- Opowiadanie: Vacter - W fotelu, z nogami na krześle

W fotelu, z nogami na krześle

Przy tym powolnym szorcie, możemy pomyśleć o ludziach, którzy nic nie robią. Nie odbierają już telefonów, nie pracują, ale są ponoć zdrowi. Może żyją lepszym życiem, które jest sztuką w ich wyobraźni. Coś ich pociąga, czego my zagubieni w tramwajach i autobusach nie dostrzegamy.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

BasementKey, Użytkownicy

Oceny

W fotelu, z nogami na krześle

Ułożyłem się w moim specjalnym fotelu jak w futerale. Projekt tego mebla zwyciężył w prestiżowym konkursie "Artist’s Choice – The Furniture of Beauty Master". Gdyby ktoś miał okazję go u mnie zobaczyć, pewnie spłonąłby z zazdrości, nawet nie wiedząc na czym polega ten wspaniały konkurs meblowy zza granicy. Wystarczy wspomnieć, że jury już od samego początku rywalizacji siadało na fotelach z zawiązanymi oczami. Mój egzemplarz stał w pokoju obok szklanego stoliczka, z którego wyrastała metalowa noga, elegancko rozdzielona przy podłodze w zakrzywione metalowe korzenie. Imitacja drzewka z płaską koroną, ze specjalnego katalogu. Najbliżej blatu uważny widz dostrzegłby kształty liści z wygrawerowanymi imionami muz. Obok stały prawdziwe kwiaty, umieszczone w przeróżnych naczyniach, a studyjne lampy z nałożonymi filtrami wręcz wymalowywały ich cienie na ścianie. Nazywałem to miejsce ogrodem botanicznym sztuki. Tak, własny pokój nazwałem w ten sposób. Siadłem jak zwykle na swoim fotelu, lecz nagle skrzypnął. Kręciłem się to w lewo, to w prawo. Bujałem się jak szalony, a ten skrzypiał coraz bardziej! 

 

By ukoić nerwy, wszedłem do wanny w mojej wielkiej łazience i puściłem muzykę. Patrzyłem jak woda rozlewa się na boki, skapując na podłogę. Nie martwiłem się tym, skupiony na popijaniu wytrawnego wina. W nocy chodziłem boso po ogrodzie z zamkniętymi oczami. Dotykałem bez spojrzenia różnych krzaków, zgadując gatunki. Ukłułem się wkładając rękę między róże myśląc o jeżynach. Nad ranem, przejęty widokiem najzwyklejszej rosy, położyłem się na trawie i zobaczyłem co ciekawego robi ślimak. Gryzł zabawnie liście, zostawiając kształty niemal ludzkich zębów na małych koniczynkach. Nie wiem czy ten ślimak wyczuwał moją obecność. Wiem, że raczej nie czuł żalu do natury z powodu konsumowania trzech, a nie czterech listków. Dotknąłem jego czułków, a ten niewdzięcznie schował się w muszli. Nie reagował na wierszyki o wystawieniu rogów. Miał mnie gdzieś! Ten świat mnie chyba nienawidzi, to skandal… Nie mogłem dłużej tak żyć.

 

Wyszedłem więc z domu po długim czasie, żeby przekonać się, czy jeszcze potrafię funkcjonować wśród innych ludzi. Zacząłem od zwyczajnego zadania. Kiedy już słońce znikało na horyzoncie, wybrałem się do sklepu. Z zaciągniętym kapturem, mogłem przypominać cień, a na cienie patrzą tylko ci, którzy w nich dostrzegają zjawiska nierealne. Na miejscu nie wiedziałem co kupić, więc chodziłem bez celu patrząc na różne produkty. Nie potrzebowałem niczego, bo wszystko miałem przyniesione pod nos. Towary na półkach sklepowych wydawały się nudne i niewarte zainteresowania. Żeby sobie lepiej poradzić, patrzyłem na zawartość cudzych koszyków. Widziałem ludzi prostych i pogarbionych, stojących przy półkach. Pewien mężczyzna odsuwał i zbliżał do oczu pudełko z pizzą. Obok kobieta dotykała pomidorów, które podnosiła pod światło, a potem odkładała na miejsce. Ktoś przeklinał pod półką z napojami. Nikt z nikim nie rozmawiał. Przy kasie patrzyłem w oczy sprzedawczyni, jakbym szukał w niej zrozumienia. Jednak uśmiech znikał, kiedy w ręce trzymałem już resztę. Wyszedłem z reklamówką, w której był serek, wafelek, krzyżówki i butelka soku. Nie była to najlepsza randka z realiami świata.

 

Gdy wróciłem do domu, zbliżał się wieczór. Patrzyłem jak zwykle w niebo. Gwiazdy zmieniały swoje pozycje i najczęściej wiedziałem, jaki mam czas na zegarku, patrząc tylko na układy gwiazd. Lecz od kilku dni zacząłem zauważać coś dziwnego. Pojawiały się nowe punkty na niebie i choć przesuwały się zgodnie z ruchem innych gwiazd, to było ich coraz więcej. Jednej nocy zdarzyło się coś spektakularnego. Wyszedłem po drugiej na balkon, a na niebie świeciło się chyba milion punktów, a może wiele milionów. Obniżały się coraz bardziej, kształty stawały się wyraźniejsze. Pobiegłem po lornetkę, ale ręce trzęsły mi się z wrażenia. Założyłem łokcie na balustradzie i ze względnym spokojem rąk, dostrzegłem te miliony gwiazd. To były latające obiekty. Niezidentyfikowane obiekty, o których wszyscy mówili przez lata. Leciały ku mnie! Usłyszałem po chwili stuknięcie bramki wejściowej na podwórze. Pobiegłem tam. Przy wejściu stały dwie ciemne postacie. Jedna, widząc że podchodzę, powiedziała:

– Przepraszamy, że tak wtargnęliśmy do pana, ale było otwarte.

Zatrzymałem się trochę jak sarna na przejeździe kolejowym, ale dlaczego takie spotkanie miało być dla mnie dziwne? Przecież wszystko co widziałem na co dzień, było pozbawione sensu, nareszcie wydarzyło się coś, co sens ma. Już spokojniej odpowiedziałem:

– Nie ma problemu, zapraszam. Co was sprowadza?

– Chcieliśmy obejrzeć ciebie dokładniej. – Obcy wyciągnął rękę w moją stronę. Na czole poczułem jakąś dziwną śliskość.

– Co to znaczy? – zapytałem.

Nie zdążyłem zbyt dużo powiedzieć. Nastała nieokreślona pustka, wydawało mi się, że minęły lata. Istniałem w beztroskim stanie czuwania, bez lęku czy bólu.

 

***

 

Ranek powitałem w niewygodnym łóżku. Rozejrzałem się dookoła, po lewej stronie zauważyłem tylko pustą ścianę. Pokój, w którym się znalazłem był bardzo ciasny. Na pewno nie miał fotela, kwiatów ani szklanego stolika. Podszedłem do okna, żeby sprawdzić czy jestem u siebie. Zdarzało się w przeszłości, że zbudzony ze snu, nadal w nim trochę istniałem. Tym razem nie śniłem, z okna docierało światło dość silne i naturalne, inne niż w moich najżywszych marzeniach. Na zewnątrz dostrzegłem niezbyt zadbaną, popękaną ulicę. Obok pomalowaną na zielono ławkę i wielki szary mur. Dokoła piętrzyły się porozrzucane butelki i puszki, zapchane śmietniki nie dawały nadziei na zmianę.

 

Usłyszałem krótki pisk i szurnięcie. Drzwi za mną otworzył niezwykle wysoki mężczyzna. Sięgał samego sufitu, lekko się garbił, ale w końcu stał wyprostowany. Coraz lepiej pasował do pomieszczenia. Wyglądało to jak rodzaj adaptacji, ale nie tak wyraźnej by wzbudziła strach czy zdziwienie. Po prostu on nagle pasował do miejsca, w którym się znajdował. Zanim zdążyłem o coś zapytać, podniósł rękę uspokajająco i wyjaśnił:

– Nie martw się, spędzimy razem trochę czasu. Chcemy cię bliżej poznać.

– Ale co z moim domem, z moją sztuką? – zapytałem poruszony, ale mężczyzna zaśmiał się charcząc dziwacznie, ignorując mój stan.

– My już wiemy, że ty umiesz czuć się artystą. Masz pewne umiejętności, które na waszej planecie niemal zanikły. Teraz chcemy, żebyś się nauczył coś tworzyć. Nie wystarczy nam twój blask, ani twarz, szczególnie jak godzinami oglądasz ją w lustrze. Spędzimy tutaj dziesięć lat i wtedy wrócisz do swojej wygody – powiedział, próbując domknąć jedną z szafek pod ścianą. Opór był jednak zbyt mocny i mężczyzna zrezygnował. Drzwiczki zwisały chwiejąc się lekko do tyłu i do przodu odkrywając zwiniętą bieliznę.

 

Na ścianie przy drzwiach, na gwoździu wisiał pas od spodni, a za oknem ktoś wrzeszczał "Zostaw mój chleb! Zostaw ten chleb, oddawaj, bo ci wyrwę oczy!". Spojrzałem na moje ręce, dziecięce, gładsze niż miałem do tej pory. Mężczyzna spojrzał na mnie ze zrozumieniem:

– Sztuka jest sztuką, nam wyszło w najlepszym superkomputerze, że właśnie tak powstawała na waszej planecie i tylko w takich warunkach najlepsza. W tobie widzimy potencjał, ale stałeś się nudnym obiektem. Ostatni uśmiech z mojej strony i zaraz zapominamy skąd tutaj przyszliśmy na te dziesięć lat… a może dwadzieścia? Zobaczymy jak ci pójdzie. Powodzenia!

Drzwi zamknęły się i zostałem sam. Na biurku leżały książki, a pod nim, na samej podłodze stał plecak. Czułem, że powoli tracę pamięć dawnego, a może przyszłego życia. Usiadłem przy biurku na drewnianym krześle, które chwiało się na boki, oparcie skrzypnęło donośnie. Zza drzwi czuć było zapach gotowanej kapusty.

Koniec

Komentarze

Hej!

Osobliwy tekst, nie do końca wiem, o co w nim chodzi. Jeśli chciałeś oddać nudę i monotonię głównego bohatera, to Ci się to udało, obawiam się, że z początku mogłeś jednak trochę zanudzić też czytelnika. Myślałem wręcz, że w tym opowiadaniu w ogóle nie ma konfliktu, ale jakiś tam się pojawia, choć również osobliwy. Ogólnie mam wrażenie, że to tego rodzaju tekst, który przychodzi do pisarza we śnie i jeśli oddać go jeden do jednego, pozostawia osobliwe wrażenie. Główny bohater sam porusza się i mówi jakby śnił albo był czymś odurzony. Również obcy przybysze nie wydają się zbyt mocno stąpać po ziemi. W efekcie trudno jest zrozumieć ich cele, nie wiemy czy to rzeczywiście przybysze z kosmosu, a może to wszystko jest symulacją? Pewnie o taki efekt właśnie Ci chodziło. Może mogłeś coś więcej wyjaśnić, a może nie. Może to źle. A może dobrze.

Znalazłem trochę błędów:

W nocy chodziłem na boso po ogrodzie z zamkniętymi oczami, szukając owoców przez dotykanie krzewów.

O ile wiem, mówi się po prostu “boso”, albo “na bosaka”. Na boso brzmi dla mnie niepoprawnie, ale mogę się mylić.

W Tobie widzimy potencjał, ale stałeś się nudnym obiektem.

Proza to nie list, w prozie piszemy zaimki z małej litery.

 

Ogólnie rzecz biorąc czytało mi się przyjemnie, Twoje zdania są zgrabne i ładne, oko się na nich nie potyka. 

Pozdrawiam!

‘Gród botaniczny sztuki’ – miła nazwa. 

Proporcje – dodbrze napisany wstęp wprowadzający nas w świat otaczający bohatera jednak w krótkim szorcie, być może trochę przydługi…?

Wanna, muzyka, banał, owoce, ukłucie, co robi ślimak – ciekawe co dalej.

-Nie mogłem dłużej tak żyć – jest konflikt O.K.

Out z domu – bycie w społeczeństwie.

Sklep + oczy sprzedawczyni + reklamówka.

Gwiazdy + dwa kaptury = było otwarte. “Ciebie dokładniej…”.

Ranek + niewygodne łóżko + niezbyt zadbana=popękana ulica.

‘zapchane śmietniki nie dawały nadziei na zmianę’ – czego w co? siebie? śietników? zapchania w odepchanie?

Pisk + szurnięcie=mężczyzna-pod-suit=ty artysta + lustro =twoja wygoda.

‘A moja sztuka? – charczenie raczej dziwaczne’.

Wysoki jak sufit, a z szafką jakoś nie tak.

Pas + gwóźdź + wyrwę ci oczy + coraz gładsze rączki

Sztuka + nudny potencjał + spadamy.

I znowu kapusta.

 

Witaj Vacter. Pewien autor miał b. specyficzny stan. Śnił mu się sen z przybytkami do ułożenia ‘tak czy inaczej’ własnego życia. O.K. Wszedł do graciarni z zabytkami momentów ludzkiego życia i pozdejmowal z haków 38 różności by powkładać je do szorta. Och tak – udało mu się powstawiać owe cuda – to tu, to tam i jeszcze, o tutaj.

To moje skromne zdanie komentatora:

Jeśli sądzisz, że dosyć dobrze wyrobiony “tutejszy czytelnik” zachwyci się tą zero-mozaiką nie mając na końcu choć grama summy, zachwytu czy groza-rozwiązania, żeby na moment zastanowić się “jak dalej ewentualniue kroczyć przez życie”, to jesteś niestety w więcej niż błędzie. 

Poczytaj sobie w necie o co powinnien zadbać pisarz, żeby zaciekawić, podpowiedzieć, wyłożyć, udokumentować, zaśpiewać pięknie lub charkliwie (u ciebie) do czytającego – a przez to podarować mu odrobinę sensu lub chociażby deko czegoś prawdziwego, bo twojego!! Wtedy poczujesz, że pisanie ma głębszy niż “to ja, to tu, a może gdzieś…” SENS.

LabinnaH 

 

 

 

 

 

Maldi: Dziękuję za komentarz. Jest dokładnie tak jak napisałeś, założenia miały w sobie to wszystko. Choć może niekoniecznie symulacja (w sensie technicznym). Stąd miałem wątpliwości, czy tekst umieścić. Zdecydowałem jednak, że to zrobię, ale spróbuję napisać tekst tak, by przynajmniej nie zaszkodził czytającemu (nie zgrzytał w oczach). Tekst był pisany raczej dosłownie, jednak kondycja bohatera nie daje gwarancji realności przebiegu wydarzeń. On sam się zachowuje jakby nie był pewien tego, co istnieje, a co nie.

Błędy poprawione. Wielkie T pewnie wynika z faktu, że częściej pisuję teksty, w których taka forma ma sens. Przyzwyczajenie niestety ;)

LabinnaH: Przeraża mnie jak dobrze ten tekst jest oceniany. W sensie dostaje to na co zasługuje (czy pozytywnie, czy negatywnie to kwestia gustu, widzę, że rozłożyłeś tekst na czynniki pierwsze dość wnikliwie). Mam tylko wątpliwości, czy uzasadnionym jest stwierdzenie, że powinny być publikowane tutaj tylko mocne hity. Gdybyśmy tak robili, najpiękniejsze diamenty miałyby problem w lśnieniu swoim pięknem. Czasem można poczytać coś mniej wspaniałego, chyba, że dany tekst stanowczo przeczy naszym oczekiwaniom czy doświadczeniu. Wtedy wręcz nie warto ;).

 

Dziękuję wam za komentarze. Przejrzeliście ten tekst jak X-RAY z umiejętnością samodzielnego opisu. To bardzo dobre komentarze.

Dołączę Wasze uwagi do mojego dzienniczka pracy nad lepszym życiem czytelnika.

Cześć, Vacterze :) To nasza pierwsza styczność na portalu, toteż ślę boskie pozdrowienia.

Niestety, nie udało mi się zrozumieć, o czym chciałeś nam opowiedzieć. Zrozumiałem tyle, że jest sobie bohater, który w sumie niczym szczególnym w życiu się nie zajmuje, jest mocno antyspołeczny i zaszył się w domu jak w fortecy, otoczył się przedmiotami, które uważa za ładne i tak sobie w tej monotonii żyje, aż przylatują po niego kosmici. I ci oto kosmici uważają, że bohater posiada jakiś fenomenalny dar (co nim jest? umiejętność powolnego cieszenia się chwilą i prostymi rzeczami? wrażliwość?), ale co chcą z nim zrobić, tego już nie udało mi się dociec. Ogólnie mam wrażenie chaosu, zupełnie tak, jakby coś Ci się przyśniło i ten nieuporządkowany pomysł postanowiłeś zaprezentować w formie opowiadania. Akcja jest, tego nie mogę Ci odmówić, bo kosmici jednak przylatują i coś tam się wydarzyło, ale ku czemu to wszystko zmierza… nie wiem. 

Nie łapankowałem, ale chciałem zwrócić Twoją uwagę na kilka rzeczy.

 

Gdyby ktoś miał okazję go u mnie zobaczyć, pewnie spłonąłby z zazdrości, nawet nie wiedząc na czym polega ten wspaniały konkurs meblowy zza granicy. Wystarczy wspomnieć, że jury już od samego początku rywalizacji siadało na fotelach z zawiązanymi oczami. Mój egzemplarz stał w pokoju obok szklanego stoliczka, z którego wyrastała metalowa noga, elegancko rozdzielona przy ziemi w zakrzywione metalowe korzenie. Imitacja drzewka z płaską koroną, ze specjalnego katalogu. Najbliżej blatu uważny widz dostrzegłby kształty liści z wygrawerowanymi imionami muz. Obok stały prawdziwe kwiaty, umieszczone w przeróżnych naczyniach, a studyjne lampy z nałożonymi filtrami wręcz wymalowywały ich cienie na ścianie. Nazywałem to miejsce ogrodem botanicznym sztuki. Tak, własny pokój nazwałem w ten sposób. Oglądałem wiszące na ścianach obrazy, wśród różnorakich fikusów i paproci.

Początek opowiadania jest szalenie ważny: jest to moment, którym powinieneś przyciągnąć czytelnika, złapać jego uwagę i zachęcić, żeby nie przestawał czytać aż do końca, a Ty sprezentowałeś nam coś takiego, czyli rozwlekły opis fotela i otoczenia bohatera :P Panie, toż to można zasnąć! Z trudem oparłem się pokusie, żeby tego po prostu nie przeskoczyć wzrokiem i nie zacząć czytać dalej.

Czasami zdarza Ci się pisać bardzo dziwne zdania-potworki, albo stosować bardzo pokraczny szyk. Przykłady poniżej, razem z moimi sugestiami, jak można to przepisać:

 

Przy tym piłem wino smucąc się banałem sytuacji. W nocy chodziłem boso po ogrodzie z zamkniętymi oczami, szukając owoców przez dotykanie krzewów.

Smucąc się banałem sytuacji oraz szukając owoców przez dotykanie krzewów – to wyrażenia, które brzmią bardzo koślawo i nieumiejętnie. Sądzę, że nie przeczytałeś tekstu po jakimś czasie od napisania, zanim go wysłałeś – gdybyś to zrobił, sam byś pewnie dostrzegł, że nie brzmi to najlepiej. A co, gdyby trochę pokombinować: Piłem wino. Zasmucała mnie głęboko banalność całej sytuacji. W nocy chodziłem boso po ogrodzie, z zamkniętymi oczami. Po omacku dotykałem krzewów. Szukałem owoców.

 

żeby przećwiczyć swoje bycie w społeczeństwie.

Co? Nikt tak nie mówi :P Może żeby poddać próbie swoje społeczne umiejętności/żeby sprawdzić, czy umiem jeszcze funkcjonować pośród innych ludzi?

 

Przedmioty na półkach sklepowych wydawały się niewarte wyciągnięcia choćby palca w ich stronę.

Skoro w sklepie, to chyba bardziej niż przedmioty pasowałoby towary/artykuły, a dalsza część zdania koślawa. Towary w sklepie nie zachęcały, by spróbować ich dotknąć. Albo coś w ten deseń :P

 

To tylko moja skromna, osobista opinia. Próbuj, chłopaku, powodzenia z przyszłymi tekstami ;)

 

Witaj ponownie.

Po przeczytaniu twojej odpowiedzi przekonałeś mnie. Rzeczywiście! – “nie powinny być publikowane tutaj tylko mocne hity. Gdybyśmy tak robili, najpiękniejsze diamenty miałyby problem w lśnieniu swoim pięknem“. Brawo. Masz rację, Vacter.

Pozdrawiam,

LabinnaH

p.s. Zgadzam się co do pierwszej części komentarza AmonRa ‘Początek opowiadania jest szalenie ważny’ – bardzo sensownie i przejrzyście w komentarzu to wyłożył. W innych sprawach sam wiesz – tylko żmuuudna robota nas wszystkich czeka…

AmonRa: Przeczytałem Twoje uwagi i właściwie zastosowałem się do wszystkich. Zmieniłem nieco początek i poprawiłem wskazane niezgrabności. Dziękuję za pomoc i poświęcony czas ;).

 

Czy się spotkaliśmy wcześniej? Nie wiem, ale z jakichś względów skojarzyłem jakiś czas temu Ciebie z Sun Ra, którego poznałem przez polski tribute:

https://youtu.be/6RUp6O8GgBQ?list=PLtsXJAkNmW6a4xl3bzcZ-YuG8RuwkXSNj

 

 

LabinnaH: Być może niejedno lśnienie doczeka się ekranizacji, któż wie. A robota? Zawsze bieg trwa dłużej niż picie szampana na mecie (chyba, że jest to bieg do sklepu).

Thanks – wielbię duże poczucie humoru.

Pozdrawiam przyjaźnie

LabinnaH

LabinnaH: Mogę dodać, że kolejne opowiadanie, które tu umieszczę, będzie zupełnie inne. Każdy komentarz sprawia, że zwiększa się szansa na coś lepszego.

Hej,

 

przeczytałem i spodobało mi się. Nie wiem na ile pomogły wskazówki i poprawki, ale tekst wydaje mi się zrozumiały i spójny. Kojarzy mi się wymowa Twojego tekstu z piosenką The White Stripes, czasem trzeba wrócić do małego pokoju, żeby odnaleźć “to coś”.

Ciekawe w historii jest to, że obcy zdają się również wspiera sztukę, co wzbudza we mnie nieśmiałą nadzieję, że może któregoś pięknego dnia mnie także ktoś wesprze w podobny sposób i wszystkie moje wspaniałe pomysły wreszcie uda się zrealizować :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

 

Che mi sento di morir

Hej,

 

BasementKey, dzięki za przeczytanie oraz za pozytywną opinię. Poprawki nie były co prawda gruntowne, ale moim zdaniem dodały nieco konturów wewnątrz tekstu (lub wyostrzenia), ułatwiając odbiór. Przesłuchałem podany przez Ciebie utwór (swoją drogą, ten album na Tidalu ma animowaną okładkę) i nie dziwię się temu skojarzeniu. Progres pokojów bywa czasem pomieszany ;)

 

Czy obcy wierzą w sztukę? Możemy czekać, wypatrywać. Tu też podlinkuję piosenkę: The Alan Parsons Project: Some Other Time.

 

Vacterze!

 

Gdy wróciłem do domu, zbliżał się wieczór. Patrzyłem jak zwykle w niebo. Gwiazdy zmieniały swoje pozycje i zwykle wiedziałem,

Powtórzonko się wkradło :3

 

Ja tekst zrozumiałem tak, że przez dorosłość do człowieka wkrada się próżność i pewna pustka. Żeby osiągnąć najlepiej rozwiniętą wyobraźnię, dzięki której powstaje sztuka, to trzeba by było na nowo stać się dzieckiem. Nie wiem na ile trafiłem, ale tak mi wyszło. ^^

Sam tekst z początku się nieco wlecze, potem dopiero przyspiesza, co niektórych mogłoby odrzucić. Później tempo jest już okej. :3

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Witaj BarbarianCataphract.

 

Dzięki, że wpadłeś tutaj. Zawsze obawiałem się dorosłości, ale to dlatego, że w naszych realiach trudno było dorosłym lata temu robić coś, co by ich faktycznie interesowało. Nadal wielu tzw. dorosłych to tak naprawdę dzieci, które nie zadają już pytań. Czasem z wyboru, a czasem po prostu tak mają. Chociaż nie czuję się najlepszą osobą do bycia reprezentantem klasycznej dorosłości. Kilku trudów jeszcze nie poznałem :)

 

[Wtrącę po drodze: Poprawka wprowadzona.]

 

W opowiadaniu bohater jest trochę wyizolowany, a według badań obcych, na ziemi sztuka zaczyna się w innym miejscu niż niemal willa z basenem. Chociaż wydaje mi się, że to raczej kwestia najnowszych wieków (od końca XIX do dziś), ale to temat na szerszą dyskusję.

Na przykład pod tytułem: Czy sztuka to grzyb czy palma?

 

Ale wracając do sedna. Twoja interpretacja jest w porządku, co prawda nie bierze pod uwagę wszystkich czynników, ale jest blisko sedna. Bohater zaczyna od początku (życie, które prowadzi nudzi nawet czytelnika), w momencie kiedy wszystkiego będzie się uczyć od podstaw, ale też w realiach, w których człowiek jest bliżej prawdy niż na salonach. Być może nie czeka go sielanka, ale widocznie jego przyjaciele (ale czy na pewno?) z kosmosu uznali to za dobrą metodę. Czy możemy dyskutować z kosmicznym superkomputerem? ;)

Pewnie możemy, nie zawsze maszyny dobrze nam służą.

 

 

 

Przykro mi, Vacterze, ale nie zrozumiałam szorta, nie umiem się domyślić, co miałeś nadzieję opowiedzieć. :(

 

sto­licz­ka, z któ­re­go wy­ra­sta­ła me­ta­lo­wa noga, ele­ganc­ko roz­dzie­lo­na przy ziemi w za­krzy­wio­ne… → Czy tu aby nie miało być: …sto­licz­ka, z któ­re­go wy­ra­sta­ła me­ta­lo­wa noga, ele­ganc­ko roz­dzie­lo­na przy podłodze w za­krzy­wio­ne

 

Do­tkną­łem mu czuł­ki… → Do­tkną­łem jego czułków

Czułek jest rodzaju męskiego. Tu znajdziesz odmianę tego rzeczownika.

 

– Chcie­li­śmy obej­rzeć cie­bie do­kład­niej – obcy wy­cią­gnął rękę w moją stro­nę.– Chcie­li­śmy obej­rzeć cie­bie do­kład­niej.Obcy wy­cią­gnął rękę w moją stro­nę.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Na po­dwó­rzu do­strze­głem nie­zbyt za­dba­ną, po­pę­ka­ną ulicę. → Ulica na podwórzu? Czy aby na pewno?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj ponownie Reg.

 

W opowiadaniu zasada jest taka, że po zakończeniu możesz wybrać dowolny utwór Hłaski czy Stasiuka i założyć, że gdzieś tam między trzeźwymi a nietrzeźwymi, przemieszczają się właśnie Obcy. Odważni mogą szukać wypełnienia we własnej okolicy (w zależności od wieku, w przyszłości, teraźniejszości lub przeszłości). Znajdą się tacy, którzy nie znajdą miejsca tutaj. Wtedy pozostaje im rola Obcych :). Liczę na waszą przychylność Państwo Obcy wszelacy!

 

Przejdę do uwag. Zostały one przeze mnie przeczytane i zastosowane. Już nie czekam na zbiór, tylko działam od razu. Zaciekawiły mnie najbardziej Twoje dwie uwagi:

 

stoliczka, z którego wyrastała metalowa noga, elegancko rozdzielona przy ziemi w zakrzywione… → Czy tu aby nie miało być: …stoliczka, z którego wyrastała metalowa noga, elegancko rozdzielona przy podłodze w zakrzywione

Na podwórzu dostrzegłem niezbyt zadbaną, popękaną ulicę. → Ulica na podwórzu? Czy aby na pewno?

Zmieniłem te zapisy, ale zastanowiłem się, z czego wynika owa ziemia i dwór.

 

Ziemia

Zdałem sobie sprawę, że w moim doświadczeniu rzadko mówiło się o podłodze, a raczej o ziemi. Nawet wewnątrz pomieszczenia. Choć raczej zdarzało mi się funkcjonować zarówno w świecie podłóg, jak i ziem, to jednak owa ziemia we mnie utkwiła. Podłoga, która nie jest do końca podłogą i niedaleko leży od zwykłego klepiska. Jest to potoczne najpewniej i możliwe, że w tekście pojawiło się na zasadzie przyzwyczajenia.

 

Dwór

To akurat dość banalna rzecz. Znany jest “pojedynek” między dworem a polem. Ja akurat jestem z grupy dworskiej. Zawsze wyglądałem z okna na dwór i też tam wychodziłem. Kiedy dzwoniłem po kolegę (lub rzadziej koleżankę), pytałem “Czy Andrzej wyjdzie na dwór?”. Poprawiłem, ponieważ nie było do końca moim celem ujęcie tego tematu w tekście. Tym bardziej, ze zastosowałem formę “podwórze”, wskazują tym samym raczej na tereny wiejskie, przydomowe niż na potoczne ujęcie ulicy terenów podmiejskich.

 

Dziękuję za komentarz i działam dalej.

 

 

W opo­wia­da­niu za­sa­da jest taka, że po za­koń­cze­niu mo­żesz wy­brać do­wol­ny utwór Hła­ski czy Sta­siu­ka i za­ło­żyć, że gdzieś tam mię­dzy trzeź­wy­mi a nie­trzeź­wy­mi, prze­miesz­cza­ją się wła­śnie Obcy.

Vacterze, wolałabym móc zrozumieć przeczytane opowiadanie, nie posiłkując się lekturami innych autorów.

 

Zie­mia

Jeśli jestem w budynku, zazwyczaj stąpam po podłodze. :)

 

Dwór

I ja od najmłodszych lat wychodziłam na dwór, aby bawić się na podwórku. Na moim podwórku, rozległym i ogrodzonym, nie było ulicy. By wyjść na ulicę, trzeba było otworzyć furtkę i opuścić podwórko. :)

Za SJP PWN: podwórze, podwórko «plac przy domu, ogrodzony lub otoczony zabudowaniami»  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Vacterze, wolałabym móc zrozumieć przeczytane opowiadanie, nie posiłkując się lekturami innych autorów.

Wiem o co Ci chodzi Reg, ale gdyby wyrwać to stwierdzenie z kontekstu, mielibyśmy do czynienia z dość kontrowersyjna tezą :). Nie da się nigdy niczego przeczytać w oderwaniu od tego co już istnieje. Chyba, że ktoś posiada taką moc izolacji, świadomą lub nieświadomą.

 

Natomiast o ziemi i dworze mówię z perspektywy osobistych doświadczeń i praktyki. Nie zauważyłem, by po dworach i ziemi chodzili ludzie ze słownikami w ręce, by zobaczyć czy ich język jest zgodny z zasadami uniwersyteckimi.

 

No, może akurat na ziemi stał zamknięty regał ze słownikami, ale właściciel nie zdążył mi ich podać osobiście.

Vacterze, pozostanę z nadzieją, że Twoja przyszła twórczość dostarczy mi więcej satysfakcji. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, nadchodzące teksty mają już swój kształt. Pozostaje czekać ;)

 

Trzeba jeszcze “tylko” dokończyć i pracować, pracować, pracować

Vacterze, życzę powodzenia w pracy twórczej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Vacter. Czuję pewne nawiązania do Vonneguta i Orwella, ale nie jestem pewny czy to nie nadinterpretacja z mojej strony. 

Tekst jest naprawdę ok pod względem pomysłu, ale realizacja miejscami kuleje. Czasem raczysz czytelnika nieco dziwacznymi konstruktami językowymi, chociaż tutaj – przyganiał kocioł garnkowi, też mam ten problem ;)

Strasznie mnie urzekł klimat w części z artystą “sytym”. To wejście w detal było obłędne, przypominały nieco stan fascynacji zwyczajnym światem w “odmiennych stanach świadomości”… Może jednak nie ciągnijmy tego tematu… ;D

Szkoda za to, że “syty” jest na bakier z kontaktami społecznymi i zwykłymi ludźmi. Myślisz, że tak to działa? Osobiście nie miałem jak sprawdzić, nigdy nie byłem obrzydliwie bogatym sybarytą-snobem, osiadłym na laurach. Może, może.

Artysta “głodny” ma klimat surowy, ale na dobrą sprawę zapewne powinno tak być.

To nawiązanie do roku 1984 na końcu – ktoś go obserwuje? System? 

I czy to opowiadanie można traktować jako czasową pętlę? Albo – co ciekawsze – czytać od tyłu do przodu?

Ode mnie nominacja do bb. 

Dziękuję za głos Silver oraz za ciekawą analizę.

 

Pierwsze pytanie: Odnosząc się do znaków zapytania. 1984 rok czytałem dwa razy, zarówno w oryginale jak i w tłumaczeniu. Moje pierwsze czytanie było dość intensywne (15 lat temu) i skupiałem się tam raczej na wątku miłosnym (taki wiek nastoletni) i szarości obserwowalnego przez system życia (taki wiek, w końcu XXI). Odnosiłem te wrażenia dość mocno do ceglanego budynku szkoły, przypominającego okres początków industrializacji (tak też widziałem budynki w książce). Zakładam więc, że estetyka roku mogła tutaj zaistnieć, ale osiedla same w sobie tak wyglądają, nawet znam przykłady nowoczesnych osiedli, które wyglądają jak kompleks fabryczny (stylizacja).

Obserwacja poczynań bohatera jest pewna, w końcu skoro został skierowany na trening (nowe życiem cofnięcie do początków, retrospekcja?), to będzie obserwowany. Na mnie zawsze wrażenie robiło zakończenie 1984. Nie będę szczegółów opisywał, natomiast ten mechanizm chyba jest jasny. Jednak w przypadku tego opowiadania nie jest to bezpośrednia inspiracja, a raczej jedna z wielu związany ze znaną symboliką (dostępną nawet z poziomu egipskich klimatów – tak w nawiązaniu do konkursu o mumiach). Bez wnikania w szczegóły, nazwijmy to czymś w okolicach etapu przejścia.

 

Drugie pytanie: Pętla, tył do przodu. Tak, uważam, że jak najbardziej można. W założeniu pospolitym, bohater w pewien sposób dostaje możliwość przejścia przez życie w odmienny sposób. Jednak by było to możliwe, jego pamięć musi ulec zamazaniu. Nie jest możliwe, by dobrze przejść przez wydarzenia, mając świadomość celu drogi. Takie rzeczy ułatwia religia, filozofia etc. Nadają pewnego sensu nieświadomości przeżywania, dodają lekko tej świadomości. Nie dają natomiast pewności. Pewność zaburzyłaby proces adaptacji, którego oczekują obcy w opowiadaniu. Natomiast technikalia czasu są nieznane. Bohater znajduje się w pewnej sytuacji, ale czy nastąpiło przeniesienie w czasie, czy może umieszczenie w alternatywnej rzeczywistości? Czy może mamy symulację trwającą kilka sekund, przez dotyk kosmity? Nie wiemy. Tak jak nie wiemy, czy jedząc rano jajecznicę jesteśmy tym czym jesteśmy, czy może mózgiem w słoiku. Niedawno pojawiły się artykuły, z których rzekomo wynika, że nasza rzeczywistość nie jest lokalnie prawdziwa. Czyli jesteśmy efektem pracy, która nie dzieje się w potocznym tu i teraz. Wydaje mi się to sensowne. Jedyny dowód na nasze istnienie to próg bólu według mnie (moment, w którym największy filozof jęknie), ale nie wyznacza on technicznej realizacji zjawiska.

istnieje też możliwość, że bohater nigdy nie przeżył opisanej przyszłości i ona była liną alternatywną. Obcy łączą te dwie rzeczywistości (trochę jak pewien bohater Trzech Stygmatów…). Jeżeli to wszystko kontrolują, to pytanie jak mocno. Pytanie, czy są na pewno dobrzy.

 

Szkoda za to, że “syty” jest na bakier z kontaktami społecznymi i zwykłymi ludźmi. Myślisz, że tak to działa?

Być może nie jest tak, że ów syty z nikim się nie widuje. Natomiast jak najbardziej może zniknąć z pola widzenia na wiele miesięcy i żyć własnym życiem, ograniczając kontakt do minimum. W Polsce staje się to dla niektórych możliwe już od jakichś piętnastu lat (pewnie zawsze było możliwe, ale teraz nieco szerzej). Piszę o Polsce akurat. Po zrezygnowaniu z PRL i przejściu dzikiego zachodu lat 90, mamy już moment, w którym na dokonaniach dość zwykłych ludzi wypuszczonych przez “system”, żyją sobie spokojnie (czasem na oko bezproduktywnie) ludzie innego “systemu”.

Hmmmm. Jak dla mnie to rozwinięcie hasła “najbardziej płodny jest poeta głodny” z dość chaotycznym początkiem.

Nie jestem pewna, czy część w sklepie wnosi wystarczająco wiele do historii.

Babska logika rządzi!

Jednak uśmiech znikałPRZECINEK kiedy w ręce trzymałem już resztę. ← znikł?

Założyłem łokcie na balustradzie i ze względnym spokojem rąk, zauważyłem te miliony gwiazd. ← zauważył już wcześniej, może: …obserwowałem…

Przy wejściu stały dwie ciemne postaci. ← z liczebnikiem postacie

Przecież wszystko co widziałem na co dzieńPRZECINEK było pozbawione sensu,

 

Jeszcze w kilku miejscach brakuje przecinków. To drobiazgi. Przeczytałem, ale całość nie dla mnie. Wolę Twoje inne teksty. Pozdrawiam.

 

Dzień dobry. Widzę, że doszło do kolejnego bliskiego spotkania nieznanego stopnia!

 

Finklo, oczywiście można tak to rozumieć. Wiele tekstów można podsumować dość krótko. Natomiast nie jestem w stanie w pełni odczytać, czy jest to zarzut, neutralny komentarz, czy sprytna uwaga. Natomiast skłaniam się ku interpretacji, że tekst jest dość “średni” ponieważ rozwija znaną wszystkim powszechnie myśl, która stała się wyłącznie frazesem, a nawet pustym wyrażeniem. Jednak nie wiem do końca, czy to masz na myśli. Ale prawdą jest, że miałem z tyłu głowy to powiedzenie i się z nim częściowo zgadzam.

 

Miejsce akcji: sklep to dość leniwa forma przedstawienia życia bohatera, ale też dość realistyczna. Co nie oznacza, że dla kogoś będzie czymś atrakcyjnym odczytywanie fragmentów życia człowieka, który nie ma nic do zrobienia. Mogłoby na pewno być ciekawiej, ale tekst byłby kilkukrotnie dłuższy i zupełnie inny.

 

Koalo, dzięki za wskazanie usterek. Może jeszcze przejrzę dodatkowo chaszcze tego tekstu, żeby wyrwać chwasty. Zmiany wprowadzone i do zobaczenia pod innymi tekstami (nie tylko moimi ;)).

No, tak, interpretujesz poprawnie.

A ze sklepem wrażenia miałam takie, że bohater zachowywał się dziwacznie, w sposób dla mnie niezrozumiały. Ale ja nie lubię robić zakupów, po prostu wrzucam do koszyka rzeczy z listy, odstoję swoje przy kasie i spadam. Czyli tak jakby pękła nić porozumienia między mną a bohaterem. Innymi słowy: to pogorszyło mój odbiór tekstu, a do fabuły nic nie wniosło.

Babska logika rządzi!

Czy bohater powinien zachowywać się przewidywalnie dla doświadczenia czytelnika? Dla mnie zachowanie bohatera jest jak najbardziej możliwe, oczywißcie dziwne tak jak piszesz, ale raczej dla ludzi żyjácych według zegarka w pewnym kieracie. Dla osoby z opowiadania, dziwne byłoby codzienne wstawanie na sygnał, a potem sen odpowienio wcześnie wbrew własnej woli.

Zapewne takie zachowanie jest możliwe, nie mówię, że nie. Tylko różne od mojego, nadajemy na różnych falach, więc rozstałam się mentalnie z bohaterem. Uznajmy, że to kwestia gustu.

Babska logika rządzi!

Być może gustu, ale dziwność powinna też móc wywoływać w czytelniku ciekawość. Jeżeli jej nie wywołuje, to najpewniej gdzieś wystąpił problem.

Pojedynczy czytelnik to jeszcze nie koniec świata.

Babska logika rządzi!

Jeden, by wszystkimi rządzić! ;]

Nowa Fantastyka