- Opowiadanie: Lotharx - Wiadomość w Butelce – Przekleństwo czy Fortuna ?

Wiadomość w Butelce – Przekleństwo czy Fortuna ?

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wiadomość w Butelce – Przekleństwo czy Fortuna ?

Wiadomość w Butelce – Przekleństwo czy Fortuna ?

 

„Grudzień roku Pańskiego 1899.

Witaj nieznajomy, jestem Romuald Chram – były marynarz. W momencie, kiedy piszę ten list mam 78 lat i jestem umierającym już dziadkiem. Przeżyłem więcej niż mógłbym o to kiedykolwiek prosić. Zwiedziłem świat, zaznałem miłość, miałem dzieci i wnuki, moja rodzina a szczególnie młodszy brat Antoni zbudował prężną firmę a rodzina żyła w dostatku. Moja długa wędrówka była pełna przygód, wyzwań, radości, nadziei i szczęścia. Gdybym miał przeżyć moje życie jeszcze raz, to nic bym w nim nie zmieniał, wszystkie moje wybory uczyniły mnie człowiekiem spełnionym. Jako, że odchodzę z tego świata pełen szczęścia, chciałbym ofiarować Ci drogi nieznajomy mój amulet. Ten Mały zielony kamyk, który jest dołączony do listu kierował moim życiem. Jestem przekonany, że dzięki niemu miałem szczęście i poczucie bezpieczeństwa. W wieku 15 lat zaciągnąłem się, jako majtek u James’a Halla, który pływał statkiem badawczym do pomiarów dna na morzu Bałtyckim. Już podczas pierwszego miesiąca kamień ten wpadł w moje ręce. Wplątany był w węzeł przy sondolinie na wiązaniu ołowianka. Znaleziony na ogromnej głębokości ponad 400 metrów. Gdy już zostałem posiadaczem tej błyskotki, moje życie zaczęło rozkwitać. Wszystko, czego bym się nie dotknął, zamieniało się w sukces. Wiem, że mój czas już przyszedł żeby trafił w ręce kogoś innego. Nie zostawiam kamienia rodzinie. Czuje w głębi ducha, że powinien on wrócić tam gdzie go znalazłem. Oddaje więc mój los wraz z moim skarbem na dno morza, a Ty drogi znalazco ciesz się wspaniałymi chwilami które Cię czekają, w długim i pełnym radości życiu.

Romuald Chram.„

 – To wszystko, co było napisane w liście, załączony był jeszcze zielony kamyk, busola i kompas z XIX wieku.

 – Jasny Gwint! To wygląda na całkiem ciekawe znalezisko Historyczne Jarku. Gdzie dokładnie znalazłeś tą szkatułkę?

 – Tak jak Ci mówiłem już wcześniej Kamil, płynąłem z rodzicami promem z Sztokholmu do Gdyni. Pierwszego dnia na morzu był sztorm a my straciliśmy kotwice. Było to na wysokości latarni morskiej przy wiosce Landsort. Nazajutrz, przez moją chorobę lokomocyjną wymiotowałem przez burtę, gdy nagle zauważyłem dryfujące koło statku czarne pudło. Jako, że do poziomu morza, z pokładu było dość wysoko nie mogłem określić dokładnie, co to jest. Zawołałem marynarzy z mostka, że po sztormie zrobiło mi się nie dobrze i poszedłem z laptopem na pokład, ale przez przypadek wypadł mi przez burtę i dryfuje zaczepiony paskiem o burtę statku. Panowie bez gadania mi pomogli i wyciągnęli ów znalezisko. Zdziwili się mocno, że trzymam laptopa w czarnej skrzynce zalanej jakiegoś rodzaju woskiem. Na moje szczęście byli bardziej zajęci, aby rozwiązać problem brakującej kotwicy niż jakimś starym pudłem. Gdy wróciłem już do domu po trudnej przeprawie promem zabrałem się za otwieranie tej skrzyni. Była obwiązana wokół zerwaną liną i wyglądało na to, jakby jakiś ciężar, może miedziany odważnik był do niej umocowany żeby trzymać ją na dnie. Żeby dostać się do środka, musiałem poprosić ojca o narzędzia, piłę, młotek palnik. To cholerne pieroństwo, nie chciało się przez dłuższy czas otworzyć. Jednak dzięki moim zwinnym rękom udało mi się w końcu wydobyć z skrzynki całą zawartość.

 – To niesamowicie ciekawe ale czy ten kamyczek sprawi, że jutro wygrasz w totka? Bo wiesz, co? – Nie wydaje mi się.

 – Czas pokaże koleżko, zobaczysz, że za tydzień będę jeździć czarnym mercedesem – odparłem koledze.

Bardzo dobrze pamiętam tą rozmowę z kolegą. Moje słowa o czarnym mercedesie ziściły się, jednak nie w takiej formie, jakiej mógłbym sobie to wyobrazić. Był poniedziałek równe 7 dni po otwarciu skrzynki i przeczytaniu listu. A ja jechałem Czarnym mercedesem w korowodzie żałobnym. Siedziałem na miejscu pasażera z przodu, a za moimi plecami na pace jechały skremowane zwłoki moich rodziców. 4 Dni wcześniej mieli wypadek samochodowy. Na autostradzie pękła im opona, wpadli w poślizg, przelecieli przez pas zieleni i uderzyli bokiem w tira jadącego z naprzeciwka. Nie było szans na ich uratowanie, zginęli na miejscu. Kilka dni po pogrzebie zaczynałem odczuwać, że wszystko wokół mnie zaczyna się walić. Mój Brat Janek poinformował mnie, że ma poważne problemy w domu, że zdradziła go żona. Zabrała ich dwójkę dzieci z domu i uciekła do kochanka. Nasłała na niego prawnika, który mu zarzucił znęcanie się nad rodziną, przemoc wobec dzieci, alkoholizm, narkotyki – jednym słowem wszystko co tylko można sobie wyobrazić. Wierutne kłamstwa cwanej żonki. Klaudyna chciała wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy z jego kieszeni. Mój starszy brat załamał się i szybko wpadł w depresje. Mijały tygodnie a potem miesiące, było coraz gorzej. Miałem coraz mniej pieniędzy na opłacanie rachunków w domu, którym teraz sam mieszkałem. Brat mój trafił do zakładu psychiatrycznego i nie mógł mi już pomóc opłacać należności za wodę gaz i prąd. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że jeśli nie podejmę pracy to po prostu umrę na tym zadupiu pod Kętrzynem. Jako 19 latek po Liceum miałem tylko maturę, a o studiach mogłem sobie pomarzyć ze względu na wszystko to, co się działo w moim życiu. Z braku innych możliwości zatrudniłem się, jako pomocnik grabarza na pobliskim cmentarzu. Do pracy miałem dość blisko raptem 10 min jazdy rowerem, płacili bardzo dobrze. Był rok 2020, a żniwa zbierał Korona wirus. Pracy było na tyle dużo, że potrzebowali takiego młodego w miarę sprawnego chłopaka. Dostawałem 2500 złotych na rękę i 1000 złotych do kieszeni pod stołem, jak był lepszy miesiąc. Dzięki tej pracy stać mnie było na utrzymanie siebie i domu. Pierwszy miesiąc pracy, jako pomocnik grabarza nie przypominał ani trochę zajęcia, o którym myślałem. Miałem przekopywać ziemię, zbierać śmieci porozrzucane po cmentarzu, porządkować nagrobki i asystować przy wykopywaniu nowych mogił. Jako jedyny młody w całej ekipie byłem również odpowiedzialny za przyjmowanie zleceń i wprowadzanie do systemu danych denatów. Drukowanie płytek pogrzebowych i praca w archiwum również należała do moich obowiązków. W pracy poznałem kilku pijaczków, którzy nic nie wnosili do sprawnego działania naszej „firmy”, ale nikt ich nie zwalniał, bo tylko oni byli w stanie wchodzić do rozkopanych grobów i składać trumny.

 

Któregoś dnia zimową wczesną porą siedząc w archiwum przed komputerem przeglądałem listę osób i krewnych pochowanych w ostatnich latach na tym cmentarzu. W pewnym momencie znalazłem jedno nazwisko, które gdy odczytałem nagłos wprawiło mnie w osłupienie a włosy stanęły mi dęba. Zbigniew Kraczek, Syn Mieczysława Kraczek a jako drugi krewny wpisany był niejaki Antoni Chram. Zawołałem najstarszego i zarazem najczęściej trzeźwego z naszych kolegów z pracy, samozwańczego zarządcę i zapytałem go:

 – Panie Jakubie niech pan spojrzy czy kojarzy pan może ten pogrzeb? – Zbigniew Kraczek z rodziną?

 – Jarek, Jarek – pokręcił głową. Łu-mnie z pamięcio to słabo jest, ale ten pogrzeb zapamiętom do końca życio. Było to ino ze trzy lata temu, jak umarł nosz parafialny pijaczek Zbigniew. Musieliśmy go szybko pochować, bo jego ciało wyglądało jakobyś Hioba z biblii, po zakładzie Boga z Diabołem zobaczył na własne łoczy. Wszędzie wybroczyny, łotwarte ropiejące rany, pogruchotane kości zaczął się rozkładać jeszcze za życia bidoczek. Gdyby nie wpadł pod ten samochód pewnie nadal by żył. Z tego co wiem to ino trzykrotnie sznura na szyi zawieszał, ale bez skutku. Tragiczna postać naszego regionu, aż dziw młody, że o nim nie słyszołeś.  Ni miał już żyjącej rodziny ani bliskich. Łojciec łodszedł od rodziny jak Zbigniew był jeszcze dziciokiem. Trafiła tu bidula w nasze rejony już jako nastoletnia sierota, podrostek. Nie wiemy gdzie wcześniej się podziewał, nigdy o tym nie mówił. To wszystko co wiedzieliśmy. Więc pogrzeb miał przebiec w towarzystwie tylko mnie, Janusza tego fachmana od kopania dołów, Ksiundza Piotrka i dwóch młodych minisrałków. Gdy wkładaliśmy trumnę wraz z ciałem do dołu, podjechała  jakaś ciemna  lymuzyna. Z samochodu wysiadły dwie wysokie śliczniutkie pannice, podeszły do nas i pytały czy chowamy Pana Kraczka. Odpowiedzieliśmy twierdząco, na co one tylko się uśmiechnęły i powiedziały, że łopłaco nam z góry roczną pensje jak pozwolimy zabrać im denata. Zanim zdążyliśmy cokolwiek łodpowiedzieć ksiądz Pietrek, a dobry z niego klecha, wpadł w straszną złość i kazał im za przeproszeniem wydupcać z cmentarza bo psami pogoni. Łu niego w parafii nie ma handlu nieboszczykami. Na łodchodne uśmiechnąłem się do nich zalotnie, żeby dać znać, żem zainteresowany. Kazały, żeby w papierach napisać, że pochowano ciało a trumnę wstawić pusto. Wiem, że nie powinniśmy tego zrobić, ale pokusa i niepochamowana żądza dużych piniędzy złamała mnie i Janusza. Gdy tylko ksiundz łodprawił nieboszczyka i zopodła ćma, zrobiliśmy to, co polecono. Wydrałowaliśmy trupa z grobu przepakowalimy do wurka na zwłoki i położylimy na skraju cmentarza przy bocznej bramie wjazdowej. Około godziny 2 w nocy, gdy z daleka łobserwowalimy sytuacje podjechała ta lymuzyna z dwoma babkami, które wyskoczyły szybko z auta i zaczęły grzebać w nieboszczyku. Nawet z hen daleka widzielimy jak gołymi łapami kobity te łorozrywajo tkanki, mięśnie i wnętrzności nieboszczyka. Nagle jednu z babek, brunetka z czarnym kapelutem wstała podniosła rękę do góry trzymając coś w pięści i krzyknęła z radości. Po chwili podjechała też furgonetka, z której wypadło trzech rosłych osiłków, którzy szybko to zapakowali zwłoki nieszczęśnika na pakę i odjechali. Po kilku minutach czekania podeszlimy tam z Januszem. Pod boczną bramą wjazdową na cmentarz niedaleko sterty śmieci czekała na nas walizeczka, coś w rodzaju neseserka. W środku była umówiona kwota na nas obydwu i karteczka, którą zostawiłem sobie na pamiątkę. Przyjdź do mnie wieczorem Jarek to pokażę Ci ją, a przy okazji walniemy kielicha śliwowicy.

 – Cóż Panie Zarządco, skoro tak pan stawa sprawy to zjawie się na ten kieliszek. – Odparłem.

Wyłączyłem komputer i udałem się rowerem do domu żeby przygotować żołądek do picia. Zrobiłem sobie ciepły rosół z dużą ilością tłuszczyku wytopionego z udka kurczaka, który kupiłem na targu od baby. Zjadłem też drugie danie co nie często mi się zdarzało. Był to syty posiłek z kotletem schabowym, ziemniakami i ogórkami kiszonymi z zapasów moich zmarłych rodziców. Po takim podkładzie postanowiłem wypić jeszcze ćwiartkę szklanki tłuszczyku. Z takim przygotowaniem ruszyłem na alkoholowy bój.

Byłem pewien w stu procentach, że stary dureń coś próbuje przede mną jeszcze ukryć, lub nie mówi mi całej prawdy. Notatka o której wspominał powinna być brakującym kawałkiem tej całej układanki. Bez większego oporu opowiedział mi bądź, co bądź o przestępstwie, a wcale się nie znaliśmy na tyle dobrze żeby można było tak się przed kimś otwierać. Więc jadąc wieczorem na spotkanie z moim cmentarnym mentorem byłem lekko zdenerwowany. Gdy przyjechałem otworzył mi grzecznie kanciapę siedliśmy i zaczęliśmy rozmowę. Usiadłem na rozpadającej się śmierdzącej kanapie przy malutkim stoliku. Stary pan Jakub podał mi kieliszek i stare zwietrzałe paluszki solone na zagryzkę. Był dość przekonujący w tym, co mówił wcześniej rano. Mijały kolejne wypite kieliszki aż zauważyłem, że stary Pan Jakub zaczyna się słaniać na nogach i gadać o głupotach. Ewidentny stan większego upojenia alkoholowego. Przeze mnie alkohol po prostu przeleciał, więc czułem jedynie lekkie szumienie w głowie. Powiedziałem Zarządcy :

 

 

 – Panie Jakubie, obiecał mi Pan, że powie, co było na notce, która była w neseserze z pieniędzmi. Chciałbym się dowiedzieć więcej.

– Dobra aa Młody, ja żem już stary jest.. Pijany cap, co mi zostało, to jest tutaj w tej budzie nie mam nic więcej, niech się dzieje, co ma się dziać. Trzymaj młody kartkę i z łaski swojej wypierdalaj, bo nic więcej Ci nie powiem  – Odparł pijany Zarządca cmentarza, po czym przybił gwoździa na stole, zasypiając ciężkim pijanym snem.

Wyszedłem z kanciapy z notatką w dłoni, na rowerze miałem lampkę, którą podświetliłem sobie to, co było tam napisane. Cytuje: ”Dziękujemy za ofiarowanie kamienia przeznaczenia, Oliwia i Ola Chram”. Co, jak co ale dla tego starego ramola, tego typu słowa nie za wiele znaczyły. Dla mnie jednak, mogły okazać się wybawieniem od tragicznego losu, do którego z dnia na dzień dążyłem. Zsumowałem całość historii i doszedłem do pewnych wniosków. Wygląda na to, że owe dziewczyny z opowieści Pana Jakuba znalazły w wnętrznościach Pana Zbigniewa Kamień podobny do mojego. Schował go? Zjadł? Po co ? Tego już się nie dowiem. Mogę się tylko domyślać, że chciał pogrzebać nieszczęście i zło tego artefaktu wraz z sobą, szlachetnie. Ewidentnie miał ten sam problem co ja. To co się z nim stało spotkać może też mnie. Postanowiłem odnaleźć te dziewczyny, dowiedzieć się po co im ten przeklęty kamień. Kiedy ja próbowałem go wyrzucić to zawsze na następny dzień znajdowałem go gdzieś blisko siebie, czy do w domu czy w kieszeni spodni. Kamień był nierozłączną częścią mnie i nie mogłem się go pozbyć. Wiedziałem gdzie mam jechać, wystarczyło że wpisałem w wyszukiwarkę internetową imiona i nazwisko dziewczyn. O Oliwi i Oli było dość głośno na portalach, społecznościowych. Od jakiegoś czasu były znanymi, lubianymi, a nawet kochanymi Influencerkami, mieszkającymi na Krakowskich przedmieściach w domu ich już nieżyjącego ojca. Następnego dnia z rana już się nie zjawiłem rano w pracy. Wybrałem wszystkie pieniądze, jakie miałem uzbierane, plus zaskórniaki było tego razem 8000 zł.  Podjechałem potem do mojego Cmentarnego Szefa powiedzieć, że zwalniam się i jadę szukać szczęścia. Jednak, gdy podjechałem pod Cmentarz stała tam policja a z kanciapy wynosili czarny worek na noszach. Byłem lekko tym zaskoczony, ale nie oszołomiony. Śmierć od jakiegoś czasu często mi towarzyszyła, więc wiedziałem, że może być, albo nawet jest na pewno to związane z moją klątwą. Pojechałem dalej do Kętrzyna żeby kupić samochód. Był mi potrzebny do podróży na południe a potem gdzie poniesie mnie los. Udało mi się nabyć w całkiem dobrym stanie 20 letnie audi A4. Silnik 1.9 TDI 130 Koni i całkiem mały przebieg jak na ten rok modelowy. Kupiłem je od jakiegoś handlarza, który ściągnął samochód aż z Podkarpacia.

Poprzednim właścicielem był jakiś student z Rzeszowa, ale zaginął gdzieś, podobno jakaś tragedia. Jego rodzice wystawili samochód za śmieszne pieniądze żeby szybko się go pozbyć. Wyciągnąłem tą srebrną Audicę na 15 calowych felgach za 4100 zł. Handlarz, od którego kupowałem auto uśmiechnął się i dołożył mi jeszcze stówkę na paliwo.

Wyruszyłem, czym prędzej na południe w nadziei, że uda mi się dojechać w jednym kawałku. Zabrałem ze sobą całą skrzynkę z zawartością, którą znalazłem na morzu, ubrania, okulary, nóż, saperkę, linę i inne bzdety. Byłem przygotowany jak taki Polski kulawy Rambo, który wybiera się z kumplami na wyjazd pod namiot na 2 dni.

Podróż przebiegała dość spokojnie, wybrałem kierunek na Biskupiec potem Szczytno, Mława i kierunek na Radom. Nie chciałem jechać Autostradami z powodu traumy i chciałem omijać większe miasta, żeby nie kusić losu, który i tak już trzymał mnie na krawędzi noża. Zaraz za Radomiem mijając Szydłowiec z oddali zobaczyłem machającą dziewczynę. Ewidentnie potrzebowała podwózki, naprawdę nie chciałem kusić losu jednak jej wypukłe wdzięki przeważyły zdrowy rozsądek i zatrzymałem samochód. Dziewczyna na oko niższa ode mnie o pół głowy mogła mieć jakiś metr sześćdziesiąt wzrostu, szczupła ładnie ubrana. Wsiadła odważnie na miejsce pasażera i strzeliła na dzień dobry:

 – Cześć ! Magda, miło mi.

 – Cześć, Cześć, ja…ja jestem Jarek – Aż się zająknąłem jak poczułem zapach perfum tej piękności, coś wspaniałego.

 – Potrzebuje się dostać w stronę Krakowa czy możesz mnie podwieźć, chociaż pod Kielce? Mogę dobrze zapłacić.

 – Jadę prosto do Krakowa, masz dużo szczęścia, że trafiłaś właśnie na mnie.

 – Wspaniale, los nas połączył na te kilka godzin. A jeśli to nie duży problem to może powiesz gdzie się wybierasz, bo tablice rejestracyjne takie, nie miejscowe?

 – Mam, coś ważnego do załatwienia z pewnymi osobami mieszkającymi pod Krakowem, niejaką Oliwią i Olą Chram, znasz je może? – Zapytałem, Magdy a ona zrobiła się zdezorientowana, a jej oczy zaszkliły się.

Moja nowa towarzyszka podróży znała je doskonale, powiedziała mi wszystko przez łzy jak na spowiedzi. Że to nie może być przypadek, że znalazłem ją na środku drogi w lesie. Opowiedziała mi, że dziewczyny te zajmowały się czarną magią a ich matka wszystkiego doglądała, uczyła je i szkoliła w tym zakresie. W Przeszłości Ola Oliwia i ich matka bardzo skrzywdziły Klaudie i jej rodzinę i za to poprzysięgła im zemstę. Cierpienie, które wyrządziły nie mogło pozostać bez odpowiedzi – rozumiałem ją. Jechała tam wyrównać rachunki. Opowiedziała mi, że ich matka Helena mając już 2 córki uwiodła pewnego Bogacza, któremu szło w interesie i życiu jak w bajce. Zakręciła i namieszała mu w głowie. Facet zostawił swoją żonę, która popełniła samobójstwo z rozpaczy a syna wydziedziczył i wykopał z domu. Dobrze już wiedziałem, że chodzi jej o Zbigniewa i Mieczysława Karczków. Słuchałem jej, a ona mówiła więcej i więcej. Do Krakowa jeszcze był kawał drogi. Więc opowiadała dalej:

 – Z początku przyjaźniłam się w szkole z tymi dziewczynami. Czasem zapraszały mnie do siebie do domu. I wtedy wiele rzeczy było dane mi podsłuchać. Kłócili się, na cały dom, a raczej wille, w której mieszkali. Dochodziło do rękoczynów a ich matka pluła jadem bez przerwy jak tylko ten biedy facet jej mąż, starał się cokolwiek powiedzieć. To, co tam czasem się działo było straszne i traumatyczne. W Pewnym momencie dziewczyny – jej córki Oliwia i Ola zaczęły mi zazdrościć mojego życia. Miałam dobre oceny, fajnego chłopaka byłam popularna w szkole, a z nimi nikt się nie chciał kolegować. Mijały miesiące a moja sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Zaczęło się od postawy moich nauczycieli wobec mnie. Zmienili nastawienie, zaczęłam dostawać same negatywne oceny mimo, że moje zadania były dobrze robione. Niedługo później moja matka zmarła a ojciec odszedł do nowej kobiety a nas z siostrą porzucił. Zostałam sama z młodą, która szybko potem trafiła do sierocińca. Po krótkim czasie uciekłam z Krakowa i pojechałam do kuzynostwa niedaleko Warszawy. Nie przyjęli mnie za ciepło bo sami wiązali koniec z końcem. Dali mi jednak dach and głową jedzenie i namiastkę rodziny. Trwałam tak u nich i obmyślałam zemstę. A Teraz po przeszło trzech latach wracam żeby im się odpłacić, odpłacić pięknym za na dobre!

 – Muszę Ci przyznać Magda, że masz dużo odwagi w sobie, widzę w twoich oczach, że co by się nie działo, to dopniesz swego. Wiedz to, że  nasze historie nie różnią się zbyt wiele. Ja również przeżywam katusze życia codziennego, które spłynęły na mnie jak klątwa – Powiedziałem mojej nowej koleżance o tym, co mnie spotkało w przeciągu roku. Nie była to dla mnie przyjemna rozmowa ale wyrzucenie z siebie całej tej historii i emocji przyniosło mi ukojenie.

Oboje zrozumieliśmy, że los nas połączył żeby razem stawić się czoła temu, co na nas czekało pod Krakowem. Ja chciałem znaleźć informacje, które niewątpliwie miała ta rodzina o mojej klątwie. Jechałem tam z nadzieją na lepsze jutro. Magda chciała się zemścić w tym się różniliśmy. Nie widzieliśmy w tym konfliktu interesów, więc postanowiliśmy działać razem jak drużyna. Ja Jarek 19 latek prawie 20 na karku i młodziutka 17 letnia Magda dotknięta już przez życie równo mocno jak Ja. Byliśmy młodzi a jednocześnie starzy na duszy.

Po Kilku godzinach dotarliśmy na krakowskie przedmieścia. Jako, że była już późna godzina a jeszcze nie obmyśliliśmy planu specjalnego ataku na posiadłość Chramów, to postanowiliśmy wynająć pokój w pobliskim motelu. Mieliśmy dwa osobne łóżka, lodówkę, telewizor i stolik z dwoma małymi pufami. Rozłożyliśmy się z wszystkimi rzeczami. Pokazałem Magdzie mój kamień, list, busolę i kompas. Trochę jeszcze porozmawialiśmy o głupotach życia codziennego i poszliśmy spać. Noc nie należała do najspokojniejszych i czułem, że jest coś nie tak. Miałem wrażenie, że Magda nie jest zwykła młodą skrzywdzoną dziewczyną a kimś, lub czymś więcej. Moje złe myśli jednak ukoił mocny deszcz, który jak ciepły koc otulił mnie i szybko zasnąłem. Następnego dnia rano wstaliśmy ogarnęliśmy wszystkie rzeczy, zjedliśmy lekkie śniadanie i wybraliśmy się do Domu państwa Chram.

Brama wejściowa była ogromna ozdobiona w dwa złote konie wpisane w okręgi. Przy wejściu po boku był też wideo domofon, do którego podszedłem i zadzwoniłem. Odebrał odźwierny, powiedziałem, że jestem Jarosław i mam pewnie informacje o Antonim Chramie. Że chciałbym się spotkać z Oliwia i Ola jak również ich matką i porozmawiać. W słuchawce zapadła cisza, a po chwili wielka złota brama automatycznie się otworzyła. Głos w domofonie powiedział, że zostaniemy przyjęci na obiad, bo właśnie rodzina się do niego szykowała.

Ich willa była ogromna miała 2 piętra a pod schodami wejściowymi stał zaparkowany Bentley. Mógł być to ten sam samochód co z opowieści pana Jakuba, choć tego nie mogłem wiedzieć. Weszliśmy do środka i powitała nas Helena matka dziewczyn, zdenerwowana lekko naszą obecnością:

 – Chce wiedzieć chłopcze, kim jesteś i skąd masz informacje o Antonim. – Powiedziała szorstko w moją stronę wytrzeszczając oczy.

 – Przyszedłem, ponieważ znalazłem coś, przez co nie mogę zaznać spokoju a moje życie się wali. Potrzebuje informacji jak się mogę uratować. Mam wrażenie, że nie bez powodu los popchnął mnie w tym kierunku żeby Panią odnaleźć. Mam wrażenie, że może mi Pani pomóc. – Odparłem szybko, a Pani Helena rozglądnęła się nerwowo po pokoju i kazała służbie nakrywać stół.

Podczas obiadu zjawiła się Ola i Oliwia, nie zwracały szczególnej uwagi na Magdę miałem wrażenie, że mają ją głęboko w nosie i się całkowicie nią nie interesują. Być może były obrażone albo chciały zrobić jej jeszcze na złość. Magda spokojnie to znosiła i czekała na dogodną moim zdaniem chwile, żeby zadać ciosy rewanżowe. Obiad trwał a dziewczyny się śmiały i plotkowały po cichu na mój temat. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mój wygląd, piegi na nosie i białe włosy był dla nich zabawny. Gdy zjedliśmy pierwsze danie zacząłem przechodzić z rozmową do rzeczy. Powiedziałem im, że znalazłem przez przypadek pewien kamień i list oraz. Od czasu, kiedy go mam u siebie to moje życie zaczęło się walić. Bardzo chciałem zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Chciałem wiedzieć czy jest szansa, żeby zatrzymać tą spirale śmierci i smutku która chodziła za mną krok w krok. Helena podniosła ciężki zad, zaciągnęła kieckę, poprawiła cyca i rozkazała przygłupim córkom przynieść swój jak to nazwała  „skarb”, a potem powiedziała:

 – Oto jest mój kamień przeznaczenia. 20 Lat temu dowiedziałam się w liście od mojego zmarłego ojca Antoniego, że Oddaje po śmierci ten przeklęty amulet w ręce syna swojego znienawidzonego wroga. Mój tępy staruszek nie rozumiał do końca jak ten talizman działa. Sama dopiero później zaczęłam badać ten artefakt i studiować jego pochodzenie. Koniec końców Mój ojciec popełnił błąd oddając go właśnie jemu. Kolejnym posiadaczem został Mieczysław Kraczek. A ja znając zasadę działania zaczęłam działać. Zaczepiłam go kiedyś na mieście i można powiedzieć, że go zauroczyłam. Niedługo potem zakochał się we mnie na zabój. Zostawił swoją żonę i małego syna. Zamieszkaliśmy razem, wzięliśmy ślub i pojawiły się nasze córki. Wszystko przebiegało zgodnie z planem jeśli wiesz, co mam na myśli chłopcze. Teraz tego starego dziada już nie ma a ja odzyskałam Kamień od trupa jego pierworodnego. Jako, że miałam kochanka chirurga który słuchał moich poleceń jak pies. To zleciłam mu aby wszył w trzewia talizman jego synowi Zbysiowi. Po tym wszystkim zostało mi już tylko czekać na śmierć młodego. Mieczysław był Kolejnym imbecylem który nie wiedział jak działa talizman. Ale byłam z nim przez lata żeby zagwarantować sobie pozycje i pieniądze, które dzięki kamieniowi zdobył. Słuchaj chłopcze uważnie bo powtarzać nie będę. Kamień Przeznaczenia może dać ci szczęście, bogactwo, miłość to prawda, ale jak umrzesz, lub jeśli komuś podarujesz ten kamień to wszystko się zmienia. Następna osoba, która staje się posiadaczem kamienia traci wszystko, opuszcza ją szczęście, zdrowie pieniądze miłość. Zostaje obdarta z godności i nadziei. W przyrodzie wszystko jest zbalansowane, żeby ktoś miał otrzymać coś cennego, drugi musi to stracić. Trzeba tylko wstrzelić się w dobry czas. Mieczysław miał szczęście, bo trafił na czas, kiedy kamień był tym dającym a niezabierającym. Potem za pomocą moich sztuczek trafił w ręce jego syna. A ja tylko czekałam aż go wchłonie i zniczy. Czekałam lata aż końcu nastał ten czas i teraz kamień jest mój. A gdy będę odchodzić przekaże go komuś, kogo nienawidzę. Gdy ta osoba umrze moje córki odbiorą to, co im się należy. Pamiętaj młody człowieku Szczęście i bogactwo, co drugiego posiadacza. Jeden Traci, Kolejny zyskuje to cykl niezmienny.

 – To wiele wyjaśnia Pani Heleno, jednak ja nie jestem tego typu człowiekiem żeby komuś niszczyć życie. Tym bardziej, nie chciałbym, żeby ktoś oprócz mnie musiał decydować później co zrobić. Czy jest jakiś inny sposób na pozbycie się tego przekleństwa?

 – Tak istnieje jedna rzecz. Według księgi Nektomortum napisanej w XII wieku przez Luisa Greedego, los się normuje, gdy odniesie się kamień na miejsce skąd pochodzi. Jednak nikt tego miejsca z mojej wiedzy nie odnalazł, kamieni było kilka w historii, którą znałam. Nie sądziłam, że spotkam kogoś kto by miał jeszcze jeden egzemplarz. Myślę, że na początku był to jeden duży kamień, który został rozbity na mniejsze kawałki, które mamy my. Według twojej opowieści wydaje się, że to Ty mogłeś być najbliżej miejsca spoczynku kamienia macierzystego.

 – Czy mógłbym zobaczyć tą księgę ? Chciałbym zobaczyć co tam jest napisane. Może będzie tam więcej wskazówek które mogło umknąć niezauważone. Zgodzi się Pani ?

 – W zasadzie sam nie będziesz w stanie jej odczytać bo jest napisana trudnym językiem i to jeszcze po łacinie. Poza tym są tam zawarte zaklęcia których Ci nie pokaże. Ale mam za to przetłumaczoną kopię, którą mogę Ci podarować. Jest trochę okrojona ale cały rozdział o artefaktach jest przetłumaczony.

 – Bardzo byłbym wdzięczny, ale jak rozumiem nie ma nic za darmo, tak więc jaka jest cena ?

 – Tak, masz rację chłopcze. Chce żebyś mi dał współrzędne miejsca w którym znajduje się Macierzysty Kamień.

 – Wygląda na to że nie będę miał innego wyjścia – Odparłem.

W czasie jak Pani Helena dalej pieprzyła na temat magii, czarów i wierzeń ludowych, kątem oka wdziałem, że znika za drzwiami Magda. Poszła długim ciemnym korytarzem w stronę drewnianych ręcznie robionych schodów na górę. W połowie drogi odwróciła się do mnie, uśmiechnęła i dała umówiony znak, że mogę się zbierać do domu. Wstałem podziękowałem za spotkanie, wziąłem przetłumaczony przekład Nektomortumu  i wyszedłem z willi pani Heleny. Wróciłem około godziny później, do motelu. Wchodząc do pokoju zauważyłem, że czekała już na mnie Magda była w samym szlafroku trzymając w dłoni kieliszek z szampanem. Zapytałem ja z zdziwieniem:

 – Co ? Ty już tak szybko tutaj !? Ale ważniejsze czy zrobiłaś to, co miałaś zrobić? Jesteś już spokojniejsza?

 – Jarku, zobacz mam kamień, który został mi podarowany od Heleny. Możesz zrobić z nim, co chcesz. Ja go nie potrzebuje, moja zemsta została dokonana. Ale jeśli tylko chcesz pomogę Ci dokonać twojej zemsty na kimkolwiek tylko będziesz chciał.

 – Nie potrzebuje tego Magda.. Nie wiem jak to możliwe, że Helena sama z siebie dała Ci kamień. Teraz nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Chce tylko zabrać te kamienie do miejsca gdzie to wszystko się zaczęło. Oddać je morzu w miejscu, z którego ktoś kiedyś je wyrwał i pożywiał ich mocą. I zaznać spokojnego normalnego życia, nie chce być ani Bogaty ani biedny chce być normalny i mieć normalne życie. – Odparłem z zaszklonymi oczami.

 

Magda wstała i rozpięła szlafrok podeszła pocałowała mnie i zaprosiła do łóżka. Po kilku chwilach byliśmy już po wszystkim. Próbowałem zasnąć jednak ciągle się budziłem. Gdy końcu zasnąłem głębokim snem coś mnie ugryzło w udo. Przebudziłem się i zobaczyłem w półmroku, że na czarnych kręconych włosach mojej towarzyszki niedoli roi się od małych pająków. Było ich mnóstwo, chodziły i wszędzie plotły pajęczyny, rozchodziły się jak rój. Serce mi zabiło nierówno, zerwałem się i szybko zapaliłem światło. Gdy zrobiło się jaśniej wszystko było już w porządku. Wmówiłem sobie, że to halucynacje od przemęczenia. Poszedłem dalej spać, ale już do swojego łóżka obok. Na następny dzień wyruszyliśmy razem w podróż nad morze do Gdańska. Podczas drogi umówiłem nam miejsce na Promie do Szwecji.

Minęły 2 dni w podróży a ja zżyłem się z Magdą czułem, że jest moją bratnią duszą wiedziałem, że mogę jej powiedzieć o wszystkim a ona to zrozumie. Myślałem, że mój los się odwrócił skoro znalazłem taką wspaniałą dziewczynę, jednak do czasu. Gdy byliśmy już na promie i sunęliśmy po pięknym Bałtyku usłyszałem w radiu o samobójstwie rozszerzonym Matki z dwójką córek pod Krakowem. Nie trzeba było być geniuszem żeby się domyślić, kto to był i dla czemu się to stało. Powoli oczy zaczęły mi się otwierać i zacząłem się zastanawiać, kim tak naprawdę jest moja przyjaciółka. Mijały kolejne godziny rejsu a ja straciłem z oczu Magdę. Postanowiłem podejść do recepcji statku z pytaniem.

 – Witam Pana szukam mojej dziewczyny przyjechałem razem z nią i zameldowaliśmy się w pokoju P177, nie widziałem jej od jakiegoś czasu i nie mogę jej znaleźć.

 – Proszę Pana, g. Wszystkich mi wiadomych informacji, które pokazuje mi komputer, to przybył pan tutaj sam. Kajuta jest jednoosobowa.

 – Co ?! to nie możliwe wjeżdżałem samochodem razem z nią na prom a potem poszliśmy po klucze tutaj. Proszę niech pan sprawdzi kamery.

 – Na kamerach widać jak pan wysiadał sam z samochodu. Coś się panu pomieszało, nie było z Panem żadnej dziewczyny. A teraz proszę sobie nie robić żartów i nie zawracać mi więcej głowy, bo nie mam na to czasu, pozdrawiam.

Zmroziło mi jaja, poczułem strach i zimno. Natychmiast pobiegłem do mojej kwatery i wyciągnąłem Nektomortum z walizki. Wyczytałem coś przerażającego, a włosy stanęły mi dęba. Napisane było, w jednym z wierszy o cudownym, świętym kamieniu który spadł na ziemie z nieba jako dar Bogów. W Kolejnych zdaniach zawarta była sentencja „ Nie należy spodziewać się, że człowiek posiadający moc kamienia może zostać władcą ziemi. Są byty na tym świecie które były przed człowiekiem i pozostaną jak ludzkość przestanie panować na ziemi. Dar który przybył z pod sklepienia Cassiopeii nigdy nie był dla człowieka przeznaczony”. Kolejne słowa nie były logicznie tłumaczone, tutaj przydałby się już oryginalny przekład. Zacisnąłem swoje małe chude piąstki ze złości i rozgoryczenia i zapakowałem 2 kamienie do stalowej puszki. Napisałem list z ostrzeżeniem, że jeśli kto kolwiek odnajdzie kamienie natychmiast musi je odnieść powrotem w miejsce gdzie wskazuje busola. Zauważyłem, bowiem, że gdy wypłynęliśmy w morze busola i kompas zaczynały wskazywać w jedno i to samo miejsce. Wiedziałem gdzie i w którym momencie mam wyrzucić w morze mój „list w butelce”. Przywiązałem do niego 25 kilowy odważnik typu Tekle i poszedłem do burty. Gdy przechylałem Tekla z puszką pojawiła się Magda. Unosiła się w powietrzu i uśmiechała. Wyrzuciłem kamienie do morza a ona podleciała do mnie i wyszeptała mi na ucho:

 – Jarku, Jestem Aniołem zemsty i przeznaczenia. Było trzy kamienie oderwane od macierzy. A teraz został tylko jeden, do odnalezienia – dzięki Tobie. Plan polaczenia w całość końcu dobiegnie końca, już niedługo Pan zniszczenia i śmierci powróci a Ty zostaniesz nagrodzony, jako człowiek, który się do tego przyczynił.

Wolałbym tego nie dożyć, ale zostałem nią zawładnięty, jak zwykłe narzędzie, jak pionek na planszy, w której ktoś lub coś dyktuje warunki. Zbliża się sąd nad ludźmi i to tylko kwestia czasu, kiedy się ziści.

 

Ciąg Dalszy nastąpi.

 

Lotharx.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

 

Na pewno na uwagę zasługuje pomysł, amulet, jego losy, jego właściciele, ich emocje.

Natomiast sporo treści jest niesamowitych, zaskakujących, nieprawdopodobnych.

 

 

Z technicznych:

Trzeba pod kątem interpunkcji przejrzeć jeszcze całość.

 

W opowiadaniu pojawiają się powtórzenia, np. Zwiedziłem świat, zaznałem miłość, miałem dzieci i wnuki, moja rodzina a szczególnie młodszy brat Antoni zbudował prężną firmę a rodzina żyła w dostatku.

 

Nieco za dużo (ok 50 razy) pojawia się zaimek „mój” w różnych odmianach.

 

Warto także przyjrzeć się ortografii, jak choćby wielkim literom – np. Ten Mały zielony kamyk, który jest dołączony do listu kierował moim życiem.

Czy wyrazom z cząstką „nie; np. – Zawołałem marynarzy z mostka, że po sztormie zrobiło mi się nie dobrze i poszedłem z laptopem na pokład, ale przez przypadek wypadł mi przez burtę i dryfuje zaczepiony paskiem o burtę statku.

 

Nazwy własne mają swoje wymogi pisowni; np. W wieku 15 lat zaciągnąłem się, jako majtek u James’a Halla, który pływał statkiem badawczym do pomiarów dna na morzu Bałtyckim.

 

W tekście występują błędy gramatyczne; np.:

– Panowie bez gadania mi pomogli i wyciągnęli ów znalezisko.

Bardzo dobrze pamiętam tą rozmowę z kolegą.

 

Czasem brak liter w wyrażeniach; np.:

– Tak jak Ci mówiłem już wcześniej Kamil, płynąłem z rodzicami promem z Sztokholmu do Gdyni.

Jednak dzięki moim zwinnym rękom udało mi się w końcu wydobyć z skrzynki całą zawartość.

 

Dlatego też pod kątem językowym ogólnie dobrze by było jeszcze wiele rzeczy popoprawiać.

 

Pozdrawiam. :)

 

Edit, byłabym zapomniała… blush

Osobne brawa za tytuł, który przywołał w mojej pamięci jeden z ulubionych melodramatów – “List w butelce” z Costnerem i Newmanem. ;)

Pecunia non olet

Konnichiwa,

Zwykle nie komentuję fragmentów, ale laptop mi się przywiesił i mam trochę czasu.

Właśnie, uwaga – jeśli tekst nie jest skończoną całością, należy go oznaczyć jako ,,Fragment”, nie ,,Opowiadanie”.

Pomysł wyjściowy świetny (i, przede wszystkim, trzyma się kupy). :) Technicznie niestety jest… tak sobie.

Po pierwsze – że tak powiem, ekscentryczny zapis dialogów. Po co kursywa?

Po drugie – w tekście literackim liczebniki zapisujemy słownie. Tu są tylko cyframi.

We wskazywanie wszystkich literówek, ortografów, przedziwnych wyrażeń i brakujących przecinków nie chce mi się bawić, w każdym razie jest ich duuużo. :( Przykładowe:

straciliśmy kotwice

Ile ich mieli?…

szybko wpadł w depresje

Takie ,,depresje” to coś zupełnie innego niż problemy psychiczne.

żniwa zbierał Korona wirus

Na litość Boską…! I zbierał nie ,,żniwa”, a ,,żniwo”.

I tak dalej, i tak dalej…

 

Znalazłem też błędy merytoryczne:

Znaleziony na ogromnej głębokości ponad 400 metrów.

Gdzie XIX-wieczny marynarz, w dodatku służący w brytyjskiej (?) marynarce usłyszał o systemie metrycznym?

przez moją chorobę lokomocyjną wymiotowałem przez burtę

Nie jestem ekspertem, ale na morzu mówi się chyba o chorobie morskiej

księgi Nektomortum

(wzrokowy lincz za pseudołacinę)

 

Co do samej treści – jak mówiłem, pomysł z amuletem spoko. Fabuła trochę przewidywalna, ale mimo wszystko ciekawa. Najsłabszy moment to chyba rozmowa z Heleną, która stanowi straszny infodump i podręcznikowy wręcz przykład, jak nie przeprowadzać ekspozycji. Do tego parę głupotek – na czele podsumowanie wątku miłosnego w dziewiętnastu (dokładnie) słowach i wyciemnienie w scenie Madzinej zemsty (serio, jak można tego nie pokazać?!).

Dialogi niestety średnie, na plus na pewno próba zindywidualizowania stylu wypowiedzi poszczególnych postaci, ale czasami od tego odjeżdżasz i w kwestii wiejskiego pijaczka pada na przykład:

niepochamowana żądza dużych piniędzy

Zresztą co jakiś czas pojawia się jakieś dziwaczne, wybijające z rytmu sformułowanie, które nie pasuje do przeciętnej, ustnej wypowiedzi. A chwilami teksty są tak teatralne i nadęte, że aż ciarki przechodzą…

 

P.S.: Oczywiście to tylko moje odczucia i nie musisz się nimi przejmować.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Witaj

 

Nie musisz zapisywać tytułu w tekście, jest umieszczony w nagłówku.

 

W momencie, kiedy piszę ten list mam 78 lat i jestem umierającym już dziadkiem.

Marynarz nazwałby siebie raczej starcem.

 

Zwiedziłem świat, zaznałem miłość, miałem dzieci i wnuki, moja rodzina a szczególnie młodszy brat Antoni zbudował prężną firmę a rodzina żyła w dostatku.

Rodzina, zbudowała. Zdublowanie rodziny wskazała już bruce. Warto poprawiać ewidentne błędy, chyba że się nie zgadzasz z uwagami. Z tym, że nie zgadzanie się z ortografami jest raczej słabe;)

 

Moja długa wędrówka była pełna przygód, wyzwań, radości, nadziei i szczęścia.

Powtórzenie tego, co wcześniej. Zaczyna się robić nudno.

 

Mały w środku zdania wskazała bruce.

 

Jestem przekonany, że dzięki niemu miałem szczęście i poczucie bezpieczeństwa.

Zdanie koślawe i nielogiczne. Jak można być przekonany, że coś daje poczucie bezpieczeństwa.

 

W wieku 15 lat zaciągnąłem się, jako majtek u James’a Halla, który pływał statkiem badawczym do pomiarów dna na morzu Bałtyckim.

Statek badawczy mógł mieć za zadanie dokonać pomiarów, ale nie był badawczym do pomiarów.

 

Chyba raczej ołowianki?

Skąd wiadomo, że akurat na 400 metrach?

 

Wiem, że mój czas już przyszedł żeby trafił w ręce kogoś innego.

Jakiś potężny skrót myślowy.

 

Z kolejnego zdania wynika, że marynarz wrzucił do toni butelkę z listem i samego siebie.

 

 – To wszystko, co było napisane w liście, załączony był jeszcze zielony kamyk, busola i kompas z XIX wieku.

To zdanie do poprawy. Może… do którego dołączony był zielony kamyk. Po co ta reszta dodatków?

 

Płynęłam promem i chętnie bym zobaczyła kogoś kto z pokładu widzi pudełko, ciężkie dryfujące pudełko. To są opowieści przedszkolne. Razem z załogą wyławiającą laptop/pudełko.

 

Pan/Pani piszemy z dużej w listach, a nie w opowiadaniach.

 

Opowiadanie wymaga sporej pracy zarówno od strony technicznej, jak i przemyślenia całej opowieści.

Lożanka bezprenumeratowa

Lotharksie, skoro “ciąg dalszy nastąpi”, to oznacz ten tekst jako “Fragment”.

 

Po doświadczeniu ze statkiem widmo niestety nie podejmuję się na razie lektury, zwłaszcza że, jak widzę, nie odpowiadasz jak na razie na komentarze.

http://altronapoleone.home.blog

Witajcie, dziękuje za komentarze. Mam głowę pełną pomysłów jednak ciężko mi przychodzi przelać to wszystko na papier.

Drakaina – Polecam Ci przeczytać jednak to opowiadanie, ponieważ jest o rok nowsze i moim zdaniem delikatnie lepiej napisane, choć i tak pełne błędów. 

Piszę żeby zainteresować ludzi, jeśli nikogo nie zaciekawię to po prostu nie ma sensu dalej tego ciągnąć.

Pozdrawiam was serdecznie.

LoX

Może się skuszę w jakimś zbiorkomie, ale podobnie jak większość portalu wolę zamknięte całości, a nie fragmenty…

 

Piszę żeby zainteresować ludzi, jeśli nikogo nie zaciekawię to po prostu nie ma sensu dalej tego ciągnąć.

I tu stoisz w ważnym miejscu “kariery”. Bo nawet w (wybacz) fatalnie napisanym statku widmo widać zalążek pomysłu. Czyli masz szansę zaciekawić, nawet jeśli może nie będzie to na miarę bestsellerów. Niemniej warto popracować i to ostro nad warsztatem. Dobre opowieści zasługują na to, żeby być dobrze opowiedziane :)

 

A z drobiazgów, które uprzykrzają lekturę, a które łatwo zmienić: zrezygnuj z kursywy przy dialogach. To naprawdę przeszkadza, a nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia w normach typograficznych. Plus w obu tekstach wyedytuj np. liczebniki na zapis słowny. Będziesz miał tutaj od razu plus parę punktów do atrakcyjności ;)

 

Plus przypominam o oznaczeniu Fragment. Na tym portalu to ma znaczenie, a w końcu przyjdzie moderacja i i tak zmieni ;)

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuje :) jestem typowo ścisłym umysłem z wykształcenia i pracy jaką wykonuję. Dla tego pisanie to dla mnie bardzo trudna dziedzina. Nie należę do tych którzy się poddają i rezygnują szybko więc pisać coś będę a czy pokaże to szerszej widowni to już się okażę.. jak poprawię gramatykę heh.

Może się skuszę w jakimś zbiorkomie, ale podobnie jak większość portalu wolę zamknięte całości, a nie fragmenty…

Traktuj to proszę jako całość, bo ciąg dalszy może nastąpić jedynie w formie całej książki rozbudowanej i pełnej w 100% tak jak powinno być.

LoX

Hmm, no więc skoro uważasz, że to zamknięta fabularnie całostka (poczytamy, zobaczymy), to radziłabym wyrzucic to “CDN” na końcu.

 

Co do umysłów ścisłych i gramatyki – zdziwiłbyś się, ilu piszących na tym portalu – i to piszących gramatycznie dobrze, a stylistycznie bardzo dobrze! – to przyrodnicy/ścisłowcy ;) Mam wrażenie, że humanistów jest mniej. Tak że to nie wymówka. Oraz zacznij korzystać z bet, to bardzo pomaga. I nie zakładaj, że nie dasz rady, to pomaga jeszcze bardziej.

Interpunkcję polską da się opanować przynajmniej w stopniu takim, żeby błędy nie bolały.

Poradnik tutejszego survivalu wrzuciłam pod statkiem widmem, ale masz i tu: Portal dla żółtodziobów

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka