- Opowiadanie: krzkot1988 - Lento con gran espressione

Lento con gran espressione

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Lento con gran espressione

Franciszek handlował pianinami, głównie pochodzącymi ze znamienitej poznańskiej fabryki pana Antoniego Gryglasa. Do niedawna sam terminował w rzeczonej fabryce. Traf chciał jednak, że szczerze zaprzyjaźnił się z synem pana Antoniego, Henrykiem. Gdy subiekt ich firmowego sklepu przy prestiżowej ulicy św. Marcina niedawno zmarł, Gryglasowie zaoferowali Franciszkowi bilet do lepszego życia. Tak został właścicielem salonu z pianinami. W wieku lat dwudziestu miał więc pewną pracę, która przynosiła mu wiele satysfakcji i solidny dochód, oraz niewielkie mieszkanko, znajdujące się na piętrze nad sklepem. Czegóż chcieć więcej?

 

***

 

Pełna wersja tekstu opublikowana zostanie w nadchodzącej antologii “Nokturnalia”, która ukaże się nakładem wydawnictwa Planeta Czytelnika.

Koniec

Komentarze

Hej

Od razu powiem, że nie skupiałem się na łapance, tylko na historii. Czytało się płynnie, prócz jednego miejsca.

Dusza zamieszkująca ziemską powłokę Gerdy powstała i z wściekłością zaszarżowała na przeciwnika.

Dusza powstała? Bardziej ziemska powłoka, zamieszkana przez duszę siostry, bo dusza nie sądzę, by wstała i zaszarżowała.

 

Bardzo mi się podobało.

Przyznam, że najbardziej pierwsza scena w sklepie. Pięknie napisana i w dobrym tempie, mimo że prawie nic się nie dzieje, to nie nuży, bo budujesz melancholijny, zmysłowy klimat – widać rosnące uczucie między młodymi.

Korzystasz ze znanych motywów – (SPOOOOILER): zły bliźniak, doppelganger, fortepiany, stary rytuał i księgi, bohaterka, która pod wpływem znajomego impulsu przejmuje po raz ostatni kontrolę nad swoim opętanym ciałem. I są to motywy gotyckie, idealnie wpisujące się w gatunek. Ładnie to wszystko łączysz, dodając trochę makabry i walki (choć tej nieco moim zdaniem za dużo).

Cóż więcej powiedzieć? Przeczytałem z prawdziwą przyjemnością.

Klikam i pozdrawiam

Z jednej strony mi się podobało, a z drugiej nie. Przede wszystkim fabuła jest dość przewidywalna, zabrakło mi tu jakiegoś zwrotu akcji. Liczyłem, że historia pójdzie w nieco innym kierunku albo że będzie troszkę inaczej podana. Natomiast na pewno czuć tu romantyzm i gotycyzm, klimat, jaki tworzysz przypadł mi do gustu, zwłaszcza na początku, ale jednak całościowo tak pół na pół.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Hej, Zanaisie, dzięki za odwiedziny i cieszę się, że tekst się spodobał :-) 

 

Dusza powstała? Bardziej ziemska powłoka, zamieszkana przez duszę siostry, bo dusza nie sądzę, by wstała i zaszarżowała.

Masz rację, w tym całym materialno-astralnym zamieszaniu pogubiły się też podmioty. Poprawione :-)

Korzystasz ze znanych motywów

Nie sposób się nie zgodzić, Ameryki raczej nie odkrywam. Zamiast eksperymentów postawiłem na hołd dla klasycznej powieści gotyckiej i w tym ujęciu wydaje mi się, że gra to nieźle. Oczywiście ciekawie byłoby wyjść poza sztywne ramy gatunku, ale coś za coś :-)

Serdeczne dzięki za klika!

 

fanthomasie, dzięki za przeczytanie i za ciekawy konkurs, który mam nadzieję urodzi dużo dobrych tekstów :-)

Przede wszystkim fabuła jest dość przewidywalna, zabrakło mi tu jakiegoś zwrotu akcji.

Na pewno masz tu sporo racji. Nie zgodziłbym się ze stwierdzeniem, że wszystko w opowiadaniu dzieje się według znanego schematu i nie ma żadnych zaskoczeń, jednak z pewnością ogólne ramy historii to klasyka, ogrywana już na wszelkie możliwe sposoby. Chciałem, by historię pociągnął właśnie nastrój i postacie. Być może nie do końca się to udało :-)

ale jednak całościowo tak pół na pół

Czyli remis, polscy kopacze braliby taki wynik w ciemno, więc ja też się zadowolę :-D

Przeczytawszy.

Hm, o ile do atmosfery i wykorzystania motywów nie mogę się przyczepić, tak fabuła i język (momentami) średnio mnie przekonują. Są dobre sceny (te z makabrą, ale i to stopniowanie napięcia w sklepie), ale mamy i zbyt mocne łopaty (scena z rodzicami, noc poślubna). Coś z pewnością tu jest, na ten moment nie wiem, czy podoba mi się całość kompozycji czy tylko parę ładnych detali. 

Opowiadanie ma dwa style i dwie części. Jedna to pełna napięcia i dynamiki historia dwójki bohaterów, a druga to przemówienie teścia i teściowej, którzy m u s z ą wyjaśnić czytelnikowi, co się działo za kulisami. Nastrój, który budujesz w sklepie z fortepianami – fajny i intrygujący, ale niestety nie udało się go utrzymać do końca. Nie spodobało mi się również zakończenie – poczułam jakby historia zmierzała donikąd, po strasznych przygodach nie nastąpiło równie mocne rozwiązanie akcji.

Pozdrawiam!

Witaj.

 

Na kilka powtórzeń nie zwróciłam większej uwagi, zachwycona całością. Horror jest znakomity. Zakończenie potwornie smutne. Wplotłeś tyle różnorakich wątków, tyle fantastyki, że moim zdaniem to naprawdę doskonały tekst. Jest magia, tajemna księga Arabów, wspomnienie epoki krucjat, mordercze walki z upiorem, wspaniała miłość dwojga ludzi, bezgranicznie zakochanych w muzyce, jest także poświęcenie rodziców, wątek z siostrą bliźniaczką (potwierdzony medycznie, bo rzeczywiści zdarzały się podobne przypadki), jest mocne osadzenie akcji w czasie i przestrzeni, tragiczny wypadek młodej dziewczyny, są wreszcie zwykłe, ludzie emocje, pragnienia i marzenia.

I jest Chopina “Lento con gran espressione” – Powolny z dużą ekspresją.

Klik ode mnie, brawa!

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Serdeczne dzięki kolejnym odwiedzającym za przeczytanie! :-)

 

oidrin

 

ale mamy i zbyt mocne łopaty (scena z rodzicami, noc poślubna)

Ten problem został nieco wzmocniony przez fakt, że po ukończeniu historii tekst był sporo dłuższy i wymagał drastycznego cięcia o ¼ by zmieścić się w konkursowym limicie :-) Mogło to niestety zaburzyć płynność niektórych scen. I bynajmniej nie tłumaczę się, że to wszystko wina limitu znaków :-P Wprawniejszy autor z pewnością lepiej rozłożyłby akcenty w skróconym tekście. Mnie być może nie udało się zachować gdzieniegdzie odpowiedniej naturalności.

Mam jednak nadzieję, że ogólnie tekst czytało się przyjemnie :-)

 

chalbarczyku

Opowiadanie ma dwa style i dwie części. Jedna to pełna napięcia i dynamiki historia dwójki bohaterów, a druga to przemówienie teścia i teściowej, którzy m u s z ą wyjaśnić czytelnikowi, co się działo za kulisami.

Niestety, muszę się w dużej mierze z tobą zgodzić ;-) Jak wspomniałem wyżej, cięcia na tekście wymagały pewnych wyrzeczeń i ta scena ucierpiała chyba najbardziej. Uważam, że bez przekazania tych “zakulisowych” informacji opowiadanie nie byłoby satysfakcjonujące. Za dużo pozostawione by było domysłom. Zgadzam się jednak, że lepiej aby czytelnik odkrywał kolejne tajemnice stopniowo. Tu zaś powstał lekki infodump. Liczyłem jednak, że podzielenie opowiadanej historii pomiędzy dwójkę bohaterów nieco złagodzi to wrażenie.

 

Nie spodobało mi się również zakończenie – poczułam jakby historia zmierzała donikąd, po strasznych przygodach nie nastąpiło równie mocne rozwiązanie akcji.

A tu z kolei zgodzić się nie mogę. Czy zakończenie było satysfakcjonujące czy nie, to oczywiście kwestia indywidualna. Ale “mocne” w moim przekonaniu było. Mocne oczywiście pod względem emocjonalnym, nie akcji. Dla mnie osobiście, ostatnie fragmenty tekstu są przysłowiową pięścią w brzuch :-)

 

bruce

 

Jakie to miłe uczucie, gdy pod tekst trafia czytelnik, w którego gusta idealnie trafia historia! Od razu to człowieka podbudowuje :-)

Zakończenie potwornie smutne.

Tak właśnie je czułem :-(

I jest Chopina “Lento con gran espressione” – Powolny z dużą ekspresją.

Klik ode mnie, brawa!

Dzięki serdeczne i za klika i za docenienie Chopina!

 

Dziękuję również, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Zgadzam się jednak, że lepiej aby czytelnik odkrywał kolejne tajemnice stopniowo. Tu zaś powstał lekki infodump. Liczyłem jednak, że podzielenie opowiadanej historii pomiędzy dwójkę bohaterów nieco złagodzi to wrażenie.

Rzeczywiście, wrzucenie infodumpa między pełną napięcia akcję dało dobry efekt, bo po scenie z teściami historia wartko popłynęła naprzód.

Pozdrawiam!

Ładna historia, skomplikowana jak na tę długość, ze dwa razy ma się poczucie, że to już koniec, a tu nic z tego.

Początek ma sporo wspólnych elementów z opkiem Koali (czytałeś?), ale potem skręcasz w całkiem inną stronę.

Kiedy Franz nauczył się grać na fortepianie? Jakoś ta umiejętność słabo mi pasuje do jego CV. Ale może jako subiekt…

Dlaczego fortepian córki stał w gabinecie ojca?

Udając się do sypialni, w głowie Franza kotłowały się myśli o ich wspólnej przyszłości,

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, bo wychodzą bzdury. Jeśli masz wątpliwości, spróbuj przestawić szyk zdań podrzędnych. “Myśli kotłowały się, udając się do sypialni” nie ma większego sensu, prawda?

Szlochając z bólu udało mu się przesunąć pod drzwi ciężkie drewniane biurko.

Jak wyżej. I jeszcze brakuje obowiązkowego przecinka.

Babska logika rządzi!

Czytałam jednym tchem i jeśli były jakieś językowe wpadki, to byłam zbyt wciągnięta, żeby zauważyć. Pięknie opisujesz początki znajomości i rodzące się uczucie. Gdybym miała na coś narzekać, to tylko na nieco infodumpową rozmowę z rodzicami.

Jedyna rzecz na której się potknęłam:

Udając się do sypialni, w głowie Franza kotłowały się myśli o ich wspólnej przyszłości, a także o bardziej bezpośrednich inklinacjach rozpoczęcia małżeńskiego życia.

Na pewno chodzi o inklinacje?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej Finklo, dzięki za przeczytanie i jak zwykle cenne uwagi :-)

 

Początek ma sporo wspólnych elementów z opkiem Koali (czytałeś?), ale potem skręcasz w całkiem inną stronę.

Przeczytałem niedawno, i rzeczywiście wybraliśmy podobne podejście do “Nokturnów”. Ale w sumie słysząc to słowo nie przychodzi mi nic innego do głowy. Sam gram trochę na pianinie, więc widzę nokturn – myślę Chopin :-D

 

Kiedy Franz nauczył się grać na fortepianie? Jakoś ta umiejętność słabo mi pasuje do jego CV. Ale może jako subiekt…

O, a to niby czemu nie pasuje? Zaznaczam w tekście, że nie jest szczególnie utalentowanym pianistą, ale przesiadując całymi dniami w sklepie pełnym instrumentów, trudno mi sobie wyobrazić, żeby się nie nauczył. A większość nokturnów Chopina, jest tak naprawdę całkiem łatwa do zagrania (oczywiście nie wchodząc w interpretacyjne niuanse).

 

Dlaczego fortepian córki stał w gabinecie ojca?

Po jej śmierci przeniósł go tam, by mu o niej przypominał :-)

 

Udając się do sypialni, w głowie Franza kotłowały się myśli o ich wspólnej przyszłości,

Cóż, mógłbym się wykłócać, że myśli Franza udały się do sypialni wraz z nim, ale chyba faktycznie lepiej to zmienić :-D

 

Dzięki mindenamifaj za entuzjastyczną recenzję i zgłoszenie, które ostatecznie wysłało tekst do biblioteki :-)

 

Gdybym miała na coś narzekać, to tylko na nieco infodumpową rozmowę z rodzicami.

Jak we wcześniejszych komentarzach, zgadzam się, wyszło nie do końca naturalnie. Może po zakończeniu konkursu trochę jeszcze w tym fragmencie pogrzebię :-)

 

Na pewno chodzi o inklinacje?

Hehe, rzecz jasna miały być “implikacje”. Nie mam pojęcia skąd mi się te inklinacje wzięły :-P

Dzięki mindenamifaj za entuzjastyczną recenzję i zgłoszenie, które ostatecznie wysłało tekst do biblioteki :-)

Cała przyjemność po mojej stronie :)

Hehe, rzecz jasna miały być “implikacje”. Nie mam pojęcia skąd mi się te inklinacje wzięły :-P

Chochliki przywołane konkursem się panoszą ;)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Jestem muzyczną nogą (i to wcale nie od fortepianu), więc uważam, że opanowanie gry na instrumencie jest bardzo trudne. Jeśli nie zrobi się tego w dzieciństwie, to już raczej pozamiatane – jak z językiem obcym albo matematyką. A Franz pochodził z ubogiej rodziny, chyba nie mieli fortepianu w salonie. Ale to nie jest niemożliwe, tylko mnie zaskoczyło.

Babska logika rządzi!

Finklo, pierwszą styczność z jakimkolwiek instrumentem klawiszowym miałem w wieku lat trzydziestu. Po czterech latach, nie pobierając żadnych lekcji i dysponując niewielkim zasobem wolnego czasu, nokturny Chopina są dla mnie jak najbardziej do zagrania :-) Więc nigdy nie jest za późno na naukę, chociaż Franz raczej nie miał dostępu do tutoriali na Youtubie i pewnie miał trochę trudniej :-P

Pacz pan, a jak ja w podstawówce opanowałam “Wlazł kotek” na klawiszach (acz trzeba mi wskazać, od którego zacząć), tak dalej nie wyszłam. Mimo orkiestry w liceum. Na trąbce gama to był szczyt moich możliwości. Teraz nawet tego bym nie dała rady. Zresztą, i wtedy nie za każdym razem się udawało…

Babska logika rządzi!

O! Trąbka to dopiero trudny instrument! Naciskać klawisze w pianinie to byle niemowlę albo kot potrafi, a żeby na trąbce grali to nie widziałem :-P

No, próbuj dalej. Jeszcze trochę wspólnych wysiłków i wmówisz mi, że dojście do gamy po całym semestrze ćwiczeń to oznaka talentu. ;-)

Czekaj, to nie była trąbka, tylko waltornia. Czy to coś zmienia?

Babska logika rządzi!

Zmienia nieco kwalifikację twojej wiedzy muzycznej. Ocena spada do poziomu "skrzypce to taka mała gitara z dziurami w kształcie robaków" :-P

Wcale nie! Na gitarze nie gra się patykiem!

Nie no, odróżniam trąbkę od waltorni, tylko starannie wypchnęłam ten traumatyczny okres ze świadomości i teraz wspomnienia opornie wracają.

Babska logika rządzi!

To w takim razie przepraszam za przywołanie traumatycznych wspomnień z dzieciństwa i ewentualne ataki fonofobii! Na kanwie tej historii mógłby powstać scenariusz do K-dramy :-P

Ja mam osobiście kłopot z tym opowiadaniem. O ile zachwyciło mnie klimatem, to później jakoś trudno było mi utrzymać ten sam poziom immersji. Ciężko mi było uwierzyć w ten szybki ślub, jakiś chirurgiczny skalpel niewiadomo skąd. Szczerze to myślałem, że może on też ma bliźniaka w sobie i stworki się polubią:) jestem pół na pół jak ktoś już tu wcześniej napisał.

Hej vrchamps, dzięki za przeczytanie i ocenę! 

 

Szczerze to myślałem, że może on też ma bliźniaka w sobie i stworki się polubią:)

Chyba oczekiwałeś zupełnie innego opowiadania i rozumiem, że możesz się wobec tego czuć rozczarowany :-D A byłaby to swoją drogą piękna historia miłości pokonującej wszelkie przeszkody :-)

Krucha, delikatna blondynka z nienaturalnie bladą cerą.

Zgrzyta mi to zdanie bez orzeczenia…

Choć Franciszek sam nie był uzdolnionym pianistą, słyszał w życiu dostatecznie wiele recitali, by rozpoznać prawdziwe mistrzostwo. A delikatna artykulacja tej pierwszej frazy nokturnu była właśnie tym.

Jak na ładunek emocjonalny i potencjał to wychodzi strasznie prosto…

że jej palce zlały się w jedność,

A nie “w jedno”?

 

Tym razem przyszła kolej Franciszka, by zabarwić twarz purpurą.

Brzmi, jakby podjął decyzję…

 

–Spokojnie, nie mam nic przeciwko.

Nie pasuje do tonu rozmowy z arystokratką…

 

Przykro mi to powiedzieć, ale opis koncertu prosty i nieco kiczowaty, ta strzała, pocałunki… Jak dla mnie prosi się o jakiś nieco poetycki opis, ale bez egzaltacji…

Bardzo dobrze wychodzi labilność emocjonalna bohaterki. Ogólnie dobre wprowadzenie.

Ściekająca z przemoczonej dziewczyny woda przekonała go jednak, że ma przed sobą materialną postać, nie przywidzenie.

Może “utwierdziła”? Martwy przedmiot chyba nie przekonuje….

Być może rodzinna tragedia nie zlikwidowała całkowicie ich uprzedzeń w stosunku do mezaliansu córki.

To “likwidowanie” strasznie nie pasuje…

 

Po drodze do sypialni, BEZ PRZECINKA w głowie Franza kotłowały się myśli o ich wspólnej przyszłości, a także o bardziej bezpośrednich implikacjach rozpoczęcia małżeńskiego życia.

Będą się zaraz implikować :) Nieco techniczne…

Gerda przeszła za parawan by się przebrać, a chłopak poczuł nagłe uderzenie.

Brakuje IMO dopowiedzenia..

Gdy dziewczyna wyłoniła się z powrotem,

Może “znowu”, “na powrót”?

Myśl, że to coś skrzywdziło jego ukochaną sprawiła, że Franciszek otrząsnął się z paraliżu i, podbiegłszy do wygaszonego kominka, chwycił za żeliwny pogrzebacz.

Strasznie przyciężkie zdanie :)

– Ale po co jej ta cała szopka? Udawanie Gerdy, ślub… Czemu po prostu nie zabiła mnie w moim sklepie?

Jak mnie to słowo wybiłooooo…. Współczesne w tym użyciu, nie ten rejestr… Przedstawienie?

 

Hrabina nie dostrzegła noża przy dłoni związanego?

 

– Wiedziałam, że nie ma w tobie ducha przygody – drażniła się z nim nienarodzona siostra Gerdy. – A teraz sprawdzimy, czy rzeczywiście jesteś taki słodki, jak myślała moja świętej pamięci bliźniaczka.

Znowuż nieco disneyowsko, prowokacyjno-przesadnie…

 

C.d.n.

 

Zacne :)

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Podobało mi się. Melancholijne opowiadanie o dość krótkiej, ale pełnej napięcia i tajemnicy miłości. Wiadomo było już od początku, że z dziewczyną musi być coś nie tak, ale i tak mnie wciągnęło. Ładnie zbudowane napięcie i zaskakujące zakończenie. Motyw gry na pianinie dobrze współgrał z całością i zbudował klimat, podobała mi się też klamra z nokturnem. Wątek z bliźniaczką-pasożytem – brr! Czyli doskonale horrorowy. Całkiem niezły tekścik, zasłużona biblioteka. 

Nie zdziwiło mnie uczucie, jakim zapałali do siebie Franciszek i Gerda, ale spodziewałam się pewnych oporów na ten związek ze strony państwa von Arnim, dlatego zdziwiła mnie łatwość, z jaka nań przystali. Natomiast noc poślubna i finał opowieści – ukazujące szkaradę, mocno ociekające krwią sceny i wprowadzające nagle nienarodzoną siostrę bliźniaczkę, że o arabskich praktykach magicznych nie wspomnę – mocno zaskoczyły. No, ale skoro tak to sobie wymyśliłeś, Krzkocie, pozostaje mi wyznać, że opowieść przeczytałam nie bez zainteresowania. ;)

 

Sprze­daw­ca wska­zał na usta­wio­ny pod jedną ze ścian in­stru­ment… → Sprze­daw­ca wska­zał usta­wio­ny pod jedną ze ścian in­stru­ment

Pokazując coś, wskazujemy rzecz, nie na tę rzecz.

 

Zdję­ła z głowy ka­pe­lusz… → Zbędne dookreślenie – wiadomo, ze kapelusz nosi się na głowie.

 

Fran­ci­szek nie raz już znaj­do­wał się w po­dob­nej sy­tu­acji.Fran­ci­szek nieraz już znaj­do­wał się w po­dob­nej sy­tu­acji.

 

– To nie tak! – Za­prze­czy­ła, gwał­tow­nie wy­ma­chu­jąc rę­ko­ma.– To nie tak! – za­prze­czy­ła, gwał­tow­nie wy­ma­chu­jąc rę­ko­ma.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Tatko pro­wa­dził nie­daw­no no­we­go Forda, z Ame­ry­ki! – Tatko pro­wa­dził nie­daw­no no­we­go forda, z Ame­ry­ki!

https://rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=285:pisownia-marek-samochodow&catid=44&Itemid=58

 

Nie zno­szą­ca sprze­ci­wu dłoń chwy­ci­ła za klapę jego ka­mi­zel­ki… → Niezno­szą­ca sprze­ci­wu dłoń chwy­ci­ła klapę jego ka­mi­zel­ki

 

chwy­cił za że­liw­ny po­grze­bacz. → …chwy­cił że­liw­ny po­grze­bacz.

 

Męż­czy­zna wska­zał na są­sied­ni stół… → Męż­czy­zna wska­zał są­sied­ni stół

 

Póki oszo­ło­mio­ny po­twór pod­no­sił się na nogi… → Kiedy oszo­ło­mio­ny po­twór pod­no­sił się na nogi

 

górna po­ło­wa dę­bo­wych drzwi była już w strzę­pach. → Raczej: …górna po­ło­wa dę­bo­wych drzwi była już w drzazgach.

 

Ma­ho­nio­wy Gry­glas pre­zen­to­wał się rów­nie zna­ko­mi­cie, co w dniu… → Ma­ho­nio­wy Gry­glas pre­zen­to­wał się rów­nie zna­ko­mi­cie, jak w dniu

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Od momentu jego zauważenia intrygował mnie tytuł, nadany opowiadaniu. Ale tekst był w trakcie bety. Potem jakoś nie składało się, żeby poczytać. No i horror… Jednak w końcu kliknąłem, otworzyłem, przeczytałem.

Będzie krótko z klasycznym otwarciem. Jako że nie zależę do znawców i miłośników gatunku, mogę tylko przyznać (się), że dobrze skomponowany i napisany tekst “z cudzego podwórka” jednak nie tylko daje się przeczytać, ale lektura potrafi usatysfakcjonować. Sama klasyka, jak zauważyłem w pobieżnie przejrzanych komentarzach – ale co z tego, że klasyczne instrumentarium. Na takim też można grać, a jeśli gra dobry muzyk, słucha się, czyli w tym przypadku czyta, ze wspomnianą przed chwilą satysfakcją końcową.

Pozdrawiam, Adam

Ponownie zbiorcze dzięki wszystkim za wizytę i cenne komentarze! Cieszę się, że lektura była satysfakcjonująca, a groza została odczuta :-)

 

GreasySmooth

 

Jak na ładunek emocjonalny i potencjał to wychodzi strasznie prosto…

Zgadzamy się w ocenie, ale rozmijamy w interpretacji :-P Franz poetą bynajmniej nie jest, więc nie przychodzą mu do głowy kwieciste opisy, ale jeśli ktoś zmusiłby go, by ubrał w słowa wrażenia z gry Gerdy, to była ona właśnie tym, prawdziwym mistrzostwem ;-)

 

A nie “w jedno”?

Racja. Poprawiam.

 

Brzmi, jakby podjął decyzję…

Fajnie byłoby mieć kontrolę nad własnymi kolorami, ale rzeczywiście, to nie jest element fantastyczny, który chciałem zamieścić w tekście :-)

 

Nie pasuje do tonu rozmowy z arystokratką…

Zgadza się, ale w tym momencie Franz myśli, że pomylił się w ocenie Gerdy i jest ona co najwyżej biedną mieszczanką, której nie stać na własny instrument.

 

Przykro mi to powiedzieć, ale opis koncertu prosty i nieco kiczowaty, ta strzała, pocałunki… Jak dla mnie prosi się o jakiś nieco poetycki opis, ale bez egzaltacji…

Przykro mi, że tak uważasz, bo byłem raczej zadowolony z tego fragmentu :-P

 

Brakuje IMO dopowiedzenia.

Zgadza się, musiałem zgubić przy ktorejść korekcie.

 

Jak mnie to słowo wybiłooooo…. Współczesne w tym użyciu, nie ten rejestr… Przedstawienie?

Racja. Szopen tak, szopka nie.

 

Znowuż nieco disneyowsko, prowokacyjno-przesadnie…

No cóż, nakryłeś mnie. Tak, namiętnie oglądam disneyowskie produkcje i nie przegapiam żadnych nowych premier :-P Ale nie widzę też w tym nic złego, choć oczywiście masz prawo szukać czegoś innego w opowiadaniu grozy :-)

 

reg

 

Serdeczne dzięki za przeczytanie “nie bez zainteresowania” i jak zawsze trafne poprawki :-) Zostaną zaraz wprowadzone w życie!

Krzkocie, owszem, zainteresowanie towarzyszyło mi podczas lektury. No i bardzo mi miło, że mogłam się przydać. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, krzkocie!

 

Jako że zabieram się za czytanie “Nokturnów” to Twojego tekstu ominąć nie mogłem, zwłaszcza że tytuł przykuwał uwagę od dłuższego czasu. 

Tym razem nie będzie łapanki, bo czytałem z telefonu, co tę jakże niemiłą autorom czynność mi uniemożliwiło :P Natomiast było trochę niezgrabności, trochę przecinków źle postawionych, trochę “siękozy”. Może nie przeszkadzało mi to przesadnie w lekturze, ale zaznaczyć fakt muszę.

Pod kątem fabularnym mam mocno mieszane uczucia. Ktoś wyżej wspominał, że opowiadanie ma dwie niejako części, tyle że ja bym je chyba nieco inaczej podzielił. Początek jest bowiem świetny, klimatyczny, wprowadza w realia i świat, a zarazem przybliża nam sprawnie samego Franciszka, jak i tuż zaraz potem Gerdę. Cały dialog sklepowy, wszystkie wątki dotyczące instrumentów, pruskie pochodzenie Gerdy – wspaniale to się układa i jest obietnicą równie dobrej dalszej lektury. 

Do momentu pierwszego pocałunku. Coś trąci mi w tym kiczem, coś uwiera, coś psuje efekt. Ja wiem, że kiedyś ludzie skorsi byli do zakochiwania się od pierwszego wejrzenia, że deklaracje były śmielsze i wzniosłe, że pocałunki gorętsze i dłuższe – ja to wszystko, wierz mi, doskonale rozumiem. Ale coś mnie odepchnęło od opowiadania już w tamtym momencie. Być może to przełamanie, że to kobieta – i to kobieta w realiach historycznych, a więc wychowywana na powściągliwą, wstydliwą i tak dalej, całuje Franza i składa mu deklaracje. Być może to właśnie o to chodzi, ale nie mam pewności. Będę jeszcze rozważał, może tu wrócę i potwierdzę bądź zaprzeczę :)

Dalej mamy spotkanie po pół roku i znów pojawia się problem – ta propozycja ślubu nieco zbyt raptowna, brak wahania w działaniu Franza wydaje mi się zbyt daleko idący. Powinien był czuć się zdradzony, oszukany, porzucony. A on mówi “Aha, okej, miałaś wypadek. To może się pobierzmy”. Upraszczam, ale finalnie tak mi to w głowie wybrzmiewa, przez co relacja zdała mi się sztuczna, sklecona na potrzebę historii. 

Później mamy ślub, upiorną noc poślubną (przyzwoita scena, acz spodziewana), a potem mocno infodumpowa przemowa rodziców. Nie jestem zwolennikiem takich zabiegów, podobnie jak scen, gdy czarny charakter przerywa akt mordu na protagoniście, by wyjaśnić mu swój diabelski plan. No nie. Nie lubię i cenić nie potrafię. Na plus za to wymyk z nożem podrzuconym Franzowi przez ojca Gerdy – mogłeś to zepsuć jakimś “przypadkowym” przedmiotem, który akurat znalazłby się nieopacznie w zasięgu Franza, jak to setki razy w podobnych utworach bywało. Postawiłeś na świeższe rozwiązanie i dobrze. Podobnie rzecz się ma z wykorzystaniem księgi. Obawiałem się, że wsadzisz na koniec koszmarek pt. “Zapiszę od tyłu znaki z księgi i wszystko się naprawi”. Świetnie, że to finalnie nie podziałało. Z oryginalnych zabiegów wymienię też wątek bliźniaczek – i tu spodziewałem się sztampy, a finalnie otrzymałem zadowalające rozwiązanie (chyba Cię nie doceniam, co trzeba zmienić).

A więc widzisz – trochę mi się nie podobało, trochę podobało – ambiwalencja w pełnej krasie. Trochę, przyznam, żałuję, że nie utrzymałeś poziomu, bo początek uważam za fantastyczny. Potem już bywało różnie. Nadal jest to jednak opko biblioteczne i słusznie sobie w niej siedzi :)

 

Z pozdrowieniami,

fmsduval

 

PS – Zbieram motywację na lekturę tego Twojego monstrum, “Ostatniej wachty pana Willoughby’ego” (tak to brzmiało?). Tu też bardzo nęci mnie tytuł, jak i tematyka.

Przeczytałem, mimo że horror, bo tekst konkursowy.

Witaj, fmsduvalu nr 1!

 

Twojego tekstu ominąć nie mogłem, zwłaszcza że tytuł przykuwał uwagę od dłuższego czasu

W takim razie muszę odpalić jakąś działkę Szopenowi w nagrodę ;-)

Pod kątem fabularnym mam mocno mieszane uczucia. Ktoś wyżej wspominał, że opowiadanie ma dwie niejako części, tyle że ja bym je chyba nieco inaczej podzielił.

Jest to ciekawe, bo o ile zwykle krytyka dopada konkretny, ewidentnie słabszy fragment moich opowiadań, o tyle w tym wypadku każdemu podoba się/brakuje czegoś innego :-P Dogodzić wszystkim niestety nie sposób.

Być może to przełamanie, że to kobieta – i to kobieta w realiach historycznych, a więc wychowywana na powściągliwą, wstydliwą i tak dalej, całuje Franza i składa mu deklaracje.

Z jednej strony muszę przyznać ci rację. Z drugiej jednak, trzeba pamiętać, że Gerda jest w pełni świadoma społecznej przepaści, która ich dzieli i zna już Franza dostatecznie dobrze, by wiedzieć, że nie wykona on wobec niej żadnego niestosownego ruchu ani nie wyzna swoich uczuć. Nie ma więc wyboru i musi przejąć inicjatywę. Mnie wydaje się to dość spójne, choć ty oczywiście możesz spoglądać na to inaczej :-)

Powinien był czuć się zdradzony, oszukany, porzucony. A on mówi “Aha, okej, miałaś wypadek. To może się pobierzmy”.

Tu muszę się zgodzić w pełni. Ta scena niestety mocno ucierpiała wskutek cięć limitowych. W wersji reżyserskiej była jeszcze bliźniaczka Gerdy niezdarnie próbująca grać na pianinie, jakby palce nie chciały jej słuchać, narastające emocje, a w końcu wybuch gniewu Franciszka i dopiero pojednanie i propozycja szybkiego ślubu, by nie musieli już dłużej na siebie czekać.

Nie jestem zwolennikiem takich zabiegów, podobnie jak scen, gdy czarny charakter przerywa akt mordu na protagoniście, by wyjaśnić mu swój diabelski plan. No nie. Nie lubię i cenić nie potrafię.

Też nie jestem fanem, ale jak już wspominałem wcześniej, pewne informacje uważałem, że muszą zostać czytelnikowi przekazane, a niestety lepszej formy dla tego nie udało mi się wymyśleć :-)

chyba Cię nie doceniam, co trzeba zmienić

Miło mi to słyszeć. Pisuję coś w życiu regularnie dopiero od 8 miesięcy, ale wydaje mi się, że uśredniona jakość moich opowiadań powoli rośnie. Może więc dopiero teraz pojawiają się elementy, które warto docenić? ;-)

PS – Zbieram motywację na lekturę tego Twojego monstrum, “Ostatniej wachty pana Willoughby’ego” (tak to brzmiało?). Tu też bardzo nęci mnie tytuł, jak i tematyka.

“Ostatniej” w tytule nie ma. Nawet jeśli wachta byłaby ostatnia, czego nie potwierdzam, nie zaprzeczam, to umieszczenie takiej informacji w tytule byłoby strasznym spojlerem :-P Ale jeżeli spodobał ci się sposób budowania nastroju w nokturnowym opowiadaniu, to zachęcam, bo tam podszedłem podobnie do konstrukcji tekstu.

 

 

Misiu, dzięki za przeczytanie! Mam nadzieję, że nie było zbyt strasznie.

Jeśli pięknie grała to niech by nawet nieco zjadała;)

Przerażająca historia i melodyjna zarazem.

Podobało mi się.

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki Ambush, cieszę się, że wszystko Ci w historii ZAGRAŁO :-) Pozdrawiam

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Anet, cieszę się :-)

Cześć!

Właśnie odkryłam, że dawno przeczytałam ten tekst, ale zapomniałam skomentować. Podobał mi się początek, rozmowa między Franciszkiem a dziewczyną, widać było chemię, no i klimatycznie jeśli chodzi o realia. Ciekawa historia, trochę zbyt pospieszne wytłumaczenie rodziców (i w ogóle ich dialog). Konfrontacja z Gerdą-potworem mało dynamiczna, ale samo zakończenie fajne.

Pozdrawiam!

Dzięki za komentarz, avei! Czasem taka opinia po dłuższym czasie jest cenniejsza od pisanej "na gorąco". Cieszę się, że ogólne wrażenie było pozytywne, mimo wskazanych niedostatków :-) Pozdrawiam!

Nowa Fantastyka