- Opowiadanie: KonradJ - Ognisty Kwiat

Ognisty Kwiat

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ognisty Kwiat

– To fatalny pomysł. Zawracajmy. – Bolan trzymał się kurczowo swoich towarzyszy.

– Cicho! – skarciła go Vastia. 

– Ale las nie jest najlepszym miejscem do chodzenia po nocy – zauważył Bolan.

– Cicho, proszę cię. – Dołączył się do dyskusji Balibor, który podobnie jak Vastia, miał już dość stękania Bolana.

– Ale… – Zająkał się Bolan.

Przystanęli. Vastia odwróciła się, wskazując na Bolana. Przybliżyła się i zagrzmiała:

– Mówię ci, że nie zawracamy. Słuchaj, ja nie odpuszczę rozumiesz? Nie odpuszczę! Muszę porozmawiać z matką. Chociaż spróbować się z nią skontaktować. Bo mam dość kłamstw! Dość! Nie chcę już słuchać mojej ciotki, co ciągle mi wmawia, że matka zginęła podczas najazdu Nordgardu[1]. To nie jest nawet logicznie możliwe! Ona nawet nigdy nie jeździła na północ Sorgardu. Zresztą nawet nie miła możliwości. Także, uwierz mi, że nic mnie nie powstrzyma przed tym, co mam zamiar zrobić.

– Dobrze, ale mów trochę ciszej. Proszę. Nie wiadomo co się czai w lesie. – Błagał Bolan.

Poszli dalej. Cała trójka. Vastia szła myśląc wyłącznie o celu: kamiennym kręgu w agenwarskim borze. Według mapy, którą udało jej się zdobyć u jednego z kupców, krąg znajdował się pomiędzy kolanami dwóch strumyków.

– Ćśśś! – Vastia przystanęła, a za nią pozostała dwójka. – Słuchajcie! To szum wody! Musimy być niedaleko kręgu!

Reszta także się wsłuchała i potwierdziła kiwaniem głowy.

Szli dalej. Vastia prowadziła.

Po jakichś dwudziestu minutach marszu, dotarli. Oczom ich ukazał się wielki ułożony z menhirów krąg. Na środku stał spłaszczony kamień, przypominający stół. Balibor podszedł do kamienia i zobaczył, że jest na nim wyryta dwunastoramienna gwiazda złożona z trzech kwadratów.

Vastia przeszłą się po kręgu i policzyła, że menhirów jest dokładnie dwanaście. Wyryte były na nich jakieś dziwne symbole, których nie rozumiała.

Bolan przyczepił się do Balibora, jak rzep do ogona i nie chciał się oddalić, mimo wyraźnych próśb.

Vastia podeszła do kamienia z wyrytą gwiazdą i oparła się o niego, wpatrując się w symbol.

– Co teraz? – spytał Balibor.

– Teraz musimy rozpalić ogień na tym kamieniu. Masz to krzesiwo i kawałek metalu, o które cię prosiłam?

– Tak, mam. – Balibor wyciągnął z chlebaka krzesiwo i kawałek metalu, który był chyba fragmentem podkowy, po czym podał je Vastii.

– Teraz musimy iść po drewno. Wystarczy zaledwie kilka patyków. Bolan! Chodź. Pójdziesz po drewno.  

– Co? Czemu ja?

– Żebyś przestał się bać i zobaczył, że nic cię tam nie zje. – Vastia pokazała palcem.

– Ale… – zaczął Bolan.

– Już! Idź!

Bolan poszedł ze spuszczoną głową w las. Po chwili wrócił z kilkoma gałązkami.

– No widzisz? Nie było tak strasznie. A teraz dawaj to, co żeś przyniósł. Bolan podał Vastii gałązki. Ta połamała je i ułożyła z nich mały stos, po czym wzięła krzesiwo i zaczęła uderzać o nie kawałkiem metalu. Po kilku uderzeniach udało jej się rozniecić ogień.

Bolan podbiegł do ognia, by schronić się w świetle.

Nagle ogień buchnął, niebezpiecznie blisko twarzy Bolana, który tak się przeraził, że aż upadł na ziemię.

Vastia i Balibor podeszli do płomieni, które co jakiś czas wyrzucały w górę ognistą kulę, która natychmiast znikała.

– Haha! – Zaśmiała się Vastia. – Widzisz? Działa! Patrz teraz.

Balibor uniósł jedną brew, nie wiedząc wyraźnie czego się spodziewać.

Vastia wzięła do ręki kawałek metalu, którym rozpalała ogień i rozcięła wnętrze prawej dłoni i pospiesznie kapnęła krwią w płomienie.

Nagle ogień buchnął na czerwono, a płomienie rozłożyły się niczym kwiat w słońcu.

– Tak, tak, tak! Matko przybywaj! – Krzyknęła na całe gardło Vastia.

Wypowiedziawszy te słowa, poczuła drgania. Drgania, które z każdą chwilą przybierały na sile. Rozejrzała się. Zobaczyła, że to menhiry się trzęsą. I że się… zbliżają?

Tak, zdecydowanie menhiry poruszały się w ich kierunku.

– Co się dzieje? – krzyknął przerażony Bolan.

– Vastia, chyba czas to przerwać. – Powiedział również przerażony Balibor.

– Nie! Nie po to tyle się przygotowywałam, żeby… – zaczęła.

– Nie rozumiesz? – krzyknął Bolan – Tu nie chodzi o to, że tyle i tyle się przygotowywałaś! Tu chodzi o to, żebyśmy przeżyli!

Po chwili kamienie się zatrzymały, tworząc zamknięty krąg, z którego nie było jak uciec. Bolan próbował i skończyło się to dla niego bolesnym upadkiem.

– Balibor! Pomóż mi! – Krzyknął Bolan, załamując ręce.

– Czekaj, chcę zobaczyć, co będzie dalej. – Odpowiedział wyjątkowo spokojnie Balibor.

– Ty też zdurniałeś? – Bolan próbował znów wspiąć się na szczelinę pomiędzy menhirami. Nic z tego.

Vastia wpatrywała się w ognisty kwiat, mając nadzieję, że coś w nim ujrzy. Nie zobaczyła nic.

Ktoś poklepał ją po ramieniu.

– Balibor nie teraz. – Spojrzała w prawo, na obolałego Bolana siedzącego przy menhirze. Patrzył na Balibora, klepiącego ją po ramieniu. Wyglądał na przerażonego i ciężko sapał, z szeroko otwartymi oczami.

– Ej, coś ty za jedna? – Spytał głos. Vastia natychmiast się obróciła. Zobaczyła kogoś, kogo nigdy w życiu nie widziała na oczy, przynajmniej tak jej się zdawało. Był to mężczyzna w średnim wieku, o siwiejących bakach i bujnym zaroście.

– A ty kim jesteś? – powiedziała wyjątkowo zdziwiona.

– Jestem Folbar – odpowiedział mężczyzna. „Folbar”. Vastia skądś znała to imię.

– No, a skąd się tu wziąłeś? – Dopytał Balibor za Vastię, która pochłonięta była oglądaniem twarzy mężczyzny.

– Ja… Nie mam pojęcia. Byłem w domu, popijałem grzańca i nagle patrzę i jestem tutaj.

– Ja-jakie masz zamiary? – spytał Bolan, cały się trzęsąc.

– Ach, stul dziób Bolan! – skarciła go Vastia.

– Chwila, chwila. ­– Folbar spojrzał na Bolana, który jeszcze bardziej się przeraził. – Jesteś Bolan? Syn Agaty i Rokara?

– T-t-tak – wyjąkał Bolan.

– A ty musisz być Balibor – Folbar spojrzał teraz na Balibora, który pokiwał głową potwierdzająco. Folbar aż otworzył usta ze zdziwienia. – To znaczy, że ty… ty… – Pokazał palcem na Vastię – ty jesteś Vastia! Tak! Poznaję cię! Te oczy, te włosy!

– Przepraszam, ale znamy się? I dlaczego jesteś tu ty, a nie moja matka?

– A czy twoja matka miała na imię Liliana?

– Skąd wiesz? – Spytała zszokowana.

– Skarbie. – Vastia aż uniosła brwi ze zdziwienia, że obcy nazwał ją „skarbem”. – Nie poznajesz mnie?

– Nie. Nie poznaję – pokręciła głową Vastia.

– To ja. Twój ojciec. – Chciał pogładzić Vastię po policzku. Ta jednak strąciła jego rękę.

– Niemożliwe. Nie jesteś nim. Mój ojciec uciekł ode mnie i matki, gdy miałam rok. – Vastia pokręciła głową.

– Jak możesz mnie nie pamiętać? – Folbar zacisnął pięści.

– Uwierz mi, mogę, bo cię nie znam człowieku!

– Naprawdę nie przypominasz mnie sobie? A nie pamiętasz tego, jak się bawiliśmy razem? Jak ładnie ci potrząsałem grzechotką? I jak mówiłem: „Zjaw  i duchów się nie boję, zawsze cię obronię”? – Vastia zmrużyła oczy i zastanowiła się chwilę. Te słowa rzeczywiście wydawały się znajome. Tylko nie była pewna, kto je wypowiadał.

Nagle w jej głowie mignęło jakieś zatarte wspomnienie, które natychmiast zniknęło.

– O, a pamiętasz to? – Wziął do ręki niewielki wisiorek na sznureczku, odwiązał go i pokazał Vastii.

– I co to ma być? ­– Vastia uniosła jedną brew.

– To twoje. Nie poznajesz? To fragment twojej pępowiny.

– Nie. Nie możesz być moim ojcem! Jedyną rzeczą jaką pamiętam o nim to było, że miał na lewej ręce… – przyjrzała mu się uważniej. Zobaczyła, że na lewej ręce ma starą bliznę. Wtem odezwały się wspomnienia. „A tą bliznę zrobił mi żarliwiec, podczas drogi do domu”.

– T-tata? – Spytała drżącym głosem.

– Tak, to ja – odpowiedział Folbar. Nagle jego głos wydał się o wiele cieplejszy.

– Tato! – Vastia rzuciła mu się w objęcia. Balibor uśmiechnął się, a wraz z nim Bolan, który widocznie przestał się już bać.

– Dobrze cię znów widzieć córeczko.

– A… a gdzie jest mama? – Spytała niepewnie Vastia. – Bo wywoływałam właśnie ją.

I znów przed oczami Vastii przeleciało wspomnienie. Tym razem było na tyle wyraźne, że dało się coś z niego odczytać. Ujrzała mężczyznę bez twarzy, który dobiera się do jej matki, mimo, iż ta tego nie chce. Widziała, jak mężczyzna ją bije i krzyczy.

Wtedy też przypomniała sobie, że pewnej nocy miała sen, w którym widziała mężczyznę bardzo podobnego do tego Folbara. „Ty durna kurwo! Daj mi to czego chcę, albo popamiętasz!” – Krzyczał mężczyzna.

Ale czy rzeczywiście to mógł być on? Czy to mógł być jej ojciec? Bo jeśli tak, to coś tutaj nie pasowało do siebie. Z opowieści jej rzekomego ojca wynikało, że był on wspaniałym człowiekiem, a wspomnienia mówiły, że był tyranem, który terroryzował swoją żonę i córkę.

– A dlaczego nazwałeś wtedy mamę „kurwą”, kiedy nie chciała ci dać tego czego chciałeś?

– A-ale… Zająkał się Folbar. – O czym ty mówisz? – Jego głos przestał być nagle ciepłą melodią.

– No wtedy, zaraz przed tym, jak ją pobiłeś i zrobiłeś jej krzywdę? – Te słowa ledwo przeszły Vastii przez gardło.

­– Słuchaj, nic takiego nie miało miejsca! – Niemal krzyknął Folbar.

– Jesteś pewien? To dlaczego za każdym razem gdy matka cię wspominała, to mi mówiła, jakim skurwysynem byłeś dla niej i dla mnie?

– Bo zasłużyłyście – szepnął Folban.

– Słucham? Coś ty powiedział?

– Że zasłużyłyście – Znów prawie szeptał.

– Nie słyszę! Powiedz jeszcze raz! – Vastia popchnęła ojca.

– Że zasłużyłyście! – Ryknął Folban. Bolan zatkał uszy, a Vastia pokręciła głową.

– Balibor – Vastia zwróciła się do niego i wyciągnęła otwartą dłoń. – Daj mi szmatę z chlebaka. Musimy zgasić ten ogień.

– Nie odważysz się – Pokręcił głową Folban.

– Czyżby? – Uśmiechnęła się ironicznie. Balibor podał jej właśnie dość dużą szmatę. Na tyle dużą, by zgasić ogień.

– Eh, no nic – westchnął Folban. – Kochanie, sama tego chciałaś. – Wtem wszyscy zobaczyli, jak Folban zaczyna się trząść i upada na ziemię.

– Co… co się dzieje? – Zapłakał Bolan.

Nikt nie wiedział. Wszyscy tylko patrzyli bezradnie jak Folbanowi wypadają włosy, jego głowa się wydłuża i zaczyna z niej wyrastać… poroże? Tak po chwili nikt nie miał wątpliwości, że było to poroże. Głowa Folbana wydłużyła się tak bardzo, że zaczęła przypominać jelenią, tylko pełną ostrych i spiczastych zębów. Ręce również się wydłużyły i zaczęły porastać futrem. Wypadły mu paznokcie u stóp – które zrobiły się na tyle duże, że szmaciane buty pękły – i u rąk, a na ich miejsce wyrosły długie i grube szpony. Przez cały ten czas Folban krzyczał w niebogłosy. Potem krzyk przerodził się w wycie, tak głośne, że wszystkim z uszu popłynęła krew.

Stanął przed nimi wyprostowany, w swojej nowej postaci. Był na tyle wysoki, że czubkami poroża wystawał ponad menhiry. Wszyscy krzyczeli. Bolan najgłośniej.

 – A mogłaś to zachować dla siebie – powiedział tylko, zanim rzucił się na Balibora i wygryzł mu gardło. Potem doskoczył do Bolana, który ze wszystkich sił próbował wspiąć się na menhir i uciec z zamkniętego kręgu. Nic to jednak nie dało, bo Folban złapał go za nogi i zaczął rozciągać na boki, póki nie urwał mu lewej nogi i nie zmiażdżył głowy. Na koniec zostawił Vastię. Ją postanowił zabić szybko. Otworzył paszczę i jednym płynnym ruchem odgryzł jej głowę.

Gdy nastanie świt i myśliwy Wacław z okolicznej wioski wyruszy na polowanie znajdzie zmasakrowane ciała młodych i ogłosi to całej wsi. Po tygodniu przyjedzie wezwany na miejsce czarodziej, by zbadać sprawę. Stwierdzi wtedy, że młodych zabił wendigo – jeden z najniebezpieczniejszych graniczników. Wypowie też te słowa: „Nie ma co zadzierać z drugą stroną”.

 

[1] W latach 676-679 miała miejsce inwazja Nordgardu na Sorgard.

Koniec

Komentarze

Twoja historia ma kilka, jak dla mnie, problemów – nie poznaję postaci za bardzo, brakuje wprowadzenia w klimat otoczenia, ogólnie jest też nieco przegadana. Zdecydowanie moment śmierci bohaterów zbyt krótki, niewykorzystany.

 

Na plus – ogólnie dobrze napisane, historia ciekawa, ciekawy opis rytuału, ogólnie potencjał jest.

 

Problemem jest też zbicie nieco potocznego tonu rozmowy córki z ojcem z powagą sytuacji, które momentami nie gra, np. – Kochanie, sama tego chciałaś., między praniem brudów a spektakularną śmiercią.

 

Trochę zdziwił mnie wendigo w nordyckim settingu?

 

Czasem lepiej nie wiedzieć za dużo o swojej rodzinie :)

 

Łap poradnik co do dialogów:

https://www.fantastyka.pl/loza/14

 

Chyba literówka:

– To fatalny pomysł. Zawracajmy. – Bolan trzymał się kurczowo sowich towarzyszy.

Dla mnie to “rozumiesz” w dialogach trochę potoczne i współczesne, ale to nie jest duży problem. Tak samo “słuchaj”.

Słuchaj, ja nie odpuszczę PRZECINEK rozumiesz?

Literówki, “że” raczej zbędne.

Z resztą nawet nie miła możliwości. Także, uwierz mi, że nic mnie nie powstrzyma przed tym, co mam zamiar zrobić.

Czasem niepotrzebnie są kropki, np. “Proszę” jako oddzielne zdanie.

Po chwili wrócił z kilkoma gałązkami.

Powyżej potencjał na dobrą scenę zmarnowany :)

 

Niemożliwe. Nie jesteś nim. Mój ojciec uciekł ode mnie i matki, gdy miałam rok. – Vastia pokręciła głową.

– Jak możesz mnie nie pamiętać? – Folbar zacisnął pięści.

Ten dialog nieco zabawny wyszedł :) Wspomnienia z dzieciństwa zaczynają się od 2,5 roku jakoś, ale takie, żeby wyciągnąć z nich jakieś głębsze treści, to jeszcze później.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hej!

Wyłapałam trochę literówek, powtórzeń etc.

Bolan trzymał się kurczowo sowich towarzyszy.

Nie chcę już słuchać mojej ciotki, co ciągle mi wmawia

Raczej “która”.

To nie jest nawet logicznie możliwe! Ona nawet nigdy nie jeździła na północ Sorgardu.

Z resztą nawet nie miła możliwości.

Także, uwierz mi, że nic mnie nie powstrzyma przed tym, co mam zamiar zrobić.

Końcówka nic nie wnosi, to jest taki tani chwyt, żeby podbudować napięcie “a cóż ona takiego może planować”.

którą udało jej się zdobyć u jednego z kupców

Szyk

Czy nie prościej byłoby napisać: “którą z trudem zdobyła u jednego z kupców”.

Vastia przeszłą się po kręgu

“po kręgu” – czyli wspinała się na te menhiry? Tu raczej pasowałoby “wokół”, “wewnątrz”, “dookoła”.

A teraz dawaj to, co żeś przyniósł.

Bolan podał Vastii gałązki.

Powinno być w nowym akapicie.

Po kilku uderzeniach udało jej się rozniecić ogień

Szyk.

Po kilku uderzeniach udało jej się rozniecić ogień.

Bolan podbiegł do ognia, by schronić się w świetle.

Nagle ogień buchnął, niebezpiecznie blisko twarzy Bolana, który tak się przeraził, że aż upadł na ziemię.

– Co się dzieje? – krzyknął przerażony Bolan.

– Vastia, chyba czas to przerwać. – Powiedział również przerażony Balibor.

inne duperele

Zdecydowanie nie pasuje do konwencji fantasy.

 

Bolan próbował znów wspiąć się na szczelinę

Wspinanie się na szczelinę – nie jestem w stanie sobie wyobrazić.

Raczej: przecisnąć się przez szczelinę.

Vastia uniosła brwi ze zdziwienia, że obcy nazwał ją „skarbem”.

Zbędne.

Nagle w jej głowie mignęło jakieś zatarte wspomnienie, które natychmiast zniknęło.

Zdublowana informacja. Skoro mignęło, to logiczne jest, że musiało szybko zniknąć.

albo ci tak wpierdolę, że popamiętasz!

Użyty wulgaryzm brzmi zbyt współcześnie. Pierwotne znaczenie “pierdolić” to “gadać od rzeczy, opowiadać banialuki” i takie użycie było notowane już kilkaset lat temu, ale w znaczeniu, którego użyłeś to już wynalazek współczesny.

– A-ale… [-] Zająkał się Folbar.

Oznaczyłam brak myślnika. “Zająkał się” to zdecydowanie nie jest poprawna forma. “Zajęczał Folbar” “Jęknął Folbar”, wydukał, wystękał itd.

Tak po chwili nikt nie miał wątpliwości, że było to poroże.

Przecinek po “tak”.

Głowa Folbana wydłużyła się tak bardzo, że zaczęła przypominać jelenią, tylko pełną ostrych i spiczastych zębów. Ręce również się wydłużyły i zaczęły porastać futrem.

Wypadły mu paznokcie u stóp – które zrobiły się na tyle duże, że szmaciane buty pękły – i u rąk, a na ich miejsce wyrosły długie i grube szpony.

To jest konstrukcja z gatunku karkołomnych. Osobiście lubię podejście logiczne. Np. żeby zobaczyć co się stało z paznokciami u stóp, najpierw trzeba się pozbyć butów.

Np: Stopy zrobiły się tak duże, że szmaciane buty pękły. Paznokcie u stóp i rąk odpadły (brzmi lepiej niż “odpadły”), a na ich miejsce wyrosły długie i grube szpony.

Przez cały ten czas Folban krzyczał w niebogłosy. (…)

Wszyscy krzyczeli.

Trochę za dużo tego krzyku. Tzn. sam fakt, że wszyscy krzyczeli jest OK, tylko za dużo pojawia się tego słowa w tym fragmencie tekstu.

 

Ogólne wrażenia:

  1. Mam mieszane uczucia, ponieważ nie rozumiem do końca co się stało w przeszłości (gdzie jest ta matka?), jaka była motywacja wendigo (na początku był dla niej miły), czym kobiety “zasłużyły” sobie?
  2. Mamy trójkę bohaterów, z których główna postać jest zarysowana całkiem dobrze, jeden chłopak jest nieco karykaturalny, a trzeci nijaki. Dlaczego obaj chłopcy poszli z dziewczyną do lasu? Domyślam się, że ten tchórzliwy to taki typowy “follower”, pójdzie tam, gdzie mu każą. A ten drugi?
  3. Imiona obu chłopaków są zbyt podobne, przez to łatwo się pogubić. Do tego Folbar, też podobnie brzmiące imię.
  4. Główna bohaterka twierdzi, że się długo przygotowywała do tego rytuału. Rozumiem, że wiązało się to między innymi z “riserczem”. Co się stało, że rytuał nie zadziałał zgodnie z założeniem? Dlaczego pojawił się ojciec, a nie matka?
  5. Zaskoczyła mnie rzeź na końcu.
  6. Było napięcie, tzn. czułam, że ta wyprawa się dobrze nie skończy. “Żebyś przestał się bać i zobaczył, że nic cię tam nie zje.” Spodziewałam się, ze zostanie zjedzony, a on został rozerwany, ale efekt grozy był.

Pozdrawiam :)

 

 

Witaj.

 

Opowiadanie pełne nagłych zwrotów akcji, całkowicie nieprzewidywalnych, mocne w przerażających opisach, szczególnie pod koniec. „Masakra jeleniopodobną szczęką niemechaniczną” – że tak ją nazwę – robi na czytelniku piorunujące wrażenie. :) Zakończenie wymaga rozwinięcia i dokładniejszego dopracowania.

 

Ze spraw technicznych:

Od razu rzuca się w oczy, że warto spojrzeć dokładniej na zasady zamieszczania dialogów, bo w Twoim opowiadaniu są one zapisane błędnie. Przykłady:

– Dobrze, ale mów trochę ciszej. Proszę. Nie wiadomo co się czai w lesie. – Błagał Bolan.

– Vastia, chyba czas to przerwać. – Powiedział również przerażony Balibor.

– Balibor! Pomóż mi! – Krzyknął Bolan, załamując ręce.

– No widzisz? Nie było tak strasznie. A teraz dawaj to, co żeś przyniósł. Bolan podał Vastii gałązki. Ta połamała je i ułożyła z nich mały stos, po czym wzięła krzesiwo i zaczęła uderzać o nie kawałkiem metalu. Po kilku uderzeniach udało jej się rozniecić ogień.

– Skąd wiesz? – Spytała zszokowana.

„Ty durna kurwo! Daj mi to czego chcę, albo ci tak wpierdolę, że popamiętasz!” – Krzyczał mężczyzna. (przy okazji, warto zaznaczyć, że tekst zawiera wulgaryzmy)

– Że zasłużyłyście! – Ryknął Folban.

 

I ja mam z tym wiele problemów i nadal muszę owe zawiłe zasady sobie przyswajać. :)

 

To zdanie jest dla mnie niezrozumiałe:

Z resztą nawet nie miła możliwości.

Czy chodziło o zapis?:

Zresztą nawet nie miała możliwości.

 

Podobnych literówek (jakie i dla mnie są odwieczną zmorą) jest w tekście dużo, np.:

– To fatalny pomysł. Zawracajmy. – Bolan trzymał się kurczowo sowich towarzyszy.

 

Dobrze przeczytać sobie też na głos kilkakrotnie swoje opowiadanie pod kątem poprawek interpunkcyjnych, ponieważ w tym temacie jest wiele rzeczy do uzupełnienia. Np. w zdaniu:

Po jakichś dwudziestu minutach marszu, dotarli.

przecinek jest całkowicie niepotrzebny.

 

Głośne, kilkakrotne czytanie pozwoli również uniknąć takich oto powtórzeń:

Vastia i Balibor podeszli do płomieni, które co jakiś czas wyrzucały w górę ognistą kulę, która natychmiast znikała.

Można np. przerobić powyższe zdanie w następujący oto sposób:

Vastia i Balibor podeszli do płomieni, co jakiś czas wyrzucających w górę ognistą kulę, która natychmiast znikała.

 

… czy też stylistycznych usterek:

„A tą bliznę zrobił mi żarliwiec, podczas drogi do domu”.

 

Opowiadanie jest na pewno horrorem, zatem i ten tag warto wstawić . :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cóż, Konradzie, opisałeś dość dziwną i makabryczną scenę, a ja nie mogę się pozbyć wrażenia, że to nie opowiadanie, a zaledwie fragment czegoś większego. Pewnie dlatego nie bardzo pojmuję, co miałeś nadzieję opowiedzieć.

Wykonanie, co stwierdzam ze smutkiem, pozostawia bardzo wiele do życzenia, jednak uznałam, że łapanka nie jest Ci do niczego potrzebna, skoro błędy wskazane przez wcześniej komentujących nadal nie są poprawione, a Ty do tej pory nie raczyłeś odpowiedzieć na choćby jeden komentarz.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Troszkę nielogiczne jest to, że na zmianę uciszają się i wrzeszczą;)

 

– Ale… – Zająkał się Bolan.

Zająkał się brzmi dziwnie, ale powinno być z małej.

Zresztą nawet nie mi[a]ła możliwości.

Bolan przyczepił się do Balibora, jak rzep do ogona i nie chciał się oddalić, mimo wyraźnych próśb.

Kiedy to sobie wyobrażam pryska nastrój niepokoju;)

 

Opowieść kończy się bardzo brutalnie. Gdyby nie ogrom błędów i pewne niezręczności (powtórzenia) byłby całkiem niezły klimat grozy. Zgadzam się z przedpiścami, że opko wydaje się raczej fragmentem niż całością, brakuje wprowadzenia i głębi. Powtórzę się, że warto betować, bo usunięcie błędów, wygładzenie kantów powoduje, że pomysł ładniej się potem błyszczy, a pomysł jest;)

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka