- Opowiadanie: Nikodem_Podstawski - Płynna miłość

Płynna miłość

Para kochanków przechodzi trudny okres w związku. Postanawiają więc udać się po pomoc do wiedźmy, by ta przyrządziła miłosny eliksir. Jednak magia czarownicy jest zupełnie inna, niż mogłaby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Irka_Luz, Finkla

Oceny

Płynna miłość

– Mam! Udało mi się! Zdobyłam je! – zawołała wesoło młoda dziewczyna, wchodząc do środka chatki.

– Postaw je tutaj, Silia – rozkazała staruszka, przyglądając się niebieskim korzeniom, przypominającym wyglądem grube sznury. – Dobra robota, nawet doświadczone osoby mają czasem kłopot, by je znaleźć. Kiedyś zostaniesz wspaniałą wiedźmą.

– Dziękuję, ale wciąż jeszcze dużo muszę się od pani nauczyć… – uczennica się zarumieniła.

– Temu nie zaprzeczę. – Starucha podrapała się po spiczastym nosie. – Teraz mogłabyś…

Nie zdążyła jednak dokończyć zdania, gdy rozległo się walenie do drzwi.

– Pani wiedźmo, proszę otworzyć! Przyszliśmy prosić o pomoc! – zawołał stłumiony męski głos.

– Oho, będzie ciekawie. – Czarownica lekko się uśmiechnęła i pomieszała warzechą w ogromnym garze, przy którym stała. – Wpuść ich, Silia.

– Jest pani pewna?

– Wpuść ich, dziecko. Mam dobre przeczucia.

Uczennica niechętnie otworzyła ciężkie drzwi i wykonała zapraszający gest.

Do środka wszedł rosły młodzieniec z jasną czupryną i zdeterminowanym spojrzeniem. Ubranie wskazywało na bogatą warstwę mieszczaństwa. Może syn kupca. Za nim niepewnie dreptała drobna dziewczyna o płomiennie ognistych włosach. Chłopka; naturalne piękno było schowane pod umęczoną ciężką pracą twarzą i płócienną sukienką w kwiaty. Oboje wyglądali na poważnie czymś zmartwionych.

– Siadajcie, dzieci, siadajcie – zaprosiła ich wiedźma, wskazując dwa zydelki, które pojawiły się jak gdyby znikąd. – I mówcie, czego potrzebujecie.

Nowoprzybyła dwójka niepewnie podeszła do stołków. Młodzieniec badawczym wzrokiem lustrował cały wystrój chatki, od dziwnych, barwnych słojów z niepokojącą zawartością, przez nieznane mu zioła i grzyby, aż po tajemnicze, metalowe i drewniane narzędzia. W końcu spojrzał na wiedźmę. Wysoka, w luźnych, kolorowych łachmanach i obwieszona wieloma medalionami i inną prostą, ludową biżuterią. Z pomarszczonej twarzy wyrastał spiczasty nochal, wyglądały zielone jak trawa oczy, a na głowie rosły siwe włosy upięte w ogromny kok. Gdy starucha popatrzyła chłopakowi w oczy, wszystkie włosy stanęły mu dęba.

– Patrzy w podłogę, a nie mi się po chałupie rozgląda! – zrugała go gniewnie.

– Pani wybaczy… Potrzebujemy pani pomocy w sprawach sercowych. – Chłopak zwiesił głowę.

– To znaczy? Chcesz, być nieco twardszy? Albo żeby twoją lubą sukienka bardziej opinała?

– Nasze zmartwienia nie są tak płytkie! – zaprotestował młodzieniec, choć zarówno on jak i dziewczyna lekko się zarumienili.

– Hi, hi, hi! Wiem, wiem. Z takimi rzeczami się przychodzi do zielarza albo wiejskiego mędrca, a nie do ropuchy z lasu. Więc, panienko? W czym może wam pomóc wiedźma?

Dziewczyna przez chwilę się wahała, jednak pod naporem spojrzeń pozostałej trójki, w końcu się przemogła.

– O to się rozchodzi, pani wiedźmo… że… że ja i Władek… już się nie kochamy… Trudno być ze sobą… I ciężko… – nie mogła się wysłowić.

– Ach, Jagna, powiedzże to w końcu! A jeśli ty nie zamierzasz, ja to zrobić muszę! Pani wiedźmo! Miłości między nami już nie ma, choć od miesięcy mieliśmy schadzki, to wypaliła się namiętność! Nie umiemy ze sobą rozmawiać, unikamy się i nie możemy żyć jak dawniej. Nie porywa mnie już ona, ani ja jej, lecz oboje chcemy, by było jak dawniej! Eliksiru miłości potrzebujemy, który magią wróci nam miłość! O pieniądze nie musisz się martwić, gdyż każdą cenę zapłacić jestem w stanie! – wyartykułował młodzieniec.

Wiedźma spojrzała na nich spod opadniętych powiek. Może pomyliła się co do pochodzenia chłopaka? Może był synem bogatego barda lub retoryka o kwiecistej mowie, a nie kupca?

– Macie szczęście, gołąbeczki. To w tym garze przede mną to akurat niedokończona mikstura! – Wskazała wielki kocioł z bulgoczącą zawartością, stojący na małym palenisku. – Więc jeśli dacie chwilę, to zaraz zamienię ją w eliksir miłosny!

Siedząca przed nią dwójka się rozpromieniła.

– Cena to piętnaście złociszy – dodała dobitnie.

Ich miny znów spochmurniały. Pierwszy odezwał się młodzieniec.

– Piętnaście sztuk złota?! – wykrzyknął zszokowany. – Przecież to majątek! Za tyle ojciec mój kupił księgę tysiącstronicową od mnicha, a ty żądasz tyle za zwykły eliksir?! Trzy sztuki to już dużo, ale piętnaście?!

– Władek, nie burzaj się! Bo się pani wiedźma obrazi! – Jagna chwyciła go za ramię.

– Masz tupet, chłopcze, zwracać uwagę komuś, kogo prosisz o przysługę. Jednak skoro tak, to mam propozycję. Oddaj mi garść swoich włosów, dziewko, a dam wam eliksir za darmo.

– Moich włosów? – Dziewczyna odruchowo złapała się za warkocz.

– Po co one pani? – zapytał ze zdziwieniem młodzieniec. – Chyba nie żeby klątwę na nas po tym wszystkim rzucać?

– Głupiś. Do receptury mi potrzebne, a włosy tak pięknej dziewki najlepiej działają. A więc co wybieracie, gołąbeczki?

Władek i Jagna spojrzeli po sobie niepewnie. W końcu dziewczyna się zdecydowała:

– Oddam kosmyk, pani wiedźmo.

– Bardzo mnie to cieszy, dziecko. Silia, przynieś nożyce!

Uczennica jakby wyrwana z transu lustrowania kochanków, błyskawicznie przyniosła narzędzie, odcięła kilka centymetrów rudych włosów dziewczyny i podała je wiedźmie. Od kiedy mentorka potrzebuje ludzkich włosów? No i eliksir miłości? Przecież to bajki dla dzieci.

– Mmm, tak, idealny kolor. – Starucha zaciągnęła się ich zapachem. – A teraz, jeśli jesteście gotowi, dokończę miksturę.

Pozostała trójka obserwowała jak wiedźma wrzuca do kotła dziwne korzenie, ziarna i liście. Zamieszała kilka razy warzechą, powąchała i w końcu, po kilkunastu minutach wpatrywania się w gar, orzekła:

– Prawie gotowe. Silia, znajdź miłosny grymuar. – Wskazała na regał stojący obok.

– Jak jest oznaczony?

– Dwoma gołąbkami na grzbiecie. I pospiesz się, dziecko!

Młoda wiedźma po chwili podała starej księgę, mentorka szybko znalazła potrzebną stronę i zapytała kochanków:

– Gotowi?

Oboje skinęli głowami.

Wiedźma wciągnęła powietrze nosem, wyciągnęła ręce nad garem z bulgoczącą, różową cieczą, zamknęła oczy i recytowała wyniośle.

– Jak słodki kwiat bzu w majową noc. Jak rześki strumień pośród gór. Jak leśnej ściółki miękki koc. Jak twardy i szlachetny mur. Przyzywam dziś wasze uczucia, kłótnie, spory i przeczucia. Wzywam wszelkie namiętności, szczęście, krzywdy, wszystkie złości. Niech ta przeszłość do was wróci, życie wasze niech rozbudzi. Aby serce ziemskiej córy pokochało po raz wtóry jej kochanka jedynego, w którym nie ma już krzty złego! Aby umysł syna miasta, opuściła złość żylasta i niech odda się w opiekę, tej co życia da mu rzekę! W domu, w polu, w zamku, w twierdzy, w biedzie, w głodzie, w strachu, w nędzy, w końcu chorobie i śmierci niech się wam zawsze szczęści, abyście miłość dostali i ją wiecznie uwielbiali. Ten eliksir dopomoże, poprowadzi, zło umorze i by wszystko tak się stało, eliksirze, moc masz daną. Niechaj ci co cię wypiją już na zawsze razem żyją!

Ostatnie słowa wiedźma niemal wykrzyczała i wykonała gwałtowny, wyrzucając ręce ku górze. Gdy skończyła, otworzyła oczy i spojrzała na gar, w którym różana ciecz bulgotała radośnie. Starucha uśmiechnęła się i rzekła:

– Gotowe, gołąbeczki. Napijcie się teraz z jednej warzechy, by spotęgować moc eliksiru. – Nabrała na drewnianą łychę półprzezroczystą ciecz i podsunęła im.

Władek i Jagna spojrzeli najpierw na eliksir, potem na siebie nawzajem i siorbnęli po łyku mikstury. Okazało się, że była ona niezwykle smaczna, prawie jak jakaś potrawa, jednak nigdy czegoś podobnego nie kosztowali. Zapewne sprawka tajemniczych składników wiedźmy.

– A teraz, kochani, czas sprawdzić, czy eliksir zadziałał – oznajmiła czarownica. – Spójrzcie sobie głęboko w oczy.

Gdy młodzi zrobili to z lekkim ociąganiem, wiedźma kontynuowała:

– Dziewko, czy czujesz, że ten mężczyzna jest tym jedynym?

– T-tak myślę… – odparła niepewnie.

– Czy czujesz, że zarówno jego wygląd jak i umysł ci odpowiadają?

– Tak… Jak najbardziej…

– Czy pragniesz tego mężczyzny i przedkładasz go nad własne wady i trudności?

– T-tak… – Jagna się zarumieniła.

– A ty, młodzieńcze, czy czujesz, że nie ma kobiety poza nią?

– Czuję… – odpowiedział po chwili.

– Czy zarówno jej wdzięki, jak i umysł cię nęcą?

– Tak… Tak, zdecydowanie!

– Czy pragniesz jej i jesteś w stanie porzucić dla niej wszystko?

– Tak! Tak! Jagna, moja ukochana! – wykrzyknął, obejmując dziewczynę. – Nieważne, co mówi mój ojciec! Dla mnie tylko ty się liczysz!

– Władziu, ukochany! Wybacz, że tak mało rozumiem i nie możesz ze mną mówić o tylu sprawach, ale ja się zmienię! Z tobą mogę nawet na koniec świata uciec!

Zastygli w namiętnym pocałunku. Silia zamknęła oczy i skrzywiła się. Jej dwunastoletni umysł nie chciał jeszcze takich impulsów. Tymczasem wiedźma zaśmiała się skrzeczącym głosem, czym zwróciła uwagę kochanków.

– Wygląda na to, że eliksir zadziałał, prawda?

– Tak, dziękuję, pani wiedźmo! Bardzo pani dziękujemy! – powiedziała Jagna ze łzami szczęścia w oczach.

– Ani jedno złe słowo z naszych ust na panią nie padnie! Uratowała nas pani! – dodał Władek.

– Idźcie już, gołąbeczki i róbcie co macie robić. Co się tak patrzycie? Myślicie, że tego nie wiem, co wam tam w głowie huczy? Wynocha mi z chałupy, jak zadowolone!

Zakochani wyszli, zamykając drzwi, a wiedźma odetchnęła z ulgą.

– W końcu. Odłóż to na półkę, dziecko. – Podała uczennicy grymuar.

– Proszę pani, czy to… Czy to był prawdziwy eliksir miłości? Nigdy o nim nie słyszałam! – zauważyła Silia, wsuwając książkę między pozostałe.

– Hm? Prawdziwy eliksir miłości? Hi, hi, hi! Głupiaś. Oczywiście, że nie. – Wiedźma szeroko się uśmiechnęła.

– Hę?! A-ale jak to… Przecież oni… – dziewczyna była wyraźnie zszokowana.

– Powiem ci, jak to jest z tymi eliksirami miłości. Każdy myśli, że można ot tak rach-ciach go zrobić, wypić i po problemie. Przecież od tego są wiedźmy, prawda?

– Do niedawna myślałam, że tak… – Silia złapała się za nadgarstek. Wstydziła się, że brak jej wiedzy.

– Widzisz, zazwyczaj są trzy przypadki. Pierwszy, kiedy ktoś chce zmusić kogoś do miłości. Tutaj nie pomogą żadne eliksiry, bo prawdziwa miłość bierze się stąd, gdzie żadne zioła i grzyby nigdy nie dosięgną. Tutaj działa tylko zaawanasowana magia kontroli umysłu, ale z miłością nie ma to nic wspólnego. Raczej z niewolnictwem. No i żadna szanująca się wiedźma tego nie praktykuje. Drugi przypadek to kiedy ludziom brakuje dawnego ognia w związku i wydaje im się, że już się nie kochają. Wtedy robisz po prostu eliksir na chuć lub poprawę nastroju i zazwyczaj ich problemy się rozwiązują. A trzeci, ten nasz przypadek, to kiedy ludzie naprawdę się kochają, ale z różnych przyczyn zapominają o tym i myślą, że to koniec. Trzeba ich wtedy naprowadzić na dobrą drogę. Ojciec tego młodzieńca ma problem z tym, że jego syn związał się z chłopką i nie chce mu przekazać przez to rodzinnego interesu. Ta dziewka bardzo go kocha, ale przez swoje pochodzenie ma pod górkę z bogatym mieszczuchem. Oboje się bali, ale teraz powinno być dobrze. – Widząc pytający wzrok uczennicy, wyjaśniła: – Nie musieli mi tego mówić, kiedyś też będziesz widzieć wnętrze ludzkich umysłów. Szczególnie tych, w których jest wiele emocji. Tak jak teraz moje oczy widzą, że przed nimi całkiem szczęśliwe życie.

– Czyli… skoro to nie był eliksir miłości… to co?

– Rosół. – Starucha zaczerpnęła wywar miską i skosztowała. – Mmm, wyśmienity! Rzadko wychodzi mi taki dobry. Muszę częściej dodawać grzyby.

– Ale mistrzyni! Przecież to na nich zadziałało! Przecież oni wydawali się tacy… – protestowała Silia.

– Wiesz, że szarlatani w małych mieścinach często dają pacjentom gorzkie zielsko zamiast prawdziwych lekarstw? Hi, hi, hi! A ludzie myślą, że działa, bo gorzkie. To samo widziałaś tutaj. Powiedziałam jakąś romantyczną formułkę z byle poezji, zabarwiłam rosół na różowo i już mamy eliksir miłości! Zadziałał, bo wierzyli, że zadziałał. Ta miłość była w nich od początku, ja nic nie musiałam robić. Musieli zrozumieć, że ważniejsza dla nich jest własna miłość, niż pochodzenie.

– Wiele się jeszcze muszę nauczyć… – zastanowiła się Silia.

– W istocie dziecko, w istocie. – Starucha siorbała różowy bulion – Możesz teraz zanieść te włosy do mojego schowka.

– Właściwie po co ci one, mistrzyni? Nigdy nie widziałam, żeby używała pani ludzkich włosów przy swoich praktykach. 

– Wiesz, dziecko, takie włosy miałam kiedyś. Taki sam kolor. Człowiek może być wiedźmą, ale czasu nie zatrzyma. Chciałam sobie przypomnieć dawne czasy. Gdy tylko zobaczyłam tę dziewkę, wiedziałam, czego chcę. Specjalnie dałam im taką cenę, której w życiu by nie zapłacili. 

– Idę je zanieść – oznajmiła Silia, pogrążając się w zadumie i wychodząc z pokoju. Po raz kolejny zrozumiała, że wciąż wie zaskakująco mało o tym, jaka powinna być prawdziwa wiedźma. A o tym, jak się robi rosół, jeszcze mniej.

Koniec

Komentarze

Nikodemie, tekst liczący sporo ponad trzynaście tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejmy zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Na tym portali szorty nie przekraczają dziesięciu tysięcy znaków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam i niestety wrażenia takie… nijakie. Nic tu nie zaskakuje ani szczególnie nie zaciekawia. Bohaterowie są bardzo sztampowi: przewrotna wiedźma, młoda i naiwna uczennica, zakochani, którzy przychodzą po eliksir… Cała fabuła bardzo przewidywalna.

– Mam! Udało mi się! Zdobyłam je, mentorko!

Sztucznie mi brzmi to “mentorko”. Dziwny sposób zwracania się do kogoś. Zgaduję, że zostało wrzucone w pierwszą kwestię, żeby unaocznić czytelnikowi relacje, ale bez tego i tak można się połapać z dalszej części dialogu.

a na szczycie głowy rosły siwe włosy upięte w ogromny kok.

Może po prostu na głowie? Chyba, że miała te włosy tylko na czubku głowy, a reszta łysa?

Potrzebujemy pani pomocy w sprawach sercowych.

Raz mówią do wiedźmy na “ty”, raz na “pani”. Zarówno zakochani, jak i uczennica.

Chcesz, co byś był nieco twardszy?

Może: Chcesz być nieco twardszy?

Miłości między nami już nie ma, choć od miesięcy mieliśmy schadzki, to wypaliła się namiętność nasza! (…) Eliksiru miłości nam trzeba, który magią swoją wróci nam miłość naszą!

Dziwny szyk, w drugim zdaniu nadmiar zaimków… Mam wrażenie, że próbujesz stylizować, archaizować, ale efekt jest raczej dziwny.

Może był synem bogatego barda lub retoryka o kwiecistej mowie, a nie kupca?

Aha, czyli wiedźma też jest zdziwiona stylem wypowiedzi młodzieńca? Tylko dlaczego on tak dziwnie mówi? To się nie wyjasnia nigdzie, a i nie ma znaczenia dla fabuły.

złość żylasta

Co to jest żylasta złość? :D

W deszczu, słońcu, niepogodzie, gradzie, burzy, błocie, smrodzie, w domu, w polu, w zamku, w twierdzy, w biedzie, w głodzie, w strachu

W kinie, w Lublinie… ;)

– Czy czujesz, że zarówno jego wygląd jak i wnętrze ci odpowiadają?

To “wnętrze” mi nie brzmi. Moje pierwsze skojarzenie, to że pyta o nerki i wątrobę. Może osobowość, charakter? 

Ta miłość była w nich od początku, ja nic nie musiałam robić. No, może trochę pogrzebałam w ich głowach.

Powiewa Babcią Weatherwax i głowologią :) 

– Co to ta „chuć”, o której powiedziałaś wcześniej?

Po pierwsze, dziewczyna ma ponoć szesnaście lat. A zachowuje się jakby miala jedenaście co najwyżej. Nie przekonuje mnie ta kompletna naiwność. Po drugie, końcówka jak dla mnie jest przegadana: młodzi przyszli, dostali eliksir, dowiadujemy się jak eliksir “działa”. A potem jeszcze długa wypowiedź o włosach i dyskusja o chuci – takie to mi się wydawało niepotrzebne. Wyjaśnić, czemu chciała kosmyk włosów można po prostu krócej, a fragmentu o chuci bym się pozbyła.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Dziękuję za komentarz. Może faktycznie niektóre rzeczy techniczne można tu poprawić i skrócić. Tekst docelowo miał być krótszy, ale wyszło jak zawsze. Zgodzę się, że w pewnych momentach mnie poniosło, a żylasta złość to po prostu zabawa słowem :D

Zapraszam na mój kanał YouTube

A ja kaprysić nie będę. Może to kwestia mojego własnego nastroju, może nie – nieważne. Liczy się, że rozbawił mnie rosół w roli eliksiru miłości oraz aluzja do Babci Weatherwax.

Pozdrawiam.

Miło mi, że ktoś podziela moje poczucie humoru, choć ze wstydem przyznaję, że postać babci Weatherwax była mi nieznana aż do tej pory.

Również pozdrawiam.

Zapraszam na mój kanał YouTube

Nadrób to! Przy okazji pojawi się NIania Ogg, też nietuzinkowa postać… :-)

Ot, taka sobie historyjka o doświadczonej wiedźmie, która szczególnym eliksirem miłości obudziła w młodych rzekomo minione uczucie.

Zakładam, że cała rzecz dzieje się w dość odległych czasach, dlatego raziło mnie nazbyt współczesne słownictwo, skutkiem czego nie mogę powiedzieć, że lektura była w pełni satysfakcjonująca.

 

nawet do­świad­czo­ne osoby mają cza­sem pro­ble­my je zna­leźć. → …nawet do­świad­czo­ne osoby mają cza­sem kłopot, by je zna­leźć.

 

na­sto­lat­ka się za­ru­mie­ni­ła. → Słowo nastolatka pojawiło się dopiero w początkach drugiej połowie XX wieku, więc w czasach kiedy dzieje się ta opowieść, nie mogło być znane i nie ma tu racji bytu.

 

Nie zdą­ży­ła jed­nak do­koń­czyć zda­nia, nim roz­le­gło się wa­le­nie do drzwi.Nie zdą­ży­ła jed­nak do­koń­czyć zda­nia, gdy roz­le­gło się wa­le­nie do drzwi.

 

Ubra­nia wska­zy­wa­ły na bo­ga­tą war­stwę miesz­czań­stwa.Ubra­nie wska­zy­wa­ło na bo­ga­tą war­stwę miesz­czań­stwa.

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

 

Wska­za­ła na wiel­ki ko­cioł bul­go­czą­cy na małym pa­le­ni­sku. → Wskazując coś, pokazujemy to, nie na to. Nie wydaje mi się, aby kocioł bulgotał.

Proponuję: Wska­za­ła wiel­ki ko­cioł z bul­go­czą­cą zawartością, stojący na małym pa­le­ni­sku.

 

– Po co je pani?– Po co one pani?

 

Wiedź­ma wcią­gnę­ła po­wie­trze nosem, wy­cią­gnę­ła ręce nad garem… → Czy to celowe powtórzenie?

 

…i wy­ko­na­ła gwał­tow­ny gest rę­ka­mi ku górze. → Czy dopowiedzenie jest konieczne – wszak gesty wykonuje się rękami.

Proponuję: …i wykonała gwałtowny gest, wyrzucają ręce ku górze.

 

Tym­cza­sem wiedź­ma za­śmia­ła się swoim skrze­czą­cym gło­sem… → Zbędny zaimek – czy mogła śmiać się cudzym głosem?

 

czym zwró­ci­ła uwagę dwój­ki ko­chan­ków. → Wiadomo, kto był zakochany, nie trzeba ich wyliczać.

Wystarczy: …czym zwró­ci­ła uwagę ko­chan­ków.

 

Dwój­ka za­ko­cha­nych wy­szła… → Zakochani wyszli

 

że można od tak rach ciach go zro­bić… → …że można ot tak, rach-ciach, go zro­bić

 

Silia zła­pa­ła swój nad­gar­stek. Było jej wstyd za swój brak wie­dzy. → Zbędne zaimki.

Proponuję: Silia chwyciła nad­gar­stek. Wstydziła się, że brak jej wie­dzy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

– Dziękuję, ale wciąż jeszcze dużo muszę się od pani nauczyć… – uczennica się zarumieniła.

Uczennica z dużej

 

– Pani wiedźmo, proszę otworzyć! Przyszliśmy prosić o pomoc! – zawołał stłumiony męski głos.

Hmm, mam wątpliwości, czy głos może wołać.

 

– Hę?! A-ale jak to… Przecież oni… – dziewczyna była wyraźnie zszokowana.

Dziewczyna z dużej.

 

Prościutkie, średnio odkrywcze, ale podobało mi się :) Może po prostu potrzebuję czegoś lżejszego, a poza tym skojarzenia z wiedźmami Pratchetta miałam, a lubię jego książki :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Misiowi się spodobało. Lubi rosół, a teraz bardziej. Fajna scena poetyckiego czarowania wywaru. Miś musi zapamiętać taki sposób doprawiania rosołu.

Dość przewidywalna historyjka, ale czytało się przyjemnie.

Babska logika rządzi!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka