- Opowiadanie: krzkot1988 - Czerp z życia, póki trwa

Czerp z życia, póki trwa

Tekst na­pi­sa­ny w ra­mach na­bo­ru po­za­por­ta­lo­we­go, nie za­koń­czo­ne­go nie­ste­ty suk­ce­sem :-) Te­ma­tem było fan­ta­stycz­ne uka­za­nie szko­ły, więc siłą rze­czy wy­szło z tego tro­chę young adult. Wrzu­cam, bo może się komuś spodo­ba i się nie zmar­nu­je cał­kiem :-)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Czerp z życia, póki trwa

Po­ty­ka­jąc się co chwi­lę na nie­rów­nym, po­pę­ka­nym bruku, pa­mię­ta­ją­cym jesz­cze czasy Trój­ki Za­ło­ży­cie­li, Ma­lvin­dis bie­gła co sił w kie­run­ku bu­dyn­ku Ka­te­dry Teo­rii Ma­gicz­nej, gdzie roz­po­czy­nał się wła­śnie wy­kład in­au­gu­ru­ją­cy nowy se­mestr.

Prze­klę­ta toga! – po­my­śla­ła z roz­pa­czą. Może te ab­sur­dal­ne ciu­chy są ja­kimś te­stem? Od­sie­wa­ją stu­den­tów spraw­dza­jąc, komu uda się prze­żyć drogę z do­rmi­to­rium?

Ma­lvin­dis roz­po­czę­ła naukę na Uni­wer­sy­te­cie Magii Czer­pa­nia w Va­scul­li dwa lata wcze­śniej, w wieku pięt­na­stu lat. We­dług słów pro­fe­so­rów, ciała młod­szych dzie­ci nie są dość silne, by bez­piecz­nie spro­stać kon­tro­lo­wa­ne­mu pro­ce­so­wi Czer­pa­nia. Spon­ta­nicz­ne ema­na­cje mocy na­stę­pu­ją rzecz jasna dużo wcze­śniej, lecz zwy­kle udaje się utrzy­mać je w uśpie­niu do czasu osią­gnię­cia doj­rza­ło­ści.

Mal już od wcze­sne­go dzie­ciń­stwa wy­ka­zy­wa­ła silne pre­dys­po­zy­cje do ko­rzy­sta­nia z daru i lo­kal­ny krąg Czer­pa­czek z jej pro­win­cji wią­zał duże na­dzie­je z jej edu­ka­cją. Nie bez po­wo­du. Z miej­sca stała się bo­wiem jedną z pry­mu­sek na swoim roku.

A teraz miała się spóź­nić na in­au­gu­ra­cję.

To znisz­czy moją re­pu­ta­cję! – De­spe­ra­cja wkra­dła się w myśli Ma­lvin­dis.

Miała w nosie, że więk­szość ko­le­ża­nek uwa­ża­ła ją za za­dzie­ra­ją­ce­go nosa od­lud­ka i li­zu­sa. Przy­je­cha­ła tu chło­nąć wie­dzę i zdo­być pełną kon­tro­lę nad swoją mocą, a nie na­wią­zy­wać przy­jaź­nie. Choć w duchu mu­sia­ła przy­znać, że nie­kie­dy z za­zdro­ścią przy­słu­chi­wa­ła się od­gło­som roz­mów, śmie­chu i za­ba­wy, do­bie­ga­ją­cym z in­nych po­ko­jów w do­rmi­to­rium. Ale Mal od sa­me­go po­cząt­ku po­sta­no­wi­ła, że nie po­zwo­li by co­kol­wiek ją roz­pra­sza­ło. Zo­sta­nie naj­lep­szym Ma­giem Czer­pa­nia od cza­sów Roz­ła­mu, choć­by miała sobie wy­pruć żyły!

Dziew­czy­na uśmiech­nę­ła się pod nosem, za­do­wo­lo­na z dow­ci­pu, po czym pod­cią­gnę­ła dół togi nad ko­la­na i pu­ści­ła się pędem w kie­run­ku ro­tun­dy, z któ­rej sły­szal­na była już wrza­wa zgro­ma­dzo­nych stu­den­tek.

 

***

 

Gdy Mal z nie­ma­łym tru­dem prze­ci­snę­ła się wresz­cie na przód auli, wie­ko­wa pro­fe­sor Tal­da­nis koń­czy­ła wła­śnie po­wi­ta­nia i inne grzecz­no­ścio­we for­mal­no­ści. Ma­lvin­dis do­sko­na­le pa­mię­ta­ła z jakim za­chwy­tem i fa­scy­na­cją słu­cha­ła jej wy­stą­pie­nia, gdy po raz pierw­szy przy­by­ła na uni­wer­sy­tet. Stu­dent­ki mó­wi­ły mię­dzy sobą, że pro­fe­sor pa­mię­ta­ła jesz­cze czasy Roz­ła­mu i wal­czy­ła z ostat­ni­mi męż­czy­zna­mi, któ­rym dane było ko­rzy­stać z magii Czer­pa­nia. Tal­da­nis nigdy nie po­ru­sza­ła z uczen­ni­ca­mi tak “nie­sto­sow­nych i plot­kar­skich” kwe­stii, jak jej wiek czy hi­sto­rie z życia. Na pewno jed­nak swoją wie­dzą, jako wy­kła­dow­czy­ni teo­rii ma­gicz­nej, mogła prze­wyż­szać nawet samą rek­tor­kę Sa­ka­ris.

Oczy­wi­ście w dwóch pierw­szych rzę­dach za­ję­tych było za­le­d­wie kilka sie­dzisk. Więk­szość stu­den­tek tło­czy­ła się w oko­li­cach drzwi wyj­ścio­wych, nie chcąc stać się obiek­tem za­in­te­re­so­wa­nia prze­ni­kli­we­go spoj­rze­nia pani pro­fe­sor lub, co gor­sza, celem jed­ne­go z jej słyn­nych po­kręt­nych pytań.

Ma­lvin­dis nie miała ta­kich obaw. Usia­dła na samym prze­dzie i ski­nę­ła głową wy­kła­dow­czy­ni, która od­po­wie­dzia­ła jej cie­płym uśmie­chem. Wszy­scy wie­dzie­li, że Mal zo­sta­ła nową pu­pil­ką pro­fe­sor. Jed­nak wbrew po­wszech­nej wśród ko­le­ża­nek opi­nii, nie było to efek­tem li­zu­so­stwa i do­no­sze­nia na inne stu­dent­ki. Ze star­szą ma­gicz­ką łą­czy­ła Ma­lvin­dis pasja do nauki, chęć od­kry­wa­nia no­wych za­sto­so­wań Czer­pa­nia oraz, przede wszyst­kim, mi­łość do ksią­żek. Nie­je­den wie­czór dziew­czy­na spę­dzi­ła po­ma­ga­jąc Tal­da­nis, która peł­ni­ła także funk­cję na­czel­nej bi­blio­te­kar­ki, ka­ta­lo­go­wać nowe tomy i ak­tu­ali­zo­wać re­je­stry księ­go­zbio­ru. Pod ko­niec ubie­głe­go se­me­stru pro­fe­sor za­de­kla­ro­wa­ła wprost, że chce, by po ukoń­cze­niu trzy­let­nie­go szko­le­nia pod­sta­wo­we­go Mal przejęła jej biblioteczne obowiązki.

Za­do­wo­le­nie na widok men­tor­ki szyb­ko za­stą­pił su­ną­cy wzdłuż krę­go­słu­pa lód, gdy wy­kła­dow­czy­ni zro­bi­ła krok w bok, a wzrok Ma­lvin­dis padł na sie­dzą­cą po prze­ciw­nej stro­nie au­dy­to­rium Si­gi­men­dis. Wy­so­ka blon­dyn­ka zde­cy­do­wa­nie wy­róż­nia­ła się z tłumu. Sigi była córką hra­bi­ny Ge­lar­dis, do­rad­czy­ni do spraw magii sa­me­go króla An­ca­riu­sa, co czy­ni­ło z niej naj­bar­dziej wpły­wo­wą ko­bie­tę w Va­scul­li, a pew­nie i w całym kró­le­stwie Pel­no­ru. Sigi zaś nie omiesz­ka­ła przy­po­mi­nać o tym każ­de­mu. Każ­de­go dnia. Przy­naj­mniej kil­ku­krot­nie. Oczy­wi­ście jej po­zy­cja przy­cią­ga­ła inne dziew­czę­ta ni­czym la­tar­nie nę­cą­ce ćmy nocą. Każda chcia­ła się zna­leźć w jej kręgu po­ta­ki­wa­czy. Każda, poza Ma­lvin­dis.

Si­gi­men­dis w trak­cie pierw­sze­go se­me­stru na uczel­ni była za­wsze naj­lep­sza w swo­jej gru­pie. We­dług nie­któ­rych stu­den­tek, a kon­kret­nie Mal, sta­no­wi­ło to głów­nie za­słu­gę fa­wo­ry­zu­ją­cych ją wy­kła­dow­ców. Co praw­da nie miała na to żad­nych do­wo­dów, ale na pewno tak było.

Gdy ze wzglę­du na braki ka­dro­we klasy dwóch dziew­cząt po­łą­czo­no, już na pierw­szych za­ję­ciach Ma­lvin­dis bez par­do­nu wy­tknę­ła ry­wal­ce drob­ne błędy i nie­spój­no­ści w jej od­po­wie­dzi na py­ta­nie wy­kła­dow­cy. Od tam­tej pory znaj­do­wa­ła się na czar­nej li­ście Sigi, a co za tym idzie, więk­szo­ści szko­ły.

Mal z nie­chę­cią przy­zna­wa­ła, że jej ne­me­sis nie była głu­pia. Może bra­ko­wa­ło jej nieco teo­re­tycz­nej wie­dzy oraz na­uko­wej dys­cy­pli­ny, ale miała ta­lent oraz umysł ostry jak brzy­twa. Szko­da tylko, że wy­ko­rzy­sty­wa­ła go głów­nie do ma­ni­pu­lo­wa­nia oto­cze­niem i uprzy­krza­nia Mal życia.

Mo­gła­by cho­ciaż nie być tak dia­bel­nie ładna – po­my­śla­ła dziew­czy­na z za­wi­ścią, którą zwy­kle sta­ra­ła się upchnąć głę­bo­ko na dnie wła­snej oso­bo­wo­ści.

Ale fak­tom nie można było za­prze­czyć. Poza wy­so­kim uro­dze­niem, bo­gac­twem i nie­prze­cięt­ną in­te­li­gen­cją, Si­gi­men­dis zo­sta­ła ob­da­rzo­na rów­nież zja­wi­sko­wą urodą, od­po­wia­da­ją­cą w pełni naj­now­szym ka­no­nom pięk­na, pa­nu­ją­cym w Va­scul­li. Po­są­go­wa syl­wet­ka i dłu­gie, jasne włosy, ucze­sa­ne każ­de­go dnia w zu­peł­nie inny spo­sób, już z da­le­ka wy­wo­ły­wa­ły szep­ty za­chwy­tu wśród in­nych uczen­nic. Mal mogła przy­siąc, że przez dwa lata nie­mal co­dzien­nych spo­tkań, nie wi­dzia­ła Sigi dwu­krot­nie w tej samej fry­zu­rze. I jesz­cze te jej błę­kit­ne, roz­ma­rzo­ne oczy, za­dar­ty nosek i pełne usta.

Usta to zresz­tą nie je­dy­na pełna część jej ciała… – po­my­śla­ła z go­ry­czą, spo­glą­da­jąc ukrad­kiem na swoje pier­si, które w luź­nej todze były w za­sa­dzie nie­wi­docz­ne.

Nie ozna­cza­ło to w żad­nym wy­pad­ku, że Mal uwa­ża­ła się za brzy­du­lę. Lu­bi­ła my­śleć, że ni­cze­go jej nie bra­ku­je. W ro­dzin­nej wio­sce była cał­kiem po­pu­lar­na. Jed­nak jej fi­li­gra­no­wa bu­do­wa ciała, nie­sfor­na burza kasz­ta­no­wych loków, pie­go­wa­ta twarz i prze­sad­nie duże, wiecz­nie pod­krą­żo­ne od ślę­cze­nia nad księ­ga­mi zie­lo­ne oczy nie tra­fia­ły w każdy gust. In­ten­syw­nie ró­żo­wa cera, przez którą Sigi za­czę­ła prze­zy­wać ją “Pro­siacz­kiem”, rów­nież nie po­ma­ga­ła.

Mal nie po­zo­sta­ło więc nic in­ne­go, jak tylko upo­ko­rzyć Sigi, sta­jąc się ofi­cjal­nie naj­lep­szą stu­dent­ką uni­wer­sy­te­tu pod­czas tra­dy­cyj­nych prób trze­cie­go roku, które miały miej­sce za­wsze w dzień zi­mo­we­go prze­si­le­nia. Była pewna, że opo­nent­ka pla­nu­je coś spek­ta­ku­lar­ne­go. Mu­sia­ła więc od­po­wie­dzieć z na­wiąz­ką. Pro­blem w tym, że przez całą let­nią prze­rwę nie przy­szło jej do głowy kom­plet­nie nic.

Ma­lvin­dis zi­gno­ro­wa­ła po­ka­zu­ją­cą jej język Sigi, gdyż w tym mo­men­cie pro­fe­sor Tal­da­nis od­chrząk­nę­ła gło­śno i roz­po­czę­ła wy­kład.

– Czym jest Czer­pa­nie? – Od­cze­ka­ła, aż ostat­nie roz­mo­wy w au­dy­to­rium ucich­ną. – Nazwa, którą nada­li temu zja­wi­sku pierw­si użyt­kow­ni­cy magii, do­sko­na­le od­da­je na­tu­rę sa­me­go pro­ce­su.

Tal­da­nis za­czę­ła krą­żyć po prze­zna­czo­nej dla wy­kła­dow­cy sce­nie i przy­glą­dać się kon­kret­nym dziew­czę­tom, które ku­li­ły się ze stra­chu pod jej spoj­rze­niem. Któ­re­goś razu zszo­ko­wa­ła Mal wy­zna­niem, że nie robi tego bez­wied­nie, lecz po pro­stu lubi pa­trzeć, jak stu­dent­ki wiją się i sta­ra­ją za­paść pod zie­mię, byle tylko ich o coś nie za­py­ta­ła.

– Czer­pie­my wodę ze stud­ni, go­tu­je­my ją, pi­je­my, si­ka­my – tu prze­rwa­ły jej gło­śne chi­cho­ty zgro­ma­dzo­nych dziew­cząt – po czym płyn pa­ru­je, lub jest fil­tro­wa­ny przez glebę i po­now­nie wraca do na­szej stud­ni. Nie ina­czej jest z ma­gicz­nym Czer­pa­niem.

Pro­fe­sor przy­sta­nę­ła i wy­cią­gnę­ła przed sie­bie prawą rękę tak, aby wszy­scy do­brze ją wi­dzie­li. Skie­ro­wa­ła dłoń we­wnętrz­ną stro­ną ku górze. Ob­le­czo­na była w czar­ną, skó­rza­ną rę­ka­wi­cę bez pal­ców, na środ­ku któ­rej umiesz­czo­no nie­wiel­ki dysk z dzie­siąt­ka­mi cie­niut­kich igie­łek. Był to roz­po­zna­wal­ny wszę­dzie pod­sta­wo­wy atry­but magów Czer­pa­nia, zwany Wy­zwa­la­czem.

Tal­da­nis po­cze­ka­ła, aż stu­dent­ki sku­pią uwagę na jej wy­cią­gnię­tej pra­wi­cy, po czym de­li­kat­nym ru­chem zbli­ży­ła środ­ko­wy palec do Wy­zwa­la­cza. Gdy go cof­nę­ła, sie­dzą­ca bar­dzo bli­sko Mal była w sta­nie do­strzec nie­wiel­ką kro­plę krwi, gro­ma­dzą­cą się na opusz­ce wy­kła­dow­czy­ni. Chwi­lę potem kro­pla wy­pa­ro­wa­ła, za­mie­nia­jąc się w ró­żo­wą mgieł­kę, która za­tań­czy­ła nad dło­nią mi­strzy­ni. Stru­mień ener­gii za­wi­ro­wał jesz­cze dwu­krot­nie i, po­cząw­szy od palca Tal­da­nis, w po­wie­trzu zma­te­ria­li­zo­wa­ła się ide­al­na w każ­dym calu czer­wo­na róża.

– Czer­pie­my ener­gię z we­wnętrz­ne­go źró­dła – kon­ty­nu­owa­ła men­tor­ka Mal, wpa­tru­jąc się in­ten­syw­nie w kwiat. – Wy­pusz­cza­my ją w świat, po­zor­nie two­rząc coś z ni­cze­go.

Odło­ży­ła różę na znaj­du­ją­ce się za nią biur­ko i wzno­wi­ła prze­rwa­ny wcze­śniej marsz.

– Ale mam na­dzie­ję, że żadna z was nie ma ta­kich złu­dzeń. Nie można two­rzyć ma­te­rii bez żad­ne­go wkła­du ener­ge­tycz­ne­go. Mu­si­my więc skądś go Czer­pać. Służy nam do tego wła­sna krew. Ko­rzy­sta­jąc z na­praw­dę za­awan­so­wa­nych tech­nik, mo­gły­by­ście wręcz nie­od­wra­cal­nie wy­nisz­czyć wasze ciała. Tak na mar­gi­ne­sie, sta­now­czo od­ra­dzam. To, co stwo­rzy­cie, staje się zaś nor­mal­ną czę­ścią cyklu życia i śmier­ci. Pod­le­ga na­tu­ral­nej, choć przy­spie­szo­nej, en­tro­pii. Czer­pa­nie w żaden spo­sób nie pod­wa­ża więc rów­no­wa­gi sił w przy­ro­dzie, praw­da?

Od­po­wie­dział jej ogól­ny po­mruk zgody. Jed­nak­że ręka Si­gi­men­dis wy­strze­li­ła w górę.

– Tak, Sigi?

– Nie za­wsze tak było. Przed Roz­ła­mem męż­czyź­ni ko­rzy­sta­li prze­cież z Czer­pa­nia Ze­wnętrz­ne­go.

Mal na­tych­miast skon­tro­wa­ła ruch ry­wal­ki, także pod­no­sząc dłoń.

– Mal. – Po­zwo­li­ła jej mówić wy­kła­dow­czy­ni.

– To nie do końca praw­da. Czer­pa­nie Ze­wnętrz­ne, w swo­ich pod­sta­wo­wych za­ło­że­niach, nie na­ru­sza­ło na­tu­ral­ne­go ba­lan­su.

– Zga­dza się – po­twier­dzi­ła Tal­da­nis. – Obie macie rację, dzię­ku­ję.

Mimo po­chwa­ły, Si­gi­men­dis zło­ży­ła dło­nie pod swoim im­po­nu­ją­cym biu­stem i, ku nie­skry­wa­nej ucie­sze Mal, za­go­to­wa­ła się ze zło­ści.

– W cza­sach Trzech Za­ło­ży­cie­li – cią­gnę­ła dalej pro­fe­sor, uda­jąc, że nie do­strze­ga pio­ru­nów prze­ska­ku­ją­cych w po­wie­trzu po­mię­dzy obie­ma dziew­czy­na­mi – ist­nia­ła tylko jedna szko­ła Czer­pa­nia. My, ko­bie­ty, za­wsze wy­ka­zy­wa­ły­śmy więk­sze in­kli­na­cje do spo­glą­da­nia we­wnątrz sie­bie, pod­czas gdy męż­czyź­ni wo­le­li ko­rzy­stać z ener­gii pły­ną­cej w przy­ro­dzie. Wszy­scy jed­nak opie­ra­li­śmy się na tych sa­mych za­sa­dach. Je­że­li Mag Czer­pa­nia wy­wo­łał deszcz, to w po­bli­skim je­zio­rze zmniej­szał się po­ziom wody, a sa­me­go maga ca­ły­mi dnia­mi tra­pi­ło nie­moż­li­we do uga­sze­nia pra­gnie­nie. Je­że­li mag w trak­cie bitwy na­ka­zał ener­gii pły­ną­cej przez ko­rze­nie po­bli­skie­go drze­wa, by te wy­cią­gnę­ły się i po­chwy­ci­ły jego prze­ciw­ni­ka, drze­wo w ko­lej­nym roku w ogóle nie rosło, a mag go­dzi­na­mi jesz­cze sam po­ru­szał się, jakby był wy­stru­ga­ny z drew­na. Akcja i re­ak­cja. Ze­wnętrz­ne Czer­pa­nie po­le­ga­ło na roz­ło­że­niu cię­ża­ru po­mię­dzy po­bie­ra­ją­ce­go moc i źró­dło, co po­zwa­la­ło na wy­ko­ny­wa­nie do­praw­dy spek­ta­ku­lar­nych, jak na dzi­siej­sze stan­dar­dy, trans­for­ma­cji. Nie­ste­ty, nie mogę za­pre­zen­to­wać wam dziś żad­nej z nich, gdyż te tech­ni­ki za­gi­nę­ły na za­wsze. I do­brze, bo­wiem to one osta­tecz­nie do­pro­wa­dzi­ły nie­mal dwie­ście lat temu do Roz­ła­mu.

Pro­fe­sor Tal­da­nis po­now­nie przy­sta­nę­ła obok biur­ka i się­gnę­ła po ka­raf­kę z wodą, po czym na­peł­ni­ła swój skrom­ny, gli­nia­ny kubek. Nie spie­szy­ła się. Jak każdy wy­traw­ny mówca, wie­dzia­ła, kiedy na­le­ży dać wy­brzmieć ciszy.

– Wiem, jakie hi­sto­rie opo­wia­da­cie o mnie mię­dzy sobą – kon­ty­nu­owa­ła, ob­ró­ciw­szy się do sali. – Jako pre­zent na nowy rok aka­de­mic­ki, po­twier­dzę jedną z nich. Byłam tu, gdy na­stą­pił Roz­łam. Jako nie­wie­le star­sza i nie­wie­le mą­drzej­sza od was dziew­czy­na.

Po twa­rzy Taldanis prze­biegł smut­ny uśmiech, a cała aula roz­brzmia­ła z tru­dem tłu­mio­ny­mi szep­ta­mi. Nawet Mal nie udało się bo­wiem do tej pory po­znać ja­kich­kol­wiek pew­nych fak­tów na temat jej prze­szło­ści. Oczy­wi­ście Mal zdo­ła­ła wy­ro­bić sobie pewne zda­nie, de­du­ku­jąc z frag­men­tów roz­mów czy rzu­co­nych przy­pad­ko­wo uwag, jed­nak wszyst­ko to były do­my­sły. Dziew­czy­na aż wy­chy­li­ła się do przo­du, by nie umknę­ło jej ani jedno słowo.

– Nie­dłu­go przed­tem – wzno­wi­ła wy­kła­dow­czy­ni – ukoń­czy­łam swoje szko­le­nie pod­sta­wo­we i roz­po­czę­łam prak­ty­kę u mi­strza Ra­giu­sa, jed­ne­go z naj­bar­dziej uzdol­nio­nych Czer­pa­czy, jacy kie­dy­kol­wiek żyli. Jak nikt inny wła­dał mocą pio­ru­nów i wody. Ja zaś, jako bez­myśl­ny, za­du­rzo­ny pod­lo­tek – po­stać, z którą z pew­no­ścią je­ste­ście w sta­nie się iden­ty­fi­ko­wać – uwa­ża­łam go za czło­wie­ka nie­omyl­ne­go. Tak było, póki pew­ne­go dnia nie wtar­gnął do mo­je­go po­ko­ju odu­rzo­ny mocą i pró­bo­wał zgwał­cić. Gdy zaś za­czę­łam się bro­nić, niemal ro­ze­rwał mnie na strzę­py.

Pro­fe­sor Tal­da­nis po­wio­dła spoj­rze­niem po rzę­dach sie­dzeń, które wy­peł­ni­ła nagle gro­bo­wa cisza.

– Na moje szczę­ście, wście­kły mistrz uwol­nił w jed­nym mo­men­cie tyle magii, że za­wa­li­ło się całe skrzy­dło bu­dyn­ku. To, że prze­ży­łam ten dzień, to nie za­słu­ga moich umie­jęt­no­ści ma­gicz­nych czy po­sia­da­nej wie­dzy, lecz czy­sty przy­pa­dek.

Do­pie­ro teraz Tal­da­nis nieco się zgar­bi­ła, a jej wzrok od­biegł w bok, spo­glą­da­jąc w od­le­głą prze­szłość. Zaraz jed­nak na po­wrót wy­prę­ży­ła się jak stru­na i do­da­ła:

– To po­win­no uciąć przy­naj­mniej kilka plo­tek na mój temat. Nie to jed­nak było celem tej opo­wie­ści. Chcia­łam wam uzmy­sło­wić, że wbrew obie­go­wej opi­nii, Roz­łam nie był za­pla­no­wa­nym prze­wro­tem, ma­ją­cym na celu zmo­no­po­li­zo­wa­nie magii i wła­dzy w rę­kach męż­czyzn. Nie, Ra­gius i po­zo­sta­li za­wi­ni­li je­dy­nie grze­chem chci­wo­ści. Po­żą­da­li nie wła­dzy i po­tę­gi, lecz wie­dzy, spo­so­bu by od­mie­nić nasz świat. Do dziś nie wiemy, w jaki spo­sób ze­rwa­li za­sa­dy rów­no­wa­gi. Ale zy­ska­li w ten spo­sób do­stęp do nie­ogra­ni­czo­nej ni­czym mocy, sze­rzą­cej de­struk­cję i znisz­cze­nie wśród źró­deł, z któ­rych Czer­pa­li. To nie byli już lu­dzie, ale de­mo­ny, pa­ra­dok­sal­nie prze­ko­na­ne o swo­jej bo­sko­ści.

– Ko­lej­nym współ­cze­snym fał­szem – kon­ty­nu­owa­ła wy­kła­dow­czy­ni na­wil­żyw­szy gar­dło wodą z kubka – jest uka­za­nie Roz­ła­mu jako wojny płci. To oczy­wi­ście bzdu­ra. To­czy­ła się po­mię­dzy całym świa­tem, a grupą bluź­nier­ców. Wie­cie, ilu magów Czer­pa­nia dzia­ła­ło wów­czas w kró­le­stwie? Ty­siąc. Do tego pra­wie trzy ty­sią­ce uczniów na róż­nych szcze­blach ma­gicz­nej edu­ka­cji. Spo­śród nich, do grupy Ra­giu­sa na­le­żał tuzin. Dwa­na­ścio­ro męż­czyzn i ko­biet, któ­rzy do­pro­wa­dzi­li do fi­zycz­ne­go roz­pa­du kon­ty­nen­tu i w jedną noc stwo­rzy­li nowy ocean. Po wszyst­kim zo­sta­ła nas za­le­d­wie garst­ka. Wspól­nie po­sta­no­wi­li­śmy, że pier­wia­stek męski jest zbyt agre­syw­ny i na­le­ży na za­wsze od­ciąć go od ko­rzy­sta­nia z daru. Wszy­scy ma­go­wie pod­da­li się temu osą­do­wi bez wa­ha­nia. Pa­mię­taj­cie, że dziś mło­dzi chłop­cy w każ­dym po­ko­le­niu po­no­szą wiel­ką ofia­rę, pod­da­jąc się wy­tłu­mie­niu przez Kręgi Czer­pa­czy. Tym­cza­sem, nawet na ko­ry­ta­rzach tego uni­wer­sy­te­tu, sze­rzą się plot­ki, że od lat od­bie­ra­my ma­łych chłop­ców ich ro­dzi­com i prze­pro­wa­dza­my na nich ma­gicz­ne eks­pe­ry­men­ty.

Na te słowa ze swo­je­go przy­po­mi­na­ją­ce­go tron drew­nia­ne­go sie­dzi­ska z boku sceny po­wsta­ła ubra­na w po­włó­czy­stą białą szatę rek­tor Sa­ka­ris i po­wo­li po­de­szła do pro­fe­sor Tal­da­nis. Wy­so­ka, nie­zdro­wo wręcz szczu­pła ko­bie­ta z krót­ki­mi wło­sa­mi ko­lo­ru po­pie­la­ty blond swoją po­sta­wą na­tych­miast wzbu­dza­ła re­spekt i sza­cu­nek. Wy­glą­da­ła co naj­mniej o po­ło­wę mło­dziej od sę­dzi­wej bi­blio­te­kar­ki, ale Mal po­dej­rze­wa­ła, że to je­dy­nie po­zo­ry.

– Ostat­nio, takie nie­do­rzecz­ne hi­sto­rie przy­bra­ły na sile. – Wy­kła­dow­czy­ni ski­nę­ła głową Sa­ka­ris. – Dla­te­go wspól­nie z panią rek­tor po­sta­no­wi­ły­śmy, że mu­si­cie znać wszyst­kie fakty. Dawno temu, wszel­kie kwe­stie zwią­za­ne z Roz­ła­mem zo­sta­ły usu­nię­te z pro­gra­mu na­ucza­nia, aby chro­nić wasze młode umy­sły. W pierw­szych de­ka­dach po woj­nie by­wa­ło, że uczen­ni­ce… nad­mier­nie eks­cy­to­wa­ły się opo­wie­ścia­mi o po­tęż­nych za­klę­ciach i nie­ogra­ni­czo­nej mocy. Do­pro­wa­dzi­ło to do kilku tra­ge­dii, które wy­mu­si­ły na nas takie dzia­ła­nia. Jed­nak dziś, gdy wasze bez­pie­czeń­stwo jest…

– Dziś jed­nak wy­ma­ga­my od was – wtrą­ci­ła się rek­tor, za­ska­ku­jąc tym Tal­da­nis – by­ście wszyst­kie stały się am­ba­sa­dor­ka­mi na­szej szko­ły. Mu­si­cie na każ­dym kroku pre­zen­to­wać nie tylko dumę z przy­na­leż­no­ści do tak sza­cow­nej in­sty­tu­cji, ale i po­ko­rę, jako osoby po­sia­da­ją­ce dar. Sta­raj­cie się po­ka­zać lu­dziom, że to nie przy­wi­lej, za­pew­nia­ją­cy wła­dzę i wpły­wy, lecz służ­ba wszyst­kim miesz­kań­com i moż­li­wość nie­sie­nia im po­mo­cy.

Skon­ster­no­wa­na pro­fe­sor teo­rii magii chcia­ła coś wtrą­cić, ale Sa­ka­ris ani my­śla­ła do­pu­ścić ją do głosu.

– Mam na­dzie­ję, że za trzy mie­sią­ce spo­tka­my się tu po­now­nie w bar­dziej po­god­nej at­mos­fe­rze, by świę­to­wać zi­mo­we prze­si­le­nie. Przy­go­tuj­cie się do­brze do swo­ich prób, ale nie za­po­mi­naj­cie rów­nież nauki, pły­ną­cej z dzi­siej­sze­go wy­kła­du. Bez dal­szej zwło­ki ogła­szam więc po­czą­tek no­we­go se­me­stru!

 

***

 

Gdyby stwier­dzić, że przez ko­lej­ny mie­siąc Ma­lvin­dis żyła w bi­blio­te­ce, to nie by­ło­by to zbyt wiel­kie nad­uży­cie. Dziew­czy­na wsta­wa­ła skoro świt i pę­dzi­ła za­mó­wić in­te­re­su­ją­ce ją tomy, by po za­ję­ciach wró­cić i wer­to­wać je do póź­nej nocy. Ca­łe­mu wy­sił­ko­wi przy­świe­cał jeden cel – stwo­rze­nie pre­zen­ta­cji, przy któ­rej po­pi­sy Sigi wy­glą­dać będą jak ku­glar­skie sztucz­ki na wiej­skim fe­sty­nie.

To musi być coś, o czym pierw­szo­rocz­nia­ki będą słu­chać z wy­pie­ka­mi na twa­rzy jesz­cze w trzech na­stęp­nych po­ko­le­niach! – po­my­śla­ła roz­ma­rzo­na. A Sigi naje się tyle wsty­du, że zgoli głowę na łyso i wy­je­dzie wieść sa­mot­ni­cze życie w klasz­to­rze…

– Mal! Mal! – brzę­cza­ła nad jej uchem jakaś wy­jąt­ko­wo iry­tu­ją­ca mucha. – Nie mo­żesz tu spać Mal – rze­kła mucha, po czym spu­ści­ła jej na głowę ja­kieś opa­słe to­misz­cze.

– Ała! – krzyk­nę­ła Ma­lvin­dis, z tru­dem otwie­ra­jąc oczy i uno­sząc twarz z pul­pi­tu, przy któ­rym za­snę­ła.

Gdy jed­nak za­re­je­stro­wa­ła wresz­cie obec­ność sto­ją­ce­go nad nią pro­fe­so­ra Pal­bu­sa, na­tych­miast otrzeź­wia­ła i ze­rwa­ła się na nogi. Nie­ste­ty, kart­ka z księ­gi, która jesz­cze przed chwi­lą za­stę­po­wa­ła jej po­dusz­kę, zło­śli­wie przy­kle­iła się do twa­rzy i po­sta­no­wi­ła wraz z Mal po­wę­dro­wać w górę, przy akom­pa­nia­men­cie dźwię­ku dar­te­go pa­pie­ru.

– Na­pra­wię to – za­pew­ni­ła, wi­dząc kwa­śną minę pro­fe­so­ra.

– Do­pil­nuj, żeby tak się stało – oda­parł Pal­bus su­ro­wym tonem, ale w jego oczach tań­czy­ły iskier­ki we­so­ło­ści.

Wy­kła­dow­ca Hi­sto­rii Po­li­tycz­nej Pel­no­ru i Geo­gra­fii, był je­dy­nym męż­czy­zną uczą­cym na uni­wer­sy­te­cie i jed­no­cze­śnie je­dy­nym pe­da­go­giem po­zba­wio­nym daru. Choć z po­cząt­ku wła­dze uczel­ni miały pewne obawy przed za­trud­nie­niem go w szko­le peł­nej nie­let­nich dziew­cząt, to uzna­nie dla jego na­uko­we­go do­rob­ku i ta­len­tu prze­wa­ży­ły. Dziś nikt nie wy­obra­żał sobie już aka­de­mii bez tego krę­pe­go męż­czy­zny z nie­rów­nym za­ro­stem i ster­czą­cy­mi we wszyst­kich kie­run­kach wło­sa­mi.

– Chyba już pora, żebyś wró­ci­ła do do­rmi­to­rium, młoda damo – rzekł Pal­bus, wska­zu­jąc nie­prze­nik­nio­ną ciem­ność za oknem.

Mal, która prze­trzą­sa­ła wła­śnie kie­sze­nie pro­stej zie­lo­nej sukni w po­szu­ki­wa­niu wy­zwa­la­cza, po­dą­ży­ła za jego wzro­kiem.

– Rety! – wes­tchnę­ła gło­śno. – Mu­sia­łam przy­snąć na kilka minut. Albo go­dzin.

– Nie chcę być wścib­ski – za­czął nie­pew­nie pro­fe­sor – ale czy masz może jakiś pro­blem, Mal? Od ja­kie­goś czasu wy­glą­dasz, jak­byś no­ca­mi sa­mo­dziel­nie za­sy­py­wa­ła Morze Roz­ła­mu. Wiesz, że mo­żesz się do nas zwró­cić w każ­dej kwe­stii, praw­da?

– Dzię­ku­ję, pro­fe­so­rze. To na­praw­dę nic ta­kie­go – od­par­ła ze wsty­dem. – Po pro­stu nie mogę wy­my­ślić ni­cze­go wy­star­cza­ją­co spek­ta­ku­lar­ne­go na próby.

– A nie wy­star­czy po pro­stu po­ka­zać, co po­tra­fisz? Taka stu­dent­ka jak ty z pew­no­ścią nie bę­dzie miała pro­ble­mów z za­li­cze­niem.

Wi­dząc spoj­rze­nie, jakie dziew­czy­na mu po­sła­ła, Pal­bus za­chi­cho­tał i uniósł dło­nie w obron­nym ge­ście.

– Już do­brze, do­brze. Za­po­mnij, że co­kol­wiek mó­wi­łem. U was, mło­dych, am­bi­cja i pasja za­wsze wy­gry­wają z roz­sąd­kiem. Daj mi chwi­lę po­my­śleć.

Pro­fe­sor za­czął spa­ce­ro­wać po nie­wiel­kim okrę­gu, chwy­ta­jąc się co chwi­lę za brodę. Mal wy­ko­rzy­sta­ła mo­ment, by ukłuć się Wy­zwa­la­czem i sca­lić kart­kę wy­rwa­ną z księ­gi.

– Mam – wy­krzyk­nął nagle męż­czy­zna, na co stu­dent­ka pod­sko­czy­ła ze stra­chu i nie­mal roz­dar­ła pa­pier po­now­nie. Spio­ru­no­wa­ny wzro­kiem bi­blio­te­kar­ki, wy­kła­dow­ca hi­sto­rii ści­szył głos. – Pa­mię­tasz, jak nie­daw­no oma­wia­li­śmy na za­ję­ciach sto­sun­ki dy­plo­ma­tycz­ne po­mię­dzy Pel­no­rem i wschod­nim kró­le­stwem In­se­on?

Ma­lvin­dis wy­ka­zy­wa­ła nikłe za­in­te­re­so­wa­nie te­ma­ta­mi nie­po­wią­za­ny­mi bez­po­śred­nio ze sztu­ką ma­gicz­ną, ale jako praw­dzi­wa pry­mu­ska nie za­nie­dby­wa­ła nauki w żad­nej dzie­dzi­nie, wobec czego ski­nę­ła głową.

– Przy­go­to­wu­jąc się do wy­kła­du – cią­gnął Pal­bus z ta­jem­ni­czym bły­skiem w oku – na­tkną­łem się na starą kro­ni­kę, jesz­cze sprzed Roz­ła­mu, opi­su­ją­cą wza­jem­ne wi­zy­ty po­słów obu kra­jów. Jest tam frag­ment, który, jak sądzę, może cię za­in­spi­ro­wać.

Pro­fe­sor objął dziew­czy­nę ra­mie­niem i kon­spi­ra­cyj­nie roz­glą­da­jąc się na boki po­pro­wa­dził ją w kąt czy­tel­ni.

– Jest tylko jeden pro­blem – wy­szep­tał. – Ofi­cjal­nie, ta kro­ni­ka znaj­du­je się w wy­ka­zie ksiąg za­ka­za­nych. Nie ma w niej ni­cze­go złego – za­pew­nił po­spiesz­nie, wi­dząc scep­tycz­ne spoj­rze­nie Mal. – Każdy tekst sprzed Roz­ła­mu jest cen­zu­ro­wa­ny, jako po­ten­cjal­nie nie­bez­piecz­ny dla współ­cze­sne­go po­rząd­ku. Ale zer­k­nąć nie za­szko­dzi, praw­da?

Pro­fe­sor pu­ścił oko do Mal, uśmiech­nął się sze­ro­ko i ocze­ki­wał na jej od­po­wiedź.

– Ale czy nie wpad­nę przez to w kło­po­ty? – za­py­ta­ła i z nie­po­ko­jem przy­gry­zła dolną wargę, gdy przez głowę prze­mknę­ła jej wizja, w któ­rej klę­cza­ła na dy­wa­ni­ku przed rek­tor Sa­ka­ris i bijąc czo­łem w pod­ło­gę bła­ga­ła, by nie wy­rzu­ca­ła jej ze szko­ły.

Pal­bus wes­tchnął głę­bo­ko, wy­pro­sto­wał się na całą swoją nie­zbyt im­po­nu­ją­cą wy­so­kość i po­krę­cił głową. Przy­ja­zny uśmiech jed­nak po­zo­stał na jego twa­rzy.

– Na­praw­dę je­steś ty­po­wą pry­mu­ską, Mal. Trud­no, je­stem pe­wien, że znaj­dziesz inny spo­sób by wszyst­kich za­chwy­cić. Po­wo­dze­nia! – ży­czył jej na ko­niec, po czym od­wró­cił się, by odejść.

– Zgoda! – syk­nę­ła cicho Ma­lvin­dis, chwy­ta­jąc roz­czo­chra­ne­go męż­czy­znę za rękaw. – Pro­szę przy­nieść mi tę księ­gę.

Pro­fe­sor kiw­nął głową z za­do­wo­le­niem, jakby do­sko­na­le wie­dział, że cie­ka­wość i żądza wie­dzy Mal mu­sia­ły zwy­cię­żyć.

– Jutro po za­ję­ciach. Gdy wszy­scy wyjdą – po­wie­dział ko­micz­nie po­waż­nym tonem, po czym za­krył twarz frag­men­tem szaty i ni­czym zło­czyń­ca z te­atru dla dzie­ci, na pal­cach wy­co­fał się do wyj­ścia.

Mal spo­glą­da­ła za nim z uśmie­chem, jed­nak w duchu za­sta­na­wia­ła się, czy pod­ję­ła słusz­ną de­cy­zję.

 

***

 

Ma­lvin­dis ze­bra­ła swoje rze­czy i wy­szła z bi­blio­te­ki wkrót­ce po pro­fe­so­rze. Rze­czy­wi­ście, na ze­wnątrz było już ciem­no. Do po­cząt­ku zimy zo­stał jed­nak nie­speł­na mie­siąc i słoń­ce szyb­ko cho­wa­ło się za ho­ry­zont. Go­dzi­na nie była więc wcale tak późna i po­mię­dzy bu­dyn­ka­mi kam­pu­su krą­ży­ło jesz­cze wiele stu­den­tek, o czym świad­czy­ły po­ru­sza­ją­ce się w ciem­no­ści we wszyst­kich kie­run­kach ogni­ki lamp olej­nych. Mal była nieco za­wie­dzio­na, gdy po przy­by­ciu na uni­wer­sy­tet, oka­za­ło się, że nie ma tu ma­gicz­ne­go oświe­tle­nia, otwie­ra­nych magią drzwi czy le­wi­tu­ją­cych scho­dów. Na­uczy­cie­le szyb­ko wy­bi­ja­li uczen­ni­com z głowy dzie­cię­ce ma­rze­nia o tak fry­wol­nym ko­rzy­sta­niu z magii. Wszyst­ko na uni­wer­sy­te­cie było bar­dzo… zwy­czaj­ne, ale jed­no­cze­śnie nie było. Mal czuła w tym miej­scu pewną ener­gię, któ­rej nie do­świad­czy­ła ni­g­dzie in­dziej. Za­ło­ży­cie­le za­pew­ne nie bez przy­czy­ny wy­bra­li wła­śnie tę lo­ka­li­za­cję dla szko­ły Czer­pa­nia.

Dziew­czy­na roz­my­śla­ła dalej, nie­spiesz­nie po­dą­ża­jąc par­ko­wą alej­ką w kie­run­ku do­rmi­to­rium. Ścież­ka była mocno błot­ni­sta po ob­fi­tych desz­czach, jakie zdo­mi­no­wa­ły po­go­dę tej je­sie­ni. Mal po­my­śla­ła, że po­win­na nieco pod­wi­nąć suk­nię, by jej nie za­bru­dzić. Miała ich tylko trzy, więc nie mogła sobie na to po­zwo­lić. Co in­ne­go Sigi. Nie­raz wi­dzia­ła, jak ry­wal­ka na po­ran­nych wy­kła­dach pre­zen­tu­je jeden obrzy­dli­wie bo­ga­ty strój, by po prze­rwie obia­do­wej zmie­nić cały kom­plet na inny, w ni­czym nie ustę­pu­ją­cy pierw­sze­mu.

Sama myśl o ko­le­żan­ce wy­star­cza­ła, by zi­ry­to­wać Mal. Przy­spie­szy­ła więc, na­ła­do­wa­na ne­ga­tyw­ny­mi emo­cja­mi. Przy ko­lej­nym kroku, jej prawa stopa za­ska­ku­ją­co szyb­ko stra­ci­ła kon­takt z pod­ło­żem. Za­miast przy­jąć na sie­bie cię­żar ciała dziew­czy­ny i dać wy­su­nąć się na przód lewej ko­le­żan­ce, zdra­dziec­ko ucie­kła do tyłu, sku­tecz­nie po­zba­wia­jąc Mal rów­no­wa­gi. Przez se­kun­dę, bądź dwie, wy­ko­ny­wa­ła jesz­cze sza­lo­ny, de­spe­rac­ki ta­niec, ale nic już nie mogło jej po­wstrzy­mać przed upad­kiem. Ze spek­ta­ku­lar­nym wil­got­nym pla­śnię­ciem ru­nę­ła twa­rzą w zimne błoto.

Żeby nikt tego nie wi­dział, żeby tylko nikt nie wi­dział… – przez do­brych kilka se­kund była to je­dy­na myśl, jaką zdołała ufor­mo­wać Ma­lvin­dis.

Nic się jed­nak nie wy­da­rzy­ło. Po­wo­li otwo­rzy­ła za­le­pio­ne breją oczy. O dziwo, upusz­czo­na la­tar­nia nie zga­sła. Wtem usły­sza­ła ciche par­sk­nię­cie i z tru­dem tłu­mio­ny chi­chot. Od­wró­ci­ła głowę w prawo i uj­rza­ła trzy pary wy­so­kich butów z de­li­kat­nej cie­lę­cej skóry.

Osta­tecz­nie upo­ko­rzo­na dziew­czy­na unio­sła wzrok, tylko by po­twier­dzić swoje naj­gor­sze obawy. Sigi i jej dwa pie­ski sa­lo­no­we, Mar­gis i Esme­ris, które nie od­stę­po­wa­ły jej nigdy na krok. Choć pre­cy­zyj­niej by­ło­by na­zwać je bul­te­rie­ra­mi. Były ma­syw­ne i sze­ro­kie w ra­mio­nach. Sigi wy­glą­da­ła przy nich jak patyk mię­dzy dwoma dę­ba­mi. Dziew­czę­ta na­le­ża­ły do mniej zna­czą­cych szla­chec­kich rodów i pil­no­wa­nie Si­gi­men­dis pod­czas jej po­by­tu na uni­wer­sy­te­cie było spo­so­bem, aby wku­pić się w łaski jej ro­dzi­ny. Zresz­tą, lu­bi­ły rzą­dzić i znę­cać się nad in­ny­mi stu­dent­ka­mi, więc była to dla nich czy­sta przy­jem­ność. Sigi rów­nież od­po­wia­dał taki układ. Mar­gis i Esme­ris nie były zbyt atrak­cyj­ne, co po­przez kon­trast pod­kre­śla­ło jesz­cze wa­lo­ry uczel­nia­nej pięk­no­ści. Ry­wal­ka Ma­lvin­dis wy­bit­nie nie lu­bi­ła bo­wiem po­ka­zy­wać się w to­wa­rzy­stwie in­nych ład­nych dziew­czyn. Za­wsze chcia­ła sku­piać uwagę wy­łącz­nie na sobie.

– Pro­szę, pro­szę. Kogo my tu mamy? – za­gad­nę­ła Mar­gis, po­chy­la­jąc się z la­tar­nią w dłoni nad pró­bu­ją­cą po­wstać Mal.

Dziew­czy­nie udało się dźwi­gnąć na ko­la­na, jed­nak cięż­ka od wody i błota suk­nia cia­sno oplo­tła nogi po­ni­żo­nej stu­dent­ki, sku­tecz­nie blo­ku­jąc jej sta­ra­nia, by pod­nieść się z klę­czek. Marg i Esme pę­ka­ły ze śmie­chu.

– Pa­trz­cie, wy­glą­da jak nowo na­ro­dzo­ne źre­bię! – ryk­nę­ła druga z dziew­czyn, wska­zu­jąc pal­cem Ma­lvin­dis.

– Bar­dziej jak pro­się. Praw­da, Pro­siacz­ku? – wtó­ro­wa­ła jej Mar­gis.

Mal zbie­ra­ła siły, pró­bu­jąc prze­kie­ro­wać ro­sną­cą furię w ener­gię, która po­zwo­li jej wy­rwać się z tego bagna i po­gnać co sił do do­rmi­to­rium.

Spo­mię­dzy po­skle­ja­nych bło­tem loków do­strze­gła, że Sigi nie do­łą­czy­ła do we­so­ło­ści ko­le­ża­nek. Wy­glą­da­ła ra­czej na… zmar­twio­ną? I ten dys­kret­ny ruch ręką, którą jed­nak zaraz cof­nę­ła.

Czy ona chcia­ła pomóc mi wstać? Nie, to nie­moż­li­we – po­my­śla­ła Mal na­tych­miast. Je­że­li za­czy­nam do­strze­gać ja­kieś ludz­kie uczu­cia i od­ru­chy u Si­gi­men­dis, Kró­lo­wej Lodu, to zna­czy, że nie jest ze mną do­brze.

Jed­nym ru­chem Ma­lvin­dis za­dar­ła wa­żą­cą tonę suk­nię, wsta­ła na nogi i po­ty­ka­jąc się co chwi­lę po­bie­gła przed sie­bie. Przez gro­ma­dzą­ce się w oczach łzy z tru­dem wi­dzia­ła dokąd zmie­rza, lecz w tym mo­men­cie dla Mal li­czy­ło się wy­łącz­nie to, że roz­brzmie­wa­ją­ce za ple­ca­mi śmie­chy były coraz cich­sze.

 

*** 

 

Tej nocy Mal nie zmru­ży­ła oka. Po so­lid­nej ką­pie­li usia­dła na swoim łóżku, owi­nę­ła się ple­dem i za­mar­ła w tej po­zy­cji. Łzy pły­nę­ły jej z oczu, a bez­sil­ność ła­pa­ła za gar­dło i dła­wi­ła od­dech. Wie­dzia­ła, że to ir­ra­cjo­nal­ne. Prze­cież nic się nie wy­da­rzy­ło. Po­śli­zgnę­ła się i znisz­czy­ła su­kien­kę. Wiel­kie mi rze­czy. A jed­nak po­czu­cie wła­snej war­to­ści i duma, którą bu­do­wa­ła w sobie przez dwa lata cięż­kiej pracy na uczel­ni, ru­nę­ły jak domek z kart, zdmuch­nię­te ledwo od­czu­wal­nym po­wie­wem.

Je­steś Ma­lvin­dis. Bę­dziesz naj­wspa­nial­szym Ma­giem Czer­pa­nia w dzie­jach – po­wie­dzia­ła sobie, gdy niebo za­czę­ło się roz­ja­śniać, zwia­stu­jąc na­dej­ście ko­lej­ne­go dnia. I żadna ilość błota tego nie zmie­ni!

Mal wie­dzia­ła już jed­nak, że pod­czas nad­cho­dzą­cych prób nie bę­dzie sta­ra­ła się udo­wad­niać cze­go­kol­wiek innym. Musi spraw­dzić samą sie­bie. Po­znać, gdzie leży limit jej moż­li­wo­ści i prze­kro­czyć go. A do tego z pew­no­ścią nie wy­star­czą ma­gicz­ne tech­ni­ki, ja­kich uczą jej wy­kła­dow­cy.

 

Zgod­nie z obiet­ni­cą, pro­fe­sor Pal­bus na ko­niec zajęć z geo­gra­fii po­pro­sił Mal, by zo­sta­ła jesz­cze chwi­lę, po czym wrę­czył jej nie­po­zor­nych roz­mia­rów książ­kę z za­zna­czo­nym od­po­wied­nim roz­dzia­łem. Po­in­for­mo­wał ją, że nie musi się spie­szyć i może za­trzy­mać kro­ni­kę aż do zi­mo­wych prób. Pal­bus jesz­cze raz prze­strzegł ją, by trzy­ma­ła ich mały se­kret w ta­jem­ni­cy, po czym w po­śpie­chu opu­ścił salę wy­kła­do­wą.

Ma­lvin­dis po­sta­no­wi­ła nie cze­kać z lek­tu­rą do wie­czo­ra. Wpa­ro­wa­ła na ostat­nie tego dnia za­ję­cia z me­dy­cy­ny ni­czym hu­ra­gan i uspra­wie­dli­wia­jąc się “ko­bie­cy­mi pro­ble­ma­mi” po­gna­ła do do­rmi­to­rium.

Choć na­uczy­ciel był uprzej­my za­zna­czyć frag­ment, który miał na myśli, książ­ka był na tyle cien­ka, że Mal po­sta­no­wi­ła prze­czy­tać ją w ca­ło­ści. Pal­bus nie był wszak ma­giem i być może umknę­ło mu jesz­cze coś, co mogło oka­zać się przy­dat­ne. Kro­ni­ka na­pi­sa­na była jed­nak tak ar­cha­icz­nym ję­zy­kiem, że Mal nie­raz mu­sia­ła czy­tać jakiś ustęp po­now­nie, lub się­gać po słow­nik sta­ro­pel­nor­skie­go. Gdy więc do­tar­ła do roz­dzia­łu re­ko­men­do­wa­ne­go przez pro­fe­so­ra, zbli­ża­ła się już pół­noc. Ha­ła­sy z pokoi po­zo­sta­łych stu­den­tek po­wo­li mil­kły, a Mal po­now­nie za­głę­bi­ła się w lek­tu­rze.

 

W temże trzy­dzie­stym czwar­tym roku pa­no­wa­nia króla na­sze­go Pel­no­riu­sa XVI, do bram Va­scul­li za­wi­ta­ła li­czą­ca dwie setki ludzi de­le­ga­cja z da­le­kie­go In­se­onu. Prze­wo­dzą­cy jej poseł o imie­niu Se­obak, przy­wiózł wiele darów oraz po­zdro­wie­nia od swego su­we­re­na, króla Che­nu­na.

Po­sel­stwo to wy­cze­ki­wa­ne było na dwo­rze od bez mała dwóch mie­się­cy, jed­nak trud­ne wa­run­ki po­dró­ży i nie­sprzy­ja­ją­ca aura zna­czą­co opóź­ni­ły ich marsz. Wład­ca nasz, mi­ło­sier­ny Pel­no­rius, nie po­czy­tał tego za afront, lecz przy­jął gości z prze­py­chem, jakby to sam wschod­ni król przy­był z wi­zy­tą.

 

Na­stęp­nie kro­ni­karz wy­mie­niał po kolei człon­ków de­le­ga­cji oraz eg­zo­tycz­ne po­da­run­ki. Potem roz­pi­sy­wał się na temat hoj­no­ści króla Pel­no­ru i wy­staw­nych ban­kie­tów. Było to na tyle nudne i mo­no­ton­ne, że Mal z tru­dem utrzy­my­wa­ła w górze po­wie­ki. Ko­lej­ny frag­ment spra­wił jed­nak, że mo­men­tal­nie się roz­bu­dzi­ła.

 

Tego dnia poseł Se­obak wspo­mniał, że król In­se­onu wiele sły­szał, o cu­dow­nych mo­cach na­szych Magów Czer­pa­nia. Jego Wy­so­kość na­tych­miast sko­rzy­stał z tej oka­zji i za­pro­po­no­wał pokaz umie­jęt­no­ści naj­lep­szych Czer­pa­czy na­szych cza­sów – mi­strzów Aspe­riu­sa i Sa­lvu­sa oraz mi­strzy­ni Ga­lve­ris. Król nie sta­wiał przed tą trój­ką wy­so­kich wy­ma­gań. Wszak wszyst­kim wia­do­mo, że w kra­inach wscho­du Czer­pa­nia używa się wy­łącz­nie w celu uzdra­wia­nia. Mi­strzo­wie nie za­mie­rza­li jed­nak ogra­ni­czyć się je­dy­nie do kilku sztu­czek, al­bo­wiem ich wza­jem­na ry­wa­li­za­cja nie była dla ni­ko­go ta­jem­ni­cą. Po­trak­to­waw­szy całe wy­da­rze­nie ni­czym ka­me­ral­ny tur­niej ma­gicz­ny, każdy z Czer­pa­czy dał z sie­bie wszyst­ko, za­dzi­wia­jąc nie tylko za­gra­nicz­ne­go posła, lecz nawet sa­me­go króla Pel­no­ru.

Jako pierw­szy wy­stą­pił mistrz Aspe­rius, spe­cja­li­zu­ją­cy się w czer­pa­niu ener­gii gro­ma­dzą­cej się w chmu­rach i po­wie­trzu. Za­wcza­su kazał on przy­go­to­wać setki sło­mia­nych ku­kieł i roz­sta­wić je na polu pod zam­kiem, gdzie za­wo­dy ry­cer­skie zwy­kły się od­by­wać. Na oczach zgro­ma­dzo­nej pu­blicz­no­ści wszedł mię­dzy sło­mia­nych prze­ciw­ni­ków i po­czął się kon­cen­tro­wać. Niebo spo­wi­ły czar­ne chmu­ry, a na­stęp­nie z nieba lunął rzę­si­sty deszcz. Wkrót­ce w od­da­li roz­le­gły się pierw­sze gromy. Nagle bły­ska­wi­ca roz­dzie­li­ła roz­ta­cza­ją­cy się przed nami obraz na po­ło­wy. W samym zaś środ­ku, w miej­scu, gdzie ude­rzył pio­run, stał sza­now­ny Aspe­rius, cały lśnią­cy od za­czerp­nię­tej mocy. Trwa­ło to mgnie­nie oka, po czym mag wy­rzu­cił z sie­bie ty­sią­ce drob­nych wy­ła­do­wań, które ni­czym fala ro­ze­szły się po polu. Naj­pierw po­czu­li­śmy prze­siąk­nię­te ozo­nem po­wie­trze, a na­stęp­nie uj­rze­li­śmy, że wszyst­kie roz­sta­wio­ne kukły, imi­tu­ją­ce ob­cych żoł­nie­rzy, nie tylko za­pło­nę­ły po­mi­mo desz­czu, ale wraz z ota­cza­ją­cą je zie­mią zmie­ni­ły się w po­piół. Pokaz mi­li­tar­ne­go za­sto­so­wa­nia Czer­pa­nia wpra­wił posła In­se­on w osłu­pie­nie.

Gdy spo­mię­dzy chmur po­now­nie wy­chy­nę­ło słoń­ce, sta­nął przed nami mistrz Sa­lvus. Nie po­czy­nił żad­nych spe­cjal­nych przy­go­to­wań, ani nie od­da­lał się znacz­nie od wi­dzów. Za­ka­sał je­dy­nie rę­ka­wy i po­grą­żył się w kon­cen­tra­cji. Znaj­du­ją­ce się za nim drze­wa i trawa za­czę­ły żółk­nąć, jakby je­sień na­de­szła z wy­prze­dze­niem. Przed Sa­lvu­sem zaś z ziemi wy­ro­sły nie­spiesz­nie dwa pędy. Wzno­si­ły się coraz wyżej, aż wresz­cie dwu­krot­nie prze­wyż­szy­ły sto­ją­ce­go obok męż­czy­znę, a ich ło­dy­gi zdrew­nia­ły. Przy­ra­sta­ły w nich ko­lej­ne słoje, a ich po­wierzch­nia stała się pół­płyn­na. Gdy po­now­nie za­sty­gła, była gład­ka ni­czym po­le­ro­wa­ne ty­go­dnia­mi drew­no, a przed nami znaj­do­wa­ły się dwie po­tęż­ne fi­gu­ry, przed­sta­wia­ją­ce z nie­sa­mo­wi­tą szcze­gó­ło­wo­ścią po­sta­cie króla Pel­no­riu­sa i posła Se­oba­ka. W ten wła­śnie spo­sób po­ka­za­li­śmy siłę na­szej kul­tu­ry i sztu­ki.

Na ko­niec nad­szedł czas po­pi­su mi­strzy­ni Ga­lve­ris, nie ma­ją­cej sobie rów­nych w ko­rzy­sta­niu z Magii Krwi.

 

Ma­lvin­dis ode­tchnę­ła z ulgą. Wresz­cie coś, co może oka­zać się przy­dat­ne. Tech­ni­ki sto­so­wa­ne przez Czer­pa­czy Ze­wnętrz­nych, choć fa­scy­nu­ją­ce, były je­dy­nie cie­ka­wost­ką, która w żaden spo­sób nie mogła pomóc dziew­czy­nie w cza­sie prób. Ga­lve­ris to jed­nak inna hi­sto­ria. Była Ma­giem Krwi i jedną z pierw­szych ko­biet peł­nią­cych funk­cję rek­to­ra Uni­wer­sy­te­tu Magii w Va­scul­li. Gdyby Mal udało się sko­pio­wać jej pokaz…

 

Rek­tor naj­wspa­nial­szej uczel­ni kon­ty­nen­tu, po­zdro­wiw­szy Jego Wy­so­kość oraz Se­oba­ka, za­py­ta­ła o to­wa­rzy­szą­ce­go po­sło­wi ty­gry­sa, pa­sia­stą be­stię z dzi­kich krain. Dy­plo­ma­ta ostrzegł ma­gicz­kę, że zwie­rzę wy­tre­so­wa­no tak, by słu­cha­ło wy­łącz­nie jego roz­ka­zów. Ta jed­nak z nie­prze­nik­nio­ną twa­rzą wy­ję­ła spo­mię­dzy wło­sów długą szpi­lę i na­kłu­ła nią palec. Rek­tor Ga­lve­ris po­de­szła bez stra­chu do dra­pież­ni­ka i na­głym ru­chem wbiła szpi­lę w kark sko­ło­wa­ne­go zwie­rzę­cia. Poseł wów­czas po­wstał obu­rzo­ny, lecz to co stało się póź­niej spra­wi­ło, że rów­nie szyb­ko po­wró­cił na swoje miej­sce. Oczy ma­gicz­ki za­bły­sły bo­wiem na mo­ment, po czym od­da­li­ła się o kilka kro­ków od wi­dzów, a ty­grys po­dą­żył za nią, ni­czym wier­ny pies. Gdy przy­sta­nę­li, ty­grys za­rzu­cił mi­strzy­ni swe mo­car­ne łapy na ra­mio­na, po czym dwój­ka za­czę­ła plą­sać po are­nie w takt nie sły­sza­nej przez ni­ko­go me­lo­dii. Kiedy skoń­czy­li, nie­co­dzien­ni part­ne­rzy roz­dzie­li­li się i uni­so­no ukło­ni­li się bi­ją­cej brawa pu­blicz­no­ści. Z nie­do­wie­rza­niem pa­trzy­li na to wszyst­ko nie tylko wy­słan­nik In­se­onu, lecz także sam król Pel­no­rius, a nawet mi­strzo­wie Aspe­rius i Sa­lvus, któ­rzy przy­zna­li po cza­sie, że nigdy wcze­śniej nie wi­dzie­li cze­goś po­dob­ne­go.

 

To jest to! – po­my­śla­la pod­eks­cy­to­wa­na Mal. Wpły­wa­nie na umy­sły po­przez trans­fer esen­cji!

Stu­dent­ka nigdy wcze­śniej nie sły­sza­ła, by ktoś ko­rzy­stał z ta­kiej tech­ni­ki. Być może zo­sta­ła za­po­mnia­na wraz z wie­lo­ma in­ny­mi, pod­czas Roz­ła­mu. Ni­ko­mu więc nie udało się po­wtó­rzyć wy­czy­nu Ga­lve­ris przez nie­mal dwie­ście lat. Mal miała na to mie­siąc.

Będę po­trze­bo­wa­ła ja­kichś kró­li­ków do­świad­czal­nych – po­my­śla­ła, od­pły­wa­jąc w błogi sen.

 

***

 

Ma­lvin­dis zna­la­zła “chęt­ne”, a przy­naj­mniej nie pro­te­stu­ją­ce za­nad­to, kró­li­ki, a także kury, owce, kozy i krowy, w go­spo­dar­stwie do­star­cza­ją­cym pro­duk­ty rolne na wy­łącz­ność uni­wer­sy­te­tu. Na­kłu­cia nie prze­szka­dza­ły szcze­gól­nie zwie­rzę­tom. Ale samej Mal mocno już do­skwie­ra­ły licz­ne drob­ne rany na dło­niach. By­ło­by to jed­nak nie­istot­ne, gdyby wią­za­ło się z suk­ce­sem. Nie­ste­ty, kiedy już uda­wa­ło jej się na­wią­zać więź, wy­star­czy­ło, że lekko zdez­o­rien­to­wa­ne zwie­rzę po­trzą­snę­ło głową i już się rwała. Coś ją blo­ko­wa­ło. Nie chcia­ła jed­nak na­ci­skać ze zbyt dużą siłą, aby nie zro­bić krzyw­dy swo­ich mi­mo­wol­nym ochot­ni­kom. Do prób zaś zo­stał już tylko ty­dzień.

Dziew­czy­na znaj­do­wa­ła się ak­tu­al­nie na wy­kła­dzie z Tech­nik Trans­for­ma­cji, ale jej umysł był zu­peł­nie gdzie in­dziej. Za­ję­ła nawet miej­sce na środ­ku sali, a nie jak za­wsze w pierw­szej ławce. Nagle roz­le­gło się dys­kret­ne pu­ka­nie do drzwi. Wy­kła­dow­czy­ni otwo­rzy­ła i szep­tem za­mie­ni­ła z kimś kilka słów. Od­wró­ci­ła się do sali i gło­śniej już po­wie­dzia­ła:

– Ma­lvin­dis! Zbierz swoje rze­czy i po­dejdź. Pój­dziesz z pro­fe­sor Tal­da­nis.

Gdy zdzi­wio­na Mal spa­ko­wa­ła się i kro­czy­ła w stro­nę drzwi, to­wa­rzy­szy­ło jej prze­cią­głe “uuuuu” do­bie­ga­ją­ce z gar­deł po­zo­sta­łych stu­den­tek. Łatwo dało się roz­szy­fro­wać ten dźwięk jako “Na­resz­cie! Ta ku­jon­ka w końcu coś prze­skro­ba­ła!”. A prze­cież Mal nie zro­bi­ła nic złego, praw­da?

Men­tor­ka dziew­czy­ny stała za drzwia­mi i nie wy­glą­da­ła na za­do­wo­lo­ną.

– Chodź­my – rzu­ci­ła tylko i ru­szy­ła przed sie­bie na tyle szyb­ko, że Mal mu­sia­ła pod­biec, by się z nią zrów­nać.

– Mogę wie­dzieć, o co cho­dzi? – nie­śmia­ło spy­ta­ła stu­dent­ka.

Od­po­wie­dzia­ła jej wy­łącz­nie cisza, która utrzy­my­wa­ła się, aż do­tar­ły do ga­bi­ne­tu Tal­da­nis. We­szły do środ­ka, jed­nak pod­czas gdy pro­fe­sor kro­czy­ła dalej w stro­nę biur­ka, Mal sta­nę­ła jak wryta w progu. Na jed­nym z krze­seł dla gości z za­tro­ska­ną miną sie­dzia­ła Si­gi­men­dis.

– Co ona tutaj robi? – za­żą­da­ła od­po­wie­dzi Ma­lvin­dis.

– Spo­koj­nie, Mal. Usiądź – od­par­ła Tal­da­nis, wska­zu­jąc dru­gie z krze­seł na­prze­ciw­ko.

Dziew­czy­na miała bar­dzo złe prze­czu­cia, ale wie­dzia­ła też, że zło­ścią ni­cze­go nie ugra. Usia­dła więc przy biur­ku, de­mon­stra­cyj­nie od­su­wa­jąc krze­sło z dala od Sigi.

– Zwró­co­no moją uwagę – za­czę­ła pro­fe­sor, zer­ka­jąc w kie­run­ku Si­gi­men­dis – na twoje ostat­nie wi­zy­ty w go­spo­dar­stwie.

– Śle­dzi­łaś mnie? – za­ata­ko­wa­ła ko­le­żan­kę Mal, nie mogąc utrzy­mać emo­cji na wodzy.

– Chcia­łam zo­ba­czyć, jak ta­plasz się w bło­cie z in­ny­mi pro­sia­ka­mi – od­gry­zła się młoda ary­sto­krat­ka.

– To na za­ję­cia z me­dy­cy­ny. – Mal z tru­dem prze­nio­sła wście­kły wzrok z ry­wal­ki na Tal­da­nis. – Po­bie­ra­łam prób­ki zwie­rzę­cej krwi.

– Nie kłam – prze­rwa­ła jej pro­fe­sor, a w jej gło­sie nie było sły­chać gnie­wu, lecz głę­bo­kie roz­cza­ro­wa­nie, co tym bar­dziej za­bo­la­ło jej pro­te­go­wa­ną. – Zna­la­złam kro­ni­kę. Do­my­ślam się, że nie ze­chcesz mi po­wie­dzieć, kto prze­ka­zał ci za­ka­za­ny przez Radę Uni­wer­sy­te­tu tekst?

– Nie­ste­ty, nie mogę tego zdra­dzić – od­par­ła cicho Mal, z któ­rej uszło całe po­wie­trze, gdy jej men­tor­ka po­ło­ży­ła na biur­ku książ­kę pro­fe­so­ra Pal­bu­sa.

– Wiesz, jakie to nie­bez­piecz­ne?! – wy­pa­li­ła nagle Sigi, za­ska­ku­jąc za­rów­no ko­le­żan­kę, jak i wy­kła­dow­czy­nię. – Tak się skła­da, że wy­wo­dzę się w pro­stej linii od Ga­lve­ris i do­sko­na­le znam tę hi­sto­rię. Moja przod­ki­ni była pierw­szą, która sku­tecz­nie złą­czy­ła dwa umy­sły trwa­łą wię­zią. Kro­ni­karz za­po­mniał jed­nak dodać, że ty­dzień póź­niej trze­ba było skró­cić cier­pie­nia ty­gry­sa, który za­po­mniał jak biega się na czte­rech ła­pach. Moja babka zaś, resz­tę swo­ich dni spę­dzi­ła w aresz­cie do­mo­wym, po tym jak pra­wie roz­szar­pa­ła gar­dło ja­kie­muś stu­den­to­wi, który ją zi­ry­to­wał. O mało nie do­pro­wa­dzi­ła do wojny z In­se­onem. Je­steś aro­ganc­ka, za­pa­trzo­na w sie­bie i po­zba­wio­na ogła­dy, ale my­śla­łam, że przy tym in­te­li­gent­na. Jak mo­głaś pró­bo­wać cze­goś tak głu­pie­go?

Mal za­krę­ci­ło się w gło­wie. Nie wie­dzia­ła, czy bar­dziej zszo­ko­wa­ły ją re­we­la­cje na temat nie­bez­pie­czeń­stwa, w jakie się wpa­ko­wa­ła, czy fakt, że Sigi na­praw­dę się o nią mar­twi­ła. Nim zdą­ży­ła coś od­po­wie­dzieć, pro­fe­sor Tal­da­nis prze­ka­za­ła swój wyrok.

– Jak się oczy­wi­ście do­my­ślasz, Mal, kon­fi­sku­ję tę książ­kę. Otrzy­mu­jesz rów­nież zakaz wol­ne­go wstę­pu do bi­blio­te­ki do końca se­me­stru. Je­że­li bę­dziesz cze­goś po­trze­bo­wać, zgło­sisz to bi­blio­te­kar­ce. Mo­że­cie odejść.

Wy­kła­dow­czy­ni od­wró­ci­ła się osten­ta­cyj­nie i wbiła wzrok w ja­kieś pa­pie­ry, dając jasny sy­gnał, że nie prze­wi­du­je żad­nej dys­ku­sji na ten temat. Zanim wy­bie­gła z ga­bi­ne­tu, Ma­lvin­dis rzu­ci­ła jesz­cze Sigi pełne pre­ten­sji spoj­rze­nie, mimo iż wie­dzia­ła, że dziew­czy­na w ni­czym nie za­wi­ni­ła.

 

***

 

W dniu prób Mal obu­dzi­ła się przed­wcze­śnie, w rów­nie pod­łym na­stro­ju, co przez cały ubie­gły ty­dzień. Opu­ści­ła nawet kilka zajęć, ro­biąc uży­tek z do­zwo­lo­nych nie­obec­no­ści na­gro­ma­dzo­nych przez cały se­mestr, z któ­rych do tej pory nigdy nie ko­rzy­sta­ła. W szcze­gól­no­ści omi­ja­ła zaś sze­ro­kim łu­kiem pro­fe­sor Tal­da­nis, a w miarę moż­li­wo­ści także Sigi. Było jej tak wstyd, że naj­chęt­niej nigdy już nie spoj­rza­ła­by obu w oczy.

Na próby nie przy­go­to­wa­ła ni­cze­go. Zde­cy­do­wa­ła, że prze­śli­zgnie się jak wszy­scy, ma­te­ria­li­zu­jąc kwiat, miecz, albo fi­ku­śny sto­jak na płasz­cze. Mal chcia­ła już mieć to za sobą i wy­je­chać do domu na prze­rwę zi­mo­wą. Może tam uda jej się uło­żyć sobie to wszyst­ko w gło­wie.

Z któ­re­goś z pokoi obok do­bie­ga­ły dzi­kie wrza­ski. Nie sta­no­wi­ło to ni­cze­go no­we­go, ale był już śro­dek nocy, więc to chyba lekka prze­sa­da. W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach zi­gno­ro­wa­ła­by krzy­ki i po­szła spać dalej. Ale zły na­strój bu­dził w niej kon­fron­ta­cyj­ne za­pę­dy. Wsta­ła więc, na­rzu­ci­ła lekki płaszcz na ko­szu­lę nocną i wy­szła z po­ko­ju.

Na ko­ry­ta­rzu pa­no­wa­ła ciem­ność, jeśli nie li­czyć otwar­tych na oścież drzwi po­ko­ju Sigi. Za­wa­ha­ła się. Nie chcia­ła roz­ma­wiać z dziew­czy­ną, o któ­rej my­śla­ła naj­gor­sze rze­czy, a która oka­za­ła się znacz­nie doj­rzal­sza niż Mal. Kie­dyś jed­nak mu­sia­ła to zro­bić. Prze­pro­sić. Nadal iry­to­wa­ło ją wy­wyż­sza­nie się ko­le­żan­ki, ob­no­sze­nie z bo­gac­twem oraz jej trud­ny cha­rak­ter, jed­nak teraz wi­dzia­ła, że gdzieś we­wnątrz tego sopla lodu kryje się praw­dzi­wy czło­wiek.

Gdy zbli­ży­ła się do uchy­lo­nych drzwi, usły­sza­ła wy­raź­ne dźwię­ki ude­rzeń o ścia­nę, oraz tłu­czo­ne­go szkła. Zdzi­wi­ła się, że dawna ry­wal­ka im­pre­zu­je tak późno, w noc przed pró­ba­mi. Ow­szem, Si­gi­men­dis ko­rzy­sta­ła z życia to­wa­rzy­skie­go, ale mimo wszyst­ko za­le­ża­ło jej na wy­ni­kach w nauce.

– Sigi, czy mo­że­my chwi­lę po­roz­ma­wiać na osob­no­ści… – za­czę­ła Mal, otwie­ra­jąc sze­rzej drzwi.

Scena, która roz­gry­wa­ła się przed nią, nie tylko spra­wi­ła, że za­nie­mó­wi­ła, ale ugię­ły się rów­nież pod nią ko­la­na, przez co dziew­czy­na nie­bez­piecz­nie się za­chwia­ła.

W kom­na­cie, znacz­nie więk­szej niż po­ko­ik Mal, prze­by­wa­ło dwóch męż­czyzn w czer­wo­nych tu­ni­kach. Jeden z nich przy­trzy­my­wał szar­pią­cą się na łóżku Si­gi­men­dis, pod­czas gdy ko­lej­ny lu­bież­nie mię­to­sił jedną z jej krą­głych pier­si, a drugą dło­nią pró­bo­wał ze­rwać ko­ron­ko­we majt­ki dziew­czy­ny.

– Zo­staw­cie ją! – wy­krzyk­nę­ła osłu­pia­ła Mal, lecz jej głos za­brzmiał ża­ło­śnie i bła­gal­nie, a nie roz­ka­zu­ją­co, jak za­mie­rza­ła.

– Ucie­kaj! – zdo­ła­ła od­po­wie­dzieć Si­gi­men­dis, nim trzy­ma­ją­cy ją męż­czy­zna, a w za­sa­dzie chło­pak, nie za­mknął jej ust wy­mu­szo­nym po­ca­łun­kiem.

Drugi z na­past­ni­ków ob­ró­cił się w kie­run­ku nowej ofia­ry i ob­rzu­cił ją dra­pież­nym spoj­rze­niem.

– No i pro­szę! Wy­glą­da na to, Marv – zwró­cił się do kom­pa­na – że nie bę­dzie­my mu­sie­li się dzie­lić. Ale twoja jest ład­niej­sza, więc bę­dzie­my się zmie­niać.

W ob­le­śny spo­sób prze­je­chał ję­zy­kiem po gór­nych zę­bach, po czym rzu­cił się w kie­run­ku Mal. Miała tylko se­kun­dę na re­ak­cję, jed­nak myśli dziew­czy­ny pły­nę­ły w tym mo­men­cie w nie­by­wa­łym wprost tem­pie. Nauka bo­jo­wych za­sto­so­wań magii zde­cy­do­wa­nie nie była prio­ry­te­tem na uni­wer­sy­te­cie. W do­dat­ku nie miała przy sobie wy­zwa­la­cza. Nie mogła jed­nak teraz się wahać.

Ma­lvin­dis z ca­łych sił przy­gry­zła język, po czym splu­nę­ła w kie­run­ku prze­ciw­ni­ka. Nim jed­nak mie­szan­ka śliny i krwi do­tar­ła do celu, roz­pro­szy­ła się w po­wie­trzu i w po­sta­ci ró­żo­wej mgieł­ki wpa­dła wprost na twarz nad­bie­ga­ją­ce­go ban­dy­ty. Chło­pak otwo­rzył sze­ro­ko oczy w wy­ra­zie nie­me­go prze­ra­że­nia, po czym runął na zie­mię.

– Suka – wy­sy­czał z dru­gie­go końca po­miesz­cze­nia ten, któ­re­go zwali Marv. Tuż przy szyi Sigi trzy­mał już krót­ki nóż, a na jego pra­wej dłoni wid­nia­ło głę­bo­kie roz­cię­cie. Krew z rany na­tych­miast pa­ro­wa­ła i uno­si­ła się w po­wie­trze.

– To nie­moż­li­we – Mal wpa­try­wa­ła się w na­past­ni­ka w szoku. – Męż­czyź­ni nie mogą ko­rzy­stać z Czer­pa­nia.

– Cóż, chyba jed­nak mogą. – Chło­pak wy­szcze­rzył zęby w uśmie­chu, a w jego pra­wi­cy zma­te­ria­li­zo­wa­ła się pro­sta rę­ko­jeść oraz dłu­gie, wą­skie ostrze. – Nie ru­szaj się, szko­da by­ło­by ze­psuć ko­le­żan­ce taką ładną buźkę.

– Wiesz w ogóle kim je­stem? – wy­chry­pia­ła z tru­dem Sigi. – Kiedy moja matka się o tym dowie, każe cię…

– Ze spraw­dzo­nych źró­deł wiem, że twoja ma­muś­ka już nigdy ni­ko­mu roz­ka­zy­wać nie bę­dzie – prze­rwał jej mło­dzie­niec, a mor­der­czy błysk w jego oczach spra­wił, że Mal zro­bi­ło się nie­do­brze. – Po­win­ny­ście nam dzię­ko­wać. Chce­my was tylko przy­uczyć do no­we­go za­wo­du. Po­trak­tuj­cie to jako… prze­kwa­li­fi­ko­wa­nie. W końcu tylko do tego tak na­praw­dę się na­da­je­cie.

– Obyś sma­żył się w ogniu, ty dra­niu! – wark­nę­ła Si­gi­men­dis i szarp­nę­ła się w uści­sku swo­je­go opraw­cy.

Marv za­śmiał się nie­we­so­ło. Nie za­uwa­żył jed­nak, że ob­ra­ca­jąc głowę Sigi de­li­kat­nie za­ha­czy­ła o czu­bek jego noża, a na jej szyi za­czę­ła gro­ma­dzić się kro­pel­ka krwi. Dziew­czy­na spoj­rza­ła na Mal i nie­mal nie­zau­wa­żal­nie ski­nę­ła głową.

Sto­ją­ca wciąż przy drzwiach ma­gicz­ka przez ostat­nich kilka chwil z tru­dem zbie­ra­ła ślinę w za­schnię­tym gar­dle. Splu­nę­ła po­now­nie, jed­nak tym razem tuż po opusz­cze­niu jej ust ciecz prze­mie­ni­ła się w płyn­ny ogień, który sze­ro­kim stru­mie­niem po­pę­dził w kie­run­ku Sigi i na­past­ni­ka, ota­cza­jąc ich po­żo­gą. Je­że­li do­brze od­czy­ta­ła in­ten­cje ko­le­żan­ki, przed mo­men­tem oto­czy­ła się ma­gicz­ną tar­czą, która uchro­ni ją przed pło­mie­nia­mi. Je­że­li nie, to wła­śnie za­bi­ła Si­gi­men­dis. I bez wzglę­du na to, jak czę­sto wy­obra­ża­ła sobie, że to robi, to chyba nie prze­ży­ła­by, gdyby wy­da­rzy­ło się to na­praw­dę.

Ję­zy­ki ognia przy­ga­sły, tu i ów­dzie peł­znąc je­dy­nie po osmo­lo­nych de­skach. Po­śród po­pio­łów sie­dzia­ła za­pła­ka­na Sigi, wciąż jesz­cze w ra­mio­nach szkie­le­tu męż­czy­zny, po­kry­te­go reszt­ka­mi sczer­nia­łe­go mięsa. Odór, jaki roz­no­sił się w po­ko­ju, był nie do wy­trzy­ma­nia. Mal po­de­szła do stu­dent­ki i de­li­kat­nym ru­chem zdję­ła z niej spa­lo­ne zwło­ki. Na­stęp­nie ostroż­nie po­ło­ży­ła dłoń na ra­mie­niu Si­gi­men­dis.

– Mu­si­my iść, Sigi. Może ich być wię­cej.

Dziew­czy­na wzdry­gnę­ła się i spoj­rza­ła na Mal, jakby do­pie­ro teraz za­uwa­ży­ła jej obec­ność.

– Wiem – od­par­ła. – Ja po pro­stu… Wiem.

Blon­d­wło­sa ma­gicz­ka po­wo­li, cięż­ko opie­ra­jąc się na ko­le­żan­ce, wsta­ła z tlą­cych się po­zo­sta­ło­ści łóżka, dała się od­pro­wa­dzić kilka kro­ków, po czym wy­łą­czy­ła za­klę­cie ochro­ny przed ogniem.

– Mo­głaś mnie zabić – po­wie­dzia­ła cicho Sigi, nie pa­trząc daw­nej ry­wal­ce w oczy.

– I za­osz­czę­dzić ci osta­tecz­ne­go upo­ko­rze­nia, kiedy na­resz­cie udo­wod­nię przed wszyst­ki­mi, że je­stem od cie­bie lep­sza? – od­par­ła Mal, sta­ra­jąc się ema­no­wać pew­no­ścią sie­bie, któ­rej w ogóle nie czuła. – Tak łatwo się nie wy­wi­niesz.

Sigi pod­nio­sła wresz­cie swoje pięk­ne, prze­peł­nio­ne łzami oczy i spo­glą­da­ła dłuż­szą chwi­lę na drugą stu­dent­kę. Nagle Si­gi­men­dis ob­ję­ła ją i przy­tu­li­ła z ca­łych sił. Efekt był ko­micz­ny, bo­wiem głowa nie­wy­so­kiej Ma­lvin­dis uto­nę­ła po­mię­dzy na­gi­mi, ob­fi­ty­mi pier­sia­mi ko­le­żan­ki.

– Dzię­ku­ję ci Mal – mó­wi­ła Sigi szlo­cha­jąc i nie zwra­ca­jąc uwagi na próby wy­rwa­nia się czer­wo­nej jak burak wy­ba­wi­ciel­ki. – I prze­pra­szam cię za wszyst­ko. Ale tak bar­dzo ci za­zdro­ści­łam. Wiesz, co chcesz osią­gnąć w życiu. Masz jasno okre­ślo­ny cel i re­ali­zu­jesz go bez wzglę­du na prze­ciw­no­ści. Je­steś wolna i nikt nie ste­ru­je twoją przy­szło­ścią. Tak strasz­nie chcia­łam być tobą.

Mal udało się w końcu wy­śli­zgnąć spo­mię­dzy spo­co­nych rąk, gdy zna­cze­nie tych słów do niej do­tar­ło.

– Na­praw­dę? To ja za­wsze za­zdro­ści­łam tobie. Masz wszyst­ko – urodę, wdzięk, wy­so­kie po­cho­dze­nie, bo­gac­two, in­te­li­gen­cję i ma­gicz­ny ta­lent. Do­my­śla­łam się, że praw­do­po­dob­nie si­kasz bia­łym winem i pier­dzisz per­fu­ma­mi, acz tego nie udało mi się po­twier­dzić.

Sigi za­śmia­ła się szcze­rze, co nieco roz­ła­do­wa­ło na­pię­tą at­mos­fe­rę.

– Wi­dzisz? Tego wła­śnie się oba­wia­łam.

– Czego? – za­in­te­re­so­wa­ła się Mal.

– Że jeśli nie będę cię trzy­mać na dy­stans, to cię po­lu­bię.

– Bę­dzie­my miały mnó­stwo czasu po dro­dze, byś zmie­ni­ła zda­nie. A teraz ubie­raj się. Bie­gnie­my do bu­dyn­ku rek­to­ra­tu. Może tam się cze­goś do­wie­my.

– Racja – zgo­dzi­ła się Sigi, bez skrę­po­wa­nia spo­glą­da­jąc w dół na swe wiel­kie pier­si. Otwo­rzy­ła szafę, która cudem unik­nę­ła pło­mie­ni, i wpa­trzy­ła się w dzie­siąt­ki róż­no­ko­lo­ro­wych sukni, spód­nic i ko­szul. – Tylko co na sie­bie wło­żyć…

– Mię­dzy in­ny­mi dla­te­go wcze­śniej się nie do­ga­dy­wa­ły­śmy, przy­ja­ciół­ko – za­uwa­ży­ła Mal z sze­ro­kim uśmie­chem. – Masz coś, w czym do­brze się biega i kopie tyłki?

– Myślę, że znaj­dę coś na tę oka­zję. Dla cie­bie rów­nież.

 

***

 

Nim wy­do­sta­ły się z do­rmi­to­rium, dziew­czy­ny mu­sia­ły omi­nąć dzie­siąt­ki męż­czyzn uzbro­jo­nych w ma­gicz­ne ostrza. Nie­któ­rych chro­ni­ły rów­nież ma­gicz­ne osło­ny, co wy­ma­ga­ło już wyż­szych umie­jęt­no­ści, po­zwa­la­ją­cych na two­rze­nie rze­czy nie­ma­te­rial­nych. Sigi i Mal nie za­uwa­ży­ły jed­nak żad­nych in­nych oznak ko­rzy­sta­nia z Czer­pa­nia. Wi­dzia­ły za to wiele zwią­za­nych, la­men­tu­ją­cych stu­den­tek, w tym Mar­gis i Esme­ris, a także kilka ta­kich, które za­mil­kły już na za­wsze. W tym mo­men­cie nie mogły jed­nak ni­ko­mu pomóc. Mu­sia­ły do­trzeć do pro­fe­sor Tal­da­nis i rek­tor Sa­ka­ris. One na pewno będą wie­dzia­ły, co się dzie­je, i jak dziew­czę­ta mogą się przy­dać.

W sza­rym świe­tle przed­świ­tu nie było widać wiele. Uno­szą­ca się wszę­dzie mgła grała na ko­rzyść Mal i jej nie­ocze­ki­wa­nej przy­ja­ciół­ki. Znały kam­pus jak wła­sną kie­szeń, czego nie można było po­wie­dzieć o błą­dzą­cych w bia­łym tu­ma­nie prze­ciw­ni­kach. Bez pro­ble­mu do­tar­ły więc do bu­dyn­ku rek­to­ra­tu. Moż­li­wie jak naj­ci­szej we­szły na oto­czo­ny kruż­gan­ka­mi we­wnętrz­ny dzie­dzi­niec. Także tu do­strze­gły jed­nak krą­żą­cych po wyż­szych kon­dy­gna­cjach nie­zna­jo­mych męż­czyzn.

– Mu­si­my prze­do­stać się do ga­bi­ne­tu Tal­da­nis – zwró­ci­ła się cicho Mal do ko­le­żan­ki, sto­jąc w cie­niu i opie­ra­jąc się o ko­lum­nę.

– Mal, twoja ręka… – Sigi wska­za­ła na drżą­cą w nie­kon­tro­lo­wa­ny spo­sób dłoń niż­szej dziew­czy­ny. – Wszyst­ko w po­rząd­ku?

– Nie, nie jest – od­par­ła Ma­lvin­dis gło­sem wy­pra­nym z emo­cji. – Za­bi­łam czło­wie­ka. Dotąd od­ma­wia­łam nawet wy­ko­ny­wa­nia wi­wi­sek­cji żaby na me­dy­cy­nie. Ale w po­rów­na­niu z tym co ty prze­ży­łaś, nie po­win­nam na­rze­kać – do­da­ła ze sła­bym uśmie­chem.

– Masz prawo do stra­chu, Mal – za­pew­ni­ła ją Sigi. – Ale wszyst­ko skoń­czy się do­brze.

– Nie je­steś taka zimna jak się wy­da­wa­ło.

– Ja, zimna? – zdzi­wi­ła się blon­d­wło­sa stu­dent­ka. – Może na co dzień nie rzu­cam się lu­dziom na szyję i nie ryczę ze wzru­sze­nia, ale mam uczu­cia!

Si­gi­men­dis wy­dę­ła usta ni­czym na­bur­mu­szo­na mała dziew­czyn­ka, przez co Mal mu­sia­ła uwa­żać, by nie par­sk­nąć śmie­chem.

– Już do­brze, my­li­łam się. Chodź­my do ga­bi­ne­tu.

– To nie bę­dzie ko­niecz­ne, dziew­czę­ta.

Pro­fe­sor Tal­da­nis kro­czy­ła kruż­gan­kiem w ich kie­run­ku. Gdy po­de­szła bli­żej, stu­dent­ki do­strze­gły, że bro­czy z licz­nych ran, szyb­ko tra­cąc krew, która da­wa­ła jej życie oraz magię.

– Pani pro­fe­sor, co się dzie­je? – za­py­ta­ła stłu­mio­nym gło­sem Sigi, chwy­ta­jąc Tal­di­nis pod ramię i po­ma­ga­jąc jej osu­nąć się na zie­mię przy ścia­nie bu­dyn­ku.

– Do­brze, że je­ste­ście całe – po­wie­dzia­ła wie­ko­wa ma­gicz­ka, z tru­dem ła­piąc od­dech. – Zo­sta­li­śmy za­ata­ko­wa­ni. Od kilku mie­się­cy wie­dzie­li­śmy, że część ary­sto­kra­cji dąży do zmian, ma­ją­cych za­ha­mo­wać wzrost wpły­wów magów w krę­gach wła­dzy pań­stwo­wej. Spo­dzie­wa­li­śmy się jed­nak, że po­dej­mą dzia­ła­nia praw­ne, lub spró­bu­ją pod­bu­rzać spo­łe­czeń­stwo prze­ciw­ko nam i spro­wo­ko­wać ja­kieś in­cy­den­ty. Nikt nie są­dził, że od kil­ku­na­stu lat w ta­jem­ni­cy szko­li­li chłop­ców zdol­nych do Czer­pa­nia, aby na­słać ich na nas z żądzą mordu wpo­jo­ną do umy­słów. Za­uwa­ży­łam, że nie Czer­pią wy­łącz­nie z wła­snej re­zer­wy. Ktoś na­uczył ich ko­rzy­stać z krwi in­nych. Póki więc będą za­bi­jać, są wła­ści­wie nie do po­wstrzy­ma­nia.

– Co z panią rek­tor? Jak mo­że­my pomóc? – do­py­ty­wa­ła Ma­lvin­dis.

– Sa­ka­ris zo­sta­ła we­zwa­na na au­dien­cję do króla dziś w nocy. Głu­pia gęś albo już nie żyje, albo zo­sta­ła uwię­zio­na. – Tal­da­nis wes­tchnę­ła cięż­ko. – Nie, dzie­ci, nasz uni­wer­sy­tet już nie ist­nie­je. Po­dob­nie, jak mnie­mam, inne szko­ły w całym Pel­no­rze. Je­dy­ne, czego od was po­trze­bu­ję, to że­by­ście ucie­kły stąd, jak naj­da­lej się da, i za­czę­ły nowe życie. Za­po­mnij­cie o tym miej­scu i o Czer­pa­niu. Jeśli kie­dyś jesz­cze sko­rzy­sta­cie ze swych darów, znaj­dą was.

– Wobec tego ucie­kaj­my razem! – za­pro­po­no­wa­ła na­tych­miast Sigi.

– Nie, moja droga – sprze­ci­wi­ła się pro­fe­sor. – Ja już ni­g­dzie nie pójdę. Zo­sta­nę tu, gdzie spę­dzi­łam całe swoje nie­na­tu­ral­nie dłu­gie życie. A przy oka­zji, dam im do wi­wa­tu.

Wy­kła­dow­czy­ni teo­rii ma­gicz­nej wska­za­ła pal­cem w stro­nę dzie­dziń­ca, gdzie za­czę­li gro­ma­dzić się wo­jow­ni­cy w czer­wo­nych tu­ni­kach. Tal­da­nis po­wsta­ła z wiel­kim tru­dem i za­mo­czy­ła dło­nie we wła­snej krwi, któ­rej pod do­stat­kiem było na jej sukni.

– W schow­ku za staj­nia­mi jest tajne przej­ście poza mia­sto – szep­nę­ła do stu­den­tek. – Wy­star­czy prze­bić się przez smród i ster­tę koń­skich sio­deł. Po­wo­dze­nia!

– Nie zo­sta­wi­my cię tu samej – od­par­ła bez za­sta­no­wie­nia Mal.

– Tak? To spró­buj­cie za mną na­dą­żyć.

Nim Sigi i Mal się obej­rza­ły, pro­fe­sor Tal­da­nis tań­czy­ła już mię­dzy wro­ga­mi na środ­ku dzie­dziń­ca, rażąc ich ogniem, po­ja­wia­ją­cy­mi się zni­kąd szty­le­ta­mi czy chmu­ra­mi tru­ją­cych gazów. Sama za­mie­ni­ła wierzch­nią war­stwę swo­jej skóry w stal, która przyj­mo­wa­ła ciosy mie­czy. Sła­bła jed­nak z każdą se­kun­dą, a prze­ciw­ni­ków na placu było coraz wię­cej. Spo­mię­dzy tłumu na­past­ni­ków spoj­rza­ła bła­gal­nie na swe pod­opiecz­ne.

Wście­kła na sie­bie Mal zro­bi­ła krok w kie­run­ku mi­strzy­ni, jed­nak Si­gi­men­dis za­mknę­ła ją w że­la­znym uści­sku i po­cią­gnę­ła w kie­run­ku bocz­ne­go wyj­ścia.

 

***

 

Gęste pasma mgły utrzy­my­wa­ły się w po­wie­trzu, co po­zwo­li­ło Mal i Sigi nie­zau­wa­że­nie prze­być krót­ki od­ci­nek po­mię­dzy rek­to­ra­tem i staj­nia­mi. Od­gło­sy walki i ma­gicz­nych wy­ła­do­wań, które do tej pory roz­le­ga­ły się co chwi­lę w bliż­szej bądź dal­szej od­le­gło­ści, po­wo­li ci­chły. Stu­dent­ki wie­dzia­ły, co to ozna­cza. Uni­wer­sy­tet szko­lił młode dziew­czę­ta w me­dy­cy­nie, sztu­ce, in­ży­nie­rii czy pe­da­go­gi­ce oraz za­pew­niał im kom­plek­so­we wy­kształ­ce­nie ogól­ne. Nie czy­nił z nich fron­to­wych żoł­nie­rzy. Wszel­ki kon­takt z bro­nią ogra­ni­czo­ny był do nie­zbyt licz­nych go­dzin zajęć spor­to­wych. Na­past­ni­cy nie mie­li­by pro­ble­mów z opa­no­wa­niem szko­ły, nawet gdyby nie po­sie­dli w ta­jem­ni­czy spo­sób se­kre­tu Czer­pa­nia.

Za­mknię­te w bok­sach konie rżały gło­śno, za­nie­po­ko­jo­ne ha­ła­sa­mi. Przy­ja­ciół­ki cicho prze­my­ka­ły do wyj­ścia po dru­giej stro­nie dłu­gie­go bu­dyn­ku. Tam cze­ka­ła droga na wol­ność. Gdy do­tar­ły do drew­nia­nych wrót, przez które swo­bod­nie prze­je­chać mógł jeź­dziec, Sigi za­trzy­ma­ła ge­stem Mal.

– Cze­kaj, chcę ci coś dać.

– Czy to nie może po­cze­kać? – od­par­ła Mal. – Je­ste­śmy tro­chę za­ję­te.

– To dla mnie ważne – na­ci­ska­ła ary­sto­krat­ka, a w jej gło­sie za­brzmia­ła lekka iry­ta­cja. Zaraz jed­nak na po­wrót zła­god­nia­ła i się­gnę­ła pod fale swo­ich dłu­gich, ja­snych wło­sów. Roz­pię­ła złoty łań­cu­szek z wi­sior­kiem i po­da­ła go ko­le­żan­ce. – Na­le­żał do Ga­lve­ris, mojej przod­ki­ni, która na­ro­bi­ła ci tylu kło­po­tów. Bę­dzie spra­wie­dli­wie, jeśli go do­sta­niesz.

– Nie mogę tego przy­jąć… – za­czę­ła Ma­lvin­dis.

– Mo­żesz i przyj­miesz. Ura­to­wa­łaś mi życie, pa­mię­tasz?

– Dzię­ku­ję – wy­mam­ro­ta­ła niż­sza stu­dent­ka, wpa­tru­jąc się w wi­sio­rek, przed­sta­wia­ją­cy ma­leń­ki, wy­sa­dza­ny klej­no­ta­mi kie­lich.

– Może weź­mie­my dwa konie i spró­bu­je­my prze­bić się głów­ną bramą? – zmie­ni­ła temat Sigi.

– Nie ma szans – po­krę­ci­ła głową Mal. – Na pewno do­brze pil­nu­ją je­dy­ne­go wyj­ścia z kam­pu­su. Poza tym, nie umiem jeź­dzić.

– Na­praw­dę? – zdzi­wi­ła się Si­gi­men­dis. – Kie­dyś cię na­uczę. Mam na­dzie­ję. Zatem chodź­my.

– Chodź­my – za­wtó­ro­wa­ła jej Mal i pchnę­ła skrzy­dło wrót.

Przy­wi­tał je spo­koj­ny, zi­mo­wy po­ra­nek, bez śladu nie­przy­ja­ciół czy od­gło­sów walki. Z nieba pró­szył drob­ny śnieg, pierw­szy tego roku. Przez kilka se­kund przy­ja­ciół­kom wy­da­wa­ło się, że prze­cho­dząc przez próg staj­ni opusz­cza­ją kosz­mar­ny sen i wra­ca­ją do rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej cze­ka­ją je je­dy­nie próby i ko­lej­ny se­mestr zajęć.

– Si­gi­men­dis? Ma­lvin­dis? Co tu ro­bi­cie?

Z przy­le­pio­ne­go do ścia­ny staj­ni schow­ka wy­ło­ni­ła się rek­tor Sa­ka­ris w wyj­ścio­wej, błę­kit­nej sukni.

– Pani rek­tor! – od­po­wie­dzia­ła na­glą­cym tonem Mal. – Szko­ła zo­sta­ła opa­no­wa­na przez armię męż­czyzn z darem Czer­pa­nia. Mu­si­my ucie­kać!

– Tak, wiem już o ataku – po­twier­dzi­ła Sa­ka­ris z za­tro­ska­ną miną. – Chodź­cie dziew­czy­ny, za­pro­wa­dzę was w bez­piecz­ne miej­sce.

Dwie stu­dent­ki zbli­ży­ły się do rek­tor­ki, która za­czę­ła od­wra­cać się z po­wro­tem w kie­run­ku nie­po­zor­nej szopy.

– Pani pro­fe­sor, pani krwa­wi – za­uwa­ży­ła Mal przy­sta­jąc w miej­scu i wska­zu­jąc czer­wo­ną plamę tuż po­ni­żej pasa ko­bie­ty.

– Rety – od­par­ła Sa­ka­ris – nie­zda­ra ze mnie. Ale nie martw się, ko­cha­na, to nie moja krew.

Jesz­cze nim do­koń­czy­ła zda­nie, w dłoni do­świad­czo­nej ma­gicz­ki zma­te­ria­li­zo­wał się długi szty­let, któ­rym pchnę­ła w Ma­lvin­dis. Dziew­czy­na nie miała nawet swo­je­go Wy­zwa­la­cza, a bez niego od­po­wied­nio szyb­ka re­ak­cja była nie­moż­li­wa. Zdą­ży­ła je­dy­nie po­my­śleć, że to “ten” mo­ment. Nad­szedł kres “naj­wy­bit­niej­sze­go Maga Czer­pa­nia od cza­sów Roz­ła­mu”, a ona w ob­li­czu śmier­ci nawet nie sko­rzy­sta ze swego daru. Co za iro­nia.

Kątem oka do­strze­gła jesz­cze Si­gi­men­dis ro­bią­cą krok w bok i pró­bu­ją­cą stwo­rzyć ma­gicz­ną osło­nę po­mię­dzy ko­le­żan­ką i na­past­nicz­ką. Umysł Mal przez uła­mek se­kun­dy po­dzi­wiał tech­ni­kę Sigi, która stanęła przed nią i pod­nio­sła ba­rie­rę znacz­nie szyb­ciej niż ona by­ła­by w sta­nie. Nie dość szyb­ko jed­nak, by osło­na zy­ska­ła pełną moc. Prze­peł­nio­ne magią ostrze oraz wzmoc­nio­ne nią ramię prze­bi­ły się przez nie­wi­dzial­ną tar­czę, nie tra­cąc wiele ze swego im­pe­tu. Szty­let za­głę­bił się w pier­si dziew­czy­ny.

Rek­tor Sa­ka­ris wy­szar­pa­ła ostrze z ciała Si­gi­men­dis, a z rany buch­nę­ła krew, za­le­wa­jąc błę­kit­ną suk­nię no­wy­mi punk­ta­mi szkar­ła­tu. Stu­dent­ka osu­nę­ła się na zie­mię u stóp ko­le­żan­ki.

– Tego na pewno już się nie wy­pie­rze – za­uwa­ży­ła z re­zy­gna­cją pro­fe­sor ma­gicz­ne­go uni­wer­sy­te­tu, po­zwa­la­jąc szty­le­to­wi wy­pa­ro­wać. – Zaj­mij­cie się tą drugą, jak jej tam.

Gdyby Ma­lvin­dis dalej pa­trzy­ła na ko­bie­tę, zo­ba­czy­ła­by jak od­cho­dzi w kie­run­ku cen­trum kam­pu­su, a z taj­ne­go tu­ne­lu wy­ła­nia się ko­lej­nych trzech męż­czyzn. Mal była już jed­nak na ko­la­nach. Opar­ła na nich głowę Sigi, któ­rej sine usta za­le­wa­ła krew wy­peł­nio­na bą­bel­ka­mi po­wie­trza.

– Nie, Sigi, nie mo­żesz mi tego zro­bić! – szlo­cha­ła Mal, de­spe­rac­ko sta­ra­jąc się za­ta­mo­wać krwa­wie­nie. – Nie mo­żesz mnie zo­sta­wić! Jeśli teraz umrzesz, nigdy ci tego nie wy­ba­czę, przy­się­gam!

Dziew­czy­na przy­gry­zła na­sa­dę kciu­ka, nie­mal wy­ry­wa­jąc sobie ka­wa­łek skóry. Skro­pi­ła ciek­ną­cą krwią ranę na pier­si przy­ja­ciół­ki i sku­pi­ła wszyst­kie siły na jej za­skle­pie­niu. Wie­dzia­ła jed­nak, że jest już za późno.

– Wiesz, na­praw­dę my­śla­łam, że wszyst­ko skoń­czy się do­brze – po­wie­dzia­ła cicho Sigi, z tru­dem ar­ty­ku­łu­jąc każde słowo.

– Jesz­cze tak bę­dzie. Zo­ba­czysz. – Mal przy­tu­li­ła się do jej ja­snych wło­sów, a krew z ust Si­gi­men­dis spły­wa­ła na po­da­ro­wa­ny wi­sio­rek, wy­peł­nia­jąc kie­lich po brze­gi. Dziew­czy­nie wy­da­wa­ło się, że na­czy­nie za­bły­sło na mo­ment, ab­sor­bu­jąc krew, jed­nak na­pły­wa­ją­ce do oczu łzy mogły spra­wić, że wzrok ją zwo­dził.

Mi­nę­ło jesz­cze kil­ka­na­ście se­kund, nim pierś przy­ja­ciół­ki prze­sta­ła się uno­sić. Męż­czyź­ni, któ­rzy mieli oka­zać się jej ka­ta­mi, naj­wy­raź­niej po­sia­da­li nieco wię­cej em­pa­tii niż więk­szość ich kam­ra­tów, po­zwa­la­jąc dziew­czy­nie na ostat­nie po­że­gna­nie. Do­pie­ro gdy Ma­lvin­dis unio­sła głowę znad ciała ko­le­żan­ki, po­czu­ła na gar­dle dotyk zim­ne­go ostrza.

– Nie opie­raj się, a za­koń­czy­my to szyb­ko – rzekł ni­skim gło­sem wła­ści­ciel mie­cza, ewi­dent­nie prze­wo­dzą­cy dwóm po­zo­sta­łym.

Na oko miał około trzy­dzie­stu lat. Widać było, że walka to dla niego nie pierw­szy­zna. Jed­no­cze­śnie bił od męż­czy­zny pe­wien au­to­ry­tet. Za­pew­ne nie bez po­wo­du po­ja­wił się wraz z Sa­ka­ris, która mu­sia­ła być co naj­mniej współ­au­tor­ką tego prze­wro­tu.

Nada się ide­al­nie – po­my­śla­ła Mal. Jesz­cze raz smut­no spoj­rza­ła na pięk­ną twarz mar­twej Sigi, po czym wsta­ła.

Miała tylko jedną szan­sę. Ob­ró­ci­ła się tyłem do męż­czy­zny i dum­nie unio­sła pod­bró­dek.

– Zgoda. Zrób to – po­wie­dzia­ła.

W mo­men­cie gdy żoł­nierz cof­nął ostrze, aby wziąć za­mach i po­zba­wić ją głowy, Mal przy­wo­ła­ła długą, cien­ką klin­gę i rzu­ca­jąc się do tyłu wbiła ją sobie w brzuch po samą rę­ko­jeść.

Oboje prze­wró­ci­li się na plecy, przy­szpi­le­ni do ziemi. Miecz w rę­kach za­sko­czo­ne­go męż­czy­zny wy­pa­ro­wał. Gdy chwi­la dez­orien­ta­cji mi­nę­ła, zrzu­cił z sie­bie Mal i na­tych­miast przy­stą­pił do le­cze­nia rany. Do krwa­wią­cej ob­fi­cie Ma­lvin­dis pod­bie­gło dwóch jego to­wa­rzy­szy i, tym razem bez zbęd­nej zwło­ki, za­to­pi­ło mie­cze w jej pier­si. Dziew­czy­na znie­ru­cho­mia­ła.

– W po­rząd­ku, sir? – za­py­tał jeden z chło­pa­ków.

– Tak, nic mi nie bę­dzie. Do­łącz­cie do resz­ty, będę tuż za wami.

Gdy krew prze­sta­ła są­czyć się z rany, męż­czy­zna wstał. Nieco za­krę­ci­ło mu się w gło­wie, za­pew­ne z po­wo­du upły­wu krwi. Pod­szedł do ciał za­mor­do­wa­nych stu­den­tek i uło­żył je na ster­cie siana w staj­ni. Nie wie­dział czemu to robi. Po pro­stu wy­da­wa­ło mu się to słusz­ne. Na­stęp­nie otwo­rzył wszyst­kie boksy i po­go­nił znaj­du­ją­ce się w nich konie. Gdy zwie­rzę­ta opu­ści­ły bu­dy­nek, wró­cił do mar­twych dziew­czyn. Ze­rwał złoty łań­cu­szek z szyi jed­nej z nich i wsa­dził do kie­sze­ni. Potem wy­cią­gnął zza pasa krze­si­wo i pod­pa­lił pro­wi­zo­rycz­ny stos po­grze­bo­wy.

A teraz od­szu­ka­my Sa­ka­ris – ode­zwał się spo­koj­ny, dziew­czę­cy głos w jego gło­wie. Mu­si­my trzy­mać się bli­sko. Za­cze­ka­my, aż osią­gnie wszyst­ko, czego pra­gnie. A potem jej to od­bie­rze­my i wy­mie­rzy­my ade­kwat­ną karę.

Koniec

Komentarze

Przeczytałam na razie pierwszą część i muszę przyznać, że chociaż zaczęło się przyjemnie, to przemowa inauguracyjna mnie znużyła. Rzuciło mi się też w oczy, że wszystkie imiona żeńskie kończą się na is. To tak specjalnie?

Trochę czepialstwa:

Taldanis nigdy nie odpowiadała uczennicom na tak “niestosowne i plotkarskie” pytania, jak jej wiek czy historie z życia

“Jej wiek” i “historie z życia” to nie pytania.

 

Niejeden wieczór dziewczyna spędziła pomagając Taldanis, która pełniła także funkcję naczelnej bibliotekarki, kategoryzować nowe tomy i aktualizować rejestry księgozbioru.

Może lepiej: katalogować?

Zastanowiłabym się nad przeredagowaniem tego zdania, żeby “kategoryzować (…) i akutalizować (…)” było bliżej “pomagając”.

 

Oczywiście jej pozycja przyciągała inne dziewczęta jak ćmy do ognia.

Pozycja przyciągała raczej jak ogień, nie jak ćmy.

pomyślała dziewczyna z zawiścią, którą zwykle starała się upchnąć głęboko na dnie własnej osobowości.

Na dnie osobowości…?

wiecznie podkrążone przez ślęczenie nad księgami zielone oczy

Raczej: od ślęczenia albo z powodu ślęczenia.

– Czerpiemy wodę ze studni, gotujemy ją, pijemy, sikamy – tu przerwały jej głośne chichoty zgromadzonych dziewcząt – po czym płyn paruje, lub jest filtrowany przez glebę i ponownie wraca do naszej studni. Nie inaczej jest z magicznym Czerpaniem.

Niestety nie mogę oprzeć się wrażeniu, że pani wykładowczyni mówi raczej do mnie, czytelnika, a nie do uczennic, które z całą pewnością doskonale to już wiedzą…

– Czerpiemy energię z wewnętrznego źródła, jakim jest nasza krew – kontynuowała mentorka Mal, (…) Nie można tworzyć materii bez żadnego wkładu energetycznego. Musimy więc skądś go Czerpać. Służy nam do tego własna krew.

Dwa razy ta sama informacja.

Jako prezent na nowy rok akademicki, mogę dla was potwierdzić jedną z nich.

Nawet pupilce Taldanis nie udało się bowiem do tej pory poznać jakichkolwiek pewnych faktów, na temat jej przeszłości.

Chyba niepotrzebny ten przecinek?

Dziewczyna aż wychyliła się do przodu, by nie umknęło jej ani jedno słowo z tego, co zaraz usłyszy.

Jeśli “zaraz usłyszy” to znaczy, że nie umknęło. Raczej chodzi o to, żeby jej nie umknęło żadne słowo z tego co tamta powie?

 

Ufff. Raz że lekko przytłaczająca i nużąca ta przemowa, a dwa, że w tym miejscu robi się nieprzekonująca. Wykład historyczny rozumiem, ale dzielenie się intymnymi detalami życia osobistego wydaje mi się wątplwie, zwłaszcza że wcześniej jest raczej podkreślone, że wykładowczyni była tajemnicza i strzegła swojej prywatności.

Dopiero teraz ciało Taldanis nieco się zgarbiła,

Coś tu się zepsuło.

a jej wzrok odbiegł w bok, spoglądając w odległą przeszłość.

Wzrok spoglądał w przeszłość?

ukazanie Rozłamu, jako wojny płci

Chyba zbędny przecinek?

z krótkimi włosami koloru popielatego blondu

Blond się nie odmienia.

Ostatnio, takie niedorzeczne historie przybrały na sile.

Ten przecinek chyba też niepotrzebny

ekscytowały się opowieściami o poteżnych zaklęciach

Literóweczka.

 

Na tym na razie poprzestaję, ale wrócę i dokończę :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Nie znam tematu konkursu / naboru, ale nie potrzebuje tego, aby z przykrością wytknąć brak jakichkolwiek motywów, przygotowujących czytelnika na zaskakujący przewrót, na tę rzeź finałową. 

Reszta “obleci”, jak dla mnie. Fakt, young adult się kłania, ale to żaden zarzut, ot, taka konwencja “sama się zrodziła”, jak mniemam. Nic w tym złego, myślę.

Krzkot’cie Dobrze że dałeś mu szansę. Opowiadanie początkowo wydało się zbyt konkursowe i poprawne. Ambitny bohater, objaśnienie zasad świata i fizyki magii szybkie, i akcja. Zainteresowało mnie od momentu gdy bohaterka okazała się tak mocno zindoktrynowana poprawnością polityczną, że niemal odrzuciła możliwość skorzystania z materiałów źródłowych. Potem już leci jak za wschodnią granicą w roku 014. Materiał na dłuższe dzieło, przemiany bohaterek wymagają większego szacunku zahaczają o psychozę a wtedy czas płynie inaczej.

Czas po raz ostatni przemyśleć sentencję

Oczekujesz pokoju szykuj się do wojny.

Krzkot’cie Dobrze że dałeś mu szansę. Opowiadanie początkowo wydało się zbyt konkursowe i poprawne. Ambitny bohater, objaśnienie zasad świata i fizyki magii szybkie, i akcja. Zainteresowało mnie od momentu gdy bohaterka okazała się tak mocno zindoktrynowana poprawnością polityczną, że niemal odrzuciła możliwość skorzystania z materiałów źródłowych. Potem już leci jak za wschodnią granicą w roku 014. Materiał na dłuższe dzieło, przemiany bohaterek wymagają większego szacunku zahaczają o psychozę a wtedy czas płynie inaczej.

Czas po raz ostatni przemyśleć sentencję

Oczekujesz pokoju szykuj się do wojny.

Krzkocie, skoro tematem tyło fantastyczne ukazanie szkoły, to pewnie spełniłeś ten wymóg, albowiem dość szczegółowo przedstawiłeś uczelnię kształcącą dziewczyny o magicznych predyspozycjach. Jednakowoż nie mogę powiedzieć, aby ta historia przypadła mi do gustu, bo co tu dużo mówić,  raczej nie przepadam za opisami perypetii konkurujących ze sobą uczennic prymusek. Muszę też wyznać, że finał opowiadania jest dla mnie całkiem niespodziewany i zupełnie niezrozumiały – odniosłam wrażenie, jakbyś przyczepił tu przez przypadek zakończenie zupełnie innej historii.

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, do najlepszych nie należy.

 

Po­ty­ka­jąc się co chwi­lę na nie­rów­nym, po­pę­ka­nym bruku… → Rozumiem, że bruk będzie nierówny, ale nie bardzo wiem, jak wygląda bruk popękany.

 

 – Prze­klę­ta toga! – po­my­śla­ła z roz­pa­czą. – Może te ab­sur­dal­ne ciu­chy są ja­kimś te­stem? → 

Pierwsza i trzecia półpauza są zbędne. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie. Myślenie nie jest dialogiem, tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Oczywiście jej po­zy­cja przy­cią­ga­ła inne dziew­czę­ta jak ćmy do ognia.Oczywiście jej po­zy­cja przy­cią­ga­ła inne dziew­czę­ta jak ogień ćmy. Lub: Z powodu jej po­zy­cji inne dziew­czę­ta lgnęły do niej jak ćmy do ognia.

 

…kro­plę krwi, gro­ma­dzą­cą się na opusz­ku wy­kła­dow­czy­ni. → Opuszka jest rodzaju żeńskiego, wiec: …kro­plę krwi, gro­ma­dzą­cą się na opusz­ce wy­kła­dow­czy­ni.

 

– Jako pre­zent na nowy rok aka­de­mic­ki, mogę dla was po­twier­dzić jedną z nich. → …mogę wam po­twier­dzić jedną z nich.

 

do grupy Ra­giu­sa na­le­żał tuzin. Dwu­na­stu męż­czyzn i ko­biet… → Piszesz o grupie mężczyzn i kobiet, więc: …do grupy Ra­giu­sa na­le­żał tuzin. Dwa­na­ścioro męż­czyzn i ko­biet

 

z krót­ki­mi wło­sa­mi ko­lo­ru po­pie­la­te­go blon­du… → …z krót­ki­mi wło­sa­mi ko­lo­ru po­pie­la­ty blond

 Literówka.

 

– Na­pra­wię to – za­pew­ni­ła, od­po­wia­da­jąc na kwa­śną minę pro­fe­so­ra. → A może: – Na­pra­wię to – za­pew­ni­ła, widząc kwa­śną minę pro­fe­so­ra.

 

bez tego ni­skie­go, krę­pe­go męż­czy­zny… → Masło maślane – ktoś krępy jest niski z definicji.

 

rzekł Pal­bus, wska­zu­jąc na nie­prze­nik­nio­ną ciem­ność za oknem. → …rzekł Pal­bus, wska­zu­jąc nie­prze­nik­nio­ną ciem­ność za oknem.

 

prze­trzą­sa­ła wła­śnie kie­sze­nie swo­jej pro­stej zie­lo­nej sukni… → Zbędny zaimek – czy przetrząsałaby kieszenie cudzej sukni?

 

– Wi­dząc spoj­rze­nie, jakie dziew­czy­na mu po­sła­ła, Pal­bus za­chi­cho­tał i uniósł dło­nie w obron­nym ge­ście. → Zbędna półpauza przed narracją. Narracji nie zapisujemy tak jak dialogu.

 

i sca­lić wy­rwa­ną stro­nę w księ­dze. → …i sca­lić kartkę wy­rwa­ną z księ­gi.

Obawiam się, że nawet przy użyciu zaawansowanej magii nie da się z księgi wyrwać strony.

 

i nie­mal roz­dar­ła stro­ni­cę po­now­nie. → …i nie­mal roz­dar­ła kartkę po­now­nie.

 

wska­zu­jąc pal­cem na Ma­lvin­dis. → …wska­zu­jąc pal­cem Ma­lvin­dis.

 

Nagle bły­ska­wi­ca roz­dzie­li­ła roz­ta­cza­ją­cy się przed nami obraz na dwie po­ło­wy. → Masło maślane – czy rzeczonych połów mogło być więcej lub mniej?

 

cisza, która utrzy­my­wa­ła się, aż do­tar­li do ga­bi­ne­tu Tal­da­nis. → Piszesz o dwóch kobietach, więc: …cisza, która utrzy­my­wa­ła się, aż do­tar­ły do ga­bi­ne­tu Tal­da­nis.

 

wska­zu­jąc dru­gie z krze­seł na prze­ciw­ko. → …wska­zu­jąc dru­gie z krze­seł naprze­ciw­ko.

 

W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach zi­gno­ro­wa­ła by krzy­ki… → W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach zi­gno­ro­wa­łaby krzy­ki

 

Na­stęp­nie ostro­że­nie po­ło­ży­ła dłoń… → Literówka.

 

Pro­fe­sor Tal­da­nis kro­czy­ła w ich kie­run­ku wzdłuż kruż­gan­ków. → Zbędne dookreślenien – czy istniała możliwość, aby profesor kroczyła w poprzek krużganków?

Proponuję: Pro­fe­sor Tal­da­nis kro­czy­ła krużgankiem w ich kie­run­ku.

 

Spo­mię­dzy tłumu na­past­ni­ków spoj­rza­ła bła­gal­nie na swe pod­opiecz­ne.. → Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki.

 

Gdy do­tar­ły do po­kaź­nych drew­nia­nych wrót… → Zbędne dookreślenie – wrota są pokaźne/ wielkie z definicji.

 

Może weź­mie­my dwa konie i spró­bu­je­my prze­bić się głów­ną bramą? – zmie­ni­ła temat Sigi. → Brak półpauzy rozpoczynającej wypowiedź dialogową.

 

że walka to dla niego nie pierw­szy­zna. Jed­no­cze­śnie bił od niego pe­wien au­to­ry­tet. → Czy oba zaimki są konieczne?

 

– W po­rząd­ku, sir? – za­py­tał jeden z mło­dych chło­pa­ków. → Zbędne dookreślenie – czy zdarza się, że chłopak jest stary?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Serdeczne dzięki wszystkim, którzy poświęcili czas by przyjrzeć się temu nieco przydługiemu i, niestety, wybrakowanemu tekstowi. Wasze uwagi na pewno pomogą mi w stopniowym ulepszaniu warsztatu :-) A teraz do przejdźmy do konkretów:

 

mindenamifaj

 

z komentarzem zwrotnym zaczekam, aż dokończysz opowiadanie :-)

 

AdamieKB

 

Nie znam tematu konkursu / naboru, ale nie potrzebuje tego, aby z przykrością wytknąć brak jakichkolwiek motywów, przygotowujących czytelnika na zaskakujący przewrót, na tę rzeź finałową. 

Z jednej strony zgodzę się z tobą, że nic nie wskazuje, jaki los ostatecznie spotka bohaterki. Z drugiej, starałem się wskazać w kilku miejscach, że wykreowany świat znajduje się w kruchej równowadze, która w każdej chwili może zostać zburzona. No a kiedy by to miało nastąpić, jeżeli nie w w trakcie opowiadania tej historii? :-P Ale rzeczywiście należałoby umieścić po drodze więcej poszlak, że “coś się będzie działo”.

 

Za horyzontem

 

Cieszę się, że historia, mimo swoich wad cię zaciekawiła. Co do “materiału na dłuższe dzieło”, to istotnie to opowiadanie miało służyć jako swego rodzaju “prequel” to pomysłu na powieść, który kołacze mi się w głowie, więc być może całość doczeka się jakiegoś rozwinięcia.

 

regulatorzy

 

Jednakowoż nie mogę powiedzieć, aby ta historia przypadła mi do gustu, bo co tu dużo mówić,  raczej nie przepadam za opisami perypetii konkurujących ze sobą uczennic prymusek.

To jest nas dwoje :-P Ale spróbowałem się mimo to zmierzyć z tematem.

 

Muszę też wyznać, że finał opowiadania jest dla mnie całkiem niespodziewany i zupełnie niezrozumiały – odniosłam wrażenie, jakbyś przyczepił tu przez przypadek zakończenie zupełnie innej historii.

Fakt, że opowiadanie jest elementem szerszej budowy własnego świata, który chodzi mi po głowie, chyba zadziałał tu na jego niekorzyść. Dla mnie jako autora, było oczywiste dokąd zmierza tekst, wydawało mi się również, że sugerowałem takie rozwiązanie w kilku miejscach. Komentarze jednak jasno wskazują, że tylko mi się wydawało :-P

 

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, do najlepszych nie należy.

Na swoją obronę powiem tylko, że tekst powstał już dość dawno temu i wydaje mi się, że od tamtej pory trochę poprawiłem się technicznie ;-) Poprawki oczywiście wprowadzam, żeby ewentualnym przyszłym czytelnikom przyjemniej obcowało się z tekstem :-)

Ale spróbowałem się mimo to zmierzyć z tematem.

Chyba nie możesz powiedzieć, że próba powiodła się. Pewnie nie jest łatwo pisać o sprawach, które mało interesują autora.

 

Dla mnie jako autora, było oczywiste dokąd zmierza tekst, wydawało mi się również, że sugerowałem takie rozwiązanie w kilku miejscach.

Krzkocie, miałeś cały pomysł w głowie i był on dla Ciebie oczywisty, ale słusznie mniemasz, że wydawało Ci się, iż czytelnik zauważy Twoje sugestie. Ja nie zauważyłam.

 

Poprawki oczywiście wprowadzam, żeby ewentualnym przyszłym czytelnikom przyjemniej obcowało się z tekstem :-)

I chwała Ci za to, Krzkocie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie polubiłam bohaterki. Może i ma dobre stopnie, ale to głupia, małostkowa dziewucha. Potem się zrehabilitowała, ale słabe pierwsze wrażenie pozostało.

Dziwił mnie wykład inauguracyjny – niby do starych studentek, a profesorka mówiła o podstawach. Wyglądało na sztuczny infodump. Jednak z perspektywy finału – ma sens, bo to zmiana podejścia całej szkoły.

Mgła w zimowe przesilenie wydaje mi się mało prawdopodobna, ale możliwa. Za to nie jestem pewna, czy śnieżek jej aby nie wyklucza.

Poza tym opowieść poprawna.

Babska logika rządzi!

Krzkocie, zgodnie z obietnicą wracam z resztą komentarza po przeczytaniu całości :)

Po pierwszej, jak już wspomniałam, nużącej dla mnie części, zrobiło się zdecydowanie ciekawiej. Ogólnie – podobało się. Wykreowany świat wydaje mi się bardzo intrygujący i chętnie przeczytałabym coś więcej o nim, jeśli kiedyś napiszesz. Bohaterka taka trochę sztampowa, ale na coś w stylu young adult jest ok. Trochę zgrzyta mi bardzo gwałtowny i niespodziewany przeskok od szkolnej sielanki do brutalnej wojny domowej. Niemniej zakończenie jest bardzo udane.

Łapanki już nie robiłam, ale dwie literówki mi wpadły w oko:

książka był na tyle cienka,

 aby nie zrobić krzywdy swoich mimowolnym ochotnikom.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Podziękowania za wizytę dla kolejnych czytelniczek, zarówno nowych, jak i powracających do tekstu ;-)

Nie polubiłam bohaterki. Może i ma dobre stopnie, ale to głupia, małostkowa dziewucha. Potem się zrehabilitowała, ale słabe pierwsze wrażenie pozostało.

I masz Finklo nosa! Jeśli kiedyś powrócę do tego świata w wersji powieściowej, dla Malvindis przewiduję rolę jednego z głównych antagonistów ;-)

Dziwił mnie wykład inauguracyjny – niby do starych studentek, a profesorka mówiła o podstawach.

Pamiętaj, że to wykład inauguracyjny. Owszem, dla Mal oznacza po prostu nowy semestr, ale dla wielu dziewcząt oznacza on pierwszą styczność ze szkołą. Poza tym w trakcie mojego studenckiego życia profesor klepiący na wykładzie farmazony, które wszyscy już słyszeli tysiąc razy, i które w dodatku nie pokrywają się z najnowszą wiedzą, był czymś zupełnie normalnym :-P

 

Mgła w zimowe przesilenie wydaje mi się mało prawdopodobna, ale możliwa. Za to nie jestem pewna, czy śnieżek jej aby nie wyklucza.

Hmm, cóż, przyznaję bez bicia, że specjalistą w tej dziedzinie nie jestem. Ale wydaje mi się, że mglisty poranek z prószącym śniegiem w okolicach świąt, nie jest jakimś wielkim ewenementem.

 

Po pierwszej, jak już wspomniałam, nużącej dla mnie części, zrobiło się zdecydowanie ciekawiej. Ogólnie – podobało się. Wykreowany świat wydaje mi się bardzo intrygujący i chętnie przeczytałabym coś więcej o nim, jeśli kiedyś napiszesz. Bohaterka taka trochę sztampowa, ale na coś w stylu young adult jest ok.

 

mindenamifaj, na pewno jakąś próbę powrotu do tego świata podejmę i wówczas będę liczył na twoją opinię ;-)

Hej, krzkot1988

Zacznę od krótkiego: tekst mi się podobał :)

 

Teraz dodam sporo ale:

Sigimendis wydęła usta niczym naburmuszona mała dziewczynka, przez co Mal musiała uważać, by nie parsknąć śmiechem.

Dosłownie przed sekundą zastanawiała się nad tym, że kogoś zabiła, a teraz powstrzymuje śmiech.

 

– Co z panią rektor? Jak możemy pomóc? – dopytywała Malvindis.

[]Sakaris została wezwana na audiencję do króla dziś w nocy. Głupia gęś albo już nie żyje, albo została uwięziona. – Taldanis westchnęła ciężko. – Nie, dzieci,

Wydaje mi się, że to powinno być zapisane jako dialog.

 

– Nie zostawimy cię tu samej – odparła bez zastanowienia Mal.

Taka lizuska. Ciągle mówi: pani profesor to, pani profesor tamto… a jak się zestresowała, to mówi: “cię” :)

 

Rektor Sakaris wyszarpała ostrze z ciała Sigimendis, a z rany buchnęła krew, zalewając błękitną suknię nowymi punktami szkarłatu. Studentka osunęła się na ziemię u stóp koleżanki.

– Tego na pewno już się nie wypierze – zauważyła z rezygnacją profesor magicznego uniwersytetu, pozwalając sztyletowi wyparować. – Zajmijcie się tą drugą, jak jej tam.

Po pierwsze – uwaga o wypraniu wydaje mi się dziwna – ale to czepialstwo. Po drugie, czytając całość, nie mogłem zrozumieć:

Najpierw rzuciła w nią ostrzem. Ktoś stanął między nimi. A teraz nagle odchodzi i każe innym zająć się tą drugą. Moim zdaniem jest to trochę dziwne – powinna kontynuować atak. Chyba że tamci przyszliby akurat i kiwnęli głową “my się tym zajmiemy”.

 

Malvindis uniosła głowę znad ciała koleżanki, poczuła na gardle dotyk zimnego ostrza.

– Nie opieraj się, a zakończymy to szybko – rzekł niskim głosem właściciel miecza, ewidentnie przewodzący dwóm pozostałym.

Tu nie rozumiem: skoro już miał ostrze na jej gardle, to trzeba ją zabić, a nie rozmawiać. Potem dali jeszcze jej wstać, pomyśleć itp. przecież walki wciąż trwają.

 

Przeklęta toga! – pomyślała z rozpaczą.

– Nada się idealnie – pomyślała Mal. Jeszcze raz smutno spojrzała na piękną twarz martwej Sigi, po czym wstała.

Najpierw nie ma myślników przed myślami bohaterki, a na końcu już są.

 

To, co mi się nie podobało:

Wątku gwałtów i informowania co jakiś czas o tym, że “pierwiastek męski jest agresywny”, kiedy w tekście pokazujesz, że kobiety również uczestniczyły w tym wszystkim. Ba, nawet na koniec profesorka ich zdradziła. To mi się gryzło trochę.

Mniejszym problemem jest infodump na początku. Dziewczyny uczą się parę lat, przychodzą do szkoły i dostają wykład o podstawie – trochę było to usprawiedliwione, bo dowiedziały się “czegoś więcej” przy okazji.

 

Ogólnie:

Sporo się czepiam, bo tekst jest długi. Początek i klimat bardzo mi się podobał – nawet i ten infodump czytał się bardzo fajnie. Chłonąłem i chciałem wiedzieć więcej. Wszystko budowało się powolutku.

Nagle walka, wojna i koniec – tekst jest długi, ale może powinien być jeszcze dłuższy? ;) Albo jakiś foreshadowing?

Co nie zmienia faktu, że tekst był fajny, zasady magii ciekawe i technicznie też spoko. Dlatego “klikam”.

 

Pozdrawiam.

Nie no, foreshadowing był właśnie w tym infodumpowatym wykładzie. Dlatego po przeczytaniu całości uznałam, że wykład jest jednak usprawiedliwiony.

Babska logika rządzi!

Hehe :) No to ja trochę inaczej to odebrałem.

Był to foreshadowing do innego czerpania, które miało się pojawić, ale nie bomby w postaci wojny domowej, która wybuchła :)

Hej Ramshiri, tekst serdecznie dziękuje, że się spodobał ;-)

 

Dosłownie przed sekundą zastanawiała się nad tym, że kogoś zabiła, a teraz powstrzymuje śmiech.

Przyznam szczerze, że moje doświadczenia w sferze zabijania są nad wyraz skromne, więc mogę się mylić, ale wydaje mi się, że silne, skrajne emocje i rozchwianie jest wówczas dość naturalne :-)

Wydaje mi się, że to powinno być zapisane jako dialog.

Ofkors.

Taka lizuska. Ciągle mówi: pani profesor to, pani profesor tamto… a jak się zestresowała, to mówi: “cię” :)

Ponownie, nie mam osobistego doświadczenia w tej materii, ale chyba sytuacje bezpośredniego zagrożenia życia zwykle zbliżają ludzi w ten sposób :-)

Po pierwsze – uwaga o wypraniu wydaje mi się dziwna – ale to czepialstwo. Po drugie, czytając całość, nie mogłem zrozumieć:

Najpierw rzuciła w nią ostrzem. Ktoś stanął między nimi. A teraz nagle odchodzi i każe innym zająć się tą drugą. Moim zdaniem jest to trochę dziwne – powinna kontynuować atak. Chyba że tamci przyszliby akurat i kiwnęli głową “my się tym zajmiemy”.

Cóż, w zamyśle uwaga o wypraniu miała podkreślać zimny i pozbawiony emocji stosunek szanownej pani rektor do całej sytuacji. Cały plan układał się dobrze, więc plama na sukni była największym aktualnym zmartwieniem ;-)

Ostrze nie zostało rzucone, lecz “pchnięte”, ale jedna z koleżanek zasłoniła drugą. Rektor, jak każdy evil mastermind, lubi teatralność. Dziewczyna zepsuła jej scenę, więc znudziła się już brudzeniem sobie rąk i stwierdziła, że jej pachołki dokończą robotę. Możesz mieć jednak rację, że da się to lepiej ująć :-)

Tu nie rozumiem: skoro już miał ostrze na jej gardle, to trzeba ją zabić, a nie rozmawiać. Potem dali jeszcze jej wstać, pomyśleć itp. przecież walki wciąż trwają.

Zgadzam się z twoją oceną. Ale zdaje się, że widziałem już z jedną, bądź dwie fikcyjne historie, w których ZŁY za duża gada i daje czas DOBREMU na sformułowanie planu :-P A poza tym ten konkretny zły w gruncie rzeczy był dość porządnym gościem i podrzynanie gardeł bezbronnym nastolatkom nie przychodziło mu tak bez zastanowienia.

 

Wątku gwałtów i informowania co jakiś czas o tym, że “pierwiastek męski jest agresywny”, kiedy w tekście pokazujesz, że kobiety również uczestniczyły w tym wszystkim. Ba, nawet na koniec profesorka ich zdradziła. To mi się gryzło trochę.

Hmm, czyli kobiety zmonopolizowały magię i uzyskały olbrzymie polityczne wpływy, twierdząc że “pierwiastek męski jest agresywny”, a tak naprawdę same aktywnie uczestniczyły we wszystkim i utrzymują to w tajemnicy nawet przed własnymi studentkami… Dla mnie brzmi całkiem logicznie :-D

 

Mniejszym problemem jest infodump na początku.

Infodump niestety jest i to dosyć srogi, ale budując od podstaw nowy świat na przestrzeni opowiadania o tej długości chyba nie dało się go uniknąć.

 

Dzięki za celne uwagi i pytania. Wiążę z tym wykreowanym światem i postaciami jakąś bliżej nieokreśloną przyszłość, więc na pewno się przydadzą!

Cześć!

Na początek trochę uwag:

 

Pod koniec ubiegłego semestru profesor zadeklarowała wprost, że chce, by Mal przejęła jej biblioteczne obowiązki już po ukończeniu trzyletniego szkolenia podstawowego.

Proponuję delikatne zmiany w szyku zdania → Pod koniec ubiegłego semestru profesor zadeklarowała wprost, że chce, by po ukończeniu trzyletniego szkolenia podstawowego Mal przejęła jej biblioteczne obowiązki.

 

Posągowa sylwetka i długie blond włosy

Blond brzmi tak współcześnie… Jasne włosy?

 

Malvindis zignorowała pokazującą jej język Sigi, gdyż w tym momencie profesor Taldanis odchrząknęła głośno i rozpoczęła wykład.

– Czym jest Czerpanie? – zadała pytanie wykładowczyni, po czym odczekała, aż ostatnie rozmowy w audytorium ucichną.

To nie błąd, ale ja osobiście lubię sobie wygładzić narrację eliminując takie zapychacze. Linijkę wyżej informujesz czytelnika, że wykładowczyni rozpoczęła wykład. Nie ma potrzeby powielać tej informacji. Wykładowczynię także można wyciąć, bo wiemy kto mówi. No i zawsze można dzięki temu urwać parę niepotrzebnych znaków ;) Proponuję:

 

Malvindis zignorowała pokazującą jej język Sigi, gdyż w tym momencie profesor Taldanis odchrząknęła głośno i rozpoczęła wykład.

– Czym jest Czerpanie? – Odczekała, aż ostatnie rozmowy w audytorium ucichną.

 

Jako prezent na nowy rok akademicki, potwierdzić jedną z nich.

Czegoś zabrakło w tym zdaniu.

 

Po twarzy mentorki Mal przebiegł smutny uśmiech, a cała aula rozbrzmiała z trudem tłumionymi szeptami. Nawet pupilce Taldanis nie udało się bowiem do tej pory poznać jakichkolwiek pewnych faktów na temat jej przeszłości.

Please, don’t. Ja wiem, że kusi, żeby unikać powtórzeń za wszelką cenę, ale imo lepiej jest jednak określać bohaterów po prostu ich imionami, ewentualnie zaimkami. Szukanie innych określeń wprowadza chaos. Podobnie tutaj:

 

Profesor puścił oko do Mal, uśmiechnął się szeroko i oczekiwał na jej odpowiedź.

– Ale czy nie wpadnę przez to w kłopoty? – zapytała młoda magiczka

Wiadomo, że to Mal zapytała, bo była tam z profesorem sama.

 

Gdy zaś zaczęłam się bronić, starał się rozerwać mnie na strzępy.

To mi trochę nie pasuje… Może po prostu “próbował”? Albo “niemal rozerwał”?

 

U was, młodych, ambicja i pasja zawsze wygrywa z rozsądkiem.

Skoro ambicja i pasja, to chyba wygrywają?

 

Rzeczywiście, na zewnątrz było już ciemno.

Chwilę wcześniej wyglądała przez okno i już wtedy zauważyła, że jest ciemno, więc chyba nie musiała wychodzić na zewnątrz, żeby się upewnić?

 

przez dobrych kilka sekund była to jedyna myśl, jaką była w stanie uformować Malvindis.

Powtórzenie.

I tu też:

Nie poczynił żadnych specjalnych przygotowań, ani nie oddalał się znacznie od widzów. Zakasał jedynie rękawy i pogrążył się w koncentracji. Znajdujące się za nim drzewa i trawa zaczęły żółknąć, jakby jesień nadeszła ze znacznym wyprzedzeniem.

– Zwrócono moją uwagę – zaczęła profesor, zerkając w kierunku Sigimendis, na twoje ostatnie wizyty w gospodarstwie.

Coś się zepsuło w tym zdaniu.

 

Nie chciała rozmawiać z dziewczyną, o której myślała najgorsze rzeczy, a która okazała się być znacznie dojrzalsza niż Mal.

Źle mi to brzmi. Może po prostu “okazała się znacznie dojrzalsza”?

 

Nagle Sigimendis objęła ją ramionami i z przytuliła z całych sił.

Dobrze, że podkreśliłeś, bo już myślałam, że mackami, albo parzydełkami.

 

Jeszcze nim dokończyła zdanie, w dłoni doświadczonej magiczki zmaterializował się długi sztylet, którym pchnęła w stronę Malvindis. Dziewczyna nie miała nawet swojego Wyzwalacza, a bez niego odpowiednio szybka reakcja była niemożliwa. Zdążyła jedynie pomyśleć, że to “ten” moment. Nadszedł kres “najwybitniejszego Maga Czerpania od czasów Rozłamu”, a ona w obliczu śmierci nawet nie skorzysta ze swego daru. Co za ironia.

Kątem oka dostrzegła jeszcze Sigimendis robiącą krok w bok i próbującą stworzyć magiczną osłonę pomiędzy koleżanką i napastniczką. Umysł Mal przez ułamek sekundy podziwiał technikę Sigi, która podniosła barierę znacznie szybciej niż ona byłaby w stanie. Nie dość szybko jednak, by osłona zyskała pełną moc. Przepełnione magią ostrze oraz wzmocnione nią ramię przebiły się przez niewidzialną tarczę, nie tracąc wiele ze swego impetu. Sztylet zagłębił się w piersi stojącej tuż przed Mal dziewczyny.

Ta scena wydaje mi się trochę chaotyczna. Rektor celuje w Mal, ale trafia Sigi, chociaż nic nie zapowiadało, że Sigi próbuje osłonić Mal własnym ciałem. Wspominasz tylko, że zrobiła krok w bok, ale próbując stworzyć magiczną osłonę między koleżanką i napastniczką. Poza tym i tak się nie udało stworzyć tej bariery, więc…

 

Z uwag technicznych to tyle.

 

Może zanim przejdę do chwalenia, jeszcze trochę ponarzekam. Po pierwsze: nie lubię genderyzowania magii, zawsze bowiem wychodzi seksistowsko, w jedną albo w drugą. I niezbyt wiarygodnie. Idąc Twoją logiką, po pierwszej dużej wojnie powinno się zakazać mężczyznom noszenia broni, bo przecież pierwiastek męski jest taki agresywny…

Kolejna sprawa, to strasznie dużo biustów, krągłości i innych tego typu wzmianek na temat kobiecych atrybutów. Nie przepuściłeś żadnej okazji, żeby wspomnieć o obfitościach Sigi. Serio, przejrzyj sobie sceny z jej udziałem: w jednej z nich trzy razy podkreślasz, jaka to była biuściasta. No i ta randomowa próba gwałtu, która zdaje się służyć wyłącznie zbudowaniu dramatyzmu, chociaż przecież wcale go nie brakowało; w końcu wokół rozgrywał się dramat nieomal wojenny.

Bohaterka rzeczywiście nie budzi sympatii, ale nie miałam ochoty jej zadusić, więc nie było tak źle. Szkoda, że po tej szkole pałętają się w zasadzie same stereotypy: nadęta bogata pannica, zdziwaczały profesor, mentorka o tajemniczej przeszłości, nawet dwie gorylice w roli przydupasów Malfoya Sigi. Składasz znajomy obrazek ze znajomych elementów; ma to pewne plusy, ale oryginalności jednak zabrakło.

Przejdźmy wreszcie do plusów. Mam słabość do historii dziejących się w magicznych szkołach, więc czytało mi się przyjemnie. Świat przedstawiony wydaje się być nieco vague, zarysowany kilkoma muśnięciami pędzla, potrzebnymi, by stworzyć historię, ale widzę, że zakończenie sugeruje kontynuację, jeśli więc napiszesz coś jeszcze w tym świecie, to daj znać, chętnie poczytam.

Podobała mi się fabuła i końcowy twist. Masz fajny, lekki styl, który do mnie trafił, czytało się naprawdę przyjemnie; dopiero po lekturze zorientowałam się, jaki to kloc. W trakcie czytania w ogóle tego nie czuć. Ogólnie kawał solidnego fantasy z kilkoma mankamentami. Klikam biblio z przyjemnością.

 

No i dzięki Tobie udało mi się nie zasnąć na nudnym wykładzie, więc dzięki ;D

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet, bardzo się cieszę, że się podobało :-)

 

gravel, dzięki serdeczne za bardzo wnikliwe przeanalizowanie opowiadania :-) Nie każdemu by się chciało w przypadku tak długiego tekstu. Tym większe dzięki, gdyż wszystkie uwagi są bardzo trafne i zostały wprowadzone do tekstu :-)

 

Dobrze, że podkreśliłeś, bo już myślałam, że mackami, albo parzydełkami.

Hmm, a może… nie, nie lepiej nie. Trzeba by zmienić kategorię wiekową :-P

 

Może zanim przejdę do chwalenia, jeszcze trochę ponarzekam. Po pierwsze: nie lubię genderyzowania magii, zawsze bowiem wychodzi seksistowsko, w jedną albo w drugą. I niezbyt wiarygodnie. Idąc Twoją logiką, po pierwszej dużej wojnie powinno się zakazać mężczyznom noszenia broni, bo przecież pierwiastek męski jest taki agresywny…

Na tym myśleniu oparta jest jedynie fasady panującego porządku. Jak dowiadujemy się w toku opowiadania, było to zwykłe przejęcie władzy w dogodnym momencie, a fakt, że zabrały się za to akurat same kobiety jest raczej przypadkowy. :-)

 

Kolejna sprawa, to strasznie dużo biustów, krągłości i innych tego typu wzmianek na temat kobiecych atrybutów. Nie przepuściłeś żadnej okazji, żeby wspomnieć o obfitościach Sigi.

Ekhm. Tak. No cóż. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że pisanie o kobiecych postaciach, w dodatku dorastających nastolatkach, nie jest dla mężczyzny rzeczą łatwą :-P Posypuję głowę popiołem.

 

jeśli więc napiszesz coś jeszcze w tym świecie, to daj znać, chętnie poczytam

Na pewno skorzystam z propozycji :-)

 

No i dzięki Tobie udało mi się nie zasnąć na nudnym wykładzie, więc dzięki ;D

Jeśli bym nawet nic już w życiu nie napisał, to czuję się dzięki temu spełnionym autorem :-D

Limicik Cię zjadł? Tak to trochę wygląda. Masz niepozamykane wątki, jak choćby ten z profesorem, który dał Malvindis książkę. Należał do spiskowców? Ale co chciał tym osiągnąć? Tak to wygląda na wątek mający na celu jedynie wyjaśnienie, jak Mal zdołała przeniknąć do umysłu spiskowca.

O co chodziło rektorce, jakie były jej motywacje. I jakim cudem profesorka się niezorientowała.

Samo krwawe zakończenie jest trochę zbyt zaskakujące, to znaczy nie wynika z wydarzeń, nie jest w żaden sposób przygotowane. Bo IMO wykład profesorki to jednak za mało. Nastolatki nie są głupie i całkiem nieźle orientują się w tym, co się wokół nich dzieje. Trudno mi sobie wyobrazić, aby do uczennic nic nie dotarło. I wygląda to tak, jakbyś opuścił porządny kawałek historii.

Z gwałtem też bym uważała, ten motyw powtarza Ci się dwa razy, we wspomnieniach Taldanis, i później z Sigimendis. I przez to wygląda na na jakiś rytuał, czy sposób czerpania magii. I, niestety, włazi zupełnie niepotrzebnie kwestia płci.

I, pragnę zauważyć, że oprócz próby gwałtu, która skończyła się bardzo bliskim kontaktem upieczonym napastnikiem, Sigi dowiedziała się też, że jej rodzice nie żyją. I po tym wszystkim panienka nie może się zdecydować, co na siebie włożyć. O ile generalnie kreacja nastolatek jest niczego sobie, to w tym momencie ciutkę przegiąłeś. A właściwie to ogromnie przegiąłeś.

Co do samej magii też mam pytania. Wydaje się, że magia Czerpania to jedyna możliwość magicznej działalności. A jednocześnie dodanie tego przymiotnika sprawia, że wydaje się, iż jakaś alternatywa. A nie ma, bo faceci też czerpią.

Dobra, namarudziłam się, to na koniec dodam, że pomimo tych wszystkich mankamentów całkiem dobrze mi się czytało i nawet się nie zorientowałam, jakie to długie. Jest tu pomysł, kreację nastolatek, jak już wspomniałam, wykonałeś całkiem nieźle, i to mimo że to dziewczyny ;) Historia ma potencjał, czekam na ciąg dalszy :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Podziękował za przeczytanie irko :-)

Limicik Cię zjadł?

Hehe. To co wrzuciłem na portal, to jest “wersja reżyserska” :-P Konkursowy limit był o 20 tys. znaków niższy. Dlatego w sumie sam się nie dziwię, czemu opowiadanie nic nie zwojowało :-D Pytania o rolę rektorki i profesora z biblioteki są bardzo zasadne. Ale niestety, wyjaśnienie motywacji wszystkich postaci pewnie wydłużyłoby opowieść do rozmiarów niemal powieściowych.

Trudno mi sobie wyobrazić, aby do uczennic nic nie dotarło. I wygląda to tak, jakbyś opuścił porządny kawałek historii.

Jak wyżej. Chcąc porządnie opowiedzieć tę historię, na pewno przydałaby się przynajmniej jakaś scena z wypadem do miasta, budująca atmosferę napięcia i narastającej przemocy.

Sigi dowiedziała się też, że jej rodzice nie żyją. I po tym wszystkim panienka nie może się zdecydować, co na siebie włożyć.

Cóż, może jako autor nie powinienem tego przyznawać, ale kompletnie mi to umknęło :-P Przeglądanie ciuszków miało w zamyśle być takim zwrotem ku rutynie i emocjonalną kotwicą po napaści i próbie gwałtu, co według mnie miałoby uzasadnienie. O emocjonalnym ładunku wiadomości o śmierci rodziców zupełnie zapomniałem.

Co do samej magii też mam pytania. Wydaje się, że magia Czerpania to jedyna możliwość magicznej działalności. A jednocześnie dodanie tego przymiotnika sprawia, że wydaje się, iż jakaś alternatywa. A nie ma, bo faceci też czerpią.

Są alternatywy, ale oczywiście jedynie w mojej głowie, jako twórcy tego świata :-P W tekście rzeczywiście nigdzie nie są wspomniane inne formy magii. Ale wydaje mi się, że skonkretyzowanie nazwy jakiegoś procesu nie musi zawsze oznaczać, że istnieją inne jego odmiany.

Jeszcze raz dzięki i cieszę się, że dobrze się czytało i utrzymało twoje zainteresowanie do samego końca :-)

Dobrze mi się czytało. Nie napotkałem ‘chochlików’, zapewne wprowadziłeś poprawki w miejscach wskazanych przez przedpiśców. Nie dłużyło się, zwłaszcza że w końcowym twiście wszystko zaczęło pędzić. Chociaż nie jestem young, z przyjemnością przeczytam jakiś sequel, jeśli napiszesz. Pomyśl też o niektórych young, żeby mieli co czytać na nudnych wykładach. Klik.

Dzięki Misiu! W misiowych latach na pewno wciąż jesteś young, a nudzić się można w wielu miejscach, nie tylko na wykładach :-) I oczywiście dzięki serdeczne za klika, wprowadzającego tekst do biblioteki.

Nowa Fantastyka