- Opowiadanie: Krokus - Co w pustelni się staje, w pustelni ostaje

Co w pustelni się staje, w pustelni ostaje

Tekst ponad limit, ale ciąć na siłę nie będę. Po­wstał na ten kon­kurs, więc z takim ta­giem pu­bli­ku­ję, ze świa­do­mo­ścią, że poza kon­ku­ren­cją.

Ser­decz­nie dzię­ku­ję So­na­cie i Gru­szel za betę!

W tek­ście sporo jest prze­kleństw, a i tro­chę go­li­zny się znaj­dzie.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Co w pustelni się staje, w pustelni ostaje

Te­go­rocz­na wio­sna ni­czym miała się nie róż­nić od po­przed­nich, jed­nak w marcu, poza cie­płym po­wie­trzem z dolin, wiatr przy­gnał rów­nież Zuzkę Cu­ru­sio­wą, do tego wy­stro­jo­ną jak na Świę­ty Mar­cin. Stare bab­sko – trzy­dzie­sta piąta wio­sna już kark jej przy­gi­na­ła – miłą było od­mia­ną od sta­rych pry­ków z czy­ra­ka­mi i mło­dych bycz­ków z rze­żącz­ką, choć bu­rzy­ła wie­lo­let­ni mir pu­stel­ni­ka. Tak się bo­wiem przy­ję­ło, że chło­py do gaju, do Mi­cha­ła za­cho­dzą, a baby wiedź­mę w borze od­wie­dza­ją. A wiedź­my, wia­do­mo, pu­stel­nik nie­na­wi­dził z wza­jem­no­ścią.

Zuzka le­d­wie próg domu prze­kro­czy­ła, a już jęła spód­ni­ce pod­wi­jać: jedną, drugą, trze­cią.

– Mi­cha­le Pu­stel­ni­ku, w krzy­żu mnie łupie, o tu. – Wy­pię­ła dwa krą­głe po­ślad­ki i pal­cem po­mię­dzy nie wska­za­ła.

Coś za­chro­bo­ta­ło pod łóż­kiem. Sta­ru­szek prze­łknął gło­śno ślinę i po­ża­ło­wał, że do­pie­ro co do pieca drwa do­rzu­cił – taki gorąc się w cha­łu­pie zro­bił.

– Krzyż to tro­chę wyżej – od­po­wie­dział drżą­cym gło­sem i prze­że­gnał się szyb­ko. – O, tu. – Opu­ścił spód­ni­ce ko­bie­ty i dłoń przy­ło­żył tam, gdzie koń­czył się gor­set w ko­lo­ro­we kwia­ty.

Przy­ci­snął, za­to­czył dło­nią krąg na skó­rze, ści­snął w pal­cach. Zuza syk­nę­ła, aż bio­dra­mi do przo­du rzu­ci­ła, a pu­stel­nik tylko głową z ulgą po­ki­wał.

– Maści na­mie­szam. Jutra go­to­wa bę­dzie, przy­ślij­cie męża, a na ten czas niech wam cie­płe okła­dy robi z kory wierz­by.

Ko­bie­ta opu­ści­ła ra­mio­na, jakby innej re­cep­ty ocze­ki­wa­ła.

– Sama przyj­dę, z niego żad­ne­go po­żyt­ku nie ma – po­wie­dzia­ła.

Znów się Mi­chał prze­że­gnał, ale przy­tak­nął, bo nie trze­ba w że­niacz­ki iść, żeby wie­dzieć, że ze starą babą nie ma co za­dzie­rać. Roz­piął ko­szu­lę pod szyją, bo jesz­cze jedno chciał po­wie­dzieć.

– Aby wam żadne dia­bły łona ogniem pie­kiel­nym nie przy­pie­kły, pan­ta­lo­ny no­ście. Ino świe­że.

Od­wró­ci­ła się Cu­ru­sio­wa z krzy­wym uśmie­chem, tro­chę spode łba spoj­rza­ła, a tro­chę smut­no, ale przy­tak­nę­ła i po­szła.

Le­d­wie wśród drzew znik­nę­ła, wes­tchnął Mi­chał głę­bo­ko i w cha­łu­pie okna po­otwie­rał. Niech prze­ciąg wygna wszyst­kie złe myśli, co z Zuzką przy­szły.

Coś za­gwiz­da­ło i jęło się gra­mo­lić spod łóżka.

– Dyć, pu­stel­nik z cie­bie albo wzo­ro­wy, albo chu­jo­wy. Za­le­ży jak na to pa­trzeć – po­wie­dzia­ło po­kracz­ne stwo­rze­nie, nie więk­sze niż kot, za to łyse i do ni­cze­go nie­po­dob­ne.

Mi­chał już nie­mal wy­stu­dził roz­pa­lo­ne lę­dź­wie i głowę, gdy ta znów za­czę­ła się go­to­wać.

– A ty co tu ro­bisz, Fran­cik? Do Wiel­kiej Nocy jesz­cze mie­siąc z okła­dem – ofuk­nął do­mo­we­go stwo­ra.

Cho­cho­łek Fran­cik przy­pa­łę­tał się do Mi­cha­ła, gdy pu­stel­nik ze śpie­wem na ustach szedł do swej chaty. Prze­drzeź­niał i prze­zy­wał bie­da­ka, figle pła­tał, a ten nijak nie po­tra­fił sobie po­ra­dzić, aż się­gnął do za­pa­sów bim­bru i schlał się do nie­przy­tom­no­ści. Z na­tu­ry zło­śli­wy cho­cho­łek szyb­ko w me­lan­cho­lię po­padł, bo ileż można wy­śmie­wać jed­ne­go człe­ka? Tedy ro­zejm za­war­li, że w drogę wcho­dzić sobie nie będą, a nawet na każdą Wi­gi­lię Bo­że­go Na­ro­dze­nia i w Nie­dzie­lę Zmar­twych­wsta­nia do wspól­ne­go stołu siądą.

– Biały tyłek Zuzki mnie przy­zwał, bo to ładny tyłek był. A Zuzce, jak i wszyst­kim innym wia­do­mo, że dobry pu­stel­nik dup­czy, jak mu się panna wy­pi­na.

– To nie panna, tylko mę­żat­ka. I nie chcia­łem, i nie wy­pa­da­ło. Co ci w ogóle do tego?

Cho­cho­łek wzru­szył ra­mio­na­mi, ale wy­szcze­rzył zęby chy­trze, jak to zło­śli­wy stwór.

– Co w pu­stel­ni się staje, w pu­stel­ni osta­je – po­wie­dział po­wo­li.

Fran­cik le­d­wie usko­czył przed le­cą­cą cho­chlą.

– Idź precz i żebym cię przed Wiel­ką Nocą nie wi­dział!

Mi­chał chwy­cił jesz­cze mio­tłę i za cho­choł­kiem wy­ma­chi­wał, bo choć to puste słowa i nawet złej myśli nie za­sia­ły, to spra­wi­ły, że już nie pa­trzył na nie­któ­re spra­wy tak samo.

 

***

 

Na drugi dzień Zuzka już od progu ko­żuch i gor­set zdję­ła.

– Taki tu gorąc, pu­stel­ni­ku, macie. Maści na­mie­sza­li­ście?

Mi­chał nie zwa­żał, że znów stroj­na w ko­lo­ro­we kwia­ty przy­szła, za­czął z ko­cioł­ka maść wy­grze­by­wać i na­peł­niać nią na­czy­nie. Coś za­gwiz­da­ło spod łóżka, aż się męż­czy­zna wzdry­gnął, ale Fran­ci­ka nie doj­rzał.

– Pro­szę, niech wam mąż… – Prze­rwał, bo od­wró­cił się do Zuzy, a ta już bez ko­szu­li stała, na­gu­sień­ka od pasa w górę. Gęsia skóra ją ob­la­zła, a pier­si, któ­rych do ni­cze­go przy­rów­nać nie po­tra­fił, stward­nia­ły, bo w cha­cie wcale go­rą­co nie było i wiatr gnał od jed­ne­go okna do dru­gie­go.

Mi­chał zer­kał na cycki Zuzki, a cycki spo­glą­da­ły na niego. W gar­dle wy­schło mu jak w bo­żo­na­ro­dze­nio­wy po­ra­nek po Wi­gi­lii z cho­choł­kiem, pot ście­kał po skro­niach. Wzdych­nął i wszyst­kie siły zbie­ra­jąc, od­wró­cił się do ścia­ny. W świe­tle pa­le­ni­ska zo­ba­czył, jak Fran­cik wy­glą­da zza stą­gwi z sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi.

„Co w pu­stel­ni się staje, w pu­stel­ni osta­je” – jakby usły­szał szept cho­choł­ka.

Po­krę­cił głową i za­ci­snął po­wie­ki.

– Zuzko – za­czął, z tru­dem pod­no­sząc wzrok. – Jakiś zły duch toczy twe myśli, że przy­szłaś po­cie­sze­nia szu­kać w ra­mio­nach sta­re­go pu­stel­ni­ka.

Ko­bie­ta wnet spą­so­wia­ła i wzrok spu­ści­ła. Lekko bo­kiem sta­nę­ła, a rę­ko­ma błą­dzi­ła po ciele, jakby nie wie­dzia­ła, co po­win­na za­sło­nić.

Pu­stel­nik ze­rwał koc z łóżka, za­rzu­cił na nagie ciało Zuzki, po­za­my­kał okna, by się nie za­zię­bi­ła i siadł, tuląc ją, jak matka tuli dziec­ko. Ko­bie­ta to­czy­ła wiel­kie łzy, po­cią­ga­ła nosem i trzę­sła się przy tym jak dwu­kół­ka na ko­cich łbach.

– Mąż mój, Antek ochlej­mor­da – za­czę­ła – już trzy lata mi­ja­ją, jak z si­wu­chą pakt dia­bel­ski za­warł. On ją w mordę leje, ona go przez łeb sie­cze. Strach mnie co dzień bie­rze, czy z karcz­my wróci, bo ga­da­ją, że pru­skie ofi­ce­ry za darmo spi­ja­ją, by woj­sko­wy kon­trakt na dwa­dzie­ścia lat do pod­pi­su dać. A to chłop nie­zgor­szy, cham zwy­kły, ale i dzie­ci, i mnie nie bija, nie krzy­czy, nie gwał­ci. Ale też nie przy­tu­li i nie po­cie­szy. Nie­gdyś pa­trzył na mię jak na skarb cen­niej­szy ode złota, a teraz? – Mach­nę­ła ręką. – A ja wciąż nie­sta­ra, choć też nie pod­lot­ka, i ko­chać chcę jak wtedy, gdy po­ry­wał mnie od ro­dzi­cie­li.

Roz­pła­ka­ła się ko­bie­ci­na bez resz­ty, a Mi­chał jął dumać, co po­cząć trze­ba. Bo choć sam przed że­niacz­ką uciekł, już go z wiedź­mą swa­ta­li, to nie­je­den chłop do niego po radę przy­cho­dził, tedy wie­dział, co w żo­na­tych du­szach gra.

– Chłop się nigdy nie przy­zna, ale i jemu cięż­ko. Pew­nie też chciał­by do tych lat wró­cić, bo chłop­skie serca mi­ło­ści łakną bar­dziej niźli si­wu­chy w szary zmierzch. Toć zro­bi­my tedy tak…

Ura­dził Mi­chał plan dzia­ła­nia, jak to Antka od wódki wy­swo­bo­dzić, a Zuza miała mu co ty­dzień spo­wia­dać, jak po­stę­py idą. W mię­dzy­cza­sie w pu­stym kotle cho­chlą mie­szał, by tylko nie pa­trzeć, jak ko­bie­ta na po­wrót ko­szu­lę i gor­set przy­wdzie­wa. Zo­czył Fran­ci­ka i syk­nął, i prych­nął, ale stwór wciąż się gapił.

 

***

 

Chwi­lę po tym, jak wy­szła, do chaty pu­stel­ni­ka wszedł rudy chło­pak. Fran­cik le­d­wie umknął przed jego ocza­mi. Przy­bysz zmie­rzył Mi­cha­ła i wnę­trze chaty wzro­kiem dum­nym, jakby nie chłop­skim, a jed­no­cze­śnie roz­niósł po cha­łu­pie odór zjeł­cza­łe­go masła i szczyn. Siadł na krze­śle i cze­kał, co na te bez­czel­no­ści go­spo­darz powie.

Nie po wło­sach, lecz po fe­to­rze, Mi­chał po­znał Rost­ka Gud­ba­ja, bo nikt tak nie śmier­dzi jak szpic­le i plot­ka­rze. A Ro­stek naj­więk­szym był plot­ka­rzem we wsi. Istna baba w chłop­skiej skó­rze, ale w jego po­gło­skach za­wsze praw­da się kryła, a od sie­bie do­da­wał tylko tro­chę.

Pu­stel­nik mil­czał, bo z myśli wciąż jesz­cze pró­bo­wał wy­ru­go­wać cycki Zuzy.

Przy­bysz nie wy­trzy­mał. Wes­tchnął i sam za­czął, choć po­gar­dli­wy gry­mas wciąż tkwił mu na twa­rzy.

– Na cza­rach się zna­cie, praw­da? Wszak dobry z was pu­stel­nik. – Uniósł brwi w py­ta­ją­cym gry­ma­sie.

Mi­chał nic nie od­parł.

– A dobry pu­stel­nik – cią­gnął Gud­baj – dziew­ki dup­czy, wszy­scy to wie­dzą. Zuza Cu­ru­sio­wa u was była, naj­sam­pierw wi­dzia­łem, jak idzie do gaju, bo droga obok mojej chaty pro­wa­dzi. A póź­niej samem przez otwar­te okno wi­dział, jak przed tobą cyc­ka­mi świe­ci­ła. Tyś ją wy­dup­czył na wszyst­kie stro­ny, stary zbe­reź­ni­ku. Niech się o tym dowie jej gach, Antek Curuś. Chło­pina wiel­ki jak dąb, z ła­two­ścią ci kości prze­trą­ci, a za czary po cha­łu­pie czer­wo­ne­go kura puści.

Uro­sła gula w gar­dle Mi­cha­ła.

– Idź­cie precz, sza­ta­nie – krzyk­nął, choć bez prze­ko­na­nia.

Ro­stek tylko pod­niósł uspo­ka­ja­ją­co dłoń.

– Kto do was cho­dzi za­wsze wszy­scy ode mnie wie­dzą. Zmil­czę o he­cach, jakie tu wy­pra­wia­li­ście, ale tylko jak swe czary w ruch pu­ści­cie. – Pa­trzył uważ­nie na Mi­cha­ła, a ten z nie­do­wie­rza­nia gębę otwie­rał. – Ta Zuza zdro­wa, cycki jej u pasa jesz­cze nie wiszą. Mi­ło­snych elik­si­rów uwarz­cie, urok rzuć­cie, czy inną klą­twę. Czar­cim spo­so­bem spraw­cie, żeby mi dać przy­szła. Na jutro bę­dzie go­to­we?

A skoro sta­rzec nie za­prze­czył, wstał i ru­szył do wyj­ścia. Drzwi same trza­snę­ły za nie­pro­szo­nym go­ściem.

– A to chuj – usły­szał Mi­chał spod łóżka.

 

***

 

Sie­dział pu­stel­nik wie­czo­rem w świe­tle pa­le­ni­ska. Wy­grze­bał z zie­mian­ki bu­tel­kę naj­moc­niej­szej go­rzał­ki, siadł z cy­no­wym kub­kiem przy bla­cie. Nie­dłu­go cze­kać mu­siał, Fran­cik wszedł na drugi ko­niec stołu i ge­stem po­pro­sił, by jemu też nalać.

Sie­dzie­li w mil­cze­niu, bo tak też można wódkę pić – razem, choć po­grą­że­ni we wła­snych my­ślach. Trzy ćwier­ci bu­tel­ki wy­chla­li, jak prze­mó­wił cho­cho­łek za­chry­płym gło­sem:

– Wkur­wił mnie.

Obaj tylko po­ki­wa­li gło­wa­mi i wciąż mil­cze­li. W mil­cze­niu zna­leź­li ko­lej­ną flasz­kę, w mil­cze­niu pili dalej, aż przy­szedł ten mo­ment, gdy wy­zna­li sobie bra­ter­ską mi­łość. Fran­cik jed­nak na tym nie skoń­czył.

– W drogę mi czas, Mi­cha­le. Przy­by­łem tu w pierw­szy dzień twego pu­stel­ni­ko­wa­nia i do­brze mi się żyło z tobą pod da­chem. Ale to nie po cho­choł­ko­we­mu całe życie w jed­nym miej­scu spę­dzić.

Mi­chał słu­chał.

– Wy­praw mnie w długą z tym kur­wim synem. Jak Zuzka po­wia­da, po go­spo­dach pru­sac­kie ofi­ce­ry cha­dza­ją, do armii wer­bu­ją, przy­da mi się taka przy­go­da. Gud­ba­jo­wi także. Niech tylko chło­pi­na z tej chaty ze śpie­wem na ustach wyj­dzie, a resz­tę sam za­ła­twię.

Wie­dzieć trze­ba, że taka cho­choł­ków na­tu­ra – przy­sta­ją do tych, co z we­so­łą me­lo­dią na ustach ich mi­ja­ją.

Pu­stel­nik słu­chał przy­ja­cie­la i tylko głową kiwał, jak to się robi pi­jac­kim zwy­cza­jem, gdy żal za gar­dło ści­ska.

 

***

 

Ro­stek przy­szedł na­za­jutrz, a pu­stel­nik za­uwa­żył, że za­dba­ny, wy­ką­pa­ny, bo zjeł­cza­łym ma­słem czuć było tylko tro­chę.

Nad pa­le­ni­skiem już pyr­kał wywar ze wszyst­kie­go, co wokół chaty zna­leź­li: trawy, spróch­nia­łych ga­łę­zi, wcze­sno­wio­sen­nych kwia­tów, wody z ka­łu­ży, ale i pta­sich gó­wien, mar­twej myszy i ob­gry­zio­nych kości. Na sam ko­niec Mi­chał i Fran­cik na­szcza­li jesz­cze do ko­cioł­ka. Cała cha­łu­pa za­śmier­dła, ale pu­stel­nik stwier­dził, że warto było.

Chy­try uśmie­szek Rost­ka szyb­ko przy­gasł.

– Daj­cie jesz­cze wasze kłaki – po­wie­dział Mi­chał. Nic to nie da­wa­ło, nawet w dia­bel­skiej magii, ale ohyd­na to rzecz pić wła­sne włosy, więc pu­stel­nik nie wahał się ani chwi­li.

– A teraz słu­chaj­cież, jak Zuzę do wyra za­go­nić. Wy­pi­je­cie ten tu elik­sir mi­ło­ści…

– Ile? – za­py­tał rudy, za­ty­ka­jąc nos.

Mi­chał wpa­try­wał się w bul­go­czą­cą breję.

– Cho­chel­kę. – Usły­szał chrząk­nię­cie spod łóżka. – Ale dla pew­no­ści wy­pi­je­cie całą kwar­tę.

Gud­baj zzie­le­niał.

– I w ma­nier­kę weź­mie­cie, by po­pi­jać co sto kro­ków – dodał pu­stel­nik, ukrad­kiem spraw­dza­jąc, czy nie po­zwo­lił sobie na zbyt dużo. – A teraz naj­waż­niej­sze. Jak już łyk­nie­cie elik­sir, odejść stąd mu­si­cie w te pędy z pie­śnią na ustach i śpie­wać mu­si­cie aż do pierw­szych roz­sta­jów. Śpie­waj­cie, co chce­cie, byle we­so­ło i z ca­łe­go serca, bo to o serce Zuzy igry się toczą.

Ro­stek spu­ścił ra­mio­na, a z twa­rzy znik­nę­ła buń­czucz­na pew­ność sie­bie.

– Nie kan­tu­je­cie mnie aby, cza­row­ni­ku? Bo jak nie za­dzia­ła, to kro­to­chwi­la wróci do cie­bie szyb­ciej niż wi­cher.

– Magia sta­ro­żyt­nych przod­ków po­trze­bu­je ry­tu­ału, a kto ce­re­mo­nii nie do­peł­ni, ten klą­twę na się spro­wa­dzi.

Gud­baj wy­cho­dził trzy razy z chaty, by za­czerp­nąć po­wie­trza, zanim nos za­tkał i łyk­nął wy­wa­ru.

– Nie uroń ani kro­pli – prze­strze­gał Mi­chał i z ma­sko­wa­ną dziką ucie­chą pa­trzył na chłyst­ka.

Ten, jak już za­czerp­nął po­wie­trza, za­in­to­no­wał:

Z tam­tej stro­ny je­zio­ra, stoi lipka zie­lo­na…

I po­gnał do wsi. Mi­chał le­d­wie uchwy­cił mo­ment, gdy w ślad za Rost­kiem ru­szył Fran­cik. Jesz­cze przez chwi­lę sły­szał, jak ich głosy się na­kła­da­ją, a potem wszyst­ko za­głu­szy­ły wiatr i ptaki.

I żal. Bo pu­stel­nik zdał sobie spra­wę, że po raz pierw­szy w życiu jest na­praw­dę sam. Żaden stwór do­mo­wy mu chaty nie na­wie­dza, a sa­mot­ność jest naj­gor­szą trwo­gą dla czło­wie­ka.

Wy­wa­lił więc ko­cioł z reszt­ka­mi mi­ło­snych elik­si­rów da­le­ko za chatę, wszyst­kie okna po­otwie­rał, a sam w stru­mie­niu twarz prze­mył, włosy uli­zał i po­szedł do boru, do chaty wiedź­my. Bo prze­cież być tak nie może, żeby czło­wiek nie mógł się na kogo zło­ścić i z kim go­dzić. A do Wiel­kiej Nocy zo­stał jeno mie­siąc z okła­dem.

Koniec

Komentarze

W kolejce. Powodzenia.

Witaj.

 

Wspaniały tekst. Stylizacja, język, zwroty, imiona i nazwiska, zachowania, emocje oraz przemyślenia. Do tego wszystkiego smaczku dodaje jeszcze świetny humor. Czuje się i w pełni docenia specyficzną atmosferę Twojego wyjątkowego tekstu. Żal, że nie będzie konkursowym. smiley Klikam. :))

 

Podziękowania za uprzedzenie o tym, iż w opowieści jest – jak mawiano u mnie w regonie – “porno i dusno”. laugh

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Cześć, Jurkowy Misiu!

Miło Cię widzieć!

 

Cześć, Bruce!

Ostrzec co najmniej wypadało :) 

Dziękuję za przemiły komentarz, cieszę się, że humor siadł, bo to zawsze loteria :D a i atmosfera fajnie, że wyszła, bo ja lubię takie klimaty :)

Dziękuję za wizytę, komentarz i klika!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

To ja bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Dzień dobry!

To ja z pobetowym komentarzem. Tekst bardzo fajny, dobry styl (sam widziałeś na becie, prawie zero uwag), jedynie co mi się rozjechało, to nieco struktura. Najpierw główną rolę gra Zuzka, potem Gudbaj, ale w krótkiej formie to nie razi aż tak w oczy.

Tylko nazwisko chochołka, jakieś takie prowokujące… Ale spokojnie, nadejdzie dzień zemsty, nawet nie wiesz kiedy devil

Tymczasem biegnę kliknąć!

Dziękuję za lekturę!

Ja jeszcze dopiszę, gratulując ciągle i nieprzerwaniewink, że na początku spodziewałam się baaardzo lubieżnego Pustelnika, niczym kuszony na różne sposoby (również przy ukazywaniu mu ponętnych kobiet) Pustelnik w spektaklu “Igraszki z diabłem” (doskonały w tej roli Wojciech Pokora), lecz się pomyliłam. :)

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

Cześć, Gruszel!

Potwierdzam, że zwracałaś uwagę na strukturę, a brak znaczącej poprawy należy upatrywać jedynie w moim zaparciu (i braku czasu :P może nawet przede wszystkim w braku czasu ;))

Genezę nazwiska znasz, nie mogłem się oprzeć ;) czekam na zemstę, choć wiem, że pewnie przyjdzie po czasie, na zimno ;)

Dziękuję za betę, komentarz i kliczka!

 

Bruce, witaj ponownie!

Ha! Celowałem w frywolny, wiejski klimat, ale jednocześnie chciałem pokazać uświadomionego Pustelnika, który jak już pokona swe demony, to będzie potrafił coś zaradzić.

“Igraszek z diabłem” nie znam, ale zachęcasz :)

 

Pozdrówka!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Od samego początku wszystko wskazywało na to, że główną aktorką w tym teatrze będzie Zuza, ale potem okazało się, że jednak nie i ten przeskok trochę mnie wytrącił z równowagi. Szybko go jednak zaakceptowałem i cieszyłem się dalej opowieścią, chociaż nie ukrywam, że chętnie bym się dowiedział, jakie to działania zalecił Michał w sprawie chłopa-chlejusa ;)

Szkoda, że nie pociąłeś dostatecznie, żeby wyrobić się w limicie, ale z drugiej strony te 2,5k znaków mogłyby spowodować poważne straty na stylu bądź na rytmie tekstu, więc w moim przekonaniu podjąłeś słuszną decyzję.

Jestem pod ogromnym wrażeniem stylizacji językowej. Bardzo ładnie.

Na osobne wyróżnienie zasługuje zakończenie, które jakoś tak sprawia, że robi się w sercu ciepło ;) 

Klikam.

 

PS. Postać Rostka Gudbaja kojarzy mi się z nikim innym, jak z naszym portalowym Morteciusem, wiele tożsamych cech osobowości oraz podobnie złośliwe nastawienie do życia.

Świetnie wycelowałeś, naprawdę.yes

A “Igraszki…” polecam, na załączonej fotce jest jeszcze kuszący lubieżnego Pustelnika Diabeł – Marek Kondrat. Świetna obsada, genialne dialogi. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć, Amonie!

 

Ten przeskok głównej postaci wytknęła mi już Gruszel na becie, ale czasu było już za mało. Początek miał raczej zbudować relację Michał-Francik i same postacie.

2,5k znaków to 20% tekstu. Są tu zdania, które wykreślić można, ale czułem, że to już nie byłoby to samo. Pojedynkowe “Rybki…” ciąłem bez opamiętania i miało to swoje konsekwencje – wybrałem lepszą jakość tekstu niż klasyfikację w konkursie :)

Cieszę się, że stylizacja przypadła do gustu :)

Zakończenie wyszło tak jakoś samo, więc również cieszy mnie pozytywny odbiór!

Mort chyba rudy nie jest (jak coś to nic nie mam do rudych :P), nie wiem jak z plotkarstwem, ale fakt – kilka złośliwości przemycić potrafi ;)

 

Dzięki za wizytę, komentarz i kliczka, a ponad wszystko za kibicowanie w zamieszczeniu tekstu w terminie!

 

Bruce, tuzy teatru, to i wrażenia super – jeśli będę miał możliwość na pewno pójdę obejrzeć :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Potwierdzam, że zwracałaś uwagę na strukturę, a brak znaczącej poprawy należy upatrywać jedynie w moim zaparciu (i braku czasu :P może nawet przede wszystkim w braku czasu ;))

Nie twierdzę, ze koniecznie musisz poprawić, po prostu jako beta czułam się w obowiązku poinformować, co ew. może być z tekstem nie tak.

 

Genezę nazwiska znasz, nie mogłem się oprzeć ;) czekam na zemstę, choć wiem, że pewnie przyjdzie po czasie, na zimno ;)

Coś wymyślę devil

To wpadam z komentarzem. Szorcik mi się podobał. Widzę w nim magiczny klimat tajemniczości oraz rozbudowane, ładne opisy. Ciekawie kreujesz światy w swoich opowiadaniach, pełne magii i dziwnych istot kryjących się gdzieś po lasach – i w tym tekście również mnie pod tym względem nie zawiodłeś. Zgrabnie pokazałeś naturę chochlików i podobał mi się sposób, w jaki Francik poradził sobie z natrętnym Rostkiem. Udany tekścik, dorzucam swojego klika :)

 

EDIT: Wracam, albowiem tekst zapadł mi w pamięć, a czytałam go już jakiś czas temu. Magiczny klimat dawnej wsi wszedł gdzieś w umysł, a to oznacza, że był naprawdę umiejętnie podany. Mimo, że tekst jest krótki, można w niego mocno wsiąknąć, a wrażenia z lektury czuje się przez dłuższy czas po czytaniu. Wspaniałe połączenie humoru ze stylizacją i dawnymi obyczajami. Będzie to jedno z tych opowiadań, które zostaną w pamięci na dłużej.

Niegłupia historyjka. Ładnie szpicla wpuścili w kanał, ale należało mu się.

Dość dużo wątków tu nawpychałeś. Wyszło dobrze, ale uważam, że dałoby się ściąć do limitu.

Acz z drugiej strony… Nie mam pojęcia, w jaki sposób Pustelnik pomógł Zuzce.

Satysfakcjonująca lektura.

Babska logika rządzi!

Stare babsko – trzydziesta piąta wiosna już kark jej przyginała

Ej no weź :P

 

Postaci barwne, fabuła pomysłowa i świetny styl. Aż szkoda, że nie konkursowe. Czyta się tak dobrze, że wcale nie czuć, że ma znaków ponad limit, może nikt nie zauważy? ;)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć, Sonato!

 

Bardzo dziękuję za miłe słowa – bardzo lubię taką leśną magię, więc tym bardziej cieszy mnie Twoja opinia :)

 

Dziękuję za betę, komentarz i kliczka!

 

Cześć, Finklo!

 

Ostatnio pomysły na typowego szorta się mnie nie trzymają, z kolei pisać dłuższych rzeczy jakoś nie mam siły :/ a ścinać próbowałem, ale to już nie było to – dałoby się może tekst przebudować, ale na to nie było już czasu.

Pomóc trzeba było nie tyle Zuzce, co jej mężowi – myślę, że zaczęli od ustalenia cóż go dręczy, że po siwuchę sięga.

Nie mniej cieszę się, że lektura usatysfakcjonowała :)

 

Dzięki za wizytę, komentarz i wykopnięcie do biblio!

 

Cześć, Mindenamifaj!

 

Ej no weź :P

Ej, no co? :P Tak kiedyś było :P

Cieszę się, że przypadło do gustu :) tym bardziej jeśli lekko się czyta, wyjście poza limit jednak dość znaczne ;)

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dzień dybry,

 

Znów się Michał przeżegnał, ale przytaknął, bo nie trzeba w żeniaczki iść, żeby wiedzieć, że ze starą babą nie ma co zadzierać.

Wspaniałe :)

 

Michał zerkał na cycki Zuzki, a cycki spoglądały na niego.

Haha, jejku, świetne!

 

Mam wątpliwości co do króla polskich przekleństw, czyli “c*uja”. Akcja opowiadania rozgrywa się w odległych dla nas czasach i nie jestem pewna, czy już wtedy c*uj byłby używany. Większość tekstów historycznych sugeruje, że królowa polskich przekleństw jest jednocześnie najprawdopodobniej najstarszym wulgaryzmem, którego używa się obecnie, a zaczęto się nim posługiwać ok. 500-600 lat temu (źródło: https://www.damosfera.pl/wulgaryzmy-staropolskie-czyli-od-jak-dawna-lubujemy-sie-w-przeklinaniu/). W tym opowiadaniu ludzie wierzą w magię i czary, więc czas akcji musiał się rozgrywać jeszcze przed chrztem Polski – wtedy raczej c*uj nie był jeszcze używany. Ale może za bardzo się czepiam. Czasem lubię tak podywagować.

 

Abstrahując już od wszelkich członków lub zawodów: opowiadanie bardzo mi się podobało, miejscami bawiło, a miejscami smuciło. Stylizacja językowa robi wrażenie. Opko/szort? zasłużenie znajduje się w Bibliotece. Powodzenia w konkursie!

 

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

HH91, czas akcji nie był na pewno przed chrztem Polski, bo są m. in. pruskie oficery, więc nie czepiałbym się zanadto tego ch*ja :P 

No, racja, zapomniałam o pruskich oficerach… W sumie nawet dzisiaj można znaleźć ludzi, którzy wierzą w jakieś gusła ;p

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Cześć, HollyHell!

 

Fakt – z kilku fraz jestem tu zadowolony, więc cieszę się, że i Tobie przypadły do gustu :) Fajnie, że pojawiły się emocje :) Stylizacją trochę przesiąkłem odświeżając sobie “Baśń o wężowym sercu…” i cieszy mnie, że tak pozytywnie jest odbierana. Miał to być szort, ale wyszedł za długi, a ciąć nie mam serca i ochoty :)

A co do brzydkiego słowa – czas akcji to najprawdopodobniej XIX wiek (Historia prusacki oficerów zasłyszana podczas ostatniej wizyty w Twierdzy Kłodzkiej – trafił nam się rewelacyjny przewodnik), ewentualnie XVIII wiek. Na wsi do dziś jest sporo folkloru, a wiara w czary miejscami wciąż się trzyma. Dość powiedzieć, że ostatnie wiedźmy w Europie spłonęły na stosie prawdopodobnie właśnie w Polsce, w Drouchowie, w 1775 roku.

 

Dzięki za wizytę i miły komentarz!

Pozdrówka

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Powtórzę za innymi – świetna stylizacja. Racja, że cięcie tekstu zaszkodziło by, pozbawiając klimatu. Ciekawe postacie a i satysfakcja na końcu się pojawia. Również jestem ciekawa co doradził Zuzce :).

Cześć, Monique!

 

Bardzo dziękuję za przemiły komentarz – cieszy mnie on! :) w zamyśle pustelnik miał skłonić Zuzkę, żeby wsparła męża i poszukała przyczyny tego, że sięga po gorzałę.

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Coś pięknego! Takie opowiadania czyta się niemal jak prezent urodzinowy! Postacie są żywe, prawdziwe i niezwykle przekonujące. Miodzio! Jedyny zarzut to, że za krótkie! Chciałoby się poczytać jeszcze, co tam z Zuzą uradzili. Może druga część?

Pozdrawiam!

Cześć, Jolu!

 

Ojej, dziękuję! :) bardzo miłe słowa z Twojej strony!

Ha! Druga część? Prędzej bym poszedł w stronę podchodów do wiedźmy chyba ;)

 

Dziękuję za wizytę i komentarz!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Zupełnie innego rozwoju historii się spodziewałam. Zaskoczyła mnie postawa pustelnika, los szantażysty i Zuzka. Zastanawia mnie, czemu chochlik z taka łachudrą chciał wędrować.

Bardzo podobała mi się relacja mnicha z chochlikiem.

Ach szacun za tytuł, choć spodziewałam się większych ekscesów.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Ambush!

 

Zatem udało mi się zwieść Cię ;)

Chochołek przyczepia się do różnych person, które wesoło sobie podśpiewują, więc w ramach zemsty spróbuje Rostka wysłać do prusackiego wojska, a jeśli mu się znudzi lżenie rudego, tedy do jakiegoś oficera się przyczepi. Po tylu latach w pustelni to dla niego miła odmiana :)

Na ekscesy się gotowało, ale pustelnik jakoś się ogarnął ;)

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ech, Krokusie, jaka szkoda, że opowiadanie nie uczestniczy w konkursie.

Ale cóż, rozumiem Twoją decyzję, bo z tego tekstu nie da się wyciąć choćby zdania, by nie zrobić krzywdy opowieści, a tę czytało się doskonale, zarówno w części wodzenia pustelnika na pokuszenie, jak i podczas przemyślnego sporządzania eliksiru miłości. Duża w tym zasługa obecności Francika.

Muszę też dodać, że choć nie lubię wulgaryzmów, to tutaj mi nie przeszkadzały, a nawet w pewien sposób uwiarygodniły opisaną rzeczywistość.

Bardzo spodobał mi się finał, kiedy to pustelnik, porzuciwszy uprzedzenia, postanowił wybrać się do wiedźmy. ;)

 

…jak ko­bie­ta na po­wrót ko­szu­lę i gor­set przy­odzie­wa. → W co kobieta przyodziewała koszulę i gorset?

Proponuję: …jak ko­bie­ta na po­wrót w ko­szu­lę i gor­set się przy­odzie­wa. Lub: …jak ko­bie­ta na po­wrót ko­szu­lę i gor­set przy­wdzie­wa.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W sumie nic nie wiadomo, ani co z babą, ani co z chłopem, ale czytało się całkiem przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Cześć, Reg

Choć konkurs przesympatyczny, z mocną obsadą jurkową, to żeby skrócić go do wymaganych 10k musiałbym go zapewne mocno przekonstruować, a i pewnych rzeczy musiałbym się pozbyć. To już nie byłoby to samo, a z cięcia na siłę ostatecznie wyleczyły mnie moje “Chciałbym mieć rybki”.

Miało wyjść swojsko, a przecie żaden szanujący się chochołek nie nazwie plotkarza na przykład hmm… szelmą :P

Ciekawe jak mu poszło z wiedźmą – to w sumie pomysł na sequel ;)

 

Za poprawki zaraz się biorę, dziękuję!

 

Dziękuję też za wizytę i komentarz!

 

Cześć, Anet!

Baba pewnie będzie do Michała przychodziła, żeby swego chłopa od gorzałki wyleczyć – trzymam za to kciuki ;)

 

Dziękuję za wizytę, komentarz i radość!

 

Pozdrawiam!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

…żeby skrócić go do wymaganych 10k musiałbym go zapewne mocno przekonstruować…

I dobrze, Krokusie, że nie chciałeś majstrować przy fajnym opowiadaniu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Irko!

 

Toż to Michał, jak żywy! Ale raczej faza robienia maści dla Zuzki, niźli eliksiru miłosnego ;)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

A chochlik na scianie w zle;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tle, cholerna komorka :/

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przeoczyłbym :o 

Nieodmiennie podziwiam Twą zdolność do wyszukiwania grafik ;)

Tle, cholerna komorka :/

komórka, czy chochlik?

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Zabawne i pouczające, acz nie nachalne. Fajna historia. :-) Nie skracałbym.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Szkoda, że poza konkursem sad

W komentarzach robię literówki.

Cześć, Asylum!

 

Fajnie, że się spodobało, a i cieszę się, że humor dał radę ;)

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Cześć, NaN!

 

Ja też trochę żałuję, ale cięcia mogłyby zmasakrować ten tekst :(

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

– A ty co tu robisz, Francik?

xD

 

Rację ma Gruszel, że struktura jest taka se – a wystarczyłoby co nieco dodać na koniec o Zuzie, historię jakoś skonkludować albo w ogóle zakończenie przerobić. Rozpisać się mogłeś, skoro i tak już byłeś ponad limitem:P

Poza tym tekst jest ładnie napisany, czyta się przyjemnie, a postaci – w istocie – całkiem żywe. Tylko Michała szkoda, że u wiedźmy skończył – przecie nie tylko brzydka, a jeszcze kurzajkami zarazi!!1!

 

PS. Postać Rostka Gudbaja kojarzy mi się z nikim innym, jak z naszym portalowym Morteciusem, wiele tożsamych cech osobowości oraz podobnie złośliwe nastawienie do życia.

Szkalowanko!

Слава Україні!

Witaj, Golodh!

 

Wiele rzeczy można było zrobić inaczej :P tymczasem chciałem żeby tekst zachował chociaż pozory szorta i opublikować w terminie :)

Historia Zuzki i jej męża to rzecz do rozpisania na znacznie więcej dni i scen :) natomiast co do wiedźmy, to skąd wiesz jak wygląda? :> Jakiś czas temu przyszło mi na myśl, żeby napisać część drugą właśnie o podchodach Michała do wiedźmy – kto wie, może mnie jeszcze natchnie ;)

Dziękuję za miły komentarz, cieszy mnie, że Francik rozweselił ;)

Szkalowanko ewidentne, ale istnieją przesłanki, że nie bezpodstawne XP

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokusie!

 

Ujęła mnie ta historyjka!

A szczególnie cycki historia pustelnika, co zaczął sam, potem sam już nie był, bo go Gruszel Francik nawiedził, potem co znowu był sam, a na końcu już nie, bo zadupczyć postanowił!

Fajne, miło spędzony czas, dziękuję. ^^

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Barbarzyńco,

 

Rad jestem, że historia Cię ujęła, choć przestrzegam przed upraszczaniem – to był chujowy (cytując Francika) pustelnik, więc do wiedźmy nie dupczyć szedł, a leczyć swą samotność :)

 

Cieszę się, żeś dobrze czas spędził!

Dzięki za wizytę i komentarz!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Bardzo dobre opowiadanie, świetnie się czyta. Szkoda, że podjąłeś decyzję o nie skróceniu do szorta, ale ułatwiłeś nam pracę. XD. Zasłużone miejsce w bibliotece.

Cześć, Misiu!

 

Ja dziękuję za konkurs, miałem nie brać udziału, ale w ostatniej chwili przyszła inspiracja – jak to bywa, pomysł z krótkiego trochę się rozrósł, ale to też dlatego, że świetnie się bawiłem pisząc ten tekst. Choć mnie to dyskwalifikowało, to cieszę się, że przyniosło trochę rozrywki :)

 

Dziękuję, jurku Koalo, również za wizytę i komentarz!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krokusie!

 

Przybywam półTAKiem może wesprzeć, a może nie – kto to wie :)

 

Najpierw babolce/niezgrabności/sugestie:

 

bo nie trzeba w żeniaczki iść, żeby wiedzieć,

Rozważyłbym albo krócej: “nie trzeba żeniaczki”, albo “nie trzeba w żeniaczkę iść”. Chyba że pewien jesteś, że tu ta liczba mnoga jest właściwa (ja nie jestem) + masz w tym jednym zdaniu dużo “że”.

 

Niegdyś patrzył na mię jak na skarb cenniejszy od złota

Zastanawiam się, czy fajnym podkręceniem stylizacji nie byłoby “ode” złota.

 

tedy wiedział (+,) co w żonatych duszach gra.

Zuza miała mu co tydzień spowiadać, jak postępy idą

Jak spowiadać, to chyba “się”. A może “relację zdawać”? 

 

Trzy ćwierci butelki wychlali, jak przemówił chochołek zachrypłym głosem.

Dwukropek bym dał na końcu

 

Bo przecież być tak nie może, żeby człowiek nie mógł się na nikogo złościć i z kim godzić.

Albo: “nie mógł się na nikogo złościć i z nikim godzić”, albo “nie miał się na kogo złościć i z kim godzić”. Bo obecnie to miszmasz… masz i to się nie klei. Osobiście jestem za drugą propozycją :)

 

Bardzo fajne, Krokusie! Stylizacja płynna i po prostu sprawnie zrobiona, historyjka niby krótka, a urokliwa, ciepła, a zarazem z pazurem. Pustelnik i chochoł fantastycznie oddani, zestaw cech mają niewątpliwy. Zresztą wszystkie postacie drugo-, czy nawet trzecioplanowe również są tu wyraziste. O to, jak świetnie obaj wiemy, w krótkim tekście jest niezwykle trudno. Tobie się udało. Ogółem – jestem bardzo zadowolony z lektury :)

 

Z pozdrowieniami,

fmsduval

 

Dla jasności – to profil zapasowy względem tego

 

 

Cześć, Fmsduval0!

 

A bardzo fajnie, że się spodobało! Wszyscy bohaterowie są dość prości, przez co dało się ich pokazać w krótkim tekście, co nie umniejsza zadowolenia z opinii jaką tu wyraziłeś :) A że to było pisane dla rozrywki, to tym bardziej mi miło :)

Dzięki serdecznie również za uwagi techniczne!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

A że to było pisane dla rozrywki, to tym bardziej mi miło :)

I widać, że to tekst niewymuszony. Dużo w nim luzu i swobody, a przez to lektura jest zwyczajnie przyjemna.

Na marginesie – klimat i styl niby RadkoRakowy, ale po przeczytaniu został jakiś taki słodko-gorzki posmaczek z opowiadań pewnego Andrzeja :)

Chochołek Francik przypałętał się do Michała, gdy pustelnik ze śpiewem na ustach szedł do swej chaty. Przedrzeźniał i przezywał biedaka, figle płatał, a ten nijak nie potrafił sobie poradzić, aż sięgnął do zapasów bimbru i schlał się do nieprzytomności.

Tutaj tak skaczą te podmioty, że zgubiłem się i nie wiem, kto sięgnął po bimber i się schlał.

 

Kwiatuszku, no i co ja mogę powiedzieć? Krótkie to to, pełne przaśnego humoru i wulgaryzmów. No podoba mi się. ;D

Udana stylizacja, choć uważam, że tekst wymaga jeszcze wygładzenia, bo niektóre zdania zdarzają się koślawe.

Punkt widzenia co prawda skacze z Zuzki na Michała, ale niekoniecznie uznaję to za wadę.

Ogólnie jest tutaj wiele odkurzonych motywów, wcale nie najświeższych, ale połączone to zostało w taki sposób, że zostaje w pamięci. Czytało mi się bardzo lekko, aż szkoda, że tak krótko.

 

Z jednej strony szkoda, że przekroczyłeś limit, bo opko miałoby sporą szansę na wygraną w konkursie. Może w innych czasach dalibyśmy Ci po prostu punkty karne, ale ostatnio, ech…

Z drugiej strony, może i dobrze, że zostawiłeś nadprogramowe znaki, bo diabli chochliki wiedzą, ile tekst straciłby na cięciach, i czy załapałby się na nominację piórkową. Szorty jakoś szczęścia nie mają ;) A opko mi się zwyczajnie cholernie podobało. Trafiłeś i z humorem, i z samą historią. Niby prosta jest, ale ciepła i mądra. Szczególnie zakończenie. Mam nadzieję, że Michał będzie dobrze przyjęty przez wiedźmę :) Może trzeba tam co nieco przyszlifować i wygładzić, ale nie jest to nic wielkiego, z czym nie dałaby sobie rady korekta.

Rozpisywać się nie będę, bo uważam, że przy TAKu nie muszę się jakoś strasznie tłumaczyć. I trzymam kciuki, bo to zawsze miło, kiedy opka z konkursu, który się organizowało, dostają Piórko.

I dziękuję za udział w konkursie, choć był on nieco ograniczony :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, hej, Czytelnicy!

 

Fmsduval0,

Na marginesie – klimat i styl niby RadkoRakowy, ale po przeczytaniu został jakiś taki słodko-gorzki posmaczek z opowiadań pewnego Andrzeja :)

Aż spojrzałem w komentarze do “Powiadają, że…” i tam podobnie mnie porównywałeś ;) ale fakt, że inspirację czerpałem z Mruka i Sławy z “Baśni o wężowym sercu”. A jeśli to ten Andrzej, co pisał książki na podstawie gier, zrobionych na podstawie serialu, to luzik – wciąż komplement XD

 

Mr(alwayslookonthe)Brigthside!

Krótkie to to, pełne przaśnego humoru i wulgaryzmów. No podoba mi się. ;D

A więc to Cię kręci XD

Z pewnością można tu jeszcze coś wygładzić, bo pisałem na ostatnią chwilę (by móc pisać potem na ostatnią chwilę na inny konkurs), ale mimo wszystko cieszę się z opinii :)

W ogóle bardzo dziękuję za pozytywny komentarz – cieszę się z wrażeń, a że krótko? I tak wyszło za długo na konkurs XP odbiór nęci, by napisać jakąś kontynuację, kto wie ;)

 

Irko!

Na pojedynek z Amonem i DonPedro ciąłem tekst na siłę i chyba wyleczyło mnie to z właśnie takiego podejścia. Początkowo myślałem, że pomysł zmieści się nawet w 8k znaków, ale poszło dalej XP ale mimo wszystko nominacji, to się nie spodziewałem :)

Humor jest rzeczą w pisaniu przedziwną, rzekłbym niemal losową, więc cieszy mnie tak pozytywny odbiór, bo cóż… postawiłem na prostotę, niekoniecznie wyrafinowaną :P

Mam nadzieję, że Michał będzie dobrze przyjęty przez wiedźmę :)

To był element, który wpadł mi do głowy na samym końcu, a widzę, że fajnie podsumował tekst – miałem już myśli, czy nie zrobić części drugiej właśnie z tych podchodów :P

A ja dziękuję za konkurs, który mnie do napisania tegoż tekstu zmobilizował :) No i za TAKa :)

 

Wszystkim bardzo dziękuję za komentarze!

Pozdrówka!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Słuchaj, Krokusie

Po pierwsze primo: nie wiem, gdzie ty znalazłeś Michała pustelnika i to jeszcze takiego odpornego na damskie wdzięki, ale przynajmniej ta część, że to porządny człowiek i od kielicha nie stroni, się zgadza. Ale z tym zalecaniem noszenia pantalonów to trochę przesadził ten Michał…

 

Po drugie primo: bajdo-gawędziarski styl najwyraźniej Ci leży, a i czytało się przyjemnie. Bardzo zabawna krotochwila. No i są cycki! Łomamboziu, jak dobrze, momenty są ;-)

 

Po trzecie primo: No, jak już się przejechałem po niewiarygodnie psychologicznie zbudowanym protagoniście, to muszę nadmienić, że lubieżny antagonista, kuj z zapachu i charakteru, naszkicowany bardzo udanie; znielubiłem go od razu. Udało ci się także zacnie narysować to straszne coś, Francikiem zwane, kto to widział, żeby taki mały chochoł się Michałowi do flaszki dobierał… 

 

Po czwarte primo: ku pokrzepieniu serc, jest happy end i to taki wręcz nie gorzki! Po pierwsze: zło ukarane. Po drugie: jest szansa, że nadobna panna nadal będzie chędożona tak, że cała wieś babska będzie z zazdrością na jej dobry humor patrzeć, a i chłop się od wódki uwolni, co samo w sobie pozytywne. Po trzecie, i najważniejsze, może ta wiedźma, do której Michał na koniec polazł, wcale nie taka straszna… XD

 

Przyjemnie spędziłem czas i uśmiechnąłem się nie raz i nie dwa razy. Dziękuję. ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Słuchaj, Rybie!

Cóż na pierwsze primo mogę rzec? Michał Michałowi nierówny (a czasem Michał Michałowi Michałem) – najprawdopodobniej nie spotkałeś wcześniej takiego, bo siedzi w pustelni z dala od Twojego grajdołka ;)

Na drugie primo mogę rzec, że momenty są ważne, a nawet, że w życiu ważne są tylko chwile!

Na trzecie primo rzeknę, że antagonista był niefajny, toteż takim go chciałem opisać, a jeśli o Francika chodzi, to cóż… takie już te Franciki są!

Na czwarte primo rzeknę, że straszna to rzecz patrzeć na dobry humor sąsiada, a sąsiadki, to już w ogóle. A czy z wiedźmą mu dobrze pójdzie? Któż wiedzieć to może, bo tajemnicą jest co w wiedźmim sercu siedzi.

Dziękuję za wizytę i prima sort komentarz! Cieszę się, żeś dobrze czas spędził :) A uśmiech Ryby, to rzecz niespotykana!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

krokusie, wracam w związku z nominacją piórkową. Łamałam się, ponieważ zdecydowanie nie jestem admiratorem przypowieści i fantasy. Nie rozpatrywałam Twojego opka w kategoriach piórkowych, jednakże tu nie chodzi o moje preferencje, chcę abstrahować od swoich gustów. ;-)

Doceniam opowiadanie za:

* stylizację,

* panowanie nad tekstem,

* humor.

Znaczy, będę na – tak.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, Asylum!

 

Witaj ponownie!

O, kurczę :D Bardzo mi miło, nie tylko za samego TAKa, ale też za wyjście poza swoje gusta :) Cieszą też wymienione plusy, tym bardziej że pomysł urodził się w ostatniej chwili :)

 

Dzięki za rewizytę i komentarz!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokusie, też się cieszę, że udało mi się w przeciągu tego roku (ups, jeszcze nieskończony) trzymać swoje gusta w lodówce. xd Interesujące, chociaż trudne, doświadczenie.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć, Krokusie

 

Na wstępie powiem, że to bardzo milutkie opowiadanie, przeczytałam z uśmiechem na twarzy, wprawiło mnie w dobry humor, ale jednak nie jestem na TAK w kwestii piórka. Aczkolwiek biłam się z myślami w tym względzie, bo to nie jest kwestia prościutkiej, prawie nieistniejącej fabuły. Ani stylizacji, która mi osobiście momentami lekko zgrzytała. A na pewno nie bohaterów, bo oni Ci się bardzo udali.

Czyli w zasadzie wszystko jest na swoim miejscu, zgrzyty to w sumie drobiazgi, a jednak czegoś mi brakuje.

Aha, zakończenie bardzo na plus.

 

Czytałam na komórce, więc nie mam szczegółowej łapanki, ale postaram się wyłożyć “zarzuty” (w cudzysłowie, bo one nie są poważne). Najpierw ogólne, dotyczące fabuły itepe.

Po pierwsze odniosłam wrażenie pewnej niekonsekwencji w relacji między Michałem a Francikiem. Jakbyś trochę ją dostosowywał do potrzeb fabuły w danym momencie. Również deusexmachinowo wprowadzasz motyw tego, że chochołek (to skądinąd postać z folkloru czy wymysł autorski?) pójdzie za wesołą piosenką – to się prosi o jakąś zapowiedź wcześniej, bo odejście Francika jest trochę narrative device.

 

Bardziej szczegółowo, w kwestii stylizacji.

Po pierwsze nie pasują mi do tych prusko-vintage klimatów “chujowy” i “wkurwił”, bo to formy późniejsze.

Po drugie na pewno nie “gach”, bo gach to kochanek, a nie mąż.

Po trzecie palenisko wydaje mi się nie pasować do realiów, ale tu już można by dyskutować.

Po czwarte nazwisko Gudbaj brzmi mi tak bardzo na jidysz (oprócz tego, że brzmi jak goodbye), że ciągle kierowało w chyba niewłaściwą stronę.

 

Tak jak mówię, to w sumie drobiazgi, a opowiadanie jest urokliwe.

 

http://altronapoleone.home.blog

Również deusexmachinowo wprowadzasz motyw tego, że chochołek (to skądinąd postać z folkloru czy wymysł autorski?) pójdzie za wesołą piosenką – to się prosi o jakąś zapowiedź wcześniej, bo odejście Francika jest trochę narrative device.

Ale przecież to jest zapowiedziane na samym początku:

Chochołek Francik przypałętał się do Michała, gdy pustelnik ze śpiewem na ustach szedł do swej chaty.

Babska logika rządzi!

Okej, racja, zwracam honor. Ale mi z głowy wypadło, mimo że przeczytałam za jednym zamachem, czyli może warto by powtórzyć dla gap, bo to ważny element

http://altronapoleone.home.blog

Cześć, Drakaino!

 

Dziekuję za bądź co bądź miły komentarz, nawet jeśli kryje w sobie NIEta ;)

Chochołek jest wzięty z Bestiariusza Słowiańskiego, choć wyglądu nie trzymałem się twardo – głównie wziąłem fakt, że przyczepia się do wesoło podśpiewujących i lży ich potem od najgorszych ;) Sama relacja w opowiadaniu się zmienia, bo Rudy wytrącił ich ze status quo, ale rozumiem, jeśli coś w tym nie zagrało.

bo to formy późniejsze.

O, a to w sumie dla mnie niespodzianka – z czystej ciekawości spytam – jak późniejsze? W sensie, kiedy zostały hmm… wprowadzone? (dziwnie to brzmi w odniesieniu do przekleństw xP).

Gacha przemyślę, choć pojawia się w wypowiedzi, a nie narracji – Rostek mógł tak powiedzieć o mężu, w końcu Zuzka mu się podobała, więc mógł chcieć określić go pogardliwie.

Co do Gudbaja, to kiedyś zrobiłem sobie wykaz nazwisk góralskich i tamże Gudbaj się znalazł. A że kojarzy się z goodbye, to wziąłem, żeby pognać pętaka do czartów ;)

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Niestety nie potrafię podać dokładnych rejonów chronologicznych dla pojawienia się tych form, bo nie jestem językoznawcą i nie mam pod ręką solidnych korpusów. Niemniej obstawiałabym późną drugą połowę XX wieku, bo np. z podstawówki tego nie pamiętam, a korpus PWN podaje przykłady od lat ‘90 XX w. dla “wkurwiony”. Natomiast ciekawa sprawa z “chujowym”, niemniej też dwudziestowieczna:

Hujowa Górka – Wikipedia, wolna encyklopedia

Natomiast skoro masz Prusy, to zakładam, że rzecz dzieje się przed 1918, a nawet i przed 1914, bo wojny w tle nie widać ;)

 

Co do gacha – nie sądzę, żeby ktokowiek w czasach, kiedy to słowo funkcjonowało na co dzień, nazwał tak męża, nawet pogardliwie. To po prostu było zwykłe, powszechnie znane słowo, które oznaczało coś konkretnego. Dziś nie powiedziałbyś o mężu “jej kochaś” albo “jej bok”, a to jest dokładnie to samo.

 

Re: Gudbaj. Czemu właściwie wziąłeś góralskie (w sumie Curuś też podhalańskie)? Podhale to Austria była, a Ty masz Prusaków, plus Francik to typowo śląska forma, więc mimo Curusia byłam przekonana, że rzecz dzieje się na Śląsku… To w dodatku nie są góralskie nazwiska sensu stricto, ale stałe przydomki rodowe – wyszukałam “Gudbaja” i ewidentnie ten konkretny przydomek pochodzi rzeczywiście z angielskiego, pewnie wziął się od jakiegoś górala, który wrócił z Hameryki ;) 

 

Aha, jeszcze czepialsko w kwestii realiów: po reformie Scharnhorsta (postulowanej od 1807, wprowadzonej w 1813) w Prusach zniesiono dwudziestoletnią służbę zaciężną, a wprowadzono powszechną służbę wojskową oraz oparto siłę armii na tworzeniu łatwych do zmobilizowania rezerw, co zasadniczo przesuwa nam akcję jeszcze bardziej wstecz, jeśli to mają być Prusy i pruscy oficerowie usiłujący skaptować rekrutów.

 

Co do głosowania, to ja siedzę ciągle na płocie ;) Widziałabym tę opowiastkę po pewnych poprawkach w jakiejś antologii, ale chyba bardziej nastawionej albo na ludowość, albo na żartobliwość, albo po prostu szorcików. W jakichś NanoFantazjach na przykład. Bo to zacna opowiastka. Tylko jakoś mi nie do końca piórkowo podchodzi :(

 

http://altronapoleone.home.blog

Drakaina uczy i bawi ;)

Ogólnie celowałem w XIX wiek, ewentualnie XVIII, gdzieś na Dolnym Śląsku/Opolszczyźnie, a nazwiska weszły podhalańskie, bo cóż… mam ich najlepszą bazę i ładnie brzmią xP

Co do głosowania, to ja siedzę ciągle na płocie ;)

Drakaino, zejdź po którejkolwiek ze stron, ale zejdź, bo to strasznie niewygodne musi być ;)

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej, Krokusie

No nie wiem. Siedzisz mi na wątrobie i ani tak, ani siak.

Bo to naprawdę miłe opowiadanie. Bohaterów zrobiłeś wyrazistych, co w krótkim tekście zawsze dobrze świadczy, masz jakąś sensowną fabułę i jeszcze humor zmieściłeś. Stylizacja jest w miarę spójna (choć uwagi Drakainy są słuszne), i widzę, że kontynuujesz styl ze swojego piórkowego tekstu. Rozumiem i pochwalam, jak coś dobrze wychodzi, to czemu nie? I to jedna strona płotu.

Po drugiej jest taka myśl, że po zdjęciu wierzchniej warstwy, wiele tu nie zostaje. Humor odnalazłem głównie w przekleństwach i przyznam, że nie przepadam za takim. Pół biedy, że u Ciebie, jak w Wężowym Sercu, te przekleństwa pasują, ale no, kilka dni po przeczytaniu tekstu pamiętałem głównie “chujowy” i różne “wkurwienia”, choć moja pamięć to nie Twoja wina.

EDIT Zdecydowałem się na TAKa. Pomyślałem, że w antologii znajdę się opowiadaniem, które jest horrorem ekstremalnym, więc równie dobrze możesz się znaleźć wkurwionymi chujowymi pustelnikami ;) Przynajmniej nie tylko u mnie czytelnicy pomyślą WTF ;)

Cześć, Zanaisie!

 

Następny na płocie…

(Choć gdy piszę te słowa, to już z płota zszedłeś xP)

widzę, że kontynuujesz styl ze swojego piórkowego tekstu.

Właśnie widzę, że najlepiej to wychodzi, ale kurka, nie chciałbym się zaszufladkować :-/

Humor do najbardziej wyszukanych nie należy, to prawda xP tym bardziej zaskoczył mnie odbiór tekstu na portalu ;) A skoro już wspominasz “Baśń o wężowym sercu”, to w listopadzie chciałem sobie tę książkę przypomnieć i słuchałem audiobooka. Mruk, Sława i kocmołuch to cała moja inspiracja :)

Przynajmniej nie tylko u mnie czytelnicy pomyślą WTF ;)

Największy WTF teraz, to mam ja, bo ani przez moment przy pisaniu tego opka nie pomyślałem, że może dostać piórko XD

 

Dzięki za wizytę, komentarz i TAKa ;)

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Tegoroczna wiosna niczym miała się nie różnić od poprzednich, jednak w marcu, poza ciepłym powietrzem z dolin, wiatr przygnał również Zuzkę Curusiową, do tego wystrojoną jak na Święty Marcin

Bardzo ładnie się zaczyna.

– Dyć, pustelnik z ciebie albo wzorowy, albo chujowy. Zależy jak na to patrzeć

Niezłe. xD

Z natury złośliwy chochołek szybko w melancholię popadł, bo ileż można wyśmiewać jednego człeka?

To zależy od determinacji chochołka. :P

 

Bardzo przyjemne, zabawne opowiadanie. Od początku do końca trzymasz w ryzach styl, za co należą się słowa uznania. Świetnie pasuje on do historii – swojskiej, w wiejsko-słowiańskich klimatach, humorystycznej, nieco ironicznej, a czasami wulgarnej. Na szczęście nie przesadnie wulgarnej choć czasem byłeś blisko granicy. Opowiadanie ma czar rodem z pierwszych Wedrowyczów. Fajnie.

Bohaterowie sympatyczni, a dzięki narratorowi też nieco komiczni. Wszystko tu do siebie dobrze pasuje i w zasadzie można tylko chwalić, gdyby nie to, że historia wydała mi się niedokończona. Pojawił nam się wątek Zuzowej chcicy, błysnęły pośladki i piersi (bardzo obrazowo przedstawione, z czego jestem rad, bo byłem w stanie ujrzeć je w wyobraźni), mieliśmy moment emocji, pustelnik nawet obiecał pomóc i już jako czytelnik byłem zaciekawiony, jak sprawa się potoczy dalej, a przede wszystkim czy pustelnik podupczy (ot chociażby czarownicę), ale wątek urwał się i pozostały mi tylko domysły… Mam nadzieję, że jednak Zuza nie została pozostawiona bez pomocy w tak naglącej potrzebie.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Hej, Krokusie. Gratuluję piórka.

Jeśli chodzi o styl, stylizację, to nie mam się do czego przyczepić, bo czytało się naprawdę fajnie i przyjemnie. Udało Ci się słowami obrazki namalować i w niewielkiej liczbie znaków wykreować porządne postaci i fabułę. Pod tym kątem oceniając – super.

Ale będę grymasić. Główną rolę gra tutaj jednak humor i pod tym względem zupełnie do mnie nie trafiło. Nie odczuwałam zażenowania poziomem żartów, ale opierały się one w większości na przekleństwach, szczaniu lub ruchaniu; no nie moje klimaty po prostu, nic nie poradzę.

Ponadto… I tu pojawia się kwestia, którą trochę obawiam się poruszać, żeby nie wyjść na nawiedzoną feminazi, ale… CYCKI. DUPY. ZNOWU CYCKI. Wisienką na torcie była sugestia gwałtu dokonanego na odurzonej kobiecie. Ja wiem, że to wszystko miało mieć humorystyczny wyraz, a do gwałtu ostatecznie nie doszło, ale trochę mnie już ziewanie bierze, kiedy czytam kolejne opisy kształtności, krągłości i jurności jakiejś wiejskiej Jagny czy innej Zuzki. Nie przepadam po prostu za humorem, który bazuje na przeklinaniu i podtekstach.

Podobała mi się zatem warstwa fabularno-stylistyczna, ale bodło machanie cycem na prawo i lewo.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć, Geki!

 

Cóż, tekst był pisany w pośpiechu na konkurs chochlikowy, ale faktycznie nie Ty jeden narzekasz na brak pociągnięcia tych wątków. Gdzieś w równoległym świecie jest taki Krokus, który już pisze kontynuację, bo znając Krokusa z tego świata, to trochę mu zajmie, zanim się za to zabierze :-/

 

Dziękuję za wizytę i pozytywny komentarz!

 

Cześć, Gravel!

 

Jestem wręcz zdziwiony, że jesteś w tak nielicznej grupie narzekających na humor, bo wrzucając tekst liczyłem się nawet z małą inbą z tym związaną xP

Hmm… myślę, że nie musisz mieć obaw – jurna Zuzka jest faktycznie taka trochę z mokrych snów XIX-wiecznych nastolatków, ale jeśli chodzi o podejście do gwałtu, to i Michał, i Francik wzięli to całkiem serio, podobnie jak autor. Natomiast to prawda, że stężenie cycków na akapit kwadratowy jest dość spore i wierzę, że nie wszystkim podejdzie :)

 

Dziękuję za wizytę i wnikliwy komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Jestem wręcz zdziwiony, że jesteś w tak nielicznej grupie narzekających na humor, bo wrzucając tekst liczyłem się nawet z małą inbą z tym związaną xP

Zaraz to zmienimy, bo w gratisie do piórka jest zrzut bagiennego szlamu miałkich przemyśleń. Czas się zmierzyć z krwiożerczym Osvaldem. Uprzedzam, że przed przeczytaniem lepiej spalić monitor.

Tegoroczna wiosna niczym miała się nie różnić od poprzednich, jednak w marcu, poza ciepłym powietrzem z dolin, wiatr przygnał również Zuzkę Curusiową, do tego wystrojoną jak na Święty Marcin.

A czemuż to bez odmiany? 

Stare babsko – trzydziesta piąta wiosna już kark jej przyginała – miłą było odmianą od starych pryków z czyrakami i młodych byczków z rzeżączką, choć burzyła wieloletni mir pustelnika.

Żeby to zdanie było dobrze napisane, to trzeba “starych pryków” na coś zamienić, bo inaczej nie ma to sensu. Skoro babsko. według obowiązujących we wsi standardów, jest stare i ma być odmianą, to nie może być innych staroci.

Rozpiął koszulę pod szyją, bo jeszcze jedno chciał jej powiedzieć.

Koszuli chciał powiedzieć? Zaimek, tylko przeszkadza.

Chłopina wielki jak dąb, z łatwością ci kości przetrąci, a za czary po chałupie czerwonego kura puści.

Skoro wielki jak dąb, to czemu chłopina?

 

Ech, tak to już chyba musi być, że jak opowiadanie na pseudoludowych motywach, to tylko chlanie, golizna i prostactwo. Tyle razy to już było opisywane, że żadnego wrażenie ten tekst na mnie nie robi. Napisany jest całkiem sprawnie, ale pod względem fabularnym to bieda z nędzą.

Spójny początek od wizyty Rostka zupełnie się rozjechał. Wątek męża Zuzki gdzieś tam się zagubił, bo niby pustelnik wymyślił rozwiązanie, ale nie wiadomo jakie i czy zadziałało. Problem Rostka też się sam rozwiązał, bo chochołek postanowił odejść. Opowiadanie więc, borni się formą a nie treścią. Humor jest raczej śladowy i niskich lotów, ale bardziej przeszkadzała mi ta stereotypowość.

Fakt, że kobieta szuka ratunku od pijącego męża poprzez roznegliżowanie się przed pustelnikiem nijak nie jest dla mnie logiczny. Może kryje się za tym jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy, ale w tekście niewidoczny. A gdyby Michał nie zapytał, czemu ona się tak zachowuje, to co by się stało? Wątek wiedźmy to też taka dekoracja. Po zniknięciu chochołka tak po prostu pustelnik zatęsknił za towarzystwem? Sam pustelnik też niezbyt pasuje to tej opowieści znaczeniowo, może już wołchw lepiej by się tu sprawdził.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Cześć, Osvaldzie!

 

Nie spaliłem monitora, trochę mi go szkoda ;)

A czemuż to bez odmiany? 

To część stylizacji

Skoro babsko. według obowiązujących we wsi standardów, jest stare i ma być odmianą, to nie może być innych staroci.

Kluczową różnicą jest tu płeć, choć napatoczyło się powtórzenie – do tego muszę siąść

 

No, fabuła to z pewnością nie najmocniejsza strona tekstu – urwane wątki i na dobrą sprawę kiepska struktura, to znane mi mankamenty, których wypierać się nie zamierzam. Witaj też wśród tych, którym humor nie podszedł :)

Dziękuję za łapankę – część zmian wprowadziłem, nad częścią jeszcze usiądę, razem z sugestiami Drakainy.

 

Dziękuję za wizytę i komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytałem, świetne, nic tak nie pasuje do klimatu jak “chlanie, golizna i prostactwo”. Bez zarzutu :-)

Pustelnik w zamierzeniu był chrześcijański?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Cześć, Radku!

 

Bardzo mi miło! Chlanie, golizna i prostactwo dodane z premedytacją ;)

Pustelnik w zamierzeniu był chrześcijański?

Tak :)

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

Pozdrówka

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej! Śmieszne i ładnie napisane :) Szkoda, że nie zakończyłeś wątku z Zuzką (albo może raczej zakończyłeś, choć nie rozwiązałeś). To z powodu limitu? Ogólnie przyjemna lektura, język i humor na plus. Pozdrawiam!

Cześć, Avei!

 

Wątku Zuzki nie pociągnąłem, bo był to tekst pisany na konkurs Chochliki, a limit był tam tylko 10k. Ostatecznie zatem i go przekroczyłem, i wątek urwałem :x 

 

Dziękuję za wizytę i komentarz!

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć!

 

Lekki tekścik, w sam raz na przerwę w robocie. Sprawnie napisany i wyważony: stary nie wie, co robić, gdy cycki świecą, myszy pływają w kociołku a chochlik robi to, co lubi najbardziej. Choć przez swą dosadną wulgarność chochlik jakoś nie do końca pasowała mi do całości (robi wrażenie zbyt dosłownej i współczesnej, kontrastując mocno z raczej rubaszną narracją, która do “epoki” pasuje doskonale). Ale może to kwestia szukania własnych oczekiwań?

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć, Krarze!

 

Lekki tekścik, w sam raz na przerwę w robocie.

Takie właśnie miał ambicje, dobrze że spasował z okolicznościami podczas czytania :)

A Chochlik cóż… Francik jeden, trochę już zwiedził, toć iście światowy Chochołek, zatem i zachodnią manierą mógł nasiąknąć i do polskiej wsi nie przystawał ;)

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nowa Fantastyka