- Opowiadanie: Toluca - Krótka historia namiętności

Krótka historia namiętności

Krótka historyjka, również tworzona kiedyś na konkurs. Bawcie się dobrze :) 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II, Użytkownicy V

Oceny

Krótka historia namiętności

Nagły powiew zastukał okiennicami, zwiastując jej przybycie.

Olvan drgnął bezwiednie, mocniej niż do tej pory. Gorączka trawiła go od kilku dni, jednak tego wieczora osiągnęła apogeum. Nie potrafił wyzbyć się dreszczy. W ogóle nie potrafił już kontrolować tego, co się z nim działo.

A jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie przed miesiącem, wszystko toczyło się zupełnie normalnie. Wioska tętniła życiem. Słychać było gwar, na który składały się szczebiot dzieci, gawędy kum i odgłosy prac wykonywanych przez mężczyzn. Obecnie na zewnątrz hulał jedynie wiatr. Ci, którzy mieli więcej szczęścia, odeszli. Pozostali dogorywali w swoich chatach.

Przez ciało Olvana przeszły kolejne drgawki. Były coraz częstsze i praktycznie niemożliwe do opanowania.

A wystarczył tylko jeden strudzony wędrowiec, który pewnego dnia zabawił chwilę w wiosce, pozostawiając po sobie nikomu nieznaną zarazę.

Serce zabolało go na to wspomnienie.

Choroba rozprzestrzeniła się błyskawicznie, atakując co słabszych mieszkańców. W tym jego rodziców. I przyjaciół. Krosty, duszności, gorączka. Kilka dni okropnej męczarni. A na koniec śmierć…

Kaszel zaatakował znienacka, prawie pozbawiając go oddechu.

To było takie niesprawiedliwe… Odchodził, a nawet nie zdążył jeszcze dobrze stać się mężczyzną. Nie zdążył wyznać pięknej Lotcie, tego, co do niej czuł…

Poczuł palące w oczy łzy.

Jego kochana Lotta… Nawet nie wiedział, czy wszystko z nią w porządku. Czy udało jej się wyjechać, czy może spotkał ją podobny, okrutny los?

Jedna ze słonych kropel pociekła mu po policzku.

Myślał o jej pięknych, złotych włosach. O uśmiechu, który zawsze malował się na jej twarzy. O głębokich, błękitnych oczach, w których odbijał się cały jego świat…

A teraz wszystko przepadło. Umierał. Nigdy już nie poczuje smaku jej warg. Ani jej delikatnej skóry pod swoimi palcami. Tak bardzo chciałby znaleźć się teraz w jej ramionach…

Drzwi do sieni skrzypnęły przeciągle. Mroźny wiatr wdarł się do pomieszczenia. Poczuł go mimo grubej pierzyny, którą był okryty. Z jego rozchylonych ust wydobyła się para.

Ścisnęło go w dołku.

A więc to będzie dziś. Przyszła po niego. Zabierze go na spotkanie z rodzicami i wszystkimi, których zabrała przed nim.

Ostatnim wysiłkiem uniósł głowę i otworzył oczy. Spojrzał na postać stojącą tuż przed jego łóżkiem, a jego serce gwałtownie przyspieszyło. Stała tam! Piękna jak zawsze. Włosy miała zaplecione w gruby warkocz. Jej twarz rozpromieniał uśmiech, a oczy… Oczy patrzyły na niego z prawdziwym uczuciem.

Zapomniał o toczącej się w jego ciele chorobie. W tamtej chwili nie liczyło się nic więcej jak to, że go nie opuściła. Że nie był już sam.

– Chciałem ci powiedzieć… – wychrypiał.

Podeszła do niego i położyła mu palec na ustach.

– Nie trzeba… – odparła i pogładziła jego wilgotne włosy. – Wiem wszystko…

Czując, jak jej ręka powoli wsuwa się pod kołdrę, zamknął oczy. Jej dłoń była niczym ukojenie dla jego rozpalonej skóry. Przesuwała się po jego torsie, a on czuł, jak powoli zmienia się napięcie jego mięśni. Nachyliła się nad nim i składając pocałunki na jego twarzy, po chwili znalazła się pod pierzyną. Powoli objął ją w talii i przysunął do siebie, sam nie wiedząc, skąd wziął na to siły. Nie oponowała. 

Poczuł na sobie jej chłodne ciało. Jego dłonie błądziły po jej piersiach, a gdy przerwał, by złapać oddech, ona zsunęła się między jego uda i racząc go pocałunkami, powoli dotarła rękami do jego bielizny.

Ciepło jakie nim zawładnęło, wprowadziło go w stan niezmierzonej błogości. Przestał myśleć, a jedynie odczuwał. Był szczęśliwy. Jak nigdy w całym swoim życiu. Kąciki jego warg uniosły się, a on sam odleciał gdzieś daleko.

 

 

***

 

 

Dlaczego to zrobiłaś?

Wysoka, blada postać stała przed łóżkiem, ze wzrokiem utkwionym w martwym młodzieńcu, na którego twarzy zastygł błogi uśmiech. Powoli obróciła głowę w stronę głosu. Jej puste oczy dostrzegły siedzącego na parapecie kota. Jedynego obserwatora całej sceny, który teraz wpatrywał się w nią wyczekująco, mrużąc żółte ślepia.

Postać zarzuciła kaptur na pozbawioną włosów głowę i podeszła bliżej okna. Na szybie z miejsca pojawił się szron.

– Było mi go żal – wyszeptała śmierć. – Każdy zasługuje na choć jedną, krótką chwilę namiętności…

Koniec

Komentarze

Siedemnaście odwiedzin i żadnego po nich śladu?

Nie da się tego szorta nazwać głęboko poruszającym, ale obojętnym mnie nie zostawił. Choroba Olvana, jego świadomość nieuchronnej śmierci, jego głęboki żal, że nie zdążył wyznać Lotcie miłości należą do klasycznych zabiegów, chwytów można powiedzieć. Nic nowego. Ale dość ładnie opisanego, bo bez rozwlekania ponad miarę. Dopiero podwójne zakończenie zdolne jest silniej poruszyć struny wrażliwości. Głęboko ludzki, humanitarny postępek Śmierci, przychodzącej po Olvana widzę jako właśnie taki, a nie przejaw naigrywania się z umierającego. Niech odejdzie w poczuciu spełnienia…

Toluco!

 

Serio, zdziwiła mnie mała ilość komentarzy (ba, cały jeden, i to sprzed godziny). Krótki szorciak, ale konkretny. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale na pewno nie zawiodłaś. Początek nierozwleczony, jest ukazanie świata i bohatera, jego emocje i zakończenie, które w pewnym sensie jednocześnie zaskoczyło, ale też w pewnym sensie spodziewałem się kim jest tajemnicza postać.

Krótkie, ale treściwe. I napisane dobrze (kilka błędów tylko wyłapałem), ładnie operujesz językiem.

 

gawędy kum

chodziło o kury?

 

Przez cało Olvana przeszły kolejne drgawki.

ciało, zabrakło i

 

No, teraz z czystym sumieniem mogę zgłosić do Biblioteki. ^^

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

 

Hej, hej.

 

Niewątpliwie jest tutaj jakaś rama i pomysł. Trochę przypomina mi Twój tekst historię Dziewczyny z mickiewiczowskich Dziadów:

 

“DZIEWCZYNA

Nic mnie, nic mnie nie potrzeba!

Niechaj podbiegą młodzieńce,

Niech mię pochwycą za ręce,

Niechaj przyciągną do ziemi,

Niech poigram chwilkę z niemi.

Bo słuchajcie i zważcie u siebie,

Że według Bożego rozkazu:

Kto nie dotknął ziemi ni razu,

Ten nigdy nie może być w niebie.”

 

I w Dziadach właśnie ten motyw, IMHO, ma większy sens, jest bardziej ludzki – oto ludzie odprawiają rytuał (dziady), żeby zbłąkane dusze mogły trafić do zaświatów. Dlaczego to robią? Bo jest to tradycja, bo chcą zapewnić spokój w okolicy, a wreszcie być może widzą siebie samych w tych zbłąkanych duszach i liczą na to, że ktoś podobny rytuał odprawi również dla nich, gdy będzie taka potrzeba.

Po co o tym piszę – bo u Ciebie tych elementów mi zabrakło, motywy Śmierci są dla mnie nieznane, przez to końcówka nie znajduje uzasadnienia w moich oczach.

 

Jeszcze pierdoła:

 

Przez cało Olvana przeszły kolejne drgawki

Ciało.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Poruszające. Pokazujące, że śmierć może być ‘ludzka’. Spodobało się.

– Każdy zasługuje na choć jedną, krótką chwilę namiętności…

Dziękuję wszystkim za komentarze i poświęcony czas :) 

 

 

Bar­ba­rian­Ca­ta­ph­ract kuma to potocznie przyjaciółka, sąsiadka ;) 

 

Ba­se­ment­Key przyznam, że lekko śmiechłam, bo porównanie prostego tekstu do fragmentu Dziadów, to trochę jak porównywanie barakowozu do willi. Na upartego można, tylko po co :D Ogólnie mam tak, że jeśli przeczytam dany temat (w przypadku konkursu) i zobaczę do niego konkretny obraz, to go opiszę. Jeśli czegoś w nim nie ma, to znaczy, że nie było to dla tej konkretnej sceny istotne ;)

O, dziękuję, człowiek uczy się nowości całe życie ^^

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Nastrojowe.

Przemyślałabym podział na akapity, bo w środkowej części tekstu prawie co zdanie zaczynasz nowy akapit. Może to tylko moje odczucie, ale przez to gorzej mi się czytało.

 

Choroba rozprzestrzeniła się błyskawicznie, atakując co słabszych mieszkańców. W tym jego rodziców. I przyjaciół. Nie szczędziła nikogo.

Jest tu jakaś sprzeczność: najpierw, że choroba atakowała słabszych, a potem, że wszystkich. Chodzi o to, że zaczęło się od słabszych, a potem się rozeszło na wszystkich?

 

Zapomniał o toczącej się w jego ciele chorobie.

Choroba może toczyć ciało, ale raczej nie toczyć się w ciele.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

min­de­na­mi­faj

 

"Jest tu jakaś sprzeczność: najpierw, że choroba atakowała słabszych, a potem, że wszystkich. Chodzi o to, że zaczęło się od słabszych, a potem się rozeszło na wszystkich?"

 

O kurka, rzeczywiście. Dzięki. 

Nie zgodzę się z AdamemKB, że shorta nie można nazwać głęboko poruszającym, bo ja bym miał ochotę użyć właśnie tych słów :)

Przepięknie oddałaś bezsilność młodego człowieka, powalonego przez zarazę na łożu śmierci. Te przemyślenia są mi wyjątkowo bliskie. Żyjąc z dnia na dzień nie zastanawiamy się zazwyczaj nad “szerszym spojrzeniem” na własny los, stąd wielu czytelnikom może wydać się to nieco nadmiernie egzaltowane i sentymentalne. Jednak według mnie uchwyciłaś tę przedśmiertną desperację w bardzo udany sposób. 

Normalnie dałbym klika do biblioteki, ale obiecałem sobie tego nie robić. Niech mądrzejsi literacko o tym zadecydują. O ile w ogóle tutaj zajrzą…

EDIT: A jednak, jak od 15.08 to trzymajmy się własnych słów ;D

 

Pozdrawiam, czwartkowy dyżurny.

si­lver_ad­vent

 

"Począwszy od 15.08.2022: nie nominuję do biblioteki i piórka, nie betuję tekstów."

 

Ależ dziś jest dopiero 14 :D

Nie no, śmieję się, nie mogłam się powstrzymać ;) Rozumiem i dziękuję za miłe słowa :) 

Ależ dziś jest dopiero 14 :D

 

O, dbałość o szczegół! :D Niczym u komisarza Przygody z “Va Banque” ;D 

si­lver_ad­vent bo wiesz jak jest, oko w cudzych zdaniach zawsze wychwyci więcej niż we własnych :D

Okej, w takim razie będę się trzymał własnej stopki i dziś, rzutem na taśmę, jeszcze tego biblioklika wrzucę :D

Uuu, niezłe! A raczej – bardzo mi się podobało. Są koty jest zabawa. Hmmm, napisane bez zarzutu, czepiać się nie będę. Faktycznie śmierć podarowała młodemu ostatni prezent przed odejściem. Smutne i ładne jednocześnie. Ocenię gwiazdkami :)

Pewnie powinnam się spodziewać podobnego zakończenia, a jednak zaskoczyło. Ostatnie zdanie najlepsze :)

BasementKey przyznam, że lekko śmiechłam, bo porównanie prostego tekstu do fragmentu Dziadów, to trochę jak porównywanie barakowozu do willi. Na upartego można, tylko po co :D Ogólnie mam tak, że jeśli przeczytam dany temat (w przypadku konkursu) i zobaczę do niego konkretny obraz, to go opiszę. Jeśli czegoś w nim nie ma, to znaczy, że nie było to dla tej konkretnej sceny istotne ;)

Jeżeli mój komentarz Cię rozśmieszył, dobre i to, miło mi, że dostarczyłem błahej rozrywki.

To są motywy, obecne w literaturze, z tym mi się skojarzyło, więc piszę. Idąc tropem Twojej odpowiedzi – mam na siłę wyszukiwać “barakowóz”, bo do Mickiewicza to tylko na kolanach?

Ja swoich historii nie traktuję jak wyrytych w kamieniu , uważam, że “obraz”, który widzi autor warto poddać obróbce. NF jest dla mnie swoistym warsztatem kształtowania procesu obróbki.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Klimatyczne osuwanie się w mrok śmierci głównego bohatera i dość szlachetne (a przez to niespotykane) zachowanie kostuchy. ;)

Stwierdzam jednak, że w ostatniej scenie widać, że to koty są najważniejsze na świecie, skoro nawet sama śmierć musiała się wytłumaczyć futrzakowi. 

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Pomimo szczególnego zachowania się Śmierci, Krótką historię namiętności uważam za dziełko mocno przygnębiające.

Bardzo mi przeszkadzał nadmiar zaimków.

 

Jego kochana Lotta… Nawet nie wiedział, czy wszystko z nią w porządku. Czy udało jej się wyjechać, czy może spotkał podobny, okrutny los?

Jedna ze słonych kropel pociekła mu po policzku.

Myślał o jej pięknych, złotych włosach. O uśmiechu, który zawsze malował się na jej twarzy. O głębokich, błękitnych oczach, w których odbijał się cały jego świat…

A teraz wszystko przepadło. Umierał. Nigdy już nie poczuje smaku jej warg. Ani jej delikatnej skóry pod swoimi palcami. Tak bardzo chciałby znaleźć się teraz w jej ramionach… → Nadmiar zaimków.

 

Poczuł go mimo grubej pierzyny, którą był okryty. Z jego rozchylonych ust wydobyła się para.

Ścisnęło go w dołku.

A więc to będzie dziś. Przyszła po niego. Zabierze go na spotkanie z rodzicami i wszystkimi, których zabrała przed nim. → Nadmiar zaimków.

 

Za­po­mniał o to­czą­cej się w jego ciele cho­ro­bie. → Raczej: Za­po­mniał o to­czą­cej jego ciało cho­ro­bie.

 

Czu­jąc, jak jej ręka po­wo­li wsuwa się pod koł­drę, za­mknął oczy. Jej dłoń była ni­czym uko­je­nie dla jego roz­pa­lo­nej skóry. Prze­su­wa­ła się po jego tor­sie, a on czuł, jak po­wo­li zmie­nia się na­pię­cie jego mię­śni. Na­chy­li­ła się nad nim i skła­da­jąc po­ca­łun­ki na jego twa­rzy… → Nadmiar zaimków. Lekka siękoza.

 

Po­czuł na sobie jej chłod­ne ciało. Jego dło­nie błą­dzi­ły po jej pier­siach, a gdy prze­rwał, by zła­pać od­dech, ona zsu­nę­ła się mię­dzy jego uda i ra­cząc go po­ca­łun­ka­mi, po­wo­li do­tar­ła rę­ka­mi do jego bie­li­zny. → Nadmiar zaimków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

re­gu­la­to­rzy

 

Wydaje mi się, że umieranie raczej jest przygnębiające, no ale mogę się mylić.

 

"Bardzo mi przeszkadzał nadmiar zaimków"

 

O kurczaki… Ale czy "zaimkoza" to faktycznie aż tak duży błąd, czy bardziej osobiste preferencje? 

 

 

Toluca – no warto mieć to na uwadze, bo przy zbyt dużym nagromadzeniu zaimków, tekstów nie czyta się dobrze. Są takie powykręcane, a poza tym bardzo wiele zdań można skonstruować w ten sposób, aby ich nie używać.

Tak jak wyżej – jest bohater i jest śmierć w postaci kobiety. Jest on i jest ona i to wiemy. Jeśli “zsunęła się” to “ona” jest całkowicie zbędne, bo mówi nam o tym czasownik. Jeśli “raczyła go pocałunkami” to też wiemy o kim mowa, więc zaimek nie ma sensu. W przypadku – “poczuł chłodne ciało” to zapewne nie mówimy o jego własnym ciele.

Tak samo dalej można napisać: Błądził dłoniami po piersiach, a gdy przerwał, by złapać oddech, zsunęła się […] I tak dalej. Jak widzisz, skutecznie je wyrzuciłem bez zmiany znaczenia, a sam tekst jest bardziej treściwy.

To tak jakby odparować z sosu nadmiar wody, że tak się posłużę kulinarną metaforą. :P

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Toluco, zaimki są potrzebne, ale nie wszystkie są niezbędne.

Nie wiem, czy zaakceptujesz poniższą wersję, ale udało mi się zredukować zaimki z dwunastu do zaledwie trzech. ;)

 

Kochana Lotta… Nawet nie wiedział, czy wszystko z nią w porządku. Czy zdołała wyjechać, czy może spotkał podobny, okrutny los?

Jedna ze słonych kropel pociekła po policzku.

Myślał o pięknych, złotych włosach dziewczyny. O uśmiechu, który zawsze malował się na twarzy. O głębokich, błękitnych oczach, w których odbijał się cały świat…

A teraz wszystko przepadło. Umierał. Nigdy już nie poczuje smaku warg Lotty. Ani delikatnej skóry pod palcami. Tak bardzo chciałby znaleźć się teraz w jej ramionach…  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sa­gitt 

 

"a poza tym bardzo wiele zdań można skonstruować w ten sposób, aby ich nie używać"

 

Wiem, wiem. I pisząc obecnie staram się tak właśnie konstruować zdania. A przynajmniej tak mi się zdawało, teraz już straciłam pewność. Muszę się temu przyjrzeć. Na pewno teraz już zawsze będę to mieć gdzieś z tyłu głowy przy tworzeniu zdań.

To tak samo jak przy pierwszym tekście, który tu wrzuciłam i re­gu­la­to­rzy zaznaczyła mi m.in. kelnerkę, która już chyba zawsze będzie mi towarzyszyć w głowie :D Mimo że teoretycznie miała tam prawo bytu, to jednak staram się nie używać takich wyrazów, a nawet jeśli, to zawsze napomknę, że wiedzę o nich mają z dawnego, lepiej rozwiniętego świata. Także nawet jeśli człowiek początkowo obruszy się na te uwagi, to one i tak zostają z nim już na zawsze ;) 

 

regulatorzy w wolnej chwili na pewno skorzystam z poprawek. Dziękuję :) 

Wierzę, że część rzeczy bierze się z zaaferowania pisaniem, a nie z niewiedzy. :)

 

Także nawet jeśli człowiek początkowo obruszy się na te uwagi, to one i tak zostają z nim już na zawsze ;) 

A to prawda. Do dzisiaj pamiętam uwagę promotora do pracy inżynierskiej, kiedy (w wielkim skrócie) napisałem, że materiały kompozytowe, które akurat robiłem, są wrażliwe na działanie promieniowania UV. Dostałem odpowiedź:

“One nie mogą być wrażliwe. Nie mają uczuć”. ;)

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Sa­gitt

 

“One nie mogą być wrażliwe. Nie mają uczuć”. ;)

 

Też dobre. A jak było poprawnie? "Podatne"? 

Tak, zmieniłem na “podatne”.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Hmmm. Nie przekonało mnie. Czuję się, jakbym wzięła udział w szybkim numerku fantastyki i erotyki. Ale coś mi się widzi, że jutro obie strony będą tego żałować, nie pasują do siebie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka