- Opowiadanie: Vovin_6 - Mroczne Wyznania

Mroczne Wyznania

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Mroczne Wyznania

Zofia, tak jak każdego dnia, jadła śniadanie przy oknie, skąd miała idealny widok na miasto. Drugie piętro było odpowiednim miejscem do obserwacji ludzkich twarzy. Po nich właśnie najłatwiej było poznać, kim jest dana osoba. Czasem wpadł jej w oko jakiś duch bądź demon. Lubiła dopisywać takim zbłąkanym duszom historie na podstawie ich ruchów, tego jak wyglądają i za kim podążają (jeśli w ogóle ruszały się z miejsca). Stało się to pewnego rodzaju grą umilającą jedzenie tostów. Nietrudno było zgadnąć, że mężczyzna z małą dziurą w przednim płacie czołowym najprawdopodobniej umarł z powodu postrzału z pistoletu, a nastolatka z bezwładnie dyndającą głową była wisielcem. Robiło się trudniej, a zarazem ciekawiej, gdy pojawiały się takie kurioza jak napęczniała postać, obwiązana sznurami. Jakie okoliczności mogły towarzyszyć jej śmierci? Zofia uwielbiała takie zagadki. Rzadko kiedy poznawała prawdę o zmarłych. Nie mogła zapytać ducha o detale, bo one przecież nie mówiły, a lokalne newsy nie były warte zachodu.

Kiedyś Zofia, podczas jednego ze swoich posiedzeń, zauważyła przystojnego mężczyznę, a raczej mężczyznę, którego zwyczajna kobieta uznałaby za przystojnego. Dzieliło ich okno oraz odległość jakichś dwudziestu metrów, ale niemal mogła poczuć obrzydliwy zapach wody kolońskiej. Włosy miał ulizane, zarost przystrzyżony co do milimetra, a skórę opaloną na „złoty brąz”. W dodatku nosił ciemną koszulę z odpiętymi trzema guzikami. Zabawne. Kobiety, które noszą się w taki sposób, w opinii publicznej uważane są za „kurwy”, a przy tej męskiej kurwie szła młoda dziewczyna, wyglądająca na ledwie legalną. Jedna żywa. Reszta była martwa. Mała grupka dusz, wlokących się za zakochaną parką.

– Morderca. – Głos Zofii zabrzmiał w pustym mieszkaniu. Podeszła do okna i przyjrzała się im bliżej. Za parą podążało pięć zjaw. Dwie z nich w miejscu oczodołów miały dwie, puste, krwawe jamy. Ich brzuchy były rozcięte. Kolejna pozbawiona była żuchwy, przez co jej język zwisał nad odsłoniętą krtanią. Następna niosła w rękach swój skalp. Ostatnia podążała powoli za resztą, pozbawiona głowy. Wszystkie z nich nosiły jedynie bieliznę erotyczną. Zofia poczuła ucisk w brzuchu. Przeszły ją ciarki.

Dobrze, że zabezpieczyłam mieszkanie przed duchami – pomyślała.

Następnego tygodnia znowu go zobaczyła. Dziewczyna, którą widziała ostatnio, była już duchem. Nie nosiła dżinsów i białego bezrękawnika. Nosiła koronkową koszulę nocną, powiewającą i migoczącą tą piękną, eteryczną poświatą, którą mienią się ludzkie dusze. Kropelki migoczącej krwi kapały z rany na jej szyi. Reszta ciała była widocznie pocięta ostrym narzędziem. Młoda dołączyła do pozagrobowego fanklubu metroseksualnego zabójcy.

Raz jeszcze rzuciła okiem na tabun rozprutych dziewczyn, idących za Męską Kurwą. Mimowolnie na twarzy Zofii pojawiło się obrzydzenie. Naoglądała się takich dziewczyn przez całe życie. W sumie dobrze, że je zabija. Licealistki, które myślą o dwóch rzeczach: upokorzeniu kogoś bezbronnego oraz o seksie. Najlepiej z mordercą. Mordercy dostarczają dużo wrażeń, a w końcu to się liczy najbardziej. Doznania. Używki. Stymulacja.

Zofia dokończyła jajecznicę i odeszła od okna. Niech je zabija. Nawet lepiej. Mogłaby zacząć szperać i zdobyć dowody na jego zbrodnie, ale tego nie zrobiła. Za Męską Kurwą nie szło żadne dziecko, tylko inne kurwy. Więc niech się nimi bawi.

Było to jej unikatowe hobby. Dzięki niemu znów mogła poczuć się, jakby miała czyjś los w swoich rękach. Pośrednio przyczyniła się do śmierci dziewczyny, która poszła prosto w sidła jakiegoś zboczonego psychopaty. Bardzo nostalgicznie. Przypomniało jej się liceum.

Zofia stanęła przed lustrem w samej piżamie. Dłonią ułożyła rozczochrane włosy. Prawie nigdy ich nie czesała. Za bardzo się od tego puszyły. Wyszczerzyła zęby w groteskowym uśmiechu i wystawiła język do swojego odbicia. Po czym…

Morderstwo. Liceum. Decyzja o losie. Fatum. Myśl o tych rzeczach przywołała nawałnicę wspomnień. Zofia rozebrała się do naga i obejrzała dokładnie swoje ciało. Uśmiechnęła się gorzko. Od kiedy skończyła szkołę, starała utrzymać się w jak najlepszym stanie. Głównie dietą i aktywnością fizyczną. Magii używała tylko wtedy, kiedy było to konieczne.

Dlaczego kobiety tak bardzo dbają o swój wygląd? Powód, dla którego Zofia to robiła, był jeden: nienawiść. W liceum to jej ciało było głównym powodem, dla którego rówieśniczki tak jej nienawidziły. Pokaźny biust, kształtne pośladki, płaski brzuch. Cechy często pożądane przez młode dziewczyny i kobiety. Co może zrobić licealistka, nie posiadająca żadnej z tych cech, widząc koleżankę z klasy, która wygrała kosmiczną loterię genetyczną i ma je wszystkie? Zawiść to cecha bardzo ludzka.

Brat Zofii wytłumaczył jej kiedyś, że inne dziewczyny jej nie lubią, bo „Jesteś od nich ładniejsza, a nie chcą cię zostawić w spokoju, bo jesteś zbyt łagodna, aby się bronić”. Dzień po otrzymaniu tej mądrości wróciła do domu z podbitym okiem. Zaczęła się bronić. Wtedy też przebudziło się w niej zainteresowanie starymi książkami babci.

Niedługo po tym incydencie jej prześladowczynie zaczęły spotykać bardzo niemiłe zdarzenia. Zwyczajne wypadki. Takie, które chodzą po ludziach. Kto mógł winić Zosię, kiedy jej koleżankę po prostu potrącił autobus? Nawet nikt nie mógł jej podejrzewać, bo przecież jak? Detektywi nie są szkoleni w tropieniu demonów. Poza tym ani młoda Zosia, ani jej koledzy nigdy nikogo nie zabili. Wymierzali tylko sprawiedliwość.

Zofia, jako finalny akt urazy do swoich rówieśniczek, nauczyła się kochać swoje ciało. To, które przez wiele lat nazywano obrzydliwym przez zwykłą zazdrość.

Wiedźmie wrócił dobry humor. Z szerokim uśmiechem zaczęła się ubierać.

Nie uważała siebie za złą osobę. Przecież zło, które niszczy tylko zło, wcale nie jest złe. Magii i wiedzy używała tylko przeciwko osobom, które zasługiwały na cierpienie.

– Ach… – Przypomniała sobie mordercę, którego widziała rano. – Muszę go mieć na oku…

Niech zabije jeszcze kilka. Jeśli zobaczy go z kolejną, to będzie razem już siedem. Wtedy szepnie coś policji. Chociaż z drugiej strony, już pewnie coś wiedzą. Jeśli Zofia poda im informacje, to będzie już szósty raz, kiedy bezpośrednio pomoże w śledztwie. Dziwiła się, że policja nie podejrzewała jej o nic. Chyba nie podejrzewała.

Sama się go pozbędę… – pomyślała.

Opuściła mieszkanie, planując obmyślić dalszy plan działania w drodze do sklepu. Wyciągnęła raz jeszcze listę zakupów. Obcując ze starymi księgami, nabiera się większego szacunku do słów zapisanych na prawdziwym papierze. Staroświeckie i w sumie niepotrzebne, jednak trudno odmówić temu uroku.

Kątem oka zauważyła coś leżącego na schodach, prowadzących na wyższe piętro. Zeszyt? Pewnie musiał komuś wypaść po drodze. Nie myśląc o tym dłużej, Zofia wyszła do sklepu.

Wróciła godzinę później. W rękach miała dwie plastikowe torby pełne artykułów spożywczych. Z jednej z reklamówek wystawały por oraz bagietka. Kupiła je tylko dlatego, że w filmach te dwa przedmioty zawsze wystają z toreb. Prawdopodobnie tylko po to, aby rozbić nudny obraz jednokolorowej reklamówki i dodać różnorodności wizualnej. Zawsze istniała szansa, że jakiś przechodzień zobaczy ją i pomyśli “Ta dziewczyna ma reklamówkę z porem i bagietką. Jakże filmowo”.

Właśnie tak filmowo czuła się Zofia, stojąc na schodach i patrząc na brudny zeszyt. Wystawały z niego krzywe, pożółkłe kartki, a okładka była wyraźnie nadszarpnięta zębem czasu, a po bliższej inspekcji zauważyła, że była skórzana. Piękny staroć. Takie przedmioty mają duszę. Zofia otworzyła drzwi wejściowe, położyła filmowe reklamówki w przedpokoju, po czym wróciła po stary kajet. Chociaż, może lepszym określeniem byłoby “notatnik”.

Nie miał zapachu. Okładka wykonana z grubej, poszarpanej skóry. Wyglądała, jakby była wielokrotnie barwiona na różne odcienie brązu. Brak widocznych podpisów. Intrygujące. Otworzyła notatnik, po części spodziewając się wielkiego napisu “J.Polski” oraz koślawej parafki drugoklasisty, jednak pierwsza strona również świeciła pustką. Kolejne, były zapisane, ale w losowej kolejności. Przekartowała cały notes. Kilkanaście pierwszych kartek zapisano całkowicie, dalej jednak zaczynały pojawiać się luki, które ciągnęły się kolejne kilka stron. Na wielu z nich widniały plamy po różnych cieczach. Końcowe kartki notesu pozostały puste. Treść była różna, tak jak i styl pisma. Opisy szarej codzienności, wiersze i pseudointelektualne pierdolenie licealistów. Albo studentów. Na jedno wychodzi. Ewidentnie notes miał wielu użytkowników. Znalazło się też kilka naklejek jednorożców i koślawo narysowane postaci z trzeciorzędnych anime.

Nagle Zofia poczuła jakby w jej mózg uderzył pociąg. Natychmiast odrzuciła notes na podłogę, po czym warknęła głośno. Zeszyt wylądował pod jej drzwiami.

– Błagam nie… – szeptała do siebie. – Obym się, kurwa, myliła.

Zofia obeszła brudny notes szerokim łukiem i weszła do mieszkania w poszukiwaniu czegoś długiego. Pobiegła do garderoby i wyciągnęła prezent urodzinowy od brata. Replika różdżki Lucjusza Malfoya. Stylowa, czarna laska z głowicą w kształcie łba srebrnego węża ze szmaragdowymi oczami. Srebrną głowicę można było odczepić, ukazując normalną, krótką różdżkę, która schowana była wewnątrz berła. Wtedy z normalnego, eleganckiego kostura tworzył się dziwny gadżet do cosplayu. Szkoda tylko, że Zofia nienawidziła Harrego Pottera. Laska czarodzieja-nazisty była złośliwym żartem od jej brata. W końcu jest “Czarodziejką”, więc powinna mieć własną różdżkę.

Nagle Zofia przypomniała sobie, po co szukała tej różdżki, po czym wybiegła na klatkę schodową. Zobaczyła starszą kobietę stojącą przy notesie.

– Panno Zofio – powiedziała powoli i wyraźnie.

– Tak, pani Bożenko? – odrzekła Zofia, mimowolnie naśladując ton staruszki.

– Panno Zofio. Bo pani umie czarować.

– Pani Bożenko, to głupie żarciki. – Zofia pomachała dłonią przecząco.

– Aj! Ja wiem swoje. No bo, panno Zofio, mój wnuczek. On to się w ogóle nie chce uczyć, nic a nic. Gdyby tak pani coś mu powiedziała, albo nawet urok rzuciła…

Kurwa mać, ta kobieta na pewno jest katoliczką? – pomyślała.

– Ale ja nie czaruję, nic a nic.

– Ach! Takie jak pani nawet nieświadomie czarują. A już na pewno chłopców.

Zofia przestała rozumieć naturę rzuconej jej propozycji. I co miało znaczyć “Takie jak pani”? Jakby ją tu spławić…

– Ale ja to bardziej dziewczyny czaruję – rzekła wiedźma.

Pani Bożenka spojrzała na sąsiadkę szeroko otwartymi oczami.

Cholera, tylko pogarszam sytuację.

– Ale chłopców też mogę…

Jeszcze lepiej…

Pani Bożenka wykrzywiła usta w lekkim grymasie i kiwnęła głową, jakby chciała powiedzieć “To już nie tak źle”.

– No dobrze, ty się dziecko namyśl, a ja już pójdę – powiedziała staruszka. – I zamknij drzwi, bo przeciąg sobie zrobisz.

Pani Bożenka zeszła po kilku stopniach, po czym się zatrzymała.

– Dziecko, a co ty tak właściwie tu robisz?

Zofia spojrzała pani Bożence prosto w oczy.

– No przeciąg. – Widząc zmieszanie na twarzy Bożenki, dodała. – Ciastka piekłam no i się spaliły.

– A! To w takim razie mogę pomóc. Panno Zofio, koleżanka podała mi przewspaniały przepis na ciasteczka czekoladowe. – Pani Bożenka cofnęła się o te kilka stopni.

Zofia poczuła, jak wszystkie jej demony (te prawdziwe oraz urojone), jak jeden mąż chórem zakrzyknęły, przeklinając jej brak umiejętności komunikacji. Pośród tego chóru była biedna wiedźma, której zachciało się płakać.

Wybiła godzina jedenasta, a Zofia w końcu wsunęła podejrzany notes do swojego mieszkania za pomocą laski czarodzieja-nazisty. Dokonała tego jedynie godzinę później, niż planowała oraz z nowym przepisem na ciastka czekoladowe, babeczki oraz sernik. Powoli szturchając dziennik laską, przesunęła go na środek salonu.

– No! – Osunęła się na swój ulubiony fotel. – Możesz wyjść!

Nie otrzymała odpowiedzi. Słyszała tylko stłumione, paskudne dźwięki miasta, dochodzące zza okna. Czekała kilka chwil, ale uzyskawszy jedynie ciszę, westchnęła ciężko i poszła do kuchni. Wróciła z workiem soli, z zawartości którego usypała mały okrąg wokół notesu.

– Widzę, że nikt cię nie nauczył kultury, kolego. W takim razie zostawię cię tu na jakiś czas, a ty przemyśl swoje zachowanie. Odezwij się, jakbyś coś chciał.

Spędziła większą część dnia na pisaniu klątw. Jej babcia robiła to po staroświecku – na domowej roboty pergaminie, zapełnionym znakami pisanymi ludzką krwią. Zofia pisała świńską na papierze od drukarki. Jej klienci nie płacili wystarczająco dużo, aby trapiła się wyrabianiem pergaminu oraz pozyskiwaniem soku z człowieka. W liceum spisała pierwszą klątwę w dokładnie taki tani sposób i działało za każdym razem.

Gdy skończyła pisać, zjadła szybką kolację w postaci naleśnika, przebrała się w piżamę, po czym wróciła do notesu.

– Jakieś przemyślenia? – spytała zeszyt, który nie poruszył się ani nie wydał żadnego dźwięku, od kiedy został wrzucony do salonu. – Nic? Nawet się nie przedstawisz?

Cisza.

– No nic. Słuchaj, możemy kontynuować jutro. Ja idę spać, ale żeby ci nie było smutno w nocy… – Zofia zabrała z półki dwa pluszaki, przedstawiające postaci kobiece o diabelskich cechach wyglądu i położyła je w kręgu soli, obok notesu. – Lilith i Naamah. Te urocze panie dotrzymają ci towarzystwa. Dobranoc.

Poszła do sypialni i położyła się na łóżku wśród licznych koców, poduszek i przytulanek. Zanim zasnęła, spędziła jakąś godzinę na przeglądaniu ogłupiających filmików i zmyślonych ciekawostek. Kolejne trzy godziny spędziła na graniu w grę wideo, utrzymanej w cukierkowej stylistyce anime. Ostatnią godzinę medytowała.

Tym razem nie śniło jej się nic.

* * *

Nazajutrz rano Zofia, ku swojemu zaskoczeniu, znalazła notes, krąg z soli i dwa pluszaki dokładnie w tym samym miejscu, w którym je zostawiła.

– Noż, kurwa mać – syknęła Zofia. – Mort!

Cisza.

– Mort!!! – ryknęła.

Nagle spomiędzy desek podłogowych wylała się czarna jak smoła ciecz i głośno bulgocząc, rozlała się dalej, tworząc idealnie okrągły kształt. Z czarnego koła wyłoniła się cienista postać demona. W obsydianowej czerni jego ciała wyróżniała się jedynie porcelanowa maska, przedstawiająca ptasi dziób.

– Ich bin da! – odrzekł demon.

– Po ludzku, Mort!

– Tu jestem! – poprawił się – W czym mogę pomóc?

– Wiesz, co to jest? – Zofia wskazała na notes. – Jak powiesz “notes” albo dowolny synonim słowa “notes”, to wracasz do piwnicy.

– Uhu hu! – Demon złapał się za głowę i zaśmiał. – To nie jest notes.

– Więc co?

 – Nie wiem. Miałem nie mówić, że notes. Więc nie notes.

Wiedźma zmierzyła demona wzrokiem i po dłuższej chwili uśmiechnęła się w upiornie uprzejmy sposób.

– Znasz się na rzeczy, Mort. Wyczułam w tym czyjąś obecność. Zbadaj mi to, proszę. Ja muszę trochę poćwiczyć.

– Dziś dzień pleców?

– Tak. Jak mi ładnie pomożesz, to pójdziemy na lody.

– Dawno nie jadłem cytrynowych. – Stwór ciemności zaklaskał szybko dłońmi.

– No to działaj. Kupimy ci cytrynowe, pomarańczowe i jakie jeszcze chcesz – rzekła Zofia, po czym odeszła na drugi koniec salonu i zaczęła rozgrzewkę mięśni.

– Zofio. – Mort odezwał się akurat, gdy kończyła się rozgrzewać i sięgała po hantle.

– Dowiedziałeś się czegoś?

– Krąg, Zofio. Nie mogę wejść.

Zofia spojrzała na swojego pomagiera, który siedział po turecku w miejscu, z którego wyszedł. Wyglądał jak zbity piesek. Czarna ciecz kapała z jego ciała i momentalnie rozpływała się w powietrzu ukazując pióra i łuski.

– Dlaczego nic nie mówiłeś?

– Nie chciałem przeszkadzać.

Westchnęła ciężko i zrobiła demonowi “wejście”, odgarniając sól z części kręgu. Potem wróciła do ćwiczeń. Zaczęła od skrętów tułowia w prawo i lewo, potem podnosiła hantle oburącz w opadzie. Gdy zaczęła ćwiczyć koci grzbiet, odezwał się Mort.

– Już wiem.

– Tak? – Zofia wstała z podłogi, dysząc ciężko. – Czego się dowiedziałeś?

– Pan w notesie jest bierny. Na pewno ktoś tam jest, ale siedzi głęboko. Jakby… – Powąchał okładkę. – Czuję go, ale nie widzę. Nie wiem też, czego chce. Po prostu tam siedzi.

– Jest chociaż świadomy?

– Powinien. Po co w ogóle go zabrałaś?

– Z ciekawości. No słuchaj, kiedy go podniosłam, to nie spodziewałam się, że będzie w nim siedział jakiś durny demon. Znaczy, nie żeby każdy demon był durny. Po prostu ten tutaj jest durny.

– Tak. – Mort pokiwał głową i wyszedł z kręgu.

– Wiesz, jak się go pozbyć? I czy mogę się go pozbyć?

– Trudno teraz określić. Kolega z notesu jest jak menel na dworcu. Może być inteligentny i ciekawy, a może być zombiakiem z heroiną zamiast krwi. Czy ja czuję naleśniki?

– Są w lodówce. – Zofia zabrała notes i znów zaczęła go kartkować.

Mort poszedł do kuchni, wyciągnął naleśniki z lodówki i wstawił je do mikrofalówki. Gdy jej demoniczny pomocnik zajmował się pałaszowaniem, Zofia skrupulatnie studiowała każdą stronę notesu. Nie tylko zapisaną treść, ale też teksturę kartek i kolor tuszu. Podstawiała każdą z nich pod ogień świecy, upewniając się, że nie ma na nich niewidzialnego tuszu. Doszukiwała się nawet sekretnych wiadomości w zagiętych kartkach. Doszła do połowy treści.

Ostatecznie wyrzuciła notes przez okno. Mort, który właśnie skończył jeść, spojrzał na Zofię i zastygł. Po chwili podbiegł do niej i wyjrzał na zewnątrz.

– To na pewno był dobry plan? – spytał.

– Skąd mam wiedzieć? Jeśli ten ktoś w notesie nic nie chce, to wystarczy się go pozbyć w klasyczny sposób, o taki. – Zofia wskazała otwarte okno.

– Na pewno znalazłoby się kilka lepszych sposobów…

– A co miałam zrobić? Zniszczenie go raczej na pewno niosłoby ze sobą jakieś konsekwencje.

– A tam od razu zniszczyć! Mogłaś go zostawić gdzieś.

– No i zostawiłam. – Zofia zamknęła okno. – Ktoś inny go zabierze.

– Ale tak to, kto wie, co się z nim stanie! Nie masz pewności, czy ktoś go w ogóle zabierze!

– Tak czy inaczej, to już nie moje zmartwienie. Możesz już iść. Chociaż czekaj. Najpierw pozmywaj po sobie. – Wskazała talerz, z którego jadł Mort.

– Jawohl – rzekł Mort bez entuzjazmu.

Nagle ktoś zapukał do drzwi.

– Panno Zofio?! – Zza drzwi wejściowych słychać było stłumiony głos pani Bożenki. – Czy znowu rozmawia panna sama ze sobą?!

W salonie ledwo było ją słychać, jednak na klatce schodowej dźwięk rozchodził się dużo lepiej.

Ciekawe, ile osób ją teraz słyszało.

– Nie, pani Bożenko! – Zofia odkrzyknęła z przedpokoju – Rozmawiałam przez telefon!

– A leki panna bierze?!

Zofia zaklęła cicho i otworzyła drzwi. Staruszka przywitała ją pięknym uśmiechem, który szybko przerodził się w zdziwienie.

– Wszystko dobrze, panno Zofio?

– Jak najbardziej. Po prostu ćwiczyłam.

– Ach, to bardzo dobrze! Ruch to zdrowie. Ja również staram się być aktywna fizycznie. W moim wieku to bardzo pomaga. W zasadzie, panno Zofio, to w każdym wieku trzeba być aktywnym.

– Prawda, prawda. Staram się żyć w równowadze, rozumie pani. A przy okazji. – Zofia nachyliła się do Bożenki i wyszeptała. – Może pani nie mówić na głos o moich lekach? Sąsiedzi nie muszą wiedzieć o moich sprawach.

– Ach! Przepraszam najmocniej, nie to było moim zamiarem. Ale skoro o tym mowa… – Bożenka zaczęła grzebać w swojej torebce. Po chwili wręczyła Zofii kawałek papieru. – To numer telefonu mojego wnuczka. Proszę z nim porozmawiać. Wie panna, jakby on tu zaczął chadzać, to nie musiałabym już tak bardzo martwić się o panienki zdrowie.

Zofia pobladła.

– No, na mnie pora. Wszystkiego dobrego. – Bożenka uśmiechnęła się serdecznie i odeszła.

Zofia zamknęła drzwi. W ręku trzymała skrawek papieru. Odczytała go. Faktycznie, był tam numer telefonu. Mort podszedł do niej z kolejnym naleśnikiem w ręce.

– I kto tu jest, kurwa, demonem? – spytała.

– Może chłopak jest miły.

– Idź już, Mort.

– Jawohl.

Po szybkim prysznicu zjadła śniadanie i założyła krótką, czarną kurtkę, białą koszulkę i czarne dżinsy z ćwiekami na kolanach i nad pośladkami. Do tego czarne tenisówki. Włosy związała w wysoką kitkę. Zabrała również torbę z naszywkami różnych zespołów, śpiewających między innymi o miłości, pokoju i Szatanie. Zmierzała do parku z chęcią nacieszenia się słoneczną pogodą. Przed wyjściem rzuciła jeszcze okiem na mieszkanie. Posprzątała sól z podłogi i zabrała pluszaki. Po notesie nie było śladu.

Zofii nie udało się znaleźć żadnego nowego, interesującego demona ani ducha. Nadal najciekawszym zjawiskiem była zjawa kobiety, która kiedyś skoczyła z wieżowca. Jej dusza z jakiegoś powodu powtarzała te same, ostatnie sekundy. Skacze, leci i uderza. I tak w kółko. Bardzo rytmicznie. Przez jakiś czas Zofia szukała odpowiedniej piosenki, której rytm mogłaby dopasować do momentu, w którym duch uderzał w ziemię. Znalazła taką i nawet ją to rozbawiło. Ale ile można śmiać się z tego samego?

Coś ją podkusiło, aby skrócić sobie drogę tramwajem. Nie pożałowała. Gdy weszła do środka, zobaczyła Pana Zabójcę, stojącego przy biletomacie. Z jakiegoś powodu nie było z nim duchów. Poza nimi w wagonie przebywały jeszcze tylko dwie osoby: staruszka (na szczęście nie była to Bożenka) i śpiący mężczyzna, który chyba ominął swój przystanek.

Zofia starała się pohamować swoją ekscytację. Domyślała się, że ta akcja nie będzie od niej wymagała prawie żadnego wkładu. Tak też było. Zabójca sam ją zauważył i zagadał. Z bliska pachniał jeszcze gorzej. Wywiązał się smalltalk, którego używają mężczyźni, kiedy chcą komuś dobrać się do majtek. Nawet bez wiedzy o jego wcześniejszych podbojach, dało się stwierdzić po samej prezencji, że robił to wiele razy. Zabójca był od niej wyższy i wykorzystywał to. Zbliżył się do niej na dwa kroki za blisko i oparł się o szybę w taki sposób, że gdyby chciał, to mógłby pochwycić ją jedną ręką. Prawdopodobnie od takiej postawy już na wstępie wszystkie młode kurwy moczyły majtki.

Pan Męska Kurwa miał na imię Adam. Gdy pochwalił się już swoim motorem (pokazał nawet kilka zdjęć, żeby nie było, że kłamie), mieszkaniem, siłką i tym, na jakie ważne spotkania chodzi, spytał o numer Zofii. Korciło ją, żeby podać mu numer wnuka Bożenki, jednak wiązałoby się to ze sprowadzeniem na siebie gniewu poczciwej staruszki.

Więc podała mu swój numer. Adam uśmiechnął się szeroko. Był jedną z tych osób, która pokazuje zęby przy każdym uśmiechu. Kolejna rzecz, której Zofia nienawidziła.

– Mój przystanek. No, to widzimy się, Invira – powiedział i puścił do niej oko.

Zofia pomachała mu i przez moment zastanawiała się, czym jest Invira. Potem zrozumiała, że najpewniej chodziło mu o Elvirę i zaczęła się śmiać. Chwilę później dojechała na swój przystanek.

W parku mogła odetchnąć świeżym powietrzem. Było to szczególnie przyjemne po spotkaniu z Adamem. Spędziła jakiś czas szwendając się bez celu między drzewami. Przypominało to jej o dzieciństwie. Tym wczesnym, z podstawówki. Wtedy, gdy jeszcze nie odstawała od reszty rówieśników. W samym parku nie znalazła niczego interesującego, prócz śladowych ilości nostalgii, więc postanowiła pójść nad jezioro. Miała nadzieję, że znajdzie ducha jakiegoś topielca.

Stanęła pod płaczącą wierzbą i rozejrzała się. Zauważyła, że na jednym z konarów drzewa leżał dziennik. Zerwał się nagły powiew wiatru, który zepchnął go z gałęzi. Wylądował tuż pod stopami Zofii. Spoczywał przed nią ten sam zeszyt, który wyrzuciła przez okno dzisiaj rano.

– No. Teraz to już jesteś bezczelny.

Zofia zmuszona była spakować notes do torby. Nawiedził ją dwa razy, z czego jeden raz agresywnie na nią naskoczył. Był bardziej nachalny niż Adam. Wolała nie kusić losu i nie sprawdzać, w jakich sytuacjach jeszcze się jej objawi. Dziewczyna pośpiesznie wróciła do domu. Wyrzuciła notes na podłogę w tym samym miejscu co ostatnio. Tym razem nie chciało jej się marnować soli na krąg.

– Mort! – zawołała.

– Tak? – Mort wypełzł z podłogi.

– On wrócił. Naskoczył na mnie w parku.

– A to cham!

Zofia zawiesiła torbę na oparciu fotela, a kurtkę rzuciła z drugiego końca mieszkania na wieszak w przedpokoju. Nie trafiła. Znów zaczęła czytać notes w zadumie.

– Wiesz, Mort. Zaskakująco dużo ludzi pisze o mordowaniu własnej matki. Dlaczego to tak częste?

– Uhh… Freud?

– Może. Tylko kazirodztwa brakuje…

Rzeczywiście wiele wpisów traktowało o tematyce chęci morderstw bliskich osób. Zazwyczaj ojca lub matki. Przerzucając nieuważnie strona za stroną, zdawało się, że notes wypełniony jest bzdetami. Jednak postanowiła wczytać się uważniej w jeden z późniejszych wpisów. Ciągnął się on na kilka stron, a zaczynał się standardowo. Dręczenie w szkole, stres w domu, frustracja seksualna. Matki brak, ojciec alkoholik w dodatku sadystyczny. Młody chłopak, który nie ma wsparcia, otoczony zewsząd lodowatym mrokiem samotności. Zofia uśmiechnęła się gorzko. Wtedy wpis zmienił ton:

“Dlaczego wracasz? Możesz mi powiedzieć? Wiem, że coś jest na rzeczy. Obserwujesz mnie skądś? Przysięgam, jeśli to kolejny żart, to…”.

“Czego ode mnie chcesz? Pisałem wcześniej, że dziwnie mi przez ciebie. Czuję się samotny, a z tobą jeszcze bardziej… Daj mi spokój. Proszę. Zostawię zeszyt w parku“.

“PRZECIEŻ JESTEM TWOIM PRZYJACIELEM”.

Kolejna fraza była nakreślona czarnym atramentem przy pomocy pióra, w przeciwieństwie do zapisków chłopca, które wyglądały jak nabazgrane prostym długopisem.

“Kiedy to napisałeś? Jesteś gdzieś?”.

“MÓWIŁEM, GDY NIE PATRZYŁEŚ. JESTEM PRZY TOBIE”.

“To nie jest żart?”.

“DLACZEGO MIAŁBYM ŻARTOWAĆ? CZEKAM AŻ ZABAWISZ MNIE ZNÓW. PISZ WIĘCEJ”.

“Och. To dość ekscytujące. Jesteś duchem? Odwróciłem się na chwilę i odpowiedź się pojawiła na kartce. Mam ci pisać moje wiersze?”.

“MASZ DUŻO PYTAŃ. OPOWIEM CI WIĘCEJ, JEŚLI NAPISZESZ MI COŚ ŁADNEGO. ŁADNIEJSZEGO NIŻ WIERSZ”.

“Chcesz poemat? Czy coś dłuższego? A może jednak prozę? Powiedz proszę”.

“PAMIĘTASZ, CO PISAŁEŚ OSTATNIO? W PONIEDZIAŁEK CHCIAŁBYM, ABYŚ POSZEDŁ DO SZKOŁY I ZROBIŁ Z MARCELA COŚ ŁADNEGO”.

– Mort, skarbeńku. – Zofia oderwała się od lektury i spostrzegła, że zapadł już wieczór. – Zrób, proszę, mały zwiad wokół mieszkania. Jak nic nie znajdziesz, to sprawdź obszar wokół bloku.

Mort akurat leżał na kanapie i bawił się telefonem swojej pani, ale słysząc jej poważny ton, szybko podniósł się i rozłożył czarne, gęsto opierzone skrzydła. Normalnie nie były widoczne, ale gdy zachodziła potrzeba, wyrastały błyskawicznie z barków, gotowe do lotu. Rozpostarte, dodawały mu powagi, szczególnie przez dwa białe, owalne kształty przywodzące na myśl “oczy” na pawich piórach. Demon zasalutował, zakrzywił przepływ światła, przez co stał się niewidoczny i wyszedł przez okno. Oczywiście, Zofia dalej mogła go widzieć, ale w taki sposób nie przyciągnie niepotrzebnej uwagi przechodniów.

Wiedźma zapaliła świecę przy biurku i czytała dalej:

“Ale ja nie chcę tego zrobić…”.

“To byłeś ty? To ty, prawda?”.

“NIE ZROBIĘ CI NIC GORSZEGO NIŻ MARCEL”.

“Zaatakowałeś mnie!”.

“PRZYPOMNIAŁEM CI, ŻE MASZ MI NAPISAĆ COŚ ŁADNEGO”.

“Nie!”.

Zofia przerzuciła kolejną stronę. Zamiast następnych linijek tekstu, ujrzała plamę z zaschniętej krwi. Zaklęła cicho. Tekst ciągnął się dalej:

“Ojca też?”.

“ZASŁUGUJE NA TO. ZRÓB TO, PÓŹNIEJ OPISZ MI. WTEDY BĘDZIEMY PRZYJACIÓŁMI”.

“Zrobię to, ale wtedy mnie po zostawisz w spokoju”.

“OBIECUJĘ”.

Następny akapit zapisany był wyraźnie chwiejną dłonią.

“Udawałem, że wyszedłem do szkoły i czekałem. Wiedziałem, że poszedł się umyć do wanny. Więc czekałem chwilę. Wybiła dziesiąta, a ja zamiast być w szkole, czekałem z nożem w ręku. Ale uderzyłem go patelnią. Potem związałem. Gdy się ocknął, był wściekły, ale nie mógł nic zrobić. Wykrzykiwał to co zawsze, tylko głośniej. Mówił, że mnie zabije. Mówił, że miałem za lekko u niego. Wybiłem mu zęby i znowu ogłuszyłem. Cały się trząsłem… Przygotowałem jedzenie dla ojca. Głównie miód i…”.

Zofia odrzuciła zeszyt na bok i przetarła oczy. Nie miała ochoty czytać dalej. I tak domyślała się, co działo się z ojcem, a średnio interesowało ją, co stało się z Marcelem.

– Jezus Maria…

– Nie bluzgaj, proszę – Mort wszedł przez okno. – Czysto. Żadnego nieproszonego gościa. Ani demona ani…

– Przeczytaj to – Rzuciła demonowi notatnik.

Mort czytał dość szybko, chociaż nadal powolnie jak na demona.

– No, no. Czyli jednak potrafi się komunikować. Nakłania ludzi do morderstw?

– Chce czegoś ładnego.

– Mordować można finezyjnie.

– Ech… – Zofia odepchnęła się od biurka i, dalej siedząc na obrotowym krześle, pojechała do kuchni. Wstała i podeszła kilka kroków do lodówki, ale tylko westchnęła ciężko i ostatecznie usiadła z powrotem na krześle. – Mort, zrób mi coś do jedzenia. Muszę pomyśleć.

– Jawohl, meine Dame – Demon minął wiedźmę, która wracała do pracowni.

– Było coś o tym dzieciaku? Jakaś data albo imię?

– Nic. Następny fragment był o jakimś balu gimnazjalnym. Ale tamto musiało się zdarzyć niedawno, bo chłopak nie dowiedziałby się o takich torturach bez internetu.

– Widziałam ducha jego ojca, więc to musiało być w okolicy… Ale raczej usłyszałabym, gdyby ktoś w mieście dokonał skafizmu na własnym ojcu…

– Usłyszałabyś, gdyby znaleźli ciało. Gdyby ta sprawa wyszła na jaw to Rammstein miałby niezły materiał na nową piosenkę. – Demon zachichotał i wyciągnął z lodówki pierś z kurczaka. – Mniejsza z tym. Masz jakiś pomysł, co robić dalej?

– Mam. Ale najpierw poczytam jeszcze inne wpisy.

Między nic niewartymi wierszami, dowcipami i uwagami o codzienności, przewijały się wyznania podobne do tego napisanego przez chłopca, który zrobił ze swojego ojca wylęgarnię owadów. Demon z dziennika objawił się tylko jemu. W jednym z wpisów młoda matka opisywała chęć duszenia swojego niemowlaka. Brak ciągu dalszego. Może sama myśl mamy, chcącej mordować własne potomstwo, była wystarczająco satysfakcjonująca dla dżentelmena z dziennika. Inna osoba opisywała to, jak widziała wypadek samochodowy, w którym kierowca uderzył głową w barierkę przy autostradzie, co sprawiło, że pękła mu czaszka i wypadł mózg. Kto inny opisał swoją niepohamowaną miłość do nauczyciela (która nie została odwzajemniona). Na nowo uwagę Zofii przykuł wpis na środkowych stronach notesu:

“Halo?”.

“MASZ MI COŚ DO POWIEDZENIA?”.

“TUTAJ JESTEM. NIE ODPISZESZ MI?”.

“To jakiś żart?”.

“NIE. CHCĘ TYLKO ZAMIENIĆ Z TOBĄ KILKA SŁÓW”.

“Trochę jak ta scena z Harrego Pottera”.

Zofia westchnęła głośno i rozejrzała się po salonie. Zobaczyła, jak Mort szykuje marynatę do mięsa, wesoło nucąc marsz piekielny. Zaczęła czytać dalej:

“BYĆ MOŻE”.

“Cholera, dziwna sprawa. Jak to robisz?”.

“MÓGŁBYM ZADAĆ CI TO SAMO PYTANIE”.

“Nie rozumiem”.

“PROSZĘ CIĘ. ROZMAWIASZ W TYM MOMENCIE Z NOTESEM. TO, ŻE JUŻ O TOBIE COŚ WIEM, NIE WYDAJE SIĘ BYĆ AŻ TAK DZIWNE, NIEPRAWDAŻ?”.

“O co ci chodzi?”.

“MÓWIĘ O SZKIELETACH W TWOJEJ SZAFIE. CHYBA MOŻNA TAK TO NAZWAĆ”.

“Nie mam pojęcia o czym mówisz, człowieku”.

“NIE WIEM CZEMU ZAKŁADASZ, ŻE JESTEM CZŁOWIEKIEM. I OBAJ DOBRZE WIEMY, CO MAM NA MYŚLI. CHYBA PO PROSTU NIE PRZYWYKŁEŚ DO ROZMAWIANIA O TYM, NIEPRAWDAŻ? MOŻESZ SIĘ PODZIELIĆ SWOIMI TECHNIKAMI ALBO PRZEMYŚLENIAMI. CHĘTNIE POSŁUCHAM. JAK NAZYWAŁA SIĘ TA OSTATNIA? PAULINA? ŁADNA. CHOCIAŻ TERAZ JEST ŁADNIEJSZA”.

“Wiesz już całkiem sporo. A wiesz może, co się stanie, jak wjebię cię do pieca?”.

“Co to miało być?!”.

“RANA JEST POWIERZCHOWNA. SIADAJ I RÓB CO MÓWIĘ”.

“JUŻ? DOBRZE. POWITANIE MAMY JUŻ ZA SOBĄ. I POMYŚL DWA RAZY ZANIM ZNOWU SPRÓBUJESZ CZEGOŚ NIEMĄDREGO”.

“Czego chcesz?”.

“OPISZ MI KOLEJNĄ”.

“Co?”.

“CHCĘ, ABYŚ OPISAŁ MI, CO ZROBISZ Z KOLEJNĄ ŁADNĄ MUSZKĄ, KTÓRA WPADNIE W SIEĆ PAJĄKA”.

Zofia nie czytała dalej. Zerknęła tylko na kolejną stronę i przeleciała wzrokiem po tekście wyłapując słowa klucze. Znów westchnęła.

– Mort – powiedziała ponuro. – Ile do kolacji?

– Kurczak musi się zamarynować. Jak idzie śledztwo?

– Nie najgorzej… – powiedziała i wyciągnęła z szuflady długopis. Wyszukała w notatniku kilka czystych stron i już chciała zacząć pisać, lecz zawahała się przez chwilę, nie mogąc wybrać odpowiedniego powitania:

“Buongiorno”.

Napisała, nie będąc pewna, czy poprawnie. Odchyliła się na fotelu i rozejrzała po pokoju. Mort, który właśnie skończył gotować ryż, wlepiał w nią swój czarny, pozornie martwy wzrok. Mimo, że już dawno do niego przywykła, nadal, w pewnych nielicznych momentach, mogła przyznać, że wyglądał nawet niepokojąco.

– Czujesz go? – spytała.

– Wyraźniej…

Zofia chciała powtórzyć głośniej, zanim zrozumiała, o co chodziło Mortowi. Demon podszedł do niej powoli, wpatrując się teraz w zeszyt leżący na biurku. Wiedźma zerknęła na włoskie powitanie, które przed chwilą zapisała i zobaczyła, jak tuż pod nim bezdźwięcznie pojawiają się kolejne słowa.

“SALVE. COME TI SENTI OGGI?”.

– Wiesz co robić, Mort…

– Mhm.

“Nie wiedziałam jak zacząć, piszmy po polsku”.

“W PORZĄDKU”.

“Kim jesteś i czego chcesz?”.

“DZIELĘ SIĘ Z TOBĄ MOIMI HISTORIAMI JUŻ JAKIŚ CZAS, WIĘC SAMA POWINNAŚ SIĘ DOMYŚLIĆ”.

“Wolę zobaczyć to twoimi słowami”.

“NIE STANOWIĘ DLA CIEBIE ZAGROŻENIA, CHYBA, ŻE ZACZNIESZ BYĆ NIEGRZECZNA. ALE NIE WYGLĄDASZ NA TAKĄ. WYGLĄDASZ NA… ŁADNĄ. W DODATKU POSIADASZ WIEDZĘ. NIE PAMIĘTAM KIEDY OSTATNI RAZ SPOTKAŁEM OSOBĘ WIEDZĄCĄ”.

“Pochlebca z ciebie. Może najpierw postawisz mi kolację?”.

“CÓŻ. TWÓJ KOLEGA JUŻ JĄ SZYKUJE”.

– Poszło w dziwnym kierunku. – stwierdził Mort.

– Trochę…

“KIEPSKO U MNIE ZE SŁUCHEM, MOI DRODZY. PROSZĘ, PISZCIE, JEŚLI CHCECIE, ŻEBYM UCZESTNICZYŁ W ROZMOWIE”.

“Mam pytać drugi raz?”.

“JESTEM TYLKO BYTEM, KTÓRY ZAMIESZKUJE TEN NOTES. A CZEGO CHCĘ? KOLEKCJONUJĘ HISTORIE, KTÓRE W MOICH OCZACH SĄ ŁADNE”.

Mort szybkim susem wskoczył na biurko i przykucnął nad zeszytem. Wyglądał prawie jak olbrzymi, czarny kot. Zofię przeszedł zimny dreszcz. Nagle poczuła, jakby niewidoczna, chłodna siła owijała się wokół jej szyi i wpełzała do głowy.

“A co się stanie jeśli nic nie zrobię?”.

“CHCESZ MI POWIEDZIEĆ, ŻE JEDNAK JESTEŚ NIEMĄDRA?”.

Jasne światło błysnęło przed jej oczami. Usłyszała ostry gwizd i głośne uderzenie. Instynktownie odskoczyła na bok. Zdezorientowana, upadła na podłogę. Usłyszała kolejny świst i poczuła, jak coś lodowato zimnego łapie ją za kostkę. Kolejne uderzenie i uścisk puścił. Coś upadło na podłogę. Całość trwała nie dłużej niż jedną sekundę. Zofia zerwała się na nogi. Ujrzała Morta, który stał między salonem a kuchnią, z rozłożonymi skrzydłami i nastroszonymi piórami. Na podłodze leżało jego lewe ramię, równo ucięte. Nie krwawiło, ale w powietrzu zaczął unosić się mocny zapach siarki.

– Dorwał cię? – spytał.

– Nie.

– Zabijmy go.

– A dasz radę?

Nie odpowiedział. Syknął jedynie na notes, który nadal leżał w miejscu, w którym położyła go Zofia. Wiedźma podniosła krzesło z podłogi i raz jeszcze zasiadła do biurka. Na kartce pojawił się nowy napis:

“NIEZŁY REFLEKS. MASZ JESZCZE JAKIEŚ PYTANIA?”.

“Dlaczego ujawniłeś się tylko trzy razy?”.

“UJAWNIAM SIĘ TYM, KTÓRZY ZASŁUGUJĄ ALBO TYM , KTÓRZY ZWRÓCĄ SIĘ DO MNIE BEZPOŚREDNIO”.

“Czym zasługują?”.

“SĄ CIEKAWI. CIEKAWI JAK TY. ALE PROSZĘ, NIE PRÓBUJCIE JUŻ NIC GŁUPIEGO. CZASEM TRUDNO MI SIĘ HAMOWAĆ”.

Zofia zacisnęła zęby. Mort, gdy przytwierdził z powrotem odseparowaną kończynę, wrócił do gotowania kolacji dla swojej pani.

“Co stało się z dzieciakiem? Tym, któremu kazałeś zabić ojca”.

“DAŁEM MU SŁOWO, ŻE GO ZOSTAWIĘ, WIĘC ZOSTAWIŁEM. CZASEM ZA NIM TĘSKNIĘ. JEDYNE, CZEGO MU BYŁO TRZEBA, TO DOBREGO PRZYJACIELA”.

Wiedźma szybkim gestem strąciła notes do szuflady i ją zatrzasnęła. Siedziała pogrążona w zadumie przez dłuższą chwilę. Zastanawiała się, czy demon będzie usatysfakcjonowany, jeśli napisze mu o swoich dokonaniach z liceum. Potem przypomniała sobie Adama i fakt, że ma do niej kontakt. Zdecydowała się przyśpieszyć swoje plany co do niego.

Mort podał Zofii kolacje w postaci marynowanego kurczaka z ryżem.

– To jak, Mort, upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu?

– Nie chciałaś kurczaka?

* * *

Następnego dnia do Zofii napisał Adam. Sama by się do niego odezwała, gdyby nie fakt, że to on ma jej numer, a nie ona jego. Umówili się na spotkanie. Adam początkowo proponował, żeby poszli do klubu albo jakiejś restauracji, ale Zofia nienawidziła tańczyć, a na kolację z trzeciorzędnym mordercą nie miała ochoty. Zaproponowała, żeby spotkali się w jego mieszkaniu, bo ma ochotę przejść do sedna. Pisząc słowo “ochotę” prawie puściła pawia. Działam dla większego dobra – powtarzała sobie. Adamowi spodobała się ta propozycja. Chciał ją podwieźć na swoim motorze, ale temu również odmówiła. Pisząc z nim, zaczęła zastanawiać się, jak durne musiały być dziewczyny, które dały mu się wykorzystać. Jakakolwiek szansa na współczucie im wygasła.

Uznała, że nie ma okazji do strojenia się, więc ubrała się w to samo, co wczoraj, z wyjątkiem białej koszulki. Zamiast niej założyła białą bluzkę z długimi rękawami i większym dekoltem. Nie potrzebowała wiele, aby przykuć czyjąś uwagę, szczególnie mężczyzn myślących prąciem, ale dodatkowa pomoc nie mogła zaszkodzić. Wieczorem pojechała tramwajem do mordercy. Mort schował się w jej cieniu.

Okazało się, że Adam również mieszkał w bloku, ale jednym z tych droższych. Jednym z tych, których mieszkania posiadały więcej niż jedno piętro. Morderca otworzył jej w białej koszuli i czarnych spodniach od garnituru, ale bez marynarki. W ręku trzymał szklankę z resztką jakiegoś alkoholu.

– No hej. – Uśmiechnął się szeroko, zabrał od Zofii kurtkę i odwiesił ją na wieszak, jednocześnie wlepiając wzrok we wcięcie w bluzce, które eksponowało jej piersi. Wyciągnął rękę do plecaka swojego gościa.

– Nie, nie. Mam tam rzeczy na później. – Uśmiechnęła się i mrugnęła zalotnie.

– Czaję, czaję. Swoją drogą, długo ci zeszło. Już się bałem, że nie przyjedziesz.

– Po drodze były małe korki.

– Mówiłem, że mogę cię podwieźć. – Adam położył jej dłoń na plecach i przyciągnął do siebie. – Wiesz, przy mnie nie musisz udawać niezależnej.

– Podwieziesz mnie następnym razem. Ładne mieszkanie! – Wiedźma wyszła z przedpokoju, uwalniając się od spoconej dłoni Adama.

Apartament był przestronny, co jeszcze bardziej potęgował wystrój, urządzony w przeklętym stylu zwanym “minimalizmem”. Mieszkanie, usiane rzeczami ewidentnie kupionymi tylko z uwagi na wysoką cenę, nie wyróżniało się niczym. Blat w kuchni wykonany z marmuru, gdzieś w tle widniała gablota z kolekcją zegarków, do tego gigantyczne okna. Praktycznie na każdej ścianie wisiał obraz, przedstawiający bohomazy. Pod schodami znajdował się stojak na wino. Największym kuriozum była malutka replika Piety Watykańskiej, stojąca w salonie, obok telewizora. Poza tym, gdzieniegdzie szwendały się duchy dziewczyn Adama.

Na ścianie, nad paleniskiem (które było czysto ozdobne) wisiało olbrzymie, oprawione, czarno białe zdjęcie wychudzonej kobiety z nijakim wyrazem twarzy. Zofia poświęciła stanowczo zbyt wiele sekund na doszukiwaniu się sensu tego wydruku i ostatecznie doszła do wniosku, że znaczenia nie ma. Więc oczywiście znawcy sztuki ogłosiliby to arcydziełem i fotką wartą Nagrody Nobla, Pulitzera, Nike i Złotego Globu. Kobieta z anoreksją. Cóż za awangarda i odważny komentarz społeczny. Co prawda Adam nie podał Zofii swojego nazwiska, ale zaczęła podejrzewać, że było nim “Bateman”.

– Podoba ci się? – wypalił nagle Bateman, wskazując palcem zdjęcie.

– Bardzo.

Kątem oka wiedźma dostrzegła kilka dużych kartonów, poukrywanych za przymkniętymi drzwiami. Wyglądało na to, że Adam planował przeprowadzkę. Ciekawe czemu? Gdy skończyła się wycieczka po domu, Adam zasiadł na kanapie w salonie i wskazał gestem ręki, że pozwala również usiąść kobiecie.

– Napijesz się czegoś, skarbeńku? – zapytał.

– Chętnie. Burbon, jeśli masz. – Czuła, jak powietrze robiło się cięższe: Zapach żądzy, który nasilał się, im dłużej Adam na nią patrzył.

– Jasne – powiedział i poszedł do kuchni. Wrócił chwilę później i postawił na stole dwie szklanki z alkoholem. – To, powiedz. Jak ci się podobają moje skromne progi?

– Są… przyjemne, ale oboje wiemy, że zaraz będzie tu przyjemniej… – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

– Kurna. – Adam rozsiadł się wygodniej na kanapie i obejrzał Zofię od stóp do głów. – Podoba mi się, że przechodzisz do sedna. Jesteś…

– Oczywiście… – kontynuowała przerywając mu – Nie mam na myśli seksu ani morderstwa. – Uśmiech zniknął z jej twarzy i nie przerywając kontaktu wzrokowego z Adamem, zamieniła ich szklanki. Napiła się jego drinka. – Znaczy… – parsknęła śmiechem. – Nie ja będę mordowana.

Nastała cisza. Morderca przyglądał się jej przez chwilę z wyraźną uciechą. Jego spojrzenie emanowało pobłażliwością. Z czasem jednak zadowolenie zaczęło znikać i z jego twarzy, i patrzył na Zofię zimnym, acz niepewnym wzrokiem.

– Coś ty za jedna? – wypalił. – Znajoma poprzedniej? Siostra? A może policjantka? – zarechotał. – Co ja gadam. Z takim ciałem macie do wyboru łatwiejsze kariery…

– Wiesz, co to jest? – Zofia sięgnęła do plecaka i wyciągnęła znajomy zeszyt. Cały czas patrzyła Adamowi w oczy.

– Może. – Morderca strzelił stawami w palcach i położył stopy na stoliku. – Co to ma do rzeczy?

– Adasiu, za chwilę jedno z nas umrze, mógłbyś być szczery chociaż przez chwilę?

– Bez różnicy.

– No nic. Do tego wrócimy za chwilę. – Odsunęła zeszyt w kant stołu. – Powiedz proszę…

– Hmm?

– Stwierdzili u ciebie jakieś zaburzenie osobowości? Czy po prostu jesteś zboczeńcem?

W odpowiedzi Adam chwycił Zofię za nadgarstki i rzucił na podłogę. Wiedźma zaśmiała się swawolnie.

– Myślisz, że jesteś sprytna, suko?! Szczerze?! To, że wiesz więcej, tylko sprawia, że zabawa będzie…

Twarz Adama niebezpiecznie zbliżyła się do Zofii. Wtedy czarny kształt przysłonił jego lico. Ciało mordercy przeleciało całą długość salonu i z impetem uderzyło w jeden z paskudnych obrazów. Zofia podniosła się z podłogi, nadal chichocząc. Z powrotem usiadła na kanapie i powitała przyjaciela.

– W samą porę, Mort – Wiedźma podała mu knebel.

Demon skinął tylko głową i ruszył niespiesznie w kierunku Adama, który leżał przykryty złamanym blejtramem płótna. Mort rzucił odpychające dzieło sztuki na bok i pochwycił odpychającego człowieka za szyję, po czym praktycznie wbił mu knebel w usta. Adam, zobaczywszy kruczego demona, usiłował krzyczeć, ale uniemożliwił mu to kaganiec.

– No to, Adaś. Jak tam z twoimi planami wobec mnie? – Zofia otworzyła zeszyt na czystej stronie.

Morderca usiłował dalej krzyczeć, lecz Mort ścisnął go za szyję i uderzył w nos. Słychać było głośny trzask.

– Nie, nie. Mort, puść pana. – Tak też zrobił demon, lecz prawdopodobnie pomylił “puść” z “rzuć”. – Adaś, powiem tak. Jeśli teraz klękniesz i zaczniesz błagać o przebaczenie, to ci wybaczę i zostawię w spokoju. No, dalej. Knebel zostaje.

Adam wstał na równe nogi i wytarł rękawem krew sączącą się z nosa. Zaraz po tym praktycznie padł na twarz i zaczął niezrozumiale zawodzić. Bełkot, tylko trochę przypominał słowa takie jak “błagam” i “przepraszam”. Co chwila wycierał twarz z potu, krwi i łez.

– Nie no, kurwa, co ty – zaśmiała się Zofia. – Żartowałam. Mort, skarbeńku, przygotuj się. Ja opiszę to w zeszycie w czasie teraźniejszym.

Na spodniach Adama pojawiła się duża, mokra plama, a łzy leciały ciurkiem z oczu.

– Zacznij od rąk – rozkazała.

– Zofio! – zawołał Mort. – Nie mógłbym śnić o lepszej pani, niż ty. – Ukłonił się.

– Jutro idziemy na lody. – Zofia obdarzyła go najszczerszym uśmiechem.

Salon wypełnił dźwięk łamanych kości.

Koniec

Komentarze

Hej Vovin_6,

Jak na portalowy debiut to wspaniale! Trzyma się kupy i wciąga. Na uwagę zasługuje też, że napisane jest starannie, tj. bez większych błędów w interpunkcji i ortografii – przy tak długim tekście to jest sztuka. Merytorycznie – koniec ciut rozczarowuje, nawet nie tyle pomysł na zakończenie, co poprowadzenie narracji. Tak jakby ci się już nie chciało, albo jakbyś chcial skrócić tekst(?)

Parę uwag niżej. Moim zdaniem musisz ciut popracować nad stylem, a w tym opowiadaniu nad różnymi drobiazgami.

 

STYL

Zofia, tak jak każdego dnia, jadła śniadanie przy oknie, *gdzie* miała idealny widok na miasto – może – miała tu?

 

gdzie *miała* idealny widok na miasto. Na drugim piętrze *miała*

 

gdy pojawiały się takie kurioza *jak* postać napęczniała *jak* balon

 

rozpływała się w powietrzu ukazując *jego* pióra i łuski. – jego niepotrzebne.

 

Doszła do połowy treści. – a może po prostu: Doszła do połowy – ?

 

Przerzucając nieuważnie strona za stroną, Zofii zdawało się … – "jadąc samochodem, samochod zatrzymał się" wink

 

 Tekst kontynuował: – chyba nie, chyba, że ów "Tekst" to osoba…

 

wcięcie w *jej* bluzce, które eksponowało *jej* pokaźne

 

klękniesz na kolana -> po prostu "klękniesz".

 

LOGIKA

Na komódce przy łóżku trzymała nowy, stylizowany na stary, dziennik – czy to był zeszyt rzeznaczony na dziennik? Czy potem się o tym dowiadujemy? Ten “dziennik” ciut tu zgrzyta. Całe zdanie tez jakby nie teges…

 

małą dziurą w *przednim płacie czołowym* najprawdopodobniej umarł *przez* postrzał z pistoletu

Parę kwestii – przez -> z powodu?

– płat czołowy – to bohaterka jest też patologiem? wink

Wszystkie z nich nosiły bieliznę erotyczną i nic innego – nosi się żakiet, albo półbuty, bieliznę erotyczną w sumie na upartego też, ale…

 

Dlaczego kobiety tak bardzo dbają o swój wygląd? Powód, dla którego Zofia to robiła, był jeden: nienawiść.

Co zrobiła? Mowa jest wcześniej o paru rzeczach, a może to zapowiedź? Niezręczne i niejasne.

 

Morderca otworzył jej w czarnym garniturze, ale bez marynarki. – No to nie był w garniturze, tylko w spodniach od garnituru i w koszuli. Znów cytując klasyka: "nie można być, bracie, całkowicie ślepym na jedno oko" wink

 

Mieszkanie, usiane rzeczami ewidentnie kupionymi tylko z uwagi na wysoką cenę, nie wyróżniało się niczym – Chyba jednak wyróżniało się właśnie tymi drogimi rzeczami?

 

Pod schodami znajdowała się ukryta winnica.

Szafka, schowek, etc. na wino to nie jest winnica.

 

Więc oczywiście znawcy sztuki ogłosiliby to arcydziełem i fotką wartą Nagrody Pulitzera – raczej nie, bo:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Nagroda_Pulitzera

 

INNE DROBIAZGI

 

Dwie z nich w *miejsce* oczodołów – miejscu

 

Są… Przyjemne -> Są… przyjemne

 

Było to jej *unikatowe* hobby – poprawnie, ale jakoś zgrzyta, może: wyjątkowe, szczególne, …?

 

a okładka była wyraźnie nadszarpnięta zębem czasu. Po bliższej inspekcji dziewczyna zauważyła, że okładka była skórzana.

Może: … , a po bliższej inspekcji zauważyła, że była skórzana.

 

 po czym wybiegła na klatkę schodową ją w ręku – ??? – czegoś tu zdecydowanie zabrakło.

 

Po szybkim prysznicu zjadła śniadanie i *ubrała* – no BŁAGAM – "ubrać" to można choinkę!

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Buty-ubrac-wlozyc-czy-zalozyc;6822.html

 

 *ciekawego* demona ani ducha. Nadal *najciekawszym* zjawiskiem

 

Mort rzucił *odpychające* dzieło sztuki na bok i pochwycił *odpychającego* człowieka za szyję

 

 

 

W komentarzach robię literówki.

Zawsze zaglądam do świeżynek, więc i tu zajrzałam, ale lektura pierwszych akapitów mnie nie zachęciła, choć daję kredyt zaufania pomysłowi ze zbłąkanymi duszami, nawet jeśli ogólnie klimaty chyba niekoniecznie moje. Niestety, opowiadanie jest długie, a od strony tego jak jest napisane, nie obiecuje satysfakcji czytelniczej. Jeśli następne komentarze będą w podobnym duchu, zwłaszcza od osób, które dobrną do końca, sugerowałabym wycofanie do kopii roboczych i betę, żeby tekst wyczyścić z babolków technicznych i logicznych, bo na oko wiele aspektów tu szwankuje.

 

Niedobry jest sam początek z podmiotem domyślnym, który niczemu nie służy, bo bohaterkę przedstawiasz z imienia zaraz w następnym akapicie, a nie trzymasz czytelnika długo w niewiedzy co do jej tożsamości, co usprawiedliwiałoby taki zabieg. W obecnej formie nagłe pojawienie się “Zofii” jest niezgrabne, a początek trąci pretensjonalnością.

 

Dalej niestety straciłam też wiarę w sensowność szczegółów fabuły, skoro piszesz:

Dzieliło ich okno oraz odległość jakichś stu metrów,

i uważasz, że bohaterka mogła widzieć mężczyznę w szczegółach. Sto metrów to dużo, nie ma szans na tak dokładny ogląd kogokolwiek, jaki opisujesz. Gdyby to była supermoc bohaterki, to powinieneś to jakoś zasygnalizować, nawet jeśli nie chciałbyś jeszcze teraz ujawniać szczegółów.

 

Nie jestem też przekonana do motywacji Zofii. Rzekomo “pożądane” przez dziewczyny cechy wyglądu brzmią mi raczej jak męski fetysz, a nie dążenie do ideału urody dziewczyn, zwłaszcza licealistek.

 

Skanując całość zauważyłam też błąd ortograficzny: nie “szwędać”, ale “szwendać” się.

 

Końcówka natomiast sugeruje, że to nie pierwsza część serii, ale fragment większej całości? Jeśli tak, powinieneś zmienić określenie z “opowiadanie” na “fragment”.

 

Masz jeszcze poradnik portalowego (prze)życia: Portal dla żółtodziobów

 

Powodzenia!

http://altronapoleone.home.blog

No właśnie, umknęło mi to przy okazji innych uwag, ale zgadzam się z drakainą – ten caly pierwszy akapit jest zupełnie nadmiarowy, niczemu nie służy dramaturgicznie, nie wprowadza elementów do których nawiązujesz później i tylko sieje zamęt oraz konfuzję.

W komentarzach robię literówki.

Hej!

Na początek parę sugestii:

Na komódce przy łóżku trzymała nowy, stylizowany na stary, dziennik, służący jej do zapisywania wszystkich swoich snów z nadzieją, że może ją do czegoś zainspirują.

Widzę, że dziennik już zgrzytał innym, ale moim zdaniem zgrzyta nie sam dziennik, ale to, że był “nowy, stylizowany na stary”. C’man. Możesz to zrobić lepiej, wierzę w Ciebie. Daj mu konkretny okres, na jaki był stylizowany. Może na secesję? XVIII wiek? A może średniowiecze? 

Zofia obeszła brudny notes szerokim łukiem i weszła do swojego mieszkania w poszukiwaniu czegoś długiego.

Może to nie do końca te same czasowniki, ale brzmią podobnie. Poszukaj synonimów. Polecam używać zawsze podczas pisania Słownika synonimów. Jest darmowy i bardzo pomaga.

– Dawno nie jadłem cytrynowych. – stwór ciemności zaklaskał szybko dłońmi.

Skoro dałeś kropkę, powinieneś zacząć następne zdanie z wielkiej litery.

– Tak czy inaczej, to już nie moje zmartwienie. Możesz już iść. Chociaż czekaj. Najpierw pozmywaj po sobie. – wskazała na talerz, z którego jadł Mort.

Podobnie tutaj. Ewentualnie możesz usunąć kropki. W innych miejscach też Ci się to trafia. Tutaj masz poradnik, jak zapisywać dialogi: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112 

I tak domyślała się, co działo się z ojcem, a średnio interesowało ją, co stało się z Marcelem

Jestem Marcel, miło mi, więc w przeciwieństwie do bohaterki, obchodzi mnie, co się stało z Marcelem. Swoją drogą dlaczego (z jednym wyjątkiem) Marcele w literaturze są takimi draniami? Doprawdy nie wiem. Jakby co, nie przejmuj się tym, co napisałem w tym akapicie.

Między niczego nie wartymi wierszami, dowcipami i uwagami o codzienności, przewijały się wyznania podobne do tego napisanego przez chłopca, który zrobił ze swojego ojca wylęgarnie owadów.

Zdaje mi się, że to powinno być w liczbie pojedynczej, więc brakuje ogonka.

Rzeczywiście pierwszy akapit nijak tu nie pasuje. Przede wszystkim psychologicznie. Czy ktoś, kto zajmuje się, niejako zawodowo, koszmarami, może obawiać się własnych snów? Poza tym po co nam ten notatnik, który trzymała na komódce przy łóżku? Zaczyna się jak XIX wieczna powieść obyczajowa a kończy jak horror. I to bez żadnego uzasadnienia.

Ogólnie jednak tekst jest napisany sprawnie. Umiejętnie splotłeś ze sobą elementy humorystyczne i horrorystyczne, a nie to niełatwa sztuka. Niektóre zdania może i dałoby się poprawić, ale nie było nic, co rzuciłoby mi się tak bardzo w oczy. Odnośnie motywacji głównej bohaterki to faktycznie była nieco naciągana. Ale to nic poważnego. Wystarczy kilka dodatkowych zdań, żeby to lepiej przedstawić.

Jest też kilka innych drobiazgów do dopracowania, o których już wspominali przedmówcy. Ale to drobiazgi. Ogólnie tekst jest udany, ma pazur. Podoba mi się.

Pozdrawiam!

Maldi

Hej!

Dzięki wszystkim za uwagi. Faktycznie okazało się, że jest trochę więcej niedociągnięć niż się spodziewałem. Przeredaguję tekst jeszcze raz i poprawię to co trzeba. 

Później wrzucę też drugie opowiadanie. Postaram się żeby było krótsze wink

@Maldi jak chcesz to mogę zmienić Marcela na Szymona. Brzmi dużo bardziej nikczemnie. 

Zastosowałem się do uwag (przynajmniej tych, z którymi się zgadzam). Jeszcze raz dzięki za uwagę.

Dodałem kilka krótkich fragmentów, które powinny bardziej objaśnić czemu Zofia była tak zaangażowana w sprawę mordercy. Mam nadzieję, że to polepsza całość. Póki co zostawię je w pogrubieniu, aby było łatwiej znaleźć różnice smiley

@NaN Bardzo mnie cieszy, że całość się podobała. Na tym zależało mi najbardziej i to pierwszy raz kiedy dostaję pozytywne komentarze od obcych osób. Poza tym, powtórzenie “Odpychające” było zamierzone. 

@drakaina Dzięki, za przypomnienie o becie. Prawdopodobnie tak zacznę kolejne opowiadanie o Zofii. Musze jednak podtrzymać, że to nie jest fragment, tylko opowiadanie. “Ciąg dalszy” niby będzie, ale w postaci kolejnego opowiadania, więc “Mroczne Wyznania” to zamknięta historia. Epizod.

Pozdrawiam!

Przykro mi to mówić, ale opowiadanie zdało mi się mocno przegadane, a przez to dość nużące.

Opis obserwacji Zofii podczas śniadania pozwala poznać jej szczególne możliwości, ale podejrzewam, że służy głównie temu, by dziewczyna zobaczyła Adama.

Nie wiem czemu służy przedstawienie czytelnikowi pani Bożenki, bo, moim zdaniem, postać starszej pani nic nie wnosi do opowiadania, a tylko niepotrzebnie je rozwleka.

Wspomnienia Zofii o czasach szkolnych, choć przybliżają postać to chyba zbytnio skupiają się na zaletach jej fizjonomii.

Spory problem miałam z czytaniem wpisów w notesie, albowiem ich zapis jest mało czytelny.

Nie wykluczam, że do takiego odbioru Mrocznych wyznań przyczyniło się także wykonanie, pozostawiające wiele do życzenia – przeszkadzały liczne błędy i usterki, nadmiar zaimków, nie zawsze poprawnie i czytelnie złożone zdania, że o błędach w zapisie dialogów i nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę. Przeszkadzały mi też wulgaryzmy.

Mam nadzieję, Vovinie, że Twoje kolejne opowiadania będą znacznie ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane.

 

jadła śnia­da­nie przy oknie, gdzie miała ide­al­ny widok… → …jadła śnia­da­nie przy oknie, skąd miała ide­al­ny widok

 

Lu­bi­ła do­pi­sy­wać takim zbłą­ka­nym du­szom hi­sto­rie… → Wiele historii każdej duszy, czy jednej duszy jedną historię?

 

Zofia przy jed­nym ze swo­ich po­sie­dzeń… → Zofia, podczas jednego ze swo­ich po­sie­dzeń

 

młoda dziew­czy­na, wy­glą­da­ją­ca na le­d­wie le­gal­ną. → Co to znaczy, że dziewczyna wyglądała na ledwie legalną?

 

Do­brze, że za­bez­pie­czy­łam miesz­ka­nie przed du­cha­mi. – po­my­śla­ła. → Zbędna kropka po myśleniu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

Uło­ży­ła roz­czo­chra­ne włosy dło­nią.Dłonią uło­ży­ła roz­czo­chra­ne włosy.

 

za­in­te­re­so­wa­nie sta­ry­mi książ­ka­mi jej babci. → Zbędny zaimek. Wystarczy: …za­in­te­re­so­wa­nie sta­ry­mi książ­ka­mi babci.

 

Kil­ka­na­ście pierw­szych kar­tek za­peł­nio­ne było w pełni… → Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Kil­ka­na­ście pierw­szych kar­tek za­pisano całkowicie

 

Wiele z nich było po­pla­mio­ne róż­ny­mi cie­cza­mi. → A może: Na wielu z nich widniały plamy różnych cieczy.

 

Koń­co­we kart­ki no­te­su po­zo­sta­ły puste. Treść była różna, tak jak i styl pisma. → Zastanawiam się, jak różna mogła być treść końcowych pustych kartek…

 

Zofia obe­szła brud­ny notes sze­ro­kim łu­kiem i we­szła do swo­je­go miesz­ka­nia… → Brzmi to nie najlepiej. Zbędny zaimek – czy wchodziłaby do cudzego mieszkania?

Proponuję: Zofia ominęła brud­ny notes sze­ro­kim łu­kiem i we­szła do miesz­ka­nia

 

Uj­rza­ła, jak przy no­te­sie stała starsza kobieta… → Uj­rza­ła/ Zobaczyła przy notesie starszą kobietę…

 

Pani Bo­żen­ka spoj­rza­ła na są­siad­kę z sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi. → Dlaczego sąsiadka pani Bożenki miała szeroko otwarte oczy?

A może miało być: Pani Bo­żen­ka spoj­rza­ła na są­siad­kę sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi.

 

Zofia w końcu wko­pa­ła po­dej­rza­ny notes do swo­je­go miesz­ka­nia za po­mo­cą laski… → Kopać można nogami, szpadlem, łopatą, ale chyba nie laską.

Proponuję: Zofia w końcu wsunęła po­dej­rza­ny notes do swo­je­go miesz­ka­nia za po­mo­cą laski

 

Po­wo­li sztur­cha­jąc dzien­nik laską, prze­nio­sła go na śro­dek sa­lo­nu.Po­wo­li sztur­cha­jąc dzien­nik laską, przesunęła go na śro­dek sa­lo­nu.

 

– No! – Osu­nę­ła się na swój ulu­bio­ny fotel. → Zbędny zaimek.

 

Nosz kurwa mać – syk­nę­ła Zofia.Noż, kurwa mać – syk­nę­ła Zofia.

 

Zofia wska­za­ła na otwar­te okno.Zofia wska­za­ła otwar­te okno.

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

Wska­za­ła na ta­lerz, z któ­re­go jadł Mort.Wska­za­ła ta­lerz, z któ­re­go jadł Mort.

 

stłu­mio­ny głos Pani Bo­żen­ki. → …stłu­mio­ny głos pani Bo­żen­ki.

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Bo­żen­ka za­czę­ła grze­bać w swo­jej to­reb­ce. → Zbędny zaimek.

 

wrę­czy­ła Zofii mały ka­wa­łek pa­pie­ru. → Masło maślane – kawałek jest mały z definicji.

Wystarczy: …wrę­czy­ła Zofii ka­wa­łek pa­pie­ru.

 

za­ło­ży­ła krót­ką, czar­ną kurt­kę, białą ko­szul­kę… → Czy dobrze rozumiem, że założyła koszulkę na kurtkę?

 

Za­bra­ła rów­nież swoją torbę… → Zbędny zaimek.

 

Przed wyj­ściem rzu­ci­ła jesz­cze okiem po miesz­ka­niu.Przed wyj­ściem rzu­ci­ła jesz­cze okiem na mieszkanie.

 

“Dlaczego wracasz? Możesz mi powiedzieć? Wiem, że coś jest na rzeczy. Obserwujesz mnie skądś? Przysięgam, jeśli to kolejny żart, to…” → Cytatów pisanych kursywą nie ujmujemy w cudzysłów. Stosujemy albo cudzysłów, albo kursywę. Uwaga dotyczy także pozostałych zapisów w notesie.

 

“PRZECIEŻ JESTEM TWOIM PRZYJACIELEM.” → A tu nie dość, że mamy kursywę ujętą w cudzysłów to jeszcze dochodzą wielkie litery. Zbyt wiele grzybków w tym barszczyku.

Kropka przed cudzysłowem jest błędem. Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

wy­ra­sta­ły mu bły­ska­wicz­nie z bar­ków, go­to­we do lotu. Roz­po­star­te, do­da­wa­ły mu po­wa­gi… → Zbędne zaimki.

 

usia­dła z po­wro­tem na krze­sło. → …usia­dła z po­wro­tem na krze­śle.

 

– Usłyszałabyś, gdyby znaleźli ciało. Gdyby ta sprawa wyszła na jaw to Rammstein miałby niezły materiał na nową piosenkę. – demon zachichotał i wyciągnął z lodówki pierś z kurczaka. → Didaskalia wielką literą.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Mię­dzy ni­cze­go nie war­ty­mi wier­sza­mi… → Mię­dzy ni­c niewar­ty­mi wier­sza­mi

 

W jed­nym z wpi­sów młoda matka opi­sy­wa­ła chęć… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: W jed­nym z wpi­sów młoda matka mówiła o chęci

 

wi­dzia­ła wy­pa­dek sa­mo­cho­do­wy, gdzie kie­row­ca… → …wi­dzia­ła wy­pa­dek sa­mo­cho­do­wy, w którym kie­row­ca

Wypadek jest zdarzeniem, nie miejscem.

 

ude­rzył głową w ba­rier­kę przy au­to­stra­dzie, przez co pękła mu czasz­ka… → …ude­rzył głową w ba­rier­kę przy au­to­stra­dzie, co sprawiło, że pękła mu czasz­ka

Sprawdź, kiedy używamy przyimka przez.

 

– Mort. – po­wie­dzia­ła po­nu­ro. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

wle­piał w nią swój czar­ny, po­zor­nie mar­twy wzrok. → Zbędny zaimek.

 

chłod­na siła owi­ja­ła się wokół jej szyi i wpeł­za­ła do jej głowy. → Czy oba zaimki są konieczne?

 

wska­zu­jąc pal­cem na zdję­cie. → …wska­zu­jąc pal­cem zdję­cie.

 

– Jasne. – po­wie­dział i po­szedł do kuch­ni. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

po­sta­wił na szkla­nym stole dwie szklan­ki z al­ko­ho­lem. → Nie brzmi to najlepiej.

Może wystarczy: …po­sta­wił na stole dwie szklan­ki z al­ko­ho­lem.

 

Twarz Adama za­czę­ła zbli­żać się do Zofii na nie­bez­piecz­nie bli­ską od­le­głość. → Jak wyżej.

Proponuję: Twarz Adama niebezpiecznie zbliżyła się do Zofii.

…który leżał przy­kry­ty zła­ma­ną fra­mu­gą płót­na. → Od kiedy płótna mają framugę?

Sprawdź, do czego służy blejtram.

 

wy­tarł rę­ka­wem krew są­czą­cą się z jego nosa. → Zbędny zaimek.

 

– Nie no, kurwa, co ty. – za­śmia­ła się Zofia. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

a łzy le­cia­ły ciur­kiem z jego oczu. → Zbędny zaimek.

 

– Nie mógł­bym śnić o lep­szej pani, niż ty. – ukło­nił się. → Didaskalia wielką literą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem. Pomysł widzę, ale całości nie kupuję. Przegadane, można sporo wyciąć. Pisz więcej, będzie lepiej.

Hej,

 

Ładnie poprowadzona fabuła, jest w niej tajemnica, są konflikty, moja uwaga została przykuta do historii i wręcz byłem rozczarowany, że już koniec.

Podoba mi się motyw z notesem, to chyba oś tej historii, najpierw nie wiadomo czym jest, wyrzucony wraca, potem bohaterka czyta go, poznaje kolejne historie. Nieco to pachnie Harrym Potterem, prawda, ale mimo wszystko wciąga.

Czarny humor też trafia w mój gust, no może wyrzuciłbym kilka przekleństw.

 

Moim zdaniem możesz iść w kierunku historii bardziej rozbudowanej, powieściowej, przydałoby się jedynie dodać jeszcze kilka fabularnych warstw – pracę bohaterki, miejsce zamieszkania (konkretne miasto czy bardziej zmyślone), z czego wynikają jej kontakty z policją.

 

Daję klika do biblioteki.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Jeszcze dodam jedną uwagę – na początku historia dryfowała lekko w kierunku tradycyjnego horroru: babka widzi zmarłych, nagle pojawia się morderca z duszami dziewczyn podążającymi za nim. To by była straszna klisza i ogólnie meh, ale potem zostało to przełamane dość mrocznymi przemyśleniami bohaterki, które były dla mnie sporym zaskoczeniem i wybiły mnie skutecznie z tej szufladkowej konwencji. Abstrahuję tutaj od interpretacji samych przemyśleń, choć może ich kontrowersyjna wymowa również miała znaczenie (nazywanie ofiar mordercy kurwami i samego mordercę również męską kurwą).

Kompozycyjnie bardzo mi się ten zabieg spodobał :)

Che mi sento di morir

@baementkey Bardzo mnie cieszy, że spodobało ci się opowiadanie laugh

Aktualnie piszę kolejny epizod o Zoffi i Morcie, ale projekt rodzi się w niemałych bólach. I dzięki wielkie za głos do biblioteki. 

Interesująca historia. Motyw korespondowania z wrednym notesem był już w Harrym Potterze, ale karmienie notesu seryjnym mordercą to coś nowego.

Wątek z wnuczkiem trochę dziwny i chyba niepotrzebny. Niejasne są dla mnie cele babci – chce zmusić dzieciaczka do nauki czy raczej spiknąć dorosłego chłopa z wiedźmą?

Babska logika rządzi!

Przerażający, odrażający i brutalny tekst, który zadziwiająco dobrze wchodzi.

Poruszasz trudne tematy, ale opowiadanie nie odrzuca flakami. 

Bohaterka nie jest zbyt dobra, mimo to poczułam sympatię do Zofii i jej małego przyjaciela.

Miałam kilkakrotnie wrażenie, że opowiadanie mogło rozwinąć się w całkiem innym kierunku, który też byłby ciekawy.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej,

wpadłem z polecenia Ambush. Nie wiem czy jesteś aktywny, ale może kiedyś zajrzysz i to że ktoś docenił twój tekst poprawi ci humor :))

Podobał mi się motyw z notatnikiem. Takie rzeczy zawsze mnie intrygowały. (Nawet napisałem opowiadanie o czymś podobnym)

Lubię brutalność, ale do momentu, kiedy nie przekracza pewnej granicy i tobie się udało. Można powiedzieć, że dobrze tańczyłeś na linii dobrego smaku, ponieważ czułem odrażenie, ale w dopuszczalnej ilości. Ciężko jest wyczuć, gdzie powinno się zaprzestać, ale ty zrobiłeś to wyśmienicie.

Klikam!

 

POzdrawiam

Kto wie? >;

@ Ambush Hej bardzo mi miło, że tekst przypadł ci do gustu, chociaż z pespektywy czasu mi samemu już średnio się podoba przez niewyrobiony styl heh. Przynajmniej w moim odczuciu.

@skryty Tak samo dzięki za pochwałę, faktycznie oboje polepszyliście mi humor co nie co. I jasne, jestem aktywny i cały czas piszę, ale niekoniecznie postuję tutaj. Też dlatego że zająłem się pisaniem powieści, którą dopiero po jakimś czasie postanowiłem tutaj umieścić.

Nowa Fantastyka