- Opowiadanie: Olgierd Glista - Dno, muł i płomień

Dno, muł i płomień

Motyw: Po­lo­wa­nie na kar­pia

Hasło: Mówi się trud­no, pisze się dalej.

 

Pró­bo­wa­łem tro­chę okieł­znać fan­ta­zję. Ocio­sa­łem świat przed­sta­wio­ny z więk­szo­ści kom­pli­ka­cji, nadal jed­nak treść może być mętna. Jest jedno klu­czo­we zda­nie które zmie­ni po­ziom WTF z “co to do cho­le­ry jest” na “ok wszyst­ko wy­tłu­ma­czo­ne magią ale jed­nak wy­tłu­ma­czo­ne”.

Jeśli ktoś jest fi­zy­kiem to ist­nie­je groź­ba wy­pa­le­nia oczu. 

A samo opo­wia­da­nie jest o cza­ro­dzie­jach któ­rzy z oka­zji świąt sprzą­ta­ją brudy po złych cza­ro­dzie­jach. 

BE­TO­WA­LI: Mo­ni­que.M oraz NaN, dzię­ki im wiel­kie.

Zgod­nie z usta­le­nia­mi, tekst zo­stał opu­bli­ko­wa­ny po pier­wot­nym ter­mi­nie 26 grud­nia. Ni­niej­szym za­łą­czam spóź­nio­ne lekko ży­cze­nia świą­tecz­ne – Bo­żo­na­ro­dze­nio­we oraz Prze­si­le­nio­we, a także  nieco uprze­dza­ją­ce fakty ży­cze­nia uro­dzi­no­we dla użyt­kow­ni­ka @Go­lodh

Do­dat­ko­we po­praw­ki po pu­bli­ka­cji: bruce, Sa­bi­na Anto, Am­bush, chal­bar­czyk, regulatorzy

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

drakaina, Finkla, Użytkownicy IV

Oceny

Dno, muł i płomień

W naj­ciem­niej­szą noc w roku, gdy miesz­kań­cy Isz­ten­wa­ru wie­cze­rza­li w do­mo­wych za­ci­szach, nie­któ­rzy mu­sie­li ów wy­jąt­ko­wy czas spę­dzić bro­dząc w bło­cie. Pod zie­mią.

Taki był obo­wią­zek cechu ma­gów-Krze­si­cie­li. Dzier­ży­cie­li mocy bia­łe­go pło­mie­nia, który nie spa­lał, lecz oczysz­czał, a także za­kli­na­czy zwie­rzę­cych du­chów. Ich ry­wa­le, cech Za­pla­ta­czy, pro­wa­dzi­li swoje prace w mroku, w ciem­no­ści, a wiele efek­tów tych prac kryło się w pod­ziem­nym bło­cie.

Za­zwy­czaj eks­pe­ry­men­ty nie wy­ściu­bia­ły nosów czy koń­czyn z mu­li­sto-błot­ne­go kró­le­stwa, lecz w tę jedną noc dzia­ło się ina­czej. Wiele po­rzu­co­nych dzieł mrocz­nej magii za­cho­wy­wa­ło się śmie­lej niż za­zwy­czaj. Stąd ko­niecz­ność wy­sy­ła­nia Krze­si­cie­li na tra­dy­cyj­ny, co­rocz­ny pa­trol.

 

Po­szło czte­rech, mło­dych i am­bit­nych. Zwano ich: Dmi­truk, Ma­ty­ja, Włast i Zin. Trzech je­cha­ło na uży­czo­nych se­jor­nach, przy­ja­znych stwo­rach, nieco po­dob­nych do owa­dów, dzię­ki po­dłuż­ne­mu tu­ło­wiu, za­koń­czo­ne­mu szczu­płym tor­sem, ra­mio­na­mi i głową. Od­nó­ża se­jor­nów za­gi­na­ły się two­rząc jakby płozy, a roz­ło­żo­ny cię­żar po­zwa­lał stwo­rom uno­sić się na bło­cie.

Zin, Krze­si­ciel za­my­ka­ją­cy po­chód, ujeż­dżał żubra. Błoto roz­stę­po­wa­ło się pod ko­py­ta­mi stwo­ra, po­łą­czo­ne­go psy­chicz­nie z ma­giem. Wierz­chow­ce nio­sły przy­mo­co­wa­ne pa­sa­mi do grzbie­tów, skrzy­nie z dźwi­gnia­mi i po­krę­tła­mi. Drogę w pod­zie­miach oświe­tla­ły na­pę­dza­ne mocą bia­łe­go ognia la­ta­ren­ki. Mimo to, idący na czele Włast ko­rzy­stał ze wzro­ku swo­je­go to­wa­rzy­sza. Sie­dząc ze skrzy­żo­wa­ny­mi no­ga­mi, z na­dzia­kiem na ko­la­nach, łą­czył swą jaźń ze wzro­kiem węża, wi­dzą­cym cie­pło.

Włast miał naj­więk­sze za­le­gło­ści w nauce. Rok kar­nej zsył­ki zro­bił swoje. Dla­te­go pa­trol był dlań szcze­gól­nie waż­nym spraw­dzia­nem. Po­szu­ki­wa­niem stwo­ra z błot­nych głę­bin, by upo­lo­wać go jako tro­feum. Co do Dmi­tru­ka i Matyi – ci cią­gle sobie przy­ga­dy­wa­li, raz gło­śniej, raz ci­szej.

Ze skrzyń na grzbie­tach wierz­chow­ców wy­sta­wa­ły prze­świ­tu­ją­ce ta­siem­ki, któ­rych koń­ców­ki za­nu­rza­ły się w bło­cie.

Wę­żo­we oczy Wła­sta do­strze­ga­ły głów­nie pi­sko­rzo­wa­tą drob­ni­cę, która pierz­cha­ła w głąb ja­skiń bojąc się wszyst­kie­go, co więk­sze. Mniej­sze stwo­ry nie dały się łapać na przy­nę­tę. Włast ob­ser­wo­wał, jak zmy­ka­ją ca­ły­mi ła­wi­ca­mi i kryją się po ką­tach. W pew­nym mo­men­cie jed­nak znik­nę­ły z pola wi­dze­nia. Ja­ski­nia roz­sze­rzy­ła się, do­tar­li do sze­ro­kie­go, pod­ziem­ne­go, błot­ne­go je­zio­ra.

– Tu się lubią kryć w za­to­kach. Mu­si­my się ro­zejść i prze­szu­kać cały ob­szar – oznaj­mił Dmi­truk.

– Wiem co mam robić – cierp­ko od­parł Ma­ty­ja – nie po­uczaj mnie.

– By­li­ście kie­dyś na pa­tro­lu? Mnie to omi­nę­ło i chciał­bym wie­dzieć jak to jest – tłu­ma­czył Włast.

Dmi­truk prych­nął.

– Dotąd Ma­ty­ja man­da­ryn­ki żarł na czu­wa­niu…

– Za­mknij się! – zga­sił go rze­czo­ny.

– Cicho wszy­scy! Zaraz i tak bę­dzie oka­zja się wyżyć – zga­sił dys­ku­sję Zin. Ma­ty­ja syk­nął coś o „ku­jo­nach” – jazda na wła­snym wierz­chow­cu na tym eta­pie zgłę­bia­nia sztu­ki świad­czy­ła o spo­rych po­stę­pach.

Jeźdź­cy na trzech se­jor­nach i żu­brze ro­ze­szli się tak, by mniej wię­cej po równo obejść je­zio­ro.

Dało się wy­czuć za­tę­chły za­pach magii Za­pla­ta­czy.

Coś chlup­nę­ło, za­bul­go­ta­ło i za­czę­ło zgrzy­tać. Po­cią­gnę­ło za dwie taśmy.

– Łapie! – za­wo­łał Dmi­truk. Już chciał się­gnąć do skrzyn­ki, ale po­twór po­cią­gnął w przód z taką siłą, że se­jorn stra­cił rów­no­wa­gę.

– Tu też łapie! – od­krzyk­nął Ma­ty­ja, któ­re­go razem z wierzchowcem za­czę­ło cią­gnąć w tył.

–Taśmę tnij! – za­wo­łał Zin, jadąc na od­siecz Dmi­tru­ko­wi, roz­bry­zgu­jąc błoto na boki.

Fala mrocz­nej ener­gii spra­wi­ła, że oczy Wła­sta i węża za­mgli­ło. Mu­siał ode­słać to­wa­rzy­sza, nim po­biegł na pomoc Matyi.

– Żu­brem go wal! – krzy­czał ten ostat­ni do Zina.

– Pod bło­tem cię prze­cią­gnie! Spró­buj­cie go naj­pierw wyjąć!

– Cho­le­ra, skrzyn­kę zaraz urwie! – wołał Dmi­truk.

Po­jem­nik, choć przy­mo­co­wa­ny moc­nym pasem do grzbie­tu se­jor­na, urwał się. Krze­si­ciel chciał ura­to­wać cenny sprzęt, lecz gdy chwy­cił skrzy­nię, be­stia wcią­gnę­ła go do błota.

Se­jorn jed­nak był na tyle świa­dom za­gro­że­nia, że za­blo­ko­wał krze­si­cie­la jedną z przed­nich płóz.

Ma­ty­ja już go­to­wał prze­ciw po­two­ro­wi kulę ognia, ale nad­je­chał Włast i prze­ciął taśmę na­dzia­kiem. Oca­lo­ny chciał za tę nie­chcia­ną in­ter­wen­cję wal­nąć ogniem we Wła­sta, lecz ko­le­ga-pry­mus podał lep­szy po­mysł.

– Kto ma ogień, niech wali!

Ma­ty­ja zmie­nił więc szyb­ko cel swego gnie­wu i wraz z Zinem, ude­rzy­li ogniem.

Dmi­truk po­słał wiąz­kę bia­łe­go pło­mie­nia po ta­śmie. Znisz­czył ją, ale także zadał ból ukry­te­mu wro­go­wi. Stwór za­bul­go­tał, po­le­cia­ły iskry. Za­nu­rzył się z po­wro­tem, przez chwi­lę uka­zu­jąc kształt ni to ro­ba­ka, ni to suma.

Nim się obej­rze­li, se­jorn Wła­sta za­czął za­wo­dzić ze stra­chu. Zmora zła­pa­ła go za tylne płozy i cią­gnę­ła w błoto.

Włast, mimo że ręce mu się śli­zga­ły, się­gnął do skrzyn­ki i prze­su­nął wy­sta­ją­cą dźwi­gnię. Taśma zwi­nę­ła się, uka­zu­jąc wtycz­kę na przy­nę­tę ma­gne­tycz­ną. Se­jorn sam uwol­nił jedno od­nó­że, ale po­twór po­cią­gnął dru­gie tym moc­niej, prze­chy­la­jąc wierz­chow­ca.

– Łap go na kla­ster!

– Robię co mogę! Wszyst­ko się śli­zga!

Włast ru­szył po­krę­tłem, coś za­zgrzy­ta­ło. Część skrzyn­ki otwo­rzy­ła się i uka­za­ła sześć ka­se­tek usta­wio­nych grzbie­tem do ze­wnątrz, wi­ru­ją­cych jak wia­trak. Włast wy­cią­gnął ta­siem­kę z błota. Na końcu miała wtycz­kę, którą rzu­cił w stro­nę stwo­ra. Bły­snę­ły pio­ru­ny, uka­zu­jąc wę­żo­wa­te mon­strum z wi­dla­stym, po­dwój­nym ję­zy­kiem. Spra­gnio­ne ma­gne­tycz­nej stra­wy, oplo­tły się wokół taśmy, po czym po­two­ra, se­jor­na, Krze­si­cie­la i sprzęt spo­wi­ła ośle­pia­ją­ca aura. Be­stia, roz­bi­ta na kłąb ma­gne­tycz­nej ener­gii, zo­sta­ła uwię­zio­na w ka­set­ko­wym kla­strze. Skrzyn­kę z ka­set­ka­mi wy­rwa­ło z pasów, tak że ude­rzy­ła Wła­sta w oboj­czyk i legła w bło­cie. Da­le­ko, głę­bo­ko, nie­moż­li­wa do zna­le­zie­nia – żaden zwie­rzę­cy to­wa­rzysz nie mógł­by się tam do­grze­bać.

Włast od­szedł na bok. Utra­ta sprzę­tu i po­two­ra, choć póki co uniesz­ko­dli­wio­ne­go, nie za­po­wia­da­ła nic do­bre­go w ra­por­cie. Pod­je­chał Ma­ty­ja, nieco za­kło­po­ta­ny. Gdy się robił po­waż­ny, po­ka­zy­wał inną twarz.

– Mu­si­my iść dalej. Sprzę­tu nie od­zy­ska­my. Nie ma co opóź­niać.

– Go­ły­mi rę­ka­mi nic nie zła­pię.

– Masz tę swoją gó­ral­ską za­baw­kę. Dawaj, idzie­my.

Była w tym jakaś racja. Na­dziak miał wiele za­sto­so­wań tak w boju jak i poza.

Przy­naj­mniej nikt inny nie zgu­bił sprzę­tu.

Po dal­szej dro­dze na­tra­fi­li na tro­chę po­two­rów nie­du­żych, ale wa­lecz­nych.

W ka­set­kach lą­do­wa­ły sko­ru­pi­ja­wy, mał­pi­ra­nie, błot­no­lo­ty i mnó­stwo po­dob­nych glo­nom wij­ców. Tylko na kon­cie Wła­sta nie lą­do­wa­ły żadne tro­fea, bez skrzyn­ki Krze­si­ciel mógł co naj­wy­żej wy­pa­try­wać ko­lej­ne po­two­ry wę­żo­wy­mi ocza­mi.

Aż na­sta­ła chwi­la, gdy serca wszyst­kich za­bi­ły jed­no­cze­śnie. Wszyst­ko co było na­pę­dza­ne bia­łym pło­mie­niem, przy­ga­sło. Znak, że oto po­ziom ciem­no­ści osią­gnął szczyt.

Uro­czy­sta chwi­la. Na po­wierzch­ni, miesz­kań­cy Isz­ten­wa­ru gro­ma­dzi­li się wokół ga­sną­ce­go pa­le­ni­ska, cze­ka­jąc aż za­pło­nie ener­gią no­we­go, od­ra­dza­ją­ce­go się świa­tła.

Po­tę­ga mroku zda­wa­ła się nie­ogra­ni­czo­na. Krze­si­cie­li ogar­nę­ła za­du­ma. Za­pew­ne ob­rzę­dy w kry­jów­kach Za­pla­ta­czy do­cho­dzi­ły teraz do kul­mi­na­cji.

Tu, głę­bo­ko pod zie­mią, pa­no­wa­ła cał­ko­wi­ta cisza.

Wzrok węża znów osłabł, Włast wi­dział świat jak przez za­sło­nę z cięż­kiej, nie­moż­li­wej do prze­bi­cia błony.

Z mułu wy­szło coś, co w pierw­szej chwi­li przy­po­mi­na­ło nagie drze­wo, o ga­łę­ziach tylko po jed­nej stro­nie. Uro­sło jed­nak jak góra, o po­tęż­nej, mrocz­nej aurze.

Krze­si­cie­le pa­trzy­li w mil­cze­niu, dzi­wiąc się, że coś tak wiel­kie­go mogło po­zo­stać nie­zau­wa­żo­nym.

Po­ja­wi­ło się świa­tło, żółte i mętne. Inne niż ogień Krze­si­cie­li. Ka­se­ty z ma­gne­tycz­ny­mi śla­da­mi stwo­rzeń emi­to­wa­ły mro­wią­ce fale, a potem wy­sko­czy­ły ze swo­ich opa­ko­wań i po­le­cia­ły ku mrocz­nej masie. Masie bę­dą­cej cie­niem wiel­kiej ryby z po­sta­wio­ną na sztorc, ni­czym me­ta­lo­wy pręt, grzbie­to­wą płe­twą.

Wszyst­kie ka­se­ty przy­le­pi­ły się do płe­twy i za­ję­ły elek­trycz­no­ścią. Spo­mię­dzy łusek mon­stru­al­nej ryby wy­ro­sły ko­lej­ne wy­pust­ki, po­dob­ne wij­com, same zaś łuski tward­nia­ły, jak pan­cerz sko­ru­pi­jaw­ki. W mię­si­stych ustach wy­ro­sły kły, ni­czym u mał­pi­ra­nii.

Wroga aura na­ra­sta­ła, cią­ży­ła. Włast ode­słał węża, by nie spra­wiać mu bólu. Dobył na­dzia­k, „gó­ral­ską za­baw­kę”. Pa­miąt­kę z wy­gna­nia. Pod­biegł na se­jor­nie, wy­prze­dził rybę i za­mach­nął się, chcąc ciąć w oczy. Wodny po­twór wy­ko­nał obrót i na­dziak wbił się w łuskę. Be­stia za­bra­ła cza­ro­dzie­ja. Pły­nę­ła nie­zdar­nie, choć cał­kiem szyb­ko. Śli­ska, trzę­są­ca się, chcia­ła zrzu­cić maga z grzbie­tu, lecz ten głę­biej wbił na­dziak i trzy­mał mocno. Szedł ku grzbie­to­wi, ła­piąc się za kra­wę­dzie łusek. Za­parł się czub­ka­mi butów, wy­do­był z ry­bie­go pan­ce­rza broń i ude­rzył w górę ka­se­tek i taśm na grzbie­cie. Ryba za­trzy­ma­ła się, ale dwie prze­ciw­staw­ne ener­gie, po­zy­tyw­na i ne­ga­tyw­na, zgnio­tły mię­dzy sobą Wła­sta jak w ima­dle. Ryba utra­ci­ła uzy­ska­ne od in­nych stwo­rów wła­ści­wo­ści, przez co stała się śli­ska. Włast ledwo się trzy­mał, wbi­ja­jąc kolec z dołu na­dzia­ka mię­dzy łuski. Pró­bo­wał jed­nak dalej wal­czyć i zli­kwi­do­wać stwo­ra cio­sem w skrze­la lub mię­dzy oczy. Szarp­nął za mocno, ode­rwał jedną z łusek.

Przez to, co zo­ba­czył, za­stygł w bez­ru­chu.

Wiel­ka ka­se­ta, ni z ciała, ni z two­rzy­wa, ob­ra­ca­ją­ca krwi­stą, or­ga­nicz­ną, bło­nia­stą taśmę.

Krze­si­ciel pra­wie zwy­mio­to­wał, lecz nie po­zwo­li­ła na to wiąz­ka elek­trycz­nej ener­gii, która po­chło­nę­ła go i prze­nio­sła do wnę­trza po­two­ra.

Dmi­truk, Zin i Ma­ty­ja pró­bo­wa­li do­ści­gnąć rybę, lecz ta pla­snę­ła ma­syw­nym ogo­nem, roz­rzu­ci­ła błoto, osady i muł, po czym znik­nę­ła.

Ognie za­pło­nę­ły na nowo. Świa­tłość od­ra­dza­ła się.

Go­dzi­na 0:01. Iskra zga­sła.

Tak w ra­por­cie za­pi­sy­wa­no, gdy Krze­si­ciel po­legł w akcji.

 

***

 

Brzuch be­stii oka­zał się sto­sun­ko­wo mało kwa­so­wy. Wnę­trze or­ga­ni­zmu po­kry­wa­ła błona, która nie po­zwa­la­ła się prze­do­stać tra­wien­nym sokom.

Włast miał po­czu­cie, że topi się w czymś, co nie jest ni mgłą, ni parą, ni wodą, ni desz­czem.

Czoł­gał się przez mię­si­ste wnę­trze ciała, szu­ka­jąc drogi wyj­ścia. Nie umiał jed­nak stwier­dzić, gdzie noz­drza, gdzie pasz­cza, ani gdzie je­li­ta. Karp w środ­ku wy­glą­dał zu­peł­nie ina­czej. Wszyst­ko zmie­rza­ło do jed­ne­go punk­tu, przy­po­mi­na­ją­ce­go pompę albo bar­dzo pry­mi­tyw­ne serce. Gdy Włast zbli­żył się do niej, świe­cąc sobie nie­wiel­ką iskrą – nie­sprzy­ja­ją­ce ma­gicz­nie wa­run­ki po­zwa­la­ły tylko na to – uj­rzał coś kwa­dra­to­we­go, po­dob­ne­go księ­dze albo po­mni­ko­wej pły­cie, za­pi­sa­nej w nie­zna­nym i pra­wie nie­moż­li­wym do po­zna­nia ję­zy­ku.

Po­świe­cił le­wi­tu­ją­cą nad dło­nią iskrą. Znaki za­czę­ły się po­ru­szać, ukła­dać w naj­roz­ma­it­sze wzory, fi­gu­ry geo­me­trycz­ne, spi­ra­le. Nie­któ­re pod­świe­tli­ły się, łą­cząc w li­te­ry re­zo­nu­ją­ce uni­wer­sal­ną mową, ję­zy­kiem dusz.

– Kim je­steś? – za­py­ta­ły.

Ktoś już uczył Wła­sta tej mowy. Sku­pił się i sta­rał wy­da­wać re­zo­nans ze środ­ka swo­je­go ducha.

– Wro­giem magii Za­pla­ta­czy. Twoim wro­giem.

Li­te­ry na kwa­dra­to­wej pły­cie znów zmie­nia­ły po­ło­że­nie.

– Też byłam, wro­giem. Kie­dyś. Teraz to nie­waż­ne.

– Nisz­czysz mia­sto – od­parł Włast – trze­ba cię zli­kwi­do­wać.

– Czemu więc jesz­cze tego nie zro­bi­łeś?

– Nie wiem jak.

– Ja też nie. Musi to zro­bić ktoś, kto zna spo­sób. Jeśli go nie znasz, to nic nie zro­bisz.

– Dla­cze­go chcesz żeby cię zli­kwi­do­wać?

– To ciało to moje wię­zie­nie. Wciąż je­stem czło­wie­kiem.

– Jako ga­da­ją­ca płyta?

– Taką formę ma każdy z nas. I ty i ja. Każdy z nas kro­czy przez życie razem ze swoją księ­gą…

– …która za­pi­su­je je w ca­ło­ści. Mą­drość Krze­si­cie­li.

– Chcia­łeś po­wie­dzieć, Za­pla­ta­czy.

– Nigdy! Przy­sią­głem ich zwal­czać!

– Jak wiele wro­gich sobie rodów, ple­mion, szkół, nasze kręgi kie­dyś były jed­no­ścią.

– Nie uwie­rzę w takie bluź­nier­stwo!

– Też nie wie­rzy­łam. Ale już nie je­stem Za­pla­tacz­ką. Ta wojna mnie nie do­ty­czy.

– Jak więc się stało, że je­steś płytą z na­pi­sa­mi w środ­ku wiel­kiej ryby?

„Na­zy­wam… na­zy­wa­łam się Lia­fi­ria. Kró­lo­wa Szpo­nów. Za­pla­ta­łam pióra pta­ków i sta­łam na czele ko­we­ny. Słu­żą­ce mi Za­pla­tacz­ki przy­bie­ra­ły po­stać har­pii. Gdy inne ko­we­ny wal­czy­ły mię­dzy sobą o skar­by Eteru, ja cze­ka­łam aż walka się skoń­czy i na­pa­da­łam na osła­bio­ne­go zwy­cięz­cę. Aż w swej zu­chwa­ło­ści, na­pa­dłam na zamek po­tęż­ne­go wład­cy de­mo­nów – Stri­go­na. Jego wieża o otwar­tym dachu pro­si­ła się o atak. Po­le­cia­łam tam więc i wpa­dłam, roz­pę­dza­jąc jego sługi. Sam nie dał znaku życia, szy­dzi­łam z jego tchó­rzo­stwa.

Chło­nę­łam ukry­ty w klej­no­tach eter. Gdy na­sy­ci­łam się, po­czu­łam cięż­kość. Nie mo­głam latać. Sio­stry ucie­kły, a krata za­blo­ko­wa­ła wyj­ście z wieży. Wtedy Stri­gon ujaw­nił się, wy­tknął moją głu­po­tę i na­iw­ność, po czym wpu­ścił wodę i ryby, które po­żar­ły i ro­ze­rwa­ły moje je­ste­stwo na ka­wał­ki. Nie po­zwo­lił jed­nak, bym umar­ła. Wy­do­był Księ­gę mo­je­go życia i dał ją wiel­kiej rybie, która od­pły­nę­ła ku ete­rycz­nym oce­anom. Aż do­tar­ła tutaj, w błota pod Isz­ten­war.

– Czyli mam za­koń­czyć twoje cier­pie­nie, a ty wy­pu­ścisz mnie z trze­wi be­stii?

– Tak wła­śnie bę­dzie. O ile wiesz, jak nas stąd wy­do­stać.

 

 ***

 

Po­wrót z pa­tro­lu za­zwy­czaj wią­zał się ze świę­tem. Krze­si­cie­le za­słu­że­nie od­po­czy­wa­li.

Lecz nie świę­to­wa­li, gdy iskra gasła na wieki.

Zin, Ma­ty­ja i Dmi­truk owi­nę­li ra­mio­na żałobnymi wstęgami.

Ilona Zorij, przy­wód­czy­ni cechu, cze­ka­ła z ryl­cem, któ­rym miała na­kre­ślić na­zwi­sko po­le­głe­go na służ­bie.

„Lasz­lo Włast Brus”.

Cze­ka­jąc na ce­re­mo­nię, Krze­si­cie­le i inni obec­ni wzno­si­li pło­ną­ce pa­ty­ki.

Tylko jedna osoba, ko­bie­ta w nie­bie­skiej sukni i o ja­snych wło­sach, nie pa­li­ła bia­łe­go ognia, a za­ci­ska­ła oczy w sku­pie­niu.

– Prze­stań­cie na­tych­miast! – za­wo­ła­ła nagle, gdy rylec miał do­tknąć księ­gi.

– An­ga­ra? Je­steś pewna, że on…?

– Nie­dłu­go będę pewna. Wstrzy­maj ce­re­mo­nię.

Ko­bie­ta wy­bie­gła z sie­dzi­by cechu. Lekko stą­pa­ła po uli­cach mia­sta, wśród ko­lo­ro­wy­ch, świą­tecz­ny­ch świa­teł. Zda­wa­ło się, że pły­nie ni­czym foka przez spo­koj­ny ocean. Z gra­cją ze­sko­czy­ła z murów mia­sta. Na pod­gro­dziu leżał osob­nik w po­dar­tych sza­tach. Po­ło­wę jego ciała po­kry­wa­ły prze­miesz­cza­ją­ce się li­te­ry. Ramię miał dziw­nie wy­gię­te, a dłoń roz­cza­pie­rzo­ną.

An­ga­ra przy­trzy­ma­ła go i na­kre­śli­ła ry­tu­al­ny krąg.

Potem zła­pa­ła za dłoń ze zwy­rod­nie­nia­mi.

– Odejdź w Eter. Odejdź z nie swo­jej księ­gi.

Odejdź i na­pisz się tam, gdzie cze­ka­ją twoje puste stro­ny.

An­ga­ra po­wta­rza­ła, obej­mu­jąc opi­sa­ne­go cu­dzy­mi li­te­ra­mi Krze­si­cie­la.

Włast po­wtó­rzył słowa. Li­te­ry za­czę­ły scho­dzić z ciała, ukła­dać się w spi­ra­lę i wnikać do bramy otwartej w rytualnym kręgu.

Krze­si­ciel i mi­strzy­ni lo­go­man­cji opa­dli na zie­mię i le­że­li w ob­ję­ciach. Przy­tom­ność od­zy­ska­li do­pie­ro o świ­cie. Bli­skość za­sko­czy­ła ich i za­kło­po­ta­ła ale nie czuli się nie­przy­jem­nie. Do mia­sta wró­ci­li róż­ny­mi dro­ga­mi.

W sali ze­brań sie­dzia­ła już tylko przy­wód­czy­ni. Nie dała po sobie tego po­znać, ale ogar­nę­ła ją ulga. Odło­ży­ła rylec i za­mknę­ła księ­gę.

– Ter­mi­nan­cie Włast, pro­szę od­nieść Księ­gę-Znicz. Wszyst­kie­go naj­lep­sze­go z oka­zji Od­ro­dzo­ne­go Świa­tła.

Krze­si­ciel od­wza­jem­nił ży­cze­nia, oddał księ­gę do bi­blio­te­ki i ru­szył ku kwa­te­rom sy­pial­nym.

Uno­sił się tam za­pach je­dy­ny w swoim ro­dza­ju, na który miesz­kań­cy Isz­ten­wa­ru cze­ka­li cały rok.

Za­skrzy­pia­ły drzwi do po­ko­ju, w któ­rym miesz­kał z to­wa­rzy­sza­mi.

Zin, Dmi­truk i Ma­ty­ja wy­sko­czy­li spod pie­rzyn jak jeden mąż.

– Ty ży­jesz?

– Nie je­steś du­chem?

– Jak to zro­bi­łeś?

Włast pod­szedł tylko do szaf­ki, zaj­rzał pod po­dusz­kę i zmarsz­czył brwi.

– Po­wiedz­cie le­piej… który gał­gan ze­żarł mi man­da­ryn­kę?

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

 

Ten „Brus” Własta bardzo mi się podoba. :)

Wiele niecodziennych, oryginalnych nazw, wspaniały, przepełniony magią świat oraz niebanalne zajęcia jego mieszkańców – to największe atuty opowiadania.

 

Z technicznych (sugestie) :

Mimo to, idący na czele Włast korzystał z wzroku swojego towarzysza. – może lepiej by brzmiało: „ze wzroku”?

–Byliście kiedyś na patrolu? Mnie to ominęło i chciałbym wiedzieć jak to jest. (bez kropki?) – tłumaczył Włast.

 

Krzesiciel chciał uratować cenny sprzęt i złapał go, lecz bestia wciągnęła go do błota. – powtórzenie

 

Aż nastała chwila, gdy serca wszystkich zabiły jednocześnie. Wszystko co było napędzane białym płomieniem, przygasło. – powtórzenie

 

Bliskość zaskoczyła ich, i zakłopotała (przecinek?) ale nie czuli się nieprzyjemnie.

 

Nie wiem też, czy to konieczna zasada, ale tu na Portalu widziałam, że przy zapisie dialogów ma być jeszcze spacja, np.:

–(spacja)Dotąd Matyja mandarynki żarł na czuwaniu…

–(spacja)Zamknij się! – zgasił go rzeczony.

–(spacja)Cicho wszyscy!

 

 

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej,

to wygląda jak jedno z wielu opowiadań z jakiegoś bardzo rozbudowanego uniwersum. Jest tego więcej? Niby baśniowo, ale jest wartka akcja i napięcie, dzieje się. Dobre, naturalne dialogi.

 

Z drobiazgów: 

–Czyli mam zakończyć twoje cierpienie, ty wypuścisz mnie z trzewi bestii?

Chyba zgrabniej by było: a ty wypuścisz mnie z trzewi bestii?

 

Pozdrawiam

 

Krzesiciel idący na końcu, Zin, ujeżdżał żubra.

Zagubiłam się. Szedł pieszo, ujeżdżając żubra? Jak sobie to wyobraziłam, to jedynie żubr wielkości psa wchodzi w grę:)

 

Przez moment myślałam, że to trzej królowie wraz z kołem zapasowym, ale okazało się, że to inne święto;)

 

Całość zabawna, ale zawikłana, jak na tak krótką formę.

Lożanka bezprenumeratowa

Pierwsza część jest tak gęsta, że trudno ogarnąć wszystkie rzeczy, znaczenia i wydarzenia. Dodatkowo, nie pomaga w tym ani specyficzny styl, ani sposób narracji.

Druga jest dużo bardziej zrozumiała, ale niestety zakończona streszczeniem historii Liafirii, którą czytelnik chętnie poznałby w pełnej wersji – tak wiem, limit znaków.

Trzecia jest już właśnie taka, jak chciałbym widzieć całe opowiadanie.

 

Jeśli to opowiadanie jest wynikiem okiełznania Twojej fantazji, to boję się pomyśleć, co napiszesz gdy puścisz jej wodze. Jestem pod wrażeniem. laugh

Absolutnie nie jest to pomysł, który powinno się wtłaczać w tak niewielki limit znaków – cała “fizyka” tego świata powinna być wyjaśniona krok po kroku a stwory i miejsca opisane ze szczegółami.

 

Poza tym:

Jestem fizykiem – oczu nie wypaliło, bo to wszystko przecież magia była. wink

Byłem również lekko rozczarowany, że potwór na “kształt ni to robaka, ni to suma” okazał się zwykłym karpiem.

 

PS.

Atmosfery świątecznej niestety nie poczułem. sad Polowanie na karpia jak najbardziej było.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dzięki za komentarze wszystkim naraz i każdemu osobiście składam.

 

@bruce – dzięki za pochwały i sugestie. Właściwie to nie znam jeszcze wszystkich zasad i nie jestem pewien czy po otwartej publikacji (nie becie) przyjęte jest wprowadzanie poprawek. Tak chyba powinno być, o ile inspiracja do poprawek zostanie odpowiednio odnotowana i nie wpływają one na ogólną treść tekstu. 

@Sabina Anto – no właśnie nie umiałem oprzeć się pokusie umieszczenia opowiadania w jednym z bardziej rozbudowanych w mojej głowie uniwersów. Powiedzmy, że znalazłoby się tego trochę więcej, ale wymaga to dopracowania.

@Ambush – widocznie na tyle dałem się przekonać prędkości żubra że przeniosłem ją również na jeźdźca. Całkiem możliwe że chodzi mi też o coś odwrotnego.

@fizyk111 – całe szczęście że pierwszy zawodowy fizyk okazał się oswojony z magicznymi bzdurami. Limit znaków to sprawa bolesna, ale cały czas się czegoś uczymy. Opowiadania widzę jako rozszerzanie konkretnych myśli, a o ile na portalu mamy sporo osób, które to potrafią, to ja średnio się czuję w roli kogoś dzielącego się jakąś prawdą czy palącą kwestią. Tak jednak wygląda w moim wypadku pisanie opowiadań po ponad dziesięciu latach prób.

I ja bardzo dziękuję.

Tu także stuprocentowo pewna nie jestem, ale – o ile mi wiadomo – poprawki są gdzie indziej nanoszone, zatem chyba być mogą. :)

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Cześć, Olgierdzie.

Kurczę, nie wiem, co myśleć o tym tekście. Były elementy, które bardzo mi się podobały, na przykład ciekawy świat, w którym można by wiele historii osadzić, albo ogólna lekkość w odbiorze. I tutaj widzę największą siłę tego tekstu – dał podwaliny pod coś większego, bardziej rozbudowanego, nieograniczonego wymogami konkursu czy limitem.

Z drugiej strony mam wątpliwości: po pierwsze klimatu świątecznego tu nie ma, ale na szczęście, jako że nie jestem jurorem w konkursie, mogę zupełnie olać tę kwestię ;)

Nie mogę natomiast olać wrażenia, że fabuła została źle dopasowana do limitu. Masz interesujący świat, który wydaje się dość bogaty, ale próbowałeś go przedstawić w niecałych 15k znaków. Tekst ma wartką akcję, czytelnik się nie nudzi, ale w końcówce już chyba zabrakło Ci miejsca na wyjaśnienie, co się właściwie stało, kim był karp, dlaczego Zaplatacze i Krzesiciele ze sobą wojują. Lektura pozostawiła niedosyt, bo ja tam lubię wiedzieć o co chodzi w świecie przedstawionym. A szkoda, bo czytało mi się naprawdę przyjemnie i chciałabym więcej.

 

Właściwie to nie znam jeszcze wszystkich zasad i nie jestem pewien czy po otwartej publikacji (nie becie) przyjęte jest wprowadzanie poprawek.

Poprawiaj, poprawiaj, po to ludzie wypisują Ci błędy ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

@gravel Dzięki za komentarz, nie jesteś jak widać jedyną osobą która nie widzi świątecznego klimatu, sam też się na tworzeniu takiego klimatu nie skupiłem. Przynajmniej odbiór świata przedstawionego okazał się zaskakująco pozytywny, u Ciebie i u paru innych komentujących. 

Spóźniony, dziękuję za życzenia, Olgierdzie:) Niedługo nadrobię Twój tekst:P

Слава Україні!

Jest to ten ciekawy przypadek tekstu, który, jakkolwiek krótki, wywołał we mnie całą gamę sprzecznych uczuć ;)

 

Zacznę od tego, że jego świąteczność jest dość pretekstowa, ale jednak masz te najkrótsze dni i jakiś rodzaj celebracji powrotu światła – o ile dobrze zrozumiałam, bo, jakby to powiedzieć, zrozumiałość nie jest najmocniejszą stroną tego opka ;)

I żeby nie było – nie uważam tego za wadę. Udało Ci się stworzyć w sumie radosny absurd na granicy posępnych gatunków bizarro i weirdu, a zarazem lekki i niepoważny, lekko pratchettowski w najlepszych fragmentach.

Tylko że chyba problem w tym, że tak rozbuchana, groteskowa wyobraźnia nie wytrzymała ram narzuconych przez limit: zbyt dużo wymyślonych przez Ciebie słów oraz związanych z nimi elementów świata rozsadza ten tekst i czyni go trudnym do przebrnięcia. Ja na przykład pogubiłam się w wierzchowcach: nazywasz je jakoś po swojemu, ale zarazem piszesz o żubrze czy wężu.

Wspominasz też o rywalizacjach, o różnych gildiach (mimo że na początku czytamy, że tylko ci pierwsi), o rytuałach, ale to wszystko też się rozmywa w feerii fajerwerków.

A w sumie mam wrażenie, że jest tu materiał na całkiem ciekawy świat, nawet jeśli z przymrużeniem oka, i całkiem sensowną fabułę.

Niewątpliwie nie będę narzekać, jeśli zaserwujesz coś jeszcze z tego świata, ale dasz temu rozwinąć skrzydła. I może przynajmniej na początek trzymaj nadal wyobraźnię w ryzach ;)

http://altronapoleone.home.blog

Robi wrażenie fragmentu/początku czegoś większego. Chętnie przeczytam sequel.

@drakaina uprzejmie dziękuję za przeczytanie, komentarz, oraz pierwszy punkt. Tym bardziej że mimo mieszanych uczuć pojawiło się tam dużo pozytywów a wszystkie uwagi są konstruktywną krytyką. Nie sądziłem że jestem w stanie wymyślić świat, który nawet w portalowych, warunkach i przy moim amatorskim statusie, zyska coś na kształt aprobaty. Kieruję się raczej zasadą że nic nowego pod słońcem nie ma i piszę poniekąd coś co sam chciałbym przeczytać. A przede wszystkim – narysować, chociaż moje zdolności plastyczne zatrzymały się na poziomie młodszej grupy przedszkolnej. 

@Koala75 Potencjalnych pomysłów na sequel mi nie brakuje, przy czym jestem świadom że publikacje seryjne stanowią na tym portalu dość złożoną kwestię. Dziękuję za przeczytanie i komentarz! 

Potencjalnych pomysłów na sequel mi nie brakuje, przy czym jestem świadom że publikacje seryjne stanowią na tym portalu dość złożoną kwestię.

Seryjne nie, o ile poszczególne części stanowią zamknięte części. Ergo czekam na kolejne przygody jakichś dziwaków w tym świecie.

http://altronapoleone.home.blog

Hmmm, trochę chaotycznie Ci to wyszło.

Zgadzam się, że zabrakło znaków na wszystko, co powinno się tu znaleźć, żeby tekst był przyjemny w odbiorze. Obawiam się, że sporo informacji pozostało w Twojej głowie.

Świat na plus – widać, że jest bardzo bogaty i pokazujesz tu tylko fragmencik.

Zwycięstwo światła nad ciemnością to jakiś tam erzac świątecznej atmosfery.

Drugą część prezentu nie bardzo dostrzegam w tekście. Chyba że miała być zaklęta we wpisywaniu Własta do księgi. Ciekawe, co by się stało, gdyby wpisali tam żywego.

Doceniam rozbuchaną wyobraźnię.

rozeszli się tak, by mniej więcej po równo obejść jezioro.

Co chciałeś przez to powiedzieć? Żeby każdy miał porównywalny kawałek brzegu do spatrolowania?

Babska logika rządzi!

@Finkla – Dzięki za przeczytanie i komentarz. Miło mi otrzymać kolejny punkt.

Faktycznie wyszło chaotycznie bo nie zmieściłem motywu pisania. Ale potraktowałem to osobiście bo pisałem w 2022 dużo tekstów, z reguły bez powodzenia (tu poza tym wysłałem jak widać tylko jeden). Trochę musiałem walczyć z marazmem i zwątpieniem. A co do cytatu – już w trakcie pisania miałem problem, jak to przedstawić, zarazem odczytałaś to tak jak to miałem w głowie. 

Pozdrawiam noworocznie!

Jest to opowiadanie z gatunku wymagających, nie było łatwo przebrnąć przez wszystkie neologizmy, zapamiętać ich znaczenia, zorientować się, gdzie dzieje się akcja. O ile jest to ciekawy przykład nieskrępowanej wyobraźni, o tyle mało tak naprawdę wiemy o wyglądzie świata, postaci, wierzchowców, potwora etc., bo wszystko załatwiasz tylko… nazwą.

Sceny walki, uważam, że są dobrze napisane, a strategia polowania przedstawiona drobiazgowo. Całkiem fajne. Dialogi żywe, podobały mi się.

Uwagi:

Warsztat można poprawić. Czasami masz tu chaos interpunkcyjny.

i zlikwidować stwora ciosem w skrzela, lub między oczy

Bez przecinka.

 

Wiele porzuconych dzieł mrocznej magii zachowywało się śmielej, niż zazwyczaj

Bez przecinka

 

W pewnym momencie jednak, zniknęły z pola widzenia.

Bez przecinka

 

że płynie, niczym foka

Bez przecinka

 

 

Najbardziej podobał mi się motyw połknięcia przez rybę. Od razu przyszedł mi na myśl i Jonasz, i Iwan – bohater Konika Garbuska :)

Klimat świąteczny? JAK NAJBARDZIEJ JEST!

 

Pozdrawiam!

 

Betowałem, więc tylko notka kontrolna – w sumie nieźle to wyszło laugh

W komentarzach robię literówki.

Wkleję fragment z bety:

Ciekawy świat z wieloma elementami, dodającymi opowiadaniu realizmu i życia. Opisy ładne, bez większych topornych fragmentów, zwłaszcza na początku (może pod koniec trochę, jakbyś się spieszył do skończenia, albo pomysłu brakowało). [..] Scena pierwszej walki z potworem jest dla mnie trochę mało czytelna. Czwórka bohaterów, potwór, tajemnicze skrzynki, które nie do końca wiadomo co robią. Ciutkę tego za dużo, choć to może tylko ja tak mam.

@chalbarczyk o, dzięki za poprawki interpunkcyjne i oczywiście za komentarz. Fajnie, że dostrzegłaś klimat świąteczny. Tym bardziej, że sam go nie do końca czułem, ale odgadnięte także przez innych użytkowników nawiązania jak najbardziej trafione!

 

@Monique.M @NaN – wdzięczny jestem niezmiernie oraz niezmiennie. Jako dodatkowo głowa do betowania tekstów jestem do dyspozycji, w szczególności zobowiązanym będąc (co dotyczy też betujących inne moje teksty, jak na razie sztuk jeden).

Hmm. Przedziwny tekst. Nie przekonał mnie, choć było blisko.

Nie przeszkadzało mi to, że wrzucasz czytelnika do nieznanego, złożonego uniwersum. To, co nakreśliłeś na początku, uznałem za wystarczające – ci źli zdrowo namieszali, tworząc potwory, a ci dobrzy muszą, przy okazji Świąt, ruszyć do boju. Opisy zmagań niezłe, ale wszystko, jak dla mnie, zbytnio się skomplikowało, kiedy Włast znalazł się w rybie. Spodziewałem się, że wydarzy się coś bardziej zrozumiałego. A było wprost przeciwnie :)

Pozdrawiam!

Olgierdzie, pokazałeś szczególny świat i równie osobliwe rytuały świąteczne. I choć nie takiego opowiadania spodziewałam się na ten konkurs, to muszę powiedzieć, że czytało się całkiem nieźle, choć wykonanie mogłoby być lepsze.

 

prowadzili swoje prace w mroku, w ciem­no­ści, a wiele efek­tów tych prac kryło… → Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję: …prowadzili swoje prace w mroku, w ciem­no­ści, a wiele ich efek­tów kryło się

 

Sie­dząc ze skrzy­żo­wa­ny­mi no­ga­mi, z bro­nią-na­dzia­kiem na ko­la­nach… → Czy dookreślenie jest konieczne? Wszak wiadomo, że nadziak jest rodzajem broni.

Może wystarczy: Sie­dząc ze skrzy­żo­wa­ny­mi no­ga­mi, z na­dzia­kiem na ko­la­nach

 

– Byliście kiedyś na patrolu? Mnie to ominęło i chciałbym wiedzieć jak to jest. – tłumaczył Włast. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.  

 

Po­cią­gnę­ło za dwie taśmy.

– Łapie! – za­wo­łał Dmi­truk. Już chciał się­gnąć do skrzyn­ki, ale po­twór po­cią­gnął z taką siłą, że se­jorn stra­cił rów­no­wa­gę.

– Tu też łapie! – od­krzyk­nął Ma­ty­ja, któ­re­go razem z se­jor­nem za­czę­ło cią­gnąć w tył. → Czy to celowe powtórzenia?

 

–T aśmę tnij! – za­wo­łał Zin… → Brak spacji po półpauzie. Zbędna spacja po pierwszej literze.

 

– Cho­le­ra, skrzyn­kę zaraz urwie! – Wołał Dmi­truk.– Cho­le­ra, skrzyn­kę zaraz urwie! – wołał Dmi­truk.

 

Po dal­szej dro­dze na­tra­fi­li… → A może: W dal­szej dro­dze na­tra­fi­li

 

Dobył na­dzia­ka, „gó­ral­ską za­baw­kę”.Dobył na­dzia­k, „gó­ral­ską za­baw­kę”.

 

Pod­biegł se­jor­nem, wy­prze­dził rybę… → Kto biegł – Włast czy se­jorn­? Czy gdyby Włast pokonywał dystans konno, biegłby koniem?

 

Szedł ku grzbie­to­wi, ła­piąc się za kra­wę­dzie łusek.Szedł ku grzbie­to­wi, ła­piąc się kra­wę­dzi łusek.

 

–Ja też nie. → Brak spacji po półpauzie.

 

na­pa­dłam na zamek po­tęż­ne­go wład­cy de­mo­nów– Stri­go­na. → Brak spacji przed półpauzą.

 

Zin, Ma­ty­ja i Dmi­truk owi­nę­li ra­mio­na w ża­łob­ne wstę­gi.Zin, Ma­ty­ja i Dmi­truk owi­nę­li ra­mio­na żałobnymi wstęgami.

 

Li­te­ry za­czę­ły scho­dzić z ciała, ukła­dać się w spi­ra­lę i prze­cho­dzić do otwar­tej w ry­tu­al­nym kręgu bramy. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Li­te­ry za­czę­ły scho­dzić z ciała, ukła­dać się w spi­ra­lę i wnikać do bramy otwar­tej w ry­tu­al­nym kręgu.

 

–Ty ży­jesz?

–Nie je­steś du­chem?

–Jak to zro­bi­łeś?

Włast pod­szedł tylko do szaf­ki, zaj­rzał pod po­dusz­kę i zmarsz­czył brwi.

–Po­wiedz­cie le­piej… który gał­gan ze­żarł mi man­da­ryn­kę? → Brak spacji po półpauzach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

@adam_c4 Faktycznie skupiłem się na koncepcji związanej z dosyć abstrakcyjną wizją, tego co działo się po uwięzieniu w rybie. Trochę kusi mnie wyjaśnić, co autor miał na myśli, ale to powinno wynikać z tekstu, czyli źle zrobiłem że to nie wynika. Piszę teraz oczekiwany przez niektórych sequel. Być może da on bardziej satysfakcjonujące opisy niektórych przedstawionych elementów. Dziękuję za przeczytanie i komentarz!

@regulatorzy słowa że “czytało się całkiem nieźle” to bardzo miła dla mnie uwaga. Co do wykonania – z kwestiami technicznymi jestem niestety trochę na bakier. Ale dzięki takim komentarzom jak ten i wiele wcześniejszych, myślę że będę w stanie w końcu się poprawić. Wprowadzę poprawki bardzo niedługo, a w odniesieniu do pytań o uwagi – na pewno to pierwsze popełniłem świadomie. To o ciągnięciu niekoniecznie, poprawię to. Dzięki za przeczytanie i wszystkie regulacje!

 

Olgierdzie, bardzo się cieszę, że uważasz moje łapanki za przydatne. I ja jestem pewna, że z czasem poprawisz warsztat i Twoje opowiadania będą coraz lepsze. Powodzenia! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie porwało mnie, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Niektórzy mówią na to lenistwo, ale dla mnie to racjonalne zarządzanie zasobami.

Слава Україні!

Hej, hej, hej!

Dziękuję Ci, Olgierdzie, za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

A więc klasyczne fantasy! Tego jeszcze nie było.

Postawiłeś na worldbuilding i autorski świat fantasy, ale w tym wszystkim trudno mówić o naszych Świętach Bożego Narodzenia, a co za tym idzie karp jest karpiem głównie z nazwy, bo karpiem być musiał. Co do hasła przewodniego, to było kilka słów o wpisywaniu imienia poległego, pisania księgi itd., ale chyba się w tym pogubiłem.

No właśnie – bardzo dużo chciałeś stworzyć, ale limit jest limit i to musiało się odbić na treści. Czterech bohaterów, nazwy własne, zwyczaje, rytuały itd. To materiał na dobrą sagę fantasy, bo jednak uważam, że sam nad tym panujesz, a jedynie nie dałeś rady przekazać tego w tekście tak, by dało się to poczuć.

Wykonanie wymagałoby dopracowania. Widziałem kilka problemów z zapisem dialogów, ale też zdania zdarzały się niezgrabne – warto pracować nad stylem.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Olgierdzie!

Ciekawy tekst pod względem światotwórczym. Podobał mi się klimat przemierzania podziemi, polowania na potwory przez uczniów i cała ta tajemnicza otoczka. Wszystko jest dziwne, ale w ten dobry sposób; jazda na żubrach/sejornach (swoja drogą fajny pomysł na fantastyczne zwierzęta), pudełka na ich plecach, misja czwórki bohaterów. Fajne, ale jednak gubiłam się. Dzieje się wiele, a w pewnym momencie nie wiedziałam już, kiedy i czemu. 

Występuje tu wiele nazw własnych, osobliwych zwyczajów czy dziwnych urządzeń. Czterech bohaterów to dość dużo jak na tak krótki tekst, rozważyłabym usunięcie jednego bądź dwóch. Albo inaczej, może lepiej byłoby tekst rozwinąć, nie przejmując się już limitami? Widzę w tym tekście potencjał, niestety, zmarnowany. Końcówki niestety też nie do końca zrozumiałam.

Językowo popracowałabym nad tekstem, często gubiłam się właśnie przez zapis, podmiot nie zawsze był oczywisty.

Co do świąteczności, zdaje się, że jest dość naciągana, ale niech będzie, nie przeszkadzało mi to w czytaniu, więc i czepiać jakoś bardzo się nie będę.

Podsumowując, tekst z niewykorzystanym potencjałem, który pewnie rozwinąłby od 30k znaków w górę. Może w wolnej chwili chciałbyś pomysł rozwinąć?

Dziękuję za lekturę!

 

Lepiej późno niż później, z odpowiedziami na komentarze: 

Anet – należysz do grona którym źle się nie czytało, co poczytuję sobie za postęp. Ten mój drugi tekst tutaj nie daje raczej miary temu co zwykłem pisać, ale o czym słyszałem że czyta się ciężko (teksty których tutaj nie publikowałem). Dzięki za przeczytanie i komentarz.

 

To teraz Szanowni Jurorzy: 

Krokus – tenże krokus okazał się dla mnie okazją do ponownego wypróbowania swych sił. Ciekawe że inaczej rozłożyły się kwestie wyniku a inaczej recepcji ze strony komentujących (jak dotąd przy zachowaniu wszelkiej proporcji jest to najszersza i najpozytywniejsza recepcja tekstu mojego autorstwa). Dlatego świetnie że krokus świąteczny powstał i dziękuję za organizacyjną pieczę. 

Do klasycznego fantasy to najlepiej pasuje, chociaż elementy bardziej retrofuturystyczne ograniczyłem do minimum, żeby nie wprowadzać zamieszania. Za to zdecydowanie jest to fantasy, jeśli alternatywą miałoby być science fiction do którego pretensji sobie w żadnym wypadku nie roszczę.

Wychodzę z założenia że nawet jeśli nie mogę brać inspiracji z próżni, to jednak między fantastyką a światem rzeczywistym istnieje pewna granica której wolę nie przekraczać i stąd nie byłem skłonny aż zanadto nawiązywać do rzeczywistości i tego co mnie czy też Społeczeństwu czy Społeczności znane jest jako bożonarodzeniowe. Co do sagi fantasy – jedna prekursorska wylądowała jako zbiór notatek w szufladzie, powstawała mniej więcej w latach 2006-2009. W aktualnym kształcie powstaje od roku 2016, tu już udało mi się wizję przekuć na kilka opowiadań, w tym powyższe. 

Z redagowaniem własnego tekstu jestem bardzo na bakier bo nie widzę problemu w tym co piszę, nie mam jednak intuicji która pozwoliłaby mi na uczynienie przekazu bardziej uniwersalnym. W sensie wiem że jest problem, staram się mu zaradzić, ale z tym czy się udaje – tu już jak widać sprawa dyskusyjna. Na pewno tekst jest lepszy dzięki Betującym oraz Komentującym.

Gruszel – Miło mi że i Ciebie światotwórstwo zaciekawiło. Nie przykładałem do niego aż takiej wagi gdyż nie sądzę bym mógł wymyślić jakiś ciekawy świat. To sobie poczytuję jako sygnał, że zmierzam w dobrym kierunku. Poniekąd obawiam się czy rozszerzenie tego co napisałem nie okaże się nazbyt ciężkie. Piszę pewnego rodzaju kontynuację, nie oglądam się na limit znaków bo to nie jest do konkursu. Gdy skończę, a nie wiem w tym momencie kiedy to nastąpi, to poznamy, na ile ewentualne oczekiwania zostaną spełnione. 

Jurorom raz jeszcze bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarze, każdy na tyle rozbudowany komentarz jest cenny. Pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka