- Opowiadanie: Corrinn - Wartownik

Wartownik

Zapraszam serdecznie do lektury i komentowania! :)

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Wartownik

Od zawsze patrzył oczami nawykłymi do smutku. Jak gdyby zapomniał, po co świeci słońce i wstaje kolejny dzień. W tych stronach rzadko kiedy było naprawdę widno. Smog pokrywał niebo gęstą mgłą, w półmroku kryły się zeschnięte osty i krawędzie pękniętych głazów, piasek na pustyni wyglądał jak poszarzałe fałdy pościeli.

Wartownik wciąż czekał. Pełnił straż od niepamiętnych czasów, które starły się z kart historii. Jedyne wspomnienia, jakie miał, to błękitne niebo nad domem…

Tutaj, pośrodku wszystkiego, nie było zupełnie nic. Codzienna rutyna wżarła się w zmarszczki wartownika, kreśląc na twarzy mapę długich dni i nieprzespanych nocy. Stworzony, aby czekać, opierał się o przełamaną na pół kolumnę świątyni zapomnianych bogów, a czas odmierzał mu kolisty ruch gwiazd. Patrzał w horyzont, jak człowiek oczekujący powrotu kogoś, kto dawno odszedł z tego świata. Zimna posadzka świątyni, na którą wiatr wwiewał piasek, służyła mu za posłanie podczas dobrej pogody. Gdy padał deszcz, chował się pod łuk ocalałego sklepienia, gdzie jeszcze przed kilkuset laty można było z wątpliwą przyjemnością oglądać wyblakły fresk.

Powietrza nie poruszył nawet najlżejszy podmuch wiatru. Wartownik siedział na oszlifowanym erozją kamieniu. Umysłu nie nawiedziła najlżejsza myśl, gdy przyglądał się chmurze unoszącej się nad widnokręgiem. Dopiero po chwili zorientował się, że nie jest to zwyczajny wytwór natury. Coś nadciągało z północy.

Wartownik przyzwyczajony do nudy i błogiego spokoju wstał z wyraźną niechęcią i podenerwowaniem. Nic podobnego nie wydarzyło się od dwóch tysięcy lat. Pierwszy raz od czasów, o których historycy mogliby powiedzieć jedynie, że istniały, serce waliło mu w piersi. Na czoło strażnika wstąpiły kropelki potu, gdy nieznane uchylało rąbka tajemnicy.

Pierwszy z przybyszów skierował kopię w jego pierś, ale gdy zziajany koń był już blisko, jeździec kazał mu się zatrzymać i opuścił broń.

Za nim pozostała trójka wpadła na zniszczony plac przed świątynią. Każdy z jeźdźców był podobny do pozostałych, ale na swój sposób się wyróżniał. Jeździec z kopią miał zagniewaną minę, a z jego oczu kipiała nienawiść zmieszana z żądzą sprawiedliwości. Plecy okrył czarną peleryną, podobnie jak pozostali, ale jego ubiór znaczyły brunatne plamy na całej powierzchni materiału. Drugi wyglądał jak żywy szkielet, a na szyję założył naszyjnik z ludzkich paliczków. Trzeci miał bladą twarz i zapadnięte oczodoły, cerę ziemistą, a odsłonięte części ciała pokrywały czarne strupy. Ostatni z czwórki schował twarz głęboko w kapturze, tak że nie było możliwości jej zobaczyć. U boku tuniki lśniła złocona pochwa na sztylet.

Wartownik chciał coś powiedzieć, ale długie wieki samotności oduczyły go mowy. Nie wiedział też, co myśleć, dlatego stał tylko, jak martwy żołnierzyk na wystawie sklepowej, zdjęty przemożną bojaźnią.

Mroczni jeźdźcy otoczyli go. Powietrze wciąż trwało nieporuszone, nawet konie nie wydawały żadnego dźwięku. Gdyby wartownik zamknął oczy, mógłby wyobrazić sobie, że nikogo tu nie ma. Nie chciał jednak tego robić.

– Jesteśmy tymi, którzy się mszczą. Jesteśmy tymi, którzy nie przebaczają. Jesteśmy tacy, jacy byliśmy zawsze.

– Nie zawsze byliście tacy – upomniał ich w duchu strażnik. – To był wasz wybór.

– Nie mogliśmy nic więcej uczynić. To świat nas zmienił. Świat, który musiał upaść.

– To nie świat was odmienił, ale to wy odmieniacie świat – pomyślał strażnik, czując, że myśli bezwolnie opadają jak łamiący się głos.

– My jesteśmy światem – odrzekli.

– Nie należy do was – odparował.

Przez dłuższą chwilę zapadło bezmyślne milczenie.

– Cóż więc możemy uczynić?

Wartownik próbował sobie coś przypomnieć. Zaglądał w zakamarki swojego umysłu, jak gdyby otwierał zakurzoną księgę. Na jednej z kart odnalazł odpowiedź.

– Nic nie możecie uczynić. Świat upadł. Tylko ja mogę was uratować.

Wtedy wartownik zamknął oczy.

Gdy je otworzył, ujrzał jedynie grupę ludzi ubranych w łachmany.

– Chodźmy stąd. Nic tutaj po nas – powiedział na głos.

I wszyscy ruszyli w kierunku zachodzącego słońca.

Koniec

Komentarze

Witaj. :)

 

W tekście wiele jest tajemnicy, niedopowiedzeń, zagadek, symboliki. Przez większą część w moim odczuciu z opowiadania przebija smutek, przygnębienie, mimowolne pogodzenie się tytułowego bohatera z losem, z przemijaniem i końcem wszystkiego.

 

Zakończenie daje nadzieję, odczytuję je jako pozytywne – poszli razem ku zachodowi słońca, który kojarzy się zawsze z pięknem i ciągłością życia, z zapowiedzią kolejnego wschodu, jaki niebawem nastąpi. Jest jeszcze szansa, jest ratunek. Wojownicy, wyglądający groźnie i przerażająco, stają się ludźmi w łachmanach, idącymi wspólnie, razem, grupowo.

 

Z technicznych:

tu zgrzytnęły mi nieco powtórzenia:

Trzeci miał bladą twarz i zapadnięte oczodoły, cerę miał ziemniaczaną, a odsłonięte części ciała pokrywały czarne strupy. Ostatni z czwórki schował twarz głęboko w kapturze, tak że nie było możliwości zobaczyć twarzy

 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Dziękuję, bruce

 

Technikalia poprawiłem.

 

W tekście wiele jest tajemnicy, niedopowiedzeń, zagadek, symboliki.

Taki już mam melancholijny nastrój ostatnio. Może na wiosnę uda się napisać coś lżejszego :)

To ja bardzo dziękuję.

Corrinie, zagadkowość opowiadania to dla mnie akurat wielki plus. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Czterej jeźdźcy apokalipsy, po dobrze wykonanej robocie? A kim był wartownik? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi! smiley Opowiadanie niełopatologiczne, podoba mi się w ogólnych założeniach.

 

Niestety nie przypadły mi do gustu twoje metafory oraz pewne elementy opisu. Piszę: “mi do gustu”, bo nie czepiam się ich na gruncie formalnym, a jedynie subiektywnym:

 

Np. skoro wartownik był

Stworzony, aby czekać

i faktycznie – czekał kilka tysięcy lat, to jak to możliwe, że doświadczał takich fizjologicznych sensacji jak:

serce waliło mu w piersi. Na czoło strażnika wstąpiły kropelki potu

?

 

podobnie, wartownik:

 

Gdy padał deszcz, chował się pod łuk ocalałego sklepienia, gdzie jeszcze przed kilkuset laty można było z wątpliwą przyjemnością oglądać wyblakły fresk.

Jak ja bym tam siedział tak długo, to chyba miałbym inne problemy niż pogoda.

 

Codzienna rutyna wżarła się w zmarszczki wartownika

Czy nawet metaforycznie rutyna może się w coś weżreć? Może tak, może nie, ja nie wiem.

 

Albo jeździec, który miał:

 

cerę ziemniaczaną, a odsłonięte części ciała pokrywały czarne strupy

Hmmm, ten swojski ziemiak…. indecision

 

No i takie drobiazgi:

 

nawet konie nie wydawały żadnego zwierzęcego dźwięku.

a mogły wydać niezwierzęcy? wink

 

I drobiazgi:

Umysł nie nawiedziła nawet najlżejsza myśl

umysłu?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W komentarzach robię literówki.

Cześć, Corrinnie. Na początek trochę uwag:

 

Patrzył zawsze oczami przywykłymi do smutku.

Nie podoba mi się to zdanie. Do czego odnosi się to “zawsze”? Zawsze patrzył, czy jego oczy zawsze były smutne? A jeśli opcja druga, to chyba lepiej brzmiałoby “od zawsze”? Jakkolwiek by nie było, coś trzeba z tym zdaniem zrobić. Pierwsze zdanie musi przykuć czytelnika do monitora i zwracać na siebie uwagę, ale nie niejasnością przekazu.

 

Wartownik siedział na oszlifowanym erozją kamieniu.

Czepiam się trochę, ale oszlifowanie sugeruje gładkość, a erozja wręcz przeciwnie, porowatość i nieregularność.

 

Pierwszy z przybyszów skierował kopię w jego pierś, ale gdy zziajany koń był już blisko, jeździec kazał mu się zatrzymać i opuścił broń.

Dwa zaimki w jednym zdaniu to nie dramat, żeby nie było ;) Problem polega na tym, że tutaj jeden odnosi się do wartownika, drugi zaś do konia, o ile dobrze zrozumiałam. Przerobiłabym to zdanie, żeby nie wprowadzało niepotrzebnie zamętu. Proponuję: Pierwszy z przybyszów skierował kopię w jego pierś, ale gdy zziajany koń był już blisko, jeździec zatrzymał wierzchowca/ściągnął cugle i opuścił broń.

 

Nie wiedział też, co myśleć, dlatego stał tylko, jak martwy żołnierzyk na wystawie sklepowej, zdjęty przemożną bojaźnią.

Z jednej strony kopie, jeźdźcy i ogólna atmosfera antyczności, z drugiej nagle wyskakuje wystawa sklepowa (i psuje immersję). Może warto zmienić wystawę sklepową na stragan? Będzie bardziej w klimacie.

 

Ogólnie to nie czuję się przekonana tym tekstem. Jest bardzo niejasny, pomijając oczywiste nawiązanie do jeźdźców apokalipsy. Ale cała ich rozmowa z wartownikiem… wrażenie po niej mam takie, że przyleźli, powymieniali kilka dobrze brzmiących, ale w gruncie rzeczy nie oznaczających niczego ogólników i poszli. Oczywiście w kierunku zachodzącego słońca. Sorry, ale to ostatnie zdanie obrosło już taką legendą, że nie da się go używać na poważnie, od razu nasuwa skojarzenia z pastiszem.

Tak więc ostatecznie nie wiem ani kim był wartownik, ani czego strzegł, ani kim byli jego goście, poza tym, że mieli się kojarzyć z apokalipsą, której jednak ostatecznie nie zwiastowali, więc skąd to nawiązanie, też nie wiem.

Nie wiem, czy w ogóle istnieli, czy może byli tylko halunami wartownika, który zbyt długo stał na słońcu. Wygląda na to, że w ogóle nie zrozumiałam, co chciałeś przekazać. I po lekturze czuję się jak ta babeczka z mema:

 

I jeszcze krótko o stylu, pomijając już uwagi: też było, moim zdaniem, mocno tak sobie. Udało Ci się stworzyć przyjemny klimat, w którym pobrzmiewała nuta tęsknoty i wyczekiwania, dało się poczuć znużenie wartownika, ale żadne zdanie mnie nie zachwyciło, nie zapadło w pamięć. Obawiam się, że cały tekścik dość szybko uleci mi z głowy.

Przepraszam, że tak marudzę, nie jestem targetem dla tego typu alegorycznych opowieści. Ale z tego, co widzę, innym czytelnikom może się spodobać, więc nie bierz mojego ględzenia do siebie ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hmmm. Mam wrażenie, że dziwnie rozłożyłeś akcenty (czytaj: ja bym to zrobiła inaczej, co nie znaczy, że lepiej). Bardzo dużo opisów, chociaż to szort. Więcej miejsca poświęciłeś opowiadaniu, gdzie spał wartownik, niż tajemniczej metamorfozie (zniknięciu?) jeźdźców apokalipsy. Nie mam pojęcia, kim był wartownik, który miał takie moce.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za komentarze. Macie rację, trochę za dużo zachowałem dla siebie.

Chyba wymaga rozbudowy, bo rodzi wiele pytań: dlaczego? po co? kto? itd. Ile osób lubi takie teksty?

Teksty, w których czyjś pomysł trzeba samemu rozwinąć/ wykończyć/dokończyć.

Hej!

Ja też jeszcze coś wypatrzyłem, wrzucam poniżej:

Dzisiejszego dnia powietrze nie poruszył nawet najlżejszy podmuch wiatru.

Literówka.

Niewątpliwie jest to tekst medytacyjno-kontemplacyjny, ale i takie można czasem przeczytać. Nie muszę wcale rozumieć, o co chodzi, mogę ograniczyć się do napawania samym obrazem, który zakreśliłeś słowami. Takie coś też jest literaturze potrzebne, doceniam to. Jednak od takiego tekstu wymagałbym odrobinę większej sprawności i wdzięczniejszego stylu, na co zwróciła już uwagę gravel. Wszystko jednak jest kwestią praktyki.

Tym niemniej, czytało mi się przyjemnie, w wyobraźni powstały obrazy, a o to chyba chodziło. 

Pozdrawiam, 

Maldi

Cześć, Corrinn!

 

To ja, Twój piątkowy dyżurny!

– To nie świat was odmienił, ale to wy odmieniacie świat – pomyślał strażnik, czując, że myśli bezwolnie opadają jak łamiący się głos.

– My jesteśmy światem – odrzekli.

pomyślał, czy powiedział? Bo jeźdźcy go słyszą, odpowiadają, a do tego forma zapisu nie różni się od zwykłej wypowiedzi.

No ja chyba nie zrozumiałem, brakuje mi jakiejś wskazówki w którą stronę w ogóle pójść, bo wszelkie interpretacje wymagałyby dopowiadania sobie rzeczy, a wtedy zawędrowałbym nie wiadomo gdzie.

Ja też nie jestem chyba targetem takich tekstów, weź też, proszę, to pod uwagę :) bo napisane jest sprawnie.

 

Pozdrówka!

 

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuję :D Jak napiszę coś dłuższego, to wrzucę.

Jeszcze jedna, dość enigmatyczna wersja spotkania z jeźdźcami Apokalipsy. Nie mogę powiedzieć, że Wartownika dobrze się czytało.

 

Dzi­siej­sze­go dnia po­wie­trze nie po­ru­szył nawet naj­lżej­szy po­dmuch wia­tru. → Literówka.

 

Każdy z jeźdź­ców był po­dob­ny do in­ne­go… → Kim są inni, do których podobni byli jeźdźcy?

 

– Nie za­wsze by­li­ście tacy – upo­mniał ich w duchu straż­nik. – To był wasz wybór. → Upomniał ich w duchu, czyli w myślach, a myśli nie zapisuje się tak jak dialogu.

Proponuję: Nie za­wsze by­li­ście tacy – upo­mniał ich w duchu straż­nik. To był wasz wybór.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów. A jeśli jeźdźcy i wartownik porozumiewają się telepatycznie, tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać głosy w głowie.

 

Przez dłuż­szą chwi­lę za­pa­dło bez­myśl­ne mil­cze­nie.Na dłuż­szą chwi­lę za­pa­dło bez­myśl­ne mil­cze­nie. Lub: Przez dłuż­szą chwi­lę trwało bez­myśl­ne mil­cze­nie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ogólne wrażenia po przeczytaniu mam dobre, bo udało Ci się stworzyć specyficzną atmosferę zarazem wieczności i przemijania… Ale zgadzam się z przedpiścami, że za dużo pytań, za mało odpowiedzi.

I trochę czepialstwa:

Dzisiejszego dnia

Masełko maślane.

Każdy z jeźdźców był podobny do innego, ale na swój sposób się wyróżniał.

Zmieniłabym na: był podobny do pozostałych.

Chyba, że masz na myśli, że każdy był podobny do jakiegoś konkretnego innego, ale w takim razie nie wiem o jakiego innego chodzi :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Dzięki :)

Interesujący tekst.

Sprawia on wrażenie, że stoi za nim jakas interpretacja. Zwłaszcza, że napisane jest to sprawnie i czyta się dobrze. Ale na koniec zostałem z pytaniem: “właściciwie o co chodziło?”

Bo czy byli to trzej jeźdźcy apojalipsy, którzy przybyli po czwartego. Tego, który odmówił udziału w zagładzie?

Czy może mamy do czynienia z jakąś inną symboliką?

Nie umiem powiedzieć, a nadmiar możliwych interpretacji powoduje, że zaczynam podejrzewać, że tak naprawdę nie ma tutaj odpowiedzi. Co wcale nie jest pocieszające.

Tym niemniej dobre czytadło :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Jeśli dobrze się czytało, to już sukces. Nie jestem specjalnie zadowolony z tego szorta, ale już niech zostanie, bo nie przepadam za cofaniem wrzuconych tekstów bez istotnego powodu. Dziękuję i pozdrawiam!

Nowa Fantastyka