- Opowiadanie: Jakuss - Genus Proximum

Genus Proximum

Cześć!
Wrzucam swój pierwszy tekst. Pierwszy na forum i pierwszy jaki ukończyłem (01.04.2019).
Napisany na konkurs. Jeśli dobrze pamiętam miał luźno nawiązywać do rocznicy Uniwersytetu i zawierać “AMU.NET.100” dowolnie zinterpretowane. Wybić się nie udało, ale miło wspominam proces tworzenia, bo przy pierwszym tekście, pękło we mnie coś co wmawiało mi, że żadnego tekstu nigdy nie ukończę... A tu jednak :) . Przesyłam w niezmienionej formie.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Genus Proximum

– Niepokój budzi agresję. Agresja burzy precyzję. – pomyślał, powolnym ruchem ściągając łuk z pleców i wyjmując strzałę z kołczanu zawieszonego przy udzie. Stworzenie rejestrowało każdy jego najmniejszy ruch, ryjąc łapą w ziemi, gotując się do ataku. On również nie spuszczał bestii z oczu.

 

– Wdech. Cięciwa. Powoli… Skupienie. Cel. – układał sobie w głowie słowa wykonywanych po kolei czynności. On nie wykonywał ruchu, on był ruchem – płynnym, dokładnym, precyzyjnym.

 

– Wydech…- który wiązał się z jednoczesnym puszczeniem śmiercionośnej strzały w ruch. Ta cięła przestrzeń dzielącą łowcę i zwierzynę na dwie części wydobywając przy tym przyjemny dla ludzkiego ucha świst. W tym samym jednak czasie bestia ruszyła do ataku, ominęła pędzącą strzałę bez większego kłopotu. To ona była łowcą, a Damian – zwierzyną. Poruszała się szybko. W kilka sekund zbliżyła się do niego i zawisła w powietrzu przed swoją ofiarą szczerząc kły i wyciągając ku niej swoje masywne łapy. Reakcja musiała być szybka, nie mogła więc być precyzyjna. Bestia rozerwała szponami zaledwie udo swojej ofiary, która próbowała uniknąć ataku. Ból nie pozwolił utrzymać się Damianowi na nogach. Upadł. Świat przybrał jasne biało-szare barwy, lecz z sekundy na sekundę wraz z powrotem świadomości stawał się ciemniejszy, bardziej barwny, zwykły, rzeczywisty. Wspierając się na rękach i wspomagając nienaruszoną nogą próbował odczołgać jak najdalej od bestii. Ta niespiesznie kierowała się w stronę Damiana warcząc i demonstrując kły. Gładka lśniąca skóra bestii w majestatyczny sposób ukazywała każdy najmniejszy ruch mięśni pod nią. Jej czarne oczy łapczywie pożerały już zwierzynę. Gdy zbliżyła się do ofiary – łapą ucisnęła ranę na jej udzie chcąc sprawić wyłącznie czysty ból. Zbliżyła pysk do twarzy swojej zdobyczy obwąchując ją, rozkoszując się tryumfem. Wtedy Damian wbił w jej chłapiące oko grot złamanej wpół strzały, która leżała w jego pobliżu. Mrok trysnął na jego twarz gorącą czarną krwią, a bestia zawyła. Nie zwlekając uwolnił się z uścisku przechodząc na grzbiet stwora, tłumiąc występujący przy tym ból. Kolejne – śmiertelne cięcie zadał w tętnicę szyjną, która pod gładką skórą stwora była łatwa do wyczucia. Bestia osunęła się na ziemię bezsilna, bez najmniejszej chęci walki o życie. Ostatnią rzeczą jaką dane jej było widzieć był stojący dumnie, zarośnięty dziką roślinnością pomnik powstańców. Damian zaśmiał się pod nosem, otarł zakrwawioną twarz o koszulę, zszedł z bestii i kulejąc pozbierał łuk, strzały i przysiadł pod pomnikiem na wprost bestii.

 

– AmuNet rozpocznij analizę. – po tych słowach zamrugało bladoniebieskie światełko wihajstra zamontowanego za uchem Damiana.

 

– Analiza rozpoczęta. Proszę czekać… – wypuścił ciężkie i zalegające powietrze z płuc rozluźniając wszystkie mięśnie, patrzył na masywne, leżące kilka metrów przed nim truchło bestii. – analiza zakończona; mięśnie uda uszkodzone w trzydziestu procentach, utrata krwi na poziomie dziewięciu procent. Następuje regeneracja tkanek miękkich organizmu. Szacowany czas regeneracji, to dwadzieścia minut. – światełko zgasło.

 

– Ten był szybki. Wyjątkowo szybki… – w zamyśleniu westchnął do siebie – AmuNet Skanuj teren.

 

– Skanowanie terenu rozpoczęte. Proszę czekać… – światełko znów intensywnie zamrugało. – Skanowanie zakończone; w pobliżu wykryto trzy potencjalne zagrożenia. Dwa z nich znajdują się w odległości około trzystu metrów na północny wschód, nie wykryto w ich przypadku tendencji do przemieszczenia się. Trzeci znajduje się w odległości czterystu metrów na północ, kieruje się w twoją stronę.

 

To on… – Pomyślał i wstał z wysiłkiem. Odciążając uszkodzoną nogę podpierał się na łuku i w pośpiechu – na tyle na ile pozwala spieszyć się rozwalona noga – skierował się na północny wschód, w kierunku starego browaru, w kierunku dwóch potencjalnych zagrożeń.

 

– Uwaga! Regeneracja nie została zakończona. Zaleca się pozostać na miejscu, ruch spowolni jej proces. – rozbrzmiał głos w jego głowie.

 

– Niestety nie mamy na to czasu Amu. Musimy się pospieszyć…

 

Kulejąc przemierzał puste, wyludnione miasto. Nad którym natura cierpliwie starała się przejąć kontrolę. Wysokie kępy traw, pnące się po budynkach rośliny, pękający asfalt i chodniki stanowiące niepotrzebną barierę dla życia, które chciało wyjść spod ziemi i kierować się w stronę słońca, były tu powszechnym widokiem. Puste, zarośnięte miasto, jednak paradoksalnie mniej dzikie niż dawniej. Zmiany bowiem postępowały powoli i były naturalną koleją rzeczy. Każde mijane przez Damiana miejsce prowokowało wspomnienia. Duchy ludzi podświadomie generowane w jego umyśle mijały go spiesząc się do swoich obowiązków, a ich twarze były zamazanym strzępem biało-czarnych plam. Zatrząsł głową by pozbyć się tej fatamorgany.

 

Stary Browar nie zmienił się od wielu lat. Stał dumnie przy ulicy Półwiejskiej, która będąc pustą budziła niepokój nawet w głowie Damiana, choć ten już dawno odzwyczaił się od obecności żywych, nie będących jego imaginacją ludzi. Pnące się rośliny po zaśniedziałych już i skruszonych ścianach budynku nadawały mu drugie życie. A powybijane szyby stanowiły zachętę, by wejść i poznać historię tego opustoszałego miejsca. W środku pachniało kurzem i stęchlizną. Mimo słonecznego popołudnia w tej części budynku niewiele światła dostawało się do wewnątrz. Leżący na ziemi i roztrzaskany choć wciąż nie najgorzej zachowany Thsuki-no-hikari w otaczającym świecie przybierał nowe, głębsze znaczenie. Zniszczony fragment ludzkiej twarzy w postapokaliptycznym Poznaniu rządzonym przez dzikie bestie żerujące na bólu i chciwości. W świecie, gdzie monument ten jest jednym z ostatnich obrazów ludzkiej twarzy jaką jest mu pisane widzieć. Obojętnej twarzy człowieka, która sprowokowała świat, w którym dziś przyszło mu żyć. Obojętność nie zna granic, ona nie musi ich znać…

 

– Zagrożenie w pobliżu. – odezwał się Amunet w głowie Damiana.

 

Kilka metrów przed nim wylądowała bestia, która czymś spłoszona szybko wdrapała się po ścianie na sufit. Zaraz za nią jak czarna plama wylądował człowiek. Bestia ryknęła i nagle odrzuciło głowę Damiana w tył, chłód wdarł się wiatrem w jego umysł, a następnie ból, jakby od pleców pełznąc po kręgosłupie w stronę głowy, która była w zasadzie jego źródłem, wylał się w niej rozrywając myśli, dalej rozlewając się na całe ciało, a następnie urywając świadomość. Rozgrzany pocisk przeszył na wylot czaszkę Damiana. Upadł na wznak. Zabójca zastygł na ułamek sekundy. W wyciągniętej przed siebie ręce wciąż trzymał narzędzie zbrodni wycelowane w przestrzeń, w której wcześniej znajdowała się głowa Damiana. Nie drgnął. Ubrany był w czarny, przylegający egzoszkielet podkreślający każdą najważniejszą grupę mięśni znajdującą się pod nim, a na głowie oprawca miał czarny, metaliczny hełm okrywający całą twarz.

 

Bestia z sufitu rzuciła się w stronę żołnierza odwróconego plecami do niej, ten słysząc jej mało subtelny ruch machinalnie przetoczył się przez bark do przodu, odwrócił się w mgnieniu oka na kolanie, wybił z nogi wykrocznej w tył i lecąc w powietrzu wystrzelił trzykrotnie do bestii, a następnie upadł jak kłoda na plecy. Rzadko chybiał. Te bestie jednak były szybkie. Na szczęście dwa pociski z trzech wylądowały w czaszce stwora. Bestia nie żyła. Podniósł się i sprawdził profilaktycznie, czy kombinezon jest w całości. Był.

 

– Cholera… Kapitanie! Nie miało być tu żadnych ludzi! Odbiór. – powiedział do radia zawieszonego przy piersi.

 

– Nie rozumiem. Odbiór.

 

– Chłopak. Na oko jakieś dwadzieścia pięć lat, blondyn. Z łukiem przy boku, rozszarpaną nogą i od niedawna z dziurą w czaszce. Mówi wam to coś? Miało tu nikogo nie być. Wszystko miało być skażone… Co jeśli jest ich więcej? Odbiór.

 

– Skup się na zadaniu żołnierz. Przykro mi. To musiało być jakieś przeoczenie. Choć jak dla mnie niemożliwe, nie odnotowaliśmy obecności żadnych ludzi na obszarze całego Poznania czy nawet najbliższych okolic. To nie jest możliwe, by człowiek mógł tam przetrwać… Do Collegium Minus został ci jakiś kilometr, zdobądź artefakt i wracaj. Powodzenia Rafał i bez odbioru.

 

– Niech to szlag! – rozładował broń i schował ją do kabury – nie odnotowaliśmy obecności żadnych ludzi; niemożliwe, żeby przetrwać; a jednak kurna możliwe! – przedrzeźniając słowa kapitana podszedł do leżących zwłok swojej przypadkowej ofiary – przepraszam młody, naprawdę, ale znalazłeś się w złym miejscu i w złym czasie, wybacz… – przyklęknął przy zwłokach Damiana i poklepał je po ramieniu – a to co? – spojrzał na niewielki wihajster znajdujący się za uchem ofiary – amu.net.100 – przeczytał wygrawerowany napis – mruga jak szalone i jest jakby wszczepione w głowę – próbował zdjąć urządzenie, ale bez wkrajania się w skroń wydawało się to niemożliwe – trudno. Nie jest to celem mojej misji, muszę cię tu zostawić młody, świat na mnie liczy.

 

Przed wyjściem ze starego browaru podszedł do truchła bestii. Jej wciąż otwarte oczy lśniły czernią.

 

– Dowiem się, kto wam to zrobił, dowiem się i to naprawię. – wyszedł z budynku chcąc kierować się w stronę Collegium Minus. Chłopak, którego zabił nie dawał mu spokoju, a właściwie fakt, że go spotkał. – Sytuacja nie powinna mieć miejsca Jakim cudem on tu przeżył? Może jest odporny… Dlaczego nie zamienił się w jedną z tych bestii? A może jest ich więcej… A może o prostu toksyna przestała już działać, a chłopak znalazł się tu przypadkiem? – pytania, bez odpowiedzi. Gnębiły one jego umysł, nie dawały spokoju. Z deliberacji wyrwał go dopiero dziecięcy płacz usłyszany w oddali.

 

– Co jest?! Tracę zmysły – złapał się za głowę, potrząsnął. Płacz nie ustawał. – Tu są ludzie! To nie możliwe! Okłamali mnie? – wypowiadając do siebie te słowa skierował się w stronę słyszanego szlochu, wyciągnął i załadował broń. Dźwięk dochodził z wnętrza kamienicy, która usytuowana była prawdopodobnie przy dawnej ulicy „Kościuszki” jak sugerowałby zardzewiały znak wiszący na budynku. Spojrzał na mapę, która wyświetliła mu się przed oczami na szybie hełmu. – Czyli zostało mi niecałe dwieście metrów od sławnej ulicy „Świętego Marcina”, która z opowiadań była jedną z istotniejszych w tym mieście. A przy niej kapsuła. Czyli już niedługo. – Drzwi do kamiennicy nie dały się otworzyć. Rafał wszedł przez okno, którego szyba została wybita pewnie już wieki temu. W budynku było ciemno i śmierdziało czymś więcej niż wilgocią, hełm tłumił w dużym stopniu zapachy, ale ten pomimo tego i tak był nie do zniesienia. Rafał wszedł głębiej kierując się w stronę słyszanego wciąż płaczu, ten jednak wraz ze zbliżaniem się żołnierza coraz bardziej przypominał śmiech, a nie szloch. Zatrzymał się. Śmiech był dziwnie charczący i stawał się coraz głośniejszy tak jakby jego źródło samo zbliżało się do Rafała. Nagle na wprost niego w drzwiach pojawiła się ludzka sylwetka. Śmiech ucichł. Żołnierz wycelował bronią w widzianą postać. Nagła, ciągnąca się cisza aż dudniła w uszach. Sylwetka niby ludzka, ale powyginana w dziwnej, nienaturalnej pozycji. W ciemności nie było widać rysów twarzy, jedynie czarne oczy błyszczały w mroku. Chciał nacisnąć spust. Nie zdążył. Sylwetka zniknęła mu sprzed oczu. A w uszach rozbrzmiał krzyk przyprawiający o ból głowy. Krzyk zmienił się w ryk. Bestia rzuciła się na niego niszcząc swoim masywnym ciałem ścianę korytarza, przy której stał Rafał. Broń wypadła mu z rąk, sam mimowolnie przeturlał się w głąb pomieszczenia, z którego dopiero co wyszedł. Nie stracił przytomności. – Siła! – krzyknął, a cały kombinezon na środku każdego z grubych włókien wypełniły czerwone świecące plamy. Bestia jednak rozwarła paszczę nad nim zanim ten jeszcze zdołał podnieść się z ziemi. Nie zdążyła zatopić masywnych kłów w ciele żołnierza, gdyż ten chwycił jej paszczę i walcząc z siłą jej uścisku, oderwał żuchwę stwora od szczęki oszołamiając bestię i sprawiając, że jej ryk zamienił się w szloch. Bestia uciekła potykając się i wykrwawiając prawdopodobnie na śmierć. – A więc coś z ludzkich odruchów wam zostało w genach. Cholerne bestie potrafią płakać i się śmiać – pomyślał. Wtedy dziwnie powykręcana sylwetka znów pojawiła się przed jego oczami. W tym pomieszczeniu odrobina światła nieśmiało wkradała się oknem rozświetlając istotę, która zbliżała się do żołnierza. Była to bestia, w niepełnej mutacji. Mniej przypominała zwierzę. Bardziej człowieka. Wygięty kręgosłup utrudniał jej poruszanie się na wprost, jednak bokiem szło jej to całkiem nieźle. Szpony i kły były już rozwinięte na tyle, by móc śmiało rozerwać ofiarę. Stanęła patrząc na świecącego czerwonym światłem Rafała z zaciekawieniem. Rozwarła paszczę – krzyk. Ten sam co wcześniej, ogłuszający. Żołnierz wyskoczył przez okno starając się oddalić od przeraźliwego dźwięku. Wybiegł w stronę ulicy Świętego Marcina, co jakiś czas obracając się za siebie dla pewności, że nic za nim nie biegnie. Krzyk słyszany teraz w oddali – ucichł, a bestia za nim nie podążyła. Rafał krwawił, miał rozcięte ramię, prawdopodobnie przez upadek. Nie wróżyło to nic dobrego jeśli toksyna dalej unosiła się w powietrzu. Na dodatek zgubił pistolet, ale nie była to jego jedyna broń, która mogła pomóc mu utrzymać się przy życiu w tym miejscu. Nie chcąc tracić ani chwili więcej, skierował się w stronę swojego celu. Zamek, który mijał wyglądał w tym zniszczonym świecie naprawdę niesamowicie. Potężna budowla, na której nie było widać większych oznak rozpadu. Drzewa zasłaniające wejście i bluszcz rozciągający się na jego ścianach podkreślały potężny atut tej budowli. Nieco dalej Collegium Minus – również majestatyczne, choć bardziej dotknięte przez znak czasu niż sam zamek. Podbiegł w kierunku budowli mijając dwa ogromne krzyże, na których zza bujnej roślinności dostrzegł liczbę „1956”, a dalej pomnik człowieka, zaśniedziały i bez głowy. Rozglądał się, szukał. Znalazł.

 

- Jest i kapsuła – zbliżył się do zamkniętego włazu studzienki, w której wiele lat temu ludzie zakopali najistotniejsze dla siebie artefakty życia codziennego, swoich osiągnięć, wizji, pasji. W której ludzie żyjący przed wiekami, pozostawili ślad siebie samych. Zadarty lecz wciąż dający się odczytać napis na włazie mówił: „Kapsuła Czasu. Zakopana z okazji 100-lecia Uniwersytetu Poznańskiego. 7 maja 2019 roku. Nie otwierać przed 2119 rokiem”.

 

– Mamy rok 2233, trochę więc czasu minęło od jej ostatniego otwarcia. Obym miał z czym wrócić do jednostki… To nasza jedyna nadzieja – Powiedział do siebie i nie zastanawiając się dłużej otworzył właz. Zawartość studzienki mimo upływu lat wydawała się być nienaruszona. Nawet natura nie przedarła się do jej wnętrza. W środku znajdowała się sporych rozmiarów tuba, w której ukryte były przedmioty sprzed ponad dwustu lat. Na szczęście mijające lata nie wpłynęły w żaden sposób na zachowane tam obiekty. Wszystko wydawało się nienaruszone, zadbane. Sam widok kapsuły napawał o tęsknotę do tych czasów spokoju i ładu, w którym nie było dane mu żyć. W tubie znalazł wycinki gazet sprzed dwóch wieków, płyty, zdjęcia, kasetę, plakaty, książkę, dyplomy – i wiele innych rzeczy nie mających tak naprawdę większego znaczenia dla ludzkości, ale ukazujących czym żyli ludzie tamtych czasów. Bezwartościowe, a jednak o ogromnej wartości sentymentalnej. Każda z tych rzeczy miała swoją adnotację, historię. W każdą z tych historii chciał się zanurzyć, chciał poczuć ducha tamtych czasów. Lecz najpierw musiał znaleźć to, czego szukał.

 

Pudełko niewielkich rozmiarów, o kształcie walca, w którym miał znajdować się wirus będący sprawcą całego tego zamieszania. Przeszukując tubę przypadkiem rzucił mu się w oczy artykuł z fragmentu gazety zamieszczonego pomiędzy innymi artefaktami. „Najwybitniejsi studenci różnych dziedzin w Poznaniu łączą swoje siły w realizacji wielkiego projektu jakim jest amu.net.100”, a obok dołączone zdjęcie –„trzeci od lewej – Damian Wiercki, student w wydziale biologii na UAM”. – to jest on? co tu jest grane? – zadawał sobie bezdźwięczne pytania, gdyż nuta niepokoju wdarła się w już i tak daleko zagubione myśli Rafała. Wziął artykuł do rąk szukając odpowiedzi i znalazł ją w zacytowanej wypowiedzi jednego z członków grupy realizującej dany projekt.

 

„Świadomość to tylko zbiór impulsów, procesów chemicznych, które w wielu sytuacjach są pomijane w środowisku, gdyż reakcja impulsywna, instynktowna potencjalnie częściej może uratować nam życie. Ale potencjalnie, gdyż instynkt jednak jest tylko odruchem, a prawdziwa potęga ludzkiego umysłu opiera się na świadomych decyzjach, ale też na umiejętności kierowania tą świadomością. Nasz projekt, który zbliża się już ku końcowi, ma na celu stworzyć coś na wzór ludzkiej świadomości w sztucznym oprogramowaniu, tak by jego postępowanie nie było kierowane zaledwie skomplikowanymi algorytmami, które koniec końców i tak można rozpracować i przewidzieć. Tworzymy program, który precyzyjnie i świadomie będzie realizował powierzone mu zadania. Takie połączenie sztucznej inteligencji z ludzką dominantą, nie śniło się jeszcze nikomu, a my to realizujemy. Nazwaliśmy ten projekt amu.net.100. I wierzymy, że pomoże on zmienić oblicze tego świata na lepsze i znaleźć rozwiązanie na szerzące się problemy.”

 

– Tak… – odezwał się głos zza pleców Rafała. Zimna lufa pistoletu wbiła się boleśnie w potylicę, co dało się odczuć nawet przez gruby kombinezon. Zaskoczony żołnierz uniósł obie ręce w górę w geście poddania – Świadomość i te wszystkie procesy myślowe były siłą, która wyróżniała nas spośród innych zwierząt, ale były też przekleństwem, które ciągnęły nas w dół. Jako zwierzęta stadne nie potrafiliśmy w stadzie się rozwijać. Dążyliśmy do samozagłady. Na szczęście natura pokazała mi jak wyłączyć to gówno. Potrzebowałem jednak ogromnej wiedzy z różnych dziedzin i pieniędzy. Stworzenie grupy projektowej i grant stały się strzałem w dziesiątkę. Wiedza była na wagę złota. Ludzie jednak nie dopuszczali do swojej świadomości faktu, że wszystko, co nauka może dać ludzkości, może również przyczynić się do tego, by wszystko tej ludzkości odebrać. Nie było więc żadnych barier.

 

– Kim Ty do cholery jesteś?!

 

– Ja? Zabawne, że pytasz – uśmiechnął się Damian – projektem. Dosłownie ludzką dominantą zamkniętą w sztucznej inteligencji, udoskonalonej do granic możliwości. W skrócie, jestem świadomością chłopca sprzed wieków zamkniętą w maszynie mojego projektu. Ja, jestem rozwiązaniem.

 

– Co?! Czym?!

 

– Rozejrzyj się. Spójrz na świat, w którym dane było Ci dorastać. – zatrzymał się na moment biorąc wdech – O co walczył Twój ojciec? O co walczysz Ty teraz, klęcząc na środku placu z pistoletem przyłożonym do potylicy, w mieście, które kiedyś tętniło życiem? – przeszedł przed Rafała. Rana z uda oraz ta po kuli w głowie, którą zadał mu żołnierz zniknęły. Patrzył na Rafała z wyższością – Odpowiedz!

 

– Chcę naprawić ten popsuty świat. Wszyscy chcemy go naprawić. Chcemy przestać żyć w strachu. Chcemy… By było jak dawniej. Dlaczego mi to utrudniasz?

 

– Co Ty możesz wiedzieć o tym co było dawniej? – zaśmiał się głośno – Zakładam, że ciężkie musi być życie człowieka, który nosi w sobie tak wiele pytań, lecz na żadne z nich nie jest w stanie znaleźć odpowiedzi… Opowiem Ci coś. – przysiadł luźno na wprost żołnierza, patrząc mu prosto w oczy, stale celując w niego z broni – Przyszło mi żyć w innym świecie. W innym świecie niż ten. Widziałem rozwijających się ludzi, pędzących na szczyt. Były ich miliony, każdy chciał osiągnąć jak największy sukces. Każdy z nich chciał być bogiem tego świata. Równie tylu było ludzi leżących na dnie, których mijano z pogardą, deptano, unikano. Teraz? Gdy pozostawiłem im zaledwie pierwotne instynkty wypuszczając w świat mutację, stali się nareszcie równi, a postępująca adaptacja wyzwoliła w nich to, co było ich najsilniejszą stroną. Teraz zabijają dla przyjemności bez zahamowania z chciwości, a ból ofiary dla nich jest przyjemnością. Ale zdaje się, że to już sam zauważyłeś.

 

– Ty.. Ty! To niemożliwe…

 

– A jednak bracie. Witaj w moim świecie. Wolnym od chamstwa, wolnym od nieuczciwości, wolnym od obojętności, od ludzi skażonych komfortem. Teraz walczycie o siebie wzajemnie. Bronicie ramię w ramię swoich ognisk, chcecie naprawiać świat, a nie – przejąć nad nim kontrolę. I to jest piękne. I to jest właściwe. Czekałem całe sto lat wszczepiony w maszynę, na moment, w którym w 2119 roku otworzyli kapsułę i wypuścili wirusa, którego ukryłem w swoim artefakcie. To właśnie jego szukasz. Przyznam, że faktycznie mógłby stać się on potencjalnym antidotum. Ale nie oddam ci go. Sto lat dla osoby praktycznie nieśmiertelnej, to niewiele, ale cholernie się dłuży. I dlatego – z zawiedzioną miną podniósł się na nogi – nie mogę pozwolić ci naprawić tego świata, nie pozwolę by było jak dawniej. Nie pozwolę na to nikomu…

 

– Ty draniu! Jesteś taki sa… – padł strzał.

 

– Nie chcę cię martwić, ale Ty również niewiele się różniłeś od swoich poprzedników. Wszyscy jesteśmy tacy sami bracie.

 

Damian złapał ciało Rafała za kostkę i pociągnął truchło za dwa dumnie stojące krzyże będące pomnikiem ofiar czerwca 1956. Tam czekał już wykopany dół, do którego wrzucił ciało. Zakopał je razem z broną zostawiając przy sobie tylko łuk i strzały.

 

– Mój świat… – powiedział z uśmiechem pod nosem – Amunet. Kolejna runda zakończona. Zlicz punkty. – wihajster zamrugał na bladoniebiesko.

 

– Liczba uzyskanych punktów w czterdziestej czwartej rundzie wynosi sto osiemdziesiąt siedem, to najwyższy, uzyskany do tej pory wynik. Gratulacje.

 

– Teraz musimy cierpliwie czekać na następnych protagonistów obecnego świata, do tego czasu trochę się jednak zabawimy. Amunet skanuj teren.

 

– Skanowanie terenu rozpoczęte. Proszę czekać…– Damian pozbierał wyjęte artefakty i schował je wszystkie z powrotem do kapsuły. – Skanowanie zakończone; w pobliżu wykryto sześć potencjalnych zagrożeń. Wszystkie kierują się w twoją stronę. Najbliższy obiekt znajduje się w odległości stu metrów…

Koniec

Komentarze

Hej!

Z jakiego łuku korzystał bohater? Dla znajomego pytam.

Zgodnie z tym, co podpowiada mi mój łuczniczy ekspert, żaden szanujący się łucznik, nie użyłby łuku jako podpórki, chyba, że cisowy 90-funtowiec po zdjęciu cięciwy.

 

Pomysł jest ciekawy. Niestety realizacja kuleje przez co trudno jest to opowiadanie przeczytać, o jakiejś głębokiej analizie nie wspominając. Nie jestem ortodoksyjna w temacie wielkości akapitów, ale w Twoim tekście niektóre fragmenty to jeden ogromny blok tekstu, który zlewa się przed oczami. Opowiadanie kuleje także interpunkcyjnie, część dialogów zapisana jest niepoprawnie. Efekt psują także powtórzenia.

Przydałaby się tutaj porządna beta.

Kilka przykładów:

W świecie, gdzie monument ten jest jednym z ostatnich obrazów ludzkiej twarzy[,] jaką jest mu pisane widzieć.

Komu jest pisane? Monumentowi?

Dodany przecinek.

“którą” zamiast “jaką”

 

lub ten fragment:

Zawartość studzienki mimo upływu lat wydawała się być nienaruszona. Nawet natura nie przedarła się do jej wnętrza. W środku znajdowała się sporych rozmiarów tuba, w której ukryte były przedmioty sprzed ponad dwustu lat. Na szczęście mijające lata nie wpłynęły w żaden sposób na zachowane tam obiekty. Wszystko wydawało się nienaruszone, zadbane.

Zdublowana informacja. A nawet potrojona, jeżeli uwzględnimy ostatnie zdanie.

Dwa “w” w jednym zdaniu, to nie jest błąd, ale to nie brzmi dobrze. Można zamiast tego napisać np.: W środku znajdowała się sporych rozmiarów tuba z ukrytymi przed ponad dwustu laty przedmiotami. 

 

Rafał wszedł głębiej kierując się w stronę słyszanego wciąż płaczu, ten jednak wraz ze zbliżaniem się żołnierza[,] coraz bardziej przypominał śmiech, a nie szloch. Zatrzymał się. Śmiech był dziwnie charczący i stawał się coraz głośniejszy[,] tak jakby jego źródło samo zbliżało się do Rafała. Nagle[,] na wprost niego w drzwiach pojawiła się ludzka sylwetka. Śmiech ucichł. Żołnierz wycelował bronią w widzianą postać. Nagła, ciągnąca się cisza aż dudniła w uszach. Sylwetka niby ludzka, ale powyginana w dziwnej, nienaturalnej pozycji. W ciemności nie było widać rysów twarzy, jedynie czarne oczy błyszczały w mroku. Chciał nacisnąć spust. Nie zdążył. Sylwetka zniknęła mu sprzed oczu. A w uszach rozbrzmiał krzyk przyprawiający o ból głowy. Krzyk zmienił się w ryk. Bestia rzuciła się na niego niszcząc swoim masywnym ciałem ścianę korytarza, przy której stał Rafał.

Przekreślenia oznaczają zbędne elementy.

na wprost niego w drzwiach – brzmi niezręcznie, raczej “w drzwiach, na wprost”, chociaż też nie jestem przekonana

wycelował bronią – raczej “wycelował z broni”

Krzyk rozbrzmiewający w uszach – niefortunne sformułowanie, 

rymy: krzyk-ryk, stał-Rafał

 

Myślę, że tekst robiłby dużo lepsze wrażenie, gdyby był bardziej dopracowany.

Pozdrawiam :)

Cześć,

 

jest w tekście sporo niezręczności oraz błędów, przydałoby się go solidnie przejrzeć pod tym kątem.

 

Fabularnie historia jest mocno pogmatwana i nie wiem sam dobrze o co w tym wszystkim chodzi. Sama idea “ludzkiej świadomości zamkniętej w AI”, jest dla mnie kuriozalna cyt.:

Dosłownie ludzką dominantą zamkniętą w sztucznej inteligencji, udoskonalonej do granic możliwości.

Wg mnie raczej powinno być odwrotnie, to AI powinno być zamknięte w ludzkiej powłoce i ograniczone jakimiś aspektami organicznymi w rodzaju połączeń nerwowych w mózgu.

Nie jest też dla mnie zrozumiała końcówka, w której pojawia się jakiś rodzaj grywalizacji.

Do lepszego rozpisania nadaje się także cała mechanika walk – trochę śmiesznie działa np. kombinezon Rafała, który po okrzyku “Siła” zwiększa… siłę. Trochę jak He-man wzywający potęgi Posępnego Czerepu ;) Cała cywilizacja “ludzka” zresztą została dość skrótowo zarysowana, pozostawiając spory niedosyt.

 

Podsumowując: ja bym fabularnie starał się upraszczać. Dodając więcej info z dziedziny fizyki czy techniki, kiedy jest to wymagane,

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia w pisaniu!

 

Che mi sento di morir

Jest w opowiadaniu element SF, lecz dominuje postapo, które nie znajduje moim zdaniem silnego uzasadnienia. Dlatego, że nie tłumaczy niczego, co mogłoby stanowić przyczynę fizycznej transformacji ludzi. Przemianę w kierujące się najprymitywniejszymi odruchami monstra jako tako mogę uznać za uzasadnioną. Słabo, ale jednak.

Wracając do elementu SF – albo wirus, albo ta cała AmuNet. Kiepsko z jednym i drugą… Wirus potrzebowałby czasu na rozprzestrzenienie się i czasu na inkubację, aby zadziałał na znaczącą część populacji, AmuNet wymagałaby czasu na implementację w znaczącej części populacji. Nie widzę w tekście niczego, co wyjaśniałoby powyższe kwestie. Ale to jeszcze prawie nic w porównaniu do podstawowego pytania: czy oprócz wyraźnie zwichniętego psychicznie Damiana nie było nikogo, kto zorientowałby się, jakie będą skutki uwolnienia wirusa / użycia AmuNeta? Zaistniałby motyw, podnoszący tekst na nieco wyższy poziom koncepcyjny. A tak zostało tylko to, czego czytelnik winien się przestraszyć…

Jak dla mnie, nie było czym.

Cóż, rozumiem, że tekst ma już trzy lata? Teraz pewnie radzisz sobie z pisaniem o wiele lepiej. 

Tutaj bym biblioklika i tak nie dał, nawet gdybym dawał :)

Faktycznie, tak jak wspomniano poprzednio – tekst wymaga jeszcze solidnej bety. Ja się na tym nie znam, ale niezręczności jest sporo, a moment kiedy “dowodzenie” przejął Rafał był najsłabszym punktem tekstu. Początek czytało się nawet znośnie, ale moment w którym Damian dostał kulkę jest związany ze zmianą stylu, jakbyś od tego momentu dokleił tekst pisany w innej sesji. Jednolity blok tekstu to nie jest coś, co lubią czytelnicy, sugerowałbym się tego wystrzegać.

Same gadżety pchające fabułę zbudowane trochę na siłę, ale nie będę się aż tak czepiać. 

Czymś co mi się wyjątkowo nie podobało, było przejście od jednego bohatera do drugiego. Zdecydowanie wolę w takich tekstach śledzić losy jednej osoby. 

W sumie cały tekst do pewnego stopnia mi się podobał, jakoś sobie zwizualizowałem wszystkie scenki. Myślę, że gdyby nad tym jeszcze posiedzieć, to potencjał jakiś jest.

 

Pozdrawiam, czwartkowy dyżurny :)

Mrok trysnął na jego twarz gorącą czarną krwią, a bestia zawyła. ← imo zbyteczna przesada

– Skup się na zadaniu(+,) żołnierzu.

bez wkrajania się w skroń ← wkrojenia

dotknięte przez znak czasu ← przez czas, nie znak

To niestety nie wszystko.

Dużo też problemów z interpunkcją.

Pomysł jest. Tekst wymaga edycji.

Niestety, klimat stalkerski nie pomógł temu opowiadaniu, a po lekturze czułem się zawiedziony z dwóch powodów.

Pierwszym był plot twist, który był w mojej ocenie totalnym deus ex machina. Pojawia się Damian, który w cudowny sposób się zregenerował, pomimo tego, że dostał kulkę w łeb przeszywającą mózg na wskroś. Rozumiem cudowny system, ale w takim wypadku ten system nie ma żadnych granic i może regenerować wszystko. Czytelnik tego nie wiedział, więc pogrzebał Damiana już całkiem i ruszył dalej z fabułą (która w sumie kręciła się tylko wokół zwalczaniu potworów), a tu niespodzianka.

Mój drugi zawód, to to, co nastąpiło po pełnej pouczenia i złowieszczego planu stworzenia świata na inny sposób. Pojawia się krótka informacja o rekordowym wyniku, co skłania do myślenia, że całość była jedynie symulacją. Poczułem się trochę tak, jakby bohater stwierdzał na koniec, że jednak mu się to śniło.

Pozytywy? Jakaś namiastka polskich realiów, swojskie imiona dla bohaterów. To sprawiało, że klimat był nieco bliżej.  

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

– Nie­po­kój budzi agre­sję. Agre­sja burzy pre­cy­zję. – po­my­ślał… -> Przed myśleniem nie stawia się półpauzy, albowiem myśli nie zapisuje się tak jak dialogu.Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

wyj­mu­jąc strza­łę z koł­cza­nu za­wie­szo­ne­go przy udzie. Przy udzie to znaczy gdzie? Gdzieś obok uda?

 

z jed­no­cze­snym pusz­cze­niem śmier­cio­no­śnej strza­ły w ruch. Ta cięła prze­strzeń dzie­lą­cą łowcę i zwie­rzy­nę na dwie czę­ści wy­do­by­wa­jąc przy tym przy­jem­ny dla ludz­kie­go ucha świst. → Strzała, aby przeciąć na pół przestrzeń dzielącą łowcę i zwierzę, musiałaby lecieć w poprzek tej odległości.

Skąd strzała wydobywała świst? A Może miało być: …wydając przy tym

 

be­stia ru­szy­ła do ataku, omi­nę­ła pę­dzą­cą strza­łę… → Obawiam się, że bestia nie ominęła strzały, mogła się przed ni a uchylić, uskoczyć przed nią, mogła jej także uniknąć.

 

szcze­rząc kły i wy­cią­ga­jąc ku niej swoje ma­syw­ne łapy. → Zbędny zaimek – czy wyciągałaby cudze łapy?

 

Re­ak­cja mu­sia­ła być szyb­ka, nie mogła więc być pre­cy­zyj­na. → Nie brzmi to najlepiej.

 

Be­stia ro­ze­rwa­ła szpo­na­mi za­le­d­wie udo swo­jej ofia­ry… → Zbędny zaimek.

 

Świat przy­brał jasne bia­ło-sza­re barwy→ Świat przy­brał jasne bia­łosza­re barwy

 

Wspie­ra­jąc się na rę­kach i wspo­ma­ga­jąc nie­na­ru­szo­ną nogą pró­bo­wał od­czoł­gać jak naj­da­lej od be­stii. → Co próbował odczołgać?

A może miało być: Wspa­rty na rę­kach, przy pomocy nie­na­ru­szo­nej nogi, pró­bo­wał od­czoł­gać się jak naj­da­lej od bestii.

 

Gład­ka lśnią­ca skóra be­stii w ma­je­sta­tycz­ny spo­sób uka­zy­wa­ła każdy naj­mniej­szy ruch mię­śni pod nią. → Na czym polegał majestat sposobu ukazywania mięśni przez skórę?

 

Jej czar­ne oczy łap­czy­wie po­że­ra­ły już zwie­rzy­nę. → Czy dobrze rozumiem, że Damian był już zwierzyną?

A może miało być: Jej czar­ne oczy już łap­czy­wie po­że­ra­ły zdobycz.

 

Zbli­ży­ła pysk do twa­rzy swo­jej zdo­by­czy… → Zbędny zaimek.

 

Wtedy Da­mian wbił w jej chła­pią­ce oko grot… → Na czym polega chłapanie oka?

 

Mrok try­snął na jego twarz go­rą­cą czar­ną krwią… → Wiem, jak tryska ciecz, a teraz chciałabym się dowiedzieć, jak tryska mrok.

 

Ostat­nią rze­czą jaką dane jej było wi­dzieć był sto­ją­cy dum­nie, za­ro­śnię­ty dziką ro­ślin­no­ścią po­mnik po­wstań­ców. → Powtórzenie. Czym przejawiała się duma stojącego pomnika?

 

zszedł z be­stii i ku­le­jąc po­zbie­rał łuk, strza­ły i przy­siadł pod po­mni­kiem na wprost be­stii. → Powtórzenie.

 

– Amu­Net roz­pocz­nij ana­li­zę. – po tych sło­wach… → – Amu­Net, roz­pocz­nij ana­li­zę. – Po tych sło­wach

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Cóż, Jakussie, na tym kończę lekturę Twojego dzieła.

Skoro nie zadbałeś, aby zaprezentować opowiadanie nadające się do czytania, straciłam wszelką ochotę na dalsze przedzieranie się przez tekst, którego wykonanie woła o pomstę do nieba, zwłaszcza że i tak nie zależy Ci na opiniach, skoro do tej pory nie raczyłeś odpowiedzieć na żaden komentarz.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka