- Opowiadanie: MrBrightside - Jestem tu dla ciebie

Jestem tu dla ciebie

Bardzo się cieszę, że w ramach odrdzawiania pióra udało mi się skończyć to opowiadanie!

Dla tych, którzy skuszą się na lekturę: poukrywałem w tekście 29 Fantastów, powodzenia z odkrywaniem ich tożsamości. :>

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Jestem tu dla ciebie

Infraprzestrzeń prezentowała się dokładnie tak, jak Sahihi ją zapamiętała – mglista, niejednoznaczna, jednakowo tak intrygująca, co i straszna. Kobieta oglądała swoje ręce, jakby chciała się upewnić, czy aby przy materializacji nie urwało jej jakiegoś palca. Wszystkie były na miejscu.

Sahihi znów miała na sobie wściekle zielony kombinezon i nie była z tego powodu zbyt rada. Towarzysząca jej kobieta, odziana jednak w fiolet, czekała już na nią wśród emanujących omnipotencją oparów i walczyła z kompasem. Ten wariował, jeśli ustawiło się go w nieodpowiednim punkcie przestrzeni, a mało który odpowiedni się okazywał.

– Nie było mnie tu wieki – szepnęła Sahihi. – Sandra, powiesz wreszcie, o co chodzi? Gdy zadzwoniłaś, to aż się wystraszyłam. Dawno cię takiej nie słyszałam.

Chłodna Sandra bardziej niż odcieni trykotów, żałowała tożsamości, jaką postanowiła wytworzyć w infrawymiarze. Niestety niezmienialnej.

– Jeszcze chwila, kochana. Zaraz będziemy w komplecie.

Trzecia kobieta, Kona, zmaterializowała się pomiędzy nimi. Na widok mocnego różu swojego kombinezonu, podniosła larum:

– O matko, o matko, o matko, co za szkaradztwo, nie patrzcie na mnie! Żadnych zdjęć!

Sahihi parsknęła, po czym rzuciła:

– Zawsze uważałam, że te różowe stroje są urocze.

– Żeby to było po prostu różowe. Przecież to posypane brokatem chore pomieszanie fuksji z magentą a’la puttana z ulicy…

– Mam! – zakrzyknęła Sandra, wyciągając kompas ponad szyję, gdzie w końcu przestał wirować i wskazał północ.

– Och, idziemy gdzieś? – zainteresowała się Kona.

– Nigdy bym was tu znowu nie ściągała, ale sprawa jest wyjątkowa, wprost nie do uwierzenia. – Sandra na krótko spuściła wzrok z kompasu i popatrzyła po towarzyszkach. – On żyje. Jest gdzieś tutaj. Dzięki waszym zdolnościom naprawdę mogę go wreszcie odnaleźć.

– Barter? – Kona natychmiast podłapała, o kogo chodzi. – Kiedy… Jak?… Opowiadaj!

– W nowym cyklu i Minerva trafiła do Trybunału. Musimy się tam dostać jak najszybciej, ona wszystko lepiej wyjaśni, dowiedziała się paru rzeczy… – Sandra zawiesiła głos. – Pomożecie?

– Ale się głupio pytasz! – odparła Kona, pocierając ręce. – Dobra, zobaczmy czy nadal pamiętam, jak to się robi.

Różowy rękaw okazał się kryć wewnątrz spory kawałek folii. Kona zmięła go w kulkę i zaczęła na niego dmuchać, naganiając jednocześnie omnipotentne opary. Folia wkrótce przekształciła się w samochód.

– Nadal jeździsz tym hyundaiem?! – Sandra złapała się za głowę.

Huknęło i na wpół metalowa, nie do końca przetworzona folia odpadła z pojazdu.

– Czy to chłodnica?

– Ten hyundai jeszcze ciebie przeżyje. Jak chcesz, to możesz iść pieszo.

Kona z Sandrą wsiadły do samochodu, zawarczał silnik. Wszechobecne opary wzbogaciły się o spaliny. Sahihi nie zauważyła, że reszta była już gotowa do drogi. Jej myśli błądziły wyraźnie gdzie indziej.

– Nie wytrzymam! A ty co? Szykujesz się na spacerek razem z Sandrą?

Sahihi otrząsnęła się i wskoczyła na tylne siedzenie, rzucając przy tym:

– Trzymaj lepiej za kierownicę, bo cię zarzuci na zakręcie.

Następnie chwyciła oba przednie siedzenia, a potem przeskoczyły w kierunku świata wskazanego przez kompas.

*

Wrota Trybunału wyrastały ku niebu niczym ściana, niknąc w chmurach i ciemności. Nie miały klamki, nie miały kołatki.

– To na pewno tutaj? – upewniła się Kona, zatrzymując hyundaia przed przeszkodą. – Weź może jeszcze potrzep tym kompasem, co?

Jedynym, czego Sandra była pewna, tkwiąc powyginana z mdlejącymi ramionami między przednią szybą a podsufitką, to że na pewno dojechały w dobre miejsce.

Kona utyskiwała, gdy opuszczała pojazd. Trzasnęła przy tym drzwiami i podeszła do ściany, by poszukać w niej ukrytego być może przycisku, który pozwoliłby przejść.

– Sahihi, co jest? – zagadnęła Sandra. – Odkąd powiedziałam, o co chodzi, jesteś jakaś nieobecna.

Kobieta wygładziła rękaw zielonego trykotu, zwlekając z odpowiedzią.

– Mam do kogo wracać, ułożyłam sobie fajnie żyćko, wiesz? Tam, po normalnej stronie. A Infraprzestrzeń… Przynajmniej dla mnie, ona zawsze była niebezpieczna.

– Jeśli chcesz się wycofać…

– Wiem, jakie to dla ciebie ważne, Sandro – Sahihi złapała towarzyszkę za ramię, przerywając jej. – Jestem tu, żeby pomóc. I zrobię, ile się da.

– Nie musisz tego robić – Sandra odwzajemniła uścisk.

– Ale chcę.

Tymczasem Kona na klęczkach wciąż obmacywała partię wrót przy samej ziemi. I te powoli zaczęły się rozwierać. Po drugiej stronie mgła zdawała się gęstsza.

– Ani kroku dalej! – warknął damski głos.

Kona poderwała się na równe nogi, gdy humanoidalna, całkowicie stworzona z książek persona wyłoniła się znikąd i sunęła niezgrabnie w jej stronę, ignorując wszelkie prawa fizyki. Wściekle szeleściły przewalające się kartki, jej czupryna.

– Sorry, Winnetou! Tu nie ma wstępu!

Bez wątpliwości natknęły się na Szwedklę, weterankę Trybunału. Jej nieforemne ciało wykonywało zadziwiające akrobacje, a przy którymś z obrotów na jednej z otwartych ksiąg zaczęła formować się z mgły świetlista kula pełna liter i liczb, która niechybnie miała pomknąć wprost na intruzów. Kona instynktownie chwyciła za rękawy, ale nie była pewna, czy uda jej się wyjąć i uformować folię wystarczająco szybko. Członkowie Trybunału znani byli ze swej kapryśności i nieprzewidywalności, wszak od ich widzimisię zależało być albo nie być każdego tworu w Infraprzestrzeni.

Awantura zainteresowała innych sędziów Trybunału. Kobieta w epokowym stroju przyglądała się z oddali, zanurzona w ciemności, a właściwie tkwiąca w objęciach mroku. Przystanął też mężczyzna w białym kitlu, który niósł przezroczystą walizkę z czyjąś głową w środku. Robiło się niebezpiecznie.

– To ja je zaprosiłam – rzekła Minerva, choć nigdzie się nie pojawiła, a przynajmniej nie było jej widać. – Nie ma potrzeby stosować aż takich środków, Szwedklo. Przecież ich nie wpuszczę do tajnych komnat. Wiesz, że nie mamy takiej mocy.

Książkowy twór porzucił kreację matematycznego pocisku.

– Ale wiecie, że powinniście się tutaj zachowywać? Inaczej wyeradykuję was niczym frenologię.

Naraz kilkoma odrażającymi ewolucjami wyprostował się niby na baczność, a po chwili stanął bokiem.

– Możecie przejść, czyli.

*

– Nie wiem i nigdy nie wiedziałam, gdzie jest Barter.

Komnatę Minervy spowijały jej jedwabiste włosy. Drżały, kurczyły się i żyły własnym życiem. Ta siedziała na podwyższeniu, trzymając przy piersi swój najcenniejszy skarb – miniaturowy Pluton. Grube niczym pnącza pukle wygładzały jego elementy, sama sędzina pozostawała przy tym nieruchoma.

– Więc po co to wszystko? Teraz mi powiesz, że po prostu się nie zrozumiałyśmy, tak? Dupa! – zirytowała się Sandra.

– Mój radar, a on nigdy się nie myli, wykrył, że Barter żyje i przebywa w Infrawymiarze. To chyba cenna informacja, prawda?

– Cenna jak złotówka w dwudziestym drugim!

– Spokojnie, Sandro – odezwała się Sahihi.

– Dupa, chodźmy stąd. Muszę teraz przeszukać dosłownie wszystko. A żeby ci dentysta rwał zęba bez znieczulenia, Minervo.

– Grozisz mi, czy obiecujesz? – Sędzina wyszczerzyła się. – Poza tym jeden z chłopaczków Gnolla gdzieś wypatrzył Bartera.

– Chłopaki Gnolla? – podchwyciła Sahihi. – To taka stara historia… Nadal ich podglądasz?

– Mój radar wciąż radośnie popikuje, gdy skieruję go w tamtą stronę. Nie mogę przepuścić takiej okazji.

– Który go widział? – Sandra nie odpuszczała.

– Kochana, nie mam pojęcia. Oni tam wszyscy są tacy sami.

*

Hyundai zatrzymał się przed rozbitym nad rzeką, brudnoszarym, wojskowym namiotem z wymalowanym nań czerwonym krzyżem. W środku ktoś wrzeszczał. Darł się coraz głośniej, gdy trzy twórczynie znalazły się w migoczącym przedsionku. Nim uchyliły kotarę do głównej izby, spojrzały jeszcze po sobie. Gdy przekroczyły próg namiotu, zastała je jednak cisza. I odór juchy.

Kona wybiegła na zewnątrz w zasadzie od razu. Cieszyła się, że przed przybyciem do Infraprzestrzeni przekąsiła raptem jednego kotleta mielonego, toteż nie miała zbyt wiele do zwracania.

Sandra i Sahihi jednak zostały, miały wszak interes do załatwienia. Gnoll zaszczycił je krótkim spojrzeniem, gdy porządkował przyrządy chirurgiczne przy stole z ciałem, które dopiero co zdążyło skonać.

– Zbłądziłyście? – rzucił.

Dwóch młodzieńców o aparycji identycznej z twarzą denata, zaczęło pakować zwłoki do wora. Dopiero teraz można było zauważyć, że wszystkie kończyny odcięto w łokciach lub kolanach. Chłopcy Gnolla byli tylko z pozoru identyczni. Gdy przedsionek odpowiednio zamigotał, ujawniała się ich ostateczna forma.

– To Mick Jagger? Urżnąłeś ręce i nogi Mickowi Jaggerowi?! – Sandra złapała się za głowę. – Gnollu, co z tobą nie tak?!

– W zakresie medycyny zachowawczej osiągnąłem już wszystko – odparł Gnoll, wycierając skalpel o przesiąknięty krwią fartuch i odkładając go na bok. – Postanowiłem zatem zacząć zgłębiać operatywę. Kto wie, czy i kiedy mgła wojny i nas nie dosięgnie.

Skinął na kolejnego chłopca. Emanacja Nietschego bez słowa protestu ułożyła się na stole. Sahihi odwróciła wzrok i potarła ramiona, tak zrobiło jej się zimno.

– Proponuję wam przejść do sedna. Jestem nieco zajęty.

Nie czekał na odpowiedź, tylko zatopił ostrze w skórze.

*

– Mówiłam. Zawsze mówiłam, że Gnoll jest jakiś nie tego. Niby taki elokwentny, tak się mądrze wysławiał i proszę. Maski opadły!

Kona szła przed siebie, szybko, byle znów znaleźć się w swoim hyundaiu, ostatniej bezpiecznej przestrzeni. Ale los tego dnia nie był dla Kony łaskawy. Z mgły oprócz samochodu wyłonił się także jakiś obdartus zaglądający do wnętrza pojazdu.

– Poszedł stąd! – Czarka goryczy właśnie się przelewała. – Nie mam piąteczki, a nawet jakbym miała, to bym nie dała!

– No weź! Co znowu zrobiłem?

Przybłęda zdarł z głowy kaptur, lecz Kona poznała go już po głosie.

– NiKo? Matko jedyna, co ci się stało?!

– Oj tam zaraz „stało”… No chciałem nakręcić kilka odcinków „NiKo łazi po okolicy” i trochę mnie poniosło, bo przecież Infraprzestrzeń nie ma granic. Więc tak sobie łażę i oglądam, ale nie narzekam, bo lubię łazić.

– Wyglądasz jak łachmyta z przytułku.

– I po co od razu inwektywy… Poszedłbym w ogóle dalej, bo Gnoll tu odstawia strasznie chore akcje, ale gdy tylko zobaczyłem ten wiekowy pojazd… No musiałem sprawdzić czy naprawdę wróciłaś. Jesteś z kimś jeszcze?

– Wiekowy pojazd! – prychnęła Kona – Prędzej skisnę, niż wpuszczę cię do niego w takim stanie. Idź się umyj w rzece.

– Co?! Ale tam jest zimna woda!

– Idź albo będziesz leciał za samochodem razem z Sahihi.

– O, Sahihi też wróciła?

– Do rzeki!

NiKo niechętnie zanurzył się w wodzie.

Na brzegu siedziały dwie postaci – młodsza i starsza. Kona rozpoznała i te znajome twarze, toteż dosiadła się do nich, gdy jej towarzysz zeskrobywał z siebie pieczarki.

– Kontrolerzy! Bożen! Jak miło was widzieć! Co tu robicie?

Kontrolerzy wyciągała właśnie z sieci coś na wzór wywiniętego na lewą stronę żołądka.

– I po co było mi wracać! – lamentowała Kona. – Wszyscy oszaleli, a nie było mnie w Infrawymiarze raptem chwilę!

– Co się stało, droga Kono? – autentycznie zaniepokoiła się Kontrolerzy. – Żachwy nie gryzą, niespecjalnie się nawet ruszają. Nie ma się czego bać!

– Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że to ty jesteś tym słynnym poławiaczem żachw?

– Zaraz słynnym… Po prostu odkryłam to hobby niedawno i zakochałam się w nim niemal tak jak w czytaniu.

– No, żachwy są fajne – wtrąciła Bożen.

– Czekaj, czekaj, czekaj! Skoro Kontrolerzy jest poławiaczem żachw, to znaczy, że ty jesteś jej córką?!

– A takie insynuacje to już są niefajne.

– W żadnym razie! – zaprotestowała Kontrolerzy. – Nie łączą nas więzy krwi. Po prostu dzielimy to nietypowe hobby. Pewnego razu Gnoll nas podejrzał i sprawy same się potoczyły. A należy pamiętać, że w każdej historii jest ziarnko prawdy, jednak w tym przypadku – nie więcej niż ziarnko.

NiKo chciał wynurzyć się z rzeki jak Afrodyta, jednak nurt po prostu wyrzucił go na brzeg.

– Jestem gotowy!

– Oczywiście, że nie jesteś gotowy – fuknęła Kona. – Upierz natychmiast tę narzutę. Jest sztywna jak Fluor ogłaszający wybory nowego Trybunału.

Chłodna Sandra i Sahihi nadeszły znad namiotu.

– Te Gnollowe chłopczyki nic nie wiedzą. – Sandra usiadła przy dorodnej żachwie i oparła głowę na nadgarstkach. – Magellan czy Tesla twierdzą, że gdzieś widzieli Bartera, ale gdzie konkretnie, to nie powiedzą, bo w tylu historiach i światach już byli, że zliczyć nie mogą. Znowu ślepa uliczka!

– Ciągle szukacie Bartera? – pochwyciła Kontrolerzy.

– Widziałaś go. – Nie spytała, lecz oznajmiła Sahihi, zaklinając los, by w końcu się do nich uśmiechnął.

– Skądże! Ale jakbym kogoś szukała w tym naszym Infrawymiarze, to poszłabym tam, gdzie jest największy ruch.

Cała czwórka wpatrywała się w poławiaczkę w napięciu. Odpowiedziała im jednak Bożen:

– No jak to gdzie? U Zymołsa.

*

Powrót w okolice Trybunału nie był łatwy. Atmosfera zgęstniała i coraz trudniej się oddychało.

– Czujecie? – Sahihi przeprowadziła szybką analizę danych. – Czuć zbrodnią.

Z oparów wyłoniły się kobiece, częściowo rozłożone i nagie zwłoki. Na ich skórze zaczął formować się napis: nie było tu żadnej zbrod

Niedaleko mechaniczna królowa porzucała troski i wyglądała przy tym niedorzecznie.

– Zbrodnia? – Sandra nie kryła zniesmaczenia. – Chyba na fantas…

– Nie kończ. – Zaleciało cierpką wonią spleśniałego tynku i zakurzonych mebli, starej gorzały, a także niedopałków rzuconych pod parapet, choć w okolicy nie było nawet żadnego okna. – Pewnych wyrażeń na tym rejonie nie używamy.

Ropuch w kapeluszu detektywa, który wypowiedział te słowa, naraz stracił głos, zakumkał i poskakał w swoją stronę.

– Czy tutaj wypowiedzi się nie koń…? – zafrasował się NiKo.

– Wybacz, Ropuszku, że cię nachodzimy. – Dogoniła nieznajomego Sandra. – Szukamy Zymołsa. Być może będzie w stanie nam pomóc odnaleźć Bartera. Widziałeś może któregoś z nich?

Ropuch potarł rondo kapelusza i aż mlasnął.

– Dość że mnie nachodzicie bez zapowiedzi, to jeszcze śmieszkujecie i macie czelność z marszu zasypywać mnie pytaniami. Niebywałe! Etykieta nakazuje zachowywać się nieco inaczej.

Klasnął w dłonie. W mig omnipotentne opary stężały, zamieniając się w mgłę gęstą jak mleko. NiKo zdążył chwycić Konę za przegub, a Sandra i Sahihi wpadły na siebie. Później obie grupy zniknęły sobie z pola widzenia, bo wyziewy zgęstniały.

– Nie denerwuj się, żabko – powiedziała Kona, chcąc zabrzmieć maksymalnie koncyliacyjnie. – Naprawdę nie mamy złych intencji. Poszukiwania Bartera to sprawa…

– …miłości? – podchwycił płaz. – Ile czasu spędziliście w Infrawymiarze, że nie wiecie, że bzdury takie jak miłość to zwykła mrzonka. Można ją tylko zapić, jak wszystkie smutki. Najlepiej całkami.

Tym razem to NiKo klasnął w dłonie. Wytworzył konkurencyjne opary, które nie stworzyły niczego niezwykłego. Raptem stół i dwa stołki. Usiadł na jednym.

– Panie ropuchu, z całym szacunkiem, ale skoro tak sprawę stawiasz, to siadaj pan.

Na stoliku pojawiły się dwa kieliszki. Gospodarz uśmiechnął się pod kapeluszem i jednym susem wskoczył na drugi stołek.

– Co ty wyprawiasz?!

– Spokojnie. – NiKo pogładził Konę po ramieniu. – Całki trzaskam po obiadku zamiast sudoku. – Następnie zwrócił się do ropuchy w kapeluszu. – No, polewaj pan. Zrobię ci z tej wiksy takie igrzyska wstydu, że cię w Trybunale nie poznają.

*

– Cicho! – syknęła Sahihi, by uciszyć koleżankę.

Obie nasłuchiwały. Talenty ropucha skutecznie odcięły je obie od towarzyszy i w ogóle świata zewnętrznego. Ale oto do uszu dobijały się jakby stłumione trele jakiegoś ptaszka…

– Cofaj się powoli, byle dalej od tego ptactwa – szepnęła Sahihi, nie przestając się rozglądać.

– Daj spokój, przecież nie możemy stąd uciekać bez reszty.

– Sandra…

– No i czego się tak boisz, ptaszka? Taś, taś, ptaszku! Pokażesz nam drogę do wyjścia z tego durnego Trybunału?

Z mgły wynurzył się naguśki cherubinek i ćwierkał niczym pliszka, lewitując. Sandra beztrosko podeszła, by zrobić puci-puci tym dorodnym, rumianym polikom i dopiero wtedy zauważyła masywny sznur przyczepiony do potylicy niemowlęcia, który de facto dyrygował jego ruchami w przestrzeni.

Dwie chwile później Sahihi i Sandra gnały przed siebie i w ogóle nie patrzyły za siebie. I dobrze, bo ujrzałyby jedynie szkaradne, olbrzymie monstrum, które z cherubinkiem uczepionym do czoła i gębą najeżoną kłami, pędziło, by zeżreć nieboraczki.

– Rozdzielmy się! – rzuciła Sandra z sercem w gardle. – Wtedy chociaż jedna z nas…

Sahihi zdecydowała się obejrzeć. Zacisła zęby.

 – Uciekaj daleko – rzuciła, a potem zatrzymała się, stając twarzą w twarz z monstrum.

Bestia, widząc, że kąsek z własnej woli się do niej zbliża, taktycznie zwolniła. Znowu na pierwszy plan wysunął się cherubinek. Sahihi podwinęła rękaw. Kątem oka dostrzegła, że Sandra wcale jej nie posłuchała. Wymachiwała żałośnie rękami i coś krzyczała, lecz nie sposób jej było zrozumieć.

Ciało niemowlęcia miało aksamitną skórę.

– Zdychaj, sukinsynu.

Powłoki cherubina wzburzyły się. Coś ewidentnie się pod nimi zakotłowało, zaraz pędem pomknęło wzdłuż sznura i wkrótce także monstrum bulgotało, wijąc się w spazmach. Jednocześnie powietrze wypełnił aromat masełka, prażonej cebulki i nie do końca ściętych żółtek.

Potwór zamarł bez życia, gdy do reszty przepoczwarzył się w parującą, żółto-białą pulpę. Sahihi oderwała dłoń od tego, co jeszcze przed chwilą było cherubinkiem. Rzuciła okiem, czy ma wszystkie palce. Oddychała ciężko.

– Kompletnie zapomniałam, jak niesamowita jest twoja jajecznica.

– To potężny miecz, ale obosieczny. Może mnie skrzywdzić tak samo, jak wroga, którego tym poczęstuję.

Ręka Sahihi parowała podobnie jak cherubini zezwłok. W przeciwieństwie jednak do niego, powoli wracała do pierwotnego stanu.

– Tym razem na szczęście zostanie tylko kilka blizn.

– Nie używaj dziś więcej tej zdolności.

– Przecież nie ma spra…

– Nie używaj. Proszę.

Sahihi skinęła.

Tymczasem mgła rozproszyła się. Wyłonił się z niej stolik, przy którym dwóch ochlaptusów nie wylewało za kołnierz, zaś sekundująca im Kona trzymała się za głowę.

– Riemann to był pizdą a nie matematykiem! – NiKo rąbnął pięścią w stół. – Do dna!

– C-co… już?! – Ropuch łyknął i skrzywił się. Płazie rozmiary nie pozwalały mu nadążać za szybkością kolejek dyktowanych przez człowieka. – A-a Bernouli był większą! Nazwać literę liczbą, wielkie mi mecyje!

– To przejaw geniuszu!

– E-sre!

Potem czknął i spadł ze stołka. Długo się nie ruszał, więc NiKo i Kona popatrzyli po sobie. Ropuch najwyraźniej zapił się na śmierć.

Roztrącając zdębiałych towarzyszy, do znokautowanego całkami płaza dopadła Chłodna Sandra.

– Dupa, no! – zaczęła. Przyklękła naprzeciw nieprzytomnego, wykrzykując mu prosto w twarz. – Tyle krwi tu sobie napsuliśmy! Gdzie jest Barter? Gdzie jest Zymołs? Żabko, powiedz nam cokolwiek!

Sandra nachyliła się naprawdę blisko, by sprawdzić, czy ropuch w ogóle jeszcze dycha. Ten wyczuł moment i… skradł jej całusa. W mig opary oblekły go szczelniej, a gdy zniknęły, wyłoniło się spod nich zupełnie przeciętne, męskie ciało.

– Wreszcie zjawiła się księżniczka!

Zymołs odetchnął, usiadł i podziwiał palce pozbawione błon pławnych. Wkrótce owe palce gładziły rozpalony uderzeniem policzek, bo Chłodna Sandra w swym rozjuszeniu nie powstrzymywała się. Sahihi i NiKo musieli trzymać ją w uścisku, inaczej byłaby skłonna tłuc dalej.

– Żigolo od siedmiu boleści! Co to miało być?! – Sandra pluła na lewo i prawo.

– Nigdy wam się własna twórczość nie wyrwała spod kontroli? Kim wy w ogóle jesteście?

Sandra tak się zagotowała, że w pasie chwyciła ją również Kona.

– Trzymajcie mnie, bo przysięgam, za chwilę urwę mu łeb i Wiesiek Gołębiewski będzie miała materiał do ekspertyzy!

– Sandra, spokojnie. – Sahihi wzięła na siebie rozładowanie emocji. – Może to i był ślepy trop, ale w końcu znajdziemy Bartera.

– Ach! – zakrzyknął Zymołs. – No tak, miłość. Ale, Sandro, nie przeszło ci przez myśl, że skoro tak intensywnie szukasz i nie znajdujesz z drugiej strony odzewu… To może tej drugiej stronie po prostu w ogóle nie zależy?

*

Karczma Pudełkowy Krzyk jak zwykle tętniła gwarem rozmów wszelakiej treści.

Chłodna Sandra zamierzała jednak tego wieczoru upić się na smutno. Na nic zdawały się pocieszenia Sahihi i paru innych koleżanek, napotkanych na miejscu.

– Faktycznie, wygląda to pretty bad… – rzekła blond seksbomba zamknięta do góry nogami w ekranie telewizora.

– To jest w ogóle niepojęte. – Wiesław Gołębiewski założył zgrabną nogę na nogę i pomachał czerwoną szpilką.

– Dlaczego pomyślałaś, że mogłabym w ogóle przeprowadzić taką ekspertyzę? – dodał Wiesław.

– Takimi rzeczami zajmują się specjaliści o zupełnie innych kompetencjach – kontynuował Wiesław, a potem wyżłobił pierścieniem na blacie ławy „#prayforzymołs”.

– A próbowałaś wysłać do niego wiadomość? No wiesz, taką direct message? – Mila_Drzyń, femme fatale stojąca na głowie, odezwała się znowu z teleodbiornika. – Podobno czasem jeszcze dochodzą.

– Bo to raz!

– Jedno jest pewne! – ciągnęła Mila. – Barter na pewno nadal żyje. W końcu na łożach umarłych siadają motyle, a żaden mi nie doniósł, by smyrał go czułkiem. Wiedziałabym!

– Ale to jest dupa! – Chłodna Sandra załamała ręce. – Do usranej śmierci będziemy tak łazić od twórcy do twórcy i pytać go, czy może czegoś nie widział.

– W łażeniu to mam akurat wprawę, nie ma problemu! – zawołał NiKo, wychylając kolejny kufel.

– Wiem… – Sahihi nagle doznała olśnienia. Chwilę jej zajęło ogarnięcie prostoty i skuteczności pomysłu, który nawiedził jej myśli.

– No to rozdzielimy się i szybciej pójdzie. – Mila weszła w fazę pocieszania. – Ja, co prawda, nie dam rady pojawić się osobiście, ale od czego mamy nasze characters? Przecież gdy Barter zobaczy Lady Łaz…

Sandra zachlipała.

– Słuchajcie! Wiem, co musimy zrobić! – Sahihi wreszcie zdobyła się, by skupić uwagę zgromadzonych. – Zorganizujemy igrzyska. I podpytamy uczestników.

Wiesław Gołębiewski parsknął:

– A ile płacisz?

– Dupa! Przecież Fluor prowadzi zapisy na igrzyska na pięć lat do przodu! Nie mamy tyle czasu!

– A czym chcesz niby ich wszystkich zainteresować? Weź look around.

No i faktycznie, po prawej Młodziuch i Pan Andrzejas spierali się w sprawie literackiej wyższości Wattsa nad Asimovem, z lewej zaś Brzoskwinel i NobleCatheter mieszali bigos łbem. Tutaj Węgierka porozumiewała się pismem obrazkowym, tam Oasum przemawiała szyfrem. Osobistości pojawiały się i znikały z pola widzenia, a zdawało się je nie łączyć ze sobą zupełnie nic.

– Igrzyska? – Znikąd wyłonił się Lacter.

– Ktoś powiedział igrzyska – dodał Lacter.

– Co za pyszny pomysł! Zdecydowanie powinniśmy urządzić igrzyska – powiedział jeszcze Lacter.

Na takie dictum Węgierka pokazała ulubioną emotkę Bartera, ale kolejne głosy Pudełkowym Krzyku podchwyciły temat i również wyraziły zachwyt nad ideą nowych igrzysk.

– Igrzysk nie będzie. – Sandra zabrzmiała może nawet bardziej gorzko, niż planowała. – Zymołs prawdę powiedział. Bez jakiegokolwiek sygnału ze strony Bartera możemy sobie co najwyżej gonić za wiatrem.

Jęk zawodu zagłuszył huk rozczłonkowywanych ścian. Pudełkowy Krzyk rozpadł się jak domek z kart, a tuż przed nim wyrosło wzniesienie, oświetlone ni to słońcem, ni to reflektorem. Na jego szczycie pojawiła się postać.

– Drodzy twórcy! – rzekła głosem podejrzanie puchatym, cedząc słowa przez wąskie usta i mrużąc jeszcze węższe oczy. – Zaiste żadnych igrzysk nie będzie! Przypominam, że wedle reguł Infraprzestrzeni, nic tutaj zadziać się nie ma prawa bez mojej wiedzy i aprobaty.

– To Fluor?! – Sahihi nie potrafiła zidentyfikować jegomościa, gdyż blask, w którym się pławił, skutecznie to uniemożliwiał.

– Gdy on tak gada, to przypominam sobie, że chociaż fluor jest dobry na zęby, to bywa też toksyczny – mruknęła  Mila_Drzyń.

– Jest to rzecz niesłychana, żeby… – ciągnął tyradę Fluor i zdawał się czerpać z tego przyjemność.

Sandra w skupieniu obserwowała przybysza. Pod jego nogami kotłowało się od omnipotentnych oparów; ewidentnie szykowało się coś groźnego. Sandra podeszła trzy kroki do przodu. Zmrużyła oczy, nie chcąc się pomylić. Ale o pomyłce nie mogło być mowy. Za gadającym Fluorem siedział Barter – zamyślony, nieobecny… oby żywy!

– Dziewczyny! – ryknęła Sandra. – Patrzcie w górę! Za Fluorem!

– …mam już serdecznie dość ostrzegania – ciągnął Fluor. – Próbowałem być uprzejmy, ale czasami po prostu inaczej się nie da. Do mnie, moi heroldzi! Gniew zarządcy wreszcie zaprowadzi tutaj porządek!

Stokiem wzniesienia zaczęły spływać na twórców całe chmary dzikich świń oraz oszalałych ryb. Tłamsiły każdego twórcę, który wpadł w ich raciczki tudzież płetwy. Przed tą żywą masą zdawało się nie być ucieczki.

– Fluor oszalał! – krzyczał Lacter.

– Nikt przecież nawet niczego nie ustalił! – krzyczał nadal Lacter.

– Tak właśnie działa opresyjna władza – odparł Wiesiek Gołębiewski.

– Wprowadza terror – dodał Wiesiek Gołębiewski.

Część twórców próbowała się bronić. Tutaj żywa mumia Gosia kleciła schron z bandaży, tam ktoś się pakował na grzbiet meteoru „Blabladua”, gdzie indziej splecione w dość erotycznej pozie drzewa, o których ludzie powiadają różne rzeczy, próbowały ochronić swojego twórcę, wątłego Pierwiosnka.

Wszystko na nic, heroldzi pacyfikowali każdego. Fluor z zadowoleniem przyglądał się apokalipsie, lecz szybko się znudził. Za jego plecami otworzył się portal. Przepuścił przez niego Bartera, a za chwilę sam przezeń przeszedł.

Sandra patrzyła na to bezradnie. Nie miała szans przedrzeć się do portalu na czas. Miała przynajmniej dowód, że Barter faktycznie żyje, ale…

Ziemia zatrzęsła się pod nogami Sandry tak gwałtownie, że niemal straciła równowagę. Na raz pod stopami miała deski, burty z lewa i prawa, nad sobą żagiel… A za sobą dostrzegła, że przy kapitańskim sterze Kona wywijała szablą, krzycząc:

– Zapomnijcie o hyundaiu! Ten korab to jest moje opus magnum!

Statek sunął w górę wzgórza po wzburzonych falach ciał przybocznych Fluora z niebywałą prędkością. Ryby i dziki zaczęły wżerać się w kadłub, lecz wówczas do akcji wkroczyła Sahihi i swoim futurystycznym działem odstrzeliwała natrętów.

– Żryjcie jajecznicę, cwaniaczki!

W oka mgnieniu korab dotarł prawie na szczyt. Tam heroldów było jeszcze więcej, kilkoro wdarło się nawet na pokład. Sandra z gracją omijała kolejne przeszkody – żywe lub nieżywe – część po prostu odrzucając na bok, a części na przykład nadeptując na pęcherze pławne. Przedarła się aż na rufę, skąd wskoczyła wprost w zamykający się portal.

*

Pierwsze, co poczuła Sandra, to ciepło. Nie mogła się ruszyć. Omnipotentne opary otulały jej ciało niczym pierzyna; były gęstsze niż w Infrawymiarze, pozwalały unosić się w nich jak w wodzie. Mlecznobiałe, delikatne światło dobywało się zewsząd.

Fluor zmaterializował się kilka metrów od Sandry. Przysłaniała go mgła, powoli się w niej rozpływał.

– Czemu to robisz? – syknęła spacyfikowana Sandra, wściekła własną niemocą.

– Mamy zasady. Nie można organizować igrzysk bez ustalenia tego ze mną. W przeciwnym razie…

– Dupa! Mam w tyłku twoje igrzyska! Czemu zabrałeś Bartera? Oddaj mi go, a przysięgam, że więcej się tu nie pojawimy.

– Och. A czy ja go tu w ogóle trzymam? Proponowałem mu co prawda fuchę herolda, ale odmówił.

– Nie zgrywaj się! Wiem, co widziałam! Czy to kolejna sztuczka i nawet teraz używasz tego cholernego Infrawymiaru, żeby namieszać mi w głowie?!

Postać Fluora stawała się coraz bardziej niewyraźna. Tuż za nim zamajaczyły jeszcze dwie postaci – większa trzymała za rękę mniejszą.

– Nie skreślaj tak od razu Infrawymiaru. Podoba ci się to czy nie, ale to wspaniałe, pełne tajemnic miejsce, ma moc odmieniania życia. Powinnaś o tym wiedzieć równie dobrze, jak ja.

– Na czym jak na czym, ale na tajemnicach światów to się akurat znam. To miejsce dało mi Bartera, a potem go odebrało. To okrutne! Nie ma w tym nic wspaniałego.

– A może sama zapytaj Bartera, dlaczego tak długo się nie odzywał? – rzucił Fluor, nim zupełnie zniknął. – A reszcie przekaż, że jeśli znowu spróbują zorganizować nielegalne igrzyska, to znowu nadzieją się na mój bojowy szwadron!

Mgła rozpłynęła się. Sandra stała teraz na pustej ulicy upstrzonej tu i ówdzie neonami, ze zwisającymi ze słupów kablami, a także z szyldami zapisanymi katakaną. Prószył śnieg, było cicho. Znała to miejsce. Sama je stworzyła.

Pędem ruszyła w stronę ulicy handlowej. W gablocie jednego z butików, wśród manekinów siedział on we własnej osobie, nie ruszał się, oczy miał zmrużone. Medytował.

 – Barter? – szepnęła niepewnie Sandra, wchodząc do środka.

Mężczyzna wzdrygnął się na dźwięk ludzkiego głosu.

– B-Balbina?… – jęknął.

Sandra zdzieliła go w łeb.

– Dupa! Ja ci dam Balbinę! Gdzieś ty się podziewał, co? Masz pojęcie, co przeżywałam?

– Co… Wyszedłem tylko na chwilę… Cholera, przez medytację musiałem stracić poczucie czasu.

– O co tutaj chodzi, Barter? Fluor cię zmuszał do medytowania całymi miesiącami?

– Fluor? To prawilna mordka przecież jest. Coś tam chciał, żebym dla niego sprzątał, ale powiedziałem, że nie chcę. Kto wie, w jakiego zwierza by mnie przy tym przemienił.

– Więc dlaczego nie wróciłeś? Dlaczego nie dawałeś znaku życia?!

– Głupia sprawa… – Barter rozłożył ręce. – Fluor obiecał mi ekranizację. Myślał chyba, że mnie tym urobi do zmiany zdania. Ale przeciągał sprawę, a moje zdanie było jakie było, więc miałem czas pomedytować. Miesiące, mówisz?…

– Do cholery, jaką ekranizację?! Jesteś podekscytowany jak pszczoła w kwiaciarni!

– Advanced Cyborgs & Spaceships, kinowa wersja reżyserska. Toż to kultowe dzieło!

Chłodna Sandra usiadła naprzeciw Bartera. Miała ochotę znowu dać mu w łeb albo go przytulić, nie mogła się zdecydować.

– Jestem tu dla ciebie, Barter. Poruszyłam pół Infrawymiaru, żeby cię znaleźć. Tyle ludzi zaangażowałam, że nie wiem, jak długo będę im spłacać dług wdzięczności.

Barter podjął decyzję za Sandrę. Objął ją ramieniem. Siedzieli za szybą gabloty, wpatrując się w neony i leniwie płynące płatki śniegu.

– Razem jakoś damy radę. Jesteś najlepsza, wiesz?

Pocałował ją w czoło, dodając:

– Dziękuję.

A później spuścili zasłony, aby nikt nieproszony nie zobaczył, co tamtej nocy działo się w butiku na wystawie z manekinami.

Koniec

Komentarze

Jasnostroński!

 

Z tej strony Szlachetny Cewnik, czy też NobleCatheter. <3

Miło zobaczyć trzy rzeczy – nową publikację od Ciebie, nowy tekst na Fantastów i moje cameo. xD

Miałem delikatne wrażenie, że początek jest nieco zbyt zagmatwany, wiadomo, sama gęsta atmosfera, wszechobecny dym i zagubione bohaterki pewnie miały coś takiego wprowadzić, ale może deczko za dużo.

Ale potem już się rozkręcało. Bardzo fajnie wplotłeś coraz to kolejne postaci – jedne rozpoznawałem od razu, z niektórymi musiałem się pogłowić (czego zresztą sam doświadczyłeś xD), no i oczywiście superancko było zobaczyć tam siebie, jak razem z Gruszellą mieszamy bigos łbem. <3

Besos, pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Witam pana Cewnika, to jedna z przeróbek, z których jestem najbardziej zadowolony. ;D

Cieszę się, że się podobało!

 

Besos. Widzimy się pod heroic fantasy. Nabrałem rozpędu. devil

Poczuwam się do cameo kobiety w epokowym stroju i objęciach mroku ;)

 

A poza tym nieźle się ubawiłam rozszyfrowując nicki; nie liczyłam, ale sporo chyba poprawnie zgadłam, niemniej może niech się zgłaszają sami rozpoznani?

http://altronapoleone.home.blog

Wydaje mi się, że siebie znalazłem. Jeżeli jest to trafne spostrzeżenie, to nieźle :D

Sam siebie widzę trochę podobnie jak autor. Oczywiście na forum ;]

 

Mogę się mylić, jestem dość świeży. Gdzie mi tam do bycia bohaterem literackim, choćby drzewem.

No i proszę, 3/29 Fantastów już się objawiło. ;) Dzięki, że wpadliście.

Zmieniłeś Morta w jajecznicę?

 

I jeszcze z ciekawostek. Znaczy z notatnika tekstu, który ostatecznie nie powstał.

– Jak masz na imię, dziewczynko?

– i30.

– Co to za imię?

– Tak mam wbite w legitymacji studenckiej.

– E, nie. Trzeba ci wymyślić inne. – Bailando zamyślił się, nasunął kaptur na czoło i mruczał pod nosem. – Avante, Santa Fe, Elantra, Kona?

Sam jesteś wątły! 

 

 

Nie wszystkich wyłapałem, ale z pewnością wielu ;) Zaiste historia ta pełna jest przygód i miłości, czasem skrytej za zasłonkami, czasem ukrytej za nienapisanymi scenami. Pędziliśmy hyundayem-korabiem na złamanie karku przez infrawymiar, by Sandra mogła wpaść w ramiona Bartera – och i ach! Zwruszyłem się!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Mane! Bardzo intrygująca koncepcja, ale niestety jajecznica jest tylko jajecznicą. A Mort mi się do obsady nie załapał. :<

 

Omdlały Rumianku! Cieszem siem, żeś wzruszon. Fantasta nr 4 objawił się. ;)

Złamałeś mi serce.

Hmm, albo mnie nie ma, albo wyglądam niedorzecznie. I tak się zastanawiam, co gorsze ;)

 

A poza tym: Fajne (©Anet)

Nie wiem, czy rozpoznałam wszystkich, ale zabawę z dopasowywaniem bohaterów do użyszkodników miałam przednią :) A sama historia mnie zauroczyła :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Złamałeś mi serce.

 

 

Irko, niestety też się nie załapałaś. :< Ale cieszę się, że dobrze się bawiłaś. Ja się świetnie bawiłem przy wykręcaniu nicków na lewą stronę i szafowaniem motywami!

Tutaj Węgierka porozumiewała się pismem obrazkowym

Adok neked egy képes forgatókönyvet, te vagy az egyik!!!

 nic tutaj zadziać się nie ma prawa

Zginiesz. Zginiesz marnie :P Rozszarpany przez tezaurusy. Bez keczupu!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, na takie opowiadanie warto było czekać tyle miesięcy! Podobał mi się pomysł na Infraprzestrzeń i tajemnicze opary, podobały mi się moce Fantastów, a rozszyfrowywanie, kto jest kim, było niezłą zagadką, ale dzięki temu dobrze się przy tym bawiłam. Nie wszystkich rozpoznałam, ale chyba większość. Ale Reg to Ci wyszła wspaniale! I ogólnie stylizacja sposobów mówienia poszczególnych użytkowników wyszła bardzo udana, za to duży plus. 

Jest hermetycznie i jest sporo nawiązań discordowych, ale wykorzystane są w pomysłowy sposób. Fabuła wciągająca, jest lekko i przygodowo, myślę, że jak ktoś by nie znał żadnego portalowicza, to i tak lektura byłaby dla niego rozrywkowa. Ogółem na taki tekst czekałam i oczywiście lecę dać klika. 

Ale za ten wiekowy pojazd to powinieneś dostać foliowym pociskiem! :P 

Ech, jakeś Jasnostronny, tak Twoje opowiadanie zdało mi się mocno zamglone, miejscami zaciemnione, by nie rzec, że nawet mało jasne. Gęsto tu od postaci i nie udało mi się wszystkich rozpoznać, ale chyba właściwie zidentyfikowałam Kontrolerów. ;D

Fajnie wypadło wplecenie kilku tytułów opowiadań i postaci z nimi związanych, ale całość, jak już wspomniałam, niezupełnie do mnie trafiła.

 

resz­ta była już go­to­wa do drogi. Jej myśli były wy­raź­nie gdzie in­dziej. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …resz­ta była już go­to­wa do drogi. Jej myśli wy­raź­nie błądziły gdzie in­dziej.

 

– Trzy­maj le­piej za kie­row­ni­cę… → – Trzy­maj le­piej kie­row­ni­cę

 

Na­stęp­nie chwy­ci­ła za oba przed­nie sie­dze­nia… → Na­stęp­nie chwy­ci­ła oba przed­nie sie­dze­nia

Lub: Na­stęp­nie chwy­ci­ła oparcia przed­nich sie­dze­ń

 

w każ­dej hi­sto­rii jest ziarn­ko praw­dy, jed­nak tym przy­pad­ku… → Pewnie miało być: …w każ­dej hi­sto­rii jest ziarn­ko praw­dy, jed­nak w tym przy­pad­ku

 

Za­wo­nia­ło cierp­ką wonią sple­śnia­łe­go tynku… → Czy to celowe?

 

– Czy tutaj wy­po­wie­dzi się nie koń-?– Czy tutaj wy­po­wie­dzi się nie koń…?

 

Wy­two­rzył kon­ku­ren­cyj­ne opary, które nie stwo­rzy­ły ni­cze­go nie­zwy­kłe­go. → Czy to celowe?

 

Sa­hi­hi zde­cy­do­wa­ła się obej­rzeć. Za­gry­zła zęby. → Zęby można zacisnąć, ale obawiam się, że nie można ich zagryźć.

 

 – Nie uży­waj dziś nigdy wię­cej tej zdol­no­ści. → Czy ma nie używać rzeczonej zdolności dziś, czy nigdy?

 

Na raz pod sto­pa­mi miała drew­nia­ne deski… → Masło maślane – deski są drewniane z definicji.

Naraz pod sto­pa­mi miała deski

Za SJP PWN: deska 1. «długi i płaski kawałek drewna»

 

Po­win­naś o tym wie­dzieć rów­nie do­brze, co ja.Po­win­naś o tym wie­dzieć rów­nie do­brze, jak ja.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytało się dobrze, część postaci i nawiązań do tytułów opek udało mi się rozpoznać, części nie ;) Przygody opowiedziane ze swadą, nie przekonał mnie sam motyw ciągnący całą historię, czyli szukanie Bartera i jego związek z jedną z bohaterek – pretekstowy, bardzo szkicowy i w efektcie mało przekonujący. Koniec końców, spędziłam z tekstem kilka miłych chwil ;)

It's ok not to.

Witam pierwszą z głównych bohaterek! Wiekowy pojazd padł z ust jednego z bohaterów, nie powinnaś się na niego gniewać, Sonato. :> Fajnie, że się spodobało. Zgadzam się, bywa mniej lub bardziej hermetycznie, ale taka już specyfika Fantastów.

 

Kontrolerce dziękuję za łapankę, zmiany naniesione. Z czym bym dyskutował:

– Trzymaj lepiej za kierownicę… → – Trzymaj lepiej kierownicę

Wypowiedź jest niechlujna/z błędem celowo, jako element kreacji postaci Sahihi.

Wytworzył konkurencyjne opary, które nie stworzyły niczego niezwykłego. → Czy to celowe?

Tak.

 

Ślicznie dziękuję za odwiedziny, oby następnym razem bardziej spasowało!

 

Węgierka proszona jest nie nasyłać na mnie velociraptorów, gdyż doczepia się do wypowiedzi Fluora, a to już nie moja wina, że Fluor gada tak, a nie inaczej!

 

Dogs, miło Cię widzieć! Miało być leciutko, więc te kilka miłych chwil oznacza, że się udało. Czy związek głównych bohaterów jest pretekstowy i mało przekonujący? Zobaczymy, co oni na to, gdy tu przyjdą (jeśli przyjdą). devil

Bardzo proszę, MrBrightside. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

A skoro przytoczone zdania były napisane celowo, nie zmieniaj ich. To Twoje opowiadanie i to Ty tu rządzisz. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trochę zbyt… abstrakcyjne jak dla mnie. :\

Zrozumiałem może z połowę nawiązań i te były faktycznie zabawne, inne powodowały kilkusekundowe przerwy na drapanie się po głowie w konfuzji. Ale pewnie za mało/za krótko tu siedzę.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hejo.

Zagmatwane to było, ale przeczytałem. I coś tam rozpoznałem. Więc pocieszam się, że jeszcze nie jest źle z moją orientacją jeśli chodzi o portalową bohemę.

Pozdro. :)

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Witaj.

Zawiła opowieść pełna specyficznego humoru. :)

Członkowie Trybunału znani byli ze swej kapryśności i nieprzewidywalności, wszak od ich widzimisię zależało być albo nie być każdego tworu w Infraprzestrzeni. – ten dość istotny cytat powinien witać na stronie głównej każdego nowoprzybyłego. ;))

 

Pozdrawiam. ;) 

Pecunia non olet

Crycat Crying Cat GIF – Crycat Crying Cat Crying Cat Thumbs Up GIFs

 

Aś wzruszyłem. 

I jaki przerost treści nad formą, jestem dumny.

Kurczę, miałem kiedyś napisać kontynuację AC&S surprise

Nie jest to Twoje opium magnus, ale pułap Biblioteki przebija, tak że tego.

Dzięki za fajne emocje smiley

P.S. Specjalnie dla Węgierki: ¯\_(ツ)_/¯

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Mogę uznać, że przeczytałem całość. Trudna to historia, ale skłania do dociekań. Chętnie przeszedłem przez ten mętlik znaczeń i hermetyczności. :-)

P.S. Specjalnie dla Węgierki: ¯\_(ツ)_/¯

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobra, no to tak…

Twoje opowiadanie w wielu elementach przypomina taką klasyczną polską ligę piłkarską sprzed kilku lat. Tam to zwykle było tak, że przed sezonem zjeżdżały się całe wagony anonimowych Serbów. Każdy z nich przybywał jako potencjalna wielka gwiazda, a kończył na graniu ogonów. I przy każdym z nich kibice drapali się po głowie, rozważając: kto to, kuźwa, jest?

W tej klasycznej polskiej lidze sprzed kilku lat generalnie widać było na boisku jakiś zalążek pomysłu na grę, który jednak w praktyce zatracał się w radosnej twórczości nowoprzybyłych kopaczy, a bieg zdarzeń na murawie sprowadzał się do jakże wyszukanej myśli: byle do przodu i jakoś to będzie. I tak aż do końca sezonu. ;)

Twoje opowiadanie, jak pisałem, w wielu elementach ten schemat przypomina. Różnica jest taka, że zamiast Serbów zjechały się wagony portalowiczów i discordowiczów. Część rozpoznać dość łatwo, część trudno . Niektóre zaś przypominają lekarskie recepty. Do odczytania tylko dla wybranych. ;)

Ponieważ portalowiczów i discordowiczów jest dużo, siłą rzeczy wielu ogranicza się do roli statystów. Czy to źle? Nie wiem. Może i niekoniecznie. Bardziej przeszkadzało mi, że chyba jednak bez choć okazjonalnej aktywności na discordzie wiele elementów trudno wyłapać. Myślę, że nawet portalowicze z dłuższym stażem mogą się tutaj trochę gubić.

Nie ma tutaj może wielkich fajerwerków fabularnych, ale też w Fantastach nie o to przecież chodzi. Jest zabawa w ukrywanie nicków (i zachęta do zabawy w ich odczytywanie). Jest sporo mrugnięć okiem, a i pewnie lekkich prztyczków dla poszczególnych osób. Jest i może całkiem fajny patent na liczne grono odbiorców, oparty na zasadzie : Spójrz, ilu ich tu jest! Zerknij do opowiadania, bo nikt nie może czuć się bezpiecznie. ;)

Jak pisałem, opowiadanie przypomina polską ligę piłkarską, ale ma też na nią jedną, zasadniczą przewagę. Oglądanie polskiej ligi to rozrywka dla masochistów. Przy tym opowiadaniu można się momentami całkiem dobrze bawić, jeśli tylko trafimy na fragment, gdzie nasza znajomość portalu czy discorda nie jest akurat opatrzona tablicą: dziury i wyboje. ;-)

Dziękować za wzbogacenie Fantastów o nowe opowiadanie. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ależ tutaj ruch!

 

SNDWLKR, fajnie, że w ogóle spróbowałeś. Fantaści to w definicji hermetyczne przedsięwzięcie, toteż rozumiem konfuzję. A dodatkowo ja tu siedzę już z 5 czy 6 lat, stąd pewnie i moja perspektywa jest inna.

 

Zalth, pozdro! ;D

 

Bruce, bardzo zacna inicjatywa! Wnoszę o poddanie pod głosowanie. Możemy też przyjąć wniosek przez aklamację. ^^

 

Vacterze, cieszę się, że zawitałeś drugi raz!

 

CM jak zwykle wylewnie! Żałuję, że nie udało mi się Cię zmieścić w obsadzie. Z drugiej strony gdybym miał wyprodukować podobnej długości monolog, limit by mi totalnie szlag trafił (chciałem zamknąć się w 30k, jak oryginalnie zakładano).

Zgadzam się w pełnej rozciągłości, że nie jest to w żadnym stopniu ambitna pisanina, ale nigdy nie miała taką być. Świetnie się bawiłem, pisząc to, bardzo mnie cieszy, że dostarczyłem czytelnikom choć odrobinę uśmiechu i cóż, po prostu nie mogłem przepuścić okazji do wzięcia udziału w Fantastach. Porównanie do polskiej ligi piłkarskiej boli moje serduszko, bo któż by chciał być do niej porównany, ale przyznaję, jest to trafne porównanie! ;D

 

Jest i on! Odnalazł się! Przerwał medytację i nawet został wzruszon! heart Miód na moje pokaleczone porównaniem CM-a serduszko.

laugh

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Sympatyczne, jak na ogół teksty na Fantastów. Nieodmiennie tutejszą ludzkość bawi rozpoznawanie bohaterów, jako i mnie bawiło.

Siebie rozpoznałam bez trudu – po wyglądzie z awatara, przeróbce nicka i Winnetou. Z innymi miałam większy problem, ale przeważnie dałam radę, a reszta chyba wyjaśniła się w komentarzach. Gdzie nie zgadłam, tam doszłam do wniosku, że wiedza musi pochodzić z Discorda, bo jakże to miałabym mieć takie braki w życiu portalu. I taka jest moja linia obrony.

Babska logika rządzi!

Starałem się, aby wiedza pochodząca z discorda była po prostu inną gęstością – nie większą, ani nie mniejszą, ale inną, droga Szwedklo. ;)

A z kim miałaś problem? Może będę w stanie pomóc? ;D

Przyznali się w komentarzach. :-)

Babska logika rządzi!

Ufało się rozpoznać kilka osób, ale dla świeżaka to zbyt hermetyczne. Czytało się jednak z zaciekawieniem.

Miło Cię tu widzieć, Misiu!

Ooo jak sweet. :> Nie jestem pewna, czy rozszyfrowałam wszystkie postacie, ale siebie znalazłam. Tylko co taka narwana? XD Fluor… :D

Cieszę się, że siebie znalazłaś, Saro! A odnalazłaś też Baila? :>

Tak. (⁠◍⁠•⁠ᴗ⁠•⁠◍⁠)

Dobra, ja wiem, że to, cholera, trwało, ale przyszłam. :D Wydaje mi się, że wykminiłam dwadzieścia osób, co przyjmuję za wynik sensowny.

Opko jest mocno hermetyczne, ale hej, do tego chyba służą Fantaści. Bardzo mi się podoba, że powplatałeś w tekst nawiązania do opowiadań innych ludzi – igrzysk, Lowinów, całek, nieszczęśliwych miłości, tego tekstu, co to nikt nie potrafił zapamiętać tytuł, ale przypominał BlaBlaua i był dobry… No, trochę tego wyłapałam.

Sama fabuła nie ma jakiegoś rażącego sensu, bo sporo tu jednak rzeczy, które w normalnym opowiadaniu by zgrzytały. Niemniej, mam wrażenie, że w Fantastach zasady są inne, a osobiście abstrakcję bardzo lubię, więc cieszę się z tej podróży w poszukiwaniu Baila Bartera. No i oczywiście niezmiernie mi miło, że się załapałam na rolę w opowiadaniu!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ładny masz wynik, Verus! Dobry z Ciebie detektyw. Cieszę się, że udało się zajrzeć. :>

Dżem dobry. Przybywam zwabiony słowami „w moich ostatnich fantastach ZiZi miał całkiem dużą rolę”. No dobra, obaczmy.

 

żałowała tożsamości, jaką postanowiła wytworzyć w infrawymiarze. Niestety niezmienialnej.

A co jej broni stworzyć nową tożsamość?

 

Nadal jeździsz tym hyundaiem?! – Sandra złapała się za głowę.

Audycja zawiera lokowanie produktu…

 

Czemu ta gwiazdka jest w takim dziwnym miejscu? Nie wyśrodkowana nawet. Nie mówiąc już o odstępach.

 

Jedynym, czego Sandra była pewna (…) to że na pewno → jesteś pewny, że tyle tej pewności jest na pewno potrzebne?

 

natknęły się na Szwedklę

XD

 

Mój radar, a on nigdy się nie myli, wykrył, że Barter żyje

Czyli Barter jest tęczowy, znaczy się? Czy on o tym wie?

 

Że lubię łazić, to potwierdzam. Co prawda ostatnimi czasy wyrabiam kilometry w fabryce, zamiast na spacerach…

 

Wybacz, Ropuszku, że cię nachodzimy. – Dogoniła nieznajomego Sandra.

Ten przestawny szyk nie pasuje, bo „dogoniła” nie opisuje wypowiedzi. Czyli: Sandra dogoniła nieznajomego.

 

No, polewaj pan. Zrobię ci z tej wiksy takie igrzyska wstydu, że cię w Trybunale nie poznają.

Kłaniam się. Aczkolwiek u mnie z tym polewaniem podobnie jak u Starucha: niby się chełpi, a jak przyjdzie co do czego, to pojawiają się wymówki…

 

Zacisła zęby.

Co, przepraszam, zrobiła?

 

Kim wy w ogóle jesteście?

Pajacami.

 

To jest w ogóle niepojęte.

Kolejne wypowiedzi Wiesława są w osobnych linijkach… jeśli to nawiązanie do tego, co myślę, to jesteś mistrzem świata. Bo jak tak można w ogóle?

 

Stokiem wzniesienia zaczęły spływać na twórców całe chmary dzikich świń oraz oszalałych ryb.

XDDDDD

 

Za jego plecami otworzył się portal

Jeśli dopiero co się otworzył, czy znaczy to, że to… nowy portal???

 

Fluor? To prawilna mordka przecież jest.

Odważne słowa. Fluor prawilna mordka? Konsultowałeś to z kimś?

 

No dobra, co do całości… Nie zgadłem samodzielnie wszystkich. „Sahihi” załapałem dopiero przy jajecznicy. „Gnolla” załapałem dopiero po wyszukaniu Lothara na portalu, bo zapomniałem, kto był autorem (kajam się). Kilku epizodycznych nie załapałem wcale, ten mężczyzna z głową w walizce to chyba czyjś awatar, ale nie pamiętam czyj…

 

Ale ogólnie – cudowne. Przepiłem ropuszka, czuję się dumny :3 Tym bardziej jestem zmotywowany, żeby napisać własny tekst na fantastów, nawet jeśli będę rok po terminie. (Były w ogóle jakieś wyniki?)

 

Pozdrawiam cieplusieńko.

 

Precz z sygnaturkami.

Nowa Fantastyka