- Opowiadanie: bruce - Cylindrolandia

Cylindrolandia

Zapraszam gorąco do lektury mojej skromnej opowieści i składam ogromne podziękowania Betującym za Ich czas, cierpliwość i cenne wskazówki. 

Pozdrawiam serdecznie. 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Cylindrolandia

Kapelusz był przerażająco ciasny i zimny. Broniłam się, żebrząc o litość, ale jak zwykle nie miałam żadnych szans.

– Proszę… – Błagalnie spojrzałam na mojego kata.

– Nie bądź dzieckiem. – Mąż skarcił mnie ze złośliwym uśmiechem. – Po co ten opór? I tak tam wejdziesz. Wiesz, że m u s i s z – podkreślił przeciągle i wyraźnie ostatnie słowo.

Ulryk bezceremonialnie wepchnął mnie do środka i postawił odwrócony cylinder na stole, uniemożliwiając wyjście. Wiedziałam, że jeśli nie pójdę posłusznie dalej, wciągnie mnie tam sam. 

Znalazłam się ponownie w znienawidzonym, ponurym wnętrzu, które z wolna wysysało moją duszę. Byłam tam wprawdzie wolna z krępujących na co dzień moje kostki kajdanek, ale za to trzęsłam się z przenikliwego zimna, ubrana jedynie w zwiewną koszulę nocną. Zaczęłam boso schodzić po stopniach, dotykając dłońmi lodowatej ściany.

Ten koszmar powtarzał się co wieczór, a ja nie umiałam go zakończyć.

 

***

 

Czarujący i wrażliwy pisarz, Ulryk Stewart, poznany zaledwie rok temu na przyjęciu zaręczynowym koleżanki, całkowicie zawrócił mi w głowie. Wybitny epik i laureat wielu prestiżowych nagród, ceniony przez krytyków oraz uwielbiany przez rzesze fanów na całym świecie, wydawał się doskonałym kandydatem na męża. Nic dziwnego, że już po miesiącu powiedziałam sakramentalne „tak”. Jakże się pomyliłam! Ulryk był okrutnym szaleńcem, w dodatku uzależnionym całkowicie od czarnej magii. Znęcał się miesiącami, nie raniąc bezpośrednio, ale pastwiąc inaczej, gorzej. Byłam ofiarą, która w domowym areszcie traciła wskutek czarów poczucie rzeczywistości, pamięć, wspomnienia. 

Nikt nie rozumiał, czemu niespodziewanie odcięłam się od znajomych, rodziny i przyjaciół, dlaczego z towarzyskiej i wesołej dziewczyny przeobraziłam się w skrytą, małomówną i ponurą osobę, czemu niespodziewanie rzuciłam pracę i wolontariat. Nikt nie wiedział o koszmarze, jaki dokonywał się codziennie w naszym domu. 

Bywałam tylko tam, dokąd on mnie zabierał, na spotkaniach, które sam mi wyznaczył, bo na nich był jedynym obiektem uznania i przez cały czas kontrolował, z kim rozmawiam.

Chwalono szczodrość Ulryka za wspieranie wielu akcji charytatywnych, zachwycano się jego talentem literackim i kolejnymi wyróżnieniami. Gratulowano mi szczęśliwego małżeństwa, zazdroszcząc wszystkiego, co mam: prezentu ślubnego w postaci sportowego samochodu (którym oczywiście nigdy nie jeździłam), wspaniałego domu, letniskowej rezydencji, pozornie troskliwego i czułego męża… A ja powoli zaczynałam rozumieć, jaką cenę przyszło mi płacić za ślepą miłość i bezgraniczne zaufanie, którym go obdarzyłam.

Od dnia ślubu liczne głębokie rany, zadawane we wnętrzu kapelusza, powstawały wyłącznie w mojej duszy. Ciało było z pozoru nietknięte, chociaż coraz słabsze. Łzy same napływały mi do oczu, kiedy przypominałam sobie o mrocznym świecie, stworzonym w wyobraźni zwyrodnialca. A owa literacka kraina przyjmowała z każdym dniem coraz bardziej realne kształty.

 

Któż bowiem mógł przypuszczać, że w swoim imponująco wyglądającym domu na obrzeżach miasta ten szaleniec codziennie oddaje się czarnej magii? Nadzwyczajne zdolności pozwoliły mu tworzyć w chorej wyobraźni kunsztowny kompleks podziemnych labiryntów i lochów. W kolejnych powieściach dodawał ich szczegóły, wzbogacając je o pomieszczenia szpitalne, a także sale z wymyślnymi machinami tortur.

 

Dzięki pomocy sił nieczystych zamykał we wnętrzu magicznego cylindra (zakupionego niegdyś w sklepie ze starociami) przed wścibskimi oczami cały, przerażający świat, opisywany w mrocznych powieściach. Skrępowana kajdankami przez całe dnie, po makabrycznych odwiedzinach, do których mnie zmuszał, miałam za pomocą snów przekazywać ze szczegółami odczucia o odkrywanych miejscach. Wizje senne i towarzyszące im emocje Ulryk odczytywał co noc dzięki metalowemu urządzeniu, zakładanemu mi na głowę po każdym powrocie z koszmarnej krainy.

 

Zastanawiało mnie, jak to możliwe, że mieściłam się tam ja, a wraz ze mną tysiące korytarzy, sal, pięter i lochów z tysiącami kąsających wściekle szczurów, piwnic z wyjątkowo mocnymi sieciami potężnych, jadowitych pająków, studni z cielskami olbrzymich, przedpotopowych potworów… Utwierdzona w przekonaniu, że zła magia w rękach szaleńca może zdziałać wszystko, porzucałam te myśli, starając się jedynie przeżyć, dotrwać do następnego dnia, wytrzymać.

Co więcej, od pewnego czasu słyszałam w mrocznych wnętrzach kapelusza nikłe ludzkie głosy. Za każdym razem były wyraźniejsze. Brzmiały rozpaczliwie, niby jęki uwięzionych. Nie miałam pewności, czy głosy są realne. Może stanowiły jedynie wytwory mojej szwankującej wyobraźni? A może były to prawdziwe ofiary męża, które także musiały na jego rozkaz odwiedzać makabryczne wnętrze z czającymi się wszędzie potworami, widmami? 

 

***

 

Tym razem szłam w dół z poczuciem nie tylko lęku, towarzyszącego mi stale, ale i szaleńczej chęci ucieczki przed moim ciemiężycielem. Nie wiedziałam jeszcze, jak tego dokonam, ale czułam, że nie mam innego wyjścia, jeśli chcę przeżyć. Leki otrzymywane dotąd w sporych dawkach, zdołałam schować, wykorzystując chwilę nieuwagi męża. 

W całkowitym mroku, stawiając ostrożnie obolałe od kajdanek stopy, schodziłam do piwnicy po wysokich i stromych schodach. Tam z kanałów wypełzały dziesiątki wygłodniałych bestii i atakowały. Broniłam się instynktownie, wymachując rękami. Czułam, że i tak niewiele zdziałam, a przeznaczone mi na dziś rany muszę otrzymać, aby zadowolić szaleńca. 

Pokrwawiona i posiniaczona sunęłam wolno chodnikiem, a potem cuchnącym kanałem w kierunku nikłej poświaty, widocznej na samym końcu. Ku swojemu zdumieniu dotarłam do rozwidlenia, a kanały zmieniły się stopniowo w kamienną, suchą drogę, mającą kilka odnóg. Nigdy jeszcze nie doszłam tak daleko. Zdecydowałam, że pójdę traktem po prawej stronie. Poczułam, że z każdym krokiem nabierałam coraz więcej sił.

– Wracaj! Czekam na senną relację! – Usłyszałam gdzieś w oddali wyraźnie zaniepokojony głos męża. Owa reakcja utwierdziła mnie w przekonaniu, że, postępując wbrew jego planowi, jestem bliska odkrycia  mrocznego sekretu, więc przyspieszyłam kroku.

 

Nagle na drodze stanęła kilkunastoletnia dziewczynka z błękitnymi oczami i jasnymi warkoczami. Ubrana w kolorową sukienkę, stanowiła całkowite przeciwieństwo otaczającego nas, ponurego i złego świata.

– Cześć – powiedziała.

– Kim jesteś?

– Marlenka. 

– Witaj. Co tu robisz? 

– Mieszkam. – Pokazała mi pokoik za swoimi plecami, po lewej. Wyglądał inaczej niż dotąd mi znane w świecie kapelusza, był kolorowy i pełen zabawek oraz książek. Zachęcał do odwiedzenia magią barw i światłem słonecznym, wlewającym się obficie przez okno z delikatnymi, haftowanymi firankami.

– Jesteś tu sama?

Pokręciła głową.

– Zastępuję panią.

– Jaką panią?

Wskazała na mnie.

– Mnie? – Zdumiałam się. – W czym?

Zatoczyła ręką krąg za sobą, odwracając się nieco. Teraz wyraźniej usłyszałam ciche łkania oraz liczne głosy, proszące o pomoc.

Zrozumiałam. Pomagała w szpitalu, jak i ja przed laty.

– Pani czyniła samo dobro, ludzie panią kochali. – Podeszła bliżej i niespodziewanie przytuliła się do mnie. Objęłam ją ramieniem, wzruszona.

Jednak jej jasna twarz nie dawała mi spokoju. Gdzieś już ją widziałam.

– Przed laty kłamliwi oprawcy zabrali mnie i chcieli, abym zapomniała.

– O czym miałabyś zapomnieć?

– O domu. – Posmutniała.

Spoglądałam na nią nadal z pewnym niepokojem, bo kogoś mi przypominała.

– Tamten pisarz mówił, że pokaże mi kolorową krainę szczęścia, jakiej nigdy nie znałam – poskarżyła się cicho.

– Pisarz? – powtórzyłam przerażona, spoglądając szybko za siebie.

– Wracaj, słyszysz?! – Głos Ulryka zagrzmiał znowu w oddali. Dziewczynka, słysząc go, zasłoniła twarz rękami.

– Ten sam? – zapytałam ją, chociaż znałam odpowiedź.

Pokiwała głową, znowu patrząc ufnie błękitnymi oczami.

– Mówił, że będę mieszkać z mamą w bogatym domu, a potem opowiadać mu o tym w snach. Lecz tam było inaczej – zimno i mrocznie. Skrzywdzono mnie! Pani mąż kłamał. Uciekłam od obcej rodziny i jakoś tutaj doszłam. Szukałam mamy. – Zapłakała. – Wiedziałam, że pani kiedyś tutaj przyjdzie. To była moja jedyna nadzieja. Czekałam na panią – powiedziała, ocierając łzy.

– Gdzie twoja mama?

– Pani ją znalazła.

– Ja? Nie, to niemożliwe. Pomyliłaś się. Sama jestem tu uwięziona… – Zaprzeczyłam ruchem głowy, ale Marlenka mi przerwała.

– Wtedy, na ulicy – zaczęła spokojnie wyjaśniać, łapiąc mnie za dłoń i mocno ściskając – pani wezwała pogotowie, kiedy zdarzył się wypadek. Dzięki temu mama przeżyła, bo kierowca uciekł. A potem pani opiekowała się nią jako wolontariuszka.

Jakieś ślady wspomnień poczęły powoli wracać. Zobaczyłam to zdarzenie, jakbym ponownie je przeżywała. Uświadomiłam sobie, że rzeczywiście pomogłam kobiecie potrąconej na przejściu przez pędzący samochód. To było jeszcze zanim poznałam Ulryka.

Nagle mnie olśniło, skąd znam jej twarz.

– Tak, proszę pani, to jestem ja – odpowiedziała, jakby słyszała moje myśli. – Na tamtej okładce w pani domu – dodała ze smutkiem.

– Jesteś wytworem wyobraźni mojego męża? – Przeraziłam się.

– Nie. Jestem prawdziwa. On tylko tworzy fantastyczne scenerie, miejsca i ich otoczenie. Ludzie, którzy tutaj są, w złej krainie kapelusza, są prawdziwi. Lecz nasze straszne przeżycia stanowią kanwę nowych rozdziałów o nas.

– Ty też znasz świat cylindra?

– Pani mąż sprowadził mnie tu, pokazując podczas szkolnego spotkania literackiego swój sławny kapelusz.

– Jednak mieszkasz w kolorowym pokoju. Teraz nie płaczesz i jesteś szczęśliwa.

– To prawda.

– Jak tego dokonałaś? – zaczęłam dopytywać z pewną podejrzliwością. Kolorowe otoczenie Marlenki i jej opowieść wydały mi się misterną pułapką.

– Czary pana Ulryka można obejść – odpowiedziała rezolutnie.

– W jaki sposób?

– Za pomocą talizmanu. To jedyny przedmiot, którego się boi, bo zawsze przynosił mu przegrane i klęski.

– Talizman przegranych? – Nie wierzyłam.

– Tak, proszę pani.

– Skąd to wiesz? – Znowu nabrałam podejrzeń.

– W jednym z tutejszych lochów mieszkają jego rodzice. Oni zdradzili innym mieszkańcom tę tajemnicę – wyznała szeptem.

– Rodzice? Mojego męża?

– Tak. Państwo York.

Zanim zdążyłam ją poprawić, powiedziała szybko:

– Pani mąż zmienił nazwisko. Nikt nie wie, że kiedyś tak się nazywał. Wiedzą to jedynie mieszkańcy tej krainy. Dlatego nas tutaj więzi, nie pozwalając się wydostać. Wkrótce i pani dołączyłaby do postaci, o których pisze książki i zamyka na zawsze w swoim fantastycznym, złym świecie.

– Czy mogłabyś powtórzyć ich nazwisko?

Zrozumiała mój narastający niepokój i powód pytania.

– Tak – powiedziała ze smutkiem. – „Yorkowie z Glasgow” to powieść właśnie o nich. Byli jego pierwszymi ofiarami tu uwięzionymi.

Zszokowana zaniemówiłam, przypominając sobie okładkę mrocznej książki Ulryka z wizerunkami dwojga starszych ludzi. Otrzymał za nią pierwszą prestiżową nagrodę.

– Marlenko, ile masz lat?

– Dwanaście.

– Wysławiasz się nadzwyczaj dojrzale.

– Wiem. To dzięki mojej inteligencji – przyznała. – Należę do Stowarzyszenia Nadinteligentnych “Cerebrum”. Podczas testów kwalifikacyjnych zajęłam piąte miejsce!

– “Cerebra świata”… – Przypomniałam sobie tytuł książki Ulryka.

– Tak. Właśnie na tej okładce mnie pani widziała. Cerebrum to po łacinie mózg. – Po chwili milczenia dziewczynka dodała z przekonaniem: – Nam talizman już pomógł, wszyscy jesteśmy uwolnieni od władzy oraz magii Ulryka Yorka.

– Przecież jesteście tu nadal. – Nie zrozumiałam.

– To wolność połowiczna, fakt. Lecz on już nie czyta naszych snów ani nie zmusza do codziennych relacji. Czekaliśmy na jego ofiarę – bohaterkę ostatniej powieści. Odejdziemy stąd do naszego świata i opuścimy cylinder tylko wtedy, jeśli wszystkie postacie z książek uwolnią się spod władzy Ulryka Yorka. Taka jest moc krainy kapelusza. Teraz więc kolej na panią.

Podała mi maleńki przedmiot.

– Kostka do gry? 

– Uhm. Trochę ją pokolorowałam, bo zszarzała.

– To ma być ten cudowny talizman? Kostka? – zapytałam zawiedziona.

– Nie taka zwykła! Jest magiczna. Wystarczy pomyśleć życzenie. Dzięki niej odzyska pani szczęście! 

– Szczęście… Już dawno zapomniałam znaczenia tego słowa.

– Teraz sobie przypomnisz. Pani sobie przypomni – poprawiła się.

– Możesz mówić mi po imieniu, Marlenko. Nie, dziękuję, weź ją sobie. Tobie na pewno przyda się bardziej. – Próbowałam wcisnąć jej do rączki różowy sześcian.

– Mnie już pomogła.

– Tak? – Uniosłam brwi.

– Prosiłam ją, abym mogła być przy mamie. – Pokazała mi kobietę, leżącą na łóżku szpitalnym w odległym kącie sali. – Innych marzeń nie mam. Zabierz ją, proszę. – Spojrzała mi w oczy z dziecięcym oczekiwaniem na spełnienie obietnicy.

– Już dobrze, dobrze. – Machnęłam ręką. – Może zrealizuje i moje życzenie, to jedno, jedyne… – Z niedowierzaniem pokręciłam głową, zatrzymując nietypowy podarunek.

 

***

 

Nie zdążyłam pożegnać się z dziewczynką, kiedy nagle wszystko dookoła zawirowało i usłyszałam nad sobą dostojny męski głos:

– Anno?

Zamrugałam, próbując dostrzec nową salę wewnątrz kapelusza, do której tym razem wtrącił mnie szalony mąż. Z niedowierzaniem zobaczyłam wnętrze kościoła i proboszcza. Byłam w ślubnej sukni, tuż przed nim.

– Kochanie, czekamy. – Lekko naglący głos nakazał spojrzeć w bok. Obok stał w garniturze Ulryk. W jego zmrużonych oczach dostrzegłam niebezpieczne ogniki. Że też wcześniej ich nie widziałam!

Oprzytomniałam. Byłam z powrotem w kościele, tuż przed ceremonią zaślubin, która miała miejsce rok temu!

– Nie! – zawołałam na cały głos, wyrywając mu z dłoni czarny cylinder i depcząc go butami na wysokim obcasie.

Przestraszony ksiądz spojrzał na mnie, a trzymana w rękach księga wypadła na podłogę.

Popatrzyłam na narzeczonego. Udawany uśmiech zastąpił rozwścieczony wyraz twarzy.

– Coś ty powiedziała?! Mój cylinder! – ryknął, nie zważając na ceremonię oraz zebranych.

– Nie! Powiedziałam „nie”! – Zaśmiałam się i spojrzałam na proboszcza, gdy zmieszany zbierał z posadzki świętą księgę.

– Pan Bóg wie, dlaczego, proszę księdza.

Uśmiechnął się ze zrozumieniem.

– Przestań! – krzyknął rozzłoszczony Ulryk.

Patrzyłam mu w oczy i uśmiechałam się zwycięsko. Podeszłam do ławek, przepraszając zgromadzonych gości. Wśród nich dostrzegłam Marlenkę z mamą.

Odetchnęłam. Nareszcie. Zamknęłam oczy, pełna optymizmu i radości. Świat nigdy nie był dla mnie piękniejszy. A różowa kostka miała stać się talizmanem, zapewniającym odtąd samo szczęście.

 

 

***

 

Początkowo nie zauważyłam, kiedy Ulryk wymknął się niepostrzeżenie bocznymi drzwiami i, wściekle złorzecząc, dotarł do domu. Poczułam, że muszę go śledzić. 

– Parszywa zdzira! – krzyczał do siebie, ciężko dysząc. – Jeszcze popamięta!

Zszedł do piwnicy i otwarł tajemne przejście, prowadzące do obszernej sali.

– Niewdzięczne dranie! – wrzeszczał, coraz bardziej rozsierdzony. – Ta hołota zapomniała, że moich wydanych już książek i stworzonego tam świata koszmarów nie da się tak po prostu usunąć. One są w milionach domów, bibliotek i księgarń na całym świecie!

Podszedł do jednej z zakrytych płachtą półek, odsłaniając ją. Stało tam kilkadziesiąt takich samych, czarnych cylindrów. Zamarłam z przerażenia.

– Pojęcia nie mają, z kim zadarli! – Z pewnym siebie uśmiechem wziął do ręki jeden. – Kraina kapelusza jest wieczna! A ja jestem geniuszem!

Zasłonił półkę i wyszedł, zamykając starannie wejście do tajnej, piwnicznej komnaty. Z cylindrem w ręku, śmiejąc się złowieszczo, wszedł spokojnie po schodach do domu. Następnie zabrał się do pisania kolejnej powieści.

Osunęłam się na ogrodową ziemię, tuż przy niewielkim oknie, przez które obserwowałam szaleńca. Nie zwróciłam uwagi, kiedy kostka wypadła mi z dłoni, ginąc w leżących liściach.

Koniec

Komentarze

yesheart

 

Lożanka bezprenumeratowa

Fiction to my tu mamy, i to niezłą gatunkowo, ale science schowało się tak dobrze, że ani słychu, ani dychu… :-) :-)

Wyciągnęłaś z obowiązkowego dla prestidigitatorek słowa kapelusza czarnego królika – czarnego, bo taki jest temat i nastrój Twojego opowiadania. Całkiem fajnego, nawet dla słabo, jak ja, zainteresowanych światami fantasy. Pomysł, aby psychopatyczny pisarz czerpał tematy bezpośrednio z przeżyć jego ofiar, uważam za dobry i ciekawy. Realizację oceniam tak samo.

Pozdrawiam – Adam

Miło mi bardzo, AdamieKB

Dziękuję za tak budujący komentarz. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Miło mi, że Tobie miło. :-)

laugh

 

Kategorię chyba faktycznie zmienię na “Inne”, aby nie wprowadzała w błąd. Dziękuję. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Szczerze bardzo mnie zainteresowało to opowiadanie i chętnie bym usłyszała o jakimś dalszym ciągu. Zadziwiający pomysł, naprawdę kreatywny sposób niespotykany, jeśli chodzi o główny wątek:)

Dziękuję, Milenko58702, za odwiedziny oraz komentarz. :)

Przyznam szczerze, że już nieco podopisywałam na samym końcu, decydując się ostatecznie na dziwny ciąga dalszy – wygraną Ursyna, a nie Anny (co poparła większość Betujących) i rezygnując tym z mojego ulubionego happy endu. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Stworzyłaś opowieść grozy, niczym misterną tkaninę, albo pajęczynę;) Osoby, miejsca i zdarzenia są ze sobą połączone, a ty prowadzisz nas przez ten labirynt.

Nawet zaczynam się Ciebie obawiać, bo Twój horror przypomina mi twórczość Ursyna, więc kto wie, co skrywasz pod maską miłej recenzentki;)

Lożanka bezprenumeratowa

Bruce!

 

Oj, poprzednie opowiadanie o bogatych podróżnikach i tajemniczej chorobie mi się bardziej podobało. :((

Co prawda nie oznacza to, że to opko jest złe, wręcz przeciwnie. Jest napisane ładnie, czytało się bardzo szybko, bezproblemowo, więc na to na pewno nie mogę narzekać. :D

Troszkę mniej spodobała mi się fabularna konstrukcja, zwłaszcza podczas rozmowy z Marlenką – według mnie w tym momencie opowiadanie się nieco potknęło i straciło impet. Ale to tylko moja opinia, więc może inni niekoniecznie tak to odbierają. ^^

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Groza i magia czają się tuż obok w rodzinie, sąsiadach…

Taką mają atmosferę Twoje dwa opowiadania Bruce, które miałem zaszczyt betować, a oba są tak bardzo inne.

Tu mamy niewątpliwy klimat DnD i magiczne artefakty, czego nie zauważyłem wcześniej. Polecam do czytania, a dialog z Marlenką dla mnie stanowi konieczny odpoczynek w wartkiej akcji. Inaczej mielibyśmy za dużo bieganiny.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Ambush, raz jeszcze serdeczne podziękowania za wnikliwą analizę tekstu oraz tyle mądrych wskazówek. Na Ciebie zawsze mogę liczyć. kiss

 

Nawet zaczynam się Ciebie obawiać, bo Twój horror przypomina mi twórczość Ursyna, więc kto wie, co skrywasz pod maską miłej recenzentki;)

Kto wie, kto wie? laugh

 

Edit, Ojoj, dopiero teraz zobaczyłam, serdeczne dzięki za klik! heart

 

BarbarianCataphract, dziękuję za opinię oraz odwiedziny. Istotnie, ten tekst jest całkiem inny od poprzedniego, a i pomysł rozmowy z Marlenką pojawił się dopiero podczas pisania całości. :)

 

Radku, serdecznie dziękuję, Twoje szerokohoryzontalne spojrzenie pomogło wyprostować sporo zakrętasów w opowiadaniu. To dla mnie zaszczyt, że chcesz betować. :)

 

Radku, i Tobie bardzo dziękuję za polecenie. heart

 

Pozdrawiam Was serdecznie i raz jeszcze dziękuję za odwiedziny oraz komentarze. heartkiss

Pecunia non olet

Cześć!

 

Powiem szczerze – jest efekt WOW :D. Z każdym opowiadaniem rozwijałaś i poprawiałaś warsztat, ale tutaj mamy skok jakościowy. Fajny, nietuzinkowy [przynajmniej dla mnie] pomysł, solidnie zbudowany klimat i wyraźnie zarysowane postaci.

Jeśli chodzi o konstruktywną krytykę, to może zasugeruję trochę ograniczyć piętrowe epitety np.:

piwnic z wyjątkowo mocnymi sieciami potężnych, jadowitych pająków,

Odrin dała mi kiedyś świetną radę: “ daj wybrzmieć słowom” i myślę, że jesteś na takim poziomie, że znajdziesz to także przydatnym dla siebie.

 

Naprawdę mi się podobało i z czystym sumieniem skarżę na Ciebie do Biblio :D. 

 

Pozdro

M.

 

kalumnieikomunaly.blogspot.com/

Hej, MordercoBezSerca, wielkie dzięki. Fakt, te moje epitety rozbudowuję ponad miarę.blush

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej, bruce

Na becie jestem czepialski, ale jak z bety tekst wychodzi, to staram się go przeczytać na nowo i zdystansować.

Pamiętam jakieś Twoje opowiadania sprzed – w sumie to nie wiem kiedy, miesięcy? I też podpisuję się pod tym: Twoje teksty są coraz lepsze! Ale wróćmy do tego konkretnego:

Tekst mi się podoba. Szczególnie sam początek i narracja w głowie kobiety: jej historia i niebanalny moim zdaniem pomysł. Trochę moim zdaniem akcja za bardzo zatrzymuje się przy dialogu z dziewczynką, ale sam koniec jest dla mnie satysfakcjonujący.

 

Na błędach skupiałem się wcześniej, to co zauważyłem, poprawiłaś. Więc i ja z czystym sercem mogę skarżyć do biblioteki ;)

Pozdrawiam serdecznie!

Dziękuję, Ramshiri, za Twoją pomoc, wskazówki, czas, klik, komentarze przy becie oraz teraz. :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Jak nie lubię grozy, tak czytało mi się bez chęci odrzucenia. Wręcz przeciwnie, pomysł i realizacja wciągały coraz bardziej. Postacie prawdziwe i koniec nie landrynkowy. Całość satysfakcjonująca.

Miło Cię znowu widzieć, Bruce!

Znakomity tekst, niepozwalający się oderwać i dający wiele do myślenia. Drugi raz mnie tak zaskakujesz (poprzednio przy Świętach serc), niespodziewanie publikując coś potężnie wyrastającego poziomem ponad Twoje wcześniejsze próby.

Już od pierwszej sceny – może zresztą najlepszej – widać, że wykreowałaś niezwykły świat, z jednej strony pozwalający zająć się poważną problematyką, a z drugiej oparty o dosyć chyba oryginalną koncepcję. “Kapelusz był przerażająco ciasny i zimny” to już intrygujący początek, a potem zaraz się okazuje, że do kapelusza należy (przepraszam, nie “należy”, lecz “m u s i s z”) wejść w całości. Obraz zamykania bohaterki w cylindrze i odstawiania go na stół jest wręcz odurzający.

Opis przemocy domowej zdaje się pod większością względów – o ile umiem porównać z innymi lekturami – przenikliwie realistyczny, mogę tylko mieć nadzieję, że nie musiałaś zetknąć się z tym osobiście. Uważam wyjątkowo, że brak happy-endu mógł temu konkretnemu tekstowi dobrze zrobić, przy takiej tematyce mamienie czytelnika ocaleniem przez magiczny amulet byłoby chyba niezbyt uczciwe. Czy dobrze zrozumiałem, że Ania znajduje go, gdy postanawia za wszelką cenę odejść od oprawcy, a traci, ponieważ nie potrafi powstrzymać się przed podążeniem znów za nim? W tej interpretacji decyzja co do realności napotkanych wewnątrz kapelusza postaci może pozostać zawieszona: mogą być (w realiach tekstu) prawdziwymi ofiarami czarnoksięskiej siły, mogą być produktem ubocznym wewnętrznych zmagań bohaterki.

Podsumowując, tekst naprawdę mnie ujął, z szeroką gamą emocji od współczucia i strachu do zachwytu. Trochę pominąłem kreację Ursyna, ale to nie jest zwykły oprawca, tylko pisarz z dostępem do aparatury automatycznie lub półautomatycznie przetwarzającej cierpienia jego ofiar na tekst, który potem zachwyca masy – także chyba całkiem świeży pomysł, dający się też dodatkowo czytać jako metafora systemów politycznych skarmiających gawiedź jednostkami. Wyborna lektura. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie przystąpił teraz do wytykania wątpliwości konstrukcyjnych i błędów językowych…

 

Scena przy ołtarzu. W odniesieniu do konkretnej sytuacji oczywiście usprawiedliwiona, a jednak… Czy nie wydawało Ci się kiedy lekko niesmaczne, że jak dziewczyna ucieka z ceremonii ślubnej, to jest portretowana jako nowoczesna i niezależna, a jak facet, to zawsze jako skończona świnia? Czy naprawdę jest to tak niezbędne w konstrukcji tekstu, aby warto było podgrywać ten poniekąd seksistowski schemat?

A teraz to:

Byłam tam wprawdzie oswobodzona z krępujących mnie na co dzień sznurów

A ja, bezbronna ofiara, spętana więzami przez całe dni

Broniłam się instynktownie, wymachując obolałymi od więzów rękami.

Przyznam, że przy pierwszym z tych zdań wziąłem to mylnie za metaforę, potem już nie. I tutaj rysują się dwie kwestie. Przy pierwszej od razu zastrzegę, że nie jestem ekspertem ani też nie próbowałem nigdy nikogo krępować na czas dłuższy (”całe dnie”), ale jakąś podstawową wiedzą teoretyczną z lektur – dysponuję. Otóż już od późnej epoki brązu zwykle chętniej używano do tego różnych odmian łańcuchów i kajdan niż sznurów. Ma to proste uzasadnienie: jeżeli związany nie ma się zaraz wyślizgnąć (nawet i mimowolnie), to więzy muszą być na tyle ciasne, że w końcu istnieje realna groźba powstania ucisku na naczynia czy co gorsza nerwy. Nadto gdy chcesz kogo skutecznie związać, to co najmniej porządnie ręce za plecami i najlepiej jeszcze parę dodatkowych sznurów dla ograniczenia możliwości manipulacji. Tak urządzona osoba nie wykona już żadnych użytecznych czynności, owszem – nawet do toalety sama nie pójdzie. Tymczasem gdyby Ursyn nałożył Ani kajdanki na dłonie z przodu czy bodaj na kostki, wciąż byłaby w stanie mu posprzątać czy ugotować obiad, czego człowiek tego pokroju chybaby sobie życzył?

Druga, nie mniej istotna kwestia: realizm dynamiki relacji. O ile mi wiadomo, tego typu patologiczne stosunki zwykle rozwijają się powoli, oprawca stopniowo ogranicza ofierze zewnętrzne zajęcia, zainteresowania, kontakty ze znajomymi i rodziną. A my tu mamy skądinąd inteligentną dziewczynę, która w ciągu niespełna roku doszła do tego, że cały czas za dnia spędza skrępowana, wieczory upchnięta wewnątrz cylindra, a noce – przypięta do maszyny czytającej w myślach. I wprawdzie teraz już nie ma odwagi zaprotestować, ale jak to miało wyglądać na początku? On mówi “słoneczko, teraz cię wcisnę do kapelusza i nie wyznaczę sygnału bezpieczeństwa”, a ona na to bez sarkazmu “to znakomity pomysł, kochanie”? Co najwyżej mogę domniemywać, że czarnoksiężnik wykorzystał swą magię, aby proces uzależniania od siebie żony przeprowadzić znacznie szybciej niż naturalnie – jeżeli dobrze trafiam z tym domysłem, być może należałoby o tym jawnie wspomnieć w tekście?

Kolejna wątpliwość konstrukcyjna ma na imię Marlenka. Miewałem w życiu do czynienia z wybitnie inteligentnymi dwunastolatkami, a tę niewątpliwie na taką kreujesz, nawet jeżeli nie wiemy, czy testy kwalifikacyjne (w których zajęła piąte miejsce) były ogólnoświatowe, czy tylko lokalne. Otóż argumentacją w stylu:

– A tamten pan pisarz mówił, że pokaże mi kolorową krainę szczęścia (…) Mówił, że mam chodzić po bardzo ładnym i ciekawym kraju, w którym będę szczęśliwa, a potem opowiadać mu o tym w snach. A zamiast tego było zimno i mrocznie. Ten pan mnie okłamał

nie da się do niczego przekonać wybitnie inteligentnego dwunastolatka (mam niepewne wrażenie, że z siedmiolatkiem też byłby kłopot), a tym bardziej nie relacjonowałby rozmowy przy użyciu podobnych wyrażeń. Należałoby się raczej spodziewać opowieści w rodzaju:

Jakiś stary dewiant próbował mnie zwabić do siebie do domu, ale wymyślił taką głupawą dziecinną historyjkę, że drugiego takiego imbecyla to już ze świecą szukać. Bredził coś o kolorowej krainie szczęścia. Uwierzycie, że podawał się za znakomitego pisarza?

Czwarta wątpliwość konstrukcyjna, raczej zupełnie błaha w porównaniu z poprzednimi trzema – ostatnia scena. Pisarz wraca do domu, wściekły po zerwanym ślubie, i nagle ma wspomnienia z całego następnego roku. Czy to ostateczna wskazówka, że wszystko jednak wydarzyło się tylko w szwankującej wyobraźni Ani? Czy można to rozumieć w sensie magicznym, że jest tak potężnym czarnoksiężnikiem, iż w reakcji natychmiast cofnął się w czasie i zdublował sam siebie? Może rozmyślnie chciałaś to pozostawić niedopowiedziane?

 

Po przepełznięciu przez konstrukcję tekstu docieram wreszcie do zagadnień językowych i interpunkcyjnych… Również pod tym względem jest naprawdę porządnie, coś jednak znajdę.

Dzięki pomocy sił nieczystych zamykał we wnętrzu magicznego cylindra (zakupionego niegdyś w sklepie ze starociami), przed wścibskimi oczami cały, przerażający świat, opisywany w swych mrocznych powieściach.

Nie widzę uzasadnienia dla przecinka przed “przed”.

spętana więzami przez całe dni

Choć ogólnie forma “dni” jest podstawowa, akurat ta fraza brzmiałaby dla mnie znacznie bardziej naturalnie w postaci “całe dnie”, ale to może być kwestia gustu.

Wizje senne i towarzyszące im emocje, Ursyn odczytywał co noc

Przecinek znów niezasadny, jak w uproszczonej formie: “Ursyn odczytywał wizje co noc” – przeniesienie “wizji” na początek zdania nie tłumaczy wprowadzenia przecinka.

metalowemu urządzeniu, jakie zakładał mi na głowę

Nie jest to najbardziej oczywisty przykład wyboru pomiędzy “jaki” a “który”, ale jednak “które” – mówisz o konkrecie, nie o typizacji.

A może były to prawdziwe ofiary męża, które także musiały za jego rozkazem odwiedzać makabryczne wnętrze z czającymi się wszędzie potworami, widmami?

Rzadko widuje się składnię “za jego rozkazem” (zamiast: “pod jego rozkazami”), ale właściwie tutaj wydaje mi się świetnie dobrana, pięknie współbrzmi z tym jakby gotyckim kontekstem.

Tam z kanałów wypełzały dziesiątki wygłodniałych bestii i atakowały mnie.

Zastanów się, czy nie warto usunąć końcowego zaimka – widać przecież, że nikogo innego.

Dzięki temu mama przeżyła, bo kierowca uciekł. A potem pani opiekowała się mamą jako wolontariuszka.

W hospicjum? Nie odpuszczasz czytelnikowi emocjonalnie…

– “Cerebrumy Świata”… – Przypomniałam sobie tytuł książki Ursyna.

Poprawnie byłoby jednak “Cerebra świata”, Ursyn ma prawo nie wiedzieć, ale redaktor w wydawnictwie już nie bardzo.

Oprzytomniałam. Byłam z powrotem w kościele, podczas ceremonii zaślubin, jaka miała miejsce rok temu!

Ciekawa sytuacja, jak powyżej. Powinno być “która”, jeżeli Ania już w tym momencie rozumie, że to ta sama ceremonia, a “jaka”, jeżeli myśli, że to tylko ceremonia podobnego typu (i wówczas można jaśniej: ceremonii zaślubin podobnej do tej…).

– Pan Bóg wie, dlaczego, proszę księdza.

I na koniec trudny, oryginalny przypadek. Istnieje mało znana zasada interpunkcyjna (sam długo popełniałem błąd) mówiąca, że nie stawia się przecinka przed zdaniami podrzędnymi z orzeczeniem domyślnym (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/NIe-rozumiem-dlaczego;13589.html), czyli tutaj przecinek przed “dlaczego” byłby nieprawidłowy. W tej jednakże sytuacji “Pan Bóg wie dlaczego” byłoby jedną z postaci frazeologizmu o znaczeniu “nie umiem tego wyjaśnić”, zatem moim zdaniem dla wydobycia sensu dosłownego “przyczynę zna (oprócz mnie) Pan Bóg” należy przecinek postawić, powołując się na zasadę nadrzędną o potrzebie stosowania interpunkcji dla uniknięcia dwuznaczności semantycznych.

 

Wyprodukowałem komentarz o nieco przytłaczających rozmiarach, godzina też niepostrzeżenie się posunęła i teraz myślę, jak to wszystko podsumować. Zacznę od tego, że dziwi mnie brak przynależności tekstu do konkursu “Nokturny”, pasowałby przecież jak ulał. Jeżeli zechcesz, za zgodą jury prawdopodobnie można jeszcze dopisać.

Jak już powiedziałem, opowiadanie wywarło na mnie duże wrażenie, z prawdziwą przyjemnością wręczam głos do Biblioteki. Zastanawiam się też bardzo poważnie nad próbą nominacji piórkowej. Waham się z dwóch względów: po pierwsze, dopiero co sam otrzymałem piórko, więc może przez to łatwiej przychodzą mi one na myśl i nie jestem do końca obiektywny; po drugie, może też dałem się ponieść zaskoczeniu dzięki Twojemu autorstwu, a ten sam tekst opublikowany przez któregoś spośród wielokrotnie nagradzanych użytkowników nie ująłby mnie aż tak? Trudno ocenić. Namyślę się jeszcze przez parę dni, nie wiem, co z tego wyniknie, ale gdyby ktoś przede mną poczynił nominację, poczuję się utwierdzony w koncepcji i tym chętniej dołożę swoje skromne jednopunktowe zgłoszenie.

Pozdrawiam serdecznie,

Ślimak Zagłady

Witam serdecznie, Koalo75 i bardzo dziękuję za życzliwe podejście, mimo że to miało być w moich zamierzeniach opowiadanie grozy/prawie horror. wink

Ja także nie przepadam za rzekami krwi w takich tekstach.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Miło Cię znowu widzieć, Bruce!

 

Wzajemnie i bardzo dziękuję, Ślimaku Zagłady. :)

 

 

Znakomity tekst, niepozwalający się oderwać i dający wiele do myślenia. Drugi raz mnie tak zaskakujesz (poprzednio przy Świętach serc), niespodziewanie publikując coś potężnie wyrastającego poziomem ponad Twoje wcześniejsze próby.

 

 

Taki komentarz jest dla mnie, niczym przysłowiowy miód na zbolałe serce. Serdecznie Ci dziękuję za tak wnikliwą analizę i tyle pochwał. Nie ukrywam, że czytam je płacząc, jak to ja.blushcryingheart

 

 

Opis przemocy domowej zdaje się pod większością względów – o ile umiem porównać z innymi lekturami – przenikliwie realistyczny, mogę tylko mieć nadzieję, że nie musiałaś zetknąć się z tym osobiście.

 

Jako typowy zodiakalny Byk, w dodatku wychowany w rodzinie, zawsze szanującej kobiety, na szczęście nie miałam nigdy do czynienia z taką przemocą, nie pozwoliłabym sobie na nią (tak myślę i mam taką nadzieję), jakkolwiek zawsze czułam – że tak to ujmę – w głębi siebie ten problem wielu ofiar. Drzemie on gdzieś we mnie głęboko i co jakiś czas pojawia się w skromnych tekstach. Jako osoba empatyczna, próbuję niejednokrotnie wczuć się w psychikę takiej kobiety, zrozumieć jej postępowanie, powód ciągłego trwania przy oprawcy. Kojarzę fragment lektury z LO „Ferdydurke”, w którym główny bohater próbuje ratować kobietę, otrzymującą akurat razy od męża-sadysty. Nie dość, że jej nie pomógł, ale dodatkowo nasłuchał się obelg od obojga, że wtrąca się w nieswoje sprawy. Bohaterki moich tekstów, będące ofiarami wspomnianych przestępstw, zazwyczaj walczą jednak o godność. Zresztą, nie jestem absolutnie stronnicza, mężczyźni także padają ofiarami przemocy domowej.

 

 

Uważam wyjątkowo, że brak happy-endu mógł temu konkretnemu tekstowi dobrze zrobić, przy takiej tematyce mamienie czytelnika ocaleniem przez magiczny amulet byłoby chyba niezbyt uczciwe. Czy dobrze zrozumiałem, że Ania znajduje go, gdy postanawia za wszelką cenę odejść od oprawcy, a traci, ponieważ nie potrafi powstrzymać się przed podążeniem znów za nim? W tej interpretacji decyzja co do realności napotkanych wewnątrz kapelusza postaci może pozostać zawieszona: mogą być (w realiach tekstu) prawdziwymi ofiarami czarnoksięskiej siły, mogą być produktem ubocznym wewnętrznych zmagań bohaterki.

 

 

Tutaj rzeczywiście celowałam w różne domysły Czytelnika. Happy endy lubię i pierwotnie było tu zakończenie aż nazbyt słodkie. Dopiero podczas poprawiania tekstu zrodził się u mnie pomysł, aby Annę mimo wszystko unieszczęśliwić, więc pytałam jeszcze Betujących o Ich zdanie. Happy end przepadł. :)

 

 

Podsumowując, tekst naprawdę mnie ujął, z szeroką gamą emocji od współczucia i strachu do zachwytu. Trochę pominąłem kreację Ursyna, ale to nie jest zwykły oprawca, tylko pisarz z dostępem do aparatury automatycznie lub półautomatycznie przetwarzającej cierpienia jego ofiar na tekst, który potem zachwyca masy – także chyba całkiem świeży pomysł, dający się też dodatkowo czytać jako metafora systemów politycznych skarmiających gawiedź jednostkami. Wyborna lektura. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie przystąpił teraz do wytykania wątpliwości konstrukcyjnych i błędów językowych…

 

 

Istotnie, znając wiele przykładów sterowania masami, chciałam to wpleść w domniemanie Czytelników i cieszę się, że cel zrealizowałam. :)

 

Sprawy językowe poprawiłam. Dziękuję. heart

Konstrukcyjne także. Są zatem kajdanki przy stopach, Anna sprzed ołtarza nie ucieka. Jak widać, filmowa uciekająca panna młoda za bardzo wryła mi się w pamięć.laugh

 

 

 

Druga, nie mniej istotna kwestia: realizm dynamiki relacji. O ile mi wiadomo, tego typu patologiczne stosunki zwykle rozwijają się powoli, oprawca stopniowo ogranicza ofierze zewnętrzne zajęcia, zainteresowania, kontakty ze znajomymi i rodziną. (…) Co najwyżej mogę domniemywać, że czarnoksiężnik wykorzystał swą magię, aby proces uzależniania od siebie żony przeprowadzić znacznie szybciej niż naturalnie – jeżeli dobrze trafiam z tym domysłem, być może należałoby o tym jawnie wspomnieć w tekście?

 

Podkreśliłam, że to dzięki czarom uzależnienie nastąpiło szybko. Mam nadzieję, że należycie to wybrzmiało.

 

Kolejna wątpliwość konstrukcyjna ma na imię Marlenka.

 

Rzeczywiście, pierwotnie Marlenka miała być kilkulatką i dialogi dostosowałam do jej wieku, lecz rozbudowując je, wplotłam zbyt wiele stwierdzeń dojrzalszych. W sukurs przyszedł mi odcinek „Columbo” o stowarzyszeniu nadinteligentnych ludzi, a wśród nich kilkunastolatki. :)

Pozmieniałam nieco teraz wypowiedzi tej dziewczynki, mam nadzieję, że są mądrzejsze. :)

 

 

Czwarta wątpliwość konstrukcyjna, raczej zupełnie błaha w porównaniu z poprzednimi trzema – ostatnia scena. Pisarz wraca do domu, wściekły po zerwanym ślubie, i nagle ma wspomnienia z całego następnego roku. Czy to ostateczna wskazówka, że wszystko jednak wydarzyło się tylko w szwankującej wyobraźni Ani? Czy można to rozumieć w sensie magicznym, że jest tak potężnym czarnoksiężnikiem, iż w reakcji natychmiast cofnął się w czasie i zdublował sam siebie? Może rozmyślnie chciałaś to pozostawić niedopowiedziane?

 

Tu również liczyłam na niedopowiedzenie i domysły Czytelników.

 

 

 

Pan Bóg wie, dlaczego, proszę księdza.

I na koniec trudny, oryginalny przypadek. Istnieje mało znana zasada interpunkcyjna (sam długo popełniałem błąd) mówiąca, że nie stawia się przecinka przed zdaniami podrzędnymi z orzeczeniem domyślnym (https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/NIe-rozumiem-dlaczego;13589.html), czyli tutaj przecinek przed “dlaczego” byłby nieprawidłowy. W tej jednakże sytuacji “Pan Bóg wie dlaczego” byłoby jedną z postaci frazeologizmu o znaczeniu “nie umiem tego wyjaśnić”, zatem moim zdaniem dla wydobycia sensu dosłownego “przyczynę zna (oprócz mnie) Pan Bóg” należy przecinek postawić, powołując się na zasadę nadrzędną o potrzebie stosowania interpunkcji dla uniknięcia dwuznaczności semantycznych.

 

 

Początkowo napisałam to zdanie bez pierwszego wyrazu, lecz zabrzmiało mi, jak potoczne powiedzenie. A ja chciałam podkreślić, że Opatrzność czuwała nad bohaterką. :)

 

 

Wyprodukowałem komentarz o nieco przytłaczających rozmiarach…

 

Wielkie podziękowania za to, czas oraz Twoje poświęcenie. Jestem bardzo wdzięczna, to niezwykle pomocne wskazówki. :) Nadal jeszcze uczę się pisać. :)

 

 

Zacznę od tego, że dziwi mnie brak przynależności tekstu do konkursu “Nokturny”, pasowałby przecież jak ulał. Jeżeli zechcesz, za zgodą jury prawdopodobnie można jeszcze dopisać.

 

To prawda, znów doskonale wyczuwasz heart, moje pierwsze pytanie podczas bety dotyczyło właśnie tego zgłoszenia. I, chociaż Betujący gorąco namawiali mnie, zdecydowałam, że na razie konkursy sobie odpuszczę. Mam od lat pewne schematy opowiadań w głowie i męczą mnie one, każąc pisać, zatem chcę to zrobić, bo czuję, że powinnam; natomiast do konkursu dobrze by było przygotować się solidniej pod kątem zasad regulaminowych itp.

 

 

Jak już powiedziałem, opowiadanie wywarło na mnie duże wrażenie, z prawdziwą przyjemnością wręczam głos do Biblioteki. Zastanawiam się też bardzo poważnie nad próbą nominacji piórkowej. Waham się z dwóch względów: po pierwsze, dopiero co sam otrzymałem piórko, więc może przez to łatwiej przychodzą mi one na myśl i nie jestem do końca obiektywny; po drugie, może też dałem się ponieść zaskoczeniu dzięki Twojemu autorstwu, a ten sam tekst opublikowany przez któregoś spośród wielokrotnie nagradzanych użytkowników nie ująłby mnie aż tak? Trudno ocenić. Namyślę się jeszcze przez parę dni, nie wiem, co z tego wyniknie, ale gdyby ktoś przede mną poczynił nominację, poczuję się utwierdzony w koncepcji i tym chętniej dołożę swoje skromne jednopunktowe zgłoszenie.

 

Raz jeszcze serdecznie Ci gratuluję. (brawa!) yes

Serdecznie dziękuję za klik, ale i proszę serdecznie, abyś broń Boże nie zgłaszał mnie do piórka. Bez żadnej fałszywej skromności, twierdząc całkiem szczerze, ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że – mimo wielu starań, aby pisać coraz lepiej – piszę nadal bardzo skromnie i bardzo słabo. Obecny tekst to w dużej mierze zasługa Nieocenionych Betujących. Bez Nich usterek byłoby znacznie więcej.

 

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ślimak Zagłady

 

 

Pozdrawiam również baaardzo serdecznie i raz jeszcze dziękuję. heart

Pecunia non olet

Taki komentarz jest dla mnie, niczym przysłowiowy miód na zbolałe serce. Serdecznie Ci dziękuję za tak wnikliwą analizę i tyle pochwał. Nie ukrywam, że czytam je płacząc, jak to ja.

Nie przewidywałem, że mogę Cię aż tak wzruszyć, ale szczerze się cieszę, że komentarz przypadł do gustu i przyniósł Ci pewną radość czy ulgę.

Jako osoba empatyczna, próbuję niejednokrotnie wczuć się w psychikę takiej kobiety, zrozumieć jej postępowanie, powód ciągłego trwania przy oprawcy.

Widzisz, ja akurat w zakresie tego wczuwania się w psychikę mam pewne ograniczenia, co zresztą stanowi niebagatelną trudność przy pisaniu opowiadań, mogę sobie tłumaczyć tylko w kategoriach rozumowych, co nie zawsze wystarcza.

Happy endy lubię i pierwotnie było tu zakończenie aż nazbyt słodkie.

Ależ jak najbardziej, ja także naprawdę lubię happy endy i szkoda mi tutaj Ani, a jednak takie zakończenie wydaje się właściwsze w konwencji tekstu, wydobywa ważniejsze przesłanie. Przypuszczam, że betujący mówili mniej więcej to samo.

Istotnie, znając wiele przykładów sterowania masami, chciałam to wpleść w domniemanie Czytelników i cieszę się, że cel zrealizowałam.

A tutaj się trochę zdziwiłem, bo myślałem, że to tylko ja się dopatruję takiej oderwanej interpretacji. Wspaniale, że jednak trafiłem!

Sprawy językowe poprawiłam. Dziękuję.

Nie ma za co, przyjrzę się zresztą jeszcze raz.

Anna sprzed ołtarza nie ucieka. Jak widać, filmowa uciekająca panna młoda za bardzo wryła mi się w pamięć.

Przyznam się, że zawsze mam odrobinę wątpliwości w takim momencie. Krytykę pisze się stosunkowo łatwo, ale kiedy autor rzeczywiście decyduje się po niej wprowadzić zmiany konstrukcyjne w dobrym przecież tekście, czuje się ten ciężar odpowiedzialności. A jednak wierzę, że odejście podczas ostatnich przygotowań zamiast sprzed samego ołtarza dobrze wpłynęło na tekst, jest mniej hollywoodzko, lecz chyba uczciwiej. Zauważyłem tutaj, że niektóre frazy nie zostały do końca czytelnie zmienione:

– Anno? Czy słyszysz? Czekamy na twoją odpowiedź.

Jakby miała już wypowiedzieć sakramentalne “tak”.

Byłam z powrotem w kościele, podczas ceremonii zaślubin

Może “tuż przed ceremonią zaślubin”?

I sąsiednie zagadnienie:

Są zatem kajdanki przy stopach

Tutaj, czytając rano tekst na świeżo, zacząłem się jeszcze mocniej wahać. Uprzytomniłem sobie, że te kajdanki podsunął mi może po części mój najnowszy tekst, może po części – niemal podświadomie – wspomniana poprzednio fraza “za jego rozkazem”, która mogła mi przywieść na myśl ów cytat z Mickiewicza:

Tych, którzy śmierci uszli, za jego rozkazem

bez braku w jeden łańcuch skrępowano razem:

leżą Żydzi przy popach, przy metresach wodze,

ręka związana z ręką, noga bliska nodze.

Tymczasem mojemu objaśnieniu wyższości metalu nad włóknem może nie można nic logicznie zarzucić, a i tak jest prawie bałamutne. Jeżeli bowiem pracujemy na gruncie realizmu, to zdecydowanie najczęstszą formą fizycznego ograniczania wolności przez oprawców domowych jest po prostu zamykanie drzwi na klucz, chyba że akurat fetyszysta się trafi, ale takiego to trudności techniczne nie powstrzymają. A to w dodatku nie do końca realizm, mamy czarnoksiężnika, który pewnie mógłby zakląć sznur w zamkniętą pętlę i nie przejmować się zaciskaniem węzłów. I więzy, i kajdany mają trudną, bogatą symbolikę, którą sam nie do końca potrafię użytkować literacko. Napisałaś tę pierwszą scenę wmuszania do kapelusza z takim niesamowitym smakiem, że nie powinienem w ogóle ważyć się na instruowanie Cię co do krępowania. Wydaje mi się więc, że teraz jest naprawdę bardzo dobrze, ale powinnaś zdecydować w pełni samodzielnie. I tak już poświęciłem o wiele zbyt dużo miejsca na ten trzyzdaniowy wątek.

Podkreśliłam, że to dzięki czarom uzależnienie nastąpiło szybko. Mam nadzieję, że należycie to wybrzmiało.

Rozumiem, że to podkreślenie następuje w zdaniu:

Byłam ofiarą, która w domowym areszcie traciła wskutek czarów poczucie rzeczywistości, pamięć, wspomnienia.

Otóż naprawdę nie wiem, czy wybrzmiało. Mógłbym łatwo przeoczyć dogłębne znaczenie tego zdania, ale może to tylko mój brak wrażliwości w odbiorze? Dopisałbym po tym coś w rodzaju Nienaturalnie szybko zaczęłam więc akceptować coraz większe ograniczenia wolności, zakaz kontaktów z kimkolwiek, ale czy to nie byłoby z kolei walenie odbiorcy ekspozycją po głowie? Kto wie, może warto to zmienić, może lepiej poczekać na opinie innych czytelników.

Pozmieniałam nieco teraz wypowiedzi tej dziewczynki, mam nadzieję, że są mądrzejsze.

Tak, zdecydowanie! Na ogół można stosować taką regułę, że jeżeli piszemy genialne dziecko (zwłaszcza z sugestią spektrum autyzmu, której tu akurat raczej nie ma), to ono już w wieku znacznie poniżej dwunastu lat będzie się wyrażało lepiej niż dorosły, z niezmiernie bogatym słownictwem, często w stylu naukowym, znacznie rzadziej prawniczym lub politycznym. Dopiero w sytuacji stresowej to się może rozsypać, przejść nawet na przeciwną stronę, z wyciem i oderwanymi dziecinnymi wyrazami. Dziewczęta są jednak pod tym względem trudniejsze w opisie od chłopców, dużo częściej i szybciej uczą się maskować, wypowiadać jak rówieśniczki, aby nie odstawać od grupy.

Przy okazji postarałem się przypomnieć sobie, w jakim wieku ja bym się już nie nabrał na pierwotną wersję wypowiedzi Ursyna. I rzeczywiście, pamiętam konkretny moment olśnienia, w wieku około dziewięciu i pół roku, kiedy to wyraźnie sobie uświadomiłem, że kiedy ktoś składa mi niestworzone obietnice, to nie dlatego, że on akurat ma możliwość je spełnić, lecz dlatego, że chce coś uzyskać moim kosztem. I nie znaczy to, abym wcześniej z całą pewnością miał się nabrać na tego rodzaju namowę (byłem przecież uprzedzany, aby nie ufać obcym dorosłym), lecz raczej to, że później z całą pewnością bym ją wyśmiał.

I jeszcze to zagadnienie, blisko w sumie powiązane i poruszone przeze mnie poprzednio, którym chyba nie zajęłaś się w odpowiedzi:

Dzięki temu mama przeżyła, bo kierowca uciekł. A potem pani opiekowała się mamą jako wolontariuszka.

Wcześniej piszesz, że Ania była wolontariuszką w hospicjum. Pomijając już to, że wnosi to do tekstu kolejną mroczną warstwę – bo mogłabyś przecież tak zamierzyć – wydaje mi się (choć może się mylę?), że ogromna większość hospicjów zapewnia opiekę stacjonarną tylko osobom w terminalnym stadium choroby. Po wypadku samochodowym można oczywiście znaleźć się w stanie wegetatywnym, doznać paraliżu i tym podobne, ale trudno sobie wyobrazić stan, który nieuchronnie prowadziłby do śmierci w krótkiej perspektywie czasowej. Jeżeli zatem stan mamy Marlenki ma w Twoim zamyśle rokować poprawę, mogłabyś po prostu wspomnieć o wolontariacie w szpitalu, a jeżeli nie – to do przemyślenia, najlepiej spytać jeszcze kogoś, ale może wyspecjalizowany dom pomocy społecznej?

Chwileczkę, teraz dopiero zauważyłem, że ona według tekstu pracowała w hospicjum, gdzie to Marlenka miała potem być wolontariuszką, a Ania z kolei opiekowała się mamą Marlenki jako wolontariuszka, więc może w szpitalu. Czytelnikowi bardzo łatwo się pomylić, czy to celowo tak zagmatwane?

Początkowo napisałam to zdanie bez pierwszego wyrazu, lecz zabrzmiało mi, jak potoczne powiedzenie. A ja chciałam podkreślić, że Opatrzność czuwała nad bohaterką.

Bardzo dobry wybór pod tym względem.

Wielkie podziękowania za to, czas oraz Twoje poświęcenie. Jestem bardzo wdzięczna, to niezwykle pomocne wskazówki.

Bez przesady z tym poświęceniem, bawię się dużo lepiej niż na ogół przy pisaniu własnych tekstów! A teraz, za pozwoleniem, jeszcze odrobina przeglądu językowego…

Chwalono szczodrość Ursyna za wpieranie wielu akcji charytatywnych

Wspieranie… Czekaj, a może on naprawdę wpierał je komu popadnie i za to go chwalono?

Ursyn okazał się okrutnym psychopatą

Do rozważenia, potocznie na pewno jest w porządku, ale to chyba już przestarzałe określenie. Nie wiem, czy zależy Ci na tym, aby bohaterka używała obowiązującej terminologii medycznej.

cały, przerażający świat, opisywany w swych mrocznych powieściach.

To są powieści Ursyna, a nie tego świata, więc opisywany w jego mrocznych powieściach lub opisywany przez niego w mrocznych powieściach.

Wizje senne i towarzyszące im emocje Ursyn odczytywał co noc dzięki metalowemu urządzeniu, zakładanym mi na głowę po każdym powrocie z koszmarnej krainy.

Powinno być zakładanemu.

W całkowitym mroku schodziłam ostrożnie obolałymi (…) Pokrwawiona i obolała sunęłam wolno chodnikiem

Dwa razy “obolały” w bardzo niewielkim odstępie, może lepiej coś odmienić.

Ku mojemu zdumieniu dotarłam do rozwidlenia

Lepsze stylistycznie byłoby swojemu lub swemu, ewentualnie nawet własnemu.

Dziewczynka, słysząc go, zasłoniła twarz rączkami. (…) Pokiwała główką

W stosunku do dwunastolatki chyba nie użyłbym takich zdrobnień, ale to kwestia gustu.

– “Cerebra Świata”… – Przypomniałam sobie tytuł książki Ursyna.

Poprzednio chodziło mi też o to, że “świata” powinno być małą literą, bo tylko pierwszy wyraz tytułu (i oczywiście ewentualne nazwy własne) zapisujemy wielką.

I na zakończenie:

Nie zwróciłam uwagi, kiedy kostka wypadła z mojej dłoni, ginąc w leżących liściach.

Zazwyczaj wskazałbym “wypadła mi z dłoni” jako bardziej naturalną strukturę, ale tutaj do przemyślenia, możesz chcieć zaakcentować takim nietypowym wariantem ostatnie zdanie tekstu.

 

Jeszcze raz gorąco dziękuję za ponowne gratulacje i za wszystkie miłe słowa co do komentarza!

Serdecznie dziękuję za klik, ale i proszę serdecznie, abyś broń Boże nie zgłaszał mnie do piórka. Bez żadnej fałszywej skromności, twierdząc całkiem szczerze, ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że – mimo wielu starań, aby pisać coraz lepiej – piszę nadal bardzo skromnie i bardzo słabo.

Oczywiście uszanuję Twoje życzenie w tej kwestii, ale przemyśl to jeszcze, proszę. Już ewentualna nominacja do piórka jest naprawdę cenna, gdyż pozwala otrzymać komentarze piórkowe Loży, które często okazują się wartościowe i pozwalają zapoznać się z licznymi pogłębionymi poglądami na zawartość oraz konstrukcję tekstu. Przy tym przekonanie o słabości własnych tekstów jest bardzo zdrowe i rozwojowe, ale nieco się już zastanowiłem i ze swojej strony mogę uczciwie powiedzieć, że żaden tekst tutaj nie zrobił na mnie takiego wrażenia i nie zapadnie mi tak bardzo w pamięć chyba co najmniej od czasu Kiedy Fizyka bierze urlop Finkli albo Spleć z głosów kwiat piekielny Zanaisa.

Historia z interesującym zakończeniem. Mam nadzieję, że jednak jest jakiś sposób, żeby powstrzymać łajdaka. A talizmany powinno się trzymać w bezpieczniejszym miejscu.

Przypomina mi się hasło, że “Za każdym sukcesem mężczyzny stoi nie tylko silny charakter, ale przede wszystkim silna kobieta”. Trochę seksistowskie, ale pewnie często tak jest.

Też uważam, że to opowiadanie jest dużo lepsze od Twoich poprzednich. Tak trzymaj.

Babska logika rządzi!

Finklo, serdecznie dziękuję, to mocno motywujące. Wow, niespodziewajka wielka, dziękuję za klik! heart

Pozdrawiam Cię. :)

 

 

Witaj, Ślimaku Zagłady. :)

 

Dialogi w kościele zmieniłam, o ile dobrze odebrałam Twoje sugestie. :)

Z psychopaty uczyniłam szaleńca. :)

 

Nie przewidywałem, że mogę Cię aż tak wzruszyć, ale szczerze się cieszę, że komentarz przypadł do gustu i przyniósł Ci pewną radość czy ulgę.

 

Zdecydowanie tak! :)) Wzruszam się łatwo, tak już mam. :))

 

Widzisz, ja akurat w zakresie tego wczuwania się w psychikę mam pewne ograniczenia(…)

 

Absolutnie w to nie wierzę. W moim opowiadaniu co kilka zdań wskazywałeś idealnie każdą kwestię, omawianą szczegółowo podczas bety. :)

 

… takie zakończenie wydaje się właściwsze w konwencji tekstu, wydobywa ważniejsze przesłanie. Przypuszczam, że betujący mówili mniej więcej to samo.

 

Nie mylisz się. :)

 

A tutaj się trochę zdziwiłem, bo myślałem, że to tylko ja się dopatruję takiej oderwanej interpretacji. Wspaniale, że jednak trafiłem!

 

Trafiłeś znowu celnie. :))

 

że odejście podczas ostatnich przygotowań zamiast sprzed samego ołtarza dobrze wpłynęło na tekst, jest mniej hollywoodzko, lecz chyba uczciwiej.

 

Potwierdzam. :))

 

Otóż naprawdę nie wiem, czy wybrzmiało. Mógłbym łatwo przeoczyć dogłębne znaczenie tego zdania, ale może to tylko mój brak wrażliwości w odbiorze? Dopisałbym po tym coś w rodzaju Nienaturalnie szybko zaczęłam więc akceptować coraz większe ograniczenia wolności, zakaz kontaktów z kimkolwiek, ale czy to nie byłoby z kolei walenie odbiorcy ekspozycją po głowie? Kto wie, może warto to zmienić, może lepiej poczekać na opinie innych czytelników.

 

Właśnie owego „walenia” staram się unikać, bo pamiętam, że podczas komentowania moich tekstów jest mi często zarzucane. :)

Same kajdany zostawię, ponieważ istotnie są bardziej wyraziste. :)

 

 

I jeszcze to zagadnienie, blisko w sumie powiązane i poruszone przeze mnie poprzednio, którym chyba nie zajęłaś się w odpowiedzi(…). Wcześniej piszesz, że Ania była wolontariuszką w hospicjum.

Tak, tutaj pozmieniam zaraz na szpital. :)

 

Czekaj, a może on naprawdę wpierał je komu popadnie i za to go chwalono?

Głowa w piach ze wstydu… Literówka, przepraszam…blush

Podobnie inne kwestie językowe. I tym razem mam nadzieję, że wszystko popoprawiałam. :)

 

Jeszcze raz gorąco dziękuję za ponowne gratulacje i za wszystkie miłe słowa co do komentarza!

 

To raczej ja Ci bardzo dziękuję.smiley

Przemiłe słowa na koniec, ogromne podziękowania dla Ciebie, ale tak, jak pisałam, proszę o to, abyś mojego tekstu nie zgłaszał do piórka (nawet teraz mi trudno uwierzyć, że taka propozycja w ogóle padła blush), bo czułabym się z tym nieswojo i nie w porządku. :)

 

Pozdrawiam serdecznie i raz jeszcze za wszystko dziękuję. heart

 

 

 

 

 

Pecunia non olet

I ja także najmocniej dziękuję. Trudno mi dostatecznie podkreślić, jak miło się czytało to opowiadanie i dyskutowało o nim!

Jeszcze raz uważnie przepełznąłem przez tekst i chyba nie będę w stanie już wiele więcej podpowiedzieć. Czytało się – jak na moje możliwości – niemal idealnie płynnie, z jednym tylko drobniutkim potknięciem:

Zrozumiałam. Była wolontariuszką w szpitalu, gdzie przedtem pracowałam.

Dzięki temu mama przeżyła, bo kierowca uciekł. A potem pani opiekowała się mamą jako wolontariuszka.

Bardzo już wygładziłaś tę omawianą poprzednio zawiłość odnośnie rodzaju opieki, ale wydaje mi się, że warto by było tu jeszcze odrobinę poprawić, aby wyjaśnić, czy Ania była wolontariuszką w szpitalu, a pracowała gdzie indziej, czy też właśnie pracowała w szpitalu i dlatego opiekowała się tam mamą Marlenki.

Czyli w pierwszej wersji na przykład tak: Zrozumiałam. Była wolontariuszką w szpitalu, tam gdzie ja przedtem. (…) Dzięki temu mama przeżyła, bo kierowca uciekł. A potem pani opiekowała się mamą jako wolontariuszka.

A w drugiej wersji na przykład tak: Zrozumiałam. Była wolontariuszką w szpitalu, gdzie przedtem pracowałam. (…) Dzięki temu mama przeżyła, bo kierowca uciekł. A potem pani opiekowała się mamą na oddziale szpitalnym.

Żadnego rozwiązania oczywiście nie narzucam.

Dialogi w kościele zmieniłam, o ile dobrze odebrałam Twoje sugestie.

Odebrałaś je wręcz znakomicie!

Absolutnie w to nie wierzę. W moim opowiadaniu co kilka zdań wskazywałeś idealnie każdą kwestię, omawianą szczegółowo podczas bety.

To może ja sam powinienem bardziej wierzyć w swoje możliwości…

Właśnie owego „walenia” staram się unikać, bo pamiętam, że podczas komentowania moich tekstów jest mi często zarzucane.

Rozumiem, w takim razie istotnie lepiej poczekać z tym na ewentualne następne opinie.

Podobnie inne kwestie językowe. I tym razem mam nadzieję, że wszystko popoprawiałam.

I ja mam nadzieję, że oprócz tej jednej wskazanej kwestii to już naprawdę wszystko. Co najwyżej zjawi się na przykład niezastąpiona Regulatorzy i nas zaskoczy…

Przemiłe słowa na koniec, ogromne podziękowania dla Ciebie, ale tak, jak pisałam, proszę o to, abyś mojego tekstu nie zgłaszał do piórka (nawet teraz mi trudno uwierzyć, że taka propozycja w ogóle padła blush), bo czułabym się z tym nieswojo i nie w porządku. :)

Jak powiedziałem, absolutnie nie śmiem nalegać. Wyjaśnię tylko, że do uzyskania piórkowej nominacji potrzeba pięciu punktów zgłoszenia, a ja – nie będąc dyżurnym – mogę przyznać zaledwie jeden punkt, byłby to zatem tylko symboliczny wyraz osobistego podziwu. Nie wpycham Cię jednak w ten “kapelusz”, jeżeli Ci całkiem nie odpowiada, nie jestem jak Ursyn. A można trochę rozreklamować opowiadanie w Shoutboksie, że bardzo zajmujące i warte lektury, czy z tym też czułabyś się raczej niekomfortowo?

I raz jeszcze najserdeczniej pozdrawiam!

Witaj, Ślimaku Zagłady. :)

 

Wyprostowałam kwestię wolontariatu (dziewczynka po prostu zastępowała główną bohaterkę), bo chciałabym, aby stanowił on odrębne zajęcie Anny, poza pracą. 

 

To może ja sam powinienem bardziej wierzyć w swoje możliwości…

Popieram. :))

 

Co najwyżej zjawi się na przykład niezastąpiona Regulatorzy i nas zaskoczy…

 

Odwiedziny Regulatorzy są dla mnie zawsze nadzwyczaj owocne heart, ale nie śmiem Jej prosić ani oczekiwać, bo tekst jest rzeczywiście obszerny. smiley

 

Jak powiedziałem, absolutnie nie śmiem nalegać. Wyjaśnię tylko, że do uzyskania piórkowej nominacji potrzeba pięciu punktów zgłoszenia, a ja – nie będąc dyżurnym – mogę przyznać zaledwie jeden punkt, byłby to zatem tylko symboliczny wyraz osobistego podziwu. Nie wpycham Cię jednak w ten “kapelusz”, jeżeli Ci całkiem nie odpowiada, nie jestem jak Ursyn. A można trochę rozreklamować opowiadanie w Shoutboksie, że bardzo zajmujące i warte lektury, czy z tym też czułabyś się raczej niekomfortowo?

Ślimaku Zagłady, jest mi ogromnie sympatycznie, ale naprawdę czuję się mile zaskoczona, ponieważ zdaję sobie sprawę, ile mi brakuje do Twórców Piórkowych, dlatego uważam, że na to po prostu nie zasługuję, podobnie jak na wskazywanie tego tekstu gdziekolwiek. blush Szczególnie, że w innym wątku właśnie część Użytkowników zgłasza postulaty, aby na tym Portalu pojawiła się możliwość blokowania wybranych osób i ich tekstów. laugh Poblokują mnie jeszcze, przerażeni poziomem, i tyle będzie. winklaugh

 

I raz jeszcze najserdeczniej pozdrawiam!

Serdeczności i podziękowania. heart

Pecunia non olet

Wyprostowałam kwestię wolontariatu (dziewczynka po prostu zastępowała główną bohaterkę), bo chciałabym, aby stanowił on odrębne zajęcie Anny, poza pracą.

Bardzo dobrze wyszło, moim zdaniem.

bo tekst jest rzeczywiście obszerny.

W moim odczuciu niecałe dwadzieścia tysięcy znaków to jeszcze stosunkowo krótkie opowiadanie.

ponieważ zdaję sobie sprawę, ile mi brakuje do Twórców Piórkowych, dlatego uważam, że na to po prostu nie zasługuję, podobnie jak na wskazywanie tego tekstu gdziekolwiek.

Oczywiście do niczego nie przymuszam. Po prostu głęboko wierzę w to, że tekst bardzo by się spodobał wielu osobom, a Ty wyniosłabyś naukę z kolejnych komentarzy. To jednak Twoja decyzja.

Serdeczności i podziękowania.

Nawzajem!

Nawet nie wyobrażasz sobie, jak wiele znaczą dla mnie takie komentarze, Ślimaku Zagłady

To najwspanialsza nagrodą, zapewniam. smiley

Dziękuję bardzo. heart

Pecunia non olet

Bruce & Ślimaku, wtrącę się, bo czuję się, jakbym podsłuchiwał Waszą rozmowę.

Uważam, że piórko w rzeczywistości dostaje tekst nie autor, bo autor może za chwilę napisać gniota, za którego dostanie cięgi. Zatem, Bruce, przestań się bronić, a Ty Ślimaku nominuj, skoro jesteś zdania, że tekst na to zasługuje. Howgh!

Dziękuję bardzo, Koalo75; jak widzę, Ty także używasz indiańskiej siły perswazji. ;)

Moje zdanie przedstawiłam. Nie uważam się za zasługującą na piórko, biorąc pod uwagę ten tekst. Jeszcze daleka droga przede mną. :)

Doceniam jednak i bardzo Ci dziękuję. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

 

Ślimaku Zagłady, muszę Cię serdecznie przeprosić, ale poległam/uległam, zaskoczona wpisem Ambush w konkursowym wątku, doceniając zatem wkład Betujących, zgłosiłam tekst do “Nokturnów”. 

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Za co przepraszasz, Bruce? Sam to przecież proponowałem w pierwszym wpisie. Opowiadanie moim zdaniem zasługuje na szerszy odbiór, więc cieszę się, że postanowiłaś je zgłosić do konkursu, gdzie ma szansę zwabić więcej czytelników i zostać porównane z innymi tekstami o zbliżonej konwencji.

Żeby nie mieszać więcej pod konkursem napiszę tu.

Autorko, to Ty wymyśliłaś Ursyna i jego kapelusz, więc ciesz się chwała i pław się w niej.

Wiadomo, że po becie jest lepiej, zawsze jest, ale opowiadanie było znakomite i beta tylko wyszlifowała diament.

Słyszałam opinie, że Polki nie umieją przyjmowac pochwał. Że jak goście mówią “ale pyszny tort upiekłaś”, to odpowiadają “aaaa, taki zakalec mi wyszedł i do tego krem zwarzony”. ;D

Bruce, upiekłaś wyśmienity tort!

 

Lożanka bezprenumeratowa

Ślimaku Zagłady, zmienianie zdania nie leży w mojej naturze, stąd przeprosiny. Dziękuję. :)

 

Ambush, a Ty wiesz, Kochana, że ja tak właśnie mam? laugh Zawsze narzekam na moje wypieki. blush

Dzięki i pozdrawiam. heart

Pecunia non olet

Przeczytałam z zainteresowaniem, myślę, że dobrze rozegrałaś główny (straszny) temat powieści pisanych cierpieniem innych. Cylinder – świetny motyw! Z minusów wskazałabym następujące: na początku poznajemy bohaterkę, która coraz bardziej traci siły i rozum, coraz bardziej i bardziej… a potem nagle ni stąd ni zowąd znajduje w sobie tyle hartu, aby się przeciwstawić, uciec i walczyć. Psychologicznie mało wiarygodne. Czy nie potrzeba tu jakiejś znaczącej metanoi? Jakiegoś przemieniającego wydarzenia? W dalszej części tę funkcję spełnia talizman, ale wydało mi się to drogą na skróty :)

Pozdrawiam!

Cześć, Chalbarczyk, dziękuję za odwiedziny oraz za komentarz, to bardzo ciekawe uwagi. Starałam się podkreślić, że Anna zaszła tym razem wyjątkowo daleko, jak jeszcze nigdy dotąd, oddalając się od męża i jego niebezpiecznej maszyny na tyle, aby nabrać sił. Ursyn wzywał ją parokrotnie, gdyż i on rozumiał, że dłuższa wędrówka po “bardziej kolorowej” krainie pomoże jego ofierze, wzmacniając ją wewnętrznie i zewnętrznie. Najwyraźniej nie udało mi się.

Dopiszę zatem, że z każdym krokiem nabierała coraz więcej sił, aby przekonać do tej koncepcji Czytelnika.

 

Pozdrawiam serdecznie. 

 

Pecunia non olet

Cześć

 

Dzięki pomocy sił nieczystych zamykał we wnętrzu magicznego cylindra (zakupionego niegdyś w sklepie ze starociami) przed wścibskimi oczami cały, przerażający świat, opisywany przez niego mrocznych powieściach.

Chyba zabrakło tutaj “w”.

 

Interesujący pomysł, dobra realizacja. Moment spotkania z Marlenką trochę wybija z rytmu czytania, bo z obrazowych opisów przeskakujemy do fragmentu dialogu. Głównie dialogu. 16k zzs, myślę, że dało się jeszcze rozbudować, ale efekt i tak jest dobry :)

Witaj, OldGuard, dziękuję Ci bardzo i serdecznie pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Chalbarczyk, ja także myślę, że Twój komentarz jest całkiem ciekawy! Jeżeli chodzi o talizman, mam wrażenie, że tutaj dużo zależy od odbioru opowiadania. Kiedy czytamy dosłownie, magicznie, jest on w miarę naturalnym elementem. Kiedy natomiast podchodzimy bardziej od strony psychologicznej, rozumiałbym go jako symboliczne unaocznienie pewnej decyzji: bohaterka otrzymuje go, gdy pod wpływem rozmowy z Marlenką postanawia powrócić do dawnego życia – traci, gdy potem mimo wszystko nie potrafi powstrzymać się od ponownego podążenia za Ursynem.

Co do “ni stąd, ni zowąd znajduje w sobie tyle hartu”, rozumiem, że masz na myśli ten akapit:

Tym razem szłam w dół z poczuciem nie tylko lęku, towarzyszącego mi stale, ale i szaleńczej chęci ucieczki przed moim ciemiężycielem. Nie wiedziałam jeszcze, jak tego dokonam, ale czułam, że nie mam innego wyjścia, jeśli chcę przeżyć.

To jest zaraz po cięciu czasowym, więc można domniemywać, że narracja pomija coś, co przynajmniej chwilowo nasunęło Annie chęć ucieczki przełamującą wyuczoną bezradność – myślę, że to mógłby być nawet pozorny drobiazg, jakaś nieopatrzna wzmianka męża? Nie wydaje mi się, aby wypełnienie tej luki było kluczowe dla rozwoju akcji, choć przy większej rozbudowie tekstu oczywiście można by ją uzupełnić.

 

OldGuard, to ja w jednym z wcześniejszych wpisów zaleciłem przebudowanie tego zdania (wcześniej wyglądało nieco inaczej), a potem najwyraźniej zapomniałem sprawdzić, czy wszystko już z nim w porządku, więc też bardzo dziękuję za przypilnowanie!

Interesujący ten pomysł na świat wewnątrz kapelusza i przeplatanie się magii i wyobraźni. Tylko tak się zastanawiam, czy tych elementów fantasy nie jest za dużo jak na horrorowe standardy… Jak czytałem komentarz Ślimaka Zagłady to mi się coraz większe oczy robiły, a przy "należy przecinek postawić, powołując się na zasadę nadrzędną o potrzebie stosowania interpunkcji dla uniknięcia dwuznaczności semantycznych." wyleciały z gałek ocznych. I tak się zacząłem zastanawiać, czy te wszystkie wyjątki od wyjątku stosowane w wyjątkowych sytuacjachwymyślono tylko po to, żeby ludzie mieli ciężej w życiu ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Ślimaku Zagłady, zawsze mi jednak coś umknie. blush Bardzo zatem dziękuję za dopisanie komentarza do wpisów Dziewczyn. :)

 

Fanthomasie, dziękuję za tak miłą opinię; doskonale znam pomocne wskazówki, zawarte w komentarzach Ślimaka Zagłady, ponieważ był tak uprzejmy, że zamieszczał je przy wielu moich skromnych tekstach, poświęcając sporo swojego cennego czasu i zawsze jestem pełna podziwu dla Jego rozległej wiedzy oraz znajomości tylu prawideł pisowni. :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

No ja tez jestem pełen podziwu, bo dla mnie przecinki to zawsze była czarna magia

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

No ja tez jestem pełen podziwu, bo dla mnie przecinki to zawsze była czarna magia

 

Ja zazwyczaj mam manię stawiania ich tam, gdzie nie trzeba. ;)

Pecunia non olet

Fanthomasie, bardzo mi miło czytać słowa uznania dla komentarza. Dużo zasad interpunkcyjnych przyswajam jakoś swobodnie na podstawie czytanej literatury, ale przyznaję, że zdarzają się reguły ni przypiął ni przyłatał, niezbyt zgodne z naturalnym tokiem polszczyzny albo z tradycją historyczną.

A oczy wylatujące z gałek ocznych to już dosyć ambitne bizarro… Czytałbym!

@Ślimaku Z ortografią tak miałem, że samo z siebie mi wychodziło właśnie dzięki oczytaniu, a nie wyuczeniu się regułek, ale z przecinkami już tak łatwo nie było ;) PS. Mam nadzieję, że weźmiesz udział w konkursie.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Mam ze dwa wstępne pomysły, ale obawiam się, że może mi zabraknąć czasu. W każdym razie dzięki za zachętę!

A oczy wylatujące z gałek ocznych to już dosyć ambitne bizarro… Czytałbym!

Ja mam naprawdę bardzo bujną wyobraźnię, więc już widzę zarys takiego tekstu. laugh

Pecunia non olet

Przeczytawszy.

Tekst z gatunku tych z pomysłem, gdzie groza jest subtelna, ale istotna dla całości. Podoba mi się, że prowadzisz narrację z kobiecej perspektywy, ale nie przesadzasz z ckliwością. Co do mentalności ofiary są momenty dobre i zgrzytu, tu jednak raczej trudno się wypowiedzieć jednoznacznie, bo trauma i walka z nią to jest bardzo prywatne doświadczenie. Motyw cylindra też bardzo na plus i oryginalny. Chropowatości języka zostały wytknięte powyżej, więc proszę tylko, żebyś zwróciła na to uwagę.

 

Witam serdecznie, Oidrin, dziękuję za odwiedziny i komentarz. 

Walczę z tą chropowatością, walczę zawzięcie. 

Pozdrawiam Cię. :)

Pecunia non olet

Cześć, bruce! Przybywam marudzić.

Zaczęłam bosymi stopami schodzić po stromych stopniach, drżącymi dłońmi dotykając lodowatej ściany.

…aż dotarłam do Krainy Pasożytniczych Przymiotników, w której żaden rzeczownik nie musi iść przez życie sam ;)

Poza tym nie podoba mi się to “zaczęłam schodzić stopami”. O ile nie ma kopytek, to czym innym mogłaby schodzić? Może by to zmienić na, np.: Zaczęłam boso schodzić…

 

Przecząco potrząsnęłam głową, ale Marlenka mi przerwała.

To też mnie strasznie denerwuje. Nie da się potrząsnąć twierdząco, tak jak nie da się potaknąć przecząco, przynajmniej w naszym kręgu kulturowym.

 

Rzeczywiście uświadomiłam sobie, że pomogłam kobiecie potrąconej na przejściu przez pędzący samochód.

Rzeczywiście sobie uświadomiła, czy uświadomiła sobie, że rzeczywiście pomogła kobiecie? ;)

 

– Marlenka? Tak masz na imię? – dopytywałam rozgorączkowana.

– Tak, proszę pani, to jestem ja – odpowiedziała, jakby znała moje myśli. – Na tamtej okładce w pani domu – dodała ze smutkiem.

Byłam zszokowana.

– Jesteś wytworem wyobraźni mojego męża? – zapytałam przerażona.

Istna karuzela emocji. A każda z nich powiedziana, nie pokazana, w związku z czym czytelnik pozostaje obojętny.

 

– To prawda – przyznała.

“Przyznała” nie jest potrzebne, wynika ze zdania.

 

– Kostka do gry? – Spojrzałam ze zdumieniem.

– Uhm – potwierdziła. – Trochę ją pokolorowałam, bo zszarzała.

– To ma być ten cudowny talizman? Kostka? – zapytałam zawiedziona.

– Nie taka zwykła! – zaprzeczyła rezolutnie. – Jest magiczna. Wystarczy pomyśleć życzenie. Dzięki niej odzyska pani szczęście! – dodała z przekonaniem.

– Szczęście… – powtórzyłam z gorzkim uśmiechem. – Już dawno zapomniałam znaczenia tego słowa.

– Teraz sobie przypomnisz. Pani sobie przypomni – poprawiła się, nieco speszona.

Tellingu ciąg dalszy, a karuzela nie zwalnia. Czy naprawdę każda kwestia dialogowa musi być opatrzona komentarzem na temat sposobu, w jaki została wypowiedziana? Przecież niektóre zupełnie tego nie potrzebują. To ma być ten cudowny talizman? Kostka?, wyraża zawód wystarczająco czytelnie, by nie trzeba było dodawać, że osoba mówiąca jest zawiedziona.

 

Początek zaciekawia, ale po pierwszych gwiazdkach dobre wrażenie się zaciera, ponieważ walisz czytelnika w łeb infodumpem i sztywną ekspozycją, w której krok po kroku opisujesz historię bohaterki. Nie jest to zbyt angażujące, nawet jeśli pomysł na pisarza-psychopatę jest ciekawy.

Poza tym, mimo mrocznego tonu, cały czas miałam wrażenie pewnej infantylności narracji oraz bohaterki. W sumie to ani przez moment nie odczułam ani grozy, ani traumy, której doznała z rąk okrutnego męża. Owszem, mówisz nam o tym, że została skrzywdzona, ale ja tego po prostu nie widzę. Owszem, jest pierwsza scena, w której możemy na własne oczy się przekonać, jaki z Ursyna jest dupek. Ale na tym koniec. Większy nacisk położyłaś na fantasy niż na horror czy niesamowitość – uciekłaś od ponurego realizmu w klimaty oniryczno-narniowe, których ja, osobiście, nie potrafiłam potraktować poważnie. Kiedy głównym settingiem jest wnętrze magicznego kapelusza, raczej nie ma się co spodziewać, że kogoś może spotkać realna krzywda. Napięcie opada. Tygrys okazuje się puchatym kotkiem. Nawet brak happy endu nie zdołał zetrzeć tego wrażenia, wręcz przeciwnie, wprowadził dodatkowy dysonans.

Jeśli chodzi o styl, to przykro mi, ale zupełnie mi nie podszedł. Nie czytało się źle, w żadnym wypadku, po prostu ja takiej maniery w opisywaniu każdej kwestii dialogowej nie lubię. Ponadto zarządziłabym dla tego tekstu dietę niskoprzymiotnikową. Ale to tylko moje fanaberie, więc absolutnie nie musisz się nimi przejmować ;)

Przepraszam, że tak marudzę, ale to opowiadanie do mnie nie trafiło.

 

Nie jestem całkowicie pewna, czy imię Ursyn jest prawdopodobne dla kogoś pochodzącego z, jak zakładam, Wysp Brytyjskich.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Witaj, Gravel, bardzo dziękuję Ci za wizytę oraz wiele tak pomocnych wskazówek. Przykro mi ogromnie, że masz takie odczucia i że zawiodłam Twoje oczekiwania… crying

To raczej ja bardzo serdecznie Cię przepraszam za taki poziom… blush

Popoprawiałam teraz, co mogłam, aczkolwiek całości zmienić nie dam rady, a usunąć całkiem z Portalu byłoby obecnie nie fair wobec Betujących i Komentatorów. :((

Rzeczywiście, mam pewną manię i raczej trudno mi jej wyzbyć, chociaż pracuję nadal nad tym usilnie.blush

Aby nie czynić dodatkowego chaosu, zdecyduję jednak o wycofaniu tekstu z konkursu, jak wielokrotnie wcześniej pisałam. Wprowadzonych w błąd serdecznie przepraszam; decyzja absolutnie ostateczna. 

Pozdrawiam i raz jeszcze bardzo dziękuję.:)

Pecunia non olet

Ej, bruce, przecież to tylko moja opinia, nie jest ona absolutnym i niepodważalnym wyznacznikiem jakości Twojego tekstu. Nie ma potrzeby przepraszać za poziom tekstu, zwłaszcza, że nie był on w żadnym wypadku zły – po prostu do mnie, osobiście i subiektywnie, nie trafił. Tym bardziej nie widzę powodu dla wycofywania tekstu z konkursu…

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Uczę się jeszcze pisać, staram wzorować na lepszych oraz bardziej dopracowanych tekstach, ale nadal mi daleko. blush

Pisanie to w sumie trudna sztuka. wink

Pozdrawiam serdecznie, Gravel i raz jeszcze bardzo dziękuję oraz przepraszam. blush

Pecunia non olet

Cześć, Gravel! Wyjątkowo się dzisiaj składa, miło Cię widzieć pod kolejnym tekstem. Komentowałem już to opowiadanie na tyle szczegółowo, że z przyjemnością odniosę się i do Twoich uwag. Wciąż jeszcze potrafi mnie zaskoczyć, ile potrafi zdziałać druga para czujnych oczu nad tekstem, który przecież naprawdę uważnie czytałem.

…aż dotarłam do Krainy Pasożytniczych Przymiotników, w której żaden rzeczownik nie musi iść przez życie sam

Ładne, coś w tym jest! Chociaż jeżeli “żaden rzeczownik nie musi”, to chyba Symbiotycznych Przymiotników, a przy Pasożytniczych “żaden rzeczownik nie ma szans” albo podobnie.

Poważniej – nie wskazywałem tego jako wady, ponieważ przyjąłem taką stylistykę jako konwencję tekstu. W dłuższym utworze mogłoby się okazać męczące, w tym opowiadaniu mnie nie raziło. Rozumiem jednak, że niektórym może przeszkadzać (zwłaszcza że i Oidrin, pisząc o “chropowatościach”, zdaje się mieć na myśli głównie nadmiar przymiotników), więc oczywiście należało na to zwrócić uwagę.

O ile nie ma kopytek, to czym innym mogłaby schodzić? Może by to zmienić na, np.: Zaczęłam boso schodzić…

Myślę, że to miało przybliżyć odbiorcy akt schodzenia i jego fizyczne odczuwanie, ale zgoda – w nowej wersji chyba jest odrobinę lepiej stylistycznie. Chociaż ocaliłbym przynajmniej jeden z przymiotników stromych, drżącymi – nie popadajmy ze skrajności w skrajność.

To też mnie strasznie denerwuje. Nie da się potrząsnąć twierdząco, tak jak nie da się potaknąć przecząco, przynajmniej w naszym kręgu kulturowym.

Tutaj mnie zastanowiłaś. Wydawało mi się, że głową kiwa się na “tak”, kręci na “nie”, ale potrząśnięcie może być niejednoznaczne. Kiedy jednak przejrzałem KJP PWN, przeważającą formą jest “potrząsnąć głową” (kilkadziesiąt wystąpień, zawsze w sensie przeczenia), podczas gdy “potrząsnąć przecząco głową” pojawia się siedem razy (wprawdzie nawet znane nazwiska – dwa razy Żukrowski, raz Nienacki, raz Zofia Kossak). Krótsza wersja w istocie wydaje się zatem lepsza.

Rzeczywiście sobie uświadomiła, czy uświadomiła sobie, że rzeczywiście pomogła kobiecie?

Racja.

Istna karuzela emocji. A każda z nich powiedziana, nie pokazana, w związku z czym czytelnik pozostaje obojętny. (…) “Przyznała” nie jest potrzebne, wynika ze zdania. (…) Czy naprawdę każda kwestia dialogowa musi być opatrzona komentarzem na temat sposobu, w jaki została wypowiedziana?

Słuszne spostrzeżenia! Zbliżone do kwestii nadmiaru przymiotników, ale wydaje mi się, że opisy reakcji dialogowych rzeczywiście mogą bardziej razić, więc dobrze, że pomogłaś je trochę przesiać. Sam na przyszłość postaram się lepiej pamiętać o tym zagadnieniu.

I teraz kwestie fabularne…

Początek zaciekawia, ale po pierwszych gwiazdkach dobre wrażenie się zaciera, ponieważ walisz czytelnika w łeb infodumpem i sztywną ekspozycją, w której krok po kroku opisujesz historię bohaterki. Nie jest to zbyt angażujące, nawet jeśli pomysł na pisarza-psychopatę jest ciekawy.

Zgadzam się co do tego, że pierwsza scena może być najmocniejszym punktem opowiadania, odniosłem niemniej wrażenie, iż możliwość cofnięcia się po początkowym wrzuceniu w środek akcji i spokojnego poznania historii bohaterki też stanowi pewną zaletę. Przypuszczam, że tekst raczej by stracił, gdyby zamiast tej zwięzłej zresztą ekspozycji dać jakąś oderwaną retrospekcję.

W sumie to ani przez moment nie odczułam ani grozy, ani traumy, której doznała z rąk okrutnego męża.

W tym zakresie miałem pewne rozterki. Myślałem, czy nie zasugerować dodania jakiejś trochę bardziej drastycznej sceny, ale to także nie jest idealne rozwiązanie, ktoś inny mógłby je poczytać za epatowanie dostatecznie już zasygnalizowaną przemocą. Chalbarczyk proponowała pokazanie, dlaczego za drugim razem bohaterka schodzi do świata cylindra tak zdeterminowana, może dałoby się te dwa zarysy powiązać?

Większy nacisk położyłaś na fantasy niż na horror czy niesamowitość – uciekłaś od ponurego realizmu w klimaty oniryczno-narniowe, których ja, osobiście, nie potrafiłam potraktować poważnie. Kiedy głównym settingiem jest wnętrze magicznego kapelusza, raczej nie ma się co spodziewać, że kogoś może spotkać realna krzywda. Napięcie opada.

Zupełnie nie postrzegam tego w ten sposób. Nie widzę, czemu wnętrze magicznego kapelusza, który od samego początku jest opisany dużo mroczniej od starej szafy, miałoby być bezpiecznym miejscem. Dla mnie właśnie bardzo mocną stroną opowiadania jest możliwość czytania go niejako w dwóch warstwach, gdzie fantastyka nie ujmuje grozy “realnej” sytuacji, lecz raczej dopełnia się z nią. Nie jest nawet wykluczona interpretacja skrajna, w której wnętrze kapelusza istniałoby tylko w umyśle Anny, ale to dla mnie raczej przesada; wystarczy, że narnijskie sceny dają się postrzegać równolegle jako coś, co realnie dzieje się w opowieści, oraz ogólniejsza metafora psychiki ofiary. Rozmowa z Marlenką, jak mi się zdaje, może pokazywać przypominanie sobie porzuconych zajęć, które nadawały sens życiu, osób, z którymi utraciło się kontakt. O talizmanie pisałem obszernie już wcześniej.

Nie jestem całkowicie pewna, czy imię Ursyn jest prawdopodobne dla kogoś pochodzącego z, jak zakładam, Wysp Brytyjskich.

Niezbyt (nawet w formie Urs), ale Konrad też nie bardzo. Nie wydało mi się jednak niezwykłe, że artysta zmienił sobie imię, zwłaszcza że z nazwiskiem też kombinował. Zdążyłem się przyzwyczaić do Ursyna.

Przepraszam, że tak marudzę, ale to opowiadanie do mnie nie trafiło.

Do mnie akurat nadzwyczajnie trafiło, ale marudzeniem bym tego nie nazwał, poczyniłaś mnóstwo konstruktywnych uwag, które również czytałem z dużym zainteresowaniem. Dziękuję!

 

Bruce, niepodobna napisać utwór, który zadowoliłby każdego odbiorcę. Odpowiedzialny czytelnik, siadając do lektury, liczy się z tym, że może mu ona nie przypaść do gustu. Tutaj w dodatku przebywamy na portalu literackim, gdzie jasne jest, że dzielimy się amatorskimi i niedopracowanymi tekstami, aby rozwinąć swoje umiejętności. Przemyślany komentarz wskazujący po lekturze, co komuś nie przypadło do gustu i jakie zmiany warto rozważyć na przyszłość – jest świadectwem prawidłowego funkcjonowania społeczności. Autor nie tylko nie ma powodu, ale wręcz nie powinien postrzegać go w kategoriach “zawiedzenia czyichś oczekiwań”.

Ze swojej strony mogę ponownie zapewnić, że tekst ogromnie mi przypadł do gustu. Od kilku dni, logując się na Portal, regularnie do niego wracam i przeglądam z przyjemnością, a to mi się bardzo rzadko zdarza przy innych opowiadaniach. Mam zresztą trudności z pełnym zrozumieniem i wyjaśnieniem przyczyn, dla których aż tak bardzo go polubiłem. Na pewno w znacznej mierze to, jak potrafiłaś rzeczowo i w miarę wiarygodnie opisać realny problem, zarazem nie odstępując od konwencji fantasy i zajmującej fabuły – udaje się to przecież niewielu autorom, zazwyczaj takie próby prowadzą do powstania publicystyki, z rychłą utratą możliwości zainteresowania czytelnika losami bohaterów w świecie przedstawionym. Ponadto kapitalny jest pomysł samego kapelusza, przedmiotu z dobrymi tradycjami, bo przywodzi na myśl i klasyczne kapelusze na króliki, i króliczą norę Carrolla, i starą szafę Lewisa, a jednak nie stanowi kalki, przerasta tamte kreacje grozą, przenikliwym opisem wtłaczania do środka. W sumie zadziwiłaś mnie, jak łatwo stworzyć w pełni oryginalny przedmiot fantastyczny o dużym potencjale i znaczeniu symbolicznym. Naprawdę żadne opowiadanie od miesięcy mnie tutaj nie zaskoczyło równie przyjemnie.

Szkoda, że postanowiłaś wycofać tekst z konkursu pod wpływem całkiem zresztą wyważonego komentarza, kiedy rzeczywiście jest na tyle dobry, że powinien zebrać kolejne przychylne opinie, a z dużym prawdopodobieństwem także pokusić się o nagrodę. W tej sytuacji pozostaje mi przychylić się do wcześniejszej argumentacji KoaliAmbush, wpisując się w wątku piórkowym. Przypominam, że jest to z mojej strony wyłącznie wyraz dużego osobistego uznania, nie obliguje Cię do niczego w stosunku do tego ani przyszłych opowiadań. Jeżeli propozycja zbierze pięć punktów (ja daję jeden), będzie rozpatrywana przez Lożę.

Rozumiem, że możesz nie czuć się komfortowo z taką próbą wyróżnienia (początkowo, jak pamiętasz, zamierzałem ustąpić), ale wydaje mi się teraz bardzo ważne, aby pokazać dowodnie, że nie uprawiam pustosłowia. Twoje opowiadania mogą być odbierane jako lepsze od znacznej większości zamieszczanych na Portalu i z pewnością nie powinnaś sądzić, jakoby nie dorastały do jakiegoś mitycznego poziomu, gdyż tylko sama się ograniczasz takimi przekonaniami. Czym innym jest świadomość potrzeby dalszej nauki, a czym innym zaniżanie własnych umiejętności. Mam nadzieję, że nie poczujesz się urażona czy “wepchnięta do cylindra”.

 

Z bardzo serdecznymi pozdrowieniami,

Ślimak Zagłady

Drogi Ślimaku Zagłady, bardzo Ci dziękuję za tak gorące słowa wsparcia oraz otuchy (a także innym Osobom), bo rzeczywiście miałam zamiar poddać się i tekst wyrzucić całkiem z Portalu, aby nie raził tyloma wstydliwymi niedociągnięciami. Gdyby nie tyle uwagi i czasu, jakie poświęcili dla niego Betujący oraz Komentatorzy (w tym i Ty), na pewno bym to zrobiła. Jak się okazuje – cytując klasyka filmowego laugh– “jest cały totalnie do luftu”, nieprzemyślane jest w nim właściwie wszystko, łącznie nawet – ze zmienionym wczoraj natychmiast – imieniem bohatera. Sama wiem, jak może rozczarować tekst czy film, tym bardziej jest mi przykro, że taki zawód sprawiłam Gravel. Oczywiście, rozumiem, że nie każdemu każde opowiadanie musi się podobać, jest to sytuacja normalna i zwyczajna, jestem do tego przyzwyczajona, lecz w “Cylindrolandii” nie ma absolutnie niczego dobrego, w tym sęk. I stąd moje wczorajsze słowa. Nadal uważam, że moje skromne opowiadanie nie zasługuje na żadne wyróżnienie, a już tym bardziej takie. Dziękuję Ci ponownie, Ślimaku Zagłady, za życzliwość i bardzo mi miło, że w taki sposób tekst ten odbierasz. :)

Raz jeszcze dziękuję Wszystkim i serdecznie przepraszam Betujących, Komentatorów, a szczególnie Jury, które niepotrzebnie poświęcało czas na czytanie.

 

Pozdrawiam Was serdecznie. :)

Pecunia non olet

Opowiadanie bardzo mi się podobało! :-) 

Mnie nie zaskoczyłaś tym opowiadaniem, gdyż już twoje pierwsze teksty uwodziły żywą wyobraźnią i oryginalnymi, niezwykłymi pomysłami. :-)

 

Nominuję za: 

* wciągającą konstrukcja opowiadania i wyważone proporcje poszczególnych części, sprawiające że opowieść czyta się niejako sama,

* nieprzekombinowany, naturalny język (słowa, wyrażenia). Są zwyczajne, jasne i zrozumiałe,

* pomysł i umiejętność obleczenia trudnych doświadczeń bohaterki w kostium utkany z baśniowej, jedwabistej i mocnej nici. 

 

Drobiazgi:

,Z niedowierzaniem zobaczyłam wnętrze kościoła i uśmiechającego się do mnie proboszcza. Stałam przed nim na środku, w ślubnej sukni.

– Kochanie, czekamy. – Lekko naglący głos nakazał mi spojrzeć w bok. Obok mnie stał w ślubnym garniturze Konrad, uśmiechając się do mnie niepewnie.

 

Zerknij na drugie zdanie, chyba prosi się o jakąś ingerencję – podkreślenie. Gdyby kombinować  jak najmniej inwazyjnie, mogłoby być, np. "Stałam w ślubnej sukni, tuż przed nim" bądź z uwagi na bliskość "stałam/stał i ślubnej/ślubnym", np. "Byłam w ślubnej/białej sukni". Naturalnie możesz zrobić to inaczej, tak jak tylko chcesz! :-) 

Kursywą zaznaczyłam powtórzenie "mnie", drugie "mnie" bez straty można usunąć. Chyba żeby powalczyć jeszcze z "w bok/obok" i wtedy wygładzić wszystkie wspomniane drobiazgi, jednak nie jestem do tego zbytnio przekonana, ponieważ fragment ma w sobie rodzaj napięcia zbudowanego właśnie na powtórzeniach i rodzaju skandowania.

 

Ostatnia rzecz, Bruce. Chciałabym nominować Twoje opowiadanie, dlatego komentarz ma przyjętą przeze mnie określoną formę. Jednak nie chcę wprawiać Ciebie w zakłopotanie i zależy mi na tym, abyś czuła się w miarę komfortowo podczas odwiedzin innych użytkowników. Proszę, nie odpowiadaj od razu, przemyśl sprawę na spokojnie i dopiero wtedy daj znać. Mam czas na zgłoszenie do 8.12.22r.

 

Twoje opowiadanie z pewnością zapamiętam, jest stylowe, czarujesz. xd

 

pzd srd :-)

a

 

Edytka: Czekałam na akceptację zgłoszenia do nominacji od Bruce, gdyż nie zawsze i nie każdy chce być nominowany.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum.

Zawsze witam Cię z radością i tą samą wdzięcznością, bo wiem, że szczerze i serdecznie pomagasz. heart

Nie wiedziałam, czy powinnam wspominać w wątku jakichś dziwacznych kłótni i pogróżek, ale tu pozwolę sobie nadmienić, bo przecież dyskusja toczyła się na oczach całego Portalu przy jednym z moich dawnych opowiadań, wśród komentarzy, że Tobie zawdzięczam wiele pomocnych rad i wskazówek, dzięki Twoim nieocenionym wpisom, na rozmaite rzeczy spojrzałam z całkiem innej perspektywy. :) Poświęcenie czasu oraz uwagi ze strony bezinteresownym Osób z tego Portalu zawsze uważałam za niezwykłe. heart

Sama już w sumie nie wiem, co myśleć o tym opowiadaniu. :) Przyznam, ze popadam ze skrajności w skrajność, spoglądając na nie. :))

Jeśli uważasz, że zasługuje na polecenie, będę wdzięczna i serdecznie Ci dziękuję, choć ja tak go nie widzę, szczególnie po dniu wczorajszym. To jednak dla mnie wiele znaczy, dziękuję bardzo. smiley

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. :)

Pecunia non olet

Ślimaku, cieszę się, że przeczytałeś moje uwagi do tekstu z zainteresowaniem. Odebraliśmy opowiadanie bruce zupełnie inaczej, kwestia gustu zapewne, nic na to nie poradzimy.

 

Zgadzam się co do tego, że pierwsza scena może być najmocniejszym punktem opowiadania, odniosłem niemniej wrażenie, iż możliwość cofnięcia się po początkowym wrzuceniu w środek akcji i spokojnego poznania historii bohaterki też stanowi pewną zaletę. Przypuszczam, że tekst raczej by stracił, gdyby zamiast tej zwięzłej zresztą ekspozycji dać jakąś oderwaną retrospekcję.

Jasne, zgodzę się, że oderwana retrospekcja nie byłaby dobrym pomysłem. Zastanawiałam się, jak przeskoczyć problem ekspozycji, ale obawiam się, że jedynym naprawdę sensownym rozwiązaniem byłoby wydłużenie tekstu. Pokazanie – nie streszczanie – kilku scen, które wprowadzają czytelnika w sytuację bohaterki i pozwalają mu doświadczyć tego, przez co ona przechodzi w sposób bardziej bezpośredni. Dla mnie to zawsze jest duży plus, kiedy mogę sobie wejść do głowy bohatera, poobserwować świat jego oczami. Im mniej czytelnika dzieli od tego, co rozgrywa się na scenie, tym lepiej; a przynajmniej ja to tak postrzegam.

 

W tym zakresie miałem pewne rozterki. Myślałem, czy nie zasugerować dodania jakiejś trochę bardziej drastycznej sceny, ale to także nie jest idealne rozwiązanie, ktoś inny mógłby je poczytać za epatowanie dostatecznie już zasygnalizowaną przemocą. Chalbarczyk proponowała pokazanie, dlaczego za drugim razem bohaterka schodzi do świata cylindra tak zdeterminowana, może dałoby się te dwa zarysy powiązać?

Myślę, że jedna taka scena, nawet nie musiałaby być bardzo drastyczna, mogłaby pomóc. Chodzi mi przede wszystkim o pokazanie przeżyć bohaterki, a nie tylko opowiadanie o nich.

 

bruce, podkreślę jeszcze raz: nie uważam tego tekstu za zły. Mam wrażenie, że mogłam przesadzić z czepiactwem, albo może sformułowałam myśli w niepotrzebnie złośliwym tonie. Jeśli odebrałaś to w ten sposób, przepraszam, bo absolutnie nie chodziło mi o to, by Cię zmiażdżyć pod falą krytyki. Czasami mam problemy z dopasowaniem tonu wypowiedzi do moich rzeczywistych odczuć. Nie jest to oczywiście żadnym usprawiedliwieniem, ale uprzedzam, że czasami może mi się wymsknąć coś, co łatwo odebrać jako wyzłośliwianie się.

Nie czytałam wcześniej żadnego Twojego opowiadania, podchodziłam do Cylindrolandii bez jakichkolwiek oczekiwań, nie mogę więc powiedzieć, by mnie zawiodła. Starałam się wskazać kilka manieryzmów, których bardzo łatwo się pozbyć, a które – wyłącznie w mojej opinii, oczywiście – osłabiają tekst. Sama jednak widzisz, że wielu czytelnikom zupełnie nie przeszkadzają, a może wręcz przeciwnie, stanowią dla nich zaletę.

Kiedy czepiam się aż tak drobiazgowo, jak w przypadku Twojego tekstu, to zwykle dlatego, że widzę, iż naprawdę niewiele mu brakuje, by być dobrym/świetnym. W przypadku naprawdę kiepsko napisanych opowiadań zwykle piszę ogólnikami, głównie z braku czasu, by wskazywać wszystkie błędy i niezręczności. Przy Cylindrolandii postanowiłam się trochę porozwodzić, gdyż uznałam, że warto. Z tego co widzę masz lekkie pióro, ciekawe pomysły oraz wrażliwość, która, moim zdaniem, dla osoby piszącej stanowi gigantyczny atut; teraz wystarczy tylko podszkolić technikalia i możesz śmigać ;) To nieprawda, że “w Cylindrolandii nie ma absolutnie niczego dobrego”. Nikt z komentujących niczego takiego nie napisał, nawet ja ;) Rozumiem, że mogłaś wyciągnąć takie wnioski z mojego komentarza, ponieważ mam tendencję do skupiania się na wadach, robię to jednak w dobrej wierze; wydaje mi się, że krytyka po prostu uczy więcej – i szybciej – niż pochwały.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Gravel, dziękuję za wpis i raz jeszcze za Twoje komentarze, a także ponownie Cię przepraszam, że jesteś zawiedziona, ponieważ – jak wspomniałam wcześniej – sama doskonale wiem, jak to jest czytać lub oglądać coś, co zaciekawia, daje nadzieję na interesujące rozwinięcie, a potem nagle czytelnik bądź widz dostaje w głowę beznadziejnym ciągiem dalszym, a tym bardziej zakończeniem. Totalna porażka autora – nic dodać, nic ująć! 

Nadal uczę się tutaj pisać, wzorując na Osobach z dłuższym stażem i doskonałymi osiągnięciami, czytam także wiele komentarzy, próbuję zgłębić niuanse. Nie obraź się, proszę, ale zdołałam zorientować się po Twoich wcześniejszych komentarzach przy innych opowiadaniach, że doskonale znasz ten gatunek, jesteś – że tak to ujmę – Autorytetem w Dziedzinie Horroru/Grozy, więc odebrałam Twój komentarz jednoznacznie, a tekst – jako po prostu nie nadający się do startowania w konkursie, a nawet publikowania.

Jak wspomniałam, gdyby nie wkład Betujących oraz Komentatorów, wczoraj uznałam bezsprzecznie, że powinnam to opowiadanie usunąć, aby nie robiło złego wrażenia niskim poziomem i poczekało na czas, gdy może je nieco popoprawiam/pozmieniam. 

Chciałam po prostu podzielić się pewną historią, pomysłem na opowiadanie. Nie marzyłam ani o bibliotece, ani o proponowanych nieoczekiwanie piórkach i tym bardziej spanikowałam, widząc takie rozbieżności. 

Za każdy komentarz dziękuję, każdy przyjmuję z pokorą i szacunkiem, co mogę na danym etapie, poprawiam i mam nadzieję, że rozczarowanie nie jest po prostu zbyt duże.

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

doskonale znasz ten gatunek, jesteś – że tak to ujmę – Autorytetem w Dziedzinie Horroru/Grozy

Niniejszym proszę, by ktoś mnie dobił w trybie natychmiastowym, kiedy pewnego dnia wreszcie pognie mnie na tyle, by akceptować tego typu stwierdzenia jako prawdę :D Absolutnie nie jestem żadnym autorytetem w żadnej dziedzinie. Jestem użytkownikiem wyrażającym subiektywną opinię.

Powtarzam po raz kolejny i ostatni: nie uważam tego tekstu za zły/niepublikowalny, nie rozczarowałam się nim i nie musisz mnie za nic przepraszać, na bogów.

 

Pozdrawiam Cię również bardzo serdecznie, bruce, i nie spinaj się tak ;) Zawsze przychodzę w pokoju, a jeśli nie, to i tak nikt nie musi się mną przejmować.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bruce

Sama już w sumie nie wiem, co myśleć o tym opowiadaniu. :) Przyznam, ze popadam ze skrajności w skrajność, spoglądając na nie. :))

Witaj w moim świecie ;)

Wrócę tu z komentarzem piórkowym.

 

Gravel

doskonale znasz ten gatunek, jesteś – że tak to ujmę – Autorytetem w Dziedzinie Horroru/Grozy

Niniejszym proszę, by ktoś mnie dobił w trybie natychmiastowym, kiedy pewnego dnia wreszcie pognie mnie na tyle, by akceptować tego typu stwierdzenia jako prawdę :D

Już wiem, jak Cię powitam, kiedy znów się spotkamy na piwie xD

Bruce, wrzuć na luz. :-) Nie ocenisz własnego opka w trakcie poprawiania i tuż po opublikowaniu, przynajmniej ze mną tak jest. Musisz złapać do niego dystans. Przeciętnie zajmuje mi to pół roku, a bywa że dłużej.

Dziękuję Ci za odpowiedź, zatem się stanie. ^^ 

Nie dziękuj, bo będę się płoniła jak pąsowa róża, a ze mnie ani nie róża i pąsu brak. ;-) Sama nie pamiętam co, ci wypisywałam i czy aby dorzecznie. Mam nadzieję, że przynajmniej jedno zdołałam przerzucić wirtualem – masz pozostać sobą, szukać swojego głosu, brać z krytyki i pochwał to, co Tobie pasuje. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Bardzo dziękuję, przepraszam, ale odpisuję szybko i dopiero teraz, bo mam młyn znowu. Nie wiem, czy każde przedszkole działa tak samo: dziecko wraca na dzień-dwa, przyjeżdża do domu i znowu chore i tak w kółko… no

 

Jeśli coś źle odebrałam, sorry, ale Gravel zawsze odnosiłam wrażenie, że znasz się na tekstach grozy najlepiej z całego Portalu. 

 

Zanais, fakt, przy Twoim fenomenalnym tekście nokturnowym dzieją się rzeczy tak niesamowite, że nawet trudno mi uwierzyć w niektóre komentarze, serio. surprise

 

Asylum, to prawda, ja jeszcze nadal coś-tam chcę poprawiać, coś wygładzać, coś uzupełniać. :) Dziękuję. :)

 

Pozdrawiam Was serdecznie i dziękuję. heart

Pecunia non olet

Gravel, bardzo dziękuję za ciekawą wymianę uwag. Zgadzam się chętnie, że to opowiadanie w wersji wydłużonej, z pokazaniem kolejnych sytuacji z rozwoju znajomości i małżeństwa bohaterów, gdzie warstwa fantastyczna zostałaby umiejętnie wykorzystana do pogłębiania zależności Ani od Ulryka, jednocześnie budując oniryczną fabułę i pozostając trafną metaforą realnych patologicznych związków, gdzie znalazłoby się miejsce na więcej przenikliwych scen z domu i z wnętrza kapelusza – mogłoby być nawet lepsze. Obawiam się, że można by też je łatwo zepsuć nieudanym rozmieszczeniem akcentów.

Ogólniej, wydaje mi się, że we współczesnej recepcji literatury istnieje bardzo mocny przechył na stronę show, don’t tell i unikania ekspozycji. Sam właśnie naprawdę lubię dobry opis zdarzeń przez wszystkowiedzącego narratora, czasem na przykład nieco złośliwy, czasem o pobrzmieniu naukowym – mam więc z tym kłopot i przy własnej twórczości. Staram się trochę nagiąć w tym względzie, aby przecież pisać dla ludzi, ale nie wątpię też, że istnieją odbiorcy podobni do mnie. Cieszę się więc, że możemy zaoferować zróżnicowane kąty spojrzenia na tekst, pokazać, że rozmaite style narracji mogą się komuś bardzo spodobać. Niewątpliwie jest to jednak warstwa, nad którą będę pracował.

 

Bruce, przede wszystkim gratuluję nominacji! Jestem ogromnie ciekaw, czego jurorzy dopatrzą się w tym opowiadaniu: sam mam nadzieję wiele się z tego nauczyć. Wierzę, że przy odpowiednim podejściu to doświadczenie bardzo Cię podbuduje na przyszłość i pomoże w dalszej twórczości. Przy czym piórka wcale nie wykluczam, bądź co bądź zdziwiłoby mnie dużo mniej niż to dla Wieszcza i niewolnicy.

Wahania co do jakości swojego tekstu, a nawet popadanie ze skrajności w skrajność, są rzeczą zupełnie naturalną. Sam odczuwam to zwłaszcza przy wierszach, ta sama metafora poetycka potrafi mi się wieczorem wydać genialna, rano żałośnie płaska, w południe zupełnie niezła, na trzeci dzień opinia utwierdza się na poziomie “kiepska, ale może być”, a na trzeci rok to już na cały wiersz nie mogę patrzeć. Wrzucając wszakże tekst na Portal, myślę przede wszystkim o możliwościach, które nam daje to miejsce, chęci rozpoznania swoich błędów celem dalszego rozwoju. Nie możemy pozwolić się paraliżować myślom o sprawieniu zawodu czytelnikom. Wszyscy tutaj zaglądamy dla przyjemności, nie z obowiązku, ponieważ lubimy czytać nieidealne teksty, komentować je i pomagać sobie nawzajem.

Dodam jeszcze, że gdybym napisał ładne kilkanaście tysięcy znaków, merytorycznie chwaląc tekst, a ktoś postronny podsumowałby je słowami jest cały totalnie do luftu (…) nie ma absolutnie niczego dobrego, zażądałbym wyjaśnień w dość ostrej formie – jako autorka masz tutaj oczywiście pełną taryfę ulgową.

 

Na koniec parę kwestii, które mogły mi umknąć gdzieś wcześniej w komentarzach:

Jeżeli zatem stan mamy Marlenki ma w Twoim zamyśle rokować poprawę, mogłabyś po prostu wspomnieć o wolontariacie w szpitalu, a jeżeli nie – to do przemyślenia, najlepiej spytać jeszcze kogoś, ale może wyspecjalizowany dom pomocy społecznej?

Ten wątek już rozstrzygnięty w tekście (stanęło na szpitalu), ale tymczasem sobie uświadomiłem, że lepiej od DPS pasowałby przecież zakład opiekuńczo-leczniczy.

łącznie nawet – ze zmienionym wczoraj natychmiast – imieniem bohatera.

Tak się jeszcze zastanawiałem, że zbliżony brzmieniowo do pierwotnego i w miarę prawdopodobny w realiach brytyjskich byłby Ulryk (Ulric).

Potrząsnęłam głową, ale Marlenka mi przerwała.

Przyszła mi na myśl wersja Zaprzeczyłam ruchem głowy, nie jestem pewien, może odrobinę lepsza?

 

Ślimacze pozdrowienia!

Cześć, Bruce!

 

Dzięki pomocy sił nieczystych zamykał we wnętrzu…

Ten akapit Ci się rozjechał – wyłączyło się justowanie.

 

Zacznę od tego, że ej, ej! Jeszcze chwilę temu było to opowiadanie Nokturnowe, a tu tag zniknął – aż zerknąłem do wątku konkursowego. Ja rozumiem, że masz jakieś swoje powody, o których nie chcesz pisać, bo “tekst nie jest dopracowany” to żaden argument – nie spotkałem w swoim życiu tekstu, który podobałby się wszystkim. Wybacz, Bruce, jeśli ująłem to zbyt bezpośrednio.

Tym bardziej że mi się podobało. Przede wszystkim jest to dość osobliwe spojrzenie na życie z socjopatą – facetem, który każdej swojej ofierze zgotował nowy cylinder, świat, o którym nie wie nikt, kto nigdy do środka nie został wpuszczony.

Smutne to jest, tragiczne – na końcu miałem nadzieję, że bohaterka wyciągnie zapalniczkę i spali ten magazyn kapeluszy, bo kibicowałem jej z całych sił. Nie poszłaś w tą stronę i właśnie w perspektywie pokazania osobowości Konrada uważam to za dobry wybór. W tekście pożar brzmi bardzo fajnie, ale w rzeczywistości to tak przecież nie działa.

Podrasowania wymagałby dialog Anna – Dziewczynka. Odniosłem wrażenie, że jest zbyt sprawozdawczy. Co prawda jest tu rozwiązywanie tajemnicy, ale brakuje mi trochę zadziora – emocji i napięć może pomiędzy kobietami, może jakichś wątpliwości – trudno mi do końca to określić.

Uważam, że to najlepszy Twój tekst, jaki czytałem :) Nie dziwie się, że szturmem zdobył bibliotekę, jak również jest u progu nominacji. Po zastanowieniu się nie dołożę swojego głosu, choć zabrakło niewiele :)

W ogóle, Bruce, czasem jak widzę, że określasz się jako ktoś, kto wciąż czuje się tu nowy, albo że dopiero uczysz się co i jak się tu robi, to trochę się uśmiecham z politowaniem – komentowałaś mój pierwszy tekst, jaki tu wrzuciłem (a teraz sprawdziłem – więcej! Byłaś pierwszą osobą na portalu, która skomentowała mój tekst!), a od tego czasu minęło już ponad 1,5 roku! Taką masz osobowość i ja to rozumiem, ale wiedz też, że dla innych jesteś integralną częścią tego portalu. Jeszcze niedawno był taki okres, kiedy Cię tu nie widywałem i bałem się, że dałaś sobie spokój – nie masz pojęcia jak miło znów widzieć, że publikujesz i komentujesz!

 

Pozdrówka i (może jednak?) powodzenia w krokusie!(?)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witaj, Ślimaku Zagłady. Poprawiłam wskazania, mam nadzieję, że wszystkie. :)

Bardzo dziękuję raz jeszcze. Naprawdę nie spodziewałam się, że tyle rzeczy a propos tego tekstu się wydarzy… Istotnie wczoraj odniosłam wrażenie, że może wprawdzie – jak na mnie – opowiadanie jest dobre/lepsze/lepiej rokujące, lecz ogólnie, na TAKIM Portalu, nadal – żenująco słabe. blush Mocno mnie to zmartwiło, Lecz uznałam, że najwidoczniej pracuję nad warsztatem nadal za mało. :)

Nie ukrywam, że Twoja propozycja co do piórka, uznana przeze mnie niedawno za ogromnie miłą niespodziankę, obecnie mocno mnie przeraża, bo nie spodziewałam się takiego rozwoju wydarzeń. blush

 

Witaj, Krokusie i raz jeszcze serdecznie przepraszam Całe Jury za zamieszanie co do Wspaniałego Konkursu. Podczas bety zdecydowałam, dopisując kolejne części tekstu, że w takiej formie nie nadaje się na konkurs i w sumie wczoraj utwierdziłam się w tym przekonaniu. Życzę natomiast serdecznie powodzenia innym Startującym. ;)

komentowałaś mój pierwszy tekst, jaki tu wrzuciłem (a teraz sprawdziłem – więcej! Byłaś pierwszą osobą na portalu, która skomentowała mój tekst!), a od tego czasu minęło już ponad 1,5 roku!

To ogromnie miłe. heart Pamiętam, choć nie wiedziałam, że byłam pierwsza. smiley

Dziękuję za Twoje słowa. Życie nakazuje czasem zwolnić i skupić się na kwestiach całkiem innych. :)

 

Dziękuję za wszelkie wskazówki techniczne.

 

Pozdrawiam Was serdecznie. smileyheart

 

 

Pecunia non olet

Chwilę, nie sugerowałem teraz wprowadzenia do tekstu zakładu opiekuńczo-leczniczego. Po prostu odnosiłem się do swojego dawniejszego, nieprecyzyjnego komentarza, aby dopisać korektę, że byłby lepszy niż dom pomocy społecznej, który wtedy proponowałem. Uważam jednak, że rozwiązanie ze szpitalem jest najprostsze i przez to najbardziej odpowiednie. ZOL może jest właściwszym miejscem powypadkowej opieki długoterminowej, ale za bardzo kotwiczy poza tym ponadczasowy tekst w aktualnych realiach polskiej służby zdrowia. Czy przekonuje Cię taka argumentacja?

Aaa… no tak, rozumiem. :)

 

Już zmieniam. :)

Pecunia non olet

Bruce

Naprawdę nie spodziewałam się, że tyle rzeczy a propos tego tekstu się wydarzy… Istotnie wczoraj odniosłam wrażenie, że może wprawdzie – jak na mnie – opowiadanie jest dobre/lepsze/lepiej rokujące, lecz ogólnie, na TAKIM Portalu, nadal – żenująco słabe.

Proszę, bez takich tekstów. Żenująco słabe opowiadania się tu zdarzały, ale Twoje takie nie jest. Nie przyjmuj każdego słowa krytyki jako koniec świata (znów popatrz na mnie ;P ). Jeśli nie otrzymasz piórka, to też nic się nie stanie – sama nominacja jest dobra, znaczy, że przynajmniej jedna osoba uznała je za świetne. Nikt tu nie napisze totalnego dna ani opowiadania idealnego – wszyscy wpadamy w jakąś wartość pośrodku.

Piszę to, bo wiem, że wizyty Loży mogą być stresujące i wydać się zmasakrowaniem opka, co autor może odebrać osobiście. Wydajesz się wrażliwą osobą, więc przed czytaniem komentarzy Loży zaparz melissę i podejdź do tego, jak do zabawy przy czytaniu paru konstruktywnych komentarzy ;)

Zanais:

Proszę, bez takich tekstów. Żenująco słabe opowiadania się tu zdarzały, ale Twoje takie nie jest. Nie przyjmuj każdego słowa krytyki jako koniec świata (znów popatrz na mnie ;P ). Jeśli nie otrzymasz piórka, to też nic się nie stanie – sama nominacja jest dobra, znaczy, że przynajmniej jedna osoba uznała je za świetne. Nikt tu nie napisze totalnego dna ani opowiadania idealnego – wszyscy wpadamy w jakąś wartość pośrodku.

Piszę to, bo wiem, że wizyty Loży mogą być stresujące i wydać się zmasakrowaniem opka, co autor może odebrać osobiście. Wydajesz się wrażliwą osobą, więc przed czytaniem komentarzy Loży zaparz melissę i podejdź do tego, jak do zabawy przy czytaniu paru konstruktywnych komentarzy ;)

 

Zdecydowanie to dobre rady i bardzo za nie dziękuje, Zanaisie. Istotnie, podziwiam opanowanie wielu tutejszych Użytkowników. Sobie siebie sama nie wyobrażam na Ich miejscu po przeczytaniu jakiegoś-tam komentarza, mieszającego z błotem zarówno Autora, jak i Jego rzeczywiście bardzo dobre utwory. I faktycznie – podchodzę do każdej sprawy zbyt emocjonalnie.

Jak najbardziej, zgadzam się z tym, co piszesz o nominacji. Na początku cieszy mnie zawsze pomyślne przejście przez betę, bo jeśli tekst jest – że tak to ujmę – dołujący od A do Zet – słuszne uwagi Betujących to stwierdzają, dając do myślenie. Potem nadchodzi czas publikacji i zderzenie się z komentarzami. Zdając sobie sprawę z wielu niedociągnięć (których na razie jeszcze nadal nie sposób mi całkowicie unikać) , byłam mile zaskoczona klikami do biblioteki oraz dużą ilością pojawiających się (już przy becie oraz później) zdań, że mogłabym startować w konkursie. To już znaczyło dla mnie naprawdę bardzo wiele. Jednakże pojawienie się wzmianki o piórkach w zderzeniu z późniejszymi opiniami, nawet dla mojej (zazwyczaj dość bujnej) wyobraźni spowodowało, że – cytując Kaczmarka – “odmówiła ona posłuszeństwa”. laugh 

Tak więc, ja bardzo serdecznie raz jeszcze Wszystkim dziękuję i rozumiem, że po nominowanych tekstach jest potrzeba “przejechania się”, ponieważ trzeba oczekiwać od nich przynajmniej pewnego poziomu i wartości. Moim zdaniem to skromne opowiadanie cech tych nie ma, doceniam zatem każdy pozytywny głos, oddany w powyższej dyskusji, doceniam także każdy głos krytyczny, gdyż on także ma mi przecież pomóc w ciągłym szlifowaniu – dumnie pisząc – “warsztatu”. :)

 

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej, hej,

 

mi również to opowiadanie bardzo się spodobało. Jest tutaj swego rodzaju dynamika – konflikty, dużo akcji oraz bohaterowie, którzy ciekawie łączą świat rzeczywisty z magicznym światem kapelusza. W ogóle motyw kapelusza magika jest świetny, jeżeli można coś z niego magicznie wyciągnąć, to pytanie skąd te rzeczy się biorą, jakie światy tkwią w tym nakryciu głowy? :) To czego mi zabrakło, to więcej opisów świata przedstawionego, i wyjaśnienia, logiki akcji – widzę w komentarzach, że postawiłaś w niektórych miejscach na domyślność czytelnika, ja nie jestem domyślny i kilka razy się potknałem niestety, a już na końcówce szczególnie ;) Wg mnie sama kraina kapelusza i mechanizmy nią rządzące są o wiele bardziej ciekawe niż historia bohaterów.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć, BasementKey, dziękuję za odwiedziny i tak wnikliwą analizę opowiadania. 

Rzeczywiście, często stawiam na domyślność i to wada moich tekstów, muszę nad tym jeszcze w przyszłości pracować.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Jest pomysł, jest opowiadanie. Intrygujące i niepokojące. Tak trzymaj, Bruce. ;)

 

Mąż skar­cił mnie ze zło­śli­wym uśmie­chem na twa­rzy. → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy mógł mieć uśmiech w innym miejscu, nie na twarzy?

 

Kon­rad był okrut­nym sza­leń­cem… → Kim jest Konrad?

 

wspa­nia­łego­ domu, let­ni­sko­wej re­zy­den­cji w Be­ski­dach… → Na początku opowiadania wspomniałaś, że pisarz nazywa się Ulryk Stewart. Potem dowiaduję się, że zmienił nazwisko, ale wcześniej nazywał York. Teraz zachodzę w głowę, gdzie toczy się akcja, gdzie mieszka pisarz o obco brzmiącym nazwisku i czy letnia rezydencja na pewno jest w Beskidach?

 

na spo­tka­niach, jakie sam mi wy­zna­czył… → …na spo­tka­niach, które sam mi wy­zna­czył

 

ofia­ry męża, które także mu­sia­ły za jego roz­ka­zem od­wie­dzać… → A gdyby: …ofia­ry męża, które także mu­sia­ły na jego rozkaz od­wie­dzać

 

W cał­ko­wi­tym mroku scho­dzi­łam ostroż­nie obo­la­ły­mi od kaj­da­nek sto­pa­mi do piw­ni­cy po wy­so­kich i stro­mych scho­dach. → A może: W cał­ko­wi­tym mroku, stawiając ostrożnie obo­la­łe od kaj­da­nek sto­py, schodziłam do piw­ni­cy po wy­so­kich i stro­mych scho­dach.

 

Owa re­ak­cja utwier­dzi­ła mnie w prze­ko­na­niu, że je­stem bli­ska od­kry­cia jego mrocz­ne­go se­kre­tu, wy­my­ka­jąc się wbrew pla­no­wi, więc przy­spie­szy­łam kroku. → A może: Owa re­ak­cja utwier­dzi­ła mnie w prze­ko­na­niu, że, postępując wbrew jego pla­no­wi, je­stem bli­ska od­kry­cia  mrocz­ne­go se­kre­tu, więc przy­spie­szy­łam kroku.

 

– Za­stę­pu­ję panią.

– Którą? → Czy bohaterka wiedziała, że tam mogą być różne panie i dlatego zapytała, którą zastępuje dziewczynka? Jeśli nie, to powinna raczej zapytać: – Jaką panią?

 

po­wtó­rzy­łam prze­ra­żo­na, oglą­da­jąc się szyb­ko za sie­bie. → Masło maślane – czy mogła obejrzeć się przed siebie?

Proponuję: …po­wtó­rzy­łam prze­ra­żo­na, spoglądając szyb­ko za siebie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, gratulacje! Nigdy nie mogę wyjść ze zdumienia, ile istotnych przecież błędów potrafisz wykryć w tekstach, w których robiłem już bardzo uważny przegląd języka. Szczere wyrazy podziwu. Z niemal wszystkimi uwagami całkowicie się zgadzam, a w szczególności:

Kim jest Konrad?

Obawiam się, że nieprzepoczwarzonym Ulrykiem. Już dwa razy zmieniał imię w toku dyskusji pod tekstem…

Na początku opowiadania wspomniałaś, że pisarz nazywa się Ulryk Stewart. Potem dowiaduję się, że zmienił nazwisko, ale wcześniej nazywał York. Teraz zachodzę w głowę, gdzie toczy się akcja, gdzie mieszka pisarz o obco brzmiącym nazwisku i czy letnia rezydencja na pewno jest w Beskidach?

Miałem o tym sam wspomnieć, ale gdzieś mi przypadkiem uleciało – mógł się oryginalnie nazywać York, ale jeżeli przeprowadził się do Polski i zaczął pisać po polsku, byłoby logiczne, gdyby zmienił nazwisko na polskie, a nie na Stewart. Ulryk czy Ulric – to do przemyślenia, w końcu pisownię imienia też mógł zmienić (można by po prostu napomknąć, że dawniej był Ulric York). Czy mniej więcej dobrze rozumiem, co miałaś na myśli?

A gdyby: …ofiary męża, które także musiały na jego rozkaz odwiedzać

Tutaj, jak już pisałem, lekko archaiczna składnia za jego rozkazem wydaje mi się lepiej pasować do nastroju tekstu, ale to może być subiektywne wrażenie.

A może: W całkowitym mroku, stawiając ostrożnie obolałe od kajdanek stopy, schodziłam do piwnicy po wysokich i stromych schodach.

Dużo lepiej! – przeszkadzało mi to “schodzenie stopami”, ale nie miałem pomysłu, jak poprawić.

A może: Owa reakcja utwierdziła mnie w przekonaniu, że, postępując wbrew jego planowi, jestem bliska odkrycia  mrocznego sekretu, więc przyspieszyłam kroku.

Wydaje się dobre, ale chyba bez przecinka przed postępując? O ile wiem, utarło się, że złożeń spójnika i imiesłowu przysłówkowego nie należy dzielić przecinkiem.

 

Lektura Twoich kontroli językowych, nawet nie pod moimi tekstami, zawsze sprawia mi przyjemność, nieraz mogę się czegoś nowego nauczyć. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!

blush

Regulatorzy, witam Cię serdecznie i dziękuję za czas poświęcony na mój skromny tekst. heart

Zaraz biorę się za poprawianie. 

Tak, Ślimak Zagłady ma rację, Konrad przepoczwarzał się kilkakrotnie (po sugestii, aby mąż Anny nie miał na imię Ursyn) i najwidoczniej “jeden jeszcze pozostał”, to niewybaczalny błąd, przepraszam. blush

 

Lektura Twoich kontroli językowych, nawet nie pod moimi tekstami, zawsze sprawia mi przyjemność, nieraz mogę się czegoś nowego nauczyć. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!

Tu zgadzam się całkowicie ze zdaniem Ślimaka Zagłady

 

Pozdrawiam Was serdecznie. Jestem bardzo wdzięczna za każde dobre słowo. heart

Pecunia non olet

Ech, Ślimaku, sprawiłeś mi swoim komentarzem ogromną przyjemność i utwierdziłeś w przekonaniu, że to co robię ma sens. A wyznanie, że lektura moich łapanek sprawia Ci przyjemność sprawiła mi wielką satysfakcję. Stokrotnie dziękuję. :D

 

Oba­wiam się, że nie­prze­po­czwa­rzo­nym Ulry­kiem.

I ja miałam takie podejrzenie.  

 

Czy mniej wię­cej do­brze ro­zu­miem, co mia­łaś na myśli?

Nie do końca. Bardziej niż pisownia imienia i zmiana nazwiska zdumiał mnie dom w Beskidach.

 

Tutaj, jak już pi­sa­łem, lekko ar­cha­icz­na skład­nia za jego roz­ka­zem wy­da­je mi się le­piej pa­so­wać do na­stro­ju tek­stu, ale to może być su­biek­tyw­ne wra­że­nie.

Nie zauważyłam, aby rzecz działa się w czasach mocno odległych od współczesnych, więc nie widzę potrzeby choćby lekkiej archaizacji. Nie wykluczam, że mogę się mylić.

 

Dużo le­piej! – prze­szka­dza­ło mi to “scho­dze­nie sto­pa­mi”, ale nie mia­łem po­my­słu, jak po­pra­wić.

Dziękuję! ;D

 

Wy­da­je się dobre, ale chyba bez prze­cin­ka przed po­stę­pu­jąc?

W przecinki, Ślimaku, to ja za dobra nie jestem. Stawiam je przeważnie na wyczucie, a w łapankach interpunkcji staram się nie ruszać.

 

 

Bruce, Tobie również bardzo dziękuję za wyjaśnienia i tak dobre o mnie mniemanie. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję bardzo, Regulatorzy.

 

Tak, tak, te Beskidy wymyśliłam, kiedy Ursyn – że tak powiem – był jeszcze Polakiem laugh, a jego więźniem pozostawała jedynie Anna. blush

Podczas pisania pojawiły się nowe odsłony oraz bohaterowie, ale lokalizacja domku nie uległa oczywistej zmianie, mój błąd.blush

 

Przepraszam, pozdrawiam, dziękuję serdecznie. heart

Pecunia non olet

Bardzo proszę, Bruce.

Domyśliłam się, że Beskidy są przeoczoną pozostałością po wielu, jak rozumiem, poprawkach.

Raz jeszcze pozwolę sobie wyrazić zadowolenie, że mogłam się przydać i dodam, Bruce, że całkiem niepotrzebnie tak często przepraszasz. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za słowa otuchy, Droga Regulatorzy, ale takie niedociągnięcia nie powinny mieć miejsca. Bałaganiara ze mnie, przepraszam, bo to świadczy o pośpiechu oraz słabym warsztacieblush

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Obawiam się, Bruce, że nie mogę się z Tobą zgodzić. Pewne, jak je nazywasz, niedociągnięcia to tak zwane wypadki przy pracy. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, a piszącym zdarza się przeoczyć różne usterki we własnym tekście i w żadnym razie nie zganiałabym tego na słaby warsztat. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, bruce!

Przyszedłem zachęcony nominacjami Ambush i Ślimaka, ale tym razem nie pomogę dobić limitu:P Widzę w tekście pewne wady. Po pierwsze dużo rzeczy opisujesz w sposób, jaki uznałbym za antyklimatyczny. Jest to np. nieco długi wstęp o małżeństwie bohaterki albo przedstawienie większości zawiązanej intrygi w pojedynczej rozmowie z Marlenką. Mam wrażenie takiego skakania po narracjach – najpierw tej dalekiej, wstępowej; potem osadzonej w głowie Anny, przerwanej długim dialogiem. Poza tym zbyt dużo rzeczy sprawia wrażenie wyciąganych z kapelusza (backstory Marlenki czy wątek państwa Yorków).

Oczywiście z drugiej strony tekst jest ładnie napisany i czyta się go całkiem dobrze:) Ma też pewien pomysł (słuszność ma Ślimak w twierdzeniu, że dobrze opisujesz przemoc domową), a zakończenie wypada całkiem zaskakująco i dobrze pasuje do tekstu (a nie mówię tego często!). Gdyby go trochę inaczej ułożyć, to domominowałbym:)

Слава Україні!

RegBruce, rzeczywiście jest lepiej. Jakoś się zafiksowałem na myśleniu, że akcja toczy się w Polsce – trochę ze względu na domek w Beskidach, trochę przez imiona bohaterów, a wreszcie ślub katolicki – niemniej pozbycie się wzmianki o Beskidach było dużo prostsze niż kombinowanie z nazwiskami. A o tym przeoczeniu to i mówić nie warto, to ja powinienem był je wypatrzyć, skoro już wymyśliłem zmienianie Konrada na Ulryka.

 

Golodhu, nie mam takiej wiedzy, aby twierdzić stanowczo, że to dobry opis przemocy domowej – mogę tylko powiedzieć, że w porównaniu do większości znanych mi prób literackich na ten temat zdaje się całkiem wiarygodny i przekonujący, i tak też wcześniej pisałem. Co do pozostałych uwag konstrukcyjnych, na pewno są warte przemyślenia na przyszłość, po części kwestia subiektywnego odbioru: mnie akurat nie przeszkadzały podczas lektury, choć pamiętam, że rzeczywiście przez moment się zawahałem, skąd nagle państwo Yorkowie. (Może gdyby gdzieś wcześniej pojawił się tytuł tej książki, ewentualnie kilka słów o fabule?) Niemniej Asylum już deklarowała, że “donominuje”, więc tym się raczej nie musisz przejmować.

RegBruce, rzeczywiście jest lepiej.

Tak się dzieje, Ślimaku, kiedy łączą siły wszyscy, którym zależy na jakości tekstu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, Regulatorzy, za wszystkie pomocne wskazówki oraz dodanie mi otuchy; rzeczywiście nadal jeszcze podczas pisania, na pewne istotne aspekty zwracam mniejszą uwagę niż powinnam i muszę usilnie nad tym pracować. blush

Ślimaku Zagłady, to absolutnie tylko i wyłącznie mój błąd, w dodatku Twoja podpowiedź co do zmiany imienia miała po prostu mocniej osadzić opowiadanie w realiach – że tak to ujmę – geograficznych, ale od samego początku zmian takich nie radziłeś i skoro już posłuchałam Gravel i zdecydowałam się na przechrzczenie Ursyna, powinnam była tego dopilnować należycie, czego nie zrobiłam. blush

 

Regulatorzy:

Tak się dzieje, Ślimaku, kiedy łączą siły wszyscy, którym zależy na jakości tekstu. ;)

Wasza pomoc, jak i pozostałych Komentatorów i Betujących, jest ogromna, serdecznie dziękuję.heart

 

Golodh, witam Cię serdecznie i dziękuję za komentarz. Istotnie, zdecydowałam się na przydługie opisy odczuć bohaterów, ich emocji, opisywanych często także dialogami, pominęłam sporo innych, dużo ciekawszych kwestii (jak choćby bardziej wnikliwe spojrzenie na krainę kapelusza i jej zagadkowe części i mieszkające tam stwory), lecz moim zamiarem było ukazanie głębi problemu, jakim jest przemoc domowa. Cieszy mnie, że zostało to dostrzeżone. Jak wspomniałam, na szczęście nigdy nie byłam jej ofiarą, lecz zawsze zastanawiałam się, co może być powodem zmiany w postępowaniu wobec bliskich, decydowania o zgodzie na sadyzm, a nade wszystko – tkwienia w takiej makabrycznej sytuacji kosztem psychiki swojej oraz dzieci. Chciałam, aby wybrzmiało to, jak bohaterka, z pozoru pogodzona z losem, stara się mimo wszystko wyrwać, walczyć, wygrać. Wiem, tu są elementy fantastyki i nieprawdopodobności, które mogą pomóc i przynieść ratunek, w życiu niestety ich nie ma. 

Ta tematyka pojawia się w niektórych moich skromnych tekstach, zresztą od dawna myślę nad jeszcze jednym, dość smutnym. Mam wielkie współczucie, ale i podziw dla ofiar przemocy domowej. Chyba to bardzo trudne pogodzić się z faktem, że ukochana osoba krzywdzi. A jeszcze gorsze – że trzeba od niej uciec. crying

 

Pozdrawiam Was serdecznie i bardzo dziękuję za każdą uwagę i każde słowo komentarza. heartsmiley

Pecunia non olet

Ślimaku, trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem – oczywiście miałem na myśli to co Ty, to znaczy, że opis sprawia wrażenie wiarygodnego:P Sam również (na szczęście) nie miałem z przemocą domową doświadczenia.

Konstrukcyjnie oczywiście to kwestia subiektywna, tak jak ogólnie ocena opowiadania:P Wspomnienie wcześniej Yorków nawet dwoma-trzema zdaniami spokojnie by starczyło, choć dalej miałbym wątpliwości co do rozwiązywania większości historii w jednym dialogu.

Tym niemniej skoro Asylum donominuje, to dobrze:)

 

bruce, bardzo dobrze, że próbujesz poruszać ten temat. Na pewno warto, bo to, niestety, dość poważny problem:/

Слава Україні!

Dziękuję bardzo, Golodh; te nominacje są dla mnie całkowicie zaskakujące; pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję bardzo, Anet, i pozdrawiam Cię. :)

Pecunia non olet

Przeczytałem jednym tchem. Bardzo mi odpowiada klimat tej historii. Ciąg wydarzeń przedstawiony w historii przypomina nieco sen, ale ponieważ bardzo lubię takie oniryczne klimaty, opowiadanie przypadło mi do gustu. Przychodzę po korektach, widzę, że to i owo było zmieniane, ale wydaje się, że wyszło to tej opowieści na dobre. 

Jedynie końcówka wydała mi się nieco pośpieszna, ale nie na tyle, by zepsuć pozytywny odbiór tekstu. 

Wielki plus za kreatywność, wprost uwielbiam takie sztuczki z czasem i przestrzenią. Wędrówki po nieistniejących labiryntach… Moje klimaty.

Z pewnością jest to jeden z lepszych Twoich tekstów, Bruce.

Taką fantastykę chcę czytać – magiczną, nietypową, nieco surrealistyczną – dlatego skarżypytuję do pierza :>

 

Ogromnie mnie cieszy Twój komentarz, Silver_advent. :)

Obecny tekst to w dużej mierze zasługa Betujących oraz Komentatorów. :)

Dziękuję (także za polecajkę) i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Witaj, bruce!

Opowiadanie odebrałem jako próbujące ze wszystkich sił sprawiać wrażenie groźnego i niepokojącego, jednak pewna narracyjna naiwność skutecznie sabotowała te wysiłki. Przede wszystkim postać Ulryka jest określona jako jednoznacznie zła, nie widzę w tej kreacji żadnych odcieni szarości, żadnych wątpliwości, co do takiej oceny. Tymczasem główna bohaterka wychodzi za niego za mąż, sama przyznaje, że daje mu się uwieść – to wcześniej nie widziała, jaki był? Co w ogóle w nim widziała? Rozumiem, że jego podejście po ślubie diametralnie się zmieniło, ale ta przemiana byłaby esencją tej historii; pozwoliłaby podkreślić uczucia targające bohaterką albo nawet w ogóle je przedstawić. Uważam, że są tutaj odwrócone proporcje – świat z czarnego kapelusza rozpycha się na pierwszym planie, tymczasem powinien być tłem dla dramatu, jaki przeżywa bohaterka przez swoje błędne decyzje i przez okrucieństwo Ulryka.

Dlaczego Ulryk bierze tę dziewczynę za żonę, skoro jego jedynym celem jest zwerbowanie kolejnej ofiary do podróżowania w wykreowanych przez niego światach? Dziewczynkę schwytał na jakimś spotkaniu (autorskim? w bibliotece?), czyli nie jest to nic skomplikowanego, wymagającego np. stopniowego zdobywania zaufania ofiary. Zgrzytnęło mi to.

Historia głównej bohaterki przypomina raczej zarys przemocowego małżeństwa, opakowanego w fantastyczne ciuszki. Postać ta jest bardzo bierna i, znowu użyję tego słowa, ale naiwna. Popychana wiatrem zdarzeń, dostaje wreszcie do ręki kostkę, która pozwala jej się wyrwać z więzienia… choć okazuje się, że nawet gdy spróbowała przejąć inicjatywę, na nic się to zdało.

Językowo jest przyzwoicie. Przeczytałem tekst na raz, a rzadko mi się to zdarza. Uważam, że jest tu jeszcze wiele kwestii do przećwiczenia i podrasowania, ale kierunek rozwoju został obrany właściwy.

Pozdrawiam!

MrBrightside, witam i dziękuję serdecznie za Twój komentarz. Pozwolę sobie odnieść się do poruszonych kwestii. :)

 

postać Ulryka jest określona jako jednoznacznie zła, nie widzę w tej kreacji żadnych odcieni szarości, żadnych wątpliwości, co do takiej oceny. Tymczasem główna bohaterka wychodzi za niego za mąż, sama przyznaje, że daje mu się uwieść – to wcześniej nie widziała, jaki był? Co w ogóle w nim widziała? Rozumiem, że jego podejście po ślubie diametralnie się zmieniło, ale ta przemiana byłaby esencją tej historii; pozwoliłaby podkreślić uczucia targające bohaterką albo nawet w ogóle je przedstawić.

 

Miałam nadzieję, że ten oto fragment wyjaśnie powody oczarowania Anny przez Ulryka i jej decyzję o ślubie, ale najwidoczniej nie udało mi się to:

“Czarujący i wrażliwy pisarz, Ulryk Stewart, poznany zaledwie rok temu na przyjęciu zaręczynowym koleżanki, całkowicie zawrócił mi w głowie. Wybitny epik i laureat wielu prestiżowych nagród, ceniony przez krytyków oraz uwielbiany przez rzesze fanów na całym świecie, wydawał się doskonałym kandydatem na męża. Nic dziwnego, że już po miesiącu powiedziałam sakramentalne „tak”. (…)

Chwalono szczodrość Ulryka za wspieranie wielu akcji charytatywnych, zachwycano się jego talentem literackim i kolejnymi wyróżnieniami. Gratulowano mi szczęśliwego małżeństwa, zazdroszcząc wszystkiego, co mam: prezentu ślubnego w postaci sportowego samochodu (którym oczywiście nigdy nie jeździłam), wspaniałego domu, letniskowej rezydencji, pozornie troskliwego i czułego męża…”.

 

 

Uważam, że są tutaj odwrócone proporcje – świat z czarnego kapelusza rozpycha się na pierwszym planie, tymczasem powinien być tłem dla dramatu, jaki przeżywa bohaterka przez swoje błędne decyzje i przez okrucieństwo Ulryka.

No i tutaj mam właśnie nie lada problem, bo część Komentujących zarzuca mi zbyt mało miejsca, poświęconego na krainę kapelusza, natomiast część – całkiem odwrotnie. :)) Ja uważam, że gdybym poświęciłam więcej fragmentów życiu bohaterki i jej osobistemu dramatowi, podniosłyby się słuszne głosy, że to już nie jest fantastyka, a to przecież Portal NF i fantastyki się tutaj wymaga. :))

 

Dlaczego Ulryk bierze tę dziewczynę za żonę, skoro jego jedynym celem jest zwerbowanie kolejnej ofiary do podróżowania w wykreowanych przez niego światach?

Dokładnie po to bierze ją za żonę – aby znaleźć nową ofiarę. To go bawi. Jest chorym człowiekiem. 

 

Postać ta jest bardzo bierna i, znowu użyję tego słowa, ale naiwna.

To prawda. Bohaterki moich opowiadań, w których są one ofiarami przemocy, są naiwne, głupie, słabe i często całkowicie (lub częściowo) pogodzone z losem. Takie mają cechy i ja celowo takie bohaterki kreuję. Chcę pokazać przejaskrawiony problem. Bo ten problem, niestety, jest i istnieje. Czytelnik widzi, że w wielu sytuacjach można ten dramat zakończyć, lecz bohaterki tego nie robią. To kolejna odsłona ich dramatu – czemu? – boją się?, nie mają nadziei?, nie widzą szansy?, liczą na poprawę zachowania sadysty?, wierzą w cud? – jest tu wiele odpowiedzi/domysłów, które pozostawiam Czytelnikowi. 

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Hej, Bruce

 

Broniłam się, żebrząc o litość oraz krzycząc do wszechobecnej pustki, ale jak zwykle nie miałam żadnych szans.

– Proszę… – Błagalnie spojrzałam na mojego kata.

 

Skoro mamy wszechobecną pustkę, to skąd nagle ten kat?

 

Wiedziałam, że jeśli nie pójdę posłusznie dalej, jak każe mi oprawca, wciągnie mnie tam sam. 

 

Wiemy już, kto tu jest oprawcą. Niepotrzebna informacja.

 

Od dnia ślubu liczne głębokie rany, zadawane we wnętrzu kapelusza, powstawały wyłącznie w mojej duszy, udręczonej ponad wszelkie możliwe granice.

 

Czy to potrzebne? Udręczona dusza – w porządku, ale poza wszelkie możliwe granice brzmi trochę za bardzo melodramatycznie. Poza tym podbijasz tym samym poczucie tragedii bohaterki do maksimum, przez co tracisz możliwość stopniowania napięcia.

 

Dzięki pomocy sił nieczystych zamykał we wnętrzu

 

A ja bym chciał to zobaczyć. Show, don’t tell ;)

 

– Cześć – powiedziała, patrząc ufnie.

– Kim jesteś? – zapytałam zdezorientowana.

– Marlenka. – Dygnęła grzecznie. – Dzień dobry.

– Witaj, kochanie – rzekłam czule. – Co tu robisz, biedne dziecko? 

Czarne do wywalenia. One wynikają z dialogu, ewentualnie zostawić maksymalnie jeden (stawiałbym na zdezorientowana).

 

– Nie! Powiedziałam „nie”! – Zaśmiałam się i spojrzałam na proboszcza, gdy zmieszany zbierał z posadzki świętą księgę.

– Pan Bóg wie, dlaczego, proszę księdza.

Uśmiechnął się ze zrozumieniem.

– Przestań! – krzyknął rozzłoszczony Ulryk.

Patrzyłam mu w oczy i uśmiechałam się zwycięsko. Podeszłam do ławek, przepraszając zgromadzonych gości.

Za dużo śmiechów.

 

– Pewnie dzięki talizmanowi cofnęła się w czasie. Niewdzięczne dranie na czele z moimi starymi! – wrzeszczał, coraz bardziej rozsierdzony. – Ta hołota zapomniała, że moich wydanych już książek nie da się tak po prostu usunąć, bo są w milionach domów, bibliotek i księgarń na całym świecie! A wraz z nimi jest świat koszmarów! 

To brzmi jak kwestia do czytelnika, aby wiedział, co się dzieje, aniżeli monolog do samego siebie. Można mruknąć coś pod nosem, ale taka długa wypowiedź jest raczej nieprawdopodobna.

 

Bruce, od razu powiem, że będę na NIE w głosowaniu. Czytałem niektóre Twoje poprzednie opka i widzę, że robisz znaczne postępy, ale to jeszcze – moim zdaniem – nie poziom piórkowy.

Na pewno muszę pochwalić pomysł na cylinder. Kraina ukryta w kapeluszu, postacie uwięzione w tamtejszym mikroświecie, które przeżywają różne przygody, stanowiące później kanwę opowieści diabelskiego pisarza – super. Cieszę się, że pomysłów Ci nie brakuje.

Nieco gorzej wyszło z wykonaniem, głównie w kształcie opowieści. Początkowa ekspozycja nie boli, jest podana nie tragicznie, nie super, po prostu ok – jasne, można by rozwinąć spotkanie z pisarzem i pierwsze zejście do cylindra w pełnoprawne sceny, ale wybrałaś taką drogę i ok.

Gorzej się to wygląda przy rozmowie z dziewczynką. To jedno wielkie wyjaśnienie, co się dzieje. Pojawia się też problem ze stopniowaniem napięcia. Masz na początku zejście do strasznego świata, po czym następuje spokojna rozmowa z dziewczynką i finał. Rozumiem, że to nie horror, ale i w fantasy stawka powinna rosnąć, tutaj mam wrażenie, że zaczyna się od szczytu emocji, a później schodzimy.

Scena w kościele jest w porządku, satysfakcjonująca, jak zawsze, gdy dręczyciel zostaje ukarany.

Później przychodzi finał rodem z horroru, gdzie zło nawet zwyciężone, znajduje sposób, aby trwać.

Ogółem jest dobrze, ale myślę – i moją radę możesz, oczywiście, zignorować – że powinnaś się już pokusić o dłuższe historie. To nie był tekst konkursowy, więc limit go nie cisnął. Spróbuj mnie relacji, więcej pokazywania – uważam, że spokojnie sobie poradzisz :)

Pozdrawiam

Hej, Zanais, bardzo dziękuję, zaraz popoprawiam. :)

 

Bruce, od razu powiem, że będę na NIE w głosowaniu.

Wcale się nie dziwię, bo sama akurat zgłosiłam już dużo wcześniej inny tekst i ja też bym na siebie nie głosowała. W ogóle sporo emocji kosztowało mnie to, że niespodziewanie padła taka propozycja, bo nadal jeszcze uczę się pisać…

A fakt nominacji, to już w ogóle… 

Dziękuję za wszelkie dobre słowa oraz rady.

Przepraszam za krótką odpowiedź, ale jestem mocno przybita, bo całkiem przypadkiem dowiedziałam się właśnie o mającej miejsce kilka miesięcy temu śmierci dalekiej Znajomej (30 lat), dawnej sąsiadki. “Spieszmy się kochać ludzi…”. crying

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, współczuję. Trzymaj się.

Nie masz za co przepraszać, nie traktuj swoich opowiadań jako czegoś słabego. Ważne, że piszesz coraz lepiej.

Nie przejmuj się też jedynką, którą dostałaś z oczywistych powodów. Ona nie odzwierciedla poziomu opowiadania.

Nominacja to wyróżnienie i znak, że dla niektórych jesteś już autorem, który może o piórko powalczyć. To też nobilitacja.

Pozdrawiam serdecznie

Oj, to wyróżnienie to naprawdę szok i niedowierzanie… 

 

Bruce, współczuję. Trzymaj się.

Cóż, dziękuję. Jej bliska znajoma mi teraz napisała, że pobił ją konkubent. Masakra…crying

 

Wow, ja nawet tej jedynki nie zauważyłam… surprise

 

Dziękuję, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Bardzo dziękuję, Osvaldzie, za Twój czas, poświęcony na przeczytanie mojego skromnego opowiadania oraz za ocenę. 

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej! Bardzo fajny pomysł z cylindrem i szalonym pisarzem, jednak w samym tekście coś mi nie zagrało. Największy problem miałam chyba z dialogiem z dziewczynką, który wydaje mi się mocno kulawy – szczególnie fragment o tym, jaka jest rezolutna. ;) Rozmowa pełni oczywistą rolę objaśniania świata, jednak przede wszystkim wywołuje u mnie wrażenie, że poszłaś na skróty, że wszystkie te informacje byłyby znacznie ciekawsze, gdyby nie zostały czytelnikowi podane na talerzu. Trochę więcej uwagi przydałoby się też na początku, gdzie opowiadasz o pisarzu, bo tu z kolei wygląda to na jeden spory infodump.

Mimo wspomnianych niezgrabności w dialogach, tekst jest napisany bardzo poprawnie, widać, że wymagał dużo pracy. Podoba mi się również, że opisujesz uczucia bohaterki przez obrazy, a nie proste stwierdzenia, oraz wstęp, który rzuca taką aurę tajemniczości na początek. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dziękuję, Verus, za wszystkie uwagi oraz Twoje odwiedziny i serdecznie pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Ciekawie wykorzystany motyw magicznego cylindra. Dobrze dobrany bohater horroru – pisarz-oprawca, który więzi w kapeluszu niewinną dziewczynkę, a nawet własną żonę czy rodziców. Główna bohaterka także odpowiednio dobrana, jako bezsilna ofiara, która próbuje jakoś wydostać się z opresji, ale jest zbyt słaba – to sprawia, że opowiadanie porusza ogólny problem przemocy domowej i pokazuje, jak bezsilne mogą być jej ofiary. Tekst w fantastycznej otoczce ukazuje prawdziwe problemy świata. Mocne, udane opowiadanie. 

Serdecznie dziękuję, Sonato

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Czas na złowieszczy zgrzyt taczki i zrzut bagiennego szlamu miałkich przemyśleń, a mam ich dużo.

Kapelusz był przerażająco ciasny i zimny. 

To mogłoby być dobre pierwsze zdanie, gdyby nie słowo „ciasny”, bo potem pada informacja, że we wnętrzu kapelusza kapelusza mieszczą się całe budowle.

– Nie bądź dzieckiem. – Mąż skarcił mnie ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

A po co to „na twarzy”? Gdzie jeszcze może być uśmiech?

Wiedziałam, że jeśli nie pójdę posłusznie dalej, jak każe mi oprawca, wciągnie mnie tam sam.

„Jak każe mi oprawca” to absolutnie drewniana wstawka.

Byłam tam wprawdzie oswobodzona z krępujących na co dzień moje kostki kajdanek, ale za to trzęsłam się z przenikliwego zimna, ubrana jedynie w zwiewną koszulę nocną. 

Niesamowicie toporne zdanie, piszesz niestety bez odrobiny wyczucie. Po pierwsze nie kajdanek tylko kajdan, bo kajdanki zakłada się na przeguby, a i pod względem nacechowania emocjonalnego kajdany pasują lepiej. Po drugie lepsze byłoby słowo „wolna” niż „oswobodzona”, bo wybrzmi mocniej. 

Druga scena to w całości literacki koszmar. Napisane po łebkach streszczenie pokazujące straszliwego Ulryka. Wygląda jak zaczerpnięte z jakiegoś podrzędnego szmatławca, w którym ludzie się wywnętrzają publicznie. Można odhaczać kolejne elementy suchej i encyklopedycznej kreacji psychopaty. Jest tu wpakowane bezmyślnie absolutnie wszystko. Uwiódł bohaterkę i zaczął się znęcać, odciął ją od znajomych, tworzy pozory kogoś innego, łatwo zdobywa uznanie otoczenia itd. Nie wysiliłaś się nawet odrobiny, aby czarnemu charakterowi nadać jakiś charakterystyczny rys. Nie pokazałaś tej relacji.

Wybitny epik i laureat wielu prestiżowych nagród, ceniony przez krytyków oraz uwielbiany przez rzesze fanów na całym świecie, wydawał się doskonałym kandydatem na męża. Nic dziwnego, że już po miesiącu powiedziałam sakramentalne „tak”. 

Po tym zdaniu nie współczuję bohaterce nic a nic, bo wychodzi na kretynkę, która poleciała na pieniądze i sławę.

Ulryk wiedział o danych mu przez hojną naturę nadzwyczajnych zdolnościach, tworzył w swojej chorej wyobraźni kunsztowny kompleks podziemnych XIX-wiecznych labiryntów, lochów, starożytnych warowni, gotyckich zamczysk i jaskiń. 

Naprawdę? Wiedział, kto by pomyślał? Bezsensowna wstawka. 

W kolejnych powieściach dodawał ich szczegóły, wzbogacając je o pomieszczenia szpitalne z czasów renesansowych, komnaty mrocznego średniowiecza, a także sale z wymyślnymi machinami tortur, sięgające odległej przyszłości.

Na pewno ich? Na pewno sale sięgały odległej przyszłości?

A ja, bezbronna ofiara, skrępowana kajdankami przez całe dnie, po makabrycznych odwiedzinach, do których mnie zmuszał, miałam za pomocą snów przekazywać ze szczegółami odczucia o odkrywanych miejscach.

Tu już antypatia do bohaterki jest całkowita, bo taka ona biedna, taka bezbronna i jeszcze skrępowana kajdankami. Stworzyłaś czarno-białą relację, kontrasty między bohaterami jest tak przesadzony, że cała historia zaczyna po prostu śmieszyć.

Zastanawiało mnie, jak to możliwe, że mieściłam się tam ja, a wraz ze mną tysiące korytarzy, sal, pięter i magazynów, bloków i pałaców, lochów z tysiącami kąsających wściekle szczurów, piwnic z wyjątkowo mocnymi sieciami potężnych, jadowitych pająków, studni z cielskami olbrzymich, przedpotopowych potworów… 

Opis wnętrza kapelusza to po prostu śmietnik. Jak elementów jest za dużo to groza się rozpada, a jeszcze jak jest to tak okropnie streszczone to nie ma jej wcale.

Tam z kanałów wypełzały dziesiątki wygłodniałych bestii i atakowały. 

Dziesiątki wygłodniałych bestii, a czemu nie setki? Można jeszcze bezmyślnie zwiększyć. Po prostu śmieszne, kompletny brak umiejętności napisania horroru.

Pokrwawiona i posiniaczona sunęłam wolno chodnikiem, a potem – zepchnięta przez ogromnego szczura – cuchnącym kanałem w kierunku nikłej poświaty, widocznej na samym końcu.

Litości! To jest parodia horroru.

Poczułam, że z każdym krokiem nabierałam coraz więcej sił.

„Poczułam” i „coraz więcej” są zbędne, wystarczyłoby „z każdym krokiem nabierałam sił”. A jeśli już poczuła, to powinno być „nabieram”.

Nagle na drodze stanęła kilkunastoletnia dziewczynka z błękitnymi oczami i jasnymi warkoczami. Ubrana w kolorową sukienkę, stanowiła całkowite przeciwieństwo otaczającego nas, ponurego i złego świata.

A świat był ponury i zły, bo był ponury i zły. Zupełnie nie potrafisz opisywać otoczenia.

– Witaj. Co tu robisz?

„Witaj” do dziecka i będąc podobno przerażoną? Dialog drewniany aż do bólu, po przeczytaniu trzeba sobie drzazgi wyciągać.

Wyglądał inaczej niż dotąd mi znane w świecie kapelusza, był kolorowy i pełen zabawek oraz książek.

Znane co? Styl jest tak fatalny, że wyciska łzy z oczu.

Zachęcał do odwiedzenia magią barw i światłem słonecznym, wlewającym się obficie przez okno z delikatnymi, haftowanymi firankami.

Chwila, to one były w środku, a nie na drodze? A może pokój nie miał jednej ściany? A może już weszły?

Zatoczyła ręką krąg za sobą, odwracając się nieco.

Wspaniałe, wyżyny grafomanii.

Zrozumiałam. Była wolontariuszką w szpitalu, w którym kiedyś pomagałam.

Dziewczynka była wolontariuszką? To czemu bohaterka zaraz stwierdza: Jednak jej jasna twarz nie dawała mi spokoju. Gdzieś już ją widziałam.

Dziewczynka, słysząc go, zasłoniła twarz rękami.

A nie uszy powinna zasłonić?

– Ja? Nie, to niemożliwe. Pomyliłaś się. Sama jestem tu uwięziona… – Zaprzeczyłam ruchem głowy, ale Marlenka mi przerwała.

Czyli najpierw to wszystko powiedziała, a potem pokręciła głową? Zupełnie nienaturalny opis.

– Wiem. To dzięki mojej inteligencji – przyznała. – Należę do Stowarzyszenia Nadinteligentnych “Cerebrum”. Podczas testów kwalifikacyjnych zajęłam piąte miejsce!

Troll aż spadł z taczki. Co zrobić jak się nie umie wykreować postaci ani uzasadnić dobrze tego, co się dzieje w opowiadaniu? A można walnąć takie stwierdzenie, że dzieciak jest nadinteligentny i już wszystkie bzdury fabularne czytelnik zaakceptuje. Tak to nie działa.

– Prosiłam ją, abym mogła być przy mamie. – Pokazała mi kobietę, leżącą na łóżku szpitalnym w odległym kącie sali.

Jakiej znowu sali?

Udawany uśmiech zastąpił rozwścieczony wyraz twarzy.

Zdanie jest źle skonstruowane. Nie wiadomo co jest zastępowane, a co zastępuje.

– Coś ty powiedziała?! Mój cylinder! – ryknął, nie zważając na ceremonię oraz zebranych.

Bez sensu napisana wypowiedź. 

Początkowo nie zauważyłam, kiedy Ulryk wymknął się niepostrzeżenie bocznymi drzwiami i, wściekle złorzecząc, dotarł do domu.

Fatalnie skonstruowane zdanie. Jak mogła początkowo nie zauważyć kiedy?

Podszedł do jednej z zakrytych płachtą półek, odsłaniając ją.

Nie, to nie są czynności wykonywane jednocześnie. Nie można wstawiać imiesłowów bezmyślnie.

– Pojęcia nie mają, z kim zadarli! – Z pewnym siebie uśmiechem wziął do ręki jeden. – Kraina kapelusza jest wieczna! A ja jestem geniuszem!

Strasznie dużo do siebie gada ten Ulryk. Zupełnie nie jest to wiarygodne.

 

Powiem tak, miałaś interesujący pomysł, ale go nie udźwignęłaś. Opowiadanie jest napisane fatalnie i nadaje się do napisanie od nowa. Nie stworzyłaś klimatu, nie nadałaś postaciom głębi, prześliznęłaś po temacie. Najlepsza jest pierwsza scena, a potem jest coraz gorzej. Druga scena to nijakie streszczenie, w trzeciej są kiepskie opisy i bzdurny dialog z dziewczynką, która ot tak ma wszystkie odpowiedzi, potem pozornie szczęśliwe zakończenie, a w finale bzdurna scena mająca chyba być zwrotem akcji i zaskoczeniem. Każdy element opowiadania jest po prostu skopany, opisy fatalne i bardziej śmieszne niż straszne, bohaterowie z tektury, dialogi drętwe, styl po prostu kiepski. Takie pisanie to dopiero literackie przedszkole.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Witam serdecznie, Osvaldzie i raz jeszcze dziękuję za odwiedziny, ocenę oraz poświęcony czas. 

Postaram się wziąć do serca Twoje rady, aby chociaż po części poprawić to opowiadanie.

Niestety, muszę zgodzić się z Tobą całkowicie i jest mi niezmiernie przykro, że mój tekst tak Cię zniechęcił oraz rozczarował. Nie mam niczego na swoją obronę. sad

Nadal staram się szlifować, co mogę, ale droga przede mną jeszcze bardzo daleka, z czego zdaję sobie doskonale sprawę. Jeśli już jakimś cudem uda mi się stworzyć pomysł, godny uwagi (co rzadko bywa, ale zawsze), to go po prostu pogrzebię. blush

Dziękuję Ci raz jeszcze za wnikliwy komentarz, pomocne wskazówki oraz Twój czas.

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

 

Hmm… edycja, szukam po kolei wskazanych przez Ciebie zdań, aby je poprawić, ale ich wygląd jest już obecnie inny, zatem pewnie komentowałeś tekst sprzed kilku poprawek. 

Zarówno oprawca, jak i uśmiech na twarzy były już omawiane wcześniej i zostały wówczas usunięte. 

 

Pecunia non olet

Nie mam niczego na swoją obronę.

 

Za to ja mam: trzy nominacje do piórka, w tym jedna od osoby zasiadającej w loży.

Aż trzy osoby zdecydowały się, żeby zgłosić to opowiadanie w wątku nominacyjnym, a to wcale nie zdarza się aż tak często. 

Wygląda więc na to, że ja, jako jeden ze zgłaszających, mam więcej wiary w ten tekst niż jego autorka. Trochę mi smutno z tego powodu.

Hmm… edycja, szukam po kolei wskazanych przez Ciebie zdań, aby je poprawić, ale ich wygląd jest już obecnie inny, zatem pewnie komentowałeś tekst sprzed kilku poprawek. 

To prawda, zacząłem czytać jakiś czas temu, ale druga scena zupełnie mnie zatrzymała. Uwagi do pierwszej sceny faktycznie mogą być przestarzałe.

 

Nadal staram się szlifować, co mogę, ale droga przede mną jeszcze bardzo daleka, z czego zdaję sobie doskonale sprawę. Jeśli już jakimś cudem uda mi się stworzyć pomysł, godny uwagi (co rzadko bywa, ale zawsze), to go po prostu pogrzebię.

Nie można Ci odmówić wyobraźni, bo pomysł był naprawdę interesujący i miał potencjał na bardzo dobre opowiadanie. Jeśli to nie pierwsza taka sytuacja, to być może utknęłaś na pewnym etapie i nie potrafisz go przepracować. Powtarzanie, że przed Toba długa droga i kajanie się nic Ci nie da.

Ponieważ motyw tego opowiadania uważam za bardzo interesujący, to mam dla Ciebie propozycję, napisz to jeszcze raz, a ja Ci w tym pomogę. Oferuję Ci betowanie od krwiożerczego Osvalda, ale uprzedzam, że będzie to długa droga, będzie krew, pot i łzy. Zapewniam, że moje komentarze na portalu to jest nic w porównaniu z tym, co się dzieje, gdy biorę się za tekst na poważnie. Czy się odważysz?

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Silver_advent, dziękuję za pokrzepiające słowa; rzeczywiście zawsze miałam mało wiary w siebie, lecz prawdą jest i to, że spodziewałam się komentarza Osvalda (zwłaszcza po wystawionej ocenie) i to w takiej właśnie formie. :) 

Biorę sobie do serca każdą radę oraz wskazówkę każdego Komentującego, doceniam Jego wkład w przeczytanie, poświęcony czas i zamieszczone uwagi. 

Nie mogę zgodzić się z Jego komentarzami, dotyczącymi innych czytanych opowiadań innych Autorów (które to opowiadania, jeśli tylko przeczytałam, uważam za niezwykle udane, wręcz doskonałe), lecz sama mam zawsze sporo samokrytycyzmu, nadal pracuję nad swoim “warsztatem”/pisaniem, staram się robić to coraz lepiej, lecz widzę diametralne różnice i tego nie ukrywam, wiem zatem, że opowiadaniu temu jeszcze sporo brakuje.

Jestem wdzięczna za każdą nominację oraz każde poparcie, oczywiście, cieszy fakt, że tak wielu Osobom spodobało się to skromne opowiadanie, lecz krytyka również jest potrzebna. Czasem lodowaty prysznic zdziała dużo, pozwoli autorowi spojrzeć na tekst z całkiem innej strony, co w moim przypadku jest niezbędne. :)

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. :)

Pecunia non olet

Osvaldzie, dajesz mi propozycję nie do odrzucenia… laugh

No, bo, skoro napisałam tyle przeprosin i zaczęłam poprawiać, muszę wyjść z twarzą… :))

Cóż, do odważnych świat należy… Wprawdzie boję się mocno, czy podołam, bo jestem słabeuszemblush i naprawdę dopiero zaczynam “przygodę z pisaniem”, ale chciałabym, aby ten tekst był super, jasne. :)

Zapowiedź, że niszczysz podczas bety bardziej niż przy komentarzach (przecinek???wink) na pewno nie dodaje mi odwagi… :))

Z drugiej strony po tym, co niesie życie, co jeszcze może mnie dobić? :))

Jestem wdzięczna za propozycję i chęć poświęcenia czasu. Dziękuję. :) Liczę, że to będzie ważne doświadczenie i nauka dla mnie. :) Obawiam się, że – wielki zawód dla Ciebie, za co z góry przepraszam. :))

Jeśli jednak pozwolisz, poczekam do decyzji odnośnie nagrodzenia tekstów (sama zresztą od początku kibicuję genialnej “Pokucie”, którą sama nominowałam i z którą równać się absolutnie nie mogę). Podejrzewam, że na tym etapie przeniesienie opowiadania z powrotem do bety byłoby niewskazane. Wstrzymuję zatem poprawianie, bo w sumie tekst był zgłoszony w formie gorszej, czyli bez poprawek według Twoich wskazówek.

 

Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

Pecunia non olet

Ależ się składa, dopiero co obiecałem powrót do Cylindrolandii, a tu taka gratka…

 

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem nowe komentarze, ze szczególnym uwzględnieniem MrBrightside’aZanaisa. Podczas poprawek zżyłem się z tym tekstem na tyle, że i mnie lektura ciekawych uwag może się całkiem przydać. Czyli przede wszystkim – ogólna zgoda, że dialog z Marlenką jest mało zajmujący, dałoby się lepiej zbudować tę środkową część opowiadania, dodać kilka scen. Gorąco się zgadzam z Zanaisem, że mogłabyś już spróbować pisania opowiadań nieco dłuższych niż te kilkanaście tysięcy znaków, zwłaszcza kiedy koncepcja fabularna zaczyna się wyraźnie tłoczyć. W szczególności i ja chciałbym zobaczyć owo zamykanie we wnętrzu, natomiast krzyczenie do wszechobecnej pustki z pierwszego zdania raczej bym pozostawił, ta pustka była metaforyczna i dobrze oddawała stan duchowy bohaterki, nie mając nic wspólnego z fizyczną obecnością Ulryka – to jednak kwestia dyskusyjna.

 

I teraz najnowszy komentarz, w którym uwagi celne i potrzebne mieszają się z wątpliwymi, jak również takimi, które mogę najłagodniej określić jako niepotrzebnie złośliwe. Spróbujmy to trochę przesiać…

To mogłoby być dobre pierwsze zdanie, gdyby nie słowo „ciasny”, bo potem pada informacja, że we wnętrzu kapelusza (…) mieszczą się całe budowle.

On jest ciasny w momencie wtłaczania, potem się rozszerza – i jest to absolutnie jasne, żaden z wcześniejszych czytelników nie wyraził wątpliwości w tym zakresie.

Niesamowicie toporne zdanie, piszesz niestety bez odrobiny wyczucia.

Po co ta wstawka?

Po pierwsze nie kajdanek, tylko kajdan, bo kajdanki zakłada się na przeguby

Ania może na przykład mieć kostki drobniejsze od przegubów opasłego faceta i nałożenie na nie kajdanek nie musi stanowić żadnego problemu.

Po drugie lepsze byłoby słowo „wolna” niż „oswobodzona”, bo wybrzmi mocniej.

Dyskusyjne.

Druga scena to w całości literacki koszmar. Napisane po łebkach streszczenie pokazujące straszliwego Ulryka. Wygląda jak zaczerpnięte z jakiegoś podrzędnego szmatławca, w którym ludzie się wywnętrzają publicznie. Można odhaczać kolejne elementy suchej i encyklopedycznej kreacji psychopaty. Jest tu wpakowane bezmyślnie absolutnie wszystko. Uwiódł bohaterkę i zaczął się znęcać, odciął ją od znajomych, tworzy pozory kogoś innego, łatwo zdobywa uznanie otoczenia itd. Nie wysiliłaś się nawet odrobiny, aby czarnemu charakterowi nadać jakiś charakterystyczny rys. Nie pokazałaś tej relacji.

Były już wcześniej rozważania na temat, czy ta ekspozycja straszliwości Ulryka jest uzasadniona w obranej konwencji, czy jednak trochę razi, ale to nie jest merytoryczne odniesienie się do tych rozważań, tylko próba przecięcia ich opiniami udającymi fakty. Drugi akapit to w całości recenzencki koszmar, jest tu wpakowane absolutnie każde niesprawiedliwe wyrażenie, którym można sprawić przykrość autorowi: “po łebkach, podrzędnego szmatławca, wywnętrzają, bezmyślnie, nie wysiliłaś się” – takie popisy ujawniają intencje oraz brak solidnych argumentów.

Po tym zdaniu nie współczuję bohaterce nic a nic, bo wychodzi na kretynkę, która poleciała na pieniądze i sławę.

Istotnie, jest to niekorzystny rys tej postaci, bo i postać nie jest całkiem jednowymiarowa. Jeżeli w Twojej opinii czyni ją to niegodną współczucia, oczywiście masz prawo do takiej interpretacji, ale nie stanowi to wady tekstu.

Naprawdę? Wiedział, kto by pomyślał? Bezsensowna wstawka.

Może trafniejsze byłoby: odkąd odkrył / dowiedział się…

Na pewno ich? Na pewno sale sięgały odległej przyszłości?

Ich, bo to się odnosi do tych lochów, labiryntów… Czy sale sięgały odległej przyszłości, czy raczej znajdujące się w nich narzędzia tortur? – może druga wersja byłaby odrobinę bardziej naturalna, ale obie są metaforycznie uprawnione.

Tu już antypatia do bohaterki jest całkowita, bo taka ona biedna, taka bezbronna i jeszcze skrępowana kajdankami. Stworzyłaś czarno-białą relację, kontrasty między bohaterami jest tak przesadzony, że cała historia zaczyna po prostu śmieszyć.

Rozumiem, że lepiej uprawiać systemowe obwinianie ofiar? Ania na pewno nie jest postacią idealną, ale sztuczne wymyślanie, czym mogła zawinić Ulrykowi, zwłaszcza gdy historia jest filtrowana przez jej perspektywę – to dopiero byłoby śmieszne.

Opis wnętrza kapelusza to po prostu śmietnik. Jak elementów jest za dużo to groza się rozpada, a jeszcze jak jest to tak okropnie streszczone to nie ma jej wcale.

Myślałem sobie, że to mogło być celowe, uzasadnione narracyjnie: wnętrze kapelusza to przecież kreacja podrzędnego pisarzyny, który odnosi sukcesy głównie dzięki temu, że ma bezpośredni magiczny dostęp do świadomości bohaterów.

Dziesiątki wygłodniałych bestii, a czemu nie setki? Można jeszcze bezmyślnie zwiększyć. Po prostu śmieszne, kompletny brak umiejętności napisania horroru.

Ja bym pewnie napisał “bestie z kanałów czwórkami szły”, ale to wybór autora, dziesiątki równie dobre jak każda inna liczba. Uwaga o “kompletnym braku umiejętności” nieakceptowalna, bo odnosi się do osoby raczej niż utworu, a ciągłe powtarzanie wyrazów “bezmyślnie, śmieszne” też ujemnie świadczy o wartości komentarza.

Litości! To jest parodia horroru.

Całkiem niezła, dodałbym. Jak z serem pleśniowym, nie wszyscy lubią.

„Poczułam” i „coraz więcej” są zbędne, wystarczyłoby „z każdym krokiem nabierałam sił”. A jeśli już poczuła, to powinno być „nabieram”.

Tak.

A świat był ponury i zły, bo był ponury i zły. Zupełnie nie potrafisz opisywać otoczenia.

To nie jest opis otoczenia, tylko odzwierciedlenie stanu psychicznego bohaterki.

„Witaj” do dziecka i będąc podobno przerażoną? Dialog drewniany aż do bólu, po przeczytaniu trzeba sobie drzazgi wyciągać.

Może mówi do dziecka “witaj” właśnie dlatego, że pod wpływem emocji nie może znaleźć trafniejszego wyrażenia? I po co ta kostyczna uwaga o drzazgach?

Znane co? Styl jest tak fatalny, że wyciska łzy z oczu.

Pokoiki, a niby co? Zgoda, że zdanie jest trochę niezgrabne, ale nie ma sensu dramatyzować, w uznanej literaturze nietrudno znaleźć podobne drobne lapsusy.

Chwila, to one były w środku, a nie na drodze? A może pokój nie miał jednej ściany? A może już weszły?

Może już weszły. Też miałem tu pewne wątpliwości, ale myślę tak: wnętrze kapelusza jest trochę jak teatrzyk, trochę jak sen, może mieć niekonwencjonalną topologię, pokoje i inne miejsca mogą się pojawiać spontanicznie, w miarę potrzeb, rozrastać, przenikać się.

Wspaniałe, wyżyny grafomani.

“Grafomani”, piękne. Chyba nie opowiadaniu wystawiasz tutaj świadectwo.

Dziewczynka była wolontariuszką? To czemu bohaterka zaraz stwierdza: Jednak jej jasna twarz nie dawała mi spokoju. Gdzieś już ją widziałam.

O ile pamiętam, dawniej te uwagi były w prawidłowej logicznie kolejności, musiały ulec przypadkowej zamianie gdzieś podczas poprawek.

A nie uszy powinna zasłonić?

Raczej nie, zakrycie twarzy to bardziej typowy gest przestrachu, nawet gdy niebezpieczny bodziec dotrze poprzez zmysł słuchu, a nie wzroku.

Czyli najpierw to wszystko powiedziała, a potem pokręciła głową? Zupełnie nienaturalny opis.

Urwała wypowiedź i nieco beznadziejnie pokręciła głową, czemu nie?

A można walnąć takie stwierdzenie, że dzieciak jest nadinteligentny i już wszystkie bzdury fabularne czytelnik zaakceptuje. Tak to nie działa.

Wskazywałem już, że wcześniejsza wzmianka o istnieniu książki Cerebra świata byłaby pożądana dla logiki zdarzeń, niemniej postać wybitnie uzdolnionego dziecka ani nie jest nieuchronnie zła, ani nie pełni tutaj funkcji “przekupstwa fabularnego”. O tym, jak ją w miarę wiarygodnie napisać, wypowiedziałem się obszernie już wcześniej.

Jakiej znowu sali?

Owszem, trochę oniryczny ten wystrój wnętrza kapelusza. Nie chcę już odsyłać do Marqueza, ale choćby w Siódmym wtajemniczeniu Niziurskiego mamy podobną konwencję.

Zdanie jest źle skonstruowane. Nie wiadomo co jest zastępowane, a co zastępuje.

Podczas lektury wiadomo z kontekstu. Nie twierdzisz chyba poważnie, że czasowników wiążących biernik w ogóle nie wolno używać z dopełnieniami męskozwierzęcymi męskorzeczowymi? Chciałbym to zobaczyć w jakimś podręczniku stylistyki.

Bezsensu napisana wypowiedź.

Osobno. Oddaje emocje miotające bohaterem: wpierw szokuje go wypowiedź narzeczonej, po chwili zdeptanie kapelusza.

Fatalnie skonstruowane zdanie. Jak mogła początkowo nie zauważyć kiedy?

Istotnie, coś tu zgrzyta. Może spróbuję zasugerować, jak dałoby się to przeformułować: Dopiero po chwili zauważyłam, jak Ulryk wymyka się skrycie bocznymi drzwiami, aby złorzecząc wściekle, ruszyć w stronę domu.

Nie, to nie są czynności wykonywane jednocześnie. Nie można wstawiać imiesłowów bezmyślnie.

Gdy już myślałem, że pochwalę cenną uwagę, to musiałeś wtrącić to swoje bezmyślnie. Lepiej: “aby ją odsłonić / po czym ją odsłonił”.

Strasznie dużo do siebie gada ten Ulryk. Zupełnie nie jest to wiarygodne.

Trochę na granicy, w końcu facet jest ewidentnie niestabilny psychicznie, można się zastanowić, jak by tu lepiej ukazać jego postępowanie w tym miejscu.

Powiem tak, miałaś interesujący pomysł, ale go nie udźwignęłaś. Opowiadanie jest napisane fatalnie i nadaje się do napisanie od nowa. Nie stworzyłaś klimatu, nie nadałaś postaciom głębi, prześliznęłaś po temacie. Najlepsza jest pierwsza scena, a potem jest coraz gorzej. Druga scena to nijakie streszczenie, w trzeciej są kiepskie opisy i bzdurny dialog z dziewczynką, która ot tak ma wszystkie odpowiedzi, potem pozornie szczęśliwe zakończenie, a w finale bzdurna scena mająca chyba być zwrotem akcji i zaskoczeniem. Każdy element opowiadania jest po prostu skopany, opisy fatalne i bardziej śmieszne niż straszne, bohaterowie z tektury, dialogi drętwe, styl po prostu kiepski. Takie pisanie to dopiero literackie przedszkole.

Pomysł na pewno mógłby być lepiej zrealizowany, wszyscy chcemy doskonalić się i do tego dążyć, ale kategoryczne pisanie “nie udźwignęłaś go” jest moim zdaniem nieuprawnione. Opowiadanie dałoby się celnie rozwinąć, przy przepisaniu niektórych scen z potencjałem na wybitność. Zgadzam się, że najlepsza jest pierwsza scena, co nie znaczy, abym dalsze uważał za złe (dialog z dziewczynką, jak już wcześniej pisałem, wydaje się najsłabszy). Posługiwanie się zwrotami z kategorii “z tektury, drętwe, literackie przedszkole, kiepskie, bzdurny” (to ostatnie dwa razy w krótkim akapicie – rekord!) nie wnosi wartości merytorycznej, nie służy wspomożeniu autora w rozwoju, tylko jego pognębieniu. Twierdzę, że nie powinno być, i nigdy dotąd nie było, zgody w naszej Społeczności na takie podejście do komentowania.

Podsumowując – niniejszym zrecenzowałem słabiutką recenzję z nielicznymi trafnymi uwagami.

Ślimaku Zagłady, witam Cię ponownie i ponownie dziękuję. Zawsze wspierałeś mnie na duchu i pamiętam, jak cierpliwie tłumaczyłeś rymy, zgłoszone na tutejszy konkurs poetycki. ;)) Serdeczne dzięki. Za wszystko. heart

Osvald ma rzeczywiście specyficzny sposób komentowania, co zauważyłam dopiero niedawno. :) O ile zszokowały mnie mocno Jego oceny tekstów poznanych oraz wysoko ocenionych przez innych Czytelników (w tym i przeze mnie), o tyle przy moim opowiadaniu przyznaję, że podczas pisania miałam po prostu pewien pomysł i – jak to często u mnie bywa – z realizacją już zastanawiałam się długo, co pewnie odbiło się na obecnym wyglądzie tekstu z wyraźną dlań szkodą. 

Moi Wspaniali Betujący wiedzą, że pierwotnie zamierzałam zakończyć opowieść happy endem. Dialog z dziewczynką (początkowo – kilkulatką, której wypowiedzi były zbyt “dorosłe”) wymyśliłam nieco sztucznie, sama przyznaję. Muszę zgodzić się z wieloma uwagami Osvalda, aby być uczciwą i sprawiedliwą nawet względem siebie. :) Ocieranie się komentarza o złośliwość rzeczywiście może zdenerwować, ale i sprawić, że spojrzy się trzeźwiej na “swój super tekścior” (nie, nie piłam, to oczywiście przenośnia laugh). Skoro Komentator widzi tutaj tyle usterek, coś musi być na rzeczy, nie ma to tamto! :)) Tak do tego podchodzę. :) 

Dlatego też raz jeszcze dziękuję za tyle wnikliwych uwag oraz poświęconego czasu, życzliwości oraz chęci pomocy, ale każdą radę biorę sobie – jak zawsze – do serca. :)

 

Pozdrawiam Was serdecznie. heart

 

Pecunia non olet

Przeczytawszy recenzję Osvalda pomyślałam sobie, że nie chcę żeby mnie recenzował.

Nie dlatego, że oceniłby krytycznie moje opowiadania, ale z uwagi na brak empatii, czepianie się wszystkiego, mędrkowanie i skupianie się nie na opowiadaniu, ale na tym, żeby kopniaki bolały.

Jesteśmy amatorami i każdy z nas się uczy.

Otrzymujemy krytyczne recenzje i dobrze, ale najcenniejsze z nich są takie, które wskazują plusy i minusy opowiadań, warsztatu, czy pomysłu.

Mistrzynią wskazywania plusów dodatnich;) jest bruce.

Każdy, nawet autor krzywulca, napisanego na bakier z ortografią i gramatyką, może usłyszeć coś, co podniesie go na duchu.

Ovald popisując się i ewidentnie sam siebie stymulując wrednymi hasłami, powoduje, że autorowi w ogóle może odechcieć się pisać.

Dokopywanie naszym lokalnym “gwiazdorom”, może być postrzegane jako obrazoburstwo, które ma szanse odświeżyć portal, ale jaki cel ma dokopywanie osobie, która nieustannie podkreśla, że wciąż się uczy?!

Publikując, musimy być gotowi na ocenę, ale nie na skopanie.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Rozbawiłeś mnie, Ślimaku Zagłady, tą rozpaczliwą próbą podważenia moich uwag w myśl jakiejś dziwaczej obrony, której, jak widać, autorka wcale nie potrzebuje. Przyznam, że rozważałem przez chwilę, czy nie rozsmarować tych Twoich bezsensownych uwag, ale postanowiłem odpuścić, bo doprowadziłoby to tylko do przepychanki.

Takim zachowaniem nic nie zrobisz mnie, bo zupełnie mnie nie interesuje, co sobie ktoś myśli o moim sposobie komentowania i czy się ze mną zgadza, ale robisz krzywdę Bruce, bo próbujesz na siłę ewidentne wady tekstu uzasadniać. To jest taka niedźwiedzia przysługa.

 

Jestem wdzięczna za propozycję i chęć poświęcenia czasu. Dziękuję. :) Liczę, że to będzie ważne doświadczenie i nauka dla mnie. :) Obawiam się, że – wielki zawód dla Ciebie, za co z góry przepraszam. :))

Bruce, nie ma tu mowy o jakimkolwiek zawodzie, w ogóle nie ma potrzeby rozpatrywania takich kategorii. 

Podejrzewam, że na tym etapie przeniesienie opowiadania z powrotem do bety byłoby niewskazane. Wstrzymuję zatem poprawianie, bo w sumie tekst był zgłoszony w formie gorszej, czyli bez poprawek według Twoich wskazówek.

Ta wersja zdecydowanie musi zostać, ale chyba nic nie stoi na przeszkodzie, abyś utworzyła drugą wersję roboczą, na której będziemy pracować, a potem zdecydujesz, co z nią zrobić. Poza tym chciałbym, abyś możliwe jak najmocniej oderwała się od tej realizacji i spróbowała tę historię opowiedzieć jeszcze raz.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Przyznam, że rozważałem przez chwilę, czy nie rozsmarować tych Twoich bezsensownych uwag

Uwagi moje są na tyle solidne merytorycznie, że mógłbyś je “rozsmarować” tylko przy użyciu chwytów erystycznych i nadużyć w interpretacji. Próbkę swojej “argumentacji” już dałeś: rozpaczliwą, dziwacznej, rozsmarować, bezsensownych, niedźwiedzia przysługa. Ponieważ piszesz wbrew faktom, próbując nas poróżnić, jakobym “robił krzywdę Bruce”, zgłaszam komentarz moderacji. Przyjmij do wiadomości, że udzieliłem już Bruce wielokrotnie więcej pomocy, niż Ty kiedykolwiek będziesz w stanie. Dobrej nocy życzę.

Hej, Bruce

 

Uprzedzę od razu, że w głosowaniu będę na NIE, ale od razu też rzucę marchewkę ;)

Uważam, że masz tu bardzo dobry pomysł na połączenie groteski z autentyczną makabrą… Albo nie, zacznę inaczej: to jest szkic, z którego możesz zrobić znakomite opowiadanie.

I, jak wspomniałam, kluczem jest tu bardzo udane połączenie różnych poziomów dziwności. Trochę masz tu z “Alicji w Krainie Czarów”, trochę z bizarra, trochę z klasycznego weirdu, a sporo z groteski i absurdu. Ale i z makabry godnej Kinga. Znakomity pomysł na “odwrócenie” czy “rozszerzenie” roli kapelusza magika. 

Natomiast moim zdaniem sypie się tu przede wszystkim kompozycja i, co się z tym wiąże, narracja. Jest statyczna, relacjonująca, linearna. Niewielkie retrospekcje o pewnych cechach infodumpu.

A tymczasem mogłabyś to napisać w sposób równie zahaczający o “szaleństwo”, jak to, co opisujesz. Może inna perspektywa – bo zważywszy zakończenie ta spokojna relacja w pierwszej osobie jest nie za bardzo na miejscu? Może więcej oniryzmu, niejasności?

Scena z Marlenką (dałabym dziecku bardziej neutralne imię, tak skądinąd, żeby ono samo nie przyciągało uwagi) jest potrzebna, bo pokazuje bohaterkę, ale już niekoniecznie musiałaś o wolontariacie wspominać we wcześniejszej ekspozycji. To wspomnienie mogłoby zaskoczyć czytelnika wraz z bohaterką, która zdążyła zapomnieć własne życie sprzed związania się z Ulrykiem…

 

Natomiast uważam, że niepotrzebnie zmieniłaś początek.

“Kapelusz był przerażająco zimny. Do tego, wbrew logice, panująca w nim ciasnota przytłaczała mnie.”

Drugie zdanie imho przegadane oraz dlaczego “wbrew logice”? Nie wiem, jak to wyglądało oryginalnie, ale cytowany w komentarzach początek “Kapelusz był przerażająco ciasny i zimny” uważam za dużo lepszy. I na dodatek do znakomitego ogrania: w chwili, kiedy Ulryk zamyka żonę w kapeluszu, wtłacza ją do niego, cylinder jest ciasny i zimny, a dopiero potem rozwija się w nim świat – to bym zresztą opisała bardziej plastycznie, mimo że jest oczywiste. Oraz dałabym na początku “cylinder”, nie “kapelusz”.

Oczywiście miałam skojarzenia z TARDIS “bigger on the inside”. Nie wiem, czy to celowe, ale nawet jeśli nie, to jeśli komuś się skojarzy, to chyba dobrze. No i oczywiście właśnie ta cecha cylindra odsyła mnie w rejony Lewisa Carrolla.

 

Ergo powtórzę: jak dla mnie to szkic czegoś, co mogłoby być świetnym tekstem. Popracowałabym nad nim i posłała do jakiegoś zina, który przyjmuje rzeczy “recyklowane”.

http://altronapoleone.home.blog

Znalazłam się ponownie w znienawidzonym, ponurym wnętrzu, które z wolna wysysało moją duszę. Byłam tam wprawdzie wolna z krępujących

Powtórzenie.

I przy drugim użyłbym “od” a nie z. Uwolniona/oswobodzona z kajdan to ok.

Znęcał się miesiącami, nie raniąc bezpośrednio, ale pastwiąc inaczej, gorzej.

Nad kim?

dlaczego z towarzyskiej wesołej dziewczyny przeobraziłam się w skrytą, małomówną ponurą osobę, czemu niespodziewanie rzuciłam pracę i wolontariat.

Zmieniłbym te i na przecinki.

Bywałam tylko tam, dokąd on mnie zabierał, na spotkaniach, które sam mi wyznaczył, bo na nich był jedynym obiektem uznania

W tym zdaniu coś się posypało.

Któż bowiem [Kto] mógł przypuszczać, że w swoim imponująco wyglądającym domu na obrzeżach miasta ten szaleniec [szanowany pisarz] codziennie oddaje się czarnej magii?

Pierwsza zmiana, żeby odpurpurowić to zdanie.

Druga, żeby pokazać kontrast. Bo w końcu po szaleńcu to ktoś mógłby się tego spodziewać. :)

 

Poza tym mam wrażenie, że już wcześniej w tekście podkreślałaś i to, że Urlyk używa czarnej magii i to, że nikt go o nic nie podejrzewa – nie wiem, po co to jeszcze raz podkreślać.

 

Dzięki pomocy sił nieczystych zamykał we wnętrzu magicznego cylindra (zakupionego niegdyś w sklepie ze starociami) przed wścibskimi oczami cały,

Nie ma co aż tak doprecyzowywać tej kwestii. ;)

odczucia o odkrywanych miejscach.

Cytując tarninę: hmm…

W całkowitym mroku, stawiając ostrożnie obolałe od kajdan stopy, schodziłam do piwnicy po wysokich i stromych schodach. Tam z kanałów wypełzały dziesiątki wygłodniałych bestii i atakowały. 

Bardzo mechaniczny opis. Nie tworzy napięcia. Ot, idzie sobie i atakują ją bestie.

 światłem słonecznym

Czy podkreślenie źródła światła jest tu konieczne?

Jednak jej jasna twarz nie dawała mi spokoju. Gdzieś już ją widziałam.

– Przed laty kłamliwi oprawcy zabrali mnie i chcieli, abym zapomniała.

Podmiot domyślny sugeruje, że to główna bohaterka wypowiada tę kwestię.

Poza tym słownictwo niepasujące do małej dziewczynki.

 

Jednak jej jasna twarz nie dawała mi spokoju. Gdzieś już ją widziałam.

[…]

Spoglądałam na nią nadal z pewnym niepokojem, bo kogoś mi przypominała.

Tu przykład momentu, w którym dublujesz wcześniej podane informacje. Całkiem niepotrzebnie.

 

– Wtedy, na ulicy – zaczęła spokojnie wyjaśniać, łapiąc mnie za dłoń i mocno ściskając – pani wezwała pogotowie, kiedy zdarzył się wypadek. Dzięki temu mama przeżyła, bo kierowca uciekł. A potem pani opiekowała się nią jako wolontariuszka.

Wywaliłbym, bo psuje stylizację wypowiedzi, a informacja nie jest konieczna.

Jakieś ślady wspomnień poczęły powoli wracać.

Może fragmenty wspomnień?

Jakieś ślady wspomnień poczęły powoli wracać. Zobaczyłam to zdarzenie, jakbym ponownie je przeżywała. Uświadomiłam sobie, że rzeczywiście pomogłam kobiecie potrąconej na przejściu przez pędzący samochód. To było jeszcze zanim poznałam Ulryka

Coś nieładnego się tu zadziało.

– Nie. Jestem prawdziwa. On tylko tworzy fantastyczne scenerie, miejsca i ich otoczenie. Ludzie, którzy tutaj są, w złej krainie kapelusza, są prawdziwi. Lecz nasze straszne przeżycia stanowią kanwę nowych rozdziałów o nas.

Ile ta dziewczynka ma lat?

bo zawsze przynosił mu przegrane klęski.

Przecież to to samo.

Zresztą… przynosić przegrane to jakiś łamaniec, przynosić klęski też źle brzmi. Ponosić klęskę.

Oni zdradzili innym mieszkańcom tę tajemnicę – wyznała szeptem.

To oczywiste, skoro na pytanie skąd o tym wie, dziewczynka mówi o rodzicach.

swoim fantastycznym, złym świecie.

Wiemy, wiemy, nie podkreślaj tak tego.

– To wolność połowiczna, fakt. Lecz on już nie czyta naszych snów ani nie zmusza do codziennych relacji. Czekaliśmy na jego ofiarę – bohaterkę ostatniej powieści. Odejdziemy stąd do naszego świata i opuścimy cylinder tylko wtedy, jeśli wszystkie postacie z książek uwolnią się spod władzy Ulryka Yorka. Taka jest moc krainy kapelusza. Teraz więc kolej na panią.

Wiem, że wiele można zrzucić na niesamowitość tej krainy, ale skąd rodzice Ulryka o tym by wiedzieli? Może też parali się wcześniej magią? :P

– Kochanie, czekamy. – Lekko naglący głos nakazał spojrzeć w bok

Kazać to czynność paszczowa, więc tutaj bym zrezygnował z kropki i rozpoczął małą literą.

Obok stał w garniturze Ulryk.

Można się tego domyślić. :)

 

Początkowo nie zauważyłam, kiedy Ulryk wymknął się niepostrzeżenie bocznymi drzwiami i, wściekle złorzecząc, dotarł do domu. Poczułam, że muszę go śledzić. 

Skoro nie zauważyła, to wiadomo, że niepostrzeżenie.

Uznałam, że muszę go śledzić?

ginąc w leżących liściach.

I przy okazji aliteracji się pozbędziesz.

 

Przede wszystkim, bruce, chciałbym pogratulować pomysłu. :)

Nie ukrywam, że to historia z rodzaju moich ulubionych, w której rzeczywistość przeplata się ze snem, fikcja z prawdą, a niejasność pewnych elementów tylko dodaje jej uroku. Dlatego nie będę dociekać, czemu Marlenka była obecna na ślubie, albo skąd rodzice to wszystko wiedzieli – to taki element twórczego chaosu, za którym może się coś kryć. Czytało mi się bardo przyjemnie i rozumiem, czemu większość czytelników ma tak pozytywne wrażenia po lekturze.

Zauważ, że opko zebrało nominacje, może dostanie piórko, a to oznacza, że jest dobre dla wielu spośród tych, którzy je przeczytali! Bo wszystkich – choćbyś chciała – nie zadowolisz.

Mnie w tym przypadku zadowoliłaś połowicznie i pewnie, gdybym miał głosować, byłbym na NIE… ale w listopadzie miałem urlop, więc nie będzie mi dane. :P

To, co przede wszystkim wybija się na minus, to specyficzne przemieszanie pędzącej, mocno skrótowej historii ze skupieniem na szczegółach, które najistotniejsze nie są. Wolałbym zobaczyć – nie przeczytać opis – emocji bohaterki, dowiedzieć się czegoś o niej poprzez sytuacje, w których się znalazła, niż czytać kolejny raz o tym, że nikt niczego nie podejrzewał. Nie pomagają też dublowane informacje, które powiększają liczbę znaków (a to przecież niemalże szort). Do tego tak szybkie przebrnięcie przez te mroczne korytarze wyobraźni Urlyka trochę mnie rozczarowało – zdecydowanie za dużo miejsca poświęciłaś na wstęp, a zbyt mało na ukazanie tego, czego doświadcza bohaterka w świecie kapelusza. Mogłabyś wydłużyć to opowiadanie. Wtedy miałabyś też okazję lepiej zarysować postaci, zwłaszcza protagonistkę.

Moment kulminacyjny dla fabuły – czyli rozmowa z dziewczynką – też mógłby być nieco lepiej wprowadzony. Może bohaterka wcześniej powinna słyszeć głosy, które zachęcają ją, by poszła w danym kierunku? Może powinnaś złamać chronologię zdarzeń i pokazać nam pewne sceny z przeszłości lub przyszłości? Nie wiem. Ale warto by zadbać o to, aby czytelnik doznał wrażenia, że najważniejszy moment w tekście nie wyskakuje jak królik z nomen omen kapelusza, ale jest mocno ugruntowany.

Trochę w oczy rzuca się też prostota, może nawet nieco toporność w konstrukcji opowieści i sposobie narracji, niemniej jednak twoja pokręcona wizja spowinowacona z Alicją w Krainie Czarów może się podobać i nie polecałbym ci wprowadzania gruntownych zmian w już opublikowanym tekście. Poprawki korektorskie czy w jakiejś mierze redakcyjne oczywiście tak, ale nie widzę sensu przepisywania tekstu od nowa pod czyjąś jego wizję. Nie ma gwarancji, że spotkałby się z podobnie pozytywnym odbiorem większości czytelników.

Jedna, choćby najbardziej krzykliwa opinia, nie znaczy więcej niż szereg opinii zgoła odmiennych. Lepiej tu kierować się intersubiektywizmem, aby przypadkiem jakaś jednostka nie narzuciła ci po prostu jej wizji pisania. To ty jesteś autorem. Taki wybrałaś sposób na opowiedzenie tej historii i chociaż może on np. mi wydawać się nieszczególnie fortunny (ja bym pewnie z tego zrobił kobyłę na 80 tys. znaków xD) to nie oznacza, że jest on zły. Pisanie ma wiele oblicz.

Sam za to chętnie zobaczyłbym kontynuację tej historii, bo zdecydowanie jest co kontynuować. I możesz wtedy na mnie liczyć, jeśli potrzebowałabyś czyjejś opinii w trakcie powstawania tekstu lub tuż przed publikacją. Z chęcią wskoczę jeszcze raz do twojego cylindra.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Hmmm… no i Kraina Kapelusza wciągnęła…

 

Osvaldzie, rozczarowanie jest pewne stuprocentowo. Wolę Cię uprzedzić i z góry za to przeprosić. :)

 

Ślimak Zagłady zna mnie bardzo dobrze, podobnie jak Ambush, bo wymieniamy się tutaj komentarzami od dawna (za co Im serdecznie raz jeszcze dziękuję heartkiss); nie jest zatem prawdą, że nie potrzebuję tej pomocy, chyba sądzisz, Drogi Osvaldzie, że ja jestem jakimś strong manem (a niestety, nie jestem), po którym wszystko spływa, zaś u mnie zawsze emocje biorą górę. Komentarz Gravel sporo mnie kosztował i – jak wspomniałam – miałam po nim zamiar usunąć ten tekst całkowicie. Niestety, życie przyniosło przykrą wiadomość, która znowu w inny sposób kazała mi spojrzeć na pisanie i tutejszą rozmowę o niniejszym opowiadaniu, a także na kolejne komentarze. Ja tu po tragediach rodzinnych mam zamiar się wyluzować i wypocząć – oto mój cel. To ma być odskocznia. Jeśli już masz kogoś rozsmarowywać, to ja idę na pierwszy ogieńlaugh, dziękuję raz jeszcze za Twoją nieoczekiwaną propozycję, ok, w takim razie zaraz opowiadanie w obecnym stanie wrzucę do bety i Cię zaproszę. :) Raz kozie śmierć.:) Jak już mam być rozsmarowana… :)

Proszę jednakże serdecznie, aby tu nikogo nie obrażać ani nie wyśmiewać. 

Mam wielki szacunek dla Twojego, Osvaldzie, komentarza oraz merytorycznych uwag na temat mojego tekstu, ale podobnie traktuję zdanie Ślimaka Zagłady czy też Ambush oraz innych Komentatorów. Zawsze tak robię. :)

Pozdrawiam Was serdecznie. heart

 

Pecunia non olet

Drakaino, Gekikara, serdecznie Wam dziękuję za pomocne wskazówki oraz Wasze komentarze. :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Piórkowo będę na NIE, choć są w tym tekście motywy i pomysły, które bardzo mi się podobały. Mam wrażenie, że robisz bardzo duże postępy z tekstu na tekst, co jest świetnym prognostykiem. Tutaj cenny i naprawdę świetny jest pomysł na świat, ale mam wrażenie, że żeby zadziały z kolei twoje pomysły na postacie i ich motywacje, musiałabyś pójść w mocny pastisz/naśladownictwo popularnej czy pulpowej fikcji sprzed stu lat, gdzie liczył się jaskrawy efekt emocjonalny, a nie psychologiczna wiarygodność. Nie jest to dla mnie jeszcze piórkowy tekst, ale mam wrażenie, że idziesz w dobrym kierunku, a pewnych pomysłów można ci szczerze pozazdrościć.

ninedin.home.blog

Dziękuję, Ninedin, za przemiły komentarz oraz rady. Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Pomysł na pisarza-sadystę, czerpiącego fabuły swoich książek z przeżyć swoich ‘jeńców’ uważam za bardzo dobry, ale wykonanie imo do poprawki. Bohaterka-narratorka nie wzbudza żadnych uczuć, co najwyżej delikatnie irytuje. W żadnym momencie jej nie współczułam – za bardzo się nad sobą rozczula a przecież wpakowała się w sytuację na własne życzenie (poleciała na sławę i kasę znanego pisarza :p). Za mało pokazujesz, za dużo streszczasz – rozmowa z dziewczynką to zamordowanie całego napięcia – wyjaśnienia podane wprost na tacy, bez żadnych wątpliwości ze strony narratorki, bez żadnej próby kombinowania ze strony dziewczynki.

No i zakończenie… Czemu Ulryk się tak wściekł, skoro miał tyle zapasowych kapeluszy? Nie lepiej byłoby na jego miejscu wzruszyć ramionami i stwierdzić, że ‘prawie się ożeniłem ze schizofreniczką’? :P

Brakuje temu opowiadaniu głębi postaci, wszystkie sprawiają wrażenie marionetek odgrywających jedną, prostą rolę. Zły pisarz jest zły do bólu i zachowuje się jak super-stereotypowy złol. Dziewczynka jest dobra i mądra, pomaga bohaterce, pomaga ludziom i jest członkinią odpowiednika MENSy. O bohaterce już wspominałam.

Niestety, mimo bardzo dobrego pomysłu, w głosowaniu będę na NIE.

Cześć, Bellatrix, dziękuję za wnikliwą analizę i Twój komentarz, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

bruce, trzymaj się siebie! Zawsze!heart Opinie będą takie i siakie, pomocne bardziej lub mniej. Kiedy czytam, że kobieta wpakowała się na własne życzenie… cóż pusty śmiech mnie ogarnia. 

Przepraszam, bruce, za ten komentarz, nie będę kontynuowała go, zacisnę zęby i tyle.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej!

Bruce, masz bogatą wyobraźnię i ciekawe pomysły. Poczułam bajkowość tekstu i początek mnie zaciekawił. Ale nie podobał mi się info dump, którym powaliłaś na początku. Sądzę, że tekst by dużo zyskał, gdybyś więcej pokazała w nim niż opisywała, zwłaszcza relację z mężem, jak doszło do takiej sytuacji. Na razie opowiadanie było dla mnie bardziej zwiastunem. Mam nadzieję, że zdecydujesz się rozbudować ten pomysł i dopracować sceny, wtedy naprawdę to może być coś :) Póki co niewykorzystany potencjał.

Pozdrawiam!

Widzisz, bruce, “ludzie” nie czują przemocy, nie znają jej, albo myślą, że nie jest tym, czym jest. Nie zgadam się, ze zdaniem części komentatorów, że trzeba ją opisywać szczegółowo detal po detalu, bo wtedy grzebiemy szpilą w ranie. Jątrzymy ją. Po co?

Edytka: zedytowałam swój komentarz – doprecyzowując go.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dziękuję. Oczywiście, doskonale rozumiem. heart Po prostu są szczęśliwcy, którzy nie znają i nie otarli się, i dobrze, i tak też być powinno. :) Oby jak najwięcej takich szczęśliwców na świecie, tego przecież pragnę. :)

Avei, dziękuję za odwiedziny oraz komentarz. :) Właśnie rozbudowuję. :))

 

Pozdrawiam Was serdecznie. heart

Pecunia non olet

Bruce, chciałbym, byś wiedziała, że uważam Twoje opowiadanie za bardzo wiarygodne psychologicznie. Można się spierać o formę, wytykać detale, proponować lepsze lub gorsze rozwiązania fabularne, ale ten tekst jest wręcz przesiąknięty chłodną i brutalną prawdą o współuzależnieniu i przemocy w związku, tyle że w onirycznym anturażu. Ten horror jest straszny, bo prawdziwy. 

Silver_advent, takie słowa to miód na moje serce, serdecznie dziękuję, bo właśnie to zamierzałam przekazać. heart

Rozumiem jednak, że może nie udało się to tak, jak sobie tego życzyliby wszyscy. To dokładnie miałam na myśli pisząc, że nie mam nic na swoją obronę – po prostu rozumiem, że dla wielu Czytelników to opowiadanie jest na poziomie przedszkola i jest pogrzebanym – może nawet dość dobrym – pomysłem. Im więcej szczęśliwców, nie rozumiejących tak naprawdę problemu przemocy, tym autentycznie dla mnie lepiej, bo to wielce pokrzepiające. :)

Dziękuję i pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nie, ono nie jest na poziomie przedszkola. Jemu jedynie brakuje pazura literackości :) I, co więcej, uważam, że masz potencjał, żeby to przepisać tak, żeby z pomysłu stało się literaturą. Myślę, że nawet powinnaś opublikować nową wersję, jeśli ją stworzysz, z zaznaczeniem w przedmowie, że to nowa wersja, rodzaj warsztatowego ćwiczenia.

http://altronapoleone.home.blog

Podniesienie na duchu zawsze mi pomagało, wiesz o tym doskonale, Drakaino, kiedy np., na samym początku, zbyt szybko ogłaszałam moje rymowanki… :) Dziękuję. :) Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Rozumiem jednak, że może nie udało się to tak, jak sobie tego życzyliby wszyscy.

Nigdy Ci się nie uda tak, jakby sobie tego życzyli wszyscy. Na szczęście, bo to oznacza, że się różnimy. Kiedy wszyscy będziemy pisać jak spod sztancy, to będzie koniec literatury.

 

Ech, aż strach Ci pisać komentarz, bo mam wrażenie, że każdą krytykę przyjmujesz bez zastanowienia. A tymczasem krytykę, która niewątpliwie jest potrzebna, choćby po to, żeby człowiek za bardzo nie odleciał, należy przyjmować… krytycznie. To znaczy pokornie poprawić wszystkie ewidentne babole (także te merytoryczne), a potem dobrze zastanowić się, co w komentarzu jest przydatne i zacząć to stosować, zanotować do głębszego przemyślenia to, czego nie jesteś pewna i wzruszyć ramionami na to, z czym się nie zgadzasz. Bo jeśli krytykę przyjmujesz bezkrytycznie i za wszelką cenę starasz się dopasować do oczekiwań innych, możesz stracić to, co dla dobrego tekstu niezbędne: autentyczność.

 

Po tych króciutkich dywagacjach sobie pokrytykuję, z cichutką nadzieją, że ową krytykę potraktujesz zgodnie z podanym powyżej przepisem.

 

Mam wrażenie, że pisałaś nie tyle o przemocy w rodzinie jako takiej, ile o pewnym jej aspekcie, czymś, co się nazywa syndromem wyuczonej bezradności. Temat wzięłaś sobie niełatwy, bo to cholernie trudno pokazać tak, żeby nie wzbudzić niechęci do ofiary. Ludzie zwyczajnie nie rozumieją niemożności zrobienia czegokolwiek. I tu, imo, nie zadziałało. Powiem szczeze, że osobiście bym takiego tematu, w takiej formie nie ruszała, a jeśli już to tak, żeby pokazać przemianę, wychodzenie z tego stanu, czyli bohaterce musiałoby się udać.

Mogę Ci zwrócić uwagę na pewne rzeczy, które tematowi i opku moim zdaniem nie pomogły. Przede wszystkim początek. Zaczęłam czytać i myślałam, że jestem gdzieś w XIX wieku. Sposób wypowiedzi bohaterki, jej zachowanie, wysokie C są rodem z XIXwiecznych powieści. Tymczasem bohaterka jest jak najbardziej współczesna i to trochę zgrzyta.

Faceta uczyniłaś niemal demonem. Jest nie tylko damskim bokserem, ale na dodatek pedofilem (słowa Marlenki), a i pewnie mordercą, bo skoro Marlenka na stałe utknęła w kapeluszu, a książka o niej jest napisana, to przypuszczam, że jej ciało leży gdzieś zakopane w ogródku. No i jeszcze ta czarna magia, zupełnie, imo, niepotrzebna. Tym wszystkim odwracasz uwagę od zasadniczego problemu: bohaterka wpadła jak śliwka w kompot i nie potrafi się wydostać. Na dodatek uczyniłaś faceta bogaczem, obsypującym bohaterkę prezentami, a to zawsze budzi pewne wątpliwości i brzmi nieco dwuznacznie.

A i sama bohaterka jest przesadzona, tyle że w drugą stronę – za dobra Ci wyszła, tak dobra, że aż trudno w to uwierzyć. Wzmianki o wolontariacie, ratowaniu ludzi imo nie budują postaci. I ona za dużo rozumie. To jest bardziej tak, że odbieranie kobiecie każdego możliwego wsparcia (przyjaciółki, praca), uczenie jej bezradności jest procesem, z którego ofiara nie zdaje sobie sprawy. Ot takie: “Wiesz, nie lubię tej twojej koleżanki”, “myślałem, że dzsiaj zjemy wspólnie kolację przy świecach, ale oczywiście, ja chcesz to idź”. Gdyby z góry zaczął zabraniać, to się mu ofiara wymknie.

Wnętrze kapelusza opisujesz dość wyrywkowo, tam by się przydało coś konkretnego, konkretne spotkanie, konkretne bestie, konkretna sytuacja.

Jeśli chodzi o spotkanie z Marlenką… sama nie wiem. Myślę, że bohaterka nie wykazała się tu hartem ducha. Wręcz przeciwnie, poszła po lini najmniejszego oporu, czyli doprowadziła do stanu, w którym to wszystko się nie wydarzyło. Marzenie wszystkich kobiet w jej sytuacji, całkowicie nierealne. Dobra, zniszczyła kapelusz, ale co z tego. I tu wracam do Marlenki. Ratuje ją dziecko, obce, ale jednak dziecko, przy całej tej dobroci, jaką się charakteryzowała, to powinno nią trochę wstrząsnąć i spowodować, że faktycznie stanie do walki. Tymczasem, ona nie dość, że wybiera najprostsze rozwiązanie (to się nie zdarzyło), to jeszcze na dodatek, w momencie, kiedy już wie, że to nie pomogła, po prostu mdleje.

Gdyby spotkała tam dawną kochankę faceta, siostrę, brata, kogokolwiek dorosłego, dałoby się to przełknąć, ale pozostawienie tam dziecka to naprawdę nie budzi sympatii. A miała możliwości. Wciąż miała kostkę, mogła się przenieść w moment, w którym Ulryka nie było w domu i spalić całą chałupę.

Z wyuczoną bezradnością jest podobnie, jak z depresją. Dopóki człowiek nie zechce sobie sam pomóc, nikt nie jest mu w stanie pomóc. Kobieta musi zadzwonić po policję, założyć niebieską kartę, przestać twierdzić, że zderzyła się z drzwiami, poszukać organizacji, która jej pomoże. Jeśli tego nie zrobi jest stracona. Owszem, najczęściej to krok do przodu i dwa do tyłu. I to też pokazujesz. Ale kazałaś jej zostawić dziecko w piekle, a w tej sytuacji bohaterka nie może liczyć na zrozumienie czy współczucie.

Doceniam próbę zmierzenia się z tematem i szanuję Twoją odwagę, ale będę na NIE.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj, Irko_Luz, dziękuję za komentarz, rozumiem, pozdrawiam Cię serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Zastanawiam się, czy tylko ja widzę w tym opowiadaniu symbolikę typową dla podświadomego umysłu…

Coś podobnego dzieje się w czasie snu – jakaś głęboka część naszego umysłu usiłuje się kontaktować z jaźnią za pomocą obrazów, które coś symbolizują, coś znaczą. 

Tutaj ten cylinder według mnie symbolizuje wewnętrzną przemianę. Tak zresztą właśnie działa cylinder sztukmistrza – zwykle używa się go do zamiany przedmiotu w coś innego. 

Po drugie – symbolizuje według mnie samo wnętrze psychiki człowieka. Przemoc psychiczna polega między innymi na tym, by daną osobę utwierdzić w poczuciu winy za cała sytuację. “Wtłaczanie” do cylindra danej osoby może oznaczać próbę jej zdominowania, złamania jej wnętrza.

Ale właśnie w wewnętrznym świecie można odnaleźć obronę i kryjówkę w czasie silnego stresu.

Tutaj bohaterka spotyka dziewczynkę, której opis wyraźnie wskazuje na bycie… jej własnym mózgiem. Logicznym myśleniem, wartościami moralnymi, utraconą niewinnością, rdzeniem osobowości. Tym co ratuje główną bohaterkę z opresji jest jej własny umysł, może podświadomość, która w sennej wizji wyciąga do jaźni pomocną dłoń. Chętnie użyłbym tutaj obśmiewanego, freudowskiego “superego”., bo pasuje jak ulał.

Dla mnie to opowieść o wędrówce cierpiącego człowieka po labiryntach własnej duszy, odnajdującego w samym sobie siłę, by przeciwstawić się złu. 

Nie wydaje mi się, bym nadinterpretował, bo ta oniryczna forma i silny symbolizm wręcz biją po oczach… 

Ale kto wie, może jestem idiotą… 

W sumie… Na pewno nim jestem.

Miłego wieczoru. 

Tutaj ten cylinder według mnie symbolizuje wewnętrzną przemianę. Tak zresztą właśnie działa cylinder sztukmistrza – zwykle używa się go do zamiany przedmiotu w coś innego.

No tak, ale tutaj cylinder służy raczej do przeminy w drugą stronę. To Ulryk jest tu stukmistrzem i usiłuje przemienić boharetkę w coś, co mu pasuje.

 

Tutaj bohaterka spotyka dziewczynkę, której opis wyraźnie wskazuje na bycie… jej własnym mózgiem. Logicznym myśleniem, wartościami moralnymi, utraconą niewinnością, rdzeniem osobowości. Tym co ratuje główną bohaterkę z opresji jest jej własny umysł, może podświadomość, która w sennej wizji wyciąga do jaźni pomocną dłoń. Chętnie użyłbym tutaj obśmiewanego, freudowskiego “superego”., bo pasuje jak ulał.

Masz rację, ale bohaterka najwyraźniej tego nie widzi.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Silver_advent, zdecydowanie nie Ty jeden, zapewniam. ;)

Po prostu pierwszy raz przyszło mi zmierzyć z czymś takim, jak nominacja i przyznam szczerze – jestem tym przerażona. laugh Nigdy więcej powtarzam sobie i będę się tego kurczowo trzymać, jeśli kiedykolwiek jeszcze cudem trafię z jakimkolwiek tekstem do tzw. głosowania lub ktokolwiek to jeszcze zaproponuje.laugh Na razie mam zamiar zamieścić teksty z aktualnej bety i na tym koniec. 

Rozumiem zasadność, rozdrabnianie na czynniki pierwsze, uzasadnienie głosów na NIE, ale przyznam, że ja już sama nie wiem, czy dziewczynka ma być, czy ma jej nie być, czy skoro sama twierdzi, że się spod władzy sadysty uwolniła, to nadal jest jego ofiarą, pozostawioną tam przez samolubną Annę; czy dziewczyna, gnębiona przez oprawcę nie może być naiwna, głupia do bólu i kłuć tym w oczy, a sadysta nie może być tym na wskroś złym… Czy ważne, jak ma na imię każdy z bohaterów i dlaczego akurat tego imienia użyłam, a nie innego… Nie wiem, czy to dobrze, że poświęciłam tyle miejsca krainie cylindra, czy nie, czy skupiłam się bardziej na życiu bohaterów, czy pokazałam więcej tego czy owego. Czy mam zmienić ten lub tamten wyraz na inny, czy jest to poziom przedszkola, czy raczej uniwersytetu…– w moim wypadku to już pewnie – trzeciego wieku. Nie mam pojęcia, czy lepiej, kiedy dziewczynka opowiedziała jej o wszystkim, dała kostkę, a Anna po prostu ją wzięła, czy może lepiej było tę dziewczynkę zlekceważyć i dalej dać się mordować, szukając w rozpaczy ratunku. Czy ma być wspomnienie o czarnej magii, czy może lepiej niech Czytelnik sam się tego domyśla. Czy Anna poszła na kasę i dlatego słusznie została ukarana, a tak w ogóle, to tekst jest jednym wielkim dnem. laugh

I piszę to ze szczerym uśmiechem, bo sprawy życiowe znowu mnie dziś dobiły, zatem naprawdę traktuję każdy wpis jako zwyczajną ocenę Czytelników, którym się podobało lub nie, bez cienia spiny. Wiem, że każdy komentarz ma pomagać, każdy ma wspierać i uczyć, ma dodawać skrzydeł i wskazywać mnie, jako skromnej autorce, drogę dalszej pracy. I tak traktuję ten Portalu od lat. 

Uważam nominację za całkiem niezasłużone wyróżnienie, które mocno mnie zaskoczyło (i z którym prowadziłam tutaj swego rodzaju walkę), dziękuję Tym, którzy widzieli tu potencjał, jak i Tym, którzy go nie widzieli wcale, a poświęcili czas lekturze. Przykro mi, że z powodu nominacji musieli czytać to, co tu jest, a woleliby nie… 

Nie chodzi tutaj o to, jaka jest definicja przemocy domowej, bo nie piszę encyklopedii ani poradnika psychologicznego, ponieważ się na tym nie znam. Nie chodzi o to, jak ktoś reaguje na negatywne oceny, nie w tym rzecz przecież… W kilku wątkach toczy się teraz dyskusja na temat tego, co może zdziałać taki czy inny komentarz i to akurat nie są moje zarzuty. 

Zgodziłam się na kolejną betę, tym razem Osvalda (raz jeszcze dziękuję), aby właśnie pokazać, że staram się słuchać wszystkich rad, brać je sobie do serca i pracować nad tekstem. Przecież zawsze tak robię. 

Ja jako autorka widzę przemoc domową w taki sposób. to jest mój punkt widzenia tego, bardzo ważnego problemu. Pokazałam go z wielu płaszczyzn, starając się dodać nieco fantastyki. Może się udało, może nie. Ja oraz moi Super Betujący staraliśmy się, aby udało się to jak najlepiej. To jest mój obraz przemocy domowej jako amatorki-pisarki, która słyszała o niej i widziała ją z boku. Kto ma inny obraz, inaczej ten problem pojmuje oraz ma o nim inne wyobrażenie, zasługuje na mój szacunek, bo każdy ma takie prawo, każdy z nas może widzieć ten temat inaczej. 

Nie należy się bać tego, jak ja zareaguję (?), bo reaguję zwyczajnie – tekst jest zjechany totalnie przez rozczarowanego stuprocentowo Czytelnika, zatem go usuwam i poprawiam. No przecież tak się tutaj postępuje. Emocje biorą górę wszak nie tylko w tej dyskusji i są wyrażane nie tylko w taki sposób – że się szczerze przeprasza za rozczarowanie Czytelników i tekst usuwa. Każdy reaguje po swojemu. laugh

Raz jeszcze powtarzam, na Portalu są znakomite opowiadania, sama głosowałam na jedno z nich, moje także zostało (ku memu zaskoczeniu) nominowane w tym samym miesiącu, ok, dziękuję, już wiem, jak to wygląda z praktycznej strony i ubolewam. :))

Także życzę miłego wieczoru i oby jutrzejszy dzień przyniósł same pozytywne wiadomości nam Wszystkim (a strona rządowa, umożliwiająca przeprowadzanie czynności notarialnych, została wreszcie po kilkunastogodzinnym czekaniu zainteresowanych, odblokowana) . heart

Pozdrawiam serdecznie i – w sumie – już przedświątecznie . :) 

Pecunia non olet

Rozumiem Cię, Bruce. Odebrałem podobnie bycie nominowanym. Ale chyba można się do tego z czasem przyzwyczaić :)

Ja tylko kontrolnie sygnalizuję, że prosiłbym komentujących, z Osvaldem na czele, o to, aby poza dbałością o treść swoich wpisów postarali się też, aby ich forma również trzymała odpowiedni poziom. Krytyka, nawet jeśli konstruktywna, zawsze wywołuje u ocenianej osoby dyskomfort, bo zostawia ją z poczuciem, że coś zrobiła nie tak i wymaga to poprawy. Przekazanie takiego komunikatu powinno się odbywać w sposób mobilizujący do pracy i twórczego rozwoju, a nie deprymujący i podcinający skrzydła. Co prawda jestem wielkim fanem filmu “Whiplash”, ale ten serwis niekoniecznie jest miejscem do podobnej nauki, jaką tam pokazano. Nie mówię, żeby chwalić, kiedy jest źle, tylko żeby krytykować z taktem i wyczuciem, najlepiej nie ograniczając się do wytknięcia błędu, ale od razu pokazując, jak go poprawić. :)

@silver_advent:

Bruce, chciałbym, byś wiedziała, że uważam Twoje opowiadanie za bardzo wiarygodne psychologicznie. Można się spierać o formę, wytykać detale, proponować lepsze lub gorsze rozwiązania fabularne, ale ten tekst jest wręcz przesiąknięty chłodną i brutalną prawdą o współuzależnieniu i przemocy w związku, tyle że w onirycznym anturażu. Ten horror jest straszny, bo prawdziwy. 

Mimo (a może dzięki) magicznemu otoczeniu czuje się realizm. To mnie właśnie urzekło.

 

@Osvald:

Po tym zdaniu nie współczuję bohaterce nic a nic, bo wychodzi na kretynkę, która poleciała na pieniądze i sławę.

A właściwie dlaczego? Dobór seksualny w naszym gatunku jest oparty na wielu czynnikach i nie umiem dostrzec problemu. Bohaterka nie owija w bawełnę, rozumie swoje motywacje i wie, na czym jej zależy.

Nie każda życzy sobie biednego niedojdę z głęboką osobowością, jeśli to w ogóle możliwe.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Wpadam na krótko, bo jestem mega wykończona atakiem zimy, a za moment budzę Dzieci. 

Proszę, zrozumcie jedno – tutaj nie chodzi o to, jak ja zareaguję i czy się obrażę. To nie jest sednem sprawy. Ludzie z zewnątrz piszą, że nie chcą tu niczego ogłaszać, aby “dać siebie na pożarcie”. Ja nie mam bladego pojęcia, co myśleć o tym tekście. Na serio, mam zamiar każdego bohatera nazwać – sięgając do klasyki kreskówkowej – “A co Cię to obchodzi?”.wink

I, zrozumcie, proszę, jakie są moje intencje. Gdybym zgłosiła tekst na konkurs o wojnie światowej, każdy by napisał, że to nie na temat. Ok. Ale przecież kierujemy się na tym Portalu tymi samymi kryteriami, tekst dotyczy fantastyki, a oceny są tak rozbieżne, że głowa boli! Autor, rzucony pierwszy raz na piórkowe zmagania, nie rozumie z tego nic… I mi nie chodzi tu o to, że Osvald dał mi jedynkę, bo – z całym szacunkiem – ale skoro dawał taką ocenę innym tekstom, w moim odczuciu rewelacyjnym, to niby czego mogłam się spodziewać? Ta jedna jedynka naprawdę niczego by nie uczyniła, przepraszam, mam nadzieję, że nikogo nie obraziłam. Problem polega na tym, że z komentarzy wynika, iż to są albo piątki i szóstki, albo jedynki. A kryteria na fantastyce są przecież ciągle te same. Autor ma mętlik. A co mają powiedzieć świeżynki? Zerkają z ciekawości, bo wierzą, że i one kiedyś staną w piórkowe szranki, jaki to tekst został zgłoszony do piórka i czytają komentarze. i niczego nie rozumieją. 

Czy ktoś pomyślał, jak się czują Betujący oraz Ci Pisarze, którzy mnie zgłosili? Czy Oni mają mnie przepraszać za nominację? Czy mają się tu kłócić? Czy to na tym polega? 

Ok, rozgadałam się znowu, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

@bruce:

Czy ktoś pomyślał, jak się czują Betujący oraz Ci Pisarze, którzy mnie zgłosili?

Hm. Dzisiaj przeczytałem jeszcze raz Cylindrolandię i czuję się z tym świetnie (jako betujący). :-)

Czy Oni mają mnie przepraszać za nominację?

Nie i może jeszcze dodam, że z wieloma zdaniami merytorycznej krytyki się zgadzam, ale dla mnie fabuła jest zawsze ważniejsza niż dopracowywanie szczegołów.

Czy mają się tu kłócić? Czy to na tym polega? 

Jeśli jest taki obowiązek, to ja chętnie, jak wiesz :-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radku… heartlaugh

 

Oczywiście, jak wspomniałam, podczas bety było wiele tematów do zastanowienia i poruszanych wiele różnorodnych kwestii, jak zawsze, no ale żeby przy komentarzach po publikacji zdania były aż tak rozbieżne? surprise Nie wiem, możliwe, że to typowe dla nominacji piórkowych. Ja w każdym bądź razie jestem mocno zdezorientowana, więc nie dość, że Ursyn/Ulryk/Konrad i nie wiem, kto tam jeszcze, znowu został przechrzczony, to na dodatek – uchylając rąbka tajemnicy – przy wprowadzanych poprawkach umieściłam oboje w jednej ze scen na… Syberii jako zesłańców, czym wprawiłam nie tylko siebie w niezłe zdumienie. laugh Żartując chcę pokazać absurdalne sytuacje, które niestety wcale nie są śmieszne. Po tak skrajnych komentarzach autor naprawdę nie wie, jak ma dobrze poprawić tekst.

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Bruce

 

Opinie będą różne, niektórzy będą się o swoje stanowiska spierać. Zawsze.

Moze to zabrzmi brutalnie, ale czytelnika uczucia betujących i zgłaszających do piórka obchodzą tyle, co zeszłoroczny śnieg. Jego obchodzą jego własne wrażenia. Na nie wpływ ma sposób i szczegóły prowadzenia historii, którymi operuje autor. Cpt. Obvious przypomina: Nie są to proste dźwignie, działające u każdego czytelnika tak samo.

Otrzymałaś mieszane recenzje, dar niczym nieskrępowanego fidbeku, że tak sobie zażartuję. Jeżeli mogę coś doradzić, to postaraj się przyjrzeć, czy jakieś aspekty (zarówno pozytywne i negatywne) nie powtarzają się w nich w różnych formach. To wymaga analizy komentarzy, być moze zrobienia sobie jakiegos zestawienia, ale moze Ci wskazać lub naprowadzić Cię na to, co się spodobało, a co nie (dla tej konkretnej probki komentujących), nauczyć Cię czegoś o tym, jak jest odbierany tekst i co ważne – dlaczego. Ty, autorka, decydujesz, czy i w jaki sposób (niekoniecznie w ten podpowiadany przez komentujących) otrzymane uwagi uwzględnisz, w tym tekście czy w następnym. Niestety, musisz sama nawigować pośród raf owego daru zróżnicowanego fidbeku ;-), 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

O, i to jest pewnie sedno, tzw. meritum. Dziękuję, PsychoFish.yes

Tak robę, zapewniam, działam, na ile tylko umiem, pracując nad tym tekstem. ;))

Natomiast uczucia Betujących oraz Zgłaszających mimo wszystko są dla mnie ważne. smiley

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Ja tylko kontrolnie sygnalizuję, że prosiłbym komentujących, z Osvaldem na czele, o to, aby poza dbałością o treść swoich wpisów postarali się też, aby ich forma również trzymała odpowiedni poziom. Krytyka, nawet jeśli konstruktywna, zawsze wywołuje u ocenianej osoby dyskomfort, bo zostawia ją z poczuciem, że coś zrobiła nie tak i wymaga to poprawy. Przekazanie takiego komunikatu powinno się odbywać w sposób mobilizujący do pracy i twórczego rozwoju, a nie deprymujący i podcinający skrzydła. Co prawda jestem wielkim fanem filmu “Whiplash”, ale ten serwis niekoniecznie jest miejscem do podobnej nauki, jaką tam pokazano. Nie mówię, żeby chwalić, kiedy jest źle, tylko żeby krytykować z taktem i wyczuciem, najlepiej nie ograniczając się do wytknięcia błędu, ale od razu pokazując, jak go poprawić. :)

JeRzy, z całym szacunkiem, ale jeśli autor odczuwa dyskomfort po krytyce, to jest jego problem, a nie komentującego (nie mówimy oczywiście o sytuacjach łamiących regulamin portalu czy wyzwiskach). Kłótnia, która się tutaj rozwinęła, wynika z założenia, że napisanie niepochlebnego komentarza o opowiadaniu, jest jednocześnie jakąś obrazą dla osób, którym się tekst podoba. To jest problem tej społeczność – brak zgody na niezgodę. Ja się nie odniosłem do gustów innych ani do kwestii nominacji.

A teraz, Jerzy, może się wypowiesz, czy według Ciebie jest to dobre opowiadanie? Z mojego komentarza wynika jeden główny wniosek, Bruce miała świetny pomysł, ale nie udźwignęła go warsztatowo. Nie zgadzasz się z tym?

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Bruce miała (…) pomysł, ale nie udźwignęła go warsztatowo.

Ale ja się sama z tym zgadzam, Osvaldzie. :)

Tylko, że tak krańcowo różne oceny czy chwalenie tych samych elementów, które inni ganią, są naprawdę dla autora bardzo trudne do zrozumienia. Ja na serio nie wiem, czy dobrze, że podczas poprawek coś pousuwam całkowicie, czy nie. Tu nie chodzi o to, że są rozbieżne zdania (bo przecież zawsze będą – norma, wiem, byłoby dziwne, gdyby tak nie było), ale – że aż tak rozbieżne. 

Choćby dialog z nieszczęsną dziewczynką – ona jest obecnie ofiarą, czy już nią nie jest?, czy to dobrze, że pomaga Annie (a pośrednio przecież wtedy i sobie oraz mamie i pozostałym “więźniom”), czy to źle?, czy jej wyjaśnienia, ułatwiające zrozumienie wszystkiego, są dobre, czy nimi zniszczyłam cały pomysł? ; czy ja miałam prawo pokazać złego męża całkowicie złego, a jego ofiarę całkowicie dobrą, czy też nie? No i w końcu zupełnie dla mnie niejasna kwestia wspominanych wielokrotnie imion, będących całkowicie do zmiany…

Ja nie wiem, czy tu, na portalu literackim, jest wątek o granicach oraz zasadności ingerencji komentarzy w dany test? Bo ja rozumiem, że ktoś napisze: słuchaj, to nie jest o wojnie, tu nie ma fantastyki, ten fragment jest fatalny itp. I zgoda, tak jest, bezdyskusyjnie. Ale żeby zmieniać imiona? surprise Przy tekście o przemocy domowej? I wiem, wiem, mogę zmieniać, ale nie muszę, to tylko propozycja. Sęk w tym, że ona padła przy mnóstwie innych, wytyczanych w tym samym komentarzu usterek… 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Tylko, że tak krańcowo różne oceny czy chwalenie tych samych elementów, które inni ganią, są naprawdę dla autora bardzo trudne do zrozumienia. Ja na serio nie wiem, czy dobrze, że podczas poprawek coś pousuwam całkowicie, czy nie. Tu nie chodzi o to, że są rozbieżne zdania (bo przecież zawsze będą – norma, wiem, byłoby dziwne, gdyby tak nie było), ale – że aż tak rozbieżne.

Bruce, ale to nic dziwnego, że opinie są skrajne, bo to jest literatura. Autor może jak najlepiej opisać pomysł, ale odbiór w dużej mierze zależy od doświadczeń czytelnika, również życiowych. Jeśli ktoś porusza w tekście temat emocjonalny, to musi się liczyć, że skrajnych opinii będzie więcej niż jak ktoś napisze przygodówkę fantasy albo opowieść o kolonizacji Marsa. Masz prawo czuć się zagubiona, ale nie ma się czego bać, bo to nie jest nic złego. Daj się ludziom pospierać, niech ustalają jakie imię bohatera im pasuje. Najlepiej to nic na razie ne zmieniaj, daj sobie czas.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Bruce, ale to nic dziwnego, że opinie są skrajne, bo to jest literatura. Autor może jak najlepiej opisać pomysł, ale odbiór w dużej mierze zależy od doświadczeń czytelnika, również życiowych. Jeśli ktoś porusza w tekście temat emocjonalny, to musi się liczyć, że skrajnych opinii będzie więcej niż jak ktoś napisze przygodówkę fantasy albo opowieść o kolonizacji Marsa. Masz prawo czuć się zagubiona, ale nie ma się czego bać, bo to nie jest nic złego. Daj się ludziom pospierać, niech ustalają jakie imię bohatera im pasuje. Najlepiej to nic na razie ne zmieniaj, daj sobie czas.

No tak, to bardzo dobre rady, w sumie powtarzane mi przez wiele Osób (w tym i Ciebie), dziękuję. smiley

Tylko wiesz, że teraz podczas bety, staram się przecież wyjść z nowym, poprawionym opowiadaniem na podstawie tych wszystkich uwag, i kurczę, czasem mam wrażenie, że nie kumam… blush

To nie chodzi o mnie, mój ten konkretny tekst, moje widzimisię. Sporo osób tak tu ma, że potem nie wie, na czym stoi, jak to dalej poprawiać… blush (???) 

Pecunia non olet

Tylko wiesz, że teraz podczas bety, staram się przecież wyjść z nowym, poprawionym opowiadaniem na podstawie tych wszystkich uwag, i kurczę, czasem mam wrażenie, że nie kumam… 

Po pierwsze to nie da się uwzględnić wszystkich uwag, bo są sprzeczne. Zobacz, to co się powtarza, to zarzut do drugiej sceny, że jest za bardzo streszczona, kwestia zbyt prostego rozwiązania zagadki i rozmowy z dziewczynką, ale już wiesz, jak to zmienić. Mimo że uwagi są różnie sformułowane, to dotyczę podobnych kwestii, czyli zbytniego streszczania i przejaskrawienia pewnych elementów, tego więc wcale nie ma dużo i jest to do ogarnięcia. Zobacz też jak wiele osób powtarza Ci, że pomysł jest świetny. Gdyby było odwrotnie, czyli świetne wykonanie, ale pomysł nijaki, to byłoby znacznie gorzej.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Racja, na pewno. smileyyes

Pecunia non olet

Bruce, nominacja nie jest brzemieniem, które musisz dźwigać ;) Jest wyrazem tego, że jakiejś tam liczbie osób spodobało się coś w opowiadaniu na tyle, że uznały je za ponadbiblioteczne. Nawet tak naprawdę piórko nie jest żadną obiektywną miarą, bo przyznaje je konkretne grono osób i coś, co w danym roku przepadło, w innym mogłoby mieć szanse i na odwrót.

Idąc dalej: każda nagroda, niezależnie od jej prestiżu, nie premiuje czegoś, co dla wszystkich jest arcydziełem. Pomijając już nagrody o charakterze plebiscytowym, jak Zajdel, spójrz na literackie Noble – był taki czas, że większość świata przecierała oczy ze zdumienia na decyzje jury, a z kolei to, co dostawało tę nagrodę wcześniej, dziś jest uważane za zacne ramotki.

Z Sienkiewiczem na czele. Literacko znacznie lepszym pisarzem był Reymont, który miał pecha, bo pisał rzeczy w guście ówczesnego komitetu, ale promowano Żeromskiego, który ociera się o grafomanię; Nobla nie dostali ci, którzy dziś są absolutnymi ikonami modernizmu literackiego, najważniejszymi reformatorami narracji i powieści ogólnie, czyli Conrad i Proust, a dostał Mann, który był wielkim pisarzem, ale dla rozwoju powieści ci dwaj są ważniejsi, on był najbardziej zachowawczy z tego “pokolenia”…

 

A zatem nominacja jest dla Ciebie znakiem, że weszłaś na poziom, na którym dwójka – w tym konkretnym przypadku – bardzo różnych, jeśli chodzi o gusta i ton komentarzy czytelników uznała Twój tekst za wybijający się z tła. Możesz oczywiście zastanowić się, jakie były powody tej nominacji, a z dyskusji dość jasno wynika, że wszystkich czytelników ujęłaś pomysłem, natomiast pojawiają się bardzo zróżnicowane uwagi dotyczące warsztatu. I teraz w Twoich rękach jest to, co z tymi uwagami zrobisz. Radziłabym postąpić tak: przeczytaj uważnie wszystkie, wynotuj najważniejsze zarzuty, nie trzymaj się jednej linii, ale podziel je sobie może na takie, które dotyczą spraw czysto warsztatowych (kompozycja, styl, słownictwo, poprawność gramatyczna…), i te, które są krytyczne wobec konstrukcji bohaterów i fabuły.

Ale to nie koniec: zastanów się, które z nich uważasz za słuszne, a których wyborów mogłabyś bronić. Bo wcale nie jest tak, że postacie pojawiające się w Cylindrolandii (w sensie “krainy”, nie tekstu pod tym tytułem) muszą być pogłębione psychologicznie. One są przecież wypadkową tego, czym były, i tego, co z nimi zrobił Ulryk. Jeśli pozostawisz je – ale celowo! – płaskimi, powie to coś o twórczości i umysłowości Ulryka. Ale na to, żeby było celowo, musisz to napisać tak, żeby czytelnik zauważył. I możesz (ale nie musisz) na tym tle dać dziewczynce więcej głębi, choćby emocjonalnej, niekoniecznie psychologicznej, bo jej się udało.

Pomyśl też o szczegółach: dajesz jako artefakt kostkę do gry, która jest bardzo nośna symbolicznie, ale w zasadzie tego nie ogrywasz. A tu można polecieć w różne obszary i wprowadzić np. jakiś element losowości od początku. Zwłaszcza że to może pięknie zagrać ze znaczeniami cylindra magika. Masz dwa świetne symboliczne przedmioty: ograj je tak, żeby zorganizować wokół nich fabułę i bohaterów.

 

A przede wszystkim: nie traktuj uwag, które przecież są różnorodne, jako wyroczni. Raczej jako podpowiedzi, z których Ty możesz zbudować na nowo ten tekst tak, żeby zamiast być szkicem opracowania bardzo dobrego pomysłu stał się literacką realizacją tego pomysłu.

 

No i znów, zajrzawszy nieco na komentarze po “wejściu JeRzego”, będę bronić Twoich wyborów stylistycznych. Chodzi mi o zdanie:

 

– Nie bądź dzieckiem. – Mąż skarcił mnie ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

I dwie (jakże skądinąd różne stylistycznie!) uwagi o nim:

Czy mógł mieć uśmiech w innym miejscu, nie na twarzy?

A po co to „na twarzy”? Gdzie jeszcze może być uśmiech?

Otóż uśmiech można mieć na twarzy, a nie mieć go w oczach. I zakładam, że tak właśnie było w tym przypadku. Tylko że istotnie można to podkreślić: że Ulryk się uśmiecha, ale w oczach ma złość i złośliwość.

 

http://altronapoleone.home.blog

Otóż uśmiech można mieć na twarzy, a nie mieć go w oczach. I zakładam, że tak właśnie było w tym przypadku. Tylko że istotnie można to podkreślić: że Ulryk się uśmiecha, ale w oczach ma złość i złośliwość.

Oczy są częścią twarzy. Sam złośliwy uśmiech wystarczy. Można to napisać na wiele różnych sposób, ale najprostszym sposobem poprawy jest usunięcie “na twarzy”.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Drakaino, dziękuję, wiem, że od lat niesiesz mi na Portalu pomocne wskazówki; ja rozumiem wskazywane tutaj przez Komentatorów usterki i się zgadzam z wieloma z nich, dlatego od razu posłusznie przystępowałam do poprawek, pomna na “Poradnik…”. ;)), lecz martwi mnie fakt, że przy części wskazywanych błędów pojawiają się głosy, pełne aprobaty, które zażarcie ich bronią. Ja rozumiem, że zdania mogą być podzielone, ale nadal powtórzę – tutaj są skrajności, a każda – jak przepaść. Jak podałam wcześniej za przykład – skoro tekst nie jest fantastyką, to po prostu nie jest. Skoro nie jest o wojnie, to nie. I nie ma dyskusji. :) A tutaj nadal jako autorka w pełni nie wiem, co zrobić, by tekst był “dobrze dopracowany/logicznie poprawiony”. Z komentarzy powyższych niestety to nie wynika. 

Oczywiście, że takich przykładów pewnych usterek można podawać wiele, jak zresztą w każdym innym tekście. Zdaję sobie z tego sprawę, lecz nie w tym rzecz. Jako autor chcę wynieść z lektury komentarzy wskazówki, które pomogę mi zrozumieć, co “nie zagrało”. A tego tu brak. Wiem, mam szukać minusów, które wytyka mi się najczęściej. Jaka jednak jest gwarancja, że jedno wytknięcie nie powiela drugiego, bo po prostu trzeba uzasadnić głos na NIE? I jak zareaguje te kilka Osób, które mnie nominowały, a ja zacznę zmieniać fragmenty, wskazywane przez Nie jako bardzo dobre, pod dyktando krytykujących, być może nie mających jednak racji? Jako laik i amator, mam tutaj problem z wyborem złotego środka. :)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

Pecunia non olet

Bo nie ma złotego środka, bruce.

Przytoczę tylko pewną poradę z podręcznika, który na początku mej drogi zawodowej wręczył mi starszy kolega. To podręcznik dla dziennikarzy, jeszcze chyba z lat siedemdziesiątych. 

Nie będzie to dokładny cytat, ale myśl główną zapewne uda mi się przekazać.

– Dla kogo piszesz? 

– Dla ludzi.

– Ale jakich konkretnych ludzi.

– No, dla robotników…

– A znasz jakiegoś konkretnego?

– Mam jednego takiego sąsiada.

– To idź z nim pogadaj, zaprzyjaźnij się, zrozum go i pisz dla niego.

 

Pierwszym beta czytelnikiem Kinga jest jego żona. Ujęła mnie jego wypowiedz, że kiedy ona się uśmiecha, doskonale wie, który fragment właśnie czyta.

 

Kolejny przykład z wczoraj. Teraz będzie osobiście. 

Mam problem z jednym opowiadaniem, bo czytelnicy nie bardzo odkryli, co im chciałem opowiedzieć. 

Niczego nie będę zmieniał, dlatego że moja córka przeczytawszy, dokładnie odkryła wszystko, co w tekście zostawiłem.

I tyle. 

ManeTekelFares, super sprawa. Wiem, wiem, nie ma złotego środka. :) Trzeba się starać, ile można. :)

Pozdrowienia dla Córy. kiss Moja też zawsze odczytuje mnie bezbłędnie, choć tego opowiadania oczywiście Jej nie dawałam. :))

Pozdrawiam. :) 

Pecunia non olet

Bruce, to mam propozycję: zrób sobie listę uwag, których “nie rozumiesz”, w sensie, że nie wiesz, czego autor komentarza oczekuje, wrzuć ją tu i poproś o wyjaśnienia*. Bo to jest trochę jak z tekstami: my, pisząc, wiemy, o czym mówimy, a być może dla autora tekstu nasze sformułowania nie są dość jasne? W sumie całkowicie to rozumiem, bo sama mam problem z uwagami w rodzaju “bohater za mało działa” i paroma innymi ;)

Rozważę nawet założenie wątku, gdzie będzie można podyskutować – merytorycznie! – o tym, co rozumiemy przez pewne sformułowania komentatorskie, a czego z kolei nie rozumiemy w uwagach innych. Bo zwróciłaś tu uwagę, mimochodem, na bardzo, ale to bardzo ważny aspekt działalności komentatorskiej i związanego z nią rozwijania się pisarskiego: komunikatywności tego, o czym piszemy w komentarzach.

Być może w całej dyskusji spod haseł “jak nie odstraszać świeżynek” mniej nawet chodzi realnie o krytykę, ostrą krytykę, ale o komunikatywność tejże. Ergo ja Ci dziękuję za zwrócenie uwagi na pomijany aspekt tych wszystkich przewijających się przez portal dyskusji o komentowaniu.

 

* Z tym że część uwag jest bardzo trudna do pokazania “w praktyce”. Na to trzeba by pewnie zrobić warsztaty w rodzaju naprawdę dogłębnej bety, bo np. psychologizację można osiągnąć bardzo różnymi środkami.

http://altronapoleone.home.blog

bruce, nie masz powodu tak się korzyć przed Osvaldem. Jego uwagi często są wartościowe, musisz jednak wziąć w nawias jego pastwienie się i dramatyzowanie.

 

Podejrzewam Osvalda o spore kompetencje na polu literatury. Więc na pewno wie, że opisanie krótkiego, nieco niezgrabnego zdania mianem “wyżyny grafomanii” to melodramatyczne pustosłowie. Wyżyny grafomanii naprawdę są stąd ledwie widoczne.

 

Zwracam uwagę na krótki fragment:

 

Druga scena to w całości literacki koszmar.

 

To zdanie nic nie wnosi, jest po prostu pastwieniem się nad opkiem.

 

Wygląda jak zaczerpnięte z jakiegoś podrzędnego szmatławca, w którym ludzie się wywnętrzają publicznie.

 

Nie wygląda i Osvald to dobrze wie. To zdanie jest o Jadwidze Courths-Mahler, nie o Twoim opku.

 

Można odhaczać kolejne elementy suchej i encyklopedycznej kreacji psychopaty.

 

Kreacja psychopaty musi być w jakiejś mierze encyklopedyczna, żeby była wiarygodna.  

 

Jest tu wpakowane bezmyślnie absolutnie wszystko.

 

Strasznie udramatyzowana, przez co pozbawiona treści wypowiedź.

 

Uwiódł bohaterkę i zaczął się znęcać, odciął ją od znajomych, tworzy pozory kogoś innego, łatwo zdobywa uznanie otoczenia itd.

 

To miało być prześmiewcze, a wyszedł przyzwoity opis zachowania manipulującego psychopaty. Trochę zabawnie to brzmi po tak dokumentnym zjechaniu tego aspektu opowiadania.

 

Nie wysiliłaś się nawet odrobiny, aby czarnemu charakterowi nadać jakiś charakterystyczny rys.

 

Czyli jeśli wysiliłaś się choć odrobinę, a pisząc trudno tego uniknąć, to powyższe zdanie jest fałszywe :)

 

Zarzut o braku charakterystycznego rysu jest dyskusyjny, mamy 2022 rok, korpus literatury objął już wszystkie możliwe iteracje złych charakterów i naprawdę trudno jest amatora tak ostro łajać za to, że nie wymyślił powalająco oryginalnego antagonisty. 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

JeRzy, z całym szacunkiem, ale jeśli autor odczuwa dyskomfort po krytyce, to jest jego problem, a nie komentującego (nie mówimy oczywiście o sytuacjach łamiących regulamin portalu czy wyzwiskach).

 

Osvaldzie, masz rację i równocześnie się mylisz.

Masz rację, że jeśli autor odczuwa dyskomfort po krytyce, to jest jego problem i musi sobie to jakoś wewnętrznie przepracować. Dobrze jest uodpornić się na krytykę – jak mawiał Jarek Grzędowicz na spotkaniach Klubu Tfurców “jeśli ma się miękkie serce, trzeba mieć twardą dupę”.

A mylisz się, ponieważ nawet komentarze, które nie łamią regulaminu, mogą być różne – uprzejme lub nie. Czytałem Twoje krytyczne opinie i moim zdaniem, jako osoby zupełnie postronnej, przekazujesz swoją krytykę w wyjątkowo opryskliwy, arogancki i nieuprzejmy sposób. Sprawia to wrażenie, jakbyś nie tyle chciał faktycznie pomagać ludziom szlifować warsztat, co próbował wywyższyć się i dowartościować ich kosztem (nie twierdzę, że tak jest – mówię, jak to wygląda z zewnątrz). Rozumiem osoby, którym może się taki sposób komunikacji nie podobać. Być może gdybyście się znali na żywo, gdybyś był dla ludzi znaczącym autorytetem czy kumplem, który może sobie pozwolić na więcej ze względu na większą zażyłość, nie byłoby to tak rażące, ale najwyraźniej użytkownicy nie czują się z tym dobrze, skoro się na Ciebie skarżą. Nawet przyjmując, że masz rację w swoich ocenach, możesz to przekazywać bardziej elegancko i dyplomatycznie. I dokładnie o to bym Cię prosił na przyszłość. smiley

No, myślę, że pan Rzymowski napisał to, co niejeden użytkownik myśli na temat formy pewnych komentarzy. Też mógłbym tak napisać, ale ja jestem cham i brak mi wyczucia, więc zostawię tylko: JeRzy +1.

Known some call is air am

No, myślę, że pan Rzymowski napisał to, co niejeden użytkownik myśli na temat formy pewnych komentarzy. Też mógłbym tak napisać, ale ja jestem cham i brak mi wyczucia, więc zostawię tylko: JeRzy +1.

Mam dokładnie tak samo.

Szkoda tylko, że dopiero członek redakcji musiał natrafić na tego typu komentarze i jasno wyartykułować to, czego nie była w stanie moderacja i administracja przez te miesiące odkąd pierwsze napisane w tym tonie opinie zaczęły się regularnie pojawiać. 

Tym bardziej brawo!

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

A mylisz się, ponieważ nawet komentarze, które nie łamią regulaminu, mogą być różne – uprzejme lub nie. Czytałem Twoje krytyczne opinie i moim zdaniem, jako osoby zupełnie postronnej, przekazujesz swoją krytykę w wyjątkowo opryskliwy, arogancki i nieuprzejmy sposób. Sprawia to wrażenie, jakbyś nie tyle chciał faktycznie pomagać ludziom szlifować warsztat, co próbował wywyższyć się i dowartościować ich kosztem (nie twierdzę, że tak jest – mówię, jak to wygląda z zewnątrz). Rozumiem osoby, którym może się taki sposób komunikacji nie podobać. Być może gdybyście się znali na żywo, gdybyś był dla ludzi znaczącym autorytetem czy kumplem, który może sobie pozwolić na więcej ze względu na większą zażyłość, nie byłoby to tak rażące, ale najwyraźniej użytkownicy nie czują się z tym dobrze, skoro się na Ciebie skarżą. Nawet przyjmując, że masz rację w swoich ocenach, możesz to przekazywać bardziej elegancko i dyplomatycznie. I dokładnie o to bym Cię prosił na przyszłość. 

JeRzy, nie jestem człowiekiem miłym i nie zamierzam być. Jeśli jakieś zdanie w tekście jest napisane fatalnie, to nazwę je grafomanią. A to, że publicznie wypisujesz swoje domysły i wrażenia, jakobyś wiedział, co sobie myślę, uważam za pomysł nietrafiony.

A skoro mowa o skargach innych użytkowników to przyjrzyj się mojej sytuacji. Za krytykę opowiadania zostałem tu już nazwany trollem, ch**em, nołnejmem, pisano mi, że słoma mi z budów wystaje, że ma się mój komentarz w czarnej dziurze, założono wątek, w którym próbowano ustalić moją tożsamość. Gorliwie chwalący Twój wpis Outta Sewer napisał do mnie, że wynajduję w drzazgi w oczach innych ludzi i zapycham sobie nimi pustkę egzystencjalną, która mam między pośladkami (przytaczam to z pamięci). Zajrzyj na mój profil, tam kilka cytatów zamieściłem. Natomiast ze świecą szukać osób, które zechciałby tekst obronić merytorycznie, bo właściwie każdy z moich zarzutów można odeprzeć. Dlaczego więc moje komentarze, choć ostre, ale nikogo nieobrażające są krytykowane, a ewidentne obelgi kierowane pod moim adresem, zaznaczam obelgi personale, nie są. Standardowym elementem są też nagonki na Shoutboxie, rozkręcane przez te same osoby, mające na celu obśmianie czyjegoś tekstu, zachowania itp. I nie dotyczy to tylko mojej osoby. Dla równowagi warto też zaznaczyć, że znalazły się osoby, które nie tylko mi za komentarz dziękowały, ale i takie, które mnie proszą o skomentowanie ich tekstów, więc najwyraźniej taki straszny nie jestem.

To nie jest miejsce na toczenie tej dyskusji, ale jeśli jesteś otwarty, to możemy podyskutować za pośrednictwem portalowej poczty, chętnie się podzielę obserwacjami, bo mam ich sporo. 

Powtórzę też, że chętnie poznam Twoją opinię na temat opowiadania i zobaczymy, czy będzie tak skrajnie różna od mojej.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Osvaldzie, chcesz porozmawiać z Jerzym, napisz do niego na pw, lecz – proszę - nie tocz dyskusji pod opkiem bruce na swój temat.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Osvaldzie, chcesz porozmawiać z Jerzym, napisz do niego na pw, lecz – proszę - nie tocz dyskusji pod opkiem bruce na swój temat.

 

Asylum, przeniesienie rozmowy właśnie zaproponowałem, ale jeśli Jerzy rozpoczyna tutaj sam dyskusję na mój temat, to uznałem za stosowne odpowiedzieć.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

napisał do mnie, że wynajduję w drzazgi w oczach innych ludzi i zapycham sobie nimi pustkę egzystencjalną, która mam między pośladkami (przytaczam to z pamięci).

Teraz ja sobie wpiszę w sygnaturkę to (albo lepiej – w sekcję “o mnie” tak jak Ty to lubisz robić), że zapamiętałeś, bo nie myślałem, że mnie taki zaszczyt trzepnie :D

Known some call is air am

Rady, udzielane mi tutaj oraz pod każdym innym moim opowiadaniem od początku mojego pojawienia się na Portalu i ogłoszenia jakiegokolwiek tekstu powodują, że ja korzę się zawsze i przed każdym, :) Tak już mam. I bardzo mi z tym dobrze. :) Szanuję po prostu mądrzejszych ode mnie, lepiej znających się na rzeczy, “Profesjonalistów” – bo tak postrzegam tutejsze Forum i Was. :)

Poza tym, to dobre zderzenie, kiedy ktoś (w sensie – ja) sądzi bałwochwalczo, że umie pisać, a jego zamieszczony tekst po tzw. zderzeniu z rzeczywistością zbiera same krytyki. Doskonale wiedzą to Ci z Was, którzy przed laty rozbawieni patrzyli, jak próbuję tekst poprawiać, usuwać, wklejać, znowu poprawiać…, ale i jednocześnie komentowali, pomagali, dawali bezcenne rady, wspierali. Jestem nauczona pokory wobec każdego, a ten Portal sporo mi dał i doceniam to. :)

Na pewno rację ma JeRzy – na przyjacielskiej stopie więcej udaje się przekazać i można sobie pozwolić na pewne stwierdzenia, ale ja na takiej stopie z nikim tu nie jestem, a nawet gdybym była, osobiście nigdy w życiu bym sobie na pewne komentarze w pewnym tonie wobec kogokolwiek nie pozwoliła. 

Lecz kij, jak zawsze, ma dwa końca. Przesadne głaskanie po głowie i chwalenie wszystkiego i zawsze (zaznaczam – praktykowane przeze mnie, nie mam tu na myśli nikogo innego, tylko siebie) też nie jest dobre. Oczywiście celowo podaję tylko te dwa skrajne zachowania. Czasami obluzganie kogoś, zjechanie go totalnie, nawet w niecenzuralnych słowach, przynosi zaskakująco pozytywne efekty. Ja do takich ludzi nie należę, mnie takie krytyki bolą, ale – jak już wspominałam – jestem na nie często przygotowana i w pewien sposób uodporniona. Na pewno nie zareaguję agresywnie, bo nawet tak nie umiem reagować, zresztą nie widzę sensu. Bardziej zawsze zastanawia mnie cel i sens oraz powód takiego zbluzgania np. jakiegoś doskonałego tekstu. Mniejsza jednak, tutaj o takim tekście nie ma mowy, tu jest inny problem. ;) 

Raz jeszcze chcę wspomnieć o tym, czego dotyczy wpis Drakainy, będący odpowiedzią na moje komentarze. Oczywiście, ja żadnej listy robić nie będę, bo przy ponad 220-tu komentarzach zajechałabym się i ja, i wyjaśniający Komentujący (chociaż to dobry pomysł, dziękuję). Po prostu, nauczona tutaj pracy nad sobą i tzw. “warsztatem”, staram się brać uwagi krytyczne na poważnie, z szacunkiem i rozwagą, i poprawiać to, co zostało pokazane jako błędne/złe/niewłaściwe/ujmujące dla tekstu. Jednakże za moment pojawiają się głosy obrony tych fragmentów. Ja nie muszę robić listy, bo rozumiem zarzuty i argumentację, podawaną przez daną Osobę. Tyle, że przy zestawieniu z – także zrozumiałą i także logiczną argumentacją popierających opowiadanie – autor naprawdę nie rozumie, czy w końcu dany fragment, postać czy wydarzenie, charakterystyka czy nawet imię, ma zostać zmienione, bo fatalnie wpływa na całość utworu, czy też nie, bo dodaje mu cennych walorów. Różnice w komentarzach są zdecydowanie na plus i są zrozumiałe, niezrozumiała jest tak krańcowa rozbieżność. 

I ja nie wiem, czy to zawsze tak jest tutaj przy dyskusji piórkowej, ale żeby Osoby nominujące musiały walczyć o każde zdanie tekstu i przepraszać za nominacje, to dla mnie jest prawdziwym szokiem. Oczywiście, doceniam to wyróżnienie i rozumiem, że to jest dla mnie “następny poziom”, zresztą – całkiem niespodziewany, ale czy taki “następny poziom” dla każdego nowicjusza zawsze jest tak stresujący i tak żywo dyskutowany? 

Nie chcę być źle zrozumiana, nie mam obaw przed ocenami czy dyskusjami, doceniam to, co się dzieje, ale jeśli miałabym być szczera, po/w trakcie (?) tej całej dyskusji i ciągłych wahaniach, jak w końcu powinnam poprawiać opowiadanie, żałuję mocno zamieszczenia tego tekstu, a tak chyba być nie powinno. I mimo że Osvald także stara się podczas bety podnieść mnie na duchu, udzielając bardzo pomocnych rad (za co raz jeszcze dziękuję), to ja nadal nie mam sprecyzowanego jasno planu na nową/lepszą (?) “Cylindrolandię”. :) A przecież po tylu komentarzach mieć powinnam. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

…to ja nadal nie mam sprecyzowanego jasno planu na nową/lepszą (?) “Cylindrolandię”. :) A przecież po tylu komentarzach mieć powinnam. :)

Myślenie w kategoriach co powinnaś, potrafi wywołać blokadę. Daj sobie czas, myślę, że dyskusja tutaj już się zakończyła, przynajmniej na trochę, więc nie ma żadnego pośpiechu ani presji. A im więcej komentarzy i więcej skrajnych opinii, tym trudniej wyciągnąć wnioski. 

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Myślenie w kategoriach co powinnaś, potrafi wywołać blokadę. Daj sobie czas, myślę, że dyskusja tutaj już się zakończyła, przynajmniej na trochę, więc nie ma żadnego pośpiechu ani presji. A im więcej komentarzy i więcej skrajnych opinii, tym trudniej wyciągnąć wnioski. 

To na pewno, chociaż faktycznie pędzę z betą nieco przesadnie. 

Pecunia non olet

Ech, Osvaldzie….

 

A skoro mowa o skargach innych użytkowników to przyjrzyj się mojej sytuacji. Za krytykę opowiadania zostałem […]

– słusznie zauważyłeś, że to właśnie za swoją wyjątkowo opryskliwą, arogancką i nieuprzejmą krytykę (cyt. JeRzego) dostałeś taki odzew. Zdziwiony?

 

[…] tu już nazwany trollem, ch**em, nołnejmem, pisano mi, że słoma mi z budów wystaje, że ma się mój komentarz w czarnej dziurze, 

– bo wejście miałeś iście trollowskie jak na standardy tego portalu. Nołnejmem jesteś nadal, bo niby skąd mam Cię znać anonimie, który sam nie pisze? O którego "ch..em" chodziło? (z ciekawości pytam). Słoma z budów? Może chodziło o pręty zbrojeniowe? W czarnej dziurze to akurat moje, ja lubię kosmologię, astronomię i tego typu sprawy. 

 

[…] założono wątek, w którym próbowano ustalić moją tożsamość. 

– Ojej. Ale wiesz, że my się tutaj zgodnie i radośnie walimy po szczękach nawzajem pod swoimi opowiadaniami, a Ty ograniczasz się jedynie do wybiórczego i jednostronnego zjechania czyjeś pracy, a sam na żadne ciosy się nie wstawiasz. Nie jesteś na portalu, by czerpać wiedzę i znajdować feedback dla swojej twórczości, nie jesteś dla satysfakcji czytelniczej, bo Twoim głównym zajęciem jest opryskliwa, arogancka i nieuprzejma (cyt. JeRzego) krytyka. I nie dziw się, że większość tak odbiera Twoją obecność na fantastyka.pl, że jesteś tu po to, żeby dowalić paru (łatwo zauważyć którym) osobom, żeby się dowartościować, opluwając czyjąś pracę. Poza tym, jak już kiedyś wspominałem, prawie nikt tutaj nie kryje się za nickiem, większość bardzo łatwo znaleźć pod imieniem i nazwiskiem (np. mnie, Zanaisa, Drakainę czy Gekikarę, których tak lubisz na tym portalu), a sam ukrywasz się za anonimowością ze wstydu lub strachu. A może przeniosłeś takie zachowanie z onetu, gdzie każdy może opluć każdego i zdeprecjonować pracę każdego, bo czuje się bezpieczny jako anonim?

 

Gorliwie chwalący Twój wpis Outta Sewer napisał do mnie, że wynajduję w drzazgi w oczach innych ludzi i zapycham sobie nimi pustkę egzystencjalną, która mam między pośladkami (przytaczam to z pamięci).

– ale to wciąż jeszcze nie Twój poziom dramy i histerii w komentarzach przepełnionych "zbrodniami na literaturze, dennymi porównaniami, skończonymi wyżynami grafomaniami do potęgi" itp. Myślisz, że jak napiszesz autorowi, że jego porównania są idiotyczne, wstawki durne, a metafory głupie to on tego nie weźmie do siebie? Kto niby pisze grafomanię? Grafoman. I tak właśnie nazwałeś tutaj "pośrednio" przynajmniej kilku (nastu) autorów.

 

Poza tym sprytnie pominąłeś fakt, że swoją obecność na portalu zacząłeś od CHAMSKIEGO zarzutu wobec ojca niepełnosprawnego dziecka, że się lansuje na niepełnosprawności a wobec autorki tekstu z charytatywnej antologii, że się promuje, pisząc brednie, na tragedii ukraińskiej. I to właśnie takie sytuacje przede wszystkim spowodowały późniejsze wkur… kolejnych osób na Twoje zachowanie.

 

edit. O i jeszcze warto przeczytać podsumowanie Twojego “merytorycznego” (i pierwszego na portalu) komentarza pod “Panią Metamorfoz”, które właśnie zamieścił Gekikara. Czysta merytoryka, co nie, Osvaldzie? 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Oczywiście, ja żadnej listy robić nie będę, bo przy ponad 220-tu komentarzach zajechałabym się i ja, i wyjaśniający Komentujący (chociaż to dobry pomysł, dziękuję).

Z tych ponad 220 może ¼ to realne uwagi do tekstu ;)

http://altronapoleone.home.blog

Z tych ponad 220 może ¼ to realne uwagi do tekstu ;)

 

Jak najbardziej, pewnie teraz to już tak, ale musiałabym – chcąc nie chcąc – prześledzić wszystko, aby czegoś nie pominąć. 

 

Czytam, czytam i oczom nie wierzę… surprisecrying

Pecunia non olet

Plus sporo to chyba beta?

http://altronapoleone.home.blog

Nic, w innym, równoległym wątku, dano mi ponownie powtórzone już, dobre rady – pisać, co się uważa za stosowne, nie zwracać uwagi na komentarze, nakazujące dokonywania zmian, jeśli się z tymi zmianami nie zgadzam. I teraz wałkujemy, które części ciała trzeba mieć mocne, aby to wcielić w życie. laugh

Dobrze, dziękuję za wszelkie pomocne rady. heart

Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień przyniesie pomyślne zakończenie wielu spraw, do których nie mam już siły ani zdrowia… 

Obyśmy mieli zawsze tylko takie problemy, jak (nie)poprawianie opowiadania wedle uwag z komentarzy. :)

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

 

 

mr maras – Ja myślę, że wystarczy. Ponownie przedstawiasz pewną interpretację, do której oczywiście masz prawo, ale która niebezpiecznie się zbliża do kolejnej pogróżki karalnej.

Uwaga ‘wystarczy’ jest skierowana nie tylko do Ciebie, żeby było jasne.

 

Niezależnie od mojej oceny stopnia złośliwości i prowokacji w komentarzach Osvalda nie da się nie zauważyć agresywnych odpowiedzi i reakcji. Albo będziemy, jako moderacja, po równo pozwalali na debatę, choć dziwnym trafem zawsze w którymś momencie zjeżdżającą w ad personam, albo lekko licząc połowa wpisów grupy użytkowników od sierpnia powinna trafić do kosza.

 

Geki

Przypomnę, że zgłoszenia ‘na krawędzi’ oceniamy w trójkę, by maksymalnie usunąć subiektywne preferencje (które każdy w moderacji ma) oraz, że komentarze w tym typie zaczęły się pojawiać na tym portalu już dawno temu – przykład Ci podałem, wprost spod klawiatury jednego ze ‘starych’ użytkowników. Ponowię pytanie, na które wtedy nie odpowiedziałeś: mamy równo lać wedle zasług czy dopuścić, nawet ostrzejszą, ale jednak debatę pamiętając o tym, że większość z Was to przecież dorośli ludzie i skupiając się na równym, sprawiedliwym potraktowaniu identycznych z mojego punktu widzenia wpisów oraz uwzględniając, że ludzie są ludźmi i potrafią czasem chlapnąć za dużo?

 

Bruce

Ponieważ jest to wątek pod Twoim opowiadaniem, w co tradycyjnie nie ingerujemy jeśli naprawdę nie trzeba, zapytam: czy komentarze tutaj powinny się ograniczać do opowiadania, czy też dyskusja może wg Ciebie rozwijać się w kierunkach komentarzy o komentarzach?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFishu, nigdy nie zaadresowałeś do mnie podobnego pytania. Wiem o którym wątku mówisz, sprawdziłem – zacytowałeś wypowiedź innego użytkownika, z którą polemizowałeś i podałeś przykład. Rozumiem, że możesz już nie pamiętać, do kogo kierowałeś jakie słowa.

Więc odpowiedzieć mogę ci tu i teraz – uważam, że czym innym jest jeden czy dwa komentarze w złym tonie, które oczywiście zasługują na naganę i ostrzeżenie, a co innego systematyczne pisanie komentarzy w dokładnie takim tonie (a początkowo wyłącznie takie komentarze kierowane do wąskiego grona osób).

Może zamiast każdą wypowiedź traktować jednostkowo, zdobędziecie się na to, co zrobił JeRzy, czyli przeanalizowanie całego obrazu czyjejś aktywności portalowej, sprawdzenie wokół czego się skupia, od czego się rozpoczęła, jakie są proporcje możliwych aktywności względem siebie?

Może dojdziecie nawet z JeRzym do podobnych wniosków?

 

P.S.: ja w tamtym wątku też zacytowałem pewien komentarz i też zadałem pewne pytanie (nie kierowane do ciebie). I też nie otrzymałem na nie odpowiedzi.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Nie wiem, gdzie w komentarzu mr.marasa pogróżka karalna.

I chyba jest różnica pomiędzy agresywnymi i obraźliwymi prowokacjami a obroną. Nie rozumiem tej pobłażliwości dla agresora. To nie w porządku w stosunku do reszty.

Przynoszę radość :)

Geki

 

W obydwu przypadkach to nie jest jeden czy dwa komentarze. Przykład nie był dobrany przypadkowo, choć w różnych okresach czasu i w nieco różnych formach. 

nigdy nie zaadresowałeś do mnie podobnego pytania

Fakt, przepraszam, nie do Ciebie konkretnie pytanie zadałem, a w trakcie rozmowy, w której uczestniczyłeś. I wskazałem konkretny przykład dlatego, że zadałem sobie trud analizy całościowej obydwu przypadków, czego prawdopodobnie nie zrobiłeś do dziś, wnioskując po Twojej odpowiedzi. Może nawet doszedłbyś do podobnego wniosku? ;-) 

 

Anet

Bo nie ma jej tam – nie to powiedziałem. Maras wie, o co mi chodzi, ja wiem i rozumiem, jakie ma nastawienie do tej sprawy, ale prrr.

Oczywiście, że jest różnica. Dłuższa wypowiedź potrzebna. Ale jest późno, poczekam co odpowie Bruce i najwyżej dokończymy ten wątek w innym miejscu, ok?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ok.

Przynoszę radość :)

Anet heart

http://altronapoleone.home.blog

I wskazałem konkretny przykład dlatego, że zadałem sobie trud analizy całościowej obydwu przypadków, czego prawdopodobnie nie zrobiłeś do dziś, wnioskując po Twojej odpowiedzi. Może nawet doszedłbyś do podobnego wniosku? ;-) 

Możliwe więc, że moderacja ma na koncie więcej niż jedno (w moim odczuciu) zaniechanie, choć moje ograniczone doświadczenie portalowe – nie jestem tu od zawsze i nie przeczytałem wszystkich komentarzy na forum – wskazuje, że u żadnego innego użytkownika, który nie został ukarany, przewaga komentarzy delikatnie mówiąc “niestosownych” nad wszystkim pozostałym, co daje od siebie tej społeczności, nie jest tak wyraźna.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

@Osvald&GreasySmooth

Druga scena to w całości literacki koszmar. Napisane po łebkach streszczenie pokazujące straszliwego Ulryka. Wygląda jak zaczerpnięte z jakiegoś podrzędnego szmatławca, w którym ludzie się wywnętrzają publicznie. Można odhaczać kolejne elementy suchej i encyklopedycznej kreacji psychopaty. Jest tu wpakowane bezmyślnie absolutnie wszystko. Uwiódł bohaterkę i zaczął się znęcać, odciął ją od znajomych, tworzy pozory kogoś innego, łatwo zdobywa uznanie otoczenia itd. Nie wysiliłaś się nawet odrobiny, aby czarnemu charakterowi nadać jakiś charakterystyczny rys. Nie pokazałaś tej relacji.

Powiem, że nie nazwałbym tego sceną, ale opisem. Relacja oczywiście nie jest pokazana, ale wyjaśniona. Rozpisanie na sceny (uwiedzenie, ślub, “wersja demo się skończyła, kotku” i “będziesz mi pomagać w pracy, nie sądzisz, że takie pomysły lęgną mi się w głowie?”) niepotrzebnie by rozciągnęło opowiadanie. Zabiłoby klimat DnD, który stanowi smak (moim zdaniem) tej fabuły.

Czy czarny charakter potrzebuje rysu? Jest sprytny i ma plan zapasowy. A czy w ogóle jest psychopatą? Ma taki pomysł na życie.

Dlaczego koszmar? Przez opis przemknąłem bez bólu. Obawiam się, że mozolnie budowane sceny byłyby cięższe.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Wybaczcie, proszę, późną odpowiedź, ale ja o Waszych porach zazwyczaj śpię. 

Bruce

Ponieważ jest to wątek pod Twoim opowiadaniem, w co tradycyjnie nie ingerujemy jeśli naprawdę nie trzeba, zapytam: czy komentarze tutaj powinny się ograniczać do opowiadania, czy też dyskusja może wg Ciebie rozwijać się w kierunkach komentarzy o komentarzach?

 

Jest to trudne pytanie, ponieważ komentarze o komentarzach do opowiadania nadal dotyczą tego opowiadania, ale – jak radziła powyżej Asylum – rzeczywiście prosiłabym o to, aby tutaj ograniczyć się tylko do tych kwestii, do spraw, dotyczących dyskusji nad tym właśnie opowiadaniem.

 

Natomiast co do innych problemów tu poruszonych, raz jeszcze napiszę – jestem absolutnie przeciwna jakimkolwiek atakom. To, że nie reaguję obluzgiwaniem na obluzgiwanie, a w mojej obronie niespodziewanie stają Ci, którzy widzą w opowiadaniu potencjał, nie znaczy, że należy w następnej kolejności obluzgiwać właśnie Ich. Najlepiej po prostu wyciszyć emocje, a jeśli powiedziało się za dużo, zwyczajnie przeprosić wszystkich, którym się ubliżyło. A tak, to inni Komentujący przepraszają autorów, że ich narazili, albo – odwrotnie (jak to miało miejsce w przypadku tego opowiadania, ale i innych). Nawet krytyka musi mieć jakieś granice dobrego smaku oraz kulturalnego podejścia. Jak powyżej napisałam, czasem zbluzganie kogoś i zmieszanie go z błotem daje – ku memu zaskoczeniu – super efekt, jest lodowatym prysznicem, ale nie jesteśmy – przepraszam – przy przysłowiowej budce z piwem, lecz na kulturalnym Portalu, gdzie wszyscy się szanujemy. 

I nie korzę się przed nikim konkretnym, przyjmuję z pokorą każdą ocenę i każdy wpis, jak zawsze. Natomiast jeśli ktoś kogoś znieważa, nie chowam głowy w piach, reaguję zwykle zdumieniem lub delikatnym pouczeniem, jak to miało miejsce np. kilka tygodni temu przy innym opowiadaniu, gdzie jeden z Komentujących po prostu wskazał brak interpunkcji w tekście, a Autor zareagował nadzwyczaj impulsywnie. Każdy czasem ma zły dzień i reaguje nie tak, jak trzeba. Natomiast notoryczne ataki oraz ubliżanie przez szmat czasu nie powinny mieć miejsca w szanującej się społeczności, jaką niewątpliwie jesteśmy.

Mamy super Portal, mamy okres przedświąteczny, błagam, przeprośmy tych, którym ubliżyliśmy/ubliżaliśmy i cieszmy się tym, co mamy. heart Życie jest mega kruche. 

Pozdrawiam. 

 

Pecunia non olet

Radku, otóż to właśnie! Taki choćby przykład. 

Czy czarny charakter potrzebuje rysu? Jest sprytny i ma plan zapasowy. A czy w ogóle jest psychopatą? Ma taki pomysł na życie.

 

Wielu Komentujących zarzucało mi tutaj, że ona jest zbyt dobra, on – zbyt zły i jest to przejaskrawione, zatem nieprawdziwe. Ja przecież, jak pamiętasz z bety, celowo takie ich opisy pokazałam. Aby raziło w oczy to przejaskrawienie, będące tłem do głębszego problemu. I ok, mogę poprawić, zgoda, jeśli jest tak źle odbierane. Lecz inne głosy wołają, aby tego nie poprawiać, bo wówczas wszystko się posypiesurprise

Wiem, wiem, ja – autorka, moja decyzja. Tylko ja naprawdę chcę poprawić zjechany tekst. wink

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Wielu Komentujących zarzucało mi tutaj, że ona jest zbyt dobra, on – zbyt zły i jest to przejaskrawione, zatem nieprawdziwe. Ja przecież, jak pamiętasz z bety, celowo takie ich opisy pokazałam.

Osobiście mam przywarę pisania tekstów, w których wszyscy są źli. To nie znaczy, że tak jest dobrze.

Konwencja (nieco tu komiksowa), żeby wyraźnie rozdzielić dobro od zła, jest jak najbardziej słuszna. W tym opowiadaniu mi się podoba.

Tylko ja naprawdę chcę poprawić zjechany tekst. 

Poprawić, to nie znaczy, żeby popsuć to, co jest w nim dobre. Dziewczyna, która się zakochuje w swoim złolu, a potem on się okazuje sławny i bogaty, a w międzyczasie giną jej rodzice, to wattpadowa sztampa, a nie przepis na dobry tekst.

Lecz inne głosy wołają, aby tego nie poprawiać, bo wówczas wszystko się posypie.

Jam też ten głos :-)

Pozdrawiam

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Poprawić, to nie znaczy, żeby popsuć to, co jest w nim dobre.

yessmiley

Pozdrawiam, Radku i raz jeszcze dziękuję. :)

Pecunia non olet

Tylko ja naprawdę chcę poprawić zjechany tekst. 

Zapewne jesteś po lekturze Dżumy, więc masz świadomość, że poprawianie może skończyć się różnie.

 

Przyznam, że dopiero dziś przeczytałem tekst. Komentarze pobieżnie od góry i uważniej od dołu.

Najpierw to, co mi się rzuciło „w oko”:

 

Kapelusz był przerażająco zimny. Do tego, wbrew logice, panująca w nim ciasnota przytłaczała mnie.

Dlaczego wbrew logice coś, co jest ciasne przytłacza?

 

Ulryk bezceremonialnie wepchnął mnie do środka i postawił odwrócony cylinder na stole, uniemożliwiając wyjście. Wiedziałam, że jeśli nie pójdę posłusznie dalej, wciągnie mnie tam sam. 

Na tym etapie nie wiem, że w kapeluszu jest inny świat. Więc myślę, gdzie ma pójść, skoro jest zamknięta w kapeluszu? Od razu wyjaśniam, że nie wiem, jak z tego wybrnąć.

 

Jakże się pomyliłam!

Akapit. Potrzebny oddech po poprzednim zdaniu.

 

Pomagała w szpitalu, jak i ja przed laty.

Raptem rok wcześniej poznała pisarza.

 

A teraz punkt widzenia na całość.

Początek zapowiada wciągającą historię. I to naprawdę zachęcająco. Później jest już „nie po mojemu”. Wolałbym, by zanurzała się w ten mrok, dotykając oślizgłych kamieni. Chciałbym zobaczyć skrwawione od kajdan kostki, połamane paznokcie i że już się tak nie boi, jak za pierwszym razem. Przypomina sobie ślub, ale idzie dalej. Wspomnienia przeplatają się z tym, co się właśnie dzieje.

Gdybym był betą właśnie to bym Ci napisał.

Ale dobrze, że nim nie byłem. Bo okazuje się, że mam odmienny punkt widzenia, niż Ty i z dużym prawdopodobieństwem tych, którzy betowali.

Różne style, różne upodobania.

Ktoś lubi wartką akcję i podczas lektury czuć się jakby biegł na szczyt wieżowca. A ktoś spokojną nastrojową narrację pełną barwnych opisów. Ktoś lubi się domyślać, rozwiązywać zagadki i jest wściekły na autora, że za dużo podpowiada. A inny woli, kiedy autor cierpliwie wszystko tłumaczy.

 

I teraz najważniejsza konkluzja.

Mnie, jako czytelnika nie zadowolisz, bo musiałabyś to napisać „pode mnie”. Skup się na tych, którzy są usatysfakcjonowani lekturą. I jeśli wpadnie Ci do głowy pomysł, by jednak spróbować puścić oko do takich, jak ja – stracisz tych zadowolonych. :-) Poza tym, opowiadanie już nie będzie „Twoje”.

 

Jeśli masz czas, zrób eksperyment. Napisz szorta w zupełnie innym stylu.

 

Na koniec.

Udało Ci się stworzyć przekonującą bohaterkę z krwi i kości. A to jest sine qua non każdego opowiadania, bez względu na gatunek i upodobania stylu.

ManeTekelFares, dzięki. heart

 

Skup się na tych, którzy są usatysfakcjonowani lekturą. I jeśli wpadnie Ci do głowy pomysł, by jednak spróbować puścić oko do takich, jak ja – stracisz tych zadowolonych. :-) Poza tym, opowiadanie już nie będzie „Twoje”.

yes

 

A, żeby uszanować opinie niezadowolonych, pracuję przy becie, dzięki pomocy Osvalda. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Moi drodzy – i to się odnosi do wszystkich, którzy to czytają.

 

Co prawda moje poprzednie wpisy były adresowane w pierwszej kolejności do Osvalda, jednak chciałbym Wam przypomnieć i stanowczo podkreślić, że uwagi w nich zawarte są uniwersalne. Kultura obowiązuje wszystkich. Chcemy tu przyjaznej atmosfery, wzajemnej życzliwości i owocnej współpracy. To miejsca ma Wam pomagać być lepszymi twórcami, ale nie zaszkodzi jeśli przy okazji pomoże Wam też być trochę lepszymi ludźmi dla siebie nawzajem. Nie traktujcie regulaminu serwisu jako instrukcji, w jakich granicach możecie się nawzajem obrażać i uprawiać werbalne przepychanki – nie tędy droga.

Niech Wam się udzieli świąteczny nastrój – pokój ludziom dobrej woli.

To jeszcze raz, i już ostatni, ja – w kwestii pewnego niefortunnego sformułowania myśli przez Psychofisha. Zbitka "zbliża do kolejnej pogróżki karalnej" i "Maras wie, o co mi chodzi" pozostawia przestrzeń do dziwnych domysłów. Zatem wyjaśniam. Nie, nie planowałem wepchnąć Osvalda do jamy Sarlacca lub zesłać go do fabuły opowiadania bizarro któregoś z czołowych przedstawicieli tego gatunku na portalu. Chodziło o stwierdzenie, co bym zrobił (oczywiście hipotetycznie) na miejscu ojca niepełnosprawnego dziecka z autorem pewnych insynuacji. A powinienem ugryźć się w język. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuję, Marasie – tak, dokładnie o to chodziło. 

 

Wróćmy do opowiadania i wątpliwości Bruce w związku ze skrajnie różnymi komentarzami.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wróćmy do opowiadania i wątpliwości Bruce w związku ze skrajnie różnymi komentarzami.

Dziękuję bardzo, powoli staram je sobie na spokojnie ogarniać. :)

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Zanim pojawi się tutaj kolejny mocny wpis, powtórzę, zamieszczając fragment mojej wypowiedzi sprzed tygodnia:

Pecunia non olet

Oczekuję w komentarzach wyłącznie pomocnych wskazówek, merytorycznych porad, pisanych w kulturalny sposób. Jestem absolutnie przeciwna robieniu z komentarzy pod moim tekstem pyskówek i atakowaniu innych, w tym i mnie. 

Jako przejawy ataku oraz ubliżania uważam odbieranie innym prawa do własnej oceny tekstu. To nie nauka ścisła, gdzie jest konkretny, udowodniony wynik dodawania, reakcji chemicznej czy nawet zasada pisowni ortograficznej. 

To jest literatura i każdy ma prawo do własnego zdania na jej temat. 

Broniąc tekstu czy zgłaszając go do nagrody, nikt mnie nie krzywdzi, ponieważ on akurat odbiera dane opowiadanie jako dobre i ma do tego prawo. Tak samo, jak ktoś je ocenia źle, ktoś inny może je oceniać dobrze. Raz jeszcze przepraszam tych, których zawiodłam tym opowiadaniem, nie było to przecież celowe, ale to nie znaczy, że należy ciągnąć w nieskończoność bezsensowną awanturę. Jest mi przykro, że tak się dzieje i naprawdę tego typu ataki skutecznie zniechęcają do dalszego pisania. 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

bruce, mnie nie zawiodłaś! I absolutnie nie żałuję nominacyjnego zgłoszenia. To było świeże, symboliczne opowiadanie, wdzierające się w niezrozumiałą dla wielu otchłań przemocy i podporządkowania. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Oczekuję w komentarzach wyłącznie pomocnych wskazówek, merytorycznych porad, pisanych w kulturalny sposób. Jestem absolutnie przeciwna robieniu z komentarzy pod moim tekstem pyskówek i atakowaniu innych, w tym i mnie. 

Właściwie w wątku o mechanice komentarzy powinno się znaleźć tylko to i po temacie :-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dziękuje serdecznie, Asylumheart

Racja, Radku. Staram się to tam wyjaśnić. smiley

 

Pozdrawiam Was. smiley

Pecunia non olet

I teraz najnowszy komentarz, w którym uwagi celne i potrzebne mieszają się z wątpliwymi, jak również takimi, które mogę najłagodniej określić jako niepotrzebnie złośliwe. Spróbujmy to trochę przesiać…

Ślimaku Zagłady, pozwól więc, że się do Twego “przesiania” odniosę, bo nieco za małe są oczka w Twym sicie.

On jest ciasny w momencie wtłaczania, potem się rozszerza – i jest to absolutnie jasne, żaden z wcześniejszych czytelników nie wyraził wątpliwości w tym zakresie.

Niestety się mylisz, bo bohaterka tylko mentalnie przenosi się do świata z powieści, a nie przeciska przez kapelusz. Różnica w interpretacjach wynika z tego, że sam sposób dostania się do kapelusza nie został opisany.

Po co ta wstawka?

Żeby wyrazić moje odczucia co do przytoczonego zdania.

Ania może na przykład mieć kostki drobniejsze od przegubów opasłego faceta i nałożenie na nie kajdanek nie musi stanowić żadnego problemu.

Tak absolutnie szczerze, Ślimaku Zagłady, naprawdę nie uważasz, że kajdany zdecydowanie lepiej pasują. Po co na siłę dorabiać sobie teorię o grubości przegubów bohaterki, skoro można napisać poprawnie i bardziej oddać nastrój tekstu, zamieniając kajdanki na kajdany.

Dyskusyjne.

Możliwe, ale to jest literatura. Mam prawo napisać taką uwagę, a to autor decyduje, czy moja wersja pasuje lepiej czy gorzej.

 

Były już wcześniej rozważania na temat, czy ta ekspozycja straszliwości Ulryka jest uzasadniona w obranej konwencji, czy jednak trochę razi, ale to nie jest merytoryczne odniesienie się do tych rozważań, tylko próba przecięcia ich opiniami udającymi fakty. Drugi akapit to w całości recenzencki koszmar, jest tu wpakowane absolutnie każde niesprawiedliwe wyrażenie, którym można sprawić przykrość autorowi: “po łebkach, podrzędnego szmatławca, wywnętrzają, bezmyślnie, nie wysiliłaś się” – takie popisy ujawniają intencje oraz brak solidnych argumentów.

Nic tu faktów nie udaje, Ślimaku Zagłady, to są moje opinie na temat drugiej sceny. Tak ją odebrałem. A Ty jak zwykle dodajesz sobie interpretacje do moich wypowiedzi.

Może trafniejsze byłoby: odkąd odkrył / dowiedział się…

Nie, jeśli już, to: Ulryk z zapałem wykorzystywał dane mu przez hojną naturę nadzwyczajne zdolności, tworzył w swojej chorej wyobraźni kunsztowny kompleks podziemnych XIX-wiecznych labiryntów, lochów, starożytnych warowni, gotyckich zamczysk i jaskiń. 

 

Do tego “kunsztownego kompleksu” to też powinienem był się przyczepić, bo znaczeniowo “kunsztowny” nie pasuje i wychodzi brzydka aliteracja.

 

Ich, bo to się odnosi do tych lochów, labiryntów…

Otóż nie, i to co najmniej z dwóch powodów. Zobacz, jak wyglądają te dwa zdania:

Nadzwyczajne zdolności pozwoliły mu tworzyć w chorej wyobraźni kunsztowny kompleks podziemnych labiryntów i lochów. W kolejnych powieściach dodawał ich szczegóły, wzbogacając je o pomieszczenia szpitalne, a także sale z wymyślnymi machinami tortur.

W poprzednim zdaniu to nie lochy są podmiotem, a kompleks, czyli poprawny zaimek to “jego”. Ale to jeszcze mniejszy problem, przyjrzyj się temu zdaniu:

W kolejnych powieściach dodawał ich szczegóły, wzbogacając je o pomieszczenia szpitalne, a także sale z wymyślnymi machinami tortur.

Najpierw masz “ich”, a potem “je”, nie ma spójności. Poza tym “ich” pasuje też do powieści, a “je” do szczegółów. Zaimki bywają podstępne.

Gdyby się upierać, że drugie zdanie ma się odnosić do lochów to powinno być “im”, a “je” najlepiej wyrzucić: W kolejnych powieściach dodawał im szczegóły, wzbogacając o pomieszczenia szpitalne, a także sale z wymyślnymi machinami tortur.

Czy sale sięgały odległej przyszłości, czy raczej znajdujące się w nich narzędzia tortur? – może druga wersja byłaby odrobinę bardziej naturalna, ale obie są metaforycznie uprawnione.

A nie przeszłości? Skąd bohaterka miałaby wiedzieć, jakie narzędzia tortur będą w przyszłości?

Rozumiem, że lepiej uprawiać systemowe obwinianie ofiar? Ania na pewno nie jest postacią idealną, ale sztuczne wymyślanie, czym mogła zawinić Ulrykowi, zwłaszcza gdy historia jest filtrowana przez jej perspektywę – to dopiero byłoby śmieszne.

Błędnie rozumujesz, ja nic takiego nie napisałem.

Myślałem sobie, że to mogło być celowe, uzasadnione narracyjnie: wnętrze kapelusza to przecież kreacja podrzędnego pisarzyny, który odnosi sukcesy głównie dzięki temu, że ma bezpośredni magiczny dostęp do świadomości bohaterów.

Dla mnie to tłumaczenie na siłę. Urlyk odnosił sukcesy, był znany i szanowany. Poza tym wnętrze kapelusza miało budzić grozę w postaciach i budziło. Autorka określiła też ten kompleks jako kunsztowny, więc nie wydaje mi się, aby taki był zamysł.

Ja bym pewnie napisał “bestie z kanałów czwórkami szły”, ale to wybór autora, dziesiątki równie dobre jak każda inna liczba.

A ja uważam, że podawanie liczby jest tutaj zbędne.

Uwaga o “kompletnym braku umiejętności” nieakceptowalna, bo odnosi się do osoby raczej niż utworu, a ciągłe powtarzanie wyrazów “bezmyślnie, śmieszne” też ujemnie świadczy o wartości komentarza.

A to dlaczego nieakceptowalna. Jeśli w mojej ocenie komuś brakuje konkretnych umiejętności, to nie mam prawa tego napisać? To żadna obelga. A “bezmyślnie|” i “śmieszne” nie ma nic to wartości komentarza, jest wyrazem moich odczuć do tekstu.

Całkiem niezła, dodałbym. Jak z serem pleśniowym, nie wszyscy lubią.

Pytanie tylko, czy parodia horroru to być miała. Sądząc po tematyce, raczej nie.

To nie jest opis otoczenia, tylko odzwierciedlenie stanu psychicznego bohaterki.

Zupełnie się nie zgadzam. Lepiej byłoby ten świat pokazać, a nie stwierdzać sucho, że był zły. Opisom brakuje plastyczności.

Może mówi do dziecka “witaj” właśnie dlatego, że pod wpływem emocji nie może znaleźć trafniejszego wyrażenia? I po co ta kostyczna uwaga o drzazgach?

Niestety nie przekonuje mnie taki argument. Taki wyraz emocji nijak nie jest wiarygodny. Gdyby faktycznie miało tak być, to trzeba by to lepiej oddać w narracji.

Pokoiki, a niby co? Zgoda, że zdanie jest trochę niezgrabne, ale nie ma sensu dramatyzować, w uznanej literaturze nietrudno znaleźć podobne drobne lapsusy.

Pewnie można znaleźć, ale z każdym kolejnym stają się bardziej irytujące, co wpływa na nastrój czytelnika.

Może już weszły. Też miałem tu pewne wątpliwości, ale myślę tak: wnętrze kapelusza jest trochę jak teatrzyk, trochę jak sen, może mieć niekonwencjonalną topologię, pokoje i inne miejsca mogą się pojawiać spontanicznie, w miarę potrzeb, rozrastać, przenikać się.

No widzisz, a ja wolę, żeby tekst był napisany porządnie i żebym nie musiał dorabiać sobie aż tak dużo w celu uzasadnienia czegoś, co jest nielogiczne.

“Grafomani”, piękne. Chyba nie opowiadaniu wystawiasz tutaj świadectwo.

No tak, znalazłeś brakujące “i”.

O ile pamiętam, dawniej te uwagi były w prawidłowej logicznie kolejności, musiały ulec przypadkowej zamianie gdzieś podczas poprawek.

No cóż, komentuję to, co czytam. Małe ma dla mnie znaczenie, z jakiego powodu coś jest źle opisane.

Raczej nie, zakrycie twarzy to bardziej typowy gest przestrachu, nawet gdy niebezpieczny bodziec dotrze poprzez zmysł słuchu, a nie wzroku.

Nie zgadzam się z tym.

Urwała wypowiedź i nieco beznadziejnie pokręciła głową, czemu nie?

Bo gesty tego typu raczej towarzyszą wypowiedzi. Spróbuj to zrobić tak, jak bohaterka, a potem jednocześnie. Zobacz, co jest naturalniejsze.

Wskazywałem już, że wcześniejsza wzmianka o istnieniu książki Cerebra świata byłaby pożądana dla logiki zdarzeń, niemniej postać wybitnie uzdolnionego dziecka ani nie jest nieuchronnie zła, ani nie pełni tutaj funkcji “przekupstwa fabularnego”. O tym, jak ją w miarę wiarygodnie napisać, wypowiedziałem się obszernie już wcześniej.

Ślimaku Zagłady, ja zwykle nie czytam komentarzy innych przed napisaniem swojego, więc ta informacja nic z mojej perspektywy nie zmienia. Nagle wrzuconą informację o nadinteligencji dziewczynki uważam za sztuczną i zbędną.

Owszem, trochę oniryczny ten wystrój wnętrza kapelusza. Nie chcę już odsyłać do Marqueza, ale choćby w Siódmym wtajemniczeniu Niziurskiego mamy podobną konwencję.

Ale w takim razie trzeba to dobrze opisać.

Podczas lektury wiadomo z kontekstu. Nie twierdzisz chyba poważnie, że czasowników wiążących biernik w ogóle nie wolno używać z dopełnieniami męskozwierzęcymi męskorzeczowymi? Chciałbym to zobaczyć w jakimś podręczniku stylistyki.

A właśnie nie wiadomo z kontekstu. Zobacz: Udawany uśmiech zastąpił rozwścieczony wyraz twarzy.

Bohaterka patrzy na Urlyka i równie dobrze Urlyk mógł się w tym momencie uśmiechnąć, chcąc ukryć złość lub właśnie wściec. Poprawność to nie wszystko.

Oddaje emocje miotające bohaterem: wpierw szokuje go wypowiedź narzeczonej, po chwili zdeptanie kapelusza.

Pytanie co było dla niego ważniejsze. Dla mnie jest to źle napisana wypowiedź, a właściwie cały ten fragment.

Gdy już myślałem, że pochwalę cenną uwagę, to musiałeś wtrącić to swoje bezmyślnie. Lepiej: “aby ją odsłonić / po czym ją odsłonił”.

Nie zgadzasz się, że nie można wstawiać imiesłowów bezmyślnie? Bezmyślnie w znaczeniu bez zastanowienia.

Trochę na granicy, w końcu facet jest ewidentnie niestabilny psychicznie, można się zastanowić, jak by tu lepiej ukazać jego postępowanie w tym miejscu.

Można po prostu pokazać, co robi. Urlyk wcale nie musi mówić do siebie pełnymi zdaniami, może z wściekłości wypowiadać pojedyncze słowa. Sposobów realizacji jest co najmniej kilka.

Uwagi moje są na tyle solidne merytorycznie, że mógłbyś je “rozsmarować” tylko przy użyciu chwytów erystycznych i nadużyć w interpretacji.

No i jak, Ślimaku Zagłady? Były chwyty erystyczne i nadużycia w interpretacji?

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Witam serdecznie, Osvaldzie.

 

Pozwolisz, że jako autorka odniosę się do Twojego wpisu, ponieważ nikt tak dobrze nie zna opowiadania, jak ja.

 

On jest ciasny w momencie wtłaczania, potem się rozszerza – i jest to absolutnie jasne, żaden z wcześniejszych czytelników nie wyraził wątpliwości w tym zakresie.

Niestety się mylisz, bo bohaterka tylko mentalnie przenosi się do świata z powieści, a nie przeciska przez kapelusz. Różnica w interpretacjach wynika z tego, że sam sposób dostania się do kapelusza nie został opisany”.

 

Bohaterka przenosi się tam w sposób magiczny. To prawda, nie opisałam tego dokładniej, ale fakt nakładania na głowę (czyli początku wejścia do kapelusza) widniał od samego początku. Czuła, że jest on ciasny, ponieważ tak odczuwała jej podświadomość. Zresztą, kiedy usunęłam ten wyraz, pojawiły się protesty, a ja mam brać pod uwagę zdanie większości. Dlatego „ciasnotę” przywróciłam. Wydawało mi się logiczne, że skoro po nałożeniu przez czarownika kapelusza bohaterka przechodzi do całej krainy, początkowo może on wydawać się jej ciasny, bo przecież cała kraina kapelusza podczas pokazu jest tylko iluzją. Tutaj miała być prawdziwa dzięki magii męża.

 

Ania może na przykład mieć kostki drobniejsze od przegubów opasłego faceta i nałożenie na nie kajdanek nie musi stanowić żadnego problemu.

Tak absolutnie szczerze, Ślimaku Zagłady, naprawdę nie uważasz, że kajdany zdecydowanie lepiej pasują. Po co na siłę dorabiać sobie teorię o grubości przegubów bohaterki, skoro można napisać poprawnie i bardziej oddać nastrój tekstu, zamieniając kajdanki na kajdany”.

 

Z tego samego powodu, co powyżej, przywróciłam po namyśle kajdanki. Nikt inny nie zwrócił uwagi, aby zmienić je na kajdany. Poza tym zgadzam się z argumentacją Ślimaka Zagłady – kostki Anny są drobne i delikatne. Jak wiesz, chcę, aby ona była mną. A zatem kajdany rodem z „Nędzników” mi tu nie pasują. W moim zamyśle nie było istotne, czym jest skrępowana. To znowu dodatkowa kwestia, całkiem poboczna, nieistotny szczegół. Ważnym jest odebranie jej praw przez męża, nie materiał krępujący. Zresztą obecnie odeszłam od kajdanek na rzecz taśm.

 

Dyskusyjne.

Możliwe, ale to jest literatura. Mam prawo napisać taką uwagę, a to autor decyduje, czy moja wersja pasuje lepiej czy gorzej”.

 

Jak najbardziej, masz takie prawo, szanuję zdanie każdego Komentatora, dlatego jeśli ktoś mi pisze, że to źle stworzony fragment, przyjmuję to do wiadomości z szacunkiem, nie uważając wszak, że mnie krzywdzi, podobnie – jeżeli ktoś dany fragment chwali. Każdy ma prawo do własnej interpretacji. I ja szanuję oraz z pokorą przyjmuję zawsze zdanie każdego Czytającego, dziękując Mu za poświęcony czas.

 

Nic tu faktów nie udaje, Ślimaku Zagłady, to są moje opinie na temat drugiej sceny. Tak ją odebrałem. A Ty jak zwykle dodajesz sobie interpretacje do moich wypowiedzi”.

 

Masz takie prawo, dziękuję za opinię, inne Osoby mają prawo się z tym nie zgodzić.

 

 

Nie, jeśli już, to: Ulryk z zapałem wykorzystywał dane mu przez hojną naturę nadzwyczajne zdolności, tworzył w swojej chorej wyobraźni kunsztowny kompleks podziemnych XIX-wiecznych labiryntów, lochów, starożytnych warowni, gotyckich zamczysk i jaskiń. Do tego “kunsztownego kompleksu” to też powinienem był się przyczepić, bo znaczeniowo “kunsztowny” nie pasuje i wychodzi brzydka aliteracja”.

 

I tutaj zgoda, masz prawo tak to widzieć, ja nadal uczę się dobrego pisania i mogę popełniać takie błędy jako laik. Nie zaprzeczam. Komuś jednak takie opisy mogą się podobać. Szanuję zdanie każdego.

 

Otóż nie, i to co najmniej z dwóch powodów. Zobacz, jak wyglądają te dwa zdania:

Nadzwyczajne zdolności pozwoliły mu tworzyć w chorej wyobraźni kunsztowny kompleks podziemnych labiryntów i lochów. W kolejnych powieściach dodawał ich szczegóły, wzbogacając je o pomieszczenia szpitalne, a także sale z wymyślnymi machinami tortur.

W poprzednim zdaniu to nie lochy są podmiotem, a kompleks, czyli poprawny zaimek to “jego”. Ale to jeszcze mniejszy problem, przyjrzyj się temu zdaniu:

W kolejnych powieściach dodawał ich szczegóły, wzbogacając je o pomieszczenia szpitalne, a także sale z wymyślnymi machinami tortur.

Najpierw masz “ich”, a potem “je”, nie ma spójności. Poza tym “ich” pasuje też do powieści, a “je” do szczegółów. Zaimki bywają podstępne.

Gdyby się upierać, że drugie zdanie ma się odnosić do lochów to powinno być “im”, a “je” najlepiej wyrzucić: W kolejnych powieściach dodawał im szczegóły, wzbogacając o pomieszczenia szpitalne, a także sale z wymyślnymi machinami tortur.”

 

Dobrze, być może w moich, typowych dla mnie przydługich zdaniach, pomyliłam zaimki, załamując logikę zdań. Po to są komentarze, aby to wyłapać i wskazać. Moja wina, przepraszam, lecz na pewno nikt, broniący tekstu, nie zamierzał działać na moją szkodę.

 

Czy sale sięgały odległej przyszłości, czy raczej znajdujące się w nich narzędzia tortur? – może druga wersja byłaby odrobinę bardziej naturalna, ale obie są metaforycznie uprawnione.
 

A nie przeszłości? Skąd bohaterka miałaby wiedzieć, jakie narzędzia tortur będą w przyszłości?”

W moim zamyśle to miały być przyszłościowe sale i machiny, zaś bohaterka wiedziała o tym, ponieważ znała powieści męża, co wielokrotnie podkreślała.

 

Myślałem sobie, że to mogło być celowe, uzasadnione narracyjnie: wnętrze kapelusza to przecież kreacja podrzędnego pisarzyny, który odnosi sukcesy głównie dzięki temu, że ma bezpośredni magiczny dostęp do świadomości bohaterów.

Dla mnie to tłumaczenie na siłę. Urlyk odnosił sukcesy, był znany i szanowany. Poza tym wnętrze kapelusza miało budzić grozę w postaciach i budziło. Autorka określiła też ten kompleks jako kunsztowny, więc nie wydaje mi się, aby taki był zamysł.”

 

Szanuję Twoje stanowisko, lecz przecież ktoś ma prawo tak to tłumaczyć, na siłę. Ulryk odnosił sukcesy dzięki torturowaniu ofiar. Robił to od lat. Anna nie była przecież pierwszą z nich. Szacunek fanów do niego wynikał z niewiedzy, nieznajomości realiów. Jest to wyraźnie zapisane w tekście.

 

 

Ja bym pewnie napisał “bestie z kanałów czwórkami szły”, ale to wybór autora, dziesiątki równie dobre jak każda inna liczba.

A ja uważam, że podawanie liczby jest tutaj zbędne.

Dobrze, przyjmuję do wiadomości tę radę, ale radę Ślimaka Zagłady także wezmę pod uwagę.

 

Uwaga o “kompletnym braku umiejętności” nieakceptowalna, bo odnosi się do osoby raczej niż utworu, a ciągłe powtarzanie wyrazów “bezmyślnie, śmieszne” też ujemnie świadczy o wartości komentarza.
 

A to dlaczego nieakceptowalna. Jeśli w mojej ocenie komuś brakuje konkretnych umiejętności, to nie mam prawa tego napisać? To żadna obelga. A “bezmyślnie|” i “śmieszne” nie ma nic to wartości komentarza, jest wyrazem moich odczuć do tekstu.”

 

Ponieważ z moim odczuciu jest to – ujmując nader delikatnie – niegrzeczne. Nie każdy Twój komentarz, mimo podobnej oceny, wystawionej na koniec, jest pełen takich stwierdzeń, zatem – jeśli chcesz – możesz pisać inaczej. Każdy może. I każdy tutaj się stara. Dla mnie to właśnie rodzaj – posłużę się Twoim określeniem – obelgi. Już wspomniałam wcześniej – bez tych epitetów (i paru innych) też bym zrozumiała, mimo małego móżdżku, jakim dysponuję.

Nie zamierzam nigdy wdawać się w polemikę na zasadzie kłótni czy odpowiadania w obelżywym tonie komuś, kto tak do mnie się zwracał.

 

Pytanie tylko, czy parodia horroru to być miała. Sądząc po tematyce, raczej nie”.

 

Istotnie, potwierdzam, to nie miała być parodia horroru. I Ślimak Zagłady, ani Inni, zgłaszający tekst oraz oceniający go, nie widzieli tu takiej parodii, nigdy nikt mi tu czegoś takiego nie napisał.

 

To nie jest opis otoczenia, tylko odzwierciedlenie stanu psychicznego bohaterki.

Zupełnie się nie zgadzam. Lepiej byłoby ten świat pokazać, a nie stwierdzać sucho, że był zły. Opisom brakuje plastyczności”.

 

Owszem, lepiej by było, ale ja nadal podkreślam, że jako amatorka uczę się. Nie ma plastyczności? – ok, pracuję nad plastycznością!

Rację ma tutaj Ślimak Zagłady, który zna tekst dużo lepiej, bo czytał go wielokrotnie – to były opisy stanu psychicznego Anny.

 

Może mówi do dziecka “witaj” właśnie dlatego, że pod wpływem emocji nie może znaleźć trafniejszego wyrażenia? I po co ta kostyczna uwaga o drzazgach?

Niestety nie przekonuje mnie taki argument. Taki wyraz emocji nijak nie jest wiarygodny. Gdyby faktycznie miało tak być, to trzeba by to lepiej oddać w narracji”.

 

Możliwe, że nie udało mi się tego lepiej oddać, ale bohaterka ma prawo zachowywać się nietypowo.

 

 

Pokoiki, a niby co? Zgoda, że zdanie jest trochę niezgrabne, ale nie ma sensu dramatyzować, w uznanej literaturze nietrudno znaleźć podobne drobne lapsusy.

Pewnie można znaleźć, ale z każdym kolejnym stają się bardziej irytujące, co wpływa na nastrój czytelnika.”

 

Wydaje mi się, że tu dochodzimy do sedna problemu. Autorka czuje, że jest wiele jej winy i – jak zawsze – przeprasza, narażając się na złośliwe komentarze o jakimś korzeniu, natomiast kąśliwe ataki są usprawiedliwiane bez jakiejkolwiek skruchy. Autorka przeprasza, bo – jak to sam napisałeś – rozumie, że zdania „z każdym kolejnym stają się bardziej irytujące, co wpływa na nastrój czytelnika.” A czy Czytelnik pomyślał, że mógł swoim komentarzem zirytować autorkę? Czy zastanowił Go nastrój, w którym ją pozostawił? On jest ważnym Czytającym, a ona jest śmieciem?

 

Może już weszły. Też miałem tu pewne wątpliwości, ale myślę tak: wnętrze kapelusza jest trochę jak teatrzyk, trochę jak sen, może mieć niekonwencjonalną topologię, pokoje i inne miejsca mogą się pojawiać spontanicznie, w miarę potrzeb, rozrastać, przenikać się.

No widzisz, a ja wolę, żeby tekst był napisany porządnie i żebym nie musiał dorabiać sobie aż tak dużo w celu uzasadnienia czegoś, co jest nielogiczne”.

 

Ja także wolę sobie zawsze dorabiać, szanuję Twoje stanowisko (choć się z nim nie zgadzam), jako autorka staram się poprawić błędy, choć niedomówienia bardzo lubię w opowiadaniach.

 

Grafomani”, piękne. Chyba nie opowiadaniu wystawiasz tutaj świadectwo.

No tak, znalazłeś brakujące “i”.”

O ile pamiętam, dawniej te uwagi były w prawidłowej logicznie kolejności, musiały ulec przypadkowej zamianie gdzieś podczas poprawek.

No cóż, komentuję to, co czytam. Małe ma dla mnie znaczenie, z jakiego powodu coś jest źle opisane”.

Do tego się nie odnoszę, bo zamiana słów czy zdań zdarza się zawsze. A „grafomania” jest niegrzeczna. Po prostu.

 

 

Raczej nie, zakrycie twarzy to bardziej typowy gest przestrachu, nawet gdy niebezpieczny bodziec dotrze poprzez zmysł słuchu, a nie wzroku.

Nie zgadzam się z tym”.

Ok, masz prawo, ale ja znowu słucham większości.

 

Urwała wypowiedź i nieco beznadziejnie pokręciła głową, czemu nie?

Bo gesty tego typu raczej towarzyszą wypowiedzi. Spróbuj to zrobić tak, jak bohaterka, a potem jednocześnie. Zobacz, co jest naturalniejsze”.

 

Masz prawo. To ja jestem jednak autorką i widzę to w ten sposób. Anna jest udręczoną ofiarą, nie musi zachowywać się naturalnie. Byłoby nawet dziwne, gdyby tak się zachowywała.

 

 

 

Wskazywałem już, że wcześniejsza wzmianka o istnieniu książki Cerebra świata byłaby pożądana dla logiki zdarzeń, niemniej postać wybitnie uzdolnionego dziecka ani nie jest nieuchronnie zła, ani nie pełni tutaj funkcji “przekupstwa fabularnego”. O tym, jak ją w miarę wiarygodnie napisać, wypowiedziałem się obszernie już wcześniej.

Ślimaku Zagłady, ja zwykle nie czytam komentarzy innych przed napisaniem swojego, więc ta informacja nic z mojej perspektywy nie zmienia. Nagle wrzuconą informację o nadinteligencji dziewczynki uważam za sztuczną i zbędną”.

 

Nie mogę się z tym zgodzić, pomysł wpadł mi do głowy podczas bety, jak wspomniałam wcześniej pomógł kultowy serial, Betujący go zaakceptowali, Komentatorzy w większości też, więc uważam, że to dobry pomysł.

Ponieważ jednak większość głosów była ogólnie przeciw dziewczynce, jak wiesz, obecnie w nowej odsłonie odeszłam od tego wątku, rezygnując z niego całkowicie.

 

 

Owszem, trochę oniryczny ten wystrój wnętrza kapelusza. Nie chcę już odsyłać do Marqueza, ale choćby w Siódmym wtajemniczeniu Niziurskiego mamy podobną konwencję.

Ale w takim razie trzeba to dobrze opisać.”

 

Ok, dlatego staram się to zrobić lepiej.

 

 

Podczas lektury wiadomo z kontekstu. Nie twierdzisz chyba poważnie, że czasowników wiążących biernik w ogóle nie wolno używać z dopełnieniami męskozwierzęcymi męskorzeczowymi? Chciałbym to zobaczyć w jakimś podręczniku stylistyki.

A właśnie nie wiadomo z kontekstu. Zobacz: Udawany uśmiech zastąpił rozwścieczony wyraz twarzy.

Bohaterka patrzy na Urlyka i równie dobrze Urlyk mógł się w tym momencie uśmiechnąć, chcąc ukryć złość lub właśnie wściec. Poprawność to nie wszystko”.

 

Dla jednych wynika z kontekstu, dla innych – nie. Wolna wola, jak zawsze przy interpretacji literatury.

 

Oddaje emocje miotające bohaterem: wpierw szokuje go wypowiedź narzeczonej, po chwili zdeptanie kapelusza.

Pytanie co było dla niego ważniejsze. Dla mnie jest to źle napisana wypowiedź, a właściwie cały ten fragment”.

 

Szanuję Twoje zdanie, Osvaldzie, lecz jak widać, dla innych Komentatorów to nie jest zdanie niepoprawne.

 

 

Gdy już myślałem, że pochwalę cenną uwagę, to musiałeś wtrącić to swoje bezmyślnie. Lepiej: “aby ją odsłonić / po czym ją odsłonił”.

Nie zgadzasz się, że nie można wstawiać imiesłowów bezmyślnie? Bezmyślnie w znaczeniu bez zastanowienia”.

 

Pytanie nie do mnie, zatem nie odpowiem, bo musiałabym godzinami szukać początku rozmowy.

 

Trochę na granicy, w końcu facet jest ewidentnie niestabilny psychicznie, można się zastanowić, jak by tu lepiej ukazać jego postępowanie w tym miejscu.

Można po prostu pokazać, co robi. Urlyk wcale nie musi mówić do siebie pełnymi zdaniami, może z wściekłości wypowiadać pojedyncze słowa. Sposobów realizacji jest co najmniej kilka”.

 

Tutaj znowu widzę, że jako autorce odbiera mi się wolną wolę tworzenia. Miałam zamiar wyjaśnić trochę spraw pełnymi zdaniami, wsadzonymi w usta bohatera. Tekst przeszedł betę i był żywo komentowany i nikt tego nie wskazywał. Skoro sposobów jest kilka, czemu autorka nie ma prawa wybrać właśnie takiego?

(Ja tu znowu zadaję pytanie ogólne, czy jest na Portalu wątek o granicy ingerencji komentarzy w wolną wolę piszącego? Bo już mnie nieco zastanowiła sugestia o zmianie imienia na bardziej anglosaskie. Ślimak Zagłady próbował mi potem pomagać, w związku z czym po Ursynie i nie do końca pousuwanym Konradzie, pojawił się Ulryk… Teraz jednak widzę, że niektóre powyższe komentarze chyba zmierzają do stworzenia całkiem innej „Cylindrolandii”… To jest mój pomysł i ja to opowiadanie napisałam tak. Szanuję wszelkie uwagi, poprawiam w becie, co mogę, ale ingerowanie w to, co powinno być i jak napisane, aby każdy się domyślił, i każdy był zadowolony, nie będzie już przecież moim opowiadaniem…) .

 

Uwagi moje są na tyle solidne merytorycznie, że mógłbyś je “rozsmarować” tylko przy użyciu chwytów erystycznych i nadużyć w interpretacji.

No i jak, Ślimaku Zagłady? Były chwyty erystyczne i nadużycia w interpretacji?”

 

Nie chcę się długo rozwodzić. Każdy z nas umie napisać ostrzej i dosadniej, jestem przekonana. Tylko każdy się hamuje. To, że nie odpowiedziałam w podobnym tonie zaraz po bardzo dla mnie przykrym komentarzu, używając – jak by powiedział Grzegorz Poszepszyński – „steku wyzwisk” wynika jedynie z faktu, że tak po prostu nie postępuję. Podejrzewam, że Ślimak Zagłady postąpił podobnie z tego samego powodu. Próbowałam to zbyć żałosnymi żartami, ale to po prostu niekulturalne określenie. Nie pod każdym skomentowanym opowiadaniem pojawia się groźba „rozsmarowywania” kogokolwiek. Ja nie zgadzam się na takie słowa, one mi samej ubliżają jako autorce i są dla mnie krzywdzące.

 

Pozdrawiam serdecznie i nadal apeluję o zachowanie kultury dyskusji.

 

Pecunia non olet

Nie pod każdym skomentowanym opowiadaniem pojawia się groźba „rozsmarowywania” kogokolwiek.

Bruce, a zerknij proszę do źródła. Napisałem: “Przyznam, że rozważałem przez chwilę, czy nie rozsmarować tych Twoich bezsensownych uwag, ale postanowiłem odpuścić, bo doprowadziłoby to tylko do przepychanki”, rozsmarowanie uwag to nie jest to samo, co groźba rozsmarowania kogoś. Widzisz w moich wypowiedziach to, co chcesz widzieć, a co gorsza chodzisz pod inne wątki i tam powtarzasz, że zamierzałem kogoś rozsmarować, tworząc kolejną paskudną plotkę na mój temat.

Już wspomniałam wcześniej – bez tych epitetów (i paru innych) też bym zrozumiała, mimo małego móżdżku, jakim dysponuję.

Nikt, Bruce, nie obrzuca Cię tu obelgami, oprócz Ciebie samej.

Pozdrawiam serdecznie i nadal apeluję o zachowanie kultury dyskusji.

I Twój apel uszanowałem, mój komentarz jest łagodny. Odpowiedziałem Ślimakowi Zagłady, bo zadeklarowałem to pod innym wątkiem i z mojej strony to ostatnia wypowiedź tutaj.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Ok, dobrze, pomyłka, źle zacytowałam, chciałeś rozsmarować wpis Ślimaka Zagłady, a nie Jego samego. Niewiele to zmienia. Obelga pozostaje. I we mnie jako autora także uderza. Podobnie jak cały komentarz. Skutek jest jedynie taki – zniechęcenie. 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Hej, Bruce, zaczęłam czytać Twoje opowiadanie (a komentarz powstaje u mnie na bieżąco) i widzę, że na becie jest nowa wersja… 

Przeczytałam dopiero początek, ale uznałam, że skoro poprawiasz opowiadanie i planujesz dodać inną wersję, to pozwolę sobie na wklejenie tylko części komentarza. ;) Kiedy napiszesz całość (nie wiem czy od nowa, czy po prostu dodasz coś albo wprowadzisz tylko kosmetyczne zmiany), to na pewno przeczytam jeszcze raz od początku i skomentuję. :)

 

Intrygujący początek, scena mocna i wymowna. Wrzucasz w środek akcji, bez żadnych wstępów, bardzo mi się to podoba. Pierwsze zdanie od razu zachęca do czytania, sprawia, że mam w głowie gonitwę myśli, czym jest ten kapelusz, co on robi. A że kapelusze to atrybuty magików, to takim krótkim zdaniem zbudowałaś od razu niesamowitą atmosferę. 

 

Co mniej mi pasuje:

 

Broniłam się, żebrząc o litość, ale jak zwykle nie miałam żadnych szans.

– Proszę… – Błagalnie spojrzałam na mojego kata.

 

Tutaj bohaterka błagalnie patrzy na kata, więc myślę, że wzmianka o „żebraniu o litość” też mogłaby być w formie dialogu, bo ten moment to streszczenie akcji, a sama akcja byłaby bardziej dynamiczna. Nie mówię, że te zdania to błędy, bo one są dobre, po prostu uważam, że zawsze warto dążyć do opisów, które mówią nam więcej. 

 

Broniłam się to zwrot, który nie pokazuje nam konkretnej sceny. Oczywiście można sobie coś wyobrazić, ale pisząc konkrety, dajemy sceny, które chcemy dać. Więc teraz napisz mi, jak bohaterka się broniła? Czy to tylko wyraz oznaczający jej słowny sprzeciw? Czy może odpychała się rękami od kapelusza? To jest duża różnica, a słowo jej nie określa. ;)

 

Nie bądź dzieckiem. – Mąż skarcił mnie ze złośliwym uśmiechem. – 

 

Jeśli mówi tekst „Nie bądź dzieckiem” to brzmi to jak karcenie, więc dopisek, że to karcenie, nie jest potrzebny. ;) Wystarczy napisać o złośliwym uśmiechu.

 

 

Wiesz, że m u s i s z – podkreślił przeciągle i wyraźnie ostatnie słowo.

To słowo jest podkreślone w samym tekście rozciągniętymi literami, więc nie trzeba pisać, że je podkreślił. ;)

 

Sama scena jest świetna. Bohaterka wchodzi do kapelusza, który ma w sobie zupełnie inny, mroczny świat. Wciągnęłam się.

 

Po gwiazdce przeskok i streszczenie tego, co doprowadziło do tej sytuacji. Hm, może trochę za szybko? Ledwo weszliśmy do intrygującego, zimnego miejsca i już wiemy, że bohaterka poznała super znanego pisarza, który jest okrutny poza fleszami?

 

Dalej mamy skrótowo opis tego, jak to wszystko się potoczyło i jak wyglądało życie bohaterki. Jako że to narracja pierwszoosobowa, to nie razi mnie to tak bardzo, chociaż nie lubię streszczeń. Wolę sceny, ale ja już tak mam. :)

 

Za to wzmianka o literackiej krainie bardzo ciekawa, znowu przyciąga do tekstu, sprawia, że aż chce się czytać. Opisy są plastyczne, pobudzasz wyobraźnię i robisz jeszcze jedną ważną rzecz – zostawiasz pytania. Uwielbiam to w tekstach, te pytania, na które podczas lektury musimy odpowiedzieć – czy to były inne ofiary czy może kraina się rozrastała i te ofiary powstawały niczym lochy? Mam nadzieję, że jak poprawisz opowiadanie na becie to wkrótce przeczytam całość w Twojej nowej wersji. :)

 

Pozdrawiam Cię serdecznie, oczekując na Twój tekst. ;)

 

 

 

Dziękuję, Ananke. :)

Tak, poprawiam i mam nadzieję, że nowy tekst zadowoli większość. Osvald pomaga mi bardzo sumiennie, wskazując drogi oraz cele.

 

Pozdrawiam. ;)

Pecunia non olet

Bruce, bardzo dziękuję za znakomicie napisaną odpowiedź na komentarz skierowany właściwie do mnie! Odniosłaś się do wielu kwestii, którymi inaczej mnie przyszłoby się zająć, a przy tym uczyniłaś to w sposób bardzo taktowny i wyważony. Przypomniałaś mi tym samym, że przecież jesteś autorką opowiadania w pełnym tego słowa znaczeniu, odczuwasz jego sens i atmosferę nieporównanie głębiej ode mnie. W rzeczy samej, przy większości zagadnień nie mam już nic do dodania, niemniej chętnie dopiszę swoje uwagi tam, gdzie wydaje mi się, że mogę wnieść dodatkową wartość.

Niestety się mylisz, bo bohaterka tylko mentalnie przenosi się do świata z powieści, a nie przeciska przez kapelusz.

Przenosząc się mentalnie do świata powieści, doznaje uczucia bycia przeciskaną przez kapelusz. Tutaj naprawdę nie ma większej przestrzeni na wątpliwości.

Tak absolutnie szczerze, Ślimaku Zagłady, naprawdę nie uważasz, że kajdany zdecydowanie lepiej pasują. Po co na siłę dorabiać sobie teorię o grubości przegubów bohaterki, skoro można napisać poprawnie i bardziej oddać nastrój tekstu, zamieniając kajdanki na kajdany.

Nie, w żadnym wypadku tak nie uważam. Kajdanki to niewielki przyrząd z bransoletami połączonymi kilkoma ogniwami łańcucha lub sztywną płytką, krępujący głównie poprzez ograniczenie swobody ruchów. Kajdany to przyrząd znacznych rozmiarów z obręczami połączonymi długim łańcuchem, krępujący głównie poprzez ciężar. Kajdanki zamyka się na zatrzask otwierany kluczem, kajdany częściej się nituje i rozkuwa. To jest tekst o przemocy domowej, nie o zsyłce na Syberię – kajdanki oddają nastrój o dobre kilka rzędów wielkości lepiej.

Nic tu faktów nie udaje, Ślimaku Zagłady, to są moje opinie na temat drugiej sceny. Tak ją odebrałem. A Ty jak zwykle dodajesz sobie interpretacje do moich wypowiedzi.

Nie chciałbym się tu rozwodzić ze względu na prośbę Bruce, aby ograniczyć się ściśle do dyskusji nad treścią opowiadania. Pokrótce – kiedy opinia jest podana zdaniem oznajmującym bez sygnalizacji subiektywności (np. moim zdaniem) oraz przedstawia pewną nieuargumentowaną tezę w taki sposób, jak gdyby należało ją przyjąć za pewnik (np. Luxtorpeda to najlepszy pociąg w dziejach Polski) – mogę napisać, że jest stylizowana na fakt czy też udaje fakt (niezależnie od tego, że łatwo ją rozpoznać jako opinię, np. ze względu na słownictwo oceniające). Powtórzę, że nie ma żadnego usprawiedliwienia dla stosowania zwrotów w rodzaju jest tu pokazane bezmyślnie absolutnie wszystko czy też nie wysiliłaś się nawet odrobiny.

Nie, jeśli już, to: Ulryk z zapałem wykorzystywał dane mu przez hojną naturę nadzwyczajne zdolności, tworzył w swojej chorej wyobraźni kunsztowny kompleks podziemnych XIX-wiecznych labiryntów, lochów, starożytnych warowni, gotyckich zamczysk i jaskiń.

Też dobrze. Nie mam pewności, czy lepiej.

W poprzednim zdaniu to nie lochy są podmiotem, a kompleks, czyli poprawny zaimek to “jego”.

Cóż takiego? Popatrzmy: Jako pierwszy wspomniał w przewodniku kompleks Skał Pastuchowa. W kolejnych wydaniach opisywał jego szczegóły. → szczegóły kompleksu; Jako pierwszy wspomniał w przewodniku kompleks Skał Pastuchowa. W kolejnych wydaniach opisywał ich szczegóły. → szczegóły skał. Obydwa warianty są w pełni poprawne.

Ale to jeszcze mniejszy problem, przyjrzyj się temu zdaniu:

W kolejnych powieściach dodawał ich szczegóły, wzbogacając je o pomieszczenia szpitalne, a także sale z wymyślnymi machinami tortur.

Najpierw masz “ich”, a potem “je”, nie ma spójności.

Dodawał ich ← (kogo? czego?) szczegóły lub Dodawał (komu? czemu?) → im szczegóły, wzbogacając (kogo? co?) je o pomieszczenia… Błędu znów nie ma. Zgadzam się natomiast, że zaimek je można bez szkody usunąć.

Zaimki bywają podstępne.

Nieprawdaż?

Uważam się za naprawdę dobrze obeznanego z gramatyką, a jednak potrafią mnie czasem nabrać.

Błędnie rozumujesz, ja nic takiego nie napisałem.

Wyraziłeś oczekiwanie zmniejszenia kontrastu (moralnego) pomiędzy bohaterami, czyli dopisania win Ani lub wybielenia Ulryka.

Pytanie tylko, czy parodia horroru to być miała. Sądząc po tematyce, raczej nie.

Istotnie, potwierdzam, to nie miała być parodia horroru.

Otóż wydaje mi się, że scena wpychania do kanału przez ogromnego szczura – z zewnątrz może groteskowa – z perspektywy wpychanego wcale już zabawna nie jest. W zależności od tego, czy wzbudzenie podobnej refleksji stanowiło część zamysłu, warto zastanowić się nad przepracowaniem tej sceny.

Niestety nie przekonuje mnie taki argument. Taki wyraz emocji nijak nie jest wiarygodny. Gdyby faktycznie miało tak być, to trzeba by to lepiej oddać w narracji.

Ja akurat uważam wyraz emocji za stosunkowo wiarygodny i nie widzę, jak to lepiej oddać w narracji. Jeżeli masz dobry pomysł, mógłbyś zaproponować, zamiast pisać coś bez związku o drzazgach.

Pewnie można znaleźć, ale z każdym kolejnym stają się bardziej irytujące, co wpływa na nastrój czytelnika.

Bruce, w wielu miejscach milczę, bo wyraziłaś już wszystkie najistotniejsze rzeczy za mnie, ale zaznaczę, że tutaj Twoja odpowiedź wydaje mi się szczególnie trafna i starannie sformułowana!

No widzisz, a ja wolę, żeby tekst był napisany porządnie i żebym nie musiał dorabiać sobie aż tak dużo w celu uzasadnienia czegoś, co jest nielogiczne.

Dla mnie to nie jest dużo dorabiania, a przecież nie czuję się szczególnie biegły w konwencji oniryzmu. Praw logiki też nie narusza, co najwyżej prawa fizyki, to jest różnica. I owszem, na pewno można by tę niesamowitość świata przedstawionego jeszcze lepiej opisać.

A właśnie nie wiadomo z kontekstu. Zobacz: Udawany uśmiech zastąpił rozwścieczony wyraz twarzy.

Kontekst jest jasny. Za chwilę coś nieludzko wywrzaskuje pośrodku kościoła, wiadomo, że nie z udawanym uśmiechem.

Nie zgadzasz się, że nie można wstawiać imiesłowów bezmyślnie? Bezmyślnie w znaczeniu bez zastanowienia.

Nie zgadzam się, jakoby możliwe było diagnozowanie stanów umysłowych autora (czy myślał, czy się zastanawiał) na podstawie obserwacji imiesłowów.

No i jak, Ślimaku Zagłady? Były chwyty erystyczne i nadużycia w interpretacji?

Raczej nie, “rozsmarowywania” też nie zauważyłem. Uprzejmie dziękuję za utrzymanie komentarza w granicach przyzwoitości!

 

Ogólniej natomiast – powoli planuję jeszcze jeden większy komentarz, w którym mógłbym odnieść się obszerniej do różnych pojawiających się uwag, podsumować swoje wrażenia z pracy nad ulepszaniem opublikowanego już opowiadania i to, czego się przy tej okazji nauczyłem; raz jeszcze powrócić do tego, co naprawdę mnie w tekście urzekło. Trudno mi jednak obiecywać, czy i kiedy dam radę taki komentarz zredagować.

Dla mnie ten tekst ma tylko jeden problem fabularny, który już sygnalizowałem przy okazji bety:

mechanizm wchodzenia do świata cylindra (podkreślam, że dla mnie jako jednostkowego czytelnika). Jak zrozumiałem z komentarzy, jest on psychiczno-magiczny i moim zdaniem należałoby to uwzględnić w scenie np.:

“Tym razem nie broniłam się, kiedy nałożył mi kapelusz na głowę, przestałam widzieć, nie czułam krzesła, na którym siedzę. Pojawił się obraz labiryntu, znalazłam się w środku.”

Co do kajdanek vs. kajdan to nck pisze, że kajdanki to małe kajdany i wskazówką mogą być związki frazeologiczne: w kajdany się zakuwa, a kajdanki zakłada. Wiki też się wydaje jednoznaczna. Zanotuję w życiorysie, drugi raz nie zgadzam się z Osvaldem, bo pierwszego nie pamiętam :-)

Disclaimer1: nie czytam wszystkich tekstów kolegi Osvalda (trochę żałuję).

Disclaimer2: znaczek “:-)” może oznaczać, że pamiętam pierwszy raz, ale życzę sobie epatować swoją słabą pamięcią.

Disclaimer3: Disclaimer to chyba będzie Zastrzeżenie, ale przyszło mi to do głowy, kiedy napisałem poprzednie dwa :-)

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dziękuję bardzo, Ślimaku Zagłady. :)

Ja nadal uważam, że wszystkie komentarze mają być mi pomocne i tak je traktuję. Przyjmuję z szacunkiem każdą ocenę. Wskazówki Osvalda, pomijając wstawki kąśliwe i niegrzeczne, są trafnym ukierunkowaniem, co należy poprawić i obecnie w becie tak właśnie się to odbywa, za co ponownie Mu dziękuję. 

Raz jeszcze podkreślę, że to literatura, a nie nauka ścisła i każdy ma prawo do własnej oceny oraz interpretacji. Szanuję to prawo i proszę uprzejmie, aby szanował je każdy. Tylko/aż tyle. :)

 

Radku, zgadza się, wielu Komentujących widziało tutaj pewne uproszczenie, zatem obecnie istotnie Betujący wskazał i tę kwestię, samego wejścia do kapelusza, jako konieczną do dopracowania. 

Co do wspomnianych kajdan, zaczęłam mechanicznie poprawiać, jak zawsze po przeczytaniu komentarza, ale potem uświadomiłam sobie, że ja po prostu w wyobraźni zwyczajnie nie widzę, aby moje ręce (bo Anna miałaby być mną) były spętane czymś, co krępowało dłonie we wspomnianych “Nędznikach” czy “Spartakusie”. Ja mam takie skojarzenia z “kajdanami” i mi one do opisywanych tu sytuacji w domu nie pasowały. 

 

nie czytam wszystkich tekstów kolegi Osvalda (trochę żałuję)

Uważam, że warto je czytać, naprawdę. Szczególnie jeśli odnoszą się do tego mojego konkretnego opowiadania. Pomijając rzeczy, które zazwyczaj staram się pominąć, zawierają wiele cennych uwag i wskazówek. Są pomocne i rzetelne, widać, że Osvald poświęcił sporo czasu na analizę obszernego przecież tekstu. Wierzę gorąco, że miały mi wyłącznie ułatwić poprawę tekstu, że to był jedyny ich cel. A, że zawierają także pozostałe rzeczy, cóż… :)

 

Pozdrawiam Was. smiley

Pecunia non olet

Radku:

Co do kajdanek vs. kajdan to nck pisze, że kajdanki to małe kajdany

SJP PWN podaje, jak następuje:

Kajdanki – rodzaj metalowych obręczy z zatrzaskiem (…)

Kajdany – żelazne łańcuchy do skuwania rąk i nóg więźniom

Tę różnicę oczywiście można wyrazić (w drobnym uproszczeniu), pisząc, że kajdanki to małe kajdany – niemniej, jak wskazałem, decyduje ona też (ciężar i długość łańcucha) o sposobie ograniczania ruchów.

i wskazówką mogą być związki frazeologiczne: w kajdany się zakuwa, a kajdanki zakłada.

To wynika właśnie z historycznej sytuacji, w której kajdany nie były zwykle wyposażane w zamek czy zatrzask mechaniczny i do ich zamknięcia lub otwarcia potrzebny był kowal, który dokonywał obróbki metalu (zakuwał, odkuwał). Pamiętam, że kiedyś już to przedyskutowaliśmy. Nawiasem mówiąc, zajmujący się tym kowale stanowią charakterystyczny wyjątek dla zwykle pozytywnego w legendach i dawnej literaturze portretowania tej profesji.

Jak zrozumiałem z komentarzy, jest on psychiczno-magiczny i moim zdaniem należałoby to uwzględnić w scenie

Wydaje mi się, że z tekstu już dostatecznie wynika, iż mechanizm jest psychiczno-magiczny. Proponowane przez Ciebie rozwiązanie na pewno nie byłoby złe, ale to ostatecznie decyzja autorska.

@Ślimak Zagłady:

Pamiętam, że kiedyś już to przedyskutowaliśmy.

Akurat to był chyba nahaj vs. nahajka, które po rosyjsku są zupełnie innym sprzętem, a po polsku – wymiennie. Przy okazji uwagi Osvalda o “kajdanach na nogi” – zgłupiałem i musiałem poszukać.

Proponowane przez Ciebie rozwiązanie na pewno nie byłoby złe, ale to ostatecznie decyzja autorska.

Zawsze i wszystko, a my tylko autorowi nieśmiało sugerujemy, o co się oko potknęło.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Akurat to był chyba nahaj vs. nahajka, które po rosyjsku są zupełnie innym sprzętem, a po polsku – wymiennie.

To również pamiętam, zdziwiłem się wtedy mocno, że po rosyjsku to całkiem co innego. Tutaj jednak przypomniałem sobie, jak zastanawialiśmy się nad tym, czy w pas cnoty się kogoś zapina, czy zakuwa.

Zawsze i wszystko, a my tylko autorowi nieśmiało sugerujemy, o co się oko potknęło.

Dokładnie tak.

Nieśmiałe sugerowanie zawsze jest w cenie. :))

Pecunia non olet

Hej, hej, hej!

(Uprzedzam, że w tym momencie trudno mi będzie uniknąć porównań między wersją 1.0 i 2.0.)

W tę odsłonę jakoś łatwiej mi ,,uwierzyć”. Jest taka bardziej baśniowa, fantastyczna (i nie ma wynalazków w rodzaju villaina, który zupełnie przypadkiem ukrywa hasło mogące go pokonać w tytułach swoich książek i zupełnie przypadkiem kładzie je tak, żeby wszyscy je widzieli :P). No i, wbrew pozorom, wyzwanie stojące przed bohaterką jest bardziej namacalne. 

Natomiast nie lubię takich zagrywek jak tu z finałem – już się wydawało, że nareszcie koniec, że wszystko będzie dobrze… a tu coś takiego?! Czuję się, jakbym dostał po głowie młotkiem. :C

P.S.: Imię ,,Artur” lepsze, tu nie mogę zaprzeczyć. ,,Ulryk” tak ocieka złem, że wygląda nieco komicznie. ;P

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Cześć, SNDWLKR, dzięki za komentarz. :) Imię bohatera było już wielokrotnie zmieniane, odkąd tylko pojawiła się wśród komentarzy wzmianka o takiej konieczności i to akurat mea culpa, że jest inne. ;)

Nad zakończeniem w tej wersji dyskutowaliśmy dość długo z Betujacymi i ostatecznie wygrała opcja tu zawarta – nie uratuję Anny, nie ma tak dobrze. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Ponieważ otrzymuję liczne zapytania o losy drugiej odsłony „Cylindrolandii”, chciałabym wyjaśnić, że tekst ten usunęłam ze względu na duże emocje oraz kontrowersje, jakie niepotrzebnie wywoływał. Podkreślam z całą mocą, że wspomniana wersja miała na celu uwzględnienie większości zamieszczonych powyżej Waszych uwag, wskazówek i sugestii, była wzorowana na pierwowzorze, miała z nim zatem wiele wspólnego. Jednocześnie wersja ta miała pokazać efekt pracy nad słabym tekstem, który oprócz pomysłu nie posiadał już dobrej jego realizacji, stylu ani języka. Druga odsłona, w której tworzeniu uczestniczyłam, zatem jestem jego współautorką (choćby już z uwagi na stworzenie powyższego pierwowzoru, pomysłu czy tytułu), była opowiadaniem całkowicie odmiennym od zamieszczonego tutaj – efektem „nietypowego eksperymentu”/”warsztatów”, za które niniejszym raz jeszcze dziękuję. Tym samym zakańczam dyskusję na temat drugiej odsłony „Cylindrolandii”.

Dziękuję wszystkim za poświęcony drugiej wersji czas i przepraszam tych z Was, którzy mogli poczuć się urażeni, niesłusznie oskarżeni i obrażeni, w szczególności zaś Osvalda, bo nie było to moim zamysłem.

Proszę uprzejmie o ewentualne komentarze tylko na temat tej pierwszej, stuprocentowo mojej wersji, powstałej przed “warsztatami”; na wszystkie z chęcią odpowiem jako autorka.

Pozdrawiam serdecznie. :)

 

 

Pecunia non olet

Jest wszystko, co lubię: klimat grozy, niebagatelny pomysł, o którym pisał już choćby AdamKB, no i jest przede wszystkim świetne wykonanie. Czego więcej można chcieć? Piąteczka ode mnie. Pozdrawiam serdecznie! MZ :)

Ogromnie się cieszę, Maćku; wiem, że tekstowi jeszcze sporo brakuje, ale dziękuję za każde dobre słowo, bo to także docenianie pracy Betujących oraz Komentatorów. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Trochę mi zajęło ogarnięcie tego, że tekst skończony i można komentować. ;) 

 

Wiesz, że m u s i s z – podkreślił przeciągle i wyraźnie ostatnie słowo.

Jeśli masz rozdzieloną każdą literę, to już wiemy, że ją podkreślił. Można zrezygnować z tego co po myślniku. Samo to zdanie jest dobitne i dużo nam mówi. :) 

 

wolna wysysało moją duszę. Byłam tam wprawdzie wolna z krępujących na

Powtórzenie "wolna" nawet w innych znaczeniach, trochę zgrzyta. 

 

Czarujący i wrażliwy pisarz, Ulryk Stewart, poznany zaledwie rok temu na przyjęciu zaręczynowym koleżanki, całkowicie zawrócił mi w głowie

Nie jestem fanką streszczeń, dlatego zmęczył mnie fragment po gwiazdce. Ja zawsze porównuję to do filmu. Wyobraź sobie, że zaczyna się film, bohaterka wchodzi do cylindra… Jesteśmy ciekawi co tam znajdzie… Co się wydarzy… Ale przerywamy akcję (co podsyca ciekawość, bo nie dostajemy wszystkiego na tacy i to jest okej), żeby poznać przeszłość i… Wjeżdża streszczenie. Kurczę, to jakby w filmie zamiast scen główna bohaterka stanęłaby na środku ekranu i zaczęła opowiadać: Ulryk był… 

 

Takie potężne streszczenie na wstępie może zniechęcić. Streszczenia nie dają za wiele emocji, to jakby: widzieć wypadek, być świadkiem zdarzenia, a siedzieć w domu i usłyszeć o wypadku od znajomej, co akurat przechodziła. 

 

Bohaterka od razu opisuje Ulryka jako tego wspaniałego kandydata na męża, żeby podsumować go jako szaleńca, a że miał coś z głową, to wiemy przecież z pierwszego kadru. 

Piszesz sprawnie, ładnie, jestem zainteresowana historią, ale te streszczenia wybijają mnie z rytmu, droga Bruce. Myślę, że na pewno dałabyś radę spokojnie, po swojemu, przerobić te streszczenia na pełnoprawne sceny. :) Większość tego, o czym pisze bohaterka, można wywnioskować z pierwszej sceny. 

 

Podobają mi się opisy, te piętra, piwnice, kajdanki, wszystko to działa na wyobraźnie. Do tego aura czarnej magii, magiczny kapelusz… 

 

Tam z kanałów wypełzały dziesiątki wygłodniałych bestii i atakowały. Broniłam się instynktownie, wymachując rękami. 

Tutaj mam trochę problem: dziesiątki bestii atakują kobietę w kajdankach, a ona wymachuje rękami i wszystko jest okej? :) Lepiej napisać o małych stworzeniach albo jednym średnim powtorze, inaczej wygląda to nierealistycznie. Ewentualnie niech te bestie gdzieś tam ją śledzą? A jedna atakuje? 

 

Dalej czyta się płynnie, lekko, nie znalazłam rażących błędów, ładnie wszystko wygładzone. Co do fabuły to akurat nie jestem fanką happy endu i szczęśliwego znalezienia kostki, która cofa czas, z drugiej strony doceniam, że nie jest to taki całkowity happy end i jednak Ulryk ma w domu setki kapeluszy. 

 

Sama bohaterka i te wszystkie postacie z książek – pomysł ciekawy, ale trochę za mało tego, tych krain, uwięzionych ludzi, akcja pędzi do przodu, można by to trochę wolniej nakreślić, zwłaszcza że w scenie z Marlenką mamy sporo wyjaśnień wprost. Ale czytało mi się dobrze, widać, że pracowałaś nad tekstem, że kreowałaś starannie świat. :)

 

Lubię motyw psychopatów, którzy przed innymi ukazują lepsze oblicze, więc jeszcze tak pomyślałam, że super, gdyby było więcej Ulryka. Ale że to nie o nim to nie jest to uwaga, raczej moje luźne upodobanie. :) 

 

Pozdrawiam Cię serdecznie, 

Ananke

I ja pozdrawiam serdecznie, Ananke, dziękując równocześnie za tak wnikliwy komentarz. :)

Rzeczywiście, tekst wymaga jeszcze wielu szlifów, być może kiedyś je wprowadzę. :) 

Pecunia non olet

Szukałem czegoś wedle tagu i trafiłem na to opowiadanie – bardzo zgrabnie napisane, płynnym i ciekawym stylem. Pomysł z Krainą kapelusza wyszedł bardzo udany. Jak dla mnie: nic dodać, nic ująć :)

Przepraszam najmocniej za kilkudniową zwłokę w odpowiedzi, ale bywam tu już głównie z uwagi na niedokończone bety i nie spodziewałam się komentarza pod moim opkiem. :)

Bardzo mi miło i dziękuję serdecznie za tak pozytywny komentarz. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka