wezmę gaz pieprzowy.

– Weź nóż. Gaz pieprzowy może być nie dość odstraszający.

– Tak mówisz?

– Tak.

Zastanawiała się.

– No dobra – rzekła. – Ale chcę z nim porozmawiać. Chcę spojrzeć mu w oczy.

– Dobrze. Tak należy – powiedział z satysfakcją.

***

Kobieta weszła do mieszkania Ohlina. Był późny wieczór. Oprócz prokuratora, nikogo nie było w mieszkaniu. Żona i córka bawiły się przed domem i choć nie rozpoznały kobiety, pozdrowiły ją uśmiechem, pokazując, że może się rozgościć, kimkolwiek jest.

– Och, witam! – rzekł nieco wystraszony, lecz przyjazny gospodarz. – Chce pani się czymś poczęstować?

Kobieta nie odpowiadała.

– A może napić? – pytał mężczyzna.

Cisza.

– Nie przyszłam tu dla przyjemności.

– Och, widzę, ważna sprawa. co się zatem stało?

Agnethe milczy. Wchodzi powoli do pokoju. Zamyka drzwi. Podchodzi do niego bardzo blisko i nieustannie patrzy mu w oczy.

– Chcę wiedzieć tylko jedną rzecz – oznajmiła.

Długa chwila milczenia.

– Jaką? – zapytał Ohlin, mocno zaniepokojony.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– O czym pani mówi?

– Dlaczego to zrobiłeś? To bardzo proste pytanie. Dlaczego nie chcesz odpowiedzieć? Przecież wiesz, że nic ci nie zrobię. Nikt ci nic nie zrobi…

– Naprawdę, zaczyna mnie to już niepokoić… Czy mogłaby mi pani w końcu powiedzieć, o co właściwie chodzi.

– To ty ją zabiłeś, prawda?!

– Mój Boże, o czym pani do cholery mówi? Kto pani takich bzdur naopowiadał!

– Są nagrania, jak się do tego przyznajesz!

– Jakie nagrania, czy pani do reszty oszalała?

– Powiedz chociaż, czy to prawda, że ty go do mnie przysłałeś?

– Kogo?

– Pomocnika, Thomasa Forsberga.

– Tak, to ja, i co w związku z tym?

– Chciałeś go wrobić? Bym zemściła się na nim, a nie na prawdziwym zabójcy?

Wyciągnęła z kieszeni nóż.

– Przyznaj się – powiedziała stanowczo.

– Jeśli chcesz mnie zastraszyć, to przecież wiadomo, że powiem dokładnie to, co chcesz usłyszeć, a nie to, co jest prawdą.

Jej głos powoli przechodził w płacz.

– Boże – powiedziała, jakby do siebie. – Boże, ale jestem głupia.

Zdało się, że ochłonęła. Schowała ostrze w kieszeni, wciąż jednak trzymając nóż.

– Nic nie szkodzi – mówił Ohlin. – Rozumiem, jak ciężka może być pani strata, to przez ten stres nie myśli pani jasno.

– Więc wysłałeś go?

– Tak – potwierdził ponownie.

– Po co? Powiedz prawdę, powiedz, kto jest prawdziwym zabójcą!

Ohlin wahał się długo. Spojrzał na rękę kobiety – wciąż trzymała rękojeść noża.

– To on jest prawdziwym zabójcą – oznajmił w końcu stanowczym, niemal surowym tonem.

Szok.

– Jak to? – powiedziała kobieta.

– A no tak to. Zrobiłem to specjalnie. Zgodnie z procedurami została mu usunięta część mózgu odpowiedzialna za brutalne zachowanie. Teraz jest niezdolny do jakiejkolwiek przemocy. Ale by resocjalizacja została przeprowadzona także na poziomie duchowym, musiał pojednać się z matką ofiary. Tak też się stało. Tylko ty o tym nie wiedziałaś.

Kobieta spuszcza wzrok z rozmówcy i otwiera szeroko usta.

– Są dowody, jeśli mi nie wierzysz – powiedział Ohlin.

Wyciągnął urządzenie z kieszeni i pokazał kobiecie zdjęcia, na których widać było zwłoki dziewczynki, a obok nich Forsberga.

Łzy spłynęły po jej policzkach. Kobieta powoli wyciągnęła nóż z kieszeni.

– Teraz to nie ma znaczenia – powiedział prokurator. – Ten człowiek jest niezdolny do przemocy, a pani już dawno się z nim zaprzyjaźniła, co sam zauważyłem. Teraz nie warto już patrzeć w przeszłość, musi pani…

Jego wypowiedź przerwało mocne dźgnięcie w brzuch.

Kobieta, wciąż ze łzami w oczach, spojrzała w twarz Ohlina, jakby zastanawiając się, czy kontynuować to, co rozpoczęła.

– Kłamca! – krzyczała. – Ty cholerny kłamco!

Prokurator dotknął dłonią swojej rany. Spojrzał na rękę i ujrzał mnóstwo krwi.

– Przepraszam panią za wszystko – powiedział Ohlin, chwytając kobietę czule za rękę. – On miał rację. To wszystko stało się przeze mnie…

Kobieta milczała. Skrzywiła się po raz ostatni i tym razem nie powstrzymując wściekłości, zaczęła dźgać Ohlina.

Mężczyzna padł martwy na podłogę.

Agnethe patrzała przez moment na niego w milczeniu. Po chwili dotarło do niej, co zrobiła. Rozpłakała się i padła na ziemię. W uszach podźwiekiwały jej wciąż ostatnie słowa mężczyzny. Słowa, przez które zrozumiała, kto dokonał morderstwa.

Wtem usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.

– Kochanie, co to za krzyki? Coś się stało?!

***

Agnethe z ogoloną głową weszła do sali operacyjnej. Przed przystąpieniem do zabiegu powiedziała chirurgowi:

– Będzie dało się potem zrobić tak, by usunąć mi pamięć tego wszystkiego, co się wydarzyło?

– Tego, czego dowiedziała się pani na temat pana…

Tu chirurg zajrzał do swoich notatek.

– Forsberga? – dokończył.

– Tak.

– Oczywiście, to właśnie mieliśmy zrobić podczas tej operacji.

– I…

Podczas dłuższej chwili milczenia kobieta spojrzała na chirurga spode łba.

– I nie powiedzieliście mi nic o tym?

Chirurg, uśmiechnąwszy się niemrawo, bez słowa powrócił do przygotowywania operacji.

***

Thomas spojrzał na wchodzącą do mieszkania Agnethe i na chustę zakrywającą jej głowę.

– Jak było?

– Gdzie?

– Na operacji.

– Jakiej operacji? – zapytała, szczerze zdziwiona.

Milczenie.

– Aha – westchnął w zamyśleniu, uśmiechając się niemrawo. – Nieważne, usiądź sobie, głupoty gadam.

– Thomas – rzekła łagodnym i jakby smutnym głosem.

– Co?

Kobieta milczała, jakby chciała się wyżalić, nie wiedząc jednak na co.

Wyciągnęła doń ręce. On ją czule przytulił i ucałował w szyję, głaszcząc po zakrytej chustą głowie.

– Kocham cię – powiedziała.

Forsberg milczał.

Koniec

Komentarze

Witam już po becie. :) 

Opowiadanie wstrząsające. Jako największe jego atuty podam: arcyciekawy pomysł na fantastykę oraz studium psychologiczne bezwzględnego mordercy. Opisane zbrodnie, jak zawsze u Ciebie, są nadzwyczaj realistyczne.

Pozdrawiam, kilk. :)

Wszystko co miałem Ci napisać, napisałem na becie. Teraz tylko podbijam komentarzem, może ktoś się pojawi i przeczyta. Na przyszłość do rozważenia – po becie przeklejaj teskt do nowej formatki, żeby czytelnicy nie widzieli tych kilkudziesięciu komci z bety. To znaczy, ci co nie betowali nie widzą komentarzy z bety, ale licznik pokazuje im dużą ilość komentarzy, a to niedobrze, bo masz większe szanse na wejścia i zapoznanie się z tekstem, kiedy komentarzy jest mniej.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Hej,

 

ciekawa wizja utopii, która w sposób nieunikniony przemienia się w antyutopię. Relacje bohaterów tworzą nieoczywisty mentlik, spleciony także z realiami społecznymi, podoba mi się jak to się zapętla i jak zabójca staje się przyjacielem i kochankiem. Nie ma w tym może jakiegoś wielkiego twistu, ale jak dla mnie jest to satysfakcjonujące.

 

Jest tutaj kilka takich lapsusów językowych, wymieszanie formy, co budzi moje podejrzenia związane z wykorzystaniem AI do wygenerowania części tego tekstu. Czy drogi Anonimie korzystałeś z chata GPT?

 

Przykładem jest sam tytuł, który nawiązywac może do opowiadania “Nie mam ust a muszę krzyczeć”, a treść nie koresponduje z tym tutułem, jak i ogólnie z twórczością Elissona, IMHO.

 

Przykład lapsusu językowego:

 

– Zazdrości – powtórzyła, uśmiechając się filuternie.– Zazdrościć się o przyjaciela?

I jeszcze wymieszanie czasów:

 

Kobieta spuszcza wzrok z rozmówcy i otwiera szeroko usta.

– Są dowody, jeśli mi nie wierzysz – powiedział Ohlin.

 

Edit: właściwie to jestem pewien, że większość tekstu została wygenerowana przez AI, mam całą listę przesłanek, o których nie będę na ten moment pisał, żeby nie uczyć “autora”. Informuję o sprawie również administtrację NF.

 

Pozdrawiam!

Jest tutaj kilka takich lapsusów językowych, wymieszanie formy, co budzi moje podejrzenia związane z wykorzystaniem AI do wygenerowania części tego tekstu. Czy drogi Anonimie korzystałeś z chata GPT?

 

lol Tak, natomiast tylko te dwa fragmenty:

 

Mrok zalegał pokój, a jedynym źródłem światła był blady, księżycowy blask, który przedostawał się przez cienkie zasłony. W środku panował absolutny chaos – meble były rozrzucone po całym pokoju. Na podłodze leżało ciało mężczyzny. Jego twarz była zakrwawiona i zdeformowana, a oczy bez życia patrzyły w sufit.

Policjanci wkroczyli do mieszkania Thomasa Forsberga, gotowi do aresztowania oszusta podatkowego. Już od progu czuli dziwny, ciężki zapach, który przyprawiał o dreszcze.

 

Na swoją “obronę” powiem, że to adekwatne używać futyrystycznych technologii, mówiąc o wizji przyszłości. W ogóle chciałem używać tego programu więcej, jednak opowiadał mi zdawkowo i w kiepskim stylu, więc ograniczyłem się do tych dwu fragmentów.

 

 

Edit: Mówienie o “pewności” i “większości tekstu” jest tu zdecydowanie nadużyciem. Zwłaszcza widać to po uwagach co do tytułu. Nie jest on nawiązaniem do “Nie mam ust, a muszę krzyczeć” osobiście nie widzę tu absolutnie żadnego podobieństwa. Nie jest to jednak także tytuł oryginalny, jest on tłumaczeniem tytułu utworu “Gnaw Their Tongues” (https://www.youtube.com/watch?v=tT2AlUiPdps) i związek z fabułą jak najbardziej ma.

Dzięki za wyjaśnienia.

 

W mojej opinii znacznie więcej niż te dwa zdania zostały zaczerpnięte z chata GPT. Być może część tekstu zmieniłeś, ale wg mnie sporo tutaj treści wygenerowanych. Szkoda, że nie miałem okazji spojrzeć na tekst w becie, ale nawet bez tego, jak widzisz potrafię rozpoznać, że coś jest z nim nie tak.

 

Nie jestem przeciwnikiem korzystania z AI, jednak wg mnie powinno to zostać wyraźnie wskazane w przedmowie i potraktowane jako pewnego rodzaju eskperyment. Nie wiem jak podejdzie do tego administratcja, bo wchodzą tutaj w grę prawa autorskie – dla treści generowanych przez AI jest to wciąż nieznany obszar.

 

Piszesz, że nie powininen być pewny wykorzystania AI, a wyjaśnij proszę co to znaczy: “Zazdrościć się o przyjaciela?”

Jest tego cała lista – niezręczności językowe połączone ze sprawnością niektórych aspektów tego tekstu oraz mieszaniem stylów.

Co do tytułu – jak “Moje łono jest jałowe” łączy się z tekstem, z fabułą? Poproszę o wyjaśnienie.

 

Pozdrawiam!

Nie, no, oczywiście, gdy przystępowałem do pisanie, to właśnie zmierzałem podkreślić na wstępie, że jest to w dużym stopniu eksperyment z SI, ale zauważywszy, że chatGTP niewiele zdziała, zrezygnowałem z tego i na dobrą sprawę zapomniałem, że w ogóle go użyłem. Oczywiście przypomniałem sobie o tym przy czytaniu przytoczonych fragmentów, jednak wydały mi się tak krótkie i nieistotne, że nie chciało mi się fatygować i tego podkreślać. Myślę, że mówienie o tym, iż czat pomógł mi napisać 3 bądź cztery zdania ma tyle samo sensu, co pisanie na wstępie, iż użyło się np. słownika.

No i tu właśnie trzeba przejść do kwestii tego, czy mówię prawdę. Wprawdzie nie da się tego w stu procentach udowodnić, ale postaram się zrobić, co w mojej mocy.

 

Piszesz, że nie powininen być pewny wykorzystania AI, a wyjaśnij proszę co to znaczy: “Zazdrościć się o przyjaciela?”

Znaczy oczywiście “Być zazdrosnym o przyjaciela” i jest to mój błąd, zresztą dość śmiesznie brzmiący, do czego się przyznaję. Błędy gramatyczne nie świadczą, zdaje mi się, o użyciu maszyny, zwłaszcza błędy takiego typu. Wiele osób na tej grupie popełnia błędy i często używa nieistniejących sformułowań. Jestem na 99% pewien, że chatGPT nigdy nie użyje określenia “zazdrościć się o kogoś”. Z tego, co wiem, ten program opiera się właśnie na używaniu najczęstszych/najbardziej prawdopodobnych sformułowań. Zdaje się, że ciężar dowodu jest w tym przypadku po Twojej stronie (np. gdybyś osobiście widział przykłady tekstów wygenerowanych przez chatGPT z takim sformułowaniem, toby zmieniało to postać rzeczy).

 

Podobnie z mieszaniem czasów. Jest to zabieg tak powszechny, że pod jednym opowiadaniem Gekikary (jeśli się nie mylę) Osvald nazwał go “sztampowym”, z czym się nie zgadzam. Mowa tu rzecz jasna o zmianie na czas teraźniejszy w celu podkreślenia napięcia i poczucia bycia “na żywo” z bohaterami.

 

TBH nieszczególnie mnie dziwą oskarżenia o robotyczność mojego stylu xD Mój asperger robi swoje. (Swoją droga jest to powód, dla którego nie przejmuję się przejęciem władzy przez sztuczną inteligencję, bo osobiście się utożsamiam z robotami lol).

 

“Moje łono jest jałowe” – kobieta, po śmierci córki, jest w gruncie rzeczy bezdzietna. Nie jest dosłownie jałowa, a.k.a. bezpłodna (przynajmniej nie jest to powiedziane wprost w opowiadaniu, choć pewnie uwzględniając wiek bohaterki, jest to prawdopodobne), jednak jej łono nie wydało na świat życia, które by dotrwało do wieku dorosłego.

“Ja pragnę zemsty” chyba jest z kolei dość jasne. Kobieta chce (choć wprost temu zaprzecza) zemsty na mordercy jej córki.

Naciągane? Może. Jednak nie świadczy to bynajmniej o użyciu SI (przeciwnie, tytuły w stylu chatu GPT byłyby w rodzaju “Tajemnica śmierci córki” bądź “Zabójstwo prokuratora”, albo “Zemsta a sprawiedliwość”, etc. które aż nazbyt jasno odnoszą się do fabuły. Polcam dać rozkaz chatowigPT pokroju: “Wymyśl tytuł dla opowiadania o zabiciu dziewczynki i o tym, że morderca dziewczynki zakochuje sie w matce). Świadczy to o tym, do czego już się przyznałem, czyli do wykorzystania istniejącego tytułu utworu Gnaw their tongues. Ponieważ uznałem jego tytuły za przerażoające i genialne, tajemnicze, idealne do opowiadań (wystarczy spojrzeć: https://www.last.fm/pl/music/Gnaw+Their+Tongues) chciałem to wykorzystać i oddać Maurice’owi hołd. Szukałem odpowiedniego tytułu jego piosenki do mojego opowiadania. Większość w ogóle nie pasowało, ten zaś pasował w 85%, a te pozostałe niepasujące 15% można było uznać za metaforę, więc na to poszedłem.

Wiem, że pewnie wykorzystanie tytułu cudzego utworu zamiast wykorzystania sztucznej inteligencji nie sprawia, że wyglądam lepiej, ale z tego, co wiem, tytuły nie są objęte prawami autorskimi, a tłumaczenie i tak jest moje. (Osobiście, na marginesie, nie wierzę we własność intelektualną, więc jak ktoś chce wykorzystać to opowiadanie do czegokolwiek sobie życzy, mógłby IMHO to zrobić). Z drugiej strony faktycznie może się wydać “niewłaściwe”, że nie podałem, skąd pochodzi tytuł, zwłaszcza gdy chciałem oddać Maurice’owi hołd, i w pewnym sensie przyznałbym rację, więc w opisie wstawię info o pochodzeniu tytułu. Jednak w momencie wstaiwania wydało mi się tak mało prawdopodobne, by ktokolwiek przejął się moją interpretacją Gnaw Their Tongues, że sobie to darowałem. Dla kontrastu: gdybym za to opowiadanie dostał Nobla, tobym oczywiście publicznie ogłosił każdą moją najmniejszą inspirację, aż do użytego słowa.

Mam nadzieję, że nie brzmię niegrzecznie. Staram się po prostu bronić, bo wydaje mi się, że jestem niesłusznie oskarżony. Mam nadzieję, że administracja na chłodno rozpatrzy moje argumenty.

Pozdrawiam

A oto przykładowy tytuł, który właśnie teraz wymyślił dla mnie chatgPt po podanym opisie.

Wymyśl tytuł dla opowiadania o zabiciu dziewczynki i o tym, że morderca dziewczynki zakochuje sie w matce:

 

"Nocna zbrodnia i miłość zakazana: Morderca dziewczynki w głębi serca kocha matkę" lol

"Nocna zbrodnia i miłość zakazana: Morderca dziewczynki w głębi serca kocha matkę" lol

Zaspojlerowane w tytule tak, że bardziej sie nie da xD

 

Całość wydaje mi się podejrzana – publikujesz tekst jako anonim, bez żadnej przedmowy, przyznajesz, że kilka zdań jest z chata GPT a tytuł jest tłumaczony, jednocześnie przyznajesz, że masz lekkie podejście do praw autorskich. I jeszcze wspominasz o aspergerze, znam kilka osób cierpiących na autyzm i faktycznie wyzwaniem jest dla nich np. wyrażanie emocji. Nie chcę uogólniać, bo to delikatny temat.

Niech admini zerkną.

 

 

Ja też się pobawiłem trochę i kilka tytułów z chata GPT:

 

"Zemsta po drugiej stronie miłości"

"Ostatni krok na drodze do zemsty"

"Miłość, utrata, zemsta"

"Nieodwołalne konsekwencje zemsty"

"Płonąca zemsta matki wobec niesprawiedliwości"

"Ostatni ślad zemsty matki na innej osobie"

 

Myślę, że można z tym pracować i powstałby całkiem fajny tytuł.

 

Myślę, że mówienie o tym, iż czat pomógł mi napisać 3 bądź cztery zdania ma tyle samo sensu, co pisanie na wstępie, iż użyło się np. słownika.

Kontrowersyjne ;)

– publikujesz tekst jako anonim, bez żadnej przedmowy, przyznajesz, że kilka zdań jest z chata GPT a tytuł jest tłumaczony, jednocześnie przyznajesz, że masz lekkie podejście do praw autorskich

 

Faktycznie, te informacje nie działają do końca na moją korzyść (choć można się kłócić, że prawdziwy winny nie wspomniałby o żadnej z tych rzeczy i szedłby w zaparte), jednak nie wystarcza to, by stwierdzić, że faktycznie wygenerowałem cały tekst.

 

Myślę, że choć trudno jest to sprawdzić, to myślę, że można by po prostu spróbować wygenerować opowiadanie w podobnym chacie i sprawdzić, czy wyjdzie coś podobnego, czy błędy będą się powtarzać i czy jakościowo pod względem fabuły będzie podobnie. Dalej nie da to stuprocentowej pewności, ale myślę, że da jakiś ogląd. Bo wydaje mi się, że Twoim głównym błędem jest to, że przeceniasz możliwości chata. Sam martwiłem się/ miałem nadzieję (bo podejście do tej kwestii miałem ambiwalentne, bo z jednej strony rozwój SI odebrałby mi marzenia o byciu pisarzem, z drugiej strony dałby ogromny zasób dobrej literatury dla każdego), że chatGPT już będzie w stanie robić genialne opowieści. Dlatego próbowałem zobaczyć, czy pisarz odnajdzie się w tej nowej rzeczywistości i czy generowanie opowiadań mu pomoże. Jednak spotkało mnie przy próbach generowania opowiadania solidne rozczarowanie.

Tak więc podsumowując, myślę, że należałoby spróbować wygenerować podobne opowiadanie i zobaczyć, czy będzie dobre. Jestem na 90% pewien, że chat nie wygeneruje więcej niż 4 przyzwoitych zdań.

Chat GPT przechowuje historię chata, więc jest jeszcze opcja przesłania takiej historii do administracji portalu. Jeżeli o to poproszą oczywiście. Ja już powoli zamykam tutaj dyskusję, czuję, że i tak za bardzo się zaangażowałem.

 

Jest jeszcze druga opcja – Ty sam możesz napisać kolejne opowiadanie i je opublikować. O ile jest małe prawdopodobieństwo, że chat wygeneruje drugie podobne opowiadanie, to w przypadku człowieka to powinno być możliwe ;) Luźna propozycja, nie czuj się zobowiązany.

 

Tak jak pisałem, kończę dyskusję z mojej strony.

 

Pozdrawiam!

Dobra nie mogłem się oprzeć i jednak jeszcze ten mały przykład z chata GPT. Czy konstrukcja “złożenie jej przeprosiny” coś Wam przypomina?

 

Edit: nie ładuje się screen, więc wrzucam skopiowany tekst z chata.

 

“Gordon był jednym z najlepszych morderców w kraju. Zawsze działał szybko i skutecznie, zanim ktokolwiek zdołał zorientować się, co się dzieje. To był powód, dla którego został wynajęty, aby zabić młodą kobietę. Otrzymał swoje zlecenie i natychmiast zabrał się do pracy.

Ale wraz z każdym dniem, po tym jak dokonał tego zabójstwa, odczuwał coraz większe wyrzuty sumienia. W końcu, nie mógł już znieść ciężaru swych czynów. Próbował znaleźć sposób na zadośćuczynienie za swoje przestępstwo. Zdecydował, że jedyną drogą do zbawienia będzie odnalezienie rodziny swojej ofiary i złożenie jej przeprosiny.

Po długim śledztwie Gordon odnalazł matkę swej ofiary. Kobieta, która była wtedy sama, przyjęła go z otwartymi ramionami i zrozumieniem. Gordon powiedział jej o swoim czynie i o tym, jak bardzo tego żałował. Kobieta, wbrew swej naturze, poczuła, że zaczyna do niego przylgnąć.

Gordon codziennie odwiedzał matkę swej ofiary. Spędzał z nią czas, pomagał w domowych obowiązkach i uczył się żyć na nowo. Matka jego ofiary zaczynała zawsze przygotowywać mu ulubione dania i słuchała jego opowieści. Początkowo nie ufała mu w pełni, ale wkrótce zaczynała postrzegać go jako syna.

Jednak pewnego dnia, gdy Gordon odszedł, kobieta usłyszała dziwne dźwięki z zewnątrz. Wyszła z domu, aby sprawdzić, co się dzieje, a tam widziała, jak Gordon zostaje zaatakowany przez grupę ludzi. Zaczęła krzyczeć na pomoc i zrobiła wszystko, co w jej mocy, aby go obronić. Gordon walczył z całych sił, ale był zbyt słaby, aby pokonać swoich przeciwników.

Kiedy sytuacja wydawała się już beznadziejna, z nieba zaczęły spadać potężne promienie światła. Ludzie zaczęli uciekać, nie mając pojęcia, co się dzieje. Kobieta była przerażona, ale zobaczyła, jak Gordon unosi się w powietrzu, otoczony tą potężną energią. Wkrótce po tym, światło zniknęło, a Gordon opadł na ziemię.

Od tamtego dnia Gordon zmienił się na zawsze. Nie tylko odpuścił sobie życie zabójcy, ale również odkrył w sobie moc, którą nigdy nie posiadał.”

Ciekawa historia.

Świat wydaje mi się w jakiś sposób chory i to właśnie czyni go godnym uwagi.

Czy pierwsza operacja się powiodła, skoro morderca nadal był zdolny do morderczych manipulacji?

Uwielbienie dzieci dla pracowników rządowych wydaje mi się niewiarygodne.

Błędy językowe bardziej irytują mnie u ludzi niż u SI. Natomiast to, czy autor jest samodzielnym twórcą czy też "podpiera się" SI jest mi całkowicie obojętne. Liczy się "podniesiony" problem zagrożeń wynikających z wdrażanej przez hiperhumanistów utopijnej polityki walki z przestępczością metodą "zagłaskiwania kota na śmierć".

Nowa Fantastyka