- Opowiadanie: Outta Sewer - CWU

CWU

Opowiadanie które powstało na bazie fragmentu napisanego na jedno z wyzwań – tym razem na wyzwanie numer trzynaście – Gdy za długo patrzysz w ciemność...

Fajne te wyzwania, bo to już trzeci tekst, który powstaje na ich bazie. Poprzednie to: szort “Jako za życia, tak i po śmierci” (z fragmentów wyzwań numer sześć i siedem) oraz opowiadanie “Eleos” (z fragmentu na wyzwanie numer pięć ). Teksty nie łączą się z sobą.

 

PS. Dzięki za betę, Gruszel :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

CWU

Kurek opatrzony czerwoną zaślepką puścił i zaskrzypiał, a z kranu trysnęła struga gorącej wody.

– Nareszcie! – krzyknęła Sandra, wznosząc ręce, jakby dziękowała stwórcy za możliwość wzięcia kąpieli.

Para buchała gęstymi kłębami, w mig wypełniając łazienkę zawiesiną przyjemnie ciepłych kropelek. Sandra rozebrała się do naga i stanęła przed umywalką. Przygotowała szczoteczkę do zębów, ale gdy tylko sięgnęła ręką lustra, by zetrzeć wodną mgiełkę z jego powierzchni, zamarła. Wydało się jej, że osiadająca na tafli zwierciadła para utworzyła wizerunek kobiecej twarzy. Szybkie machnięcie dłonią i wymruczana pod nosem “Pierdzielona pareidolia” skutecznie odrzuciły lęk, który mógłby się pojawić u kogoś mniej racjonalnego.

Sandra musiała przyznać, że pan Czesław wykonał dobrą robotę, montując rano nowy bojler w miejsce rozszczelnionego zasobnika. Przypomniała sobie, że hydraulik był dziś jakiś nieswój. Zazwyczaj miły i uprzejmy, tym razem zjeżył się i nawet uniósł, kiedy wspomniała o dopiero co domkniętej sprawie rozwodowej, niepotrzebnie dodając, że wszyscy faceci to zdradzieckie świnie. Kontra pana Cześka, ograniczona do słów “Skoro wszyscy faceci są świniami, to wszystkie kobiety to dziwki”, zdenerwowała ją i doprowadziła do krótkiego, lecz gwałtownego spięcia. Później trochę żałowała nieopatrznie wypowiedzianych słów, a nawet była gotowa uznać swoją winę, jednak doszła do wniosku, że ostatnie zmiany w jej życiu, oraz fakt, że na wymianę zasobnika musiała czekać cztery długie, brudne dni, były całkiem sensownym usprawiedliwieniem porannego zachowania. Zakończyła rozmyślania wraz z przepłukaniem ust i wreszcie mogła zanurzyć się w gorącej kąpieli, zapomnieć o problemach, zrelaksować. Ułożyła się wygodnie, pozwalając wodzie otulić całe ciało za wyjątkiem głowy. Na jej usta wypełzł błogi uśmiech, a powieki same opadły, ciągnięte przyjemnym rozluźnieniem.

Prośba. Krzyk. Uderzenie. Krew kapiąca z rozbitego nosa, załzawione oczy. Widok ciężkiego klucza nastawnego.

Dłonie Sandry wyprysnęły z wody, złapały kurczowo obrzeże wanny. Kobieta otwarła szeroko oczy i uniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej. 

– Co to, cholera, było? – rzuciła w przestrzeń jednym tchem.

Nigdy wcześniej nie przytrafiło się jej nic podobnego. Czasem miewała wyraźniejsze sny, ale ta dziwna wizja pojawiła się gdy dopiero co zamknęła oczy. Wrażenie realności krótkiego przebłysku było bardzo wyraźne – minęła dłuższa chwila, a Sandra wciąż odczuwała mieszankę strachu i nienawiści, z których zrodzić się może histeria.

Wzięła kilka głębszych oddechów, uspokoiła kołaczące w piersi serce i zastanowiła się, czym był ów zwid, oraz co mogło go wywołać. Nie przypominała sobie, żeby ostatnio oglądała jakiś film, lub czytała książkę z podobną sceną. Więc może to przez stres związany z nieprzyjemną sprawą rozwodową, wygraną dzięki dowodom świadczącym o zdradach, których dopuszczał się jej – były już – małżonek? A może powodem był ten wielki dom? Po prawdzie budynek nigdy nie napawał jej lękiem, ale dotychczas mieszkała w nim z Darkiem, a teraz była sama.

– Rzeczy się zmieniają – westchnęła, przypatrując się bladej prędze na serdecznym palcu. 

Przetarła twarz mokrymi rękoma, próbując zmyć resztki niepokoju. Wpatrzyła się w swój obraz, falujący wraz z uspokajającą się taflą wzburzonej wody. Nie wiedzieć skąd, na dnie wanny nagle pojawił się pęcherzyk powietrza, który szybko urósł, a następnie powędrował ku górze, wydął usta wodnego odbicia Sandry i kiedy przebił powierzchnię, w łazience rozległ się błagalny głos:

Pomóż mi…

Kobieta zerwała się jak oparzona i wyskoczyła z wanny. Na złamanie karku pobiegła ku wyjściu. Ślizgając się gołymi stopami na mokrych kafelkach dopadła drzwi. Nacisnęła klamkę, a wówczas za plecami usłyszała bulgot i kolejne słowo:

Proszę…

Nie oglądając się pognała korytarzem prosto do sypialni, zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie plecami.

– O Boże… To się nie dzieje. To tylko załamanie nerwowe… – przekonywała samą siebie, próbując zracjonalizować ostatnie wydarzenia. Z każdą minutą była coraz mocniej przekonana o jakimś problemie psychicznym, z którym wypadałoby pójść do specjalisty. Perspektywa zaburzeń nie napawała optymizmem, ale i tak była o wiele mniej przerażająca, niż uznanie całego zajścia za prawdziwe.

 

 ***

 

Myślała, że nie da rady zasnąć, jednak spadek adrenaliny oraz zmęczenie zrobiły swoje, pozwalając umysłowi kobiety odpłynąć w pozbawiony marzeń sen.

Obudziła się na podłodze, z fakturą dywanu odciśnięta na policzku i drętwotą lewego ramienia, na którym w czasie drzemki opierała głowę. Zamrugała, przyzwyczajając oczy do blasku poranka, wpadającego poziomymi smugami mdłego jeszcze światła przez zasieki uchylonych żaluzji. Zegar ścienny wskazywał siódmą czterdzieści.

Założyła zbyt duży podkoszulek – jedyną rzecz po mężu, której szkoda jej było się pozbyć – i śmiejąc się z wczorajszych wydarzeń, jakby były tylko odległym, niewartym uwagi wspomnieniem, opuściła sypialnię. Zanim zeszła na parter jej wzrok spoczął na uchylonych drzwiach łazienki. Poczuła zimny dreszcz przebiegający po plecach oraz nieprzyjemną miękkość w kolanach. Bose stopy jakby przyrosły do paneli, z trudem dając się oderwać i podnieść.

– To bzdury, tylko bzdury, nie ma się czego bać – zapewniła się głośno po raz kolejny i podjęła decyzję o zajrzeniu do pomieszczenia.

Skroplona para osiadła na kafelkach warstwą odbijającej słoneczne refleksy wilgoci. Wanna wypełniona była prawie po brzegi, tak jak ją wczoraj zostawiła. Sandra przełknęła zgęstniałą nagle ślinę, włożyła rękę do chłodnej już wody i pociągnęła za łańcuszek korka odpływowego. Wyprostowała się zapatrzona w sitko, zasysające wczorajszą kąpiel i dopiero przeciągłe siorbnięcie odpływu wyrwało ją z osobliwego stuporu, w który zapadła. Wrzuciła korek do pustej wanny i zeszła na dół, święcie przekonana, że wczorajszy wieczór będzie jeszcze nieraz wspominać z zażenowaniem, wyrzucając sobie dopuszczenie do głosu siedzącego w jej wnętrzu tchórza.

Odkręciła kurek ciepłej wody w zlewie, podstawiła czajnik, zalała do połowy. Zaparzona po kilku minutach kawa do reszty przegoniła wczorajsze strach i niepokój. Sandra zaczęła planować dzień: miała wpaść do biura załatwić kilka zaległych spraw, o piętnastej czekało ją spotkanie z potencjalnym klientem, później wizyta u kręgarza i przed dwudziestą powinna być z powrotem w domu. Dopiła ostatni łyk, po czym przepłukała kubek gorąca wodą, chcąc pozbyć się zalegającego na dnie naczynia osadu z fusów. Zakręciła wodę i wylała brązowawą, pełną wirujących kruszynek zawiesinę do komory zlewozmywaka. Zanieczyszczona woda spłynęła do syfonu, jednak część drobinek pozostała na dnie zlewu. Ziarenka układały się w słowa:

Pomóż mi, proszę

Sandra krzyknęła i raz jeszcze złapała kurek.

Odkręciła gorącą wodę, której strumień miał spłukać utworzony z fusów napis, po czym odstąpiła kilka szybkich kroków. Zatrzymała się dopiero, gdy poczuła za plecami przeciwległą ścianę kuchni. Woda swobodnie lała się do zlewu coraz silniejszym strumieniem, ciśnienie w instalacji stopniowo wzrastało, ale Sandra nie miała zamiaru podchodzić do zlewozmywaka i jej zakręcać. Stała tak przez dobrą minutę, obserwując kłębiące się coraz gęściej obłoki pary, jakby oczekiwała, że i one zaraz utworzą jakiś napis, a może sylwetkę lub twarz.

Nic takiego się jednak nie wydarzyło, lecz w pewnym momencie woda zaczęła przelewać się przez krawędź zlewu. Powódź w domu była ostatnią rzeczą, z którą Sandra miała ochotę się mierzyć. Zrobiła krok do przodu, a wówczas ciecz wypełniająca zlewozmywak wypiętrzyła się, formując kształt kobiecej głowy. Wodospady powiek zjawy otwarły się szeroko, zaś buchający z kranu strumień nagle zabarwił czerwienią. A kiedy ciekłe oblicze również przybrało barwę szkarłatu, spomiędzy falujących warg istoty wydostały się dwa, znane już kobiecie, słowa.

 

***

 

Budzik ustawiony w telefonie zapiał głosem koguta o ósmej trzydzieści.

Sandra otwarła oczy, zamrugała. Przez chwilę nie wiedziała co się wydarzyło i dlaczego leży na podłodze w kuchni. Zrozumienie przyszło już po chwili, a wraz z nim strach. Poderwała się gwałtownie. Spojrzała na zlewozmywak, lecz nie zauważyła niczego osobliwego, oprócz tego, że woda była zakręcona. A przecież pamiętała, że sama ją odkręciła, na moment przed omdleniem, zanim coś nie próbowało wyjść z…

– To niemożliwe… Mam jakiegoś zasranego guza, o Boże… Nie, na pewno nie guza… Urojenia, majaki…

Wstała i niepewnym krokiem ruszyła zajrzeć do komory zlewu. Tylko samotny kubek stał na środku – pusty, z częściowo zmytymi, brązowymi otoczkami wewnątrz, znaczącymi poziom kawy pomiędzy kolejnymi łykami.

– Potrzebuję wakacji. I psychologa. A może nawet wakacji z psychologiem.

 

***

 

Obowiązki zajęły Sandrze cały dzień i nie pozwoliły myśleć o dziwnych zdarzeniach ostatniej doby. Jednak gdy wracała późnym wieczorem z miasta, im bliżej była domu, tym większy niepokój narastał głęboko pod jej sercem.

Lało jak z cebra od ponad godziny, pioruny raz po raz przecinały niebo poszarpanymi zygzakami blasku, a coraz silniejsze podmuchy wiatru uderzały w sunący przez podmiejskie tereny samochód – jak fale przyboju, rozbijające się na burtach samotnego stateczku. Pomimo odczuwanego coraz wyraźniej lęku, widok otwieranej automatycznie bramy oraz zapalających się świateł podjazdu przyniósł jej ulgę. Od dziecka bała się burz, a w szczególności towarzyszących grzmotom błysków, i tylko w wśród czterech ścian czuła się bezpieczna. Zaparkowała w przylegającym do budynku garażu, z bagażnika wyciągnęła torbę z dzisiejszą kolacją, po czym długim korytarzem udała się do kuchni, po drodze zrzucając buty i odwieszając płaszcz oraz torebkę na garderobiany hak.

Wyciągnęła z kuchennej szafki napoczętą butelkę wina, odkorkowała ją i nie zawracając sobie głowy szukaniem kieliszka pociągnęła solidny łyk prosto z szyjki. Westchnęła, czując jak przyjemne ciepło spływa przełykiem. Właśnie wyjmowała z papierowej torby pojemnik z jedzeniem, gdy ogłuszający trzask, jakby setki suchych pni złamały się jednocześnie gdzieś w pobliżu, wstrząsnął domem, a wszystkie światła zgasły.

Sandra zamarła z głową wtuloną w ramiona i ręką kurczowo zgniatającą pokrywkę z lichego tworzywa. Irracjonalny lęk towarzyszący nagłemu zaciemnieniu nie pozwolił kobiecie ruszyć się przez dłuższą chwilę.

– To tylko awaria zasilania – powiedziała nieco może za głośno, chcąc w ten sposób dodać sobie odwagi i rozerwać ciszę zaległą pomiędzy szumem wiatru, uderzeniami kropel oraz basowymi pomrukami dalekich grzmotów.

Choć w myślach karciła się za bycie paranoiczką, ujęła butelkę w taki sposób by mogła jej użyć jak maczugi. W ciemności ostrożnie odnalazła drogę do kuchennych mebli, otwarła pierwszą szufladę i po omacku przeszukała jej zawartość. Poczuła ulgę, gdy wreszcie odnalazła latarkę. Snop światła nie tylko uspokoił Sandrę, ale też pchnął ją do działania. Z wiszącej w korytarzu torebki wygrzebała telefon, który wepchnęła do kieszeni spodni, a następnie wróciła do kuchni, zabrała wino i pojemnik z kolacją, po czym udała się na piętro, do sypialni. Awarie sieci energetycznej nie były na tym odludziu czymś niezwykłym, a ich usunięcie zajmowało odpowiednim służbom zazwyczaj kilka godzin.

Powoli wspięła się po schodach, oświetlając drogę trzymaną w zębach latarką. Już miała skierować się prosto do łóżka, gdy zza uchylonych drzwi łazienki usłyszała ciche skrzypnięcie. Przykucnęła i odstawiła pojemnik na podłogę. Ponownie złapała butelkę jak maczugę, szarpnęła klamkę.

Tajemnicze skrzypnięcie rozbrzmiało ponownie. Wiedziała gdzie powinna skierować strumień światła – kurek ciepłej wody baterii wannowej obracał się wolno. Na końcu szerokiej wylewki zalśniła pierwsza kropla.

Sandra rzuciła się w stronę wanny, po drodze upuszczając flaszkę. Złapała kurek i przytrzymała go mocno. Knykcie kobiety zbielały od wysiłku, a jej oddech przyspieszył, narastając wraz z szukającą ujścia w krzyku paniką. 

Nagły szum usłyszany zza pleców spowodował, że odwróciła głowę. Z kranu nad umywalką woda lała się szerokim strumieniem, a chromowana wylewka zachodziła mgiełką osadzającej się na niej pary.

– Nie… – szepnęła kobieta.

– Pomóż mi… – coś odszepnęło.

Tego już było za wiele, nawet dla stąpającej twardo po ziemi Sandry. Wybiegła na korytarz, na złamanie karku pognała w dół schodów. Poprzedzana rozedrganym światłem latarki dotarła do garażu i zamknęła się w samochodzie. Przekręciła zostawione w stacyjce kluczyki, silnik odpalił płynnie jak zawsze. Dygocącą dłonią wymacała pilot do bramy, wdusiła przycisk. Garażowa roleta ani drgnęła.

– Co jest?!

Dopiero po chwili dotarło do niej, że padło zasilanie i brama się nie otworzy. Wyciągnęła telefon i wybrała sto dwanaście, jednak coś powstrzymało ją od naciśnięcia zielonej ikonki połączenia. Była przerażona, lecz nadal obawiała się, że zostanie uznana za wariatkę. Zadzwoni, a potem co powie? Że z kranu leci woda? A co ma lecieć? Wino? Przypomniała sobie, że pociągnęła z butelki solidny łyk – niby mało, ale wystarczająco, żeby badanie alkomatem dało pozytywny wynik. A takiemu badaniu na pewno zostanie poddana, jeśli wezwie policję i opowie funkcjonariuszom o tym, czego była świadkiem.

Biła się z myślami, próbowała znaleźć jakiś racjonalny powód dla przybycia służb, ale wciąż się wahała, zawieszona pomiędzy wstydem a strachem. W końcu zdecydowała, że przeczeka do rana w samochodzie.

Światło z ksenonowych reflektorów padało na tylną ścianę garażu i odbitym, rozproszonym blaskiem, nieznacznie rozjaśniało resztę pomieszczenia. Sandra zerknęła przez boczną szybę na ciemniejszy prostokąt drzwi, prowadzących do mieszkania. Coś zalśniło na progu, przy samej ziemi. Kobieta zbliżyła twarz do szkła, chcąc dokładniej przyjrzeć się temu zjawisku. Z przerażeniem odkryła, że z korytarza wylewa się woda, spływa na betonową wylewkę i, pomimo spadu w kierunku bramy, tworzy kałużę pod drzwiami pojazdu.

Cienkie języki pary uniosły się ku szybie, nierównomiernie pokrywając ją półprzejrzystą mgiełką. Na mokrej tafli szkła pojawiła się pionowa kreska, jakby niewidzialny palec przeciągnął opuszkę z góry do dołu. Za pierwszą smugą pojawiły się kolejne, układając w słowa.

Nie czekając na dalszy rozwój wypadków wrzuciła wsteczny bieg, docisnęła pedał gazu. Ruszyła, z impetem uderzając w broniącą jej wyjścia roletę. Spodziewała się, że wyłamie bramę i wydostanie się na podjazd, tak jak to nieraz widywała w amerykańskich filmach.

Jednak roleta, zamiast odpaść, tylko się odkształciła, tworząc dziesięciocentymetrowy prześwit pomiędzy dolną krawędzią a podjazdem. Sandra wrzuciła jedynkę, podciągnęła do przodu i raz jeszcze spróbowała staranować przeszkodę. Tym razem efekt był mizerniejszy niż poprzednio, ponieważ uszkodzeniu uległy profile stelażu, które zakleszczyły rolki. Z ust kobiety wydobył się krzyk rozpaczy, który po chwili przeszedł w spazmatyczny szloch.

Nagle zawieszone pod sufitem lampy zabuczały, zalewając pomieszczenie zimnym światłem.

Wróciło zasilanie.

 

***

 

Mechanizm bramy działał, jednak spowodowane taranowaniem szkody skutecznie uniemożliwiły rolecie podniesienie się wyżej niż na kilkanaście centymetrów. Sandra raz po raz wciskała guzik na pilocie z taką siłą, że plastik obudowy trzeszczał, uginając się pod naporem palca. Wreszcie odpuściła, cisnęła pilotem na podszybie i zgasiła silnik.

Ze zdziwieniem zauważyła, że z oświetlonego teraz korytarza nie wylewa się woda, zaś kałuża, która wcześniej zebrała się pod drzwiami samochodu, zniknęła.

– Przywidzenia… Mam cholerne omamy.

Przesiedziała w zamkniętym aucie jeszcze pół godziny, prowadząc wewnętrzny dialog, zanim rozsądek nie uzyskał kruchej przewagi nad strachem oraz wątpliwościami, a to wystarczyło, by podjęła decyzję o opuszczeniu pojazdu. Gdy centralny zamek głośno kliknął, kobieta zorientowała się, że nie słychać już grzmotów, zawodzenia wiatru i szumu kropel, rozbijających się o ściany domu.

Burza minęła, a poczucie bezpieczeństwa Sandry nagle wzrosło. Opuściła samochód, z warsztatowego stolika narzędziowego wyjęła ciężki klucz nastawny, zważyła go w dłoni. Trzymając narzędzie jak kij bejsbolowy weszła do korytarza. Przystanęła w połowie drogi, przy schodach prowadzących na piętro.

Wtem coś za jej plecami zaszurało, po czym huknęło głucho. Sandra w mig obróciła się na pięcie, wzięła zamach. Na szczęście to tylko jeden z obrazów zawieszonych w korytarzu odpadł od ściany i uderzył o podłogę. Kobieta sięgnęła by go podnieść, gdy usłyszała dudnienie – zbyt wyraźne, by móc je powiązać z oddalająca się burzą. Sandrze wydało się, że nie dochodzi z zewnątrz, ale zza znajdujących się obok schodów drzwi, prowadzących do piwnicy.

Ujęła w dłoń klamkę i poczuła niewielkie drgania. Nie wypuszczając z ręki klucza otwarła drzwi, a wówczas dudnienie stało się o wiele głośniejsze. Namacała włącznik światła, przekręciła. Zeszła kilka stopni niżej. Poręcz pod jej dłonią drgała, schody również przenosiły wibracje. Na samym dole, w znajdującym się po prawej stronie piwnicznego korytarza pomieszczeniu z piecem i zasobnikiem coś dudniło, trzeszczało oraz jęczało metalicznie. Sandra oparła się plecami o ścianę w pobliżu wejścia, spoconymi dłońmi ścisnęła klucz. Zaczęła odliczać:

– Trzy… Dwa…

Na “jeden” coś zapiszczało przeraźliwie, a następnie eksplodowało.

 

***

 

Wybuch rzucił Sandrą o przeciwległą ścianę. Uderzyła głową w kafelki i zamroczona opadła na kolana. Nic nie widziała, ponieważ w całej piwnicy kłębiły się chmury pary, które parzyły odsłoniętą skórę rąk, twarz, wdzierały się do płuc przy każdym oddechu. Kobieta przyłożyła do ust rąbek koszuli i podniosła się niepewnie, pomagając sobie zabranym z garażu narzędziem.

Z powodu towarzyszącego eksplozji huku dźwięki dochodziły do niej mocno przytłumione, ale była pewna, że słyszy szum wody, dobiegający z kotłowni. Gdy po chwili obłoki przerzedły zajrzała do zrujnowanego pomieszczenia.

Piec wisiał krzywo, brakowało mu obudowy. Płytki i kafelki popękały, kilka odpadło. Ze ścian tu i ówdzie wystawały wbite głęboko metalowe elementy. W miejscu, w którym stał bojler nie było niczego, oprócz czterech oderwanych rur – z dwóch woda lała się szerokimi strumieniami, tworząc na betonowej posadzce kałużę.

W samym środku powiększającego się z każdą sekundą jeziorka kuliła się naga postać. Jej długie, czarne włosy były mokre, kleiły się do głowy i ramion, zasłaniały twarz. Rękami obejmowała kolana, dyszała ciężko, a blade ciało dygotało spazmatycznie co kilka sekund.

Sandra mocniej ujęła klucz. Wstrzymała oddech i postąpiła kilka kroków w kierunku zjawy. Istota podniosła ledwo widoczne zza kurtyny włosów oblicze.

– Pomóż mi…

Desperacja wygrała ze strachem i zmieniła się w agresję, napędzaną chęcią wyeliminowania zagrożenia. Sandra wzięła zamach. Przeraźliwy krzyk istoty urwał się wpół, gdy jej głowa odskoczyła, uderzona ciężkim narzędziem. Spod zakrywających twarz włosów trysnęła krew, zalała piersi, spłynęła po brzuchu.

– Proszę…

Znów urwany krzyk, zataczający łuk klucz, cios. I kolejny. I jeszcze jeden. Przestała uderzać dopiero, gdy buchający z rur strumień wody porwał ze sobą kępki czarnych, posklejanych włosów, które nie miały już do czego przylegać.

 

***

 

Mężczyzna westchnął i potarł dłonią czoło. Zmęczonym wzrokiem spojrzał na kobietę, zajmującą krzesełko po drugiej stronie służbowego biurka.

– W raporcie podesłanym przez strażaków stoi jak wół: bojler eksplodował na skutek uszkodzenia termostatu grzałki, spowodowanego przez piorun, który uderzył w pobliską stację przekaźnikową. Ciśnienie w zbiorniku wzrastało wraz z temperaturą, a niesprawny zawór bezpieczeństwa nie odpuścił nadmiaru wody, co doprowadziło do wybuchu – wyrecytował. – Wybuch! Rozumie pani? Żadna zjawa nie rozerwała bojlera, to była awaria.

– Ona dawała mi znaki.

– Niech pani przestanie, dobrze? Niech mi lepiej pani powie, gdzie znajdziemy pana Czesława Szymonka.

– Już mówiłam, że nie widziałam go od dnia, w którym wymienił bojler…

– A pani dalej o tym bojlerze! W co pani gra? Myśli pani, że przez te bzdury o żywej wodzie, o twarzy w lustrze, o zaspawanej w zasobniku zjawie, która wyrwała się na wolność, uznana zostanie pani za niepoczytalną? Fakty są takie, że Czesław Szymonek zniknął. Jego zaginiona przed tygodniem żona nie żyje, zatłuczona na śmierć w pani piwnicy. Kluczem nastawnym, który trzymała pani w ręce, kiedy znaleźli panią strażacy. Skończmy już te bajeczki. Słucham. Chce mi pani coś powiedzieć?

Sandra w myślach powtarzała jak mantrę, że to tylko sen, że w normalnym świecie takie rzeczy się nie zdarzają. Nie zamierzała więcej rozmawiać z policjantem – i tak jej nie uwierzy. Zacisnęła usta, kiedy poczuła jak z jej żołądka wydostała się bańka, powędrowała w górę, przełykiem dotarła wyżej, po czym urosła, wydęła policzki i wreszcie pękła, rozwierając usta Sandry wypowiedzianymi obcym głosem słowami:

Pomóż mi, proszę…

Koniec

Komentarze

Czyli “facet to świnia”? ;-)

Niezła historyjka, tylko momentami odnosiłam wrażenie, że zbyt szczegółowo opisujesz pierdoły. Wiem, jak myje się kubek po kawie i po co. Nużyły mnie te wyjaśnienia.

Fajne pomysły na sygnały wodne.

Wyciągnęła z kuchennej szafki napoczętą butelkę wina,

Ja napoczęte wino trzymam w lodówce, ale możliwe, że to nie jedyne dopuszczalne miejsce.

Co właściwie znaczy CWU? Centralny węzeł…?

Babska logika rządzi!

Hej! 

Ogólnie bardzo sprawny tekst, umiejętnie stopniowałeś napięcie, które pięknie się uwolniło w finale. Również twist był bardzo ciekawy, zaskakujący, ale nie aż tak, w świetle całego tekstu. Podoba mi się pomysł na morderczynię, która tak się przeraziła swym czynem, że wyparła jego wszystkie wspomnienia, lecz podświadomość wciąż się upominała się o swoje. 

Stała tak przez dobrą minutę, obserwując kłębiące się coraz gęściej obłoki pary, jakby oczekiwała, że i one zaraz utworzą coś – jakiś napis, a może sylwetkę lub twarz – co poważnie nadszarpnie jej pewność co do natury świata, który ją otacza.

Wiadomo, dlaczego się tego boi, zresztą pisałeś już wcześniej o jej obawach i przemyśleniach dotyczących zjawisk paranormalnych i zdrowia psychicznego. Moim zdaniem ten fragment jest tutaj niepotrzebny, tylko osłabiasz swój tekst.

Pozdrawiam!

 

Hej Outta!

 

Ja z komentarzem pobetowym ;) W sumie, nie napiszę niczego, czego nie napisałabym wcześniej. Fajnie zbudowane napięcie, moment gdy światło gaśnie i bohaterka zostaje sama jak dla mnie bardzo klimatyczny. Ciekawy pomysł na nawiedzoną wodę ;P

Jedynie twist, choć lepszy od poprzedniego, nie rzuca na kolana.

Jeszcze jedna uwaga która wyłapałam na szybko:

 

Sandra zaczęła planować zaczynający się dzień:

Idę do klikarni ;)

 

Dziękuję za lekturę!

Outto, stworzyłeś świetny klimat i choć początkowo zżymałam się na burzę – jako że niezmiernie często temu co niesamowite i tajemnicze towarzyszą grzmoty i błyskawice – to z zadowoleniem stwierdziłam, że burza była tu nieodzowna i ze wszech miar uzasadniona.

Nieźle przedstawiłeś lęki, które zawładnęły Sandrą i doprowadziły do dramatu.

A pan Czesław… no cóż, mam wrażenie, że okazał się mistrzem w swoim fachu.

Mam nadzieję, ze poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

krzyk­nę­ła San­dra, wzno­sząc ręce ku górze, jakby dzię­ko­wa­ła stwór­cy za moż­li­wość wzię­cia ką­pie­li. → Masło maślane – czy mogła wznieść ręce ku dołowi?

Proponuję: …krzyk­nę­ła San­dra, wzno­sząc ręce, jakby dzię­ko­wa­ła Stwór­cy za moż­li­wość wzię­cia ką­pie­li.

 

sta­nę­ła nad umy­wal­ką. → Lewitowała?

Proponuję: …i sta­nę­ła przed umy­wal­ką. Lub: …i sta­nę­ła przy umywalce. Albo: …pochyliła się nad umy­wal­ką.

 

pan Cze­sław zro­bił dobrą ro­bo­tę… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …pan Cze­sław wykonał dobrą ro­bo­tę

 

za­sta­no­wi­ła się, czym była ów zwid… → Literówka.

 

Nie oglą­da­jąc się za sie­bie po­gna­ła ko­ry­ta­rzem… → Zbędne dopowiedzenie – czy mogła oglądać się przed siebie?

Proponuję: Nie oglą­da­jąc się po­gna­ła ko­ry­ta­rzem… Lub: Nie patrząc za sie­bie po­gna­ła ko­ry­ta­rzem

 

bę­dzie jesz­cze nie raz wspo­mi­nać z za­że­no­wa­niem… → …bę­dzie jesz­cze nieraz wspo­mi­nać z za­że­no­wa­niem

 

San­dra krzyk­nę­ła i raz jesz­cze zła­pa­ła za kurek.San­dra krzyk­nę­ła i raz jesz­cze zła­pa­ła kurek.

 

przy­jem­ne cie­pło spły­wa w dół prze­ły­ku. → Masło maślane – czy coś może spływać w górę?

Proponuję: …przy­jem­ne cie­pło spły­wa prze­ły­kiem/ wypełnia przełyk.

 

szarp­nę­ła za klam­kę. → …szarp­nę­ła klam­kę.

 

tak jak to nie raz wi­dy­wa­ła… → …tak jak to nieraz wi­dy­wa­ła

 

nie wy­le­wa się woda, zaś plama, która wcze­śniej ze­bra­ła się… → A może: …nie wy­le­wa się woda, zaś kałuża, która wcze­śniej ze­bra­ła się

 

dźwię­ki do­cho­dzi­ły do niej mocno przy­tłu­mio­ne, ale była pewna, że sły­szy szum wody, do­cho­dzą­cy z ko­tłow­ni. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …dźwię­ki do­cho­dzi­ły do niej mocno przy­tłu­mio­ne, ale była pewna, że sły­szy szum wody, dobywający się z ko­tłow­ni.

 

Za­cię­ła usta, kiedy po­czu­ła jak z jej żo­łąd­ka… → A może: Zacisnęła usta, kiedy po­czu­ła jak z jej żo­łąd­ka

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

dziwna wizja pojawiła się (+,) gdy dopiero co zamknęła oczy.

czym była ów zwid ← był

Napięcie rosło umiejętnie podsycane aż do zakończenia w formie twistu. Imo udanego. Całość wciągająca. 

CWU – ???

Pomysł interesujący, ale moim odczuciu opowieść nieco… rozwodniona. W środkowej części motyw ucieczki powraca mechanicznie nie rozwijając opowiadania; już wiem że się nasza bohaterka boi i że jak się boi to ucieka. Uważam (subiektywna) ocena, że nie trzeba aż tylu powtórzeń aby udowodnić, że zapędzona w kozi róg będzie gryźć. Może właśnie w tym miejscu, przydałaby się nieskuteczna próba ucieczki? Może przy którejś iteracji wyjaśnić, czemu akurat woda jest nośnikiem zdarzeń i czemu to się powtórzy w komisariacie?

Ponieważ w opowieści praktycznie cały czas występuje jedna bohaterka, może nie warto tyle razy powtarzać jej imienia?

 

Moim zdaniem, opowiadanie warte wysiłku poprawek.

lck

Hmm, chyba jestem podobna do Sandry, racjonalizm u mnie przeważa i historia średnio mi się klei. Jeśli Czesław zabił żonę i ukrył zwłoki w piwnicy klientki, to patolog z łatwością ustali czas zgonu. Jeśli żona była żywa i miała jakieś zdolności ponadnaturalne, to po cholerę straszyła? Nie widziała, że osiąga efekt przeciwny do zamierzonego? Nie mogła jakoś tak delikatniej? A nawet jeśli była martwa i coś tam chciała, też nie musiała od razu tak z grubej rury. I, skoro jest martwa, to jakiej pomocy oczekuje? I na koniec: Sandra nie jest idiotką, prąd wysiadł, coś tam w piwnicy waliło, była sama w domu pierwszy raz od lat, a jak na dole pierdykło, to się wystraszyła śmiertelnie i zaczęła walić w kogoś, kto – jak jej się wydawało – włamał się do domu i uszkodził bojler. Przy takim tłumaczeniu by się wywinęła, tym bardziej, że łbem w ścianę uwaliła i miała prawo nie myśleć logicznie ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej!

 

@Finkla

 

momentami odnosiłam wrażenie, że zbyt szczegółowo opisujesz pierdoły. Wiem, jak myje się kubek po kawie i po co.

Też uważam, że nieco przegadałem to opowiadanie właśnie takimi szczegółami. Z drugiej jednak strony, to przegadanie było po części celowe – próbowałem opisać coś normalnego, trywialnego, a pomiędzy powkładać trochę niesamowitości.

 

 

Ja napoczęte wino trzymam w lodówce, ale możliwe, że to nie jedyne dopuszczalne miejsce.

Co właściwie znaczy CWU? Centralny węzeł…?

U mnie stoją w szafce :) A CWU to zwyczajowe określenie Ciepłej Wody Użytkowej w żargonie hydraulików ;)

 

@Maldi

 

Podoba mi się pomysł na morderczynię, która tak się przeraziła swym czynem, że wyparła jego wszystkie wspomnienia, lecz podświadomość wciąż się upominała się o swoje. 

Jest to jedna z możliwych interpretacji :) A może Darek, były mąż Sandry, zdradzał ją z żoną pana Czesława i to dlatego? ;) Fragment, który Cię uwierał usunąłem, ponieważ uznałem, że słusznie Cię uwiera i rzeczywiście jest zbędny.

 

@Gruszel

 

Raz jeszcze dzięki za betę

 

@Reg

 

Błędy, które wyłapałaś, poprawiłem :)

 

A pan Czesław… no cóż, mam wrażenie, że okazał się mistrzem w swoim fachu.

To jedna z interpretacji ;)

 

@Koala

 

Dzięki za miłe słowa, Misiu :) CWU – Ciepła Woda Użytkowa.

 

@lechckrol

 

Tak, jest nieco rozwodniona, nie zamierzam zaprzeczać.

 

Może właśnie w tym miejscu, przydałaby się nieskuteczna próba ucieczki?

No, ale przecież mamy nieskuteczne próby ucieczki. Nawet kilka :)

 

Może przy którejś iteracji wyjaśnić, czemu akurat woda jest nośnikiem zdarzeń i czemu to się powtórzy w komisariacie?

A to już byłoby zbyt wiele łopaty – akurat tutaj zostawiam sporo miejsca na interpretacje, nie miałem zamiaru wyjaśniać niczego wprost i sugerować rozwiązań.

 

Ponieważ w opowieści praktycznie cały czas występuje jedna bohaterka, może nie warto tyle razy powtarzać jej imienia?

Racja. Trochę tej Sandry usunąłem, zostawiłem w dużej mierze tylko tam, gdzie zmieniam podmiot i znów wracam do bohaterki.

 

@Irka

 

racjonalizm u mnie przeważa i historia średnio mi się klei

No, OK.

 

Jeśli Czesław zabił żonę i ukrył zwłoki w piwnicy klientki, to patolog z łatwością ustali czas zgonu. Jeśli żona była żywa i miała jakieś zdolności ponadnaturalne, to po cholerę straszyła? Nie widziała, że osiąga efekt przeciwny do zamierzonego? Nie mogła jakoś tak delikatniej?

Za dużo chciałabyś wyjaśnień. Dodałem tag paranormal celowo. Skąd biorą się duchy? Skąd nawiedzone domy w filmach, ksiązkach, komiksach? Jak wygląda mechanizm pojawiania się, a nawet powstawania, ducha? Czy trzeba jakichś rytuałów, czy może gwałtownej śmierci, braku pochówku, może spraw, które duch miał załatwić za życia, ale nie zdążył? Czy osoba, która zamieniła się w ducha i zaczęła straszyć musi mieć jakieś specjalne zdolności paranormalne za życia? Czy duchy myslą i działają racjonalnie? Czy zachowują sie jak żywa osoba, która kiedyś były? Patick Swayze z uwierz w ducha tak się zachowywał, ale to nie jest reguła. Możemy tak sobie dywagować i ustalać jakieś uniwersalne zasady pojawiania się duchów, ale to będzie bez sensu. Nie karzę Ci zawieszac niewiary, Irko, ale też nie oczekuj, że będę za każdym razem tworzył pełną i szczegółową genezę dla zjawisk, postaci, zachowań.

Dlaczego nie mogło być tak, że Czesław zabił żonę, zaspawał w zbiorniku jej ciało, a duch pragnął aby jego zwłoki odnaleziono? Zjawa źle się do tego zabrała, dając znaki poprzez wodę? Jakimi środkami komunikacji dysponuje zwyczajowo duch? Tego też nie usystematyzujemy w odniesieniu do rzeczywistości, w której żyjemy, bo duchów przecież nie ma ;) Ogólnie rzecz biorąc zbyt racjonalnie próbujesz podejść do tego, co się zadziało w tekście, szukasz racjonalnych powodów zaistnienia nieistniejącego w naszej racjonalnej rzeczywistości bytu, którym jest duch. Oczywiście nikomu nie zabraniam, bo każdy odbiera na swój sposób i może Ci się ten tekst nie podobać (sam nie jestem z niego specjalnie zadowolony, ale szkoda mi było, bo tak smętnie wisiał na becie od dłuższego czasu i postanowiłem go puścić), i bronić go nie będę zbyt zaciekle, jednak zarzut, że się “nie klei”, będę odpierał jak długo się da ;)

Ostatecznie musze przyznać, że jest to tekst, który ma zostawić pole dla interpretacji tego, co się w nim zadziało. I będzie to mój pierwszy tekst, którego pierwotnego zamysłu nie zdradzę nawet w komentarzach, niech każdy odczytuje go w taki sposób, w jaki sam uważa za słuszny :)

 

Dziękuję Wam wszystkim za feedback i podzielenie się opinia na temat tekstu.

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outto, skoro wyłapałeś, biegnę do klikarni. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Za dużo chciałabyś wyjaśnień. Dodałem tag paranormal celowo. Skąd biorą się duchy?

Ducha się nie czepiam, bardziej zwłok. To by wszystko pasowało, gdyby nie końcówka, bo wygląda na to, że Sandra zabiła żywą kobietę. Gdyby przyłożyła zwłokom, ok, ale skąd, u licha, tam żywa baba. A żywa musiała być, skoro Sandrę przesłuchują gliniarze i najwyraźniej są przekonani, że jest winna. Weź pod uwagę, że zwłoki sprzed dwóch dni łatwo odróżnić od tych świeżutkich.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, jasne, masz oczywiście rację. Zarówno co do tego, że Sandra zabiła żywą kobietę (a przynajmniej taką, która wyglądała na żywą) i co do tego, że świeże zwłoki łatwo odróżnić od kilkudniowych. A świeże zwłoki od kilkudniowych, zaspawanych w bojlerze, w którym woda ma temperaturę około 50 stopni, to już w ogóle :) Czyli przeszkadza Ci opcja, w której duch po powrocie do materialnej formy, ma żywe ciało, a nie ciało nadgnitego zombiaka sprzed tygodnia? Nie żebym coś sugerował, tak tylko dywaguję nad naturą Twoich uwag ;)

Known some call is air am

Czyli przeszkadza Ci opcja, w której duch po powrocie do materialnej formy, ma żywe ciało, a nie ciało nadgnitego zombiaka sprzed tygodnia? Nie żebym coś sugerował, tak tylko dywaguję nad naturą Twoich uwag ;)

Eee, w sumie można to i tak ująć ;) Rzecz w tym, że z reguły jeśli zwłoki powstają, to w formie zombiaka. Chcesz czegoś innego, nie ma sprawy, ale wtedy wyjaśnij, bo czytelnik się pogubi ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Rzecz w tym, że z reguły jeśli zwłoki powstają, to w formie zombiaka.

No, z reguły (literackiej i filmowej) tak jest, tylko czy to, że nie zawsze tak musi być jest czymś, co trzeba wyjaśniać?

Known some call is air am

Kto tu kogo zabił, kto tu kogo straszy, ot, zagadka? Z riposty pana Czesława stawiałabym na ich dwójkę, choć w wersji optymalnej na Czesława, gdyż on sam gdzieś tam wciąż żyje i ma się dobrze.  “Wyparcia” bohaterki są pozorne. xd

Fajne straszydło z Twojego tekstu.

Warsztatowo jest ok, choć prosiłoby się z jednej strony o minimalne ograniczenie rozpisywania drobiazgów oraz o rozszerzenie kryminalne historii

Skarżypytuję, czyli klikam. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Siema, Asylum :)

 

Kto tu kogo zabił, kto tu kogo straszy, ot, zagadka?

Tłumaczyć zagadki za bardzo nie chcę, zresztą Ty chyba to rozumiesz, bo Twoje teksty, które czytałem, zawsze dają szersze pola do interpretacji ;)

 

prosiłoby się z jednej strony o minimalne ograniczenie rozpisywania drobiazgów oraz o rozszerzenie kryminalne historii

Wiem, już mi to zasugerowano. Z jednej strony nie sposób się nie zgodzić, z drugiej, nie będę oryginalny, jeśli napiszę, że tak miało to wyglądać. Czytałem ostatnio kilka leniwych powieści (nie fantastycznych), gdzie wszystko się dzieje wolno, szczegółowo i zwyczajnie nudno, i chciałem zobaczyć, czy też dam radę zanudzić drobiazgowością, ale nie głównym wątkiem fabularnym. Chyba się udało połowicznie, bo zgadzam się z Tobą co do zbytniego zawężenia wątku kryminalnego.

Dzięki za wizytę i klika :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

Known some call is air am

Sie ma:-)

Nie tłumacz! Moje są proste jak drut, a Ty z zabójcą zawikłałeś, lecz ładnie – po “literackiemu”. XD

Czytałem ostatnio kilka leniwych powieści (nie fantastycznych), gdzie wszystko się dzieje wolno, szczegółowo i zwyczajnie nudno, i chciałem zobaczyć, czy też dam radę zanudzić drobiazgowością, ale nie głównym wątkiem fabularnym

Tu nie chodzi o drobiazgowość opisu czynności. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że staromodne, nudne, przeklinane opisy mają sens. Nośniki przenoszą różne rzeczy: obraz (z nim najłatwiej, choć i on jest okrawany na maksa), a pozostałych zmysłów zwyczajnie brak. We współczesnych opowiadaniach znajduję tylko czynności, w przeważającej mierze nieistotne dla treści opowiadania. Dochodzi do tego sam bohater/ka i jej sytuacja. U Ciebie bohaterka jest trochę mdła, sytuacja – ok (acz trzeba byłoby jeszcze pokminić jak to rozpisać), a opisów brakuje.

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć!

 

Krótki tekścik. Nieco makabryczny :) Najgorsze, że nie zakapowałem o co ostatecznie chodziło. Cóż bywa i tak. Ale jestem zadowolony, że przeczytałem. Takie to było trochę podobne do “Lśnienia” S. Kinga.

 

Pozdrawiam serdecznie!

Jestem niepełnosprawny...

Przejrzałem inne komentarze i znowu wychodzi, że tylko ja nie zakapowałem twista :( Bardzo przepraszam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Hej, przyznam, że nie czuje się do końca "kupiony", choć całość jest całkiem dobra. Wspomniane już wyżej rozdrobnione opisy trochę nużyły, ale każdy ma swój styl i nic w tym złego. Skrzętnie budowany klimat osaczenia działa, choć zgodzę się z lechcrolem, że w pewnym momencie kolejne znaki i ucieczki przestały mnie "cieszyć". Za to intrygujący twist i zakończenie nadrabiają te zaległości i choć sam nie do końca połapałem się w całości, to tekst dał do myślenia – czyli spełnił funkcję. Pozdrawiam!

A, i nie wiem czy ktoś już na to zwrócił uwagę, ale u mnie w wersji mobilnej w przedostatnim akapicie i jednym powyżej rozjechało się wyjustowanie tekstu

Hej, Outta Sewer

Dobry tekst, znalazłem jedną rzecz, która mnie zastanowiła:

 

Wyciągnęła z kuchennej szafki napoczętą butelkę wina, odkorkowała ją i, nie zawracając sobie głowy szukaniem kieliszka, pociągnęła solidny łyk prosto z szyjki…..wszystkie światła zgasły.

Choć w myślach karciła się za bycie paranoiczką, ujęła butelkę w taki sposób, by mogła jej użyć jak maczugi….a następnie wróciła do kuchni, zabrała wino i pojemnik z kolacją…

 

Byłem przekonany, że łazi z tą butelką, potem się okazało, że butelka została gdzieś w kuchni. Po prostu jak dotarłem do tego etapu, to musiałem się wrócić dwa akapity, żeby się upewnić co się działo z butelką :) Jak ktoś traktuje taki przedmiot jako broń, to wydaje się, że nie zostawiłby go gdzieś w kuchni, poza narracją.

Jak się napiła, światło nagle zgasło i wzięła butelkę jak maczugę, to miałem przed oczami obraz kobiety, której wino wylewa się na głowę. :)

 

Jeżeli chodzi o ogólną opinię: tak, dla mnie ten tekst też ma trochę za dużo opisu sytuacji, kolejne znaki i ucieczki. Końcówka jest za to ciekawa, zupełnie nie spodziewana, chodź nie jestem pewien czy dobrze ją zrozumiałem.

 

Oj, trochę ponarzekałem, ale tekst uważam za dobry i warty kliknięcia.

Pozdrawiam

 

 

Cześć, Outta.

Nie będzie jeszcze właściwego komentarza, a to dlatego, że czytałem ostatnio opowiadanie, w którym nie podobało mi się prawie każde zdanie. To znaczy pod względem budowy, warsztatu i stylizacji. I pomyślałem sobie, że najpierw grzebnę u Ciebie w tym zakresie.

Trochę już piszesz, więc chciałbym uczulić Cię na dwie sprawy. Po pierwsze, wywalać z tekstu wszystko, co zbędne, co nie wnosi nic do fabuły. Po drugie, pisać najprościej jak się da, prowadząc narrację najbliższą rzeczywistości. Mam na myśli opisy czynności, czy sytuacji. Mówimy oczywiście o “normalnym” tekście, nie prozie poetyckiej czy innym metaforycznym opowiadaniu.

Weźmy pierwszy fragment do gwiazdek.

Kurek opatrzony czerwoną zaślepką puścił i zaskrzypiał, a z kranu trysnęła struga gorącej wody.

Czy ktoś się tak do kogoś zwraca? Odkręć kurek opatrzony czerwoną zaślepką? Czy pomyślisz, odkręcę kurek z czerwoną zaślepką? To po co tak pisać?

Kurek z gorąca wodą zaskrzypiał i w końcu puścił, z kranu trysnęła woda.

A teraz patrz jeszcze punkt pierwszy.

Kurek z gorącą wodą zaskrzypiał i w końcu puścił.

– Nareszcie! – krzyknęła Sandra,

I teraz, czy jest coś w zdaniach u Ciebie, czego nie ma u mnie? Tylko nie mów, że klimat czerwonej zaślepki. :)

Przygotowała szczoteczkę do zębów, ale gdy tylko sięgnęła ręką lustra, by zetrzeć wodną mgiełkę z jego powierzchni, zamarła. Wydało się jej, że osiadająca na tafli zwierciadła para utworzyła wizerunek kobiecej twarzy. Szybkie machnięcie dłonią i wymruczane pod nosem słowa “Pierdzielona pareidolia” skutecznie odrzuciły lęk, który mógłby się pojawić u kogoś mniej racjonalnego.

Czy wytłuszczone fragmenty są niezbędne? Popychają akcję do przodu?

To samo tutaj.

Sandra musiała przyznać, że pan Czesław wykonał dobrą robotę, montując rano nowy bojler w miejsce rozszczelnionego starego zasobnika.

A tu mam zgrzyt.

Przypomniała sobie, że hydraulik był dziś jakiś nieswój. Zazwyczaj miły i uprzejmy, tym razem zjeżył się i nawet uniósł,

To hydraulik bywa u niej regularnie? Nie przeczytałem całości, ale może mężczyzna albo sąsiad? Wtedy częsty kontakt jest naturalny. Czy może ten hydraulik jest tutaj z powodu usuwania powtórzeń?

I dalej:

Zazwyczaj miły i uprzejmy, tym razem zjeżył się i nawet uniósł, kiedy wspomniała o dopiero co domkniętej sprawie rozwodowej, niepotrzebnie dodając, że wszyscy faceci to zdradzieckie świnie.

Wiadomo przecież, że nie nawiązywałby do sprawy rozwodowej z przed dwudziestu lat, że jest to coś z niedawnej przeszłości, skoro jeszcze to w niej siedzi. Pomijam domkniętą. Bo domykać zdarzało mi się sprawy, umowy z klientem, ale rozwodowe? Tak mógłby powiedzieć adwokat. I tu znowu odsyłam Cię do rzeczywistości. Czy słyszałeś od kogoś, że domknął swoją sprawę rozwodową?

Ułożyła się wygodnie, pozwalając wodzie otulić całe ciało za wyjątkiem głowy. Na jej usta wypełzł błogi uśmiech, a powieki same opadły, ciągnięte przyjemnym rozluźnieniem.

A to dla tych, co mają problemy z wizualizacją fabuły? :) Żeby nie pomyśleli czasem, że uśmiecha się błogo pod wodą? ;)

Dłonie Sandry wyprysnęły z wody, złapały kurczowo obrzeże wanny. Kobieta otwarła szeroko oczy i uniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej. 

– Co to, cholera, było? – rzuciła w przestrzeń jednym tchem.

Dłonie złapały kurczowo? Czy dłonie Sandry mają własną świadomość? Otwieranie szeroko oczu uważam za mocno wyeksploatowane w prozie.

Sandra wyprysnęła z wody, łapiąc kurczowo obrzeże wanny.

– Co to, cholera, było? – rzuciła w przestrzeń.

“Moje” jest o połowę krótsze. Masz coś w swoim, czego nie mam ja? Coś, co chociaż trochę ma wpływ na inną fabułę?

Nie wiedzieć skąd, na dnie wanny nagle pojawił się pęcherzyk powietrza, który szybko urósł, a następnie powędrował ku górze, wydął usta wodnego odbicia Sandry i kiedy przebił powierzchnię,

I kolejne wytłuszczone niepotrzebne. Pewnie, że nie wiedzieć, bo kto by to wiedział?

Na dnie wanny nagle pojawił się pęcherzyk powietrza(…)

I ostatni akapit pierwszego fragmentu.

– O Boże… To się nie dzieje. To tylko załamanie nerwowe… – przekonywała samą siebie, próbując zracjonalizować ostatnie wydarzenia. Z każdą minutą była coraz mocniej przekonana o jakimś problemie psychicznym, z którym wypadałoby pójść do specjalisty. Perspektywa zaburzeń nie napawała optymizmem, ale i tak była o wiele mniej przerażająca, niż uznanie całego zajścia za prawdziwe.

Tak sobie myślę, jak bym się zachował w takiej sytuacji. Pewnie:

– Ja pier*&*, co to, ku*&*, było?! – krzyknąłem głośno. – Fuuuck!

Ewentualnie, gdybym nie używał wulgaryzmów, powątpiewałbym w swój stan psychiczny, ale w prosty sposób, a nie próbując zracjonalizować sobie (what?!) ostatnie wydarzenia, czy też przekonać się, że wypadałoby pójść do specjalisty, tak jak wypada podziękować cioci za ciasto, którego wcale się nie chciało. Outta, co to za hasła w stresie? Racjonalizacja? Wypadałoby pójść? Perspektywa zaburzeń? Przecież bohaterka wyskoczyła nago z wanny jak z procy. Jak to się ma do chłodnej oceny sytuacji?

Jeśli nie grozisz mi właśnie pięścią zza ekranu, to jeszcze tu wrócę.

Pozdrawiam.

 

@Dawid, Morgoth, Ramshiri

 

Dziękuję Wam bardzo za przeczytanie i podzielenie się opinią na temat opowiadania )

 

@Darcon

 

Nie grożę Ci, nie bój nic. Bo i czemu miałbym Ci grozić, skoro się z Tobą zgadzam? Widzisz, ostatnio jakiś marazm i niemoc mnie dopadły, a to leżało trochę czasu odłogiem, więc zmusiłem się, żeby skończyć i wyszło jak wyszło. Z wszystkich tekstów, które napisałem, z tego jestem najbardziej niezadowolony. Pomysłu, który leży u podstaw będę bronić, ale formy w której go podałem nie zamierzam.

Prawdę powiedziawszy, to nie podoba mi się to opowiadanie, jest przegadane, co mi wyżej pokazałeś. Problemem jest bohaterka, sposób narracji, fabularna obudowa pomysłu i jeszcze kilka rzeczy. Opowiadanie powstało na bazie fragmentu na Wyzwanie, a pomysł na ducha/zjawę/coś, co zostało zamknięte w bojlerze i próbuje się komunikować poprzez wodę, został kiedyś przeze mnie użyty w scenariuszu do erpega. Długo miałem wątpliwości, czy to publikowac, chociaż na becie też swoje leżało i były uwagi, aż w końcu uznałem, że puszczam i niech się dzieje co chce. No i to był błąd.

 

I teraz, czy jest coś w zdaniach u Ciebie, czego nie ma u mnie? Tylko nie mów, że klimat czerwonej zaślepki. :)

U Ciebie nie ma pretensjonalności i nieudolnej próby wystylizowania tekstu w taki sposób, żeby był jakiś klimat. Co zaś do technicznych aspektów związanych z hydrauliką, to muszę Cię poinformować, że takimi rzeczami się często zajmuję – znaczy instalacje różnego rodzaju – i dlatego tu i ówdzie dorzuciłem bezużytecznie fabularnie, ale zgodne z moim stanem wiedzy na ten temat, motywy. Dobrze, że nie poszedłem dalej, w opisywanie z której strony podłączona jest (a przynajmniej powinna być według sztuki) ciepła woda, czym jest perlator i dlaczego wypada go wyczyścić po wymianie bojlera i tak dalej ;)

 

To hydraulik bywa u niej regularnie? Nie przeczytałem całości, ale może mężczyzna albo sąsiad?

A tutaj musze Ci wyjaśnić kolejną rzecz. Ja tego nie robię zawodowo, po prostu się na tym znam, ale kiedy robię u kogoś, to w razie awarii, każdej przeróbki, wymiany czegokolwiek, dany klient znów dzwoni do mnie, żebym ja to zrobił. Dlaczego? Bo znam tę instalację, co tam zamontowałem, gdzie, co z czym się łączy, dlaczego takie rozwiązanie a nie inne (zawsze też robię zdjęcia, których mam pełno na telefonie, w razie usuwania awarii, jeśli taka się pojawi – dobrze wiedzieć, gdzie puszczona jest dana rura, w którym miejscu zastosowano śrubunek/zawór zwrotny/mufę etc.). Przez to właśnie hydraulik staje się w jakimś sensie znajomym mieszkańców, w trakcie robót (które czasem trwają dłuższy czas) gadam z właścicielem, ten często przychodzi i przygląda się robocie, a w trakcie prac rozmawiamy. Stąd pewna familiarność w tym, jak Sandra myśli o panu Cześku.

 

Kończąc ten komentarz, muszę Cię przeprosić za to, że musiałeś się męczyć z czytaniem tego tekstu. Dochodze też do wniosku, że nie ma co na siłę pisać, jeśli nie jestem przekonany co do tego jak to ma wyglądać – z tego powodu ostatnio trzy razy zaczynałem pisać jeden tekst i za każdym razem kasowałem po kilka tysięcy znaków i zaczynałem od początku. Powiem Ci jednak, że jedna z Twoich uwag (ta o pisaniu najprościej jak się da) pokazała mi kierunek, w którym chyba powinienem pójść i może uda mi się zacząć raz jeszcze, ale tak, żebym był z tego zadowolony. No nic, się zobaczy. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarz :)

Known some call is air am

Co zaś do technicznych aspektów związanych z hydrauliką, to muszę Cię poinformować, że takimi rzeczami się często zajmuję – znaczy instalacje różnego rodzaju (…). Przez to właśnie hydraulik staje się w jakimś sensie znajomym mieszkańców, w trakcie robót (które czasem trwają dłuższy czas) gadam z właścicielem, ten często przychodzi i przygląda się robocie, a w trakcie prac rozmawiamy. Stąd pewna familiarność w tym, jak Sandra myśli o panu Cześku.

I zobacz, sam napisałeś clou sprawy z życia wzięte. :) Gdybyś użył tych określeń w rozmowie Sandry z panem Cześkiem, to przestałyby być zbędne, tylko stałby się rekwizytami. Nie byłoby istotne ile tego wymieniłeś, bo posłużyłyby do zbudowania postaci, nadania im charakterów i przede wszystkim pokazania interakcji między nimi. Czytelnik wyczytałby wtedy wszystko między wierszami, kim są, co ich łączy i co myślą o sobie, oraz jak się czują.

Bo tu moja trzecia uwaga, tak kontynuując poprzedni komentarz, a którą popełnia wielu piszących i ja sam, choć staram się o tym pamiętać: czytelnik nie chce czytać stanów emocjonalnych opisanych przez samych bohaterów:

Sandra musiała przyznać, że pan Czesław wykonał dobrą robotę, montując rano nowy bojler w miejsce rozszczelnionego starego zasobnika. Przypomniała sobie, że hydraulik był dziś jakiś nieswój. Zazwyczaj miły i uprzejmy, tym razem zjeżył się i nawet uniósł, kiedy wspomniała o dopiero co domkniętej sprawie rozwodowej, niepotrzebnie dodając, że wszyscy faceci to zdradzieckie świnie. Kontra pana Cześka, ograniczona do słów, że “Skoro wszyscy faceci są świniami, to wszystkie kobiety to dziwki”, zdenerwowała ją i doprowadziła do krótkiego, lecz gwałtownego spięcia. Później trochę żałowała nieopatrznie wypowiedzianych słów, a nawet była gotowa uznać swoją winę, jednak doszła do wniosku, że ostatnie zmiany w jej życiu, oraz fakt, że na wymianę zasobnika musiała czekać cztery długie, brudne dni, były całkiem sensownym usprawiedliwieniem porannego zachowania. Zakończyła rozmyślania wraz z przepłukaniem ust

I tu walnę bez ogródek, bo jesteś twardym gościem, a mocne słowa zapadają na dłużej w pamięci. W dupie mam, nad czym rozmyśla bohaterka, i to jak się czuje we własnych wypowiadanych/przemyślanych słowach. Nie stawiaj czytelnika przed faktem dokonanym, daj mu prawo domyśleć się samemu, jak się czuje bohater. Dam inny przykład:

Przychodzi do roboty Twój kumpel i mówi:

– Wiesz, poczułem się oszukany i zdradzony przez Kasię. Rozmyślałem nad tym całą noc. Jak ona mogła mi to zrobić? Jestem przez nią kłębkiem nerwów, myślałem co zrobiłem źle, ale naprawdę nie mam pojęcia… Ble, ble, ble.

Albo mówi tak:

– Wiesz co, Kaśka powiedziała wczoraj, że idzie do kina z Eweliną. Ale coś mi to nie grało, za ładnie się ubrała. – Robert nerwowo zgasił butem rzuconego papierosa. – Zbyt sexy. Dlatego po godzinie zadzwoniłem do Eweliny i przypaliłem głupa. Wiesz co mi powiedziała? Że nie umawiała się z nią! Podobno miała mieć wieczorną kolację z klientem. Miał jeszcze iść ten fagas, przy którym Kaśka wcześniej już się kręciła!

Ok. Może dialog na szybko wyszedł mi nieporadnie. Ale powiedz sam, czego wolałbyś posłuchać. :) I czy można przypuszczać, że kumpel poczuł się oszukany i zdradzony? ;)

Pozdrawiam serdecznie.

 

Ps. Jeśli nie masz sentymentu do tekstu, to nie będę już nad nim siedział.

 

Cześć Outta!

 

Wicked! Zacne weird fiction. Czyżbyś miał ostatnio jakieś przygody z instalacją hydrauliczną, które skłoniły Cię do popełnienia tego tekstu? Prośba o pomoc prosto z kranu. Brrrr! Kiedyś satrapa zamykał kobiety w żelaznych bykach a teraz jedna siedziała w boilerze. Świat się zmienia.

Początek mocno sugerował pętlę czasową, ale końcówka podążyła w innym kierunku. Również kilkukrotne przekazanie informacji o racjonalności bohaterki celnie myliło trop – naprawdę trudno było przewidzieć, co będzie dalej. Duży plus za to. Punkt widzenia bohaterki dobrze oddany, choć motyw z butelka wina jako maczugą powodował, że zapachniało żartem i atmosfera grozy osłabła. Nie wiem, czy to było zamierzone, ale tak to odebrałem.

Napisane bardzo sprawnie, jeżeli czegoś zabrakło, to większej ilości interakcji. Jakbyś na początku pokazał sytuację z hydraulikiem, z pozornie nieznacząca wymianą zdań, to wydźwięki byłby mocniejszy imho.

Bardzo przyjemny, niepokojący tekst, w sam raz na audiobooka do jazdy w deszczową noc.

 

2P dla Ciebie” Pozdrawiam i Polecam do Biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej!

 

@Darcon

 

Bo tu moja trzecia uwaga, tak kontynuując poprzedni komentarz, a którą popełnia wielu piszących i ja sam, choć staram się o tym pamiętać: czytelnik nie chce czytać stanów emocjonalnych opisanych przez samych bohaterów:

To bardzo przydatna i światła rada, Darconie, której postaram się trzymać w przyszłości.

 

I tu walnę bez ogródek, bo jesteś twardym gościem, a mocne słowa zapadają na dłużej w pamięci. W dupie mam, nad czym rozmyśla bohaterka, i to jak się czuje we własnych wypowiadanych/przemyślanych słowach. Nie stawiaj czytelnika przed faktem dokonanym, daj mu prawo domyśleć się samemu, jak się czuje bohater.

Jasne, zrozumiano, loud and clear :) Raz jeszcze dziękuję za bardzo merytoryczny i przydatny komentarz. Oczywiście nie mam Ci za złe krytyki, ale to tak tylko wspominam, bo pewnie wiesz, ale stawiajmy sprawy jasno – no hard feelings :)

 

Co do przykładu, to oba są prawdopodobne, tylko, że jeden zawiera mocny kontekst i ciekawą historyjkę do zapamiętania, a drugi (w zasadzie pierwszy ;)) to wyznanie kumpla, który chce się wyżalić, komuś wygadać, ale już jest po pierwszym szoku i teraz musi to przeprocesować, więc szuka kogoś, kto go wysłucha – przykład trafiony, bo mam takiego kumpla, z którym kiedyś przegadałem pół nocnej zmiany, po tym jak żona z dnia na dzień, bez żadnych znaków ostrzegawczych wczesniej, wręczyła mu pozew rozwodowy. Tak że, tego… No.

Pozdrawiam serdecznie, Darconie :)

 

@krar

 

Dzięki za pochlebną opinię, krarze, choć sam nie pałam zbytnią sympatią do tego tekstu. Natomiast muszę Ci powiedzieć, że w swej głupocie zapomniałem o czyms takim jak Weird fiction, które przecież pasuje jak ulał do tego opowiadania, a ja się zastanawiałem czemu nie ma taga, który by ten tekst gdzieś umiejscawiał. Chyba za mało weirdu czytałem, żeby skojarzyć pokrewieństwo gatunkowe :)

 

eżeli czegoś zabrakło, to większej ilości interakcji. Jakbyś na początku pokazał sytuację z hydraulikiem, z pozornie nieznacząca wymianą zdań, to wydźwięki byłby mocniejszy imho.

Tak, masz absolutną rację. Wybrałem sobie zły sposób opowiedzenia tej historii, błędnie skupiając się wyłącznie na Sandrze.

 

Dzięki za komentarz i pozdrawiam serdecznie :)

Known some call is air am

OS!

 

Halo, a gdzie justowanie w drugiej części tekstu? :D

Pierdzielona pareidolia

<3 xD

https://www.youtube.com/watch?v=kr_gROZmTtA&ab_channel=InsideOutMusicTV

 

Przekręciła zostawione w stacyjce kluczyki, silnik odpalił płynnie jak zawsze.

O, głupotka, a mi się spodobało. W końcu wszyscy znamy motyw rozwalonego silnika akurat w momencie, kiedy postać w horrorze musi przed czymś uciec. Tutaj brama garażowa też zagrała fajną rolę.

 

No, opko mi się spodobało. ^^

Co prawda odczułem to samo co niektórzy, czyli niektóre elementy mogły być troszkę zbytnio rozwodnione, ale nie ujmuje to opowiadaniu jakoś szczególnie. Pozostawiasz pole do interpretacji, co ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne, ale tutaj przeważają pozytywy. Przyjemnie się czytało. :3

Dzięki!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Witaj.

 

Miejscami miałam skojarzenia z doskonałymi horrorami “Ring” oraz “Fatum/Zła woda”. Świetny tekst, ogromnie przypadł mi do gustu. :) Emocje Sandry pokazałeś tak, że czytelnik od razu automatycznie się z nią utożsamia. :) 

 

Z technicznych:

dostrzegłam dwie literówki:

kubek gorąca wodą,

tylko w wśród czterech ścian

 

Gdy po chwili obłoki przerzedły (wstawiłabym tu maniakalnie przecinek) zajrzała do zrujnowanego pomieszczenia.

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka