- Opowiadanie: bruce - WSZYSTKO NA ODWRÓT – ONA

WSZYSTKO NA ODWRÓT – ONA

Nieśmiałe podejście do tematyki konkursowej. Tytuły obu opowiadań wskazują na przekorne przestawienia, a treści nawiązują do mitologii greckiej. Postanowiłam oba moje opowiadania spleść pewnymi powiązaniami.  To tekst z pierwszej grupy, smutniejszej. Wybrane motto dotyczy miłości, w tym wypadku – trwającej przez stulecia i nieszczęśliwej. W zamyśle – tekst drugi TUTAJ, o żartobliwym zabarwieniu - jest kontynuacją poniższych treści. Oczywiście oba teksty starałam się stworzyć tak, aby stanowiły odrębne całości. Czy mi się to udało osiągnąć? Zapraszam do lektury, dziękuję za poświęcony czas i pozdrawiam. :)

Serdeczne podziękowania dla niezmordowanych Betujących. :SERCE: 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

WSZYSTKO NA ODWRÓT – ONA

Motto:

Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą. Paweł z Tarsu

 

 

Pojedynek rycerski dobiegał końca. Zgromadzeni nie mieli żadnych wątpliwości, że zwycięzcą znowu będzie sławny sir Selkareh, nieustraszony książę greckich Bet.

– Oto mój bohater!  To o moją cześć walczy w każdym turnieju. To o moje względy zabiega. Tylko mnie kocha! Zawsze tylko mnie! – powtarzała nieustannie księżna Arinajed, spoglądając z wyższością na siedzące wokół placu damy dworu. 

Tymczasem niespodziewanie przeciwnik uderzył go kopią w samą pierś, zniekształcając część rycerskiej zbroi i zagłębiając się metalowym ostrzem w przedramieniu. Zepchnął księcia z konia. Tarcza oraz broń upadły nieopodal.

– Pani, sir Selkareh jest ranny! – zwrócił uwagę chełpliwej księżnej ktoś z tłumu, przerywając jej ciągłe demonstracje.

Zaskoczona dama serca obalonego bohatera spojrzała nań i zemdlała.

W dłoni przebiegłego rycerza bitewna kopia przemieniła się w miecz. Podjechawszy bliżej, rywal księcia zamachnął się, próbując ściąć głowę zamroczonego. Tłum wstrzymał oddech.

Zuchwały kawaler odrzucił hełm i uśmiechnął się złośliwie, przekonany o swym rychłym zwycięstwie. Siwiejąca, szczeciniasta broda oraz liczne zmarszczki na poczerniałej twarzy dodawały upiornego wyglądu, kiedy stał z podniesionym ostrzem nad leżącym.

Następca tronu Bet błyskawicznie jednak oprzytomniał, powstał z trudem, zdjął hełm i spojrzał śmiało w oczy wroga.

– Walczysz z honorem, jak na rycerza przystało? – zapytał.

 

Tamten wymierzył miecz, jednocześnie próbując ze swego medalionu wylać nań kroplę trującej żółci magicznego potwora, Ardyhy.

– Ten przebrzydły sir Sossen ponownie używa czarów! – zaklęła pod nosem siedząca obok lady Ebeh, mrużąc popielate oczy. – Niedoczekanie!

Ukradkiem otwarła swój czarodziejski pierścień, z którego ku zdradzieckiemu rycerzowi popłynęła niewidoczna dla oczu śmiertelników, zwiewna smużka ni to mgły, ni to wonnego oparu.

Nim jednak dotarła do pojedynkujących się rycerzy, koń Sossena nieoczekiwanie parsknął i zrzucił jeźdźca. Miecz wypadł z dłoni czarownika.

Poraniony sir Selkareh podszedł i przyłożył leżącemu porzucone ostrze do nagiej szyi, rozcinając przypadkowo medalion. Trująca żółć spłynęła na skórę tchórzliwego rycerza.

– A więc nie znasz pojęcia honoru – powiedział z uśmiechem zwycięzca. Na tarczy przegranego pojawiło się odwrócone imię Nessos, lecz litery szybko rozmazały się.

Tłum wiwatował na cześć księcia Bet.

Nikt nie zauważył, że wstający z trudem z ziemi i złorzeczący Nessos, którego ciało trawiła już trucizna, po odczarowaniu dosiada ponownie swego konia, zrastając się z nim i zmieniając w centaura. Szybko zniknął za najbliższym namiotem.

 

Tymczasem ocucona Arinajed rzuciła białą chusteczkę, którą zwycięzca zręcznie złapał, a następnie przyłożył do ust i ukłonił się. Złotowłosa piękność skryła twarz za rozłożystym wachlarzem. Rozglądała się przy tym z dumą po rozentuzjazmowanej widowni, szczególnie innych damach. Znów wykrzykiwała słowa o oddaniu i wierności bohatera wobec niej. Nie zwracała uwagi na osłabienie i głębokie rany oddalającego się Selkarehena. Ten tymczasem odszedł ku medykom, z trudem opierając się o ramiona wiernego giermka.

 

Ebeh przymknęła powieki, tłumiąc łzy. Ileż by dała, aby ów urodziwy i dobry książę całował z taką czcią jej chusteczkę. Bezgraniczna miłość, którą go darzyła, nakazywała wędrować poprzez wieki, czuwając, aby nic mu się nie stało, ciągle będąc w pobliżu z magicznym pierścieniem i wciąż daremnie licząc na odwzajemnienie uczucia. Bezradnie patrzyła na szczęście walecznego herosa o gołębim sercu i jego pustej, nieczułej narzeczonej.

Przemierzała bezkresne czasoprzestrzenie, by jedynie śledzić z niepokojem jego waleczne zmagania. Oglądała niezliczone pojedynki Selkarehena, odbywające się w rozmaitych epokach i miejscach, z których zawsze wychodził cało dzięki swemu męstwu oraz doskonałej znajomości zasad walki. Patrzyła wtedy z nadzieją, wierząc gorąco, że może kiedyś heros skieruje wzrok na nią. Łudziła się, że odwzajemni spojrzenie, a jego serce zabije mocniej tylko dla tej, która kocha go prawdziwie. Na próżno…

 

Zrezygnowana Herowa westchnęła, po czym przekręciła pierścień, cały świat zawirował i wszystko zniknęło.

 

****

 

Na szerokim placu trwała nierówna walka na szpady kilku napastników przeciwko jednemu muszkieterowi, de Selkarehowi. Na czele opryszków stał odwieczny wróg bohatera, Sossen, którego odwrócone imię Nessos zabłysło teraz na piersi. Złoczyńcy rozpaczliwie bronili się, co przez zaledwie kilka momentów zagroziło samotnemu obrońcy, lecz go nie zniechęciło, ani tym bardziej nie zatrzymało. Odziani w czarne stroje zuchwalcy mieli wprawdzie przewagę liczebną, lecz bynajmniej nie dorównywali umiejętnościami walecznemu młodzianowi.

– Kochany, uważaj! – zawołała znajdująca się w pobliskiej karecie księżna Arinajed, z przerażeniem zakrywając dłońmi oczy, po czym zemdlała.

Siedząca obok niej Ebeh westchnęła i czym prędzej znów otwarła znów zaczarowany pierścień. Cienki snop magicznego oparu uniósł się i potoczył szybko ku trzem ubranym na czarno postaciom.

Nim jednak tam dotarł, waleczny muszkieter zdołał sobie poradzić, zręcznym ruchem szpady wytrącając im broń z dłoni. Awanturnicy uciekali w popłochu, znikając w mroku ulicy. Nessos groźnie przy tym złorzeczył, poprzysięgając zemstę. 

 

– My hero! – powiedziała z zachwytem dochodząca do przytomności księżniczka, podając ukochanemu chusteczkę.

Ten przyłożył ją od ust, wykonując jednocześnie szarmancki ukłon przy użyciu kapelusza z wielkimi piórami. 

– Oto mój bohater, walczy zawsze tylko dla mnie i w imię miłości do mnie, swojej damy serca! – krzyczała coraz głośniej.

– Pani, pozwól sobie służyć! – powiedział, nieco zaskoczony okrzykami księżniczki. Ona dłonią dała znak, że pozwala i z triumfem zerkała dookoła, bo w oknach pojawiało się coraz więcej twarzy zaciekawionych widzów, oklaskujących odwagę księcia.

 

Ebeh przymknęła powieki, ocierając łzy.

Czy kiedyś dowie się, ile znaczy dla mnie? Czy pozna mój sekret? Czy odgadnie, kto kocha tylko jego, gotów jako jedyny oddać życie w imię tej miłości? – zrezygnowana powtarzała w myślach.

 

Spuściwszy smutno głowę, zasmucona bogini przekręciła pierścień. Świat znowu się zakręcił i karoca z obiema damami oraz muszkieterem przepadła w otchłani czasu.

 

****

 

Okopy wypełnione były setkami ciał zabitych w ostatnim starciu. Sanitariusze próbowali odszukiwać rannych, aby wynieść ich czym prędzej z linii ognia, jednak gęsta mgła oraz rzęsisty deszcz skutecznie im to utrudniały. O zmroku śmierć zapanowała na całym tym terenie, zbierając przerażające żniwo i znacząc straszliwymi, krwawymi śladami pobojowisko.

Niedaleko ciągle trwały walki. Generał Selkareh samotnie stawiał czoła oddziałowi nieprzyjacielskiemu, któremu przewodził jego odwieczny wróg, pułkownik Sossen. Bohaterski generał, mimo odniesionych ran, przechylał szalę zwycięstwa na swoją stronę.

Wybuch pocisku obok nie zatrzymał śmiałka, który ciągle walczył.

Przypadkowe, głębokie i bolesne zranienie nogi o wbity w ziemię, porzucony bagnet zatrzymało go przez moment, lecz nie zmusiło do kapitulacji.

Wręcz przeciwnie nawet, kulejąc oraz niedowidząc po niedawnej eksplozji, walczył jeszcze mężniej. Niezwykła odwaga, znajomość nowoczesnych technik bitewnych i doskonałe przeszkolenie bohatera zaprocentowały – nim dotarła odsiecz, zdołał samodzielnie nie tylko rozgromić przeciwnika, który uciekł w popłochu, ale nawet zdobyć cztery jego działa armatnie.

 

Po zakończonej walce Selkareh opadł zmęczony na ziemię. Wkrótce zjawili się sanitariusze z noszami i zabrali go do szpitala polowego.

– To mój bohater! – powtarzała z dumą pielęgniarka Arinajed, przechodząc na zaplecze.

– A kto zajmie się rannymi? – szeptała oburzona Ebeh, opatrując pacjentów i spoglądając z wyrzutem na pustą, leniwą dziewczynę.

Tymczasem w sąsiedniej sali leżał pułkownik Sossen, a w rzeczywistości groźny mag. Błyskawicznie przemienił się w pielęgniarza i pochwycił dłoń przebiegającej ukochanej generała. Zdjął z siebie pokrwawioną koszulę i, podając ją dziewczynie, powiedział:

– Moja krew ma magiczną moc, piękna Arinajed. Jeśli kiedyś będziesz zmuszona ratować Selkareha, włóż ją na jego barki. Wtedy ocalisz go i rozkochasz na wieki.

– Dziękuję ci – powiedziała, starannie chowając otrzymany prezent i odbiegając na zaplecze. Nie słyszała oddalającego się, złośliwego śmiechu przebiegłego czarownika.

 

– Pić! Podaj mi wodę! – zawołał do Ebeh Selkareh.

Ta szybko spełniła prośbę.

Widziała jego niespokojne spojrzenie, szukające Arinajed. Płakała, gdy oczy rannego z ulgą dostrzegły wreszcie piękną pielęgniarkę wśród tłumu zachwyconych sanitariuszy.

Czy długo jeszcze będę musiała znosić to cierpienie? – myślała rozgorączkowana Ebeh. – Czemu daremnie błąkam się, ciągle licząc na odwzajemnienie przez niego mojej miłości? Dlaczego bogowie skazali mnie na to?

Zrezygnowana przekręciła pierścień i otaczający ich świat poszybował ku czasoprzestrzennej głębi. 

 

***

 

Skośnooki mistrz kung-fu stąpał spokojnie. Pilnie przy tym przypatrywał się przeciwnikowi. Nagi od pasa, w czarnych spodniach i rękawicach na dłoniach, obchodził go, uważnie skupiając się na każdym ruchu. Tymczasem Selkareh zaatakował. Podbiegł i wymierzył kilka ciosów. Znowu atak, podskok obu walczących, wymierzenie kopniaków w powietrzu i miękkie lądowanie mężczyzn na macie.

– Książę, muszę pochwalić twoje postępy. Walczysz coraz lepiej – powiedział z serdecznym uśmiechem Chińczyk, podając dłoń przyjacielowi.

– Mistrzu, to dla mnie zawsze zaszczyt móc zmierzyć się z tobą – odrzekł następca tronu greckich Bet.

.

Właśnie zmierzali do salonu, gdzie czekały obie kobiety. Nagle od strony ulicy rozległ się hałas. Spojrzeli na siebie i obaj podążyli ochoczo ku wyjściu, wołając z radością:

– Sprawiedliwość wymaga poświęceń!

– Selkarehenie, uważaj! – zawołała przez okno ukochana księcia, księżniczka Arinajeda. On podniósł jedynie dłoń na znak, że obiecuje.

 

Znajoma dziewczyny odwróciła zapłakaną twarz, otwierając pierścień, który miał pomóc w walce z niebezpiecznym ulicznym gangiem, przechylając szalę zwycięstwa na stronę dwóch bohaterskich przyjaciół. Zaraz go jednak zamknęła.

– Czemu się oszukuję? – szeptała do siebie z przygnębieniem. – Oddał serce tej samolubnej lalce. Żadne czary i podróże w czasie nie rozpalą żaru w jego sercu, nie skłonią do pokochania mnie zamiast niej. To daremne! 

– Ebeh, kochana – zwróciła się do niej zdumiona księżniczka. – O czym ty mówisz?

– Kocham go!

– Kogo? Mistrza? – zapytała z szerokim uśmiechem Arinajed.

Jak mam powiedzieć, że przez całe stulecia marzę jedynie o jej mężu? – myślała rozgorączkowana Herowa, nadal milcząc. – Błąkam się u ich boku, cierpiąc i płacząc w ukryciu, aby nareszcie na mnie zwrócił uwagę i obdarzył tym samym, szczerym uczuciem. Nie, nie dam rady!

– Tylko może być kłopot… – kontynuowała księżniczka z uśmiechem. – O ile wiem, on ma już żonę. To Amerykanka. I mają dwoje dzieci.

 

Nagle do domu wpadł zakrwawiony karateka, dźwigając poranione ciało umierającego księcia.

 To był gang Sossena. Mieli broń. We dwóch nie daliśmy rady, było ich zbyt wielu… Choć sam przywódca, którego prawdziwe imię brzmi Nessos, zginął.

Mistrz ostrożnie położył przyjaciela na kanapie.

Ujrzawszy pokrwawionego męża, Arinajed wskazała stojący nieopodal kufer, po czym znowu zemdlała.

 

Wstrząśnięta Ebeh podniosła wieko skrzyni. Na górze sterty ubrań leżała magiczna koszula, otrzymana niegdyś przez Arinajed od maga w szpitalu polowym po zakończeniu wojny. 

– W imię mojej bezgranicznej miłości do ciebie – wyszeptała, całując z namaszczeniem koszulę, po czym wróciła do rannego.

– Trzeba zdjąć pokrwawione ubranie i włożyć to! – zawyrokowała, podając mistrzowi kung-fu ubranie.

Popatrzył na nią zdezorientowany, po czym wybiegł, aby sprowadzić pomoc.

Porwała leżącą Arinajed. Na próżno uderzała ją w policzki. Wreszcie sama klęknęła przy księciu.

Dostrzegła rzemyk na szyi rannego. Selkareh otwarł z trudem oczy i uniósł dłoń, próbując wyciągnąć zawieszoną tam fiolkę z magiczną miksturą, otrzymaną przed wiekami od Achillesa na wypadek zagrożenia życia. Ebeh otwarła fiolkę i wlała do ust umierającego czarodziejski napój herosów. 

Selkareh podniósł się oszołomiony. Rany powoli znikały. Patrzył na nie, niczego nie pojmując. Podszedł do lustra i zobaczył odwrócony napis, który pojawił się na jego ubraniu:

– H-e-r-a-k-l-e-s – przeczytał powoli.

 

– Co to ma być? – krzyknęła ostrym tonem oprzytomniała Arinajed, spoglądając na trzymaną przez męża koszulę i widząc klęczącą przy nim przyjaciółkę. – Czemu nagle wyzdrowiałeś? A… rozumiem! – zwróciła się do niej. – Mówiłaś przedtem nie o mistrzu, lecz o moim mężu! Jak śmiesz?! Myślisz, że ta nędzna szmata pomoże ci, tak?! – Wskazała z pogardą koszulę. – Zaraz zobaczymy. – Bezceremonialnie wyrwała z dłoni zaskoczonego księcia Teb magiczne ubranie, po czym założyła je sama.

– Teraz to ja będę nosić “koszulę miłości”! – powiedziała dobitnie. Na ubraniu pojawiło się jej odwrócone imię.

– D-e-j-a-n-i-r-a – odczytał zdumiony książę.

– Nie! – zawołała przerażona Ebeh, bo ujrzała pojawiające się tu i ówdzie plamy czarnej krwi przebiegłego Nessosa.

Było za późno. Materiał zaczął szybko wrastać w skórę, a potem głębiej w ciało zazdrośnicy, spalając je doszczętnie. Nieszczęsna krzyczała, cierpiąc nieludzkie męczarnie, dopóki nie zniknęła. Na podłodze tliły się fragmenty zaczarowanej koszuli.

– Kochana! – zawołał Herakles, po czym upadł ze szlochem na kolana.

Jest wolny. Nareszcie koniec z tą egoistką! Mam go tylko dla siebie! – pomyślała Ebeh. Potem skarciła się za to. Na sukience pojawiło się jej imię: H-e-b-e. 

Zaskoczona patrzyła na rozpacz młodzieńca i szczere łzy.

– To przez ciebie! – zaatakował ją niespodziewanie, patrząc z niewymowną złością. 

– Chciałam cię uratować…

– Po co? Abym cierpiał, widząc jej śmierć? Zabiłaś mnie, a nie uratowałaś! 

– Lecz jej uczucie było jedynie grą, pozorami, ona kochała zawsze tylko siebie!

– Co ty możesz wiedzieć o miłości? – zapytał.

Wtedy zrozumiała, że ten heros nigdy nie przestanie kochać samolubnej Dejaniry, nawet po jej śmierci. Załamana przekręciła pierścień i świat zniknął. Straciła resztki nadziei. Straciła jego.

 

Koniec

Komentarze

Obwieszczenie!

Książe CM III Niezbyt Waleczny przybył pod Twój tekst, by rozjechać ocenić go z całą swoją surowością.

Fanfary!

Party Celebrate GIF by DINOSALLY

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Witam serdecznie, CM. Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Hmmm. Tekst mnie nie bardzo przekonał.

Imiona bardzo łatwe do odgadnięcia, ich tłumaczenie to już zbytnia kawa na ławę, IMO.

Schemat znany z mitologii i odbiegasz od niego dopiero pod koniec. OK, z Hebe namieszałaś.

Trzy pierwsze części są tak podobne, że druga i trzecia niewiele wnoszą. No, pojawia się koszula. Ale poza tym – brakuje wpływu poprzednich części na następne. Nessos zmienia się w centaura i co dalej?

Herakles kojarzy mi się ze zwalczaniem potworów, a nie zwyczajnymi potyczkami z rzezimieszkami.

Zrobiłaś tu z niego potulnego baranka, a przecież miał swoje napady szału.

Babska logika rządzi!

Witam serdecznie, Finklo, i dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)

 

Imiona bardzo łatwe do odgadnięcia, ich tłumaczenie to już zbytnia kawa na ławę, IMO.

Jak najbardziej, jest to celowe, mają być po prostu odwróconymi imionami, aby nie było zarzutu, że za dużo różnych bohaterów i za bardzo namieszane. 

 

Schemat znany z mitologii i odbiegasz od niego dopiero pod koniec. OK, z Hebe namieszałaś.

Schemat, owszem, znany, jakkolwiek potyczki Heraklesa jako muszkietera, rycerza, generała czy przyjaciela Bruce’a Lee, szkolonego przezeń – już niekoniecznie. :)

 

Trzy pierwsze części są tak podobne, że druga i trzecia niewiele wnoszą. No, pojawia się koszula. Ale poza tym – brakuje wpływu poprzednich części na następne. Nessos zmienia się w centaura i co dalej?

 

Chciałam, aby koszula pojawiła się właśnie w części czwartej, ponieważ miała odczarować głównych bohaterów. Wpływ jest jeden – Herakles coraz bardziej kocha Dejanirę, a Hebe – jego. Z każdą kolejną podróżą ich trojga ta miłość się pogłębia. :)

Nessos jako centaur czaruje, ochrania życie, poprzysięga zemstę i ona się pod koniec dokonuje. 

 

Herakles kojarzy mi się ze zwalczaniem potworów, a nie zwyczajnymi potyczkami z rzezimieszkami.

Zrobiłaś tu z niego potulnego baranka, a przecież miał swoje napady szału.

I tu racja, lecz “mój” Herakles ma być właśnie “Heraklesem na odwrót”. Dlatego Hebe kocha go od samego początku. Jak wspomniałam w jej myślach – jest “bohaterem o gołębim sercu”, innym niż ten powszechnie znany. Stąd tytuł. 

 

Cóż, najwidoczniej nie wybrzmiało w pełni. :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Przeczytałem, z konieczności zrobiłem tak zwana łapankę, napisałem, co i dlaczego tak odbieram… – i komentarz, czort wie dlaczego, zniknął.

No to krótko: trochę słabiej od wersji ON. Ale niewiele słabiej. Mniej humoru, za to pojawiło się poszerzenia skali czasoprzestrzennej, aż w nieznaną przyszłość…

Przeczytałem, z konieczności zrobiłem tak zwana łapankę, napisałem, co i dlaczego tak odbieram… – i komentarz, czort wie dlaczego, zniknął.

Przyznam szczerze, mam tu tak prawie każdego dnia. Chochliki forumowe, jak nic. :)) 

 

No to krótko: trochę słabiej od wersji ON. Ale niewiele słabiej. Mniej humoru, za to pojawiło się poszerzenia skali czasoprzestrzennej, aż w nieznaną przyszłość…

Starałam się, aby humor nie był widoczny, chociaż – odwracając Heraklesa do góry ogonem – było to trudne. :)) Szczególnie przy wątku z Lee. :))

 

Serdecznie dziękuję, AdamKB i pozdrawiam. :) 

 

Pecunia non olet

Wpływ jest jeden – Herakles coraz bardziej kocha Dejanirę, a Hebe – jego. Z każdą kolejną podróżą ich trojga ta miłość się pogłębia. :)

Widzisz, ja romansów nie trawię, już nie wnikałam w niuanse, gdzie tego niemiłego smaku jest więcej, a gdzie mniej.

Na znikający komentarz czasami pomaga cofnięcie strony. Wtedy można go sobie zapamiętać i skopiować.

Babska logika rządzi!

Widzisz, ja romansów nie trawię, już nie wnikałam w niuanse, gdzie tego niemiłego smaku jest więcej, a gdzie mniej.

Aaa.. to ja je z kolei uwielbiam. :) Stąd od razu porwałam ten cytat o miłości. :) 

W mitologii greckiej głównie lubię właśnie wątki miłosne. :) W “Nim” też jest miłość, lecz nie gra już pierwszych skrzypiec, jak tu. :)

 

 

Na znikający komentarz czasami pomaga cofnięcie strony. Wtedy można go sobie zapamiętać i skopiować.

Dobrze wiedzieć, dziękuję, Finklo, bo to jest dla mnie czasem mega dołujące, gdyż lubię pisać obszerne elaboraty komentarzowe, a nagle mi je wcina… 

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Na poczętek drobna łapanka:

Zepchnął księcia z konia, wytrącając tarczę oraz broń.

Skoro w pełnym pędzie uderzył go kopią i wysadził z siodła, to raczej pewne, że biedaczyna już kopii nie trzyma, a pewnie i tarczy. Twoje zdanie jest stanowczo za delikatne i brzmi, jakby lekko przesunął go żeby zleciał z konia i przy okazji zdzielił go otwartą dłonią po palcach, żeby puścił kopię :-P

Po czym przejechał umiejętnie szpadą po ich plecach. Trzech zbirów runęło na bruk.

Szpada to broń kolna, a więc dźgamy przeciwnika tak, by ostry koniec wyszedł po drugiej jego stronie ;-) Przejeżdżając nią po plecach można komuś zrobić znak Zorro na koszuli, ale raczej nie powalić trzech bandziorów.

– My hero! – My hero! – To mój bohater!

Tu się po prostu zastanawiam, czemu angielszczyzna pojawia się w czasach bardziej zamieszchłych, a bliżej współczesności z niej rezygnujesz? To celowy zabieg? :-)

 

Podobnie jak przedpiścy zgodzę się, że imiona bóstw i herosów mogły zostać ukryte za czymś bardziej skomplikowanym niż ananimy. I też chętnie zobaczył bym nieco więcej detali odróżniających poszczególne części tekstu.

Ogólny wydźwięk tekstu i wykorzystanie mitologicznych motywów natomiast bardzo mi się podobały. Miłość nie może być budowana na zazdrości, a to że czyjeś uczucie jest wbrew rozsądkowi nie czyni go mniej realnym.

No i plusik za cameo Bruce'a!

Krzkot1988, serdecznie dziękuję za Twoje celne uwagi, odwiedziny oraz przemiły komentarz. :)

Czasem mnie korci, aby gdzieś w tekście Bruce’a przeforsować. :))

Te angielszczyzny chciałam przeplatać niejako z polskojęzycznym chełpieniem się Dejaniry. ;)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witam serdecznie Jurorkę.

Dziękuję za mój ulubiony fragment filmu, w którym Indiana wskazuje po kolei miejsca obolałe, aż do… kiss

Pecunia non olet

No cóż, Bruce, przeczołgałaś herosa przez kilka wieków, każąc mu walczyć w różnych okolicznościach i z różnych powodów. Niestety, ta opowieść nie zdołała mnie ująć, albowiem wiadomo było, że z każdej opresji bohater wyjdzie zwycięsko. Nie czułam też zaciekawienia ani jego losami, ani nieszczęśliwie w nim zakochanej dziewczyny.

 

Nes­soS groź­nie się przy tym od­gra­żał… → Nie brzmi to najlepiej.

 

– Czemu nagle wy­zdro­wia­łeś? A…, ro­zu­miem! → Po wielokropku nie stawia się przecinka!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, Regulatorzy. Dziękuję Ci za odwiedziny oraz komentarz. 

Przykro mi, że rozczarowałam. Rzeczywiście, pierwotnie fabuła była nieco inna, lecz musiałam ją pozmieniać i dostosować, ponieważ wymogi regulaminowe nakazywały, aby zawsze on sam się wywijał z każdej opresji. Poprawki naniosę, ponieważ Jurorzy już odwiedzili. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, ropzumiem, że nie jest łatwe takie ustawiczne rzucanie bohaterowi kłód pod nogi. I nie dosyć, że się to robi, to jednocześnie się oczekuje, że będzie z każdej opresji będzie wychodził z uśmiechem na ustach i w glorii chwały.

Z jednej strony nawet fajnie, że przepędziłaś Heraklesa przez wieki, mniej natomiast podoba mi się, że jego aktywność sprowadziła się do kolejnych potyczek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No tak, rozumiem, oczywiście, dziękuję Ci bardzo raz jeszcze i przepraszam za rozczarowania. :)

Pozdrawiam serdecznie, Regulatorzy. :) 

Pecunia non olet

Bruce, już kiedyś Cię prosiłam i teraz tę prośbę powtarzam – przestań przepraszać, bo naprawdę nie masz za co. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rozumiem. :)

Pecunia non olet

Witaj Bruce! 

Uwagi dotyczą wyłącznie pierwszej odsłony przypadków  Heraklesa & Co. Romanse to ten gatunek literatury, na którego walory jestem totalnie „zaimpregnowana”, więc sercowe dylematy bohaterek były mi dalece obojętne. Mogę jedynie dodać to, co już napisała regulatorzy: „Niestety, ta opowieść nie zdołała mnie ująć, albowiem wiadomo było, że z każdej opresji bohater wyjdzie zwycięsko. Nie czułam też zaciekawienia (…) jego losami (…).”

Miało być wszystko na odwrót, więc dla własnej wygody doposażyłam bohaterów w adekwatne nazwiska, żeby nie kopiować co chwilę tych wymyślnych ananimów. To nie złośliwość ani kpina z mojej strony!

Jeśli choć część moich spostrzeżeń uznasz za przydatną – super. Jeśli nie – też dobrze. Pełen luz! Pzdr. KT

 

Motto: Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, Paweł z Tarsu

 

Cytujesz Pawła z Tarsu i jednocześnie traktujesz go – autora, jak element treści cytatu.  Kropka po zdaniu, potem nazwisko autora, oczywiście już bez kropki.

 

Zepchnął księcia z konia, odrzucając daleko tarczę oraz broń.

 

Czyją broń „odrzucił daleko”?  Tę należącą do Heraklesa Naodwrota czy własną? Jaka prawda, wiesz tylko ty. Czytający także by wiedzieli, gdyby zdanie było poprawne, ale nie jest.

 

„odrzucając” – to imiesłów przysłówkowy współczesny. Sama jego nazwa informuje, że wyraża on czynność trwającą jednocześnie (współcześnie) z inną czynnością.

„zepchnął” – czasownik w formie dokonanej – czynność zakończona

zepchnął odrzucając → niewykonalne

 Zbyt dużo wątpliwości budzi to zdanie i nadaje się do remontu kapitalnego.

 

(…) kiedy z podniesionym ostrzem górował nad leżącym.

 

 To, co zrobił Nessos jest, IHMO,  uniesieniem miecza w geście tryumfu. A, że miał u stóp powalonego przeciwnika, jest tak oczywiste, że nie wymaga dodatkowego komentarza.

 

– Walczysz z honorem, czy przeciw niemu? – zapytał butnie.

 

Jeśli już, to „wbrew niemu”. Użycie przyimka  „przeciw” sprawia, że pytanie traci sens. Dużo lepiej brzmiałoby: Walczysz honorowo czy wbrew zasadom. Wbrew pozorom –  „wbrew” i „przeciw” nie są synonimiczne.

Dlaczego “zapytał butnie”? Buta to przesadna pewność siebie. Nijak nie pasuje.

 

Tamten wymierzył broń w stojącego, próbując ze swego medalionu wylać na miecz kroplę trującej żółci magicznego potwora, ArdyH-y.

 

Próbował wylać, ale nie wiadomo, czy wylał.  Tymczasem  nieco później: Sir SelkareH podbiegł i przyłożył leżącemu porzucone ostrze do nagiej szyi. Trująca żółć spłynęła na skórę tchórzliwego rycerza.

Czyli jakby trucizny nie wylał, bo tylko próbował, ale jednak ją wylał, tylko nie wiadomo kiedy.

(Ja próbowałam upiec makowiec na sześciu króli. Jedliśmy krakersy z pesto).

 

Nim jednak dotarła do pojedynkujących się rycerzy, koń SosseN-a zachwiał się, parsknął i zrzucił jeźdźca. Miecz wypadł z dłoni.

 

Nie chciałaś pozwolić, i słusznie, aby miecz wypadł z dłoni konia, ale wpadłaś w inną pułapkę – nie wiadomo teraz, kto jest szczęśliwym posiadaczem wzmiankowanego elementu anatomicznego.

Ponadto, któryż zaprawiony w bojach rycerz, spada z „chwiejącego się” konia?! Gdyby biedna szkapina runęła ze zmęczenia, to co innego – jeździec także musiałby glebę zaliczyć, ale jej się przecież tylko w łebku nieco zakręciło i nóżki ugięły. A tu bęc,  jeździec leży jak kłoda!  No, chyba, że końskie parsknięcie było iście „homeryckie” i zdmuchnęło gościa z siodła.

 

N-e-s-s-o-s – ze zdumieniem przeczytał półszeptem bohaterski rycerz, lecz litery szybko rozmazały się.

 

W żadnym razie nie „lecz”.  Ten łącznik ma prawo bytu w zdaniu złożonym współrzędnie, gdy treść zdań składowych w jakiś sposób się sobie przeciwstawia, np.: Ny-e-sy-sy… – bohaterski acz słabo piśmienny rycerz usiłował odcyfrować napis, lecz nie zdążył, (dlaczego?) bo litery szybko się rozmazały. (Oczywiście jest to zdanie „demonstracyjne”, a nie do „podmianki”).

EbeH przymknęła powieki, tłumiąc łzy. Ileż by dała, aby ów urodziwy i dobry książę to jej skrawek materiału całował z taką czcią, walcząc dla swej damy!

 

Jeśli Hebe ofiarowała H. skrawek materiału, to nie był on już „jej skrawkiem”, lecz skrawkiem od niej otrzymanym.

No, cóż. Wyspiański napisał w Weselu: „Tajemnicą jest kobieta”. Zachowanie Hebe potwierdza, że mój ulubiony modernista miał rację. Bogini Hebe Naopak marzy, aby Herakles Naodwrót całował otrzymany od niej skrawek materiału,  walcząc dla swojej damy czyli Dejaniry. Altruistko-masochistka?

Gdyby Herakles całował skrawki materiału, walcząc jednocześnie w turnieju,  to by długo biedaczyna nie pociągnął – imiesłów przysłówkowy współczesny znowu miesza.

 

Tymczasem ocucona ArinajeD rzuciła białą chusteczkę, którą zwycięski rycerz zręcznie złapał, przykładając z ukłonem do ust.

 

Żadną miarą nie był w stanie chusteczki złapać, przykładając ją jednocześnie do ust! Albo rybki, albo akwarium! Najpierw złapał, potem przyłożył do ust!

Imiesłowy  przysłówkowe współczesne wyraźnie cię prześladują. Spróbuj je obłaskawić.

 

Zhańbiony zniknął natychmiast za najbliższym namiotem.

 

zhańbiony zniknął za namiotem, albo wcześniej – wymierzył broń w stojącego – to sztucznie i niezręcznie brzmiące zamienniki (przymiotnik/imiesłów w funkcji rzeczownika), przy pomocy których próbujesz uniknąć powtórzeń. To nie jest udana taktyka.

Zhańbiony, wściekły i upokorzony, skrył się za najbliższym namiotem (…)???

 

– My hero! – powiedziała zauroczona piękność, skrywając zawstydzoną twarz za rozłożystym wachlarzem i rozglądając się chełpliwie po rozentuzjazmowanej widowni.

„zauroczona piękność” – dziwaczne i patetyczne i harlequinowe, ale niech tam. Muszę się streszczać, więc zrobię to, co zdarza mi się sporadycznie – podam swoją propozycję (luźną, niezobowiązującą i nieidealną):

– My hero! – wyszeptała piękność, bez reszty urzeczona dzielnością swego rycerza. Skryła zarumienioną z emocji twarz za rozłożystym wachlarzem, ale  co i rusz rzucała zza niego chełpliwe spojrzenia w kierunku… (W czyim kierunku, właściwie? Chyba siedzących nieopodal dam.  Bo niby przed kim innym mogłaby się  chełpić czyli wynosić się nad kogoś czyli (po prostu) zadzierać nosa, z powodu przygruchania tak zarąbistego faceta jak Herakles? Wyłącznie przed konkurentkami!)

 

(…) przyglądając się przerażającym wydarzeniom, w jakich brał udział jej wymarzony bohater, który potem samodzielnie się z nich wyswobadzał, dowodząc odwagi oraz wojennego kunsztu.

 

Pardon, ale to zdanie jest totalnie spaprane.

wyswobodzić się z wydarzenia – takie połączenie wyrazów nie istnieje. Jakiś koszmarek językowy!

 

(…) heros spojrzy i w jej kierunku, odwzajemniając tę magię spojrzenia.

 

Odwzajemnić magię spojrzenia –  to także nieistniejące (i absurdalne) połączenie wyrazów.  

Dodatkowo: (…) heros spojrzy – (…) magię spojrzenia 

Pzdr.KT

 

 

 

W_baskerville, witam i dziękuję za odwiedziny oraz tak dosadny komentarz. :)

Nic, tylko brać się do roboty i poprawiać, poprawiać, poprawiać… :))

Pozdrawiam serdecznie. :) 

Pecunia non olet

Starałam się, aby mój komentarz nie był dosadnysmiley. Czepiałam się, owszem, ale w sumie było miło. Pzdr. KT

Dziękuję również i pozdrawiam serdecznie. :))

Pecunia non olet

Przykro mi, ale nie podeszło.

 

Fabularnie jest tu nieco dziwnie i raczej nijako. Mamy tu retelling mitu o Heraklesie, ale zrobiony w sposób nieszczególnie porywający – rozumiem, że powtarzający się cykl wydarzeń miał być tu osią opowiadania ale bardzo szybko staje się to nudne, zwłaszcza, że ostatecznie fabuła i tak nie zaskakuje.

Do tego dochodzi spora garść rozmaitych fabularnych usterek – magiczna mikstura w roli deus ex machiny, bohaterowie walczący po dwóch stronach konfliktu lądujący w tym samym szpitalu polowym, pielęgniarka bez zastrzeżeń wierząca w magię i tak dalej – żaden jeden nie jest bardzo poważny, ale jest ich tu dość, by w końcu zaczęło to doskwierać.

Do tego dochodzi ogromna pośpieszność tego tekstu. Z jednej strony rozumiem – powtarzalność i tak może być w tym tekście dokuczliwa. Ale na chwilę obecną, gdy kolejne scenki składają się w zasadzie jedynie z dość pobieżnego opisu takiej czy innej potyczki, do lektury szybko zakrada się nuda – bardzo brakowało mi tu jakiegoś emocjonalnego zróżnicowania, może ukazania różnych Herkulesów w różnych sytuacjach, czegokolwiek, co sprawiłoby, żebym był ciekaw, co pokażesz w kolejnej scenie, zamiast z góry to wiedzieć.

Kreacja bohaterów – ledwie dostrzegalna. Są tam i robią, co muszą, żeby popchnąć fabułę, ale nie bardzo mają cokolwiek przypominającego osobowość – mówisz nam, jacy są (próżna, podstępny, odważny…) ale nie bardzo to pokazujesz.

Kreacja świata – w zasadzie nieobecna.

Język – tu i ówdzie się potykałem. Nie jest tragicznie, ale nie zaszkodziłoby porządne czyszczenie. Nie wszystkie opisy były dla mnie jasne przy pierwszej lekturze.

 

Podsumowując – takie sobie. Nie urzekło mnie koncepcyjnie, a i wykonanie nie powala.

Witaj, None, dziękuję za odwiedziny oraz komentarz i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nie porwało mnie, ale czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję, Anet i pozdrawiam Cię serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nie powaliło mnie niestety. Zaraz zobaczę to drugie. Pozdrowienia.

Hej, Koalo75, dziękuję za odwiedziny oraz komentarz i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witam Jurora, pozdrawiam i dziękuję za żabkę. :)

Pecunia non olet

Obie części tego opowiadania mają swój urok i każde jest oddzielną zamkniętą całością.

Część druga (którą zaraz skomentuję) – jest warsztatowo lepsza, niemniej i ta wydaje mi się całkiem znośna. A to, że w tej odwróconej wersji Dejanira założyła nieszczęsną koszulę – dało mi pewną czytelniczą satysfakcję.

 

 

entropia nigdy nie maleje

To przeogromnie miłe z Twojej strony, Jimie, że takie masz odczucia, dziękuję Ci bardzo. Nie jest łatwo, jak widać, napisać tekst poważny w wymowie oraz odbiorze. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

"Zakochani muszą być szaleni."

 

Pierwszy kot za płotem okazał się… hmmm. Gepardem? Bo pędzi tak, że prawie nie widać cętek. Opisy skrótowe, sceny przerysowane, czarny charakter nie zdąży podkręcić wąsa, ale tylko dlatego, że gna za nim bohater…

 

Jako pierwsze zwracają uwagę imiona postaci. Praktycznie od razu widać, że pochodzą z greckiego mitu, są tylko odwrócone w lustrze, co wskazywałoby na jakiś głębszy zamysł, ale… jaki? Motyw koszuli Dejaniry kopiujesz, mówiąc językiem fotografii, w pozytywie. Więc? Poza tym szyk bywa bardzo niezręczny, dialogi nienaturalne, język wymyka Ci się spod kontroli. Trafiają się frazy w rodzaju: „przewaga liczebna zdawała się być decydującą”. Znalazłam też błąd gramatyczny: "nie dorównywali umiejętnościom walecznemu młodzianowi." (A powinni mu nie dorównywać umiejętnościami.) Parę zaimków można by wyciąć; w innych miejscach ich brakuje. Widać, że się spieszyłaś – niepotrzebnie. W tym pośpiechu podwajasz informację, nie zauważasz powtórzeń („groźnie się przy tym odgrażał”?), podejmujesz decyzje, które na drugi rzut oka okazują się dla tekstu niekorzystne – „my hero” w pierwszej części wygląda bardzo dziwnie, potem, powtarzane, staje się elementem porządkującym, ale pierwsze wrażenie zostaje. Jakbyś nie zdążyła się przyjrzeć temu, o czym opowiadasz.

 

Co do kompozycji: jest tu jakiś porządek – oto uniwersalny bohater wciąż na nowo przeżywa swoją historię, ale całość kieruje się trochę logiką snu, deus ex machina staje szczerzy zęby, i w sumie, chociaż niespodzianki są, to jakieś niepoukładane. Nieosadzone w świecie. Nie do końca wiem, kto tu jest bohaterem – Hebe czy Herakles? Kogo spotykają niespodzianki? Każda z osobna sekcja jest raczej chaotyczna.

 

Postacie. Archetypowe. To nie szkodzi, bo taka miała być konwencja, ale… skąd właściwie wiemy, że Dejanira jest „pusta i głupia”? Najgłębsze uczucia okazuje tutaj Hebe – i miłe, i niemiłe – to jej najbardziej zależy (dlatego uznałam ją za właściwą bohaterkę), pozostali są dość nijacy.

 

Jeśli o motto chodzi: tekst jest o miłości – a może jednak o zauroczeniu, zakochaniu? Dejanira kocha źle, ale Hebe też! Też jest zazdrosna. Herakles jest tu najlepszy – wierny po grób i dalej, a mimo to… czy kocha, czy tylko wymienia hołdy?

 

Reasumując: nie spiesz się tak. Entuzjazm entuzjazmem, a czasami warto wskoczyć do zimnej wody.

 

Złamane serce Twojego dzieła prześlę Ci na dowolny adres (podaj go tylko na priv).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dziękuję, Jurorko, adres zaraz wysyłam, a ten mój pośpiech faktycznie jest do poprawy. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hurtownia nierzetelnych opinii przedstawia

 

GNIOT

 

pod tytułem:

 

KOMENTARZ JURORSKI

 

Która przywołałaś herosa greckiego

Całą ich armię w swe opko wciskając

Znaczenie imion zgrabnie ukrywając

Na pomieszanie dobrego i złego

 

Choćby się wszyscy w tekście twym zmieścili

Cóż, gdy w chaosie tylko się kotłują

Schematycznością żurskie oczy kłują

Że cała ich rola to tyle, że byli

 

Nie bądź bezpieczna, juror się pałęta

Możesz już czytać, komentarz gotowy

Sądzone będą czyny i rozmowy

 

Dla tekstu lepszy byłby koncept nowy

I greckich herosów liczebność przycięta.

 

Interpretacja dla leniwych:

 

Na pewno nie pomaga liczba bohaterów w tekście. Już w pierwszych akapitach dowożeni są masowo, jakby na taczkach. To nie pomaga. Nie do końca wiadomo, o kim konkretnie chcesz opowiadać, wokół kogo budować historię. Poszczególni bohaterowie muszę niejako dzielić między siebie te kilkanaście tysięcy znaków, przez co nie tylko żaden nie ma dla siebie odpowiednio dużo miejsca, ale i czytelnik jakoś nie do końca może się wciągnąć w historię po trosze o każdym.

Technicznie mogło być lepiej. Trafiają się przestrzelone przecinki, zwraca uwagę naprawdę spore nagromadzenie przymiotników, o tyle niewdzięcznych w takim ich skupisku, żeby bardziej zmuszają, by wierzyć na słowo w suchy opis niż rzeczywiście coś obrazują i przybliżają czytającemu. Trafiają się również niezgrabności językowe (jak groźnie się odgrażał i tym podobne).

Opowiadanie wydaje się dość schematyczne i w większości przewidywalne. Schemat konkursowy, wbrew pozorom, tego do końca nie oznaczał.

Na plus na pewno ładna zabawa imionami i ukrycie ich faktycznego znaczenia. Jedni odkryją je szybciej, inni później – ważne, że dostajemy jakiś powiew świeżości w tekście i przede wszystkim element, która zwraca uwagę i który można postrzegać jako wartość dodaną opowiadania. Gorzej, że wspomniany wcześniej natłok bohaterów wprowadza jednak pewne zamieszanie i między innymi i ten chwalony przeze mnie wyżej element nie wypada tak efektownie, jak mógł.

Czy opowieść zostawia nas z jakimiś przemyśleniami? Czy poprzez opowiedzianą historię przemycasz nam jakieś ciekawe refleksje? Cóż, niby można i coś tam dostrzec, jeśli jednak wysnuwamy jakieś wnioski to z gatunku tych dobrze znanych i wielokrotnie już w literaturze przerabianych.

Zostaje motto. Wykorzystanie motta nie jest może jakoś szczególnie zaskakujące, ale i bez wątpienia zostało wyraźnie w tekście zaakcentowane i stanowi ważny element opowiadania.

Dziękuję za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

I ja bardzo dziękuję Jurorowi, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka