- Opowiadanie: IVANOitaliano - Awers i Rewers Eda Trawertona

Awers i Rewers Eda Trawertona

Oceny

Awers i Rewers Eda Trawertona

Awers i Rewers Eda Trawertona

 

Rozdział pierwszy

Robótka

 

 

 

 

Prawdopodobnie każdy z Was już słyszał, że księżyc krąży wokół Ziemi. Nie było to tak oczywiste, nawet dwieście lat temu. Z jednej strony– oczywiście; przyjąć nowy fakt astronomiczny jest wyjątkowo łatwo… chociaż jeśli większość wiedzy to duperele, jakiś konkretny, prawdziwy fakt może się w tle takiego odkrycia wydawać absurdem.

No więc tak. Po pierwsze, ziemia jest kulą, która porusza się wokół słońca– nigdy odwrotnie. Po wtóre, gdyby Ziemię pokroić jak pomarańczę: na pół a później na cienkie paski, można uzyskać efekt, który nazywa się strefami geograficznymi. Poza tym, matka-ziemia posiada około dwa miliony czakramów, inaczej nazywanych strefami erogennymi planety. Są to miejsca, w których średniowieczny człowiek budował monolity.

Wśród tych pojęć warto spróbować zadać sobie pytanie o jeden fakt, który być może byłby podpórką dla poprzedzających pięciu tez. Istnieje taki fakt astronomiczny i dotyczy grawitacji. Prawo grawitacji zostało odkryte przez Izajaka Nju-Tonne, kiedy to jabłko z drzewa nad nim, spadło mu na głowę. Inaczej to prawo można nazwać w taki oto sposób: Ziemia jest wehikułem, poruszającym się po kosmicznej spirali z prędkością setek tysięcy kilometrów na sekundę– wraz ze słońcem i innymi planetami naszego układu słonecznego. Zapamiętajcie to, gdyż będzie to ważne w dalszych rozważaniach.

*

Ed Trawerton właśnie zbierał swoje klamoty z miniaturowego biura, które podnajmował u miejskiej uczelni. W gabinecie było na tyle przytulnie, ciepło i jasno, że Ed litował się nad sobą. „Znowu muszę wyjść na zewnątrz”– plując sobie w brodę, Ed poruszał się ruchami ospałego goryla.

Nie palił cholernych papierosów już ponad pół roku, więc pretekstów do wychodzenia na zewnątrz w czasie pracy miał coraz mniej. Z jednej strony to dobrze, bo dzięki temu mniej chorował, z drugiej niedobrze, bo nie integrował się ze studentami ani z pracownikami uczelni.

Gdy już opuszczał biuro, przyjrzał się sobie w lustrze. Kiedyś posiadanie lustra było uważane za wyjątkowy luksus, traktowano je jako narzędzia alchemiczne. Graniczyło to z oczywistością która głosiła, że zwierciadła mają tylko czarnoksiężnicy.

Chociaż minęło prawie osiemdziesiąt lat po ostatnim magu spalonym na stosie, wielu naukowców nadal trzymało się z dala od pospólstwa. Uczelnia znajdowała się, co prawda, na peryferiach miasta; jednakże była zabudowana wokoło budynkami administracji miejskiej. W razie ataku zombie czas na ewakuację(przeprawienie przez rzekę) wynosił grubo ponad dwie godziny, gdyż strażnicy zwykle patrolowali wszystkie newralgiczne punkty kompleksu co najmniej co piętnaście minut.

Ed zmierzał w stronę tłocznego rynku miejskiego. Spoglądał co chwilę na czasomierz i zastanawiał się, ile czasu zejdzie mu na podjęcie kolejnego zlecenia. Zajmował się sprawami najwyższej wagi, czyli naprawą maszyn liczących. Z jednej strony zajęcie to było czasochłonne i wymagające, z drugiej zaś bardzo absorbujące i (w pewnym sensie) wymagające aktywnej wyobraźni.

