- Opowiadanie: AmonRa - Czasem wystarczy zmienić nastawienie

Czasem wystarczy zmienić nastawienie

Opis: lekka, (mam na­dzie­ję, że) przy­jem­na hi­sto­ryj­ka na je­sien­ny wie­czór. 

Wska­za­nia do lek­tu­ry: wy­pa­le­nie za­wo­do­we, je­sien­na chan­dra, roz­draż­nie­nie ota­cza­ją­cą rze­czy­wi­sto­ścią, po­czu­cie bez­sen­su i bez­ce­lo­wo­ści. 

Daw­ko­wa­nie: naj­le­piej na raz, bo tekst nie jest długi ;)

Prze­ciw­wska­za­nia: brak.

Ważne przed za­sto­so­wa­niem: zro­bić sobie her­ba­tę.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Czasem wystarczy zmienić nastawienie

 – Jak zwy­kle wy­glą­da pani kwit­ną­co, pani Na­pusz­ko! Z każ­dym dniem młod­sza i pięk­niej­sza.

Jeśli praca w skle­pie Ma­gicz­ne wszyst­ko­ści na różne oko­licz­no­ści na­uczy­ła cze­goś cho­chel­kę Za­gwozd­kę, to na pewno kła­ma­nia bez mru­gnię­cia okiem. Na­pusz­ka wy­ka­zy­wa­ła za­dzi­wia­ją­cą od­por­ność na ma­gicz­ne maści i mgieł­ki, które po­pra­wia­ły urodę, ale i tak raz na jakiś czas zo­sta­wia­ła we Wszyst­ko­ściach astro­no­micz­ne sumy zło­śni­ków. Wy­star­czy­ło tylko umie­jęt­nie kar­mić ją kom­ple­men­ta­mi.

– Ależ dzię­ku­ję, moja droga – od­par­ła Na­pusz­ka, chi­cho­cząc przy tym de­ner­wu­ją­co. – Przy­szłam po wię­cej tej cu­dow­nej maści. Za­uwa­ży­łam jed­nak, że spe­cy­fik dzia­ła le­piej, gdy leży na półce kró­cej niż mie­siąc. Czy mo­gła­byś zna­leźć dla mnie sło­iczek z naj­now­szej do­sta­wy?

Za­gwozd­ka ski­nę­ła głową i od­wró­ci­ła się od klient­ki, nim ta do­strze­gła na jej ob­li­czu na­ra­sta­ją­cą iry­ta­cję. Na­le­ża­ło otwo­rzyć teraz wszyst­kie pudła i kar­to­ny, by od­na­leźć pro­dukt dla sta­rej jędzy.

Ma­new­ru­jąc po­mię­dzy re­ga­ła­mi Za­gwozd­ka po­my­śla­ła, że praca coraz bar­dziej dzia­ła jej na nerwy. Czte­ry mie­sią­ce temu da­wa­ła radę tu prze­żyć, lecz teraz, gdy sze­fo­wa z oszczęd­no­ści do­pro­wa­dzi­ła do re­duk­cji eta­tów i mło­dej cho­chel­ce przy­by­ło obo­wiąz­ków, za­czy­na­ła mieć tego wszyst­kie­go po dziur­ki w czole. Na do­da­tek wy­pła­ta po­zo­sta­ła taka sama jak wcze­śniej. Za­gwozd­ce tra­dy­cyj­nie nie star­czy­ło od pierw­sze­go do pierw­sze­go. Przy­po­mi­na­ło o tym bo­le­śnie ssa­nie w żo­łąd­ku. A także we­zwa­nie do za­pła­ty czyn­szu w to­reb­ce na za­ple­czu. Oraz po­na­gla­ją­ce muchy pocz­to­we ze szko­ły.

Za­gwozd­ka była sza­nu­ją­cą się istot­ką i w ze­szłym ty­go­dniu od­rzu­ci­ła awan­se cho­chli­ka imie­niem Szka­ra­dek, lecz teraz po­ża­ło­wa­ła tej de­cy­zji. Fakt, chło­pak nie na­le­żał do naj­przy­stoj­niej­szych, ale mógł za­brać ją na zu­peł­nie dar­mo­wy obiad.

Nie za­czę­ła jesz­cze na dobre prze­bie­rać w to­wa­rze, gdy po­sły­sza­ła za ple­ca­mi czyjś głos:

– Prze­pra­szam, czy pani tu pra­cu­je?

Od­wró­ci­ła się i do­strze­gła po­staw­ne­go cho­chli­ka w śred­nim wieku. W rę­kach trzy­mał zgni­ło­zie­lo­ną tka­ni­nę.

– Tak, a o co cho­dzi?

– O ten płaszcz nie­wi­dzial­no­ści. Pro­szę na niego spoj­rzeć i po­wie­dzieć mi, co pani widzi.

– Widzę płaszcz. Bar­dzo nie­ład­nej barwy.

– No wła­śnie. A po­wi­nien być nie­wi­dzial­ny. Przy­cho­dzę z re­kla­ma­cją.

Za­gwozd­ka z tru­dem po­wstrzy­ma­ła znie­cier­pli­wie­nie przed wy­peł­znię­ciem na jej twarz.

– Prze­cież zo­stał wy­pra­ny w wo­dzie z my­dłem. Zmył pan czar, a na metce wy­raź­nie na­pi­sa­no, żeby tego nie robić.

– Widzi pani, metki w płasz­czach nie­wi­dzial­no­ści mają taką wadę, że można je od­czy­tać do­pie­ro po wy­pra­niu w wo­dzie z my­dłem.

– Nikt nie po­wie­dział panu w skle­pie?

– Nie.

– Przy­niósł pan ze sobą dowód za­ku­pu?

– Nie.

– Może cho­ciaż po­zwo­le­nie na nie­wi­dzial­ną odzież?

– Nie.

Nie było naj­mniej­szej prze­słan­ki, by wy­mie­nić klien­to­wi płaszcz na nowy, ale coś w jego twa­rzy pod­po­wia­da­ło, że łatwo nie od­pu­ści. Znała ten typ: bę­dzie wal­czył o swoje, choć­by miał zdech­nąć. Naj­le­piej za­wo­łać na pomoc Mo­net­kę.

– Za­cze­ka pan wobec tego przy kasie? Przyj­dę tam za mo­ment i z sze­fo­wą za­sta­no­wi­my się, co mo­że­my w tej sy­tu­acji zro­bić.

Na­mol­ny klient od­szedł, po­mru­ku­jąc coś gniew­nie pod nosem, a kon­ty­nu­ują­ca prze­szu­ki­wa­nie kar­to­nów Za­gwozd­ka po­czu­ła, jak łzy na­pły­wa­ją jej do oczu. Była głod­na, spłu­ka­na, roz­draż­nio­na pracą i nie­szczę­śli­wa. Po­my­śla­ła, że po­trze­bu­je uciecz­ki z mia­sta – po­win­na po­je­chać na wa­ka­cje, bar­dzo dłu­gie. Naj­le­piej gdzieś da­le­ko, po­czuć żwir pod sto­pa­mi, albo woń ja­kie­goś bagna…

– Prze­pra­szam. – Czyjś prze­sło­dzo­ny głos wy­rwał cho­chel­kę z roz­wa­żań.

– Tak? – Za­gwozd­ka zwró­ci­ła się ku klient­ce. Wy­tę­ży­ła wszyst­kie siły, aby za­brzmieć uprzej­mie i wy­ro­zu­mia­le.

– Po­szu­ku­ję amu­le­tu na dobry sen dla moich dzie­ci. Czy uważa pani, że wy­su­szo­ne skrzy­dła nie­to­pe­rza dadzą radę? Na opa­ko­wa­niu na­pi­sa­no, że wy­star­czy po­wie­sić je nad łóż­kiem…

– Klien­ci bar­dzo chwa­lą ten pro­dukt. Myślę, że bę­dzie pani za­do­wo­lo­na.

– Czy aby na pewno? Moi chłop­cy to szcze­gól­ne przy­pad­ki. Gdyby zo­ba­czy­ła pani star­sze­go Ta­lent­ka! Głowa pełna po­my­słów, a kiedy wraca z zajęć mu­zycz­nych, nie spo­sób uło­żyć go do snu! Sądzi pani, że po­mo­że nawet ta­kie­mu ga­gat­ko­wi?

Jesz­cze jedno głu­pie py­ta­nie i sama uśpię ci te dzie­ci na omen, po­my­śla­ła Za­gwozd­ka.

– Może mi pani za­ufać. To dobry towar.

– Są­siad­ka ostat­nio po­wie­dzia­ła, że znacz­nie lep­sze bę­dzie ka­dzi­deł­ko z liści stor­czy­ka. Za­dzia­ła­ło u niej w domu, więc może…?

– Skoro są­siad­ka wie le­piej, dla­cze­go pyta mnie pani o zda­nie?

– Jest pani nie­uprzej­ma – stwier­dzi­ła obu­rzo­na klient­ka.

– A pani po pro­stu głu­pia – od­burk­nę­ła Za­gwozd­ka, zanim zdą­ży­ła ugryźć się w język.

Matka wy­jąt­ko­wo ener­gicz­nych dzie­ci wy­ba­łu­szy­ła oczy, na­to­miast pra­cow­ni­ca Ma­gicz­nych wszyst­ko­ści spło­nę­ła ru­mień­cem.

– Ja… prze­pra­szam na chwi­lę… nie wiem, co we mnie… – wy­mam­ro­ta­ła, po czym po­bie­gła w stro­nę drzwi na za­ple­cze.

 

*

 

– Sło­necz­ko, tak nie wolno! Je­steś dla mnie jak córka i nie chcę cię zwal­niać, ale twoje za­cho­wa­nie wobec klien­tów było w ostat­nim cza­sie nie­do­pusz­czal­ne. Chcesz, żeby cho­chli­ki prze­sta­ły tu przy­cho­dzić? Chcesz, żeby in­te­res upadł?

Słowa Mo­net­ki ani tro­chę nie uspo­ko­iły Za­gwozd­ki, która sie­dzia­ła na jed­nym z kar­to­nów i za­le­wa­ła się łzami. Sze­fo­wa nie po­tra­fi­ła do­pro­wa­dzić pra­cow­ni­cy do ładu na żaden ze zna­nych jej spo­so­bów.

– Bar­dzo chcia­ła­bym, żebyś za­czę­ła czer­pać z pracy przy­jem­ność, prze­cież two­rzy­my tutaj wspa­nia­ły ze­spół i je­ste­śmy jedną wiel­ką ro­dzi­ną. Może mar­chew­ko­wy czwar­tek po­pra­wił­by ci humor? Po­wiedz, czy co­kol­wiek za­chę­ci­ło­by cię do lep­szej pracy?

Za­gwozd­ka prze­sta­ła pła­kać i spoj­rza­ła na sze­fo­wą za­puch­nię­ty­mi ocza­mi.

– Pod­wyż­ka.

– Co?

– Pod­wyż­ka za­chę­ci­ła­by mnie do lep­szej pracy. Chcia­ła­bym za­ra­biać dwa razy wię­cej pie­nię­dzy niż teraz. Star­czy­ło­by na czynsz, szko­łę, może nawet odło­ży­ła­bym kilka zło­śni­ków na ja­kieś wa­ka­cje. Uwa­żam też, że mam za mało wol­ne­go. Czte­ry dni urlo­pu w roku sta­now­czo nie wy­star­czą.

Twarz Mo­net­ki stę­ża­ła. W jed­nej wy­po­wie­dzi wy­mie­nio­no wła­śnie wszyst­kie słowa, które do­szczęt­nie bu­rzy­ły jej spo­kój ducha: pod­wyż­ka, wa­ka­cje, pie­nią­dze, urlop.

– Wiesz co, ko­cha­na? Mam lep­szy po­mysł. Po­cze­kaj, gdzieś tutaj były…

Znik­nę­ła na chwi­lę, grze­biąc w kar­to­nach, po czym wró­ci­ła do Za­gwozd­ki z pu­deł­kiem w ręku i usa­tys­fak­cjo­no­wa­ną miną.

– Wła­śnie tego szu­ka­łam. Naj­now­szy pro­dukt, pla­stry na zmia­nę na­sta­wie­nia. Jesz­cze nie mia­łam oka­zji ich użyć, ale bar­dzo je chwa­lą. Może warto spró­bo­wać, gwiaz­decz­ko?

– No nie wiem…

– Nie na­le­żą do naj­tań­szych, ale po­roz­ma­wia­my o tym przy wy­pła­cie. No już, dzie­ci­no, weź się w garść! Tutaj piszą, że trze­ba przy­kle­ić sobie pla­ster na ra­mie­niu i od­cze­kać pięć minut. Czar nie wy­wo­łu­je efek­tów ubocz­nych.

– Nie je­stem prze­ko­na­na.

– Ale ja je­stem. Wy­pró­buj to i wróć zaraz do klien­tów.

 

*

 

– Gdzie jest ta nie­sfor­na dzie­wu­cha? Miała przy­nieść mi maść.

– Od­wie­dzam skle­py na całym świe­cie i tylko u was takie rze­czy. Obie­ca­ła mi, że zaj­mie­cie się re­kla­ma­cją.

– Przy­pro­wa­dzi pani swoją pra­cow­ni­cę? Mam z nią do po­ga­da­nia i chcia­ła­bym zło­żyć skar­gę.

– Spo­koj­nie, za chwi­lę po­mo­że­my w każ­dej kwe­stii. Za­gwozd­ka jest chwi­lo­wo nie­dy­spo­no­wa­na…

Mo­net­ka mo­dli­ła się w duchu, by za­cza­ro­wa­ne pla­stry przy­nio­sły ocze­ki­wa­ny efekt. Upły­wał już kwa­drans, a cho­chel­ka dalej nie wy­szła z za­ple­cza. Wła­ści­ciel­ka Ma­gicz­nych wszyst­ko­ści bar­dzo jej po­trze­bo­wa­ła – po tym, jak po­zwal­nia­ła pra­wie wszyst­kich pra­cow­ni­ków, nie miała in­nych łapek do po­mo­cy.

Ode­tchnę­ła więc z ulgą, gdy drzwi pro­wa­dzą­ce na za­ple­cze otwo­rzy­ły się, a uwagę za­sko­czo­nych klien­tów przy­cią­gnę­ła uśmiech­nię­ta od ucha do ucha Za­gwozd­ka. Nio­sła tacę z kil­ko­ma fi­li­żan­ka­mi.

– Bar­dzo prze­pra­szam za moje za­cho­wa­nie, zu­peł­nie nie wiem, jaki anioł mnie opę­tał – ob­wie­ści­ła cho­chel­ka onie­mia­łym zgro­ma­dzo­nym. – Nie byłam sobą. Po­my­śla­łam, że w ra­mach prze­pro­sin za­ofe­ru­ję wszyst­kim her­ba­tę. Sze­fo­wo, czy też masz ocho­tę? Trze­ba brać, póki cie­pła.

Mo­net­ka piła do­kład­nie tyle, ile było ab­so­lut­nie nie­zbęd­ne do prze­ży­cia – wszak za wodę i her­ba­tę trze­ba pła­cić – po­my­śla­ła jed­nak, że po­czę­stu­nek po­mo­że za­trzeć złe wra­że­nie i udo­bru­chać klien­tów. Wraz z po­zo­sta­ły­mi się­gnę­ła po fi­li­żan­kę. Her­ba­ta była dobra, cho­ciaż sma­ko­wa­ła tro­chę ina­czej niż zwy­kle.

– Zaraz znaj­dę maść, pani Na­pusz­ko. Płaszcz nie­wi­dzial­no­ści też po­wi­nien gdzieś być i sądzę, że w dro­dze wy­jąt­ku damy radę go wy­mie­nić. A co do ka­dzi­de­łek – myślę, że sklep może po­zwo­lić sobie na nie­wiel­ki pre­zent. Nie przej­muj się, sze­fo­wo, wszyst­ko biorę na sie­bie. Chcia­łam po­wie­dzieć, że te pla­stry są wspa­nia­łe, do­da­ły mi tyle ener­gii…

– Och, chyba za­krę­ci­ło mi się w gło­wie, muszę usiąść. – Na­pusz­ka, która nagle po­czer­wie­nia­ła, wy­cią­gnę­ła z to­reb­ki wa­chlarz.

Wła­ści­ciel­ka Ma­gicz­nych wszyst­ko­ści za­mru­ga­ła szyb­ko, po­nie­waż sklep spo­wi­ła dziw­na mgła. Po­czu­ła, jak serce za­czy­na bić jej moc­niej w pier­si. Nagle roz­legł się huk – to klient od płasz­cza upadł bez­wład­nie na pod­ło­gę, co Mo­net­ka przy­ję­ła z dziw­nym spo­ko­jem i obo­jęt­no­ścią.

– Gdy tylko pla­stry za­czę­ły dzia­łać, po­czu­łam, że muszę coś zro­bić. Po­sta­no­wi­łam więc zro­bić her­ba­tę. – Nie wie­dzieć czemu, uśmiech Za­gwozd­ki nagle zdał się sze­fo­wej nie­po­ko­ją­cy i zło­wiesz­czy. – Chwi­lę po tym wpa­dłam na po­mysł, że mogę ją po­sło­dzić trut­ką na szczu­ry i wszyst­kim, co wpa­dło pod łapkę. Pla­stry zmie­ni­ły moje my­śle­nie. Spra­wi­ły, że do­strze­głam zu­peł­nie nowe per­spek­ty­wy.

Gdy ła­pią­ca z tru­dem po­wie­trze cho­chel­ka od ka­dzi­de­łek upa­dła, prze­wra­ca­jąc jeden z re­ga­łów, Mo­net­ka opar­ła się o ladę. Po­wo­li do­cie­ra­ło do niej, że zo­sta­ła otru­ta. A to nie­wdzięcz­na dzie­wu­cha, po­my­śla­ła. Żeby tak po­ką­sać łapkę, która ją karmi…

– Za­py­ta­ła­bym cię, sze­fo­wo, czy po­zwo­lisz mi po­ży­czyć kilka przed­mio­tów ze skle­pu, ale sądzę, że wkrót­ce bę­dzie ci to zu­peł­nie obo­jęt­ne. – Za­gwozd­ka uśmiech­nę­ła się chy­trze. – Czuję, że roz­pocz­nę bły­sko­tli­wą ka­rie­rę poza skle­pem. Do­cie­ra­my chyba do mo­men­tu, w któ­rym po­win­naś za­py­tać mnie o morał tej hi­sto­rii… Co, nie mo­żesz nic wy­krztu­sić?

Wła­ści­ciel­ka Wszyst­ko­ści istot­nie pró­bo­wa­ła coś wy­krztu­sić. Na darmo. Za­czy­na­ło bra­ko­wać jej sił.

– Morał jest taki, gwiaz­decz­ko, że trze­ba było dać mi pod­wyż­kę.

Koniec

Komentarze

W kolejce. Powodzenia,

Cześć, Misiu. Pa, Misiu ;)

Witaj.

 

Przebojowo zaatakowałeś konkurs. Zakończenie tak mnie zmroziło, że z miejsca daję klika. wink

Opowieść powinna być przestrogą dla każdego szefa-sknery.

Osobne brawa za pomysłowe produkty ze Wszystkościlaugh

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

bruce, szalenie mi miło, że wpadłaś, a jeszcze milej, że się spodobało <3 

Szefów-sknerów niestety nie brakuje, więc miejmy nadzieję, że wszyscy dotrą do tego tekstu i wyciągną odpowiednie wnioski. 

Zapowiadam rewizytę w nadchodzących dniach i pozdrawiam! Przyjemnego wieczoru i dużo sił na nadchodzący tydzień ;D

Cześć, Don Pedro Amonie!

 

Zagwozda była szanującą się istotką

Zagwozdka

 

W pierwszej scenie wrzuciłeś sporo postaci i, balansując nad przepaścią, udźwignąłeś to! Nie jestem zbyt lotny o tej godzinie, ale ogarnąłem ;)

Jakże bliska mi się stałą Zagwozdka, która głodna musiała obsługiwać klientów – głód wydobywa ze mnie najgorsze oblicze!

Śmierć Januszom – chciałoby się krzyknąć ;) jakże proste są wymagania polskich pracobiorców.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokusie! 

Że też takiej głupiej literówki nie zauważyłem… Już poprawione, dzięki :D

Właśnie zastanawiałem się, czy nie zbyt wiele imion, ale postanowiłem zaryzykować i cieszy mnie, że udało Ci się nie zgubić. 

Dziękuję za lekturę i klika ;)

PS. Wyczytałem w wątku konkursowym, że przypłynęła do Ciebie wena. Zdążysz napisać na konkurs? Zdaje się, że masz jeszcze 24h ;P

Dziękuję, wzajemnie, miłego tygodnia. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Już napisane, są jeszcze ostatnie poprawki do zrobienia i jest szansa, że tekst dziś wleci do poczekalni ;) 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nie wiem czym się zajmujesz Amonie, ale znakomicie oddałeś klimat salonu piękności.

W połowie lektury chciałam prosić o plasterek dla mnie. Ale chyba sobie poradzę bez;D

Lożanka bezprenumeratowa

Bardzo sympatyczny tekścik. Szefowa sobie zasłużyła, nowych specyfików nie testuje się na pracownikach. Morał jest po prostu piękny. A do tego jeszcze humor. Same zalety.

Aha, nie zrobiłam sobie herbaty przed czytaniem i nie żałuję. :-p

Babska logika rządzi!

Fajne. Sorry za tak krótki komentarz, ale jak jest wszystko w porządku, to zwykle nie wiem, co jeszcze napisać.

Ambush, może być, że klimat salonu piękności udało się odwzorować, ponieważ codziennie doczepiam klientkom rzęsy ;D Niech na razie moja profesja pozostanie tajemnicą. Miło, że wpadłaś i że się spodobało ;)

Finklo, fajowo, że odnalazłaś w opowiadaniu same zalety. Uprzejme dzięki za lekturę, kłaniam się i pozdrawiam!

Agroelingu, nie ma co się kajać za krótki komentarz, dałeś znać że przeczytałeś i że przypadło do gustu. Bardzo dziękuję :)

Zupełnie przypadkiem przeczytałam tego szorcika akurat w idealnym momencie: w przerwie od pracy :D Teraz wracam z komentarzem.

Zakończenie mnie zaskoczyło, przy podawaniu herbatki pomyślałam, że dodała do niej środka na zmianę nastawienia, dzięki czemu klienci przestaną być upierdliwi, a szefowa da podwyżkę. Co by też grało z tytułem – czasem wystarczy zmienić nastawienie… otoczenia.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Dzień dybry,

 

Zagwozdka z trudem powstrzymała zniecierpliwienie przed wypełznięciem na jej twarz.

Podoba mi się ten opis. To naprawdę ładny opis.

 

przecież tworzymy tutaj wspaniały zespół i jesteśmy jedną wielką rodziną. Może marchewkowy czwartek poprawiłby ci humor?

Haha, świetne! Od razu stanęły mi przed oczami benefity ofert korpo-pracy. I taki pewnie też był zamysł.

 

Chciałabym zarabiać dwa razy więcej pieniędzy, niż teraz.

A na cholerę tu przecinek?

 

– Bardzo przepraszam za moje zachowanie, zupełnie nie wiem, jaki anioł mnie opętał

Dlaczego anioł? Akcja rozgrywa się w piekle?

 

– Gdy tylko plastry zaczęły działać, poczułam, że muszę coś zrobić.

Brakujący przecinek.

 

Ojej, jaki ten szorcik jest smaczny i satysfakcjonujący! Bardzo dobrze zrobiła Zagwozdka, im chamów i skąpców mniej na świecie, tym lepiej :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Ładny klimacik wyszedł dzięki tym wszystkim magicznym przedmiotom, a sama historia Zagwozdki bardzo życiowa – a przynajmniej pierwsza część. Dość przerażające zakończenie, ale niech tylko je zobaczy jakiś szef rodem z memów, to dwa razy się zastanowi, czy owocowe czwartki i bakaliowe środy są lepsze od podwyżki :) Ciekawy, wciągający i pomysłowy tekst, zatem daję klika. I mem z Areczkiem sam się nasuwa :) 

25 memów o Areczku, czyli teksty typowego szefa, które słyszał chyba każdy z nas – Demotywatory.pl

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

mindenamifaj, wybrałaś bardzo dobry moment na lekturę :) Można było skończyć opowiadanie tak, jak piszesz, ale uznałem, że o wiele bardziej zaskakująca będzie zmiana nastawienia w innym kierunku i wydobycie przez plastry z głównej bohaterki morderczych skłonności, co poskutkowało konkretnymi konsekwencjami dla skąpej szefowej. 

Bardzo dziękuję, że przeczytałaś opko i podzieliłaś się spostrzeżeniami!

 

HollyHell91, z tym aniołem doszedłem do przekonania, że w świecie chochlików nie zadziała powiedzenie “opętał mnie diabeł” – chochliki to istotki złośliwe, psotliwe, po prostu niedobre, więc tradycyjnego diabła zastąpiłem aniołem, a zamiast “uśpić na amen” jest “uśpić na omen” ;) Wydało mi się to bardziej odpowiednie. 

Dziękuję za sugestie poprawek przecinkowych, masz absolutną rację i już nanoszę niezbędne zmiany.

Bardzo mi miło, że szorcik przypadł do gustu :)

 

Cześć, Sonato!

Bardzo dziękuję za pochwałę i za kliczka! Co do pana Areczka, pozwolę sobie wtrącić swoje trzy grosze:

 

 

 

Irko, dzięki za obrazek, wypisz wymaluj Zagwozdka :)

 

Bardzo fajne i klimatyczne:). Świetny pomysł na sklepik, aż prosi się o więcej. A zakończenie rzeczywiście zaskakujące.

Zagwozdka z trudem powstrzymała zniecierpliwienie przed wypełznięciem na jej twarz.

W przeciwieństwie do koleżanki wyżej ja powiem, że to trochę przekombinowany opis ;)

 

Amonie, bardzo zręcznie przedstawiłeś ludzkie sprawy za pomocą chochlików. Myślałem, że pójdziesz w komedię, ale końcówkę zaserwowałeś mocną – wszak uśmierciłeś kilka chochlików i nie wiem, czy zasłużyły, za to na pewno Zagwozdka udowodniła, że plastry działają. Jednak po tym incydencie może być problem ze sprzedażą.

Klikałbym, gdybyś potrzebował.

PS Czemu chochelka, a nie chochliczka? Przez moment myślałem, że mamy do czynienia z gadającą łyżką ;)

PS Czemu chochelka, a nie chochliczka? Przez moment myślałem, że mamy do czynienia z gadającą łyżką ;)

Miałam to samo laugh

Zanaisie, Monique.M, dziękuję Wam za lekturę i miłe komentarze ;)

Co do chochelki, to długo zastanawiałem się nad żeńską formą słowa “chochlik”, a ponieważ jest ona nieznana SJP, wybrałem opcję, która wydała mi się najbardziej przewrotna i zastanawiająca ;D Zważywszy na część komentarza o gadającej łyżce, po części zamierzenie udało się zrealizować.

Chochliczka z kolei kojarzyłaby mi się z alkoholiczką.

Amonie, choć opisałeś sytuację z chochliczego świata, to jednocześnie jakby wziętą z naszej rzeczywistości. No, może poza tym, że wykorzystywana ekspedientka w naszych realiach nie częstowałaby klientów i szefowej trutką na szczury, a dodała im do herbaty raczej czegoś, co zmusiłoby towarzystwo do szybkiego biegania. Ale to mogłoby już zakrawać na bizarro. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Albo na epikę – ta walka pod drzwiami do łazienki… ;-)

Babska logika rządzi!

Chyba tylko przepychanka, bo wdanie się w walkę mogłoby grozić nagłą i srogą porażką ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, kto się nie dopcha, ten poniesie porażkę. Motywacja do walki spora.

Babska logika rządzi!

Skoro mają walczyć pod drzwiami to podejrzewam, że niejeden się w walce poślizgnie, a nawet przejedzie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Reg, Finklo, właśnie podałyście mi na tacy gotowy pomysł na kolejne opowiadanie – wyobraziłem sobie, jakież to wspaniałe przygody i dantejskie sceny mogłyby mieć miejsce w kolejce do toalety ;) Bardzo dziękuję za przeczytanie, Reg, jak również za brak łapanki!

 

Anet, super, że wpadłaś, a jeszcze bardziej super, że lektura była przyjemna :)

Reg, Finklo, właśnie podałyście mi na tacy gotowy pomysł na kolejne opowiadanie…

Amonie, możemy się tylko cieszyć, że zasugerowałyśmy Ci pomysł na opowiadanie. ;)

 

Bardzo dziękuję za przeczytanie, Reg, jak również za brak łapanki!

Bardzo proszę, Amonie, ale pragnę zwrócić uwagę, że brak łapanki jest Twoją zasługą, nie moją. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Liczę na dedykację. ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo życiowy tekst, ale też bardzo mocno chochliczy. Zadowolona miała być nasza mała ekspedientka i była zadowolona – zadanie wykonane. Klienci właściwie też ostatecznie zostali zadowoleni. Może plaster objawiał jakiś ogrom metafizycznej wiedzy, dla nas ludzi niezrozumiałej.

 

Zagwozdka skinęła głową i odwróciła się od klientki, nim ta dostrzegła na jej obliczu narastającą irytację. Należało otworzyć teraz wszystkie pudła i kartony, by odnaleźć produkt dla starej jędzy.

Fajne przykłady, znane z codzienności. Jak sobie je teraz przypominam, to się zastanawiam, czy na pewno rozgrywały się w świecie ludzi. Wszyscy wydawali się zawsze okrutnie mali w swoich skargach do kelnerów, sprzedawców etc. Gdyby tylko każdy miał jakieś spiczaste uszka, byłoby zabawniej.

 

Na marginesie: Ciekawi mnie, czy wszyscy klienci stali i cierpliwie czekali przed ladą (dopóki byli w stanie oczywiście).

 

Czy jest ktoś winny nieporozumień i irytacji? Po chwili zastanowienia wychodzi na to, że największą winę ponosi właścicielka biznesu. Tak bywa. Chce sprzedać dużo, szybko i niskim kosztem. Chochliczy kapitalizm.

He, he, he. Podobało mi się. laugh Dobrze tak temu babsku, właścicielce sklepu. Zagwozdki w sumie trochę szkoda, bo splamiła sobie ręce sad – a czy było warto? – i teraz może mieć problemy. No, ale, ten jeden moment satysfakcji – może i bezcenny. wink

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Ona? A kto ją zmusił do zażycia nieprzetestowanych substancji?

Babska logika rządzi!

Pracodawczyni ją zmusiła! Okropna pracodawczyni, dodajmy. sad

Ale fakt faktem, klienci to tutaj niewinne ofiary. :( xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Vacterze. fajnie, że odebrałeś tekst jako życiowy i chochliczy zarazem. To chyba znaczy, że jakoś udało mi się trafić w temat konkursu ;D Ludzie często bywają okrutnie mali w swoich skargach i uwagach, pamiętam czasy, gdy jako student dorabiałem sobie na recepcji w hotelu i tekst użyty w opowiadaniu – “jeżdżę po całym świecie i tylko u was takie rzeczy” – nie wziął się znikąd. Miło byłoby, gdyby każdy klient sklepu/obiektu noclegowego/restauracji/baru pamiętał, że po drugiej stronie też jest człowiek, który do pracy nie przyszedł dla przyjemności, ale żeby zarobić pieniądze :P

Także i moim zdaniem ocena zachowania Monetki jest najbardziej jednoznaczna i klarowna.

Ogromne dzięki za lekturę :)

 

DHBW, tak na dobrą sprawę żaden z chochlików nie zasłużył do końca na los, jaki zgotowałem im w opowiadaniu :P Nawet Monetka, skąpa, zachłanna Grażyna – chyba nie zasłużyła na śmierć, tylko raczej na utarcie nosa. Klienci dostali rykoszetem. A Zagwozdka? Kto wie? Może plastry uruchomiły w niej mordercze instynkty już na stałe, a także wydobyły ukryte dotąd cechy charakteru? Może bohaterka zrobi zawrotną, przestępczą karierę, w czym dopomogą jej produkty wyniesione ze sklepu? :D

Dziękuję, że wpadłaś, przeczytałaś i zostawiłaś po sobie ślad ;) 

No ja wiem, że tak naprawdę żadne nie zasłużyło, ale opowiadanie jest w tonie humorystycznym, toteż humorystycznie do tej zemsty podchodzę ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Fajny szorcik. Może trochę szkoda, że wszyscy zginęli… :)

Pozdrawiam!

Faktycznie, trochę szkoda, ale coś podpowiada mi, że pani Napuszce mogło udać się przeżyć :D Ilość przyjętej magio-chemii na poprawę urody powinna ją w jakiś sposób zakonserwować i ocalić…

Dziękuję za lekturę i pochwałę :) Pozdrawiam!

Ach, to zmienia postać rzeczy, bo przecież, skoro pani Napuszka jakoś wyszła z tej historii cało, można mieć nadzieję na drugi odcinek :)

Witaj, o potężny!

Przyjmij, proszę, skromnego czytelnika, który przybywa do Ciebie z komentarzem i wybacz, mnie, niegodnemu, że nie padam przed Tobą na twarz (a nie padam, bo w tej pozycji źle się pisze komentarze ;)).

Od czego by tu…

Może tak: wiesz, istnieje taka specjalna kategoria tekstów jak opowiadanie bez kija w dupie. Trochę nieładne to określenie, ale prawdziwe. Są takie teksty, które nie porwą fabułą, przekazem, klimatem czy złożonością problemu. Oferują za to coś innego, a mianowicie: cudownie niczego od czytelnika nie wymagają. :)

Jest to, wbrew pozorom, naprawdę wielka zaleta. Bo czasem chciałoby się tak po prostu usiąć, poczytać coś na raz, bez nużania się w gęstym klimacie, bez snucia refleksji i tak dalej. Pisanie takich opowiadań wymaga trochę odwagi. Bo jeśli będą chwalić, to na pewno nie piać z zachwytu. Bo jeśli zauważą zalety, to zaraz dorzucą, że to takie niepozorne coś na chwilę. 

Lubię trafiać na takie teksty. I takie właśnie jest to opowiadanie. Siadasz, czytasz, spędzasz przyjemnie kwadrans. Lecisz lekko z historią. Tutaj już nawet przedmowa obiecuje, że autor zaprosi nas do dobrej zabawy. I jasne, mogę napisać, że ciut to sztampowe. Że większość tekstu przypomina trochę taki literacki odpowiednim memów z panem Areczkiem. Co z tego. Jest lekko, jest zakończenie, które trochę mnie zaskoczyło (że w herbacie coś będzie to się spodziewał, ale podtruwania to już ni cholery ;)).

Słowem, przyjemny króciak. I mam nadzieję, że będziesz rozwijał swoje pisanie w kierunku humoru, bo nie ma tu tego za wiele, a już Tajemnice Światów mi pokazały, że w opowiadania humorystyczne to Ty umiesz całkiem dobrze. Z perspektywami na naprawdę dobrze. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Bardzo mi się podobało. Już po kilku chwilach współczułem Zagwozdce i takie rozwiązanie dało mi satysfakcję. Lekko napisane, z humorem, który mi odpowiada. Kilka sympatycznych minut na przeczytanie… może zmienić nastawienie czytelnika. Słusznie w bibliotece.

CMie, zgadzam się praktycznie ze wszystkim, co napisałeś. Nie odkryję chyba Ameryki jeśli napiszę, że literatura (zwłaszcza fantastyczna) nie zawsze musi skłaniać do wielowymiarowych refleksji, zawierać ukryte mądrości, nawiązania i prowokować do stawiania pytań :P Czasem może po prostu chodzić o opowiedzenie przyjemnej historii, dostarczenie satysfakcji i o dobrą zabawę. Zdaję sobie sprawę, jakie rodzaje tekstów są najlepiej punktowane tu, na portalu, ale i tak będę próbował tworzyć po swojemu – w humor chyba rzeczywiście potrafię, to najbardziej ja, chociaż usiłuję też pisać trochę inne rzeczy (z bardzo różnym efektem :P). 

Cieszę się, że szorcik przypadł do gustu i dziękuję za poświęcenie kwadransu :) Bardzo miło widzieć Cię pod tekstem, a jeszcze mi milej, że zapamiętałeś opko z Tajemnic Światów! Serdeczne grazie i pozdrowienia!

 

Koalo, drogi jurorze, fajnie, że tekst wywołał emocje i się spodobał :) Dziękuję również za sprawną organizację konkursu, szybkie wyniki i błyskawiczne komentarze!

Pozdrowienia!

TeamZagwozdka :) Podobało mi się, rozbawiło mimo zbrodniczego zakończenia, bo się szefowej należało. Swojej miałabym ochotą zrobić to samo. Fajny tekścik, w sam raz, żeby się zrelaksować i pomarzyć ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Swojej miałabym ochotą zrobić to samo.

Przyznam szczerze, że jestem trochę zaniepokojony :D

Bardzo dziękuję, Irko, za komentarz i za docenienie walorów tekstu, jak również za organizację konkursu, była to wyśmienita zabawa.

Pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka