- Opowiadanie: Ramshiri - To jeszcze gorzej

To jeszcze gorzej

Coś z hu­mo­rem. Świat zwa­rio­wał, a dwóch kum­pli roz­ma­wia o dziew­czy­nach. Jeden ma pewne pro­ble­my emo­cjo­nal­ne, a drugi… jest, jaki jest.

 

Serdeczne podziękowania dla betujących za ich tytaniczną pracę.

Miłego czytania :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

To jeszcze gorzej

Chmara nieumarłych nadciągała od zachodu. Zostałem zablokowany przez pochód i zmuszony czekać na kolejny ich ruch. Mijały sekundy, zdające się trwać wieczność. Obserwowałem. Kolejna kropelka potu spłynęła wzdłuż kręgosłupa i dołączyła do strużki przyjaciół.

Zombie poruszały się w większej grupie. Część z nich wyglądała jeszcze całkiem ludzko, lecz ciała innych wykrzywione były w pośmiertnym, wiecznym grymasie niezadowolenia. Spod brakującej gdzieniegdzie skóry prześwitywały mięśnie, spod wyrwanych mięśni wystawały pożółkłe kości. Niektórzy nieumarli nie mieli oczu, jedynie puste oczodoły i krew zaschniętą na twarzy.

Ślepa poczwara odłączyła się od reszty. Zaczęła węszyć oderwanym do połowy nosem.

Skierowała się wprost na mnie. Kroczyła powoli, próbując wymacać swój przyszły obiad, niczym klient w piekarni sprawdzający grubymi paluchami każdą kajzerkę z osobna. Gnijące ciało śmierdziało tak, że musiałem zatkać nos, lecz dzielnie stałem w miejscu, zaledwie krok od tego wynaturzenia.

– Stasek! – krzyknęła sepleniąca nieumarła na przedzie pochodu zombie. – So ja ci mówiłam? Symaj się grupy.

Staszek najwidoczniej zrozumiał swój błąd. Pociągnął nosem kilka razy.

– Smasznie pan pachnie – wybełkotał, kierując puste oczodoły w moją stronę. – Przeprasszam, jus przechosę.

Podziękowałem skinieniem głowy – taka mała złośliwość z mojej strony, względem ślepej poczwary. Ostatnio pracowałem nad sobą. Moja terapeutka zauważyła, że nie jestem już taki uległy jak kiedyś, ale od mojego drugiego ja, dzieliła mnie jeszcze przepaść.

Rozejrzałem się po nagrzanym słońcem parku. Liście drzew wyglądały, jakby ktoś zatopił je w formalinie. W powietrzu nie sposób było wyczuć nawet najmniejszego podmuchu wiatru.

– Przejścia dla zombie? Dobre mi sobie – szepnąłem, aby dać wyraz frustracji. Może kiedyś powiem to głośniej.

Zanim te leniwe darmozjady wejdą na pasy, to normalny, pracujący człowiek ma już dobre pięć minut wyjęte z życiorysu.

Westchnąłem ciężko, obejrzałem się w lewo, potem w prawo, a potem znowu w lewo. Droga wolna, ruszyłem żwawo na miejsce spotkania. Mój kumpel, człowiek, pewnie już czekał. Dziś miałem zamiar przekazać mu dobrą nowinę… no i oświadczyć, że nie jestem homo sapiens. Znałem go od prawie dwóch lat, a stresowałem się tym jak cholera. Nic dziwnego, Darek nie należał do tych, co tolerowali jakiekolwiek odchylenia od człowieczeństwa – to jeden z powodów, dla którego jeszcze się nie ujawniłem. 

Rozszczepieńcy nie należeli do szeroko występujących gatunków. Byliśmy rzadkością, a niektórzy wciąż nie wierzyli w nasze istnienie. Wampiry pokazywały się na salonach, a nastolatki za nimi szalały, zombie były przerażające, ale miały pierwszeństwo, jeżeli chodzi o castingi do teleturniejów takich jak “Meat my parents”. No i wilkołaki, one często pracowały w narkotykowym lub na lotniskach.

Ja po ujawnieniu najczęściej słyszałem: “to jest rozdwojenie jaźni, a nie osobny gatunek”. Jak już wytłumaczyłem, o co chodzi, to prosili: “pokaż Hulka!” Zupełnie nie rozumieli mojej przypadłości lub raczej “natury”, jak to mówi moja terapeutka, Julia. No nic, zazwyczaj po prostu zaciskałem zęby i próbowałem Hulka nie uwolnić. Często odczuwałem gniew, ale okazywanie go wydawało mi się niekulturalne.

 

 

***

 

 

W parku panował niewiele mniejszy tłok niż zwykle. Jako stary bywalec, zacząłem już rozpoznawać niektóre twarze. Szczególnie często panoszyły się tu wiedźmy, zombie i ghule, ale przy takiej pogodzie część istot postanowiła zostać w jaskiniach.

Na miejscu spotkania pojawiłem się przed czasem. Usiadłem obok fontanny, jak to miałem w zwyczaju. Czekałem. Zawsze to ja na niego czekałem.

Słońce przygrzewało coraz mocniej, a ja pociłem się jak troll. Od fontanny, zazwyczaj można było poczuć przyjemną bryzę. Tym razem była jednak wyłączona! Dlaczego akurat dziś? I to jeszcze w największy upał! Przypomniałem sobie o pozytywnym myśleniu. Wycisnąłem z siebie całe resztki optymizmu: przynajmniej nie napierdala teraz śnieg jak przez trzy czwarte roku w tym chorym kraju. Przynajmniej nie ugryzło mnie zombie, bo w takim upale zgniłbym, chwila moment. Przynajmniej…

Aby umilić czekanie, wyciągnąłem telefon i zacząłem scrollować tablicę w poszukiwaniu jakiegoś magicznego środka, który sprawi, że poczuję się lepiej i nigdy więcej nie będę musiał nad sobą pracować. Siła woli i motywacja na zawołanie, niewyczerpane źródło energii, do którego będę sięgał zawsze i wszędzie. Może dzięki temu wreszcie założę firmę, o której tak dużo opowiadam znajomym?

Niestety nic nie wyszło z moich poszukiwań. Znalazłem tylko kilka memów, cytatów motywacyjnych od Yeti oraz dziwnych wynalazków, które miały zrewolucjonizować świat po Wielkim Ujawnieniu. Szczególne wrażenie zrobił na mnie Aquabus “transport dla Twoich syrenek”.

Kolejną rzeczą, na której zatrzymałem się chwilę dłużej to maść na ugryzienia. “Twój przyjaciel to zombie? Nie daj się przemienić”. To akurat przydatne, od jakiegoś czasu maść była na topie i podobno rzeczywiście działała, nie tak jak te tabletki, o których głośno rozprawiano rok temu. Prawie parsknąłem śmiechem, przypominając sobie, jak kilku influencerów stało się wtedy zombiakami. Zatrzymałem kciuk na reklamie aplikacji randkowej CrossSpecies – jedna z lepszych rzeczy, która mi się trafiła. Mam nadzieję, że firmy meblarskie już działają nad skonstruowaniem łóżka dla par z zupełnie różnych środowisk. 

– Siemka! – Uśmiechnięty od ucha do ucha Darek, szedł pewnie w moim kierunku. Tłum wydawał się rozstępować przed nim niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem. – Co słychać, John?

Moje serce radowało się, gdy ludzie zwracali się do mnie John. Wciąż zastanawiałem się, co myśleli moi rodzice, nazywając mnie Janusz? Prawdopodobnie, biorąc pod uwagę, jakim wynaturzeniem byłem, chcieli, żeby chociaż imię pozostało zwyczajne.

– No hej. – Uścisnąłem mu dłoń, po czym ruchem ręki zasugerowałem, żebyśmy się przeszli. – A nic, stara bida. Co u ciebie?

Oczywiście już skręcało mnie od środka, aby przekazać mu dobrą nowinę – no i tę złą też, ale nie wypadało tak otwarcie mówić o sobie. Jeszcze by pomyślał, że narzekam, albo co gorsza, że się chwalę.

Pogadaliśmy trochę o niczym. Mówił głównie Darek: o swojej rodzinie, o dziewczynie, o nowym projekcie, o dziewczynie, o fajnej lasce co przechodziła akurat obok nas, o dziewczynie. Po dziesięciu minutach przyszło mi do głowy, że może to będzie dobry moment, żeby dodać coś od siebie. Chyba nie powinien się obrazić, jeżeli też zacznę coś mówić?

Chrząknąłem cicho, lecz kumpel kontynuował swój monolog jak gdyby nigdy nic:

– No i kupiliśmy kilka rzeczy w sklepie obok bloku tam, gdzie zawsze bierzemy browary. – Uśmiechnął się porozumiewawczo. – No i wyobraź sobie, poleciałem na konferencję networkingową. Prawie cały dzień poza domem. Wracam zmęczony no i szukam coli, za którą zapłaciliśmy po połowie – zaakcentował, jakby miało to kluczowe znaczenie dla historii. – No i szukam, szukam. Nima! Pytam Beatę: gdzie cola, co ją na pół kupiliśmy? No a ona mówi: wypiłam! No, ja pierdu! Rozumiesz? – Spojrzał na mnie pobłażliwie i machnął ręką. – Jak znajdziesz dziewczynę, to zrozumiesz. No, ale jak tak w ogóle można? Trzeba się oddzielnie rozliczać i mieć osobne półki albo ona powinna kolejną butelkę kupić sama. Co myślisz?

To jak wyglądały jego związki, dziwiło mnie coraz bardziej. Ja bym już na ten napój machnął ręką, no ale przecież moja terapeutka mówiła, że powinienem mocniej się stawiać; popracować nad stanowczością i walczyć o swoje. Kumpel miał już parę miesięcy doświadczenia, na pewno wiedział lepiej.

– Chyba znalazłem dziewczynę – odezwałem się wreszcie.

– Co? – Zatrzymał się nagle, jakby zobaczył ruch na przejściu dla zombie. – Jak to znalazłeś dziewczynę?

– No, kazałeś mi zainstalować aplikację i szukać.

Jeszcze nie czułem się na siłach, aby powiedzieć, że wybranka mego serca nie jest człowiekiem. Ba! Srałem po gaciach na myśl, że mam mu powiedzieć kim sam jestem. Musiałem jednak powiedzieć prawdę. Przecież tak sobie postanowiłem, prawda?

– Tak, kazałem ci szukać, a nie znaleźć. – Darek spojrzał na mnie wzburzony.

– Jaka jest różnica? Po co miałbym szukać, a nie znajdować?

Kumpel odetchnął ciężko. Zawsze tak robił, gdy chciał mi wytłumaczyć coś prostego i czuł, że dla mnie na taką wiedzę jest po prostu za wcześnie.

– Miałeś szukać, continues a nie past cośtam! Szukać, spotykać się, poznawać, a nie wiązać. Przecież to odciągnie cię od nowego projektu, co go mieliśmy zacząć za parę tygodni. Nie pomyślałeś o tym, że zostawiasz mnie na lodzie?

– Przecież ty już masz dziewczynę od paru miesięcy – wypaliłem, zanim ugryzłem się w język. To niekulturalne tak mu wytykać nielogiczność. Miałem nadzieję, że się nie obrazi.

– Słuchaj John. Ja potrafię wyznaczyć granice w związku i postawić na swoim. – Złapał mnie mocno za ramię. – Ty nie potrafisz, a przecież tak ciężko pracujemy na naszą wielką przyszłość. Po prostu martwię się o ciebie. Czy nie tak robią przyjaciele?

– No… tak. Przepraszam, masz rację – wydukałem speszony. Zrobiło mi się głupio. – Postawię granicę. Obiecuję, że postaram się, aby moje życie prywatne nie stanęło nam na drodze.

– Dobra, nie ma sprawy – powiedział, ruszając dalej. – Fajnie, że kogoś znalazłeś. Cieszę się razem z tobą. Opowiesz mi o niej?

Odetchnąłem ciężko i spojrzałem na korony drzew. Słońce przenikało przez liście i przygrzewało mocno. Sierpień pełną gębą. Ostatnio nasze spacery wyglądały właśnie w ten sposób. Wiecznie ta sama ścieżka parkiem, jedzenie na wynos, dalszy spacer i zwieńczenie całości zimnym browarem. Na browar szliśmy jednak rzadko, bo Darek dbał o swoją świątynię. Tak, wiecznie powtarzał, że “z takim piwnym brzuchem to żadnej dupy nie wyrwę” – to jego słowa. Ja bym tak przecież nie mówił o kobietach.

Otrząsnąłem się z negatywnych myśli.

– Jest niesamowita – podjąłem temat. – Z nią zawsze jest wesoło. Uwielbiam to w niej, uwielbiam jej uśmiech, uwielbiam…

– Długo ze sobą chodzicie? – przerwał mi bezceremonialnie.

– Znamy się półtora tygodnia. – Pośpieszyłem z odpowiedzią i widząc jego skwaszoną minę dodałem: – Ale parą jesteśmy od paru dni. Wcześniej nie chciałem zapeszać, dlatego nic ci nie mówiłem.

– Co studiuje? Coś sensownego? – punktował kumpel.

– Ona nie studiuje, ma…

– No to słabo. – Darek wyraźnie się zamyślił. – Taka to zedrze każdy pieniądz i będzie chciała żebyś to ty zarabiał na rodzinę.

– Nie, ona nie chce być ode mnie zależna. Nawet ma mieszkanie własnościowe. – Próbowałem rozwiać jego wątpliwości.

– No, to jeszcze gorzej. Powie, że wnosi mieszkanie do związku, a ty będziesz musiał zarabiać, bo tak jest sprawiedliwie. – Ostatnie słowa wyrzucił z siebie z odrazą.

– Ale ona nie myśli w ten sposób. Jest naprawdę rodzinna i ciepła.

– To jeszcze gorzej! Będziesz musiał parę razy w tygodniu zapieprzać do teściów na obiad albo co gorsza: zamieszkają z wami na starość.

– Nie, ona nie chce się ograniczać do swojej rodziny. Chciałaby założyć własną.

– To jeszcze gorzej. Pewnie złapie cię na dziecko i będziesz zapieprzał jak głodne zombie po dziale mięsnym, w którym została już tylko jedna porcja kurczaka.

– Ale ona naprawdę jest niezależna. Ma pracę i nie zamierza z niej rezygnować.

Darek zamyślił się głęboko.

– To jeszcze gorzej – przemówił po chwili. – To pewnie ty będziesz tacierzyńskie brał albo zwalniał się z roboty, żeby siedzieć z bachorem.

Zagotowało się we mnie, przez chwilę bałem się, że moja druga jaźń przyłoży mu w ryj. O moim nienarodzonym dziecku, bachor mówić? Już mu miałem wygarnąć, wytrzeć nim podłogę.

– Może chodźmy na kebab, co? – zaproponowałem.

W oddali, niczym światełko w tunelu pojawiła się budka, w której zawsze kupowaliśmy jedzenie. Czułem, że jeżeli nie skupię się na czymś przyjemniejszym, to rzeczywiście wściekłość sprawi, że zagotuję się od środka. To wszystko było winą mojej drugiej jaźni! To ona się wściekała, ja zawsze jestem spokojny.

Czy aby na pewno? Przecież ten drugi działał zazwyczaj bardziej… dystyngowanie. 

 

 

***

 

 

Musieliśmy opuścić lokal, gdy tylko odebraliśmy swoje zamówienie. Nawet nie było jak zjeść na miejscu, bo wszystkie krzesła zajęły już inne istoty. Czasem Darek powtarzał, że ktoś powinien założyć restaurację tylko dla ludzi, bo inne rasy są obrzydliwe. Przytakiwałem w tej kwestii tak jak i w innych – dla świętego spokoju. Miałem w głowie smutną prawdę: w takim miejscu odmówiono by posiłku takim jak ja.

Darek spojrzał na mnie ze zdziwieniem, biorąc równocześnie kolejny kęs kebabu z podwójnym kurczakiem i dodatkowym serem.

– Dlaczego nie wziąłeś kebsa? Będziesz śmierdział jak pogromca wampirów, wykąpany w czosnku, tuż przed walką z ostatnim bossem – zaśmiał się.

Patrzyłem z obrzydzeniem na wpół spaloną zapiekankę z toną czosnku.

– Akurat miałem ochotę na coś innego – skłamałem, bojąc się na razie wspominać o drugiej jaźni.

Już widziałem minę swojej terapeutki. Na pewno powiedziałaby teraz coś w stylu: “Przejmij kontrolę nad własnym życiem. Zaakceptuj błędy, które popełniłeś i rusz dalej”. No, ale jak miałem ruszyć dalej, skoro czułem, że to moja druga jaźń wybrała ten posiłek? Ja na pewno czegoś takiego bym nie zamówił. Pewnie moje drugie ja coś knuło, właśnie tak! Na pewno coś kombinowało, a to dopiero początek. Jeszcze nie wiedziałem, czego chciało, ale na pewno nic dobrego. Jakie zło miało się wkrótce wydarzyć ze względu na ten, na pozór niewinny wybór? Czyje życie miało zostać zrujnowane?

Skręciliśmy za wielkimi dębami, schodząc z Wybrzeża Gdańskiego i zbliżając się powoli do mostu Stanisława Wokulskiego. Pierwotnie jego imię miała nosić nowa stacja PKP, ale prezydent miasta zablokował decyzję.

Nie miałem lęku wysokości, ale zawsze, gdy wchodziłem na Wokulskiego, zaczynało kręcić mi się w głowie. Na moście przynajmniej wiał przyjemny wietrzyk.

– Ale wiesz, że z dziewczynami trzeba uważać? – zapytał z poważną miną Darek. – U mnie w rodzinie, to taka jedna oskubała gościa. Miał hajs, wziął sobie dwadzieścia lat młodszą, a ona non stop tylko zakupy robiła i po galeriach z kumpelami się rozbijała. Prawie puściła go z torbami, wyobraź sobie. W związku nigdy nie będziesz w pełni szczęśliwy.

– Co masz na myśli? – zapytałem, po czym wreszcie przezwyciężyłem się i sięgnąłem po pierwszy kęs zapiekanki.

– No, to jest tak jak u mnie z Beatą. Kupujemy coś razem, a potem jedna osoba zużyje czegoś trochę więcej, lub mniej. Ona myje zęby trzy razy dziennie. Ogarniasz to? – zapytał, odsuwając kebab od ust. – No to chyba powinniśmy za takie rzeczy jak pasta, rozliczać się procentowo?

– Moja nie chce się rozliczać co do grosza. Na przykład ostatnio poszliśmy na basen…

– Stary! – Darek spojrzał na mnie poważnie. – To jeszcze gorzej! Przecież ona puści cię z torbami. Ogoli cię jak ślepy barber jeżdżący kosiarką po zmroku.

– Ale ona jest oszczędna, nie chce wydawać niepotrzebnie kasy. – Miałem nadzieję, że teraz da mi wreszcie spokój. Kumpel działał Hulkowi na nerwy, czułem to. Miał ochotę złamać go na pół… Właściwie to od kiedy nazywam go w myślach Hulkiem?

– No to jeszcze gorzej, jak się hajtniecie, to nie będziesz miał nic. Może za pastę czy colę cię nie policzy, ale to tylko dlatego, że nic w ogóle nie pozwoli ci kupić. – Darek wreszcie przestał gadać, zapchał się na chwilę kebabem. Niestety nie na długo. – Będziesz szczerbatym, nieszczęśliwym dziadem. Swoją drogą, poszliście na randkę na basen? Trzeba było ją kurwa do muzeum ziemi Biebrzańskiej jeszcze zabrać! No, kto tak robi?

Nie chciałem tego tłumaczyć. Gdybym powiedział, że do tej pory spotykaliśmy się tylko na basenie, to albo zacząłby coś podejrzewać, albo powiedziałby: “To jeszcze gorzej, bo widzisz, bla, bla, bla…”

Rozkojarzyłem się na tyle, że nie zauważyłem niewielkiego uskoku w płytach chodnikowych. Straciłem równowagę i trąciłem Darka, który wypuścił swoje jedzenie na ziemię. 

Runęliśmy na chodnik. Moja zapiekanka wylądowała na samym środku jego koszuli. Podniosłem się pierwszy, dostrzegłem leżący kebab i zadziałałem błyskawicznie. Trąciłem go czubkiem buta, poleciał w dół kilkadziesiąt metrów i chlupnął o wodę.

Co we mnie wstąpiło? Aż tak żałowałem mu tego podwójnego kurczaka w cieplutkiej tortilli? Nie, to nie to. To moja druga, zła jaźń, pozbyła się posiłku Darka. Knuła coś złego. Najpierw czosnkowa zapiekanka, teraz kebab lądujący w Wiśle. Musiałem odkryć co się dzieje, zanim komuś stanie się krzywda.

– Co do cholery?! – wykrzyknął Darek. – Kręcisz się dziś pod nogami jak hieny po cmentarzu.

– Straciłem równowagę – powiedziałem, pomagając mu się podnieść z ziemi. – Przepraszam, chyba ubrudziłem ci koszulę.

Kumpel spojrzał na ubranie, a jego twarz zrobiła się czerwona z wściekłości. Zaraz potem wściekłość przerodziła się w zaskoczenie. Rozejrzał się na boki.

– A gdzie mój kebs?

Prawie odetchnąłem z ulgą. Nie zorientował się, co zrobiłem.

– Chyba wypadł do wody – odparłem niewinnie, wychylając się przez barierkę.

On również próbował wyjrzeć, ale zatrzymałem go stanowczo. Tak stanowczo, że zaskoczyłem sam siebie. Bałem się. A co jeżeli to był plan mojego drugiego ja od samego początku? Darek się wychyli i wypadnie przez barierkę? Albo ja go popchnę? Spadnie z kilkudziesięciu metrów i pluśnie jak kebab na cienkim cieście. No, może plusk będzie głośniejszy.

– Chodź, kupię ci drugiego – zaproponowałem.

Kumpel tylko machnął ręką.

– Chodźmy – powiedział.

 

 

***

 

 

Darek szedł powoli, wciąż naburmuszony z powodu zmarnowanego jedzenia. Nie wiedziałem co zrobić, aby poprawić mu humor. Nie dogryzał mi, właściwie to nie odzywał się prawie wcale, a jak już otwierał usta, to tylko po to, żeby narzekać, że śmierdzi jak jakiś pogromca wampirów.

Dotarliśmy do okrągłego placu, gdzie zbierały się różne stworzenia i rekrutowały do swoich wspólnot religijnych. Tyle różnorodnych ras, wszystkie w jednym miejscu, każda ze swoją ulotką. Zarośnięte wilkołaki stały nad wyraz spokojnie w odróżnieniu od jazgotliwej masy gnomów przewidujących koniec świata. Złośliwa grupa koboldów ustawiła się tuż przed wampirami, starając się przekrzyczeć ich wizję zbliżającego się Dnia Czerwonego Księżyca, poprzez opowiadanie niewybrednych żartów. Fala śmiechu wybuchła, gdy akurat jeden z nich skończył kawał o trzech wampirach wchodzących do baru.

– Moja dziewczyna jest syreną – wypaliłem wreszcie. Wiedziałem, na co się narażam, ale przynajmniej kumpel się trochę ożywi.

– Pogięło cię? – Odwrócił się gwałtownie, robiąc wielkie oczy.

– Co ty za apkę do randkowania ściągnąłeś? Chyba nie CrossSpecies? Taką dla ludzi miałeś wziąć!

Milczałem. Czyżby to był moment, w którym powinienem mu powiedzieć, że przecież nie jestem człowiekiem?

– Wiesz co? Sprawa wygląda ina…

– Syrena? To jeszcze gorzej! Czy wiesz, że one wabią i zjadają ludzi? Jak to ma się udać? Syreny są jak memy w necie. Wydają się fajne i atrakcyjne, ale jeżeli nie będziesz uważał, to zmarnujesz przez nie życie.

– Spokojnie – zapewniłem go. – Moja dziewczyna jest weganką. Nikogo nie zje i nie jest jak mem, nikomu nie zmarnuje życia.

– Kurwa, John! Przecież to jeszcze gorzej. – Darek uderzył się dłonią w czoło. – Jak ty teraz masz zamiar z kumplem na kebsa wyjść, co? Przecież ona ci nie pozwoli.

– Ale ona nie narzuca mi nic, naprawdę.

– Ale wiesz, że to…

– To jeszcze gorzej? – zapytałem, zaciskając zęby.

Darek uśmiechnął się do mnie. Wyglądało na to, że zły humor zupełnie ustąpił.

– Widzisz! – powiedział triumfalnie. – Zaczynasz mnie rozumieć. To dobrze.

Nagle poczułem dziwną obecność. Zanim zdążyłem zareagować, postać przemówiła ze wściekłością:

– Uważasz, że to zabawne?

Cofnąłem się kilka kroków.

Wysoki mężczyzna pojawił się znikąd. Szarpnął Darka za ramię i przyciągnął do siebie, szczerząc groźnie kły. Jego trupio blada twarz mówiła “rozszarpię cię na strzępy”.

Zanim zdążyłem zorientować się o co chodzi, tuż obok zmaterializowała się wiedźma, na oko trzystuletnia starowinka. Miała na sobie długie, tradycyjne szaty, których fałdy zwisały i ciągnęły się po ziemi niczym czarna suknia ślubna. Okrągły, spiczasty kapelusz dopełniał karykaturalnego wyglądu.

– Czosnkowa kąpiel – zaskrzeczała staruszka, kiwając głową. – Paskudne stereotypy, chłopcze.

Mężczyzna odwrócił wzrok od wiedźmy. Rozchylił usta, a długie kły zalśniły tuż przed oczami Darka.

– Nie o to chodzi, po prostu na koszulę… – odezwał się piskliwym głosem kumpel.

– Milcz ty ksenofobiczna gnido. – Dłoń krwiopijcy zacisnęła się mocno na jego koszuli.

Czułem się podle. Mógł mieć kłopoty ze względu na to, że jestem takim niezdarą. Chciałem stanąć w jego obronie, stać się takim człowiekiem, jakim zawsze pragnąłem być. Zamiast tego spuściłem głowę nisko i postanowiłem się nie odzywać.

– Ależ, ja…– Darek próbował przejąć inicjatywę.

Wampir uciszył go lodowatym spojrzeniem.

Wokół zaczął się zbierać tłum ciekawskich gapiów. Zastanawiali się, co się wydarzy i czy uda im się nagrać z tego jakiś dramatyczny materiał na sociale.

– Spokojnie, nic chłopakowi nie zrobimy. Kościół Wiecznego Potępienia nie toleruje przemocy – oświadczył, puszczając Darka i skupiając się na tłumie. – Ale nie puścimy też płazem tej prowokacji. Dlatego… – wampir rozejrzał się, cedząc każde słowo – dlatego obecna tu wiedźma, rzuci na niego klątwę. Albowiem tak, sprawiedliwości stać się musi zadość.

Wiedźma wciąż przytakiwała, a może po prostu starość sprawiła, że nie mogła trzymać głowy nieruchomo. Wszyscy czekali w napięciu.

Jako stały bywalec parku dokładnie zdawałem sobie sprawę z tego, co teraz nastąpi, wątpiłem jednak w to, czy Darek wiedział czego się spodziewać. Teraz już nie miałem jak go ostrzec. Tłum wchłonął mnie i nie pozwolił zbliżyć. Choć właściwie to nie miałem ochoty się zbliżać.

Wiedźma podeszła do bladego na twarzy Darka, który, sparaliżowany strachem i trzymany za ramię przez wampira, nie mógł się ruszyć. Ze skórzanego mieszka wyjęła jakąś grzechotkę i zaczęła chodzić wokół niego śpiewając. Następnie wyjęła z woreczka pył i posypała głowę ofiary.

Staruszka przemówiła gardłowym, wręcz demonicznym głosem:

– A żeby cię, a żeby cię – zaczęła powtarzać tak, że przeszły mnie ciarki – a żeby cię woda pochłonęła!

 

 

***

 

 

Nie mogłem przestać o tym myśleć. Moja zła osobowość sprawiła, że na Darku ciążyła teraz klątwa. To on go obsmarował czosnkiem. Wciąż zastanawiałem się jakie katastrofalne w skutkach wydarzenie, może spowodować kopnięty kebab. Bo przecież było to wciąż zagadką nierozwiązaną. Mój zły bliźniak na pewno coś jeszcze kombinował.

– Myślałem, że się zleję! Że o to jej chodziło!

Czym prędzej wróciliśmy na drugą stronę Wisły. Minęliśmy miejsce, w którym kebab wpadł do wody.

– Przez ciebie, mam nad sobą klątwę.

– Ale ta klątwa to najprawdopodobniej nic strasznego – próbowałem przemówić mu do rozsądku.

Dopiero po chwili się uspokoił i mogłem mu wreszcie wytłumaczyć całą sytuacją:

– Wampiry i wiedźmy połączyły ostatnio swoje zgromadzenia, stwierdzili, że w kupie siła, kupy nikt nie ruszy. – Próbowałem rozładować napięcie, ale Darek spojrzał na mnie wściekle, więc kontynuowałem wyjaśnienia. – Tak czy siak, widziałem już taką sytuację jak dziś. Oni są pacyfistami, ale nie mogą sobie pozwolić na nadstawianie drugiego policzka. Dodatkowo wiedźmy za rzucanie tradycyjnych klątw, mogą pójść siedzieć, dlatego rzucają tylko krótkotrwałe zaklęcia, słabe i trudne do udowodnienia w sądzie. Klątwa może działać maksymalnie trzydzieści minut. “Woda pochłonęła” po prostu sprawi, że spadnie deszcz…

– Jaja sobie robisz?

– Poważnie mówię. Po prostu będą za tobą chodzić chmury deszczowe. Zacznie się to pewnie za parę minut. Raczej huraganu z tego nie będzie.

– Serio? Dlaczego strzeliło ci do łba, żeby akurat dziś wziąć czosnkową? Powinieneś uważać, jak chodzisz, patałachu.

Cholera wie, co siedziało w głowie tej wiedźmy. Przecież te staruszki znały każdy kruczek prawny i w przeciwieństwie do wampirów, nie były aż tak przywiązane do dbania o swój wizerunek. Przynajmniej Darek trochę się uspokoił; ponoć życie w ciągłym stresie jest niezdrowe.

– Przepraszam – powtórzyłem po raz kolejny. – Może zaproponuję ci piwo? Kupimy browca, schowamy się pod mostem i zanim wypijemy, klątwa minie.

– Ale ty stawiasz – oświadczył kumpel, głosem nieznoszącym sprzeciwu.

– Ja stawiam.

– Dobra, dziś mi się należy.

 

 

***

 

 

Kilka minut później, biegliśmy z browarami w plecaku. Chmura deszczowa już się zbierała, ale zdążyliśmy rzutem na taśmę.

Chłodna zaciemniona strefa pod mostem, wyglądała jak jakaś noclegownia bezdomnych, ale wiedzieliśmy, że nikt nie korzystał z tego miejsca od Wielkiego Ujawnienia, kiedy to globalne ocieplenie uwolniło krakena z wiecznej zmarzliny. Nagle wszystkie istoty uznały, że “Jebać to! I tak już się wydało”. Wylazły wtedy ze swoich jaskiń i rozpełzły się po całym świecie. Legendy okazały się prawdziwe.

Pod mostem nie należało się obawiać krwiożerczych bestii z wody, o ile się ich nie zwabiło. Spokojne miejsce bez wampirów, wiedźm i z dachem nad głową – wreszcie.

Usiedliśmy na połamanej ławce, tuż przy brzegu. Otworzyliśmy piwa, rozlewając przy okazji część trunku – bieganie z gazowanym napojem w plecaku, nie było dobrym pomysłem.

– Zaufanie tobie, oznaczałoby – Darek zerknął na swojego smartphona – że mamy maksymalnie dwadzieścia pięć minut do końca ulewy. Powiedz mi w tym czasie, co ci strzeliło do łba, żeby wiązać się z syreną?

Upiłem łyk piwa, potem kolejny i kolejny. Lepszego momentu nigdy nie będzie. I tak jest na mnie zły.

– Jestem rozszczepieńcem – wyznałem. – Wyglądam jak człowiek, ale nie jestem do końca normalny.

 – No, to że nie jesteś normalny, to wiem od dwóch lat. – Zaśmiał się z własnego kawału. – Czym jest rozszczepieniec?

Przyjął to o wiele spokojniej, niż się tego spodziewałem, ale tylko dlatego, że nie wziął mnie na poważnie.

– Po prostu mam dwie osobowości w jednym ciele.

– Ogarnij się, przecież to jest rozdwojenie jaźni. – Kumpel wstał i zaczął kroczyć w lewo i prawo, tuż przy tafli wody.

 Przez chwilę nawet chciałem kiwnąć głową i pozostać dla niego człowiekiem. Julia terapeutka nie byłaby z tego zadowolona. Nie powinienem milczeć, szczególnie gdy miałem wyznać przyjacielowi prawdę. Prawdę, na którą zasługiwał.

– To jest podobne do rozdwojenia jaźni, z kilkoma małymi różnicami – powiedziałem, odstawiając piwo. – Po pierwsze, jest to dziedziczne. Po drugie, moja druga osobowość jest dużo silniejsza i potrafi robić rzeczy, które dla ludzi nie są możliwe.

– Czyli jesteś jak Hulk? – Kumpel zatrzymał się nagle i zwrócił w moją stronę. – Pokażesz mi Hulka? – Na jego twarzy zagościł uśmiech.

Wiecznie to samo; te same stereotypy, te same, nieśmieszne żarty. Nadęty dupek, uważa się za lepszego od wszystkich. Ten to pierwszy rzuciłby kamień.

Złość nie jest przecież dobra. Oddychaj! Musisz się uspokoić: wdech, wydech, wdech wydech. Łyk piwa. Wdech, wydech.

Darek obserwował mnie ze skwaszoną miną. Chyba dotarło do niego wreszcie, że nie jestem człowiekiem. Ciekawe czy wciąż będzie chciał robić ze mną ten projekt?

 – Moja druga osobowość jest bardzo brutalna i cholernie inteligentna. Nie chcesz jej widzieć. Poza tym – zamyśliłem się przez chwilę – działamy równocześnie, to nie jest tak, że dokonuje się jakaś magiczna przemiana i nagle jestem zielony i umięśniony. Po prostu czasem zrobię coś niemiłego i muszę za to przeprosić.

– Czasem robię coś niemiłego i muszę za to przeprosić. – Darek przedrzeźniał mnie piskliwym głosikiem. Chwilę później złapał się za głowę i znów zaczął chodzić niespokojnie we wszystkie strony. – O kurwa!

– Co jest? – Poderwałem się gwałtownie z ławki. Nie rozumiałem, co się stało.

– Nie czaisz? Przecież ty jesteś rozszczepieńcem, tak?

– Tak – potwierdziłem, nie bardzo rozumiejąc, do czego dąży.

– Twoja dziewczyna jest syreną, tak?

– No, tak. Do czego zmierzasz?

– To jeszcze gorzej! To jakby Harvey dwie twarze sypiał ze szczupakiem? Nie pomyślałeś o dzieciach? Przecież nie wiadomo co wyjdzie z takiej mieszanki.

Zalała mnie wściekłość. Czułem, że jeżeli jego gadanie się zaraz nie skończy, to ja będę musiał skończyć z nim. Zacisnąłem pięści.

– Ale ja ją kocham – powiedziałem, oddychając głęboko i mając nadzieję, że moje ostatnie słowa zatrzymają dalsze drwiny.

– To jeszcze gorzej. Jeżeli ją kochasz, to pewnie…

Ruszyłem w jego stronę z myślą uduszenia bydlaka. Zaciśnięcia moich dłoni na jego różowej, delikatnej szyi.

W tym samym momencie usłyszeliśmy przeraźliwy ryk dochodzący z wody. Gładka tafla nagle wzburzyła się jakby na słowa mojego kumpla. Hektolitry wody zaczęły piętrzyć się i wdzierać na ląd, zalewając równocześnie sneakersy Darka.

Zanim kumpel zdążył krzyknąć: “ja pierdolę, moje nowe buty”, z wody wyłoniły się macki, które owinęły się wokół jego nóg. Niczym w sztuczce magicznej: Darek stał przede mną, a chwilę później go nie było. Potwór wciągnął go do swojego królestwa z zastraszającą prędkością.

– Ja pierdo… – Woda dostała się do jego płuc.

Ruszyłem.

Mózg odzyskał świadomość, a ciało posłuchało.

Uciekałem jak najdalej od wody. Biegłem ile sił w nogach. Gdy dotarłem do schodów, serce waliło jak oszalałe. Nie mogłem złapać powietrza, ale przeskakiwałem po trzy stopnie naraz, żeby czym prędzej dotrzeć na górę.

Nadal żyłem! Nogi bolały niemiłosiernie. Przed oczami miałem czarne plamy. Zatrzymałem się i oparłem o pobliski znak, próbując uspokoić oddech.

Darek nie żyje? To straszne! Mój najlepszy kumpel, z którym miałem zrobić jeszcze tak wiele projektów, skończył jako pokarm krakenów. Ogarnęła mnie fala smutku… czy aby na pewno, jego śmierć była dla mnie ciosem?

Podniosłem głowę, a moim oczom ukazał się znak z przekreślonym jedzeniem. Napis pod spodem głosił: “Młode krakeny potrafią wciągnąć ofiarę z lądu. Nie wyrzucaj jedzenia do wody – wyczują je z odległości ponad dwóch kilometrów”.

Wszystko powoli składało się w jedną wielką całość. Gdzie dokładnie wylądował ten kebab?

Koniec

Komentarze

Witaj.

Ten Darek to ma bardzo dziwaczne podejście do kobiet. :)) Chyba według niego nie ma prawdziwego ideału. :) 

Humor znakomity. Podobnie jak zaprezentowany świat, pełen różnorodności. :)

 

Z technicznych dostrzegłam:

… dlatego obecne tu wiedźma… – literówka

Myślałem, że się zleję – tu też

Raczej huraganu (z?) tego nie będzie.

Spokojne miejsce bez wampirów, wiedźm i dachem nad głową. – tu jakby brak części zdania

– No, to że nie jesteś normalny, to wiem od dwóch lat (kropka) – Zaśmiał się z…

Zatrzymałem się i oparłem się o pobliski znak, próbując uspokoić oddech. – powtórzenie, może drugie usunąć? 

 

Jeszcze w kilku miejscach usunęłabym przecinki, ale ja maniak jestem. :))

 

Pozdrawiam. :)

 

Pecunia non olet

Hej, bruce!

Miło Cię tu widzieć :)

 

Ten Darek to ma bardzo dziwaczne podejście do kobiet. :)) Chyba według niego nie ma prawdziwego ideału. :) 

Cóż, zgadza się. Temu, to cokolwiek by się nie powiedziało, wiecznie wie swoje. Kobiety są złe(kropka!) :)

 

Humor znakomity. Podobnie jak zaprezentowany świat, pełen różnorodności. :)

Dziękuję serdecznie, cieszę się, że zwróciłaś na to uwagę :)

 

Z technicznych dostrzegłam:

Jeszcze w kilku miejscach usunęłabym przecinki, ale ja maniak jestem. :))

Techniczne rzeczy poprawione.

Ja to chyba coraz mniej wiem, jak stawiać przecinki. Jak pierwszy raz zawitałem na portal, to byłem szczęśliwy – nie stawiałem żadnych. A teraz zastanawiam się dziesięć razy nad każdym zdaniem :) “Kiedyś to było! A teraz to…” :)

 

Myślałem, że się zleję – tu też

Tej literówki nie rozumiem?

 

Dziękuję serdecznie i pozdrawiam :)

 

I ja bardzo dziękuję. :)

Tak, przecinki i dla mnie są coraz większą zagadką. :))

Myślałem, że się zleję – tu też – Tej literówki nie rozumiem?

 

 

Odczytałam (może błędnie?) , że chciałeś tam zapisać przez samo “e” w osobie trzeciej, bez ogonka.

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Rzeczywiście zabawne. Przebrnąłem przez początek, bo nie lubię czytać o zombich, potem poszło z górki. Kilka razy uśmiechnąłem się.

Bardzo zabawne, świetnie rozegrałeś początek. Bardzo dobrze i płynnie się czytało, na niczym się nie potknęłam. Darka jakoś mi nie żal ;)

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej, Koala75

Przebrnąłem przez początek, bo nie lubię czytać o zombich

Miała być zmyłka ;)

…potem poszło z górki. Kilka razy uśmiechnąłem się.

W takim razie misja wykonana – cieszę się bardzo. Dziękuję! :)

 

 

Hej, mindenamifaj

Dziękuję Ci serdecznie za komentarz. Cieszę się, że dobrze Ci się czytało :)

 

Darka jakoś mi nie żal ;)

Hehe, i bardzo dobrze :)

Pozdrawiam.

bruce, przepraszam, nie zauważyłem Twojego komentarza.

 

Tak, przecinki i dla mnie są coraz większą zagadką. :))

Mamy te same problemy :)

 

Odczytałam (może błędnie?) , że chciałeś tam zapisać przez samo “e” w osobie trzeciej, bez ogonka.

Nie, chodziło mi o to, że mówi o sobie. Chyba jest dobrze.

 

Dziękuję, przepraszam, pozdrawiam :)

Nic nie szkodzi, mnie także czasem wpisy umykają. :)

W takim razie jest ok. ;) To ja przepraszam za zamieszanie. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Niezły pomysł zaowocował fajnym opowiadaniem.

Mieć takiego przyjaciela jak Darek to jeszcze gorzej niż nie mieć przyjaciela wcale. Mam nadzieję, że John pogodzi się z tym, co się wydarzyło, przejdzie nad sprawą do porządku dziennego i ułoży sobie życie z syreną. ;)

Mam nadzieję, Ramshiri, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

Za­czę­ła wę­szyć swym ode­rwa­nym do po­ło­wy nosem. → Zbędny zaimek – czy mogła węszyć cudzym nosem?

 

Może dzię­ki temu wresz­cie złożę firmę… → Literówka.

 

– Jest nie­sa­mo­wi­ta.Pod­ją­łem temat.– Jest nie­sa­mo­wi­ta  – pod­ją­łem temat.

 

za­miesz­ka­ją z wami na sta­rość → Brak kropki na końcu zdania.

 

– Może chodź­my na ke­ba­ba, co? – za­pro­po­no­wa­łem.– Może chodź­my na ke­ba­b, co? – za­pro­po­no­wa­łem.

Ten błąd pojawia się kilkakrotnie, ale rozumiem, że bohater nie musi wyrażać się poprawnie.

Tu znajdziesz odmianę rzeczownika kebab.

 

Za­ak­cep­tuj błędy, które po­peł­ni­łeś i rusz dalej.”Za­ak­cep­tuj błędy, które po­peł­ni­łeś i rusz dalej”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. 

 

Może za pastę czy Colę cię nie po­li­czy… → Może za pastę czy colę cię nie po­li­czy

Nazwy napojów piszemy małą literą.

 

Wokół za­czę­ły się zbie­rać tłumy cie­kaw­skich ga­piów.Wokół za­czął się zbie­rać tłum cie­kaw­skich ga­piów.

Nie wydaje mi się, aby zebrało się kilka tłumów.

 

– Może za­pro­po­nu­ję Ci piwo?– Może za­pro­po­nu­ję ci piwo?

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

“Jebać to! I tak już się wy­da­ło.”“Jebać to! I tak już się wy­da­ło”.

 

– Je­stem Roz­sz­cze­pień­cem – wy­zna­łem. → Dlaczego wielka litera?

 

po­wie­dzia­łem, od­kła­da­jąc piwo. → …po­wie­dzia­łem, odstawiając piwo.

Jeśli się piwo odłoży, zawartość naczynia wyleje się.

 

prze­ska­ki­wa­łem po trzy stop­nie na raz… → …prze­ska­ki­wa­łem po trzy stop­nie naraz.

 

z od­le­gło­ści ponad dwóch ki­lo­me­trów.” → …z od­le­gło­ści ponad dwóch ki­lo­me­trów”.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, regulatorzy :)

Zostałem wypunktowany :o Dziękuję, poprawki już naniesione.

 

Niezły pomysł zaowocował fajnym opowiadaniem.

Dziękuję serdecznie za miłe słowa. Cieszę się, że Ci się podobało.

 

Mieć takiego przyjaciela jak Darek to jeszcze gorzej niż nie mieć przyjaciela wcale. Mam nadzieję, że John pogodzi się z tym, co się wydarzyło, przejdzie nad sprawą do porządku dziennego i ułoży sobie życie z syreną. ;)

Hehe :) Święta prawda. Myślę, że po tej rozmowie, nawet jeżeli Darek by przeżył, to i tak nie zrobiliby już żadnego wspólnego projektu :)

 

Mam nadzieję, Ramshiri, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

Dziękuję serdecznie za klik :)

Poprawione. Wygląda na to, że nie tylko moi bohaterowie nie wiedzieli jak odmieniać słowo “kebab”. Dziękuję za tę lekcję. Wreszcie zacznę mówić poprawnie tak samo… i stawiać kropki po zamknięciu cudzysłowu :)

Jak zawsze celna łapanka, jeszcze raz dziękuję.

Pozdrawiam!

Bardzo proszę, Ramshiri. Cieszę się, że Ty się cieszysz i życzę mnóstwa pysznych kebabów.

A teraz podążam do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dałam się złapac na ten początek ;) Bardzo przyjemny tekst, z humorem, ciekawym pomysłem i zwrotami akcji. Lecę klikać ^^

Dziękuję, regulatorzy!

Również życzę… wszystkiego co dobre :) A kebab… to bym zjadł…

 

Hej, ośmiornica!

Dziękuję serdecznie za pomoc z tym opowiadaniem :)

Cieszę się, że podobał Ci się tekst i dziękuję za klik! :)

Heh, ciesze się że opko wykluło się z bety, bo już się martwiłam;)

Historia przyjaciela i padalca ujęła mnie i wielokrotnie rozbawiła.

Ja też czasem wypuściłabym z siebie to drugie, ale obawiam się o świat;)

 

Lożanka bezprenumeratowa

Hej, Ambush.

A jednak się udało.. oj, przeciągnąłem Was dłuuugo, przepraszam :)

Dziękuję Ci serdecznie za pomoc, klika i cieszy mnie bardzo, że opowiadanie przypadło Ci do gustu.

 

Pozdrawiam :)

Fajne opowiadanie, ale moim zdaniem za długo trzyma w napięciu. To znaczy ok, ale czytelnik jest już napięty jak struna, a po drodze wlatują jakieś Wiedźmy i inne sytuacje. Człowiek już jest napięty, a w niego nawala coś ze wszystkich stron. W pewnym momencie opowiadanie zaczyna przypominać ten kebab i właśnie ów kebab to wszystko spina. Choć całość zaczyna być napchana i opasła, nic nie wypada i jakimś cudem da się zjeść do końca bez kłopotów żołądkowych. Oznacza to, że tekst może być dobry. Zależy kto przeczyta.

 

Podoba mi się naturalizm na początku i chętnie bym go zobaczył jeszcze dalej w opowiadaniu. Z drugiej strony widać, że stosowany był świadomie i autor umiał go wyłączyć. Jest kilka przemyśleń wartych odnotowania, ale też łyk pretensjonalności. Może to kwestia bohaterów, którym daję coś między 19-24 lata. Chociaż pretensjonalność ostatniego dialogu wspaniale rozbiło zakończenie, i to się chwali. Polecam i pozdrawiam!

Fajne opowiadanie, ale moim zdaniem za długo trzyma w napięciu.

Vater, z ciekawości podpytam. W którym momencie opowiadanie powinno przestać trzymać w napięciu?

Hej Ośmiornico,

 

Tutaj na przykład:

 

W parku panował niewiele mniejszy tłok niż zwykle. Jako stary bywalec, zacząłem już rozpoznawać niektóre twarze. Szczególnie często panoszyły się tu wiedźmy, zombie i ghule, ale przy takiej pogodzie część istot postanowiła zostać w jaskiniach.

Jest to fragment, który wręcz dosłownie zawiesza napięcie, ale po chwili wracamy do tematyki. Strunę ostro naciągają dwa tematy: tożsamość bohatera oraz tożsamość dziewczyny. Czekamy tak naprawdę na dwa rozwiązania, które dosłownie i w sugestiach istnieją stale. Nie jest to nic niemożliwego, człowiek w życiu może tak funkcjonować przez długi czas, że jakieś myśli nie znikają i ciągle go nawiedzają trzymając w napięciu. Jeżeli takie było założenie tekstu, to trudno uznać owo ciągłe napięcie za usterkę. Oczywiście to moje subiektywne odczucie. 

 

Po prostu owo napięcie kazało mi przelecieć przez tekst jak burza. Będę musiał drugi raz przeczytać ;)

Dzikuję za odpowiedź. Zdziwiłam się, bo zawsze mi się wydawało, że takie napięcia w tekście jest właśnie czymś, czego szukamy. Ale może to tylko ja szukam :)

Myślę, że wielu czytelników szuka. Jednak wydaje mi się, że im tekst dłuższy, tym bardziej takie napięcie musi być “zarządzane”, szczególnie jeśli po drodze tekst prezentuje wartości ciekawe niezależnie od owego napięcia. Jednak nie skupiałbym się bardzo mocno na mojej opinii. Chyba nie ma niczego bardziej subiektywnego od uczucia ;)

 

Kiedyś przebiegliśmy przez Kraków nie widząc niczego, bo przewodnik odkrył, że czegoś mu brakuje ;). Czasem jednak zdarzyło nam się zatrzymać przy czymś na chwilę, by potem gnać dalej między blokami.

Hohoho… porobiło się komentarzy :)

 

ośmiornica, dziękuję za zadanie pytania… o to samo chciałem zapytać, a dzięki Tobie od razu mam odpowiedź :)

 

Hej, Vacter.

Czytając Twój komentarz na początku, chciałem odpisać: “Dziękuję! Yyyy… chyba?” :)

 

W pewnym momencie opowiadanie zaczyna przypominać ten kebab i właśnie ów kebab to wszystko spina. Choć całość zaczyna być napchana i opasła, nic nie wypada i jakimś cudem da się zjeść do końca bez kłopotów żołądkowych.

Potem zauważyłem, że problemów żołądkowych, ze względu na ten tekst, nie było. Cieszy mnie to bardzo. Generalnie bardzo podoba mi się, jak porównałeś czytanie tego opowiadania do kebaba :)

 

Czekamy tak naprawdę na dwa rozwiązania, które dosłownie i w sugestiach istnieją stale. Nie jest to nic niemożliwego, człowiek w życiu może tak funkcjonować przez długi czas, że jakieś myśli nie znikają i ciągle go nawiedzają trzymając w napięciu.

Właściwie to ciągle dążę do tego, żeby napięcia było jak najwięcej. Nie spodziewałem się, że przy takiej ilości znaków, można osiągnąć “za dużo”.

Chyba jestem z tym tekstem już wystarczająco “na chłodno” i mogę przeczytać go jeszcze raz.

 

Po prostu owo napięcie kazało mi przelecieć przez tekst jak burza. Będę musiał drugi raz przeczytać ;)

Niby to dobrze, niby nie :) Cieszy mnie bardzo, że tekst Ci się podobał. To że piszesz o ponownym czytaniu, biorę za dobrą monetę.

Na pewno będę opowiadanie jeszcze raz sprawdzał pod kątem napięcia, chociażby z ciekawości.

 

Dochodząc do końca, rzuciłem okiem na nominacje. Dziękuję za klika :) Również za wnikliwy komentarz i przeczytanie tekstu. Dziękuję! :)

Pozdrawiam.

Nie polubiłam kumpla bohatera, więc nic a nic nie było mi go żal, a zatem tekst uznaję za sympatyczny. Homo sapiens lubi sprawiedliwość, a szczególnie, kiedy źli zostają ukarani.

Postacie wziąłeś przeważnie z klasyki fantasy, ale ich komiczne przerysowanie i zagęszczenie daje ciekawy efekt.

Babska logika rządzi!

Hej, Finkla.

Wcale mi nie przykro… że nie polubiłaś kumpla bohatera :) Dziękuję serdecznie za miłe słowa, cieszę się, że opowiadanie przypadło Ci do gustu.

I jeszcze ten klik do biblioteki – dziękuję!

 

Pozdrawiam i przepraszam za poślizg z odpisaniem.

No, kumpel bohatera był mocno wkurzający, nic dziwnego, że Hulk zareagował ;) Widać, że to drugie ja lepiej niż John rozumie co jest dla niego dobre. Mam nadzieję, że syrena okaże się kobietą marzeń i wszyscy troje będą szczęśliwi ;) Podobało mi się i rozbawiło :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Irka_Luz!

Dziękuję za komentarz. Tak, kumpel sam się o to prosił :) No, może to drugie ja, wcale nie jest takie złe…

 

Mam nadzieję, że syrena okaże się kobietą marzeń i wszyscy troje będą szczęśliwi ;)

Również mamy nadzieję, że im się ułoży ;)

 

Podobało mi się i rozbawiło :)

Dziękuję. Bardzo minie to cieszy! :)

Pozdrawiam serdecznie.

Ramshiri:

 

Może czasem rozpoczynam komentarze dość enigmatycznie, ale ta warstwa inspirująca w tekstach tak na mnie działa :). Staram się już te konkretniejsze tematy opisywać ściślej. Mam nadzieję, że są wystarczająco wyraźne (nawet jeśli jest wyraźnie, to będę uściślał lepiej).

Hej, Vacter

Bardzo podobał mi się Twój komentarz. Oryginalnie :)

Mam nadzieję, że są wystarczająco wyraźne

Myślę, że wystarczająco ;)

 

Pozdrawiam.

Lekko nudnawe, przegadane, niezbyt śmieszne, tak to widzę, niestety. Na początek są zombie, potem znikają, następnie dwaj przyjaciele rozmawiają o dziewczynie, która okazuje się syreną, i na końcu dość absurdalny finał. To opowiadanie nie ma kręgosłupa.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Hej, Agroeling

Dziękuję za komentarz :) Szkoda, że opowiadanie nie przypadło Ci do gustu.

 

Hej, Anet

Dziękuję :)

Nowa Fantastyka