Dobry wieczór, to moje pierwsze opowiadanie tutaj, właściwie króciutki szort. Dziękuję za przeczytanie i ewentualne komentarze, uwagi. Pozdrawiam :)
Dobry wieczór, to moje pierwsze opowiadanie tutaj, właściwie króciutki szort. Dziękuję za przeczytanie i ewentualne komentarze, uwagi. Pozdrawiam :)
Obserwowała ponure otoczenie, przemieszczając się po regolicie rytmicznymi susami. Ledwie widoczny szlak wił się wśród ostrokrawędzistych głazów, niczym wstęga meandrującego potoku. Cisza i wrażenie pustki działały przytłaczająco – wciąż nie umiała przywyknąć do tych składowych towarzyszących jej każdego dnia, o każdej porze, przy każdej czynności wykonywanej na zewnątrz budynków Kopalni.
Starała się utrzymywać tempo, by nie zgubić idących przodem pozostałych członków terenowego zwiadu. Odbijała się od podłoża w rytmie nadawanym przez przyspieszony oddech. Z ponurych kontemplacji rozkojarzonej jaźni przywoływały ją do tu i teraz meldunki lokalizacyjne, dobiegające z komunikatora hełmofonu. Rzucała wtedy czujne spojrzenia ku majaczącym w oddali machinom wydobywczym, oświetlanym mdłymi promieniami Słońca. Potężne kombajny odkrywkowe, koparki wielonaczyniowe, zwałowarki i inne elementy górniczego krajobrazu zdawały się tkwić nieruchomo w odmęcie regolitowej pustyni. Jedynie pyłowa poświata, wznosząca się nad gigantami, wskazywała na ich mozolną pracę. Ciągłą i nieprzerwaną.
Zejście w obniżenie terenu zrodziło w niej niepokój. Zanurzała się w ciemność, tracąc z oczu znajome zarysy kopalnianej bazy. W oddali, po przeciwległej stronie zagłębienia, migało oświetlenie jednego z członków ekipy. Aby nie stracić go z oczu, postanowiła nieco przyspieszyć, wydłużając odległość kolejnych skoków. Nie osiągnęła jednak zbyt wiele, ponieważ masywne obuwie kombinezonu zapadało coraz głębiej w luźne podłoże. Strumienie światła, sączące się z hełmofonu, nie wskazywały, aby dno księżycowego rowu wyściełane było inną skałą niż dotychczasowa część przebytego szlaku. Tym bardziej zaniepokoiło ją odczucie, jakby kroczyła po ziemskim trzęsawisku. Gdy więc w końcu trafiła na twardy grunt, odetchnęła z ulgą.
Mijała ostrokrawędzisty głaz. Kolejny z wielu. Tym razem jednak jej uwagę przyciągnęło kilka równoległych spękań, wijących się w sąsiedztwie skały. Przystanęła, próbując zrozumieć, skąd się wzięły, gdy nagle kątem oka uchwyciła pojawianie się kolejnych, tuż pod butami.
W miejscu, gdzie stała, grunt zaczął się obniżać.
Zszokowana, instynktownie ruszyła do przodu. Nim jednak zdołała skoczyć, podłoże się zapadło, wciągając skamieniałą kobietę w gardziel otchłani. Przerażona, dostrzegła jeszcze ruch głazu, który rozedrgany nagłym obniżeniem terenu, przekoziołkował i zaczopował świeżo otwarty wyłom.
Spadała w mroku rozświetlanym chaotycznie poplątanymi wiązkami z hełmofonu.
Gdy w końcu poczuła grunt pod nogami, upadła na kolana. Odetchnęła, że żyje, jednocześnie mając nadzieję, że jej nieobecność zostanie szybko zauważona.
Rozejrzała się wokół. Światło emitowane przez hełmofon wynurzyło jasną plamę przy jednej ze ścian jaskini. Postanowiła ją sprawdzić. W połowie drogi zorientowała się, na co patrzy. Serce, już rozbudzone emocjami, zaczęło łomotać z podwójną mocą. Zbliżała się do jasnego elementu, oddychając coraz ciężej.
– Kombinezon próżniowy! – zdławiony okrzyk ugrzązł w gardle. Przyklękła i przybliżyła twarz do pokrytego pyłem hełmofonu.
Dostrzegła wewnątrz zarysy czaszki i zionące smolistą pustką oczodoły.
Schyliła głowę pod ciężarem natrętnych myśli…
“mając nadzieję, że jej nieobecność zostanie szybko zauważona”;
“nieobecność szybko zauważona”;
“nieobecność zauważona”;
“zauważona”;
“szybko”…
Lubię technologiczne opisy, choć sama się jeszcze boję.
Mam odczucie pogubionych przecinków, ale przyjdą tu tacy, co znajdą;)
Na przykład czasowniki się rozdziela, jak zejście/zrodziło.
Mdłe oświetlenie hełmofonu nie wskazywało, aby dno księżycowego źlebu wyściełane było inną podwaliną niż dotychczasowa część przebytego szlaku.
Nie leży mi podwalina, może skałą?
wykrok mi się nie podoba.
Gdy w końcu poczuła grunt pod nogami, ugięła kolana i opadła na podłoże.
Tego nie umiem sobie wyobrazić. jak poczuła to znaczy, że już spadła. Po co jeszcze opada?
za to spadanie w tych wiązkach światła zobaczyłam!;)
Blade oświetlenie wynurzyło jasną plamę przy jednej ze ścian jaskini.
Dałabym, światło emitowane przez hełmofon, albo omiatając latarką ściany, wynurzyła…
Krótkie, ale mocne.
Lożanka bezprenumeratowa
Cześć
Nie dość, że o Księżycu, to jeszcze o kopaniu :D. Jak mógłbym nie przeczytać?
Potężne turbiny, taśmy naciągowe, glebogryzarki
Turbiny to jeszcze-jeszcze, ale “taśmy naciągowe”? Nazwa niewiele mówi Czytelnikowi, więc wypadałoby rzucić ze dwa słowa wyjaśnienia. I dlaczego mamy tam rolnicze glebogryzarki? Może lepiej zmienić na kombajny frezujące, np. w stylu vermeera?
albo wirtgena?
dno księżycowego źlebu wyściełane
Ta podkarpacka gwara jakoś mi tu nie pasuje ;]. Żleb przez “ż" to oficjalny termin.
Z górniczych spraw nie widzę więcej baboli :D ale od strony księżycowej to można się przyczepić do zupełnego braku odczucia nikłej grawitacji. Bohaterka raźno maszeruje przez głęboki pył zamiast poruszać się skokami tygrysimi. Szkoda, bo to fajny motyw :D.
Bardzo dobrze oddałaś uczucie pustki. Ma się wrażenie tej izolacji i samotności w obcym środowisku. Podoba mi się gra świateł i cieni. Bardzo plastycznie wyszły Ci te opisy. Popieram Ambush – też to zobaczyłem :D! Do tego fajny pomysł na zakończenie.
Całość wymaga drobnego dopieszczenia i wyjdzie z tego naprawdę fajne opko.
pozdro
M.
kalumnieikomunaly.blogspot.com/
oświetlane mdłymi promieniami Słońca
Mdłe oświetlenie hełmofonu
Dużo tego mdłego światła.
Mdłe oświetlenie hełmofonu nie wskazywało, aby dno księżycowego źlebu wyściełane było inną podwaliną niż dotychczasowa część przebytego szlaku.
Hmm, a czy oświetlenie w ogóle może coś wskazywać?
Trochę purpurowe, trochę tajemnicze. Kim była ta kobieta, czemu towarzysze zostawili ją za sobą? Wygląda na księżycową świeżynkę, i tym bardziej powinni na nią uważać. Czyje to były zwłoki? Chyna na Księżycu trudno umrzeć tak, by nikt tego nie zauważył.
Całość bardziej przypomina zakończenie jakiejś historii, niż samą historię.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Co do mdłych promieni Słońca – błąd. Księżyc nie ma atmosfery, swiatło słoneczne nie ulega rozproszeniom, co najwyżej odbiciom od skał lub czegoś o odpowiednio dużym albedo, więc albo dociera bez “rozmdlenia” albo osłabione, ale nie rozproszone.
Taśmy naciągowe? Nie o transportery taśmowe Tobie chodziło?
Pułapka, zastawiona przez nie wiadomo jakie siły, zaskakuje, więc finał do przewidzenia, co skądinąd nie jest niczym złym, bo to prosta konsekwencja. Natomiast kościotrup w próżniowym skafandrze – dyskusyjny. Rozsypanie się w proch ciała poza kośćcem wymagałoby baaardzo długiego czasu w warunkach pełnej izolacji od otoczenia… Juz prędzej mumifikacja?
Ale, pomimo tych uwag, czytało się dobrze.
Pomysł jest. O wykonaniu napisali poprzednicy. Forma zakończenia mi odpowiada. Całość w sumie też.
Króciutka scenka z tajemniczym i niespodziewanym, ale mocno dramatycznym finałem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ambush, bardzo dziękuję za komentarz. Teraz jak czytam, po kątem Twoich uwag, to mam wrażenie, że bohaterka od pewnego momentu “tylko” klęczy ;)
Ad “podwaliny”, “opadania” po opadnięciu, światła z hełmofonu – skoryguję.
MordercaBezSerca, ‘łooo Panie, toś mię zaskoczył był’ ;) A poważnie, celne uwagi ad machin górniczych. Przyznaję, że nie wgryzałam się zbytnio w temat zakładając, że przyszłość przyniesie rozwiązania i innowacje nieznane obecnie na Ziemi – stąd ta “radosna twórczość” ;)
Jednak może i faktycznie, rozsądniej byłoby założyć, iż nie będzie się to działo w zupełnym oderwaniu od obecnej technologii – tu więc racja.
To “raźne maszerowanie” naszej bohaterki aż tak rzuca się w oczy? Sądziłam, że uwaga o “rozkołysanym” kroku, w aż jednym zdaniu na początku opowiadanka wystarczy, aby dotrwać z tym wyobrażeniem do końca. A tu jednak nie – to cenna uwaga – więc dziękuję za nią. Poprawię opisy.
Nawiasem mówiąc, kiedyś czytałam o planach odpowiedniego “dociążania” i “rozkładzie masy” w obrębie kombinezonów stosowanych w warunkach zmniejszonej grawitacji, tak aby przysłowiowy “Neil Armstrong przyszłości” nie bujał się już tak na wszystkie strony. Pożyjemy, zobaczymy, ale Twoją uwagę wezmę pod “uwagę” przy korekcie :)
Irka_Luz dziękuję za przeczytanie i zwrócenie uwagi na powtórzenia – skoryguje opisy.
Ad bohaterów – fakt, niewiele wiemy. Może kiedyś rozwinę temat. Teraz raczej chodziło mi o pokazanie jacy mali i mało znaczący jesteśmy w otaczającej nas rzeczywistości poprzez to, jakie pułapki mogą czyhać w nieznanym nam “świecie”.
Nie prowadziłam rozważań, czy trudno będzie umrzeć tak, by nikt tego nie zauważył. Rozumiem natomiast tę wątpliwość, ale celowo nie rozwijałam tego wątku, bo nie on był tematem przewodnim. Dziękuję jednak, że zwróciłaś na to uwagę.
AdamKB, cieszę się, że zaaplikowałeś mi tak dociekliwy komentarz.
Sama miałam te wątpliwości.
Ad światła – oczywiście pełna racja, ale tu chodzi raczej o odczucie obserwatora, a nie fakt naukowy. Tu sugerowałam się obrazami z powierzchni Księżyca, takimi jak np.: /fot poniżej/ – gdzie “mdłość” – przynajmniej w moim osobistym odczuciu – aż bije po oczach.
Z tym “kościotrupem” przyznaję, że pojechałam po bandzie, i troszkę poszłam na łatwiznę, sugerując się z kolei grafikami, m.in. takimi jak.:
Rozumiem, że nie zwalnia to od samodzielnego myślenia ;) O czym przypomniałeś – za co ci dziękuję.
Ja założyłam, że ten “umarlak” był jednak przez jakiś czas w atmosferze ochronnej działającego jeszcze przez jakiś czas po jego śmierci skafandra, w wyniku czego, przynajmniej w jakimś stopniu, doszło do rozkładu komórek ciała. Tak to sobie “sprytnie” obmyśliłam ;)
Ale przyznaję, to ciekawy temat do rozważań. Dziękuje więc za komentarz. I przeczytanie opowiadanka oczywiście też :)
Koala75 dziękuję za przeczytanie i pozostawienie notki informacyjnej. Cieszę się, że historia była “strawialna” :)
regulatorzy przyznaję, dramatyzm końcowy był jak najbardziej zamierzony ;) Dziękuję za przeczytanie i komentarz.
Sugestia płynąca z grafik – jasne, rozumiem, łatwo jej ulec. Żadna to bieda, prawdę mówiąc. Co do “mdłości” na fotografii z Luny – raczej to brak kontrastu na drugim i jeszcze dalszym planie, do tego zapewne efekt kumulacji promieniowania odbitego od piargów i krawędzi kamieni. No i pytanie bez odpowiedzi: jak długo trwała ekspozycja i na jaki typ matrycy padało światło?
Inna sprawa, szanowna Autorko, że gdyby przy każdym podejściu do dowolnego tematu wchodzić w drobiazgowe analizy, to praca doktorska powstanie zamiast opowiadania SF… :-)
Nawiasem mówiąc, kiedyś czytałam o planach odpowiedniego “dociążania” i “rozkładzie masy” w obrębie kombinezonów stosowanych w warunkach zmniejszonej grawitacji, tak aby przysłowiowy “Neil Armstrong przyszłości” nie bujał się już tak na wszystkie strony.
No i spoko. Jedno-dwa zdania w tekście, że coś takiego było zamontowane w kombinezonie i masz z głowy takie marudy jak ja :D.
A odnośnie tej “podwaliny”, którą już skorygowałaś, to można napisać “osad” lub bardziej branżowo “sedyment”, lub “zwietrzelina”.
pozdro
M.
kalumnieikomunaly.blogspot.com/
AdamKB
może, może…
MordercaBezSerca
”Jedno-dwa zdania w tekście, że coś takiego było zamontowane w kombinezonie…” – racja, słusznie prawisz.
Ad słówek – przydatne zamienniki.
Jeszcze raz dzięki pomocną dłoń :)