Mijając wielkie, jak starożytne behemoty, pojazdy transportowe, wpatrywał się w grupę przyjezdnych. Przyciągali swoją hałaśliwością i radością, śmiechem i bardzo żywiołowym chodem. Ed już miał skręcać w ulicę Garncarską, gdy nagle na skrzyżowaniu ulic, wpadł na niego młodzieniec, najwyżej dziesięcioletni. Mały blondyn, ubrany w szkolny mundurek przykrzyknął„gdzie leziesz?!”, po czym spojrzał na Eda i dodał „odradzam spacery tą ulicą. Z wyższych pięter spadają całe cegły!”. Młodzieniec spojrzał jeszcze raz, jakby próbując się upewnić czy komunikat dotarł do dorosłego – i poszedł w swoją stronę.

Ed oprowadził chłopaka wzrokiem i już miał iść dalej, obchodząc ulicę Garncarską większym łukiem.

*

 

 

Eryk i Mistrz siedzieli przy stole. Niby nic ciekawego… popijając herbatę, obydwaj zastanawiali się nad jutrem. Nastepny dzień był o tyle ważny, że, jeśli miał naprawdę się wydarzyć, Mistrz i Eryk mieli gościć u siebie uczonego z dalekich krain.

Nie rozmawiali, przez co, chwila przy herbacie stawała się dla Adepta trochę napięta. Wnętrze pomieszczenia wyłożone zostało pięknymi freskami– każda cegiełka w ścianie przedstawiała inny element mityczny, zaś wszystkie razem oglądane z daleka przypominać miały meduzę. Pięknie oświetlone przez duże okno od wschodu ściany, sprawiały wrażenie sztuki plastycznej wyższego rzędu.

Mistrz wskazał delikatnym machnięciem głowy na stół z herbatą i Eryk dokończył swoją ze smakiem, po czym odstawił imbryk i obydwie filiżanki na szafkę pod ścianką. Chociaż nie lubił tego, Eryk wiedział, że Mistrz przygotował dla niego kolejną pracę w ogrodzie. „No tak”, pomyślał Eryk, „ogród miałby być sprzątnięty”, po czym przeszedł do pokoju obok aby założyć strój roboczy.

*

Ed Trawerton zapukał w drzwi trzykrotnie i je otworzył. Przed nim ukazała się w pięknej krasie kolekcja ponad stuletnich maszyn liczących. Każda w nieco innym gabarycie, jedne z nich były ze znaczkami na przyciskach, inne z cyferkami; kolejne były pokryte drewnem, jeszcze inne plastykiem.. widok ten wprawił Eda w zachwyt.

Antykwariat właśnie miał być zamykany, więc czas na naprawę starego Ognika– maszyny germańskiej z roku 1515, wynosił więcej jak osiem godzin. Ed podał rękę antykwariuszowi i przyjął od niego zapłatę „z góry”, za zdiagnozowanie problemu i oszacowanie kosztów naprawy.

Przeszedł się parę razy dookoła maszyny. Liczydła na metalowej przerzutce były nieuszkodzone, mechanizm sygnalizujący zakończenie procesu liczenia chociaż był w dobrym stanie, wymagał wymiany młoteczka. Pokryte grubą warstwą plastyku klawisze, nadające elegancji przedmiotowi, były w świetnym stanie. Wreszcie matryca liczeniowa, która „wbijała” na frontowe ząbki odpowiednią ilość kulek aby wskazać końcowy efekt liczenia, wymagała wyczyszczenia i odrdzewiania.

Ed poprosił o karteczkę papieru, na której napisał kwotę naprawy. Antykwariusz rzucił okiem, uśmiechnął się i zaczął się szykować do wyjścia. Zanim wyszedł, zaparzył Edowi białej herbaty i zapowiedział godzinę powrotu na siódmą piętnaście następnego dnia.

*

 

Gdy ogród był już w pięknym stanie, Eryk usiadł w fotelu wystawionym przed drzwi i czekał.

Mistrz będąc na spoczynku, pochrapywał cicho. Nad miastem unosiła się delikatna mgiełka. Kadzidełko pachniało drzewem sandałowym, odganiając owady. Słońce jeszcze nie zachodziło, ale chyliło się już do snu.

Eryk wyciągnął fajkę i nabił ją tytoniem. Robił tak zawsze, gdy jemu się zdawało, że Mistrz śpi. Zapalił i wciągnął do ust trochę gorzkiego dymu. Powtarzał ten proces wiele razy aż tytoń w fajce się skończył, po czym uderzając fajką o popielniczkę opróżnił ją i napełnił jeszcze raz.

Nic nie wskazywało na to, że gość przyjdzie tego samego dnia… jednak podczas trzeciego nabijania, gdy słońce już niemal zaszło, ujrzał niewysokiego, brodatego i krępego gościa z wielkim plecakiem na ramionach.

– Witam!- rzucił i prędko podbiegł aby zająć się bagażem, odciążając gościa. Zupełnie zapomniał o fajce, która długo jeszcze się tliła. W czasie gdy gość się przedstawiał i opowiadał o swojej długiej wędrówce, Eryk wprowadził go do domu i posadził w pokoju gościnnym oraz przyrządził herbatę. Gdy Mistrz się zbudził, Brodaty musiał jeszcze raz się przedstawić i opowiedzieć o swojej podróży. Stary w milczeniu słuchał, nie naciskając wcale na tym aby się dowiedzieć w jakim właściwie celu człowiek przybył do jego domostwa.

*

 

Żeby niejako wyjaśnić sytuację, powinienem dodać tu parę dodatkowych parametrów. Widzisz, fakt, że słońce nie krąży wokół ziemi postawił wszystkim „naukowcom” włosy na sztorc. Z jednej strony, wypadałoby tym przyzwoitym dżentelmenom mieć trochę otwartości umysłu, z drugiej zaś trudno się dziwić, że nie przyjęli tego opisu za prawdę jeszcze przez długie lata.

No więc jedna sprawa jest oczywista: skoro ziemia krąży wokół słońca, księżyc też mógłby krążyć wokół słońca lub wokół ziemi, lecz z pewnością słońce nie krąży wokół księżyca. To była kolejna przeszkoda, która zajęła Oxford`skim tęgim umysłom wielu miesięcy a nawet lat na opracowanie.

Gwiazdy wcale nie są przyklejone, jak się okazało, do kopuły ziemi, która zbudowana jest z czaszek przodków, tylko z oddali świecą w kierunku i tempie, podyktowanym im przez ruch słońca i systemu słonecznego w naszej galaktyce.

Chociaż to wszystko, wydawać by się mogło na dzień dzisiejszy oczywiste, nie było to tak łatwo przyjmowane przez ówczesnych „mądrali” i „wykształciuchów”.

Niby większość rzeczy da się wytłumaczyć elektrodynamiką, grawitacją i magnetyzmem– a tu się okazuje, że wcale nie!

Następne rozdziały są, jak Boga kocham, istnym dowodem na to, że w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku byliśmy jako cywilizacja zachodu w okresie naiwności naukowej. Mimo to, na dzień dzisiejszy może się okazać, że jesteśmy większymi „głupkami”, niż wtedy.

Możesz wierzyć lub nie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

IVANOitaliano, skoro to tylko pierwszy rozdział, a nie skończone opowiadanie, bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na FRAGMENT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie musisz pisać tytułu, jest już w nagłówku. Oderwij znaczek – od poprzedzajacych go liter, bo często jest przyczepiony.

 

Ed Trawerton właśnie zbierał swoje klamoty z miniaturowego biura, które podnajmował u miejskiej uczelni.

Od uczelni.

 

– plując sobie w brodę, Ed poruszał się ruchami ospałego goryla.

To powinno być osobne zdanie. Poza tym z tego zdanie wynika, że on szedł ospale, faktycznie opluwając sobie brodę. Te ruchy goryla brzmią dziwnie.

 

Graniczyło to z oczywistością która głosiła, że zwierciadła mają tylko czarnoksiężnicy.

Nie wiem co to znaczy graniczyć z oczywistością, ale nie brzmi to dobrze.

 

Chociaż minęło prawie osiemdziesiąt lat po ostatnim magu spalonym na stosie, wielu naukowców nadal trzymało się z dala od pospólstwa. Uczelnia znajdowała się, co prawda, na peryferiach miasta; jednakże była zabudowana wokoło budynkami administracji miejskiej. W razie ataku zombie czas na ewakuację(przeprawienie przez rzekę) wynosił grubo ponad dwie godziny, gdyż strażnicy zwykle patrolowali wszystkie newralgiczne punkty kompleksu co najmniej co piętnaście minut.

Od czasu spalenia ostatniego maga brzmiałoby lepiej. W tym akapicie, jak i w pozostałych podajesz jakieś informacje, których potem nie kontynuujesz. Czytelnikowi pojawiają się kolejne pytania i potem już sam nie wie o co chodzi.

Co mają naukowcy do magów?

Jak wpływają budynki administracji na uniwersytet?

Zombie? Skąd wzięły się zombie?!

Czemu przeprawa przez rzekę trwała tak długo? Przy okazji przeprawienie się.

Co do tego wszystkiego mieli strażnicy? O jakim kompleksie mowa? Jak patrolowanie wpływało na szybkość przeprawy?

Na czym polega podjęcie zlecenia?

 

Z jednej strony zajęcie to było czasochłonne i wymagające, z drugiej zaś bardzo absorbujące i (w pewnym sensie) wymagające aktywnej wyobraźni.

Jedna strona brzmi niemal tak samo jak druga.

 

Jaka jest wielkość behemota?

 

Przyciągali swoją hałaśliwością i radością, śmiechem i bardzo żywiołowym chodem.

Przyciągali co? Kogo przyciąga żywiołowy chód? Uciekający będzie przyciągał jeszcze bardziej?

 

Dziesięcioletnie to jest dziecko, a nie młodzieniec.

 

Tu znajdziesz porady odnośnie zapisu dialogów. https://www.fantastyka.pl/loza/14

Jeśli w całej scenie występuje jeden facet nie trzeba wciąż pisać, że Janek wstał, Janek postanowił podrapać się za uchem, a potem Janek podskoczył z radości.

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Jestem pies na XIX wiek, więc oczywiście mnie skusiło. Niemniej, jak zaznaczyłam na końcu komentarza, to nie jest żaden XIX wiek. Ten tag oznacza, że masz realia historyczne, a u Ciebie jest raczej chyba skłaniający się ku steampunkowi fantasyland. Ergo tag jest mylący.

O samym tekście wiele powiedzieć się nie da, bo są to luźne scenki, które ledwie się ze sobą łączą, nic się w nich nie dzieje, za to jest sporo infodumpu w kawałku o uczelni.

Być może w pomyśle na ten świat jest jakiś potencjał – zwłaszcza gdybyś od początku zasugerował, że to mocno alternatywny świat, a nie “realny” XIX wiek, bo wtedy nawet te dziwactwa z wstępu i trochę dalej, na które poniżej zwracam uwagę, by się tłumaczyły.

Zostawiam te komentarze, żebyś zobaczył, dlaczego tag jest mylący i co może wyniknąć z tego, że skierowałeś czytelnika na błędne tory interpretacyjne.

 

Technicznie (stylistycznie, gramatycznie, interpunkcyjnie…) jest źle – sugerowałabym betę. No i przede wszystkim radziłabym napisać zamknięty fabularnie tekst z tego uniwersum, bo na portalu nie kochamy fragmentów.

Niby po dacie rejestracji nie jesteś formalnie świeżynką, ale że nie byłeś dotychczas aktywny, łap poradni przeżycia: Portal dla żółtodziobów

Powodzenia!

 

Prawdopodobnie każdy z Was już słyszał, że księżyc krąży wokół Ziemi. Nie było to tak oczywiste, nawet dwieście lat temu.

Hmm. Cassini odkrył, że Księżyc (dużą literą w tym kontekście!) się obraca wokół własnej osi, Foucault, że Ziemia się obraca, to wszystko tak plus minus te dwieście lat temu. Znacznie wcześniej Galileusz bardzo dużo się Księżycem zajmował już w czasie, kiedy było wiadomo, że Ziemia jest okrągła i krąży wokół Słońca, więc troszkę mi się nie chce wierzyć, żeby obieg Księżyca nie był znany w XIX wieku.

 

przyjąć nowy fakt astronomiczny jest wyjątkowo łatwo…

Kopernik na to: potrzymaj mi piwo ;)

 

chociaż jeśli większość wiedzy to duperele, jakiś konkretny, prawdziwy fakt może się w tle takiego odkrycia wydawać absurdem

Nie udało mi się rozkminić logiki tego stwierdzenia.

 

ziemia jest kulą, która porusza się wokół słońca

Ziemia, Słońce, Księżyc – w kontekście astronomicznym to nazwy własne, więc dużą literą.

Oraz “kulą” jedynie w przybliżeniu.

 

Są to miejsca, w których średniowieczny człowiek budował monolity.

Eeee? Nie jestem specjalistką od średniowiecza, w zasadzie wręcz przeciwnie, ale to stwierdzenie wydaje mi absurdalne nawet w kontekście czakramów. Co to miałyby być te średniowieczne “monolity”???

 

Wśród tych pojęć warto spróbować zadać sobie pytanie o jeden fakt, który być może byłby podpórką dla poprzedzających pięciu tez.

Pominąwszy dziwaczność tej wypowiedzi i zawartych w niej związków frazeologicznych, jakich pięciu tez? Naliczyłam ich maksimum trzy.

 

kiedy to jabłko z drzewa nad nim, spadło mu na głowę.

Przeładowanie informacją, która jest oczywista. Gdybyś upierał się przy długiej wersji, przecinek zbyteczny.

 

Nie palił cholernych papierosów już ponad pół roku, więc pretekstów do wychodzenia na zewnątrz w czasie pracy miał coraz mniej.

Kocham XIX wiek, a nienawidzę papierosów, ale amicus Plato sed magis amica veritas: nikt by wtedy nie wychodził z pracy na papierosa. Jeszcze w XX wieku było to rzadkością.

 

Kiedyś posiadanie lustra było uważane za wyjątkowy luksus, traktowano je jako narzędzia alchemiczne.

Jeszcze w czasach Ludwika XIV lustro mogło być istotnie zbytkiem, ale tylko jeśli było bardzo duże. Potem to już tak sobie. Choć oczywiście nie wiem, co masz na myśli mówiąc “kiedyś” – in dubio pro reo może najpóźniej XVI w., skoro alchemicy ;)

 

Chociaż minęło prawie osiemdziesiąt lat po ostatnim magu spalonym na stosie, wielu naukowców nadal trzymało się z dala od pospólstwa.

Jesteś pewny, że tag “XIX wiek” jest tu na miejscu? Jasne, ostatnie stosy, skądinąd w Polsce, to początek tego stulecia, ale to czarownice były ;) Chyba że to fantasy (na co mógłby wskazywać zapis nazwiska Newtona), ale w takim razie wyrzuć tag wskazujący na to, że mamy do czynienia z realiami historycznymi, nawet jeśli z domieszką fantastyki.

 

strażnicy zwykle patrolowali wszystkie newralgiczne punkty kompleksu

A tu z kolei piękne anachronizmy wobec deklarowanych vintage realiów…

 

Tu kończę “łapankę” i szczegółowe uwagi, bo wychodzi na to, że to jest fantasy i z realiami historycznymi nie ma nic wspólnego :(

 

http://altronapoleone.home.blog

Witaj.

 

Z treści niewiele na razie wynika, ponieważ w dużym stopniu odczytanie całego fragmentu utrudniają liczne błędy językowe, nad którymi warto się dłużej pochylić.

Pewne zdania powtarzasz wielokrotnie, a ich części pojawiają się z kolei w innych zdaniach, zapętlając nieco logikę całości.

 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka