- Opowiadanie: Angellissa - Dziewczyna z kredowych jaskiń

Dziewczyna z kredowych jaskiń

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dziewczyna z kredowych jaskiń

Czwartek

 

Gdyby nie babcia, to nigdy bym się nie dał namówić na tą idiotyczną wycieczkę. Ale nalegała i prosiła, a w jej stanie nie chciałem jej odmawiać. W końcu specjalnie wziąłem urlop, by się nią zająć. Może i seniorka rodu zachowywała się trochę jak dziecko ale była dla mnie ważna. Kiedyś to ona się mną opiekowała, teraz moja kolej. Jeśli miało ją uszczęśliwić zwiedzanie kredowych jaskiń ze sztucznym duchem, to nie było opcji żebym jej odmówił.

Wlokłem się za grupą, nawet nie ukrywając jak jestem niezainteresowany i znudzony. Jak każdy rodowity chełmianin znałem tą atrakcję na wylot. Mogłem sobie na to pozwolić, babcia nie odstępowała przewodnika na krok. Chyba wymyśliła, że jest na wycieczce szkolnej a to jej nauczyciel. Przestałem się nudzić kiedy w jednym z bocznych korytarzy zauważyłem postać. Upewniłem się, że babcia nadal jest zajęta zwiedzaniem i szybko ominąłem barierki. Podszedłem do dziewczyny w białej sukience. To ona pewnie gra tu ducha i straszy turystów. Nie widziała mnie więc postanowiłem zrobić jej dowcip. Podkradłem się i złapałem ją za ramię.

– Mam cię! – zawołałem.

Odwróciła się do mnie tak gwałtownie, że prawie uderzyła mnie blond warkoczem w twarz. Spodziewałem się zaskoczenia, śmiechu, może oburzenia. Ale ona wyglądała na całkowicie przerażoną. Poczułem pod palcami jak zaczęła się trząść. Wpatrywała się we mnie ogromnymi, jasnoniebieskimi oczami. Puściłem ją i cofnąłem się zmieszany.

– Nie chciałem cię przestraszyć.

Stała jak skamieniała, wciąż taka wystraszona. Zrobiło mi totalnie głupio.

– Grasz tu ducha, tak? Myślałem, że to będzie śmieszne, tak nastraszyć upiora, wiesz?– próbowałem nieskładnie wyjaśnić.

Pokręciła tylko głową. Odwróciła się i odeszła szybko w głąb korytarza. Wróciłem pospiesznie do reszty wycieczki. Babcia od razu złapała mnie za rękaw i zaczęła marudzić, że jest zmęczona i chce jeść. Postanowiłem zakończyć zwiedzanie w restauracji, do której można było wyjść najbliższym korytarzem.

 

Piątek

 

Dzisiejszy wieczór był wolny od opieki nad babcią. Sąsiadka, mama mojego kumpla Dawida, została z nią żebyśmy obaj mogli wyskoczyć na piwo. Lokalny pub wydawał mi się mały i biedny po tych, do których przyzwyczaiłem się w Warszawie. Dobrze było jednak spotkać się ze starym znajomym. Mieliśmy sobie sporo do opowiedzenia, w końcu on tu został, a ja wyjechałem.

–Stary, ta blondi przy barze leci na ciebie!

Zerknąłem na dziewczynę, którą wskazywał mi Dawid. Gdy złapała mój wzrok, zatrzepotała rzęsami i wypięła piersi do przodu. Odrzuciła włosy za ramię i posłała mi całusa.

– Idź do niej, na co czekasz?

Im dłużej patrzyłem na wdzięczącą się blondynkę tym mniejszą miałem ochotę na rozmowę z nią. Była jakaś taka… Zbyt odważna? Zbyt śmiała? Może dlatego, że myśli uciekały mi wciąż do innej jasnowłosej i jej przestraszonych, niebieskich oczu. Do rzeczywistości przywołał mnie kumpel machając mi ze złością ręką przed twarzą.

– Stary, co jest? Podbijasz do niej czy nie?

– Nie. Chcesz to próbuj szczęścia.

Dawid patrzył na mnie jakby zobaczył kosmitę.

– Ty się dobrze czujesz?

– Nigdy nie było lepiej. Możesz startować.

– Chłopie, ja się nie dziwię, że ty nadal kawalerem jesteś! Takie okazje przepuszczasz.

– Idź bo i tobie ucieknie– zakpiłem.

Nie musiałem mu więcej powtarzać. Zgarnął swój kufel i ruszył w stronę dziewczyny. Przez moment wyglądała na lekko zawiedzioną ale dała mu się zagadać. Nie czekałem na rozwój sytuacji. Straciłem chęć do zabawy. Dopiłem moje piwo i wróciłem do domu.

 

 

Sobota

 

Krążyłem po jaskiniach za narastającym przeczuciem, że prędzej się tu zgubię niż ją znajdę. No serio, od kiedy robię z siebie idiotę dla dziewczyny? Kiedy jednak za jedną z kolumn dostrzegłem jej sylwetkę uśmiechnąłem się szeroko.

– O, jesteś! – Zawołałem.

Dziewczyna spojrzała na mnie i przechyliła lekko głowę. Zrobiła pół kroku w tył.

– Wiem, źle zaczęliśmy– powiedziałem szybko.– Ale zobacz!

Podniosłem do góry kubki z kawą.

– Na przeprosiny. Wolisz latte czy cappuccino?

Przyglądała mi się wciąż tym samym niedowierzającym wzrokiem.

– Nie daj się prosić– przekonywałem.

Wyciągnęła rękę i wzięła ode mnie kawę. Przez chwilę ogrzewała dłonie o kubek a potem pociągnęła niewielki łyk. Gdy znów na mnie spojrzała na twarzy miała szeroki uśmiech. Jej niebieskie oczy błyszczały, a ja nie mogłem od nich oderwać wzroku.

– Czyli lubisz latte– zaśmiałem się. – To odpowiedni początek. Jestem Aleks, a ty?

Zdawała się zastanawiać czy mi odpowiedzieć powoli sącząc kawę. Czekałem jak na szpilkach. Normalnie pewnie bym próbował bajerować, ale czułem, że to nieodpowiednie. Próbowałem więc jej znów  nie spłoszyć.

– Dziwa– odparła wreszcie.

Rany, ależ miała seksowny głos! Mówiła z delikatną chrypką, a jednocześnie tak jakoś słowiańsko. I to imię… Ukraińskie chyba…

– Halo, proszę pana! Tam nie wolno wchodzić!

Obejrzałem się na natrętnego przewodnika. No, fakt wlazłem znów za barierki, ale serio… Odwróciłem się do Dziwy ale jej już nie było. Szlag, a tak dobrze mi szło!

– Słyszał pan?!

– Słyszał, słyszał!- warknąłem, wychodząc.

 

Niedziela

 

Babcia nalegała, by wrócić do jaskiń i dokończyć wycieczkę. Mówiła, że jej smutno, bo nie widziała wszystkiego. Udawałem, że nie mama ochoty ale zgodziłem się. W duchu uznałem to za fantastyczny pretekst, by ponownie spotkać się z Dziwą.

Trafiliśmy nawet na tego samego przewodnika, więc babcia była szczęśliwa. Znów szła za nim krok w krok. Wykorzystałem to i ominąłem barierki. Nie musiałem długo szukać. Dziwa kryła się za tymi samymi kolumnami co pierwszego dnia.

– Cześć!- wyszczerzyłem się.

Dziewczyna odwróciła się do mnie powoli. Patrzyła na mnie jakoś tak bez wyrazu. Gorączkowo szukałem w głowie jakiegoś tematu do rozmowy. Dość lekkiego by jej nie spłoszyć, ale jednak by ją zainteresować.

– Co tu robisz?– spytała.

Zaskoczyła mnie. Zwykle to ja się produkowałem a ona milczała.

– Wiesz, zajmuję się babcią. Normalnie opiekuje się nią moja mama, bo staruszka ma już dość zaawansowaną demencję. Teraz jednak mamcia pojechała na wyczekany turnus do sanatorium więc przejąłem jej obowiązki. A babcia bardzo chciała przyjść tu na wycieczkę, jaskinie kojarzą się jej z dzieciństwem. Więc ją tu zabrałem.

Opowiadałem bez namysłu. Kiedy wreszcie się zamknąłem, dotarło do mnie że na pewno ją odstraszę. Większości dziewczyn nie interesowały moje kłopoty rodzinne. Kiedy jednak na nią spojrzałem, zobaczyłem na jej twarzy łagodny uśmiech. To mnie ośmieliło.

– Dziwo, a ty? Skąd pomysł na taka pracę?

Pytanie wydawało mi się odpowiednio niezobowiązujące, a jednak przestała się uśmiechać. Wzruszyła ramionami, odwracając wzrok. Nosz… Brawo ja! A tak dobrze szło!

– Opowiedz jeszcze o rodzinie– poprosiła cicho. – O babci.

Prawie otworzyłem usta ze zdziwienia.

– Brzmi jakby była podobna do mojej babci– dodała jeszcze ciszej.

Miałem wrażenie, że posmutniała. Coś jej się przypomniało?

– Czujesz się trochę samotna?– spytałem.

Przez moment nie reagowała, jakby nie usłyszała mojego pytania. Ale kiedy wreszcie na mnie spojrzała miała ogromne, smutne oczy. Oj, chyba trafiłem…

Nie zastanawiałem się co robię, tylko po prostu ją objąłem. Zesztywniała, a do mnie dotarło co zrobiłem. Chciałem się odsunąć ale w tym momencie rozluźniła się i otoczyła mnie ramionami. Poczułem jak wtula się we mnie całym ciałem. W kostiumie ducha kompletnie nie było widać jej figury. Nieśmiało, ostrożnie przesunąłem rękami po jej plecach i talii. Okazała się być szczupła i zgrabna. Im dłużej się przytulaliśmy tym większej nabierałem ochoty, by zwiedzić dłońmi każdy zakamarek jej ciała. Natychmiast przywołałem się do porządku. Nie ma takiej opcji, by wykorzystywać smutną i pragnącą kontaktu dziewczynę! Więc po prostu przytulałem ją, aż sama zdecydowała się odsunąć. Znów się lekko uśmiechała i to mi wystarczyło. Skinęła mi głową na pożegnanie i odeszła w głąb jaskiń. Dogoniłem naszą grupę wycieczkową też szeroko się uśmiechając.

 

Poniedziałek

 

Jeszcze chwila i z tych wycieczek do jaskiń zrobi się rutyna. Mama mnie zabije jak się dowie… Ale babcia znów o to poprosiła. Dzięki temu nie musiałem szukać wymówki, czemu znów tam idę. A jeszcze nie byłem gotowy, by przedstawić Dziwę mojemu otoczeniu. Już sobie wyobrażałem te komentarze o usidlonym kawalerze. Nie ma mowy. Ona była moją słodką tajemnicą i coraz mocniejszą fascynacją. Gdy babcia nie widziała, od ulicznej handlarki kupiłem mały bukiecik polnych kwiatów. Uznałem, że one lepiej niż róże będą pasowały do tej dziewczyny.

Coraz łatwiej było mi znaleźć ją w korytarzach. Może nie ukrywała się już ze względu na mnie? Uśmiechnąłem się do tej myśli i zawołałem:

– Dziwo, to dla ciebie!

Odwróciła się do mnie zaskoczona. Wręczyłem jej bukiecik. Cała się rozpromieniła zanurzając nos w drobnych kwiatkach.

– Podoba ci się?– upewniłem się.

 Zamiast odpowiedzieć, zarzuciła mi ręce na szyję, zmuszając bym się do niej nachylił. I wycisnęła mi na ustach szybkiego, mocnego całusa. O rany… Miała takie pełne, miękkie wargi. Objąłem ją i pocałowałem ponownie. Powoli i delikatnie, bez nacisków. Gdy odpowiedziała mi entuzjazmem, nie mogłem już się opanować. Całowałem intensywnie i gwałtownie. Przesunąłem dłońmi po jej ciele. Całe było idealne. Szczupłe plecy, wąska talia, okrągłe pośladki. Gdy złapałem mocniej za biodra, znów mnie zaskoczyła. Objęła mnie nogami w pasie, przywierając do mojej klatki piersiowej. Oderwałem usta by zapytać, czy jest tego pewna, ale uciszyła mnie kolejnym pocałunkiem. Doprowadzała mnie do szaleństwa z pożądania! Ale przecież nie mogłem jej wziąć tu i teraz, przy ścianie jaskini!

Zmusiłem się do odsunięcia i spojrzałem jej w twarz. Zarumieniona, psotnie uśmiechnięta i z błyszczącymi oczami pociągała mnie jak nigdy dotąd.

– Dziwo, na pewno?– Wychrypiałem. – Tutaj?

Rozejrzała się i jakby dopiero sobie przypomniała gdzie jest. Zeskoczyła z moich bioder i spuściła wzrok, wyraźnie zawstydzona.

– Nie tutaj. Nie teraz. – wyszeptała.

I odeszła zanim zdążyłem się odezwać.

 

Wtorek

 

Olałem próby maskowania mojego wyjścia do jaskiń. Poprosiłem sąsiadkę, by zerknęła na babcię, nawet nie podając jej powodu. Na miejscu nie brałem przewodnika, nie podpinałem się do żadnej wycieczki. Szybkim krokiem przemierzałem trasę.

– Dziwo? Jesteś tu? Dziwo?

Zaglądałem w kolejne korytarze, schodząc coraz głębiej i ryzykując, że nie znajdę drogi powrotnej. A jednak wciąż nie mogłem jej wypatrzyć. Musiałem ją znaleźć! Wiedziałem, że wszystko spieprzyłem ale chciałem ją przeprosić. Nawet jeśli miała mi już nie dać kolejnej szansy.

– Zgubisz się.

Prawie podskoczyłem na dźwięk jej głosu. Słowo daję, nie widziałem jej, kiedy mijałem ten korytarz! Podszedłem do niej.

– Szukałem cię.

– Po co?

Nawet na mnie nie patrzyła. Wydawała się odległa i obca. Zła? Zawiedziona? Szlag by to…

– Chciałem cię przeprosić.

Milczała. Uznałem to za znak zgody na wysłuchanie mnie.

– Posunąłem się za daleko. Podobasz mi się ale nie powinienem się tak na ciebie rzucać. Powinienem był zapytać, zaproponować randkę…

– Randkę?– przerwała mi. Głos jej się wyraźnie trząsł.

– No tak… Kawę, kino albo coś…

Zaśmiała się. Nie pasował mi do niej ten ironiczny śmiech. Potrząsnęła głową i zapytała:

– Znasz legendę o duchu tych jaskiń?

Totalnie zbiła mnie z tropu. Patrzyłem na nią zaskoczony.

– Znam. – Odpowiedziałem niepewnie. – Babcia ją uwielbia. Często prosi. żeby jej opowiedzieć.

Dziwa usiadła i oparła się plecami o kamienną ścianę. Zamknęła oczy i rozluźniła się.

– Opowiedz mi– poprosiła.

Ta dziewczyna jest nieprzewidywalna! Przed chwila się złościła, a teraz na spokojnie pyta o legendę? Przecież gra tu ducha to chyba powinna ją znać? Ale dobra, co mi w sumie szkodzi? Może wtedy przestanie się gniewać?

– No więc tak…– odchrząknąłem.– Ponad tysiąc lat temu mieszkańcy tych ziem odkryli tu złoża kredy i założyli kopalnie. Dzięki temu żyło im się tu dostatnio. Z wdzięczności do bogów, którzy zapewnili im dobry byt, postawili przy wejściu świątynię. Kilkaset lat później jednak przybyli najeźdźcy, którzy nie uszanowali ich własności. Zniszczyli świątynię, by przejąć kopalnie. Mieszkańcy modlili się o ratunek. Bogowie przysłali potężnego strażnika pod postacią białego niedźwiedzia, by bronił jaskiń i mieszkańców tych ziem. Pokonał najeźdźców i stał się symbolem tych okolic. Ponieważ jednak nie było już świątyni zszedł do najgłębszych korytarzy. Od lat nikt go nie widział więc okrzyknięto go duchem.

Skończyłem i spojrzałem na nią. Przeszło jej czy nie? Wyglądała teraz na skoncentrowaną.

– Wierzysz w nią?– spytała cicho.

– W legendę?– zdębiałem. Żartuje ze mnie czy jak?

Dziwa jednak patrzyła na mnie poważnie i wyczekująco.

– Legendy mają niby ziarno prawdy, ale umówmy się: duch-niedźwiedź? To raczej tylko folklor, nie?

Zasmuciła się i spuściła głowę. O szlag, zła odpowiedź!

– Ty wierzysz?– spytałem, próbując ukryć niedowierzanie.

Skinęła lekko głową, nadal na mnie nie patrząc. Przecież ona gra tu ducha! Czyli wie, że to fałszywka! A mimo to wierzy w tą legendę? Nie ogarniam tej dziewczyny!

– Czyli wierzysz w duchy?– upewniłem się.

Wzruszyła niejednoznacznie ramieniem.

– Jaskinie muszą mieć strażnika, niezależnie od jego postaci.– oznajmiła stanowczo.

– No tak…– zgodziłem się. Nie nadążałem za nią. Ale czy mi to przeszkadzało? W sumie to, że była tak zaskakująca nawet bardziej mnie podniecało. Była taka niezwykła. Więc jeśli miałem udawać, że też wierzę w duchy, by sprawić jej przyjemność, to spoko. Byle tylko dalej chciała ze mną rozmawiać i się spotykać. Niespodziewanie mój zegarek zaczął głośno i natarczywie piszczeć a ja miałem ochotę zacząć kląć. Dziwa spojrzała na mnie pytająco, kiedy wyłączałem alarm.

– Muszę wracać do babci, dać jej leki– wyjaśniłem niechętnie. – Możemy porozmawiać jeszcze? Może jutro?

Skinęła głową i wstała.

– Jutro– powiedziała i odeszła w głąb korytarza.

 

Środa

 

Sąsiadka zaczyna na mnie krzywo patrzeć. Chyba za często proszę ją o zaopiekowanie się babcią. Na pewno naskarży na mnie mojej mamie. No ale nie mogę dziś zabrać seniorki! Jeśli rozmowa dobrze pójdzie to pójdę z Dziwą na randkę. Na wszelki wypadek dowiedziałem się czy trzeba mieć rezerwację w restauracji obok jaskiń. I sprawdziłem,  co grają w kinie.

Bileterka patrzyła na mnie z dziwnym uśmiechem ale zignorowałem ją.

Dziwę znalazłem dziś nieco dalej niż zwykle. Może nie chciała, żeby ktoś nam przeszkodził w rozmowie.

– Cześć!- przywitałem ją wesoło i wręczyłem bukiecik tulipanów. Wzięła go z lekkim uśmiechem.

– Masz ochotę gdzieś wyskoczyć?– zagaiłem.

– Nie mogę stąd wyjść.

– Jeszcze się nie skończyła twoja zmiana? Ok, poczekam! A potem pójdziemy na kawę i…

Przerwała mi, potrząsając gwałtownie głową. Oj, może za bardzo się pospieszyłem…

– Nie zrozumiałeś mnie. Ja nie mogę wyjść z tych jaskiń.

Patrzyłem na nią ze zmarszczonym czołem.

– Nie łapię– powiedziałem w końcu.

Westchnęła ciężko. To nie brzmi dobrze. Zaraz powie, że ma chłopaka albo dziecko albo…

– Jestem duchem.

– Eee… Wiem? – zaśmiałem się nerwowo.– Straszysz tu w przebraniu, taka fucha, zauważyłem.

Skuliła się i otoczyła rękami ramiona. Co jest, kurczę? Czemu ona tak nagle posmutniała?

–Nie, Aleks– wyszeptała.– Byłam kapłanką Peruna. Tylko ja przeżyłam najazd na świątynię. Mój bóg dał mi moc zmiany w niedźwiedzia, bym mogła ocalić te ziemie. A teraz… Teraz jestem duchem z legendy.

Najpierw mnie zatkało. Potem się wkurzyłem. Jeśli nie chce się spotykać, to niech mi to zwyczajnie powie, a nie wciska mi takie bajki!

– Przestań się zgrywać!

Zamknęła oczy i cofnęła się, wnikając w ścianę. Patrzyłem tępo w miejsce, w którym jeszcze przed sekundą stała. 

– To niemożliwe– wydukałem. Oparłem ręce o kamień. Może tam jest schowek? Albo przejście? Uderzyłem mocno pięściami ale tylko stłukłem skórę na kostkach. Obmacałem całą powierzchnię jaką mogłem, szukając dźwigni, albo guzika do ukrytych drzwi. Ale ich nigdzie nie było. Zdezorientowany oparłem czoło o zimną ścianę i próbowałem to jakoś zrozumieć.

– Odejdź. – Dobiegł mnie jej cichutki szept. Zdawał się dobiegać ze środka kamienia.

– Dziwo?

Wznowiłem wysiłki, by znaleźć to wejście czy kryjówkę. Wciąż bez skutku. W końcu musiałem się poddać i wyjść.

 

Czwartek

 

Obszedłem wszystkie jaskinie. Każdy korytarz, nawet te zamknięte i nieoświetlone. Każdą wnękę. Szukałem jej dosłownie wszędzie. Wołałem. Prosiłem. Nigdzie jej nie było. Jakby naprawdę była duchem. Zapytałem o nią obsługę ale upierali się, że nikogo takiego tu nigdy nie było. Że jako ducha zatrudniają jakiegoś studenta. Faceta! Nie chciałem im uwierzyć. Odpuściłem kiedy zaczęli patrzeć na mnie jak na wariata. Wróciłem do domu i usiadłem przy stole.

– Aleks, wnusiu, co się dzieje?– zapytała babcia.

Siedziała w swoim ulubionym fotelu i patrzyła na mnie zatroskana. Ale jak miałbym jej powiedzieć o co chodzi?

– Mów, mów – zachęcała. Jej ciepły uśmiech był dokładnie taki jak lata temu. Jak sprzed choroby. Nim się obejrzałem, opowiedziałem jej wszystko.

– Skończył jej się czas.– odpowiedziała babcia.

– Co?– spojrzałem na nią zdumiony. Zdawała się być pewna i świadoma tego co mówi.

– Dziwa nie może się pokazać ludziom na długo. Ma tylko siedem dni na każde sto lat.

– Skąd…

– Moja mama ją widziała. Rozmawiały. Dziwa naprawdę jest duchem.

Wpatrywałem się w babcię z otwartymi ustami.

– Zakochałem się w duchu?– wypaliłem.

Nie, to niemożliwe! To musi być kolejny objaw demencji babci. Ale jest świadoma jak rzadko kiedy. Czyli to prawda?

– Ona nadal tam jest, tylko nie możesz jej zobaczyć. – pocieszyła mnie babcia.  

Popatrzyłem na nią zdumiony. Bawiła się frędzlami swojego koca, jakby nie zauważając, że tu jestem. Często tak robiła, a zaraz potem domagała się czytania lub kisielu.

– A pójdziemy na wycieczkę do jaskiń?– zapytała płaczliwie. – Nie byłam tam od lat szkolnych!

Zmusiłem się do pogodnego uśmiechu. Ta cholerna demencja…

– Oczywiście, babciu. Jutro pójdziemy. Chcesz się położyć?

Koniec

Komentarze

Hej!

Ciekawe opowiadanie, doceniam bardzo za wykorzystanie elementów lokalnego folkloru, te zawsze warto popularyzować. Spodobał mi się również motyw opieki nad babcią z demencją, której odchodząca pamięć ładnie się tu komponuje z przekazywaną z pokolenia na pokolenie opowieścią o duchu. 

Co do samego ducha natomiast… Cóż, historia ta była przewidywalna od samego początku, do tego stopnia, że można się złościć na bohatera, że tak długo nie dostrzegał prawdy. Ale cóż, w końcu żyjemy w materialistycznym świecie, mało kto bierze pod uwagę istnienie duchów więc to raczej realistyczne przedstawienie. Mimo to nieco kłuło w oczy, przynajmniej mnie.

Myślę też, że można by dopracować kreację głównego bohatera. Jego wykrzyknienia, rozmowy z samym sobą, cały on wydały mi się dość infantylne. W każdym razie wyobraziłem go sobie jako dwudziestolatka co najmniej, może w Twoim zamyśle miał być młodszy. Nie wykluczam, że po części wynika to z tego, że podjęłaś się dość ambitnego zadania stworzenia narratora pierwszoosobowego przeciwnej płci, co myślę zawsze jest trudne. Nie mówię, że Ci się to nie udało – nie; uwierzyłem w niego, w jego uczucia, w jego motywacje i działania. Tylko jego monologi wewnętrzne trochę mnie raziły. Także jest to, myślę, kwestia wymagająca praktyki.

Błędów nie dostrzegłem, zdania są zgrabne, łatwo i szybko się czyta zważywszy, że akcja rozwija się dość powoli. Być może inni będą mieli zastrzeżenia techniczne, ale ja nie mam.

Pozdrawiam!

Może i seniorka rodu zachowywała się trochę jak dziecko PRZECINEK ale była dla mnie ważna.

znałem atrakcję na wylot. ←

Chyba wymyśliła, że jest na wycieczce szkolnej PRZECINEK a to jej nauczyciel. Przestałem się nudzić PRZECINEK kiedy w jednym z bocznych korytarzy zauważyłem postać.

Przeczytaj uważnie sama i popraw interpunkcję, bo jest tego więcej.

Całość przyjemna. Odpoczynkowa. To nie jest imo wada. :)

tą idiotyczną wycieczkę. ( tę)

jej stanie nie chciałem jej ( za dużo zaimków, czasem warto zamiast zaimka coś opowiedzieć o tej osobie, np. babcia była stara i czasem nie wszystko ogarniała.)

zachowywała się trochę(przecinek)  jak dziecko ale była dla mnie ważna

Jeśli miało ją uszczęśliwić zwiedzanie kredowych jaskiń ze sztucznym duchem, to nie było opcji żebym jej odmówił ( np. Uśmiech na jej pomarszczonej twarzy znaczył dla mnie wiele i już mamy mniej zaimków)

jak każdy rodowity chełmianin znałem tą atrakcję na wylot.( tę)

– Nie. Chcesz(przecinek) to próbuj szczęścia.

wyglądała na lekko zawiedzioną (przecinek) ale dała mu się zagadać

dostrzegłem jej sylwetkę ( a ja bym chętnie poczytał jaka miała sylwetkę zgarbioną , szczupłą, wysoką  – zakładając, że w stroju ducha można zobaczyć sylwetkę)

dawałem, że nie mama ochoty ( mam)

jednak mamcia pojechała na wyczekany turnus do sanatorium (przecinek)więc przejąłem jej obowiązki.

Ponieważ jednak nie było już świątyni ( przecinek) zszedł do najgłębszych korytarzy

Jaskinie muszą mieć strażnika, niezależnie od jego postaci.– oznajmiła stanowczo. ( kropka po postaci jest zbędna)

 Historia ok., trochę banalna, lokalny folklor dodaje kolorytu. Brakuje mi porządnego opisu tych jaskiń, jak się w nich rozchodzi dźwięk, jak tam pachnie, jakie są kolory, jakie światła i cienie ( przy okazji tym można zbudować nastrój). Może i nie jestem wyjątkowo przystojny, ale całusy w knajpie rozsyłają chyba tylko te, które biorą za to pieniądze, a mężczyzna, którego piękna kobieta oplata nogami w pasie,  raczej nie hamletyzuje, ale co ja tam wiem o związkach damsko-męskich. Zakończenie za to bardzo dobre, ciekawe wykorzystanie choroby babci.

Okropny, drętwy początek, potem się rozkręca. Ogólnie to mędrkowanie o wychodzeniu z babcią naciągane.

Udawałem, że nie mama ochoty ale zgodziłem się. W duchu uznałem to za fantastyczny pretekst, by ponownie spotkać się z Dziwą.

Przewidywalne, ale zabawne.

Lożanka bezprenumeratowa

Taka sobie opowiastka o nagłej miłości do ducha. Historyjka dość przeciętna, niestety, nie zdołała mnie szczególnie zainteresować, zwłaszcza że czytania nie ułatwiała masa błędów i usterek, że o źle zapisanych dialogach i nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę, sprawiły, że Dziewczyna z kredowych jaskiń okazała się lekturą mało satysfakcjonującą.

Szkoda, Angellisso, że do dziś nie odpowiedziałaś na żaden komentarz. A ponieważ nie zechciałaś poprawić palcem wskazanych błędów, uznałam też, że szkoda mojego czasu na łapankę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wychodzę z założenia, że tylko winny się tłumaczy, więc daruję sobie wyjaśnienia z prywaty czemu doba zrobiła się za krótka na wcześniejsze odpisanie. Dziękuję za wszystkie komentarze, wezmę je pod uwagę. Poprawki naniosę jak tylko pojawi się u mnie jakiś wolny czas. Ciekawi mnie tylko jeszcze, co takiego sprawia, że ta historia jest przewidywalna?

 Angellisso, skoro już w pierwszym akapicie znajduję wzmiankę o duchu, spodziewam się, że raczej wcześniej niż później bohater na rzeczonego ducha się natknie. No i nie pomyliłam się.

Mam nadzieję, że zaspokoiłam Twoją ciekawość. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć. Świeżo po lekturze, wrażenia jeszcze ciepłe:

– Przyjemniej by się to czytało, gdybyś poświeciła trochę więcej miejsca opisom i zrobiła trochę więcej klimatu. W takiej, bardzo przewidywalnej właściwie od poczatku, historyjce, możnaby sporo ugrać właśnie atmosferą. Tymczasem, przy tym zdawkowym, pośpiesznym stylu, akcja owszem idzie do przodu, ale nie bardzo się ją przeżywa. 

– Z jednej strony starasz się na poczatku zamaskowac trochę fakt, że Dziwa jest duchem. I tak wiemy, że jest, ale na poczatku tego nie pokazujesz. Przez to, jej pożniejsze wyznanie, że duchem jest – wyszło bardzo sztucznie i nieprzekonywująco. Chyba wolałbym przeczytać historyjkę o gościu, któy świadomie zakochał się w duchu i dowiedzieć się, co z tego wyniknie.

– Podoba mi się Twoje pisanie. Początek może jest ciężki, ale potem się rozkręca i czyta się w porządku, jest w tym jakiś flow, który mnie nawet wciągnął mimo, że wiedziałem że o jeeeny bedzie o duchu (ale – interpunkcja!). 

 

To chyba Twój debiut, prawda? Jeśli mogę doradzić, nie zrażaj się, proszę, mimo braku zachwytów czytelników. W recenzjach często skupiamy się na minusach, bo chcemy pomagać autorom, to się może wydawać przytłaczające. Czekamy na Twój kolejny tekst :D

Nowa Fantastyka