- Opowiadanie: Chikuma - Córy Frei

Córy Frei

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Córy Frei

– Czy znasz to miejsce? – spytał starzec, opierając się ciężko o drewnianą laskę. Przystępował z nogi na nogę, próbując znaleźć wygodną pozycję dla schorowanych kości.

– Znam. Matka mi opowiadała, jak byłem mały. To tutaj rusałki wychodzą na żer, prawda, dziadku?

– Prawda. Wiesz dlaczego?

– Zniszczyliśmy ich las. Ludzie zostawili jezioro i ciągnącą się od niego rzekę w spokoju, bo to jedyne źródło czystej wody w obrębie kilkudziesięciu kilometrów – odpowiedział wysoki chłopak, uważnie lustrując nieruchomą taflę.

– Zgadza się. – przytaknął dziadek z westchnieniem. – Jak ledwo odrosłem od ziemi przybiegłem tu kiedyś w nocy. Twoja prababka nic nie wiedziała, smacznie spała. Nasłuchałem się historii o pięknych pannach, pląsających wśród wód, gdy księżyc jest w pełni i chciałem zobaczyć to na własne oczy. Młody byłem, głupi… – pokręcił głową, próbując odgonić wspomnienia.

Oczy jego wnuka zaświeciły się. Był akurat w wieku, w którym dziewczyny zaczynają być interesujące. Zapragnął usłyszeć historię dziadka, aby móc przekazać ją kolegom ze szkolnej ławki. Słuchaliby z wypiekami na twarzy, a Antek wreszcie miałby czym się wykazać.

Starzec nabrał powietrza w płuca, szykując się do opowieści. Otwierał już usta, gdy nagle zrezygnował. Oddalił się bez słowa, zostawiając chłopca samego. Antek jeszcze długo słyszał stukot laski dziadka o wybrukowaną ulicę.

– No to nie. – burknął sam do siebie. – Sam tu sobie przyjdę i zobaczę – postanowił, po czym z uśmiechem zatopił się w marzeniach o tańczących pięknościach.

***

Beton przybierał coraz ciemniejszy odcień szarości. Krople deszczu miarowo uderzały o podłoże, tworząc miniaturowe rozbryzgi. Szum przyjemnie maskował łoskot poruszających się po drodze maszyn i świst ustrojstw, zbierających śmieci walające się po ulicy. Ludzie czuli respekt do ogromnych gór metalu i uskakiwali, gdy tylko się do nich zbliżali. Niejednokrotnie widzieli ambulans pędzący na pomoc komuś staranowanemu przez jedną z własności FreyTeku. Wypadki były natychmiast tuszowane, nie pojawiała się żadna wzmianka w mediach. Poczta pantoflowa miała się jednak dobrze. Ludzie woleli schodzić w cień, dmuchając na zimne.

Antek biegiem wyminął unoszące się nad asfaltem samochody. Było już grubo po godzinie czternastej. Pół godziny temu miał stawić się w mieszkaniu dziadka, żeby pomóc mu segregować stare dokumenty. Inaczej wyobrażał sobie spędzenie soboty – planował iść z Serafinem, najlepszym przyjacielem, do galerii handlowej na pokaz najnowszego modelu tytanowej deskorolki. Z ciężkim sercem musiał z tego zrezygnować, ale szedł do staruszka z duszą na ramieniu. Miał zamiar wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji na temat rusałek żyjących w ostatnim skrawku lasu, jaki się ostał w mieście.

W pędzie nie miał czasu się rozglądać ani zwracać uwagi na to, co dzieje się wokół niego. Gdyby zatrzymał się chociaż na sekundę na wzięcie oddechu, zauważyłby, że z przystanku aerobusowego obserwuje go niepokojąco wysoka kobieta, otoczona dziwnym blaskiem.

***

Szept.

Nawołuje go.

Nie daje mu spać. Nie daje mu jeść. Nie daje mu żyć. Jest jedynym, co siedzi w jego głowie. Czuje, że wariuje.

Nie może tak dalej.

Oddaj nam to, co obiecałeś. Przyszedł czas zapłaty…

***

Wzdrygnął się, czując na nagich przedramionach nieprzyjemny ziąb. Sunął po ciele niczym mrówka, obrzydliwie łaskocząc zmarszczoną latami skórę.

Bardziej wyczuł, niż usłyszał, że ktoś się zbliża. Towarzyszył temu piskliwy chichot, przybierający na sile. Dobiegał zewsząd, otaczając go kokonem. Wysokie tony wżerały się w jego mózg. Zabolały go skronie. Głowa zaczęła pulsować niesamowitym bólem. Powalił go na kolana.

Nie mógł się ruszyć. Chciał uciekać.

– Nie teraz, błagam… – wydukał z wysiłkiem.

Kolejna fala bólu przyszła niespodziewanie. Rozlała się na całe ciało, paraliżując mięśnie. Stracił przytomność ze świadomością, że to koniec.

***

Obdarta kamienica była jedną z niewielu pozostałości po dawnym ładzie. Wciśnięta między supernowoczesne biurowce stała się pomnikiem zamierzchłych czasów. Stowarzyszenie Opiekunów wpisało ją na listę zabytków kilka lat temu, gdy zarząd FreyTeku próbował wykupić działkę, chcąc postawić tam kolejny budynek dla swoich oddziałów. Dziadek Antka był jednym z założycieli stowarzyszenia i długo walczył o swoje miejsce na ziemi. Batalia trwała kilkanaście męczących miesięcy. Pomógł mu ojciec Antka, będący jednym z pierwszych ojców korporacji rządzącej państwem. Chłopak nie wiedział, co mężczyźni musieli poświęcić, aby dopiąć swego, ponieważ nawiązali milczące porozumienie i nabierali wody w usta za każdym razem, gdy próbował się czegoś dowiedzieć. W końcu zaniechał dopytywania, przyjmując do wiadomości, że jest za młody, aby zrozumieć niektóre sprawy.

Dobiegł na miejsce spóźniony. Pokonał kilkanaście stopni, sadząc duże kroki, aż stanął przed drzwiami do mieszkania staruszka. Zapukał, ale nie doczekał się odpowiedzi.

– Co jest, umawialiśmy się przecież – mruknął. Położył rękę na klamce. Ze zdziwieniem odkrył, że drzwi są otwarte. Uchylił je i wsunął głowę do nieoświetlonego korytarza.

– Dziadek? Jesteś? – zawołał, wchodząc do środka. Zamknął za sobą drzwi i bez ściągania butów wszedł dalej.

Sprawdził każdy pokój, ale nigdzie nie było śladu mężczyzny. Widać jednak było, że opuścił mieszkanie w pośpiechu. Antek znał dziadka z tego, że pedantycznie dba o porządek. Tymczasem na kuchennym stole zostawił po sobie niedojedzony obiad i brudny kubek z resztką herbaty. Rozklekotane łóżko w sypialni było w nieładzie, a po podłodze walały się ubrania, jakby czegoś gorączkowo szukano w szafie.

 

Antka oblał zimny pot. Natychmiast sięgnął do kieszeni po telefon. Dłonie drżały mu tak, że prawie upuścił urządzenie na dywan. Wybrał numer i kilka długich sekund przysłuchiwał się mechanicznemu piiii sygnalizującemu oczekiwanie na połączenie.

– Cześć, synu. Co… – ojciec jak zawsze brzmiał na wyluzowanego.

– Tato, dziadek zniknął. Miałem mu pomóc z dokumentami. Nie ma go, ale mieszkanie wygląda tragicznie – wyrzucił z siebie, nie czekając aż ojciec skończy się z nim witać.

Po drugiej stronie słuchawki nastała cisza.

– Antek, jaki mamy dzisiaj dzień? – spytał na wdechu.

– Nie wiem… Chyba jedenastego maja, a co?

– Cholera! – zaklął ojciec, po czym rozłączył się bez ostrzeżenia.

Chłopaka wmurowało. Stał na środku sypialni, bezradnie rozglądając się po bałaganie. Jego wzrok przykuł zwitek papieru, leżący tuż obok jego stopy. Podniósł pożółkłą kartkę i zmarszczył brwi. Poznał pismo dziadka. Napisał tylko trzy krótkie zdania, ale dzięki nim wnuk już wiedział, gdzie się udać.

***

Z obłoków mgły wysunęło się kilka smukłych postaci. Unosiły się nad wodą leciutkie niczym piórko. Śnieżnobiałe włosy powiewały na wietrze, to zasłaniając to odsłaniając twarze bez wyrazu. Ich puste spojrzenia oczu czarnych niczym najgłębsza noc przeszywały na wskroś. Stwory przypominające piękne kobiety uniosły ręce, wyginając się do tyłu, ukazując w pełnej krasie szczupłe ciała. Alabastrowe piersi falowały w rytm szybkich oddechów.

Zostały wysłane przez swoją matkę. Pragnęły ją zadowolić, przekazując to, co zostało jej obiecane na brzegu tego jeziora pewnej jesiennej nocy. Były podekscytowane. Wreszcie miało się dokonać. Czekały na ten dzień wiele lat, głodne i spragnione ciepłych, ludzkich ciał.

Księżyc w pełni przysłaniały fabryczne wyziewy. Trzy zgarbione postacie szły w kierunku spokojnej tafli jeziora, potykając się o wystające korzenie. Były jak w transie. Zamknięte oczy nic nie widziały. Wiatr się zatrzymał, nie poruszał koronami drzew, jakby czekał na to, co się wydarzy…

Eteryczne postacie pustymi oczami spoglądały na nadchodzących ludzi. Czarne gałki oczne odbijały blade światło księżyca. Oddechy kobiet przyspieszyły. Czuły nadchodzącą nagrodę.

Starzec, mężczyzna w sile wieku i młodzieniec weszli do wody pas. Mokre ubrania przylepiły się do ciał. Zadrżeli, ale nie obudzili się z transu. Stali, czekając.

Jedna z kobiet wysunęła się naprzód. Nachyliła się nad starcem i wykrzywiła usta w groteskowym uśmiechu. Błysnęły ostre jak igły zęby, a po polanie rozszedł się dźwięk rozrywania mięśni i chłeptania ciepłej, rubinowej krwi.

Z lasu wyłoniła się kolejna postać – kobieta w skórzanym stroju wojowniczki.

– Dokonało się! – wykrzyknęła, zanosząc się piskliwym śmiechem. – Żerujcie, moje córy. Kolejna uczta za pięćdziesiąt lat. FreyTek, me ziemskie dziecko, jest bezpieczne. Ofiara została przyjęta, radujmy się!

Koniec

Komentarze

Chikumo, niewiele ponad osiem tysięcy czterysta znaków to jeszcze nie opowiadanie. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na SZORT.

Na tym portalu OPOWIADANIA zaczynają się od dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Regulatorzy Gotowe, dziękuję za sugestię :) 

Bardzo proszę, Chikumo, i zachęcam do przeczytania poradnika Drakainy: Portal dla żółtodziobów. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej!

Na początek drobna niezręczność, coś co brzmi raczej komediowo niż fantastyczno-poważnie: 

Był akurat w wieku, w którym dziewczyny zaczynają być interesujące.

Dlaczego komediowo? W tym zdaniu kryje się niebezpieczna dwuznaczność – zdaje się ono mówić, że w wieku, w którym był bohater, dziewczyny zaczynają interesować – ale nie bohatera, tylko jakiś niesprecyzowany ogół mężczyzn. Zamiast tego sugeruję prostsze, przyzwoite: “w którym chłopcy zaczynają interesować się dziewczynami”.

Nie ma go, ale mieszkanie wygląda tragicznie

Czemu użyłaś tu “ale”? Przez to brzmi to tak, jakby fakt, że nie ma dziadka, był czymś pozytywnym, jakby chcieli urządzić w nim imprezę. Zamień na “a” i będzie zupełnie w porządku.

Starzec, mężczyzna w sile wieku i młodzieniec weszli do wody [po] pas.

Trzeba uzupełnić.

 

Nie wiem, czy jesteś złakniona czyjejś opinii tak jak tamte rusałki były złaknione ciał dwóch biednych mężczyzn – ale pewnie trochę tak, więc postaram się Ci ją dać. Ogólnie rzecz biorąc nie jest to niestety nic bardzo oryginalnego – kolejny crossover fantasty i sf, z którym się tu spotykam. Ale napisany raczej poprawnie, więc to na plus. Trochę mnie jednak zastanawia jak pofragmentowałaś tekst. Czy to aby na pewno najlepsza jego możliwa postać, czy też nie miałaś innego pomysłu, jak spleść to wszystko razem w ściślejszą narrację? Może i by się to broniło gdybyś stosowała taki układ bardziej konsekwentnie – gdyby te nawoływania, ten natarczywy szept pojawiły się choć z trzy razy. A tak… powiem szczerze rozbawiło mnie to, jak napisałaś, że nie dawał mu jeść ani spać. A nie powinno. Ale wiesz dlaczego? Po pierwsze dlatego, że użyłaś wyłącznie takich krótkich, spazmatycznych zdań. A po drugie dlatego, że wyskoczyłaś z tym nagle, bez ostrzeżenia, bez przygotowania. Dobra rada: strzeż się niezamierzonego komizmu, bo widzę, że masz do niego skłonność. Dokładnie trzeba się zastanowić, czy coś, co się napisało, nie może być przez przypadek odczytane inaczej, niż to zamierzyłaś.

No i ta kwestia Jezusa konającego na krzyżu pod koniec… No nie wiem, czy w tym kontekście brzmi to dobrze. Niektóre zdania jednak są już dość zabarwione kontekstowo i mogą się nie do końca wpasować w Twój tekst. Też warto zwrócić na to uwagę.

Ogólnie jednak czytało mi się dobrze, więc podstawowy warsztat już masz.

Pozdrawiam!

Obawiam, się Chikumo, że chyba nie pojęłam, co chciałaś opowiedzieć, a najbardziej nie rozumiem jaki jest związek kobiety w stroju wojowniczki, pojawiającej się w końcówce opowiadania, z korporacją. Nie wiem dlaczego Antek, jego ojciec i dziadek zostali pożarci przez rusałki.

Wykonanie do najlepszych nie należy, ale mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania okażą się ciekawsze i znacznie lepiej napisane.

 

spy­tał sta­rzec, opie­ra­jąc się cięż­ko o drew­nia­ną laskę. → …spy­tał sta­rzec, wspie­ra­jąc się cięż­ko na drewnianej lasce.

Opierać można się o coś, np. o ścianę, natomiast laską możemy się podpierać/ wspierać.

 

Przy­stę­po­wał z nogi na nogę… → Przestę­po­wał z nogi na nogę

Sprawdź znaczenie słów przystępowaćprzestępować.

 

– Zga­dza się. – przy­tak­nął dzia­dek z wes­tchnie­niem. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Młody byłem, głupi… – po­krę­cił głową, pró­bu­jąc od­go­nić wspo­mnie­nia. Młody byłem, głupi… – Po­krę­cił głową, pró­bu­jąc od­go­nić wspo­mnie­nia.

 

i świst ustrojstw, zbie­ra­ją­cych śmie­ci… → …i świst urządzeń zbie­ra­ją­cych śmie­ci

 

Było już grubo po go­dzi­nie czter­na­stej. Pół go­dzi­ny temu… → Powtórzenie.

Proponuję: Było już grubo po czter­na­stej. Pół go­dzi­ny temu

 

Na­wo­łu­je go. Nie daje mu spać. Nie daje mu jeść. Nie daje mu żyć. Jest je­dy­nym, co sie­dzi w jego gło­wie. → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

ota­cza­jąc go ko­ko­nem. Wy­so­kie tony wże­ra­ły się w jego mózg. Za­bo­la­ły go skro­nie. Głowa za­czę­ła pul­so­wać nie­sa­mo­wi­tym bólem. Po­wa­lił go na ko­la­na. → Jak wyżej, a także powtórzenie.

 

Ob­dar­ta ka­mie­ni­ca… → Z czego można obedrzeć kamienicę?

A może miało być: Odrapana kamienica

 

Po­mógł mu oj­ciec Antka, bę­dą­cy jed­nym z pierw­szych ojców kor­po­ra­cji… → Czy to celowe powtórzenie?

 

Chyba je­de­na­ste­go maja, a co?Chyba je­de­na­sty maja, a co?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mam odczucia takie jak Reg i Maldi, ale nie przestawaj, pisz, będzie coraz lepiej.

Korporacja faktycznie wybija z rytmu i psuje opowieść, ale opowiadasz zgrabnie i plastycznie, więc pisz dalej;)

Lożanka bezprenumeratowa

Hmm, rusałki dogadały się z korporacją, która sporą część ich środowiska zabudowała betonem? A ich matką była nordycka boginii?

Dlaczego cała trójka została pożarta? Ojciec, kiedy syn do niego dzwoni i informuje o zniknięciu dziadka, nawet nie wie, jaki jest dzień. Gdyby był częścią jakiejś umowy, na pewno by tego nie zapomniał. Jednocześnie jego reakcja wskazuje, że wie, iż coś się święci. Zrozumiałabym, gdyby życie stracił dziadek, ale cała rodzina… I czy śmierć jednego z ojców założycieli korporacji nie wprowadzi jej w jakieś zawirowania? Czemu Freja z taką pewnością siebie oznajmia, że korporacja jest bezpieczna?

Mam wrażenie, że za dużo informacji zostało w Twojej głowie, a w niej czytać nie potrafię, stąd nie do końca rozumiem, co się właściwie wydarzyło.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witam serdecznie Sąsiadkę. :)

 

Dość mroczny i pełen okrucieństwa horror, w którym krew leje się strumieniami. :) Czytelnik musi sobie sporo dopowiedzieć, ale ogólnie mi się podobało, bo lubię takie klimaty.

Nie wskazuję kwestii językowych, ponieważ zostały już wcześniej opisane. 

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć!

 

Ciekawie zarysowana wizja świata przyszłości, natomiast kompletnie nie zrozumiałem ciągu przyczynowo skutkowego: kto, co , dlaczego? Możliwe, że tekst stanowi nawiązanie do czegoś, czego zwyczajnie nie znam, ale przesłanie zwyczajnie mi umknęło.

Napisane całkiem przyzwoicie, bez większych zgrzytów czy potknięć. Krótkie scenki są czytelne i całkiem dynamiczne, natomiast wiele elementów nie zostało imho wykorzystanych, a stanowi jedynie dekorację (albo mi ich znaczenie umyka). Druga część (zaczynająca się od słów Beton przybierał jest mocno infodumpowa i robi wrażenie wręcz oderwanej od reszty) Zakładam, że ma jakoś koryspondować z zakończeniem, ale to jedynie strzał.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka