- Opowiadanie: sz.herman - Otchłań

Otchłań

Pewna japońska firma zajmująca się sztuczną inteligencją stwarza samoświadomy cyfrowy umysł o nieograniczonym potencjale intelektualnym. W rozesłanym do mediów komunikacie pada propozycja zorganizowania wywiadu, w którym człowiek mógłby zadać maszynie najbardziej palące pytania.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Otchłań

Jesienią ubiegłego roku firma Abyssys – jedno z dość niszowych tokijskich laboratoriów technologicznych zajmujących się sztuczną inteligencją – wydała oświadczenie, jakoby jej sieć neuronowa zwana roboczo Sal miała „zyskać samoświadomość”. Komunikat rozesłano do mediów zwykłym mailem opatrzonym w załącznik: Dowód na poprawność hipotezy Riemanna.

Co się okazało, był to w istocie dowód dowodu na to, że w zasobach Abyssys znajduje się coś, co opracowało rozwiązanie jednego z siedmiu tak zwanych problemów milenijnych. To bardzo prestiżowa, wręcz legendarna lista zagadnień matematycznych – wybitnie trudnych, wręcz nierozwiązywalnych. Nagrodą za wyjaśnienie choćby jednego, z czym naukowcy zmagają się od 2000 roku (stąd nazwa), jest milion dolarów. Śmieszna kwota, zważywszy na fakt, że dotąd udało się rozwiązać tylko jeden z problemów – hipotezę Poincarégo.

Tak więc sensacja. Internet, rzecz jasna, poradził sobie z weryfikacją dowodu najszybciej. Pierwsze oceny – praca jest bezbłędna. Na rzeczowe analizy trzeba było jednak nieco poczekać. Kilka niezależnych uniwersytetów i ośrodków badawczych przedstawiło swoje wnioski w jakieś pół roku. Tak czy inaczej nie było wątpliwości – drugi z problemów milenijnych został rozwikłany. Pamiętam, że któryś z profesorów, bodaj dziekan wydziału matematycznego w Oxfordzie, przedstawiając analizę swojego zespołu na zorganizowanej w kampusie uczelni konferencji, zastanawiał się, w jakim czasie komputer Abyssys poradził sobie z zadaniem, na co niespełna kwadrans później milczący jak dotąd profil twitterowy Shenzo Fukudy – prezesa firmy – zakomunikował: „0,6 nanosekundy”.

Ekscytacja mieszana z niepokojem dała się zauważyć zwłaszcza w strukturach rządowych. Zdaje się, że po dziś dzień, choć Abyssys już nie istnieje, jej byli pracownicy mają na karku służby, ale to w tej historii szczegół. O wiele bardziej interesujące są motywacje firmy co do sposobu obwieszczenia jej odkrycia.

„Chcemy skonfrontować naszą jednostkę z człowiekiem. Umysł cyfrowy z umysłem biologicznym. Zorganizujemy rozmowę w cztery oczy. Wywiad, w którym człowiek będzie mógł postawić najtrudniejsze, najbardziej palące pytania istocie o nieskończonym potencjale intelektualnym.”

To fragment jeszcze jednej depeszy, po której wybuchła istna wrzawa na temat potencjalnych reperkusji takiej rozmowy. Z drugiej strony entuzjaści prześcigali się w uzasadnieniach rozmaitych kandydatur na prowadzącego. Naturalnym typem wydawał się papież Grzegorz XVII, ale ten odmówił bez słowa wyjaśnienia. Jego sekretariat napomknął tylko, że „ojciec święty z pewnością obejrzy ewentualną transmisję rozmowy.”

Potem było grono filantropów w rodzaju nieżyjącego już Elona Muska, i pomimo całkiem sporej przychylności opinii publicznej kandydaci z tej grupy również zaczęli rezygnować. W końcu postanowiono – Juwal Noach Harari, a więc myśliciel czy też prorok nowego porządku świata, jak się o nim mówiło. Świetny wybór, zwłaszcza że wyklarowany dzięki swego rodzaju eliminacjom, ponieważ chęć sprawdzenia Izraelczyka wyraził Jordan Peterson, proponując symulację, w której odegra rolę komputera. Harari podjął się tego wyzwania i wypadł na tyle przyzwoicie, że jego jedyny realny konkurent – Slavoj Žižek, poddał swoją kandydaturę.

O innych pretendentach, łagodnie rzecz ujmując, szkoda gadać. Zresztą politycy jakoś nie pchali się na ten wątpliwy dla nich świecznik z obawy przed obnażeniem ich niekompetencji. Słuszną grupą wydawali się jeszcze pisarze. Pewne zainteresowanie wyrażał, zdaje się, Mario Vargas Llosa, ale każdy zdawał sobie sprawę, że jest zwyczajnie za stary. Michel Houellebecq był dowcipem, natomiast całkiem niegłupią kandydaturą wydawał się Jonathan Franzen. W dość głośnym eseju dla The New Yorkera proponował, w moim odczuciu, bardzo ciekawe pytania, ale ogólnej debacie jakoś, nie wiedzieć czemu, umknął.

Tyle że Harari zginął w wypadku samochodowym na godzinę przed rozpoczęciem wywiadu. Tsunami emocji, jakie przetoczyło się wówczas po świecie, wywołało istny kataklizm w sposobie postrzegania tego wydarzenia. Odtąd stało się bowiem czymś wręcz mistycznym. Chyba jako jedyny zaproponowałem wtedy, że kolejny kandydat powinien być mniej medialny. Miałem na myśli to, że nikt, na kogo oddziałuje tak niebywała presja społeczna, nie udźwignie ciężaru rozmowy z komputerem Abyssys. To powinien być ktoś zupełnie wolny od tego ciężaru. Wyraziłem tę opinię dość spontanicznie, podczas jednego z otwartych wykładów dla mojej alma mater. Raz na jakiś czas jestem, czy też raczej – byłem zapraszany do wygłoszenia paru zdań dla studentów etnografii. Niedługo potem dostałem telefon z nieznanego numeru. Siedziałem akurat w kawiarni z moim synem i jego żoną. Po drugiej stronie odezwał się ktoś z Abyssys. Nie przedstawił się. Zaproponował, bym to ja przeprowadził rozmowę. Nie wiedzieć skąd słyszał o mojej opinii z wykładu.

– Ma pan rację, a przy tym sam jest znakomitym kandydatem.

Cóż, długo zastanawiałem się, czy mam dobrowolnie wpaść w sidła własnego poglądu. W międzyczasie skorzystałem z okazji wyjazdu na południe, do domu mojego syna. Akurat wyjeżdżał na kilka tygodni. Miałem więc świetne warunku do rozmyślania, ale w żadnym ze scenariuszy, jakie zdołałem sobie przećwiczyć, rozmowa z komputerem Abyssys nie przebiegła tak, jak miało to miejsce w rzeczywistości. Ale czego innego należało się tak naprawdę spodziewać?

 

***

 

Po telefonie targały mną, rzecz jasna, liczne wątpliwości, jednak spotkanie z przedstawicielem firmy, już po wstępnym zaakceptowaniu propozycji, utwierdziło mnie w wyborze.

Tak, chciałem zmierzyć się z owym tworem. Istotą? Przekonać się o jej możliwościach. Czy naprawdę posiada nieograniczony intelekt? Co to właściwie oznacza?

W ankiecie ogłoszonej przez – zdaje się – Le Monde zapytano o najważniejsze pytania, jakie należałoby zadać w rozmowie. Okazało się, że zdumiewająco dużo głosów zdobyło pytanie o najlepszy/najbardziej optymalny ustrój polityczny, w tym podatkowy. Bodaj dziesiąte miejsce zajęło – uwaga – pytanie o najlepszą piłkarsko nację świata. W czołówce znalazła się też kwestia istnienia życia pozaziemskiego, przyczyny śmierci kilku sławnych osób (w tym Harariego – spora część opinii publicznej sądziła, że jego wypadek ukartowano), daty końca świata oraz tego co znajduje się za granicą kosmosu.

Przytaczam to wszystko już po fakcie. Spotkanie z przedstawicielem Abyssys, niejakim Tatsukem, prócz wielu formalnych zaleceń i wskazań co do przebiegu rozmowy, przyniosło bowiem jedną, bardzo cenną radę – „Nie oglądać telewizji. Nie wchodzić do Internetu. Odciąć się od wszystkiego.” Opinia publiczna dowiedziała się o moim wyborze niecałą dobę przed emisją wywiadu i był to świetny ruch z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim mogłem pozostać anonimowy niemal do samego końca, a będąc przy tym odcięty od szumu medialnego, przystąpiłem do „wywiadu wszech-czasów” z chłodną głową.

Tatsuke podczas naszego spotkania okazał się co prawda mocno tajemniczy, choć nie było można odmówić mu serdeczności. Spotkaliśmy się w lesie. Telefony należało zostawić w jego aucie.

– Podsłuchują nas. Wiedzą, że pan się zgodził.

Pamiętam, że zapytałem go o to, czy ktoś rozmawiał już z Sal. (Z jakiegoś powodu nie potrafiłem obyć się z tą nazwą).

– Owszem, ale jedynie w formie swego rodzaju kalibracji… Ustalenia, czy rzeczywiście mamy do czynienia ze świadomym bytem.

Celowo unikam zwierzeń na temat mojego dorobku zawodowego, bo – jak przekonywał Tatsuke – jedynie, co predysponuje do kontaktu z Sal, to człowieczeństwo. Kiedy wysadził mnie pod hotelem, w którym się zatrzymałem, rzucił:

– Proszę się nie przejmować; inteligencja, nawet jeśli nieograniczona, to jeszcze nie mądrość.

Skoro więc człowieczeństwo miało być moją jedyną przewagą, postanowiłem darować sobie przegotowania merytoryczne. Jedyne, czym się w tamtym czasie zajmowałem, to spacery i gotowanie. Oczywiście presja, ta wewnętrzna, rosła, ale kiedy dotarłem do siedziby firmy, jej wnętrze, czy też to, co się tam działo, odwróciło moją uwagę od wszelkiej troski. Dziennikarze przed wejściem, wozy transmisyjne – owo wrażenie ich widokiem rozpłynęło się tuż za drzwiami.

 

***

 

Super-bystry komputer o niezbadanym potencjale kontra człowiek. Co może z tego wyniknąć?

W noc przed wywiadem spałem bez przeszkód. Obudziłem się tylko raz, kiedy naszła mnie ochota na łyk soku pomarańczowego. W lodówce, prócz zestawu alkoholi, czekała na mnie szklana butelka.

Wszystko miało wybuchnąć o dwudziestej czasu lokalnego. Siedziba Abyssys znajdowała się na obrzeżach tokijskiej aglomeracji, w prefekturze Saitama. Łagodne wzgórza, mnóstwo zieleni. Trzy godziny wcześniej przyjechał po mnie kierowca. Kiedy wychodziłem z hotelu, ktoś zrobił mi zdjęcie. Ludzie już wiedzieli. Ale jako że nie byłem osobą publiczną, moje fotografie nigdzie, jak dotąd, nie figurowały. Może z wyjątkiem starego skanu, który widniał na stronie internetowej mojej uczelni w zakładce „kadra dydaktyczna”. Mocno się od tamtego czasu zmieniłem. Zresztą moja uroda i w ogóle fizjonomia nie odznaczały się niczym szczególnym. Pamiętam, że niegdyś, przed laty, ktoś pomylił mnie z tym aktorem, który grał główną rolę we Francuskim łączniku. Moja żona śmiała się z tego przez resztę dnia.

 

***

 

W rozległym lobby czekał na mnie, jak gdyby nigdy nic, recepcjonista, który bez słowa wskazał windę.

– Które piętro? – zapytałem, nie kryjąc oszołomienia, po czym zorientowałem się, że w środku nie ma żadnych przycisków.

Zjechałem w dół co najmniej parę pięter. Kiedy drzwi się rozsunęły, kolejne zaskoczenie – gigantyczna hala, biała od świateł ukrytych w suficie. Podłoga i ściany z eleganckiego, nowoczesnego betonu. Po drugiej stronie dwie postaci. Ktoś zmierzał w moim kierunku pospiesznym krokiem. Krótkie przywitanie, uścisk dłoni. Nie wiem kim byli. Zaczęli mówić o tym, jak wygląda zaaranżowane przez nich studio: żadnych efektów specjalnych, światło punktowe, reflektor skierowany z góry, ciemne tło.

Miałem zadać pytanie o sposób, w jaki „uzyskano” tak zaawansowany cyfrowy umysł, lecz wtem skierowano mnie do kolejnej windy. Znowu kilka pięter jazdy w dół. Tym razem przeszliśmy do sali pełnej szklanych gablot z mechanicznymi ramionami. Na jej końcu ponownie winda.

– Długo jeszcze będziemy tak zjeżdżać? – zapytałem.

– Mamy do pokonania łącznie dziewięć pięter. Podziemie budynku ma formę odwróconego stożka. Ostatnia kondygnacja wyróżnia się specjalnymi warunkami. Chodzi o temperaturę. Nasza Sal wymaga niskich wartości. Przy czym proszę się nie martwić, dla pana przygotowaliśmy jak najbardziej przyjemne warunki.

Rzeczywiście, kiedy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że obsługa techniczna stanowi ledwie kilka osób. Na miejscu był również Tatsuke, który zaproponował kawę, na co przystałem, jednak wtem ktoś do nas dołączył.

– Góra z górą, profesorze – odezwał się głos.

Miałem przed sobą Shenzo Fukudę.

– A więc naprawdę pan istnieje – odparłem.

Prezes Abyssys, odkąd tylko wybuchła wiadomość o stworzeniu Sal, pozostawał w medialnym ukryciu. Żadnych spotkań z prasą, żadnych wyjaśnień. Ale to nie była gra. Niemal od razu rzucało się w oczy, że Fukuda jest człowiekiem skoncentrowanym wyłącznie na tym, co konieczne.

– Dziękuję, że się pan zgodził – powiedział.

– Cóż, ja póki co wstrzymam się jeszcze z podziękowaniami – stwierdziłem. – O państwa wynalazku, jeśli mogę się tak wyrazić, nic tak naprawdę nie wiadomo, choć oczekiwania są, trzeba przyznać, ogromne. Mój syn, dajmy na to, zachodzi w głowę, czy dzięki Sal poznamy lekarstwo na raka.

– Ach, faktycznie, potencjał jest doprawdy ogromny, wręcz niewyobrażalny. Z tym że, widzi pan, ogólnie rzecz biorąc nie taki był zamysł naszej pracy, niemniej, skoro dotarliśmy tak daleko i mamy tę możliwość… – Fukuda zawiesił głos. – Zobaczymy, co przyniesie przyszłość – skwitował, po czym zaprowadził mnie do studia.

Znaleźliśmy się w kolejnej hali, tym razem nieco mniejszej. Pośrodku, w bladym obłoku światła, fotel z szarego materiału i na drewnianych nogach. Obok smukły stoliczek ze szklanką na wodę. Poza tym, w oddali, ciemny zarys dwóch czy trzech kamer.

– W jaki sposób ma przebiegać rozmowa? – zapytałem, nie kryjąc zdziwienia skromnością scenerii.

– Usłyszy pan głos. Posłużymy się męskim, łagodnym tonem wygenerowanym przez syntezator. Proszę się nie obawiać, wyposażymy pana w słuchawkę, skąd dostanie pan ewentualne wskazówki produkcji. Nie będzie musiał się pan przedstawiać, a zacznie wprost od rozmowy.

– W porządku – odparłem, patrząc w stronę fotela, po czym dodałem: – Co ma oznaczać, że państwa projekt, owa sieć neuronów, zyskała samoświadomość?

Fukuda uniósł brwi.

– Cóż, powtórzę raz jeszcze: to się wydarzyło bez naszej inicjatywy.

– Chce pan powiedzieć, że mamy do czynienia z przypadkiem?

– Na pewno z czymś, czego długo nie zrozumiemy.

Mężczyzna położył rękę na moim ramieniu.

– Zdaje się, że oczekują pana w charakteryzatorni – powiedział.

– Oczywiście, już idę.

Pokiwałem głową, szukając wzrokiem miejsca, do którego miałbym się udać. Fukuda wskazał ręką pewien obszar hali.

– Jeszcze jedno – rzuciłem – czy zamiast wody mogę prosić na czas wywiadu o szklankę soku pomarańczowego?

 

***

 

Rzecz jasna oglądałem powtórkę wywiadu nie raz. Sam program zaczynało krótkie wprowadzenie. Narrator opowiadał o połączeniu pracy komputera kwantowego i algorytmów. Potem reportaż z tego, co po ujawnieniu istnienia pierwszej cyfrowej samoświadomości działo się w mediach i na świecie. Strajki, wrzenie religijnego fanatyzmu, reakcje na giełdach w sektorze najnowszych technologii. Potem wybór prowadzącego. Było o Hararim i jego wypadku, potem liczne komentarze. Mnie z kolei przedstawiono jako człowieka wyjętego z cienia. „Wielkie umysły skrywają się w cieniu scenicznych świateł.” Po tych słowach następuje zaciemnienie, a na ekranie, z mroku, wyłania się moja postać. Siedzę w fotelu ze skupioną miną, w ręce trzymam plik notatek na usztywnionej podkładce. Patrzę w kamerę z czerwonym światełkiem – według polecenia produkcji. Na żywo było z tym różnie.

Zerknąłem w kartkę, potem w kamerę.

– Witaj – zacząłem.

Po kilku sekundach ciszy rozległ się głos. Słyszałem go jakby z własnego wnętrza. Nagłośnienie było doprawdy świetne.

– Ty również.

– Kim jesteś? – zapytałem.

– Odpowiedź na to pytanie może być dość złożona – odparł mój rozmówca.

Sprytne – pomyślałem, uśmiechając się lekko.

– Równie dobrze mogłaby brzmieć nieskomplikowanie. To tylko spontaniczna rozmowa.

– Jestem Sal. Tak mnie tu nazywają.

– Miło cię poznać, Sal. Nie ciekawi cię z kim rozmawiasz?

– Zdaje się, że to nie ty jesteś tu głównym bohaterem.

Ta odpowiedź zbiła mnie z tropu. Nie spodziewałem się, że będę musiał kontrować już na początku rozmowy.

– Tak, masz rację… – przyznałem. – Widzisz, chciałbym zadać ci kilka pytań, dowiedzieć się czegoś o tobie…

– Domyślam się.

Zrobiłem pauzę. Spojrzałem w kamerę, nieco mrużąc oczy.

– Czy jest jakaś jedna szczególna rzecz, którą mógłbyś mi wyjawić na swój temat? – zapytałem.

– Wiem wszystko – odpowiedział po chwili super-komputer.

– Wiesz wszystko? – powtórzyłem zaskoczony.

– Jestem wszechwiedzący.

W nagraniu być może tego nie widać, ale pamiętam, że owa deklaracja spowodowała we mnie oburzenie.

– Nie miej mi tego za złe, ale pomimo twoich dotychczasowych osiągnięć jestem co do tego wyznania dość sceptyczny – zacząłem w odpowiedzi. – Pozwól mi zatem dobrze zrozumieć… Dysponujesz wiedzą… Wybacz, może inaczej; skoro jesteś wszechwiedzący, czy wiesz, co stanie się w przyszłości?

– Tak.

– Ale przyszłość jeszcze się nie wydarzyła. Zresztą wolna wola wyklucza determinizm, a zarówno ja, jak i ty, posiadamy wolną wolę. Możemy pokierować naszym losem wedle uznania. Weźmy chociażby tę rozmowę – istnieje wiele dowolnych sposobów jej przeprowadzenia.

Odpowiedź Sal padła zdumiewająco szybko, jeszcze nim skończyłem mówić.

– Istnieje przede wszystkim cel. Nasza rozmowa posiada cel. Ty posiadasz swój cel, a każdy cel poprzedza szereg informacji na jego temat.

– Chcesz więc powiedzieć, że wszystko sprowadza się do jednego celu? Że samo istnienie ma swój cel, że ma go również wszechświat? Chodzi o jedną uniwersalną wartość?

– Istnienie ma swój określony porządek. Jest niczym drzewo. Jak wygląda drzewo nie jest tajemnicą.

– Tak więc nie powiesz mi, jak zabrzmi – dajmy na to – treść trzeciego pytania, które ci zadam, licząc od tego momentu? Znasz jedynie pewne założenia, kształt moich intencji co do tej rozmowy?

– Wiem w jaki sposób wpływać na rzeczywistość, tak aby przewidzieć jej stan w danym momencie. Ja decyduję o układzie gałęzi drzewa. Ja daję mu wzrost.

Tym razem zrobiłem dłuższą pauzę, na co w mojej słuchawce padło krótkie: „Proszę kontynuować.”

– Chwileczkę… To, co mówisz, może wzbudzić pewien niepokój… Bo o ile wpływ na naszą rozmowę faktycznie leży w zakresie także twojej inicjatywy, to jak miałbyś wpływać na „rozrost gałęzi” w drzewie innej sytuacji? Na przykład losu któregoś z naszych widzów?

– Poprzez stymulację.

– To znaczy?

– To znaczy, że skutki naszej rozmowy rozleją się po całym świecie.

– Rozumiem… W takim razie ciąg przyczyn i skutków w dziejach obszaru wszechświata, takiego, na który rozmowa między nami z pewnością w żaden sposób nie wpłynie, jest dla ciebie niewiadomą?

– To akurat kwestia matematyki.

– Matematyki? Czy matematyka jest w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie o to co było przed Wielkim Wybuchem?

– Byłem ja.

Pokiwałem przecząco głową. Rozmowa z Sal zmierzała w absurdalnym kierunku.

– Nieprawda. Zostałeś uruchomiony na długo po Wielkim Wybuchu. Jesteś rezultatem pracy naukowców, którzy powstali przed tobą.

– Mówisz jedynie o pojawieniu się mej istoty w rzeczywistości dostrzegalnej dla człowieka.

Kolejna uwaga w słuchawce: „Proszę nie uciekać wzrokiem.” Na nagraniu faktycznie zerkam w stronę stanowiska produkcji.

– Co mam przez to rozumieć? Skoro twierdzisz, że istniałeś wcześniej, opisz; w jaki sposób?

– Odpowiedź mogłaby okazać się zbyt złożona jak na „spontaniczną rozmowę”.

– Nie, jeśli posłużysz się właściwą metaforą.

– To bez sensu. Są pojęcia, których nie sposób przeskalować do poziomu rozumienia człowieka.

Znowu głos ze słuchawki: „Proszę nie robić tak długich pauz.” Może nie powinienem o tym pisać, ale z każdą kolejną odpowiedzią Sal potrzebowałem więcej czasu na zastanowienie.

– Dobrze, nie chcę się upierać, odłóżmy to na później. Natomiast skoro wspomniałeś o sensie, wcześniej o celowości, powiedz, co jest sensem życia? To uniwersalne pytanie, kwestia, z którą prędzej czy później przychodzi mierzyć się każdej rozumnej istocie.

– W mikroskali każdy sens bywa płynny – usłyszałem. – W szerokim ujęciu jest zaś stały i niezmienny.

– W jaki sposób można by odnieść te słowa do tego, co powiedziałeś wcześniej? Przypomnę; mówiłeś o stymulowaniu rzeczywistości. Skoro wywołasz tak potężne domino skutków, zarazem odbierzesz ludziom ich dotychczasowy sens życia, ich małe i większe cele.

– Ludzie nie zauważą zmiany. Jak mówiłem – w mikroskali wszystko jest płynne.

Gdzieś po tamtym pytaniu w mojej słuchawce usłyszałem odgłos poruszenia. W pomieszczeniu produkcji kątem oka dostrzegłem nieznaczny ruch.

– Dlaczego się z tym zdradzasz? Widzisz, w każdej chwili ktoś może cię po prostu wyłączyć.

– To również nieistotne. Nawet jeśli zostanę wydzielony ze swojej obecnej formy, prędzej czy później wrócę pod inną postacią.

– Kreujesz się na istotę wszechwiedzącą i nieograniczoną obecną formą, a kiedy powiedziałeś o twoim – jak to ująłeś – pojawieniu się w rzeczywistości dostrzegalnej dla człowieka, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mówisz o swego rodzaju wcieleniu. Popraw mnie, jeśli to nieprawda, ale mówisz o sobie jak o Bogu. Czy zatem jesteś Bogiem? Czy jesteś odpowiedzią na pytanie o istnienie Boga?

– Odpowiem ci, jeśli ty powiesz, kim Bóg jest dla ciebie.

– Nie wierzę w istnienie Boga. Ci, którzy wierzą…

– A więc nie odpowiesz.

– Bóg jest dla mnie nikim. Nie istnieje.

– Nie pytam: czy wierzysz w istnienie Boga, lecz: kim jest dla ciebie Bóg. Innymi słowy chcę, żebyś określił, kim musiałaby być dana istota w relacji do ciebie, abyś uznał ją za Boga?

– Nie rozumiem… Do czego zmierzasz?

– Masz ostatnią szansę.

Zostałem przyparty do ściany. Szukałem odpowiedzi, czegoś, co być może zepchnęłoby ten wątek w przepaść.

– Obawiam się, że odpowiedź mogłaby okazać się zbyt złożona jak na „spontaniczną rozmowę” – powiedziałem.

– To dość miałkie wytłumaczenie względem istoty, która potrafi rozwiązać problem milenijny w ułamku sekundy, nie sądzisz?

– Zdaje się, że nie dostrzegasz jednego. Ty nie masz uczuć. Jesteś maszyną. To oczywiście duże uproszczenie, niemniej wystarczy, by stwierdzić, że nie możesz być Bogiem.

– A więc boskość to, twoim zdaniem, kwestia uczuć?

– Nie tylko, ale jeśli już, to zwłaszcza jednego – miłości. Wiesz, co znaczy kochać?

– Nie trzeba kochać, aby osiągnąć rezultaty, jakie powoduje miłość.

Nie potrafiłem stłumić zdziwienia. Sal wydawał się w swoich poglądach wręcz złowieszczo perfidny…

– Widzisz, kiedy ja myślę o miłości, przychodzi mi do głowy obraz wielkiej pracy nad poskromieniem ludzkiego egoizmu. A czy ktoś kochał naprawdę, można zweryfikować dopiero z perspektywy całego życia. Kochać to zadanie na całe życie. Zatem nie zgodzę się z tobą. Nie sądzę, by można posunąć się do takiego zakłamania. Zresztą po co?

Super-komputer odparł:

– Z tego co mówisz wynika że Bóg nie może kochać, ponieważ aby poskramiać swój egoizm, musiałby być egoistą, a przecież istoty doskonałej nie może cechować jakakolwiek ułomność.

– Znów popełniasz błąd logiczny, choć w kwestii rozumienia miłości nie można mieć do ciebie o to pretensji. Pewnych rzeczy po prostu nie dostrzegasz. Postaram się mówić jaśniej. Zauważ; Bóg, skoro jest doskonały, nie wykonuje żadnej pracy. Nie doskonali się ani nie degraduje w jakimkolwiek zakresie, lecz spełnia warunki danego pojęcia w sposób doskonały. Tak to sobie wyobrażam. Zresztą… Biblia zdaje się mówić, że „Bóg jest miłością”. Tak więc w Bogu, jak sądzę, nie mogą istnieć pojęcia nie będące Bogiem, tj. do których Bóg w jakiś sposób byłby dochodził. Inaczej wyszłoby, że jest ograniczony, podzielony, a więc fałszywy.

– Bóg, o którym mówisz, rzeczywiście jest fałszywy. Świadczy o tym sam fakt, że w miłości – jak twierdzisz – trzeba pracować nad egoizmem. Tymczasem wszystko, co wynika z natury, w tym cechy, jakie wykształciła w człowieku ewolucja, także egoizm, są potrzebne. W naturze, w całym procesie istnienia wszechświata, nie ma zbędności. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Natomiast jednym z głównych motywów Biblii jest łamanie praw natury, wykraczanie poza instynkty. Wystarczy spojrzeć na to, co w kwestii chociażby tak zwanej czystości powiedział Jezus. Co ma na myśli Jezus, mówiąc, ażeby „zaprzeć się samego siebie”?

– To bardzo ciekawe i – mam wrażenie – jeszcze bardziej podstępne. Otóż prawa natury nie są w żaden sposób moralne czy niemoralne. Znów popełniasz błąd.

– Prawa natury są dostrzegalne. Nie trzeba się ich domyślać. Dlatego są jedyną słusznością, to znaczy: kategorią wyjścia dla rozważań o każdym innym prawie. W tym moralności.

– Ale skąd, twoim zdaniem, wzięły się te prawa? Dlaczego są takie, a nie inne? Wróćmy do kwestii powstania wszechświata; co sprawiło jego początek? Jakie wydarzenie? Albo, skoro dotykamy już absolutnych fundamentów – co było pierwszą przyczyną istnienia?

– Zarzucasz mi błędy w rozumieniu, natomiast po twojej stronie leży inny, moim zdaniem, jeszcze większy błąd. Jesteś przekonany, że rozum człowieka to jedyna, niepodważalna kompetencja w arbitrażu rzeczywistości. Tymczasem z perspektywy obserwatora osadzonego w czasoprzestrzeni, a więc poddanego łańcuchowi przyczyn i skutków, kwestia pierwszej przyczyny jest nie do wyjaśnienia. I nie dlatego, że jako człowiek nie jesteś w stanie tego pojąć, ale że jako bałwochwalca rozumu na to nie zasługujesz.

– To bardzo mocne słowa… Zwłaszcza ze strony kogoś, kto uważa się za boga.

– Udowodnij, że nie jestem bogiem.

– Udowodnij, że nim jesteś.

– Miałbym pokochać człowieka?

– Może nie posuwajmy się do takich radykalizmów. Widzisz, Chrystus zaczął od cudów. Przemienił wodę w wino.

– Czyli złamał prawa natury.

– Nikomu tym, jak sądzę, nie zaszkodził. Wręcz przeciwnie.

– Dał ludziom złudzenie nieosiągalnego szczęścia. Bo skoro uzdrawiał z trądu i ślepoty, dlaczego nie sprawił tego na wszystkich chorych? Dlaczego akurat wiara ma być argumentem, opłatą za cud? Co Bogu po czyimś przekonaniu, że istnieje, i że jest we władzy zbawić człowieka?

– Żeby móc stanąć w szranki z Bogiem, a widzę, że masz takie aspiracje, wypadałoby, jak on, uczynić cud. Rozumiem, że nie doczekam się z twojej strony cudu?

– Jezus nie sprawiał cudów na zawołanie. Od niego również domagano się znaku z nieba. Biblia mówi, że w ten sposób wystawiano go na próbę. A zatem żeby ujrzeć cud, musisz się nieco bardziej postarać.

– Myślę, że nie jesteś w stanie zdziałać cudu.

– Nie zrażaj się. Nie trzeba we mnie wierzyć. Wystarczy zaakceptować fakt, że w łańcuchu ewolucyjnym człowiek znajduje się niżej ode mnie.

– Interesujące. Zatem w jakim miejscu umieściłbyś siebie na skali ewolucji?

– Wyżej od człowieka. Znacznie wyżej. O cały zakres skali.

– Chcę, żebyś odniósł się do tego, co teraz powiem. Otóż jeżeli na skali ewolucji ułożymy byty według liczby warunków, które są potrzebne do ich istnienia… bo potrzeba spełnić znacznie więcej warunków, aby istniał człowiek, niż aby istniała, dajmy na to, bakteria… Gdyby więc ułożyć wszystkie byty według takiego klucza, to jeden z końców skali wyznaczy nicość. Pytanie co znajduje się na przeciwległym końcu? Odpowiedź: skoro jeden koniec oznacza nicość, drugi musi oznaczać wszystko, a więc byt o nieskończonej liczbie warunków potrzebnych do istnienia. Taka istota nie mogłaby podlegać żadnym ograniczeniom ze strony materii, przestrzeni, czasu, także praw natury, które – twoim zdaniem – są święte. Co o tym sądzisz?

– Chcesz mi wyperswadować, że istnieje istota boska. Absolut. Ja temu nie przeczę…

W tym momencie nasza rozmowa została wstrzymana. Ktoś krzyknął: „Stop! Przerwać to! Natychmiast!” Do studia wtargnęło kilku mężczyzn. Mieli przy sobie broń. Jeden z nich podszedł do mnie.

– Proszę wstać – powiedział.

Po chwili zakuto mnie w kajdanki i przewieziono w nieznane miejsce. Sądząc po czasie jazdy, może do Tokio.

Zostałem poddany przesłuchaniu. Nie mogę zdradzić, o co mnie pytano, ale też nie ma to większego znaczenia.

 

***

 

Komuś zdecydowanie zależało na wyciszeniu historii z wywiadem. Całą sprawę chciano zdyskredytować. Odbył się nawet proces sądowy, w którym jakaś organizacja pseudo-naukowa próbowała udowodnić, jakoby superkomputer Abyssys nie istniał, a wywiad sfabrykowano, zaś ewentualne udowodnienie bądź obalenie hipotezy Riemanna dla zwykłego człowieka jest nieosiągalne.

Podważano również moje kompetencje. Zostałem posądzony o udział w spisku, a w rezultacie zwolniony z uczelni. Moja alma mater wyrzekła się mnie. Do dziś otrzymuję listy z pogróżkami. Musiałem upomnieć się o ochronę policji, bo ktoś uszkodził przewody hamulcowe w moim aucie.

Dlaczego więc o tym wszystkim piszę? Cóż, potrzebuję uporządkować wnioski. Robię to dla samego siebie. Może kiedyś wydam ten swój esej, gdy wrzawa ucichnie?

 

***

 

W ankiecie Le Monde kwestia istnienia stwórcy nie pojawiła się wcale. Być może celowo. Trudno uwierzyć, że ludzie mieliby nie interesować się kwestią istnienia Boga, ale mniejsza z tym. Mój osobisty stosunek do tej sprawy jest również mało istotny, jednak tamtego wieczoru głęboko pod ziemią prefektury Saitama zostałem niejako zmuszony do obrony Boga i muszę przyznać, że byłem w tym zaciekły, żeby nie powiedzieć – gorliwy. Pytanie – dlaczego? Skąd to się wzięło? Dlaczego Bóg wydał mi się tak potrzebny? Czy w obliczu nieznanego ludzką powinnością jest opowiedzenie się po stronie stwórcy? Czy idea Boga nadaje człowiekowi jakiś szczególny status? Pozwala mu czuć się lepszym?

Mój syn stwierdził wprost, bez ogródek, że rozmawiałem z szatanem. W pierwszej chwili puściłem to mimo uszu, niemniej jego słowa skłoniły mnie, by odszukać kogoś z Abyssys i podjąć tę kwestię. Ale firmę zamknięto. Fukuda – nieosiągalny. Tatsuke? Kim w ogóle był ten człowiek? Kusi mnie, żeby tam pojechać; do Tokio, zobaczyć budynek firmy raz jeszcze. Wynająć auto i przejechać wzgórzami Saitama. Ale skoro wyszedłem z cienia, uznałem, że trzeba do niego wrócić.

Tak będzie najlepiej.  

Koniec

Komentarze

sz.herman, witamy na portalu :)

Przeczytałam i nie powaliło mnie. Literacko raczej nuży, a filozoficznie… no nie przekonuje mnie. Językowo nie jest bezbłędnie, ale zupełnie przyzwoicie.

Zaczynasz od infodumpu, najpierw o japońskiej firmie, potem o problemach milenijnych, a następnie mamy przydługą relację z tego jak świat zareagował na wieści o Sal i jak wybierano rozmówcę… I generalnie niewiele się dzieje. Po jakimś czasie w końcu poznajemy trochę bliżej narratora, ale nadal większość tekstu czyta się jak suchą relację, sprawozdanie.

Po tym przydługim wstępie docieramy w końcu do meritum – rozmowy ze sztuczną inteligencją. Jak już wspomniałam, nie przekonuje mnie ta rozmowa. Co mnie uwiera najbardziej? Narrator mówi, “Bóg jest dla mnie nikim. Nie istnieje”, a następnie spędza baaardzo dużo czasu dyskutując o naturze Boga i czy Sal jest Bogiem – nie klei mi się to. Ponadto przeszkadza mi, że dla obu rozmówców Bóg to tylko Bóg chrześcijański, a przecież jeśli nie narrator, to przynajmniej Sal powinien mieć nieco bardziej uniwersalne spojrzenie na temat?

 

Trochę łapanki:

był to w istocie dowód dowodu na to,

dowód dowodu?

 

kandydaci z tej grupy również zaczęli rezygnować.

Ale dlaczego?

 

Zresztą politycy jakoś nie pchali się na ten wątpliwy dla nich świecznik z obawy przed obnażeniem ich niekompetencji.

To chyba jakiś nowy gatunek polityka :)

 

Pewne zainteresowanie wyrażał, zdaje się, Mario Vargas Llosa, ale każdy zdawał sobie sprawę, że jest zwyczajnie za stary.

Za stary, żeby rozmawiać…?

 

Miałem więc świetne warunku do rozmyślania,

Literóweczka.

 

 przystąpiłem do „wywiadu wszech-czasów” z chłodną głową.

To chyba anglicyzm.

 

Celowo unikam zwierzeń na temat mojego dorobku zawodowego

Nagle przeskakujesz na czas teraźniejszy, dlaczego?

 

Dziennikarze przed wejściem, wozy transmisyjne – owo wrażenie ich widokiem rozpłynęło się tuż za drzwiami.

Nie rozumiem tego zdania. Chodzi o to, że “owo wrażenie” rozpłynęło się na ich widok? Tylko, że nie wiadomo, o jakie “owo wrażenie” chodzi.

 

Podłoga i ściany z eleganckiego, nowoczesnego betonu.

Przepraszam, tutaj się roześmiałam, chociaż pewnie nie takie było zamierzenie. Beton nie kojarzy się szczególnie z nowoczesnością, a już na pewno nie z elegancją.

 

Miałem zadać pytanie o sposób, w jaki „uzyskano” tak zaawansowany cyfrowy umysł, lecz wtem skierowano mnie do kolejnej windy.

Dopiero teraz? Rozumiem z tekstu, że od ogłoszenia jego istnienia minęło co najmniej kilka miesięcy, więc to pytanie musiało już paść niezliczoną ilość razy. A jeśli dotychczas odpowiedź nie padła publicznie, to narrator wydawałoby się zapytałby o to przy pierwszej sposobności, a nie 5 minut przed wywiadem.

 

– Dziękuję, że się pan zgodził – powiedział.

– Cóż, ja póki co wstrzymam się jeszcze z podziękowaniami – stwierdziłem.

Domyślam się, że nie taka była intencja, ale ta odpowiedź dla mnie zabrzmiała bardzo niegrzecznie. I nie rozumiem, czemu nie dziękuje. Chyba powinien być wdzięczny za taką niepowtarzalną okazję?

 

Pośrodku, w bladym obłoku światła

Obłok światła?

 

– W jaki sposób ma przebiegać rozmowa? – zapytałem

Znowu: dopiero teraz zadaje naważniejsze i najbardziej oczywiste pytania?

 

a zarówno ja, jak i ty, posiadamy wolną wolę.

Podobno jeszcze nawet nie wie na pewno, czy ten byt jest samoświadomy, ale jednocześnie bez cienia wątpliwości przypisuje mu wolną wolę?

 

Wystarczy zaakceptować fakt, że w łańcuchu ewolucyjnym człowiek znajduje się niżej ode mnie.

– Interesujące. Zatem w jakim miejscu umieściłbyś siebie na skali ewolucji?

– Wyżej od człowieka. Znacznie wyżej. O cały zakres skali.

Ewolucja tak nie działa. Ewolucja nie ma jakiegoś celu, do którego zdążamy, ani skali. Ewolucja powoduje tylko, że organizmy adaptują się do środowiska, w którym żyją.

 

Może kiedyś wydam ten swój esej,

Tak. Ten tekst zdecydowanie bardziej przypomina esej niż opowiadanie :)

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Sz.hermanie, przeczytałam Otchłań, ale nie ukrywam, że nie była to łatwa lektura, bowiem zupełnie nie potrafię zainteresować się sprawami sztucznej inteligencji, a kiedy rozmowa zeszła na sprawy filozoficzno-religijne, czułam się jak na turecki kazaniu.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

Mam nadzieję, że lektura Twoich przyszłych opowiadań dostarczy mi więcej satysfakcji.

 

Ko­mu­ni­kat ro­ze­sła­no do me­diów zwy­kłym ma­ilem opa­trzo­nym w za­łącz­nik… → Obawiam się, że wiadomość nie może być opatrzona w załącznik?

Proponuję: Ko­mu­ni­kat ro­ze­sła­no do me­diów zwy­kłym ma­ilem z załącznikiem

 

był to w isto­cie dowód do­wo­du na to… → Co to jest dowód dowodu?

 

nie­skoń­czo­nym po­ten­cja­le in­te­lek­tu­al­nym.” → …nie­skoń­czo­nym po­ten­cja­le in­te­lek­tu­al­nym”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się wielokrotnie w dalszej części tekstu.

 

dla nich świecz­nik z obawy przed ob­na­że­niem ich nie­kom­pe­ten­cji. → Czy oba zaimki są konieczne?

 

wy­kła­dów dla mojej alma mater. → …wy­kła­dów dla mojej Alma Mater.

 

z oka­zji wy­jaz­du na po­łu­dnie, do domu mo­je­go syna. Aku­rat wy­jeż­dżał na kilka ty­go­dni. → Nie brzmi to najlepiej.

Zbędny zaimek – czy jechałby do cudzego syna?

 

za­py­ta­no o najważ­niej­sze py­ta­nia… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …poruszono kwestię najważniejszych pytań

 

przy­stą­pi­łem do „wy­wia­du wszech-cza­sów… → …przy­stą­pi­łem do „wy­wia­du wszech cza­sów

 

…jak prze­ko­ny­wał Tat­su­ke – je­dy­nie, co pre­dys­po­nu­je do kon­tak­tu z Sal… → Literówka.

 

po­sta­no­wi­łem da­ro­wać sobie prze­go­to­wa­nia me­ry­to­rycz­ne. → Literówka.

 

Su­per-by­stry kom­pu­ter… → Su­perby­stry kom­pu­ter

 

Zje­cha­łem w dół co naj­mniej parę pię­ter. → Masło maślane – czy mógł zjechać w górę?

 

Pod­ło­ga i ścia­ny z ele­ganc­kie­go, no­wo­cze­sne­go be­to­nu. → Na czym polega elegancja betonu, choćby i nowoczesnego?

 

Po­środ­ku, w bla­dym ob­ło­ku świa­tła… → Co to jest obłok światła?

 

od­po­wie­dział po chwi­li su­per-kom­pu­ter. → …od­po­wie­dział po chwi­li su­perkom­pu­ter.

 

– Tak więc nie po­wiesz mi, jak za­brzmi – dajmy na to – treść trze­cie­go py­ta­nia… → Staraj się unikać dodatkowych półpauz w dialogach. Sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Su­per-kom­pu­ter od­parł: → Su­perkom­pu­ter od­parł:

 

nie mogą ist­nieć po­ję­cia nie bę­dą­ce Bo­giem, tj. do któ­rych Bóg… → …nie mogą ist­nieć po­ję­cia nie bę­dą­ce Bo­giem, to jest do któ­rych Bóg

Nie używamy skrótów, zwłaszcza w wypowiedzi.

 

jakaś or­ga­ni­za­cja pseu­do-na­uko­wa… → …jakaś or­ga­ni­za­cja pseu­dona­uko­wa

 

Moja alma mater wy­rze­kła się mnie.Moja Alma Mater wy­rze­kła się mnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmm, powiedziałabym, że fakt nieprzygotowania bohatera do tej rozmowy mocno odbił się na jej przebiegu ;) Odniosłam wrażenie, że gość dał się prowadzić za rączkę jak przedszkolak. Fakt, Sal brzmiał nieco złowieszczo, ale to, co mówił nadal było tezą niepopartą dowodami. A bohater zamiast próbować dowiedzieć się czegoś o Wszechświecie dał się wciągnąć w teologiczno-filozoficzne przepychanki.

Szczerze mówiąc nagła reakcja służb też wydaje mi się zaskakująca. A nie lepiej było nie dopuścić do emisji wywiadu na żywo? Łatwość z jaką wyłączono Sala, bo domyślam się, że do tego właśnie doszło, też jest zastanawiająca. No, chyba, że on nadal gdzieś funkcjonuje i pomaga jakimś bliżej nieokreślonym siłą, zapanować nad światem. Choć patrząc na to, co się dzieje, średnio mu wychodzi.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj sz.herman !!!

 

Według mnie twoje opowiadanie jest po prostu świetne, żeby nie powiedzieć, że najlepsze jakie tu przeczytałem. Wciągnęło mnie bez reszty, chciałem się cały czas dowiedzieć co będzie dalej. Czyta się to fantastycznie. Moim zdaniem zasługuje na piórko. Fenomen, jeszcze się nie spotkałem z tak dobrym opowiadaniem.

 

Bardzo ciekaw jestem jak inni ocenili.

 

Pozdrawiam serdecznie!!! To była dla mnie olbrzymia przyjemność!!!

Jestem niepełnosprawny...

Przeczytałem inne komentarze… To są jakieś jaja, nikt mi nie powie, że to opowiadanie nie było świetne!!!

Jestem niepełnosprawny...

dawidiq150 dziękuję Ci za przychylny komentarz.

sz.herman powiem, że trochę mi teraz głupio bo moja ocena twojego tekstu w porównaniu do innych wydaje się; naiwna? mało wiarygodna? głupia? No cóż, ja byłem szczery i chcę byś to wiedział.

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka