- Opowiadanie: Vacter - Pozytywka Śmierci

Pozytywka Śmierci

Oj­ciec i syn chcą spę­dzić kilka wspól­nych chwil. Se­pa­ra­cja z matką nie­mal ro­ze­rwa­ła nie­gdyś trwa­łe więzi. Jest wspa­nia­ły mo­ment by pod­re­pe­ro­wać re­la­cje w parku roz­ryw­ki “Kwan­to­wy Jar”. Czy ojcu wy­star­czy jeden dzień z synem, by ukoić ból roz­łą­ki? Losy za­krę­ca “Po­zy­tyw­ka Śmier­ci”, pra­daw­ny żal z prze­szło­ści i dro­go­wskaz przy­szło­ści. Wy­star­czy za­krę­cić i pójść w wi­ru­ją­cy tan, aż do upad­ku.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Pozytywka Śmierci

Kurt podał rękę ojcu, prze­ka­zu­jąc mu dane na temat roz­mo­wy z matką. Przez złą­czo­ne dło­nie męż­czyzn na­tych­miast prze­szły pa­kie­ty da­nych, dzię­ki mocy ob­li­cze­nio­wej wie­lo­krot­nie prze­wyż­sza­jącej moż­li­wo­ści ma­szyn z cza­sów lą­do­wa­nia na ziem­skim sa­te­li­cie. Wciąż wielu ko­rzy­sta­ło z tego po­rów­na­nia, jakby su­ge­ru­jąc, że po­stęp za­czął nagle przy­po­mi­nać upa­dek z Księ­ży­ca, a nie pęd do przo­du. Oj­ciec na­tych­miast włą­czył na­gra­nie, twarz żony wy­świe­tli­ła mu się w polu wi­dze­nia, jasna jak wscho­dzą­ce Słoń­ce. Mimo daw­nych kłót­ni i nie­po­ro­zu­mień, ko­bie­ta zna­la­zła w sobie dość siły na nie­mal szcze­ry uśmiech. Kurt prze­ka­zuał rów­nież kilka kre­dy­tów z długą datą waż­no­ści i zdję­cie śmiesz­ne­go kotka. Trans­ak­cja zo­sta­ła za­koń­czo­na po­myśl­nie, z bra­kiem za­re­je­stro­wa­nych strat w prze­sy­le. Ra­por­ty o sta­nie przesłanych danych wy­świe­tla­ły się za każ­dym razem. Oby­dwaj wy­ra­zi­li kie­dyś zgody na udział w pro­gra­mie te­sto­wym. Za­pew­ne z przy­zwy­cza­je­nia.

– Nie­zły ten kotek, Kur­cie. Ta­kich śmiesz­nych nie wi­dzia­łem od dawna. Jaki pu­szy­sty! Mu­sie­li go kar­mić do­brym mię­sem.

Widok kotka wy­wo­łał uśmiech na twa­rzy ojca. O żonie nie wspo­mniał, ich drogi ro­ze­szły się kilka lat temu, choć cza­sem chciał się do­wie­dzieć jak sobie radzi. Mimo po­dzia­łów, pró­bo­wał za­cho­wać pełny kon­takt z synem. Wie­rzył, że do­brze wy­cho­wa­ny chło­pak to naj­lep­sza in­we­sty­cja dla przy­szłe­go sta­rusz­ka. Oby­dwaj zde­cy­do­wa­li się na wspól­ny wypad do parku roz­ryw­ki. Dwóch fa­ce­tów, go­to­wych na przy­go­dy i zew wol­no­ści.

 

Z par­kin­gu miej­skiej kolei po­de­szli pod bramę przy­po­mi­na­ją­cą ogro­dze­nie taj­ne­go obiek­tu woj­sko­we­go. Wiel­ki szyld mie­ścił napis „Kwan­to­wy Jar”. Ten park roz­ryw­ki był jed­nym z naj­bar­dziej zna­nych miejsc w oko­li­cy i pierwszym wyborem wielu rodzinnych wypadów mieszkańców pobliskich miast.

– Słu­chaj tato – ode­zwał się Kurt, sia­da­jąc na ławce. – Cie­szę się, że razem spę­dzi­my tro­chę czasu. Męczy mnie ta wasza se­pa­ra­cja z matką, ale co zro­bić. Teraz je­stem na chwi­lę przy tobie. Za­wsze dzie­li­ło nas dwa­dzie­ścia lat życia, a zwy­kle dzie­li nas w ogóle całe życie. Samo w sobie.

– Kur­cie, też mnie po­słu­chaj – po­wie­dział oj­ciec obej­mu­jąc syna ręką. – Ja jesz­cze zdążę zo­ba­czyć jak ty bę­dziesz stary. Po­bę­dzie­my ze sobą tyle, ile trze­ba, by do tego do­szło. Mamy inne czasy, inne moż­li­wo­ści. Mało kto umie­ra, a już na pewno nie ja i nie ty. Mama jest w innej sy­tu­acji. Wcale nie cie­szę się, że ona umrze tak jak każdy umie­rał kil­ka­dzie­siąt lat temu. Chcia­łem jej pomóc, ale sama zde­cy­do­wa­ła. Do tego wo­la­ła męż­czy­znę, który umrze rów­nie szyb­ko. Tak czy ina­czej, to nadal twoja matka – dodał roz­gry­za­jąc orzesz­ka z pacz­ki ko­lo­ro­wych ka­mycz­ków. Z na­pcha­ny­mi usta­mi dodał:

 – Pew­nie ją ko­chasz.

Kurt pa­trzył na ojca bez zro­zu­mie­nia, ale przy­po­mniał sobie, że prze­cież czeka ich czas za­ba­wy. Ro­ze­śmiał się i od­po­wie­dział:

– Kocham was i nie chcę, żeby… żeby coś nas dzieliło. Nie chcę słyszeć o prawdziwym umieraniu! Wiem, że dziś przynajmniej nie umrę z nudów, tato!

Kurt spoj­rzał na tłu­mek ludzi prze­kra­cza­ją­cy bramę parku roz­ryw­ki, wstał i ge­stem przy­wo­łał ojca, do­da­jąc:

– Może ją jesz­cze prze­ko­nam do cie­bie, na razie chodź­my się za­ba­wić.

 

*

 

W małej budce bi­le­to­wej sie­dział mil­czą­cy czło­wiek ubra­ny na czar­no, spraw­dzał ręce nie­któ­rych gości. Kur­to­wi wy­da­wa­ło się, że gdy od­ry­wał od niego wzrok, na mo­ment oko bi­le­te­ra krę­ci­ło się we wszyst­kie stro­ny. Jed­nak gdy znów na niego spoj­rzał, oczy wy­glą­da­ły nor­mal­nie. Uznał ten ewe­ne­ment za urok miej­sca. Pierw­sza atrak­cja, którą chcie­li od­wie­dzić z ojcem, znaj­do­wa­ła się przy fon­tan­nie ra­do­ści. Na ota­cza­ją­cym ją murku, wśród opa­da­ją­cych kro­pel wody, sie­dzie­li mło­dzi lu­dzie. Jedli po­ży­wie­nie z pa­czek, które po wrzu­ce­niu do wody roz­pły­wa­ły się jakby nigdy nie ist­nia­ły. Naj­wi­docz­niej nie­któ­rych tak ba­wi­ła ta sy­tu­acja, że spe­cjal­nie wy­da­wa­li pie­nią­dze, żeby zo­ba­czyć jak śmie­ci roz­pły­wa­ją się w fon­tan­nie. Nic nie pry­ska­ło, woda była w sta­nie ab­sor­bo­wać śmie­ci zu­peł­nie bez sprze­ci­wu. Po wy­rzu­ce­niu opa­ko­wań do fon­tan­ny, para mło­dych we­szła do po­miesz­cze­nia, w któ­rym znaj­do­wa­ła się atrak­cja. Wiel­ki szyld mie­ścił napis "Po­zy­tyw­ka śmier­ci". Mło­dzi przy­ło­ży­li ręce do dwóch osob­nych czyt­ni­ków i znik­nę­li w cie­niu wnę­trza. Kurt uśmiech­nął się i po­cią­gnął ojca za ramię:

– No dawaj, stary czło­wie­ku, wejdź­my wresz­cie do "Po­zy­tyw­ki". Zo­ba­czy­my jak się kur­czysz w zmarszcz­kach!

– Do­brze syn­ku-sy­nal­ku, chodź­my. Chęt­nie zo­ba­czę jak ty pad­niesz na moich oczach – od­po­wie­dział oj­ciec i po­ło­żył rękę na czyt­ni­ku przy wej­ściu. Przed ocza­mi wy­świe­tlił mu się re­gu­la­min, który za­twier­dził bez wa­ha­nia. Kurt pod­eks­cy­to­wa­ny kli­kał wszyst­ko rów­nie żwawo i razem z ojcem we­szli w cień po­miesz­cze­nia. Ko­ta­ra omio­tła ich twa­rze, zo­sta­wia­jąc wra­że­nie przy­jem­nej mięk­ko­ści.

 

Pokój, w któ­rym się zna­leź­li, był okrą­gły. Wśród wszech­obec­nej czer­ni, wi­dzie­li sie­bie do­kład­nie przez od­po­wied­nio usta­wio­ne świa­tła, ma­sku­ją­ce jed­no­cze­śnie czę­ści elek­tro­ni­ki pod­pię­tej przy su­fi­cie. Po­miesz­cze­nie za­czę­ło krę­cić się wokół wła­snej osi. Oj­ciec i syn po­wo­li szli, jakby spa­ce­ru­jąc. W owal­nym po­miesz­cze­niu roz­le­ga­ły się dźwię­ki "Dla Elizy" Lu­dwi­ga van Beetho­ve­na.

– Tato, mam na­dzie­ję, że jesz­cze się nie zmę­czy­łeś. Przed nami wiele wy­zwań!

– Ha, ha! Kurt, je­stem jesz­cze w pełni sił!

"Dla Elizy" przy­śpie­szy­ło, jakby w gra­mo­fo­nie ktoś prze­krę­cił de­li­kat­nie po­ten­cjo­metr, po­zwa­la­ją­cy usta­wiać do­wol­ne ob­ro­ty. Kurt czuł nie­wiel­kie przy­cią­ga­nie do ze­wnętrz­nej stro­ny okrę­gu, ale miał pro­blem ze zła­pa­niem ba­rier­ki. Pod­niósł głowę i wi­dział jak twarz ojca nieco wy­chu­dła.

– Tato! Co tam się dzie­je? Jakiś mi­zer­ny je­steś!

– Ha, ha, ha! Synu, ja mam tyle sił! Czuję, że cię prze­ży­ję z pięć­dzie­siąt razy – od­po­wie­dział, ale z tru­dem łapał od­dech.

Mu­zy­ka grała już szyb­ko, jakby pia­ni­sta miał ze­drzeć palce do kości. Kurt po­czuł, że ko­la­na ugi­na­ją się pod nim. Spoj­rzał na ojca, który nie­mal leżał na ziemi. Z jego tru­piej twa­rzy wy­sta­wa­ły prze­krwio­ne gałki oczne i usta zło­żo­ne w dia­bel­ski uśmiech. Oj­ciec wy­char­czał:

– Ku­uurt… Je­steśśs starr, hrmmm. Je­steś starssz­zy niż ja!. Hhhra, hraaa… – śmiech ojca prze­rwa­ł jegupadek na podłogę. Twarz jesz­cze wy­gię­ła się w stro­nę Kurta, ale skóra spły­wa­ła i gniła. Uśmiech zni­kał na rzecz wy­szcze­rzo­nych zębów. Głowa sta­wa­ła się po­wo­li nagą czasz­ką.

– Tato! To jest zbyt praw­dzi­we, prze­rwij­my to! – krzy­czał, ale czuł że coraz mniej może po­wie­dzieć. Za­czął char­czeć, czuł w płu­cach roz­cho­dzą­cą się ga­la­re­tę. Od ple­ców od­pa­da­ły strzę­py skóry. Spoj­rzał na ręce po­kry­te pla­ma­mi, do­tknął po­licz­ków, palec już pra­wie wcho­dził mię­dzy zęby. "Dla Elizy" wy­brzmie­wa­ło coraz ci­szej i szyb­ciej. Prze­stał czuć, sły­szeć, wi­dzieć. Dwa nagie trupy od­bi­ja­ły się w po­miesz­cze­niu, roz­pa­da­jąc się na zmie­sza­ne ka­wał­ki kości w gni­ją­cym mię­sie.

 

***

 

Oby­dwaj wy­szli z ciem­ne­go po­miesz­cze­nia „Po­zy­tyw­ki”, przed sobą wi­dzie­li pięk­ną fon­tan­nę ra­do­ści. Po­da­li sobie ręce, wy­mie­nia­jąc się za­pi­sem z roz­ryw­ki.

– Wiesz co Kurt? Jaki ty stary byłeś, nawet jak już czu­łem, że cał­ko­wi­cie padnę, wi­dzia­łem, że ledwo trzy­ma­łeś się na no­gach. – Klep­nął syna w plecy.

– Tato, a ty sie­bie już obej­rza­łeś? Tak char­cza­łeś przy śmie­chu na końcu, jak stara pral­ka z fil­mi­ku.

Sie­dli razem przy fon­tan­nie na murku. Kro­ple wody spa­da­ły na nich, ale nie od­czu­wa­li obec­no­ści żad­nej cie­czy na sobie. Nie byli nawet mo­krzy.

– Tato co się dzie­je z tą wodą?

Oj­ciec czuj­nie wy­cią­gnął rękę. Nie wi­dział na niej roz­pry­sku kro­pel, ani nie czuł samej wody. Jed­nak po krót­kiej chwi­li wszyst­ko dzia­ła­ło jak na­le­ży. Kro­ple roz­bi­ja­ły się o skórę, a oj­ciec po­czuł nawet dreszcz zimna. Z ciem­ne­go po­miesz­cze­nia "Po­zy­tyw­ki Śmier­ci" wy­cho­dzi­li lu­dzie, któ­rych twa­rze były po­zba­wio­ne rysów. Nos, oczy, czy usta po­ja­wia­ły się do­pie­ro z każ­dym kro­kiem, uzu­peł­nia­jąc pustą prze­strzeń. Wzrok Kurta za­wie­sił się na ko­bie­cie, która szła cał­kiem naga bez twa­rzy. Do­pie­ro po chwi­li za­uwa­żył u niej nos, oczy i uśmiech­nię­te usta. Na końcu do­czy­ta­ło się ubra­nie, za­sła­nia­ją­ce na­gość. Oj­ciec rów­nież był świad­kiem tej sceny i za­py­tał syna:

– Kur­cie, czy nam od­wa­li­ło? Po­wiedz mi. Ten re­gu­la­min atrak­cji, czy­ta­łeś go? – Oj­ciec wy­świe­tlał w swoim polu wi­dze­nia pod­pi­sa­ny do­ku­ment.

– Wła­śnie pa­trzę. – Kurt prze­wi­jał szyb­ko tekst i tra­fił na zapis in­for­mu­ją­cy, że dal­sze życie po atrak­cji zo­sta­nie za­pew­nio­ne w wir­tu­al­nym od­po­wied­ni­ku świa­ta zwa­ne­go dalej „re­al­nym”. Nie­któ­re ele­men­ty mogą być w fazie te­stów. Kurt ukrył twarz w rę­kach, pła­kał choć nie czuł łez. Pod­niósł głowę i wy­sy­czał ojcu w twarz, prze­ła­mu­jąc wstyd:

– Ty skur­wy­sy­nu… wie­dzia­łeś o tym! Ty to za­pla­no­wa­łeś, do­pro­wa­dzi­łeś mnie do trans­fe­ru bez mojej zgody. Chcę to cof­nąć! – Kurt krzy­czał, potem wstał pró­bu­jąc gdzieś pójść, nie wie­dział jed­nak gdzie po­wi­nien się skie­ro­wać. Mio­tał się. Oj­ciec wstał i zła­pał go za ramię:

– Kurt, zro­bi­łem to dla cie­bie! Czy teraz nie spę­dzi­my razem życia na naszych zasadach? Chodź ze mną. – Przy­cią­gnął syna bli­żej sie­bie. Kurt pró­bo­wał wal­czyć, ma­chać rę­ka­mi, ale efek­ty nie były zbyt mocno od­czu­wal­ne, ani sku­tecz­ne. Oj­ciec zła­pał jesz­cze moc­niej syna i nie za­uwa­ża­jąc osta­tecz­nie sprze­ci­wu, zwol­nił lekko uchwyt. Twarz chło­pa­ka do­pie­ro teraz za­la­ła się wi­docz­ny­mi łzami.

 

Prze­szli przez szpa­ler zie­lo­nych drzew, który prze­isto­czył się w rdza­wy tunel koron kasztanów. Spa­da­ły już z nich je­sien­ne li­ście. Gdy aura pełna żółci i brązów wy­peł­ni­ła oto­cze­nie, wcze­śniej zie­lo­ne i jesz­cze let­nie, tra­fi­li na ogro­dzo­ny teren. Skła­dał się z wielu wydzielonych nie­wiel­kich pla­ców, z któ­rych każdy wy­glą­dał nieco ina­czej od są­sied­nie­go. To miej­sce przy­po­mi­na­ło cmen­tarz, jed­nak za­miast ocze­ki­wa­nych gro­bów, prze­strzeń wy­peł­nia­li po pro­stu lu­dzie. Nie­któ­rzy stali wy­ko­nu­jąc różne prace lub od­po­czy­wa­li. Kurt za­uwa­żył, że każdy robił co in­ne­go, spę­dza­jąc czas w nie­wi­dzial­nych do­mach lub poza nimi. Ktoś zry­wał owoce z drze­wa do ko­szy­ka, a obok męż­czy­zna stał na dra­bi­nie. Jego naj­bliż­szy są­siad wer­to­wał książ­kę, jed­nak prze­kła­dał stro­nę raz w lewo, raz w prawo.  Kurt prze­szedł z ojcem kilka ale­jek. W końcu za­trzy­ma­li się przy ogro­dze­niu, za któ­rym sie­dzia­ła ko­bie­ta z kru­czo­czar­ny­mi wło­sa­mi. Grała na pia­ni­nie. Gdy we­szli za bram­kę, usły­sze­li dźwię­ki "Dla Elizy", grane po­wo­li i do­kład­nie.

– Mamo! – krzyk­nął Kurt, lecz nie sły­szał od­po­wie­dzi. Gdy do­tknął ra­mie­nia matki, nie po­czuł nawet ma­te­ria­łu jej sukni. W do­ty­ku ko­bie­ta wy­da­wa­ła się czymś w ro­dza­ju mar­mu­ro­we­go po­są­gu, choć prze­cież ru­sza­ła się. Kurt zmar­twiał na chwi­lę. Oj­ciec ko­rzy­sta­jąc z chwi­li spo­ko­ju objął syna z tyłu i tłu­ma­czył:

– Czu­jesz pew­nie ka­mień do­ty­ka­jąc ją, ja czuję wszyst­ko co trze­ba gdy kładę rękę na twoim ra­mie­niu. Kiedy ona do­łą­czy do nas, bę­dzie żywa jak my. Prze­sta­nie być ka­mie­niem. – Oj­ciec za­brał rękę i przy­ło­żył ją pod pier­sią ko­bie­ty. Czuł bi­ją­ce serce i uśmiech­nął się.

– Czuję, że ona żyje. Wi­docz­nie nie jest tak ostroż­na jak mi się wy­da­wa­ło i wkrót­ce do nas do­łą­czy. Wy­sła­łem jej kilka pre­zen­tów, nie­któ­re z nich prze­no­szą twoją matkę do na­sze­go świa­ta coraz bar­dziej, ale nadal nie­wy­star­cza­ją­co.

Kurt sam wrę­czył nie­daw­no matce urzą­dze­nie do re­gu­la­cji pracy serca. Po­ma­gał je usta­wić, ale zro­bił to szyb­ko. Za­ak­cep­to­wał cy­fro­we wa­run­ki użyt­kow­ni­ka i oddał jej, za­po­mi­na­jąc o spra­wie. Jed­nak nie pa­mię­tał, czy co­kol­wiek usta­wiał. I tak ten sprzęt prze­ka­zał mu naj­pierw oj­ciec.

– Kurt, kiedy ona umrze, przyj­dzie do nas. Na razie mo­że­my ją tutaj od­wie­dzać i pa­trzyć, czy jest jej z nami wię­cej. Do­pie­ro po śmier­ci zo­ba­czysz ją taką, jaką pa­mię­tasz z naj­lep­szych cza­sów spę­dzo­nych razem.

 

Kurt pła­kał po­wo­li, wy­czu­wał już smak łez, ich cię­żar i cie­pło. Usiadł przy matce pa­trząc jak jej blade palce wy­gry­wa­ją me­lo­dię, a li­ście z drzew opa­da­ją na biały la­kier pia­ni­na, efek­ty mocy ob­li­cze­nio­wej ich wir­tu­al­nej mo­gi­ły czy świa­ta. Li­ście opa­da­ły na gra­ją­ce ręce, które me­cha­nicz­ne od­trą­ca­ły je w fer­wo­rze gry. Kurt przy­tu­lił się do matki, chcąc cze­kać już tylko na to, aż jej ciało na­bie­rze ludz­kie­go cie­pła. Oj­ciec usiadł po dru­giej stro­nie i pa­trzył na dwa spadające liście. Prze­nik­nę­ły się nagle, po­zo­sta­jąc złą­czo­ne w wy­ni­ku ja­kiejś ano­ma­lii. Za­czy­nał uwa­żać, że ścią­gnię­cie Kurta tutaj rów­nież było błę­dem i mógł tylko cze­kać, aż jego żona za­koń­czy życie i znów będą wszy­scy razem. Jeśli tylko mu wy­ba­czy chwi­lo­wą utra­tę syna i nie prze­ra­zi się na widok swo­je­go zaginionego męża.

Koniec

Komentarze

W owalnym pomieszczeniu rozgrywały się dźwięki ---> czy na pewno rozgrywały się?

pianista miał wypluć z palców kości. ---> ciekawe. Zwykle wypluwamy coś z ust…

"Dla Elizy" grało coraz ciszej i szybciej. ---> samo siebie grało?

Kurt przewijał szybko słowa ---> może jednak tekst?

– Tu skurwysynu… ---> a tam? ---> Ty…

Kasztany ---> a dlaczego dużą?

<> To pewnie nie wszystko, ale to szansa dla innych czytających, będą mogli się wykazać :-) .

Dla mnie to nie groteska, lecz horror. Nieźle pomyślany, nieźle napisany. I to cały komentarz…

Pozdrawiam, Adam

Cześć Adam.

 

Dzięki za komentarz, wprowadziłem poprawki. Zostawiłem na razie wyplute kości, zobaczymy jak zniosą próbę czasu. Jeśli chodzi o tagowanie, jestem otwarty na modyfikacje. Starałem się opisać tekst w tagach w miarę wiarygodnie, ale z pewnością efekt nie jest idealny.

 

Dziękuję również za pozytywną opinię, bo tak ją odczytuję ;)

Jasne, pozytywna. Nietypowy cel przejścia do VR, nietypowy mechanizm tego przejścia… Aż samo się dopisuje: pokombinuj nad głębszą, bogatszą, obszerniejszą wersją.

Dla mnie tekst trochę chropowaty. Składnia nie ułatwia czytania, ale chyba taki ma być urok. To już drugie opowiadanie, które czytam w ostatnich dniach, gdzie ludzie żyją w świecie całkowitego bezprawia. Robią sobie różne ohydne rzeczy, jakby grali sztukę w teatrze, po której zapalą się światła i wszyscy zadowoleni wrócą do domu. Wprawdzie jest podpisywana w tym przypadku jakaś forma zgody na zdigitalizowanie, ale przedstawione to zostało mało przekonywująco.

Obcinanie jąder w celu zatrzymania mutacji odeszło w niepamięć. Obecnie nikt, nikomu nie obetnie nóg, bo ktoś chodził za szybko, nawet jeśli otrzyma na to pisemną zgodę ofiary. Podważyłby to każdy prawnik. W przyszłości raczej nie będzie można nikogo zabić lub wymazać mu pamięci dla zabawy. Wydaje mi się, że świat nie podąża w tym kierunku. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Zmierza do hiper-kontroli tego, co jeden człowiek może zrobić drugiemu. W tym kontekście opowiadanie ma charakter szczególnie surrealistyczny. 

Motywy patologicznego czynu ojca. Niejasne. Już S.Lem udowodnił, że idealna kopia dzbanu nie jest tym dzbanem, ale osobnym bytem. Nieśmiertelna kopia Kurta, nie będzie Kurtem, ale nieśmiertelną kopią Kurta. Ojciec musiał to wiedzieć w czasach powszechnej cyfryzacji ludzi. Tak kochał Kurta, że go zabił i w dodatku zastąpił spikselowanym kiczem? Co najmniej dziwaczne. Może sam nim będąc kierował się jakąś formą zawiści, chęci odwetu?  

Cześć AdderMertoo:

 

Napisałeś, że bohaterowie robią coś bez zgody. Otóż nie do końca. Kilka razy w tekście pojawia się moment akceptowania regulaminów. Widzę, że się do tego odniosłeś, że to nieco za mało. Możliwe, kwestia tego jaką siłę ma jedno kliknięcie. Z doświadczenia wiem, że potrafi mieć ogromne znaczenie.

Kurtowi wydaje się, że na nic się nie zgodził, ale tak naprawdę zawsze akceptował wszystkie regulaminy i w papierach (a raczej cyfrowych odpowiednikach) wszystko się zgadza. Emocjonalnie może tego nie akceptować, może ojciec użył podstępu, ale przy żadnej zgodzie nie zadziało się nic, co byłoby wymuszone siłą. Bardziej emocje doprowadziły do tych “mimowolnych” zgód. Zwykle jednak nie jest to podstawa do anulowania, co raczej “Sprawa dla Reportera”. Coraz częściej potwierdzamy regulaminy, w których potwierdzamy takie rzeczy jak: “kupując produkt, tak naprawdę go wypożyczasz”, “zrzekasz się możliwości reklamacji”, “możemy ci wyłączyć sprzęt jesli uznamy, że jesteś przestępcą”. To uproszczenie, ale nie przeceniałbym świadomości wyboru. Oczywiście opisana w opowiadaniu zgoda może być wątpliwa, tak się zdarza, ale granice w społeczeństwie są wciąż przesuwane.

 

Oczywiście, możemy mieć tu do czynienia z surrealizmem. Jest to pewna wizja przyszłości, ale niewątpliwie połączona z estetyką i emocjami, które wykraczają poza zwykłe przepowiednie tego jak nam będzie (lub nie chcemy żeby nam było). Stąd informacyjnie groteska w tagach, choć to rzecz do dyskusji.

 

 

Czy Lem miał rację? Uważam, że jest to wciąż temat otwarty. Nadal nie znamy w pełni działania ludzkiego umysłu oraz nie znamy wszystkich źródeł jego istnienia. A co jeśli nie istnieje lokalna rzeczywistość i większość operacji dzieje się gdzieś na zewnątrz? W tej sytuacji umysł w ciele byłby tylko kolejną iluzją, którą można obejść przy rozwoju technologicznym. Nie wiem czy tak jest istotnie, pojawiają się artykuły, rozważania. Nie wydaje mi się, żeby w tym opowiadaniu chodziło o kopię. Raczej transfer na zasadach umożliwiających ten transfer.

 

 

Motywacje, czy ojciec był zły?

 

Martwi mnie, że w tekście ojciec wychodzi na szaleńca (ale może niezależnie od motywów, powinien być za takiego uznany). Jednak każdy wie, że prawda najczęściej leży po środku (z jakimiś odchyłami, w którąś ze stron). Czasem jej uznanie wymaga przełamania stereotypów czy nawet własnej wrażliwości. Ostatnie zdanie, które napisałeś jest interesujące:

 

Może sam nim będąc kierował się jakąś formą zawiści, chęci odwetu?  

Nie znam się dokładnie na tym, ale nawet w różnych mitologicznych ujęciach zaznaczany bywa konflikt ojca z synem. Czasem nawet syn jest obrazowany jako ten, co w końcu musi zdominować ojca, choćby przez pewną brzydką czynność, którą opisałeś już w swoim komentarzu. Wydaje mi się, że to aspekt psychologiczny, przynajmniej w ujęciu człowieka (nie wiem jak w świecie zwierząt).

Nawet jeśli syn nie był ojcem technicznie, to psychologicznie może dochodzić do pewnego rodzaju zemsty. Może być też tak, że ojciec nie był jedynym winnym rozstania z żoną i dotychczas rozerwana rodzina, składała się na nowo tylko na jej zasadach. Mimo wszystko marzył o alternatywie, gdzie wszyscy są razem szczęśliwi.

 

AdamKB:

 

Mam tak, że napisane rzeczy nie znikają mi z głowy i czasem zdarza mi się rozwijać coś mimochodem (lub z nudów, w jakiejś życiowej sytuacji). Podejrzewam, że wersja rozwinięta już w jakiś sposób się zaczęła pojawiać. Możliwe, że coś powstanie w przyszłości. Mam tez inne teksty, które czekają na dokończenie w kolejce i staram się podwyższać powoli jakość pisania. Dużo mi dają komentarze.

Obawiam się, Vacterze, że nie jestem najlepszą odbiorczynią podobnych tekstów, albowiem mój starczy umysł opiera się zrozumieniu opisanych tu spraw. Nie umiem sobie wyobrazić doznań, które były udziałem Kurta i jego ojca.

Mogę jednak powiedzieć, że czytało się nieźle, choć wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Kurt spoj­rzał na tłu­mek ludzi prze­kra­cza­ją­cy bramę parku roz­ryw­ki, wstał i ge­stem przy­wo­łał ojca, do­da­jąc: – Może ją jesz­cze prze­ko­nam do cie­bie, na razie chodź­my się za­ba­wić. → Wypowiedź dialogową zapisujemy w nowym wierszu. Winno być:

Kurt spoj­rzał na tłu­mek ludzi prze­kra­cza­ją­cy bramę parku roz­ryw­ki, wstał i ge­stem przy­wo­łał ojca, do­da­jąc:

– Może ją jesz­cze prze­ko­nam do cie­bie, na razie chodź­my się za­ba­wić.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

znaj­do­wa­ła się przy fon­tan­nie ra­do­ści. Przy wo­dzie… → Czy to celowe powtórzenie?

 

Przed ocza­mi wy­świe­tlił mu się re­gu­la­min, który szyb­ko za­twier­dził. → Czy zaimek jest konieczny?

 

jakby pia­ni­sta miał wy­pluć z pal­ców kości. → Co miał zrobić pianista???

Proponuję: …jakby pia­ni­sta miał zedrzeć palce do kości.

 

Kurt po­czuł, że ko­la­na tra­ci­ły swoją wy­trzy­ma­łość. → Zbędny zaimek – czy kolana mogły tracić cudzą wytrzymałość?

 

– Kuuurt… Jesteśśs starr, hrmmm. Jesteś starsszzy niż ja!. Hhhra, hraaa… – Śmiech ojca przerwało całkowite opadnięcie na podłogę.– Kuuurt… Jesteśśs starr, hrmmm. Jesteś starsszzy niż ja!. Hhhra, hraaa… – śmiech ojca przerwało całkowite opadnięcie na podłogę.

 

Uśmiech zni­kał na rzecz wy­szcze­rzo­nych zębów czasz­ki. → Zbędne dookreślenie – wiadomo, gdzie mamy zęby.

Wystarczy: Uśmiech zni­kał na rzecz wy­szcze­rzo­nych zębów.

 

Od ple­ców wy­ry­wa­ły się nie­mal strzę­py skóry, któ­ry­mi pró­bo­wał za­czerp­nąć po­wie­trza. → Nie bardzo rozumiem – czy próbował oddychać wyrywającymi się strzępami skóry?

 

Dwa nagie trupy od­bi­ja­ły się w po­miesz­cze­niu roz­pa­da­jąc się na ka­wał­ki w gni­ją­cym mię­sie. → Co to znaczy, że trupy odbijały się w pomieszczeniu? Trupy są gnijącym mięsem, więc zastanawiam się, w jakim mięsie rozpadały się na kawałki?

 

– Wiesz co Kurt? Jaki ty stary byłeś, nawet jak już czu­łem, że cał­ko­wi­cie padnę, wi­dzia­łem, że ledwo trzy­ma­łeś się na no­gach. – klep­nął syna w plecy.– Wiesz co Kurt? Jaki ty stary byłeś, nawet jak już czu­łem, że cał­ko­wi­cie padnę, wi­dzia­łem, że ledwo trzy­ma­łeś się na no­gach. – Klep­nął syna w plecy.

 

Kro­ple wody spa­da­ły na nich, ale nie czuli wody na sobie. → Czy to celowe powtórzenie?

Może: Kro­ple spa­da­ły na nich, ale nie czuli wody na sobie.

 

oj­ciec po­czuł nawet dreszcz od zimna. → …oj­ciec po­czuł nawet dreszcz zimna.

 

…i wy­sy­czał ojcu w twarz, prze­ła­mu­jąc swój wstyd: → Zbędny zaimek.

 

Oj­ciec zła­pał jesz­cze moc­niej swo­je­go syna… → Zbędny zaimek – wiadomo, czyj to syn.

 

To miej­sce Przy­po­mi­na­ło cmen­tarz, jed­nak za­miast gro­bów, na ław­kach sie­dzie­li lu­dzie. → Dlaczego wielka litera? Czy dobrze rozumiem, że były też cmentarze, na których na ławkach siedziały groby?

 

– Czuję, ze ona żyje. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobry wieczór Reg.

 

Twoje uwagi z pewnością sprawią, że kolejne teksty będą jeszcze lepiej dopracowane. Emocje bywają różne przy lekturze, ale dla mnie informacja, że czytało się nieźle jest wiadomością, którą miło usłyszeć. Zaczynam powoli lepiej rozumieć potrzebę bycia zrozumianym przez czytelnika, bez tworzenia zbędnych woali w przekazie (a przynajmniej takich, których zrozumienie wymagałoby wykonania na mojej osobie złożonego rezonansu całego ciała i umysłu, który jeszcze w medycynie nie istnieje, a tym bardziej w literaturze).

 

Z dialogami staram się walczyć za każdym razem, korzystając z poradnika. Przyznam, że czasami się gubię, ale to nie oznacza wywieszenia białej flagi ;). Jestem gotowy wywiesić flagę z trupią czaszką i rozpocząć dialogowe abordaże na czytanych książkach.

 

Wszystkie Twoje poprawki zostały wprowadzone (Nie tylko do widocznego wyżej opowiadania. Popracuję na przykład nad niepotrzebnymi zaimkami w kolejnych tekstach.). Widzę, że zwróciłaś uwagę na dłonie wypluwające kości. Mamy więc 2 do 1. Adam też je zauważył. Zmieniłem ten “obrazek”, który trochę przypomina styl animacji amerykańskich sprzed drugiej wojny światowej. Tam plujące kośćmi ręce czułyby się jak w domu :)

Vacterze, bardzo się cieszę, że zechciałeś skorzystać z uwag i uznałeś je za pożyteczne. Jeśli to sprawi, że będziesz pisać coraz lepiej, moja radość będzie ogromna.

Powodzenia!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam, ale odpadłem od tego tekstu z powodu babołów na początku:

 

[…] przebiegły impulsy z mocą obliczeniową wielokrotnie przewyższającą możliwości maszyn z czasów lądowania na ziemskim satelicie

Impulsy nie mają mocy obliczeniowej, mogą mieć: częstość, amplitudę, moc, a ostatecznie szybkość. Impuls to jest sygnał, dane, przekaz. Moc obliczeniową ma: procesor, komputer, względnie mózg. To trochę tak jakbyś pomylił wodę w kranie z miejską stacją uzdatniania. To rujnuje cały pierwszy akapit i zniechęca do dalszej lektury.frown W każdym razie takim technicznym upierdliwcom jak ja.

 

Jeśli ktoś przy nim majstrował, musiał włożyć w to więcej wysiłku, niż było warto. Nieco tego wysiłku wykazał Kurt przekazując również kilka kredytów z długą datą ważności i zdjęcie śmiesznego kotka.

Sorry – tego wysiłku, który ktoś inny mialby włożyć potencjalnie w zafałszowanie nagrania? Trochę się to kupy nie trzyma.

 

"Dla Elizy" przyśpieszyło, jakby w gramofonie ktoś przekręcił delikatnie gałkę.

Jestem prawie tak stary jak Edzia Górniak (c.a. 4000 lat) i wiem co to gramofon. Nie pamiętam jednak takiej gałki w gramofonie. Przy okazji – czy zwiększenie obrotów płyty przyśpiesza tempo muzyki? Śmiem twierdzić, że zasadniczy efekt jest zgoła inny. Przy okazji – bohaterowie wiedzą co to gramofon?

 

Do trzech razy sztuka, dalej nie dałem rady czytać. To nie znaczy, że opowiadanie jest złe. Ale wymaga znacznych korekt.

 

 

W komentarzach robię literówki.

Cześć Vacter, Szanowny Autorze, 

 

Oczywiście, (prawie) wszystkie Twoje argumenty do mnie trafiają i są co do zasady OK. Pozostaje pewne, “ale”, jednak nie jest ono, ani wyraźne, ani bezdyskusyjne. Mówiąc wprost, wielu Autorów umieszcza swoich bohaterów w pewnej kliszy, którą nazwałbym kapitalizmem P.K.Dicka, inaczej świecie, w którym radośni komiwojażerzy noszą w swoich walizeczkach np. proszek na podróże międzygwiezdne. Niestety świat był, jest i będzie inny. Dużo bardziej ponury. 

 

Co do umysłu jako avatara, tak może być. To chyba św. Augustyn napisał, że wszyscy jesteśmy zanurzeni w Bogu. A ktoś inny, że jesteśmy snem Boga. Ale, to nie mieści się w poetyce tego opowiadania, które, swoją drogą, bardzo mi się, pomimo mojego stękania, podobało. :)

 

 

NaN

Przy okazji – czy zwiększenie obrotów płyty przyśpiesza tempo muzyki? Śmiem twierdzić, że zasadniczy efekt jest zgoła inny.

 

Tak, tempo muzyki się zwiększa, a tonacja wzrasta. Dotyczy płyty gramofonowej. 

 

Dobry wieczór NaN:

 

Wprowadziłem poprawki, odnosząc się do Twoich uwag.

 

W kwestii impulsów, być może konstrukcja zdania jest niejasna. One dzięki tej mocy przebiegły, a gdzie owa moc musiała zadziałać by to umożliwić, to już kwestia niuansów technicznych. Trochę to skorygowałem, żeby nie mylić. Może zamiast impulsów powinny być pakiety? Uznałem jednak, że impulsy łatwiej się kojarzą z potocznego spojrzenia.

 

Co do obrotów na gramofonie. Jest to metafora, ale nie do końca odbiega od stanu faktycznego. Znalazłem nagranie przykładowe: https://youtu.be/vxVmU-_MjKw?t=177. Nieco skorygowałem to zdanie. Mam gramofon pod ręką i zakładam, że płynna zmiana obrotów byłaby ciekawym doświadczeniem, ale bezużytecznym w zwykłym sprzęcie (prędzej dj’a). Wyobrażam sobie jak ktoś ustawia prędkość na ucho. Chciałbym mieć takie coś mimo wszystko ;)

Bohaterowie mogą wiedzieć co to gramofon, czemu nie. Równie dobrze możemy zapytać, czy w 2022 znamy gramofony. Czy ma to znaczenie dla narracji? Czy narrator powinien być niejako z czasów bohaterów?

Zatrzymajmy się jednak przy tym, że nie widzę problemu, żeby gramofony istniały w świecie, w którym istnieje fontanna oraz park rozrywki i pomieszczenie z możliwością obrotu. W grze Cyberpunk 2077 istnieją gramofony i odtwarzacze winylowe. Ludzie wierzą widocznie, że to nie minie. Też bym chciał wierzyć, bo choć cyfrowe nagrania mają dobrą jakość, to jednak winyl daje okazje do obcowania z realnym nośnikiem, który nie jest do końca tylko nośnikiem.

 

Zdarza się tak czasem, że jakiś tekst nie przyciągnie na tyle, by przymknąć oko na aspekty, w których jesteśmy (lub czujemy się) specjalistami. Doskonale to rozumiem. Natomiast widzę, że jednak trochę cię ciągnie do sfery magicznej, skoro zatrzymujesz się na trójce.

Co powiesz na drugą trójkę? :)

 

AdderMertoo:

 

Miło mi, ze się podobało :). Stękać zawsze warto, nie musimy zgadzać się na uproszczenia czy niedomówienia. Kapitalizm K. Dicka brzmi ciekawie, ale z tą radością to nie jestem pewien do końca. Może zależy od książki (ponoć też od tego czy oryginał czy tłumaczenie, czyli sposób napisania, który wpływa na odbiór wesoły lub smutny). Ten kapitalizm P.K. Dicka bardziej mi się skojarzył z początkiem Kongresu Futurologicznego Lema (ale może to rodzaj parodii). Tam jest bardzo radośnie, a przecież latają kule i bomby.

 

O świecie można toczyć długą dyskusję, każdy z nas ma pewne doświadczenia związane z sytuacjami, które zaobserwował. Ktoś w kraju powie, że ludziom żyje się całkiem dobrze i bezstresowo. Ktoś inny powie, że się nie da żyć. Kto ma rację? Być może istnieje jakaś uniwersalna formuła ujęcia świata, ale moim zdaniem nie będzie nigdy tak, że jak jest prawo to działa tak samo dla każdego, a jak jest zło, to każdego uderza kijem. A jak jest dobro, to każdy jest uśmiechnięty. Nie ma dużego systemu politycznego czy społecznego, w którym nie zginęła bez własnej woli choćby jedna osoba. Ale to już rozważania poza opowiadaniem ;)

 

Reg: Obietnica radości też motywuje :)

W kwestii nieszczęsnego gramofonu, to skoro zeszło już na takie technikalia, to proszę bardzo: puszczona na przyśpieszonych obrotach płyta (lub kaseta analogowa) odtwarza dźwięki o podwyższonej częstości. Mam więc efekt balonika z helem. Fakt, muzyka będzie miała szybsze tempo, podobnie jak mowa, ale główny efekt to będzie właśnie owo nieznośne skrzeczenie. Jeśli obroty przyśpieszą o powiedzmy 15-20%, to przyśpieszenie tempa będzie nieznaczne, natomiast podwyższenie częstości będzie bardzo mocno odczuwalne przez ludzkie ucho (i bardzo irytujące). Dlatego nadal uważam, że cała wyrafinowana metafora jest nietrafiona.

W komentarzach robię literówki.

To zależy jak na to patrzysz. W FL studio (lub innym kombajnie muzycznym, z odpowiednim pluginem udającym analog) jeżeli nagrasz na pianinie fragment w formie nieedytowalnej, możesz naciskając dowolny przycisk na klawiaturze midi uzyskać przyśpieszenie oraz podniesienie tonacji (co zapewne można wykonać w inny sposób). W pewnym momencie efekt staje się komiczny, ale jest dużo poziomów, na których ma sens. Powolny utwór pianistyczny w stylu Chopina będzie brzmiał jak odgrywany na Klawikordzie. Tak przetworzony utwór pasuje do pozytywki nawet bardziej niż oryginalny. Brak wokalu ułatwia sprawę.

 

Jeżeli dźwięk powolnego utworu pianistycznego, przeradzający się w szybkie partie Klawikordu jest skrzeczeniem, to jest to już bardziej osobista preferencja. W pewnym momencie skrzeczenie nastąpi, ale jak szybko? Czy pokrętło musi być tak czułe, że po przesunięciu o kilka stopni wywali obroty na 75? Niekoniecznie.

 

Zgodzę się jednak, że gałka czy pokrętło mogą mylić. Zmodyfikowałem fragment, nie wiem czy zwróciłeś na to uwagę. Natomiast uważam, że przyśpieszenie płyty spełnia warunki, można by się pokusić o usunięcie gramofonu na rzecz czegoś innego, ale może inni inaczej to odbiorą. Mniej rygorystycznie :)

Mnie się nawet podobało.

Fabularnie to miniaturka, ale rozkręca się na tyle wolno, że nie zmieściłeś się w szorcie.

Zaskoczyło mnie, że do tak istotnej zmiany wystarczy udzielana bezmyślnie zgoda. Wszyscy wiedzą, że czasem klika się bezmyślnie na wszystkie zgody, żeby obejrzeć śmieszny obrazek, przeczytać artykulik na pół strony itp. Ale gdyby ktoś podpiął pod te kliki zgodę na wycięcie nerki czy wzięcie kredytu, wybuchłaby dzika awantura. A tu zmiana jest jeszcze ważniejsza. Dziennikarze o tym nie piszą, oburzeni ludzie nie plotkują? Ta łatwość mi zgrzytnęła.

Ojciec natychmiast włączył nagranie, twarz matki wyświetliła mu się w polu widzenia,

Ojciec raczej widział twarz byłej żony niż matki.

Babska logika rządzi!

Dzień dobry Finklo:

 

Bardzo miło, że Ci się podobało. Masz rację z tym szortem. Nie wspomnę, że pomysł chciałem zawrzeć w drabble, ale szybko zrezygnowałem z tej formy i usiadłem natychmiast do pierwszych zarysów czegoś nieco dłuższego.

 

Wierzę, że potwierdzanie regulaminów, które doprowadzają do transferu człowieka na tamten świat może być kontrowersyjne, a wręcz niewiarygodne. Być może ten element wymagałby cięższego opisu. Jednak do takiego łatwego ujęcia tematu (który nie uważam za idealny) skłoniła mnie dewaluacja wartości człowieka w społeczeństwie, którą zauważyłem przez ostatnie kilka lat. Pewnie zawsze tak było, ale pierwszy raz spotkałem się w sytuacji, kiedy osoby teoretycznie będące zaufanymi osobami publicznymi, nawołują wręcz do linczu na innych ludziach, praktycznie bez konsekwencji. Do tego te rzeczy dzieją się teraz, a nie w literaturze czy w książkach historycznych (ponoć żyliśmy w czasach końca historii). Później nastąpiły inne sytuacje, które znamy i pomyślałem, że jednak “życie ludzkie jest najwyższą wartością” nie jest do końca zdaniem prawdziwym. Kiedy już w naszych czasach przekonujemy się, że wartość człowieka ulega swego rodzaju inflacji, to czy po kilkudziesięciu latach nie dojdziemy do momentu, w którym przeniesienie do wirtuala będzie niewiele się różnić od odwiedzenia strony internetowej? Myślę, że wartość życia ludzkiego jest tutaj istotna. Właściwie powinno mnie cieszyć, że nie tylko Tobie zgrzyta taki opis. Może to przesada, że życie ludzkie tak bardzo straci na wartości, że odejście w wirtual będzie łatwiejsze od podróży samolotem. Chyba, że powolnymi krokami ktoś doprowadzi nas do sytuacji, w której przestaniemy się szanować.

 

Poprawiłem pomieszanie z żoną i matką ;)

Przez złączone dłonie mężczyzn przebiegły impulsy dzięki mocy obliczeniowej wielokrotnie przewyższającą możliwości maszyn z czasów lądowania na ziemskim satelicie.

 Czy mam rozumieć, że te impulsy przebiegały, bo miały większą moc obliczeniową niż komputery z lat 60 ubiegłego wieku? Przyznam, że się nie znam, ale czy impulsy aby na pewno mają moc obliczeniową?

A nawet jeśli mają, to przebiegły dzięki mocy obliczeniowej wielokrotnie przewyższającej…

 

Ojciec natychmiast włączył nagranie, twarz żony wyświetliła mu się w polu widzenia, jasna jak wschodzące Słońce. Mimo dawnych kłótni i nieporozumień, znalazła w sobie dość siły na niemal szczery uśmiech.

Czy to twarz żony znalazła w sobie siłę na niemal szczery uśmiech?

 

Obydwaj wyrazili kiedyś zgody na udział w programie testowym. Zupełnie bezwiednie, choć bardziej z przyzwyczajenia.

Zgodę. Obaj wyrazili, czy też każdy z nich wyraził jedną zgodę na udział w programie.

Słowem choć wprowadzamy zdanie podrzędne (lub wyrażenie mu równoważne), którego treść jest w jakimś stopniu przeciwna treści zdania nadrzędnego. W tym wypadku bezwiednie i z przyzwyczajenia znaczą właściwie to samo, więc spójnik choć nie ma tu zastosowania.

 

– Niezły ten kotek (PLUS PRZECINEK) Kurcie, takich śmiesznych nie widziałem od dawna. Jaki puszysty! Musieli go karmić dobrym mięsem.

Czekaj, panowie ściskają sobie dłonie, co powoduje przepływ danych. Syn wysyła ojcu zapis z rozmowy z matką. I tu pojawia się pierwsze pytanie: czy matka wiedziała, że ta rozmowa będzie przekazana jej eks. Raczej musiała, skoro siliła się na uśmiech. Natomiast jak się mają do tego kotek i kredyty już nie rozumiem.

 

Obydwaj wybrali się na wspólny wypad do parku rozrywki.

Spotkali się przed parkiem rozrywki, a więc się do niego wybierali.

 

Z parkingu miejskiej kolei podeszli pod bramę przypominającą ogrodzenie tajnego obiektu wojskowego, którego wielki szyld mieścił napis „Kwantowy Jar”.

Hmm, czy brama przypominała ogrodzenie tajnego ośrodka wojskowego o nazwie Kwantowy Jar?

 

– No dawaj (PLUS PRZECINEK) stary człowieku, wejdźmy wreszcie do "Pozytywki". Zobaczymy jak się kurczysz w zmarszczkach!

Takich gramatycznych babolków i niezręczności jest w tekście więcej. I trochę to przegadane.

Wyjątkowo wredy skurczybyk z tego tatusia. Najpierw mówi synowi, że obaj nie umrą, a potem funduje mu śmierć i informuje go, że powolutku zabija też matkę, która miała czelność ułożyć sobie życie po swojemu, z kimś innym. Dziwi mnie łatwość wyrażania zgody na procedurę. Fakt, ci, którzy dali się głupio złapać są już w wirtualu, ale jakieś rodziny jednak zostały, ktoś narobiłby krzyku.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj, Irka_Luz.

 

Dziękuję za Twój komentarz. Przejrzałem Twoje uwagi i wprowadziłem zmiany w tekście. Kilka rzeczy wyjaśnię dodatkowo:

 

Raczej musiała, skoro siliła się na uśmiech. Natomiast jak się mają do tego kotek i kredyty już nie rozumiem.

To po prostu dodatkowe elementy, które Kurt “zaszył” w jednej sesji przekazywanych danych. Coś jakby spakować w folder skompresowany dokument CV i zdjęcie z wakacji dodatkowo. Po prostu wyraz przyjaźni syna, dobrej woli. Nie tylko przekazuje nagranie od matki, która zdecydowała się w ten sposób jednostronnie skontaktować z ojcem (obraz nie jest “na żywo”), ale dorzuca jakieś drobnostki od siebie.

 

Wyjątkowo wredny skurczybyk z tego tatusia. Najpierw mówi synowi, że obaj nie umrą, a potem funduje mu śmierć i informuje go, że powolutku zabija też matkę, która miała czelność ułożyć sobie życie po swojemu, z kimś innym. Dziwi mnie łatwość wyrażania zgody na procedurę. Fakt, ci, którzy dali się głupio złapać są już w wirtualu, ale jakieś rodziny jednak zostały, ktoś narobiłby krzyku.

Słuszna uwaga. Zgoda była łatwa, jest to temat kontrowersyjny z naszego punktu widzenia i wymagałby sporego uzasadnienia w dłuższym tekście. Właściwie nie umarli, przeszli do życia, które według ojca jest tą wymarzoną wiecznością. Jest jednak świadomy, że matka nie przejdzie do nich ani podstępem, ani świadomie, więc liczy na jej rychłą śmierć w realnym świecie, a wcześniej częściowe transfery różnych jej części.

 

Na końcu wypunktowałaś całkowicie sensownie, “co na to rodziny”? To bardzo dobre spostrzeżenie, przyznam, że nie rozmyślałem dużo o tej skali problemu. Myślę, że tekst kończy się w momencie, w którym reakcja matki nie mogła zostać jeszcze zarejestrowana i opisana. Musiałoby upłynąć kilka godzin po “przejściu”, zanim doszłoby do zaniepokojenia matki. Więc przy dłuższej formie na pewno byłaby to sprawa, którą należałoby dobrze opisać. Tutaj opowiadanie kończy się na pewnym zawieszeniu sytuacji. Spojrzenie z perspektywy świata matki mogłoby wiele uściślić. Jak sprawa wygląda globalnie? Wydaje mi się, że jak w każdych czasach, pojawiają się szaleńcy, o których świat dość szybko zapomina, ale nie są zwykle większością czy codziennością. Myślę, że opisany przypadek jest pewnym ewenementem, do tego względnie subtelnym. Przynajmniej do czasu.

 

 

 

 

 

 

Witaj.

W Twoim opowiadaniu został poruszony dość ważki problem – emocje dziecka (choćby już dorosłego) z rozbitej rodziny. Taka zmiana zawsze wpływa na psychikę. Jeśli nie dochodziło wcześniej do poważnych zajść (sadyzm, znęcanie się, bicie itp.), dziecko zazwyczaj stara się pamiętać “stare, dobre czasy” i nadal darzyć miłością oboje rodziców, mieć z nimi kontakt, a może nawet wierzyć, że rodzinę da się jeszcze odbudować. 

Sporo fragmentów jest dla mnie całkiem niejasnych, spowitych tajemnicą, niedopowiedzianych, ale – jak rozumiem – na tym polega urok całości. Zgadzam się z AdamemKB, że to horror. Sceny z rozpadem ciał mimowolnie przypominają “Ducha”. 

 

Moje sugestie co do spraw technicznych:

Jeśli ktoś przy nim majstrował, musiał włożyć w to więcej wysiłku, niż było warto. Nieco wysiłku na pewno wykazał Kurt, przekazując również kilka kredytów z długą datą ważności i zdjęcie śmiesznego kotka. – trochę mi zgrzytnęło powtórzenie w zdaniu po zdaniu tego samego słowa

 

Transakcja została zakończona pomyślnie, z brakiem zarejestrowanych strat w przesyle. Raporty o stanie transakcji wyświetlały się za każdym razem – tu podobnie

 

Takich fragmentów jest więcej, np.:

Gdy jesienna aura wypełniła zupełnie otoczenie, wcześniej zielone i jeszcze letnie, trafili na ogrodzony teren. Składał się z wielu ogrodzonych niewielkich placów, z których każdy wyglądał nieco inaczej od sąsiedniego.

 

Pokój, w którym się znaleźli (przecinek) był okrągły.

 

Wśród wszechobecnej czerni, (bez przecinka) widzieli siebie dokładnie przez odpowiednio ustawione światła, maskujące jednocześnie części elektroniki podpiętej przy suficie.

 

Przeszli przez szpaler zielonych drzew, który przeistoczył się w rdzawy tunel koron (przecinek) z których spadały już jesienne liście. – powtórzenie

 

Pozdrawiam. 

Pecunia non olet

Przeczytałem. Nie moje klimaty. Zbyt horrorowaty tekst, ale pomysł doceniam. Pozdrowienia.

 

Hej Bruce!

 

Dziękuję za przekazane uwagi. Poprawiłem wskazane w tekście zdania. Będę zwracał większą uwagę na powtórzenia. Emocje dziecka są ważne, choćby dlatego, że to późniejsze emocje dorosłego. Człowiek o tym zapomina czasem, nawet w odniesieniu do siebie, nieświadomie wykonując scenariusz, który napisał mu “dom”. Czasem nawet świadome unikanie oczywistych błędów, przykrywa tylko przekazywanie toksycznych zachowań, które nie są proste do zrozumienia. Na przykład brak nadużywania alkoholu to tylko powierzchowna reakcja na błędy w rodzinie. Pod tą wstrzemięźliwością może kryć się ogrom nienawiści i “złych skojarzeń” wywołujących agresję w nieodpowiednim kierunku (na przykład w stronę dziecka).

 

Widzę, że sugestia określenia opowiadania jako horror powtarza się. Spróbuję wprowadzić zmianę kategorii. Usunąłem również groteskę, zgodnie z tym co zasugerował AdamKB (skoro już mamy horror).

 

 

Hej Koalu!

 

Dziękuję za odwiedziny. Widziałem, że dodałeś do kolejki. Myślałem o Twoim podejściu do horrorów, ale czułem się zbyt niepewny w określeniu gatunku, żeby ustawić opowiadanie jako horror ;)

Dzięki za docenienie oraz kolejny głos w temacie gatunku!

 

Bardzo mi miło, Vacter, dziękuję. 

Masz całkowitą rację – zapomina się o emocjach dziecka, a one są potężne i ważą potem nad całym życiem. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Można jeszcze zadać pytanie: Na ile powinniśmy rozumieć trudną sytuację innych, a na ile powinniśmy ludzi traktować jako w pełni odpowiedzialnych za swoje czyny? To jest problem, bo jedni rozpracują sobie wszystko, ale będą żyli wśród tych, którzy dalej funkcjonują we mgle niezrozumianych emocji sprzed lat.

 

Jednak idąc tropem zrozumienia, dojdziemy do wniosku, że nikt niczego nie dokonuje i nie istnieje wolna wola, bo życie człowieka to domino pokoleniowe.

 

Mam wrażenie, że czasem jest tak, ze jak ktoś pada, to się go podnosi. Jednak kiedy stoi to się go w mordę wali :)

 

 

Mam wrażenie, że czasem jest tak, ze jak ktoś pada, to się go podnosi. Jednak kiedy stoi to się go w mordę wali :)

 

Przykre, lecz okrutnie realne. crying

 

Można jeszcze zadać pytanie: Na ile powinniśmy rozumieć trudną sytuację innych, a na ile powinniśmy ludzi traktować jako w pełni odpowiedzialnych za swoje czyny?

 

Też często zastanawiałam się np. nad tym, na ile można “wybaczyć/zrozumieć” sadyście/sadystę, który po prostu sam niegdyś był ofiarą i teraz znęca się nad innymi, bo nie nauczono go niczego innego. Czy to go w ogóle usprawiedliwia? A może – wręcz przeciwnie – właśnie dawne ofiary sadyzmu nie powinny same w przyszłości tak postępować? 

Temat – rzeka… 

Pecunia non olet

To prawda, jest to temat rzeka. Ostatnio przyszło mi do głowy, że niektórzy są uwikłani w sytuacje, w których po prostu nie mogą się zmienić, bez ryzyka odpadnięcia z wyścigu. Muszą gnać, nie okazywać słabości i nadal odczuwać jakieś zadowolenie. Więc wykorzystują sprawdzone techniki, czasem z przeszłości.

 

Niektórzy musieliby niemal dosłownie “sprzedać wszystko co mają” i pójść za kimś lub za czymś. Jednak wszelkie zobowiązania, które były niegdyś obietnicą szczęścia, skutecznie utrudniają ewentualną drogę naprawy. Dlatego chyba już nie jest tak popularny coaching, co różnego rodzaju medytacje. Czyli nie zmieniam spraw, ale pracuję nad uznaniem, że niczego nie ma i wszystko zależy od mojego podejścia do sytuacji.

Ostatnio czytam “Pawilon szósty” Czechowa (to właściwie opowiadanie, powinienem już skończyć). Myślę, że prowadzone tam dialogi (a nawet wszystko inne) doskonale podejmują temat “czucia” i “ignorowania” związanego z medytacjami, stoicyzmem etc. Choć wcale nie neguję, że dystans do odczuwanych nieprzyjemności różnego rodzaju jest rzeczą dobrą i wielu ludziom tego brakuje na co dzień. Jednak faktem jest również to, że jednostkom o pewnym statusie społecznym łatwiej osiągnąć taką naziemną nirwanę niż innym, nie mającym odpowiedniego statusu :)

 

(…) faktem jest również to, że jednostkom o pewnym statusie społecznym łatwiej osiągnąć taką naziemną nirwanę niż innym, nie mającym odpowiedniego statusu :)

Niestety… 

Pecunia non olet

Hej, Vacter

Ciekawy prawie-szort. Nie jestem na świeżo po lekturze, ale miałem dwa przemyślenia:

 

Cytując Finklę:

Zaskoczyło mnie, że do tak istotnej zmiany wystarczy udzielana bezmyślnie zgoda.

Drugie przemyślenie:

Scena, w której bohaterowie znajdują się w pozytywce, jest straszna. Znaczy strasznie dobra :)

Całość mi się podobało, było krótkie i trochę abstrakcyjne. Przyjemnie się czytało.

 

Pozdrawiam

Hej Ramshiri,

 

Dziękuję za pozytywny komentarz. Pewne nieoczekiwane rozwiązania trzeba zapewne w tekście argumentować ciężej, żeby czytelnikowi nie zgrzytało. Zwrócę na to uwagę.

 

Chciałem napisać drabbla w pierwszej wersji, ale zrozumiałem, że to jednak za mało. Wystrzeliłem w stronę szorta, ale nie trafiłem równo w 10 000.

 

Mam nadzieję, że lektura była interesująca, a przynajmniej niemęcząca :)

Powiadasz, że celowałeś w drabelka, ale wyszło Ci 12,5 kilo znaków? Duży rozrzut. ;-)

Babska logika rządzi!

Tak, to niestety pokazuje jak dużo mogłem mieć na myśli pisząc drabble do tej pory. Wziąłem sobie do serca komentarze i zamiast oczekiwać zdolności jasnowidzenia, napisałem więcej ;).

Ale do drabbli jeszcze wrócę.

Hej, przybyłam z komentarzem. :)

 

We wstępie jest zapowiedź tego, co dostaniemy w opowiadaniu. I to dość rozbudowana zapowiedź, jak na krótką formę. Chyba wolałabym nie mieć aż takich podpowiedzi, choć z drugiej strony rozumiem, że dla kogoś, kto szuka konkretnego opowiadania, zachęci to lub nie. ;)

 

Czytam początek i mam takie silne wrażenie Twojego pisania. Chyba nigdy nie miałam czegoś takiego na forum, ale może to kwestia, że Ty się dużo udzielasz na SB (ja zresztą też xd) i może Twój styl pisania gdzieś mi w głowie został. Wspominałam już chyba, że Twój styl wypowiedzi kojarzy mi się z bohaterem „Oderwij wzdłuż linii” (swoją drogą, naprawdę świetny, króciutki serial).

 

Ale do rzeczy. Pierwszy akapit jest bardzo długi. Myślę, że przydałoby się go rozdzielić na minimum dwie części. Nadałoby to przejrzystości i pozwoliłoby czytać bez zagubienia (ulituj się nad tymi, co czytają na komórce ;)), a poza tym zachęciłoby bardziej do tekstu, bo widząc taką ścianę tekstu już na samym wstępie, to może trochę odstraszyć. ;)

 

O matce nie wspomniał, ich drogi rozeszły się kilka lat temu, choć czasem chciał się dowiedzieć jak sobie radzi.

Z czyjego punktu widzenia jest narracja? Wszystkowiedzącego? Bo jeśli tak, to powyższe zdanie brzmi dziwnie. Tak, jakby ojciec nie wspomniał o swojej matce, a przecież chodzi o żonę?

 

Podoba mi się pomysł na przekazywanie danych za pomocą złączonych dłoni. Kto wie, może taka przyszłość nas czeka. ;) Zaciekawiłeś mnie też tą wzmianką, że materiał był czysty, więc jeśli ktoś przy nim majstrował, to zadał sobie trud. Czyżby ktoś majstrował?

(Edycja: z opowiadania nic takiego nie wynika, więc ta wzmianka jest jak dla mnie zbędna).

 

Dochodzę do momentu pomysłu odwiedzenia parku rozrywki. Trochę za dużo streszczeń jak na mój gust. Wiem, że są osoby, które streszczenia bronią i okej, szanuję to, każdy czyta to, co lubi. Mi tutaj brakuje po prostu elementu zaskoczenia, takiego punktu zahaczenia, który wciągnie mnie w tekst i od początku sprawi, że będę ciekawa „co dalej?”.

 

W tym przypadku fajnie, gdybym nie wiedziała, że ojciec i syn zaniedbali kontakt, gdybym musiała się o tym dowiedzieć z tekstu, z ich interakcji. Na początku Kurt podaje ojcu dane rozmowy z matką, mamy informację, że byli kiedyś skłóceni, ale to przeszłość. Dlatego dla mnie ciekawsze byłoby odkrywanie tych kart powoli, zaskoczenie, że poszli gdzieś razem, mimo że ich relacje nie są idealne.

 

Mimo podziałów, próbował zachować pełny kontakt z synem. Wierzył, że dobrze wychowany chłopak to najlepsza inwestycja dla przyszłego staruszka. Obydwaj zdecydowali się na wspólny wypad do parku rozrywki, by odnowić zaniedbany kontakt.

Tutaj coś mi się gryzie. Ale po kolei: pierwsze zdanie sygnalizuje, że ojciec Kurta próbował zachować pełny kontakt z synem, więc skąd w trzecim zdaniu ta wzmianka o zaniedbaniu kontaktu? Jeżeli tylko próbował, a nic nie robił, to pierwsze zdanie nie ma sensu. Próbować to sobie można… No i drugie zdanie: Eem… co? Skoro tak wierzył, że dobrze wychowany chłopak to inwestycja, to czemu nic nie robił i zaniedbał kontakt? Ja bym te ogólniki wprowadzające zamęt wyrzuciła.

 

Dwóch facetów, gotowych na przygody i odrobinę wolności.

A czemu odrobinę wolności, byli w więzieniu albo mieli ciężkie życie bez możliwości wychodzenia z domu?

 

Obydwaj zdecydowali się na wspólny wypad do parku rozrywki, by odnowić zaniedbany kontakt.

okolicy i pierwszą planowaną atrakcją wspólnego wypadu.

 

Tutaj w pierwszym zdaniu piszesz, że zdecydowali się na wypad do parku rozrywki, a dalej w tekście można przeczytać, że to była pierwsza planowana atrakcja wypadu. Czyli jak w końcu: wypad dotyczył tylko parku rozrywki czy był jednym z elementów?

 

odezwał się Kurt siadając na ławce.

Ja tam lecę na czuja, więc dałabym przecinek. ;) Dwie czynności to jednak dwie czynności.

 

Ten dialog trochę taki za szybki, ledwo się spotkali, a już kawa na ławę i to tak na luzie, bez stresu, bez niezręczności. Brzmi to jak ułożona w głowie przemowa, spisana na kartce i czytana przez Kurta bez zająknięcia. Jak go męczy separacja, skoro podchodzi do tego tak lekko i mówi o tym otwarcie?  

 

Pobędziemy ze sobą tyle ile trzeba

Przecinek się zgubił przed ile.

 

Podoba mi się, że ojciec podjada orzeszki. Zawsze cenię takie elementy opisów czynności zamiast w kółko „powiedział”, „odparł” itd. ;)

 

Dialogi brzmią czasami topornie i mam na to pewną radę: czytanie na głos. Pomyśl sobie, że mówisz do kogoś tak na szybko, w trakcie rozmowy i powtórz słowa Kurta: zazwyczaj w mowie nie wypowiadamy aż tak długich słów, raczej w pośpiechu powiemy wersję skróconą. 

 

– Kocham was obydwoje i chciałbym, żeby nic nas nie dzieliło. Nie chcę słyszeć nic o prawdziwym umieraniu! Wiem, że dzisiaj na pewno przynajmniej z nudów nie umrę, tato!

Moja propozycja:

– Kocham was i nie chcę, żeby… no, żeby coś nas dzieliło. Nie chcę słyszeć o umieraniu! Wiem, że dziś raczej nie umrę z nudów, tato!

 

Jeżeli słowo „prawdziwym” przy umieraniu jest ważne, to można dodać. I nie, nie mówię, że moja wersja jest do wklejenia do Twojego opowiadania, bo to Twoje opowiadanie i Ty o wszystkim decydujesz. Ja tylko polecam przeczytać Ci jedną i drugą wypowiedź na głos. ;) Tylko o to mi chodzi, o pokazanie różnicy. ;)

 

Po gwiazdce znowu mamy obszerny akapit i znowu chętniej czytałabym go przy podziale na dwie części. A poza tym bileter i jego oko skojarzyło mi się z Moodym z HP. :D

 

Ciekawie przedstawiasz świat, ta fontanna i znikające w niej śmieci, nie spotkałam się z czymś takim, podoba mi się, że naturalnie do tego podchodzisz, że ludzie wrzucają tam kolejne śmieci, żeby tylko patrzeć, jak znikną.

 

Tutaj następuje ten haczyk, o którym wspominałam: rozpalenie ciekawości. Tytuł opowiadania to Pozytywka Śmierci i kiedy ojciec z synem wchodzą do tej atrakcji, od razu uruchamia mi się tryb „o kurczę, ciekawe co to będzie?” i sprawia, że opowiadanie mnie wciąga.

 

już łapał oddech.

Muzyka grała już szybko

Powtórzenie „już” trochę psuje klimat, to wyżej można wyrzucić. Poza tym – robi się mrocznie, mamy śmiechy i luz u bohaterów, a wiemy, że coś jest nie tak. To sprawia, że atmosfera się zagęszcza.

 

śmiech ojca przerwało całkowite opadnięcie na podłogę.

To zdanie mi nie pasuje, zwłaszcza to „całkowite opadnięcie”.

 

Za to klimat jest mroczny, proces starzenia widowiskowy i realistyczny, taka makabra w niby niewinnej zabawie. Ostatni akapit jest naprawdę dobry. Wychodzą Ci te opisy uśmiercania w przyśpieszonym tempie, wychodzą.

 

– Wiesz co Kurt?

Przecinek przed Kurt.

 

– Wiesz co Kurt? Jaki ty stary byłeś, nawet jak już czułem, że całkowicie padnę, widziałem, że ledwo trzymałeś się na nogach. – Klepnął syna w plecy.

– Tato, a ty siebie już obejrzałeś? Tak charczałeś przy śmiechu na końcu, jak stara pralka z filmiku.

Ten dialog jest o wiele lepszy niż poprzednie. Taki naturalniejszy.

 

– Tato co się dzieje z tą wodą?

Przecinek po „tato”.

 

Wyszli z atrakcji i to mi się podoba, trochę obawiałam się standardowego rozwiązania: atrakcja okazuje się prawdziwa, więc umierają i koniec opowiadania. Cieszy mnie, że tego uniknąłeś. ;)

 

że dalsze życie po atrakcji zostanie zapewnione w wirtualnym odpowiedniku świata zwanego dalej „realnym”.

O kurczę, CO?! Co to za atrakcja, że coś takiego funkcjonuje i nie informują o tym wielkimi literami na wstępie? Ogólnie pomysł jest świetny, zaskoczyłeś mnie, a to na duży plus. Ale brakuje mi tutaj logicznego podejścia, bo regulamin regulaminem, ale istnieją przecież ludzie, którzy go nie czytają i powinno to być mocniej podkreślone.

 

Kurt ukrył twarz w rękach, płakał choć nie czuł łez.

Przecinek przed „choć”.

 

– Ty skurwysynu… Ty wiedziałeś o tym!

Naturalniej brzmi jak nie ma drugiego „ty”. A poza tym dobrze oddane emocje.

 

– Kurt zrobiłem to dla ciebie!

Przecinek po „Kurt”.

 

Czy teraz nie spędzimy razem życia tak jak chcemy.

Dziwne zdanie.

 

Przeszli przez szpaler zielonych drzew, który przeistoczył się w rdzawy tunel koron kasztanów. Spadały

To bym dała w osobnym akapicie.

 

Gdy aura pełna żółci i brązów wypełniła zupełnie otoczenie,

Słowo „zupełnie” zbędne.

 

mijając wiele sytuacji codziennych.

To puste słowa, lepiej napisać, jakie sytuacje, wystarczy krótko podać jedną czy dwie albo nic nie podawać. ;)

 

stając z chwili spokoju objął syna z tyłu i tłumaczył:

Hm, to brzmi tak, jakby objął go tak przytulając od tyłu, a chyba nie o to chodzi?

 

 oddał jej zapominając o sprawie.

Przecinek po „jej”.

 

Ostatni akapit znowu długi, polecam podzielić. ;) Poza tym bardzo ładnie, tak malowniczo opisany. ;)

 

Ojciec usiadł po drugiej stronie i patrzył jak dwa liście spadając na ziemię, przeniknęły się pozostając złączone w wyniku jakiejś anomalii.

Tutaj przekombinowane zdanie.

 

widok swojego znienawidzonego męża.

Zbyt mocne słowo jak na początek, w którym mamy tylko „niemal szczery uśmiech”, a skoro uśmiech, to ciężko o faktyczną nienawiść.

 

Pomysł miałeś bardzo ciekawy, świat przyszłości, fontanna, tytułowa Pozytywka, w której uczestnicy doświadczają prawdziwej śmierci, przenosząc się do wirtualnego świata. Trochę za mało było dla mnie relacji na linii ojciec-syn, ale tekst jest krótki, więc też nie jest to duży zarzut.

 

Jeszcze odnośnie tej atrakcji, w której podpisywanie regulaminu wystarczy do uśmiercenia.

Patrząc na to logicznie, to zbyt naciągane, że wystarczył podpis do odejścia ze świata. Dlatego warto może podkreślić, że w tym świecie większość ludzi chce przejść do tego drugiego świata, że to normalne i popularne, że nikogo to nie dziwi. Wtedy unikniesz problemu, że wystarczył zwykły podpis.

Myślę, że może przydałby się jakiś dialog ojca i syna o wujku, który przeszedł do tego świata i zrobił to na urodzinach? Może coś w stylu przechodzenia do świata po zakończeniu wszystkich swoich spraw? Może rozmowa o tym, że kiedyś to uśmiercanie i trafianie do wirtualnego świata było tylko dla wybranych, a teraz to powszechne i nikogo nie dziwi?

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Hej Ananke. Bardzo dziękuję za ten komentarz. Od rana wezmę się za robotę i wszystko przebadam. Podobają mi się Twoje wskazówki. Chciałem jednak już teraz coś napisać ;)

Dziękuję za odpowiedź. ;) Mam nadzieję, że nie byłam zbyt przemądrzała, ale trochę emocje mną targają. ;)

 

Mam nadzieję, że jeszcze pogadamy tu pod opowiadaniem. ;)

Dobry wieczór Ananke,

 

Przebrnąłem przez epopeję Twojego komentarza i miło mi, że tak dokładnie przebrnęłaś przez mój tekścik. Wprowadziłem poprawki, jednak kilka z nich wymaga jeszcze czasu. Mam plan poprawić dialogi na początku oraz dopisać fragment opisujący życie matki poza światem opowiadania. Według moich rozmyślań, tam znajdziemy odpowiedź na łatwość przejścia oraz inne sprawy.

 

Wiele rzeczy, o których piszę, przeważnie “widzę”. Pewnie im mniej sobie wyobrażę, tym trudniej mi coś dobrze opisać. Dialogi też łatwiej pisać wyobrażając sobie bohaterów w sytuacjach niż lecieć na flow. Spróbuję początek dialogów odegrać lepiej i naturalniej. Pisałem je z zamysłem, że bohaterowie są trochę na wyjściowym haju, jednak więcej to miało wspólnego z pierwotną wersją. Owa pierwotna wersja praktycznie pozbawiona była emocji. Ale to już inny temat :)

 

Pozytywka od początku była centralnym punktem i od niej się wszystko zaczęło. Od tej wizji. Po prostu to zobaczyłem, siedząc sobie dokładnie tu, gdzie siedzę pisząc te słowa.

 

 

Dużo mi daje to co napisałaś. Czasem człowiek się zastanawia, czemu coś nie zagrało. Czasem wie, że coś nie gra, ale nie jest pewien, czy nie przesadza z wyczuciem. Jeżeli coś mi pasuje, a innym nie, to zwykle problemem jest to, że nie opisałem kawałku świata, który już wymyśliłem i na jego podstawie pisałem dalej.

 

Ach, i ojciec stał tam za synem. Tak.

I Tobie też dobrego wieczoru życzę. :)

 

O, jestem ciekawa tego fragmentu poza światem, jak już dopiszesz to daj znać. 

 

Też sporo sobie wyobrażam i mam problem z opisami, bo w głowie wszystko jest, więc niekoniecznie chce mi się to przelewać na papier. 

 

A co do Pozytywki to pomysł bardzo ciekawy, lubię motywy, w których początkowo nie wiemy, że bohaterowie trafili do innego, w tym przypadku wirtualnego świata. Ostatnio oglądałam taki serial. ;) 

 

Wiesz, czasami coś nie gra kilku osobom, a dla innych jest okej. ;) Grunt to po wskazaniu przez komentujących, zastanowić się, co sami myślimy. Ja za często lecę w abstrakcję i niekoniecznie większość wie, o co mi chodzi, więc jak mnie ludzie hamują i piszą, że nie rozumieją, to wolę mimo wszystko napisać następnym razem bardziej zrozumiale. A przynajmniej się staram :)

 

 

Wiem, że niektórzy się tutaj zastanawiali jak to możliwe, że z łatwością udzielono zgody na przejście do wirtuala? Ostatnio w TV leci reklama, która zachęciła mnie do powrotu tutaj:

https://www.youtube.com/watch?v=JRqISh3PaRE

 

Jak ją oglądam, to wydaje mi się jakby po skanowaniu skończył się już żywot bohaterów i byli już w wirtualu. Reklama wydaje mi się dość niepokojąca.

 

 

Zero zastanowienia, po prostu akcja reakcja. Na co dzień nie jest inaczej, taka jest kultura funkcjonowania w internecie i podpisywaniu zgód wśród większości. A jeżeli tak łatwo z miejsca bezmyślnie przekazać tzw. wrażliwe dane, to jaki problem wprowadzić przepisy pozwalające na bardziej inwazyjne rzeczy, tak jak dzieje się to w przypadku ryzykownych zabiegów medycznych?

 

No i jeszcze kwestia winyli, która tutaj stała się jakąś niezgodą straszliwą. Przed momentem przez pomyłkę gałką nastawiłem 45 zamiast 33. Przesłuchałem tak kawał utworu, brzmiał dobrze i naturalnie. Skumałem dopiero jak wolna sekcja trąbek, zamiast dostojnie, brzmiała dynamicznie i galopująco. Ale jakość na tym przyśpieszeniu nie została utracona.

Nowa Fantastyka