- Opowiadanie: kokoner - Incydent astralny

Incydent astralny

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Incydent astralny

Nyglas nerwowo miętosił siwiejąca brodę i co chwilę spoglądał kątem oka w stronę drzwi. Wstał od łóżka, na którym leżał chłopak, i usiadł na krześle. Potarł drżącą dłonią zroszone potem czoło. Siedział pogrążony w zgryzocie, wiercąc zdesperowanym wzrokiem klamkę. Znajdował się w niewielkim i przytulnym pokoju na piętrze karczmy. Uczeń zdawał się martwy. Jego mistrz za każdym razem wyczuwał oddech, ale coraz słabszy.

Nagle drgnął jak dźgnięty widelcem między żebra. Usłyszał odgłosy zbliżających się korytarzem ludzi. Nie przejął się nieprzyjemnym tonem ich rozmowy, a raczej wymiany złośliwych uwag, ale zaniepokoił go inny szczegół – Było ich dwóch. Kroki ustały za drzwiami, rozległo się pukanie i zaraz klamka się poruszyła.

Do oświetlonego mętnym, pomarańczowym blaskiem świec pomieszczenia weszło dwóch młodych i rosłych żołnierzy w czarnych zbrojach. Jeden był bardzo wysoki i szczupły. Stanął w nonszalanckiej pozie, lewą dłoń opierając na biodrze, a w prawej trzymając kufel piwa. Nosił kapalin z szerokim rondem – pancerne nakrycie głowy miał przechylone do tyłu, więc nie rzucało cienia na jednocześnie smutną i gniewną z wyrazu twarz najemnika. Jego kompan był niższy, ale szerszy w barach. Trzymał pod pachą hełm bez ronda i stał pewnie na szeroko rozstawionych nogach. Na jego licu o twardych rysach pojawił się agresywny grymas. Obrzucił podejrzliwym spojrzeniem mężczyznę w brązowoszarej szacie i jego nieprzytomnego ucznia.

– Co to za pijacy? – burknął. – Cuchnie tu jak w gorzelni.

– Ach, Renar, dobrze, że już jesteś – krzyknął z ulgą Nyglas, unosząc dziękczynnie ręce w stronę wyższego żołnierza. – A kim jest twój kompan? Nie to, że może nam przeszkadzać, ale wysłałem tylko po ciebie.

– To Tanod, mój towarzysz broni – odparł Renar z westchnieniem. Wychylił kufel do dna i postawił go na szafce pod ścianą. – Nie przejmuj się, trzymam go w ryzach. Dobra, o co chodzi? Widzę, że Ekil chyba przesadził z piciem.

– To nie czas na żarty! – syknął z przejęciem Nyglas. Chociaż mocno się wstawił, strach działał jak znakomity środek otrzeźwiający. – Nie mamy czasu. Musisz, musicie mi, to znaczy nam, pomóc. Zwłaszcza Ekilowi!

– No spróbujemy, ale co mu się stało?

– Nieostrożny głupiec sam wszedł w trans bez pełnego treningu.

– Jaki, kurwa, trans? – zapytał niecierpliwie Tanod. – Co to jest trans?

Renar zmarszczył lekko brwi. Wąskie wargi rozchyliły się ze zdumienia.

– No to ładnie – powiedział. – Nie wiem o tym za dużo, ale to chyba jest bardziej niż po prostu niebezpieczne.

– Delikatnie mówiąc! – Mędrzec załamał ręce. – Ale razem nam się uda. Musisz tylko również…

– Zaraz! – przerwał z irytacją Tanod. – Kim ty w ogóle jesteś i co robisz, że twoi uczniowie śpią sobie, kiedy nadal jest widno?

Nyglas zerwał się z krzesła i zamaszyście gestykulując, zaczął szybko tłumaczyć:

– Jestem mistykiem, eksploratorem badającym eter pod kątem jego oddziaływania między naszą rzeczywistością a światem astralnym.

Tanod zbaraniał. Wpatrywał się w twarz badacza tępym wzrokiem.

– Co on bredzi? – spytał głucho.

– Bada różne dziwne rzeczy, ale to nie mag. Nie jest groźny. – Renar uśmiechał się pod nosem. Wizja spotkania się tak różnych postaci, które znał, najpierw go denerwowała, ale po fakcie czuł pewne rozbawienie.

– Ja pierdolę, gdzie ty poznajesz takich ludzi? Włóczysz się po pustkowiach i zadupiach, zamiast trzymać się z nami, gdy mamy wolne dni.

– Nie czas na to! – ponaglał mistyk.

– Dobra, to jak mu pomóc? – spytał Renar.

– Jego dusza jest teraz w świecie astralnym. Powinien już dawno wrócić. Próbowałem go wybudzić z transu, ale za późno się za to zabrałem. Teraz musimy sami wejść do tego świata i wyciągnąć z niego Ekila, zanim jego dusza ostatecznie zgubi się w bezmiarze kosmicznego eteru.

– Jak to my? Dlaczego sam nie możesz tego zrobić?

– Bo od lat nie podróżowałem astralnie i potrzebuję kogoś, kto w porę mnie wybudzi, tak dla pewności. Jednak to dobrze, że nie przyszedłeś sam.

– Po co mam tam iść z tobą?

– Bo we dwóch mamy większe szanse na znalezienie Ekila, a wybudzi nas twój przyjaciel.

Tanod ze zdziwieniem patrzył na Nyglasa, gdy ten wziął ze stolika okrągłe, srebrne kółko i metalową pałeczkę, które następnie wcisnął mu w dłonie.

– Zaraz ustawię klepsydrę. Kiedy piasek na górze się wyczerpie, stukaj w kółko delikatnie cztery razy. Między seriami zachowaj równe, siedmiosekundowe odstępy. Dzwoń tak do skutku.

– Chyba kpisz, dziadu, nie będziesz mi rozkazywał! – zawarczał Tanod. – To jakieś magiczne kurewstwo, jeszcze zostanę przeklęty.

– Nie, to nie taka magia! – jęknął mistyk. – Renar, wytłumacz mu, może po twojemu zrozumie. – Renar przewrócił oczami i rzekł, wzdychając:

– To nie czarna magia. Nic ci się nie stanie. A co ze mną? – zwrócił się do Nyglasa. – Nie podoba mi się to, co ja mam robić, nawet nie wiem, czym dokładnie jest ten świat astralny.

– Cóż, nikt dokładnie tego nie wie. – Mędrzec rozłożył ręce.

– Co? – Renar spojrzał na niego wymownie.

– Nie myśl tak negatywnie, uda się nam. Tam nie ma nic niebezpiecznego, po prostu można w nim zabłądzić jak w wielkim lesie. Zaufaj mi. To też pewnego rodzaju przygoda. Świat astralny to świat między ciałami niebieskimi. Wypełnia go kosmiczny eter, zwany też urkraftem. To czysta pierwotna energia. Nasz eter, tu, na świecie, to jego rozmącona pochodna. Wszystko tu jest stworzone z różnych odmian eteru, a dusze są najbardziej zbliżone w swojej esencji do eteru z kosmosu.

Renar spuścił głowę i pokręcił nią. Znów westchnął. Wierzył w mądrość ekscentrycznego mistyka, ale nagła perspektywa wyjścia z ciała w poszukiwaniu duszy jego ucznia przytłaczała go. Nie chciał jednak zostawić człowieka w potrzebie, zwłaszcza że całkiem lubił Ekila, do tego nie chciał pokazać przy Tanodzie, że się boi.

– Niech będzie – rzekł ciężko. – Obyś nas stamtąd wyciągnął albo cię uduszę. Nie wiem jak, ale znajdę jakiś eteryczny sposób.

– Dobrze, tak, dziękuję! – Szare oczy badacza iskrzyły się z wdzięczności. – Usiądź, a ja przygotuję eliksir.

Żołnierz zdjął hełm, z pleców ściągnął kuszę, odpiął od pasa pochwę z tasakiem i położył to wszystko na stoliku. Rozparł się w fotelu i czekał na Nyglasa. Ten ustawił na szafce klepsydrę i przysunął krzesło blisko Renara. Podał mu kubek, samemu trzymając drugi w prawej ręce.

– Co to jest? – spytał kusznik, podejrzliwie wpatrując się w przezroczystą zawartość naczynia. – Pachnie jak gorzała.

– To doprawiona wódka. – Nyglas spotkał się z przenikliwym spojrzeniem. – Doprawiona startym grzybem Anumkon.

Kolejne westchnienie dobyło się z ust Renara.

– Więc mam się napić wódy z grzybem, a moja dusza poleci w kosmos?

– Tak. Zwykle zamiast alkoholu jest woda z ziołami, ale kiedyś spróbowałem tak i efekt był prawie ten sam.

– Prawie?

– To do dna. Potem odpręż się, po prostu spróbuj zasnąć. Jeśli twój duch będzie miał problemy z opuszczeniem ciała, mój ci pomoże.

Obaj jednocześnie wychylili kubki. Renar przechylił głowę do tyłu na oparcie fotela, a Nyglas spuścił swoją na pierś. Jego siwoczarne włosy opadały mu na nogi jak gęsta pajęczyna. Tanod patrzył na nich z niepokojem i ciekawością, co chwilę zerkając na ciało Ekila. Minuty mijały, nieznośnie się dłużąc, a piasek w klepsydrze niespiesznie przeciskał się przez wąziutkie, szklane gardło. Żołnierz nerwowo obracał w palcach srebrne kółko i przeklinał pod nosem. „Cholerny Renar, z kim on się zadaje?” – pytał siebie w myślach.

Niespodziewanie Nyglas się ocknął, a z jego wytrzeszczonych oczu biła panika.

– Na Ernalów! – wybełkotał. – Wypiłem samą wódkę, zapomniałem dodać do niej grzybów.

– Że co, kurwa?! – huknął Tanod. – Pijany głupcze, zaraz tak cię jebnę, że grzyby nie będą ci potrzebne!

Nyglas zignorował groźbę. Chwiejnym krokiem podszedł do Tanoda, wyrywając mu z rąk kółko i pałeczkę. Już miał zadzwonić, gdy zobaczył, jak Ekil poruszył głową.

– Mi… Mistrzu? – rzekł zaspany chłopak, siadając na łóżku. – Przepraszam, nie powinienem jeść tych grzybków. Od razu mnie zmogło. Miałem bardzo dziwne sny. – Uśmiechnął się nieśmiało.

Nyglas wybałuszył oczy, przełykając ciężko ślinę.

– Ek… Ekil – wyjąkał – ty, tobie nic… nie wszedłeś w trans?

– No nie. Mówiłeś, że sam Anumkon tak nie działa, że trzeba go zmieszać z jakimiś płynami. Co tu robi Renar i jego kompan?

– Cholera, Renar! – Mistyk zawył i rozpoczął wybudzanie kusznika. Po dłuższej chwili Renar otworzył oczy i z krzykiem poderwał się jak wystrzelony z wielkiej sprężyny, niemal uderzając głową o sufit. Ciężko dysząc, wspierał się na ugiętych, drżących kolanach.

– Nic ci nie jest? – zawołał Tanod. – Co widziałeś?

Wybudzony z początku nie mógł odpowiedzieć. Zatoczył się i znów usiadł w fotelu.

– Chyba nic – mruknął w końcu. – Nie wiem, co widziałem, sądzę, że nie podróżowałem zbyt długo, ale to i tak się dłużyło. Czułem się jak w czarnej, gęstej mgle, jakby ze wszystkich stron otaczała mnie bezkresna otchłań. Potem dostrzegłem odległe, zmieniające się kolory. Ruszały się jak ryby w wodzie. Nagle zobaczyłem, że nie mam rąk! Nie mam swojego ciała, a zamiast niego jakąś świetlistą powłokę. Przes… to było najdziwniejsze uczucie, jakiego doznałem – zakończył zamyślony, ale zaraz znów się odezwał. – Widzę, że udało ci się zabrać Ekila.

– Ee, tak, jednak się udało. – Mistyk zaśmiał się niezręcznie. Jego uczeń uniósł sceptycznie brew.

– Gówno się udało! – warknął Tanod i wyjawił towarzyszowi prawdziwy bieg wydarzeń.

Renar przetarł dłońmi twarz i uśmiechnął się ironicznie.

– Aha – powiedział, wstając – świetnie. Świetna przygoda pod patronatem zachlanego mistyka. Czego ja się spodziewałem…

– Nie jestem pijakiem! – Ze strachem w głosie rzucił Nyglas. – Przepraszam, to moja pomyłka, ostatecznie nic się nikomu nie stało, tak? – zachichotał nerwowo. – Zapłacę ci, wam, za fatygę. Mam mieszek złota!

– No dobra – westchnął Renar. Położył ręce na biodrach i wbił wzrok w sufit. Odezwał się z niepokojącym uśmiechem i błyskiem w oczach. – Mam inną propozycję. Tanod, użyczysz mi buzdygana? Sprawdzę, co ten pryk ma między uszami.

Koniec

Komentarze

Te przytulny bym sobie darowała.

Wiercenie klamki mi się nie podoba;)

Jego mistrz za każdym razem wyczuwał oddech, ale coraz słabszy.

Może wyczuwał, za każdym razem coraz słabszy?

 

Kawałek z ludźmi idącymi korytarzem jest trochę niewiarygodne. Człowiek w pokoju mógł słyszeć rozmowę i jej ton, ale szczegóły takie jak uszczypliwości wymagają sporo czasu.

 

Jak czytam zbroje, to oczekuję rycerzy, a nie żołnierzy. Skąd wiemy, że rycerz był najemnikiem, a nie na przykład błędnym rycerzem?

 

Aha, oznacz wulgaryzmy. Czyli we wstępie napisz, że są, bo to może razić.

Obrzucił podejrzliwym spojrzeniem mężczyznę w brązowoszarej szacie i jego nieprzytomnego ucznia.

Skoro już wiemy kto jest kim, wprowadzenie mężczyzny w szacie sprawia, że myślimy, że będzie to kolejna osoba. A to myli;)

 

Delikatnie mówiąc, jest za współczesne.

 

– Bada różne dziwne rzeczy, ale to nie mag. Nie jest groźny. – Renar uśmiechał się pod nosem. Wizja spotkania się tak różnych postaci, które znał, najpierw go denerwowała, ale po fakcie czuł pewne rozbawienie.

 

Jeszcze nie jest po fakcie;) Raczej Po chwili, po przemyśleniu…

 

– Niech będzie – rzekł ciężko. – Obyś nas stamtąd wyciągnął, bo jak nie to albo cię uduszę. Nie wiem jak, ale znajdę jakiś eteryczny sposób.

Mają strasznie dużo broni, jak normalnie chodzące zbrojownie. Fajnie, że autor je zna, ale chyba za wiele.

 

Sporo błędów, ale historyjka zabawna i przyjemna.

Lożanka bezprenumeratowa

Wstał od łóżka, na którym leżał chłopak, i usiadł na krześle. ← ???

wiercąc zdesperowanym wzrokiem klamkę. ← ???

Nie przejął się nieprzyjemnym tonem ich rozmowy, a raczej wymiany złośliwych uwag,

 

Jak przeczytasz pięć razy i będziesz pewny, że już nie ma błędów, czytaj jeszcze raz. (chińskie).

Zabawne. Usuń błędy i pisz dalej.

 

Cześć kokoner !!!

 

Szczerze mówiąc to nie porwało mnie. Jak mi się bardzo podoba to mówię. Trochę dla mnie tu wieje nudą. temat niezbyt ciekawy. Ale nie martw się takie błędy się popełnia. Wydaje się, że super pomysł a jednak nie. Bardzo źle nie jest, był nawet moment, że mnie zaciekawiło :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć!

 

Przeczytałem. Pokazałeś zaledwie scenkę, w dodatku mocno nacechowaną alkoholowo-męskim humorem, który mnie osobiście jakoś nie pociąga. Nie za bardzo też wiem, co chciałeś pokazać. Eter jest jakimś synonimem wyższego stanu upojenia? Fantastyki niewiele (równie dobrze może się to dziać w średniowieczu, choć język jest nie z tej epoki), za to całkiem sporo wulgaryzmów i łotrowskiego klimatu, który nie wiem, czemu ma służyć (trochę przypomina zapis rozmowy z zakrapianej sesji RPG w fazie zmierzchu – kiedy niektórzy już leżą pod stołem;-) )

 

Napisane jest zrozumiale i niby na lekko, ale trochę rzeczy zgrzyta i psuje zabawę z czytania, przykład:

Do oświetlonego mętnym, pomarańczowym blaskiem świec pomieszczenia weszło dwóch młodych i rosłych żołnierzy w czarnych zbrojach. → Do oświetlonego mętnym blaskiem świec pomieszczenia weszło dwóch rosłych młodzieńców w czarnych zbrojach.

Przedstawienia postaci w formie opisu warto skracać i skupić się na rzeczach najważniejszych, początek to wizytówka tekstu.

Jeden był bardzo wysoki i szczupły.

Już wiemy, że są rośli.

Stanął w nonszalanckiej pozie, lewą dłoń opierając na biodrze, a w prawej trzymając kufel piwa. Nosił kapalin z szerokim rondem – pancerne nakrycie głowy miał przechylone do tyłu, więc nie rzucało cienia na jednocześnie smutną i gniewną z wyrazu twarz najemnika.

Poszedł pic w zbroi? Why?

Na jego licu o twardych rysach pojawił się agresywny grymas. Obrzucił podejrzliwym spojrzeniem mężczyznę w brązowoszarej szacie i jego nieprzytomnego ucznia.

Brzmi niezręcznie, warto przebudować. Początek tekstu zawsze warto dopracować.

 

Kolejna sprawa to humor:

– Więc mam się napić wódy z grzybem, a moja dusza poleci w kosmos?

W tym momencie buldożer żartu zmiótł resztki klimatu imho.

 

Czytaj, pisz, wyciągaj wnioski z komentarzy. Potrzebujesz pomocy – dopytuj, albo wrzuć tekst na betę, bo to pomaga – nie tylko na początki.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka