- Opowiadanie: wdworski - Mrok z Rewii- tytuł roboczy

Mrok z Rewii- tytuł roboczy

Przed­sta­wiam po­czą­tek pew­nej hi­sto­rii. Jest to opo­wieść, nad którą pra­cu­ję od pra­wie roku. Hi­sto­ria skrzyw­dzo­nej dziew­czyn­ki, która na­po­tka na swo­jej dro­dze zło w czy­stej po­sta­ci. Mam na­dzie­ję, że ów frag­ment Was za­in­te­re­su­je. Pro­szę o opi­nię :)

Oceny

Mrok z Rewii- tytuł roboczy

 

Na par­king pod­je­cha­ła cię­ża­rów­ka firmy ku­rier­skiej. Za­trzy­ma­ła się przed głów­nym wej­ściem do firmy „El­tron”. Z ka­bi­ny wy­siadł męż­czy­zna w śred­nim wieku – wy­so­ki i mocno zgar­bio­ny.

W nie­opo­dal za­par­ko­wa­nym aucie po stro­nie kie­row­cy sie­dział Ted – szczu­pły, me­lan­cho­lij­ny blon­dyn. Na miej­scu pa­sa­że­ra sie­dzia­ła jego dziew­czy­na Suzie – ener­gicz­na blon­dyn­ka z apa­ra­tem na zę­bach, która na głos po­wta­rza­ła swoje no­tat­ki do obro­ny pracy li­cen­cjac­kiej. Ted, aby tylko nie za­snąć, ob­ser­wo­wał po­bli­ską cię­ża­rów­kę oraz wy­sia­da­ją­ce­go z niej męż­czy­znę. Kiedy wsłu­chi­wał się w ze­stre­so­wa­ny, acz mo­no­ton­ny głos Suzie, po­wo­li przy­my­kał po­wie­ki i od­da­lał się w błogi sen. Nagle jego uwagę przy­kuł pe­wien szcze­gół, który wpra­wił go w lek­kie prze­ra­że­nie…

Ku­rier otwo­rzył tylne drzwi cię­ża­rów­ki i ze środ­ka za­czął wy­cią­gać coś in­ne­go niż pa­le­ty to­wa­ru. Tym czymś były trum­ny. Czar­ne, me­ta­lo­we trum­ny ze srebr­ny­mi rę­ko­je­ścia­mi. Męż­czy­zna co chwi­lę wy­ła­do­wy­wał ko­lej­ną i ko­lej­ną trum­nę.

Ted z prze­ra­że­niem śle­dził ich ilość. Gdy było ich aż dwa­na­ście, chło­pak wy­pro­sto­wał się w fo­te­lu i za­ci­snął ręce na kie­row­ni­cy. Nie zda­wał sobie spra­wy, że pa­znok­cie za­czę­ły wbi­jać mu się w dło­nie. Z po­wsta­łych ran za­czę­ła wy­cie­kać ma­ły­mi struż­ka­mi krew. Po chwi­li na jego twa­rzy po­ja­wi­ła się ogrom­na ilość potu, który spły­wał mu ze skro­ni na bluz­kę, two­rząc na niej mokrą plamę. Jego źre­ni­ce zro­bi­ły się wiel­kie, a włosy – każdy wło­sek, nawet ten naj­mniej­szy – sta­nę­ły mu dęba. Suzie, sku­pio­na na swo­ich no­tat­kach nawet tego nie za­uwa­ży­ła, dalej po­wta­rza­ła na głos:

“Ana­li­za skład­ni­ków emo­cjo­nal­nej kon­klu­zji przy­wo­dzi mojej pracy..”– słod­ki mo­no­ton­ny głos mu­skał jego bę­ben­ki uszne, ale jakby był gdzieś da­le­ko, jakby Suzie była za grubą ścia­ną. Ścia­ną, która ich od­da­la­ła od sie­bie z każdą ko­lej­ną wy­ję­tą trum­ną. Serce biło mu coraz szyb­ciej. Czuł, że pot zdą­żył już po­kryć każdy cen­ty­metr jego ciała, a ubra­nie miał prze­mo­czo­ne. Miał wra­że­nie, jakby cały jego or­ga­nizm był jedną wiel­ką bańką w kształ­cie czło­wie­ka, wy­peł­nio­ną w ca­ło­ści potem.

 

Ku­rier wy­ła­do­wy­wał z cię­ża­rów­ki coraz wię­cej tru­mien. Było ich już pra­wie trzy­dzie­ści.

 

Teda z prze­ra­że­nia za­czę­ła boleć głowa. Po­czuł tak silny ucisk w skro­niach, że świa­tło i każdy naj­mniej­szy dźwięk za­czę­ły go draż­nić. Cho­ler­ny głos Suzie, z każ­dym wy­po­wie­dzia­nym sło­wem do­pro­wa­dzał go do obłę­du. Tak, Ted, który za­wsze ko­chał jej słod­ki de­li­kat­ny gło­sik, nagle mocno za­pra­gnął, by się w końcu przy­mknę­ła – żeby prze­sta­ła gadać i go iry­to­wać. Chciał nawet to wy­krzy­czeć, ale nie mógł otwo­rzyć ust.Czuł silne kłu­cie i su­chość w gar­dle. Nie mógł nic zro­bić. Sie­dział tylko z rę­ka­mi za­ci­śnię­ty­mi na kie­row­ni­cy, a krew za­czę­ła spły­wać mu z nad­garst­ków na ko­la­na.

 Cier­piał, od­czu­wał silny ból i prze­ra­że­nie.Czemu Suzie tego nie widzi? Czemu nie sły­szy, jak gło­śno od­dy­cha? Czemu go nie do­strze­ga? Cią­gle za­da­wał sobie te py­ta­nia. Nie po­tra­fił tego zro­zu­mieć. Nagle prze­stał od­czu­wać ból. Jego ręce nie były już za­krwa­wio­ne. Ni­g­dzie nie było śladu krwi. Jego ciało nie było spo­co­ne. Po­czuł się tak lekki, że gdyby nie dach auta to pew­nie mógł­by wy­fru­nąć. Czuł się jakby… jakby nie był sobą, jakby nie był już czło­wie­kiem. Jakby jego ciało nie miało kości, krwi, żył i mię­śni. Był tylko skó­rza­ną po­wło­ką po­zba­wio­ną wnętrz­no­ści. Czy to moż­li­we, żeby zdro­wy, nie­speł­na trzy­dzie­sto­let­ni męż­czy­zna mógł nie żyć ?

 

Wła­śnie… czy on jesz­cze żyje?

To dobre py­ta­nie. Aby na nie od­po­wie­dzieć, trze­ba zo­ba­czyć sy­tu­ację z innej per­spek­ty­wy. Zresz­tą, co tu dużo mówić. Zo­bacz­my to razem.

 

Roger to wy­so­ki ku­rier w śred­nim wieku i z wy­jąt­ko­wo wi­docz­nym gar­bem. Wła­śnie wy­chy­lił się zza szyby swo­jej cię­ża­rów­ki i wy­cią­gnął z au­to­ma­tu bilet par­kin­go­wy. Gdy otwo­rzył się szla­ban, pod­je­chał pod sie­dzi­bę firmy „El­tron”.

Cie­ka­wi mnie, jak tak mała firma, za­trud­nia­ją­ca nie wię­cej jak dzie­wię­cio­ro pra­cow­ni­ków, ma tyle za­mó­wień to­wa­ru… zu­peł­nie jakby byli wiel­ką fa­bry­ką… – takie myśli po­ja­wia­ły się u Ro­ge­ra, za­wsze, ile­kroć przy­wo­ził im do­sta­wy. Nie wie­dział czemu, ale gdy prze­kra­czał szla­ban, za­wsze te py­ta­nia na­mol­nie go gnę­bi­ły. Po za­par­ko­wa­niu wy­cią­gnął list prze­wo­zo­wy z szo­fer­ki. Wy­siadł i skie­ro­wał się na tył cię­ża­rów­ki.

 Prze­cho­dząc obok za­par­ko­wa­nych aut, kątem oka zo­ba­czył parę sie­dzą­cą w sta­rej Toy­ocie. Ko­bie­ta widać było, że jest czymś ze­stre­so­wa­na i ner­wo­wo prze­glą­da do­ku­men­ty. Za par­kin­giem znaj­do­wa­ła się uczel­nia. Zo­ba­czyw­szy to, Roger iro­nicz­nie się uśmiech­nął. Pa­mię­tał swoje czasy stu­denc­kie. Nie był am­bit­nym stu­den­tem, za­wsze wolał im­pre­zo­wać niż się uczyć…przez to po kilku mie­sią­cach wy­rzu­co­no go z uczel­ni. Jed­nak to nie owa ko­bie­ta wzbu­dzi­ła w nim naj­więk­sze za­in­te­re­so­wa­nie, a sie­dzą­cy obok niej męż­czy­zna. Wy­glą­dał, jakby był w ja­kimś ma­gicz­nym tran­sie. Tran­sie, który go usy­piał. Samo wpa­try­wa­nie się w niego wpra­wi­ło Ro­ge­ra w po­czu­cie nie­po­ko­ju, po­czuł pot spły­wa­ją­cy spod pach. Ze­brał się na od­wa­gę i gwał­tow­nie od­wró­cił się od tego prze­klę­te­go auta. Po ode­rwa­niu wzro­ku po­czuł wiel­ką ulgę oraz coś w ro­dza­ju lek­ko­ści. Szyb­kim ru­chem zmierz­wił włosy na gło­wie i ru­szył po­now­nie na tył cię­ża­rów­ki, by ją otwo­rzyć.

Po pra­wej stro­nie ba­gaż­ni­ka stał ręcz­ny wózek trans­por­to­wy, a po lewej dwie pa­le­ty, które miał do­star­czyć fir­mie „El­tron”. Od­cze­pił z blo­kad wózek i na­pro­wa­dził na niego pierw­szą pa­le­tę. Wci­snął guzik przy ram­pie i zje­chał w dół, po czym po­kie­ro­wał się z wóz­kiem w stro­nę drzwi. Po od­sta­wie­niu obu palet i uzy­ska­niu pod­pi­su na kar­cie prze­wo­zo­wej skie­ro­wał się na po­wrót w stro­nę auta. Wtedy usły­szał prze­raź­li­wy krzyk. Krzyk ko­bie­ty. Zo­sta­wia­jąc na chod­ni­ku wózek, ru­szył bie­giem w kie­run­ku par­kin­gu. Ro­zej­rzał się i do­strzegł źró­dło krzy­ku. Jego wzrok za­trzy­mał się na sta­rej Toy­ocie. Coś go zmro­zi­ło i przy­pra­wi­ło o mdło­ści.Po se­kun­dzie do­bie­gli do niego pra­cow­ni­cy El­tro­nu. Oni po­czu­li to samo. Tym, co ich prze­ra­zi­ło była wrzesz­czą­ca ko­bie­ta po­kry­ta krwią. Ko­bie­ta z tej prze­klę­tej, sta­rej To­yo­ty. Nie tylko ona była we krwi, ale rów­nież całe wnę­trze auta, jak i par­king do­oko­ła. To nie była tylko krew, ale też ka­wał­ki ciała wraz z mó­zgiem. Roger zdał sobie spra­wę, że to, co leży do­oko­ła tego auta i w jego środ­ku to… to jest…to była…głowa kie­row­cy…

 

Czy owa per­spek­ty­wa jest tą dobrą? Czy daje nam obraz całej sy­tu­acji? Wy­da­je mi się, że nie. Od­po­wie­dzi mu­si­my zna­leźć gdzie in­dziej…

 

– Ana­li­za skład­ni­ków kon­klu­zji przy­wo­dzi mojej pracy na myśl… nie, ana­li­za kon­klu­zji mojej pracy prze­wo­dzi myśl kon­klu­zji… nie!!. Boże, nie zdam tego eg­za­mi­nu!! – Suzie po­wta­rza­ła wstęp do swo­jej pracy.

– Już wiem! Cho­ciaż nie… a może tak… Sza­now­na ko­mi­sjo… nie, ko­mi­sjo…kon­klu­zja kon­fi­tu­ry. Ja­kiej kon­fi­tu­ry? Skup się… A wiem, wiem!! Słu­chaj, może tak to po­wiem! – za­czę­ła mówić Suzie, gdy nagle zdała sobie spra­wę, że Ted w ogóle jej nie słu­cha.

– Ted! Pro­szę, skup się na pięć se­kund! To dla mnie bar­dzo ważne. Jeśli się nie obro­nię w pierw­szym ter­mi­nie, to oj­czu­lek mnie… – prze­rwa­ła i spoj­rza­ła na Teda.

– Ted!! Ted!! Pro­szę, po­wiedz coś!! – nagle usły­sza­ła huk i po­czu­ła, że ob­le­wa ją coś bar­dzo cie­płe­go. Coś cie­płe­go, a za­ra­zem śmier­dzą­ce­go

– Tttt­te­eeddddd?? O Boże!!! – wy­du­ka­ła Suzie i wy­do­by­ła z sie­bie prze­ra­ża­ją­cy krzyk…

 

Niech to! Ta per­spek­ty­wa też nie jest dobra, ona nic nam nie mówi! A może? Spró­buj­my jesz­cze raz, z innej stro­ny.

 

– Cześć Steve! Wi­dzia­łem, że ku­rier już po­brał bilet więc rusz tu dupę, bo trza wy­ło­żyć towar! – wy­krzy­czał Frank, dwu­dzie­sto­let­ni pra­cow­nik ma­ga­zy­nu.

– Już idę Frank! – Od­po­wie­dział Steve.

Obaj wy­szli zza drzwi i zo­ba­czy­li, jak kie­row­ca za­par­ko­wał.

– Spójrz na tamtą parkę w sta­rej Toy­ocie. Jak są­dzisz? Pew­nie to ona trzy­ma silną rękę w ich domu? – za­śmiał się Frank

– Taa – od­parł bez­na­mięt­nie Steve, wy­cią­ga­jąc jed­no­cze­śnie pa­pie­ro­sa i od­pa­la­jąc go swoją starą za­pal­nicz­ką.

– Stary! Też muszę sobie taką spra­wić.

– Co spra­wić?

– No za­pal­nicz­kę! Jest w dechę.

– Taa. Mam ją po dziad­ku – od­parł Steve.

 

Steve nie lubił Fran­ka. Uwa­żał go za pół­głów­ka, który nie wia­do­mo czemu do­stał tutaj pracę, skoro nawet nie wie ile to dwa razy dwa… no ale szef tak zde­cy­do­wał. Szef… swoją drogą dziw­ny gość. Steve rzad­ko go wi­du­je w fir­mie, a jak już go widzi, to ma wra­że­nie, że on wie wszyst­ko o wszyst­kich i o wszyst­kim, zanim jesz­cze otwo­rzy te cho­ler­ne drzwi. Ach i te jego upior­ne oczy. Na samą myśl aż ciar­ki prze­cho­dzą.

 

– Nie cier­pię tych za­sra­nych drzwi – wy­szep­tał pod nosem.

– Mó­wi­łeś coś Steve?

– Nnie.

 

Kie­row­ca wła­śnie od­sta­wił obok ostat­nią pa­le­tę.

 

– Dzień do­be­rek pa­no­wie – przy­wi­tał ich z uśmie­chem Roger.

– Siema Rog – od­parł Steve.

– Dzień dobry panu – po­wie­dział non­sza­lanc­kim tonem Frank.

– Stev pod­pisz mi tu, pro­szę i ucie­kam dalej. Ku­rew­sko mniej dziś plecy bolą, a jesz­cze mam kilka punk­tów do od­ha­cze­nia.

– Się robi Rog. Nie prze­mę­czaj się i ko­niecz­nie weź wolne, bo na­stęp­nym razem mi tu ducha wy­zio­niesz. A ja po tobie sprzą­tać nie będę.

– Ja mogę po­sprzą­tać – od­parł Frank z tak idio­tycz­nym tonem i uśmie­chem na twa­rzy, że Roger i Steve aż spoj­rze­li po sobie i bez po­że­gna­nia od­da­li­li się w swoje stro­ny.

– Rusz się Frank. Nie będę tu cały dzień ster­czeć – po­wie­dział Steve tak chłod­nym tonem, że aż Frank to wy­czuł.

– No ale chyba nie po­wie­dzia­łem cze­goś głu­pie­go?

 

Steve tylko głę­bo­ko wes­tchnął i po­ki­wał głową. Już miał nożem ro­ze­rwać folię ochron­ną na pacz­ce, gdy nagle usły­szał wrzask ko­bie­ty. Rzu­cił nóż na zie­mię i po­biegł w stro­nę ha­ła­su. Pod­biegł do Ro­ge­ra, który wy­da­wał się spa­ra­li­żo­wa­ny. Steve zro­bił krok w przód i zo­ba­czył, że na par­kin­gu obok sta­rej To­yo­ty leżą ka­wał­ki ciała, a młoda ko­bie­ta, która tak wrzesz­cza­ła, była cała we krwi…

 

Cóż, ta per­spek­ty­wa też jest zła i w do­dat­ku bez­na­dziej­na… Jak są­dzi­cie, czy uda nam się zna­leźć w końcu tą dobrą i od­po­wied­nio cie­ka­wą per­spek­ty­wę? Mogę spró­bo­wać wam ją po­ka­zać, ale nie wiem, czy chce­cie ją po­znać i czy je­ste­ście na nią go­to­wi. Hmm… może za­ry­zy­ku­ję… No dobra, go­to­wi czy nie… Czas na pokaz. Za­pnij­cie pasy, bo to bę­dzie nie­za­po­mnia­ny rol­ler­co­aster…

Koniec

Komentarze

Hej! 

Wydaje mi się, że pokazanie 4 perspektyw, z których 2 nie wnoszą tak naprawdę nic nowego to lekki overkill, chociaż pomysł ciekawy. Wstawki narratora dla mnie brzmią nieco sztucznie i nie na miejscu, mordując nastrój. Chyba że o czymś nie wiem, bo nie znam całości. To fajny zabieg, ale jeszcze trzeba by go dostosować. Opis pary na początku według mnie niepotrzebny, wybija z klimatu. 

Ciężko powiedzieć coś więcej tylko po tym fragmencie. Powodzenia! :)

 

Przypomniał mi się film Kurosawy Rashmon – ta sama historia (też o cechach gore) opowiadziana z perspektyw poszczególnych bohaterów (i nie tylko). Krótko – pomysł dobry, wykonanie gorsze. Musisz popracować nad stylem – jest sporo niezręcznościi uchybień, całość nieco drewniana. Może powinieneś spróbować nieco urozmaicić język? Pisząc bardzo potocznie wpadamy w pułapkę uproszczonego relacjonowania… Powodzenia!

W komentarzach robię literówki.

Hej. Dziękuję za komentarze. Jak już wspomniałem w przedmowie, jest to tylko wstęp do całości powieści. W innych wątkach język i styl się zmienia. Dla mnie osobiści perspektywa wydarzeń ma symboliczne, acz emocjonalne znaczenie. W tym fragmencie chciałem ukazać lekkość grozy, która wyłoni się z dalszych mroków powieści. Oczywiście nad stylem będę pracować, a kto wie może i ten fragment będę musiał zmienić. Na razie chciałem się pochwalić, nad czym pracuje, oraz zbadać opinie postronnych odbiorców czy koncept ma szansę się obronić. :)

Nowa Fantastyka