– Jak zwykle wygląda pani kwitnąco, pani Napuszko! Z każdym dniem młodsza i piękniejsza.
Jeśli praca w sklepie Magiczne wszystkości na różne okoliczności nauczyła czegoś chochelkę Zagwozdkę, to na pewno kłamania bez mrugnięcia okiem. Napuszka wykazywała zadziwiającą odporność na magiczne maści i mgiełki, które poprawiały urodę, ale i tak raz na jakiś czas zostawiała we Wszystkościach astronomiczne sumy złośników. Wystarczyło tylko umiejętnie karmić ją komplementami.
– Ależ dziękuję, moja droga – odparła Napuszka, chichocząc przy tym denerwująco. – Przyszłam po więcej tej cudownej maści. Zauważyłam jednak, że specyfik działa lepiej, gdy leży na półce krócej niż miesiąc. Czy mogłabyś znaleźć dla mnie słoiczek z najnowszej dostawy?
Zagwozdka skinęła głową i odwróciła się od klientki, nim ta dostrzegła na jej obliczu narastającą irytację. Należało otworzyć teraz wszystkie pudła i kartony, by odnaleźć produkt dla starej jędzy.
Manewrując pomiędzy regałami Zagwozdka pomyślała, że praca coraz bardziej działa jej na nerwy. Cztery miesiące temu dawała radę tu przeżyć, lecz teraz, gdy szefowa z oszczędności doprowadziła do redukcji etatów i młodej chochelce przybyło obowiązków, zaczynała mieć tego wszystkiego po dziurki w czole. Na dodatek wypłata pozostała taka sama jak wcześniej. Zagwozdce tradycyjnie nie starczyło od pierwszego do pierwszego. Przypominało o tym boleśnie ssanie w żołądku. A także wezwanie do zapłaty czynszu w torebce na zapleczu. Oraz ponaglające muchy pocztowe ze szkoły.
Zagwozdka była szanującą się istotką i w zeszłym tygodniu odrzuciła awanse chochlika imieniem Szkaradek, lecz teraz pożałowała tej decyzji. Fakt, chłopak nie należał do najprzystojniejszych, ale mógł zabrać ją na zupełnie darmowy obiad.
Nie zaczęła jeszcze na dobre przebierać w towarze, gdy posłyszała za plecami czyjś głos:
– Przepraszam, czy pani tu pracuje?
Odwróciła się i dostrzegła postawnego chochlika w średnim wieku. W rękach trzymał zgniłozieloną tkaninę.
– Tak, a o co chodzi?
– O ten płaszcz niewidzialności. Proszę na niego spojrzeć i powiedzieć mi, co pani widzi.
– Widzę płaszcz. Bardzo nieładnej barwy.
– No właśnie. A powinien być niewidzialny. Przychodzę z reklamacją.
Zagwozdka z trudem powstrzymała zniecierpliwienie przed wypełznięciem na jej twarz.
– Przecież został wyprany w wodzie z mydłem. Zmył pan czar, a na metce wyraźnie napisano, żeby tego nie robić.
– Widzi pani, metki w płaszczach niewidzialności mają taką wadę, że można je odczytać dopiero po wypraniu w wodzie z mydłem.
– Nikt nie powiedział panu w sklepie?
– Nie.
– Przyniósł pan ze sobą dowód zakupu?
– Nie.
– Może chociaż pozwolenie na niewidzialną odzież?
– Nie.
Nie było najmniejszej przesłanki, by wymienić klientowi płaszcz na nowy, ale coś w jego twarzy podpowiadało, że łatwo nie odpuści. Znała ten typ: będzie walczył o swoje, choćby miał zdechnąć. Najlepiej zawołać na pomoc Monetkę.
– Zaczeka pan wobec tego przy kasie? Przyjdę tam za moment i z szefową zastanowimy się, co możemy w tej sytuacji zrobić.
Namolny klient odszedł, pomrukując coś gniewnie pod nosem, a kontynuująca przeszukiwanie kartonów Zagwozdka poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Była głodna, spłukana, rozdrażniona pracą i nieszczęśliwa. Pomyślała, że potrzebuje ucieczki z miasta – powinna pojechać na wakacje, bardzo długie. Najlepiej gdzieś daleko, poczuć żwir pod stopami, albo woń jakiegoś bagna…
– Przepraszam. – Czyjś przesłodzony głos wyrwał chochelkę z rozważań.
– Tak? – Zagwozdka zwróciła się ku klientce. Wytężyła wszystkie siły, aby zabrzmieć uprzejmie i wyrozumiale.
– Poszukuję amuletu na dobry sen dla moich dzieci. Czy uważa pani, że wysuszone skrzydła nietoperza dadzą radę? Na opakowaniu napisano, że wystarczy powiesić je nad łóżkiem…
– Klienci bardzo chwalą ten produkt. Myślę, że będzie pani zadowolona.
– Czy aby na pewno? Moi chłopcy to szczególne przypadki. Gdyby zobaczyła pani starszego Talentka! Głowa pełna pomysłów, a kiedy wraca z zajęć muzycznych, nie sposób ułożyć go do snu! Sądzi pani, że pomoże nawet takiemu gagatkowi?
Jeszcze jedno głupie pytanie i sama uśpię ci te dzieci na omen, pomyślała Zagwozdka.
– Może mi pani zaufać. To dobry towar.
– Sąsiadka ostatnio powiedziała, że znacznie lepsze będzie kadzidełko z liści storczyka. Zadziałało u niej w domu, więc może…?
– Skoro sąsiadka wie lepiej, dlaczego pyta mnie pani o zdanie?
– Jest pani nieuprzejma – stwierdziła oburzona klientka.
– A pani po prostu głupia – odburknęła Zagwozdka, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Matka wyjątkowo energicznych dzieci wybałuszyła oczy, natomiast pracownica Magicznych wszystkości spłonęła rumieńcem.
– Ja… przepraszam na chwilę… nie wiem, co we mnie… – wymamrotała, po czym pobiegła w stronę drzwi na zaplecze.
*
– Słoneczko, tak nie wolno! Jesteś dla mnie jak córka i nie chcę cię zwalniać, ale twoje zachowanie wobec klientów było w ostatnim czasie niedopuszczalne. Chcesz, żeby chochliki przestały tu przychodzić? Chcesz, żeby interes upadł?
Słowa Monetki ani trochę nie uspokoiły Zagwozdki, która siedziała na jednym z kartonów i zalewała się łzami. Szefowa nie potrafiła doprowadzić pracownicy do ładu na żaden ze znanych jej sposobów.
– Bardzo chciałabym, żebyś zaczęła czerpać z pracy przyjemność, przecież tworzymy tutaj wspaniały zespół i jesteśmy jedną wielką rodziną. Może marchewkowy czwartek poprawiłby ci humor? Powiedz, czy cokolwiek zachęciłoby cię do lepszej pracy?
Zagwozdka przestała płakać i spojrzała na szefową zapuchniętymi oczami.
– Podwyżka.
– Co?
– Podwyżka zachęciłaby mnie do lepszej pracy. Chciałabym zarabiać dwa razy więcej pieniędzy niż teraz. Starczyłoby na czynsz, szkołę, może nawet odłożyłabym kilka złośników na jakieś wakacje. Uważam też, że mam za mało wolnego. Cztery dni urlopu w roku stanowczo nie wystarczą.
Twarz Monetki stężała. W jednej wypowiedzi wymieniono właśnie wszystkie słowa, które doszczętnie burzyły jej spokój ducha: podwyżka, wakacje, pieniądze, urlop.
– Wiesz co, kochana? Mam lepszy pomysł. Poczekaj, gdzieś tutaj były…
Zniknęła na chwilę, grzebiąc w kartonach, po czym wróciła do Zagwozdki z pudełkiem w ręku i usatysfakcjonowaną miną.
– Właśnie tego szukałam. Najnowszy produkt, plastry na zmianę nastawienia. Jeszcze nie miałam okazji ich użyć, ale bardzo je chwalą. Może warto spróbować, gwiazdeczko?
– No nie wiem…
– Nie należą do najtańszych, ale porozmawiamy o tym przy wypłacie. No już, dziecino, weź się w garść! Tutaj piszą, że trzeba przykleić sobie plaster na ramieniu i odczekać pięć minut. Czar nie wywołuje efektów ubocznych.
– Nie jestem przekonana.
– Ale ja jestem. Wypróbuj to i wróć zaraz do klientów.
*
– Gdzie jest ta niesforna dziewucha? Miała przynieść mi maść.
– Odwiedzam sklepy na całym świecie i tylko u was takie rzeczy. Obiecała mi, że zajmiecie się reklamacją.
– Przyprowadzi pani swoją pracownicę? Mam z nią do pogadania i chciałabym złożyć skargę.
– Spokojnie, za chwilę pomożemy w każdej kwestii. Zagwozdka jest chwilowo niedysponowana…
Monetka modliła się w duchu, by zaczarowane plastry przyniosły oczekiwany efekt. Upływał już kwadrans, a chochelka dalej nie wyszła z zaplecza. Właścicielka Magicznych wszystkości bardzo jej potrzebowała – po tym, jak pozwalniała prawie wszystkich pracowników, nie miała innych łapek do pomocy.
Odetchnęła więc z ulgą, gdy drzwi prowadzące na zaplecze otworzyły się, a uwagę zaskoczonych klientów przyciągnęła uśmiechnięta od ucha do ucha Zagwozdka. Niosła tacę z kilkoma filiżankami.
– Bardzo przepraszam za moje zachowanie, zupełnie nie wiem, jaki anioł mnie opętał – obwieściła chochelka oniemiałym zgromadzonym. – Nie byłam sobą. Pomyślałam, że w ramach przeprosin zaoferuję wszystkim herbatę. Szefowo, czy też masz ochotę? Trzeba brać, póki ciepła.
Monetka piła dokładnie tyle, ile było absolutnie niezbędne do przeżycia – wszak za wodę i herbatę trzeba płacić – pomyślała jednak, że poczęstunek pomoże zatrzeć złe wrażenie i udobruchać klientów. Wraz z pozostałymi sięgnęła po filiżankę. Herbata była dobra, chociaż smakowała trochę inaczej niż zwykle.
– Zaraz znajdę maść, pani Napuszko. Płaszcz niewidzialności też powinien gdzieś być i sądzę, że w drodze wyjątku damy radę go wymienić. A co do kadzidełek – myślę, że sklep może pozwolić sobie na niewielki prezent. Nie przejmuj się, szefowo, wszystko biorę na siebie. Chciałam powiedzieć, że te plastry są wspaniałe, dodały mi tyle energii…
– Och, chyba zakręciło mi się w głowie, muszę usiąść. – Napuszka, która nagle poczerwieniała, wyciągnęła z torebki wachlarz.
Właścicielka Magicznych wszystkości zamrugała szybko, ponieważ sklep spowiła dziwna mgła. Poczuła, jak serce zaczyna bić jej mocniej w piersi. Nagle rozległ się huk – to klient od płaszcza upadł bezwładnie na podłogę, co Monetka przyjęła z dziwnym spokojem i obojętnością.
– Gdy tylko plastry zaczęły działać, poczułam, że muszę coś zrobić. Postanowiłam więc zrobić herbatę. – Nie wiedzieć czemu, uśmiech Zagwozdki nagle zdał się szefowej niepokojący i złowieszczy. – Chwilę po tym wpadłam na pomysł, że mogę ją posłodzić trutką na szczury i wszystkim, co wpadło pod łapkę. Plastry zmieniły moje myślenie. Sprawiły, że dostrzegłam zupełnie nowe perspektywy.
Gdy łapiąca z trudem powietrze chochelka od kadzidełek upadła, przewracając jeden z regałów, Monetka oparła się o ladę. Powoli docierało do niej, że została otruta. A to niewdzięczna dziewucha, pomyślała. Żeby tak pokąsać łapkę, która ją karmi…
– Zapytałabym cię, szefowo, czy pozwolisz mi pożyczyć kilka przedmiotów ze sklepu, ale sądzę, że wkrótce będzie ci to zupełnie obojętne. – Zagwozdka uśmiechnęła się chytrze. – Czuję, że rozpocznę błyskotliwą karierę poza sklepem. Docieramy chyba do momentu, w którym powinnaś zapytać mnie o morał tej historii… Co, nie możesz nic wykrztusić?
Właścicielka Wszystkości istotnie próbowała coś wykrztusić. Na darmo. Zaczynało brakować jej sił.
– Morał jest taki, gwiazdeczko, że trzeba było dać mi podwyżkę.