- Opowiadanie: Marcin_Kamala - Kość niezgody

Kość niezgody

Oceny

Kość niezgody

Emine rzadko wysyłała ich do wsi. Sama nie miała w zwyczaju spotykania się z ludźmi, a tym bardziej uczestniczenia w wiejskich rozrywkach.

Tego dnia wyszła jednak ze swojej sypialni wyjątkowo smutna i wezwała do siebie obu młodzieńców. Tolias jak zawsze zaspał, więc zanim zdążył dowiedzieć się, o co właściwie chodzi, został niemal siłą wypchnięty przez drzwi. Gaetano czekał na przyjaciela już na ścieżce. Patrzył w pochmurne niebo, modląc się, by nie zaczęło padać. Emine nie dała mu szansy nawet na wzięcie płaszcza. Zanim wyszedł wcisnęła mu do ręki kilka miedzianych monet i nóż ze srebrnym ostrzem.

– Emine to, Emine tamto. – Tolias wydawał się wściekły. Wciąż zaspany szybkimi ruchami przygładzał rozczochrane, ciemne włosy. – Zawsze coś wymyśli. Czy ona naprawdę nie może, do cholery, sama załatwiać sobie tych swoich babskich potrzeb? Kozie mleko, korzeń dębu, kurwa, alabaster… i co jeszcze? – młodzieniec znacząco przewrócił oczami. – Co mnie obchodzi, czym ona tę śliczną buźkę smaruje?

Gaetano lekko uniósł kącik ust. Nie było sensu wchodzić z Toliasem w dyskusję. Towarzysz nie zamierzał jednak się zamknąć. A szkoda…

– Przynieście mi, moi drodzy, ziarna maku i stokrotki. – nieudolnie naśladował wysoki głos czarodziejki. – Kurze łapki może jeszcze…

– Co?

– W bajkach czarownice używają kurzych łapek, nie?

– Może i w bajkach używają. – przytaknął Gaeto. Po chwili dodał – To był domek.

– Jaki domek?

– Na kurzej łapce stał domek.

Chwilę szli w milczeniu. Tolias spuścił głowę. Mocno kopnął kamyk leżący mu na drodze.

– Czy ona sobie nie mogła jakiejś dziewczynki przywlec do tej swojej chatki?

– Po co jej dziewczynka?

– Jak już się bawi w napary czy inne bzdury i potrzebuje tego całego gówna, mogłaby ją sobie wysyłać. Na pewno dziewczyna lepiej od nas będzie wiedziała, skąd wziąć śluz ślimaka albo skrzydła trzmiela. Niech nam jeszcze wiedźma po koszyczku wciśnie w rękę, psia jego mać.

Gaetano musiał częściowo przyznać przyjacielowi rację. Czarodziejka niechętnie pozwalała im na wizyty na wsi. Sam często czuł się traktowany jak dziecko, którym przecież od dawna już nie był. Tolias buntował się zdecydowanie częściej, przez co średnio raz w miesiącu spędzał kilka dni jako rybka w akwarium albo stawonóg. Raz nawet Gaetano zastał go przemienionego w pieczarkę. Przez trzy dni okładał siwego grzybka ziemią i pilnował, by przyjaciela nic nie zeżarło.

Tolias chwilę szedł w milczeniu. Jego pochmurne oblicze przyciągało uwagę przechodniów, którzy, przyjrzawszy się młodzieńcowi, przyspieszali kroku.

– To co dzisiaj mamy? – odezwał się z rezygnacją.

– Piszczel.

– Co, kurwa?

– Piszczel. Taka kość. W nodze.

– Wiem, do kurwy nędzy, czym jest piszczel. – warknął Tolias. – Pytam, po co jej to cholerstwo.

Gaetano westchnął i przewrócił oczami. Czasem miał naprawdę dość…

– Myślisz, że mi powiedziała? Kazała przynieść piszczel i tyle.

Przyjaciel chwilę się wahał, jakby ważył słowa, które usłyszał.

– Czyj ten piszczel?

– Dobre pytanie.

Znienacka Tolias przyspieszył i zastąpił mu drogę.

– Chwila! Wysyła nas po jakąś nogę, nie zdradza po co jej ona i czyja ma być…

– A Emine ma zwyczaj nam się tłumaczyć?

– Cicho! – Tolias zaciskał pięści ze złości. – A gdzie iść mówiła?

Gaetano szukał słów. Doskonale wiedział, w jaki sposób szukać, chociaż pojęcia nie miał, dokąd właściwie zmierza.

– Nie wyraziła się jasno.

Nim przyjaciel zdążył coś krzyknąć, Gaetano obszedł go i przyspieszył kroku.

Wioska była skupiskiem ludzi dość zamożnych. Przypominała niewielkie miasteczko. Gaetano znał kilku rolników, rzemieślników, przyjaźnił się z tutejszym karczmarzem. Zawsze, gdy razem z Toliasem pojawiali się w gospodzie, czuli się mile widziani. Wieśniacy traktowali ich z pewną rezerwą, lecz życzliwie. Zwłaszcza Tolias lubił spędzać czas wśród zwykłych ludzi. Nieraz nie wracał na noc do chaty Emine, za co ta następnego dnia wypróbowywała na nim różne ciekawe zaklęcia. Czasem, choć rzadko, chłopakowi udawało się je odbić. Do napięć pomiędzy tą dwójką Gaetano był już przyzwyczajony.

– A może powiemy jej, że nie było?

Gaetano zaśmiał się.

– Czego? Piszczela?

– No.

– Czy ty naprawdę chcesz znowu zostać… Co to było ostatnio? Chomik?

– Szynszyla.

– No właśnie.

Tolias uśmiechnął się złośliwie. Gaetano przewrócił oczami, przyjaciel najwidoczniej wpadł na jakiś pomysł, z pewnością niedorzeczny.

– Błagam cię, nie denerwuj jej, dobrze? Nawet nie próbuj…

– Bo tak sobie pomyślałem… Skoro zołza nie mówiła, skąd właściwie mamy wziąć tę jej kość, może po prostu pójdziemy na rynek…

– Tolias, proszę cię…

– Do mięsnego…

– Narobisz nam kiedyś kłopotów, wiesz? – Gaetano tracił cierpliwość.

– Czemu ty jej się tak zawsze słuchasz?

– Tobie też się to czasami zdarza.

– Bo ma fajną dupę. – Tolias puścił do przyjaciela oko.

Gaetano zbladł. Jego usta wykrzywił grymas. Chłopak rozejrzał się wokoło. Na szczęście nie zobaczył nikogo, kto mógłby ich słuchać. Nie licząc kilku ptaków siedzących na gałęziach w koronach pobliskich drzew i owadów spijających nektar z kwiatów przy drodze.

– Zamknij się, kretynie! I chodź wreszcie.

Tolias powoli powlókł się ścieżką wzdłuż wsi. Trzymając ręce w kieszeniach spodni, rozglądał się z roztargnieniem. Wszystkie domy wyglądały tutaj podobnie. Ceglana podmurówka, drewniane, duże drzwi, ciężkie okna. Gaetano się nie spieszył. Przechodził wzdłuż zabudowań, raz po raz zerkając na towarzysza spod oka.

Gdy wydawało się, że droga zaczyna się kończyć, w pewnym momencie odbiła w lewo. Było tu ciaśniej i ciemniej niż w pozostałej części wsi. Gaetano wiedział, że są już blisko.

– Może tu? – zapytał od niechcenia, kiwając głową w stronę niewielkiego domu, przed którym rosło kilka różanych krzewów.

– Nie wygląda mi to na Piszczelowe Królestwo. – zadrwił Tolias. – Ale możemy spróbować.

Gaetano jak gdyby nigdy nic minął dom i kontynuował spacer. Kilkukrotnie pytał przyjaciela o różne domostwa i za każdym razem słyszał podobną odpowiedź. Toliasowi wszystko było jedno. Mógł wejść, mógł iść wzdłuż drogi. Szli więc dalej. Na końcu wyludnionej już całkiem ścieżki dostrzegli kolejny z domów. Wyglądał niepokojąco wręcz zwyczajnie. Ta sama podmurówka, te same co wszędzie sosnowe drzwi, okna wychodzące na niewielką werandę, kilka krzewów róż.

– Może ten?

Naraz Tolias skrzywił się.

– Nie, ten nie. – powiedział stanowczo. – Chodźmy stąd.

Tolias okręcił się na nodze. Wsadził ręce w kieszenie i czekał na przyjaciela, łypiąc na bok. Jego oddech stał się nieco cięższy. Coś było nie tak, inaczej. Gaetano wyraźnie wyczuł, że przyjaciel chce jak najszybciej się oddalić. To musiało być to miejsce…

Młodzieniec zbliżył się do furtki i pchnął ją. Ustąpiła od razu. Tolias otworzył usta, jakby miał zamiar protestować, ale widząc minę towarzysza, machnął ręką i podążył jego śladem. Schody wydawały się dawno nieużywane. Rozgarniając kolorowe liście, Gaetano wspiął się i zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu cisza. Zapukał jeszcze kilkukrotnie. Zerknął w stronę Toliasa, który z założonymi rękami i zaciętą miną czekał u dołu schodów.

Drzwi otworzyły się, kiedy Gaeto nacisnął mosiężną klamkę. Wziął głęboki oddech i wszedł do pomieszczenia, które okazało się dużym korytarzem. W powietrzy wyczuł zapach róż, ciasta maślanego i czegoś jeszcze, niepokojąco słodką woń, tak dobrze mu znaną. Tolias momentalnie znalazł się tuż przy nim. Gaetano zrobił kilka kroków i rozejrzał się po domu. Ten sprawiał wrażenie bardzo przyjemnego. Czysty, duży salon urządzony był elegancko, choć bez przepychu. Zza białych zasłon prześwitywały promienie słoneczne. Na dębowym stole stały świeżo zerwane kwiaty. Mężczyźni zrobili kilka kroków i znaleźli się w pokoju. Tolias wyciągnął dłoń w kierunku flakonu z kwiatami. Ich płatki były twarde i szorstkie.

– Nieźle. – westchnął cicho Gaeto, delikatnie muskając lniany obrus.

Drgnęli, usłyszawszy czyjeś kroki. Porozumieli się wzrokiem, a następnie zbliżyli do schodów. U ich szczytu stała nastoletnia dziewczyna. Mogła mieć nie więcej niż szesnaście lat. Jej niebieska sukienka mocno opinała kształtne ciało. Jasne włosy spadały na nagie, nakrapiane piegami ramiona. Dziewczyna zaczęła powoli schodzić po schodach, uśmiechała się, trzymając balustrady. Jej ruchy pełne były gracji. Lekko stąpała, pokonując liczne schodki. Nim Gaetano zdążył go powstrzymać, Tolias cofnął się do salonu.

Pięknie… Sami odcięli sobie ewentualną drogę ucieczki. Tylko czy było przed czym uciekać?

– Panowie przyszli od tatusia?

Pytanie przecięło nieznośną ciszę. Dziewczyna stanęła w drzwiach pokoju, lekko wydęła różowe usta i zmysłowo zmrużyła oczy. Opierając się na białej futrynie, splotła dłonie za plecami. Gaetano przełknął ślinę. Miał wrażenie, że coś przewala się w jego trzewiach. Cholera, jaka była śliczna.

– Ja wiem, ja wiem. Tatuś miał dla panów naszykowane pisma. Proszę usiąść, zaraz znajdę. Napiją się panowie kawy? – spoglądając w kierunku gości, zbliżyła się do półki z książkami stojącej obok drzwi.

Gaetano z trudem odwrócił wzrok od nagich łydek dziewczyny. Z trudem przełknął ponownie ślinę, uśmiechnął się i powiedział:

– Ależ dziękujemy, proszę nie robić sobie kłopotu.

Dziewczyna zerknęła przez ramię. Gaetano mógłby przysiąc, że w jej oczach dostrzegł błysk.

– To żaden problem, proszę pana. Zaraz z radością panów ugoszczę.

Delikatnie zakołysała biodrami. Odwróciwszy się, szybko wyciągnęła w kierunku Gaetano rękę trzymającą jakieś papiery. Równocześnie Tolias sięgnął po nóż. Wyjął go w mgnieniu oka.

Nie zdążył.

Jego ciało runęło na ścianę.

Gaetano rzucił się na podłogę, unikając ciosu ostrych pazurów. Spojrzawszy w górę, ujrzał stwora. Strąki ciemnych włosów oplatały nienaturalnie wielką głowę osadzoną na szarym cielsku. Potwór wyszczerzył paszczę, ukazując dwa rzędy ostrych, żółtych zębów. Dom zatrząsł się, gdy potwór wydał z siebie dziki ryk, ruszając ponownie do ataku. Wielkie szpony skierowały się w kierunku szyi Gaetano. Chłopak uskoczył w bok, a drewniany stół poszybował w górę. Bestia była silna, bardzo silna. Tolias zdążył wstać. Chwiejąc się na nogach, ciął z lewej, wyprowadził prosty, ale skuteczny cios. Udało mu się przeciąć ciemną skórę. Z rany na piersi stwora trysnęła czarna krew. Bestia zawyła i rzuciła się na chłopaka, powalając go na ziemię. Tolias z trudem wyciągnął dłoń i wyszeptał zaklęcie. Stwór zawył, gdy przez jego ciało przeszedł bolesny skurcz.

Gaetano rzucił się do okna, kilkoma ciosami wybił wszystkie szyby. Jego poranione dłonie krwawiły. Chłopak zdusił jęk bólu i zerwał podarte, stare zasłony. Do pokoju wpadło delikatne, blade światło dnia. Bestia zawyła, odskoczyła od Toliasa i podbiegła do drzwi. Gaetano wstrzymał oddech, gdy w rękach Toliasa zobaczył dwa noże. Przyjaciel nie wahał się, wycelował i rzucił nimi w plecy potwora. Kiedy trafił prosto w kręgi prześwitujące przez siną skórę, ostrza zasyczały. Rana na plecach potwora zdawała się topić, rozciągać jak glina. Po chwili bestia zatoczyła się kilkukrotnie i zawyła. Kroki potwora były coraz bardziej nieporadne, aż w końcu ciężkie, zbroczone ciemną krwią cielsko runęło z głuchym łoskotem na deski.

………..

Gaetano i Tolias siedzieli na schodach, dysząc ciężko.

– Miałeś pewność, co? – Gaetano odezwał się jako pierwszy.

Tolias skinął głową.

– Ta mała cholera nieźle to wymyśliła. Doskonale wiedziała, że coś znajdziemy. Ten dom wywoływał we mnie mdłości, aż iskrzył od gównianej, starej magii, a może od uroku. Ale taki stwór… Nieźle. Od razu mnie wyczuł i osłabł. Gdyby nie to… – chłopak potarł twarz. – Z tym słońcem to trochę przesadził. Zaraz będzie padać. Ja pierdolę…

Gaetano uśmiechnął się i wyciągnął z naderwanej kieszeni spodni lnianą chustkę. Ze skroni przyjaciela spływała krew.

– Przyłóż.

Tolias skinął głową, wziął chusteczkę i mocno przycisnął ją do rany. Chwilę później wstał i skierował się ku miejscu starcia. Rozejrzał się. Nic tu nie było takie same co wcześniej. Po zadbanym, uroczym salonie nie było śladu. Pokój był zagracony. Kawałki strzaskanych mebli leżały koło szarych ścian zbroczonych tu i ówdzie krwią. W powietrzu wciąż wyczuwalny był słodki zapach śmierci. Wszystko stało się tak nagle. W jednej chwili zaklęcie przestało działać. Tolias przyglądał się cielsku potwora. Na deski podłogi wciąż spływała czarna, lepka ciecz.

– Co to właściwie, kurwa, było?

– Zdaje się, że kikimora. – Gaetano stanął tuż obok i klęknął nad truchłem. Zasłonił nos. Miał wrażenie, że martwym ciałem wciąż targają konwulsje. – Chociaż dość nietypowa. Rzadko kiedy umieją wywoływać halucynacje. I to u dwóch osób naraz. Widziałeś ją, nie? I tę pieprzoną niebieską sukienkę.

– Żółtą.

Gaetano zawahał się.

– Może i żółtą… 

Tolias pobladł, kiedy przyjaciel wyciągnął długi nóż. Pozostały oręż, cały brudny od posoki, zostawili przy otwartych już drzwiach wejściowych.

– Co ty wyprawiasz? – burknął chłopak.

Gaetano ciął. Równo i stanowczo.

– Chciała piszczel, nie?

Tolias stał z szeroko otwartymi oczami i wpatrywał się w Gaetano grzebiącego właśnie w stygnącym, poskręcanym ciele. Stał, a jego przystojna twarz robiła się coraz bledsza. Podbiegł do drzwi i nie mogąc powstrzymać wymiotów, skulił się przy drzwiach.

Gaetano wyciągnął z kieszeni spodni upchnięty tam tego ranka worek. Starannie zapakował kość i podszedł do Toliasa. Postawił go na nogi, poklepał po plecach i lekko się uśmiechnął, ciągnąc zdezorientowanego przyjaciela ku furtce.

Właśnie wtedy ją ujrzeli. Stała na ścieżce, opierając się o jedno z drzew i splatając ręce na piersiach. Emine cmoknęła ustami i kiwnęła głową na powitanie.

– Ładnie. – jej miły głos pełen był satysfakcji. – Nieco niezdarnie, ale skutecznie.

– Wiedziałaś. – wysyczał Tolias. Jego głos wręcz ociekał jadem. Gaetano miał nadzieję, że chłopak nie rzuci się na czarodziejkę. Posłał mu ostrzegawcze spojrzenie.

Emine machnęła ręką.

– Że w okolicy krąży zmora? Ach, tak, wiedziałam. Od jakiegoś czasu się tu ukrywała. Sprytna bestyjka, naprawdę. Zniknęły trzy osoby, nie więcej. Kilku pijaczków chciało spędzić tu noc.

Acha, więc to jednak zmora.

Tolias wyglądał, jakby ktoś drugi raz tego dnia przyłożył mu po głowie.

– Nie raczyłaś nas nawet ostrzec? – wrzasnął. – Prawie nas rozjebała, a ty stoisz sobie i czekasz…

Emine przewróciła oczami.

– Dostałeś nóż? Dostałeś. Jakbyś częściej mnie słuchał, zamiast oglądać mój fajny, jak to się wyraziłeś, tyłek, wiedziałbyś, po co tu wchodzisz.

A więc słyszała. Tolias momentalnie zrobił się pąsowy. Pięści zacisnął tak mocno, że przez skórę prześwitywać zaczęły białe kości. Gaetano chciał go powstrzymać, na to było jednak za późno.

– Bo zechciałaś dostać zmorowy piszczel? Wiesz co? Ty jesteś nienormalna! Naprawdę pojeba…

Błysnęło. Gaetano westchnął i rozejrzał się. Bogowie, dajcie siłę…

 

Gdy wracali, niewielu zwracało na nich uwagę. Nieliczni przechodnie schylali głowy przed urodziwą czarodziejką. Gaetano dotrzymywał jej kroku. Stary karczmarz pomachał mu, zapraszając na jednego. Chwilę później zerknął do swojego kufla z piwem. Czego to nowego teraz dodają… Mógłby przysiąc, że na ręce chłopaka siedzi wielka, jasnozielona gąsienica, a on sam karci ją:

– No, widzisz. A przecież cię prosiłem.

 

Koniec

Komentarze

Hm. Mam problem z tym tekstem. Ogólnie napisany jest przyzwoicie, czyta się dobrze (może są drobne problemy z przecinkami), bohaterowie są charakterystyczni. Z drugiej strony: światotwórstwo nie powala, nie dowiadujemy się wielu rzeczy – kim dla Emine są Tolias i Gaetano? Uczniami? Wychowankami? Czy to sieroty? Ile mają lat – w narracji pada określenie “mężczyźni” – i jeśli nie są dziećmi, a dorosłymi, czemu nie założą własnych rodzin albo nie spróbują życia na własną rękę, tylko usługują czarodziejce? A relacja Emine i Toliasa to dla mnie zwyczajna przemoc. Chłopak ma charakterek, więc nie rozumiem, czemu z nią siedzi. Czy jest do tego zmuszony? No, nie wiem, jak do tego wszystkiego podejść.

deviantart.com/sil-vah

Podpisuję się wszystkimi kończynami pod słowami Silvii.

Opowiadanie przeczytałem bez przykrości. Jeśli miała to być wprawka, to wyszła przyzwoicie.

Bardzo dziękuję za Wasze komentarze i uwagi. Wybaczcie pewnie niedopowiedzenia w tekście. Jest on częścią większej całości, dlatego we fragmencie nie pojawiają się kluczowe zapewne informacje (skąd ci panowie właściwie się wzięli i czemu z zacną niewiastą – ze skłonnością do przemocy – siedzą).

Młodzieńcy mają po 17/18 lat (T/G). Kilka lat wcześniej znaleźli się pod opieką czarownicy ze względu na swoje niezwykłe umiejętności. Gaetano gubi się we własnych snach i może nie byłoby to dla jego rodziców aż tak straszne, gdyby nie okazywały się one rzeczywistością.

Tolias, obdarzony specyficzną umiejętnością wykrywania tego, co nietypowe (przyjmijmy, że magiczne), już niebawem odejdzie. Zanim jednak do tego dojdzie, będzie musiało wydarzyć się coś znacznie gorszego niż spędzenie kilku dni pod postacią gryzonia.

Każdy z bohaterów nosi w sobie pewną traumę, mierzy się ze stratą. Tak, wiem, tu także tego nie ma. A jednak przeszłość wpływa na każdą z postaci (i na jej zachowanie).

 

Bardzo dziękuję za czas poświęcony na przeczytanie tekstu i skomentowanie :) Nigdy wcześniej nie podzieliłem się niczym z… no, właśnie, z nikim. No, to pierwszy raz mam za sobą. Nie było aż tak strasznie ;)

Silvo, będę niezmiernie wdzięczny za wskazanie mi błędów w interpunkcji, o których wspomniałaś. Patrzę, patrzę… i po prostu nie widzę.

 

Dzięki :)

Jeśli to Twój pierwszy tekst, to miś chętnie przeczyta następne, bo ten mu się spodobał.

Pierwszy :) Bardzo dziękuję, super taki komentarz przeczytać. Misiowi zadedykujemy więc następny tekst.

Mnie zainteresowało. Spoko się czyta.

Dobrze się czytało, ale za dużo niedopowiedzeń, które – jak rozumiem po przeczytaniu komentarzy – wynikają z faktu, że to fragment. Jeśli to fragment czegoś dłuższego, to tekst powinien być opatrzony tagiem "fragment".

Co do wieku bohaterów, piszesz w komentarzu że mają 17-18 lat, ale w tekście używasz określenia “mężczyźni”, co sugeruje, że są dorośli. Może lepiej by było zastąpić tych mężczyzn czymś innym? Chłopcy?

W powietrzy wyczuł zapach róż,

Literóweczka

Gaetano z trudem odwrócił wzrok od nagich łydek dziewczyny. Z trudem przełknął ponownie ślinę, uśmiechnął się i powiedział:

Powtórzenie.

Nic tu nie było takie same co wcześniej.

takie samo jak wcześniej

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Cześć!

 

Całkiem przyjemna opowiastka, która w końcówce mocno skręca w stronę klimatów wiedźmińskich. Mamy bohaterów o nieco różnych osobowościach, którzy wyruszają zdobyć fant dla czarodziejki. Nie jestem pewien, czy taki był zamysł, ale goście robią wrażenie nieco skacowanych na początku opowieści i to zdecydowanie dodaje uroku. Odejmują go natomiast przekleństwa, których jest sporo (za mało, by utożsamiać z nimi bohatera, za dużo, by wywarły efekt)

Napisane całkiem, całkiem, nic specjalnie nie zgrzytało (poza przekleństwami). Mam trochę problem z identyfikacją bohaterów: z początku wyglądają na skacowanych nastolatków (dialog o tyłku), w końcówce natomiast okazuje się, że zachowują zimną krew w starciu z potworem jak i po nim, co sugeruje, że nie jest to ich pierwsza walka. Przechodzą jako YA, ale u dorosłych wywołują mieszane uczucia. Zabrakło pokazania szerszego kontekstu albo chociaż detalu, który tłumaczyłby ich położenie.

Zabrakło też trochę światotwórstwa, ale nie jest to zarzut a raczej ciekawość, a to oznacza, że tekst wciąga, więc jest całkiem dobrze, ale też nic w opku specjalnie nie porywa. Zabrakło czegoś nowego, albo czegoś niespodziewanego, by zostało w głowie na dłużej.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć!

Historia, którą opisałeś, jest prosta, ale opisana na tyle sprawnie, że mnie zaciekawiła. Trochę raziły mnie przekleństwa, ale ja za przekleństwami nie przepadam, nieczepiał bym się też ich zanadto, bo w jakiś sposób pasują do bohaterów. W zasadzie nie mam się do czego przyczepić. Jak dla mnie to dobry tekst.

„Pisałem wiele, ale co uważałem za niedoskonałe, rzucałem w ogień, bo ten najlepiej poprawia”. Owidiusz

Bardzo dziękuję za Wasze uwagi :) wezmę je sobie do serca, dzięki!

Nowa Fantastyka