- Opowiadanie: gravel - Śnieniewzięcie

Śnieniewzięcie

Od tak dawna niczego nie wrzucałam, że spędziłam kilka minut na szukaniu opcji “Dodaj opowiadanie” :D

Spontanicznie, stary tekst, bo stęskniłam się za byciem czytaną. “Śnieniewzięcie” pojawiło się w Nowej Fantastyce 3/2020.

Bardzo dziękuję Cieniowi Burzy za betę oraz MC za redakcję.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Śnieniewzięcie

albowiem nie ma nic piękniejszego, niż na własne oczy ujrzeć cuda Karamo Bèli.

Otis Shryack, „Śnieniewzięcie. Historia naturalna kolosów”

 

„Jestem tu, by ukraść wasze pieniądze” – głosił napis na koszulce, którą Pollo Ubartin kupił specjalnie z myślą o podróży. Brokatowy fatałaszek w kolorze jaskrawego fioletu nie wyróżniał go zbytnio spośród innych mężczyzn, kobiet i genderowo niesklasyfikowanych, wyruszających z Vertebrae X do Karamo Bèli. Osoby zdecydowane na śnieniewzięcie czekały na rytuał nawet po kilka miesięcy, a żeby dopisać się do listy oczekujących, musiały przejść żmudne procedury biurokratyczne i spełnić co do joty wszystkie wymienione w broszurach wymagania. Śniący podarowali ludzkości unię jaźni, ale to korporacje decydowały, kto dostąpi zaszczytu, i bogaciły się na tych, którzy byli na tyle zdeterminowani, by poddać się rytuałowi.

Mając na koncie cztery podróże, Pollo był już weteranem śnieniewzięcia. W przeciwieństwie do innych wędrowców zgromadzonych w przestronnym atrium – niektóre twarze były bledsze od płytek, którymi wyłożono posadzkę – wiedział, czego się spodziewać.

W słuchawkach leciała elektroniczna muzyka i Pollo wystukiwał rytm obcasem drogich sztybletów, wodząc wzrokiem po towarzyszach oczekiwania. Jak zwykle już na tym etapie podróży starał się wyszukiwać osoby, które mogłyby go potencjalnie zainteresować – poza tym nudził się nieco. Szukał śladów zdenerwowania, fobii społecznej, zachowań obsesyjno-kompulsywnych, podkrążonych oczu, blizn, niedoskonałości, źle maskowanych problemów ze zdrowiem.

Choć wszyscy czekali w jednym miejscu, śnieniewzięcie było procesem intymnym, którego każdy doświadczał samotnie, nawet jeśli do Vertebrae X przybył w towarzystwie. Do komnaty wstąpienia obowiązywała kolejka i nim nadeszła kolej Pollo, w atrium oprócz niego pozostały tylko cztery osoby: dwóch młodych mężczyzn rozmawiających po japońsku, starszy mężczyzna w garniturze i okrągłych okularach oraz szczupła kobieta koło czterdziestki, która przez cały dzień oczekiwania zdążyła skończyć paczkę papierosów i zacząć kolejną. Pollo zwrócił na nią uwagę już wcześniej; idealnie pasowała do profilu, którego poszukiwał.

Wyglądała jak doktor lub naukowiec, a w każdym razie ktoś, kto święcie wierzy w Realne i Wytłumaczalne. Gdyby Pollo musiał zgadywać, powiedziałby, że zdecydowała się na śnieniewzięcie, bo znużyło ją pisanie mądrych słów na temat zjawiska, którego tak naprawdę nigdy nie doświadczyła.

Kolejka topniała, kobieta coraz częściej sięgała po papierosy; zaczęła też krążyć po atrium, obcasami wybijając niespokojny rytm na białych i kremowych płytkach, które tworzyły obraz olbrzymiego, wijącego się głowonoga. Mężczyzna przez moment rozważał, czy nie zagaić rozmowy, ale nie miał już czasu na podjęcie ewentualnych działań, gdyż z komnaty wstąpienia wyszedł ostrzyżony schludnie Hindus w garniturze i przyjemnym głosem zaprosił Apollo Ubartina do rozpoczęcia rytuału śnieniewzięcia.

W pomieszczeniu, do którego zaprowadził Pollo Hindus, panował ciepły półmrok. Komnatę przekształcono w dżunglę – powietrze było wilgotne i gorące, a prowadzący przez środek pomieszczenia chodnik z każdej strony otaczały wybujałe rośliny. W pewnym momencie wyłożona kolorowymi kamykami ścieżka urywała się i Pollo musiał przeskakiwać za przewodnikiem po cylindrycznych głazach, ułożonych w poprzek niewielkiego zbiornika wodnego.

Gdy znaleźli się po drugiej stronie akwenu, Hindus się zatrzymał. Stali przed przeszklonymi drzwiami, niemal w całości pokrytymi gęstwiną bluszczu; pomiędzy zielonymi gałązkami drżały dziwaczne kwiaty, przypominające trochę grzybienie, lecz ponieważ wzbudziły w Pollo dziwny niepokój, domyślił się, że nie pochodzą z tego świata. Zostały śnieniezstąpione z Karamo Bèli.

– Teraz zechce się pan rozebrać – powiedział Hindus z obojętnym uśmiechem, którym obdarzał zapewne każdego z gości. – Rzeczy proszę włożyć do worka ochronnego. Będą na pana czekały po przybyciu do Karamo Bèli, ale należy pamiętać, że nie zdoła ich pan zabrać w drogę powrotną. Proszę ściągnąć biżuterię. Jeśli posiada pan tatuaże, tytanowe śruby lub rozrusznik serca, może pan doświadczyć nieprzyjemnego uczucia w miejscu, w którym doszło do modyfikacji ciała, jednak będzie to wrażenie przejściowe. Życzę udanej podróży. W imieniu swoim oraz pani Chung. – Przewodnik pożegnał się lekkim ukłonem.

Pollo rozebrał się do naga, ściągnął bransoletki, kolczyki i pierścienie, które licznie nosił na palcach, i schował wszystkie rzeczy osobiste do torebek strunowych, znalezionych na posadzce razem z workiem ochronnym. Marmur pod bosymi stopami był przeraźliwie zimny, więc nie tracił więcej czasu i przeszedł przez drzwi, odgarniając gałązki bluszczu, które usiłowały wplątać się w jego włosy jak ciekawskie palce.

Za drzwiami natychmiast odczuł zmianę temperatury i jego ramiona pokryły się gęsią skórką. W powietrzu tańczyły krople wody; unosiły się, opadały lub wirowały, tworząc spirale przy posadzce, jak niewielkie i nieszkodliwe trąby wodne nad powierzchnią oceanu.

Pośrodku komnaty unosił się pogrążony w transcendentnym śnie kolos, w którego objęcia Pollo miał dziś zawędrować.

Osiem długich macek pulsowało nieregularnie, mieniąc się wszystkimi odcieniami błękitu. Ubartin wiedział jednak, że istota jest świadoma jego obecności. I rzeczywiście; wielkie, niemrugające oko o poziomej źrenicy natychmiast zwróciło się w stronę przybysza.

Pollo położył worek na podłodze i powoli pokonał dystans dzielący go od Śniącego. Macki, po których przebiegały teraz fale żywego pomarańczu, wyciągnęły się i chwyciły mężczyznę za ramiona, oplotły ciasno tors i biodra. Wilgotne ssawki zbadały skórę i Pollo został nagle poderwany z ziemi i uniesiony ku potężnej, pulsującej głowie kolosa. Znalazł się dokładnie naprzeciw olbrzymiego oka.

Nadeszła kolej na najmniej przyjemną część rytuału śnieniewzięcia.

Ten, kto chciał piąć się w górę wielkiego kręgosłupa podtrzymującego światy, musiał odbyć wisceralną podróż przez ciało jednego ze Śniących. Nie było innej drogi. Kolos łagodnie ułożył Pollo w pozycji embrionalnej, podtrzymując go w zgiętej macce niczym matka piastująca dziecko. Wsunął mężczyznę pod siebie, a następnie w głąb siebie, do czarnej dziury, która równie dobrze mogła być otworem gębowym, jak i czymś znacznie gorszym i dziwniejszym.

Wokół Pollo zacisnęła się mokra ciemność i rozpoczął piąte w swoim życiu śnieniewzięcie.

 

***

 

W topografii miasta dominują ostre jak czubki szpilek iglice i odbijające światło słońca kopulaste dachy, wieże, kolumny i smukłe baszty, wszystko zaś przeszklone jest czarnym obsydianowym szkłem, które Śniący znajdują u stóp morskich wulkanów. Rdzenni mieszkańcy miasta zdają się rozmiłowani w niezwykłych spiralnych ozdobach, które dla niewprawnego ludzkiego oka mogą sprawiać wrażenie przeczących prawom fizyki. Spirale i sferyczne wzory stanowią bodaj najpopularniejszy rodzaj zdobnictwa w Karamo Bèli, który możemy zaobserwować zarówno w architekturze, jak i sposobie rozlokowania budynków. Samo miasto przypomina sięgający setek stóp kręgosłup, z poszczególnymi dzielnicami mieszczącymi się na połączonych rdzeniami Kręgach. Sposób ich ułożenia współgra z kosmogonią kolosów – Śniący wierzą, że wszechświat unosi wielki kręgosłup, a poszczególne światy (na przykład nasza Ziemia, Vertebrae X, dziesiąty kręg kręgosłupa świata) ulokowane są na jego kolejnych segmentach.

Uwagę zwraca także roślinność, wielce przez kolosy lubiana. Hesperydy różyczkowe, które wzięły swe miano od greckich nimf, są najczęściej spotykanym w mieście gatunkiem, a przełom dnia i nocy, gdy słońce barwi ocean złotem, jest momentem, w którym otwierają pachnące kwiecie i uwalniają chmurę pyłu, opadającego wraz z zachodem na miasto niczym deszcz drogocennego kruszcu.

Jednak tym, co najbardziej urzeka gości, jest forma, przybierana w Karamo Bèli przez awatary Śniących. W krainie własnych snów, nieskrępowane ziemską logiką i prawami natury, kolosy nie objawiają się bowiem jako olbrzymie, samoświadome ośmiornice, jak ma to miejsce w Vertebrae X.

I jest w tym coś dogłębnie ludzkiego – śnić o byciu kimś innym niż w rzeczywistości.

Otis Shryack, „śnieniewzięcie. Historia naturalna kolosów”

 

***

 

Tym razem miał szczęście i Śniący wyrzucił go w Wyrd Acquaintance, tawernie należącej do istoty znanej pod mianem Danielfuad.

Pollo ocknął się na drewnianej podłodze, wciąż skulony w pozycji embrionalnej, drżący, umazany śluzem kolosa i z kostkami palców pobielałymi od zaciskania pięści. Nad nim pochylało się coś, co kiedyś było Danielem Fuadem.

– Jak miło cię znowu widzieć, Apollo Ubartinie. – Niezliczone usta stworzenia uformowały niezliczone uśmiechy, a dwie z grubsza ludzkie ręce i dwie nibymacki podniosły Pollo do pionu. – Pokój nadal czeka na twój powrót. Ucieszy się, kiedy znowu w nim zamieszkasz. Chcesz wody? Coś do jedzenia? Może grzybków na rozgrzewkę?

– Woda i prysznic – wychrypiał Pollo – na razie wystarczą.

Grube ciało Danielfuad przewaliło się przez przestronną salę główną w stronę kuchni. Pollo znalazł worek z rzeczami – leżał pod jedną z rzeźbionych ław – i poczłapał do łazienki. Danielfuad mamrotało coś do siebie, usiłując odkorkować butelkę wina. Nie opuszczało Karamo Bèli od lat i zaczynało przypominać postaci z obrazów Picassa – za dużo nosów, za dużo uszu i zdecydowanie za dużo oczu. Spoglądało na świat tysiącem pomarańczowych ślepi, które otwierały się w najbardziej nieoczekiwanych miejscach – na ramionach, na szyi, po wewnętrznej stronie dłoni. Jedno wgapiało się w Pollo, gdy przemykał do łazienki, niezgrabnie usiłując osłonić krocze plastikowym workiem. Tawerna na szczęście jeszcze nie została otwarta i w sali nie było nikogo oprócz Danielfuad.

Gorący prysznic pomógł zmyć resztki śluzu Śniącego i wspomnienie podróży przez jego wnętrze. Pollo przejrzał się w starym, zmatowiałym na brzegach lustrze i wydobył z worka buteleczkę drogich perfum. Założył brokatową koszulkę i czarny płaszcz, a do kieszonki na piersi wsunął fioletową orchideę. Przeczesał palcami farbowane na biało, niesforne kosmyki kręcące się ponad czołem i wyszedł z łazienki gotowy spędzić kolejną noc w sercu Karamo Bèli.

Planował zabrać się do pracy natychmiast po przybyciu, ale Danielfuad użyło wszystkich czterech kończyn górnych, by zatrzymać Pollo na kolacji; wmusiło weń dwa kieliszki wina domowej roboty, które tylko ono uznawało za wyborne, oraz talerz czegoś, co optymistycznie nazywało owsianką. Pomoże na chorobę przejścia, przekonywało, nakładając kolejne porcje parującej brei na talerz. Czego by jednak nie mówić o smaku, posiłek rzeczywiście pomógł i Ubartin przynajmniej przestał odczuwać mdłości przy każdym ruchu.

Ciepłaskóra – nieodłączny towarzysz Pollo w podróżach po świecie Śniących – zjawił się niedługo później. Tym razem zdecydował się na postać kota o ciemnym futrze, po którym wędrowały fioletowe i granatowe rozbłyski, co sprawiało, że grzbiet stworzenia przypominał czarny płaskowyż w czasie burzy pełnej gwałtownych, nieziemskich wyładowań elektrycznych.

[Ponowne spotkanie z |nasz przyjaciel| Apollo Ubartin z Vertebrae X napawa nas radością]. Kot mruczał, wskakując mężczyźnie na ramię i tuląc łepek do jego policzka. Skóra mrowiła wszędzie tam, gdzie musnęło ją naelektryzowane kocie futro. Ciepłaskóra kierował myśli bezpośrednio do głowy rozmówcy, dzieląc się z nim świadomością, snami, uczuciami. [Radość jest uczuciem, które odczuwamy, czując zapach ludzkiego stworzenia o imieniu Apollo Ubartin. Wyczuliśmy woń tej istoty Wgłębokimśnie].

– Ciebie również dobrze widzieć.

[Praca sprowadza do |miasta| Karamo Bèli?].

– Jak zawsze, amigo, jak zawsze.

[Będziemy wędrować razem. Przezgłębokisen, Międzykręgami, od dna ku górze].

Kiedy Pollo opuścił wreszcie Wyrd Acquaintance, Ciepłaskóra ulokował się na jego karku niczym naelektryzowana etola.

 

***

 

Jedynym, co zdaje się zdolne do przejścia z Karamo Bèli na Vertebrae X, są pyłki kwiatów oraz zarodniki grzybów. W miejscach przejścia na Ziemi odnajdują nowe domy.

Otis Shryack, „Śnieniewzięcie. Historia naturalna kolosów”

 

***

 

Kobietę odnalazł Ciepłaskóra, który na mgnienie oka zniknął w Głębokim Śnie i zaraz powrócił z drżącym ogonem, natychmiast wszczepiając myśli do głowy Pollo: taras widokowy na Drugim Kręgu, panorama zatoki, alkohol.

Aby dostać się z Wyrd Acquaintance (Ósmy Kręg) na Drugi Kręg, należało odbyć podróż Głównym Rdzeniem, łączącym wszystkie dzielnice miasta jak przewód wiążący razem lampki świąteczne. Według Pollo było to doświadczenie niemal równie nieprzyjemne co samo śnieniewzięcie, choć odbywało się na szczęście bez udziału kolosów. Jednak klaustrofobiczna podróż przez biotechnologiczny tunel Głównego Rdzenia, wessanie w głąb świadomej maszyny, zostawiło Pollo jeszcze bardziej wydrenowanym. Tym razem nie został przynajmniej cały umazany śluzem.

Ciepłaskóra przeszedł przez Głęboki Sen i czekał przed wyjściem z tunelu, z zapamiętaniem oddając się czyszczeniu łapek drobnym, różowym języczkiem, niczym prawdziwy kot.

[Mogłeś przejść Głębokimsnem, Apollo Ubartin. Od |długich miesięcy| nie wędrowaliśmy razem Przezgłębokisen, my i |nasz przyjaciel|. Ten fakt napawa nas smutkiem].

– Jeszcze będziemy wędrować przez Głęboki Sen – obiecał Pollo, pomagając Ciepłejskórze dostać się na jego ulubione miejsce na ramieniu. – Ale na razie nie mamy na to czasu. Nie chcę jej stracić z oczu.

Vertebrae II rozkwitał na szczycie miasta jak piękny, fioletowo-zloty kwiat, zdobiący strukturę kręgosłupa Karamo Bèli. Większość podróżników rozpoczynała wędrówkę przez krainę Śniących właśnie od tego miejsca: spojrzeniem w przepaść, na dnie której widniał łagodny łuk zatoki, a dalej – bezkresne morze, usiane wulkanicznymi wyspami. Ponad tarasem wznosiły się obsydianowe ściany Pałacu Wiedzy, w którym awatary kolosów spisywały dzieje Karamo Bèli.

Kobieta, której szukał Pollo, stała przy wykonanej misternie barierce z lekkiego metalu, oddzielającej taras od otchłani.

Tutaj, w Karamo Bèli, wyglądała zupełnie inaczej niż na Vertebrae X. Czarne włosy skryła pod szerokoskrzydłym kapeluszem, wkładała papierosa do eleganckiej, srebrnej fifki, a długie kolczyki – niewątpliwie świeży nabytek, wulkaniczny obsydian, zakupiony u rodzimego sprzedawcy – poruszały się nieznacznie, w niewymuszenie pociągający sposób pieszcząc uszy kobiety.

Pollo oparł się o barierkę kawałek dalej, pozwalając Ciepłejskórze przespacerować się po wąskiej balustradzie; akrobacje kota ponad przepaścią mogły wywołać zawroty głowy, lecz upadek zwierzęciu nie groził. W najgorszym razie Ciepłaskóra wślizgnąłby się w Głęboki Sen i pojawił ponownie na bezpiecznym stałym gruncie.

Kobieta w końcu umieściła papierosa w fifce i klepiąc się po kieszeniach garniturowych spodni, zaczęła szukać zapalniczki. Ubartin poczuł szturchnięcie w ramię, a gdy spojrzał w dół, dostrzegł elegancką czarną zapalniczkę tkwiącą w pyszczku Ciepłejskóry.

– Dzięki, amigo – szepnął kotu do ucha, wyciągnął z kieszeni własną zapalniczkę i odpalił.

Kobieta spojrzała z pewnym zaskoczeniem na stojącego obok mężczyznę w brokatowej koszulce, z potarganymi wiatrem włosami koloru kości słoniowej, ale zbliżyła końcówkę papierosa do ognia i dmuchnęła dymem w twarz Pollo.

– Dziękuję – powiedziała, lustrując go wzrokiem.

– Nigdy nie zawaham się pomóc damie w potrzebie – odparł z uśmiechem. – Przy okazji – wyciągnął czarną zapalniczkę – leżała na ziemi zaraz za panią. Czy…?

– Tak, dziękuję. Strasznie byłoby się znaleźć w obcym świecie bez bodaj jednego płomyczka wskazującego drogę.

– Coś w tym jest – powiedział uprzejmie Pollo, wspierając łokieć na balustradzie. Następnie wskazał kolczyki kobiety. – Ale widzę, że zna się pani na rzeczach nie tylko praktycznych…

Spojrzała na niego z nagłą czujnością w oczach i Ubartin odnotował w pamięci, że nie należy do typu kobiet, które można sobie zjednać pochlebstwami. Jego uwadze nie umknęło także, że rozejrzała się dookoła, jakby sprawdzając, czy gdzieś w pobliżu nie czai się jakiś wspólnik, który – podczas gdy Pollo pełni rolę wabika – zamierza ją okraść, uprowadzić, albo knuje coś jeszcze gorszego.

– Słuchaj pan – powiedziała, porzucając uprzejmy ton. – Chyba domyślam się, do czego pan dąży, ale nie znalazłam się w Karamo Bèli dla rozrywki i nie szukam partnera do przehulania wszystkich oszczędności. Poza tym – zmarszczyła nos – jest pan dla mnie chyba trochę za młody.

– Bzdura – odparł kurtuazyjnie Pollo. – Jest pani niezwykle atrakcyjną kobietą, proszę mi wierzyć. I naprawdę podobają mi się pani kolczyki. Ale, niestety, jakkolwiek miałbym ochotę zaprosić panią na drinka, sam także nie mam czasu na rozrywki. Tak jak pani, przybyłem tu w interesach.

Na jej twarzy odmalowało się powątpiewanie, kiedy zlustrowała wzrokiem niecodzienny ubiór mężczyzny.

– W interesach? – Widać jednak zdołał ją zaintrygować.

Pobyt w Karamo Bèli był jak niekończący się narkotykowy trip; samo przebywanie w świecie Śniących wyzwalało endorfinowy strzał prosto w żyłę i budziło nieposkromione pragnienie życia. Dlatego tak wielu turystów ulegało niczym nieskrępowanemu hedonizmowi. Na ulicach miasta rzadko słyszało się słowa „Jestem tu w interesach”.

– Ano, niestety. – Pollo wyciągnął dłoń; między palec wskazujący a środkowy miał wetkniętą czarną wizytówkę, na której eleganckimi, prostymi literami napisano kilka słów i umieszczono grafikę drobnej fioletowej orchidei.

– Apollo Ubartin – przeczytała kobieta, wyjąwszy kartonik spomiędzy jego palców. – Śniący okultysta?

– Primo, proszę mi mówić Pollo, nie przepadam za moim imieniem. Secundo, tak, jestem okultystą. A także onejromantą, magiem i okazjonalnie medium, słowem: spełniam rolę, której akurat wymaga ode mnie klient.

– Doprawdy? A od czego zależy pana aktualna profesja? Od tego, komu klient prędzej odda pieniądze?

Pod maską szyderstwa kryła zaciekawienie i Pollo mógł się założyć – widział to po sposobie, w jaki się uśmiecha; leciutko, samym kącikiem ust – że już, już zastanawia się, jak mogłaby wykorzystać nowo zawartą znajomość.

Teatralnie urażonym gestem położył dłoń na sercu, jakby właśnie zostało przebite włócznią.

– Ma mnie pani za naciągacza? Znajduje się pani w śnie olbrzymiej ośmiornicy i rozmawia z uczciwym, młodym okultystą, oskarżając go o szarlataństwo. Niezwykle przykre.

W odpowiedzi zaciągnęła się głęboko papierosem, wydmuchała idealne kółeczko z dymu i cisnęła niedopałek w przestrzeń.

– Roza Juarez. – Wyciągnęła do Pollo dłoń. Miała silny uścisk; jego dziadek zwykł mawiać, że ludziom z takim uściskiem można zaufać. – Jest pan interesujący. Może jednak, mimo niewątpliwego nawału obowiązków i zleceń, da się pan zaprosić na drinka?

 

***

 

Na razie nikomu nie udało się przenieść z krainy Śniących jakiegokolwiek materialnego przedmiotu. Śnieniezstąpienie udaje się ludziom oraz – samoistnie – niektórym przedstawicielom flory, lecz wszystko pozostałe po prostu nie przechodzi pomiędzy światami.

W momencie, gdy piszę tę książkę, trwają badania nad zjawiskiem śnieniezstąpienia, lecz jeszcze nie zrozumieliśmy, na czym ono polega. Jednak to tylko kwestia czasu, nim odkryjemy sposób, by wykraść i przetransportować bogactwa Karamo Bèli na Vertebrae X. A wówczas… O, bezkręgowi bogowie, miejcie Śniących w opiece!

Otis Shryack, „Śnieniewzięcie. Historia naturalna kolosów”

 

***

 

Następne dwie lub trzy godziny przesiedzieli w Wyrd Acquaintance, w oddzielonej od głównej sali loży, na przyjemnie miękkiej sofie obitej połyskliwym, kremowym materiałem. Roza Juarez rzeczywiście postawiła Pollo drinka – nosił enigmatyczną nazwę Sen o Hyades i stanowił nowość w menu – ale tylko jednego. Potem kolejkę postawił on. I następną. Zapomniał ostrzec, że w Karamo Bèli alkohol działa nieco skuteczniej niż na Ziemi, ale Rozie Juarez zdecydowanie polepszył się humor i rozmawiała dużo bardziej przyjacielskim tonem, więc uznał, że nie będzie miała mu za złe tego niedopatrzenia.

– Czego zatem okultysta szuka w Karamo Bèli? – Jej zarumienione policzki w przyjemny sposób kontrastowały z kremową barwą sofy.

– Zleceń, jak każdy wolny strzelec. – Wzruszył ramionami, nieśpiesznie sącząc drinka, którego delikatnym, kokosowym smakiem należało się delektować. – Tutaj otwierają się dla mnie nowe możliwości.

– Jakiego rodzaju?

Nachylił się ponad stołem i odparł konspiracyjnym szeptem:

– Wie pani, czym jest Głęboki Sen?

Pokręciła głową.

– A gdybym powiedział pani, że Karamo Bèli to tylko pierwszy przystanek? Znajdujemy się we śnie kolosa, owszem, ale możemy wyruszyć głębiej, znacznie głębiej. Odkryłem drogę do miejsca, w którym kryją się rzeczy i istoty, o których być może nawet Śniący nie mają pojęcia. – Znacząco pogłaskał głowę zwiniętego na sofie Ciepłejskóry, a kot zamruczał cicho w odpowiedzi na pieszczotę.

– Sądziłam, że w Karamo Bèli nie można zasnąć – zauważyła Roza, ale jej spojrzenie, nagle zupełnie trzeźwe, skupiło się na Ciepłejskórze. Pollo wiedział, że kobieta mu wierzy; nawet jeśli sama jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy.

– Sen jest niemożliwy dla większości turystów – przyznał. – Ale nie dla kogoś, kto całe życie zgłębiał jego tajemnice.

– A w tym Głębokim Śnie… – zaczęła, bawiąc się pięknie ukształtowanym kieliszkiem, w którym podano drinka. – Co właściwie można tam spotkać?

[Ciepłeskóry, Zimneskóry], wymruczał w odpowiedzi kot, a Roza wzdrygnęła się, gdy myśli stworzenia sięgnęły jej jaźni niczym delikatne, miękkie łapki. [Istoty ludzkie z Vertebrae X utknięte Międzyświatami jak |muchy| w |pajęczej| sieci].

– Masz na myśli…? – zapytała.

[Cienie-esencje. Duchy ludzkich istot. Istota Danielfuad zmarudziła długo przed śnieniezstąpieniem DoDomu i teraz duch jej utkwiony |nazawsze|. Los istoty Danielfuad napawa nas smutkiem i smutek jest uczuciem, które odczuwamy na myśl o losie istoty Danielfuad].

– Ciepłaskóra próbuje powiedzieć, że jeśli zostaniesz zbyt długo w Karamo Bèli, powrót z każdym dniem będzie wydawać się coraz trudniejszy. Zaczniesz się zmieniać, jakby… dopasowywać do miasta. Tak jak Daniel Fuad. Widziałaś go, prawda? Stoi za barem. Kiedyś był człowiekiem, turystą, tak jak ty czy ja. Ale zbyt długo zwlekał z opuszczeniem miasta i teraz… teraz jest już za późno. Teraz, kiedy śpi, jego duch wędruje przez Głęboki Sen, razem z innymi nieszczęśnikami, którzy nie wrócili na czas. Lub zakończyli tutaj żywot i zagubili się w Głębokim Śnie.

– A pan może takiego zagubionego ducha odnaleźć?

– Z pomocą mojego futrzanego amigo. – Pollo podrapał Ciepłąskórę za uszami. – Miałem szczęście spotkać go właśnie w Głębokim Śnie, kiedy sam się w nim omal nie zatraciłem. Ciepłaskóra uratował mnie wtedy, a teraz służy mi za przewodnika w Głębokim Śnie i jednocześnie za kotwicę tutaj, w Karamo Bèli. Dzięki niemu znajdę w Głębokim Śnie wszystko, czego szukam, a zarazem mam pewność, że sam się w nim nie zagubię. To najlepszy przyjaciel, jakiego można sobie tutaj… wyśnić.

​– Skoro tak – powiedziała z namysłem Roza Juarez – to chyba mogę mieć dla pana zlecenie.

 

***

 

Dla mojej ukochanej córeczki, Rozamund Shryack. Oby nigdy nie poszła w ślady ojca.

Otis Shryack, dedykacja poprzedzająca „Historię naturalną kolosów”

 

 

***

 

Prośba Rozy Juarez była łatwa do spełnienia.

Pollo zaprosił ją do pokoju, który zajmował za każdym razem, gdy odwiedzał Karamo Bèli. Wielokrotnie przechodził stąd do Głębokiego Snu, więc wszystkie potrzebne przedmioty miał pod ręką.

Zaczęli od zapalenia grubego jointa. Gdy Pollo przekazywał skręta, Roza spojrzała na niego z powątpiewaniem, jakby ponownie przyszło jej na myśl, że facet jest tylko zwykłym szachrajem.

– To na rozluźnienie – uspokoił. – Widzę, że się pani denerwuje.

– To chyba zrozumiałe. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za moment spotkam się z ojcem, który od dwóch lat jest uznawany za zmarłego. Przybyłam tu specjalnie dla niego, ale… Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie mam złudzeń co do tego, że nie żyje. Chciałabym jednak odnaleźć ciało. Pochować je. Mój ojciec to jeden z najmądrzejszych ludzi, jakich znałam. Zasłużył, by wnuki mogły składać kwiaty na jego grobie.

– Proszę się nie martwić. Jest pani w dobrych rękach. I łapach.

Skinęła głową i zaciągnęła się głęboko. Usiedli na podłodze, na nieco wytartym i wystrzępionym na brzegach dywanie. Pod sufitem wisiały pęki bioluminescencyjnych kwiatów o szeroko rozwartych kielichach w kształcie dzwonów. Ich chwytne korzenie znalazły drogę poprzez szpary w skruszałych murach i emitowały łagodne, fioletowawe światło, które Pollo podobało się bardziej niż nachalny blask zwykłej żarówki. Puścił muzykę z iPoda – wielu osobom cichy szmer w tle pomagał się skupić i uspokajał nerwy, a on chciał, żeby Roza była skoncentrowana, ale nie zestresowana.

Kobieta wyciągnęła się na dywanie, machinalnie zsuwając buty i odkopując je na bok. Oczy miała mocno zaciśnięte i Pollo domyślił się, że – zgodnie z jego przykazaniem – próbuje myśleć o ojcu.

– Proszę powiedzieć, co pani widzi.

– Widzę go przy pracy… Siedzi w ulubionym fotelu, zgarbiony nad kolejną książką. Jako dziewczynka uwielbiałam siadać mu na kolanach, kiedy szkicował te swoje podwodne bestie. Lewiatany wielkie jak domy i kałamarnice z mackami dłuższymi niż pociąg. Właśnie tak kojarzy mi się ojciec: on, książki i ja na jego kolanach.

– Zaraz wejdziemy w Głęboki Sen.

Pollo delikatnie wyjął dymiący niedopałek spomiędzy palców Rozy. Zdusił dym w popielniczce.

Kobieta mruknęła coś niewyraźnie, ale nie wiedział, czy to odpowiedź na jego słowa.

W Głęboki Sen jako pierwszy przeniósł się Ciepłaskóra, a przyszło mu to z łatwością, z jaką człowiek wkłada klucz do zamka w drzwiach własnego domu.

Zaraz za nim podążył Pollo, niczym włamywacz przeciskając się przez szparę pozostałą po przejściu kota. Jako ostatnia przeszła Roza Juarez, uczepiona brokatowej koszulki mężczyzny jak dziecko maminej spódnicy.

Ubartin otworzył oczy. Znajdowali się w miejscu, które wyglądało jak prywatna biblioteka starej, zamożnej rodziny: wysokie regały z ciemnego drewna podtrzymywały setki tomów, z których większość, na pierwszy rzut oka, zdawała się dotyczyć tematyki biologii stworzeń morskich; głównie była to literatura specjalistyczna. Pod oknem stało masywne biurko zasłane papierami, na kilku kartkach dostrzegł naszkicowane cienkim rysikiem podobizny olbrzymów z morskich głębin.

Odnalazł wzrokiem Rozę; stała kilka kroków dalej, ze zdezorientowaną miną wodząc wzrokiem po kwiecistych wzorach na wyblakłej tapecie i rzeźbionym fotelu, w którym zapewne przed laty siadywał Otis Shryack. Mimo zrozumiałego zagubienia trzymała się chyba całkiem nieźle. Pollo w czasie pierwszej wizyty w Głębokim Śnie rzygał jak nastolatek po pierwszej libacji.

– Nie rozumiem… – Roza przesunęła dłonią po oparciu fotela, jakby chciała się upewnić, że przedmiot stawi opór; że nie jest tylko mirażem. – Czy wróciliśmy na Ziemię? To mój dom…

– Jesteśmy wewnątrz snu pani ojca – wyjaśnił szybko Pollo. – W, można powiedzieć, miejscu, które dotyka samej esencji jego jestestwa.

[W samym |jądrze| tak, tak], odezwał się w ich głowach znajomy głos. [W miejscu, gdzie jego |duch| czuje się bezpieczny].

Spomiędzy regałów wyszedł Ciepłaskóra – w swojej właściwej postaci. Roza krzyknęła.

W Głębokim Śnie Ciepłaskóra w niczym nie przypominał kota. Może jedynie elegancja ruchów przywodziła na myśl kotowate, lecz raczej tygrysa lub jaguara, a nie zwykłego dachowca.

Tutaj, w miejscu pomiędzy światami, nie miał jasno sprecyzowanej formy; był po prostu czarnym kształtem utworzonym z cieni, wśród których niewyraźnie majaczyła sugestia smukłego, wydłużonego pyska i głębokich jak otchłanie snu oczu. A jednak powierzchnia jego ciała emanowała ciepłem i była przyjemna w dotyku, jak gładki kamień nagrzany na słońcu.

– Niech się pani nie boi. – Pollo delikatnie objął trzęsące się ramiona Rozy. – On tylko wygląda strasznie. Proszę z nim iść. Zaprowadzi panią do ojca.

– A pan? Pan nie idzie ze mną?

– Skąd! – odparł z udawanym oburzeniem. – Etyka zawodowa zabrania. Nie mam w zwyczaju podsłuchiwać prywatnych rozmów klientów.

Pchnął kobietę lekko w stronę Ciepłejskóry. Istota otarła się o kolana Rozy i wymruczała:

[Ludzka istoto Rozamund Juarez możesz teraz iść za nami. Możemy znów wyglądać jak kot, jeśli obecna |forma| napawa strachem ludzką istotę Rozamund Juarez. Możemy wyglądać, jak tylko zechcemy, bo tutaj jesteśmy panami rzeczywistości].

Stworzenie zadrżało, po łukowatym grzbiecie przebiegły niebieskawe błyski wyładowań, sylwetka skurczyła się i po chwili u stóp kobiety siedział znajomy czarny kot. Mrucząc, zaczął łasić się do nóg Rozy, która wyglądała, jakby z trudem hamowała chęć odskoczenia od zmiennokształtnej istoty.

Rzuciła Pollo ostatnie spojrzenie i z ociąganiem ruszyła za kotem. W miejscu, w którym powinna znajdować się przeciwległa ściana, natrafili na przejście, portal dalej, w głąb snu.

Zniknęli wreszcie między regałami i Pollo został w bibliotece sam.

– …a ja tu się trochę rozejrzę – mruknął pod nosem i ruszył na obchód domu.

 

***

 

Dlaczego zaprosili nas do świata swoich snów – nie wiemy. Jeszcze nie powiedzieli, czego chcą w zamian.

Otis Shryack „Śnieniewzięcie. Historia naturalna kolosów”

 

***

 

– Jak poszło? – zapytał Pollo, nonszalancko oparty o jeden z regałów. Oddychał ciężko, ale można było to zwalić na kurz, unoszący się z podłogi z każdym krokiem Rozy. Drobinki wirowały między półkami jak skrząca mgiełka.

– Fatalnie. – Zacisnęła wargi w wąską kreskę. – Dowiedziałam się tylko tyle, że miałam rację i ojciec na pewno nie żyje. Poza tym opowiadał mi jakieś bzdury… Bełkot szaleńca. Chciałam się dowiedzieć, gdzie mogę go znaleźć, to znaczy jego ciało… ale prawie nie dał mi dojść do słowa. Wciąż tylko mówił i mówił, o kolosach i cudach Karamo Bèli.

Z roztargnieniem przesunęła dłonią po włosach i pokręciła głową.

– Muszę to przemyśleć. Sama. Niech mnie pan odstawi do miasta.

– Oczywiście. Przykro mi, że się pani rozczarowała.

– To nie pana wina. – Westchnęła. – Trochę za wiele oczekiwałam.

 

***

 

Kochana Rozamund,

notatki, które dołączam do książki, nie mogą wpaść w niepowołane ręce. Odkryłem sposób na śnieniezstąpienie przedmiotów z Karamo Bèli. I tego sekretu muszę strzec; to moja odpowiedzialność. A teraz przekazuję ją Tobie.

Proszę, zamknij notatki i tę przeklętą książkę w sejfie, do którego nie znasz kodu, zatop na dnie morza, spal – byle nikt ich nie odnalazł. Ja, niestety, nie potrafiłem się na to zdobyć… Może zresztą kiedyś się dowiesz, jak można bezpiecznie wykorzystać te informacje? W Karamo Bèli jest zbyt wiele rzeczy, które można zniszczyć, ukraść, zagrabić, a na Vertebrae X zbyt wielu chciwych ludzi czyha na bogactwa Śniących. Zwłaszcza Yang Chung z Chung Enterprises; przejęła schedę po ojcu i nie cofnie się przed niczym, byle doprowadzić jego pracę do końca.

Teraz wyruszam z powrotem do Karamo Bèli i tym razem już nie wrócę. Znajdę miejsce, gdzie będę mógł w spokoju pożyć jeszcze jakiś czas, ciesząc się cudami, które ma do zaoferowania świat Śniących. Przynajmniej dopóki nie wpadną na mój trop.

Kocham Cię,

Tata

list Otisa Shryacka załączony do egzemplarza „śnieniewzięcia”

 

***

 

– Masz to? – zapytała pani Chung, wydymając usta do swego odbicia w lustrze i poprawiając rozmazaną szminkę.

Apollo Ubartin pomachał pękatą brązową teczką.

– Mam.

Toaleta w biurze pani Chung była przede wszystkim marmurowa – z marmurowymi ścianami, toaletką, umywalką oraz, jak podejrzewał Pollo, marmurowymi sedesami. Pani Chung, dobiegająca pięćdziesiątki szczupła, nadal dziewczęco ładna Azjatka, odznaczała się na tle stonowanych ścian niczym karmazynowa wisienka pośrodku tortu.

– Kod, który zdobyliśmy. – Odwróciła się w stronę Pollo i wyciągnęła z torebki paczkę czerwonych marlboro. – Zadziałał?

– Tak. Miałaś wątpliwości, że zadziała?

– Przeszło mi to przez myśl. Stary należał do tego typu ludzi, którzy nie powiedzą nic nawet łamani kołem.

– Czy to podziw słyszę w twoim głosie? – Pollo uśmiechnął się półgębkiem. Lubił droczyć się z panią Chung; podobał mu się sposób, w jaki krzywiła wargi, kiedy była zirytowana. – Ale przecież wiesz, że w końcu powiedział wszystko… To, co zrobili mu twoi ludzie, było gorsze od łamania kołem.

– Wszystko w imię progresu. A teraz poproszę teczkę. – Wyciągnęła dłoń.

– Nie tak szybko. Najpierw zapłata.

Przewróciła oczami.

– Dajże spokój, Ubartin, z tymi swoimi paranojami. Zawsze dostajesz nagrodę.

Westchnął, ale podał kobiecie teczkę – jedyny istniejący egzemplarz „śnieniewzięcia. Historii naturalnej kolosów” autorstwa genialnego Otisa Shryacka. Pani Chung przytuliła skoroszyt do piersi, jakby nigdy dotąd nie trzymała w rękach nic równie cennego.

– To autentyk – powiedziała, z niedowierzaniem kartkując dzieło. – Shryack miał bardzo charakterystyczne pismo… Jak udało ci się ją śnieniezstąpić?

Pollo uśmiechnął się.

– Wszystko jest opisane w środku. Właściwie to nic trudnego, ale sama przeczytaj i się przekonaj.

– Zamierzam. – Spomiędzy kartek wypadł świstek papieru i bezszelestnie opadł na podłogę przy czarnych szpilkach od Louboutina. – A to co?

– List Shryacka do córki.

– Aha. A co z nią? Nie zorientowała się?

– Byliśmy we wnętrzu głowy Rozy Juarez, a ona nie miała o tym pojęcia. Moglibyśmy przenieść się do Disneylandu, a ona i tak dałaby się przekonać, że to zwichrowany umysł Otisa. Zawsze tak jest z desperatami; uwierzą absolutnie we wszystko. Oczywiście spora część zasług należy się Ciepłejskórze; skubaniec czasami mnie przeraża. Wykreował Otisa Shryacka tak dokładnie, że własna córka nie poznała, że to tylko ułuda.

– Dobra robota, Pollo. Naprawdę dobra robota.

Przechodząc w stronę wejścia do toalety, w przelocie musnęła policzek mężczyzny karminowymi ustami. Pozostała przez krótką chwilę nachylona w jego stronę, a ich ramiona stykały się nieznacznie, gdy szeptała Apollowi do ucha:

– Tylko nie zamarudź za długo u tych ośmiornic… Szkoda byłoby stracić tak zdolnego szachraja.

Gdy drzwi łazienki zamknęły się z cichym kliknięciem, Ubartin otworzył kopertę. Wewnątrz znalazł zapisany zamaszystym stylem pani Chung list polecający i wejściówkę, gwarantującą dożywotni, nielimitowany dostęp do wszystkich komnat przejścia na całej Vertebrae X.

Z uśmiechem na ustach wsunął kopertę do kieszeni marynarki.

 

***

 

Sami siebie nazywają Yok’oloi, co w ich języku oznacza: „Tych, którzy śnią”.

Całe życie spędzają w uśpieniu. Budzą się jedynie w okresie godowym, szybko wychowują młode i na powrót zapadają w sen, który może trwać dziesiątki, a nawet setki lat. Przeżywają życie niczym somnambulicy, zacierając granicę między jawą a snem.

Zastanawiam się, która z ich form jest tą właściwą – ta, którą znamy z Vertebrae X? Bezkręgowce, głowonogi, antyczni przodkowie wielkich ośmiornic? Czy raczej postać, w której ich awatary spacerują po sennym Karamo Bèli – istoty humanoidalne, świadome, porozumiewające się mową, wznoszące budynki i wytwarzające przedmioty?

Są tym, czym są, czy raczej tym, o czym śnią?

Otis Shryack, posłowie do „Śnieniewzięcia. Historii naturalnej kolosów”

Koniec

Komentarze

Gratuluję wyobraźni. Troszkę czuję się zwinięta w kulkę i pokryta śluzem. Fajnie serwowane są informacje, bo spadają z różnych, często niespodziewanych stron. Stworzyłaś niesamowity i wielowymiarowy świat. Bardzo mi się podobało.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Ambush.

Moją życiową misją jest pokrywanie bliźnich śluzem, cieszę się zatem, że się udało. Dzięki za miłe słowa!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć, Gravel!

To można by powiedzieć, że mamy szansę na całkiem zbieżne misje życiowe – choć moje linie narracji nie wydają mi się jeszcze odpowiednio śluziste. Naprawdę dobrze napisany tekst. Spodobało mi się, z jaką swobodą wykreowałaś i przedstawiłaś świat bardzo odmienny od naszego, tak że czytelnik nie czuje się w nim zagubiony i może z przyjemnością śledzić rozwój zdarzeń. Kończymy z mało zachęcającym przesłaniem o niezależnej od rozwoju technologii i baśniowych uniwersów charakterystyce natury ludzkiej.

Nie jestem do końca pewien funkcji pionowych kresek w wypowiedziach Ciepłejskóry. Zatrzymał mnie na moment wyraz wisceralną – mamy przecież bardzo ładny polski odpowiednik, mianowicie “trzewną”. Miałem ulotne wrażenie drobnej nienaturalności w ostatniej rozmowie, jakby Chung z Ubartinem mówili sobie dla pożytku czytelnika rzeczy, które powinni już wiedzieć i które – co ważniejsze – niechętnie wyrażaliby na głos choćby z obawy przed podsłuchem. Wszystko to jednak trochę szukanie wątpliwości na siłę, ogólnie podoba mi się i pomysł, i realizacja.

Rozumiem, że lada chwila będzie tu przypięte złote piórko, ale na razie daję symboliczny klik do Biblioteki.

Cześć, Ślimaku!

Dziękuję, że zajrzałeś i zostawiłeś dobre słowo i klika. Cieszę się, że się podobało.

 

Nie jestem do końca pewien funkcji pionowych kresek w wypowiedziach Ciepłejskóry.

Być może nie powinnam się przyznawać, ale muszę zacząć tłumaczenie od słów: Z tego co pamiętam… ;)

No więc z tego co pamiętam chodziło mi o to, że kiedy Ciepłaskóra “przemawia” do rozmówcy, robi to za pośrednictwem myśli. Pionowe kreski podkreślały wyrażenia/zwroty, które dla niego – istoty obcej pod każdym względem – są nieznane. Używa ludzkich określeń na rzeczy, które dla niego są abstrakcyjne.

Ale fakt, iż sama nie jestem pewna własnych intencji świadczy o tym, iż nie był to trafiony pomysł :P

 

Co do “wisceralnej” – to jest top dziesięć moich ulubionych słów na świecie, nie mogłam się powstrzymać ;)

 

Miałem ulotne wrażenie drobnej nienaturalności w ostatniej rozmowie, jakby Chung z Ubartinem mówili sobie dla pożytku czytelnika rzeczy, które powinni już wiedzieć i które – co ważniejsze – niechętnie wyrażaliby na głos choćby z obawy przed podsłuchem.

Wrażenie nienaturalności jak najbardziej zasadne, sama mam co do tej sceny poważne wątpliwości. Pisałam to opowiadanie na konkurs z limitem do 30k znaków, więc pod koniec trochę mnie już przycisnęło i musiałam walnąć infodumpem. Potem tekst pofrunął jednak do MC zamiast na konkurs, MC go przyjął, a ja opublikowałam go w takiej postaci, w jakiej pojawił się w NF.

 

Dzięki jeszcze raz i niech śluz będzie z Tobą!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć, gravel

Pierwsze zdanie świetne, zaintrygowało mnie, więc bez wahania podjąłem decyzję o przeczytaniu. Później dostajemy długą scenę i wprowadzasz postać kobiety. Pollo zwraca na nią uwagę, więc teoretycznie powinna mieć wpływ na historię… I albo czegoś nie zrozumiałem, albo ona później po prostu znika. Jeśli pojawia się ona później i jest którąś z tych kobiet, w co wątpię, to ja tego nie zauważyłem. W takim razie w jakim celu ją tam umieściłaś?

Świetnie opisałaś komnatę, do której zapraszał Hindus. Dobrze napisany plastyczny opis (to duża zaleta całego tekstu – tworzysz bardzo żywe obrazy) Poczułem to i w sumie zastanawiałem się, co dalej. Już wcześniej wspominałaś o rytuałach, więc teraz z niecierpliwością czekałem. 

Na szczęście spełniłaś moje oczekiwania. :D Już wtedy bardzo spodobało mi się światotwórstwo. Gdy Pollo przeniósł się do innego świata, było jeszcze lepiej. Odkrywanie kolejnych elementów magicznej krainy było świetną przygodą. 

Ciepłaskóra to bardzo intersująca postać. Na początku wydał mi się sympatyczny, więc tym większy szok przeżyłem, gdy pokazał swój mroczny charakter. W tym miejscu chciałbym powiedzieć, że moim totalnie subiektywnym zdaniem to najlepszy bohater tej historii. Dlaczego? Po pierwsze nie jest jednowymiarowy, a po drugie intryguje. Gdy poznałem jego historię (Chodzi mi o pierwsze spotkanie kota z Pollem), to zainteresował mnie jeszcze bardziej. Wykreowałaś go z dużą starannością. 

Inni bohaterowie podobali mi się mniej. U Polla nie znalazłem głębi, jego działania (za wyjątkiem końcówki) były dla mnie przewidywalne. Roza, podobnie. W jej przypadku liczyłem na znacznie ciekawszą postać, chociaż nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem. 

Po prostu dla mnie te postacie są OK, ale nic poza tym, za to Ciepłaskóra walczy o bardzo wysokie miejsce w rankingu moich ulubionych portalowych bohaterów. 

 

Tekst, chociaż dla mnie solidny, miejscami nudził. Czego mi brakowało? Jasno pokazanego konfliktu, chciałbym poznać cel bohatera. I dobra, mamy o tym pojedyncze wzmianki, ale nad Pollem nie wisi żadna groźba. Brakowało mi napięcia, które sprawiałoby, że nie mógłbym się doczekać kolejnego zdania.

Przez całą historię, tak naprawdę nic mu nie zagraża, a więc dlaczego miałbym mu kibicować? Ma nieskończenie wiele czasu. Niedługo może przeprowadzić kolejną wyprawę. Misja, którą otrzymał jest nadzwyczaj prosta, nie wymaga zbyt dużego wysiłku. Nie miałem wątpliwości, co do tego, że się powiedzie. 

Wydaje mi się, że te właśnie czynniki sprawiły, iż tekst nie dawał mi tyle przyjemności, ile mógł. Później następuję twist, który dla mnie pojawił się trochę znikąd. ;P Nie świadczyły o nim żadne wcześniejsze wydarzenia, a przynajmniej ja takich nie wyłapałem. Jasne twist zaskoczył, ale nie dał mi wielkiej satysfakcji. 

Muszę pochwalić jeszcze pomysł na Głęboki Sen. Bardzo zainteresował mnie ten temat, jego mroczna część, w której niektórzy ludzie zostają uwięzieni i nie potrafią się wydostać, dla mnie świetna. Dała dreszczyk :) 

 

Moim zdaniem naprawdę dobry tekst, historia jest prowadzona w równym tempie, informacje przemycasz delikatnie, a więc nie ma tu drażniących infodumpów. Miałaś świetny pomysł na świat i prawa nim rządzące. Gratuluję pomysłu! 

Chciałbym jeszcze zaznaczyć, że powyższa opinia jest bardzo subiektywna, starałem się w niej umieścić, jak najwięcej własnych przemyśleń. Mam nadzieję, że coś z tego Ci się przyda.

Wybacz, jeśli moja wypowiedź jest nieco chaotyczna. Jeszcze się uczę, jak pisać dobre opinie. 

Pozdrawiam serdecznie!

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarzu, bardzo się cieszę, że wpadłeś poczytać i zostawiłeś tak rozbudowany komentarz. Nie jest wcale chaotyczny, wręcz przeciwnie – dziękuję za tyle merytorycznych i słusznych uwag.

 

Co do kobiety z pierwszej sceny, to tak, pojawia się później – to Roza Juarez w swojej “rzeczywistej” postaci ;) Fakt, nie jest to zbyt czytelne, właściwie, jak teraz o tym pomyślę, to sugeruje to tylko jedno zdanie w tekście… My bad.

 

Inni bohaterowie podobali mi się mniej. U Polla nie znalazłem głębi, jego działania (za wyjątkiem końcówki) były dla mnie przewidywalne. Roza, podobnie. W jej przypadku liczyłem na znacznie ciekawszą postać, chociaż nie mogę powiedzieć, że się zawiodłem. 

True, postaciom przydałoby się rozwinięcie, zostali zepchnięci na drugi, a być może i trzeci plan ;)

 

Po prostu dla mnie te postacie są OK, ale nic poza tym, za to Ciepłaskóra walczy o bardzo wysokie miejsce w rankingu moich ulubionych portalowych bohaterów. 

heart

 

Później następuję twist, który dla mnie pojawił się trochę znikąd. ;P Nie świadczyły o nim żadne wcześniejsze wydarzenia, a przynajmniej ja takich nie wyłapałem. Jasne twist zaskoczył, ale nie dał mi wielkiej satysfakcji. 

W pełni rozumiem. Nadal nie opanowałam sztuki tworzenia twistów, a tym bardziej twistów satysfakcjonujących. Jeśli kiedyś natchnie Cię, by poczytać inne moje opka, przekonasz się, że pisanie rzeczy, które mają fabuły to KOMPLETNIE nie moja bajka i dla mnie sukcesem jest to, że w ogóle udało mi się napisać coś takiego jak “Śnieniewzięcie”, gdzie jest jakaś historia, a nie tylko pitu pitu dla samego pisania ;P

Ale i tak obiecuję, że na przyszłość bardziej się postaram!

 

Jeszcze raz dzięki i cieszę się, że mimo wszystko tekst Ci się podobał ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Jeśli kiedyś natchnie Cię, by poczytać inne moje opka, przekonasz się,

Na pewno przeczytam! Bardzo podoba mi się to, jak piszesz, a jeśli znajdę drugą postać tak dobrą, jak Ciepłaskóra, to będę wniebowzięty. :D

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Gravel, sięmi.! :-)

 

Spieszę z przesłaniem meldunku:

„Śnieniewzięta zostałam szturmem. :-) Atak był niespodziewany i wielce podstępny. Kraina, miejsce, postaci, intryga sprawiły sporą przyjemność. Obrazy pieściły wzrok, palce niebieskawe ogniki wyładowań elektrycznych przebiegające po jedwabistej kociej sierści, a nawet co nieco usłyszałam.

Podwójne „wybijanie obcasami” zwiększyło moją czujność, czy aby bliżnieta nie wpadły na trop, lecz pomyliłam się, symbol nie miał ukrytego znaczenia, błąd przy odkodowywaniu. 

Przy niektórych porównaniach pojawiają się minimalne zaburzenia. Może wynikają z mojej lokalizacji, miasto Karamo Béli jest niezwykłe i dochodzi do zniekształceń, więc sprawdżcie ustawienia, może dałoby radę coś „dokręcić” w kolejnych odsłonach. 

Zgodnie z zaleceniem kontunuuję misję zneutralizowania Y.C. i A.U.

Do aktualizacji”.

 

Skarżypytuję oczywista :-)

 

Pzd srd :-)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Młody pisarzu, jedyna podobna do Ciepłejskóry postać, która przychodzi mi w tym momencie na myśl, pojawia się w Rozdarci, co głodnych czczą bogów. Ale to jest osobliwe opowiadanie, nie wiem, czy polecam xD

 

Asylum, mission control przyjmuje meldunek z wdzięcznością. Jesteśmy niezmiernie zadowoleni, że misja zakończyła się sukcesem. Sprawdzimy ustawienia i w przyszłości postaramy się zneutralizować napotkane przez Ciebie błędy.

 

Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa i klika <3

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć gravel. Mam nieco mieszane odczucia co do twojego opowiadania, ale po kolei :-)

Światotwórstwo genialne, na szóstkę z plusem. Wszystko, łącznie z najmniejszymi detalami doskonale łączy się ze sobą i tworzy spójną, wiarygodną całość. Widać twoją ogromną kreatywność. Z łatwością wyobraziłem sobie to, co opisujesz i zachwyciłem się tymi obrazami. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo! :-)

I teraz przechodzimy do fabuły. Na wstępie zaznaczę, że w żadnym wypadku nie uważam, że historia jest zła. Jest jak najbardziej w porządku, po prostu w porównaniu do przedstawionego świata wydała mi się nieco blada. Nowe informacje o świecie Śniących, przemycane w tekście, wydawały mi się znacznie bardziej interesujące od bohaterów i ich działań.

Zła korporacja, pragnąca wykraść sekrety pozornie życzliwych obcych i wyeksploatować bogactwo ich świata do oryginalnych pomysłów, niestety, nie należy :-) Natomiast twist z prawdziwym zleceniodawcą Pollo ładny, choć wydaje się, że Roza nieco zbyt naiwnie przyjmuje “bezinteresowną” pomoc nieznajomego i na wiarę przyjmuje wszystko, co jej powie.

To są oczywiście elementy, do których MÓGŁBYM się przyczepić. Ale nie chcę się czepiać, bo tekst czyta się jednym tchem :-) Nie wiem, czy umieściłaś już w tym świecie jakieś inne opowiadanie, ale mam ogromną nadzieję, że tak, ponieważ nie chcę się z nim rozstawać :-)

Cześć, krzkot!

Miło mi, że wpadłeś i bardzo się cieszę, że dobrze się czytało.

 

To są oczywiście elementy, do których MÓGŁBYM się przyczepić. Ale nie chcę się czepiać, bo tekst czyta się jednym tchem :-)

Ależ czepiaj się do woli, czepianie jest dobre i pożyteczne xD Zgadzam się w pełni z niedociągnięciami fabuły – ten aspekt pisania, wymyślenie sensownej historii, nie jest moją mocną stroną; lepiej się czuję jako światotwórca niż tkacz skomplikowanych intryg. Rozumiem rozczarowanie i postaram się następnym razem bardziej skupić na fabule ;)

 

Nie wiem, czy umieściłaś już w tym świecie jakieś inne opowiadanie, ale mam ogromną nadzieję, że tak, ponieważ nie chcę się z nim rozstawać :-)

Jeszcze nie miałam okazji, żeby wrócić do tego uniwersum, ale niczego nie wykluczam.

 

Dzięki i pozdrawiam!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej, Gravel.

Jesteś długo na forum, ja też już trochę, więc pozwól, że będzie skrótowo. Po co starej wyjadaczce miałbym lać wodę?

Najpierw plusy:

– świetna wyobraźnia i pięknie wykreowany świat, wręcz plastycznie, to największa zaleta opowiadania,

– koci dialog, który dodatkowo fajnie zapisujesz,

– kolos.

Teraz minusy:

– rozebranie do naga i chowanie rzeczy w foliowy worek, wymęczony i setki razy powtarzany sposób przejścia, teleportacji i takich tam,

– fabuła. Gdzie tu jest akcja? Ja nie zauważyłem.

 

Na pewno jest to opowiadanie dobrze wkomponowane w papierowy miesięcznik, ale sam miesięcznik nie jest do końca w mojej sferze głównych poszukiwań. Co nie zmienia faktu, że jak zwykle masz dobrze napisany tekst. Może na pierwszych, dwóch trzech fragmentach gdzieniegdzie się potknąłem. Jak na przykład tutaj:

Brokatowy fatałaszek w kolorze jaskrawego fioletu nie wyróżniał go zbytnio spośród innych mężczyzn, kobiet i genderowo niesklasyfikowanych, wyruszających z Vertebrae X do Karamo Bèli.

Cztery informacje w jednym zdaniu, a dopiero zacząłem czytać. I zaraz kolejne:

Osoby zdecydowane na śnieniewzięcie czekały na rytuał nawet po kilka miesięcy, a żeby dopisać się do listy oczekujących, musiały przejść żmudne procedury biurokratyczne i spełnić co do joty wszystkie wymienione w broszurach wymagania. Śniący podarowali ludzkości unię jaźni, ale to korporacje decydowały, kto dostąpi zaszczytu, i bogaciły się na tych, którzy byli na tyle zdeterminowani, by poddać się rytuałowi.

Infodump od A do Z na temat przejścia. Czy ja to wszystko muszę od razu wiedzieć? Ale wiesz, to szczegóły, jeden bardziej takie lubi, drugi mniej. Za to rozumiem potrzebę publikacji. :) Pozdrów ode mnie Cienia.

Peace ;)

 

Cześć, Darconie! Dziękuję za przeczytanie i cieszę się, że znalazłeś plusy ;) Za minusy przepraszam, zwłaszcza za infodumpy i słabującą fabułę; to zawsze była moja zmora.

Cień pozdrowiony, pozdrawia i Ciebie!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet, bardzo mnie to cieszy ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Osoby zdecydowane na śnieniewzięcie czekały na rytuał nawet po kilka miesięcy, a żeby dopisać się do listy oczekujących, musiały przejść żmudne procedury biurokratyczne i spełnić co do joty wszystkie wymienione w broszurach wymagania.

Wolałbym: 

Osoby zdecydowane na śnieniewzięcie czekały na rytuał nawet po kilka miesięcy. Żeby dopisać się do listy oczekujących, musiały przejść żmudne procedury biurokratyczne i spełnić co do joty wszystkie wymienione w broszurach wymagania.

które mogłyby go potencjalnie zainteresować

Hmm, a może po prostu: które mogłyby go zainteresować

Pollo zwrócił na nią uwagę już wcześniej; idealnie pasowała do profilu, którego poszukiwał

Mam wątpliwość, czy można poszukiwać takiego profilu.

W pomieszczeniu, do którego zaprowadził Pollo Hindus

vs

W pomieszczeniu, do którego Hindus zaprowadził Pollo 

.grzbiet stworzenia przypominał czarny płaskowyż

grzbiet kota płaskowyżem?

Od |długich miesięcy| nie wędrowaliśmy razem Przezgłębokisen,

nie …przez Głębokisen?

– Bzdura – odparł kurtuazyjnie Pollo.

Imo stwierdzenie “bzdura” nie jest kurtuazyjne.

Kiedyś był człowiekiem, turystą, tak jak ty czy ja.

Czy nie powinien być przecinek przed czy ja

 

To czepianie się na dowód, że przeczytałem. Nie potrafię pisać merytorycznych komentarzy, więc tylko gratuluję wyobraźni i stwierdzam, że podobało mi się i chętnie przeczytam sequel. :)

 

 

 

Cześć, koalo, dzięki za przeczytanie i wyłapanie błędów! Rację masz, chociaż z jednym się nie zgodzę:

Imo stwierdzenie “bzdura” nie jest kurtuazyjne.

A kiedy ciotka na wigilii stwierdza, że jest stara i brzydka, a Ty odpowiadasz “Bzdura, ciociu, gorąca laska z ciebie!”, chociaż oboje dobrze wiecie, że to nieprawda? ;)

 

Nie potrafię pisać merytorycznych komentarzy

Bzdura! ;P

 

Dziękuję za przeczytanie, cieszę się, że się podobało! Mam nadzieję, że pewnego dnia doczekasz się sequela ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Gravel, ja jestem tak wychowany, że do kobiety nie odezwałbym się kurtuazyjnie: “Bzdura…”a z pewnością nie do starszej ode mnie. :)

A, wychowanie to osobna kwestia, z którą nie będę polemizować ;) Niemniej, to co uważamy za kurtuazję, a co za oznakę braku szacunku, zależy chyba od indywidualnej wrażliwości.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Gravel pokazałaś świat, w którym, niestety, nie umiem się odnaleźć i którego chyba nie potrafię docenić. Mogę podziwiać Twoja wyobraźnię, ale nie ukrywam, że podczas lektury Śnieniewzięcia z niejakim trudem utrzymywałam uwagę, bo opisywane zdarzenia niczego nie ułatwiały, a ja nie zdołałam wykrzesać w sobie należytego zainteresowania. Pewnie dlatego, że wszystko, co dotyczy cudzych snów, spraw dziejących się we śnie, czy sytuacji sen wykorzystujących, zupełnie do mnie nie trafia. Tak miałam zawsze i to pewnie już się nie zmieni.

 

W słu­chaw­kach grała elek­tro­nicz­na mu­zy­ka… → Muzyka nie gra, grają muzycy na instrumentach.

 

z kom­na­ty wstą­pie­nia wy­szedł ob­cię­ty schlud­nie Hin­dus w gar­ni­tu­rze… → Co to znaczy, że Hindus był obcięty – kto, go obciął, czym i dlaczego?

A może miało być: …z kom­na­ty wstą­pie­nia wy­szedł schlud­nie ostrzyżony Hin­dus w gar­ni­tu­rze

 

Hin­dus przy­sta­nął. Stali przed prze­szklo­ny­mi drzwia­mi… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Hin­dus zatrzymał się. Stali przed prze­szklo­ny­mi drzwia­mi

 

Ten, kto chciał piąć się w górę wiel­kie­go krę­go­słu­pa… → Masło maślane – czy można piąć się w dół?

 

snami, uczu­cia­mi. [Ra­dość jest uczu­ciem, które od­czu­wa­my, czu­jąc za­pach ludz­kie­go stwo­rze­nia o imie­niu Apol­lo Ubar­tin. Wy­czu­li­śmy woń tej… → Czy to celowe powtórzenia?

 

spoj­rze­niem w dół prze­pa­ści, na dnie któ­rej wid­niał… → Masło maślane – czy można spojrzeć w górę przepaści?

Proponuję: …spoj­rze­niem nad dno prze­pa­ści, gdzie wid­niał

 

Ko­lej­ną ko­lej­kę po­sta­wił on. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Potem on postawił kolejkę.

 

duch jej utkwio­ny |na­zaw­sze|. → …duch jej utkwio­ny |na ­zaw­sze|.

 

We­wnątrz zna­lazł za­pi­sa­ny za­ma­szy­stym pi­smem pani Chung… → Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, reg! Dziękuję, że dobrnęłaś do końca, mimo że zadania najwidoczniej Ci nie ułatwiłam ;)

No i dziękuję za poprawki, postaram się je zastosować w wolnej chwili, chociaż to już trochę musztarda po obiedzie…

 

Czy to celowe powtórzenia?

Tak, to akurat było celowe ;)

 

Dzięki jeszcze raz!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bardzo proszę, Gravel. I do następnego opowiadania. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

I do następnego opowiadania. :)

Oby, chociaż wątpliwe, przeczytałaś już wszystkie moje teksty ;P

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Miałam na myśli te, o których pewnie jeszcze nie wiesz, że je napiszesz. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W takim razie głębiny mojej niewiedzy są niezbadane ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Niezbadane zawsze można zbadać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj.

Doskonały pomysł oraz jego realizacja. 

W kilku miejscach odniosłam wrażenie, że są powtórzenia, ale pewnie się mylę; widzę, że usterki techniczne zostały już wcześniej wskazane. 

Przedstawione wydarzenia są najlepszym dowodem na wspaniałą wyobraźnię. Gratuluję serdecznie i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć, bruce!

Dzięki za przeczytanie i miłe słowa, cieszę się, że lektura sprawiła Ci przyjemność.

 

W kilku miejscach odniosłam wrażenie, że są powtórzenia, ale pewnie się mylę; widzę, że usterki techniczne zostały już wcześniej wskazane.

Powtórzenia w wypowiedziach Ciepłejskóry były zamierzone; inne niekoniecznie, więc nie mylisz się ;) Usterki techniczne w końcu poprawię – przepraszam, że nie zrobiłam tego wcześniej, życie mnie przygniotło.

 

Dzięki jeszcze raz, pozdrawiam!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

To ja bardzo dziękuję, pozdrawiam, nie daj się życiu! – trzeba je brać za rogi, my, Dziewczyny, musimy być silne! :))

heart

 

Pecunia non olet

Dzień dybry,

 

wysokie regały z ciemnego drewna podtrzymywały setki tomów, z których większość, na pierwszy rzut oka, zdawała się dotyczyć tematyki biologii stworzeń morskich; głównie była to literatura specjalistyczna

Yyy, jak można na pierwszy rzut oka stwierdzić, jaką treść mają książki?

 

To moje jedyne zastrzeżenie. Bardzo ciekawy i intrygujący świat, przedstawiony w taki sposób, że bez przeszkód można go sobie wyobrazić.

Może to dziwne skojarzenie, ale Ciepłaskóra przypomniała mi Behemota z mojej ukochanej lektury “Mistrza i Małgorzaty”. W sumie mają coś ze sobą wspólnego: oba koty mogą się teleportować, zmieniać postać i raczej nie służą dobru. Bardzo interesujący zabieg z porozumiewaniem się Ciepłejskóry za pomocą myśli – mimo niezwyczajnego zapisu można szybko się domyślić, o co chodzi.

Pozdrawiam serdecznie i gratuluję :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Alo alo, Holly!

Dziękuję za wizytę i miłe słowa. Skojarzenie z Behemotem rzeczywiście zasadne, chociaż nie przypominam sobie, żebym miała go w pamięci, kiedy pisałam Śnieniewzięcie. Może siedział w mojej podświadomości i stamtąd dyrygował wyobraźnią. Byłoby to w kocim stylu.

 

Yyy, jak można na pierwszy rzut oka stwierdzić, jaką treść mają książki?

Po okładce zapewne :P ale w sumie zdanie rzeczywiście trochę kulawe xD

 

Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

To, co na pewno zwróciło moją uwagę, a zarazem zrobiło spore wrażenie w czasie lektury to swoboda, z jaką panujesz nad opowiadaniem. A może lepiej napisać nie swoboda, lecz kontrola? Wprowadzenie do fantastycznego świata, który tutaj kreujesz, odbywa się z dużym wyczuciem, stopniowo. W taki sposób, że jako czytelnik poruszam się w owym świecie bez zagubienia, poczucia niejasności, ale i również bez wrażenia, że jestem zasypywany nadmiarem informacji. Słowem, nie tylko wymyśliłaś fajny, ciekawy świat, ale i również ułożyłaś całą historię w taki sposób, by czytający mógł się możliwie swobodnie w nim zagłębić. 

Wydaje mi się to o tyle istotne, że jak na pewną formę światotwórstwa nie jest to przesadnie długie opowiadanie. Wyważenie, ile czytelnikowi przekazać i pokazać, by mógł się w danym miejscu odnaleźć, a zarazem, by nie przysypać tym samych bohaterów i opowieści, to chyba najtrudniejszy element w tego typu opowiadaniach. A zarazem kluczowy dla odbioru opowiadania. Tutaj, w tym tekście, widać przede wszystkim duże umiejętności, które przekładają się później na naprawdę dobry poziom tekstu. Chyba nawet więcej niż tylko dobry.

Bohaterowie tacy trochę skrojeni na miarę historii. Trudno oczekiwać jakichś bardzo złożonych postaci, dostajemy przecież ledwie opowiadanie. Pomimo tego główny bohater zdaje się bardzo pasować zarówno do koncepcji na fabułę, jak i do samego świata. Roza na początku robi przy nim, ile może, by się jakoś wyróżnić i spróbować choć na kilka dni pozostać czytelnikowi w pamięci, im jednak dalej w tekst, tym bardziej ginie, czy to poprzez pewną schematyczność w kreacji postaci, czy to przez poczynania bohatera, który zdecydowanie mocniej zwraca na siebie uwagę czytelnika. W efekcie Juarez wydaje się takim całkiem dobrze dopasowanym, ale jednak tylko pasującym elementem opowieści, który nie robi nic ponad obowiązkowe minimum. ;)

Ciepłaskórka wydaje się być z kolei jej przeciwieństwem. Ona wykorzystuje absolutnie każde zdanie tekstu, które od Ciebie dostała, by zostać z czytelnikiem na dłużej. To wypada szczególnie pochwalić, bo przecież, przypomnę, nie mówimy o głównym bohaterze.

Zostaje fabuła. Wiadomo, że dość licha. Czy to źle? Wiesz, ja akurat nie oczekiwałem niczego więcej. Ona ma tutaj swoją rolę. Przede wszystkim pomaga wyeksponować świat w taki sposób, by nie tylko czytelnik go zrozumiał, ale i by jego zainteresowanie tym światem nie spadało wraz z zagłębianiem się w tekst. Fajerwerków fabularnych więc oczywiście tutaj nie mamy, jest (jak w przypadku Juarez) niezbędne minimum, które spina poszczególne elementy opowiadania w taki sposób, by złożyły się na dobry, wyjątkowo solidnie napisany tekst. Jasne, zawsze można oczekiwać po fabule więcej. Tyle że jeśli każdy element opowiadania próbowałby błyszczeć, na końcu pewnie nie błysnąłby żaden.

Tyle. Jeśli miałbym na końcu opisać swoje odczucia z lektury jednym zdaniem to napisałbym chyba: naprawdę dobry tekst z wyjątkowo dobrym pomysłem na świat i wykonaniem, które każdym kolejnym akapitem utwierdza w przekonaniu, że autorka ma o pisaniu oraz kontrolowaniu tekstu duże pojęcie.

Zapomniałbym. Trochę zaskoczyło mnie to opowiadanie. Spodziewałem się tego, co pamiętałem z poprzednich tekstów (tych, które miałem okazje czytać, choć podejrzewam, że one mogły powstać później niż to opowiadanie), czyli mocnego pójścia w gęsty, zapewne paskudny w pewnym stopniu klimat. Oszczędna fabuła zaskoczyła już trochę mniej. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

 Cześć, CM! Dziękuję, że wpadłeś i tyle miłych słów zostawiłeś, by me ego mogło się w nich pluskać jak mały Mojżeszek w wodach Nilu.

Z zarzutami odnośnie fabuły i postaci w pełni się zgadzam, bo, nie ma co ukrywać, to światotwórstwo grało tutaj pierwsze skrzypce. Z zamiłowania jestem architektem, nie plotmasterem, a wiadomo, że po tekście zwykle widać mocne i słabe strony autora. Ja kuleję na co najmniej dwie nóżki: nóżkę fabularną i nóżkę postaciową ;)

 

Ciepłaskórka wydaje się być z kolei jej przeciwieństwem.

Ciepłaskóra to fan favourite i inaczej być nie mogło; to wszak kot.

 

mocnego pójścia w gęsty, zapewne paskudny w pewnym stopniu klimat.

Taaak, to się powoli zmienia w mój trademark xD Wydaje mi się, że to też kwestia tego, że w trakcie pisania tekstu to tworzenie klimatu zawsze sprawia mi największą frajdę: dopasowywanie odpowiedniej atmosfery, wizualizowanie sobie poszczególnych scen, postaci, krajobrazów. No i lubię grimdark, nic nie poradzę. Lubię jak jest brudno, paskudnie, trup się ściele, a flaki fruwają. Siłą rzeczy zamiłowania czytelnicze przekładają się na to co i w jaki sposób piszę.

 

Oszczędna fabuła zaskoczyła już trochę mniej. ;)

Trademark :P

 

Dziękuję jeszcze raz i obiecuję, że następnym razem bardziej się postaram.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hejo, na początku przypiełdołki:

 

Samo miasto przypomina sięgający setek stóp kręgosłup, z poszczególnymi dzielnicami mieszczącymi się na połączonych rdzeniami Kręgach.

Hm… A nie “rdzeniem”? W końcu “jeden kręgosłup”, o ile dobrze zrozumiałam.

 

byle doprowadzić jego pracę do końca.

To brzmi mi trochę jak kalka z angielskiego… Chyba raczej “dzieło” niż “pracę”?

 

Sami siebie nazywają Yok’oloi, co w ich języku oznacza: „Tych, którzy śnią”.

Ja dałabym już tutaj mianownik, i to z małej: “ci, którzy śnią”.

 

Wrażenia: bardzo, bardzo mi się podobało! Zasłużona publikacja, że tak powiem. ;D Kunsztownie zbudowana atmosfera, jest i zwrot akcji… I tylko smutno sobie wyobrażać, jak ludzie będą teraz ten świat snów plądrować. :(

 

Są tym, czym są, czy raczej tym, o czym śnią?

Ach, piękne zdanie <3 Chyba najlepsze zdanie, jakie przeczytałam do tej pory na tym portalu. Serio. (Bo jakie uniwersalne! Czy ja jestem tym, czym jestem, czy raczej tym, o czym śnię? ;))

 

Bardzo nastrojowe są te fragmenty z książki Otisa Shryacka. Bardzo ciekawy pomysł na istoty, które nam wydają się morskimi stworzeniami, a naprawdę są czymś więcej.

 

Pozdrawiam <3

 

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Hej, DHBW!

Bogi drogie, nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, że nieważne ile razy i ile osób przeczyta tekst, zawsze pozostaną jakieś przypiełdołki. Świetne słowo, btw, kradnę!

 

Ach, piękne zdanie <3 Chyba najlepsze zdanie, jakie przeczytałam do tej pory na tym portalu. Serio.

OMG, aż tak? xD Bardzo się cieszę, chociaż kusi odpowiedzieć, że po prostu nie dotarłaś jeszcze do najlepszych portalowych opowiadań ;) Niemniej, dziękuję i ogólnie super, że opko się podobało, zadowoleni czytelnicy zawsze mnie radują.

 

Dziękuję i pozdrawiam!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Przybyłem, zobaczyłem, przeczytałem.

Bardzo dobry ten koncert fajerwerków. W kwestiach światotwórczych jest tak, jak lubię – zostaję wrzucony do basenu z terminami, opisami, które jednak tylko pozornie atakują swoją mnogością. Widać tutaj, Gravel, twoje panowanie nad tesktem. Na koniec bowiem gładko pływałem pośród terminów uniwersum, łatwo odnajdując znaczenia tego, kim są Śniący czy ono tajemne miasto.

W kestii fabuły jest dalej dobrze, choć standardowo. Podoba mi się budowanie opowieści w lekkim klimacie noir. Choć nie ma ciężkiej deszczowej pogody czy nocy, to jednak obecni są: tajemniczy “detektyw”, jest i pewna dama, w końcu jest też i zadanie. Same postacie są dobrze nakreślone, zwracasz uwagę też myślami bohatera na pewne rozbudowujące go samego elementy.

Zgodzę się jednak z pewnym zastrzeżeniem, że było bezpiecznie dla postaci. Nie czułem napięcia czy zagrożenia związanego z czymś nagłym, co mogłoby zmienić status quo uniwersum albo sprawić, że bohaterowi nawet przez moment by się pociły ręce. Ogólnie odebrałem tekst raczej jako prezentację pomysłu na świat i w tej perspektywie sprawdza się wyśmienicie.

Technicznie jest bardzo dobrze. Duży plus za zabawę formą dialogu przy Ciepłoskórze – inspirują mnie nietypowe rozwiązania dla nietypowo mówiących postaci.

Tak więc jestem bardzo zadowolony tym koncertem fajerwerków :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan, dziękuję za wizytę i komentarz!

 

Zgodzę się jednak z pewnym zastrzeżeniem, że było bezpiecznie dla postaci. Nie czułem napięcia czy zagrożenia związanego z czymś nagłym, co mogłoby zmienić status quo uniwersum albo sprawić, że bohaterowi nawet przez moment by się pociły ręce. Ogólnie odebrałem tekst raczej jako prezentację pomysłu na świat i w tej perspektywie sprawdza się wyśmienicie.

Prawda, koniec końców bohater nie napotkał zbytnich przeszkód w realizacji swojego planu. Opko powstało pierwotnie na konkurs z dość ciasnym – jak na mój gust – limitem, a że pofolgowałam sobie światotwórczo, to potem trzeba było galopować z fabułą. Dlatego wszystko idzie jak po sznurku ;)

Cieszę się, że mimo niedociągnięć jesteś zadowolony z lektury.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć, Gravel!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

Zacznijmy od łapanki:

 

A teraz opinia:

Masz wspaniałe światotwórstwo na przestrzeni 30k znaków. Nie obyło się bez infodumpów, ale takich bardzo sprawnych. Złożyło się na ten fakt bez wątpienia dobra pióro, bo tekst jest napisany bardzo sprawnie. Lubię czasem walnąć oczywistą oczywistością.

Podziwiam za wykreowany świat, a szczególnie za to, że fabuła sięga jego fundamentów, a nie tylko jest wkomponowana w ładny obrazek. Do tego intryga smutnie puentująca ludzką naturę. Zazwyczaj jestem uczulony na wstawianie cytatów z innych dzieł do własnego tekstu, co początkowo mnie irytowało, ale na koniec robią robotę, więc to tylko moje uprzedzenie – przeżyłem i zwracam honor.

Może to nie mój ulubiony rodzaj fantastyki, ale na pewno solidnie wykonany i przemyślany. Podobało mi się!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Uszanowanko, Krokusie!

Dziękuję za łapankę <3 i za opinię również, bardzo się cieszę, że światotwórstwo i fabuła przypadły Ci do gustu.

Zazwyczaj jestem uczulony na wstawianie cytatów z innych dzieł do własnego tekstu

Ja też ;P Lubię natomiast cytowanie dzieł zmyślonych, bo w kontekście światotwórstwa uważam, że dodaje to realizmu i ugruntowuje tekst w jakiejś tam “rzeczywistości”. Rozumiem jednak, że może to drażnić. No ale najważniejsze, że przeżyłeś ;)

 

Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć!

No i znowu mi się zdarzyło, że przeczytałam opowiadanie i zapomniałam skomentować. A przeczytałam je dawno temu, więc zdążyło odleżeć. Bardzo ładnie skomponowany świat, plastyczne opisy, działa na wyobraźnię, wstawki Otisa też fajne. Antybohater w porządku. Kot uroczy. Od początku ciekawa byłam, co to za przekręt będzie, bo to że będzie przekręt instynktownie poczułam. Fabuła raczej prosta, skupiłaś się bardziej na budowaniu świata – coś trzeba wybrać. Jedyne, co mi się średnio podobało, to fakt, że czarny charakter (pani Chung) pojawia się znikąd (pomijam, że to jej biznes), tzn. tuż po fragmencie z ostrzeżeniem Otisa, wydaje mi się to późno, nie dajesz szansy, żeby czytelnik mógł rozważać jakieś opcje zakończenia oraz jest to takie wyłożenie kawy na ławę przed zwrotem/finałem. No ale kryminał to przecież nie jest.

Pozdrawiam!

Cześć, avei!

Fajnie, że sobie przypomniałaś i skomentowałaś ;) A jeszcze bardziej fajnie, że – chyba – ogólnie rzecz biorąc się podobało. Dziękuję za miłe słowa i uwagi dotyczące fabuły i wprowadzenia czarnego bohatera. Wezmę je pod uwagę przy kolejnych tekstach, bo słuszne są i przydatne.

Pozdrawiam!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bardzo fajne światotwórstwo. Barwne, bogate i z pomysłem.

Kot bardzo koci.

Fabuła jakoś nie zdołała mnie wciągnąć, ale to mogła być kwestia zmęczenia już na starcie. Skutek jest taki, że czytałam chyba przez trzy dni, żeby w weekend skończyć.

Babska logika rządzi!

Powituję, Finklo!

Szkoda, że się nie wciągnęłaś, ale dobrze, że chociaż światotwórczo i kocio Ci się podobało ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej, przybywam tu po lekturze „Z bezdymnego ognia”, bo tak mi się spodobało, że musiałam sięgnąć po coś więcej Twojego pióra. :) Z najnowszych widzę złote piórko, gratuluję i zabieram się do czytania. ;)

 

Zaczynasz od wprowadzenia do rytuału, na który podążają. Od razu przyciągasz tekstem, co to może być to śniewzięcie? ;) Tak zręcznie tworzysz napięcie, że przez tekst płynie się, czekając na rozwiązanie zagadki. Czy to zanurzenie w dawnej Ziemi? Wyprawa kosmiczna? A może doświadczenie snów, bo w przyszłości ludzie przestaną mieć sny?

 

Ten kolos i wchłonięcie do dziury to takie połączenie wyższej technologii z kosmitami? Niewiele nam mówisz, a nam tak naprawdę niewiele trzeba, bo te niedopowiedzenia trzymają nas przy tekście i prowadzą przez niego.

 

Inna rasa, którą Ziemia odkryła i poznaje, jakie to inne od tych wszystkich opowiadań, gdzie tylko z kosmitami walczymy. Jest tu taki spokój, który przelewa się na czytelnika.

 

Opis miasta piękny. Wiem, że piękny to słowo, które niczego nie oddaje, ale co mam Ci napisać, tak operujesz słowami, że nic, tylko uczyć się od Ciebie i podziwiać.

 

Natomiast cały akapit kursywą, jako część książki, jest trochę takim zwróceniem się do czytelnika, żeby mógł się lepiej połapać. ;p

 

Otis Shryack, „śnieniewzięcie. Historia naturalna kolosów”

Ta mała litera zamierzona? Bo tytuły książek wielką literą.

 

Oo, czyli mamy już przeniesienie na planetę w postaci śnienia? Bo to jest sen? Czy może te organizmy mają w sobie czarne dziury i wyrzucają naprawdę?

 

na ramionach, na szyi, po wewnętrznej stronie dłoni.

Przypomniał mi się „Labirynt Fauna”. Ale poza tym ten pomarańczowy i ilość ślepi to takie skojarzenie budzi z ośmiornicami.

 

Grube ciało Danielfuad

Postanowiłaś nie odmieniać ze względu na odmienność, bo już nie jest to Daniel Fuad? Akurat odmiana byłaby łatwa, ale jeśli to miało podkreślić obcość istoty, to okej. ;)

 

Podoba mi się spotkanie z Ciepłoskórą i porozumiewanie się poprzez myśli, taka telepatia jest sympatyczna. ;)

 

Otis Shryack, „Śnieniewzięcie. Historia naturalna kolosów”

O, tu już wielka litera, tam w takim razie niedopatrzenie.

 

Jednak klaustrofobiczna podróż przez biotechnologiczny tunel Głównego Rdzenia

Czyli, jak rozumiem, to taki rozbudowany sen, kontrolowany i przenoszący do w pewnym sensie prawdziwego świata? Ciężko to poukładać w głowie, bo nie jestem specem od teorii o tych wszystkich przenosinach i nie potrzebuję tego. Nie przeszkadza mi, kiedy bohaterowie docierają do pewnych odległych miejsc za pomocą nadnaturalnej technologii/umiejętności kosmitów. Tak naprawdę nie wiemy, jakie możliwości mają inne rasy. I czy ten sen jest snem, czy może ma w sobie coś prawdziwego. Kiedyś pisałam opowiadanie, w którym bohaterka była uwięziona w śpiączce i we śnie innej osoby, ale tak naprawdę duszą i ciałem przebywała w tej przeszłości faktycznie.

 

Masz tak doskonałe opisy bohaterów, że malujesz to wszystko niczym pociągnięcia pędzlem na naturalistycznym obrazie. Tutaj po prostu widzę to na obrazie.

 

świeży nabytek, wulkaniczny obsydian, zakupiony u rodzimego sprzedawcy – poruszały się nieznacznie, w niewymuszenie pociągający sposób pieszcząc uszy kobiety.

Kobieta spojrzała z pewnym zaskoczeniem na stojącego obok mężczyznę w brokatowej koszulce, z potarganymi wiatrem włosami koloru kości słoniowej, ale zbliżyła końcówkę papierosa do ognia i dmuchnęła dymem w twarz Pollo.

Tutaj mam wrażenie przeskoku w perspektywie.

 

Nie tylko kobietę zainteresowały te interesy Pollo, zwłaszcza jak dowiedziałam się, że jest okultystą.

 

Hm, Roza szybko się nim zainteresowała, mimo wcześniejszej niechęci. ;)

 

Vertebrae X

Zapomniałam powiedzieć, że na plus umiejscowienie tej ludzkiej rasy na innej planecie. Czy to są ludzie czy może rasa tylko podobna do ludzi?

 

skuteczniej niż na Ziemi

Czekaj, to się pogubiłam, czym jest te Vertebrae? Skoro mamy informacje o Ziemi?

 

Teraz, kiedy śpi, jego duch wędruje przez Głęboki Sen, razem z innymi nieszczęśnikami, którzy nie wrócili na czas. Lub zakończyli tutaj żywot i zagubili się w Głębokim Śnie.

Łał, świetnie to opisałaś. Aż mam dreszcze, wszystko jest niesamowite, pokryte takim onirycznym, baśniowym klimatem, a jednocześnie czuć tu też niebezpieczeństwo.

 

O, już się wyjaśnia, po co te fragmenty książki. Czyżby ojciec Rozy był tym zaginionym/martwym Otisem? ;)

 

Co do Rozy i jej ufności wobec Pollo, trochę za łatwo poszło, biorąc pod uwagę, że wcześniej tak trzymała się na dystans. Okej, może drink i chęć zobaczenia ojca, przyćmiły rozsądek, ale z drugiej strony – trochę za krótko go znała, mimo wszystko.

 

– Jesteśmy wewnątrz snu pani ojca

Wędrowanie po snach! Uwielbiam takie motywy. ;)

 

Fajnie, że Pollo miał własne interesy do załatwienia, wchodząc do snu Rozy. Tym bardziej dziwne, że mu zaufała i nie pomyślała o tym, no ale rozumiem, że do nawiązywania zaufania potrzeba by trochę więcej scen (ew. szkoda, że ktoś nie polecił Rozie Pollo).

 

Ach, czyli to ludzie Chung wysłali Pollo na misję znalezienia teczki w śnie ojca Rozy. Na tym etapie szkoda, że Roza tak mu szybko zaufała, nie miał trudnej misji i przez to opowiadanie wydaje się zbyt proste, za łatwo mu poszło i nie czuć takiego „ale się napracował, super, udało mu się…” skontrastowanego z tym, że okazał się działać w nikczemnej sprawie. Myślę, że gdyby cała intryga, całe zdobywanie informacji, podchodzenie do Rozy, trwało dłużej, bardziej by mnie dotknęło to, że Pollo działał w złej wierze.

 

Za to podoba mi się bardzo, że bohater okazał się właśnie taki – nie pomagający kobiecie szukającej ojca, a załatwiający ciemne interesy.

Pollo dostał czego chciał, ale trochę za mało go znaliśmy, za mało o nim wiedzieliśmy, żeby jakoś odczuć, jak bardzo zależało mu na tych wejściówkach.

Końcówka robi wrażenie. Istoty, które są inne we śnie i inne w rzeczywistości. To tak oryginalny i niesamowity pomysł, że jestem pod wrażeniem.

Podsumowując, czytałam z wielką przyjemnością, wykreowałaś nowy, nietypowy świat i połączyłaś go umiejętnie z naszym. Na minus zbyt szybka akcja z Pollo i Rozie, ale z drugiej strony rozumiem, że limit. ;)

Pozdrawiam,

Ananke

Nowa Fantastyka