- Opowiadanie: Mordoc - Największy skarb

Największy skarb

7. Cel uświęca środki + 2. podróż przez śnieg

 

Choć dawno nic nie pisałem, to trochę wyczekiwałem tego konkursu, bo wpadł mi do głowy pewien pomysł i chciałem go jak najszybciej go zrealizować.

 

 Niestety standardowo miałem w zamyśle więcej fabuły niż na to pozwalał limit,  a że nie chce mi się czekać kolejny rok, to ostatnie sceny są inne niż planowałem. Podejrzewam też, że w niektórych miejscach jest odczuwalny pośpiech. Jednak dla mnie najbardziej liczy się frajda z pisania i miłe komentarze (o ile pojawią się takowe).

 

Jakoś przesadnie dużo motywów świątecznych tutaj nie ma, ale mam nadzieję, że rzutem na taśmę tekst spełnia wymagania konkursu.


Miłego czytania i Wesołych Świąt :)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Finkla, Użytkownicy

Oceny

Największy skarb

W tawernie Pod Grubym Dziadem trunki lały się strumieniami, żeglarze śpiewali, a i kilku bydlaków upadło na kolana, choć niekoniecznie z własnej woli.

– Ludzie! – wrzasnął od progu młodzian w czapce z norek – Białobrody rekrutuje i zbiera informacje o fontannie młodości! Każdy zainteresowany powinien udać się do Szkieletu Krakena! – wykrzyknął na całe gardło, nie spodziewając się salw śmiechu.

– Czym zasłużył sobie na szyderstwa? – spytała kobieta siedząca przy ladzie.

– Po prostu ten młodzik słynie z opowiadania niestworzonych rzeczy. Raz widział potwora morskiego, kiedy indziej latające okręty, a teraz to.

– Chyba nie rozumiem tego ostatniego – powiedziała przecierając okulary.

– Panienka nietutejsza, co?

Kobieta skinęła, a barman odchrząknął.

– Dobrze, wyjaśnię zatem legendę Białobrodego. To pirat uchodzący za postrach siedmiu mórz, zdobywcę wielkich skarbów i potomka szlacheckiej rodziny pozbawionej statusu przez polityczne układy. Ponoć dlatego upodobał sobie białe szaty i nienawiść do państwowych urzędników. Podobno, gdy wyznaczy sobie cel, to nie cofnie się przed niczym. Mówi się, że zamierza podbić świat, więc poszukuje magicznych artefaktów. Jednym z nich jest właśnie fontanna młodości.

– A ten Szkielet Krakena?

– To dość osobliwa nazwa pirackiej tawerny. Jak zapewne panienka wie, Kraken to ogromna ośmiornica, a te nie posiadają kości. Zatem choćby potwór istniał, to jego szkielet już nie. Podobnie jak sama speluna.

– Podejrzewam, że dociekliwi szukaliby jej na Karaibach?

– Pewnie tak, ale to nie miejsce dla uroczych, młodych dam.

 

*

Tego wieczora na Karaibach padał rzęsisty deszcz i mocno wiało. Paskudna pogoda umożliwiała jednak poruszanie się z kapturem na głowie i zasłoniętą twarzą bez wzbudzania podejrzeń. Laurze odpowiadałby taki stan rzeczy, gdyby nie osadzające się na okularach krople, przez które przemierzała ciasne i słabo oświetlone uliczki niemal po omacku. Gdy dotarła do jedynego budynku, w którym zobaczyła światło, postanowiła wejść.

Hałas, oprychy, bójki i alkohol. Dziewczyna chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, ale nie po to przebyła długą drogę, żeby uciekać bez choćby rozeznania. Dlatego pospiesznie powiodła wzrokiem po zgromadzonych licząc, że nie znajdzie tu szukanej osoby.

Jej uwagę przykuł szczupły, ciemnowłosy mężczyzna z kolczykiem w uchu, ale odetchnęła z ulgą, gdyż jego biała koszula stanowiła jedyny element pasujący do opisu Białobrodego.

– Jesteś tu nowy? – spytał, kiedy ona gotowała się do wyjścia.

– Tak – odpowiedziała obniżonym głosem.

– To siadaj i mów, co cię sprowadza.

– Prawdę mówiąc szukam tawerny, co zwie się Szkieletem Krakena.

– To lepiej nie mogłeś trafić, bo to właśnie tu.

– Poważnie? Myślałem, że to jakieś ukryte miejsce, do którego tylko nieliczni mają wstęp.

– Takie bujdy opowiadają tylko szczury lądowe i żeglarze, którzy szerokim łukiem omijają zatokę piratów.

– Tak właściwie, mówią, że to tylko legenda. 

– Tchórze często posługują się tym terminem. A jak z odwagą u ciebie?

– Chyba wystarczy jak powiem, że przybyłem na Karaiby, żeby dołączyć do Białobrodego.

– To ci heca. Ej, moczymordy! Słyszeliście?! Ten gość chce dołączyć do załogi Białobrodego! – wykrzyknął, a po Szkielecie Krakena poniósł się szyderczy rechot.

Laura zerwała się z krzesła, ale jej rozmówca chwycił ją za płaszcz.

 – Zaczekaj. Chciałem ci tylko pokazać, że w dzisiejszych czasach już nawet piraci nie czują zewu przygody. Wielu z nich woli prowadzić lewe interesy na lądzie, a większość z tych, którzy jeszcze pływają to korsarzyki opłacane przez rząd. Ale jeśli mimo okoliczności nadal chcesz dołączyć do załogi Białobrodego, to mogę ci w tym pomóc.

– Jak?

– Po prostu udaj się za mną.

Pirat zaprowadził kobietę aż do zakotwiczonego w porcie okrętu. Zbudowany z dębowego drewna statek sprawiał wrażenie zadbanego i solidnego. Jego maszty zdobiły czarne, obecnie zwinięte żagle, a figura galionowa przedstawiała kobietę z rogami.

– Witaj na pokładzie Diablicy. Biorąc pod uwagę to jak mnie zwą, śmiem sądzić, że tylko taka panna wytrzyma w moim towarzystwie.

– Ciebie zwą? Czyli jesteś… – zaczęła niepewnie Laura.

Mężczyzna uśmiechnął się, następnie wyciągnął z kieszeni pędzel i przyłożył do włosów, które natychmiast przybrały biały kolor. Po chwili sięgnął po grzebień, a na podbródku pojawił się obfity zarost.

– Kapitan Piratów Białobrodego we własnej osobie. Hej, psubraty! Ruszcie tu dupska, bo znalazłem nowego załoganta!

– Z tego, co widzę, pogłoski na twój temat to tylko częściowo prawda.

– To zależy, co słyszałeś.

– Spodziewałem się przerażającego olbrzyma ubranego na biało – wyjaśniła obserwując piratów gromadzących się wokół.

– Mam nadzieję, że cię nie rozczarowałem.

– Kapitanie – wtrącił wysoki mężczyzna ubrany w płaszcz ze zdobieniami.

Dziewczynę zaintrygował szpadel noszony u jego boku w miejscu przeznaczonym dla szabli.

– Tak? – spytał Białobrody, a po chwili zwrócił się do Laury – To Barnes, mój pierwszy oficer. A ciebie w sumie zapomniałem dopytać o imię.

Barnes nie zaczekał na odpowiedź panny, tylko zdjął jej kaptur i odsłonił twarz.

– Masz swojego załoganta, Biały.

– Skąd wiedziałeś, że jestem kobietą? – spytała już naturalnym głosem.

– Widzisz tego grubasa, jak ci się z uśmiechem przygląda? Jego monokl pozwala widzieć przez ubranie.

Dziewczyna gwałtownie się skuliła zasłaniając rękoma strefy intymne i czerwieniąc się na twarzy.  

– Kobieta na statku to nieszczęście – podsumował zarośnięty, niemal bezzębny i tak niemłodo wyglądający człowiek, że aż dziw bierze, że jeszcze chodzi po tym świecie.

– Słyszałaś, co powiedział Stary Gary. Niestety istnieją zasady, których nawet piraci muszą przestrzegać. Ale dzięki za chęci i miło było poznać – Białobrody pomachał na pożegnanie.

Laura nie dała łatwo za wygraną i po kilkunastu minutach ponownie stawiła się przy Diablicy.

– Słuchajcie durni piraci albo zabierzecie mnie na biegun północny, albo spalę wasz statek! – wykrzyknęła demonstrując płomienie gromadzące się wokół dłoni.

Barnes natychmiast zeskoczył na ląd.

– Co powiesz na taki układ? Zmierzmy się w walce. Jeśli wygrasz, zgodzimy się na twoje żądania, ale w przeciwnym razie oddasz swój ognisty artefakt.

– Umowa stoi! – wykrzyknęła ciskając kulą ognia.

Pierwszy oficer spodziewał się ataku, dlatego dobył szpadla. Wtedy tuż przed nim wyrosła ściana ziemi. Następnie machnął narzędziem posyłając w stronę przeciwniczki falę piasku. Gdy dziewczyna upadała, doskoczył do niej przystawiając krawędź broni do gardła.

– Wygrałem, oddaj przedmiot.

– A bierz go sobie i tak nic ci po nim! – Cisnęła wisiorkiem z rubinem.  

– A to niby dlaczego?

– Bo złożyła przysięgę – rzekł Białobrody.

– Wielkie nieba, tylko kobieta byłaby do tego zdolna!

– Jak rozumiem tylko Gary i ja orientujemy się w sytuacji? – spytał kapitan wodząc wzrokiem po załogantach.

– Dobra, czyli jestem wam winien wyjaśnienia. Jak zapewne wiecie największy mankament magicznych przedmiotów to możliwość ich utraty. Jednak istnieje sposób by posiąść moc jednego z nich na wyłączność. By tego dokonać należy po pierwsze pogodzić się z niemożnością korzystania z innych artefaktów, po drugie złożyć przysięgę. Gdy to zrobisz, uwolnisz duszę zaklętą w przedmiocie poświęcając własną, bo to z nią złączy się moc. Później, kiedy w końcu umrzesz, zostaną ci dwie opcje – błąkanie  się po świecie albo uczynienie wybranego przedmiotu swoim niezniszczalnym więzieniem.

– A czy może się tak stać przez przypadek? – spytał młodzieniec z bandaną na głowie.

– To raczej byłoby trudne. Każdy przedmiot wymaga specjalnej inkantacji. Do dziś pamiętam słowa przysięgi byłego kompana.

Ostrze wspaniałe

skrócę twe katusze

w zamian za chwałę

uwolnię twą duszę.

– I jaką moc zyskał? – spytała Laura.

– Ataki dystansowe zadające rany cięte i kłute. A teraz dla odmiany ty udzielisz odpowiedzi na moje pytania. Skąd wiesz, że rozważamy wyprawę na biegun?

– Znam panujące tam warunki, gdyż brałam udział w ekspedycji, więc przypuszczam, że tak trudny grunt zostawiliście na koniec.

– Czemu tak ci zależy i dlaczego zwracasz się do nas, a nie do swoich?

– Chcę się spotkać z pewnym mężczyzną, a jeśli chodzi o moich przyjaciół… Większość z nich została zabita przez bestie, dlatego potrzebuję kogoś silnego.

– W porządku, witaj w załodze.

– Ale kapitanie, co z zasadami?! – spytał Barnes.

– Bez jej mocy nie przetrwamy na biegunie, a w takiej sytuacji mam gdzieś stare zabobony. Jednak gdyby wydarzyło się coś złego, to wezmę odpowiedzialność na siebie. O poranku wypływamy.

 

*

 

Gdy nastał świt, Diablica opuściła port płynąc z prędkością stu węzłów.

– Nieźle zasuwa, co? – zagadnął dziewczynę kapitan.

– Zgaduję, że to zasługa któregoś z artefaktów.

– Tak, tamtego wiosła.

– Tak myślałam, ale zastanawia mnie jedno. Tyle ich zgromadziłeś, a wciąż ci mało. Czy to twój cel życiowy, zebrać wszystkie? A może masz marzenia, których nie zrealizujesz bez nieśmiertelności?

– Wiesz, że jeszcze nikt mnie o to nie spytał? Te chłopy podążają za mną ze względu na siłę, charyzmę i skarby, ale żaden nie zainteresował się moimi ideami i pragnieniami. Najgorzej, że sam nie znam odpowiedzi. Wciąż gnam przed siebie, osiągając niemożliwe dla wielu, jednocześnie nie czując satysfakcji. Ale może się to zmieni, gdy poznam odpowiedź na pytanie, które ci wcześniej zadałem?

– Mam na imię Laura – odpowiedziała z uśmiechem, który szybko zniknął, gdy zatrzęsło statkiem.

– Kapitanie! Wpadliśmy w gniazdo węży morskich! Niektóre mają ze sto metrów – wykrzyknął majtek z bocianiego gniazda.

– Mówiłem, że baba na statku to nieszczęście! – dodał Gary.

– A ja, że wezmę odpowiedzialność na siebie.

Białobrody wskoczył do wody, następnie wynurzył się w formie giganta by podjąć walkę z potworami. Jedną dłonią chwytał je za szyję, drugą ukręcał łby. Kiedy uporał się ze wszystkimi, wrócił na statek.

– Czy ktoś jeszcze zamierza kwestionować moje decyzje? – spytał, ale nikt nie odpowiedział.

Dalsza podróż przebiegała bez komplikacji, nie licząc konieczności uzupełniania zapasów w pobliskich przystaniach.

 

*

 

Na miejscu przywitała ich gęsta zamieć i piekielnie niska temperatura. Część osób skryła się pod pokładem, a grono, które udało się z Laurą w głąb lądu osłoniły płomienie.

Po kilku minutach wędrówki grupę otoczyły śnieżne bestie.

– Yeti! – krzyknął Barnes.

– To one zabiły twoich przyjaciół? – spytał kapitan.

– Tak, uważajcie, są silne.

Białobrody uśmiechnął się, a po chwili jego załoga przeszła do działania i okolicę ozdobiła czerwień. Po walce ruszyli dalej, jednak niezadowolony z trudów marszu Gary cofnął się po łupinę i użył magicznego rogu jelenia by przywołać okoliczne renifery. Następnie zaprzągł zwierzęta do łodzi jak do sań.

– Mogliście tak samo oswoić yeti.

– Tak, ale chciałem pomścić twoich kompanów.

Jadąc dalej natrafili na grupę elfów odzianych w białe szaty. Dziewczyna jednemu z nich rzuciła się na szyję.

– Tata!

– Laura? Co ty tu robisz? – zdziwił się mężczyzna z blizną pod okiem.

– Myślałam, że jesteśmy rodziną. Opiekowałeś się mną przez te wszystkie lata i nie dałeś nawet szansy się odwdzięczyć, tylko odszedłeś bez pożegnania. Przybyłam, żebyś mi odpowiedział, dlaczego?

– Nie chciałem sprawiać kłopotów.

– Jakich kłopotów?

– Ludzie i elfy nie mogą koegzystować. Ukrywałem tożsamość, gdy się tobą zajmowałem, w obawie, że zostaniemy zaatakowani. Dlatego gdy podrosłaś, odszedłem dla twojego dobra.

– Jak niby zostanie porzuconym przez jedynego członka rodziny mogło wyjść mi na dobre?

– Nie miałem pewności, czy mój lud cię zaakceptuje.

– Przepraszam, że przerywam, Elving, ale przypominam o naszych obecnych problemach – powiedział elf o jasnych włosach zaplecionych w warkocze.

– Może pomóc? – spytał Białobrody.

– Sytuacja wygląda tak, że piraci zaatakowali naszą wioskę i dopóki nie oddamy…

– Cicho, Elving! Ci tutaj też nie wyglądają na świętych.

– Pozory mylą – wyszczerzył się kapitan – ale prawdę mówiąc, nas też interesuje fontanna młodości.

– Nie dostaniecie jej!

– Wasza strata.

– Zaczekajcie! Istnieje kompromis. Możecie podzielić się wodą bez oddawania fontanny.

– Skąd wiesz?

– Domyśliłam się jakim lekarstwem wyleczyłeś moje rany w dzieciństwie.

– A im pasuje taki układ?

– Jeśli kilka beczek nie stanowi problemu, to opisz najeźdźców – wtrącił kapitan.

– Umowa stoi. Posiadają latające okręty, dowódcę z opaską na oku i fajką w ustach…

– Piraci Żółtozębego! Zapewne pod osłoną dymu zakradli się do wioski.

– Zgadza się.

– To moc fajki. Latać pozwala sygnet. Ruszajmy! Czas wyrównać rachunki.

 

*

Nieopodal skutej lodem wioski, piraci wysiedli z łódki i narzucili na siebie sieć rybacką.

– Co robicie?

– Obserwuj – odpowiedział Laurze kapitan.

Chwilę później rozpoczął się wrogi ostrzał. Pociski docierały do ludzi Białobrodego, ale nie zadając obrażeń.

– Ten artefakt wytwarza niewidzialną osłonę – wyjaśnił Barnes.

Gdy grupa dotarła do pogrążonej w dymie osady, muskularny mężczyzna wyszedł spod sieci. Nim śnieg zdążył osadzić się na jego gęstym wąsie, machnął kilkukrotnie wachlarzem wywołując porywisty wiatr i poprawiając widoczność.

 – To nasz bosman.

Wtedy do akcji wkroczył młodzieniec z wiosłem. Jego blond włosy nie nadążały ze zmianą ułożenia, gdy z nadludzką szybkością biegał od wroga do wroga i ogłuszał.

Żółtozęby w panice wzbił się w powietrze próbując uciec. Jego plan spalił jednak na panewce, gdyż Białobrody pod postacią olbrzyma chwycił go, a następnie zmiażdżył.

– To za Ostrorękiego!

Gdy walka dobiegła końca, bosman wyciągnął magiczną szpulę i wytworzył liny, którymi związano niedobitków.

Elfy w ramach wdzięczności ugościły piratów oraz wywiązały się z umowy. Gary nie czekając na innych wypił jakieś pół litra wody zamieniając się w dziecko. Widok ten ubawił wszystkich.

*

– Planujesz tu zostać? – spytał Białobrody.

– Tak, Elving to moja jedyna rodzina. A ty? Wrócisz na morze by dalej szukać celu?

– To zależy.

– Od czego?

– Po prostu zdałem sobie sprawę, że popełniłem błąd. Moich bliskich zamordowano, więc wychowywałem się w przytułku planując zemstę. Nie rozumiałem, dlaczego jej realizacja mnie nie uszczęśliwiła, więc zacząłem szukać kolejnych celów. Ale z każdym następnym podbojem, znalezionym skarbem czy zdobytym artefaktem nie zmieniało się nic. Dopiero ty mi uświadomiłaś, że to rodziny mi brakowało. Dlatego uznałem, że skoro dotychczas tylko odbierałem, to żeby odpokutować za zbrodnie muszę czynić odwrotnie. I wymyśliłem, że raz w roku obdaruję prezentami i uśmiechem wszystkie dzieci, nawet w sierocińcu. Wpadłem też na pomysł by poprosić elfy o pomoc, żeby zacieśnić więzi pomiędzy nimi i ludźmi.

– Czyli problem tu stanowi twoja załoga?

– Nie, już z nimi rozmawiałem. Jedni chcą się przyłączyć, a innym nie przeszkadza, że zabiorę część skarbów i artefaktów. A skoro o tym mowa. – Kapitan wyciągnął pędzel, dotknął ubrań, a one stały się czerwone. – To na pamiątkę przelanej krwi.

– Dobrze, ale pytałam od czego zależą twoje plany?

– Od tego, czy zostaniesz moją żoną.

– Pod jednym warunkiem. – Uśmiechnęła się.

– Jakim?

– Chcę znać imię męża i nazwisko, które będę nosić.

– Nicholas. Saint Nicholas.

Koniec

Komentarze

Wywaliło mnie w trakcie komentarza.

jeśli kobieta ukrywa się pod przebraniem mężczyzny, to należy to zaznaczyć, bo jeśli idzie ona, a mówi on to jest konfuzja.

 

– Ludzie! – wrzasnął od progu młodzian w czapce z norek.

– Białobrody rekrutuje i zbiera informacje o fontannie młodości! Każdy zainteresowany powinien udać się do Szkieletu Krakena! – wykrzyknął na całe gardło, nie spodziewając się salw śmiechu.

To mówi (o ile zrozumiałam) ta sama osoba, po co podział na akapity?

Postacie pojawiają się znienacka i znikają bez śladu, co powoduje, że to kalejdoskop dialogów i postaci, a nie opowiadanie.

A szkoda, bo początek zapowiadał opowieść awanturniczą.

Za dużo się dzieje, za dużo zostało w głowie autora. Ja nie nadążam.

Mimo, że masz smakowite nazwy i kilka na prawdę fajnych pomysłów.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej hej! Na początek uwagi:

 

Tego wieczora na Karaibach padał rzęsisty deszcz i mocno wiało.

Karaiby to spory region, mało prawdopodobne, żeby wszędzie panowała identyczna pogoda.

 

Dlatego pospiesznie powiodła wzrokiem po zgromadzonych licząc, że nie znajdzie tu szukanej osoby.

Imho dziwnie sformułowane, ze zdania wynika, że miała nadzieję, iż nie znajdzie tu szukanej osoby, tymczasem z kontekstu sceny wywnioskowałam, że jest wręcz przeciwnie. Może: licząc się z tym, że nie znajdzie…?

 

Niektóre mają ze sto metrów – wykrzyknął majtek z bocianiego gniazda.

System metryczny na Karaibach w złotej erze piractwa? Nie wydaje mi się, że trzeba by sprawdzić.

 

Przyjrzałabym się przecinkom. Nie podejmuję się wypisywania wszystkich przykładów, które wydają mi się wątpliwie, bo nie czuję się na tyle zorientowana w temacie, ale na moje oko niektórych brakuje, albo są niewłaściwie rozmieszczone.

Wygładziłabym sceny walk – mocno okrojone, bardziej streszczenia, przez co nie działają na wyobraźnię i nie angażują czytelnika. Walka giganta ze stumetrowymi wężami morskimi mogła być epicka, ale niestety, trwała całe trzy zdania – to tak jakby oglądać Godzilla vs Kong, w wersji, w której do samego starcia nie dochodzi.

Korzystasz z wielu wygodnych, ale niekoniecznie eleganckich narzędzi narracyjnych: na samym początku serwujesz infodump, który zaznajamia czytelnika z postacią Białobrodego; w dalszej części opowiadania również pojawia się ekspozycja w postaci jednego z bohaterów tłumaczącego innym coś, co – jak sam ujął – “zapewne wiedzą”. Pojawiają się też magiczne McGuffiny (np. monokl pozwalający widzieć przez ubrania – wygodnie wprowadzony, by zdemaskować bohaterkę). Moce, które zyskuje się po złożeniu przysięgi, wydają się wyciągnięte żywcem z gry komputerowej; pojawiają się nawet fireballe. To akurat nie jest zarzut jako taki, bo to Twój tekst i taki świat sobie wymyśliłeś, ale jako czytelnik wolałabym coś bardziej oryginalnego.

Plus, dziwnym zrządzeniem losu, Laura i ekipa trafiają dokładnie tam, gdzie ukrywa się jej zaginiony elfi ojciec. Lucky bastards.

 

Myślę, że pomysł na piratów polujących na artefakty dające magiczne moce to świetny pomysł na przygodówkę, ale najpierw przydałoby się dopracować kwestie techniczne, wygładzić styl i zastanowić się nad ciekawszymi artefaktami. Może poświęcić więcej miejsca opisowi magii, zarysowaniu bohaterów – piracki okręt powinien się roić od barwnych osobników, w Twoim opku trochę się ze sobą zlewają.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć Mordoc!

 

Spodobało mi się, że od początku nie wiadomo, o co chodzi. To nie jest przewrotne bynajmniej stwierdzenie, tylko dobrze zagrało napięcie: nie wiemy po co (po co, na Boga!) bohaterka pcha się na statek – a okazuje się to dopiero później.

W wykonaniu widać pośpiech. Scena walki mogłaby być bardziej rozbudowana i ciekawsza. Piraci lepiej opisani.

 

Pozory mylą – Wyszczerzył się kapitan. – ale prawdę mówiąc nas też interesuje fontanna młodości.

Można zapisać to tak:

– Pozory mylą – wyszczerzył się kapitan – ale prawdę mówiąc, nas też interesuje fontanna młodości.

 

Styl jest prosty i przypomina konwencję baśni, ma to swoje plusy, ponieważ nie rażą tak bardzo informacje wygłaszane przez bohaterów, takie streszczenia są charakterystyczne właśnie dla tego gatynku.

I nawet jest motyw świąteczny :)

Pozdrawiam!

Hej Ambush

dzięki za odwiedziny i opinię.

 

jeśli kobieta ukrywa się pod przebraniem mężczyzny, to należy to zaznaczyć, bo jeśli idzie ona, a mówi on to jest konfuzja.

Mogłabyś wskazać, w którym momencie? Kiedyś mi marudzono, że czytelnik różnych rzeczy się domyśli, więc nie trzeba podawać niczego jak na tacy. Zastosowałem zatem manewr, że Białobrody zwraca się do Laury jak do mężczyzny, a ona odpowiada obniżonym głosem i w formie męskiej typu “zrobiłem coś”, ale nie kojarzę, żebym w którymkolwiek miejscu opisowym użył męskiej formy typu “Laura powiedział”. Jeśli jest gdzieś taki fragment, to zapewne literówka.

 

To mówi (o ile zrozumiałam) ta sama osoba, po co podział na akapity?

Zaraz poprawię, nie byłem pewien jak się poprawnie pisze i niestety wybrałem błędną opcję.

 

Za dużo się dzieje, za dużo zostało w głowie autora. Ja nie nadążam.

Spodziewałem się, że tak się to skończy, limity znaków zawsze mnie mocno uwierają. Mówi się trudno.

 

Mimo, że masz smakowite nazwy i kilka na prawdę fajnych pomysłów.

Dzięki.

PS “naprawdę” razem :p

 

 

Cześć Gravel,

dzięki za odwiedziny i opinię.

 

Karaiby to spory region, mało prawdopodobne, żeby wszędzie panowała identyczna pogoda.

To rzeczywiście niedopatrzenie z mojej strony. Brałem pod uwagę, ile może trwać podróż z Karaibów na Biegun, ale tutaj zastosowałem skrót myślowy określając Karaibami ten fragment, na którym działa się akcja.

 

Imho dziwnie sformułowane, ze zdania wynika, że miała nadzieję, iż nie znajdzie tu szukanej osoby, tymczasem z kontekstu sceny wywnioskowałam, że jest wręcz przeciwnie.

Tu akurat napisałem tak jak chciałem. Zamysł był taki, że weszła, zobaczyła, że jest to niefajne miejsce i chciała jak najszybciej stamtąd wyjść, więc liczyła, że nie znajdzie jakiegokolwiek powodu by tam zostać. Ale jak już zajrzała, to warto było się upewnić. Taki trochę spór między celem a odczuciami.

 

 

Wygładziłabym sceny walk – mocno okrojone, bardziej streszczenia, przez co nie działają na wyobraźnię i nie angażują czytelnika. Walka giganta ze stumetrowymi wężami morskimi mogła być epicka, ale niestety, trwała całe trzy zdania – to tak jakby oglądać Godzilla vs Kong, w wersji, w której do samego starcia nie dochodzi.

Tego niestety byłem świadom jeszcze przed publikacją. Walki miały być lepiej opisane, bardziej satysfakcjonujące i miało ich być więcej, ale niestety limit znaków zrobił swoje.

 

 

Pojawiają się też magiczne McGuffiny (np. monokl pozwalający widzieć przez ubrania – wygodnie wprowadzony, by zdemaskować bohaterkę). Moce, które zyskuje się po złożeniu przysięgi, wydają się wyciągnięte żywcem z gry komputerowej; pojawiają się nawet fireballe. To akurat nie jest zarzut jako taki, bo to Twój tekst i taki świat sobie wymyśliłeś, ale jako czytelnik wolałabym coś bardziej oryginalnego.

Chciałem pokazać, że Załoga Białobrodego ma duży wybór artefaktów i potrafi z nich korzystać, zaś same moce są różnorodne. W tekście jest kilka klasycznych itemków jak wisiorek z rubinem dający kontrolę nad ogniem w teorii dobrze sprawdzającym się w boju, ale też nieco bardziej użytkowe i w miarę oryginalne jak kontrola włosów tudzież kolorów. Laura cisnęła zwykłym fireballem, bo tylko na to było ją stać, ponieważ w przeciwieństwie do piratów nie posiadała doświadczenia bojowego i o demonstrację tej różnicy mi chodziło. Jest też fajka, która pozwala na ukrycie się w dymie, a także dziurawa sieć, która miała być swego rodzaju gagiem i zaskoczeniem, ponieważ moc jest nieadekwatna do przedmiotu, ale o to też chodziło, że dusza sama wybiera sobie przedmiot, w którym zamieszka. Inne artefakty – łopata kontrolująca ziemię, wiosło dające szybkość, szpula wytwarzająca sznury, sygnet dający moc latania, szabla tnąca na dystans, kolczyk (nie powiedziane wprost) umożliwiający zmianę gabarytów. Trochę tych przedmiotów jednak jest, więc z zarzutem braku oryginalności się nie zgodzę.

 

Czy w tym wypadku jest jak w grze komputerowej, to raczej też bym się nie zgodził. W różnych seriach moc wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Przykładowo w mandze One Piece bohaterowie z mocami nie mogą pływać, w Fairytail zabójcy smoków mają chorobę lokomocyjną. Mi chodziło o pokazanie, że Laura za wszelką cenę chce popłynąć na biegun, więc jest gotowa zrobić wszystko (w tym wypadku nawet poświęcić się dokonując decyzji, żeby po śmierci uwięzić swoją duszę w jakimś przedmiocie na wieki).

 

Plus, dziwnym zrządzeniem losu, Laura i ekipa trafiają dokładnie tam, gdzie ukrywa się jej zaginiony elfi ojciec. Lucky bastards.

To chciałem lepiej opisać, ale nie starczyło znaków, więc wyszło, że na siebie wpadli. Aczkolwiek z założenia na biegunie miała być tylko jedna wioska elfów, więc prędzej czy później by ją znaleźli.

 

 

Cześć Chalbarczyk,

dzięki za wizytę i bardzo łagodną krytykę :)

 

W wykonaniu widać pośpiech. Scena walki mogłaby być bardziej rozbudowana i ciekawsza. Piraci lepiej opisani.

Niestety też nad tym ubolewam, ale to niestety muszę usprawiedliwić limitem. Miałem pomysł na to opowiadanie już jakiś czas temu, więc czekałem na wymagania konkursu świątecznego i nie chciało mi się już czekać kolejny rok.

 

ponieważ nie rażą tak bardzo informacje wygłaszane przez bohaterów, takie streszczenia są charakterystyczne właśnie dla tego gatunku

O, dzięki, teraz będę mógł się tak tłumaczyć! :D

Aczkolwiek pisząc nigdy nie celuję w jakiś konkretny styl. Po prostu chcę opisać świat i historię mieszcząc jak najwięcej informacji w ograniczonym limicie.

 

Można zapisać to tak:

– Pozory mylą – wyszczerzył się kapitan – ale prawdę mówiąc, nas też interesuje fontanna młodości.

Tego nie byłem pewien, bo zapamiętałem, że mała litera jest tylko jak opisuje się czynność gębową w sensie powiedział, rzekł itp.

 

Pozdrowienia dla całej trójki komentującej :)

Dziewczyna chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, ale nie po to przebyła długa drogę, żeby uciekać bez choćby rozeznania. Dlatego pospiesznie powiodła wzrokiem po zgromadzonych licząc, że nie znajdzie tu szukanej osoby.

Jej uwagę przykuł szczupły, ciemnowłosy mężczyzna z kolczykiem w uchu, ale odetchnęła z ulgą, gdyż jego biała koszula stanowiła jedyny element pasujący do opisu Białobrodego.

– Jesteś tu nowy? – spytał, kiedy ona gotowała się do wyjścia.

– Tak – odpowiedziała obniżonym głosem.

– To siadaj i mów, co cię sprowadza.

– Prawdę mówiąc szukam tawerny, co zwie się Szkieletem Krakena.

– To lepiej nie mogłeś trafić, bo to właśnie tu.

– Poważnie? Myślałem, że to jakieś ukryte miejsce, do którego tylko nieliczni mają wstęp.

 

Tu masz mieszankę damsko-męską.

Lożanka bezprenumeratowa

Tu masz mieszankę damsko-męską.

Chyba jestem zbyt tępy, żeby zrozumieć ;_;

Ale spróbuję opisać jak widzę tę scenę.

 

Laura weszła do tawerny. Nie podobało jej się, więc miała ochotę wyjść, ale postawiła swój cel ponad odczucia. Dlatego się rozejrzała i rzucił jej się w oczy facet z kolczykiem i w białej koszuli. Uznała, że to nie jest Białobrody i chciała wyjść. Wtedy on do niej zagadał biorąc ją za faceta (miała kaptur na głowie i zasłoniętą twarz, a we wcześniejszej scenie barman mówił, że zatoka piratów to nie miejsce dla kobiet). Skoro wziął ją za mężczyznę, to spytał”jesteś tu nowy?”, wtedy ona odpowiedziała mu obniżonym głosem udając mężczyznę. 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Wciąż gnam przed siebie PRZECINEK osiągając niemożliwe dla wielu PRZECINEK jednocześnie nie czując satysfakcji.

Czyta się nieźle, z wyjątkiem momentów, kiedy trzeba się połapać, że kobieta udaje mężczyznę i nie jest to wcześniej napisane, już w tawernie. Pomysł domaga się rozwinięcia w dłuższe opowiadanie. (I piszę to ja, a przecież wolę krótkie teksty :) .)

Cześć Koala75 lub jak wolisz Misiu :)

Bardzo dziękuję za miłą, pozytywną opinię :)

Opowiadanie miało być trochę bardziej rozbudowane. Sceny walk atrakcyjniejsze, a i elfy nie miały się pojawiać cudownym zbiegiem okoliczności, ale niestety limit znaków zrobił swoje, a że pomysł zrodził się ze zbliżającego się konkursu świątecznego (jeszcze przed ogłoszeniem wymogów), to musiałem się nieco dostosować i wyszło jak wyszło :(

Witaj.

 

Sporo humoru i oryginalne nazwy własne – te atuty rzucają się w oczy od pierwszych zdań. :) Bardzo ciepła, świąteczna opowieść, moralizatorska oraz realna, bo wszak wielu świętych początkowo było grzesznikami. :)) Mamy wiele fantastyki i całkiem fajnych pomysłów na zwroty akcji.

 

Z technicznych dostrzegłam:

Dziewczyna chciała jak najszybciej opuścić to miejsce, ale nie po to przebyła długa drogę, żeby uciekać bez choćby rozeznania. – literówka

 

– Tak właściwie, to mówią, że to tylko legenda. – powtórzenie, może pierwsze „to” usunąć?

 

Ten gość chce dołączyć do załogi Białobrodego – wykrzyknął … – skoro wykrzyknął, powinien być wykrzyknik

 

– Słuchajcie durni piraci albo zabierzecie mnie na biegun północny, albo spalę wasz statek – wykrzyknęła… – tu podobnie

 

Po walce ruszyli dalej, jednak niezadowolony z trudów marszu, (chyba zbędny przecinek) Gary …

 

… powiedział elf o jasnych włosach zaplecionych we warkocze. – literówka

 

– Może możemy … – do poprawy

 

Jeszcze w wielu miejscach dałabym przecinki, ale pewnie niepotrzebnie. :))

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć Bruce

bardzo dziękuję za wizytę i miłe słowa. Cieszę się, że mój tekst Ci się spodobał i trafił z przekazem, ponieważ dostrzegłaś wszystko, co chciałem oddać, a może i więcej :) Dziękuję także za łapankę, poprawiłem błędy zgodnie z sugestiami :)

 

… powiedział elf o jasnych włosach zaplecionych we warkocze. – literówka

Bardzo cenna uwaga, postaram się wziąć ją sobie do serca. Pisząc, myślałem, że jak wyraz zaczyna się na “w”, to można dać “we”, ale teraz doczytałem, że druga litera także musi być spółgłoską.

 

Jeszcze w wielu miejscach dałabym przecinki, ale pewnie niepotrzebnie. :))

Z przecinkami mam ten problem, że kiedyś stawiałem ich za dużo, więc teraz po napisaniu, część wywalam, jednak zdarzają się sytuacje, gdy nie jestem pewien jak się zachować, więc szukam w internecie, ale nie zawsze udaje mi się znaleźć reguły wyjaśniające niektóre problemy. Dlatego niewykluczone, że te przecinki, o których wspominasz jednak są potrzebne ;)

 

Pozdrawiam :D

To ja bardzo dziękuję. :)

Co do przecinków, zmorą są, fakt, ja z kolei mam manię ich nadmiernego wstawiania, czasem – co wyraz, jeden za drugim. laugh

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Niezłe stężenie magicznych artefaktów na akapit kwadratowy. Sympatyczna koncepcja wyjaśniająca pochodzenie ŚM.

Faktycznie, widać, że tekstowi ciasno w konkursowym gorsecie i rozwinięcie by mu pomogło.

Ale z imieniem bohaterki nie trafiłeś. Znasz ten dowcip?

– Jak ma na imię żona Świętego Mikołaja?

– Mary. Merry Christmas.

Babska logika rządzi!

Mordocu!

 

odpowiedziała z uśmiecham

uśmiechem

 

Początek opka znacznie lepszy, niż rozwinięcie. Widać, że później limit zaczynał o sobie przypominać, przez co następujące po sobie sceny ulegały coraz to większemu ściśnięciu. A szkoda, bo tak jak zostało to wskazane wyżej – sceny walk mogłyby wypaść bardzo fajnie, gdybyś poświęcił im troszkę więcej zdań. Ale hej, tak to z konkursami bywa, limity bywają nieznośne. :P

Gdybyś kiedyś zdecydował się rozwinąć to opko, to byłoby super. Ma potencjał. 

Sama kwestia genezy świętego Mikołaja – fajna. ^^

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Co do przecinków, zmorą są, fakt, ja z kolei mam manię ich nadmiernego wstawiania, czasem – co wyraz, jeden za drugim.

Wiem jak to jest, Bruce :D

I w sumie chyba z dwojga złego lepiej w tę stronę :p

 

 

Cześć Finkla

dzięki za wizytę i za kliknięcie, tak trochę liczyłem, że jak zajrzysz, to może się skusisz :D

Niezłe stężenie magicznych artefaktów na akapit kwadratowy

Fajne określenie, czy rościsz sobie do niego prawa autorskie? :)

 

Ale z imieniem bohaterki nie trafiłeś. Znasz ten dowcip?

– Jak ma na imię żona Świętego Mikołaja?

– Mary. Merry Christmas.

Tak w sumie, to w trakcie pisania googlałem jak ma na imię pani Mikołajowa i wówczas natrafiłem na ten żart oraz artykuł, że próbowano jej przypisać różne imiona, ale żadne się nie przyjęło, dlatego postanowiłem nadać jej własne. 

 

 

Cześć BarbarianCataphract,

dzięki za wizytę i opinię, zwłaszcza, że jest całkiem pozytywna ;)

 

Gdybyś kiedyś zdecydował się rozwinąć to opko, to byłoby super. Ma potencjał. 

Pomyślę nad tym, aczkolwiek nie wiem, czy dokonać edycji, dodać jako nowe, a jeśli dodać jako nowe, to czy w późniejszym niż świąteczny okres będzie miało właściwy wydźwięk.

 

odpowiedziała z uśmiecham

uśmiechem

Wydaje mi się, że “odpowiedzieć uśmiechem”, to po prostu się do kogoś uśmiechnąć, a “odpowiedzieć z uśmiechem” to udzielić odpowiedzi słownej jednocześnie się uśmiechając.

 

 

Cześć Anet

dzięki za odwiedziny i miłe słowo :)

 

Pozdrawiam Wszystkich Wymienionych w tym poście :)

Fajne określenie, czy rościsz sobie do niego prawa autorskie? :)

Nie, sama znalazłam “akapit kwadratowy” w komentarzach pod własnym chochlikowym tekstem. Nawet nie spytałam, czy mogę go używać, ale uznałam, że naśladownictwo jest najwyższą formą pochlebstwa.

A przy uśmiechu Barbarianowi chodziło o literówkę.

Babska logika rządzi!

w sumie chyba z dwojga złego lepiej w tę stronę :p

laugh

Pecunia non olet

A przy uśmiechu Barbarianowi chodziło o literówkę.

Tak było!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

A rzeczywiście, już poprawiam, dzięki Wam :)

Nad wyraz nietypowe objawienie się Świętego Mikołaja.

Czytałam trochę zawiedziona, bo nie znalazłam w opowieści nic z klimatu świąt, ale finał zaskoczył. ;)

 

W ta­wer­nie Pod gru­bym dzia­dem… → W ta­wer­nie Pod Gru­bym Dzia­dem

 

bu­dyn­ku, w któ­rym świe­ci­ło się świa­tło… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …bu­dyn­ku, w któ­rym zobaczyła świa­tło

 

Jego mo­nokl po­zwa­la wi­dzieć przez ubra­nia.Jego mo­nokl po­zwa­la wi­dzieć przez ubra­nie.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, która ktoś ma na sobie to ubranie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Reg,

dzięki za wizytę, opinię i jak zawsze fachową łapankę :)

 

bo nie znalazłam w opowieści nic z klimatu świat, ale finał zaskoczył

Dokładnie taki był plan, chciałem zaskoczyć :D

 

budynku, w którym zobaczyła światło

Dziękuję bardzo, jak pisałem, to miałem problemy jak ugryźć to zdanie i wyszło jak wyszło ;/

 

Wszystkie błędy poprawione.

Pozdrawiam :)

 

Bardzo proszę, Mordocu. Cieszę się, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Слава Україні!

Początek bardzo mi się spodobał i zachęcił do czytania, zakończenie zaskoczyło i jest oparte na fajnym pomyśle. Podobają mi się główni bohaterowie oraz pomysł z artefaktami :). Teraz trochę marudzenia, bo rozbudziłeś mój apetyt:). Wiem, że pisałeś o limicie i chęci opublikowania już teraz. Niestety to widać, dlatego myślę sobie, że po konkursie mógłbyś rozwinąć opowiadanie. Ja tak zrobiłam z moimi niektórymi, na których mi zależało. Nie podobał mi się również fragment ze spotkaniem elfów. Scena wydała mi się infantylna i zbyt ckliwa, ale może to rzecz gustu :).

​Cześć Monique, dzięki za wizytę i opinię.

Generalnie jak się zapewne domyślasz, z zarzutami muszę się zgodzić, bo jestem ich świadom.

 

Przez limit tekst wyszedł mi trochę jak w tym memie:

Nie podobał mi się również fragment ze spotkaniem elfów. Scena wydała mi się infantylna i zbyt ckliwa, ale może to rzecz gustu

Generalnie miało wyjść trochę inaczej (patrz powyższy obrazek). Gdy w tekście wcześniej padło zdanie, że Laura chce spotkać się z pewnym mężczyzną na biegunie, to był to celowo fałszywy trop, żeby czytelnicy pomyśleli, że chodzi o Świętego Mikołaja. Do spotkania z ojcem miało dojść, ale w nieco innych okolicznościach niż “o idą elfy, o wśród nich jest tata, ej mamy kłopoty nie możemy gadać, nara, a to może pomożemy, a to spoko nananana żyli długo i szczęśliwie”. Niestety musiałem wszystko mocno spłycić.

 

Czy jeszcze wrócę do tekstu? Nie wiem. Nie mówię “nie”, ale biorąc pod uwagę, że krucho u mnie z czasem, to ograniczam się do pisania wtedy, gdy jest to silniejsze ode mnie, a na chwile obecną nie chce mi się przeżywać drugi raz tej samej przygody, ale kto wie, czas pokaże.

 

Pozdrawiam :)

 

PS

Nie mam ostatnio za wiele czasu, ale postaram się go wyegzekwować, żeby wpaść z rewizytą :)

 

Sympatyczne i napisane z werwą, aczkolwiek niewątpliwie trochę znaków więcej by pomogło.

Fajnie, z przymrużeniem oka, ogrywasz te wszystkie kolejne moce i artefakty – kojarzy się to momentami z erpegiem, ale nie w sposób, który by przeszkadzał, w sensie opowiadania będącego zapisem czy wspomnieniem sesji, ale sprawia to wrażenie celowego zabiegu (nawet jeśli nim nie było).

Postacie wyszły Ci pełnokrwiste, mimo że je ledwie szkicujesz, a ten vintage’owy początek ładnie zagrał. Ogólnie ładnie bawisz się tropami i schematami.

Końcowego twistu z tożsamością Białobrodego można się w okolicy reniferów domyślić, ale jest zgrabnie zrobiony.

Zmieniłabym tylko Saint Nicholas → Nicholas Saint, jakby Saint było nazwiskiem.

http://altronapoleone.home.blog

Naprawdę dobry pomysł na opowiadanie, ale myślę, że nie na ten limit.

Początek jest niespieszny i klimatyczny, pozwala wejść w nastrój opowieści. O ile to naturalne, że wydarzenia z biegiem akcji przyspieszają, tak wydaje mi się, że w pewnym momencie gnają zbyt szybko. Sceny z artefaktami, zwłaszcza tymi potężnymi, zasługują na więcej miejsca – choćby walka z wężami morskimi aż się o to prosi. Nie, żeby od razu ładować w to parę tysięcy znaków, ale fajnie byłoby opisać, choćby skrótowo, proces przemiany kapitana i odmalować jakoś te zmagania.

Ostatni dialog na plus :)

Pozdrawiam!

Cześć Drakaina,

dziękuję za wizytę i za tak mocno pozytywną opinię. Bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci się spodobało i znalazłaś w nim aż tyle pozytywów, które szczegółowo wymieniłaś. 

Jeśli chodzi o erpegowość – brałem udział w różnych sesjach tego typu (głównie Warhammer, choć trochę DnD też liznąłem), więc zapewne w jakimś stopniu mnie to przesiąknęło, ale istnieje też opcja, że było odwrotnie, czyli zdecydowałem się wziąć udział w rpg, bo już wcześniej upodobałem sobie tego rodzaju wątki. Od zawsze bardzo lubiłem wczuwać się w jakąś postać (aktorskie zapędy też ogólnie mam), a także system walk. W dziedzinie gier komputerowych też rpg są moimi ulubionymi, a zwłaszcza indie takie jak Lost Castle, Archvale, Son of the Witch, Castle Crashers.

Co końcowego nazwiska, to pewnie zrobiłem kalkę z polskiego (Jan. Kowalski Jan) i nie chciałem, żeby Nicholas było dwa razy obok siebie. No i w sumie jakoś kojarzy mi się Santa Claus i Saint Nicholas w tej kolejności. Ale jeszcze to przemyślę.

 

Pozdrawiam :)

 

 

Cześć Adam,

dzięki za wizytę i pozytywną opinię. Co do zarzutu odnośnie tempa, to nie jestem zdziwiony, gdyż jestem tego świadom. Ale powtórzę to, co pisałem innym osobom – jakoś w w październiku/listopadzie wpadł mi do głowy pomysł typowo pod świąteczny konkurs i nie chciało mi się czekać kolejnego roku na możliwość realizacji takowego ;)

 

Pozdrawiam :)

W kwestii końcówki, “Saint Nicholas” nikomu nie skojarzy się z nazwiskiem i imieniem. Kolejność “Jan. Kowalski Jan” nie wydaje mi się zresztą zbyt naturalna. Kultowe jest oczywiście odwrotne: “My name is Bond. James Bond”, ale tego też nie wygrasz, choć czy ja wiem? “Saint. Nicholas Saint” ;)

http://altronapoleone.home.blog

Arrr!

Na mój hak w seicento i drewnianą nogę ze stolika nocnego! Popłynęliście marynarzu.

Dawnom nie czytał historii morskich o potworach traktujących.

Nierówności w objętościach poszczególnych częściach zrzucam na limit, sam pomysł do mnie przemówił.

Przedświąteczna przemiana pirata w dobroczyńcę – składne, artefakty pomogą w podróżach i pokonać przeszkody ewentualne też.

Dobrze się czytało.

Kultowe jest oczywiście odwrotne: “My name is Bond. James Bond”, ale tego też nie wygrasz, choć czy ja wiem? “Saint. Nicholas Saint” ;)

Tylko wtedy trochę gryzie mi się to też z ostatnią kwestią Laury, eh skomplikowana sprawa ;/

 

 

Ahoj PanKratzek!

dziękuję za oryginalną formę opinii, od razu widać, że nie mam do czynienia ze zwykłym szczurem lądowym! 

Moje poszukujące przygody i dziko bijące serce raduje się, że tekst przypadł Ci do gustu :)

 

Pozdrawiam

Niestety tekst nie przypadł mi do gustu. Nie wiem, czy to wina tego, że nie lubię opowieści o piratach, czy bardziej przez to, że zostało to średnio opisane.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

trochę gryzie mi się to też z ostatnią kwestią Laury

;)

 

– Pod jednym warunkiem. – Uśmiechnęła się.

– Jakim?

– Wyjawisz mi, jak się naprawdę nazywasz.

– My name is Saint. Nicholas Saint.

http://altronapoleone.home.blog

Tekst zapowiadał przygodę, trochę przywołując klimaty znane z Monkey Island czy Flapjacka. Wykrzywiony świat piratów. Odnoszę jednak wrażenie, że środek tekstu jest trochę przegadany i staje się takim retorycznym Tytanikiem. To gadanie uderzy w lodową górę finału i zasadniczo bohaterowie znikną zapomniani. Mimo wszystko przygoda jest, jest pływanie, choć nie porywa jak wir morski. Kobieta na statku pływała już nawet w serialu “Zmiennicy” (tam akurat w firmie taksówkarskiej) i jakoś mnie to nie zadziwia – jeżeli oczywiście miała to być szokująca atrakcja opowiadania. Jeżeli nie, to dlaczego taki nacisk położono na ten temat?

 

Fragment mnie zaciekawił:

– Ludzie! – wrzasnął od progu młodzian w czapce z norek – Białobrody rekrutuje i zbiera informacje o fontannie młodości! Każdy zainteresowany powinien udać się do Szkieletu Krakena! – wykrzyknął na całe gardło, nie spodziewając się salw śmiechu.

– Czym zasłużył sobie na szyderstwa? – spytała kobieta siedząca przy ladzie.

 

Ale to dlatego, że przeczytałem go inaczej:

 

– Ludzie! – wrzasnął od progu młodzian w czapce z norek – Białobrody rekrutuje i zbiera informacje o fontannie młodości! Każdy zainteresowany powinien udać się do Szkieletu Krakena! – wykrzyknął na całe gardło, nie spodziewając się salw śmiechu.

– Czym zasłużyłam sobie na szyderstwa? – spytała kobieta siedząca przy ladzie.

 

Pomyśl co by można było zrobić, gdyby zmienić ten jeden wyraz. Bohaterka urażona, że ktoś jej sugeruje potrzebę źródła młodości, a może to jest potwór sam w sobie? :)

– Pod jednym warunkiem. – Uśmiechnęła się.

– Jakim?

– Wyjawisz mi, jak się naprawdę nazywasz.

– My name is Saint. Nicholas Saint.

A następnie zamiast płaszcza założył czerwony garnitur ;)

 

Cześć fanthomas,

dzięki za wizytę. Niestety też nie znam odpowiedzi na to pytanie ;)

 

Cześć Vacter,

 

Kobieta na statku pływała już nawet w serialu “Zmiennicy” (tam akurat w firmie taksówkarskiej) i jakoś mnie to nie zadziwia – jeżeli oczywiście miała to być szokująca atrakcja opowiadania. Jeżeli nie, to dlaczego taki nacisk położono na ten temat?

Nie oglądałem tego serialu. Kojarzyłem tylko, że w czasach, które opisuję w powyższym tekście, w świadomości ludzi istniały różne zabobony jak chociażby kobieta na statku przynosi pecha. Ja wykorzystałem ten motyw w celu podkreślenia jednego ze świątecznych prezentów – cel uświęca środki. 

 

Pomyśl co by można było zrobić, gdyby zmienić ten jeden wyraz. Bohaterka urażona, że ktoś jej sugeruje potrzebę źródła młodości, a może to jest potwór sam w sobie? :)

Kilka razy przeczytałem tę kwestię ze zmienionym słowem, ale jakoś jedno mi się nie łączy z drugim.

Kojarzę różne gagi, w których bohaterowie są mocno przewrażliwieni na swój temat i słyszą to, co chcą słyszeć.

Przykładowo

– Ale tłusty prosiak! (o zwierzęciu na farmie)

– Kogo nazywasz tłustym prosiakiem?! – oburzył się jakiś otyły facet.

 

Ale tak jak pisałem wyżej, tutaj mi to jakoś nie pasuje.

 

Pozdrawiam

 

To co napisałem wiązałoby się z innymi rozwiązaniami fabularnymi. To bardziej możliwość niż poprawka.

To co napisałem wiązałoby się z innymi rozwiązaniami fabularnymi. To bardziej możliwość niż poprawka.

Czyli alternatywna rzeczywistość, w sumie lubię tego typu motywy, gdzie w różnych seriach pokazywane są różne losy tych samych bohaterów w zależności od podjętych decyzji. Może kiedyś coś podobnego napiszę.

Zacznę od końca: bardzo pomysłowy świąteczny twist :)

Natomiast co do reszty opowiadania mam mieszane uczucia. Ogólny klimat piracko-przygodowy mi się podoba, dużo się dzieje, magiczne artefakty zaciekawiają. Niestety zdecydowanie zaszkodził opowiadaniu limit. Gdyby je rozwinąć, z pewnością wyszłoby lepiej. Raziły mnie też miejscami dialogi, takie infodumpowo-nienaturalne, sczególnie w końcówce na biegunie.

Laura nie dała łatwo za wygraną i po kilkunastu minutach ponownie stawiła się przy Diablicy.

To pewnie pozostałość po jakichś przeróbkach, ale nigdzie nie wspominasz, żeby oddaliła się od statku, ani nawet zeszła z pokładu, więc nie bardzo ma sens, że się “ponownie stawia przy Diablicy”.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Mordocu, byłaby to fajna przygodówka, ale nie na taką ilość znaków. Bohaterowie spotykają morskie węże, yeti, walka to trzask prask – i po sprawie :( Te fragmenty aż krzyczą, żeby je rozwinąć. 

Najbardziej podobał mi się sam początek tekstu, bo zaciekawia i zwiastuje awanturniczą przygodę, ale potem jest już tylko gorzej. Przez pośpiech nie można za bardzo “poczuć” bohaterki, postacie przewijają się jak paski na TVP INFO, trudno za wszystkim nadążyć i nasiąknąć klimatem opowieści.

Liczę, że kiedyś powrócisz do tego pomysłu i przepiszesz go na nowo, nie przejmując się już żadnym limitem :)

Pozdrawiam!

Siema Mindenamifaj, dzięki za wizytę. No cóż niestety limit zrobił swoje, więc wyszło jak wyszło i jestem tego świadom.

 

To pewnie pozostałość po jakichś przeróbkach, ale nigdzie nie wspominasz, żeby oddaliła się od statku, ani nawet zeszła z pokładu, więc nie bardzo ma sens, że się “ponownie stawia przy Diablicy”.

Nie, to też kwestia limitu. Tam wyżej jest, że Białobrody pomachał jej na pożegnanie i miało z kontekstu wynikać, że skoro wywalili ją ze statku i wróciła, to znaczy, że gdzieś poszła w konkretnym celu – później jest info, że poszła złożyć przysięgę, znaczy domyślić się można. 

 

Siema, AmonRa,

dzięki za wizytę i opinię. To już chyba mój znak rozpoznawczy, że pomysłu zwykle mam więcej niż pozwala limit przez co kończę z takimi mocno pociętymi tworami i pozostaje mi się jedynie cieszyć, że inne aspekty zostały skomplementowane przez czytelników. 

 

Pozdrawiam 

Hej, hej, hej!

Dziękuję Ci, Mordocu, za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Po pierwszym akapicie ostrzyłem sobie zęby na piracką przygodę, ciesząc się, że będzie inaczej niż w innych tekstach. Cóż – doczekałem się :) ale faktycznie był pośpiech.

Jest bardzo dużo infodumpów, a walki są opisane w sposób bardzo skrótowy i bez napięcia – idą jak po sznurku i nie ma napięcia związanego z niepewnością tego co się wydarzy. W dialogach również zabrakło mi napięcia i ogólnie takiej iskry. Przez to wydźwięk tekstu jest taki trochę komediowy.

Nawymyślałeś przygód a przygód – to temat na całą książkę, albo i sagę, ale na szorta zdecydowanie zbyt dużo :)

Ale dochodzimy do końca i… uśmiechnąłem się! Od wizyty na biegunie domyślałem się, w którą stronę zmierza opowiadanie (choć były w tym rzeczy, których się nie spodziewałem), ale mimo to końcówka mnie ucieszyła – a takich właśnie tekstów w tym konkursie oczekiwałem!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Krokus, dzięki za szczegółowy komentarz.

Ciesze się, że udało Ci się znaleźć w moim tekście jakieś pozytywy. Co do reszty, no cóż, to jest chyba moje przekleństwo, że pomysłów mam więcej niż limit pozwala i potem niestety wychodzi jak wychodzi.

Dzięki za zorganizowanie krokusu :)

 

Pozdro :D

Hej Mordocu!

Zacznę od pochwał: fajny pomysł na artefakty i końcowy twist. Nie spodziewałam się, że to białobrody będzie świętym Mikołajem ;) Zgrabnie to połączyłeś.

Ale będę zrzędzić. Po pierwsze, tekst wygląda jak streszczenie i wg mnie cały pomysł powinien zająć znacznie więcej, niż 15k znaków. Wiem, taki był limit, jednak wymyślanie tekstu pod limit to też sztuka. Niestety, został przez to odarty z klimatu, wszystko zostało rozegrane zbyt szybko, a czasem gubiłam się w dialogach, które, jeśli już wspominać, wyszły dość infodumpowo.

Problemem okazała się też domyślność postaci. Praktycznie czytały sobie w myślach. Ciekawi mnie też, jaki plan miał Białobrody, jeśli nie spotkałby Laury. Zamierzał dostać się na biegun, ale okazało się, że potrzebuje do tego jej artefaktu, o którym dowiedział się przypadkiem. Co więc planował początkowo? Takich szczęśliwych zbiegów okoliczności jest niestety znacznie więcej, jak na przykład chłopak ogłaszający nabór do załogi Białobrodego.

Całość ma potencjał, może jeśli rozpisałbyś ją, wyszedłby z tego niezły tekst, ale w tej formie się nie broni. Miałeś fajne pomysły, ciekawy twist i interesujące postacie. Może pozakonkursowo spróbuj go rozpisać, nie musząc już martwić się o limity? Początek był niezły, sądzę więc, że dasz sobie radę ;P

Dziękuję za lekturę!

 

Cześć Gruszel, 

dzięki za opinię, choć jest to chyba najbardziej ostra (może złe słowo, chodzi o to, że najwięcej negatywów wymieniłaś) krytyka pod tym tekstem, no ale co zrobić :P

 

Niestety tak wyszło, że pomysł miałem wcześniej zanim ogłoszone zostały wymogi i limity konkursu świątecznego, a że nie chciało mi się czekać kolejnego roku, to skończyło się tak jak się skończyło.

 

Jeśli chodzi o plan Białobrodego, no to generalnie można się domyślić, że zbierał załogę i liczył, że trafi się ktoś z przydatnymi artefaktami lub informacjami. Do tego są jeszcze inne załogi pirackie podobnie jak piraci Żółtozębego, którzy także dysponują/ dysponowali magicznymi artefaktami. Dlatego poza ognistym i dymnym zapewne znalazłoby się coś jeszcze, co umożliwiłoby przetrwanie na biegunie. 

 

Pozdrawiam :)

Ahola!

Być może jest tak jak mówisz, że historię zniweczył limit. Ogólnie nie czytało się jakoś źle, ale rozwiązania fabularne pozostawiają wiele do życzenia*. Wyjaśnianie działania artefaktów jest strasznie infodumpowe (a i tych infodumpów jest więcej), a potem te same artefakty niszczą napięcie w tekście – dzięki nim wszelkie przeszkody bohaterowie pokonują niemal od razu. Trochę też brzmią one tak rpgowo, co zwykle nie do końca gra w literaturze:P Jakbyś chciał ćwiczenie, to przemyślałbym jak przepisać historię bez udziału owych artefaktów:P

 

 

* wybacz reg za pożyczenie Twojego tekstu;P

Слава Україні!

Siema Golodh,

dzięki za wizytę. W zasadzie krytyka się powtarza, więc nie mam się za bardzo do czego odnieść, zwłaszcza, że nie jest to krytyka bezpodstawna. Fajny pomysł na ćwiczenie, bardzo dziękuję :)

Muszę też pomyśleć nad problemem infodumpów. 

 

Pozdro

Nowa Fantastyka