- Opowiadanie: JPolsky - Powrót do domu

Powrót do domu

Groza, a właściwie groteska, nawiązująca do dość klasycznych motywów, trochę jednak z przymrużeniem oka. Podpiąłem pod konkurs.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Powrót do domu

Słońce schowało się za horyzontem i nastał wieczór. Do przejścia był jeszcze spory kawał drogi. Dziewczyna udawała się do miasta, co najmniej kilka razy w roku i zawsze wracała przed nadejściem nocy. Tym razem jednak zakupy oraz liczne interesy, które załatwiała na tamtejszym targu, zatrzymały ją nieco dłużej. Powrót po zmroku okazał się zatem nieunikniony. Wysoka, zgrabna blondynka o sympatycznej twarzy, liczyła sobie już piętnaście wiosen. Nie wydawała się być całkowicie bezbronna w obliczu zagrożenia, wszak potrafiła intuicyjnie przewidzieć niebezpieczeństwo. Była też sprytna, odważna i wykazywała dużą skłonność do ryzyka.

Szła zatem dumnie przed siebie, pełna optymizmu i pogody ducha. Opuściła miejskie mury, zostawiła za sobą ostatnie ludzkie osiedla, przeszła obok pól uprawnych, po czym znalazła się na skraju gęstego lasu. Czekał na nią ostatni i najdłuższy fragment drogi. Za dnia, bujny i wiecznie zielony las, był pięknym, niemal magicznym miejscem. W ciemnościach, wydawał się złowrogi i pełen niebezpieczeństw.

Znała jednak jak własną kieszeń wszystkie ścieżki, prowadzące przez gęstwinę drzew i zarośli. Właśnie tam, gdzieś w samym środku, na niewielkiej polanie, znajdowała się chata, w której mieszka. Pohukiwania sów, skrzeczenie owadów oraz szum, pochodzący od kołysanych wiatrem koron drzew, towarzyszyły odtąd dziewczynie niemal nieustannie. Nie było to nic niezwykłego, po prostu nocne odgłosy przyrody.

– Cóż mogłoby mi się stać? – zapytała po cichutku sama siebie.

Zostawiała za sobą kolejne metry, gdy coś energicznie poruszyło się na jednym z drzew. Dziewczę przystanęło, aby dokładnie przyjrzeć się zjawisku. W tym wieku ciekawość i przygoda zawsze są na pierwszym miejscu. Kiedy zbliżyła twarz ku wystającym na ścieżkę gałęziom, te nagle drgnęły… a po chwili wyskoczyły z nich dziwne, niewielkie czarne kształty! Zaskoczona upadła na ziemię, podniosła głowę i ujrzała w świetle księżyca… sylwetki dwóch nietoperzy.

– Uff! To tylko nietoperze. Ale mnie przestraszyły – wymamrotała.

Wstała, odetchnęła z ulgą, zrobiła skupioną minę i kontynuowała marsz. Przypomniała sobie jak jeszcze kilka lat temu, bała się chodzić po lesie, zwłaszcza po zmroku. W trasę do miasta udawała się razem z babcią, zanim ta zapadła na zdrowiu i prawie w ogóle przestała wychodzić z chaty. Cykliczne wizyty na lokalnym rynku były jednak koniecznie, gdyż tylko tam można dostać świeże produkty żywnościowe, odzież i inne niezbędne do życia artykuły. Dlatego też od pewnego czasu, mniej lub bardziej chętnie, sama wybierała się w tę jednodniową podróż, sumiennie stosując się do instrukcji babci.

Droga trochę się dłużyła, a późna pora, ciemności oraz wyjątkowa cisza, która teraz nastąpiła, zasiały ziarnko niepokoju w umyśle dziewczyny.

– Nietoperze są niegroźne, ale co będzie jak natknę się na niedźwiedzia lub wygłodniałe stado wilków? – Rozstrzygała w myślach.

Szybko jednak odrzuciła te straszne wizje i nieco przyspieszyła kroku. Pokonywała kolejne zakręty wśród majaczących w półmroku sosen, buków i dębów. Przedarła się przez dwa wzniesienia i znalazła się na ostatniej, długiej prostej, prowadzącej po płaskim niczym stół terenie. Księżyc wisiał teraz wysoko na nocnym niebie i dobrze oświetlał ścieżkę, po której stąpała. Do domu było już naprawdę niedaleko.

Spokój dziewczyny ponownie został zmącony, gdy usłyszała pomruk, a chwilę później głośny ryk.

– Oh! – Próbowała powstrzymać powodowany przestrachem okrzyk.

Nie była w stanie jednoznacznie określić, jakie to może być zwierzę. Zawładnęła nią obawa, że wszystkie wcześniejsze czarne myśli, teraz mogą stać się rzeczywistością. Źródło dźwięku znajdowało się stosunkowo blisko, gdzieś w zaroślach obok ścieżki.

Jeleń, dzik, a może rzeczywiście niedźwiedź? Stratą czasu było jednak to roztrząsać. Nie zastanawiając się wiele, zapobiegliwa dziewczyna zaczęła uciekać i biegiem pokonywała dalszą część trasy. Koszyk, który ze sobą niosła, sprawiał jej spory dyskomfort, dlatego bieg szybko zamienił się w trucht. W pewnym momencie obejrzała się za siebie i doszła do wniosku, że nic jej nie goni, więc nie jest w niebezpieczeństwie. Zwolniła zatem, wzięła kilka głębszych oddechów, a po chwili zorientowała się, że właśnie wchodzi na polanę, po środku której stoi niewielki budynek.

– Uff! Nareszcie w domu – oznajmiła przytłumionym głosem zmęczona, ale szczęśliwa.

Widok murowanej chaty o oszczędnej stylistyce, wprawił ją początkowo w dobry nastrój i przyniósł ukojenie. To był jej azyl. Tu czuła się najbezpieczniej.

Kiedy zbliżała się do drzwi wejściowych, ponownie jednak dopadło ją to rzadkie uczucie lęku i niepokoju. Z dwóch okien budynku biło bowiem jasne, żółte światło, co oznaczało, że główna izba musi być dobrze oświetlona przez znajdujące się tam lampy.

– To dziwne – stwierdziła – babcia o tej godzinie powinna już spać, lub czytać książkę przy zapalonej, ledwo widocznej z daleka świeczce.

Dziewczyna zatrzymała się na stopniu przed drzwiami i odchyliła czerwony kaptur, zasłaniający jej długie, kręcone włosy. Spojrzała się mimowolnie na gwieździste niebo oraz zbliżającą się pełnię księżyca. Wyciągnęła z kieszeni płaszcza klucz, przekręciła go w zamku i weszła do środka.

 

***

 

– Babciu, babciu! Nie śpisz jeszcze? – zapytała donośnym głosem już na progu, ale nie doczekała się odpowiedzi.

Brak odzewu zaniepokoił ją jeszcze bardziej, więc szybko zdjęła pantofle, odłożyła na bok koszyk z zakupami i wpadła do oświetlonego, dużego pokoju, gdzie zazwyczaj przebywała babcia…

Makabryczny widok, który tam zastała, spowodował, że targnął nią zimny dreszcz, po czym przystanęła i osłupiała.

Na łóżku w centralnej części izby leżało bezwładne, na wpół obnażone ciało starszej kobiety. Trup miał otwarte oczy, a martwe źrenice utkwiły wpatrzone w sufit. Na częściowo zdjętej koszuli nocnej oraz na prześcieradle pełno było zakrzepłej już krwi. Na brzuchu i na klatce piersiowej wyraźnie zarysowywały się głębokie, cięte rany. Schorowana babcia musiała stawiać opór i walczyć z napastnikiem, zanim ostateczne wyzionęła ducha.

– Babciu! – wykrzyknęła wnuczka.

Zasłoniła rękoma twarz, w tym zalane łzami oczy, potrząsając głową w wyrazie smutku i niedowierzania. Po dłuższej chwili zbliżyła się do łóżka, uklękła, wzięła w ręce zimną dłoń babci i przycisnęła ją mocno do swojego policzka.

– Babciu! Co teraz będzie… – powiedziała rozgoryczona.

Zszokowane, rozdygotane dziewczę lamentowało przy zwłokach jedynej krewnej i dotychczasowej opiekunki… zupełnie nie zdając sobie sprawy z czyhającego za rogiem zagrożenia. Otóż, w sąsiednim pokoju, za otwartymi drzwiami, znajdował się morderca, który przyglądał się uważnie całej sytuacji. Obserwował dramat dziewczyny, ściskając w dłoni nóż, narzędzie niedawnej zbrodni…

Stałby tak pewnie dłużej i delektował się chwilą, jednak nieumyślnie zdradził swoją obecność. Przystępując z nogi na nogę, mocniej nacisnął na starą, drewnianą podłogę, aż ta zaskrzypiała pod jego ciężarem.

Dziewczyna momentalnie podniosła pochyloną wcześniej nad łóżkiem głowę, spojrzała z przestrachem w oczach w kierunku drugiego pokoju i w pozycji półsiedzącej, zaczęła wycofywać się tyłem do przeciwległego kąta pomieszczenia.

Zbrodniarz, świadomy popełnionego błędu, wyszedł z cienia i ukazał oblicze. Złowieszczy uśmiech malował się na jego podłużnej i wychudzonej twarzy, gdy przenikliwym wzrokiem mierzył zlęknione, kucające dziewczę. Zbliżał się do niej powoli, z wysuniętym do przodu ostrzem noża.

– Mam cię maleńka – wydukał mężczyzna.

– Cze…. cze… czego chcesz? – wydusiła z siebie.

– Jak to czego? Ciebie! – oznajmił bezczelnie.

Nieznajomy nie pozostawił żadnych niedomówień w kwestii przyszłych zamiarów. Nie było już istotne, czy od dawna obserwował tych dwoje i dokładnie zaplanował napad, gwałt oraz zabójstwa, czy też przypadkowo znalazł się w okolicy i działa w afekcie.

– Nie! Nie! – krzyczała przerażona dziewczyna.

– O tak, tak… – drwiąco odpowiadał agresor.

Kiedy wydawało się, że los już zdecydował i nie ma dla niej ratunku, w pokoju rozległ się donośny dźwięk. Stukot zegara ściennego, na którym właśnie wybiła północ. Napastnik spojrzał odruchowo na zabytkowy czasomierz. Dziewczyna natychmiast wykorzystała chwilę jego nieuwagi, energicznym ruchem podniosła się z podłogi, złapała w rękę stojący na parapecie przy najbliższym oknie mosiężny wazon i cisnęła nim prosto w głowę mężczyzny.

– Aauuaa! Ty mała suko! Zapłacisz mi za to – wykrzyczał i przycisnął rękę do swojej lewej skroni, po której zaczęła spływać krew.

Utrzymał jednak równowagę, ścisnął mocniej znajdujący się w drugiej ręce nóż i z wyraźnymi oznakami zdenerwowania na twarzy, zaczął napierać w kierunku dziewczyny. Wzdychał głęboko, z kącików ust ściekała mu ślina, a palcami dłoni rozpinał guziki w spodniach.

– Nie, proszę! – rozpaczliwie zawołała będąca jeszcze dzieckiem blondynka.

– Nie mam już dla ciebie litości – odrzekł zabójca babci.

– Poczekaj! Daj mi trochę czasu… – Próbowała grać na zwłokę.

– Czasu? A niby na co? – Skonfundował się.

Zniecierpliwiony mężczyzna chciał złapać obiekt swojej niezaspokojonej żądzy, ale broniąca się zrobiła krok do tyłu, potknęła się i upadła na podłogę. Wtedy intruz pochylił się nieco i miał zamiar przystąpić do tego, na co tak długo czekał. Dziewczyna odwróciła wzrok w kierunku okna, gdy oślepił ją blask okrągłej, niczym nie przysłoniętej tarczy księżyca… W tej samej chwili jej ciało zaczęło z lekka drżeć, a usta przybrały kształt jakby ironicznego uśmiechu.

– Zwariowała, czy co? – Pomyślał nikczemnik.

Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy młoda blond piękność niespodziewanie wstała, wyprostowała się i już bez lęku w oczach przypatrywała mu się uważnie.

– No dobrze gąsko… wezmę cię i schrupię w taki sposób, w jaki sobie tego życzysz – kpił złowieszczo dalej.

– Zobaczymy, kto tu jeszcze kogo schrupie… – odpowiedziała sarkastycznie.

Jakież było zaskoczenie łotra, kiedy jego niedoszła ofiara nagle zaczęła się zmieniać i przeobrażać w coś… czego początkowo nie dało się nawet nazwać.

Dłonie dziewczyny obrastały gęstymi włosami, które finalnie zamieniły się w sierść, typową dla zwierząt. Jej długie nogi oraz ręce stały się masywniejsze, muskularne, a po chwili również pokryły się sierścią. Klatka piersiowa rozrastała się tak mocno, że płaszcz oraz znajdujące się pod nim pozostałe części odzienia zostały dosłownie rozerwane. Głowa wydłużyła się, a twarz nabrała ostrych, zwierzęcych rysów, odsłaniając przy okazji zestaw straszliwych zębów.

– O cholera… – wyjąkał coś w tym czasie niezbyt zrozumiałym głosem przerażony napastnik.

Na sam koniec transformacji, z palców rąk i nóg zwierzęcia, nie przypominającego już w niczym poprzedniej właścicielki tego monstrualnego ciała, wysunęły się długie pazury, oczy zaś błysnęły ceglastym, ciemnoczerwonym kolorem, przez co przypominały rozżarzone węgle. W ten sposób, po wysokiej i szczupłej dziewczynie nie pozostał żaden ślad, a przed oniemiałym i zszokowanym mężczyzną znajdowała się dwunożna, sięgająca około dwóch metrów wysokości, okropna bestia… Wilczyca!

– O Boże… – powiedział, ale wzywanie sił wyższych wydawało się zupełnie daremne.

Resztki pewności siebie opuściły napastnika, a nóż, który trzymał wcześniej w dłoni, wypadł mu z niej mimowolnie i znalazł się na podłodze. Zwyrodnialec otworzył szeroko usta oraz zaczął jeszcze jąkać i dukać coś w stylu:

– Nie, nie… proszę!

Wielki wilk zawył, a właściwie zaskowytał, jakby chciał powiedzieć: „nie mam już dla ciebie litości” i przednią łapą dosięgnął gardła przeciwnika, wbijając w nie ostre pazury. Przyciągnął do siebie wciąż szamocącego się człowieka, uniósł nad podłogą i zatopił w nim zęby, odgryzając co najmniej połowę twarzy. Rzucił mordercą o ścianę, pozwalając mu się wykrwawiać i konać w męczarniach…

Kilkanaście minut później, w pokoju nie było już wilczycy, a przy oknie stała ponownie młoda, blondwłosa, niemal zupełnie naga, ubrudzona krwią dziewczyna. Oprócz niej w pomieszczeniu znajdowały się dwa trupy. Leżący na podłodze w kałuży krwi mężczyzna oraz pozostawione na łóżku zwłoki babci.

– Co powinnam teraz zrobić? – Zastanawiała się.

Łzy wciąż cisnęły się jej do oczu, gdy spoglądała na martwą opiekunkę. Ocknęła się jednak szybko i poszła do studni po wiadro wody. Przemyła się i przebrała w czyste ubrania.

Następnie spakowała w niewielki tobołek najpotrzebniejsze, osobiste rzeczy i ukryte w różnych zakamarkach pieniądze oraz srebrne monety.

Zapaliła wszystkie lampy naftowe, po czym za ich pomocą podłożyła ogień w każdym z pomieszczeń. Chwilę później wyszła na zewnątrz i patrzyła jak cały budynek stanął w płomieniach. Obserwowała to niezwykłe zjawisko, jak ogromnych rozmiarów kula ognia, wypuszcza długie, pomarańczowo-czerwone jęzory gdzieś daleko w gwieździste, nocne niebo.

Płakała. Płakała dziewczyna, bo o to płonął jej rodzinny dom. Dom, w którym spędziła całe dzieciństwo. Jakiś etap życia tej naznaczonej piętnem, młodej osoby właśnie dobiegł końca. Babcia pełniła funkcję mentorki, opiekunki, ale przede wszystkim strażniczki, trzymającej w ryzach podopieczną. Była osobą nadzorującą straszliwą klątwę, jaka ciążyła na dziewczynie.

Teraz przyszedł czas na przedwczesną dorosłość. Dorosłość, czyli wolność, ale i brak nadzoru.

– Żegnaj babciu… – wypowiedziała ze smutkiem, ale pewnym siebie, silnym głosem.

Kiedy budynek obrócił się w ruinę, a ogień zaczął nieco przygasać, dziewczyna opuściła polanę i weszła do lasu. Szła z wysoko uniesioną głową i wpatrywała się w jaśniejące niebo. Już prawie nastał świt. Na policzkach miała jeszcze smugi po wylanych łzach, ale mimo to jej twarz rozpogodziła się i zagościł na niej niewielki uśmiech.

– Mordercy, gwałciciele i inni zwyrodnialcy… miejcie się na baczności! Idę! – oznajmiła gniewnie, kontynuując marsz ku nieznanemu.

Koniec

Komentarze

Zgłaszałam się do betowania. Pewnie jest nas więcej;)

Lożanka bezprenumeratowa

Witaj. :)

 

Niestety będą błędy, zwłaszcza interpunkcyjne, bo tekst pisany trochę “na szybko”, a i nie udało mi się znaleźć chętnych do betowania;)

O, przepraszam, moje zgłoszenie czeka od 10 grudnia i nie jest dotąd odczytane. :)

 

Z technicznych:

Spojrzała się (raczej zbędne) mimowolnie na gwieździste niebo i zbliżającą się pełnię księżyca.

Nie było już istotne, czy od dawna obserwował tych dwoje… – “dwoje” w przypadku mężczyzny i kobiety 

 

Obserwowała to niezwykłe zjawisko, jak ogromnych rozmiarów kula ognia, (moim zdaniem zbędny przecinek) wypuszcza swoje długie,…

 

Płakała dziewczyna, bo o to (razem) płonął jej rodzinny dom.

 

Opowieść rzeczywiście ociera się o groteskę, jak uprzedziłeś w tagach. :) Ponieważ jestem zagorzałą wielbicielką bajki “Czerwony Kapturek. Prawdziwa historia”, nasuwa mi się wniosek, będący jednym z cytatów, wypowiadanych przez dobrodusznego Wilka: “No jasne, wszystko na wilka, nie ma to jak rasizm!”.  laugh

Bardzo fajny pomysł. Horror miejscami przeraża/mocno zaskakuje, ale nade wszystko bawi. Babci szkoda. 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Zgłaszałam się do betowania. Pewnie jest nas więcej;)

 

Hehehe, Ambush, jak Ty mnie jednak znasz… kiss

Pecunia non olet

Retelling baśni to wbrew pozorom nie taka łatwa sprawa. Nie wiem, czy motyw Kapturka zmieniające się w wilka już nie został przez kogoś wcześniej wykorzystany, ale ja tego nie kojarzę, więc dla mnie to coś nowego. Twój tekst zainspirował mnie, żeby w końcu zabrać się za Towarzystwo wilków Angeli Carter, bo był to jeden z pierwszych tytułów, na jaki się natknąłem, zagłębiając się lata temu w historię literatury gotyckiej i określa się tę opowieść właśnie jako gotyckie fantasy, czy też gotycką baśń, więc będę miał porównanie.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Niezły tekst. Podobał mi się motyw dziewczyny-wilkołaka. Może nie było zbyt strasznie ale i tak czytało się przyjemnie. Dopracować nieco stronę techniczną i będzie ok. 

Witam wszystkich,

 

Ambush, bruce – o rany, ale dałem ciała… przepraszam, bo musiałem nie zauważyć Waszych zgłoszeń:) Na swoje usprawiedliwienie mam tylko, że ostatnie 4-5 dni prawie w ogóle nie odwiedzałem forum z różnych powodów i gdy naglił termin konkursu, szybko wystawiłem to co miałem. Następnym razem będę uważniejszy, a teraz pozostaje liczyć na Wasze podpowiedzi i interwencję regulatorów;)

 

bruce – dziękuję za opinię i zgadza się, to opowiadanie miało z jednej strony trochę przestraszyć, trochę mylić tropy, a trochę rozbawić:)

 

Fanthomas – Jestem niemal przekonany, że motyw dziewczyny przemieniającej się w wilkołaka był wykorzystany w literaturze, pojęcia nie mam czy akurat w połączeniu z motywem czerwonego kapturka. W każdym razie ja opracowałem swoją autorską wizję i nie posiłkowałem się żadnym tekstem, chciałem też zrobić to z pewnym “dużym dystansem” do konwencji. “Towarzystwo wilków” – oglądałem tylko adaptację filmową z lat 80-tych, było to już dobre 15 lat temu i nie pamiętam jej, aż tak dokładnie, ale przypominam sobie, że wtedy film mi się bardzo spodobał. Motyw wilkołaka był tam metaforą zagrożenia jakim są mężczyźni dla młodych, niewinnych kobiet o ile się nie mylę;)

 

Storm – Miło mi, że tekst się spodobał. Sprawy techniczne jak pisałem wyżej, poprawiane będą już niestety na bieżąco.

 

Pozdrawiam!

Miło mi bardzo, dziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć

Jak na tak krótkie opowiadanie używasz mocno rozwlekłego stylu, w przesadnie drobiazgowy sposób opisane są wydarzenia, tło i przedmioty. Nie byłam pewna, czy to część stylizacji i mam to zinterpretować jako groteskę, czy to po prostu maniera pisarska.

Sama konstrukcja bohaterki i jej motywacje – zdecydowanie na plus.

Czytało się dobrze, była groza i puenta.

Pozdrawiam!

Przeczytawszy.

Ciekawy retelling, bo mamy tu gotycką wersję klasycznej baśni. Zgodzę się z przedpiścami, że nad stylem warto popracować, tak samo jak nad kompozycją, bo dysproporcja długości pomiędzy wstępem a zakończeniem jest dość uderzająca. Podobała mi się natomiast bohaterka i użycie motywu wilka w nieoczywisty sposób.

Cześć,

 

Chalbarczyk, oidrin – pozwólcie, że odpowiem Wam wspólnie;)

 

Dzięki za przeczytanie i cieszę się, że tekst ogólnie uznany został jako niezły, lub/i przyniósł pozytywne odczucia.

Oczywiście przyznaję, że nad stylem muszę jeszcze popracować i doszkalać warsztat, wszak wciąż jestem nowicjuszem, w tego typu pisarstwie. Będę jednak trochę bronił swojej koncepcji i kompozycji tekstu, gdyż w tym konkretnym przypadku, uznałem to za potrzebne, aby nieco “mylić” czytelnika i nie dać mu jasnych podpowiedzi co będzie dalej oraz wprowadzać elementy humorystyczne/groteskowe. No a efekt nie zawsze jest zgodny z oczekiwaniami i moją interpretacją:)

 

Pozdrawiam

 

Podobał mi się twist i puenta, nadająca historii wymiar uniwersalny: niewinna dziewczyna zamienia się w mścicielkę skrzywdzonych kobiet. Tak jak to już wspominało parę osób, warto trochę dopracować styl, może czasem zatrzymać się nad jakimś szczegółem. Mam zupełnie odwrotnie niż chalbarczyk – mi brakuje opisów i detali, tylko podanych nie w formie przymiotników czy imiesłowów. Również długie, rozbudowane zdania sprawdzają się, kiedy jest statycznie i spokojnie, ale w opisach walki trochę zwalniają tempo. Myślę, że warto poeksperymentować z tym tekstem :)

Nie porwało mnie, ale momentami było zabawnie :)

Przynoszę radość :)

Cześć,

 

Montserrat – dzięki za przeczytanie i zwrócę uwagę na dopracowanie stylu przy następnych tekstach, może jeszcze pokombinuje coś z tym.

 

Anet – cieszę się, że tym tekstem mogłem Cię chociaż trochę rozbawić:)

 

Pozdrawiam

Motyw połączenia Kapturka z napastnikiem interesujący. Reszta jako taka – trochę miałam wrażenie, że opowiadasz ze zbyt wielkiego dystansu, żebym mogła się zaangażować w historię.

Babska logika rządzi!

Cześć,

 

Tak zgadza się, ten dystans był celowy i nie pierwszy raz udziela się w moich wypocinach. Jednemu bardziej to przypadnie do gustu, innemu mniej.

 

Pozdrawiam i dzięki za komentarz

Nieźle wymyśliłeś nową wersję bajki o Czerwonym Kapturku i tylko szkoda, że wykonanie pozostawia tak wiele do życzenia.

 

Kiedy zbli­ży­ła swoją twarz ku wy­sta­ją­cym na ścież­kę ga­łę­ziom… → Zbędny zaimek – czy mogła przybliżyć cudzą twarz?

 

Za­sko­czo­na na­sto­lat­ka upa­dła na zie­mię… → To słowo nie ma racji bytu w tym opowiadaniu, albowiem weszło do użytku w połowie XX wieku, a opisana historia, jak mniemam, dzieje się znacznie wcześniej

 

i gdy pod­nio­sła głowę do góry… → Masło maślane – czy można podnieść coś do dołu?

 

kiedy sta­nę­ła dęba i ob­ró­ci­ła głowę w kie­run­ku od­gło­su. → Obawiam się, że dziewczyna nie mogła stanąć dęba. https://pl.wiktionary.org/wiki/stan%C4%85%C4%87_d%C4%99ba

 

za­po­bie­gli­wa na­sto­lat­ka za­czę­ła ucie­kać… → …za­po­bie­gli­wa dziewczyna za­czę­ła ucie­kać

 

kap­tur, który dotąd za­sła­niał jej dłu­gie, lo­ko­wa­ne włosy. → …kap­tur, który dotąd za­sła­niał jej dłu­gie, kręcone włosy.

Obawiam się, że włosów nie można lokować.

 

Wy­cią­gnę­ła z kie­sze­ni płasz­cza klucz, prze­krę­ci­ła zamek w drzwiach… → Wy­cią­gnę­ła z kie­sze­ni płasz­cza klucz, prze­krę­ci­ła go w zamku

 

po­trzą­sa­jąc głową w ge­ście smut­ku i nie­do­wie­rza­nia. → …po­trzą­sa­jąc głową w wyrazie smut­ku i nie­do­wie­rza­nia.

Gesty wykonuje się rękami/ dłońmi, nie głową.

 

nie ma ra­tun­ku dla bez­bron­nej na­sto­lat­ki… → …nie ma ra­tun­ku dla bez­bron­nej dziewczyny

 

…stała po­now­nie młoda, blond włosa… → …stała ponownie młoda, blondwłosa

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej regulatorzy,

 

Tekst napisany był ładnych parę miesięcy temu, ale dziękuje za zwrócenie uwagi na błędy, które właśnie zostały poprawione, podobnie jak inne językowe niezgrabności, jakich wcześniej nie zauważyłem. Myślę, że teraz wygląda to trochę lepiej.

 

Pozdrawiam

Bardzo proszę, JPolsky. Miło mi, że uznałeś uwagi za przydatne – opowiadanie zyskało po poprawkach. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka